Ten miód... smakuje goryczą.

Thorn
Gif :
Ten miód... smakuje goryczą. 5PUjt0u
Godność :
Aeron Vaele
Wiek :
Ponad 500 lat / Wizualnie lekko ponad 30.
Rasa :
Upiorny Arystokrata
Wzrost / Waga :
182/100 (same rogi trochę ważą).
Znaki szczególne :
Opalizujące granatem, duże, zakrzywione rogi. Tęczowe oczy.
Pod ręką :
Broń, zegarek kieszonkowy, sakiewka z pieniędzmi, mały notesik i długopis.
Broń :
Rapier.
https://spectrofobia.forumpolish.com/t139-thorn https://spectrofobia.forumpolish.com/t949-ksiegi-klamstw https://spectrofobia.forumpolish.com/t1119-thorn
ThornDemoniczny Książę
Demoniczny Książę
Ten miód... smakuje goryczą. FuX47Qa

Ten miód... smakuje goryczą.





Chłodny wiatr przyniósł ze sobą zapach lasu. Zapach wilgoci, która szukała miejsc, w których mogłaby zagnieździć się na dobre, przygotowując świat na nadchodzącą zimę. Próżno było liczyć na ciszę, bo chociaż ptaki już dawno zaprzestały wesołych treli, natura niosła swoją monotonną pieśń szumem drzew i traw.
Lubił leżeć w trawie. Myśleć, że należy do tego świata, jest jego częścią, ale nie taką jak obecnie. W tych nielicznych momentach kiedy to wymykał się z posiadłości, mógł przynajmniej udawać, że decyduje o własnym losie. Że... coś znaczy, nawet jeśli znaczenie jego istnienia było porównywane do znaczenia jednej mrówki w mrowisku.
Szare chmury sunęły po niebie, kłębiąc się, mieszając ze sobą, nabierając ciemnej barwy zwiastującej deszcz. Nie leżał wcale długo a jednak poczuł, jak jakaś samotna kropelka upada i sunie po rozgrzanym policzku. A może... może to łza? Ciężko powiedzieć.
- Wstawaj!
Głos jak uderzenie grzmotu. Zwierzęta przecież umykały przed burzą, czemu więc on uparcie leżał w trawie i wciąż patrzył w niebo? Czyżby brakowało mu rozumu?
Gniewny pomruk był jawną zapowiedzią tego, że za chwilę z nieba po prostu lunie. Wiatr wzmógł się i niósł już nie tylko szum, nie tylko zapach zimy ale i pojedyncze, zerwane z drzew zeschnięte liście. Te ostatnie, które jeszcze chwilę temu kurczowo trzymały się gałęzi, jakby chciały udowodnić światu, że nie straszne im prawa natury.
Kogóż próbowały oszukać?
- Podnieś go. - warknął ten sam, przywodzący na myśl grzmot głos a wtórujące mu krótkie rżenie konia oraz niecierpliwe tuptanie w miejscu sprawiły, że stojący nieopodal mężczyzna podreptał w stronę leżącego w trawie chłopca. Pochylając się nad nim sapnął, ni to ze strachu, ni to ze zmęczenia krótkim truchtem.
Wyglądał źle, był wychudzony a w jego oczach czaiło się przerażenie. Mimo to, rozłożone na ziemi dziecko nie poruszyło się ani o milimetr, nie zareagowało nawet, gdy chude ręce pochylonego mężczyzny wsunęły się pod wątłe ciało.
- Paniczu... proszę wstać. - szepnął służący a na jego twarzy wymalował się ból. Nie mógł unieść chłopca, ale czy było to spowodowane wiekiem, zmęczeniem czy ogólnym zabiedzeniem? Ciężko powiedzieć. Rozpaczliwie szarpnął dzieckiem, jakby chciał je tym ruchem zmusić by wstało.
- Zostaw mnie. - głos dziecka był tak obojętny, jak obojętny być nie powinien - Chcę tu zostać.
- Błagam. - służący ponownie szarpnął, ale ciało czarnowłosego chłopczyka było jak wykonane z ołowiu - Inaczej narazimy się na gniew...
- Powiedziałem: podnieś go! - ryk poniósł się po polanie a koń zadrobił pod siedzącym na nim jeźdźcem. Drugi stojący nieopodal kwiknął zaniepokojony a przekrzywione siodło śmiesznie zadrżało, kiedy zwierzę postanowiło odejść parę metrów na bok i tam zanurzyć miękkie chrapy w ostatnie kępy świeżej trawy.
Chudy służący szarpnął dzieckiem, wcale nie delikatnie, na co chłopiec przewrócił się na bok i zwinął w kłębek.
- Odejdź. - mruknął cicho.
Właściciel donośnego głosu zeskoczył z konia i szybkim krokiem zbliżył się do służącego i dziecka. Uderzeniem szpicruty odgonił mężczyznę i bez ceregieli chwycił małego za kołnierz i dźwignął go w górę. Tęcza oczu chłopca napotkała srebro oczu Upiornego Arystokraty, dumnego posiadacza dużych, zakrzywionych rogów. Zmarszczki zdradzały wiek, ładnie przycięty zarost był przyprószony siwizną.
Nie zaszczycił go ani słowem. Postawił go na jego własnych nogach po czym otrzepał własne odzienie i odwrócił się do konia z przekrzywionym siodłem.
- Skoro tak, to wróci na piechotę. - powiedział twardo mężczyzna, poprawiając rękawiczki. Koń był oswojony toteż dał się podprowadzić do chudego sługi.
- Panie... może po prostu potrzebował chwili by odpocząć... - podjął wystraszony, kuląc się pod spojrzeniem srebrnych oczu - Albo coś go zabolało, gdy spadł z konia i uderzył o...
- Przestań tłumaczyć jego słabość. - powiedział oschle rogaty, wskakując na swojego wierzchowca i ściągając go mocno, na co koń szarpnął łbem niezadowolony - Wsiadaj, ruszamy. - dodał nawet nie patrząc na dziecko - Nie waż się zatrzymywać. Jak zostaniesz w tyle, gorzko tego pożałujesz.
Służący, spłoszony zapowiedzią kary, poprawił szybko siodło i wskoczył na konia, a gdy Arystokrata spiął swojego, chudy poszedł w jego ślady, patrząc przez ramię na stojącego pośród traw ciemnowłosego chłopca. Jego sylwetka szybko stała się mała, gdy zostawili go za sobą.
Tęczowooki spojrzał w niebo. Pierwsze krople deszczu spadły mu na twarz, zmuszając go by zmrużył oczy. Chłodny wiatr owionął go, wciskając się między szwy ubrania, które już za chwile będzie przemoczone do suchej nitki. Ale czy komuś, kto na co dzień doświadcza chłodu, kolejna jego porcja zrobi różnicę?
Aeron, bo tak mu było na imię, jeszcze przez chwilę stał jak kołek, lecz z każdą chwilą ulewa się nasilała. Deszcz ukrył łzy w strugach wody a młodziutki Upiorny Arystokrata, nucąc pod nosem, tanecznym krokiem ruszył do posiadłości, którą chociaż nie powinien, nazywał domem.
- To, co widzisz, co się zda
Jak sen we śnie jeno trwa
Nad strumieniem, w którym fala
Z głuchym rykiem się przewala
Stoję, zaciskając w dłoni
Złoty piasek, fala goni
Przez palce moje, ach
Przesypuje piach
A ja we łzach, ja tonę we łzach.


Alden - #DC143C
Bianka - #228B22
Caius - #4169E1
Kaevan - #DAA520

Powrót do góry Go down





Gawain
Gif :
Ten miód... smakuje goryczą. 5PUjt0u
Godność :
Gawain Keer
Wiek :
Wygląda na około 30 lat.
Rasa :
Cień
Wzrost / Waga :
183 cm / 76 kg
Znaki szczególne :
Czarne twardówki oczu, bursztynowe tęczówki, cienka blizna na brodzie od lewego kącika ust
Pod ręką :
klucz do domu Yako (w KL) i mieszkania, pieniądze // Event:
Broń :
Nóż ceramiczny, sztylet, kusza
Zawód :
Najemnik do prac wszelakich, zielarz
Specjalne :
Administrator, Strażnik toku fabuły
https://spectrofobia.forumpolish.com/t225-gawain-keer https://spectrofobia.forumpolish.com/t226-nie-az-takie-tajne https://spectrofobia.forumpolish.com/t250-kontakt-z-keerem https://spectrofobia.forumpolish.com/t1085-gawain
GawainDręczyciel
Dręczyciel
Powitał go krajobraz dogorywających wspomnień ciepłych, wypełnionych życiem i walką miesięcy, które ustawały na czas zimy. Snu przyrody. Śmierci prawdziwej i tej sztucznej. Sepie i szarości późnej jesieni przypominały mu o długich wędrówkach, pozwalającym na zebranie myśli i sił.
Nieopodal konia z przekrzywionym siodłem leżał sobie chłopiec. Jego dzisiejszy Śniący. Patrzył więc na jedno lub kilka przemieszanych ze sobą wspomnień, ponieważ mało kto śnił o sobie jako dziecku na porządku dziennym. Leżał, za nic mając sobie chmury zwiastujące ulewę. I pierwszą kroplę na policzku.
Po chwili konie były już dwa, pojawił się inny Upiorny, pojawił się sługa. Keer intuicyjnie czuł, że byli tam wcześniej, lecz Aeron wypchnął ich z pamięci na tak długo, jak tylko się dało. Okroił własne postrzeganie, więc i Gawainowi nie było dane wcześniej ich dostrzec. Początkowo oschłość starszego Arystokraty wydała się Cieniowi typowa, wręcz wymuszona, jednakże scena z każdą chwilą nabierała zawiłości. Kim on mógł być? Stryjem? Wujem? A może dziadkiem?
Rozkaz wybrzmiał niczym strzał bicza, lecz w najmniejszym stopniu nie wzruszył Aeronem. Był zachowany w jednym kawałku, przynajmniej fizycznie, choć mógł oberwać w głowę, jeśli faktycznie spadł lub wysunął się z siodła, ale nie twarzy daleko było do zielonej. Obojętność wynikała raczej z prostej potrzeby odcięcia cię, buntu, kontroli lub uwagi.
Tubalny i szorstki głos wydał kolejne polecenie, tym razem słudze. Wyglądał jak obraz nędzy i rozpaczy. Szaty w rodowych barwach kiepsko kryły ciało przypominające bardziej porcję rosołową niż osobę. Uwagę najbardziej przyciągały jego oczy osadzone w zapadłej twarzy. Duże, szkliste i całkowicie rozbiegane na boki.
Ani jego postawa, ani drżący z przerażenia głos, ani pełen znoju grymas, gdy usiłował unieść chłopaka patykowatymi rękoma, nie poruszyły w Vaele żadnej struny. Wyczytanie czegokolwiek z wyzutego z emocji chłopaka graniczyło z cudem, więc ponownie skupił się na mężczyznach.
I oto padło pierwsze hasło.
Narazimy się na gniew...
Podskoczył w miejscu wyrwany z zamyślenia przez ryk Upiornego. Do tego doszła embrionalna pozycja dziecka, groźba użycia szpicruty. Aż zaświerzbiły go ręce, by zatrzymać brutala, ale cios... nie padł. Ustawił chłopaka do pionu i tyle. Na pozór. Przenośne znaczenie chyba również było zamierzone niczym groźba kryjąca się w zachęcie. Wziął głębszy oddech, starając się zatrzymać obraz obojętności, strachu i pogardy w pamięci.
Kolejnym słowem kluczem była słabość. Aeron nie okazał jej ani razu. Może w oczach starego rogacza był tragicznym wychowankiem, ale Keer podejrzewał, że wykonanie rozkazu również zostałoby odebrane jako oznaka słabości. Bo co to za Upiorny, który słucha się innych?
Jego uwadze nie umknął również sposób wysławiania się o Aeronie. Tak, rozmowie o nim, bo rogacz nie raczył zwrócić się do niego bezpośrednio, chyba że rozkazując, ani nie użył jego imienia.
Raz po raz ważył, przeciwstawiał i łączył elementy w ryżej głowie, odprowadzając odjeżdżających wzrokiem. Było o wiele za wcześnie by ferować wyroki, kim był posiwiały Upiorny, jaki w istocie był Aeron. Jednak wyciągnął wystarczająco dużo, by wiedzieć na co się pisze.

Spojrzał na kamienny wyraz twarzy dziecka, na której łzy mieszały się właśnie z deszczem. Nie znał się na dzieciach, ale widział wystarczająco dużo sierot, istot skrzywdzonych do cna o podobnym spojrzeniu. Nie lamentowały, nie zawodziły, nauczone niejednokrotnie od pierwszych chwil, że wszelkie histerie i napady złości zdadzą się na nic.
Postanowił przekroczyć granicę i zanurzyć się we śnie. Dotychczas nieruchome poły płaszcza i kosmyki włosów zmierzwił wiatr. Chłód i ciężkie krople uderzyły z nową siłą. Szybko skupił się na Czarodziejskiej Wstędze, po czym naciągnął kaptur. Dało się usłyszeć kruszącą się pod jego butem suchą darń, która nie zdążyła wchłonąć wilgoci. Ruszył za nucącym, bardzo młodym Vaele.
Przysłuchał się wierszowanej piosence i uśmiechnął się pod nosem. To dowodziło pewnej plastyczności umysłu, jakiej będą potrzebowali. Obszedł chłopca szerokim kołem i zastąpił mu drogę.
- To, co widzisz, to w istocie sen. - Głos Cienia wybrzmiał niczym żwir na ścieżce. Musiał mówić nieco głośniej, by przebić się przez grubą zasłonę ciężkich kropel. Nadszedł czas na decyzję. Kij czy marchewka.
Obcował z prostymi, pierwotnymi emocjami. Zła decyzja mogła wybudzić Śniącego. Wystarczyło, że on sam był niepożądanym elementem snu. Postawił więc na kij, by nie komplikować sprawy bardziej. Mały, ale jednak kij.
Zerwał jedno z wysokich, zasuszonych źdźbeł trawy i przyjrzał mu się z bliska. Kłos potracił już wszystkie nasiona. Ledwo powstrzymał się, by nie obrócić go w pył, w czystą energię, lecz w porę się zreflektował i przeniósł spojrzenie ciepłego bursztynu z powrotem na miniaturę Vaele.
- Nie dam ci tego, czego chcesz, ale mogę to, czego potrzebujesz. - Uśmiechnął się tajemniczo. Taki już był. Każdemu wydawało się, że wiedzą, czego oczekują od Cienia, gdy stał przy nich. Nie mógł jednak przy nich wiecznie trwać. Miał już Yako, Kogitsune... a Julię przez głupi impuls, bzdet o długach, które sobie wmawiał, widząc w innych swój własny cynizm i egoizm. Starał się nad tym pracować, pamiętając, że nie może tych cech całkowicie utracić. Aeron również będzie miał nad czym.
Zaoferował suszek małym dłoniom Upiornego.
- Gdy policzysz dla mnie, bezbłędnie i tylko wtedy, ile jest na nim plew, będę mógł cię od niego uwolnić... Bękarcie. - Mówił spokojnym i łagodnym tonem, jednakże nieznoszącym pytań i wahania. Nie ofiarował ciepła czy zrozumienia, bo po cóż one komuś, kto się ich nie spodziewał? Zamiast tego dał mu niemożliwe do wykonania zadanie. Ilość plew z pewnością ulegnie zmianie przy każdej kolejnej próbie. Pytanie, czy się go podejmie, czy jednak trzeba będzie pomęczyć się bardziej. Postanowienie, by nie naruszać integralności snu, mogło naprawdę zaleźć mu za skórę, nawet przy świadomości, że to pozbawione skrótów rozwiązanie będzie zdrowsze dla Aerona.
- Policz, a powiem ci, jak tego dokonać. - kusił niczym diabeł na rozdrożach.


Ten miód... smakuje goryczą. PbcKfC9

Ekwipunek:

Aktualny ubiór:


Powrót do góry Go down





Thorn
Gif :
Ten miód... smakuje goryczą. 5PUjt0u
Godność :
Aeron Vaele
Wiek :
Ponad 500 lat / Wizualnie lekko ponad 30.
Rasa :
Upiorny Arystokrata
Wzrost / Waga :
182/100 (same rogi trochę ważą).
Znaki szczególne :
Opalizujące granatem, duże, zakrzywione rogi. Tęczowe oczy.
Pod ręką :
Broń, zegarek kieszonkowy, sakiewka z pieniędzmi, mały notesik i długopis.
Broń :
Rapier.
https://spectrofobia.forumpolish.com/t139-thorn https://spectrofobia.forumpolish.com/t949-ksiegi-klamstw https://spectrofobia.forumpolish.com/t1119-thorn
ThornDemoniczny Książę
Demoniczny Książę
Deszcz siąpił niemożebnie, sprawiając, że śpiewana piosenka nie niosła się wraz z wiatrem a ginęła pośród szumu. Może to i lepiej? Mały Upiorny Arystokrata, chociaż próżno było szukać na jego licu uśmiechu, wciąż śpiewał i kroczył przed siebie tanecznym krokiem. Zdawał się sunąć między kolejnymi kępami traw, zupełnie nie zrażony tym, że po jego ciele spływają kolejne litry wody.
Konie już dawno zniknęły za horyzontem, niosąc na swoich grzbietach jeźdźców. Aeron nie wiedział, czy się za nim oglądali, czy którykolwiek chociaż na chwilę przystanął i zastanowił się nad losem dziecka. Po co nad tym rozprawiać? Deszcz był przyjemny. Oczyszczający.
Piosenka pewnie byłaby śpiewana dalej, gdyby nie pojawienie się rudowłosego jegomościa. Jak się tu dostał? Cóż, najwidoczniej młody rogacz nie był wystarczająco czujny. Tylko czemu nie czuł żadnego zagrożenia?
Przystanął i spojrzał na obcego tęczowymi oczyma, w których odbijały się wszystkie skrywane w młodzieńczym sercu emocje. Zamknięte usta pozostawił nieruchome a stając przez przybyszem zadarł głowę, by dobrze widzieć jego twarz.
Krótka informacja sprawiła, że oczy dziecka nieco szerzej się otwarły a niebo, a w zasadzie to, co niebem być powinno, poruszyło się dziwacznie, jak tafla lustra, na którym ktoś postanowił stanąć. Pękło, lecz to pęknięcie było widocznie jedynie poprzez delikatne migotanie, coś jak zaburzona kolorystyka w miejscu gdzie postała szczelina.
Jego głos był nieprzyjemny, lecz było w nim coś, co wzbudziło ogromną ciekawość stojącego przed nim przemoczonego dziecka. Gdzieś w oddali rozbrzmiał głos ptaka, który postanowił ponieść melodię refrenu piosenki śpiewanej jeszcze chwilę temu przez chłopca.
Dziwne.
Przecież ptaki nie śpiewają w czasie ulewy.
Wielkimi oczami obserwował rudowłosego i zdawał się chłonąć jego słowa, lecz nie odezwał się ani słowem. Odebrał suszka i delikatnie obrócił go w palcach, zupełnie jakby nie była to zwykła zasuszona roślina a coś o wiele bardziej...cennego. Przez chwilę przyglądał się podarkowi, łykając spływające po policzkach strugi deszczu. A gdy w końcu na powrót podniósł wzrok na obcego mężczyznę, na jego twarzy pojawił się piękny, szczery uśmiech sięgający kolorowych oczu.
Ciężko było powiedzieć, czy ta dziwna reakcja dotyczyła deklaracji o potrzebach, czy może polecenia liczenia, czy wyzwiska. Co ciekawe, niebo nad głową chłopca ponownie się poruszyło, mieniąc się kolorami jak zmieniane ustawienie kalejdoskopu. Grzmot burzy zmienił się w nieprzyjemny chrzęst kruszonego szkła.
- Nie wie pan, że we śnie nie da się poprawnie liczyć? - zapytał przechylając lekko głowę - Jeśli więc śnię, nie spełnię pana prośby. Nie chcę próbować. - splótł dłonie z tyłu i pokiwał się w przód i tył, nadal się uśmiechając - Nie zniósłbym...
Głośny chrzęst zagłuszył jakiekolwiek słowa wypowiedziane na głos a niebo rozpękło się, wylewając na wszystko co poniżej mrok. Wyglądało to o tyle groteskowo, że główny strumień ciemności spadł dokładnie na chłopca. I o ile przed chwilą jego wątłe ciało chłostał deszcz, tak teraz spływały po nim opary ciemnego dymu, rozlewając się na wszystko dookoła, pochłaniając to w ciemności.
I naraz nastała głucha, przerażająca cisza. Dokładnie na trzy uderzenia serca.
- To tak... smakuje porażka? - uroczy głos chłopca zmienił się w głęboki, zachrypnięty głos młodego mężczyzny, a przed obcym, rudowłosym mężczyzną nie stał już podlotek. Klęczał przed nim rosły, Upiorny Arystokrata, od stóp po samą głowę uwalany krwią.
Dookoła nie było już pola traw skąpanych w deszczu. Dookoła, wszędzie gdzie nie spojrzeć, leżały ciała poległych. Z dala dochodziły krzyki, szczęk oręża, okropne dudnienie, zupełnie niemożliwe do nazwania. Może pochodziło od jakichś maszyn wojennych, może to magia wydawała takie dźwięki.
Kolorowe oczy uniosły się na stojącego przed Upiornym mężczyznę. Arystokrata nawet nie był zaskoczony tym, że przed nim wyrósł obcy. Powoli wstał i ocierając juchę z oczu, rozmazując brud na twarzy, spojrzał mu prosto w twarz. Na jego własnej malował się spokój, tak dziwny jeśli wziąć pod uwagę makabryczną scenerię.
- Czy to tylko część mojego snu? - zapytał cicho, lecz nie poczekał na odpowiedź - Nie, to wspomnienia. Chciałbym śnić. Nie tylko wspominać. - spojrzał w bok. Tam gdzie patrzył rozgrywała się scena, której pewnie żal byłoby nie pamiętać. Gdyby tylko nie była okraszona tak wielkim bólem.
Z szaleństwem w oczach, z grzbietu rozjuszonego konia, walczył zbryzgany błotem i krwią mężczyzna o czarnych, poprzetykanych srebrem włosach. Zieleń oczu błyskała, gdy z krzykiem powalał kolejnego napastnika. Na piersi jego widniał heraldyczny lew.
- Może... tym razem powinienem policzyć? - uśmiech uniósł kąciki ust - Próżno szukać tu traw... - rozejrzał się po okolicy a zgrzyt poniósł się po okolicy, zwiastując być może kolejne pęknięcie nieba. Kto wie?
Aeron nie poznawał stojącego przed nim mężczyzny, bo niby skąd miałby go znać? Jego sny były zawsze plątaniną wspomnień z abstrakcją, widywał siebie samego w różnych scenach, niejednokrotnie tak irracjonalnych, że aż trudnych do opisania.
Tęczowe oczy wbiły się w twarz rudowłosego, zupełnie jakby ich właściciel czekał na jakąś odpowiedź. Problem w tym, że nie zadał pytania.


Alden - #DC143C
Bianka - #228B22
Caius - #4169E1
Kaevan - #DAA520

Powrót do góry Go down





Gawain
Gif :
Ten miód... smakuje goryczą. 5PUjt0u
Godność :
Gawain Keer
Wiek :
Wygląda na około 30 lat.
Rasa :
Cień
Wzrost / Waga :
183 cm / 76 kg
Znaki szczególne :
Czarne twardówki oczu, bursztynowe tęczówki, cienka blizna na brodzie od lewego kącika ust
Pod ręką :
klucz do domu Yako (w KL) i mieszkania, pieniądze // Event:
Broń :
Nóż ceramiczny, sztylet, kusza
Zawód :
Najemnik do prac wszelakich, zielarz
Specjalne :
Administrator, Strażnik toku fabuły
https://spectrofobia.forumpolish.com/t225-gawain-keer https://spectrofobia.forumpolish.com/t226-nie-az-takie-tajne https://spectrofobia.forumpolish.com/t250-kontakt-z-keerem https://spectrofobia.forumpolish.com/t1085-gawain
GawainDręczyciel
Dręczyciel
Keer głęboko zaczerpnął powietrza, gdy sen zaczął przeobrażać się na abstrakcyjne sposoby. Lubił pełne dziwności i fantazji widoki, choć przecież w Krainie nie było o nie trudno. A może jednak? Tym razem musiał przebić się przez delikatną, utkaną przez błądzący umysł materię. Udało mu się ją nadszarpnąć. Szczelina nad nimi była ledwie widoczna i choć reszta snu nabrała ostrości, jakby ktoś przełożył szkiełka w okularze, czekało go jeszcze trochę wysiłku.
W roziskrzonych oczach dziecka dojrzał ciekawość. Tę samą, którą Aeron pokazał wcześniej tej nocy. Uśmiech zbił Cienia z pantałyku, a jego szczerość rozbroiła. Od dźwięku szkła włosy stanęły mu dęba, a po ciele przebiegł miły dreszcz. Na pytanie odpowiedział uśmiechem, lecz nie sięgnął on oczu. Vaele go nie rozpoznał.
- O to właśnie chodzi - odrzekł spokojnie i zadarł głowę do góry. Pęknięcia sunęły po nieboskłonie i przeskakiwały niczym na powierzchni lustra. Westchnął słysząc kolejne słowa.
Nie chcę próbować.
Aura gwałtownie szarpnęła nim od wewnątrz, gdy niebo rozstąpiło się i spadło im na głowy. Ciemność ocierająca się o policzki Gawaina była chłodna, sucha, ciemna. Dobrze mu znana i obca jednocześnie.
Porażka.
Zamknął oczy, przyjmując mrok wokół na równi z kroplami deszczu, które padały na niego minutę wcześniej a po których nie pozostał żaden ślad. Keer ponownie zmienił wstęgę - kaptur znikną, zastąpiony przez wysoki kołnierz. Gawainowi znudziło się stanie w miejscu. Nie był trupem, w przeciwieństwie do leżących wokół ciał, by trwać w bezruchu. Powoli obchodził zakrwawionego Aerona. Patrzył na to niego, to na wyściełane ciałami pobojowisko. Żelazista woń i dym wypełniły mu nozdrza. Dźwięki bitwy raz wydawały się dochodzić z daleka a raz z bliska, niczym swoiste memento mori. Domyślał się, gdzie i kiedy się znaleźli.
Przystanął na moment i spojrzał Aeronowi prosto w oczy, po czym zaśmiał się nisko, słysząc jego wnioski i domysły. Był blisko, a jednak tak daleko.
- I tak, i nie. Nie mniej jednak, możesz śnić, lecz to wymaga... próbowania - wymruczał z niemalże mściwą satysfakcją. Oczywiście, że mógłby wyczyścić sen z nieprzyjemnych elementów. Stworzyć miejsce dla niefrasobliwych skojarzeń. Nie miał jednak takiego zamiaru, choć zaczynał być głodny. Więź z Aeronem byłaby politycznym i towarzyskim rozszerzonym samobójstwem, natomiast obdarty z rzeczy, z którymi Upiorny powinien się zmierzyć, sen, najdłuższym skrótem. Śnienie nie miało też w sobie dzikości, pierwotnej siły, którą dojrzał u Yako, a która by go dodatkowo zachęciła. Póki co.
A może właśnie tego pragnął w zemście za zajścia w ogrodach Dunkelheitu? Patrzeć, jak Aeron pochłania sam siebie?
Podążył wzrokiem w kierunku nadanym przez Śniącego.
Dojrzał Vyrona w szale bitwy. Gdyby nie oczy i lew Larazironów, nie poznałby go przez juchę i błoto. Był równie przerażający, co zasiadający w spokoju. Być może to potencjał, siła, która z łatwością mogła zostać skierowana przeciwko komukolwiek, wywierały na wszystkich porażające wrażenie. Zaiste znali się długo.
Dziwnooki pochylił się nad jednym z poległych żołnierzy i uniósł przyłbicę. Nie miał ściśle określonej twarzy. Podobnie jak wielu innych, których oblicza rozmył czas. Przeciągnął ciało na bok, by zrobić trochę miejsca i wygrzebał spomiędzy czyichś palców mizerykordię. Wówczas ponownie w swoim życiu poczuł, dlaczego inni porównywali sen do śmierci. Bezsens życia wysysający resztki nadziei i woli, która cudem przeżywała w gasnących sercach. Spokój jaki niosło rodzeństwo złożone z nie-śmiertelności i marzeń.
Liczyć. Czy powinienem liczyć na cokolwiek? Gdzie podziałem moje sny, skoro nimi jest dla mnie życie?
Powiódł wzrokiem w górę, starając się zgasić narastające w nim emocje i napierające łzy. Kiedyś pragnął poklasku, wzniesienia się ponad podziały, pokazania wszystkim wokół, że jest kimś więcej niż tylko Cieniem. Kiedyś, gdy miłość była jedynie miłością. Dziką i wrażliwą, niezwiązaną nikim i niczym. A potem... niech to wszystko szlag. Pojmował, lecz nie rozumiał. Inni rozumieli, ale nie pojmowali. Wszyscy aż za dobrze.
- Jeśli nie chcesz tkwić w miejscu, owszem, powinieneś - wycharczał, zły na siebie, na niego, na upojenie alkoholowe. Kawałem metalu zaczął coś bazgrać w przesiąkniętej krwią ziemi. Jeśli Upiorny zaglądnął mu przez ramię lub podszedł do Cienia, mógł zobaczyć, że ten zwyczajnie wyrył w gruncie litery „GK” pociągnięte siedmioma prostymi liniami.
Gdy się wyprostował i znów spojrzał na Upiornego, zorientował się, że ten na coś czeka.
- Ale nie wiesz co, prawda? Widzisz, nie mogę ci dać tego, czego chcesz, ponieważ to należy już do ciebie. Te wspomnienia, to ty kiedyś, które zrodziły ciebie dzisiaj. Mogę ci ofiarować jedynie przewodnictwo Cienia po twych rubieżach.
Powiódł uzbrojoną dłonią wokół siebie, chcąc podkreślić bezkres czyhający na ich podróż.
- Inni nie będą czekać. Od tej pory na próbę wystawiać możesz jedynie sam siebie, lecz nie musisz czynić tego samotnie. - Przekrzywił głowę zastanawiając się nad czymś.
- To Twoje wspomnienia, więc lepiej powiedz mi - kim jestem?
Uśmiechnął się przebiegle i uniósł ostrze, po czym przyłożył je do grdyki księcia. Być może tyle wystarczy, by sprowokować Aerona do większego wysiłku. Gorzej, że był pijany. Obaj byli.
- Nie było mnie tu przecież. Ile liczyłeś wiosen? Dwieście? - Strzelał, lecz nie o poprawność obecnie szło.
- Dwadzieścia? Dwa? Czemu tu stoję? Czemu masz ostrze przy skórze? Czemu nie odepchniesz go mocą? - Nie zamykał się, ponownie tej nocy napierając na Aerona. Umorusanej posoką i błotem twarzy Upiornego daleko było do porażki. Tak wyglądała ciężka praca i wymagania społeczeństwa. Raz na jakiś czas musieli się ubrudzić.
Gawain miał tak wiele pytań. Osobistych, niepoprawnych i okrutnych. Zmełł je w mocno zaciśniętych wargach, którymi parę godzin temu całował usta Upiornego. Zamiast je zadać, postanowił przeprowadzić emocjonalną wiwisekcję na Cierniu. Obedrzeć go z kolejnych masek. Opuszkami palców wolnej dłoni powiódł po wargach Aerona.  
- Czegóż to miałby szukać Cień w miejscu pozbawionym światła? Ani zeń czerpać, ani zeń przeganiać... - Głos Keera zdał się głębszy, pierwotny, gdy instynkt brał górę. Bursztyn wpojony w onyks nie opuszczał tęcz młodego Vaele.
- A jednak nadal tu jestem.


Ten miód... smakuje goryczą. PbcKfC9

Ekwipunek:

Aktualny ubiór:


Powrót do góry Go down





Thorn
Gif :
Ten miód... smakuje goryczą. 5PUjt0u
Godność :
Aeron Vaele
Wiek :
Ponad 500 lat / Wizualnie lekko ponad 30.
Rasa :
Upiorny Arystokrata
Wzrost / Waga :
182/100 (same rogi trochę ważą).
Znaki szczególne :
Opalizujące granatem, duże, zakrzywione rogi. Tęczowe oczy.
Pod ręką :
Broń, zegarek kieszonkowy, sakiewka z pieniędzmi, mały notesik i długopis.
Broń :
Rapier.
https://spectrofobia.forumpolish.com/t139-thorn https://spectrofobia.forumpolish.com/t949-ksiegi-klamstw https://spectrofobia.forumpolish.com/t1119-thorn
ThornDemoniczny Książę
Demoniczny Książę


Czy da się kontrolować swój sen? Niektórzy to potrafią. Aeron... czasami. Dziś jednak, upojony alkoholem, pozwolił by myśli poszybowały w sobie tylko znanym kierunku. Wspomnienia mieszały się więc z wytworem wyobraźni, nie mógł ocenić co było jego historią a co sztucznym scenariuszem.
Smród pobojowiska wdzierał się przez nozdrza i drażnił wrażliwe powonienie, sprawiał, że twarz sama wykrzywiała się bólem. Krzyki walczącego nieopodal jeźdźca sprawiały, że stojący pośród martwych Upiorny Arystokrata wzdrygał się co chwilę, mimo spokoju jaki miał wypisany na twarzy.
Patrzył na swojego towarzysza wyczekująco, nie potrafiąc nazwać go nawet w myśli. Nie odnajdował jego twarzy w pamięci, nie umiał go przypisać do żadnej znanej mu frakcji. Nie wiedział nawet dlaczego jego obecność go nie niepokoiła a było wręcz przeciwnie. Patrzył na niego ze spokojem, z poczuciem, że tamten nie zrobi mu krzywdy. Czy się mylił? Być może. Nic w tym śnie nie było jasne.
Ciężkie od chmur niebo grzmiało gniewnie, przewalając nad ich głowami mieszające się ze sobą szarości. Zdawać by się mogło, że ich otoczenie żyje własnym życiem, a raczej śmiercią, spijając krew wgłąb ziemi, a oni są jedynie przydatkiem, nic nie znaczącymi pionkami, które postanowiły przystanąć na planszy i odwrócić się w swoją stronę.
- Próbowania... - powtórzył za tamtym, rozglądając się w zamyśleniu na boki. Widok był koszmarny ale przecież znajomy. Już nie wzbudzał takich emocji jak kiedyś, za pierwszy razem. Dziś Aeron nie wył ku niebiosom, szukając pośród ciał ocalałych. Nie wołał zielonookiego, który pogrążony w bitewnym szale młócił jak machina wojenna. Dziś nie czuł nawet żalu, nie było smutku a jedynie refleksja, której niestety nie potrafił uchwycić. Może właśnie dlatego czekał na odpowiedź. Szkoda tylko, że nie zadał pytania.
Zaciekawiony przyglądał się poczynaniom tamtego. Gdy mężczyzna wyjął sztylet, po twarzy Arystokraty przetoczył się cień a ciało odruchowo cofnęło się o pół kroku. Ciekawość była jednak silniejsza i kiedy tamten kucał, szorując końcem ostrza po nasiąkłej ziemi, Aeron spojrzał w dół.
GK. GK. G... i K...
Ogromny ból sprawił, że uniósł dłoń i złapał się za pierś, łapiąc wdech jakby dopiero wypłynął na powierzchnię wody w której tonął. Z wyrzutem spojrzał na tamtego, ale nie powiedział nic, zajęty oddychaniem, co nagle zaczęło przychodzić mu z trudem. Czy był ranny? Nie, ale ból w piersi był silny na tyle, by wyciskał powietrze z płuc.
- N... Nie ma snów śnionych wspólnie. - wycharczał, cofając się jeszcze o krok, pochylony w bólu. Nic nie dawało chwytanie się za pierś, miał przecież pancerz. Spokój uleciał w siną dal a na twarzy bruneta oprócz cierpienia pojawił się gniew. Poza snem, ciałem wstrząsnął mocny dreszcz.
Mając sztylet przy gardle wyprostował się i spojrzał mu w oczy. Długo milczał, ważąc słowa. Wspomnienia układały się w logiczną całość a on poczuł, że odnajduje się w tym chaosie. Czy tym właśnie było wejście w kolejną fazę snu?
Kiedy nagle niebo przecięła wielka błyskawica, będąca w istocie pęknięciem, bliźniaczym do tych, które pojawiły się przedtem a które posunęły sen dalej, Aeron naparł na sztylet. Jego koniec gładko zatopił się w skórze, na tyle by pojawiła się kropla krwi lecz nie na tyle, by zrobić mu krzywdę. Obraz zawirował, leżące u ich stóp trupy rozmyły się a ciemny dym otoczył ich, ponownie zabierając w inny czas i miejsce. Zanim jednak sceneria zmaterializowała się do końca, Upiorny zmarszczył brwi i uchylił usta, z których wypłynął czarny, gęsty płyn. Skapując... tym razem na koszulę, zabarwiał ją mrokiem.
- Czekałem na ciebie. - powiedział zmienionym, bardzo niskim głosem, unosząc dłoń i chwytając ostrze mizerykordii. Nie siłował się z nim, po prosto chwyciwszy sztylet zabrał go i uniósł, przyglądając się mu z zaciekawieniem.
- Tyle razy wołałem, wzywałem cię po imieniu. - spojrzał w oczy rozmówcy i zrobił krok ku niemu. Pomieszczenie w którym się znajdowali materializowało się z wolna, gdzieś z oddali dochodził śpiew wielu głosów, coś jak starodawna, wiejska piosenka śpiewana przez chór dziewcząt.
- Gdy w końcu minęło stulecie, przestałem. Nie zapomniałem. Po prostu uznałem, że... cię nie potrzebuję. Nie do tego, do czego potrzebowałem wtedy. - stanął bardzo blisko towarzyszącej mu istoty, której twarz, chociaż znajoma, była ciężka do opisania - A jednak jesteś. W koronie z płomieni. - uniósł wolną rękę by wsunął palce we włosy - Cieszę się, że w końcu przybyłaś. Obawiam się jednak, że nie dziś będzie inaczej.
Śpiew zmienił się w krzyk, rozdzierający serce szloch i wreszcie pojawili się w miejscu, w którym docelowo mieli się pojawić. Aeron odwrócił się i stanął obok płomiennowłosego. Czerń wypływała z jego ust, skapując na drewnianą posadzkę a gdy zobaczył leżącą na posadzce kobietę wokół której zbierała się kałuża, upadł na kolana i wyprostowane ręce, wypluwając przed siebie wielką ilość płynu.
Nad ich głowami rozbrzmiewał jego własny krzyk, jednak nie krzyczał on, dławiący się mrokiem a jego młodsza wersja, ta ze wspomnień. Teraz nieobecna. A pomiędzy kolejnymi salwami płaczu dało się słyszeć przyjemni głos kobiecy, słaby ale niezwykle melodyjny.
Byłeś błędem. Owocem słodkiego kłamstwa. Złamanym słowem. Piękną przyszłością, która pękła jak rozbite lustro. Niechcianym owocem fałszywej miłości. Błędem, jakiego żałowałam przez tyle lat... Dość już tego.
Zgięty Vaele rozkaszlał się, nadal wymiotując czernią. Torsje wyginały jego ciało a mimo to uniósł głowę i spojrzał na tego, który postanowił towarzyszyć mu w tych snach. Posłał mu blady uśmiech.
- Czemu wtedy mnie nie zabrałaś? - zapytał - Tak, nie miałem odwagi ci pomóc. A jednak czekałem, aż mnie zabierzesz. Modliłem się o to, zbierając z podłogi własną matkę. - prychnął - Teraz już wiem, że nie da się zaprosić do siebie Śmierci, jeśli nie wystosuje się odpowiedniego zaproszenia. A ja byłem wtedy za słaby.
Chociaż czerń skapywała mu po brodzie, podniósł się, ponownie łapiąc za serce i chwiejąc na wszystkie strony, zbliżył do tamtego, po drodze rozmazując krew kobiety na podłodze.
- Gorzkie Kłamstwo... czyż nie? - uśmiechnął się - Dziś to ja dyktuję zasady i chociaż cieszę się, że tu jesteś, nie padnę do twych stóp błagając o koniec. Spędź ze mną noc, Posłanko Końca zwana Śmiercią. - dodał łagodnie, posyłając mu uśmiech - Pokaż to, co chcesz pokazać. Zabierz to, co chcesz zabrać. Nasyć się mną, a ja nasycę tobą. A gdy już oboje będziemy spełnieni, odejdziemy każde do swoich światów. - zrobił krok ku niemu i jeśli rudowłosy pozwolił się dotknąć, Aeron położył na jego policzku dłoń, przysuwając usta do jego ucha i składając na płatku śliski od czarnej substancji pocałunek - Zatańczmy, moja droga, na trupach tych, których już pożegnałem a których nie potrafię zapomnieć, mimo usilnych chęci. Na trupach tych, których śmierć oglądam co noc, która wżera się w mój umysł bez konkretnego powodu. Zatańczmy tak, jakbyśmy już nigdy nie mieli zatańczyć. - odsunął się i wyciągnął ku niemu dłoń, pochylając się w ukłonie - Prowadź.
Ponownie płacz i krzyk uformowały melodię dziewczęcego chóru.


Alden - #DC143C
Bianka - #228B22
Caius - #4169E1
Kaevan - #DAA520

Powrót do góry Go down





Gawain
Gif :
Ten miód... smakuje goryczą. 5PUjt0u
Godność :
Gawain Keer
Wiek :
Wygląda na około 30 lat.
Rasa :
Cień
Wzrost / Waga :
183 cm / 76 kg
Znaki szczególne :
Czarne twardówki oczu, bursztynowe tęczówki, cienka blizna na brodzie od lewego kącika ust
Pod ręką :
klucz do domu Yako (w KL) i mieszkania, pieniądze // Event:
Broń :
Nóż ceramiczny, sztylet, kusza
Zawód :
Najemnik do prac wszelakich, zielarz
Specjalne :
Administrator, Strażnik toku fabuły
https://spectrofobia.forumpolish.com/t225-gawain-keer https://spectrofobia.forumpolish.com/t226-nie-az-takie-tajne https://spectrofobia.forumpolish.com/t250-kontakt-z-keerem https://spectrofobia.forumpolish.com/t1085-gawain
GawainDręczyciel
Dręczyciel
Sucha informacja zdawała się uspokajać Aerona. Upiorny jakby się ocknął, bo nie lamentował już, a jedynie rozglądał się, szukając odpowiedzi. Gawain mógł jedynie zastanawiać się, jak brzmiałoby pytanie, lecz ani myślał ciągnąć go za język. Dlatego rył w ziemi dalej, aż symbole nie nabrały należytej wyrazistości.
Otworzył szerzej oczy, zaskoczony dźwiękiem gwałtownie nabieranego powietrza i zerknął przez ramię. Czy Vaele właśnie doświadczał ataku paniki? Zanim jednak Cień zdążył zareagować, usłyszał cichą skargę. Pełną gniewu i poczucia niesprawiedliwości. Błędne twierdzenie prawie przyprawiło go o uśmiech, lecz przykra rzeczywistość nie pozwoliła mu na podobny grymas. Cicho sarknął pod nosem, przełykając gorycz porażki niczym poranną kawę.
Cholera! Znowu mi się wymyka!
Skrzywił się, gdy umysł Aerona nadszarpnął sennym wymiarem. Mało brakowało a całkowicie by się załamał. Wówczas Cień wyleciałby z Krainy Snów na zbity pysk, co wcale nie byłoby najgorszą z opcji. Mimo wszystko, tak się nie stało. Chwała wódzie!
Tylko cóż z tego, że koszmar trwał nadal? Vaele go nie poznawał. Więcej, prawdopodobnie doszukiwał się w osobie Keera kogoś, kim ten nie był.
Ostrze przecięło skórę, jak pęknięcie nieboskłon. Zmierzali gdzieś indziej, lecz tym razem ciemność ustępowała wyostrzającemu się krajobrazowi znacznie wolniej.
Odsunął palce od ust Aerona jak porażony, gdy wypłynęła z nich czarna maź. Ubrudzony, dopiero po sekundzie zorientował się, że przecież niczym się nie zarazi. Uniósł brew, gdy Aeron powiedział, że czekał na niego. Niemalże obcy głos, zupełnie inna mowa ciała, podpowiadały, że nie miał na myśli osoby Cienia. Kolejne słowa, jedynie pogłębiały to wrażenie. Sam sen przybrał rzadko spotykaną aurę. Zwykle omijał ją szerokim łukiem, gdyż pełna była zarwanych balkonów, wypadków, ostatecznych ciosów. Koszmary kończyły w najmniej spodziewanym momencie. Tą tutaj dodatkowo wyróżniała gęstość melasy i twardość spiżu. Przypominała mu pocisk zatrzymany w czasie, o którym wiedział, że ma trafić między czyjeś nieruchome oczy. Dwa lustra duszy pełne bezsilności, pewności końca i strachu. Pocisku nic nie zepchnie z jego toru. Jeszcze nic się nie wydarzyło, a już przerażało, ponieważ wynik był już znany.
Chóralny śpiew potęgował poczucie nieuchronności.
Nie przerywał Upiornemu w jego najwrażliwszym stanie. Keer czuł, że wszystko co mówi, jest najszczerszą prawdą. Intymną, skrywaną nawet przed Aeronem-na-jawie. Nie odsunął się, gdy poczuł palce drażniące go po skalpie. Poczuł miły dreszcz.
Korona z płomieni... ciekawe, ile będzie z tego wszystkiego pamiętał...
Złapał i odciągnął dłoń Upiornego, gdy jego uwagę przykuł inny zaimek.
Przybyłam? Był już prawie pewien, w jakiej roli obsadził go dręczony wyrzutami sumienia umysł Aerona. Nie była to jednak pewność absolutna, więc póki co, grał, tak jak mu przykazano.
- Tak. Tym razem nie będzie inaczej. - Skinął głową, delikatnie mrużąc oczy.
Przez cały ten czas stał w miejscu i bacznie obserwował Vaele. To jak przyglądał się ostrzu - podobnie uczynił w Skrzydłach Nocy - i jemu samemu.
Wtedy, jak za machnięciem batuty, śpiew naraz ustąpił okropnemu, zwierzęcemu wyciu, a miejsce nabrało ostrości. Zresztą nie tylko ono. Stanął nad ciałem kobiety, gdy Aeron metaforycznie pozbywał się wszystkich męczących go uczuć. Niosący się echem krzyk mroził krew w żyłach Keera. Podobnie miękkie, dystyngowane głoski wypowiadane przez kobiecy głos. Cień obszedł martwą arystokratkę. Pytanie Aerona pozwoliło mu pojąć, jaką rolę mu przydzielono. Chwilę potem Upiorny wszystko dobitnie potwierdził.
- Nie da się żyć na zapas. Podobnie jak wyspać czy posilić. Za to umrzeć można tylko raz. Byłeś zbyt daleko, bym dał radę po ciebie sięgnąć. Nie byłeś słaby. To życie w tobie, było za silne - wskazał na niego placem.
Zmarszczył brwi i zaciął usta. Zatkało go. Spojrzał w tęczowe oczy, niedowierzając treści zaproszenia. Pokazać? Zabrać? Nasycić? Czym? Jak? Całkowicie zbity z tropu robił coraz większe oczy, gdy jego ciało zastygało.
Nie miał pojęcia, co począć z tym fantem. Nie odsunął się. Umorusany dziwną mazią policzek, był obecnie najmniejszym z jego zmartwień. Zamknął oczy, gdy Upiorny pochylił się ku niemu. Puls wygrywał szybkiego marsza. Od upojenia i natłoku myśli zakręciło mu się w głowie. Chór wdzierał się w uszy, wyśpiewując przykre melodie. Pod powiekami błysnęła obdarta ze skóry sylwetka Marsjasza. Wykrzywiona cierpieniem i obrzydzeniem twarz Elysaria, który właśnie uszczknął ostatni kęs swej ukochanej.
- Śmieszne, jak całe życie oswajacie Śmierć. - Kąciki ust uniosły się w gotyckim uśmiechu. Złapał Upiornego za rękę i uniósł ją w górę, po czym objął nadgarstek kciukiem oraz małym i serdecznym palcem. Pozostałe dwa były wyprostowane i naciskały na wnętrze otwartej dłoni Vaele. To samo zrobił z drugą ręką i postąpił krok do przodu, by wyczuć partnera.
- Miałeś kiedyś okazję obejrzeć Przeklętego amora Kaelith? - zagadnął.
- Właśnie tak Elysario trzyma na scenie Kaelith. W efekcie każdy taniec nabiera sztywności nienaturalnej dla żywych. Symbol oków miłości, które na zawsze zostały zbezczeszczone i wypaczone przez klątwę. Razem mogli być już tylko w grobie. Lecz dopiero za kilka dni, gdy umęczony nienaturalnym głodem Elysario połknie ostatni kawałek ciała Kaelith i połączy się z nią w potwornej komunii. - Przekręcił nadgarstki zmuszając Aerona do uniesienia barków, po czym przełożył palce na zewnątrz jego dłoni i ustawił się za nim, zamykając w uścisku.
- Kaelith, która w swej ofiarności nie rzekła słowa skargi i nie uroniła samotnej łzy. Kaelith przeklętej przez zazdrosnego konkurenta - wyszeptał mu do ucha pełnym niezdrowej ekscytacji głosem i pociągnięciem ręki obrócił Vaele ku sobie, asekurując go w pasie.
- Co noc pozwalała odebrać cząstkę siebie w zamian za jeszcze jeden dzień z ukochanym. -
Zamaszystym ruchem odrzucił jego rękę w bok, drugą ujął wolną Aerona, by i nią zatoczyć łuk. Cały czas napierał na Upiornego w rytm chóralnych krzyków i dziwacznych przydechów. Palcami obu dłoni pogładził policzki Vaele, przesunął je płynnie na obojczyki, samemu gnąc się pod tylko jemu słyszalną melodią, zanim nie obrócił się, by znów zniknąć mu z oczu. Z gracją opierał i ocierał się o Aerona udowadniając, że Cienie zasłużyły na swoje miano. Smukła sylwetka rudzielca poruszała się zamaszyście, lecz z finezją i precyzją. Ciężko było przewidzieć jego ruchy, jeśli nie znało się kroków. Ciągnął Upiornego to w lewo, to w prawo, wprawiał w piruety, lecz za każdym razem dawał na siebie zerknąć jedynie przez sekundę. Dopóki mu się nie znudziło. Dopóki nie zapragnął przytrzymać go przy sobie, by spojrzeć w tęczowe oczy zza kurtyny rdzawych włosów.
- Elysario, jak zapewne się domyślasz, zmarł kilka dni później z rozpaczy. - uśmiechnął się szeroko i okrutnie, pobudzony przez taniec. Był sobą mile zaskoczony. Że też po tylu latach nadal pamiętał te niemalże rytualne kroki! Przypominały refleksy rzucane przez płomienie ognisk, silne pociągnięcia wstęgi nasączone pierwotnością.
- Widzisz, w jednych ty się wżerasz, inni w ciebie. Rozpamiętujecie. A może to ci pożarci przez was próbują wydrapać sobie drogę na zewnątrz, hmm? Lecz wszyscy, bez wyjątku, w końcu będziecie moi. Któż jest zazdrosnym konkurentem w tej historii, jeśli nie Ja? - Wymruczał z lubością, po czym mocno pchnął Aerona na ciało jego matki.
- Nasyć się więc! Jedz! - rozłożył ramiona niczym na rozpoczęcie igrzysk. - A gdy będziesz miał dość, gdy ostanie się jeno zbielała kość, znajdę Cię. - rzekł jeszcze, po czym zniknął, czując, że lada chwila zostałby tym, który pożera.

[Z/T]


Ten miód... smakuje goryczą. PbcKfC9

Ekwipunek:

Aktualny ubiór:


Powrót do góry Go down





Thorn
Gif :
Ten miód... smakuje goryczą. 5PUjt0u
Godność :
Aeron Vaele
Wiek :
Ponad 500 lat / Wizualnie lekko ponad 30.
Rasa :
Upiorny Arystokrata
Wzrost / Waga :
182/100 (same rogi trochę ważą).
Znaki szczególne :
Opalizujące granatem, duże, zakrzywione rogi. Tęczowe oczy.
Pod ręką :
Broń, zegarek kieszonkowy, sakiewka z pieniędzmi, mały notesik i długopis.
Broń :
Rapier.
https://spectrofobia.forumpolish.com/t139-thorn https://spectrofobia.forumpolish.com/t949-ksiegi-klamstw https://spectrofobia.forumpolish.com/t1119-thorn
ThornDemoniczny Książę
Demoniczny Książę

Każda kolejna sekunda snu była jak wieczność. Czarna, lepka, jednocześnie obrzydliwa ale i w jakiś dziwny, groteskowy sposób... ekscytująca. Jak spełnienie najmroczniejszych fantazji, które powinny napawać wstydem a jednak są wyczekiwane, poszukiwane w najprostszych gestach. W przewidywalnej codzienności, której można nadać zupełnie inne zabarwienie poprzez wypowiedzenie kilku słów za dużo, przez kilka dodatkowych uśmiechów, sugestywne spojrzenie... By po wszystkim obudzić się z koszmarnym bólem duszy, wyrzutami sumienia które pożerają ciało od środka, jak płomień trawiący zapisane karty nawet najcenniejszego woluminu.
Aeron czuł się źle, ale czy nie każda noc była właśnie taka? Można było powiedzieć, że przyzwyczaił się do czarnych płomieni, które co noc spalały jego umysł. Ta noc, chociaż bliźniaczo podobna do poprzednich, była jednak inna - pojawiła się w niej postać, którą upatrzył sobie jako swojego zbawiciela.
Poznawał jej twarz... jego twarz, lecz mimo to nie potrafił go nazwać znanym imieniem. Jasna korona wokół jego głowy niemal raziła w oczy, uśmiech godził prosto w serce a oczy... Tak, dla tych oczu zrobiłby niemal wszystko. Spaliłby świat, byleby dłużej patrzyły właśnie na niego. Z tym żarem, tym pożądaniem. Ogniem, lecz zupełnie innym od tego, który tak dogłębnie ranił.
Czarna maź rosła u ustach lecz nie przeszkadzało to w mówieniu, słowa same układały się w pełne goryczy zdania. Vaele wypluwał z siebie nie tylko ciecz, on dzielił się tym, co tak dobrze za dnia ukrywało się pod jego skórą. Czy tym właśnie był? Tak naprawdę? Istotą zdolną do wypluwania z siebie takich... obrzydliwości? A może czuł się tak, ponieważ sam siebie uważał za kogoś nie do zniesienia? Demony, które opanowały jego umysł były silne... Tylko czy to nie on sam był ich panem?
Złapany za rękę uniósł głowę, zupełnie jakby to co zaczynał robić z nim płomiennowłosy było najcudowniejszą pieszczotą. Chóry nasiliły się a otaczający ich mrok zaczął migotać tysiącem gwiazd. Poddał się tanecznym krokom bo chociaż były dziwne, miały w sobie coś, czego najwidoczniej tak bardzo pragnął. Odpowiadał na uśmiech uśmiechem, wodzony przez wprawnego tancerza, jakim była rudowłosa Śmierć, tańczył doznając radości, która bardzo szybko wypłynęła na jego usta wraz z potężną falą czarnej mazi, która spływała spomiędzy warg na jego tors i obejmowała mrokiem już większość jego sylwetki.
Nie odpowiedział ani słowem na jego opowieść, ale gdy dobiegła końca, zatrzymał się w miejscu i spojrzał na niego tak, jak Elysario patrzył na Kaelith. Ich wspólny taniec dobiegł końca, ku niezadowoleniu Aerona, lecz mocna wiara w to, że kolejnej nocy ponownie spotka istotę, wlewała w jego serce nadzieję.
Wyciągnął dłoń i chwycił Gorzkie Kłamstwo za materiał ubrania na piersi. W jego oczach pojawiło się szaleństwo, na ustach błądził uśmiech a ciałem zaczęły wstrząsać dreszcze. Przez chwilę trwającą wieczność patrzył na jego twarz, nie mogąc zatrzymać spojrzenia na jednym konkretnym elemencie dłużej niż jedno tchnienie. Wyglądał tak, jakby chciał coś powiedzieć, lecz zamiast tego chór wyśpiewujący swoją dziwaczną pieśń obrał konkretne nuty i złapał słowa, racząc ich pieśnią dość niepokojącą:
- Wschodzący księżyc
Zachodzące słońce
Cóż zostało do udowodnienia?
Co wygrane to wygrane.
Cóż zostało do stracenia?
Co wygrane to wygrane...
Ale zawsze można to odczynić.

Aeron drgnął jak porażony a jego twarz wykrzywił potworny grymas bólu, oddech uwiązł w gardle. Pięść zacisnęła się na materiale koszuli. A gdy chór na chwilę umilkł by nad ich głowami rozbrzmiały głośne dzwony, Upiorny Arystokrata na dźwięk każdego poruszał się jak wystraszone zwierzę. W jego oczach oprócz strachu pojawiło się coś jeszcze. Coś o wiele bardziej niebezpiecznego.
Pchnięty, upadł na ciało i od razu poderwał głowę patrząc na rudowłosego z wyzwaniem w oczach, z pewną dzikością jakiej jeszcze dotąd nie pokazał ani we śnie, ani na jawie. Czy to jeszcze był Aeron? A może... może to właśnie był prawdziwy Aeron. Przetrzymywany w złotej klatce, spętany poprzez tradycje, oczekiwania rodziny, wyrzuty sumienia.
- Jeśli korona pasuje
Kiedy miecz się podnosi
Miej się na baczności
Nie odkładaj swej broni
Kiedy pieśń zmienia swój ton
A świat się chwieje
Miej się na baczności...
Nie odkładaj swej broni!
- zaśpiewał złowrogo chór a klęczący przy ciele własnej matki Arystokrata po raz ostatni spojrzał na stojącego przy nim płomiennowłosego mężczyznę zwanego Śmiercią, po czym chwycił ciało i uniósł je tak, jakby zamierzał je przytulić.
- Wymaluj moje imię krwistą czerwienią. Złóż przysięgę i dotrzymaj jej. - wymruczał czule, patrząc na matkę jak na największy skarb - Pragnę królestwa, gdzie moja miłość będzie mieć znaczenie. - dodał, odgarniając jej włosy z twarzy w groteskowej pieszczocie po czym uniósł spojrzenie na tego, który dotrzymał mu tej nocy towarzystwa w czasie koszmaru - Pokaż mi, czy twoja miłość to potrafi. - powiedział na koniec, bardziej do mężczyzny niż ciała, uśmiechając się z wyższością po czym...
Pierwszy kęs był początkiem masakry, jakiej nie powinien oglądać nikt, chcący zachować zdrowe zmysły. Może właśnie dlatego rudzielec uciekł? Wspomnienia dudniły Vaele w głowie, kiedy słone łzy mieszały się z metalicznym smakiem krwi i goryczą wyrzutów sumienia. Pożerał ją... Tak jak ona co noc pożerała jego. Zaczęła dawno temu, kiedy postanowiła na jego oczach odebrać sobie życie. Wyznając mu prawdę o tym, że nigdy go nie kochała. Nazywając największym błędem życia. Pożerał łapczywie cały ten żal. Wszelki smutek. Krzyczał, bo i ona krzyczała, a chór wtórował im mrożącą krew w żyłach pieśnią o chorej ambicji, niespełnionych nigdy obietnicach i marzeniach, które nigdy nie zostaną spełnione.
- Nie możesz biec, nie możesz się ukryć
Wstrzymaj oddech, zamknij oczy
Nie jesteś tu już bezpieczny
Ten miód... smakuje goryczą!




KONIEC

Ten miód... smakuje goryczą. FuX47Qa


Alden - #DC143C
Bianka - #228B22
Caius - #4169E1
Kaevan - #DAA520

Powrót do góry Go down





Sponsored content

Powrót do góry Go down





Powrót do góry

 
Permissions in this forum:
Nie możesz odpowiadać w tematach