Ambrose

Ambrose
Gif :
Ambrose  Sprinkle-confetti
Godność :
Ambrose "Rosi/Rose" Mollie
Wiek :
38 lat
Rasa :
Kapelusznik
Wzrost / Waga :
170 (177 w kapeluszu!) cm/68 kg
Znaki szczególne :
Piegi, liczne blizny na ciele
Pod ręką :
Bezdenny kapelusz, karty, zapalniczka i zapałki
Broń :
Sztylet
Zawód :
Iluzjonista
Stan zdrowia :
Dobry
https://spectrofobia.forumpolish.com
AmbroseMieszkaniec
Ambrose
Pon 11 Gru - 22:05
Ambrose Mollie
Pseudonim:
Rose/Rosi


Wiek:
38 lat


Rasa:
Kapelusznik


Ranga:
Zjawa Deserowa


Magiczny przedmiot:
Bezdenny Kapelusz


Miejsce Zamieszkania:
Świat Ludzi


Zawód:
Iluzjonista

Moce
● Rangowa
Zamienianie przedmiotów martwych w słodycze (działa 2 posty, potem 3 posty przerwy). Postać nie przemieni w słodycze zbyt dużych przedmiotów ani budynków. O ograniczeniach może też na bieżąco decydować MG podczas wątków fabularnych



● Teleportacja
Działa w obrębie jednego świata (działa 4 posty, potem 5 postów przerwy)



● Tworzenie iluzji
Obejmuje 2 zmysły na raz, działa na obszarze 40 m² w zasięgu wzroku postaci – im dalej, tym iluzja mniej szczegółowa (działa 3 posty, potem 4 posty przerwy)



● Atmokineza
Kontrola pogody na obszarze 50 m² (działa 3 posty, potem 4 posty przerwy)

Umiejętności
● Gimnastyka artystyczna
Umiejętność ta polega na wykonywaniu układów taneczno-gimnastyczno-akrobatycznych, z piłką, wstążką, obręczą, skakanką itp.



● Sztuka Estradowa
Specjalizuje się głównie w sztukach iluzjonistycznych; z naciskiem na iluzje karciane, iluzje uliczne oraz sceniczne.



● Broń biała
Rosi w stopniu średnio zaawansowanym potrafi posługiwać się sztyletem. Posiada też podstawową wiedzę dotycząca innych broni, jednakże w ich wypadku jest totalnym amatorem.

Wygląd zewnętrzny
Określenie dokładnego wyglądu Ambrose nie jest prostym zadaniem. Zjawa bowiem lubi często go zmieniać, w tym nawet swoją płeć. No, może nie dokładnie płeć, ale sposób ubierania, chodzenia, gestykulacje, modulacje głosu by był wyższy i całą resztę odpowiedniej charakteryzacji, by fizycznie przypominać niewiastę. Pomijając jednak kwestię „płci” (to nie tak, że nie czuje się męsko, ale mieszanie i robienie psikusów innym – może nawet ukrywanie się w ten sposób w razie tarapatów — jest zabawne) kluczowymi dla jego bazowego wyglądu są bardzo jasne włosy, dzięki czemu z łatwością może je farbować na przeróżne kolory. Jasne, podchodzące pod fiolet oczy również idealnie nadają się na nakładanie barwnych soczewek, by sprawić wrażenie, że jego tęczówki odbiegają od naturalnej barwy. Posiada jasną karnację z pieprzykami pojawiającymi się to tu, to tam. Gorejące słońce, zwłaszcza latem, sprawia, że jego piegi się uwydatniają: najlepiej je widać w okolicy nosa i kości policzkowych. Jego oczy są duże, tak samo jak nos. Usta ma średniej wielkości, nic specjalnego, czy przykuwającego uwagę na długo. Oczywiście, w swojej artystycznej personie się maluje – nie tylko podkreśla oczy, czy usta, ale też rysuje różne barwne wzorki na twarzy; a jeśli ma więcej czasu, to nawet tworzy całe kompozycje. Czy są idealne? Nie. Ale nie muszą, w końcu mają przyciągać uwagę, więc nieważne, czy wyszły idealnie, czy też wręcz przeciwnie i w ogóle nie przypominają tego, co Rose miał w głowie. Lubuje się w noszeniu raczej ekscentrycznych ubrań. Albo raczej czegoś na miarę Krainy Luster, a nie Świata Ludzi, ale hej, kto by się wdawał w szczegóły. Zresztą, jako osoba zajmująca się „magią” chyba może wyglądać jak przebieraniec przez większość czasu. I to nie tak, że nie lubi mody ludzi, raczej woli „starodawne” ubrania, kojarzące się z XVIII wiekiem, może początkami XIX. Rosi posiada szczupłą sylwetkę, lekko umięśnioną. Jego kończyny są długie – bardzo nieporęczne w tańcu – przez co może wydawać się odrobinę nieproporcjonalny, wszakże posiada ledwo (a może to i aż nadto) 170 cm wzrostu. W nierozłącznym kapeluszu, oczywiście, liczba ta zwiększa się do 177 cm. Waga Rosi mieści się w normie stosunkowo do jego wzrostu – waży ok 68 kg. Jego ciało zostało ozdobione przez liczne blizny – są one symbolem tego, że przetrwał, i że zawsze należy wierzyć w lepsze jutro.

Where it's covered in all the colored lights
Where the runaways are runnin' the night
Impossible comes true, intoxicatin' you



Charakter
Trudno powiedzieć, jaką ma osobowość. W swojej artystycznej personie jest charyzmatyczny, otwarty, wesoły, łatwy w obyciu, pewny siebie i swoich umiejętności, a także czarujący. Jako iluzjonista musi wykazywać się niezwykłą kreatywnością, myśleć poza szablonowo i zaskakiwać widzów. Wykazuje też umiejętność skupiania uwagi innych na sobie bądź też konkretnej rzeczy/osobie. Kapelusznik również wykazuje umiejętność głębokiego skupienia swojej własnej uwagi – w końcu, by wykonywać sztuczki, musi się na nich skupić na tyle długo, by wyszły bezbłędne. Praca z rekwizytami wymaga od niego sprawności manualnej, a także cierpliwości, toteż nabył obie te cechy, stając się jeszcze lepszym artystą. Potrafi pracować w grupie, a także jest raczej dość sprytny. Posiada w sobie swoistą nutę tajemniczości, lekkiego szaleństwa i upartości. Prawdziwy problem z określeniem kim jest Ambrose pojawia się, gdy ktoś chce go głębiej poznać lub też, gdy wychodzi ze swojej artystycznej persony. Tworzy on bowiem nowe osobowości dla osób, z którymi ma kontakt, by lepiej się do nich dopasować pod względem charakteru czy też zainteresowań. W związku z tym faktem można powiedzieć, że jest bardzo wszechstronny, dzięki czemu może dopasować się do wielu grup, bądź też sytuacji społecznych oraz środowisk. Jest empatyczny, ponieważ potrzeba pewnej świadomości emocjonalnej i odpowiedniego ich rozumienia, by dostosowywać swoje zachowania do innych, wiedzieć, co powiedzieć/zrobić w danej sytuacji. Jest też wyjątkowo adaptacyjny i szybko przystosowuje się do nagłych zmian. Jakby się zagłębić w personie Rosi, można by wytypować również pewną samodestrukcyjność, pragnienie uwagi i poklasków, głęboko zakorzeniony gniew oraz pewnego rodzaju mrok skłaniający go do pewnych aktów przemocowych (które zazwyczaj w sobie ukrywa i nie pozwala im się zbyt często wydostać). Może wykazuje też niepokojące zamiłowanie do podpalania różnych rzeczy, czy też ogólnego wpatrywania się w ogień. Ma w sobie łagodność i delikatność, które kieruje do swoich bliskich, ale również zwierząt i przyrody. Zdarza mu się uprzykrzać życie np. nielegalnym hodowcom czy też przewoźnikom zwierząt, a także treserom, którzy wykorzystują je przy różnych akcjach widowiskowych; upewnia się, że odpowiednie służby znajdą takie miejsca i zadbają o wszystko w należyty sposób. A jeśli coś pójdzie nie tak i takie osoby np. go odkryją? Albo, ha!, zaatakują? Zabicie kogoś w samoobronie nigdy nie jest niczym złym. I co z tego, że równie dobrze mógłby użyć którejś ze swoich mocy i uniknąć tego zamieszania. Przecież z Kapelusznika może czasami wyjść jego okrutna natura, prawda? Nikt nie może wiecznie trzymać swoich demonów na uwięzi — trzeba czasem trochę poluzować ich łańcuchy. Należy jeszcze wspomnieć, że żyje on dla adrenaliny (kolejny powód, dla którego żyje w Świecie Ludzi. W końcu kto wie, kiedy na jego trop wpadnie Moria). Z całego serca kocha swoją rodzinę, nawet jeśli bywa zazdrosny o osiągnięcia swojego rodzeństwa. Jest im bezgranicznie wdzięczny i nikomu nie wybaczy, jeżeli ktoś postanowi ich skrzywdzić, bądź też im zagrozi. Pomimo upływu lat, wciąż nie do końca wierzy w to, jakimi są dobrymi istotami. Zawdzięcza im więcej niż tylko bezwarunkową miłość: wybaczenie (sam sobie nigdy na nie pozwoli) i akceptacja tego, jaki jest, bez żadnego wahania sprawiły, że już na zawsze będzie im lojalny i to ich, kiedy dojdzie co do czego, będzie stawiał na pierwszym miejscu.

Every me is me
We are the mask and the wearer

Historia: Młodość
Pierwsze lata życia Ambrose należą do trudnych i skomplikowanych. Jego biologiczni rodzice zajmowali się nielegalnym handlem, przemytami humanoidalnych istot z Krainy Lustwer, zwierząt, drogocennych przedmiotów i zakazanej (do publicznego obiegu) wiedzy. Młody Rose dorastał zatem w środowisku przepełnionym zbirami, typami spod ciemnej gwiazdy i sytuacjami, które do bezpiecznych nie należą. Jako dziecko – zaledwie pięcioletnie – ujawniła się jego moc teleportacji. Bezwzględny ojciec postanowił, że mały kapelusznik ma opanować te umiejętność do perfekcji, by pomagać im z rodzinnym interesem. Początki nauki nie należały do łatwych – młoda zjawa mogła przenosić się na bardzo niewielkie odległości, o ile w ogóle udało jej się tego dokonać. Jednakże surowe oko ojca nigdy nie pozwalało na wiele odpoczynku, czy bardziej naturalne nabycie umiejętności. Kiedy Ambrose osiągnął wiek sześciu lat, skończyło się „łagodne” traktowanie. Zamiast strachu przed ostrym tonem ojca, czy też zawiedzeniem oczekiwań swojego opiekuna – chłopiec nauczył się obawiać o swoje życie. Ojciec bowiem nakazał zbirom „polować” na młodego kapelusznika i jeżeli nie udałoby mu się użyć mocy do ucieczki, mieli oni stopniowo robić mu coraz większą krzywdę. Dlaczego to zrobił? Sam nie chciał brudzić sobie rąk krwią własnego dziecka, niezależnie od tego, jak przydatne (lub też nie) by nie było. Najgorsze w tym wszystkim było to, że jeżeli do siódmego roku życia nie udałoby mu się opanować mocy do perfekcji -  jego życie stałoby się całkowicie bezużyteczne w oczach ojca, więc mieli się go permanentnie pozbyć. Mały Rosi nabawił się wielu blizn, nim udało mu się do zadowalającego stopnia opanować sztukę teleportacji. Wtedy też jego relacje z ojcem zaczęły się polepszać, był on dumny z syna, z tego, że z taką pasją pomaga im w interesie, że jest nieugięty i nieustraszony. Zwłaszcza kiedy tak ślicznie przenosi się do cudzych domów, pakuje wszystkie kosztowności i je wynosi. Cudowne dziecko, czyż nie?

Hate all you’ve become
And bear the weight of the sun

Czasem nienawidził swojego ojca. Nienawidził go tak bardzo, że nie mógł tego wyrazić. Ojciec chciał go zahartować, by był tak bezwzględny i okrutny i apatyczny na każdą możliwą krzywdę. Ale po co? Skoro mieli tylko kraść i pilnować, by „towar” im nie uciekł. Cóż, wygląda na to, że jeśli nie jest się wystarczająco twardym i gotowym do odebrania życia innym w każdej chwili – zdaniem ojca – jest się przestępcą na pół gwizdka. Dlatego też zmuszał swoje dziecko do uczestniczenia w takich okrutnych wydarzeniach. „Musisz się przyzwyczaić do tego widoku” mówił, kiedy jego ludzie torturowali i zabijali. „Któregoś dnia sam zaczniesz zabijać, by przetrwać, więc przyglądaj się uważnie, nie odwracaj wzroku”. Tak więc wpatrywał się ze łzami w oczach w ucieleśnienie śmierci. Przegryzał wargi, spijając własną krew. Trząsł się i sam nie wiedział dlaczego. Ze strachu? Wściekłości? Nie potrafił stwierdzić. W takich chwilach jedynie pragnął im pomóc. Ale jak? Ich jedyną ucieczką były ramiona śmierci. Jak można było być tak okrutnym? Czy oni wszyscy naprawdę czerpali z tej sytuacji przyjemność? A może to z nim było coś nie tak? Może naprawdę był zbyt łagodny i delikatny, a jego poczucie tego, co zabawne, było wypaczone?

Tamtego poranka torturowali piękną bestię, której nazwy Rosi nie znał.  Był to lis, bądź pies, z długim ogonem we wszystkich kolorach tęczy. Torturowanie lustrzan nie wystarczyło, by złamać „morale” Rosi, więc ojciec przeniósł się na zwierzęta. Z łatwością zauważył, że jego dziecko bardzo lubi puchate istoty, zwłaszcza, jeśli dają się głaskać. Tak więc znów był w tym paskudnym miejscu, przyglądając się, jak urocze stworzenie, które szybko zaczęło skomleć żałośnie, próbuje bezskutecznie wyrwać się ze swoich kajdan. Dla młodej zjawy to było zbyt wiele. Ile jeszcze okrucieństwa będzie musiał być świadkiem? Jak długo jeszcze będzie stał bezczynnie, przyglądając się, jak niewinne stworzenie traci swe życie w męczarniach? Nie mógł tego dłużej znieść; nie potrafił nabawić się apatyczności, której do znoszenia takich widoków, było mu potrzeba. Drżącą dłonią sięgnął po swój nóż (pięknie zdobiony, ostry i lekki. Idealnie dobrany dla jego niewielkiego ciałka, prezent od ojca. Ambrose tak się cieszył, kiedy go dostał. A teraz? Ciążył mu w dłoniach i sprawiał, że czuł się jak grzesznik) i wysunął się na przód. Łzy przesłaniały mu widok, lecz zawodzenie psa doprowadziło chłopca w odpowiednie miejsce. Ojciec przerwał swą czynność i w milczeniu go obserwował. Jasnowłosy przepraszał i błagał o wybaczenie, a potem padł na kolana przy lisie i pozbawił go życia.

„Jesteś zbyt miękki, to było tylko zwierzę. Świat jest bardziej okrutny niż to nędzne przedstawienie, stworzone specjalnie, by cię zahartować”, stwierdził jego ojciec, podczas gdy młoda zjawa oddawała się torsjom. „Ale przynajmniej masz w sobie to, czego trzeba, by zabijać. Powoli zaczynałem się bać, że jesteś jedynie ofiarą, która zawsze będzie już uciekać przed tym, co ci się nie podoba”. Tak, w takich chwilach nienawidził swojego ojca.

I don't know how to stay tender
with this much blood in my mouth.

Jego relacja z matką była dużo lepsza, łagodniejsza. To ona pomagała mu w uczeniu się kontrolowania pozostałych mocy – zabierała go w piękne miejsca, uczyła jak wierzyć we własne kłamstwa, by nikt nie mógł tak łatwo wykryć – jeśli chłopiec zostałby przyłapany – jego łgarstwa. Czasem nawet razem z nią chodził na spotkania z klientami i razem z nią podziwiał, jak dorobek życia innych, niszczeje w płomieniach. To ona nauczyła go czytać i pisać. To ona śpiewała i tańczyła niczym bajkowa postać, kiedy zapłakany wracał od ojca. To ona wyciągała z kapelusza najróżniejsze skarby, którymi go obdarowywała w smutne, deszczowe dni. To z nią spędzał najwięcej czasu i czasem to za jej nogami chował się, gdy ojciec przychodził po niego. Matka zawsze jednak nakazywała mu z nim iść i ćwiczyć, by stawał się potężniejszy, a także wytrwalszy. To ona karmiła go kłamstwami o ich miłości i o tym, jaką zgraną są rodziną. A on? Naiwnie jej wierzył.

Dopiero z czasem Rosi zrozumiał, że zarówno matka, jak i ojciec wykorzystują go do własnych celów i tak naprawdę nie dbają o jego dobrobyt. Byli jednak jedyną rodziną, jaką posiadał. Był ich dzieckiem, krwią z ich krwi. A to niebezpieczne życie? Było wszystkim, co znał. Zresztą, w spokojne dni, kiedy nie musiał „trenować” niewzruszoności z ojcem, czy okradać innych, było miło. Zwłaszcza że w nagrodę za dobrze wykonaną pracę mógł prosić, o co chciał. Tak więc prosił ich, by wspólnie wychodzili, na różne festyny, do parków, do kawiarni, gdziekolwiek, byleby spędzić czas z rodzicami. Wtedy czuł się jak każde inne dziecko, posiadające kochających rodziców. Mógł udawać, że ich życie jest tak piękne, jak innych. Naiwnie mógł sobie wmawiać, że jest kochany do granic możliwości.

I loved them.
And sometimes, they loved me too.

Miał dziewięć lat, kiedy jego ojciec nie wrócił ze spotkania z klientami. Dziesięć, kiedy jego matka spłonęła w rezydencji, którą sama podpaliła. Dziesięć i pół, kiedy „współpracownicy” matki i ojca przyszli upomnieć się o to, co im się należy. Nikt nie miał łaski dla niego i tylko dzięki umiejętności iluzji udało mu się ocalić życie. Od tamtej pory mieszkał na ulicy, a każdy dzień był walką o przetrwanie.

Mając dwanaście lat, postanowił, że zacznie zarabiać. Chciał skończyć z kradzieżami i wiecznymi ucieczkami. Był zmęczony takim trybem życia, byciem bez dachu nad głową i bez kogoś, komu mógłby ufać. Jednakże był tylko dzieckiem i nie wiedział, od czego zacząć. Spróbować wejść w nielegalne interesy i szybko zdobyć duże pieniądze? Zacząć bardzo skromnie, ale uczciwe? Znaleźć uczciwą pracę i drugą, mniej legalną, by mieć jeszcze lepsze perspektywy? Zjawa nie wiedziała. Wtedy, jednego deszczowego dnia natrafił na trupę cyrkową. Poczuł, że to jest to. Jego sposób na życie – niesienie uśmiechów innym, w ponure dni. Mógłby sprawiać, że ci, którzy cierpią, chociaż na chwilę zapomną o smutku i bólu, który czai się w ich sercach. Oczywiście, chciał się zaciągnąć, zapisać, wkupić, czy przejść jakąś inicjację – nie było to ważne, dopóty zostałby przyjęty. Niestety ringmaster mu odmówił. „Nie przyjmuję dzieci” powiedział, „Wróć, jak będziesz dorosły” dodał, by na końcu wyciągnąć z płaszcza notes „Są w nim wskazówki, jak być dobrym iluzjonistą, może ci się przyda”.  Co niby miał zrobić? Podziękował, wziął notes i odszedł z gorzkim posmakiem rozczarowania w ustach. Czasami się zastanawiał, czy to wszystko ma jeszcze sens. Może powinien się poddać? I przepaść tak jak matka i ojciec.

I don’t know if I’ll make it through the night
Will I see another sunrise?

Ambrose uparcie trzymał się życia. Stosował się do wskazówek z notatnika, robił niewielkie występy, za które czasem dostawał pieniądze. Najczęściej jednak co poniektórzy dorośli się nad nim litowali i dawali mu coś do jedzenia. Czasem był to chleb, a czasem jakiś owoc. Jakoś sobie radził.

Gdy miał czternaście lat poznał Illyię. Zadziorną, rudowłosą dziewczynę w krzykliwej, żółtej sukience. Spodobały jej się sztuczki, które wykonywał i co rusz go zaczepiała, wypytywała się, jak zrobił to i tamto. Z początku go irytowała i traktował ją z dystansem. Myślał „Czego takie piękne dziewczę może chcieć? To jakiś żart?”. Jednak kiedy zaczęła przychodzić codziennie, by oglądać jego występy i przynosić mu słodycze; zawsze z uśmiechem i podekscytowaniem wychwalać to, co robi – zmiękł. A potem się zakochał. Uświadomił to sobie pewnego wiosennego dnia. Rozmawiali o głupotach, żartowali i w pewnej chwili, w przeciągu jednego uderzenia serca pomyślał „Mógłbym utonąć w jej oczach, spłonąć od samego dźwięku jej śmiechu”. Od tamtego dnia jakoś lżej było mu oddychać.


She was beautiful
in the way a forest fire was beautiful:
something to be admired from a distance,
but not up close

Miał piętnaście lat i trzy miesiące, kiedy Illyia postanowiła przedstawić go swoim rodzicom. Denerwował się, próbował wykręcić się i przełożyć to na inny czas. W końcu kim on był w porównaniu z nią? Biedakiem z ulicy, nieposiadającym niczego – jedynie ukradzione ubrania, blizny na ciele i duszy, proste sztuczki. Ona jednak była nieugięta, tak więc poszedł.

Jej rodzina okazała się majętna, nawet jeszcze bardziej niż przypuszczał. Jej rodzice byli jakimiś nisko urodzonymi szlachcicami, z całkiem interesującym hobby. Ich pasją było kolekcjonowanie sierot. Może brzmi to niesłychanie, czy obraźliwie, ale w tamtej chwili nie potrafił tego inaczej nazwać. Illyia miała sześć sióstr i siedmiu braci. Każdy z nich dawniej był sierotą, ofiarą okrucieństwa tego świata. A jej rodzice? „Chcieliśmy pomóc przynajmniej garstce osób” powiedzieli, a w ich uśmiechach krył się głęboko zakorzeniony smutek. Jakby widzieli wszystko to, co najgorsze, jakby mieli w ramionach o wiele więcej, nim zostało im to odebrane.
Zaczął ich regularnie odwiedzać, Illyia prosiła go, by tak robił. A Rosi? Jak mógłby jej odmówić? Swojej najdroższej Illyi? Tak więc przychodził. I robił to, co potrafił najlepiej – czarował, opowiadał najróżniejsze historie, wyciągał bukiety kwiatów z kapelusza i wręczał je wszystkim niewiastom. Panom z kolei – chciał być sprawiedliwy, zawsze coś mieć dla kogoś – wyciągał drobne figurki, przedstawiające różne postaci czy zwierzęta. Nie było to nic specjalnego. Ale zawsze upewniał się, że za nie płacił. Podobnie z kwiatami. Był z siebie dumny i zdawałoby się, że oni również rozumieli, jak wiele to dla niego znaczy.

Swoje szesnaste urodziny obchodził z Illyią i jej rodziną. Początkowo się przed tym wzbraniał, było mu nie zręcznie, ale kiedy najstarszy syn – ledwie dwudziestoletni – powiedział, że przecież Ambrose i tak praktycznie jest już ich rodziną, więc powinni razem świętować, kapelusznik rozpłakał się niczym dziecię i zgodził na ich propozycję. Dostał wtedy całą masę prezentów i – co najważniejsze – poczucie, że w końcu udało mu się odnaleźć miejsce, do którego przynależy.


At the end of a storm there’s a golden sky, and the sweet silver song of a lark.

Historia: Młodzienczość i Dorosłość

Ciekawostki

✧ Do Krainy Lustwer wraca na wszystkie rodzinne spotkania

✧ Jest panromatyczny i panseksualny

✧ Jeśli gdzieś wybucha nagły pożar, to najprawdopodobniej jego wina

✧ Nienawidzi ludzi, którzy krzywdzą innych, słabszych, czy też zwierzęta

✧ Uwielbia wszystko to, co potocznie można nazwać sztuką

✧ Jak na porządnego Kapelusznika przystało - jest fanem przyjęć i dobrej herbatki


They can say, they can say it all sounds crazy
They can say, they can say I've lost my mind
I don't care, I don't care, so call me crazy
We can live in a world that we design



Ostatnio zmieniony przez Ambrose dnia Wto 2 Sty - 19:31, w całości zmieniany 1 raz



We light it up, we won't come down
And the sun can't stop us now
Watchin' it come true, it's takin' over you
Ambrose  SlEYjw8
#cc6699

Powrót do góry Go down





Skryba
Gif :
Ambrose  M2a8tJi
Godność :
Skryba
Wiek :
Nieważny jest wiek
Wzrost / Waga :
Któż by o to pytał
Pod ręką :
Pióro, inkaust i Wielka Księga
https://spectrofobia.forumpolish.com
SkrybaKonto Administracyjne
Re: Ambrose
Czw 21 Gru - 9:43
Karta Postaci w trakcie sprawdzania.

Powrót do góry Go down





Powrót do góry

 
Permissions in this forum:
Nie możesz odpowiadać w tematach