Krwawy biznes

Seamair
Gif :
Krwawy biznes  Zero-two
Godność :
Erin Collins ale mów mi Seamair.
Wiek :
Już 19 lat gości mnie ten Świat.
Rasa :
Cyrkowcem się stałam lecz wcale nie chciałam...
Wzrost / Waga :
166 cm /46kg
Znaki szczególne :
Urocze acz ostre rogi na czubku głowy, drapieżne spojrznie o barwie szkarlatu, ozdoby w kształcie czterolisnej koniczyny.
Pod ręką :
Zestaw noży do rzucania, magiczne akcesoria, bezdenna sakwa..
Broń :
Srebrny rapier oraz zestaw noży do rzucania.
Zawód :
Samozwańcza opiekunka wszelkich bestii (szczególnie tych zamieszkujących Malinowy Las).
https://spectrofobia.forumpolish.com/t269-seamair#413 https://spectrofobia.forumpolish.com/t1114-seamair
SeamairPoskramiacz
Poskramiacz
Krwawy biznes
Pią 9 Gru - 19:06
To wszystko było dziwne. Cała ta misja, do której wybrano mnie tak niespodziewanie, że ostatnie dni niemal zamazały się w mojej pamięci. Przygotowania, podróż do Świata Ludzi, spotkanie z Lunatyczką, która zapoznawała mnie ze szczegółami całej akcji oraz pozostawiła mi niezbędne wyposażenie wraz z namiarami przygotowanej dla mnie siedziby. O ile tak ową, można było nazwać pokój w przydrożnym hostelu znajdującym się na granicy miasta. To właśnie w nim spędziłam ostatnie dni, czekając na nowe informacje od Lazuli, która miała udać się na zwiad do kliniki, będącej celem naszej misji. Po niepokojącym wzroście pogłosek, dotyczących dziwnych praktyk, które ponoć odbywały się w rzeczonym miejscu, Stowarzyszenie postanowiło lepiej przyjrzeć się tej sprawie. Ponoć klinika była zamieszana w handel organami... a wiadomo z kim łatwo powiązać tego rodzaju działania. Plotki i podejrzenia zyskały na wiarygodności, gdy połączyło się je z wiadomościami na temat zaginięć, do których ponoć dochodziło na obrzeżach miasta coraz częściej. Dziwić, mógł jednak fakt, że spora część zaginięć ostatecznie odnajdywała szczęśliwy finał, powracając do swych domów i życia. Niestety szczęście nie uśmiechało się do wszystkich... dlatego po tym, jak moja aktualna partnerka od dwóch dni nie dawała znaku życia, postanowiłam wziąć sprawy we własne ręce. A jeśli faktycznie miejsce miał zbrodniczy proceder, to należało położyć mu kres... bez względu na to, do jakich metod trzeba się będzie uciekać.
Znałam adres, pod którym mieściła się podejrzana placówka medyczna, a dzięki ostatnim raportom on zaufanego informatora Lazuli, dowiedziałam się również, że aktualnie na tamtejszym rynku pożądanym towarem jest krew. Podobno dawcy mieli otrzymywać całkiem pokaźną sumę za oddanie swego cennego osocza. Lepsze to niż dajmy na to nerki... nie wszystkich swoich organów miałam podwójny zasób, tak jak było to w przypadku serca. Rzecz jasna, nie miałam najmniejszego zamiaru dać się tknąć, nawet gdyby mowa była tylko o paru kroplach krwi. Wystarczyło, że mogłam podać się za potencjalnego dawcę zainteresowanego zarobkiem. W ten prosty sposób mogłam wślizgnąć się do ośrodka i zdobyć niezbędne informacje.
Plan może i nie był idealny, ale miałam już serdecznie dość bezczynnego czekania. Szczegóły a co ważniejsze strategie, gdyby coś poszło nie po mojej myśli, zamierzałam wymyślić po drodze do samego ośrodka. A w ostateczności w końcu byłam Czarownicą, a nam nie mogło brakować kreatywnego i twórczego myślenia. Zatem z improwizacją również winnam sobie poradzić.
Doradzono mi, aby przebywając w Świecie Ludzi ograniczyć liczbę magicznych przedmiotów, które ze sobą noszę. Ponoć zbyt wysokie stężenie energii potrafiło, wprowadzać zakłócenia w ludzkiej elektronice... a ja nie chciałam stać się obiektem zbędnych podejrzeń. Stosując się do rad zwierzchnictwa, pozostawiłam przy sobie jedynie te z artefaktów, które mogłam ukryć pod postacią ozdóbek (Tchnienie muzy, Pierścień ognia, Mortis Anulum oraz Animicus). Nadal nie miałam pewności czy to nie za wiele, z drugiej jednak strony nie miałam zamiaru udawać bezbronna na potencjalny teren wroga.

Pozostawała jeszcze kwestia odpowiedniego kamuflażu. Na tym tle była z siebie całkiem zadowolona, bowiem znalazłam sposób na swobodne poruszanie się wśród ludzi, bez konieczności ciągłego pilnowania, aby kaptur płaszcza czy czapka zakrywały moje rogi, zaś szkła ciemnych okularów skrywały szkarłat spojrzenia. Już pewien czas temu natrafiłam na formułę eliksiru, który po wypiciu miał sprowadzić aparycję przeciętnego Lustrzanina do bardziej ludzkiego wymiaru. Przypomniałam sobie o owym specyfiku, gdy tylko dostałam wezwanie na misję... niestety czasu na jego sporządzenie miałam niewiele, a alchemia nie lubi pośpiechu.
Właśnie dlatego moje zadowolenie było częściowe, eliksir okazał się niedopracowany, o czym mogłam przekonać się, spoglądając w hostelowe lustro. Czułam się skonsternowana, spoglądając na swoje oblicze, które teraz stało się dziwnie delikatne... Bez rogów, zaostrzonych kłów i drapieżnie zwężonych źrenic połyskujących na tle szkarłatnych tęczówek... czułam, jakbym przypatrywała się jakiejś obcej dziewczynie. Tym, co nie uległo zmianie, choć w teorii powinno, był kolor moich włosów, nadal przywodziły na myśl kolor kwiatów kwitnącej wiśni. Sprawiało mi to jednoczesny zawód, ale i dodawało otuchy, broniąc przez zupełnym wyobcowaniem swego wizerunku. W ostatecznym rozrachunku uznałam, iż to niedociągnięcie nie powinno przysporzyć mi problemów, wszak mieszkańcy tego świata czasem farbowali swoje włosy.

Aktualny wygląd po zażyciu eliksiru

Po przebraniu się w przygotowany wcześniej strój (ponoć pasujący do aktualnej mody i reprezentowanego przeze mnie przedziału wiekowego) zabraniu torebki z kilkoma przydatnymi szpargałami mogłam w końcu wyruszyć. Po zastanowieniu w ostatniej chwili upchnęłam do torby bolerka niewidko, co zaproponowała ta bardziej pesymistyczna część mojego umysłu.

Na miejsce musiałam dotrzeć na piechotę, co nie stanowiłoby problemu, gdyby nie fakt, że tutejsza pogoda okazała się równie kapryśna co w moim rodzimym świecie... i natrafiłam na istne oberwanie chmury. Niewielka składana parasolka, stanowiąca cześć mojego wyposażenia nie przeżyła starcia z coraz silniejszymi podmuchami wiatru i już w połowie mojej trasy stała się bezwartościowym balastem. Pozbyłam się jej, sama za to przyspieszając kroku, aby dobrzeć do kliniki możliwie jak najprędzej.
Gdy w końcu dotarłam pod właściwy adres, zegar wskazywał kwadrans po dwudziestej drugiej, a zatem rzekomy „nocny dyżur” powinien się już rozpocząć.

Stojąc już pod niewielkim zadaszeniem naprzeciw wejściowych drzwi, dałam sobie krótką chwilę na złapanie oddechu. Byłam kompletnie przemoczona, czego dowodem była niewielka kałuża powstała tuż pod moimi stopami. Cóż... desperatce, która jest w stanie sprzedać własną krew za trochę złot- znaczy gotówki, na pewno odrobina deszczu nie powinna być straszna.
Koncentrując się i zagłębiając w roli, którą miałam odegrać, chwyciłam za klamkę, lecz drzwi okazały się zamknięte... Ponownie rzuciłam okiem na godzinę, upewniając się, czy nie przybyłam za wcześnie, ale czas się zgadzał.
Moja pięść, już miała spotkać się z masywnymi drzwiami, gdy nagle natrafiłam spojrzeniem na niewielki przycisk z symbolem dzwonka. Pod nim widniała niewielka karteczka o treści „proszę dzwonić”. Zastosowałam się do jej treści, a po okolicy rozległ się długi i mało przyjemny dźwięk, który trudno było zignorować.


~ Aktualny ubiór ~



Fabuła - Karczma Lalek
Spoiler:

Powrót do góry Go down





Jo
Gif :
Krwawy biznes  5PUjt0u
Godność :
Joe Moss
Wiek :
26
Rasa :
Człowiek
Wzrost / Waga :
175/68
Pod ręką :
Smartfon, słuchawki, portfel, tytoń, zapalniczka, bletki, papierośnica, klucze
Broń :
Lasko-szpada
Zawód :
Inżynier w MORII
https://spectrofobia.forumpolish.com/t887-joe-moss https://spectrofobia.forumpolish.com/t1090-joe
JoInżynier
Inżynier
Re: Krwawy biznes
Pon 12 Gru - 22:26
Jo ze zniecierpliwieniem obserwował zbierające się pielęgniarki. Pełnił dziś nocny dyżur i dzięki niewielkiemu obłożeniu oraz wiecznie brakującym środkom, odbywał go sam. Nie brzmi to, jak kariera w prosperującej klinice, ale dla niego było to wymarzone miejsce. Trafiający tu ludzie zwyczajnie nie mieli wyboru, a wśród takich najłatwiej było dokonać kilku naciągnięć.
Jeden z dzisiejszych pacjentów, Tom, leżał w sali numer sześć. Wstrząs kardiogenny. Jego stan, pozornie ustabilizowany, pozostawiał wiele do życzenia, o czym wiedział tylko Jo. Stojąc w holu, jednym uchem nasłuchiwał, jak serce Toma z coraz większym trudem pompuje krew, a drugim wyczekiwał odgłosu zamknięcia drzwi wyjściowych. Trzask - biegiem ruszył do magazynu po wstrzykiwacz adrenaliny i wparował do pokoju numer sześć, zaskakując pacjenta. Doktorze, trochę mi sła... - próbował się poskarżyć, nim jednak dokończył zdanie, Jo odsłonił mu klatkę piersiową i wtłoczył do jego serca końską dawkę hormonu. Działanie było natychmiastowe jednak, zamiast krzyknąć, pacjent wgryzł się zębami w materiał, który Jo z nadludzką prędkością obwiązał mu wokół głowy. Chwilę później przy pomocy skórzanych pasków, ofiara została unieruchomiona i podwieszona do góry nogami, niczym królik przygotowany do oskórowania. Hak w suficie, mający pomóc pielęgniarką w przerzucaniu pacjentów z wózków na łóżka, po godzinach pomagał wampirzemu lekarzowi przerzucać chorych z łóżka do trumny.
Czekając, aż ta pozycja odpowiednio rozszerzy tętnice mózgowe, Jo przygotował worki na krew, dreny i grube wenflony. Następnie wpakował w chorego kolejne dawki adrenaliny oraz leki na rozrzedzenie krwi, tym razem w uda. Najważniejsze jest wyciśnięcie jak największej ilości krwi, w jak najkrótszym czasie, najlepiej z jeszcze żywego ciała, toteż nie można przedobrzyć z mięśniem sercowym. Zdobywanie krwi, wykluczając kilka pomniejszych różnic, było dość podobne do parzenia kawy. Najlepiej smakuje świeżo zmielona (uśmiercona), na której dokonało się preinfuzji (przyśpieszenia przepływu krwi) i dobranie odpowiedniego stosunku fusów do wody (wyssanie krwi z okolic czaszki, po odpowiednio długim zwisaniu, najbogatszej w mikroskładniki).
Gdy Tom zaprzestał wierzgania, Jo przy pomocy małej latarki sprawdził jego źrenice. Definitywnie odpływał, a przy życiu trzymało go zaledwie kilka zautomatyzowanych funkcji organizmu. Był to najlepszy moment. Wampirzy lekarz wbił dwie igły, nieco ponad uszami i z cieknącą mu po języku śliną obserwował, jak ciecz zaczyna spływać do woreczków. Dryyyyyyyyyń! - dźwięk dzwonka kompletnie wybił go z równowagi. Czyżby któraś z pielęgniarek czegoś zapomniała? A może to już pierwszy klient? Na myśl o tym, że jakiś krwiopijca przybył tak wcześnie po zapasy, rozgorączkowała go. Taki pośpiech oznacza duży głód, a wampir na dużym głodzie ciągnie za sobą duże problemy. Jo wyszedł z pokoju numer sześć, zamykając drzwi na klucz. Miał około pięciu minut do momentu, aż worki będą pełne. Musi szybko załatwić tę sprawę.
Pobiegł przez korytarz do drzwi wejściowych, a powiewający za nim kitel tworzył wrażenie, jakby do holu wlatywał duch. Z pewnością iluzję tę podtrzymywał fakt, że Jo miał na sobie również białą koszulę i jasno-niebieskie spodnie, jednak z drugiej strony czerwone trampki kontrastowały z pozostałą częścią jego ubioru. Uchylił drzwi, siląc się na jak najbardziej uprzejmy uśmiech. Dobry wieczór - rzekł, widząc przed sobą młodą kobietę. Z pewnością nie była pracownikiem kliniki. Wampirzycą również, Jo by to wyczuł. Próbował więc zgadnąć, czy ma do czynienia z kolejną pacjentką, czy też krwiodawcą. Ci drudzy przychodzili ostatnio coraz rzadziej, a zdecydowanie była to wina Jo i jego nieekonomicznego podejścia do ochotników. Widząc, że dziewczyna jest przemoczona do ostatniej nitki, zaprosił ją do środka. Co Panią do nas sprowadza? - spytał, zamykając drzwi. Miał zamiar zdobyć szybkie rozeznanie w sprawie, a następnie zaproponować jej ręcznik i suszarkę. Droga do kantorka wiodła obok pokoju numeru sześć, więc mógłby niepostrzeżenie odłączyć worki. Nieznajomej i tak trzeba było zaoferować ogrzanie się, Jo bowiem świetnie wyczuwał, jak krew w jej żyłach toczy się dość nieapetycznie w wyniku wyziębienia się przez deszcz.

Powrót do góry Go down





Hunter
Gif :
Krwawy biznes  5PUjt0u
Godność :
Hunter Mordecai Cross
Wiek :
22
Rasa :
Człowiek
Wzrost / Waga :
210cm/160kg
Pod ręką :
Sakiewka
https://spectrofobia.forumpolish.com/t729-hunter-cross#8892 https://spectrofobia.forumpolish.com/t1086-hunter
HunterNieaktywny
Re: Krwawy biznes
Sro 14 Gru - 21:04
Ostatnimi czasy, klienci stawali się coraz bardziej wybredni. Jedni chcieli krew o większym natężeniu alkoholu, inni jak najbardziej czystą, bez żadnych dodatków. Czyli krew zdrowej osoby, bez użycia ani miligrama adrenaliny by ułatwić drenaż. A byli jeszcze tacy, co chcieli by krew była pobrana w konkretny sposób, czyli na przykład przez rozcięcie żył, albo z danej części ciała. Ech...wydziwiają. Ale cóż. Klient nasz pan czyż nie?
Kilka dni temu trafiła nam się za to perełka. Błękitna krew? Takiego czegoś nie spotyka się na codzień, a tym bardziej nie sprzedaje się tego później za niską cenę. Choć z szukaniem klientów na to, trzeba się już wziąć na poważnie i wiedzieć, komu to sprzedać by nie stracić ani kasy ani nic innego.
Dziś przyszedł dzień na zdobycie nowego towaru. Doktorek miał mieć nocny dyżur sam, do tego coś wspominał, że ma jakiegoś denata, który raczej za długo i tak nie pociągnie.
Obserwowałem wejście, czekając aż pielęgniarki się ulotnią. Jednak nie dołączyłem do doktorka, by czasem ktoś nie wrócił się chociażby dlatego, że któraś zapomniała telefonu, albo nie wiem...pomadki? Nie znam się.
Już miałem się zbierać do środka, gdy zauważyłem, jak do wejścia zbliża się...jaka przemoczona myszka? O. Czyżby coś dla tych bardziej wybrednych?
Uśmiechnąłem się i odczekałem kilka minut czy nie wyjdzie, po czym zgasiłem papierosa i...po prostu się przeniosłem do środka. Człowiek niech sobie wchodzi drzwiami ale czy wampir musi robić to samo? Raczej nie. To nudne i problematyczne. Poza tym, rola jaką chciałem teraz przybrać, raczej nie pasowała do pukania do drzwi.
Pojawiłem się w drzwiach, gdy dziewczyna nie patrzyła. Oparłem się o framugę i zapukałem w nią - wszystko w porządku doktorku? - zapytałem, zerkając z zaciekawieniem na dziewczynę. Ubrany byłem w bojówki, czarne glany, do tego dopasowany t-shirt uwidaczniający dobrze zbudowane ciało. Włosy miałem zaczesane w tył, przy pasku miałem broń a przy uchu słuchawkę. Na szyi wisiał również przewieszony identyfikator. Cóż. Raczej nawet w Klinikach przydają się ochroniarze czyż nie?
Spoglądałem na nich z góry, ukradkiem wdychając zapach dziewczyny. Pachniała...dziwnie. Ciekawe jak smakowała.

Powrót do góry Go down





Seamair
Gif :
Krwawy biznes  Zero-two
Godność :
Erin Collins ale mów mi Seamair.
Wiek :
Już 19 lat gości mnie ten Świat.
Rasa :
Cyrkowcem się stałam lecz wcale nie chciałam...
Wzrost / Waga :
166 cm /46kg
Znaki szczególne :
Urocze acz ostre rogi na czubku głowy, drapieżne spojrznie o barwie szkarlatu, ozdoby w kształcie czterolisnej koniczyny.
Pod ręką :
Zestaw noży do rzucania, magiczne akcesoria, bezdenna sakwa..
Broń :
Srebrny rapier oraz zestaw noży do rzucania.
Zawód :
Samozwańcza opiekunka wszelkich bestii (szczególnie tych zamieszkujących Malinowy Las).
https://spectrofobia.forumpolish.com/t269-seamair#413 https://spectrofobia.forumpolish.com/t1114-seamair
SeamairPoskramiacz
Poskramiacz
Re: Krwawy biznes
Czw 29 Gru - 2:43
Napięcie. Stojąc przed drzwiami kliniki, chwilę po tym, jak rozbrzmiał dzwonek, poczułam jak to nieznośne uczucie, zaczyna się do mnie kleić. Niemal fizycznie czułam jakby coś ciężkiego, nagle osiadło na moich ramionach. Niczym czyjeś łapska, które należało skutecznie spacyfikować. Być może, nie byłabym równie nerwowa, gdybym przybyła tutaj z opracowanym planem działania, lepszą znajomością otoczenia i … ale kogo ja próbowałam oszukać? Sztuka dobrej improwizacji, spostrzegawczość i umiejętność szybkiej analizy sytuacji mogła okazać się równie skuteczna a może nawet i lepsza, iż plan działania opracowany od A do Z. W każdym razie tej myśli miałam zamiar się trzymać.
Odrobina adrenaliny też nie zaszkodziła, lecz teraz musiałam skupić się na wyciszeniu swego organizmu. Przyspieszone bicie serca (a w zasadzie dwóch), spięte mięśnie niczym u drapieżnika szykującego się do skoku, rozognione spojrzenie i drżące dłonie. Niby błahostki, lecz wystarczające, aby ktoś bardziej uważny mógł nabrać podejrzeń co do moich zamiarów.
Choć zważywszy na aktualne warunki pogodowe, tym ostatnim nie musiałam się przejmować. Dłonie, jak i cała reszta mnie naprawdę, drżała teraz z zimna, które starałam się ignorować. Przeklęty deszcz.
Ostatnie chwile oczekiwania, wykorzystałam na wyciszenie się. Poszło mi to całkiem sprawnie, czego zasługą były treningi i ćwiczenia, do których zmuszano nas w Stowarzyszeniu. Bycie jednym z nas niosło za sobą zobowiązania, ale i rozliczne korzyści. Wielu zdziwiłoby się, do czego można zmusić własne ciało, gdy tylko zna się odpowiednie metody i nabierze pewnej praktyki. Oczywiście nie mogłam również przesadzić w drugą stronę. W końcu nie przyszłam tu na miłą pogawędkę przy herbacie w gronie życzliwych znajomych. W miejscach takich jak to bycie przesadnie zrelaksowanym zdecydowanie odbiegało od normy, no, chyba że zostało się nafaszerowanym odpowiednią porcją leków, bądź innych substancji. Czyli wszystkiego, co miałam zamiar omijać szerokim łukiem.

W końcu drzwi otworzyły się i powitał mnie w nich młody mężczyzna. Widok białego niczym śnieg fartucha podpowiadał, że zapewne miałam przez sobą jednego z lekarzy. Czyli personę, którą zwyczajowo również omijałam i to jeszcze szerszym łukiem. Nie miałam zaufania dla medyków, nawet dla tych o całkiem przyjemnym obliczu. W moim osobistym rankingu sympatii choćby taki kat, zajmował wyższą pozycję. Zabójczo skuteczny i zawsze wiadomo czego się po takim spodziewać. Czego o medykach już rzec nie można...
Byłam pewna swoich umiejętności aktorskich na tyle, że mogłam pozwolić sobie na podobne przemyślenia, jednocześnie wbijając spojrzenie w jasnobrązowe oczy stojącego naprzeciw mnie doktora. Moje oczy, które teraz miast szkarłatu przybrały kasztanową barwę, nie zdradzały niechęci a jedynie ciekawość połączoną z nutką podejrzliwości.
-Dobry...a już na pewno mokry.
Odrzekłam, jednocześnie odgarniając z oczu wilgotne kosmyki różowych włosów, które przeszkadzały mi w dalszych oględzinach swego rozmówcy. Moje usta przyzdobił delikatny choć nieco speszony uśmiech. Gdy jasnowłosy gestem zaproponował mi wejście, już miałam przekroczyć próg, lecz w ramie drzwi znienacka pojawiła się druga postać.
Na tyle postawna, iż wystarczyła jedynie nieznaczna zmiana pozycji, aby całkiem zablokować drogę wejścia. W jednej chwili obudziły się we mnie wszystkie kompleksy, dotyczące wzrostu, jak i nagła chęć przebrania butów na takie, których obcas poratowałby mnie choćby kilkoma dodatkowymi centymetrami. Aby spojrzeć na drugiego z mężczyzn, byłam zmuszona zadrzeć głowę do góry. Zapewne nie jedna osoba kierująca się instynktem, w tym momencie zapobiegawczo cofnęłaby się o krok, a nawet dwa. Tak zwykle postępujemy, gdy coś lub ktoś jawi się jako „potencjalne zagrożenie”. Być może też powinnam tak zrobić, lecz w moim przypadku zagrała dawno wyćwiczona reguła oraz po prostu część natury (tej bardziej dzikiej, o której niewielu miało wiedzę). Nie cofać się. Nie ustępować pola. Nie okazywać słabości.
Jeśli w moich wcześniejszych planach, mignął pomysł na odegranie przestraszonej nastolatki, którą desperacja popchnęła do w jej przekonaniu drastycznych metod pozyskania gotówki... to ta pierwsza część właśnie straciła na wiarygodności. Znów pozostała mi wiara w swoją pomysłowość.

Przez moment, odniosłam wrażenie, że brunet przygląda mi się wyjątkowo intensywnie... ostatecznie jednak zrzuciłam to na karb tego, że wyglądałam teraz zapewne jak mokry kłębek różowego nieszczęścia, które zdecydowanie miało dość stania w przeciągu.
Gdy moje spojrzenie przeciągnęło się z powrotem w dół, mojej uwadze nie uszła broń zawieszona przy pasie mężczyzny. Niemiło... liczyłam, że na nocnym dyżurze zastanę jedynie medyka, może dwóch. Im więcej ludzi, tym większe komplikacje (że już nie mowa o tych uzbrojonych...).
Nie byłabym jednak sobą, gdyby tego rodzaju komplikacja miała zmusić mnie do odwrotu. To też w końcu przekroczyłam próg kliniki, pozwalając, aby drzwi zamknęły się za mną z cichym zgrzytem.

Nagła zmiana temperatury sprawiła, że zadrżałam mimowolnie.
Moja uwaga znów skierowała się na medyka, który właśnie zadał mi istotne pytanie.
-Słyszałam, że można oddać tu krew... z tym że nie interesuje mnie opcja charytatywna.
Powiedziałam ostrożnie, jednocześnie przyglądając się uważnie swemu rozmówcy. Nie wiedziałam, jak zareaguje na moje słowa. Zawsze istniała możliwość, że nasz informator wskazał błędny adres. Albo, że ten konkretny lekarz nie był częścią „interesu”.
Mogły też paść dodatkowe pytania... ale z nimi powinnam sobie poradzić (jeśli tylko nasz człowiek należycie przyłożył się do swojej roboty). A może po prostu będę miała nieco szczęścia i wszystko pójdzie gładko... Zaraz miałam się o tym przekonać.



~ Aktualny ubiór ~



Fabuła - Karczma Lalek
Spoiler:

Powrót do góry Go down





Jo
Gif :
Krwawy biznes  5PUjt0u
Godność :
Joe Moss
Wiek :
26
Rasa :
Człowiek
Wzrost / Waga :
175/68
Pod ręką :
Smartfon, słuchawki, portfel, tytoń, zapalniczka, bletki, papierośnica, klucze
Broń :
Lasko-szpada
Zawód :
Inżynier w MORII
https://spectrofobia.forumpolish.com/t887-joe-moss https://spectrofobia.forumpolish.com/t1090-joe
JoInżynier
Inżynier
Re: Krwawy biznes
Sro 4 Sty - 2:01
Jo przez ułamek sekundy wydawał się zdezorientowany odpowiedzią dziewczyny, lecz nie było to nic podejrzanego, bacząc, że w jednej chwili odwiedziły go aż dwie osoby i to o porze, o której zwykle korytarze kliniki zawodzą martwą ciszą. - A tak, jasne, krew... za opłatą, to znaczy, sprzedaż, tak, tak, to dziś - odpowiedział, nieco się jąkając. - Świetnie, że jesteś - uśmiechnął się w kierunku Huntera. - Zrobisz Pani coś ciepłego do picia? Wszystko jest na socjalnym. - przeniósł wzrok na klientkę - kawa czy herbata? Herbatę osobiście odradzam, mamy tylko paskudny pył w torebkach. - ponownie odniósł się do dilera - w żółtej puszcze jest świeżo zmielona. I przynieś butelkę wody - wrócił spojrzeniem do różowowłosej - przed oddaniem krwi dobrze jest się nawodnić. - wytłumaczył, zmierzając w stronę recepcji.
Z breloczka pełnego kluczy odpiął niewielkich rozmiarów pendrive i wpiął go w komputer. Chwilę później drukarka, znajdująca się za jego plecami, zaczęła pracować, zapełniając kartki w tempie strony na pół minuty. Cholerny badziew, klął w myślach Jo, starając się tego jednak zbytnio nie okazywać i zamaskować zniecierpliwienie uśmiechem pełnym profesjonalizmu. Nie był jednak typem pracownika, którego mocną stronę stanowi obsługa klientów. - To formularz dotyczący ewentualnych kontaktów. Jeśli chce Pani pozostać anonimowa, można zostawić puste. Tutaj proszę odhaczyć "tak" lub "nie", to pytania o tatuaże, substancje psychoaktywne, choroby i tym podobne. Żadna z tych sytuacji Pani nie wyklucza, ale potrzebujemy tego do utrzymania porządku i klasyfikacji. A tu jest cennik. Pragnę tylko zauważyć, że powyżej 400ml za każde kolejne 10ml dostaje się o 30% więcej zapłaty. Ponadto, za każde jednorazowe oddanie 500ml podbijamy kartę stałego dawcy. Pięć pieczątek to darmowa recepta na dowolne opioidy. - urwał, rozglądając się, czy aby na pewno wszystko już przekazał. Hunter powinien zaraz przynieść napój, a dziewczyna zapewne będzie teraz skupiona na wypełnianiu dokumentów. Wreszcie miał czas, żeby wrócić do wisielca. Zapewnił, że zaraz przyniesie coś do wysuszenia i opuścił hol.
W sali numer sześć, światło było zgaszone, więc gdy Jo wparował do środka, nie dostrzegł, że na podłodze powstała ogromna kałuża krwi. Jego lewa noga pośliznęła się, wybijając go z równowagi. Dla jej utrzymania złapał się najbliższej mu rzeczy, a że los chciał z niego najwyraźniej zakpić, rzeczą tą był zwisający trup. Hak, tak dobrze sprawujący się przez te wszystkie lata, postanowił tym razem zawieść. Wypadł, ciągnąc za sobą kawałki sufitu, a Tom grzmotnął o ziemię głową, w wyniku czego jego kręgi szyjne wydały dźwięk młynku, mielącego niezwykle gruboziarnisty pieprz. Odgłos ten echem rozniósł się po korytarzach w niemal całej klinice. Wyjątkowo szybkie działanie pozwoliło Jo odnaleźć, już pełne, worki z krwią, zatkać je i odstawić do nocnej szufladki przy łóżku. Musiał też pilnie się przebrać, co było o tyle wygodne, że ciuchy pracownicze znajdowały się w kantorku, do którego właśnie zmierzał. Wyszedł z pokoju, zamykając go na klucz, a w głowie rodziła się niekomfortowa myśl o długich godzinach, jakie zajmie mu doprowadzenie tej sali do czystości. Następnie podreptał po suszarkę, ręcznik i korzystając z okazji, zmienił ubranie. Trampki wyszorował nad zlewem jeszcze w sali numer sześć, aby nie roznieść krwi po korytarzu. Drobne plamy, niezmywalne w samej wodzie, ze względu na kolor obuwia, nie były zbyt widoczne. Natomiast pozostała część garderoby była niemal identyczna, z tym że jego spodnie wpadały już nie tyle w odcień niebieski, ile zielony, a może turkusowy. Nieistotne. Nikt przecież na to nie zwróci uwagi. Przynajmniej z takim przekonaniem Jo wrócił do holu, gdzie zostawił wcześniej gości.

Powrót do góry Go down





Hunter
Gif :
Krwawy biznes  5PUjt0u
Godność :
Hunter Mordecai Cross
Wiek :
22
Rasa :
Człowiek
Wzrost / Waga :
210cm/160kg
Pod ręką :
Sakiewka
https://spectrofobia.forumpolish.com/t729-hunter-cross#8892 https://spectrofobia.forumpolish.com/t1086-hunter
HunterNieaktywny
Re: Krwawy biznes
Czw 5 Sty - 11:58
Dziewczyna nie cofnęła się, a zamiast tego postanowiła mi rzucić wyzwanie. No ładnie. Albo nie jest taka zdesperowana, albo właśnie pokazuje, że umie sobie sama poradzić. No cóż. Zobaczymy jak to dalej się potoczy. Poza tym, poza ciskaniem we mnie piorunami, za chuj wie za co, skoro tylko przyszedłem (oficjalnie) upewnić się czy wszystko gra.
Gdy jednak powiedziała w jakim celu się tutaj znalazła, usunąłem się, wpuszczając wypłosza do środka. Ech...dzieciaki. W końcu krwi mają nieskończoną ilość, to mogą sobie dorobić. Skoro chcą tak myśleć proszę bardzo.
Na polecenie doktorka tylko skinąłem głową i ruszyłem we wskazanym kierunku. Przygotowałem herbatę (patrząc na jej minę raczej nie była zadowolona z kawy, a zawsze miałem przy sobie kilka rodzajów tego naparu. Taki stary nawyk.) oraz przyniosłem chłodną wodę. Nie zimną, by się bidulka nie rozchorowała. Nikt nie chce zawirusowanej krwi. Ugh....takowa jest obleśna, ale coś czułem, że jej krew nawet nie do końca czysta może robić za rarytas. Było w niej coś...dziwnego. Do tego miałem wrażenie, że bicie jej serca nie jest tak regularne jak u zwykłego człowieka. Hmmm...zupełnie jakby miała ich więcej? Mało możliwe, ale w sumie? Skoro pojawiła się istota z niebieską krwią to czemu nie z dwoma sercami? Jej krew jest pewnie doskonale natleniona do tego podwójnie mieszana. Mmmmm....aż ślinka cieknie na samą myśl. Aż szkoda byłoby, żeby zdobyć od niej tylko troszkę krwi, ale wydrenować ją na maksa też się nie opłaca. Najlepiej, byłoby ją zamknąć i pozyskiwać krew tak długo jak będzie na nią popyt. O tak.... już czułem te pieniążki, które zaczną do nas napływać. Uśmiechnąłem się okrutnie, na samą myśl, jednak ten uśmiech zniknął gdy dotarłem do sali, w której znajdowała się dziewczyna.
Postawiłem naczynia i wodę - dzieci nie powinny pić kawy, jeszcze w środku nocy - rzuciłem podsuwając kubek z parującym naparem. Długo zastanawiałem się, czy czegoś do tego nie dorzucić, ale będzie jeszcze czas.
Stanąłem na boku i sam popijałem kawę, słuchając co się dzieje na korytarzu. Nie zagadywałem młódki, bo też po co? Nie podobało mi się jednak, że po korytarzu czuć zapach krwi, do tego ten dźwięk. Ech...nie mówcie, że doktorek coś marnował? Jak tak to będę mu musiał przetrzepać dupsko raz a porządnie. Jednak to nie czas a to.
Zerknąłem na dziewczynę, czy wypełniła już te papiery czy nie, nie poganiałem jej jednak, ani nie zostawiałem. Tak ciekawa istota nie może sobie łazić bezkarnie po obiekcie. Jeszcze by sobie zrobiła krzywdę, albo wystraszyła jakiegoś pacjenta. Przecież nie możemy na to pozwolić, czyż nie?

Powrót do góry Go down





Seamair
Gif :
Krwawy biznes  Zero-two
Godność :
Erin Collins ale mów mi Seamair.
Wiek :
Już 19 lat gości mnie ten Świat.
Rasa :
Cyrkowcem się stałam lecz wcale nie chciałam...
Wzrost / Waga :
166 cm /46kg
Znaki szczególne :
Urocze acz ostre rogi na czubku głowy, drapieżne spojrznie o barwie szkarlatu, ozdoby w kształcie czterolisnej koniczyny.
Pod ręką :
Zestaw noży do rzucania, magiczne akcesoria, bezdenna sakwa..
Broń :
Srebrny rapier oraz zestaw noży do rzucania.
Zawód :
Samozwańcza opiekunka wszelkich bestii (szczególnie tych zamieszkujących Malinowy Las).
https://spectrofobia.forumpolish.com/t269-seamair#413 https://spectrofobia.forumpolish.com/t1114-seamair
SeamairPoskramiacz
Poskramiacz
Re: Krwawy biznes
Sob 7 Sty - 6:14
Zatem pierwszy etap, czyli dostanie się do podejrzanego obiektu, miałam już za sobą. Krótka wymiana zdań potwierdziła też, że obrana przeze mnie rola dawcy również była odpowiednia. Choć początkowe zawahanie się ze strony doktorka, sprawiło, że przez moment zwątpiłam w swój plan. Całe szczęście wszystko wskazywało na to, że obrałam właściwą ścieżkę, a jedynie trafiłam na medyka, który być może miał za sobą męczący dzień. Sprawiał wrażenie, jakby z nas dwojga to on bardziej potrzebował kawy, którą mi zaproponował. Nim jednak zdążyłam wyrazić własną opinię w sprawie napitku, drugi z mężczyzn odszedł bez słowa i pozostało mi jedynie odprowadzić go spojrzeniem.
Nie, żebym miała zamiar pić coś, co nie zostało przygotowane na moich oczach, w miejscu które mogło być powiązane z niedawnymi sprawami zaginięć. Owszem należało zachowywać pozory, ale i zdrowy rozsądek.

Ruszyłam za medykiem, który swoją uwagę poświęcał czemuś wyświetlającemu się na ekranie monitora. Ja w tym czasie zaczęłam rozglądać się po wnętrzu pomieszczenia, starając się zapamiętać dokładnie jego rozmieszczenie. Wiedziałam, że ta wiedza będzie mi później potrzebna.

Gdy za lady recepcji z powrotem wynurzyła się postać jasnowłosego mężczyzny, od razu wróciłam do niego spojrzeniem. Słuchałam z uwagą, gdy udzielał mi wskazówek dotyczących wypełnienia dokumentów, jak i mojej spodziewanej zapłaty. Niestety moje zorientowanie w ludzkiej walucie nie było dostatecznie duże, abym wiedziała, czy robię interes życia, czy raczej daje się oskubać... to też uznałam, że będę powściągliwa w swych reakcjach.
Podwinęłam rękawy płaszcza, aby nie zamoczyć papierów, po czym zaczęłam się rozglądać za czymś do pisania.
-To raczej jednorazowa akcja z mojej strony, chociaż kto wie... Mogę prosić o coś do pisania?
Widziałam kilka długopisów w przyborniku na biurku, więc nie sądziłam, aby moja prośba przysporzyła większego problemu. Gdy tylko dostałam co trzeba, podziękowałam skinieniem głowy i oddaliłam się do tej części poczekalni, która faktycznie zapewniała miejsce do poczekania. Nim jednak rozsiadłam się na krześle tuż obok niewielkiego stolika, zdarzyłam jeszcze odwiesić na wieszak swój przemoczony płaszcz.
Zaczęłam dokładniej wczytywać się w dokumenty, zastanawiając się, czy któraś z zawartych na arkuszach informacji mogła okazać się pomocna. Było to jednak wątpliwe, jeśli potencjalne „ofiary” wypełniały formularz z podobnym do mojego zaangażowaniem. Czyli omijanie każdej części, która nie była wymieniona przez doktorka jako obowiązkowa. Oczywiście zdecydowałam się na opcję z zachowaniem anonimowości, chciałam tu zostawić po sobie jak najmniej śladów.

Kątem oka zauważyłam ochroniarza, niosącego ze sobą dwa parujące kubki. Wróciłam do wypełniania papierów, do czasu aż mężczyzna nie zatrzymał się koło mnie, zostawiając na stoliku jedno z naczyń. Już otwierałam usta, aby podziękować, lecz wówczas brunet postanowił ze mnie zadrwić. Tego rodzaju interakcji mój plan nie przewidział i na chwilę zapomniałam o swojej roli. Zwyczajnie nie umiałam puścić tej uwagi mimo uszu, a że odnalezienie celnej riposty nie stanowiło dla mnie wyzwania, przerwałam pisanie i zadarłam głowę, by móc spotkać wzrok górującego nade mną mężczyzny.
-Bo jeszcze przestawi im się zegar biologiczny i skończą, lądując na nocnych zmianach? Hmm..
Odparłam spokojnie, jednocześnie zerkając wymownie na kubek trzymany w dłoni ochroniarza. Sam zapach wystarczył, abym widziała, że miał w nim właśnie kawę.
Na koniec, moje usta przyozdobił delikatny uśmiech równie uroczy co czupurny zarazem.
Zapewne wielu w tej chwili posądzałoby mnie o brak instynktu samozachowawczego, ale to nie byłoby zgodne z prawdą. Mój był rozwinięty nad wyraz dobrze, lecz ja zwyczajnie nauczyłam się go ignorować, gdy uznawałam, że zachodzi taka potrzeba. A zresztą, to tamten zaczął...a ja za bardzo lubowałam się w tego rodzaju „potyczkach”, aby móc zignorować rzuconą rękawicę.
Podobno kiedyś miałam się przez to „doigrać”. Cóż. Nie zwykłam brać sobie do serc, cudzych rad, szczególnie gdy tak owe psuły mi zabawę.
-Ale dziękuję, zarówno za herbatę, jak i troskę.
Dodałam, jednocześnie opuszczając spojrzenie, aby móc ponownie zatopić je między kolejnymi pytaniami medycznego kwestionariusza.
Po upewnieniu się, że butelka z wodą była fabrycznie zamknięta, otworzyłam ją i od razu wypiłam jedną trzecią zawartości.
Nagle po całym holu rozniósł się rumor, który od razu sprawił, że odwróciłam głowę w stronę źródła dziwnego dźwięku. Zdecydowanie nie brzmiało to na regularny odgłos, typu dźwięk przesuwanego szpitalnego łóżka, albo upuszczonej tacy z lekami.
Znów wbiłam spojrzenie w Ochroniarza, spodziewając się jakiejś interwencji z jego strony. Nie wyglądało jednak na to, aby ten planował ruszyć się z miejsca, co nieco mnie zdziwiło. Może, nie płacili mu wystarczająco wiele, by „aż tak” się przykładał? Nie zamierzałam pytać i po prostu wróciłam do papierkowej roboty.
Gdy w końcu przebrnęłam przez ostatnią stronę, odłożyłam dokumenty na brzeg stolika i sięgnęłam po herbatę. Objęłam naczynie oburącz, przenosząc je na kolana, tak aby móc zeń czerpać, jak najwięcej ciepła.



~ Aktualny ubiór ~



Fabuła - Karczma Lalek
Spoiler:

Powrót do góry Go down





Jo
Gif :
Krwawy biznes  5PUjt0u
Godność :
Joe Moss
Wiek :
26
Rasa :
Człowiek
Wzrost / Waga :
175/68
Pod ręką :
Smartfon, słuchawki, portfel, tytoń, zapalniczka, bletki, papierośnica, klucze
Broń :
Lasko-szpada
Zawód :
Inżynier w MORII
https://spectrofobia.forumpolish.com/t887-joe-moss https://spectrofobia.forumpolish.com/t1090-joe
JoInżynier
Inżynier
Re: Krwawy biznes
Sro 11 Sty - 1:30
Już wypełnione? - Jo raczej stwierdził, niż zapytał, widząc dokumenty na stole. Podał dziewczynie ręcznik i suszarkę - Tam, za rogiem, jest łazienka - powiedział, wskazując jej kierunek - nie musi się Pani śpieszyć. W międzyczasie przygotuję wszystko do pobrania krwi.
Zgarnął formularz z biurka, przekartkował go sprawnym ruchem dłoni, spiął klipsem i odłożył na biurko. Dotąd nie zwracał szczególnej uwagi na Huntera, czekając z rozmową do momentu, aż zostaną sami. Wyczuł jednak, że kieruje on w stronę pacjentki dość ciekawe intencje. Jo mógł to rozpoznać, ponieważ współdzielili ten sam instynkt łowcy, coś jakby empatyczne cieknięcie śliny. Czyżby była, aż tak interesująca? Natężył słuch, próbując uchwycić rytmikę jej pulsu i... faktycznie, wydawał się dość niecodzienny. Jednorazowa akcja - pomyślał Jo, przypominając sobie jej słowa i poczuł lekki przypływ rozczarowania. Gdy wyjdzie, nie pozostanie po niej żaden ślad.
Zwrócił porozumiewawcze spojrzenie do dilera, by poszedł za nim - Mam dla Ciebie zajęcie. Ruszył w stronę sali pobrań przyszykować wszystko do zabiegu. Na stronie zwrócił się do Huntera - Wiem, o czym myślisz i sądzę, że to dobry pomysł. Ale lepiej nie podejmować ryzyka wyłącznie na podstawie instynktu. Będąc w pomieszczeniu, przymknął drzwi i przykucnął przy jednej z półek. Przeszukując ją, kontynuował wtajemniczanie wampirzego towarzysza w swój plan - Pewność co do jej krwi będziemy mieć dopiero po pobraniu. Za dużo ostatnio ściągam na siebie uwagi, więc porwanie wchodzi w grę pod warunkiem, że to naprawdę coś wyjątkowego - przerwał, wyciągając parę pasów do unieruchamiania ręki. Domyślnie miały one powstrzymać wrzeszczące bachory przed złamaniem igły, ale nawet dorosła osoba nie da rady się z nich uwolnić, jeśli zostaną odpowiednio związane. - Pobiorę krew i sprawdzę jakość zaraz po jej wyjściu z sali. Jeśli okaże się warta zamieszania dam Ci sygnał, byś nie pozwolił jej opuścić kliniki. - powiedział, podając mu potencjalny przyrząd zbrodni. - A na razie miej ją na oku, tak na wszelki wypadek, gdyby się rozmyśliła i chciała nam zwiać.
Jo trawił przez chwilę myśl, czy powiedzieć o incydencie z dzisiejszym pacjentem. Ostatecznie wszystko zostało opanowane, a towar w umówionej ilości, zabezpieczony. Nie chciał sprawiać wrażenia nieprofesjonalnego i chyba lepiej było sprawę tę przemilczeć. Odruchowo skierował rękę do kieszeni i zmroziło go, gdy uświadomił sobie, że klucze od pokoju zostawił w zakrwawionym kitlu. Jednak z drugiej strony, nie miało to przecież większego znaczenia. Poza nim nie ma w klinice innych pracowników, którzy zaglądaliby do kantorka.

Powrót do góry Go down





Hunter
Gif :
Krwawy biznes  5PUjt0u
Godność :
Hunter Mordecai Cross
Wiek :
22
Rasa :
Człowiek
Wzrost / Waga :
210cm/160kg
Pod ręką :
Sakiewka
https://spectrofobia.forumpolish.com/t729-hunter-cross#8892 https://spectrofobia.forumpolish.com/t1086-hunter
HunterNieaktywny
Re: Krwawy biznes
Pon 16 Sty - 15:32
- Patrzcie jaka zabawna - burknąłem, patrząc na nią znudzonym wzrokiem - mogą dostać pierdolca, a z tym mi się tutaj nie chce użerać, mam dość swojej roboty - powiedziałem wprost, wracając do swojej kawusi. Wolałbym inny ciepły napój, który sam zacząłby napływać mi do ust, jednak musiałem być cierpliwy. Nawet jeśli będziemy musieli wydrenować ją całkiem to mam zamiar wziąć swoją działkę. Nie odpuszczę skosztowania czegoś nowego i do tego ciekawego.
- Od środka szybciej się rozgrzejesz - dodałem jeszcze i dopiłem swoją kawę. Akurat przeczesywałem czarne jak noc włosy, gdy coś się stało w głębi kliniki. Miałem to jednak rzyci. To nie była moja robota by sprawdzać co ten doktorek odwala. Poczułem jednak wzrok młódki i gdy akurat zaczesywałem włosy do tyłu, spojrzałem na nią z góry, swoim szmaragdowym okiem. Spojrzałem w głąb budynku i odłożyłem kubek na bok, by zaraz zacząć bawić się telefonem, przeglądając coś na nim. Może neta, może miałem na nim dostęp do kamer bezpieczeństwa w budynku? W naszych czasach, to bardzo możliwe. Bez zaglądania mi przez ramię...czy raczej pod ramię raczej nie będzie tego mógł nikt stwierdzić.
Odprowadziłem ją wzrokiem po czym przeniosłem go na doktorka. Ruszyłem za nim. Trochę się zapominał, ale chyba w tym wypadku musiałem przymknąć na to oko.
Wysłuchałem go i wywróciłem oczami. Spojrzałem znudzonym wzrokiem na pasy, ale przyjąłem je - tylko nie faszeruj jej nie wiadomo co. Tak krew jest zbyt cenna by ją tak niszczyć - powiedziałem, patrząc na niego z góry - nie pozwolę Ci zniszczyć kolejnej dawki towaru, ani zmarnować - powiedziałem i skierowałem w jego stronę palec prawej dłoni, która odkryła swój prawdziwy, metalowy wygląd - wtedy zwracanie na siebie za dużej ilości uwagi, będzie twoim najmniejszym problemem - dodałem jeszcze i wyszedłem z pomieszczenia, schować gdzieś pasy, by nie z nimi nie łazić, ale żeby mieć je pod ręką.

Powrót do góry Go down





Seamair
Gif :
Krwawy biznes  Zero-two
Godność :
Erin Collins ale mów mi Seamair.
Wiek :
Już 19 lat gości mnie ten Świat.
Rasa :
Cyrkowcem się stałam lecz wcale nie chciałam...
Wzrost / Waga :
166 cm /46kg
Znaki szczególne :
Urocze acz ostre rogi na czubku głowy, drapieżne spojrznie o barwie szkarlatu, ozdoby w kształcie czterolisnej koniczyny.
Pod ręką :
Zestaw noży do rzucania, magiczne akcesoria, bezdenna sakwa..
Broń :
Srebrny rapier oraz zestaw noży do rzucania.
Zawód :
Samozwańcza opiekunka wszelkich bestii (szczególnie tych zamieszkujących Malinowy Las).
https://spectrofobia.forumpolish.com/t269-seamair#413 https://spectrofobia.forumpolish.com/t1114-seamair
SeamairPoskramiacz
Poskramiacz
Re: Krwawy biznes
Pon 23 Sty - 23:08
Cieniutka riposta ze strony ochroniarza sprawiła, że na moich ustach przez chwilę rozgościł się triumfalny uśmieszek. W wyobraźni wyryłam kolejną kreskę, która oznaczała zdobyty punkt w jakże nieszlachetnej, ale za to satysfakcjonującej sztuce słownych utarczek. Zawsze zastanawiało mnie, z której części mej natury wypływa umiłowanie do grania ludziom na nerwach. Tej pochodzącej od Wysoko urodzonych rogaczy a może to wpływ któregoś z bestialskich udoskonaleń ? Phantomy potrafiły miewać doprawdy złośliwą naturę, choć z akt nie wynikało, aby mój przybrany ojciec, korzystał z czegokolwiek pobranego od tej właśnie bestii. Choć nigdy nie mogłam mieć całkowitej pewności, że w moje ręce wpadła pełna dokumentacja, zaś wyciągniecie informacji od mego oprawcy, było już nieosiągalne.

Hałas, jaki rozniósł się po budynku, najwyraźniej miał pozostać zignorowanym. Być może spojrzenie, które utkwiłam w osobie, do której obowiązków jak by się wydawało, powinno należeć zachowanie czujności i pilnowanie bezpieczeństwa, było zbyt subtelne. A może płacono mu za samo stanie i wyglądanie na groźnego? Jeśli tak, to tylko pozazdrościć równie wygodnego układu. Ostatecznie moje zainteresowanie, brakiem zainteresowania zostało jednak dostrzeżone. A ja niespodziewanie, poczułam jak nieznośny dreszcz, przebiegł mi po karku. Nagle uderzyło mnie poczucie, jakbym już gdzieś wcześniej natknęła się na bruneta... w jego spojrzeniu było coś znajomego, choć z pewnymi istotnymi „ale”. Przeszukiwałam zakamarki pamięci, aby upewnić się, czy faktycznie wcześniejsze spotkanie wchodziło w grę? Rozwikłanie tej zagadki przerwało mi pojawienie się medyka.

Przyjęłam wręczony mi ręcznik i suszarkę z życzliwym uśmiechem, po czym przeniosłam wzrok na wskazaną mi trasę.
-Dziękuję.
Odparłam, po czym ruszyłam w stronę łazienki. Jasnowłosy doktor nieświadomie popełnił poważny błąd. Mówienie kobiecie, że nie musi się spieszyć. To nigdy nie kończy się dobrze dla czekającego (nawet dla takiego, który ma dla siebie w perspektywie wieczność).

Nie sądziłam, że deszcz, który zastał mnie w drodze do kliniki, okaże się moim sprzymierzeńcem. W danej mi możliwości doprowadzenia się do ładu, szybko odnalazłam dla siebie szansę. Dano mi czas, którego potrzebowałam, aby nieco powęszyć, dosłownie i w przenośni. To też, gdy już przymknęłam za sobą drzwi do damskiej toalety, zaczęłam działać według planu, który uwiłam podczas wypełniania dokumentów.
Zsunęłam z nóg przemoczone buty i wsunęłam je do kabiny toalety, tak aby stwarzać pozory obecności. Trik przydatny zarówno dla samego fortelu, jak i zapewnienia sobie lepszych szans, aby nie czynić zbędnego hałasu w czasie myszkowania. Do tego podłączyłam suszarkę do gniazdka, okręciwszy jej kabel wokół klamki. Szum pracującego urządzenia, również powinien podtrzymać pozory tego, że w dalszym ciągu jestem w łazience. Już miałam sięgnąć po bolerko niewidko, gdy natrafiłam na własne odbicie w lustrze. Przez moją twarz przebiegł grymas niezadowolenia, któremu winny był stan moich włosów. Zostawianie za sobą, śladu w postaci kropel wody również nie było wskazane, dlatego faktycznie postanowiłam poświęcić minutę na wysuszenie włosów. Wymagało to drobnej modyfikacji formuły mojego ognistego zaklęcia, tak aby pozyskać zeń jedynie ciepło, ale finalnie po kilku pociągnięciach palców po tafli włosów z tych zaczęła odparowywać woda, nadal pozostały lekko wilgotne, jednak tyle musiało wystarczyć mi do szczęścia.
Opuściła łazienkę pod osłoną bolerka niwidka, po czym ruszyłam w głąb jednego z korytarzy. Bardzo liczyłam na szczęśliwy traf, jakim byłoby natknięcie się na jakiegoś planu budynku, albo chociaż sensownych oznaczeń. Wiedziałam, gdzie najszybciej znajdę dowody, jeśli dochodziło tu do procederu, o który podejrzewałam pracowników kliniki. W prosektorium. Teraz jednak należało je odnaleźć.
Gdy przekradałam się jednym z korytarzy, nagle stanęłam jak wryta, czując jak, owiewa mnie znajoma woń. Krew.
Chwilę później poczułam przeszywające zimno, rozchodzące się po palcu, na którym nosiłam Mortis Anulum, pierścień zawsze był czuły na obecność śmierci... i to nim planowałam posłużyć się w znalezieniu prosektorium. Jednak sala, przed którą się znalazłam, nie wyglądała, na żadne specjalistyczne pomieszczenie. Była opatrzona numerem 6, jak się szybko okazało była też zamknięta.
Gdyby jednak w życiu powstrzymywały mnie takie rzeczy jak zamknięte drzwi, nie byłoby mnie tu dziś. Miałam swoje sposoby, choć i one miały ograniczenia, które tłumaczyły fakt, że zostałam zmuszona do położenia się płasko na podłodze, aby zajrzeć przez niewielką szczelinę dzielącą drzwi a podłogę. Momentalnie zamrowiło mnie w nosie od intensywnej woni szkarłatu i kurzu... Moje pole widzenia było ograniczone, ale wystarczyłoby osiągnąć swój cel. Pozbierawszy się z podłogi, wycofałam się w jeden z bocznych korytarzy, upewniając się, że to, co zaraz miałam zrobić, pozostanie niewidoczne dla potencjalnych obserwatorów. Korzystając ze swojej mocy, otworzyłam portal, którego wyjście znalazło się na granicy podłogi w sali numer 6. Przejście nie było tak stabilne, jak powinno, a to z winy tego, że nie mogłam dobrze wizualizować, gdzie chcę się znaleźć. Ryzykowałam, ale była to wszak część mojej natury, jak i pracy zawodowej (choć pewne osoby miały na tę kwestię odmienne poglądy). Wskoczyłam w niewielkie przejście, niczym do przysłowiowej króliczej nory pojawiając się w miejscu, w którym już pierwsze kroki uświadomiły mi, że coś było nie tak... Zgaszone światło, bardzo utrudniło orientację, ale gdy portal zamknął się za mną, sama zastygłam w bezruchu. Wdepnęłam w coś mokrego i szybko domyśliłam się w co. Zapach krwi nie był mi obojętny. Ciało posłuszne instynktowi reagowało nań przyspieszonym oddechem i biciem serc. Niezdrowa reakcja, której ni jak nie udało mi się w pełni poskromić. Kolejny krok i szybkie cofnięcie stopy, po tym, jak ta natrafiła na coś dziwnie miękkiego.
Było jednak zbyt ciemno, abym mogła dostrzec coś więcej niż niepokojące kontury. Już miałam zamiar rozświetlić mrok, niewielką ognistą flarą, gdy przypomniałam sobie jedno z licznych ostrzeżeń zaginionej towarzyszki. Świat ludzi pełny był czujników, a placówki tego rodzaju wręcz musiały być wyposażone w czujnik dymu. Zaklęłam w duchu, po czym zaczęłam przeszukiwać torebkę w poszukiwaniu przeklętego telefonu, który również zapewniono mi w ramach wyposażenia. Nie miał dla mnie większego pożytku, niż stanowienie atrapy, gdyż nie było czasu na szkolenie w tym zakresie... ale wiedziałam, że po odblokowaniu jednego z guzików urządzenie powinno zaświecić.
A i owszem zaświeciło...niestety jednocześnie wydając z siebie jakąś irytującą elektroniczną melodyjkę. Było to dla mnie tak niespodziewane, że wzdrygnęłam się instynktownie, zaś urządzenie upadło na ziemię, wprost w kałużkę krwi, jednocześnie oświetlając fragment tego, który jeszcze niedawno był jej posiadaczem.
Chciałam zerwać się do ucieczki, lecz krew, w której stałam, ciągnęłaby się za mną i nawet niewidzialność niewiele by tu pomogła.
Wyłowiłam z posoki, telefon, który całe szczęście umilkł i w duchu prosiłam los, o to by również ten hałas, został zlekceważony, przez leniwego ochroniarza.
Wykrwawiony trup leżący na podłodze był dostatecznym dowodem... powinnam się ewakuować. Powinnam, ale mimo to nie ruszyłam się nawet o centymetr, w skupieniu nasłuchując cudzych kroków... Dłoń mrowiła mnie, od magii a może to napięcie gromadzące się w mięśniach. Znów wystawiałam swą Fortunę, na próbę...




~ Aktualny ubiór ~



Fabuła - Karczma Lalek
Spoiler:

Powrót do góry Go down





Jo
Gif :
Krwawy biznes  5PUjt0u
Godność :
Joe Moss
Wiek :
26
Rasa :
Człowiek
Wzrost / Waga :
175/68
Pod ręką :
Smartfon, słuchawki, portfel, tytoń, zapalniczka, bletki, papierośnica, klucze
Broń :
Lasko-szpada
Zawód :
Inżynier w MORII
https://spectrofobia.forumpolish.com/t887-joe-moss https://spectrofobia.forumpolish.com/t1090-joe
JoInżynier
Inżynier
Re: Krwawy biznes
Sro 1 Lut - 2:58
Najmniejszym problemem...- Jo odburknął do, już zamkniętych, drzwi. Nie zamierzał prowokować konfliktu, szczególnie z gościem, który połamałby go jedną ręką. Niemniej teatralne odreagowanie pozwoliło mu przynajmniej trochę wziąć się w garść. Ta niewdzięczna praca, jaką jest wampirzy-lekarz, wysysała z niego resztki chęci do działania. Za dnia ratowanie życia, po zmierzchu pozbawianie go. To jak otaczanie miłością swojego przydomowego ogródka, tylko po to, aby dokonać przedwczesnego zbioru. Gdyby tak osiąść gdzieś daleko, mieć własną hodowlę ludzi, którą można by odsączać nie podług nienasyconego rynku miejskich posokokrwijców, ale w kwiecie wieku ofiar. Idealne życie w harmonii.
Rozsiadł się w krześle przeznaczonym dla wyczekiwanej pacjentki. Ze znudzenia zaczął stukać obcasem o ziemię i rozmyślać o tym, ile może trwać suszenie. Czy nie sam kazał jej się nie śpieszyć? Więc ostatecznie sam jest sobie winien. Wstał, głośno ziewając i wysuwając przy tym dwa, ostre jak kocie pazury, kły. Wyszedł do holu upewnić się, że dziewczyna jeszcze nie wróciła choć słuch, zawsze nieomylny, zapewniał go, iż nie ma tu żywej duszy. Zmęczony wzrok Jo powędrował po pustych korytarzach, gdy dotarł do niego dźwięk z telefonu. Ten dowód obecności pozwolił mu odrzucić niespokojne myśli, o ucieczce dziewczyny. Zniecierpliwiony, począł jednak wpadać w paranoję podsyconą faktem, że Hunter nie odpuści mu, jeśli coś nawali.
Podszedł pod ścianę, na której znajdował się wywiew z kanału wentylacyjnego. Ostrożnym ruchem zdjął kratę i po upewnieniu się, że nikt nie patrzy, pozwolił, aby jego ciało poczęło się kurczyć, a ubranie, zgodnie z prawem braku logiki snu, znikać. Metamorfoza zajęła mu kilkadziesiąt sekund i gdy był już dorodnych rozmiarów nietoperzem, wszedł do tunelu na zwiady. Miejsce to było idealne na przeszpiegi, ponieważ lokalizacja każdego dźwięku niosła się przez wentylacje z kilkakrotnie większym natężeniem. Nasłuchując, ruszył w poszukiwaniu dziewczyny.

Powrót do góry Go down





Hunter
Gif :
Krwawy biznes  5PUjt0u
Godność :
Hunter Mordecai Cross
Wiek :
22
Rasa :
Człowiek
Wzrost / Waga :
210cm/160kg
Pod ręką :
Sakiewka
https://spectrofobia.forumpolish.com/t729-hunter-cross#8892 https://spectrofobia.forumpolish.com/t1086-hunter
HunterNieaktywny
Re: Krwawy biznes
Pon 13 Lut - 10:44
Miałem nadzieję, że doktorek nie popełni więcej błędów. Musiałem zająć się swoimi sprawami, skoro miałem choć sprawiać pozory, że tam pracuję. Coś jednak nie dawało mi spokoju. Babsko zbyt długo nie pojawiało się na korytarzach. Kurwa. Pieprzona prywatność, że w kiblu nie mają kamer. Akurat w szpitalach powinno coś takiego być, bo co jak ich jebnięci pacjenci zasłabną w kiblu? Ile zajmie zanim ktoś ich znajdzie? Nie, żeby mnie interesowało życie jakiś worków krwi, jednak to nie miało najmniejszego sensu. Mówmy o bezpieczeństwie o tym, że chcemy pomóc, ale zróbmy miejsce, w którym można robić co się chce bez czyjejkolwiek kontroli. No tak...ludzie to tacy hipokryci. Blah...
Przeglądałem kamery, żeby sprawdzić czy na pewno gdzieś nie myszkuje, gdy odkryłem, że drzwi do łazienki...otworzyły się, ale nikogo w nich nie było. Oho? Czyżby to była kolejna jakaś nie-ludzka istota? Aż oblizałem się na samą myśl.
Wstałem i ruszyłem w kierunku łazienki. Dla niepoznaki zapukałem i zawołałem czy tam jest, po czym wlazłem do środka bez nawet przepraszam. Uśmiechnąłem się samym kącikiem ust, gdy zobaczyłem prowizorkę. No ładnie, ładnie. Wyrwałem wtyczkę z kontaktu i dla pewności sprawdziłem kabiny. Nie musiałem wiele robić, wystarczyło zerknąć z góry, jednak nim skończyłem, usłyszałem nieznaną mi melodyjkę, dochodzącą w końca korytarza. Z tego co wiem, na tym korytarzu nikt nie "mieszka". Raczej starali się trzymać potencjalnych dawców od reszty pacjentów. Żeby prawda nie wyszła na jaw.
Ruszyłem bez namysłu w kierunku dźwięku, ten jednak szybko zniknął, dlatego nasłuchiwałem jeszcze chwilę, po czym zmieniłem się w wielkiego czarnego wilka i zacząłem węszyć. O tak. Dziewczę poszło sobie na spacerek. Nasłuchiwałem i węszyłem idąc w kierunku sali numer 6.
Już po chwili, niedoszła, wolontariuszka mogła usłyszeć pod drzwiami odgłos pazurów, uderzających o kafelki podłogi oraz odgłos węszenia pod drzwiami do sali. Krew przeszkadzała w zorientowaniu się, czy tam na pewno jest, tym bardziej, że raczej nie miała klucza. Nacisnąłem na klamkę, nie zmieniając się, były zamknięte. Zacząłem więc węszyć, jednak nigdzie indziej nie czułem tak wyraźnego jej zapachu. Wróciłem więc pod drzwi, czekając aż popełni jakiś błąd. W końcu...kiedyś musi wyjść prawda? Nikt nie lubi za długo siedzieć z trupami, choć kto wie, jakie zboczenia siedzą w tej młodej główce - panienko jesteś tam? - rzuciłem, a mój głos był bardziej zachrypnięty niż wcześniej. Kto wie, może jest na tyle głupim dzieckiem, że mi odpowie?

Powrót do góry Go down





Seamair
Gif :
Krwawy biznes  Zero-two
Godność :
Erin Collins ale mów mi Seamair.
Wiek :
Już 19 lat gości mnie ten Świat.
Rasa :
Cyrkowcem się stałam lecz wcale nie chciałam...
Wzrost / Waga :
166 cm /46kg
Znaki szczególne :
Urocze acz ostre rogi na czubku głowy, drapieżne spojrznie o barwie szkarlatu, ozdoby w kształcie czterolisnej koniczyny.
Pod ręką :
Zestaw noży do rzucania, magiczne akcesoria, bezdenna sakwa..
Broń :
Srebrny rapier oraz zestaw noży do rzucania.
Zawód :
Samozwańcza opiekunka wszelkich bestii (szczególnie tych zamieszkujących Malinowy Las).
https://spectrofobia.forumpolish.com/t269-seamair#413 https://spectrofobia.forumpolish.com/t1114-seamair
SeamairPoskramiacz
Poskramiacz
Re: Krwawy biznes
Pią 17 Lut - 2:05
Magia to niesamowita rzecz pozwala przekroczyć nie jedną granicę, osiągnąć to, co wydawało się nieosiągalne. Niestety jak wszystko inne i ona ma swoje ograniczenia.
Ta refleksja nie nawiedziła mnie, gdy starałam się, obliczyć jak długo będę mogła skrywać się pod osłoną niewidzialności. Zostało mi niewiele czasu... a zatem trzeba będzie działać szybko. Presja zwykle ma to do siebie, iż cierpi przez nią subtelność, tak było również i w tym przypadku, gdy zaczęłam, obmyślać jak będzie wyglądać moja ucieczka.
Ucieczka... to słowo wyjątkowo mocno bodło moje ego, które postanowiło wytknąć mi niekompetencję. Wszak nie zdobyłam żadnych twardych dowodów, nic ponad własną opowieść. Z drugiej jednak strony, trup na podłodze był dość dobitnym ostrzeżeniem, że powinnam mieć się na baczności. I co z Lunatyczką? Być może podzieliła, los nieszczęśnika, który zalegał teraz u mych stóp i nic nie dało się już zrobić? A może nadal tkwiła gdzieś w klinice... Kiedyś nie głowiłabym się nad podobnymi moralnymi problemami, lecz ktoś zdołał mi wpoić do głowy nieco ze swych wartości... Już wcześniej czułam się wystarczająco mocno skonfliktowana z sama sobą. Jak się okazało, mogło być gorzej.

Gdy dotarł do mnie stłumiony odgłos kroków, wiedziałam, że czas na knucie strategii dobiega końca. Z wnętrza bezdennej sakwy wyciągnęłam długie srebrne ostrze, które ukryłam za połą peleryny.
Po chwili dotarło do mnie, że z zasłyszanymi krokami było coś nie tak... Dosłownie żyjąc pośród bestii, nabrałam pewnego doświadczenia w kwestii rozpoznawania tego, co próbuje się na mnie zaczaić. Z tym że moi podopieczni, podobne podchody traktowali jak zabawę. W obecnych okolicznościach nie było na nią szans. A w każdym razie nie na taką, która kończy się miło.
Gdy dotarł do mnie znajomy odgłos węszenia, pomyślałam o psie... było to logiczne, ponieważ moja natura zapewniała mnie, że nie mam do czynienia z bestią (w każdym razie nie taką, którą bym polubiła). Z chwilą, gdy za drzwiami rozległ się znajomy głos, wiedziałam, że mam kłopoty... Cholerny telefon, zaklęłam w myślach, jednocześnie mocniej zagryzając zęby.
A co ciekawe, od czasu, gdy mężczyzna się odezwał umilkły odgłosy węszenia i dźwięk łap, uderzających o podłogę... Jeśli miał ze sobą psa, to widać musiał być dobrze wyszkolony, by zupełnie ustać w bezruchu. Scenariusz możliwy, zatem nie mogłam go wykluczyć. Tego ani kilku innych pomysłów, które zdążyły zrodzić się w mojej głowie.
Cierpliwość tamtego w końcu się wyczerpie, podobnie jak i mój czas... zatem po prostu nie było już na co czekać. Wiedział, że ktoś tu jest... a i owszem był i mógł mi się przysłużyć.
Rzuciłam spojrzenie na zwłoki, po czym skupiłam na nich swoją wolę, znów nieprzyjemny chłód rozszedł się po mojej ręce, gdy artefakt uwolnił swą moc, a martwe ciało zaczęło podnosić się z podłogi.
Moje początki w używaniu Mortis Anulum nie były proste, pod wieloma względami... teraz jednak dobrze opanowałam tę sztukę i wyzbyłam się dawnych barier. Podobnie jak nieboszczyk, który teraz był pod moją całkowitą władzą, nie musiał przejmować się bólem... bo uderzenie z pełnym impetem w drzwi zdecydowanie by zabolało... Miałam nadzieję, że zaboli również tego, kto stał po drugiej stronie drzwi, kiedy te zostały brutalnie wyrwane z zawiasów i runęły na ziemię wraz z żywym/martwym taranem.
Teraz zatańczymy...
Przemknęło mi w głowie, a kąciki ust delikatnie uniosły się ku górze, wraz ze świeżą porcją adrenaliny, która rozlała się po moich żyłach. Obserwowałam rozwój wydarzeń, nadal kontrolując swoją martwą marionetkę tak, aby po zebraniu się z podłogi, była zdolna do potencjalnego ataku. A może miałam na tyle szczęścia, że brunet znalazł się w polu rażenia i już został znokautowany drzwiami? Wówczas jednego miałabym z głowy. Jednego z jak wielu? Zapewne już niebawem się tego dowiem.


~ Aktualny ubiór ~



Fabuła - Karczma Lalek
Spoiler:

Powrót do góry Go down





Jo
Gif :
Krwawy biznes  5PUjt0u
Godność :
Joe Moss
Wiek :
26
Rasa :
Człowiek
Wzrost / Waga :
175/68
Pod ręką :
Smartfon, słuchawki, portfel, tytoń, zapalniczka, bletki, papierośnica, klucze
Broń :
Lasko-szpada
Zawód :
Inżynier w MORII
https://spectrofobia.forumpolish.com/t887-joe-moss https://spectrofobia.forumpolish.com/t1090-joe
JoInżynier
Inżynier
Re: Krwawy biznes
Pią 24 Lut - 2:23
Małe nietoperze łapki przedzierały się przez pajęczyny i kołtuny kurzu. Wentylacja, wbrew filmowym obrazom, nie była miejscem ani przestronnym, ani czystym. Gdyby jeszcze przewiew powietrza był na tyle silny, aby przepchnąć brud, droga byłaby o wiele łatwiejsza. Niemniej miejsce nawiewu od dłuższego czasu pozostawało zatkane gołębim gniazdem, a raczej czymś, co miało nim być. Niedoszły projektant leżał bowiem martwy kilka zakrętów dalej, o czym Jo dowiedział się zawczasu z kwaśnych nut unoszącego się odoru.
Odgłosy w pewnym momencie zaczęły na siebie nachodzić, co oznaczało, że Hunter i dziewczyna znajdują się w niewielkiej odległości. Nie dobiegały one jednak z miejsca, z którego powinny, czyli łazienki. Jo przyśpieszył, zaniepokojony ich bliskością wobec jedynego pokoju w szpitalu, który powinien pozostać zamknięty. To nie mógł być przypadek, ta dziewczyna nie weszłaby przez pomyłkę akurat do tego pomieszczenia. Wampir wiedział, że rozwiązanie jest już tylko jedno, skutecznie uciszyć zbyt ciekawską pacjentkę. Przez drobne kraty dostrzegł wilczą postać znajomego, czatującą pod drzwiami numer sześć. Wywnioskował więc, że dziewczyna znajduje się w środku.
Wentylacja jest świetnym miejscem na zasadzkę pod warunkiem, że posiada się zdolność do cichego i dyskretnego przemieszczania oraz cierpliwość do czekania na odpowiedni moment. Jo pozbawiony był którejkolwiek z tych zalet, dlatego w momencie, gdy ożywione zwłoki runęły na drzwi, ten dokonując metamorfozy w wentylacji, roztrzaskał ją od wewnątrz swoim ciężarem, po czym wylądował w kącie pokoju, zaledwie dwa kroki od ofiary. Nie można stwierdzić, że po prostu wrócił do swojej ludzkiej postaci. Ubiór, łącznie z kitlem, oczywiście znalazł się na ciele zgodnie z niezapisaną zasadą metamorfozy, niemniej reszta ciała wydawała się zachować coś z nietoperzego uroku. Szczególnie uszy odstające na boki i zdecydowanie zbyt wielkie ściągały na siebie uwagę, choć w swej szkaradności, nie ustępowały krwistoczerwonym oczom oraz dwóm dziurom pod nimi, pełniących funkcję nozdrzy. Ponadto niemal całe ciało, poza częścią twarzy, pokryte było owłosieniem. Jo wyglądał, jakby zapuścił bokobrody, co jedynie dopełniało koszmarny wygląd.
Co tu robisz? Kradniesz? Szpiegujesz? - spytał, bez silenia się na uprzejmość.
Nie zamierzał dawać dziewczynie zbyt wiele czasu na odpowiedź. Zacisnął palce na umywalce, która wygięła się niczym ugniatane ciasno i wyrwał ją ze ściany z zamiarem ogłuszenia włamywaczki solidnym ciosem w głowę. Taka bezpośredniość była czysto taktycznym posunięciem, Jo założył bowiem, że nagle ożywione ciało musi skądś czerpać energię, a najlepszym sposobem jej przerwania byłoby pozbawienie źródła przytomności. Ponadto złość, z powodu ciągłych niedociągnięć, jakie tego dnia spotkały wampirzego lekarza, doprowadziły go do granic kontroli i niespecjalnie przejmował się, czy dziewczyna zostanie unieszkodliwiona tymczasowo, czy trwale.

Powrót do góry Go down





Hunter
Gif :
Krwawy biznes  5PUjt0u
Godność :
Hunter Mordecai Cross
Wiek :
22
Rasa :
Człowiek
Wzrost / Waga :
210cm/160kg
Pod ręką :
Sakiewka
https://spectrofobia.forumpolish.com/t729-hunter-cross#8892 https://spectrofobia.forumpolish.com/t1086-hunter
HunterNieaktywny
Re: Krwawy biznes
Nie 26 Lut - 23:16
Czekałem, nasłuchiwałem, węszyłem. Na pewno ta mała pizda tam była. Gdzie indziej by się podziała. Nie byłoby jej zapachu tutaj gdyby nie było jej w środku.
Nagle jednak usłyszałem coś czego się nie spodziewałem. Bose stopy? Kroczące po czymś mokrym...lepki. Co do chu....nie zdążyłem nawet do końca pomyśleć gdy odskoczyłem w bok, a tuż przede mną runęły drzwi, razem z...truposzem? Było toto blade jak ściana i całe upaprane krwią. Pewnie to ten nieszczęsny pacjent, którego wydrenował doktorek.
Dziewczyna, jeśli słuchała, przy moim lądowaniu, mogła usłyszeć coś więcej niż stukanie pazurów, czy lądowanie wilczego cielska. Ale również...jakby dźwięk noży, uderzających o posadzkę szpitala. Ten sam dźwięk towarzyszył warkotowi, gdy ruszyłem na zombiaka z zamiarem rozerwania go. Może i był żywym trupem, ale wyglądało na to, że poza tym nie miał żadnych mocy czy dodatkowych umiejętności.
Powietrze wypełnił dźwięk łamania kości i rozrywania skóry oraz mięśni, wymieszany z warkotem oraz stukaniem prawdziwych i metalowych pazurów o posadzę. Mięso było obrzydliwe. Takie suche. Bez krwi wcale nie było smaczne. Było świeże, ale co z tego?
Męczyłem się ładne kilka minut, to truchło nie chciało przestać się ruchać! Nawet jak odgryzłem rękę to ta nadal pełzła w moją stronę. Co to kurwa ma być?! Pieprzona rodzinka Addamsów czy ki chuj?! W pewnym momencie nawet gałka oczna zaczęła pełznąć jak jakiś robal, nadal przytwierdzona do czaszki. Obrzydlistwo! Język miałem wrażenie, że jeszcze ruszał mi się w przełyku. Co to za zjebana sytuacja!
W końcu stanąłem znów w drzwiach, pokryty resztkami krwi i ....innych części ciała. Warczałem, a metalową łapę opierałem o głowę, która zaraz rozpękła się jak jakaś piłka, wywalając z siebie szarą galaretę. Z truposza zostały strzępy, choć nie mogłem nie przyznać, że walczył długo. Zwykły człowiek by padł o wiele szybciej. Cóż. Obrzydliwe ale ciekawe przeżycie.
Powoli zbliżałem się do dziewczyny, najeżony, z obnażonymi długimi, białymi kłami. Dwubarwne oczy błyszczały pełne agresji i złości. Nie atakowałem jednak. Skoro doktorek chce ją przesłuchać proszę bardzo. Nie byłem bezmyślną bestią, która rozszarpuje wszystko co jej się nie podoba i mimo iz miałem ochotę to zrobić z tą małą piczką, to wiedziałem, że o wiele bardziej przyda nam się żywa. Przynajmniej jak na razie. Krew pompowana przez serce była smaczniejsza i więcej warta, z resztą....skądś musiał się wziąć stereotyp o tym, że krew truposza jest trująca. Była obrzydliwa! Szlam nie krew!
Sam nie zmieniałem postaci, stałem, gotowy do ataku, przestępując tylko co jakiś czas z nogi na nogę, stukając złowrogo twardymi pazurami.

Powrót do góry Go down





Seamair
Gif :
Krwawy biznes  Zero-two
Godność :
Erin Collins ale mów mi Seamair.
Wiek :
Już 19 lat gości mnie ten Świat.
Rasa :
Cyrkowcem się stałam lecz wcale nie chciałam...
Wzrost / Waga :
166 cm /46kg
Znaki szczególne :
Urocze acz ostre rogi na czubku głowy, drapieżne spojrznie o barwie szkarlatu, ozdoby w kształcie czterolisnej koniczyny.
Pod ręką :
Zestaw noży do rzucania, magiczne akcesoria, bezdenna sakwa..
Broń :
Srebrny rapier oraz zestaw noży do rzucania.
Zawód :
Samozwańcza opiekunka wszelkich bestii (szczególnie tych zamieszkujących Malinowy Las).
https://spectrofobia.forumpolish.com/t269-seamair#413 https://spectrofobia.forumpolish.com/t1114-seamair
SeamairPoskramiacz
Poskramiacz
Re: Krwawy biznes
Nie 5 Mar - 3:30
Miałam swoją szansę. Trupie natarcie zostało przeprowadzone całkiem sprawnie, choć niestety przeciwnik nie został przytwierdzony pod wyrwanymi drzwiami. Mimo to otworzyła się dla mnie droga, ucieczki, dzięki której mogłam zaszyć się w mniej niezeszczanych zakątkach kliniki. Nawet jeśli moje szanse na odnalezienie Różanej strażniczki były marne, wciąż chciałam podjąć tę próbę.

Z niepokojem przyjrzałam się przeciwnikowi, z którym mierzył się mój martwy wojak. Przerośnięty wilk o czarnym jak noc futrze i... dwukolorowych oczyskach. To właśnie te barwne ślepia, utwierdziły mnie w przekonaniu, iż moje wcześniejsze przypuszczenia się sprawdziły. Widać należy słuchać się intuicji, która już przy samym progu, podpowiadała, że nic dobrego mnie tu nie spotka.
Zmrużyłam oczy i jeszcze przez sekundę przypatrywałam się przebiegowi walki, w której mój zawodnik mimo nieśmiertelnej determinacji, ponosił straty. Nie było na co czekać, musiałam ruszać.
Udało mi się dosłownie postawić dwa kroki, gdy nagle tuż za moimi plecami rozległ się rumor, a coś ciężkiego uderzyło o ziemię. Mój wzrok instynktownie zatrzymał się na źródle hałasu, czego szybko pożałowałam, przypatrując się czemuś, co przypominało efekt nieudanego eksperymentu genetycznego. Dopiero po chwili, gdy lepiej przyjrzałam się stworowi, a dokładniej temu, w co było ubrane, rozpoznałam w nim doktora. Cóż, zdecydowanie wolałam postać, w której zastałam go na początku, ale raczej nie miałam w tym temacie zbyt wielkiego prawa głosu. Pewne było jedno, emanowała od niego złość, której przyczynę zapewne stanowiłam właśnie ja. Z całą pewnością nie tak wyglądały plany dotyczące dzisiejszej nocy w założeniu obu panów.
Zdałam sobie sprawę z jeszcze jednego faktu, wpatrzone we mnie szkarłatne ślepia oraz wypowiedziane chwilę później słowa jasno świadczyły, że mocy bolerka niewidka zdarzyła się wyczerpać. Stałam zatem w czerwonej pelerynie, za moimi plecami czaił się zły wilk a przede mną, cóż... na pewno nie, myśliwym śpieszący mi na ratunek. Bajkowa otoczka nie do końca zagrała, tak jak powinna.

Walka trwająca na korytarzu nabierała coraz większej brutalności. Mój martwy wysłannik pokładał wszystkie siły w swój jedyny nadrzędny i ostateczny cel, proste polecenie „zabij”. Nie oszczędzał się i nie zatrzymywał, nawet gdy tracił kolejne kończyny. Gryzł, bił i starał się zadać swemu oponentowi jak najwięcej obrażeń. Niestety za życia najwyraźniej nie parał się przemocą, ponieważ w walce był bardzo chaotyczny. Z czasem jednak odgłosy walki ucichły, a ja powoli poczułam, jak amulet traci połączenie z tym, co zostało z umarlaka. Mogłam mieć tylko nadzieję, że ten kupił mi dostatecznie wiele czasu...
-Szukam znajomej. Może kojarzysz, wysoka z ciemnymi kręconymi włosami do ramion i błękitną krwią...
Czy faktycznie miałam nadzieję, że dowiem się czegoś od istoty, która właśnie wyrwała ze ściany umywalkę, uznając ją za wystarczająco dobry oręż? Znajdowałam się już w znacznie bardziej absurdalnym położeniu a skoro i tak wszystko wskazywało na to, że będzie jedynie gorzej? To co miałam do stracenia?
Byłam oczywistym celem agresji doktora, a to, wbrew pozorom dawało mi pewną przewagę. Wiedziałam, gdzie miał paść cios. A że umywalka nie pozwalała na zbyt elastyczne manewry, mogłam też mniej więcej oszacować trajektorię ciosu. Planowanie w biegu, przewidywanie ruchów przeciwnika to coś naturalnego, gdy posiada się pewne doświadczenie bojowe. Postanowiłam zadziałaś, na spaczonego medyka, jego własną siłą i to dosłownie. Jeśli ten nadal próbował wymierzyć we mnie cios, wówczas osłoniłam się, otwierając przed sobą portal, prowadzący tuż za plecy stwora. Jeśli jednak nagły rozbłysk światła, sprawił, że przeobrażony doktor zaniechał ataku, to sama wykorzystałam portal, rzucając przezeń ostrze, które do tej pory chowałam pod połą peleryny.
Moment dystrakcji, postanowiłam wykorzystać na ucieczkę, lecz nim jeszcze dobiegłam do drzwi, po korytarzu echem rozległ się dźwięk miażdżonych kości, zaraz po tym w wyjściu zobaczyłam wilczy pysk najeżony rzędami ostrych zębów. Niemal poślizgnęłam się na zakrwawionej posadzce, próbując wyhamować, przez co znalazłam się znacznie bliżej wilka, niż bym chciała...
Gdy zaczęłam gorączkowo obmyślać, swe kolejne posuniecie, wilczydło mogło spostrzec moment, w którym ciepły brąz tęczówek płynnie zmienił się w szkarłat, na którego tle widniały cienkie czarne źrenice. Zaś spod kaptura peleryny wysunęły się niewielkie, acz wyraźne czerwone rogi. Byłam jednak zbyt zaaferowana knuciem strategii przetrwania, aby zauważyć czy odczuć, że eliksir, który zapewniał mi kamuflaż, również przestał działać, szybciej niż powinien.



~ Aktualny ubiór ~



Fabuła - Karczma Lalek
Spoiler:

Powrót do góry Go down





Jo
Gif :
Krwawy biznes  5PUjt0u
Godność :
Joe Moss
Wiek :
26
Rasa :
Człowiek
Wzrost / Waga :
175/68
Pod ręką :
Smartfon, słuchawki, portfel, tytoń, zapalniczka, bletki, papierośnica, klucze
Broń :
Lasko-szpada
Zawód :
Inżynier w MORII
https://spectrofobia.forumpolish.com/t887-joe-moss https://spectrofobia.forumpolish.com/t1090-joe
JoInżynier
Inżynier
Re: Krwawy biznes
Pon 13 Mar - 2:42
- Błękitną? - powtórzył pytająco Jo. Poczuł się mile zaskoczony. Owszem, nie tylko wiedział o kogo pyta, ale również doskonale znał lokalizację, aktualnie permanentnej pacjentki jego biznesu. Niestety, poza produkowaniem unikalnej krwi, nie można było z niej wyciągnąć żadnych informacji. Liczył, że znajdzie więcej "specjalnych" dawców, a tymczasem jedna przyszła sama z siebie. Musiał na spokojnie wyprowadzić cios, tak żeby jej nie zabić, nie po tym, gdy zdał sobie sprawę jak ważną część intrygi stanowi. Torturowanie jednej osoby nie zawsze przynosi efekty, nie jeśli trafi się ktoś wyjątkowo twardy. Ale mając dwie bliskie osoby, paleta możliwości znacznie się poszerza.
Wziął głęboki oddech i wykonał niewielki zamach, planując powalić dziewczynę uderzeniem w bark. Żyły na jego przedramieniu napięły się gwałtownie, a szalejące oczy zaplanowały już trajektorię, gdy nagle rozbłysło przed nim oślepiające światło. Chciał, niczym wkurzającą muchę, przegonić je wolną dłoń, nim jednak wykonał najmniejszy ruch, poczuł w plecach świdrujący ból oraz gwałtowne, rwące ciepło. Odruchowo opuścił umywalkę, a następnie odskoczył od różowowłosej, próbując dosięgnąć broni. Pech chciał, że ostrze zanurzyło się dokładnie w tym niewielkim punkcie, do którego nie jest się w stanie dosięgnąć, gdy ma się zbyt napięte mięśnie. Transformacja Jo sprawiła natomiast, że był bardziej maszyną do zabijania niż człowiekiem gumą. Wkurzony odwrócił się plecami do ściany i z całej siły skoczył w tył. Poczuł, jak rękojeść gładko wskakuje w jego ciało, a koniec ostrza przebija skórę klatki piersiowej. Chwycił je dwoma palcami i szybkim ruchem wyrwał z siebie, po czym odłożył powoli na nocny stolik.
- Krew, potrzebuję krwi... - pomyślał, opamiętując się. Na szczęście zaraz pod ręką miał szafkę z torbami świeżo wyssanej posoki. Łapczywie złapał pierwszą lepszą, wlał w siebie całą jej zawartość i wygiął się w ekstatycznym uniesieniu, gdy jego organizm przeszył przypływ świeżej energii. Dotarła również do mózgu, co pozwoliło mu na szybszą analizę sytuacji. Hunter tu jest, poradzi sobie z dziewczyną, a jeśli nie, to tym bardziej on nie zamierzał ryzykować walki z kimś, kto robi hokus-pokus. Kluczowe było teraz jednak to, że doktor znał położenie błękitnokrwistej. Jeśli odpowiednio ją wykorzysta, nie będzie istotne, jak sprytna jest i jak wiele sztuczek zna ta wścibska włamywaczka. Jo odbił się od ziemi i z nadludzką prędkością wyskoczył przez okno, kierując się do kostnicy pod kliniką. Wtajemniczeni wiedzieli, że trzymane są tam nie tylko trupy, ale i żywe okazy, nadające się do kilkukrotnej eksploatacji.

Powrót do góry Go down





Hunter
Gif :
Krwawy biznes  5PUjt0u
Godność :
Hunter Mordecai Cross
Wiek :
22
Rasa :
Człowiek
Wzrost / Waga :
210cm/160kg
Pod ręką :
Sakiewka
https://spectrofobia.forumpolish.com/t729-hunter-cross#8892 https://spectrofobia.forumpolish.com/t1086-hunter
HunterNieaktywny
Re: Krwawy biznes
Czw 30 Mar - 17:57
Oblizałem się, widząc jak dziewczyna prawie się wywraca. Ilość krwi jeszcze się zwiększała na podłodze. Nie wyszedłem z tej walki bez szwanku. Jedno ucho miałem w połowie odgryzione, z boku widniała dość spora dziura, która już się leczyła, łapa też nie wyglądała najlepiej. Aż dziwne, że w ogóle byłem w stanie iść. Otrzepałem się, obryzgując krwią wszystko wokół i zaśmiałem się. Czułem zapach doktorka, ale nie było go. Czyżby zwiał? Czy sobie przypomniał o kolejnym przeciekającym wiaderku, które zostawił pod jakimś jakimś worem mięcha.
Zatrzymałem się, gdy dziewczyna, nagle zaczęła zmieniać kolorki. Do tego te różki - uhuhuhu - zaśmiałem się niskim, chrapliwym głosem - miałem rację, uznając, że będziesz ciekawym nabytkiem - oblizałem mocno pysk. O tak. Wyglądała smakowicie. Do tego ten zapach. Mmmm uwielbiałem próbować nowe smaki. A to na pewno będzie coś nowego! - Może dasz się posmakować? - rzuciłem, ruszając powoli w jej stronę - po tym gównie mam straszny niesmak w pysku - parsknąłem z niesmakiem i plasnąłem. Metalowe pazury prawej przedniej łapy, uderzały o rozwalone drzwi i posadzkę na zmianę ze zwykłymi ale również ostrymi i twardymi pazurami.
Zawarczałem i szczeknąłem na nią nisko po czym rzuciłem się, z zamiarem powalenia jej na podłogę. Chciałem rozpłatać jej gardło. Wychłeptać wszystko co w niej płynie, wycyckać każdą kosteczkę. Byłem głodny i coraz mniej miałem ochotę się dzielić tym dziwadłem, które przed sobą mam. Niech sobie biorą tę o smerfowym smaku. Zobaczymy czy ta będzie mieć pikantny smak.

Powrót do góry Go down





Seamair
Gif :
Krwawy biznes  Zero-two
Godność :
Erin Collins ale mów mi Seamair.
Wiek :
Już 19 lat gości mnie ten Świat.
Rasa :
Cyrkowcem się stałam lecz wcale nie chciałam...
Wzrost / Waga :
166 cm /46kg
Znaki szczególne :
Urocze acz ostre rogi na czubku głowy, drapieżne spojrznie o barwie szkarlatu, ozdoby w kształcie czterolisnej koniczyny.
Pod ręką :
Zestaw noży do rzucania, magiczne akcesoria, bezdenna sakwa..
Broń :
Srebrny rapier oraz zestaw noży do rzucania.
Zawód :
Samozwańcza opiekunka wszelkich bestii (szczególnie tych zamieszkujących Malinowy Las).
https://spectrofobia.forumpolish.com/t269-seamair#413 https://spectrofobia.forumpolish.com/t1114-seamair
SeamairPoskramiacz
Poskramiacz
Re: Krwawy biznes
Pią 14 Kwi - 23:55
Czy to był już ten moment, w którym sytuacja zaczynała wymykać się spod kontroli? Cóż w zasadzie nastąpiło to już jakiś czas temu, teraz po prostu robiło się gorzej… Nie wiedziałam, czy fakt, że zostałam sam na sam z wilkiem, powinien mnie cieszyć. Z jednej strony musiałam sprostać tylko jednemu oponentowi, ale z drugiem, nie miałam żadnej pewności czy tamten nagle znów się nie pojawi, aby zaatakować z zaskoczenia. Musiałam być zatem bardzo czujna… a ciężko było skoncentrować mi się na czymś poza kroczącą ku mnie „bestią”. Zmarszczyłam brwi, gdy kątem oka dostrzegłam, jak rana na boku tamtego zaczyna się zasklepiać. To zdecydowanie nie był dobry omen… podobnie jak i głód emanujący w spojrzeniu dwukolorowych ślepi.
Nabytkiem… I co jeszcze?
Moje niezadane pytanie szybko doczekało się odpowiedzi, w postaci kolejnego pytania, które poniosło się wraz z niskim warkotliwym głosem.
-Niekoniecznie.
Rzuciłam tylko, jednocześnie rozglądając się po otoczeniu i planując kolejny ruch. Ten, który miał zamiar, wykonać mój przeciwnik znałam. Każdy jego ruch i napinający się mięsień krzyczał o zamiarach swego właściciela.
Stres i adrenalina najpewniej otępiły mój zdrowy rozsądek, tak zapewne stwierdziłby, postronny obserwator widzący zadziorny uśmiech i błysk w szkarłatnych oczach po tym, jak ponownie odezwałam się do swego przeciwnika. Tak pomyślałby ktoś, kto mnie nie znał, dla mnie była to rzecz całkiem naturalna. Dolewanie oliwy do ognia... to zdecydowanie moja esencja.
-W takim razie trzeba było się nie lizać…
Nie cofnęłam się, choć było widać, że moje całe ciało spina się, gotując na wykonanie ewentualnego uniku a może i ataku?
-Może zmienisz postać? Lubię wilki i jakaś część mnie nie czuje się komfortowo, z tym, do czego mnie zmuszasz… A może boisz się, że w ludzkiej formie mi nie sprostasz?
Część tych słów jak najbardziej była prawdą, choć nie ukrywałam, że była w tym i czysta prowokacja. W razie pościgu napęd na cztery łapy sprawdzał się aż za dobrze. Sama nie odsłoniłam jeszcze wszystkich kart, lecz czułam jak z sekundy na sekundę, moje pole manewrów się kurczy.
Teraz zamierzałam postawić na zaskoczenie. Dla wilczydła najpewniej sam fakt, że jeszcze nie zerwałam się, do ucieczki był zaskakujący… nawet, wtedy gdy ten wyraźnie szykował się do skoku. To właśnie moment, w którym wilcze łapy nabierały rozpędu do skoku, wybrałam na własny atak. Ilość krwi obecna w pomieszczeniu nadawała wszystkiemu makabry, dla mnie jednak miała stać się użyteczna. Moje usta poruszały się, nieznacznie szepcząc nieme zaklęcie. Pod jego wpływem otaczająca nas posoka nagle zapłonęła wysokim i ostrym płomieniem, który jarzył się wszystkim barwami. Był to jednak tylko fortel, którym planowałam kupić sobie cenną chwilę.
Liczyłam, że pierwotny instynkt sprawi, że mój oponent zatrzyma się i odskoczy od źródła zagrożenia. Nie mogłam mieć tej pewności, ale musiałam zaryzykować. W tym czasie sama odskoczyłam w tył, a w powietrzu przede mną miały pojawić się trzy niewielkie bańki, do złudzenia przypominające te mydlane. Z tą różnicą, iż te z czasem zaczęły się powiększać i wzlatywać ku mojemu przeciwnikowi, po tym, jak płomienie wygasły. Gdyby udało mi się go uwięzić, sama miałabym szansę na ucieczkę.


~ Aktualny ubiór ~



Fabuła - Karczma Lalek
Spoiler:

Powrót do góry Go down





Jo
Gif :
Krwawy biznes  5PUjt0u
Godność :
Joe Moss
Wiek :
26
Rasa :
Człowiek
Wzrost / Waga :
175/68
Pod ręką :
Smartfon, słuchawki, portfel, tytoń, zapalniczka, bletki, papierośnica, klucze
Broń :
Lasko-szpada
Zawód :
Inżynier w MORII
https://spectrofobia.forumpolish.com/t887-joe-moss https://spectrofobia.forumpolish.com/t1090-joe
JoInżynier
Inżynier
Re: Krwawy biznes
Pią 28 Kwi - 23:51
Jo w amoku wybił okienko do piwnicy i wskoczył do środka, ignorując resztki szkła, które utknęły w jego ciele. Po tej całej katastrofie nie ma już dla niego miejsca w klinice, w mieście, a nawet w państwie. Czuł miły przypływ szaleństwa mający swoje podłoże w zerwaniu jakichkolwiek zobowiązań, czyste wariactwo na bazie nagłej wolności. Klinika, worki na krew, a nawet klienci, wszystko może pójść już z dymem, a nawet powinno. Jakiekolwiek powiązania byłyby kulą u nogi w nowym życiu. A poza tym musiał przeprowadzić jeszcze jeden eksperyment na ostatniej pacjentce.
Zerwał łańcuch blokujący drzwi do najgłębiej położonego pomieszczenia. Otworzył je gwałtownie, wzniecając w ciszy złowrogi odgłos. Na ten dźwięk dziewczyna w środku zerwała się, jednak przez mocno zaciśnięty kaftan, nie utrzymała równowagi i upadła na kamienną podłogę. Obrzuciła go pełnym nienawiści spojrzeniem, a gdyby nie knebel, zapewne uzupełniłaby je soczystymi przekleństwami. - Masz niesamowitą siłę - rzekł Jo, złowrogo się uśmiechając. - Pewnie chciałabyś mi wyrwać serce, ale mam złą wiadomość. Podszedł chwiejnie do ofiary i chwycił ją za gardło. Łatwość, z jaką to zrobił, sprawiała wrażenie dziecka bawiącego się bezbronnym ptaszkiem. - Nie wypijesz krwi, która Cię przemieniła - wyszeptał, rechocząc. Wbił kciuk w jej podbródek, odchylając go do góry, po czym zatopił zęby w obnażonej szyi.
Procedura przemiany była mu dobrze znana. Jednym z kłów pobierał krew, a drugim wpuszczał ją już zmutowaną. Dzięki temu mógł kontrolować tempo przemiany bez ryzyka nagłego, śmiertelnego wstrząsu. Z dziewczyną szło mu niezwykle szybko, lecz gdy miał kończyć, uświadomił sobie, że nie może wyrwać kła, z którego wciąż wysysana była posoka. Role się odwróciły i teraz to Jo stał się workiem krwi. W obronnym odruchu szarpnął głową w tył, dokonując mało higienicznej ekstrakcji górnej trójki. Upadł wpół przytomny na ziemię, nie do końca rozumiejąc sytuację.
Ciało dziewczyny tymczasem uniosło się w powietrzu i kompletnie ignorując istnienie grawitacji, poczęło obijać się o ściany i sufit. Kaftan, podobnie jak knebel, wypadły w wyniku nieludzkich przemieszczeń części ciała. Korytarz piwnicy wypełniało echo łamiących się kości, wybijanych stawów i urywanego bólem krzyku. Chwilę później do tej symfonii dołączył szaleńczy śmiech Jo, który oblizując ranny zębodół, podziwiał stworzenie najgorszego monstrum, jakie widział w świecie. Nagle, gdy wszystkie kończyny wskoczyły na swoje miejsce, a jej odmieniona świadomość osiadła w ciele, dziewczyna zawisła w bezruchu. Doktorek doskonale wiedział, czego szukała. Pierwszego posiłku. Na jej pytające spojrzenie wskazał szybko palcem w górę, nieco lękając się, że zwykła relacja krwi może w tym przypadku go nie uchronić.
Jo spodziewał się wiele po nowej wampirzycy, niemniej pierwszy raz widział, aby ktoś z ich gatunku się teleportował. Dziewczyna rozpłynęła się, pozostawiając po sobie niebieskawe opary, a chwilę później chłopak wyczuł, jak pojawia się ponad sufitem. Zaraz po tym znowu zniknęła. Przemieszczała się skokowo. Uradowany nowym odkryciem doktorek poderwał się z ziemi i powrócił do swojego pierwotnego planu. Wyszedł z niegdysiejszej celi lunatyczki i radośnie trzęsąc pudełkiem zapałek, ruszył w stronę magazynu z chemią. Jego plan był prosty, puścić tę przeklętą klinikę z dymem. Po drodze, dla wzmocnienia efektu, wstąpił do gazowani, aby połamać rury. Zastanawiał się, czy głód nowo przemienionej nie będzie na tyle duży, że nie spocznie wyłącznie na czarodziejce i zaatakuje również Huntera. - Heh... kawał chłopa z niego - pomyślał, chichocząc.

Powrót do góry Go down





Hunter
Gif :
Krwawy biznes  5PUjt0u
Godność :
Hunter Mordecai Cross
Wiek :
22
Rasa :
Człowiek
Wzrost / Waga :
210cm/160kg
Pod ręką :
Sakiewka
https://spectrofobia.forumpolish.com/t729-hunter-cross#8892 https://spectrofobia.forumpolish.com/t1086-hunter
HunterNieaktywny
Re: Krwawy biznes
Sob 13 Maj - 21:18
Wywróciłem oczami, coraz bardziej zmniejszając dystans między nami. Ta żarty jej się zebrało? To jej nie wyszło - trzeba było ożywić coś bardziej zjadliwego - powiedziałem, lekko przekręcając wielki, włochaty łeb.
Zaśmiałem się nisko i najeżyłem bardziej, przez co wyglądałem na jeszcze większego - on nie słonko - wymruczałem słodkim, niskim głosem - nie ze mną te numery. -  Miałem gdzieś czy wygram honorowo czy też nie. Miałem ochotę ją rozszarpać, a nie pobić na miazgę. Lubiłem tę postać i nie zamierzałem jej zmieniać. Tym bardziej, że dziewka przyznała, że nie czuje się komfortowo walcząc z wilkiem bo...je lubi. To tym bardziej utwierdziło mnie w kwestii by nie zmieniać tej postaci. W końcu....czemu mam jej iść na rękę i ułatwiać sprawę, albo nie zmuszać do czegoś, czego nie chciałaby zrobić?
Rozpędziłem się i musze przyznać, odważna była. Nie zaczęła spierdalać, a szkoda. Co to za zabawa, gdy twoja ofiara stoi ja jakiś jebany słupek? Ale co innego mnie zaskoczyło. Nagły błysk światła. Zamknąłem, wrażliwe na ostre światło ślepia, jednak nie zatrzymałem się. Nadal miałem słuch i węch. Płomienie nie były mi straszne. Czułem duszący zapach palonej krwi. Nic przyjemnego ale to nie to zwróciło moją uwagę, a raczej, że coś...zbliżało się z dołu! I to jakoś...tak dziwnie. Coraz bliżej a jednak nie przechodziło przez ściany!
Szybko wylądowałem i odskoczyłem od różowowłosej w momencie gdy pomiędzy nami pojawiła się jej przyjaciółeczka, bardzo głodna krwi. A teraz miała od wyboru aż dwie ofiary. Szkoda, że żadna się nie da tak łatwo....

Powrót do góry Go down





Seamair
Gif :
Krwawy biznes  Zero-two
Godność :
Erin Collins ale mów mi Seamair.
Wiek :
Już 19 lat gości mnie ten Świat.
Rasa :
Cyrkowcem się stałam lecz wcale nie chciałam...
Wzrost / Waga :
166 cm /46kg
Znaki szczególne :
Urocze acz ostre rogi na czubku głowy, drapieżne spojrznie o barwie szkarlatu, ozdoby w kształcie czterolisnej koniczyny.
Pod ręką :
Zestaw noży do rzucania, magiczne akcesoria, bezdenna sakwa..
Broń :
Srebrny rapier oraz zestaw noży do rzucania.
Zawód :
Samozwańcza opiekunka wszelkich bestii (szczególnie tych zamieszkujących Malinowy Las).
https://spectrofobia.forumpolish.com/t269-seamair#413 https://spectrofobia.forumpolish.com/t1114-seamair
SeamairPoskramiacz
Poskramiacz
Re: Krwawy biznes
Pon 5 Cze - 0:48
Jak zwykle nic nie chciało iść zgodnie z planem, zaś układanie nowych w biegu wcale nie należało do łatwych. Nie uśmiechał mi się los czerwonego kapturka, który za chwilę zostanie pożartym przez złego wilka. Tym bardziej że nie miałam co liczyć na ratunek ze strony leśniczego. Ilość asów, które trzymałam w rękawie, niebezpiecznie malała… Mimo to nie zamierzałam podawać się bydlakowi na srebrnej tacy z dodatkiem egzotycznych przypraw. A sądząc po wyrazie dwukolorowych ślepi, we łbie mężczyzny mógł kołatać się podobny obrazek.
Tęczowa Pożoga nie wystarczyła, aby powstrzymać mego napastnika… mimo to nadal pokładałam nadzieje w niszczycielskiej mocy ognia. Wraz z tą myślą, wzdrygnęłam się, gdy do mego wrażliwego nosa dotarło, że zapach powietrza się zmienił… Lecz to odkrycie zbladło w obliczu, dalszych wydarzeń. Wpatrywałam się z postać dobrze mi znaną, a jednocześnie obcą. Lunatyczka, która nagle pojawiła się w pomieszczeniu, wpatrywała się w nas niczym zagłodzone zwierze, któremu ktoś rzucił kawał soczystego mięsa…
-Coście jej zrobili ?!
Szukałam u dawnej partnerki jakiegokolwiek przebłysku świadomości, rozpoznania własnej osoby… lecz nie doczekałam się. W głębi jej wielkich oczu był już tylko nienasycony głód… który domagał się ugaszenia. Kobieta runęła ku nam, szybka niczym jastrząb pikujący ku swej ofierze. Nie byłam pewna czy powinnam ten fakt traktować jako komplement, lecz szybko okazało się, że zostałam uznana za tą „smaczniejszą”, bo to na mnie rzuciła się błękitno krwista. Nie zareagowałam w porę, starając się wymyślić sposób, w jaki uchronić się przed kobietą, aby jednocześnie nie zrobić jej krzywdy. Cokolwiek tamci jej zrobili, może być sposób, aby to cofnąć…
Tak właśnie myślałam, lecz było, to zanim Lunatyczka wbiła mi zęby w przedramię, jednocześnie przyciskając mnie do ściany z taką siłą, że z mojego gardła wydobył się krótki ostry krzyk. Wiedziona instynktem, zapomniałam o dawnych rozterkach i wolną dłoń przycisnęłam do twarzy kobiety, która momentalnie zajęła się ogniem. Powietrze przeszył zapach palonych włosów i skóry oraz mojej krwi, która obficie plamiła podłogę, dając mi do zrozumienia, że tamta bezbłędnie trafiła w żyłę…
Z moich ust wydobyło się przekleństwo, kiedy spostrzegłam, że rany lunatyczki już zaczynają się goić. Mimo to kobieta nadal była jeszcze w szoku choć wiedziałam, że nie kupiłam sobie wiele czasu a co gorsza, mój problem nie kończył się na niej. Szybko rozejrzałam się wokół, szukając wilczydła, które raczej ciężko było przegapić.


~ Aktualny ubiór ~



Fabuła - Karczma Lalek
Spoiler:

Powrót do góry Go down





Jo
Gif :
Krwawy biznes  5PUjt0u
Godność :
Joe Moss
Wiek :
26
Rasa :
Człowiek
Wzrost / Waga :
175/68
Pod ręką :
Smartfon, słuchawki, portfel, tytoń, zapalniczka, bletki, papierośnica, klucze
Broń :
Lasko-szpada
Zawód :
Inżynier w MORII
https://spectrofobia.forumpolish.com/t887-joe-moss https://spectrofobia.forumpolish.com/t1090-joe
JoInżynier
Inżynier
Re: Krwawy biznes
Pią 16 Cze - 20:00
Jo wziął głębszy wdech, aby utrwalić ten moment w pamięci. Powietrze piwnicy zgęstniało od chemicznych oparów. Jakich dokładnie? Mężczyzna nie wiedział, działał szybko, rozlewając wszystkie płynny z ostrzeżeniem o łatwopalności. Zgarnął ze sobą również kanister, z którym udał się na górę.
Wracając do holu, z przyjemnością dosłyszał odgłosy walki w głębi korytarza. Dodatkowy entuzjazm wzmógł w nim swąd. Zapach ten świadczył, że ktoś żarliwie go wspierał w podpaleniu klinki. Jo niechlujnie opróżnił kanister przed wejściem i pod wpływem fali radości, jaką mu to sprawiało, podpalił zapałkę i rzucił ją na ziemię. Płomienie objęły drzwi niemal natychmiast, uniemożliwiając komukolwiek ucieczkę.
Ups - rzucił mężczyzna, gdy klepiąc się po kieszeniach, przypomniał sobie, że nie posiada przecież swoich kluczy. Oznaczało to, iż nie ma dostępu do wyjścia awaryjnego, a tym samym utknął tu na równi z innymi. Zagubiony, ale i rozweselony własną lekkomyślnością rzucił się do biegu w kierunku najbliższego okna. Siła rzeczą musiał więc minąć pozostałą trójkę. Akurat powinni się znaleźć razem, gdy eksplozja wysadzi cały budynek w powietrze.

Powrót do góry Go down





Hunter
Gif :
Krwawy biznes  5PUjt0u
Godność :
Hunter Mordecai Cross
Wiek :
22
Rasa :
Człowiek
Wzrost / Waga :
210cm/160kg
Pod ręką :
Sakiewka
https://spectrofobia.forumpolish.com/t729-hunter-cross#8892 https://spectrofobia.forumpolish.com/t1086-hunter
HunterNieaktywny
Re: Krwawy biznes
Wto 11 Lip - 10:11
Zaśmiałem się nisko - udoskonaliliśmy - rzuciłem. Zaraz jednak musiałem uniknąć ataku nowo narodzonego wampira. Kurwa....przez to, że nikt go nie wytresował to będzie się rzucał na wszystko co się rusza i ma w sobie krew. Odskoczyłem gdy mnie znów to zaatakowało, jednak zrobiłem to tak, by następny atak był skierowany na te dziwaczną dziewczynę.
Nie przewidziałem jednak następnego ruchu mojego towarzysza. Ten chyba całkiem oszalał. Poczułem znajomy zapach, jednak z opóźnieniem bo zapach krwi oraz konieczność wykonywania uników, praktycznie przed dwoma przeciwnikami, z czego jeden nie myślał w ogóle racjonalnie. sprawiły, że nie dałem rady wyczuć zapachu benzyny tak od razu.
Gdy usłyszałem śmiech było już za późno. Debil podpalił paliwo. Ruszył w stronę okna a ja ruszyłem za nim, jednak nowo narodzona potwora złapała mnie za nogę. W sumie...gdyby nie szarpnięcie to bym nawet nie wiedział, że moja tylna łapa jest w potrzasku. Teraz tylko potrzebowałem zatrzymać też tę dziwkę, przez którą to wszystko się zaczęło.....

Powrót do góry Go down





Seamair
Gif :
Krwawy biznes  Zero-two
Godność :
Erin Collins ale mów mi Seamair.
Wiek :
Już 19 lat gości mnie ten Świat.
Rasa :
Cyrkowcem się stałam lecz wcale nie chciałam...
Wzrost / Waga :
166 cm /46kg
Znaki szczególne :
Urocze acz ostre rogi na czubku głowy, drapieżne spojrznie o barwie szkarlatu, ozdoby w kształcie czterolisnej koniczyny.
Pod ręką :
Zestaw noży do rzucania, magiczne akcesoria, bezdenna sakwa..
Broń :
Srebrny rapier oraz zestaw noży do rzucania.
Zawód :
Samozwańcza opiekunka wszelkich bestii (szczególnie tych zamieszkujących Malinowy Las).
https://spectrofobia.forumpolish.com/t269-seamair#413 https://spectrofobia.forumpolish.com/t1114-seamair
SeamairPoskramiacz
Poskramiacz
Re: Krwawy biznes
Pią 28 Lip - 22:57
Powietrze nabrało chemicznego smrodu, który pozostawiał w gardle posmak goryczy...zaś gęstniejący dym sprawiał, że w oczach zaczęły pojawiać się niechciane łzy. Nie trzeba było wyczulonych zmysłów, aby to poczuć, to też w salach dało się słyszeć nerwową krzątaninę, która wkrótce zagłuszyło przeraźliwe wycie alarmów. Miałam to nieszczęście, że znajdowałam się akurat pod ścianą, do której przyczepiono jeden z głównych głośników. Chciałam zakryć uszy dłońmi, lecz wiedziałam, że rana zadana mi przez dawną towarzyszkę była poważna. Traciłam zbyt dużo krwi, o czym świadczyły zawroty głowy, choć te mogło wzmocnić też uderzenie głową o ścianę… Na nogach trzymała mnie adrenalina oraz własna wściekłość.
Powinnam uciekać, miałam szansę… a jednak ta myśl nawet nie mignęła w moim umyśle. Z kajdan, właśnie zrywała się ta druga część mojej natury. Zaciskałam szczęki, szczerząc zęby z równą zawziętością co chwilę wcześniej mój oprawca, który teraz sam wpadł w tarapaty.
Nagle dotarł do mnie odgłos szybkich kroków, co sprawiło, że część mnie zapragnęła rzucić się w pogoń za tym czymś… i to jeszcze przed tym, jak w ramie drzwi ukazała się nam znajoma postać.
Chciałam poderwać się z podłogi, lecz nogi same się pode mną ugięły… mimo to nie zrezygnowałam i wyciągnęłam przed siebie drżącą rękę, z której spadały rubinowe krople krwi.
Dolewanie oliwy do ognia nie jest mądre, ale w tej chwili daleko było mi do statusu mędrca. Byłam za to wściekła. Na siebie, na świat a przede wszystkich na tych dwóch krwiopijczych zwyrodnialców.
Nim się obejrzałam z pierścienia żywiołu ognia, rozlała się nowa fala płomieni. Nie dane mi było jednak dowiedzieć się, czy dosięgnęły celu, ponieważ mgnienie później rozległ się niewyobrażalny huk. A później… nie było już później.
Eksplozja, która miała miejsce, była tak silna, że po klinice zostały jedynie zgliszcza…

Zt. x3


~ Aktualny ubiór ~



Fabuła - Karczma Lalek
Spoiler:

Powrót do góry Go down





Sponsored content

Powrót do góry Go down





Powrót do góry

 
Permissions in this forum:
Nie możesz odpowiadać w tematach