Sala obrad

Enkil
Gif :
Sala obrad 5PUjt0u
Wiek :
36 lat choć wizualnie prezentuję się na jakieś 26-
Wzrost / Waga :
193 cm / 85 kg
Pod ręką :
Torba na ramię, telefon komórkowy, porfel, komplet fałszywych dokumentów, klucze, okulary przeciw słoneczne, nóż.
https://spectrofobia.forumpolish.com/t271-enkil-arantza#411 https://spectrofobia.forumpolish.com/t1082-enkil
EnkilDręczyciel
Dręczyciel
Sala obrad
Nie 16 Lut - 21:13
Potężna sala, zbudowana na planie pół okręgu jest jedną z największych, jakie można znaleźć w murach twierdzy. Niegdyś wykorzystywana jako sala balowa, dziś stanowi główny punkt wszelkich oficjalnych zgromadzeń Czarnych Kart. Pośrodku pomieszania znajduje się podwyższenie, na którego szczycie ustawiono mównicę. Miejsce to może przyprawić o grozę, każdego, kto posiada słabe nerwy. A to za sprawą, niezwykłych dekoracji, których z czasem doczekała się część kamiennych filarów, podtrzymujących wysokie sklepienie pomieszczenia. To właśnie do nich zostały przytwierdzone kości, wszystkich, którzy ośmielili się zdradzić syndykat. Ktoś miał jednak, na tyle wiele fantazji, aby ułożyć szkielety w dość fantazyjnych pozycjach, zaś na czaszkach wyryć imiona zdrajców. Ciekawy zabieg stylistyczny oraz przestroga w jednym.

Wysokie i wąskie okna zdobią kolorowe witraże. O zachodzie słońca, można dostrzec jak ich obrazy nagle zaczynają się zmieniać, niekiedy można doszukać się w nich jakiejś historii czy legendy.

Nie brak również drewnianych ław oraz pojedynczych siedzisk, mających zapewnić wygodę obradującym. Wielki okrągły stół ustawiony w centrum sali, często zawalony jest najróżniejszymi mapami oraz spisami.

Powrót do góry Go down





Enkil
Gif :
Sala obrad 5PUjt0u
Wiek :
36 lat choć wizualnie prezentuję się na jakieś 26-
Wzrost / Waga :
193 cm / 85 kg
Pod ręką :
Torba na ramię, telefon komórkowy, porfel, komplet fałszywych dokumentów, klucze, okulary przeciw słoneczne, nóż.
https://spectrofobia.forumpolish.com/t271-enkil-arantza#411 https://spectrofobia.forumpolish.com/t1082-enkil
EnkilDręczyciel
Dręczyciel
Re: Sala obrad
Pon 15 Lis - 0:16
Jak zawsze w Twierdzy panował chłód i zdawać by się mogło, że jego epicentrum mieści się właśnie w sali obrad. Obszerne pomieszczenie, w którym zawsze dało się wyczuć wiszące w powietrzu nuty niepokoju... prawdopodobnie za sprawą zdarzeń, jakie miały tu miejsce w czasie, gdy Czarne Karty musiały ugruntować swą pozycję i odsiać ze swych szeregów tych, którzy nadal wierzyli w dawne ideały. Czy publiczne egzekucje były konieczne? Cóż...nie, wszystko to dało się załatwić po cichu. Ale takie rozwiązanie wydawało mi się wtenczas korzystniejsze, bardziej przykładne... choć zapewne moja skłonność do teatralności też miała w tym cześć swego udziału.

Obecnie uciekanie się do tych środków stało się rzadkością, ale chciałem, aby wszyscy dobrze pamiętali o tym, co się tu stało. Lecz nie wszyscy mieli szansę stać się świadkami owych zdarzeń, niektórzy dołączyli do nas znacznie później. Tak jak trójka rekrutów, którym doręczono informację o nakazie stawienia się w sali obrad. Czarne Karty stanowiły bogaty zbiór najróżniejszych osobowości... jednak zdecydowana większość nawykła do pracy w pojedynkę. W syndykacie poczucie wspólnoty było istotne, dlatego niektóre z misji, choć można było zlecić je pojedynczemu członkowi, powierzało się parze czy grupce. Tak było i tym razem.

Czekałem wypalając kolejnego papierosa, sprawiając tym samym, że unosząca się wokół mnie chmura ciemnego jak smoła dymu zaczynała gęstnieć. Co jakiś czas rzucałem przelotne spojrzenie ku mównicy, gdzie na podwyższeniu umościł się towarzyszący mi Phantom. Bestia, która przeszła proces spaczenia, różniła się od reszty swego rodzaju, większa i bardziej drapieżna mogła jednakowo intrygować co przerażać.
Wsunąłem dłoń do kieszeni ciężkiego czarnego płaszcza, zdobnego w złote wykończenia i skrojonego na militarną modłę. W mojej dłoni zabłysł niewielki złoty przedmiot, który po odpowiednim ułożeniu zaczął rozrastać się, aby ostatecznie przyjąć kształt maski. Wykonana ze złota, z niepokojącą precyzją imitowała kształt ludzkiej czaszki z tą różnicą, że z jej skroni wyrastała para rogów. Oblicze Diabła, jakie znała większość członków syndykatu. Chronienie własnego wizerunku pozwalało na wygodniejszą i lepszą inwigilację oraz zabezpieczenie tego, co ostało się po moim życiu prywatnym. Byli jednak i tacy, którzy poznali moją prawdziwą twarz, zwykle jednak zajmowali wyższe rangi w organizacji. Wyjątek stanowił jeden z rekrutów, który miał zjawić się z pozostałą dwójką. Lunatyk, którego rekrutacjom zająłem się osobiście. Okazja trafiła się przypadkiem, to też zabrakło wówczas czasu na snucie kamuflażu. Ale to nie zmieniało wiele w całej tej sytuacji.
Wejścia do sali strzegła kobieta o intensywnie fioletowych włosach i bladej niczym porcelana cerze. Jej oczy były tak ciemne, że zdawały się zupełnie pozbawione tęczówek. Lunatyczka miała przydać mi się nieco później na razie jej jedynym zadaniem, było dopilnowanie, aby wyznaczeni członkowie stawili się na spotkanie. Nie bez powodu mawia się, że czas to pieniądz... to też opieszałość nie spotka się z aprobatą.

Powrót do góry Go down





Poe
Gif :
Sala obrad 5PUjt0u
Godność :
Amias Vernifer
Wiek :
25
Rasa :
Lunatyk
Wzrost / Waga :
175/58
Pod ręką :
Lusterko, grzebień, papierosy goździkowe, zapalniczka, pieniądze
Broń :
Rapier
Zawód :
Tancerz na szarfach
https://spectrofobia.forumpolish.com/t273-amias-poe-vernifer https://spectrofobia.forumpolish.com/t1109-poe
PoeBiały Królik
Biały Królik
Re: Sala obrad
Pon 15 Lis - 21:10
Zgodnie z poleceniem czekał na kontakt. A raczej to kontakt czekał na niego - wiecznie balującego Lunatyka, oportunistę bez skrupułów obdarzającego uwagą osoby przychodzące do niego po kolejnych występach tańca na szarfach. Głód, obrzydliwa druga natura i jednocześnie źródło siły Amiasa, zapukał z wnętrza czaszki i rozsadzał ją od środka. Nie potrafił dłużej ignorować naglącej potrzeby i uciekać przed nią w używki.
Kontakt wykazał się cierpliwością, której poskąpiono Verniferowi. Lunatyka nie trzeba było długo namawiać, by ubrał się cieplej i podążył za tajemniczym przybyszem o nieprzystojnej mordzie. Wiedział, co mu przykazano, ale tym razem ugryzł się w język. Potem wspomni o północnym skrzydle i Enkilu. Wskazano mu powóz, twarde siedzisko, nastąpił strzał z bicza i długa, nudna podróż. Mocniej okrył się kremowym futrem, zasłaniając turkus koszuli i ciemnogranatowych spodni.
Więęęc... to wasz zwyczajowy środek podróży? Gniecie. - zagadnął współtowarzysza podróży.
I rozumiem, że wszyscy zachowujecie tajemnicze milczenie, które jest... och! - przyłożył dłoń do piersi - Tak ujmująco tajemnicze! - uśmiechnął się jadowicie, po czym posłał brzydalowi znudzone spojrzenie. - Wiesz, że gdybyś do tej facjaty dobrał ciepły ton, to laski rzucałyby ci się do stóp? One lub...
- Zamknij japę, błaźnie.
- Lunatyku jak już, klocu.  - odparł hardo, coraz to bardziej znużony. Typ działał mu na nerwy, a on nie miał zamiaru pozostać dłużny.
- Coś...
...się zesrało. Zaciśnij pośladki, bo jeszcze powiedzą, żeś pedał. - zripostował, zanim padła jakakolwiek obraza, ukazując rozszczelnione chitynowe pokrywy na policzkach. - Lepiej, żeby do dego fagtycznie nie doszło, bo nie mam zamiaru jechadź w smrodzie. - Zaciśnięte przez rozszerzającą się szczękę zęby utrudniały mu mówienie.
- Do jag? Powiesz mi coź? Gdzie jedziemy?
- Nigdy.
Amias klasnął w dłonie i uśmiechnął się swoją na powrót piękną twarzą.
- Doskonale! - odparł tonem, jakby przemawiał do małego dziecka, którym musiał być cep siedzący przed nim. A może się bał? W ogóle go to nie obchodziło.
Koniec końców po godzinach przewijających się sielankowych krajobrazów, wymownej ciszy i niezliczonych nieudanych próbach sprowokowania eskortującego go mężczyzny, fiołkowym oczom okazały się ruiny. Z ciekawością się im przyglądał, gdy powóz skręcił ku nim.
- Ej.. ej! - kopnął przysypiającego faceta w kostkę, na co ten przeklął i prawie sięgnął po broń. - Naprawdę jedziemy do tego zapadliska?! Jaja se robicie!- wyraził swoje niezadowolenie. Kryształowe Pustkowia ssały na całej ich rozciągłości. Buro, ponuro i nieciekawie. Co on miał tu robić?! - To nawet nie jest śmieszne. Spierdalam st... -
- Czekaj! To nasza...  - przelotna panika wymalowała się na pooranej bliznami twarzy.
Poe założył nogę na nogę, pochylił się ku mężczyźnie i przymrużył oczy.
- Tak? Zamieniam się w słuch. - wymruczał, na co tamten wcisnął się w fotel.
- To lokalizacja docelowa. - odparł hardo drab. Próbował ukryć targające nim emocje. Jak słodko!
- Ach taaaak. - dodał ze zrozumiem Amias i uspokoił się. Mimo wszystko to była rudera. Zapomniana i pewnie zawilgła. Brudna. Fuuuj! A może nie? Cholera ich wie.
Nie dano mu więcej czasu na rozmyślania, fochy i narzekania. Kazano siedzieć na tyłku, czekać i się nie ruszać. Doprawdy, za kogo oni go mieli?
W końcu pojazd wjechał do środka. Jakieś inne, mniej i bardziej piękne mordy kazały mu ruszać. Czy oni kiedykolwiek jechali tym truchłem? Wiedzieli, jak bardzo bolała go dupa?
Poprowadzono go do sali, strzeżonej przez Lunatyczkę będącej jego odwrotnością. Jej zimne kolory były praktycznie stale na wierzchu. Komnata była niczego sobie - jak sąd, forum czy miejsce obrad. Obejrzał widocznie istotne pomieszczenie, bestię na podwyższeniu i postać nieopodal niej. Tylko ten dym... nie był niebieski, ale równie niecodzienny. Być może był to ich znak rozpoznawczy lub Elias miał wrażliwy punkt.
-  Wow... Elias, takiego syfu, to nawet ja nie zostawiam po posiłku. - skomentował zawieszone w dziwacznych pozach szkielety. Na użycie imienia pozwolił sobie tylko dlatego, że byli tu tylko we dwóch. Póki co. Podszedł bliżej bestii zajmującej podwyższenie. Zdawała się rozpadać. Problematyczna... w konsumpcji.
-  Ale widać taki był cel. - skwitował poważniej, po czym przycupnął na oparciu jednej z ław. Ponieważ osoba w centrum już paliła, doszedł do wniosku, że i on może. Jak nie, to co? Zrugają go? Nawet tapicerek tu nie było.
Wyciągnął i odpalił goździkową cygaretkę, pozwalając aromatowi rozpłynąć się po pomieszczeniu. W końcu miał minutę dla siebie. Kiep z powozu nie lubił papierosów, a Amiasowi bardzo przyda się dymek.


Sala obrad Ev4vUTM

Powrót do góry Go down





Kris
Gif :
Sala obrad 5PUjt0u
Godność :
Christopher Chandler
Wiek :
26
Rasa :
Opętaniec
Wzrost / Waga :
170/60
Pod ręką :
Pewnie nosi przy sobie paczkę czekolady lub słodyczy
https://spectrofobia.forumpolish.com/t92-christopher-kris-chandler https://spectrofobia.forumpolish.com/t92-christopher-kris-chandler https://spectrofobia.forumpolish.com/t92-christopher-kris-chandler https://spectrofobia.forumpolish.com/t1093-kris
KrisLukrowy Czart
Lukrowy Czart
Re: Sala obrad
Sob 20 Lis - 1:24
Poszedł do pewnej cukiernio-kawiarni, w której jakiś czas temu spotkał się z Ivorem, który wręczył mu wizytówkę. Pokazał ją kelnerkom w niej, po jakiejś chwili zaprowadziły go na zaplecze, a potem wyprowadziły go tylnymi drzwiami, żeby zaczekał na powóz, który zawiezie go tam, gdzie trafić powinien. Po jakimś czasie oczekiwania zajechała bryczka zaprzężona w konie. Pokazali mu podobną wizytówkę, zaprosili do środka. Usiadł sobie na siedzisku i ruszyli w stronę celu przeznaczenia. Miarowy tętent kopyt i oddalające się widoki jakiejś zabudowy niezbyt pocieszały Krisa, raczej wolał głośne i żywe otoczenie. Jechali, jechali i jechali.
- Daleko jeszcze? - zapytał woźnicę.
- Tak, jeszcze kawał drogi przed nami, jedziemy na Kryształowe Pustkowia, więc to dosyć daleko - odpowiedział powożący.
Czort z jego tembru głosu wyczuł, żeby lepiej go nie drażnić, bo był to ton chłodny, niezbyt przyjemny, więc chłopak zajął się rozmyślaniem. Ciekawe co to za pustkowia? Czy są tam kryształy? Podróż znużyła go na tyle, że większą jej część najzwyczajniej przespał, śniąc o różnych słodyczach, cukierkach i innych słodkościach.
Gdy wjechali na Kryształowe Pustkowia, został poinformowany, że za niedługo trafią do twierdzy, która będzie czarna. Bardzo sugestywne. Kris wyjrzał przez okno, i zobaczył rozwijający się krajobraz, który był jak nazwa wskazuje, pusty i szary, monotonia dobijała go. A jakby to całe nudne miejsce zalukrować, zapączkować, i inne kolorowe słodkości. Tak, las cukrowych lasek na tym pustkowiu byłby świetnym pomysłem. Dotarł w końcu do miejsca docelowego. Zaprowadzono go do sali obrad, widział kilka nowych twarzy.
-Wspaniała twierdza, ale ta droga to jakiś koszmar, kto to wymyślił takie wielkie nic, no bezguście - żachnął się Czort.
-Dywersja melduje się w pełnej gotowości, pozdrowienia od Ivora - uśmiechnął się.


Głos: #ccff66
MG: #cc6600

Powrót do góry Go down





avatar
GośćGość
Re: Sala obrad
Nie 21 Lis - 19:55
To był dopiero drugi raz w życiu, kiedy Ezekiel odczuwał taką ekscytacje. Miał niemałe problemy z opanowaniem swojego kolana, które niespokojnie podskakiwało raz po raz. Rozglądał się po okolicy - tu jeszcze nie był, a przynajmniej nie pamiętał, żeby coś takiego miało miejsce. Jego woźnica nie był zbyt rozmowny, ale chłopakowi w żadnym stopniu to nie przeszkadzało. Nie bardzo lubi gadać z mięśniami, a oni zwykle nie mieli nic ciekawego do powiedzenia. Rzadko również bywali trzeźwi, chociaż ten stanowił wyjątek od reguły, a przynajmniej sprawiał takie wrażenie.

Cień skłonił się Lunatyczce na wejściu i rzucił jej szarmancki uśmiech, jednak ta nie ruszyła nawet wargą. Kiedy tylko przekroczył próg sali, szybkim wzrokiem przeskanował pomieszczenie. Ustylizowane szkielety na pewno nie są wyborem stylistycznym, które Ezekiel zastosowałby u siebie. Według niego były zgrywaniem edge lorda na siłę - jednym słowem mało atrakcyjne - ale to nie on zarządzał wielką organizacją przestępczą. Może wątpliwy gust estetyczny przychodzi z tytułem, kto wie. Spojrzał na trójkę postaci, którzy byli już w sali. Ten w masce to musiał być Diabeł, natomiast pozostałej dwójki nie kojarzył. Białowłosy byłby nawet całkiem ładniutki, gdyby nie to okropne futro, które miał na sobie. Uśmiechnął się do siebie. Nie odzywając się ani słowem, usiadł w racjonalnej odległości od reszty i wpatrywał się w mężczyznę w złotej masce, czekając na to, aż zabierze głos. 

Powrót do góry Go down





Enkil
Gif :
Sala obrad 5PUjt0u
Wiek :
36 lat choć wizualnie prezentuję się na jakieś 26-
Wzrost / Waga :
193 cm / 85 kg
Pod ręką :
Torba na ramię, telefon komórkowy, porfel, komplet fałszywych dokumentów, klucze, okulary przeciw słoneczne, nóż.
https://spectrofobia.forumpolish.com/t271-enkil-arantza#411 https://spectrofobia.forumpolish.com/t1082-enkil
EnkilDręczyciel
Dręczyciel
Re: Sala obrad
Nie 28 Lis - 1:27
Dotarcie do siedziby nie należało do prostych. Drogę znało niewielu, z czego cześć stanowili nasi ludzie, a drugą kilku wynajętych przewoźników. Byli dobrze opłaceni za swoją dyskrecję i dyspozycyjność, ale by mieć pewność, że tak właśnie pozostanie, same pieniądze nie wystarczyły. Od czasu do czasu należało przypomnieć naszym pracownikom o złożonych obietnicach, tak się miło składało, że wszyscy posiadali rodziny, zatem wproszenie się na jakiś familijny obiad nie było trudne. Co można było poradzić na to, że żyjąc w takich czasach i świecie lojalność, najłatwiej było sobie zaskarbić strachem? Zatem nerwowość, jaką przejawiała część z przewoźników, była całkiem zasadna i nie dziwiłaby nowych rekrutów, gdyby tylko znali naturę układu łączącego furmanów z Kartami.

Pierwszym, który przybył, na miejsce okazał się Amias, odziany w dość krzykliwą kreację. Wolałem jednak nie zagłębiać się w jego myśli ani tym bardziej pytać, od czego oderwała go wizyta posłańca. Wiedza to władza i potęga, ale bywały sytuacje, gdy po prostu lepiej było nie wiedzieć...
Bestia zawarczała ostrzegawczo, gdy Lunatyk się do niej zbliżył, lecz nie podniosła się z miejsca. Niedawny posiłek, którego strzępy można było dostrzec w szkarłatnych przebłyskach pośród ciemnego futra, sprawił, że Phantom był spokojniejszy niż zazwyczaj, można by go uznać za rozleniwionego. Ale odpowiedni bodziec czy komenda mogły łatwo zmienić ten stan rzeczy.

Przechyliłem głowę w stronę swego rozmówcy, który pozwalał sobie na pewną poufałość, nie był to jednak problem, dopóki na spotkanie nie dotarli pozostali uczestnicy.
-Pomagają w zapamiętaniu, że pewnych błędów się nie wybacza. Można powiedzieć, że świecą przykładem...
Lunatyk nie mógł dostrzec mojego uśmiechu pod maską, ani też pierścienia ozdobionego symbolem czaszki (Mortis Anulum), który skrywał się skórzaną rękawicą. Zakłócanie spokoju zmarłych dla czysto rozrywkowych celów zdawało się czymś haniebnym, ale nie szczególnie się tym przejmowałem. Od czasu do czasu lubiłem dać upust mojemu zamiłowaniu do groteski i teatralności. W chwili, gdy nieznacznie poruszyłem upierścienionym palcem, szczątki dawnych zdrajców wzdrygnęły się, a wszystkie czaszki w tym samym momencie uniosły spojrzenie pustych oczodołów wprost na Lunatyka.
-Jak minęła podróż? Ah, jeśli następnym razem będziesz próbował przenieść się tu z użyciem własnych talentów to więc, że nie dostaniesz się bezpośrednio do fortecy, jedynie przed jej mury. Gdy zjawi się reszta, wspomnę o sposobie na obejście tego zabezpieczenia...
Nie było sensu się powtarzać, tym bardziej że zwyczajnie nie przepadałem za podejmowaniem tematu starego Kapelusznika. Układ z nim zawsze kładł na mnie cień porażki, bowiem pierwotny plan zakładał uśmiercenie starca, gdy ten skończy pracę nad niezbędnymi nam artefaktami. Xagras był zdecydowanie bardziej sprytny, niż na to wyglądał, fortelem kupił sobie życie, za cenę wolności.

Nie zdarzyłem wdać się z Pajączkiem w zbyt długą pogawędkę, ponieważ do sali zawitała kolejna osoba. Przymrużyłem nieco oczy, lustrując przybysza od stóp do głów, aby zaraz przenieść wzrok na Lunatyka. Jeśli chodziło aparycję, ta dwójka miała ze sobą zaskakująco wiele wspólnego. Można by nawet posądzać ich o pokrewieństwo, choć było to mało prawdopodobne, zważywszy na fakt, że nowo przybyły kiedyś był człowiekiem. Teraz skrzydła wyrastające z jego pleców, dawały jasny przekaz, że ta Kraina postanowiła wcielić go swoją część. Opętańcowi nie brakowało pewności siebie, nim jednak zdarzyłem skomentować wzmiankę o pozdrowieniach słanych od Ivora, drzwi otworzyły się po raz kolejny.
Nie musiałem zaglądać w akta, aby wiedzieć, do jakiej rasy należał ostatni rekrut, zwyczajnie to czułem, podobnie zresztą, jak i on sam mógł wyczuć, że ma do czynienia z innym Cieniem. Niekiedy trudno było nie ulec instynktownemu uczuci niechęci, jakie budził widok potencjalnego konkurenta. Choć jedyne pole rywalizacji stanowiło żerowanie na snach. Musiałem okiełznać pierwotne sygnały własnej natury i skupić się na swojej aktualnej roli, czyli głowy syndykatu.
-Dobrze, skoro wszyscy już przybyli, nie traćmy czasu...
Zgasiłem końcówkę papierosa, odrzucając ją do kamiennej popielniczki, jednocześnie przyjmując bardziej formalną pozę.
-Wiecie kim jestem. Ja wiem kim jesteście wy, a między sobą będziecie mieli okazje zapoznać się w czasie misji. Cała wasza trójka ma wyruszyć do Miasta Lalek. Wasze zadanie nie będzie trudne... chce byście, zasiali nieco paniki w mieście, przypomnieli jego mieszkańcom o naszej obecności. W jaki sposób to osiągniecie? Zostawiam tę kwestię waszej...kreatywności. Możecie się wykazać.
Puszczanie nowych rekrutów na tego rodzaju misje było pewnego rodzaju testem, sprawdzającym potencjał oraz umiejętność zachowania pewnego umiaru. Już nie jeden żółtodziób uznał, że wspaniałym pomysłem na podbudowanie swojej pozycji w syndykacie będzie wykazanie się czymś tak brawurowym, jak próba zakatowania orszaku Rosarium. Porywanie się z motyką na słońce, było zwykłym przejawem zuchwałej głupoty. Po takich było więcej sprzątania niż pożytku...
-Poza tym, dostaniecie też próbki naszego nowego narkotyku, rozprowadźcie go na razie w jednej dzielnicy. I nie radzę testować jego jakości osobiście... nadal go testujemy, więc jeśli uda wam się zaobserwować coś ciekawego u osób, które go zażyły, podzielicie się tymi informacjami z naszymi Eremitami. Twórczyni tego specyfiku nie pofatygowała się wymyślić dla niego nazwy niebrzmiącej jak z podręczników nauk ścisłych, dlatego możecie ustalić coś sami.
Po tych słowach wydobyłem z bezdennej sakwy inny znacznie większy mieszek, którego krył w sobie zwodniczo piękną zawartość. W jego wnętrzu kryły się drobne kryształki o wściekle fioletowej barwie. Po ponownym zawiązaniu mieszka, popchnąłem go ku krawędzi kamiennego blatu, czekając, który z trójki jako pierwszy postanowi zatroszczyć się cennym ładunkiem.
-Jeśli nie macie żadnych pytań, możecie wyruszyć od razu. Wrzos zabierze was do Miasta, mijaliście ją w wejściu.
Jeśli zaszła taka konieczność, poświęciłem jeszcze chwilę na rozwianie ewentualnych wątpliwości. Miałem jednak inne sprawy na głowie, więc długie przemowy i prawienie morałów musiało zaczekać na lepsze czasy. Wolałem konkret.

-Po powodzeniu tej misji, wszyscy będziecie mogli udać się do Zachodniej wieży i spotkać z naszym konstruktorem. Za wykonanie pewnej przysługi... będzie mógł wzmocnić karty, które otrzymaliście, tak aby móc przenieść się bezpośrednio do naszej siedziby. To tyle, teraz ruszajcie.

Szkielety zdrajców, które do tej pory rozglądały się po sali, wydając przy tym nieprzyjemne chrobotliwe dźwięki, teraz nagle, znów zawisły bezwładnie, gdy dezaktywowałem działanie artefaktu.

**
Lunatyczka nazwana Wrzosem czekała na mężczyzn, którym nakazała podążać za sobą. Zdecydowanie nie należała do rozmownych typów i nawet urok osobisty, którym mogli pochwalić się nowi członkowie organizacji, zdawał się nie robić na niej wrażenia. Cała trójka została wyprowadzona poza mury siedziby, gdzie musieli zmagać się z porywami lodowatego wiatru. Po chwili uczucie chłodu zdało się spotęgować, kiedy kobieta wyciągnęła przed siebie rękę, a powietrze zaczęło dosłownie zamarzać. Przed Lunatyczką powstała ściana lodu o lekko fioletowej barwie, kolejny gest jej dłoni sprawił, że tafla zaczęła pękać, a jej kuszące się odłamki ukazały ciasną i opustoszałą alejkę Miasta Lalek.
-Idźcie.
Było to jedyna rzucona przez kobietę wypowiedź, było widać, że utrzymanie magicznego przejścia kosztuje ją sporo wysiłku, i pewnie dlatego popędzała mężczyzn naglącym spojrzeniem. Jeśli Ci nie zdecydowali się na przekroczenie portalu, będą zmuszeni sami zorganizować sobie powrotny transport do miasta.

Powrót do góry Go down





Poe
Gif :
Sala obrad 5PUjt0u
Godność :
Amias Vernifer
Wiek :
25
Rasa :
Lunatyk
Wzrost / Waga :
175/58
Pod ręką :
Lusterko, grzebień, papierosy goździkowe, zapalniczka, pieniądze
Broń :
Rapier
Zawód :
Tancerz na szarfach
https://spectrofobia.forumpolish.com/t273-amias-poe-vernifer https://spectrofobia.forumpolish.com/t1109-poe
PoeBiały Królik
Biały Królik
Re: Sala obrad
Wto 30 Lis - 19:47
Lunatyk szerzej otworzył oczy, zauważając ruch szkieletów. Na swoich plecach poczuł nieprzyjemny dreszcz. Czy oni zaklęli duchy nieszczęśników w szkielety, czy była to tylko jarmarczna sztuczka? Amias przeniósł wzrok na niewzruszonego Eliasa i zmrużył powieki. Nie lubił, gdy z nim igrano, a miał trochę asów w rękawie. Kości były lekkie, nie trzymały ich ścięgna i mięśnie. Odrobina skupienia wystarczyła, by mocą zmusić czaszki do obrotu i spojrzenia na Cienia.
- Może tobie - prychnął. - Tylko się droczę. Poza tym, w przeciwieństwie do ciebie, nie znam ich. Nie wiem, czym zawinili. - wzruszył ramionami i zaciągnął się cygaretką, uwalniając kościec. Przebiegł wzrokiem po sylwetce mężczyzny. Nieoczywiste ciacho. Nie był pewien, czy faktycznie chciałby je zjeść i mieć. Krył zbyt wiele. Niech go diabli biorą. Heh, dosłownie.
- Wolałbym godzinami wystawać pod murami niż jechać tym przeklętym powozem. Ostatnio tyłek mnie tak bolał w woju. - mruknął, ale widać było, że obietnica przekazania jaśniejszych instrukcji nieco uspokoiła białowłosego. Już miał poruszyć temat wygody ławek, wystroju wnętrza i ogólnie podenerwować Eliasa dla czystej przyjemności, gdy przez drzwi wszedł młody mężczyzna. Wyglądał i zachowywał się na wiek Lunatyka, więc bezpiecznie można było uznać, że są rówieśnikami. Równie blady, trochę bardziej kolorowy. Gdyby nie rasa mogliby ich posądzić o pokrewieństwo. Również odznaczał się fiołkowymi tęczówkami, zadartym nosem i brakiem nadmiarowych kilogramów. Model cierpiący na bezguście.
Amias zamachał mu delikatnie w geście pozdrowienia.
- Wierząc legendom był to Baśniopisarz w depresji... albo geolog z powołania, bo tu sam kamień i kryształ. - rzucił bez zbytniego entuzjazmu, łącząc się w bólu z nowoprzybyłym, po czym wystrzelił niedopałek w powietrze. Ten jednak nie upadł, a poszybował do popielniczki, którą zaanektował Diabeł.
Ivor, tak? Widać mają wiele szych.
Spoglądał przy tym na Cienia, który właśnie wkroczył do sali. Typowy przedstawiciel swojej rasy, zachowawczy. Za to jak się uśmiechał! Roboczo nazwał go elegancikiem.
Oho ho ho!
Amias obdarzył przybysza przeciągłym spojrzeniem, lecz nie pozwolił sobie na nic więcej. Znalazł się w towarzystwie facetów. Może niekoniecznie samców alfa, lecz doskonale wiedział, że walka o pozycję szybko rozgorzeje. Szkoda, bo każdy z nich był ciekawy na swój sposób.

Zgodnie z oczekiwaniami Diabeł wyprostował się i przemówił. Na przystawkę powitanie i frazesy. Główne danie - ich zadanie. Amias zmarszczył brwi. Nie do końca podobało mu się to, co usłyszał. Przypomnienie? Panika? Nie bardzo mógł się teraz wycofać... lecz prawdą było, że nie obchodził nikogo. Jeśli nikogo nie interesował poza sferą ciała, to mógł zainteresować się wszystkimi w każdym innym względzie. Zresztą, co mu pozostało? A kreatywny był zawsze.
Trzymał jadaczkę na kłódkę i słuchał, jakby nie był sobą. Wzmianka o narkotyku wzmogła ciekawość Lunatyka. Brał ich kiedyś trochę! Gdy tylko sakwa padła na blat, uniósł rękę w górę i przyciągnął kryształki między palce.
- Mam jedno. Jak działa na zażywających w... obecnej fazie testów? Musimy go jakoś zareklamować. - obrócił dłoń, przyglądając się foremnym kształtom. Zgrabne, puszczały ładne świetlne refleksy. Prezentowały się ekskluzywnie, a ich barwa przywodziła na myśl... - W końcu nie mogę nazwać imperialną purpurą czegoś, co wprawi konsumenta w drgawki minutę po zażyciu. - zarzucił Diabłu, mając nadzieję, że dziadostwo działało podobnie do molly. Pomijając uzależnienie, na którym niewątpliwie zależało kartelowi. - W skrócie impur! Nieczysty, niecny... sprośny! Dragi dla możnych dostępne dla każdego! - Uśmiechnął się prawie radośnie. Dobra nazwa jest krótka, chwytliwa i rozbudzająca wyobraźnię. Obietnica dobrej zabawy!
Potem Diabeł, Elias, przynudzał. Konstruktor, przysługa. Włosków na pajęczych nogach nie starczyłoby do wyliczenia, ile razy słyszał podobne słowa.


Sala obrad Ev4vUTM

Powrót do góry Go down





Kris
Gif :
Sala obrad 5PUjt0u
Godność :
Christopher Chandler
Wiek :
26
Rasa :
Opętaniec
Wzrost / Waga :
170/60
Pod ręką :
Pewnie nosi przy sobie paczkę czekolady lub słodyczy
https://spectrofobia.forumpolish.com/t92-christopher-kris-chandler https://spectrofobia.forumpolish.com/t92-christopher-kris-chandler https://spectrofobia.forumpolish.com/t92-christopher-kris-chandler https://spectrofobia.forumpolish.com/t1093-kris
KrisLukrowy Czart
Lukrowy Czart
Re: Sala obrad
Sob 4 Gru - 15:37
Trafiło mu się całkiem doborowe towarzystwo. Jednak warto było wycierpieć podróż na tą zapomnianą przez wszystkich krainę. Zaciekawiły go środki, które miał razem z ekscentrycznym i poważnym rozsławiać, sprzedawać, wciskać ludziom, którzy ewidentnie by tego potrzebowali. Zastanawiał się też trochę nad jednym, jakby no wszyscy uwielbiają słodkości. Któż by się oparł okrągłemu pączkowi, takiemu dużemu, z wypełnionym nadzieniem, różanym, czekoladowym, pistacjowy. Myśli Opętańca odpłynęły na chwilę, zamyślił się i pociekła ślina, ze względu na jego szalone myśli o pączkach.
- Wchodzę to na całego, mam genialny pomysł. Nafaszerujemy pączki środkiem i zrobimy objazdówkę po mieście. Czyż to nie najlepszy pomysł? Każdy spróbuje pączka, no czy ktoś nie chciałby zjeść pięknego, ociekającego lukrem pączka, z którego dziurki wypływa delikatnie nadzienie? - uradowany Kris, wręcz niemal był tak zaaferowany swoim pomysłem, że tylko obiło się mu o uszy. Konstruktor? Transport? A potem co usłyszał to, że mają iść.
Komu w drogę, temu wrotki, czas na trochę słodkiej zabawy. Nie zważając prawie na nic, przeszedł przez otwarty portal, i rzucił tylko do kompanów:
- Widzimy się po drugiej stronie - posłał najszczerszy i najszerszy uśmiech jaki tylko mogli sobie wyobrazić.


Głos: #ccff66
MG: #cc6600

Powrót do góry Go down





avatar
GośćGość
Re: Sala obrad
Sro 15 Gru - 23:44
Ezekiel wysłuchał przemówienia Diabła bardzo uważnie - nie tylko dlatego, że dobrze by było wiedzieć, co mają zrobić, ale po prostu pewność siebie mężczyzny była dla Cienia niemalże magicznie hipnotyzująca. Kiedy facet wie, co robi i po co przyszedł, aż chce się go słuchać, a głowa Kart właśnie taka była. Zadanie wydawało się być dosyć łatwe - wciśnięcie narkotyku na ulicach nie było czymś, co Ezekiel uznałby za wykraczające poza jego możliwości. Zastanawiał się tylko, czy jego towarzysze będą pomocni, czy bardziej przeszkodzą. Obaj byli głośni, ekscentryczni, i mówili bardzo dużo. Nie chciał tego stwierdzić, ale czuł się, jakby niejako patrzył na karykaturalne przedstawienia jego samego, co nieprzyjemnie ocierało się o jego ego i poczucie oryginalności. Ale może to tylko złudne pierwsze wrażenie, próbował się przekonywać.

Po Opętańcu widział zostało jedynie wspomnienie uśmiechu, kiedy ten, zanim którykolwiek z nich zdołał coś zrobić, zniknął po drugiej stronie portalu. Patrząc na twarz Lunatyczki stwierdził, że szybko powinni zrobić to samo. Spojrzał na ostatniego towarzysza, który został po tej stronie, zmierzył go jeszcze raz od stóp do głów, tym razem z bliska.
- Chodź lepiej, bo jeszcze nie będziemy go w stanie znaleźć - rzucił jakby od niechcenia, po czym przeszedł przez portal opanowanym krokiem, dziękując kobiecie skinięciem głową i szczerym uśmiechem. Wiedział, że wykonuje tylko swoją pracę, ale dziękować można ludziom bez względu na intencję, a może zapamiętają cię na długo. Dobrze jest przecież, żeby o tobie pamiętali, prawda? 

Powrót do góry Go down





Sponsored content

Powrót do góry Go down





Powrót do góry

 
Permissions in this forum:
Nie możesz odpowiadać w tematach