Scavell

Scavell
Gif :
Scavell A7c78c1cf8554d3256eba773fd3bfcbe
Godność :
Irith Adelaide "Scavell" Bellclair
Wiek :
28 lat
Rasa :
Lunatyk
Wzrost / Waga :
170 / 60
Znaki szczególne :
blizna po cięciu na gardle
Pod ręką :
wymienione w poście eliksiry, broń, Scath, Przepaska ślepo-widzenia, Chmarny talizman
Broń :
Nysarth (rapier), mizerykordia
Zawód :
Adept Bractwa
Stan zdrowia :
zdrowa
https://spectrofobia.forumpolish.com/t649-irith-scavell https://spectrofobia.forumpolish.com/t649-irith-scavell https://spectrofobia.forumpolish.com/t934-skrzynka-korespondencyjna-irith https://spectrofobia.forumpolish.com/t1113-scavell
ScavellDiabelski Bibliotekarz
Scavell
Sro 6 Maj - 1:13



Scavell
Irith Adelaide Bellclair





Wiek:28 lat
Rasa:Lunatyczka
Ranga:Demoniczny Bibliotekarz
Miejsce zamieszkania:Kraina Luster
Przynależność:Bractwo
Ranga w Bractwie:Adeptka




MocePodróż między światami [rasowa]

Strażnik Księgozbioru [rangowa]

Invictus - polega na wytworzeniu kulistego pola o promieniu 3 metrów, które po 1 poście ładowania unieruchamia wszystko, co znajduje się w środku, łącznie z użytkownikiem mocy. Unieruchomienie trwa 2 posty, po których następują 3 posty odpoczynku.

Profundum - Scavell jest w stanie przywołać parę białych skrzydeł. Czas posiadania samych skrzydeł jest nieograniczony, ale w powietrzu może ona unosić się przez maksymalnie 3 posty, po czym muszą nastąpić 4 posty odpoczynku.

Demoniczna Księga  - rytuał inicjacji Irith poszedł nie do końca po myśli Tropicielek - część Koszmarnej Escencji służącej do spaczenia kobiety oderwała się od głównego korpusu koszmarnej substancji i wniknęła w pobliską księgę. W ten sposób Scavell otrzymała nowego towarzysza w postaci czarnej, lewitującej i samoświadomej księgi o bardzo ciętym języku i specyficznym poczuciu humoru. Tropicielka jest w stanie nasycić Somnuficium, bo tak się nazwała ta księga, Koszmarną Esencją. Ten drobny zabieg umożliwia książce strzelanie czerwonymi kulami koszmarnej energii - proces ten jest sterowany wolą Irith. Gdy kula trafi w nieżywy cel lub roślinę, powoduje bardzo duże przyspieszenie jego degeneracji i rozkładu, gdy natomiast trafi w inny cel żywy, powoduje dotkliwy ból. Felicronicon jest w stanie wystrzelić sześć kul koszmarnej energii po jednym nasyceniu.

Umiejętności
Walka bronią białą – specjalizacja rapier – jako oczko w głowie swojego ojca, szermierkę trenowała pod jego czujnym wzrokiem od najmłodszych lat; nie jest co prawda geniuszem, jednakże potrafi się skutecznie obronić
Zielarstwo – zawsze asystowała poczciwej Saai podczas jej prac w ogrodzie, dzięki czemu poznała właściwości roślin zarówno leczniczych jak i trujących; znajomość tę Irith wykorzystuje przede wszystkim do wykonywania trucizn. (Alchemia)
Taniec
Zapach Koszmaru

Historia
Wiosenny podmuch wiatru przeszedł niby łagodna fala wśród soczyście zielonych źdźbeł trawy, poruszył bladoróżowymi kwiatami jabłoni strącając tym samym nieliczne płatki pod rozłożyste drzewo. Było spokojnie, ciszę zakłócał jedynie przytłumiony, odległy ćwierkot ptasiej rodziny, która między bezpiecznymi gałęziami wiekowego drzewa uwiła swoje gniazdo. Irith siedziała na niewielkiej łączce na błoniach Akademii Zwycięstwa i starała się zachować skupienie nad książką z którą od kilku dni toczyła prawdziwe boje. Mimo szczerego zapału młodego naukowca, jej myśli cały czas biegły w stronę Beliah i w pełnej szczerości musiała przyznać przed samą sobą, że nigdy jeszcze nie spotkała tak niezwykłej osoby - czarującej, inteligentnej, o przenikliwej opinii i nienagannych manierach. Miał nastąpić przełomowy dzień w życiu Lunatyczki, miała bowiem zostać wprowadzona na łono nowej, lepszej rodziny. Szepty jej kolegów niosły się wśród wiekowych sal uczelni: o szansie, której nie może zmarnować, o zaszczycie, jaki ją spotka, o potędze i pozycji, jaką zyska. A przede wszystkim o wiedzy. Ostry umysł tnie głębiej niż każde ostrze, jak zwykł mawiać Beliah. Irith tylko uśmiechnęła się na wspomnienie o owym czarnowłosym mężczyźnie; zamknęła oczy i napawała się ciepłem słońca. Poczuła zimny powiew.

Po raz kolejny w swoim życiu patrzyła, jak coraz to nowsze witrażowe okno ich ukochanego domu zostaje rozbite przez wlatujący z hukiem otoczak, a szklany wielobarwny proch, ostry jak brzytwa, rozbrzyguje się na pobliskie meble. Wszyscy domownicy stłoczyli się w ciemnym salonie i z niedowierzaniem przysłuchiwali się okrzykom wzniecanym przez tłum. „Zdrajcy! Kolaboranci!” i inne dyrektywy, które coraz bardziej zaczynały zatracać się w jej pamięci, niosły się wśród nocnej ciszy. Czternastoletnia Irith Adelaide de L’Orgueilleuse nie rozumiała, dlaczego z dnia na dzień jej rodzice wypadli z łask - byli przecież uczonymi o istotnym wpływie dla rozwoju badań nad optymalizacją formuł zaklinania. Łaska pańska na pstrym koniu jeździ.

Pamiętała przerażenie swojego rodzeństwa, burzę jasnych czupryn poprzytulanych do siebie wzajemnie patrzących wielkimi, jeszcze jaśniejszymi oczami w drzwi, które drżały z każdym kolejnym uderzeniem agresorów, grożąc, że zaraz wypadną z futryn, a wnętrze ich posiadłości wypełni się żadnymi krwi prostakami. Rodzice znowu wymienili się tym samym krótkim spojrzeniem i zwrócili się do Irith i jej rodzeństwa z tym dobrze już znanym „musicie uciekać”, po czym znowu, prowadzeni przez leciwą Saaę zostali wyprowadzeni przez jedno z tajnych przejść dla służby. Jedyne, co zabrała ze swojego rodzinnego domu to rapier - prezent, który otrzymała na swoje dwunaste urodziny oraz swoją ulubioną encyklopedię o mieszkańcach Malinowego Lasu. Kiepska pamiątka, ale początek dla jej rosnącego z dnia na dzień księgozbioru. Obejrzała się raz jeszcze za rodzicami, zaczęła się wyrywać, by dołączyć do nich, kiedy drzwi ustąpiły pod naporem tłumu — nagle…

Na swoim ramieniu poczuła dłoń – ciepłą, znajomą dłoń, która wyrwała ją z zamyślenia. Wolno otworzyła oczy i spojrzała ku górze – stał nad nią Beliah i uśmiechał się delikatnie.
— Księżniczka znowu została porwana przez nurt nieprzyjemnych wspomnień? — pochylił się lekko i pocałował w czubek głowy
— Dzisiaj mija dokładnie dziesięć lat, odkąd zostaliśmy rozdzieleni od rodziców. — na jej czole pojawiła się głęboka, lwia zmarszczka — Nawet nie wiemy, co się z nimi stało.
Choć zarówno jej, jak i jej rodzeństwu udało się uciec, to rodzice nie mieli tego szczęścia. Do uszu Scavell docierały coraz to bardziej absurdalne plotki: że zostali zabici przez rozwścieczony tłum, że jeden z ich wujów trzyma ich uwięzionych w swojej posiadłości, że zostali zesłani za karę do Świata Ludzi i przez eksperymenty pewnej organizacji stali się groteskowym wypaczeniem ideału swojej rasy.
Po udanej ucieczce ze Szkarłatnej Otchłani trafili do rodziny mieszkającej w Mieście Lalek, gdzie Irith spędziła kolejne dwa lata, by w końcu – w wyniku buntu czy żądzy wiedzy – opuścić bliskich i ruszyć w podróż.
Beliah stał chwilę w milczeniu, po czym wyciągnął w jej kierunku rękę, oferując pomoc przy wstawaniu
— Chodźmy, na nas już czas. Twoja nowa rodzina nie może doczekać się, żeby cię poznać. — i razem ruszyli w głąb budynku

***


Stali w półmroku formując krąg dookoła ich Widzącego, który szeptał niezrozumiałe słowa w jeszcze bardziej niezrozumiałym i zapomnianym przez wszystkich języku. Atmosfera była napięta, a w powietrzu wisiało dziwne oczekiwanie. Nie podobało się to Scavell, jak nazywali ją inni członkowie Czarnego Brzasku. Wszystkie zmysły kazały jej uciekać z owej zakurzonej rudery, jednak wiedziała, że nie może w tak ważnym momencie opuścić swoich kamratów. Wyłączając prozę życia, że dzięki uprzejmości współbraci, jej kolekcja ksiąg była stała się nad wyraz okazała i zawierała w sobie prawdziwe białe kruki, ten rytuał miał zapewnić im wszystkim oświecenie, jakiego nie doznał żaden mieszkaniec żadnego z trzech światów. Z konsternacją spojrzała na stojącego obok Beliaha, a ten odpowiedział jej tylko uspokajającym uśmiechem — będzie dobrze.
Okrzyki Widzącego zamieniły się w charczenie i wkrótce przed nimi pojawiły się kłęby dymu. Gdy opadł, zauważyli kogo, a raczej co przyzwali. Wśród groteskowej plątaniny kończyn zakończonych ostrym szponem wyzierały setki świdrujących oczu. Widzący zaczął śmiać się niekontrolowanie. Koszmar rzucił się na jej współbraci, rozrywając ich ciała na strzępki.
Widziała, jak Beliah również zostaje raniony, jako ostatni. Rzuciła się w jego stronę i próbowała go ratować, jednakże ostrze koszmaru dotknęło i ją, cięło na szczęście płytko, jednak w paskudne miejsce – w gardło. Upadła na kolana i trzęsąc się, zaczęła drżącymi rękoma kreślić runy Invictus. Błysnęło krótko. Cały budynek zaczął drżeć, na zgromadzonych posypały się kamienie i runął sufit.

Następna rzecz, jaką pamięta to jasnowłosa kobieca postać pochylająca się nad nią. Jak się z czasem okaże, do jednej z liderek Bractwa, Diany, dotarły słuchy o działalności Czarnego Brzasku. Wyciągnęła ją z ruin i wstępnie zrobiła porządek z paskudną raną, co by ostatni świadek nie wykrwawił się przedwcześnie, a wiedząc, że eks-kultystka z pewnością ma wiedzę, którą można wykorzystać do walki z koszmarami, mimo swej niechęci, zwerbowała ją do Bractwa.


Wygląd
Szmer głosów nie cichł w karczmie o wdzięcznej nazwie „Pod Kołkiem i Krwiopijcą”, perle w tych stronach Krainy Luster, która słynęła z najgorszego serwowanego napoju – ale też przy stosunkowo dobrej cenie! Siedziałeś i delektowałeś się swym trunkiem, gdy nagle usłyszałeś, że pobliskie drzwi zostały otworzone kopniakiem, jak to tutejsi mieli w zwyczaju. Niby normalna sprawa, jednakże cisza, jaka zapanowała wśród współbiesiadników skłoniła cię, byś uniósł wzrok znad swoich jakże cennych manuskryptów. Bezkształtna postać zbliżała się wolno w stronę przepierzenia oddzielającego cię od innych patronów, w końcu weszła do twojej skromnej izby – była to kobieta, wysoka i zakapturzona, nie mogłeś wskazać żadnych innych jej cech. U jej boku wsparta była postać ubrana w podarty i zakurzony płaszcz, którą ta pierwsza bezceremonialnie pchnęła na ławę znajdującą się przed tobą. Górowała nad tobą, a ty wiedziałeś, że nie możesz jej odmówić.
- Jesteś lekarzem? – przytaknąłeś nerwowo - Zajmij się nią.- wyszła i zostawiła cię z tymi słowami.
I ze swoim nowym pacjentem. Zdjąłeś z niego łachmany i przyjrzałeś się mu dokładnie – była to z całą pewnością kobieta, na oko miała mniej więcej dwadzieścia sześć, może dwadzieścia siedem lat, raczej wysoka, z pewnym błędem rzecz jasna mogłeś ocenić jej wzrost na 1,7 m z haczykiem. Postury była raczej smukłej, ale o miękkich i pełnych kobiecych kształtach z dosyć wyraźnie zarysowaną talią – ważyła może z 60 kg. Mimo całej swojej smukłości, spowodowanej z pewnością przez jej długie, choć proporcjonalne kończyny, widziałeś jak pod jej skórą zarysowywały się wyraźnie mięśnie, które zdradzały dużą aktywność fizyczną ich posiadaczki. Wyglądała tak… zwyczajnie! Czyżby człowiek śmiał zapuścić się tak daleko od domu? Ale nie, dostrzegłeś, że z paskudnej rany na boku lała krew – nie czerwona, a niebieska – a więc miałeś do czynienia z młodą Lunatyczką. Szybko przystąpiłeś do działania - każda sekunda była na wagę złota. Gdy się uporałeś z tym, wróciłeś do dalszej inspekcji. Miała jeszcze kilkanaście otarć, głównie na plecach i dłoniach, ale mimo tego, że sprawiała wrażenie, jakby cały budynek na nią runął, nie miała już innych poważniejszych ran. Odkryłeś również, że boki i plecy ma usiane bliznami, niektóre były stare i już dawno wygojone, choć część zdawała się być całkiem świeża, dopiero co zasklepiona. Przystąpiłeś więc do oczyszczania zarówno pomniejszych ran, jak i zmycia z jej ciała szarego pyłu. Z pewnością była niesamowicie zmęczona, gdyż nie reagowała w żaden sposób na twoje zabiegi.
Wreszcie mogłeś zobaczyć prawdziwy kolor jej skóry – była jasna, ale nie blada, raczej na myśl przywodziła cieplejszy odcień kości słoniowej niż porcelanę. Przyjrzałeś się uważnie jej twarzy – policzki miała zaróżowione, z popękanymi kilkoma naczynkami – jakby była smagnięta wiatrem. Oprócz tego nie zauważyłeś na jej twarzy żadnych innych niedoskonałości. Mogłeś śmiało powiedzieć, że była śliczna, z jej ostrymi rysami, wyraźnie zarysowanymi kośćmi policzkowymi i ostrą brodą - twarzą w kształcie serca. Podniosłeś wilgotną tkaninę i otarłeś zaschniętą krew z jej spierzchniętych, choć pełnych i czerwonych ust z wyraźnie zarysowanym łukiem kupidyna. Powyżej znajdował się lekko zadarty nos, lekko zakrzywiony na mostku – widocznie twoja pacjentka musiała mieć go choć raz złamany. Spróbowałeś również zrobić porządek z jej włosami, które po umyciu okazały się być koloru bardzo jasnego, lekko popielatego blondu długością sięgającą jej łopatek. Zdumiałeś się, jakie były miękkie i jedwabiste w dotyku, jakbyś głaskał małego dachowca! Upewniłeś się, że nie przegapiłeś żadnej innej rany i poszedłeś do barmana kupić sobie coś do jedzenia.
Ruch był spory, dlatego też zanim coś dostałeś i zjadłeś, minęły prawie całe wieki. Wróciłeś do swojej izby i zauważyłeś, że twoja pacjentka odzyskała przytomność – pierwsza rzecz, jaką dostrzegłeś był kolor jej oczu – oczu stalowych, prawie bezbarwnych, ale które sprawiały wrażenie, jakby świeciły się w tym półmroku. Obdarzyła cię świdrującym, niezwykle przenikliwym i jakby ostrzegającym spojrzeniem – czułeś, że nie powinieneś bardziej się do niej zbliżać, zostałeś więc tam gdzie spałeś. Na krześle rzucony miała ciemny płaszcz, który szybko ubrała – była przecież w samej bieliźnie przed obcym.  Zaraz za sobą usłyszałeś tylko szorstkie „Ruszaj się, będziemy się już zbierać” wypowiedziane znajomym głosem, a twoja pacjentka posłusznie, choć trochę jeszcze ociężale podniosła się z ławy i rzucając krótkie i niewyraźne „dziękuję” w twoją stronę wyszła razem ze swoją towarzyszką z pomieszczenia.
-Zaraz, a zapłata?! – krzyknąłeś za nimi – psiakrew, następnym razem - masz nauczkę - musisz brać opłatę zanim kogoś wyleczysz.

***


Następnym razem, gdy ją ujrzałeś, ubrana była w czarny płaszcz ze złotymi obszyciami, spod niego wyłaniała się nieskazitelnie biała koszula z żabotem, która na szyi miała pięknie wykonaną złotą broszkę z czarnym, bliżej nieokreślonym kamieniem szlachetnym.  Nosiła na sobie ciemne spodnie wetknięte w długie buty na niskim obcasie a u jej pasa wisiał rapier. Zbliżyła się do ciebie poprawiając na głowie śmiesznego kształtu trikorn z wetkniętym weń białym, dużym piórem. Była wyższa, niż sobie ją zapamiętałeś, jej dumna postawa i płynność ruchów z pewnością dodawały jej centymetrów. Wyciągnęła z kieszeni woreczek i rzuciła go na ławę przed tobą. Na jej ustach zawadniał cień jakiegoś przekornego uśmiechu.
-Raz jeszcze – dziękuję – i zostawiła cię sam na sam ze swoją nową, skromną fortunką.


Charakter
Drogi Tumusie,
Pytałeś się ostatnio o kuzynkę moją drogą, Irith Adelaide de L’Orgueilleuse, zwaną powszechnie jako Scavell. Trudno odpowiedzieć na to pytanie, ale dobrze, zaczynajmy!

Gdy tylko spojrzysz w jej twarz zobaczysz spokój. Irith jest praktycznie zawsze spokojna i opanowana, niezwykle powściągliwa w wyrażaniu swoich emocji w towarzystwie. Większość osób, którzy na nią spojrzą mają jedno skojarzenie – królowa lodu. Czy taka jest? Nie zawsze! Rzeczywiście w przypadku pierwszych kontaktów, wydaje się być niezwykle niedostępna i małomówna, jednakże przy bliższym poznaniu okazuje się, że jakieś tam emocje posiada, a wszystko to jest fasada. W rozmowie niejako zachowuje się jak „kameleon” przez dostosowywanie się do swojego rozmówcy. Jesteś wesoły? Ona także będzie wesoła! Poniekąd. Ostatnie wydarzenia spowodowały, że Scavell stała się jeszcze bardziej zamknięta w sobie i niechętna do nawiązywania jakiś bliższych znajomości. W parze idzie szorstkość w obyciu i cynizm.
Największa zaleta? Jest ambitna. Największa wada? Jest ambitna – tak chyba można najpełniej oddać dążenia Irith i jej osobę, która zawsze chce być lepsza, szybsza, bardziej skuteczna, osiągać coraz wyższe cele. Pomaga jej w tym zdolność strategicznego myślenia – a przynajmniej ona tak to uważa.  Cechuje ją ośli upór w dążeniu do wyznaczonego przez siebie celu. Pomimo tego, że wydaje się być on niemożliwy, będzie dążyć do tego, aż się urzeczywistni. Jest jednak minimalistką, stara się ograniczać do tego, co jej jest potrzebne do życia.
Mimo wszystko, bycie najstarszą z rodzeństwa, a w końcu i bycie głową rodu zobowiązuje – Scavell wykształciła w sobie niezwykłą odpowiedzialność i sumienność, jeżeli coś obieca, nie może tego nie wykonać. Każdą powierzoną jej pracę stara się wykonywać jak najdokładniej.
Posiada bardzo rozległą wiedzę wszelaką, którą stara się systematycznie uzupełniać. Można ją porównać do sroki, która zbiera każde świecidełko, znosi je do gniazda, gdzie pielęgnuje je niczym własne dzieci.
Z całą pewnością jest dumna, dla jej nieszczęścia – duma kiedyś stanie się jej zgubą. Wydaje jej się, że wolałaby zginąć, niż przyznać się do pomyłki czy – o zgrozo! – braku posiadanej wiedzy. Arogancka? Ależ oczywiście, tylko ona określiłaby to raczej mianem „pewności siebie”. Jeśli uzna twój punkt widzenia za „mniej wartościowy” od swojego, dosyć brutalnie się o tym dowiesz. Pociąga to kolejną cechą, jaką jest szczerość. Niestety, często brak jej w tym taktu.
Zawsze Twój,
Felix




Dans l'hiver de nos ans l'Amour ne règne plus,
les beaux jours que l'on perd sont pour jamais perdus.


 


NC


Ostatnio zmieniony przez Scavell dnia Sob 13 Sie - 21:50, w całości zmieniany 12 razy

Powrót do góry Go down





Wilk
Gif :
Scavell 2aDwF1P
Godność :
Caspian Grizzled aka Wilk.
Wiek :
Wizualnie jakieś 28 lat.
Rasa :
Cyrkowiec
Wzrost / Waga :
180 cm | 71 kg
Znaki szczególne :
Blizna na udzie. | W Krainie Luster: wilcza głowa zamiast ludzkiej; skóra w kolorze smoły.
Pod ręką :
Drewniana laska, paczka papierosów, benzynowa zapalniczka, leki przeciwbólowe, telefon.
Broń :
Drewniana laska i zabójczy urok osobisty.
Zawód :
Zawodowe pożeranie ludzi; biznesmen; właściciel kasyna.
Stan zdrowia :
Kuleje na prawą nogę.
Specjalne :
Grafik-Koder
https://spectrofobia.forumpolish.com/t543-wilku https://spectrofobia.forumpolish.com/t625-woof-woof https://spectrofobia.forumpolish.com/
WilkLudożerca
Re: Scavell
Sro 6 Maj - 13:53

Karta zaakceptowana

Witamy na spectrofobii! Życzymy miłej zabawy po drugiej stronie lustra!

Powrót do góry Go down





Powrót do góry

 
Permissions in this forum:
Nie możesz odpowiadać w tematach