Dom baletnicy

Lou
Gif :
Dom baletnicy 5PUjt0u
Godność :
Louise Clark
Wiek :
26
Rasa :
Lunatyk
Wzrost / Waga :
171/58
Znaki szczególne :
Papieros w dloni, piegi, obezwładniający uśmiech
Pod ręką :
Zawsze coś mądrego do powiedzenia! No i pomadka do ust
Broń :
Scyzoryk, sztylet
Zawód :
Skandalistka
Stan zdrowia :
Zawsze może być lepiej
https://spectrofobia.forumpolish.com/t721-louise#8549 https://spectrofobia.forumpolish.com/t1008-louise#14612 https://spectrofobia.forumpolish.com/t972-kontakt-z-lou https://spectrofobia.forumpolish.com/t1095-lou
LouKlucznik
Dom baletnicy
Czw 19 Lis - 13:22
Dom, do którego wprowadziła się Lou, po propozycji Eliota i w którym mieszkała przez jakiś czas (i będzie również teraz), niegdyś należący do baletnicy Amelii.

Dom składa się z parteru i pierwszego piętra - ma standardowe pomieszczenia takie jak kuchnia, łazienka, salon, sypialnia oraz druga sypialnia która wygląda jak pokój dziecięcy. Na pierwszym piętrze znajduje się sala baletowa.

Powrót do góry Go down





Lou
Gif :
Dom baletnicy 5PUjt0u
Godność :
Louise Clark
Wiek :
26
Rasa :
Lunatyk
Wzrost / Waga :
171/58
Znaki szczególne :
Papieros w dloni, piegi, obezwładniający uśmiech
Pod ręką :
Zawsze coś mądrego do powiedzenia! No i pomadka do ust
Broń :
Scyzoryk, sztylet
Zawód :
Skandalistka
Stan zdrowia :
Zawsze może być lepiej
https://spectrofobia.forumpolish.com/t721-louise#8549 https://spectrofobia.forumpolish.com/t1008-louise#14612 https://spectrofobia.forumpolish.com/t972-kontakt-z-lou https://spectrofobia.forumpolish.com/t1095-lou
LouKlucznik
Re: Dom baletnicy
Czw 19 Lis - 14:03
And I love her

Dym z papierosa otulał jej piegowate policzki, kiedy szła ulicą w stronę domu, w którym nie było jej kilka solidnych miesięcy. Oczywiście pomimo tego, że nie zaglądała tutaj przez tyle czasu, płaciła swoją część rachunków, bo byłoby to conajmniej okrutne gdyby nagle zostawiła Eliota na lodzie. Pod ręką miała niewielką walizkę, w której znaczną część zajmował stary gramofon kupiony na jakimś targu i kilka droższych płyt winylowych - wszak większość rzeczy przed jej wyjazdem została właśnie tutaj, w tym domu, co mogło wskazywać tylko i wyłącznie na to, że zamierzała w końcu tutaj wrócić… co raczej w jej życiu jest niecodziennym zjawiskiem.
Stanęła przed drzwiami i drżącą z zimna dłonią, wyciągnęła z kieszeni płaszcza klucze, mając nadzieje, że Eliot jeszcze nie zmienił zamków. Przez moment przeszedł ją dreszcz przerażenia, bowiem klucz utknął w zamku i za nic nie chciał się przekręcić po chwili jednak puścił i słodki dźwięk puszczającej blokady wypełnij jej również zmarznięte uszy.
Kiedy otworzyła drzwi w pomieszczeniu było ciemno, a w powietrzu unosił się zapach pustki i zapomnienia. Wymacała na ścianie włącznik i gdy światło rozlało się oświetlając jej mizerne lico, otworzyła oczy ze zdumienia, bowiem dom wyglądał jakby od dawna nie było w nim żywej duszy.
Odłożyła walizkę i podążyła w głąb domu - na szafkach leżały tony kurzu, w salonie panowała atmosfera stagnacji. Otworzyła okno, wpuszczając trochę świeżego powietrza, a zaraz potem powędrowała do kuchni i ku jej zdziwieniu, magnesem do drzwi była przyczepiona mała karteczka. A więc Eliot również wyjechał, co znaczyło, że właśnie miała dom zupełnie dla siebie. Zadumanym wzrokiem rozejrzała się po kuchni, powstrzymując się od zaglądnięcia do lodówki - kto wie co mogło w tym czasie w niej zdechnąć - i zapaliła kolejnego papierosa. Jeszcze chwilę pochodziła po domu, upewniając się czy aby na pewno nikt bezdomny nie rozgościł się w mieszkaniu i zabrała się za to co należało zrobić w pierwszej kolejności - za sprzątanie.




***



W salonie od ścian odbijał się stukot. Dźwięk dochodził ze stolika przy kanapie, gdzie paznokieć wskazującego palca Louise, w szybkim tempie obijał się o powierzchnie. Z lewej leżała niedopita butelka wina, z prawej - szklana popielniczka z popiołem. Papieros znajdował się w prawej dłoni.
Wzięła solidny łyk wina, tym razem Oltre Passo, już nawet nie kusząc się o jakiekolwiek maniery dotyczące używania kieliszka - w końcu w domu nie było nikogo, oprócz niej. W gramofonie grała stara płyta winylowa, co jakiś czas nieco skrzypiąc, tworzyła wokół Louise nastrój nieco depresyjny. Dziewczyna wpatrywała się w nią zadumanym wzrokiem, co jakiś czas przytykając do ust rozgoryczoną dłoń ze swoim największym wrogiem i jednocześnie prawdziwą miłością - papierosem. Jeszcze raz spojrzała w telefon i wykręciła numer Zoe, lecz tym razem znowu żaden głos nie ukoił jej uszu. Wiedziała dokładnie, że zniknęła całkiem niespodziewanie, właściwie bez jakiegokolwiek wyjaśnienia, ale czy naprawdę wszyscy jej znajomi pozmieniali numery? Odchyliła głowę do tyłu, obserwując pęknięcia na suficie. Zoe nie odbiera, Eliot nie odbiera, Puri nie odbiera. Zostawiła wszystkich i wszyscy zostawili ją - taka jest kolej rzeczy, jej cały świat składa się z rozstań i powrotów a ona dalej nie nauczyła się wyciągać wniosków. Spróbowała ostatni raz - i kiedy znowu usłyszała sekretarkę, rozłączyła się i podniosła z kanapy. Chwiejnie podeszła do gramofonu i przesunęła igłę nieco dalej - teraz w pomieszczeniu uniosły się słodkie melodie "And I love her", zakręciła się wokół siebie, sensualnie wciągając w swoje płuca resztkę dymu i wróciła na kanapę.
Dalej go nie znalazła. Przez tyle lat wszystkie drogi które przeszła, wszystkie miejsca, które odwiedziła - nic nie dało jej żadnej, choćby maleńkiej wskazówki. Jej brat dalej zostawał jedną wielką niewiadomą w jej życiu i jak zdążyła zauważyć, nie zapowiadało się na to, że coś się w tej kwestii zmieni. I znów ta gorycz rozlewająca się po ciele, ból wypełniający gardło, zęby zaciskające się mimowolnie, ciche westchnięcie dławiące resztki spokoju.
Położyła się. I znów wpatrując się w te pęknięcia na suficie, nawet nie zauważyła, kiedy jej powieki zaczęły opadać, a ona sama uciekła w jedyną krainę, w której choć czasem mogła poczuć odrobinę wytchnienia - w krainę snu.

Powrót do góry Go down





Eliot
Gif :
Dom baletnicy 6o4KVpA
Godność :
Eliot Wels
Wiek :
trzydzieści parę kilka coś, nie chce się przyznać do tej czwórki z przodu
Rasa :
Lunatyk
Wzrost / Waga :
178 cm | 79 kg
Znaki szczególne :
blizna na lewym boku, Suzuku: Generis Collare w użyciu!
Pod ręką :
papierosy, Animicus, Bezdenna Sakwa: m.in. Kosmata Brosza, Generis Collare, Zegarmistrzowski przysmak (2szt.)
Zawód :
ŚL: olaboga pisarz, z zawodu barman, w sercu na zawsze pan z warzywniaka | KL: informator/kurier informacji
https://spectrofobia.forumpolish.com/t1022-eliot https://spectrofobia.forumpolish.com/t1024-eliot https://spectrofobia.forumpolish.com/t1045-kontakt-z-eliotem#15620 https://spectrofobia.forumpolish.com/t1081-eliot
EliotKolekcjoner Przypadkowych Obiektów
Re: Dom baletnicy
Sro 15 Mar - 22:39
Jakiś koleś kręcił się wokół domu. Przeszedł chodnikiem wzdłuż ulicy raz, potem zawrócił i przeszedł w drugą stronę, nie spuszczając domu baletnicy ze wzroku. Wyglądał jakby trochę się tego domu bał i dlatego opóźniał moment zapukania do drzwi. Mężczyzna wreszcie stanął na skraju posesji. Marszcząc brwi zapalił papierosa. Ubrany był w czarny płaszcz, miał przy sobie jedną walizkę i tonął w papierosowym dymie. Wreszcie pstryknął końcówkę papierocha na ulicę, wciągnął powietrze jakby zaraz miał zrobić coś niesamowicie odważnego i bohaterskiego, och jaki z niego zuch!, i podszedł pod wejścia. W tym samym momencie opuściło go męstwo i zamiast użyć własnego klucza, bo przecież w mocno naciąganej teorii mieszkał tu, zrobił coś innego.

Dźwięk dzwonka rozbrzmiał po drugiej stronie drzwi.

Eliot skrzywił się nieznacznie, mimowolnie schował głowę w ramionach. Miał wrażenie, że dzwoni do drzwi mauzoleum, że odwiedza grób Amelii Mocaffé, który jakby nie patrzeć, sam jej wykopał. Dlatego też wszystkie okna zdawały się na niego patrzeć w osądzającym milczeniu. Cofnął się o krok, jakby sama myśl o tym była z byt przytłaczająca. Ale już za późno, zadzwonił przecież i miał cholerną nadzieję, że ktoś tam jednak był. Nie liczył na magiczne zjawienie się Amelii, ale... może dalej mieszkała tu Lou. Na litość, błagam, niech Lou jeszcze tam będzie. Miał już dość patrzenia jak wszyscy przepadają bez śladu, z dnia na dzień, odchodzą albo umierają, nie odbierają telefonów, znikają jak dym na wietrze, nie było nawet jak próbować ich łapać za ręce i ciągnąć desperacko w swoją stronę. Nie pamiętał kiedy ostatnio był w tym domu. Miesiące, pół roku temu, lata? Nie miał pojęcia ile czasu minęło odkąd zostawił wiadomość że wychodzi. Równie dobrze mogło być to w poprzednim życiu. Po wyjściu z domu zbyt dużo czasu spędził w Krainie Luster, a potem jeszcze więcej w Szkarłatnej Otchłani, ze sporadycznymi wypadami do Świata Ludzi, które spędził owocnie, ale nie na tyle odważnie, żeby szukać powrotu do własnego życia. Ale ten moment w końcu musiał nadejść, prawda? Nie da się ciągle uciekać. Więc teraz stał przed drzwiami, starając się nie czuć niczego konkretnego, bo pustka była łatwiejsza niż nadzieja, i na pewno łatwiejsza do zniesienia.

Ach, żeby nie było żadnych wątpliwości dla tego, kto otworzy te drzwi. Eliot miał brodę. Eliot miał brodę, która wyglądała jak wściekły zwierz który uciekł z zoo i zaatakował pierwszego lepszego przechodnia. Zaatakowany nie przejął się tym zbytnio i pozwolił brodzie zostać na twarzy, więc wyglądał teraz jak styrany życiem marynarz, który za pięć minut miał wkroczyć na deski statku i odpłynąć w siną dal na kolejny ciężki połów sardynek.

Powrót do góry Go down





Lou
Gif :
Dom baletnicy 5PUjt0u
Godność :
Louise Clark
Wiek :
26
Rasa :
Lunatyk
Wzrost / Waga :
171/58
Znaki szczególne :
Papieros w dloni, piegi, obezwładniający uśmiech
Pod ręką :
Zawsze coś mądrego do powiedzenia! No i pomadka do ust
Broń :
Scyzoryk, sztylet
Zawód :
Skandalistka
Stan zdrowia :
Zawsze może być lepiej
https://spectrofobia.forumpolish.com/t721-louise#8549 https://spectrofobia.forumpolish.com/t1008-louise#14612 https://spectrofobia.forumpolish.com/t972-kontakt-z-lou https://spectrofobia.forumpolish.com/t1095-lou
LouKlucznik
Re: Dom baletnicy
Sro 15 Mar - 23:42
Podczas gdy jakiś szemrany typ kręcił się pod drzwiami domu Amelii (zdecydowanie typ z etykietą: podejrzany), Louise brała spokojną i klimatyczną kąpiel w akompaniamencie wina i winyla, który właśnie kręcił się w rytm The Chain, tym razem bez papierosa. Muszę wspomnieć iż dobrze, że Eliot nie zdecydował się na wparowanie bez użycia dzwonka, bo Lunatyczka już dawno przestała zamykać jakiekolwiek drzwi - w tym wejściowe - paradując w bieliźnie wśród resztek rozumu, rozsypanych po podłodze i meblach jak stary kurz.
Dlaczego? Wiem, że nikt nie pyta dlaczego, ale i tak muszę o tym wspomnieć, dla zarysowania zmiętego i rozgoryczonego lica Louise - po prostu nikt jej nie odwiedzał. I can buy myself flowers, jak to mówią...
Louise istotnie usłyszała dzwonek, jednak w pierwszej chwili, jak to miała w zwyczaju, postanowiła zrobić z tym wielkie nic. Jeśli to listonosz, to najwyżej przejdzie się na pocztę, jeśli sąsiad chce cukru, to ona nie ma cukru (chyba że samą siebie - ale siebie przecież nie odda), a jeśli to jakiś mężczyzna poznany na jednym z alkoholowych wieczorków, to niech znajdzie inna ofiarę swojego złamanego serca. Żona na pewno czeka w domu.
Coś jednak tchnęło jej stopniałą jak dotąd warstwę mięśniową pomiędzy wsierdziem a nasierdziem, czując że nacisk na przycisk sygnalizujący przybycie kogoś do domu był inny niż zwykle. Dłuższy, bardziej pasjonujący, na granicy desperacji. Postanowiła podnieść zmęczone kończyny, upić jeszcze jeden łyk wina, wytrzeć się i włożyć leżącą obok sukienkę żywcem wyjętą z lat 70, z rozszerzanymi ku dole rękawami i sprawdzić kto nie ma za grosz serca, by nachodzić ją w jeden z jej momentów tak zwanego "odpoczynku".
Lunatyczka nie miała na tyle cierpliwości by spoglądać przed judasz, wiec otworzyła zamaszyście drzwi wejściowe i spojrzała niezadowolona wprost w ciemnozielone ślepia jegomościa.
Rzadko zdarzało się ją zaskoczyć. Jedynym wyjątkiem był jej brat, a teraz - jak widać - Eliot.
Może przez jedną, druga, trzecią sekundę zastanowiła się czy szare komórki płatają jej figle, czy ktoś bardzo chce żeby zwariowała i straciła kontakt z tą piękną posadzką, na której właśnie stała, ale zdrowy rozsądek walczył do ostatek sił, gotowy podjąć następną i następna walkę.
Mimowolnie, jak senna zjawa, postąpiła krok do przodu i zarzuciła nieco chuderlawe jak na nią ręce na szyję nowo przybyłego. Nie bądźcie zaskoczeni - Louise od dawna była samotna, ale gest ten nie miał nic wspólnego z namiętnością. Coś jakby przenikliwa bezwładność pokierowała ciałem Lunatyczki, uchyliła wargi jakby jej usta chciały wybełkotać jakieś zgoła niewybaczalne i szalone bzdury, ale nie powiedziała ani słowa, jedynie czerpiąc zachłannie bez płacenia rachunku, dotyk drugiego człowieka. Możliwe, że zapytacie znów, dlaczego?
Eliot był jedyną jak dotąd osobą, która do niej wracała.
Odsunęła się na krok, jeden, minimalny i niechętny.
- Potrzebujesz strzyżenia - stwierdziła rzeczowo. - I wina. Znam się na obu.
Pociągnęła Eliota za ramię, niemal targając go do środka, mając jednocześnie nadzieję, że nie ma nic do wyrzucenia, by nie zobaczył w szafce obok kosza kilku pustych butelek po winie.

Powrót do góry Go down





Eliot
Gif :
Dom baletnicy 6o4KVpA
Godność :
Eliot Wels
Wiek :
trzydzieści parę kilka coś, nie chce się przyznać do tej czwórki z przodu
Rasa :
Lunatyk
Wzrost / Waga :
178 cm | 79 kg
Znaki szczególne :
blizna na lewym boku, Suzuku: Generis Collare w użyciu!
Pod ręką :
papierosy, Animicus, Bezdenna Sakwa: m.in. Kosmata Brosza, Generis Collare, Zegarmistrzowski przysmak (2szt.)
Zawód :
ŚL: olaboga pisarz, z zawodu barman, w sercu na zawsze pan z warzywniaka | KL: informator/kurier informacji
https://spectrofobia.forumpolish.com/t1022-eliot https://spectrofobia.forumpolish.com/t1024-eliot https://spectrofobia.forumpolish.com/t1045-kontakt-z-eliotem#15620 https://spectrofobia.forumpolish.com/t1081-eliot
EliotKolekcjoner Przypadkowych Obiektów
Re: Dom baletnicy
Czw 16 Mar - 23:11
- Louise... - wyszeptał. Była żywa. Cała i zdrow-- No, grunt że cała. Nie wyglądała na szczególnie rześką i wypoczętą. Nie zdążył nic więcej dodać, bo nagle znalazł się w jej uścisku. Zastygł na moment, i niemal można było usłyszeć jak coś odetchnęło z ulgą w jego duszy. Odwzajemnił niepewnie uścisk, a kiedy jego dłonie zadrżały na jej plecach, wzmocnił go, nie ustępując Lou w zwyczajnie ludzkiej potrzebie bliskości. Wszyscy gdzieś zniknęli, ale ona, która mogła przechodzić z krainy do krainy kiedy tylko chciała i być wszędzie gdzie tylko miała ochotę, ciągle była tutaj. Wciągnęła go do środka, a dom nieco stracił na swoim grobowym w jego odczuciu klimacie, skoro ktoś tu jednak urzędował. Nawet jeśli wnętrze dawało poważną sugestię raczej swobodnego zachowania dyktowanego winem, papierosami i zmyślnie wypracowaną próbą zagłuszenia świata. Mogliby sobie przybyć piątkę.
- Jak to, nie podoba ci się mój nowy styl? Myślę, że broda nadaje mi aury tajemniczości - powiedział, wygładzając potwora na swojej twarzy. Nie mógł się doczekać, żeby się go pozbyć.

Rzucił płaszcz i starą walizę na skraj kanapy gdzie jeszcze przed chwilą w swój specyficzny sposób kontemplowała życie Lou. Odetchnął i znieruchomiał na stojąco, próbując dać sobie chwilę na realizację, że właśnie wrócił do domu i nie było to takie straszne jak to sobie wyobrażał.
Wszystkie czerwone odcienie Szkarłatnej Otchłani ciągle mieniły mu się pod powiekami. Zamrugał powoli dostrajając się do otoczenia. Muzyka przyjemnie wypełniała wnętrze. Czuł się... odrealniony, a przecież bardziej realnie być nie mogło. Zawiesił zmęczone, na wpół zgaszone spojrzenie na Lou. Wyglądała nieco... inaczej. Cholera, jak długo go nie było? Nawet nie chciał wiedzieć, i nie sądził żeby ta informacja w czymś mu pomogła.
- Potrzebuję kawy - wyznał, patrząc nią błagalnie. Rzeczywiście wyglądał jakby miał zasnąć zaraz po kontakcie z kanapą, wino tylko utuliłoby go do snu. Zerknął na kieliszek na stole i nie potrzebował widzieć butelek w szafce żeby wiedzieć, że to nie jest jeden niewinny, sporadyczny kieliszek wina.
- Wybacz za zostawienie cię z wszystkimi rachunkami - powiedział powoli, ostrożnie dobierając słowa, próbując złagodzić jakoś swój niezapowiedziany powrót. Kręcił się po salonie, nie wiedząc od czego zacząć, czy może się tłumaczyć, czy przepraszać, czy w ogóle coś mówić? Wolałby nie, choć uczciwiej byłoby to zrobić. Przetarł twarz dłonią.

Powrót do góry Go down





Lou
Gif :
Dom baletnicy 5PUjt0u
Godność :
Louise Clark
Wiek :
26
Rasa :
Lunatyk
Wzrost / Waga :
171/58
Znaki szczególne :
Papieros w dloni, piegi, obezwładniający uśmiech
Pod ręką :
Zawsze coś mądrego do powiedzenia! No i pomadka do ust
Broń :
Scyzoryk, sztylet
Zawód :
Skandalistka
Stan zdrowia :
Zawsze może być lepiej
https://spectrofobia.forumpolish.com/t721-louise#8549 https://spectrofobia.forumpolish.com/t1008-louise#14612 https://spectrofobia.forumpolish.com/t972-kontakt-z-lou https://spectrofobia.forumpolish.com/t1095-lou
LouKlucznik
Re: Dom baletnicy
Pią 17 Mar - 17:11
Usłyszeć dźwięk swojego imienia w cudzych ustach to towar luksusowy, niedostępny w promocji jak wszystkie warzywa i owoce, które kupowała w swoim ulubionym sklepie. Lekkie, niemal niezauważalne wzdrygnięcie, utkwione gdzieś na granicy ruchu, otrzeźwiło ją samą z letargu, w który mimowolnie wpadła. Już jakiś czas temu przestała przedstawiać się swoim prawdziwym imieniem, chyba że było to w jakiś istotny sposób uzasadnione. Fakt ten miał na pewno kilka zalet: anonimowość i spokój ducha.
Skrzyżowała ręce na piersi i uniosła lewą brew ku górze.
- Jeśli przez tajemniczość rozumiesz, że każdy normalny człowiek uciekłby przed tobą ze strachu, że coś mu zwiniesz, to tak... masz rację - zaśmiała się i wygładziła dłonią swoje splątane i bardziej oklapnięte niż zwykle loki.
Nic dziwnego, że Lunatyczka wydawała się w oczach Eliota wyglądać inaczej niż zwykle. Louise była jak... poduszka. Do pewnego czasu pełna, aksamitna i miękka, teraz stała przed nim wypruta, płaska i nienasycona, jakby sama zazdrosna o siebie sprzed tych kilku miesięcy. Wyschnięta latorośl, czekające na wskrzeszenie złudzenie.
- Kawa - pokiwała głową, jakby próbując przekonać samą siebie do tego rozwiązania. Moja droga, to przecież standard, że normalni ludzie nie piją wina na śniadanie, obiad i kolację... - Kawa. Niech będzie kawa.
Machnęła ręką na wzmiankę o rachunkach i ruszyła do kuchni. Nie pytała Eliota gdzie był, co robił i dlaczego do jasnej cholery nawet nie raczył napisać SMSa, bo okazałaby się hipokrytką większą niż jest - wszak sama często robiła to samo. Właściwie oboje byli hipokrytami ubolewając nad tym i patrząc jak wszyscy dookoła znikają z ich żyć, kiedy jednocześnie to samo robili z cudzymi życiami. To jest rzecz, której Lou nigdy nie wypowie na głos, nigdy się do niej nie przyzna, a wszelkie myśli, które będą nawiedzać jej głowę po prostu przyprze do ściany i poczeka aż się rozpłyną. Postała jeszcze chwilę w kuchni, czekając aż kawa się zaparzy i dając chwilę Eliotowi na samotne dojście do siebie po powrocie.
Drżąca ręka Lunatyczki podała Eliotowi gorący napój. Upojona ekscytacją i poczuciem nowości - na szczęście jeszcze nie winem, bo był to dopiero pierwszy kieliszek - Lou zakręciła się w salonie jak marionetka, kukiełka niezdolna do własnych ruchów, mizerotka.
- Sprzątam tu. Możesz być ze mnie dumny - lewy kącik ust uniósł się niemal nieśmiało ku górze, by ukazać swój własny, ale niepewny triumf. Przycupnęła na kanapie i spojrzała na Eliota. - To co teraz?
Właściwie nie wiedziała o co pyta. Niech Lunatyk zinterpretuje to sam.

Powrót do góry Go down





Eliot
Gif :
Dom baletnicy 6o4KVpA
Godność :
Eliot Wels
Wiek :
trzydzieści parę kilka coś, nie chce się przyznać do tej czwórki z przodu
Rasa :
Lunatyk
Wzrost / Waga :
178 cm | 79 kg
Znaki szczególne :
blizna na lewym boku, Suzuku: Generis Collare w użyciu!
Pod ręką :
papierosy, Animicus, Bezdenna Sakwa: m.in. Kosmata Brosza, Generis Collare, Zegarmistrzowski przysmak (2szt.)
Zawód :
ŚL: olaboga pisarz, z zawodu barman, w sercu na zawsze pan z warzywniaka | KL: informator/kurier informacji
https://spectrofobia.forumpolish.com/t1022-eliot https://spectrofobia.forumpolish.com/t1024-eliot https://spectrofobia.forumpolish.com/t1045-kontakt-z-eliotem#15620 https://spectrofobia.forumpolish.com/t1081-eliot
EliotKolekcjoner Przypadkowych Obiektów
Re: Dom baletnicy
Pią 17 Mar - 21:40
- Jestem bardzo dumny - potwierdził, kiwając głową w uznaniu. On pod tym względem nigdy nie był perfekcyjnym lokatorem, pod jego okiem wszystko utonęłoby w kurzu a galeria kubków zdobiłaby każdą płaską powierzchnię. Chłonął ciepło kubka i aromat kawy, przechadzając się po salonie tam i nazad, wpatrując się w czarną taflę. Zwykła czarna kawa, bez mleka i bez cukru. Oczywiście, że wiedziała jaką pijał. Upił odrobinę, parząc język, czując tylko gorąc a nie smak, który dopiero później lekką kwaskowością rozlał się po kubeczkach smakowych.

Co teraz, Lou? To było doskonałe pytanie, które zadawał sobie od bardzo dawna, nigdy żadna satysfakcjonująca odpowiedź się nie pojawiała. Może brał je zbyt na poważnie, jakby każda czynność, każde "teraz" miałoby czymś ważnym i pełnym znaczeń, jakby musiał naprawić każdy swój błąd tu i teraz. A wystarczyło powiedzieć - teraz kawa. Dmuchnął na nią i siorbnął jeszcze raz. Było trochę więcej smaku, mniej parzenia się. Może o to chodziło w każdym teraz. Żeby było teraz. Brzmiało to tak oczywiście, aż poczuł się niedobrze na myśl, że przestał tak myśleć o swoim życiu, żeby w nim po prostu być. Zamiast tego miał niejasne wrażenie przymusu działania jakby musiał koniecznie radykalnie coś zmienić, wszystkich natychmiast przeprosić i znienacka stać się mistrzem zen ujarzmiając wszystkie swoje bóle i problemy teraz.

- Ech, Lou, nawet nie wiem od czego zacząć - przyznał, drapiąc się po karku. - Miałem ostatnio... ciężki czas. Przez magię, oczywiście, że przez magię - wymamrotał ponuro, krzywiąc się naraz niemal gniewnie. Przekrzywił głowę w jej stronę i westchnął. - Powiedz, czy to hipokryzja z mojej strony? Jak może to mówić ktoś, kto jest magiczny i używa magii? Najgorsze jest to, że już to przerabiałem. Czy próbuję zrzucić na magię winę, jakby to ona była winna moim błędom i przyczyną problemów? Może. Prawdopodobnie. A jednak... Przyznasz, że magia w świecie ludzi to same problemy. A magia po drugiej stronie Lustra? Wcale nie lepiej, szaleństwo na każdym kroku. A jednak jest coś po tamtej stronie nie do zastąpienia, prawda? Lou? Kiedy ostatni raz byłaś w Krainie Luster? - spytał niesiony tematem. I zdał sobie sprawę, że nigdy nie rozmawiali jak się tu znaleźli i czemu tu mieszkali. Dzięki swojej mocy widzenia magii z łatwością mógł rozpoznać na ulicy kto jest człowiekiem a kto nie, dzięki czemu wiedział, że jest ich tu więcej niż można by podejrzeć. Chciałby każdego z nich złapać za ramiona i potrząsając pytać dlaczego właśnie Świat Ludzi, czemu Glassville? Odłożył na chwilę kubek i otworzył walizkę i zaczął czegoś w niej szukać.

Powrót do góry Go down





Lou
Gif :
Dom baletnicy 5PUjt0u
Godność :
Louise Clark
Wiek :
26
Rasa :
Lunatyk
Wzrost / Waga :
171/58
Znaki szczególne :
Papieros w dloni, piegi, obezwładniający uśmiech
Pod ręką :
Zawsze coś mądrego do powiedzenia! No i pomadka do ust
Broń :
Scyzoryk, sztylet
Zawód :
Skandalistka
Stan zdrowia :
Zawsze może być lepiej
https://spectrofobia.forumpolish.com/t721-louise#8549 https://spectrofobia.forumpolish.com/t1008-louise#14612 https://spectrofobia.forumpolish.com/t972-kontakt-z-lou https://spectrofobia.forumpolish.com/t1095-lou
LouKlucznik
Re: Dom baletnicy
Sob 18 Mar - 18:50
Można powiedzieć, że Eliot po raz kolejny ją zaskoczył. Bo tak, właściwie spodziewała się odpowiedzi w stylu "teraz kawa" lub "teraz strzyżenie", ale nie takiej wylewności, nie tak szybko, nie tak gwałtownie. Przełknęła ślinę, szukając w sobie na nowo świeżych pokładów energii, które ulatywały niewymuszenie z wycieńczonego ciała. Bo czy to nie dlatego właśnie Louise zwiała ze Szkarłatnej Otchłanii? Przez magię? Było tego za dużo, za mocno, za porywczo. Choleryczne teraz usposobienie Lunatyczki wynikało z chłodnych, ciężkich poranków po drugiej stronie, gdzie niebo nie miało tego blasku, którego ona potrzebowała. Chciała wolności, a kiedy rejestratory wzrokowe dostrzegły niebo nad Glassville, Louise zauroczyła się do tego stopnia, że zanurzyła głowę pod powierzchnię wody, nie dusząc się, a stając się syreną.
W przenośni, oczywiście. Louise nie ma aż tak aksamitnego głosu i uroku, by móc okręcić każdego mężczyznę wokół swojego palca. Tylko większość.

Paraliżujące pytanie zadane przez Eliota przytłoczyło ją do tego stopnia, że wpatrywała się tępo w każdy jego ruch dłoni, kiedy przeszukiwał swoją walizkę. Kiedy ostatni raz była w Krainie Luster? Miała cichą nadzieję, że nie chodziło mu o całą drugą stronę, że nie będzie musiała odpowiadać na to niewygodne pytanie, szczerze i otwarcie. Bo kiedy ostatni raz odwiedziła grób swoich rodziców z własnej potrzeby, z własnej woli? Nie pamiętała i nie chciała pamiętać.
Zreflektowała się jednak, poprawiła na kanapie udając rozluźnienie i sięgnęła po kieliszek kuszący ją już od kilki pełnych i długich minut swoim nęcącym blaskiem.
- Każdy z nas jest trochę hipokrytą - chciała tym zdaniem nieco pocieszyć Lunatyka, ale po chwili zorientowała się, że właściwie skutek mógł być zupełnie odwrotny, bo właśnie potwierdziła jego bycie hipokrytą... Cóż, Louise nie była najlepsza w pocieszaniu, to można śmiało stwierdzić. - A magia to generalnie same problemy. Przynajmniej z mojego doświadczenia. Chyba wolałabym się urodzić tutaj, bez wiedzy o tym, co się dzieje po drugiej stronie.
Upiła łyk budzący w niej ochotę sięgnięcia po papierosa. Eliot miał jednak trochę racji - było tam coś, czego zdecydowanie nie można zastąpić. Ale Louise nie chciała tego przyznać ani przed nim, ani przed sobą. Pokiwała więc tylko lekko głową na znak, że rozumie, choć nie rozumiała kompletnie nic.
- Nie wiem. Nie wiem kiedy tam byłam - odwróciła wzrok, jakby zawstydzona, jednocześnie zła na siebie za taką reakcję. Po pytaniu wywnioskowała jednak, że Eliot podczas swojej nieobecności siedział tam, wśród magii i chaosu. - Nie mam do czego wracać. Nic mnie tam nie trzyma.
Oprócz grobu rodziców i zniszczonych wspomnień po zaginięciu brata.
- A ty? Dlaczego zatem wróciłeś? - spojrzała na powrót prosto na Lunatyka, marszcząc brwi, wwiercając się swoim błękitnym spojrzeniem tak mocno, że gdyby mogło zamrażać, Eliot byłby już soplem lodu zwisającym z rynny tej wspaniałej posiadłości. Nie była jednak zła, raczej szczerze zainteresowana odpowiedzią, którą usłyszy. - Coś się stało?
Wyrwało jej się. Mimowolnie, bezwładnie. Z przerażenia, że zapytała, zastygła w bezruchu, jak kukła czekająca za pociągnięcie za sznurki. Może nie wypadało pytać. Na pewno nie wypadało, bo przecież na pewno coś się stało. Louise sama nie cierpiała takich pytań, zapewne odpowiedziałaby żartem, wymijającym stekiem bzdur wyrywających się z rozdrażnionego przełyku. A teraz, jeśli on odpowie szczerze, ona też będzie musiała. Będzie mu to winna.

Powrót do góry Go down





Eliot
Gif :
Dom baletnicy 6o4KVpA
Godność :
Eliot Wels
Wiek :
trzydzieści parę kilka coś, nie chce się przyznać do tej czwórki z przodu
Rasa :
Lunatyk
Wzrost / Waga :
178 cm | 79 kg
Znaki szczególne :
blizna na lewym boku, Suzuku: Generis Collare w użyciu!
Pod ręką :
papierosy, Animicus, Bezdenna Sakwa: m.in. Kosmata Brosza, Generis Collare, Zegarmistrzowski przysmak (2szt.)
Zawód :
ŚL: olaboga pisarz, z zawodu barman, w sercu na zawsze pan z warzywniaka | KL: informator/kurier informacji
https://spectrofobia.forumpolish.com/t1022-eliot https://spectrofobia.forumpolish.com/t1024-eliot https://spectrofobia.forumpolish.com/t1045-kontakt-z-eliotem#15620 https://spectrofobia.forumpolish.com/t1081-eliot
EliotKolekcjoner Przypadkowych Obiektów
Re: Dom baletnicy
Pon 20 Mar - 20:00
- Dokładnie, tak! - rzucił, przyklaskując Lou dosłownie, bo strzelił o siebie dłońmi i podniósł palec do góry, wyraźnie zadowolony, że ktoś podziela jego myśl. Wydawało mu się, że dzięki temu ciężar jego hipokryzji jest minimalnie mniejszy, skoro każdego to trochę dotyczyło. - Było nam siedzieć po jednej przeklętej stronie, ale nie, trawa zawsze zieleńsza w każdej krainie obok, problemy nie znikają razem ze zmianą miejsca przebywania... - mamrotał, teraz już chyba bardziej do siebie niż do Lou, choć po jej słowach nie miał wątpliwości, że też z czymś się mierzyła. - ...nieważne - westchnął i wreszcie wyciągnął z torby trzy książki i położył je na stole, wyjął też paczkę papierosów. Pomięte, choć jeszcze nieotworzone pudełko oczywiście zaplątało się na samo dno. Poczęstował Lou i zapalił jej papierosa zanim zapalił swojego. Nie powinni palić w domu, ściany przesiąkają dymem a goście, gdyby jakichkolwiek tu mieli, zapewne nie mieliby z tego powodu o nich najlepszego zdania. Ale teraz, tylko dziś, żeby uczcić ponowne spotkanie Lunatyków, chyba mogli sobie na to pozwolić. Teraz kawa i papierosy. Teraz papierosy i wino.

- A tu cię coś trzyma? - spytał, ale nie było w tym pytaniu nic wścibskiego ani poważnego, nie próbował jej zmuszać do zwierzeń. - Nie musisz odpowiadać - dodał zaraz, kiedy zauważył jej reakcję, a nie chciał żeby Lou poczuła, że zagraża jej prywatności. Potarł czoło wierzchem dłoni, w której tlił się papieros.
- Ja szybko złapałem przypadłość na którą zdarza się zapadać Lunatykom. Żadne miejsce nie wydaje mi się domem, żadna kraina nie jest "moją" krainą. Aż w końcu wszędzie masz okruchy swojego życia, wspomnienia, które czasem zdają być niewiarygodnie odległe, łatwo się od nich odsunąć bo są w innym "świecie", ale tak naprawdę nie są. Niektóre przyciągają do znanych miejsc, inne z nich odpychają... Ach, popatrz na mnie, smęcącego ci nad uchem.
Rzeczywiście, to był chyba najbardziej rozmowny moment w życiu Eliota jakiego Lou doświadczyła w ich znajomości. Mówił ze swobodą kogoś, kto ostatnio miał sporo czasu, żeby przemyśleć kilka rzeczy na różne tematy. Chyba też nie wydawał się do tego przyzwyczajony. Pokręcił głową, długim łykiem wchłonął w siebie kawę, i machnął ręką, smuga dymu podążyła za gestem, znów dają znać, że to nieważne.

Teraz on mimowolnie zbladł o odcień. W żaden sposób nie dało się ukryć, że istotnie coś się stało. Popatrzyli na siebie, niewątpliwie ze zrozumieniem. Ona zbyt szybko spytała, on chętnie by odpowiedział, ale nie teraz, bo wydawało mu się, że powrót był na razie wystarczająco dla niego emocjonalnym wydarzeniem. Zdawała się kształtować nad nimi wspólna myśl, że nie są gotowi na wyznania. Przynajmniej wiedzieli, że nie muszą, ale mogą, jeśli tak zadecydują razem.
- Poszedłem do Lustra szukać Amelii - powiedział cicho, rozglądając się po mieszkaniu nieco spłoszony, niewątpliwie dając znać, że mówi o tej Amelii Mocaffé, oryginalnej właścicielce tego domu. Ponieważ żadnej Amelii teraz wśród nich nie było, efekt podróży był obnażająco oczywisty.
- A potem... wiesz jak magia wciąga.

Zamilkł. Przez moment bezczynnie stał, aż wreszcie zmrużył oczy i wypuścił z siebie westchnienie. Usiadł koło Lou na kanapie i zaciągnął się mocno, nie dodając już nic więcej na ten temat, a można by mówić godzinami. Zamiast tego wypuścił z siebie dym i postukał palcem o okładkę leżących na sobie książek, które wcześniej wyciągnął z walizki.
- Mam za kilka tygodni spotkanie autorskie z okazji zamknięcia serii. Naprawdę muszę się tego - niestety niezadbana broda ciągle była na jego twarzy - pozbyć przed imprezą.

Musiał pisać pod pseudonimem, bo to nie jego imię i nazwisko było z przodu. Na tylnej okładce białymi literami na ciemnym tle był opis trzy tomowej serii. Fascynująca mieszanka tajemniczych morderstw, zasnutego mgłą angielskiego miasteczka i Alicji w Krainie Czarów. Dalej był skromny opis tomu, coś o jakiejś antykwariuszce imieniem Aya Woodward, która próbuje rozwiązać morderstwo, które wydaje się być niewykonalne do popełnienia, a jednak zostało popełnione. Aya wie więcej niż policja, w morderstwo zamieszana jest magia.

Powrót do góry Go down





Lou
Gif :
Dom baletnicy 5PUjt0u
Godność :
Louise Clark
Wiek :
26
Rasa :
Lunatyk
Wzrost / Waga :
171/58
Znaki szczególne :
Papieros w dloni, piegi, obezwładniający uśmiech
Pod ręką :
Zawsze coś mądrego do powiedzenia! No i pomadka do ust
Broń :
Scyzoryk, sztylet
Zawód :
Skandalistka
Stan zdrowia :
Zawsze może być lepiej
https://spectrofobia.forumpolish.com/t721-louise#8549 https://spectrofobia.forumpolish.com/t1008-louise#14612 https://spectrofobia.forumpolish.com/t972-kontakt-z-lou https://spectrofobia.forumpolish.com/t1095-lou
LouKlucznik
Re: Dom baletnicy
Wto 21 Mar - 21:07
Problemy nie znikają razem ze zmianą miejsca przebywania. Problemy nie znikają razem ze zmianą miejsca przebywania. Problemy nie znikają razem ze zmianą miejsca przebywania...
Louise nie mogła się nie zgodzić, mimo że jej ciało w proteście rozkazało opuścić ramiona, skierować błękitne spojrzenie na sufit i wciągnąć powietrze głęboko do zniszczonych płuc.
Apropo płuc - Lunatyczka z chęcią i pewnego rodzaju wybawieniem przyjęła od Eliota poczęstunek w postaci papierosa, rzucając mu wdzięczne spojrzenie, otulone lekkim uśmiechem. Wstała jednak, by otworzyć jedno z salonowych okien, nie chciała aby Eliot myślał, że pod jego nieobecność kurzyła dniami i nocami, nie wpuszczając nawet kawałka świeżego powietrza.
- Niechętnie to przyznam, zwłaszcza, że w dziewięćdziesięciu dziewięciu przypadkach na sto to ja mam rację, ale... tak. Wszystko, co mówisz, to prawda. Problemy nie znikają wraz ze zmianą miejsca zamieszkania. Nie znikają też z każdym wypitym łykiem - odstawiła kieliszek na stół i usiadła z powrotem na kanapie. - Żadne miejsce nie jest naszym domem - chociaż tutaj równie dobrze przypadłością lunatyków może być problem z alkoholem. - A mnie nic tutaj nie trzyma. Trzy razy tak, przechodzi pan dalej.
A więc Amelia się nie znalazła. Przynajmniej tak z tonu wypowiedzi wywnioskowała Lou. Oczywiście był to dla niej temat iście elektryzujący, a jak wiemy apetyt rośnie w miarę jedzenia, nic więc dziwnego, że Lunatyczka chciałaby się dowiedzieć o owej Amelii czegoś więcej; wyczuła jednak, że temat jest zbyt lepki i ciągnący, by zaczynać go na poważnie tu i teraz. Znowu to nieszczęsne znikanie...
- Widzę, że oboje kogoś szukamy. Ach to życie, ciągła gonitwa za czymś, czego nie można dostać... Właściwie ciekawe to w swojej istocie, prawda? Ta potrzeba by mieć coś, czego nie masz - westchnęła ciężko, próbując jednak nadać dźwiękom wychodzącym z jej karminowych ust, otulonych teraz papierosowym dymem, nieco luzu. - Gdybym wiedziała, że idziesz szukać kogoś, kto zniknął, dałabym ci jakieś informacje o moim bracie, może chociaż jego znalazłbyś po drodze... bo ja nie mogę.
Czy to dobry moment na poinformowanie Eliota o swoim zaginionym bracie? Prawdopodobnie nie. Ale prawdopodobnie też tak, bo Eliot nigdy w jej towarzystwie nie był aż tak rozmowny jak teraz. To właściwie może się przydać. Prawda?
Mimo to, widok tomiszczy rozłożonych na stole przerwał jej przemyślenia, a sama zainteresowana otworzyła szeroko swoje zmęczone powieki i spojrzała na Eliota z niemym niedowierzaniem.
- Napisałeś książkę? A nawet trzy? - o zgrozo, Louise była teraz naprawdę zdenerwowana. - Eliot? Dlaczego o tym nie wiem? Gdybym bardziej zapadła ci w pamięć, albo chociaż, nie wiem, nacisnęła na jakiś bardzo bolący odcisk może byłabym wtedy główną bohaterką tej powieści...
Zamachnęła się nad stołem i porwała pierwszą z brzegu książkę w swoje wątłe ręce, czytając opis. Tak, tego również się nie spodziewała, Lunatyk zdecydowanie dzisiaj punktował.
- No dobra, a teraz na poważnie. To kopie dla mnie, prawda? - błagalne spojrzenie sugerowało, że Louise byleby tylko dostać te książki ZA DARMO jest nawet w stanie prosić go na kolanach i całować buty. - Dasz mi je, a ja doprowadzę cię do porządku. Umowa?
Wyszła z salonu nie czekając na odpowiedź. Widziała, że Eliot zostawił swoją starą maszynkę w łazience, teraz pewnie zakurzoną i leżącą smętnie wśród innych jego rupieci znajdujących się w szufladzie. Zaskakująco w szufladzie były też inne przybory - nożyczki, którymi Lou sama podcina sobie czasem końcówki, jakaś pianka do golenia i to coś do mydlenia... jakkolwiek się to nazywa. Wzięła wszystko w ręce, zgarniając jeszcze po drodze ręcznik i ruszyła do salonu.
- Weź jakiś stołek. I siadaj. Twoje włosy też trzeba trochę podciąć - Louise zachowywała się jakby naprawdę miała zaraz zrobić to wszystko SAMA i nikt nadal nie zapytał, skąd ona to właściwie umie.

Powrót do góry Go down





Eliot
Gif :
Dom baletnicy 6o4KVpA
Godność :
Eliot Wels
Wiek :
trzydzieści parę kilka coś, nie chce się przyznać do tej czwórki z przodu
Rasa :
Lunatyk
Wzrost / Waga :
178 cm | 79 kg
Znaki szczególne :
blizna na lewym boku, Suzuku: Generis Collare w użyciu!
Pod ręką :
papierosy, Animicus, Bezdenna Sakwa: m.in. Kosmata Brosza, Generis Collare, Zegarmistrzowski przysmak (2szt.)
Zawód :
ŚL: olaboga pisarz, z zawodu barman, w sercu na zawsze pan z warzywniaka | KL: informator/kurier informacji
https://spectrofobia.forumpolish.com/t1022-eliot https://spectrofobia.forumpolish.com/t1024-eliot https://spectrofobia.forumpolish.com/t1045-kontakt-z-eliotem#15620 https://spectrofobia.forumpolish.com/t1081-eliot
EliotKolekcjoner Przypadkowych Obiektów
Re: Dom baletnicy
Pią 24 Mar - 22:39
Zaskoczony Eliot znieruchomiał w pozie podobnej rzeźbie Myśliciela, wznosząc wysoko brwi, wbijając w Lou zaskoczone spojrzenie. Zaraz odwrócił wzrok, szukając gdzieś po ścianach sensownej odpowiedzi. Chyba jeszcze nikt tak nie zareagował na informację na jego sukces wydawniczy, przecież była to tylko kolejna kryminalna seria, tyle że z magicznym twistem, niewyróżniająca się na półkach księgarni. Dopiero kiedy wstała i odwróciła się do niego plecami, uśmiechnął się do siebie, mile zakłopotany.
- Czy są dla ciebie? Lou, ja ci nawet zapłacę jeśli zaczniesz to czytać, i drugie tyle jeśli dotrwasz do końca pierwszego tomu – powiedział, a raczej krzyknął w stronę łazienki, w której zniknęła Lunatyczka. - A nie wiesz o niej, bo jest pod pseudonimem i wysyłałem maszynopisy do mojej redaktorki kiedy koczowałem w Otchłani, zamiast zmierzyć się z rzeczywistością po-- - Po złamanym sercu, zaginieciu Amelii, zniknięciu Anastazji, zniknieciu Dee Dee (miał podjerzenia, że po prostu pojechała na studia poza miasto i tej wersji się trzymał), Bestialskim Pościgu, bo byciu chujową osobą wobec Evy Markovski, po maratonie nieszczęść, i wielu psychicznych i fizycznych ran. - hmmm... magii i innych takich.
Kiedy ona zbierała przyrządy do mordu zwierza na jego twarzy, on zapatrzył się na okładki. Na pierwszy rzut oka były szarobure, ale przynajmniej ta ponurość od razu sugerowała ich gatunek. Na pierwszym tomie, „Ludzie z Lustra”, na zalanej deszczem uliczce ktoś wchodził do jakiegoś sklepu, ach, antykwariatu jeśli przyjrzeć się szyldowi nad wejściem. Jedynym akcentem kolorystycznym była żółta parasolka w dłoni postaci. Westchnął i potarł czoło, znów czymś zmartwiony.

Zgasił papierosa w dopitej już kawie i posłusznie, choć z pytaniem cisnącym się na ustach „przepraszam, ale skąd właściwie znasz się na fryzjerstwie i goleniu bród?”, przytargał stołek na którym usiadł. Ale nie zadał tego pytania, najwidoczniej stwierdzając, że to wieczór pełen niespodzianek i skoro on mógł ją zaskoczyć swoim pisarstwem, równie dobrze ona mogła urzeczywistnić swoje talenty na nim. Poza tym, w głowie miał też nieco innego kalibru myśl. Lou szukała zaginionego brata. Eliot wiedział jak to jest mieć rodzeństwo i stracić je, z ilością rodziny jaką miał była to tylko kwestia czasu żeby ktoś kopnął w kalendarz z lepszego czy gorszego powodu, ale śmierć była faktem, rzeczą dokonaną i martwych nie trzeba było już szukać. Z kolei zaginięcia… Paskudna sprawa. Niewiedza potrafiła dozować emocje i zmęczenie przez długie, długie lata. Zabijała powoli jak trucizna.
- Powiedz mi więcej – powiedział, wracając do urywka informacji którym podzieliła się z nim Lou. - O swoim bracie. Jak się nazywa?

Powrót do góry Go down





Lou
Gif :
Dom baletnicy 5PUjt0u
Godność :
Louise Clark
Wiek :
26
Rasa :
Lunatyk
Wzrost / Waga :
171/58
Znaki szczególne :
Papieros w dloni, piegi, obezwładniający uśmiech
Pod ręką :
Zawsze coś mądrego do powiedzenia! No i pomadka do ust
Broń :
Scyzoryk, sztylet
Zawód :
Skandalistka
Stan zdrowia :
Zawsze może być lepiej
https://spectrofobia.forumpolish.com/t721-louise#8549 https://spectrofobia.forumpolish.com/t1008-louise#14612 https://spectrofobia.forumpolish.com/t972-kontakt-z-lou https://spectrofobia.forumpolish.com/t1095-lou
LouKlucznik
Re: Dom baletnicy
Wto 28 Mar - 22:28
Wspierający uśmiech pojawił się na jej twarzy zupełnie niespodziewanie i - jak dotąd - niespotykanie. Louise wspierająca kogokolwiek poza sobą to naprawdę rzadki widok, zwłaszcza, kiedy nie widać na horyzoncie żadnych dodatkowych korzyści z owego wspierania. Zaskakująca doza sympatii, którą ciemnowłowa potrafi z siebie wykrzesać zwykle związana jest z zyskiem, nie zaś dobrodziejstwem, no chyba, że wijąca się w centrum uwagi bohaterskość zostanie, tak po prostu, dostrzeżona... natomiast nadal - benefit w postaci zauważenia jest tutaj znacznie odczuwalny.
Jak na bohaterkę przystało Louise postanowiła dzisiaj rozwiązać wszystkie problemy i zagwozdki Eliota (choć sam jeszcze o tym nie wiedział, ale z pewnością się dowie), całe szczęście, tym razem bez wizji rozkwaszonego nosa po wystartowaniu do kogoś znacznie lepiej zbudowanego niż ona.
- Inne takie? - zachęcona czymś innym niż ta nieszczęśna magia, postanowiła pociągnąć temat. - Czym są inne takie?

Stanęła przed Eliotem, mizerna wariatka, wpatrując się zupełnie bez ogłady w jego zielone ślepia. Jakiś błysk z okna, czy to promień słoneczny, czy światło przejeżdżającego samochodu oświetliło na chwilę jej twarz, a upojona w tym błysku wydawała się przysłonięta swoją własną intensywnością. I teraz przyszedł moment żeby wytłumaczyć Szanownemu Państwu (i Eliotowi), że Louise tak naprawdę nie ma pojęcia co robi. I nie, nie chodzi tu tylko o jej życiową sytuację i wszelkie próby bycia normalną, ale przede wszystkim, w tym momencie, Lunatyczka nie posiada wiedzy na temat... obcinania włosów. A już zwłaszcza brody.
Natomiast w umyśle najdroższej nie figurują słowa "nie umiem" lub "nie wiem". Przecież to nie może być trudne. Widziała jak sprzed laty matka ciachała z precyzją gęstą czuprynę jej ojca i z jaką łatwością jej to przychodziło. Widziała też Eliota golącego brodę.
Zarzuciła więc czymś (starą koszulką? ręcznikiem? obrusem?) na plecy Lunatyka, co by ścięte kosmyki nie dostały się za kołnież koszuli, nieprzyjemnie drażniąc na pewno delikatną skórę i powodując, że Eliot przestanie być takim miłym gościem, jakim jest. Może przestać nim być również z innego powodu, kiedy zobaczy dziurę, którą Louise ewentualnie wyciacha mu gdzieś z tyłu głowy, ale zawsze istnieje szansa, że po prostu jej nie zauważy.
- Jak tniemy? - stanęła za Eliotem, tarmosząc jego przydługawą czuprynę. - Krótko po bokach? Właściwie najlepiej byłoby żebyś ustawił mi maszynkę na odpowiednią długość.
Na pewno tak się da. Prawda?
- Anthony - wiedziała, że już więcej nie może zwlekać z odpowiedzią na pytanie Eliota, więc westchnęła teatralnie i machnęła ręką. - Ale teraz równie dobrze może nazywać się D'Artagnan. Zniknął kiedy byłam dzieckiem. Ale żyje. Wiem to.  
Nuta mroku wkradła się do tonu Lunatyczki, kiedy dotarła do jej wnętrza bolesna świadomość, że jej brat może być jednym z powodów, przez który ich rodzice nie żyją. Zacisnęła powieki na sekundę, ciesząc się, że stoi teraz za plecami Eliota.

Powrót do góry Go down





Eliot
Gif :
Dom baletnicy 6o4KVpA
Godność :
Eliot Wels
Wiek :
trzydzieści parę kilka coś, nie chce się przyznać do tej czwórki z przodu
Rasa :
Lunatyk
Wzrost / Waga :
178 cm | 79 kg
Znaki szczególne :
blizna na lewym boku, Suzuku: Generis Collare w użyciu!
Pod ręką :
papierosy, Animicus, Bezdenna Sakwa: m.in. Kosmata Brosza, Generis Collare, Zegarmistrzowski przysmak (2szt.)
Zawód :
ŚL: olaboga pisarz, z zawodu barman, w sercu na zawsze pan z warzywniaka | KL: informator/kurier informacji
https://spectrofobia.forumpolish.com/t1022-eliot https://spectrofobia.forumpolish.com/t1024-eliot https://spectrofobia.forumpolish.com/t1045-kontakt-z-eliotem#15620 https://spectrofobia.forumpolish.com/t1081-eliot
EliotKolekcjoner Przypadkowych Obiektów
Re: Dom baletnicy
Pią 31 Mar - 0:17
- Takie inne są takimi innymi - mruknął, wzruszając ramionami, odsuwając ten temat, który specjalnie ubrał w najprostsze i najbardziej nijakie słowa jakie potrafił. Nie podejrzewał że ktoś mógłby być zainteresowany takimiś jakimiś ogólnikowymi czymsiami. To już mogło dać Lou pewne wskazówki czym te inne były, bo była ona niczym pies myśliwski nie tylko w sprawach przecen i szykujących się obniżek w supermarketach, ale również do spraw sercowych. Eliot potrafił być nieporuszoną i nieprzyjemną osobą, ponurym cieniem siebie samego, ale przy Lou jakby trochę opadała jego garda. W niemagicznym świecie mógł wrócić tutaj i nie udawać, że jest czymś innym niż był. To było tragicznie dziwne uczucie - możliwość zwierzenia się. Nawet nie sam akt, ale ta możliwość. Nawet jeśli miałaby podnosić brwi, drążyć i udzielić rad, których nie chciał słuchać, a tym bardziej wprowadzać w ruch, bo prawdopodobnie by jeszcze zadziałały, a i przecież niezależnie od tego czy miała czy nie miała racji, lepiej było przyznać jej rację.
Był, cóż, mniej więcej u siebie w domu, jeśli mógłby to tak nazwać, więc nie budował muru. Dlatego teraz mogło go zdradzić urwane westchnięcie, może zmarszczki przy oczach kiedy zmrużył powieki, że próbował nie myśleć o Niej. O Anastazji. - Opowiem ci jak się w końcu wyśpię albo spiję, obiecuję, na razie nie ma co bardziej psuć klimatu.

Czy Eliot zaczął coś podejrzewać? Trudno powiedzieć, ale zamrugał niepewnie kiedy Lou wpatrywała się w niego. Miał nadzieję, że właśnie obmyślała doskonały plan doprowadzanie go do porządku, a nie morderstwo popełnione jego starymi żyletkami.
- Leć maszynką po włosach jak chcesz, byle podobnej długości było pod koniec. Jeśli idzie o brodę i wolisz klasycznie to mam świetną brzytwę. Cacko, porządna robota golibrody Marionetkarza, który sam robi swoje narzędzia. Zwinąłem ją ojcu kiedy sam zwijałem się z domu - mówił, zmieniając nakładkę na golarce do strzyżenia włosów i podając są Lou. Spojrzał na swoją walizkę która drgnęła pod mocą użytej przez niego telekinezy i z której grzecznie wyfrunął zwinięty w materiał niewielki pakunek, ewidentnie będący podróżnym zestawem do golenia, z którego Eliot jak widać nie miał okazji za wiele korzystać. Opadł na skraj stolika odsłaniając brzytwę, kamień ałunowy, jakieś mydło i kartacz, którego włosie również sugerowało pochodzenie z Lustra. Czyżby wyczuł, że coś jest nie tak i podpuszczał ją? Może naprawdę nie martwił się wizją Lou z brzytwą przy swojej twarzy i gardle.
- Anthony - powtórzył za nią. - Jak żyje to świetnie, połowa roboty z głowy. Powinniśmy otworzyć agencje detektywistyczną, skoro już tylu osób szukamy.

Amelia Amelią - żeby móc przespać noce udawał, że jest to stracona sprawa, i to na dodatek nie jego; więcej już nic nie mógł zrobić poza próbą uzyskania spokojnej nocy. Nie szukał zaś Jej. Nie szukał Anastazji choć bardzo chciał, a jeśli zniknęła to tylko dlatego, że sama tego chciała. Gdyby było inaczej, niechybnie znalazłaby Eliota. Ale zranił ją, tak głupio ją zranił, więc po co miałaby wracać? Nic pomiędzy nimi tak naprawdę nie było. To czemu czuł, że popełnił błąd, odchodząc bez słowa? Nieważne, och nieważne, stare dzieje, trzeba żyć dalej.

Powrót do góry Go down





Lou
Gif :
Dom baletnicy 5PUjt0u
Godność :
Louise Clark
Wiek :
26
Rasa :
Lunatyk
Wzrost / Waga :
171/58
Znaki szczególne :
Papieros w dloni, piegi, obezwładniający uśmiech
Pod ręką :
Zawsze coś mądrego do powiedzenia! No i pomadka do ust
Broń :
Scyzoryk, sztylet
Zawód :
Skandalistka
Stan zdrowia :
Zawsze może być lepiej
https://spectrofobia.forumpolish.com/t721-louise#8549 https://spectrofobia.forumpolish.com/t1008-louise#14612 https://spectrofobia.forumpolish.com/t972-kontakt-z-lou https://spectrofobia.forumpolish.com/t1095-lou
LouKlucznik
Re: Dom baletnicy
Nie 2 Kwi - 22:07
Miętoliła włosy Eliota w swoich paliczkach. Wydawałoby się, że ta absorbująca czynność niesie za sobą coś więcej i faktycznie - starała się wyczuć jakiego rodzaju są właściwie włosy Lunatyka. Średnioporowate? Czy równowaga PEH jest zachowana? Może nie znała się szczególnie na czynności nazywanej strzyżeniem, ale wiedziała co nieco o pielęgnacji włosów, bo za czasów swojej świetności starała się jeszcze, by jej loki były lokami a nie tylko splątanymi, spuszonymi falami. Porzuciła jednak swoje fantazje o zrobieniu Eliotowi tak zwanego "włosingu", bo wyglądało na to, że chłop potrzebował znacznie więcej niż odżywka proteinowa.
Uśmiechnęła się pod nosem na słowa Lunatyka. Oczywiście, że poczeka, zwłaszcza jeśli chodzi o sprawy sercowe - jak się nie ma własnego serca, można przynajmniej zająć się cudzym.
Spojrzała smętnie na błyszczący kieliszek migotający w jej stronę, zachęcający do styknięcia ust z wygiętą w półkole krawędzią, tak często wzmagający uniesienie. Paląca słodycz dostająca się do wnętrza nie była jednak przeznaczona dzisiaj dla niej - a przynajmniej tak sobie właśnie wymyśliła - i stwierdziła, że zanim rozpocznie strzyżenie, istnieje potrzeba, by postawić nowy kieliszek, nalać do niego wina i postawić przed Eliotem. Tak też uczyniła. Lunatyk chyba nie mógł się spodziewać niczego innego, skoro sam stwierdził, że Louise dowie się o co chodzi, jeśli go upije. Bo przecież nie da mu spać.

Wzięła maszynkę do rąk i z przerażeniem spojrzała na brzytwę, którą Eliot zaraz potem wyciągnął ze swojej walizki.
- Mhm... - mruknęła z aprobatą, udając, że rozumie co Eliot do niej mówi. Spodobała jej się brzytwa, ale widziała ją w swoich rękach tylko w sytuacji poderżnięcia komuś gardła, nie zaś strzyżenia brody. Jeszcze komuś, kto wzbudza w niej niejaką sympatię - chciała, żeby Eliot jeszcze chwilę pożył. - Fajna. Ale im dłużej o tym myślę, tym bardziej jestem przekonana, że akurat brodą powinieneś zająć się sam...
Dobrze, przegrała tę bitwę. Ale nie przyznała się do swojej niewiedzy, więc można to uznać za sytuację win-win?
Odpaliła maszynkę i zaczęła strzyżenie. Ba! Nawet wydawało się, że idzie jej całkiem dobrze. Delikatne ruchy i precyzja sprawiały, że Eliot mógł zdecydowanie poczuć się spokojniej, natomiast jakby na to nie spojrzeć, jego wzrok naturalnie nie sięgał do tego co wyprawiała teraz Louise - tutaj wchodzi tak zwane zaufanie.
- Właściwie korzystałam z pomocy detektywów - jej umysł mimowolnie skierował się do Zoe, która próbowała niegdyś pomóc Lunatyczce w tym nikłym przedsięwzięciu odnalezienia zaginionego brata. - Natomiast moi detektywi także zniknęli. Wydaje mi się, że niestety, ale jestem skazana na porażkę.
Rzucone sucho słowa ukazały jak bardzo Lou w tym momencie była już zrezygnowana, wszak wszystko czego się nie chwyciła szło zupełnie nie tak, jak powinno.
Przez chwilę pracowała w ciszy. Wydawało się jakby dopadła ją stagnacja - tematy nie były łatwe, a ona nie widziała żadnego światełka w tym tunelu, w którym się znalazła.
- Cały czas się zastanawiam co robić dalej. Nie mam żadnego punktu zaczepienia, wydaje mi się, że szukałam już wszędzie. Ale nie mam nawet pojęcia, jak teraz wygląda. Może być kimkolwiek. Jedyne co mam, to zdjęcie z dzieciństwa, ale ono aktualnie na niewiele się zdaje - rzuciła po chwili, marszcząc brwi i stanęła przed Eliotem, odkładając maszynkę, by na górze ściąć włosy nożyczkami.

Powrót do góry Go down





Eliot
Gif :
Dom baletnicy 6o4KVpA
Godność :
Eliot Wels
Wiek :
trzydzieści parę kilka coś, nie chce się przyznać do tej czwórki z przodu
Rasa :
Lunatyk
Wzrost / Waga :
178 cm | 79 kg
Znaki szczególne :
blizna na lewym boku, Suzuku: Generis Collare w użyciu!
Pod ręką :
papierosy, Animicus, Bezdenna Sakwa: m.in. Kosmata Brosza, Generis Collare, Zegarmistrzowski przysmak (2szt.)
Zawód :
ŚL: olaboga pisarz, z zawodu barman, w sercu na zawsze pan z warzywniaka | KL: informator/kurier informacji
https://spectrofobia.forumpolish.com/t1022-eliot https://spectrofobia.forumpolish.com/t1024-eliot https://spectrofobia.forumpolish.com/t1045-kontakt-z-eliotem#15620 https://spectrofobia.forumpolish.com/t1081-eliot
EliotKolekcjoner Przypadkowych Obiektów
Re: Dom baletnicy
Czw 13 Kwi - 20:34
I już go alkoholizowali, a obiecał sobie, że będzie ograniczał. Miał nadzieję, że poza niebieską krwią Lunatycy również mieli niezwykłą niebieską wątrobę, zdolną do równej walki z wszelkimi nałogami tego świata. Nie mógł jednak odmówić tak dobroczynnej i wspaniałomyślnej współlokatorce, która już go częstowała, nie pierwszy i nie ostatni raz. W towarzystwie smakowało lepiej, miało posmak przyzwolenia, a poczucie winy łatwiej rozpuszcza się w procentach. Podziękował kiwnięciem głowy i pomrukiem porażki, bo obydwoje wiedzieli że ten podany kieliszek to zapraszanie kursywą wypisane aby już dać spokój i po prostu rozmawiać o czym chcieli. Słuchał jej słów, ale słyszał też to co niewypowiedziane, o niewidzialnych ranach jakie rodziły się w Lou w trakcie długich poszukiwań brata, w dźwięk nisko buczącej maszynki, czując opadające kosmyki to koło ucha, to przy szyi. Zabawne, pomyślał łagodną mimowolną myślą Eliot, dla którego starcie się prozy życia obcinana włosów z rozmowami na tematy których się zazwyczaj unika żeby bronić odsłoniętego własnego wnętrza, było czymś, może niewłaściwie, ale przyjemnie kameralnym.
- Hej, za porażki i za wszystkich zaginionych, zwłaszcza za zaginione baletnice, braci, detektywów i kobiety, które nigdy nie były kochankami i nigdy już nimi nie będą - wzniósł toast podnosząc kieliszek, nie spodziewając się, że będzie dziś też pił za Anastazję, która była potworem, która kazała mu się zakochać, a której nigdy już nie spotka. Znał ten ton głosu, który przybrała Lou, niemoc oplatająca każdy organ ciała, jakby człowiek szedł dnem oceanu, pokonany, spowolniony, nie mając nadziei na wypłukanie soli z oczu, na oddech świeżego powietrza. Miał tyle pytań - kiedy ostatni raz go widziałaś? w jakich okolicznościach zniknął? co na to wasi rodzice? jaka była wasza relacja? miał jakiś wrogów? problemy? dziewczynę, kochankę? po której stronie Lustra może być teraz? dawne przyjaźnie? jaki jest twój ostatni trop? czy mogę zobaczyć fotografię? lou? co mogę zrobić? co mogę powiedzieć, żebyś nie czuła się pokonana? lou? - ale nie chciał być nachalny, wręcz nie umiał być nachalny, zresztą szczegóły mogli dopracować później.
- Pomogę ci, jeśli mi pozwolisz. Nie wiem jeszcze jak - przyznał, wzruszając ramionami - ale przynajmniej nie będziesz w tym sama - powiedział podnosząc głowę, żeby spojrzeć na stojącą przed nim Lou, ścinki włosów obsypywały się z ochronnej płachty na jego ramionach, dłonią zakrywał kieliszek nie chcąc znaleźć w nim ścinków własnych kłaków.

Powrót do góry Go down





Lou
Gif :
Dom baletnicy 5PUjt0u
Godność :
Louise Clark
Wiek :
26
Rasa :
Lunatyk
Wzrost / Waga :
171/58
Znaki szczególne :
Papieros w dloni, piegi, obezwładniający uśmiech
Pod ręką :
Zawsze coś mądrego do powiedzenia! No i pomadka do ust
Broń :
Scyzoryk, sztylet
Zawód :
Skandalistka
Stan zdrowia :
Zawsze może być lepiej
https://spectrofobia.forumpolish.com/t721-louise#8549 https://spectrofobia.forumpolish.com/t1008-louise#14612 https://spectrofobia.forumpolish.com/t972-kontakt-z-lou https://spectrofobia.forumpolish.com/t1095-lou
LouKlucznik
Re: Dom baletnicy
Pią 14 Kwi - 17:02
Kącik ust uniósł się ku górze na dźwięk słów wydobywających się z ust Eliota. Wspaniały w swojej prostocie toast, za który musiała unieść i swój kieliszek ku górze, w geście solidarności i zrozumienia, którego tak rzadko doświadczała.
- I za powroty - powiedziała patrząc na Lunatyka z dozą wdzięczności, z chęcią uniesienia ręki Eliota ku górze, jakoby miał on wskazywać na wygraną walkę, pozytywny werdykt, bo tak, tym właśnie zatriumfował w umyśle Lou. Nie znikał na zawsze.
Znali się od dawna. Mimo to wydawałoby się, że to pierwsza ich tak intymna rozmowa, a Lunatyczka nie wiedziała, jakie uczucia powinny temu towarzyszyć. To nie tak, że nie ufała Eliotowi, ale wszelkie próby zagłębienia jakiejkolwiek relacji, przecięcia tej nici, która oplatała jej kostki i nie pozwalała swobodnie się poruszać, zduszała w zarodku. Ktokolwiek by to nie był, Louise nigdy nie dopuszczała do siebie kogoś bliżej, w obawie, że stanie się to jej słabością. Tymczasem Eliot skutecznie, raz za razem, za każdym spotkaniem, czy każdą rozmową, zrywał te nici, by opadły swobodnie na posadzkę.
Nie osaczał jej. Dlatego stwierdzenie jeśli mi pozwolisz stanowiło dla niej esencję, ostatni łyk wody, który chciała wypić. Być może dlatego również nie stosowała na Lunatyku żadnych, zahaczających o brak moralności, tępych sztuczek. Rozmawiała z nim jak z człowiekiem, nie zaś kolejną marionetką czy rozrywką w jej życiu.
Może dlatego też, stojąc przed Eliotem, odwróciła wzrok. Do tej pory była jak kameleon, dostosowana do spojrzeń ludzi, którzy na nią patrzyli, by tylko nie pokazać prawdziwej siebie. Wszystko więc co robiła, mijało się z prawdą. Filigranowa chęć istnienia, a może za-istnienia, odsuwała od niej jej własne pragnienia.
Cisza opadła między nimi. Odłożyła kieliszek i zaczęła ścinać kolejne kosmyki.
- Już mi pomogłeś - możliwe, że nikt, nigdy nie usłyszał z ust Louise tak cichego tonu głosu. - Wróciłeś. To znaczy dla mnie więcej, niż myślisz.
Nie mogła jednak pozwolić, by Eliot patrzył na jej rozpad i kaleczył stopy w jej szczątkach. Więc zaraz poczęła mówić na nowo.
- Mam się w końcu do kogo odezwać. Wiesz, lubię samotność, ale było w domu trochę za cicho jak dla mnie... Poza tym - obowiązki domowe. Ktoś oprócz mnie musi zacząć tutaj sprzątać. Tak. A poza tym trzeba naprawić kran w kuchni, bo ciśnienie jest za niskie - a więc mamy to, tępa paplanina, która miała w jej mniemaniu zatuszować chwilę słabości. - A jeśli chodzi o mojego brata... wezmę się najpierw za siebie, a potem zajmiemy się nim. Tymczasem - twoja nowa fryzura gotowa! Możemy zająć się brodą.

Powrót do góry Go down





Eliot
Gif :
Dom baletnicy 6o4KVpA
Godność :
Eliot Wels
Wiek :
trzydzieści parę kilka coś, nie chce się przyznać do tej czwórki z przodu
Rasa :
Lunatyk
Wzrost / Waga :
178 cm | 79 kg
Znaki szczególne :
blizna na lewym boku, Suzuku: Generis Collare w użyciu!
Pod ręką :
papierosy, Animicus, Bezdenna Sakwa: m.in. Kosmata Brosza, Generis Collare, Zegarmistrzowski przysmak (2szt.)
Zawód :
ŚL: olaboga pisarz, z zawodu barman, w sercu na zawsze pan z warzywniaka | KL: informator/kurier informacji
https://spectrofobia.forumpolish.com/t1022-eliot https://spectrofobia.forumpolish.com/t1024-eliot https://spectrofobia.forumpolish.com/t1045-kontakt-z-eliotem#15620 https://spectrofobia.forumpolish.com/t1081-eliot
EliotKolekcjoner Przypadkowych Obiektów
Re: Dom baletnicy
Wto 18 Kwi - 21:48
I może dobrze, że wypełniła pokój słowami, bo poza okazjonalny potaknięciem Eliot nie odezwał się już więcej. Tkwiło w jego twarzy odległe zamyślenie, jakby ciągle w milczeniu przerabiał gdzieś na tyłach swojej głowy sytuację Lou, a jednocześnie mgliście próbował się skupić na czasie rzeczywistym, ale zakotwiczenie się w nim wciąż było trwającym procesem. Z pewnością będzie musiało minąć parę dni zanim weźmie się w garść i przestanie widzieć czerwień Szkarłatnej Otchłani i słyszeć świst wiatru w uszach. Och bogowie, spokój czterech ścian był uczuciem nie do zastąpienia.

Potrząsnął głową i przeczesał palcami skrócone włosy, luźne resztki kłaków zawirowały w powietrzu. O wiele lżej! Podziękował i zanim "możemy zająć się brodą" stało się wspólną aktywnością, sprawił, że stała się solowym wystąpieniem, bo zniknął w łazience ze swoim sprzętem, istotnie dziś używając brzytwy, bo wiedział, że następnym razem z pewnością wróci do zdobyczy technologicznych świata ludzi, zwykłe maszynki do golenia były absolutnie wystarczające jak na jego standardy. Ale dziś był specjalny wieczór, więc czemu by nie? Tu można wstawić resztę montażu makeoveru Eliota, po klipach ścinania włosów było sprzątanie, Lou podająca mu ciepły ręcznik, kremowanie twarzy i zarostowy potwór powoli kurczył się pod ostrzem. Nie odbyło się bez walki i krwi, ale zwycięstwo było po stronie Lunatyków. Zaprezentował się Lou. Z brodą a bez, była różnica! Nowy zarost (lub jego brak) nowy ja! Czy to dlatego kobiety lubiły zapuszczać włosy tylko po to, żeby dramatyczną decyzją ściąć je na krótko? Uczucie świeżej inności na własnej twarzy dające złudne wrażenie przełomu. U Eliota po prostu bardziej było widać zmęczone oczy, i mogłoby się wydawać, że to tyle, ale można było też dostrzec coś z satysfakcji w kącikach jego ust.

Opadł znów na kanapę i w trakcie tego opadania wzrok mu padł na jego książki, co przypomniało mu ponurą rzeczywistość, że może powinien znaleźć jakąś sensowną pracę, skoro nie był zdecydowany czy chciał kontynuować karierę pisarską czy nie. Westchnął, zostawiając te rozmyślania dla Jutrzejszego albo nawet Pojutrzejszego Eliota, bo Dzisiejszy Eliot miał już fajrant, ten konkretny Wieczorowy Eliot pił wino i miał nadzieję, że do jutra rana nikt się tu nie włamie, nikt się więcej nie zagubi i niebo nie zwali im się w żaden sposób na głowy, ot takie skromne marzenie pod koniec dnia.

Powrót do góry Go down





Lou
Gif :
Dom baletnicy 5PUjt0u
Godność :
Louise Clark
Wiek :
26
Rasa :
Lunatyk
Wzrost / Waga :
171/58
Znaki szczególne :
Papieros w dloni, piegi, obezwładniający uśmiech
Pod ręką :
Zawsze coś mądrego do powiedzenia! No i pomadka do ust
Broń :
Scyzoryk, sztylet
Zawód :
Skandalistka
Stan zdrowia :
Zawsze może być lepiej
https://spectrofobia.forumpolish.com/t721-louise#8549 https://spectrofobia.forumpolish.com/t1008-louise#14612 https://spectrofobia.forumpolish.com/t972-kontakt-z-lou https://spectrofobia.forumpolish.com/t1095-lou
LouKlucznik
Re: Dom baletnicy
Czw 20 Kwi - 23:25
Trudno było stwierdzić czy owa cisza, która opadła pomiędzy nimi po słowach Lunatyczki, była dla niej komfortowa, czy wręcz przeciwnie - totalnie nie do zniesienia. Podczas gdy Eliot samodzielnie (chwała najjaśniejszym) zajął się swoją brodą, Louise istotnie poczęła sprzątanie ściętych kłaków za pomocą zmiotki i szufelki. Zaraz potem, na wpół kucając zmarszczyła brwi i zacisnęła powieki zgubiona swoim własnym głupstwem. Pochyliła się, ścięta cichym tchnieniem serca, a kark jej osłonięty był prosto w migające światła zza okna, z których w jej wyobraźni nadleciały ptaki i uwiły mocne, gęste gniazdo. Nie była w stanie wyprostować kości, zamarzła wciśnięta we własne trwogi, uplecione z cienkich nici jej własnego egoizmu.
Oparła głowę na oparciu krzesła, intensywnie myśląc, jak tu wybrnąć z tej sytuacji, w której okazała swoją namiastkę słabości. Tak nie mogło i nie powinno być, Eliot nadal miał myśleć, że Louise radzi sobie świetnie, jest sama sobie panią i nie potrzebuje żadnej pomocy...
A potem przylazł do salonu, deptając wszystkie jej rozważania, bo musiała wstać, zobaczyć efekt pracy, wyrazić aprobatę, mruknąć pod nosem, że świetnie wygląda, a potem dolać mu kieliszek wina i usiąść na krześle, na którym jeszcze przed chwilą siedział. Zostawi to na później.

Nie uszło jej uwadze zadumane spojrzenie Eliota na jego własne dzieła; podziwiała, że pośród takiej różnorodności zdarzeń potrafił jeszcze wymyślić jakąś historię, chociaż być może, ta historia ma w sobie jego własne przygody.
- Czemu akurat książki? Co cię skłoniło do pisania? - może nie było to górnolotne pytanie, ale odpowiedź mogła być całkiem interesująca. Zwłaszcza, że Lunatycy mieli wiele okazji do pisania, wszak była to ich praca. - Oprócz magii, rzecz jasna.
Oczywiście mogła sobie wyobrazić Eliota pochylonego nad maszyną do pisania, obok zapalonej świecy i papierosa, ale cała seria? Trylogia? I nadal - nie powiedzieć o tym drogiej Louise... trzeba być naprawdę nieustraszonym.

Powrót do góry Go down





Eliot
Gif :
Dom baletnicy 6o4KVpA
Godność :
Eliot Wels
Wiek :
trzydzieści parę kilka coś, nie chce się przyznać do tej czwórki z przodu
Rasa :
Lunatyk
Wzrost / Waga :
178 cm | 79 kg
Znaki szczególne :
blizna na lewym boku, Suzuku: Generis Collare w użyciu!
Pod ręką :
papierosy, Animicus, Bezdenna Sakwa: m.in. Kosmata Brosza, Generis Collare, Zegarmistrzowski przysmak (2szt.)
Zawód :
ŚL: olaboga pisarz, z zawodu barman, w sercu na zawsze pan z warzywniaka | KL: informator/kurier informacji
https://spectrofobia.forumpolish.com/t1022-eliot https://spectrofobia.forumpolish.com/t1024-eliot https://spectrofobia.forumpolish.com/t1045-kontakt-z-eliotem#15620 https://spectrofobia.forumpolish.com/t1081-eliot
EliotKolekcjoner Przypadkowych Obiektów
Re: Dom baletnicy
Sob 22 Kwi - 8:38
Udał, że nie zauważył jej roztrzęsienia, choć miał ochotę złapać ją za ramiona i zapewnić, że mimo wszystko, są tylko ludźmi. Ciągle się kruszącymi, na przemian rozpadającymi i łatającymi, naprawiający się taśmą klejącą i krzywymi zszywkami, niektóre kawałki trzymały się tylko na słowo honoru...

Zmarszczył lekko czoło, zanurzył się głębiej w kanapę i zastanowił się nad zadanym mu pytaniem. Było trudne. Było też łatwe. Bał się odpowiedzieć. Ale już wcześniej przecież przerabiał na nie odpowiedź, bo sam sobie je zadał. To między innymi, poza pisaniem, robił w Otchłani. Zadawał sobie pytania. Rozdrabniał się, dumał, kłamał tylko po to, żeby zaraz się z kłamstw obedrzeć, patrzył w przestrzeń, cieszył się ciszą i zerwanymi kontaktami. Myślał, że uda mu się wrócić do obojętności, że zakopie wszystkie przyjaźnie, wrogów i skomplikowane emocje. Że to proste, że to wykonalne, odciąć się raz jeszcze, że można bez końca uciekać, tylko do licha, dokąd tym razem? Czy było jakieś miejsce, które nie przypomniało mu o własnych słabościach i tchórzostwie, o egoizmie i cudzej krwi na rękach? Problemy nie znikają razem ze zmianą miejsca przebywania... problemy nie znikają razem ze zmianą miejsca przebywania... Jeśli istniałoby coś na kształt Biblii Lunatyków, to zdanie powinno być gdzieś na jej pierwszych kartach, wytłuszczone, podkreślone, z kilkoma wykrzyknikami, opatrzone dogłębnym przypisem wyjaśniającym co i jak. A jednak... wrócił. "Już mi pomogłeś. Wróciłeś. To znaczy dla mnie więcej, niż myślisz." Może czasem warto wracać. I za to też był toast, za powroty. Mógł wrócić, ale czy naprawdę się odnalazł?

- Hobby jak każde inne, jak sądzę. Jakoś musiałem zająć sobie czas na moim hm, urlopie. Albo to, albo złe nawyki - odpowiedział i uśmiechnął się. Eliot uśmiechnął się? Koniec świata. Uśmiechał się, żeby ukryć, że mówi na poważnie. Mógł pisać albo nienawidzić się dalej. Mógł pisać i myśleć o tym co pisze albo dopijać kolejną szklankę alkoholu w barze. Mógł pisać i rozwijać w słowach to, czego nie umiał powiedzieć ustami albo znów gdzieś uciec. Zapatrzył się w czekający na niego wypełniony kieliszek wina koloru czerwonego jak krew, jak Otchłań, jak umacniające się uzależnienie. I tak było już lepiej. Przed "urlopem" chlał w Lustrze, i to wcale nie winko, za pieniądze pożyczone od rodzeństwa, a potem budził się zazwyczaj pod jakimś drzewem, płotem albo co gorsza, głupio ale klasycznie, w rowie.
- Wciągające zajęcie. Inspiracji miałem pod dostatkiem, choć unikałem zbytnich podobieństw do Lustra, ostatecznie nie chciałbym, żeby ktoś zaczął coś podejrzewać - wyjaśnił. Afiliacja z rodzimą krainą, mieszkając w Świecie Ludzi, bywała nieraz niebezpieczną rzeczą. Niemal wszyscy magiczni mieszkali tu albo z podrabianymi dokumentami albo w ogóle bez nich. Nie brakowało też świrów szukających magii, o MORII nie wspominając. - A jak się postarasz to prawie jak darmowa terapia - dodał podnosząc brwi, biorąc jedną książkę do ręki i przekartkowując ją niedbale. Żartował, nie żartował? - Szczerze? Według mnie to trochę sztampowy kicz. Ponure miasteczko, ciągle deszcz, jakieś morderstwa, właścicielka sklepu z antykami wplątana w magiczną intrygę, daj spokój - westchnął, rzucając książką na stół. A jednak było w tym coś nieuchwytnego, co jednak przyciągnęło czytelników, jakby między słowami zaklęta była nierozwiązywalna tajemnica. Był to świat gdzie decyzje mają znaczenie, a magia zawsze wiązała się z konsekwencjami. A jednak… pod koniec zawsze wstawał nowy dzień, a Aya Woodward dzielnie, nawet pomimo licznych przejść i zdobytych blizn, niestrudenie wstawała, by robić swoje. Och, i romanse, nie zapominajmy o romansach. Nikt nie odmówi Eliotowi duszy romantyka.

Powrót do góry Go down





Lou
Gif :
Dom baletnicy 5PUjt0u
Godność :
Louise Clark
Wiek :
26
Rasa :
Lunatyk
Wzrost / Waga :
171/58
Znaki szczególne :
Papieros w dloni, piegi, obezwładniający uśmiech
Pod ręką :
Zawsze coś mądrego do powiedzenia! No i pomadka do ust
Broń :
Scyzoryk, sztylet
Zawód :
Skandalistka
Stan zdrowia :
Zawsze może być lepiej
https://spectrofobia.forumpolish.com/t721-louise#8549 https://spectrofobia.forumpolish.com/t1008-louise#14612 https://spectrofobia.forumpolish.com/t972-kontakt-z-lou https://spectrofobia.forumpolish.com/t1095-lou
LouKlucznik
Re: Dom baletnicy
Pon 24 Kwi - 21:11
Są takie pytania, które zadane nie oczekują odpowiedzi, są zarówno jednym jak i drugim naraz. Często pytający zna odpowiedź, więc nie potrzebuje jej usłyszeć, ale pytanie zawisa w powietrzu, jakby na sznurze, by zastanowić się samemu dla siebie, zanim ten sznur się odetnie.
Nie było tak w tym przypadku. Louise skrzyżowała ręce na piersi, niezadowolona, obrażona dama, zupełnie nieusatysfakcjonowana odpowiedzią. Po swoim kilkusekundowym rozpadzie, na posadzce tego jakże pierwszorzędnego salonu, musiała trochę pogrymasić, stać się na powrót rozwydrzoną, nie znoszącą sprzeciwu, niesforną Louise. Miała nadzieję, że Eliot zauważył, że nijak nie wierzy w jego oklepane tłumaczenia, poza tym, coś jej się chyba należało za niespotykaną wylewność odnośnie jej drogiego brata. I jeszcze ten uśmiech? Lunatyczka uniosła brwi, zaskoczona, zmieszana i zaciekawiona w jednym - co takiego stało się Po Drugiej Stronie, że Eliot tak usilnie próbuje to ukryć? Albo co stało się wcześniej, zanim stwierdził, że zniknie na kilka miesięcy, nie dając żadnego znaku życia?
Nie mogła jednak zapytać wprost. Przysunęła się zatem bliżej, wsadziła Eliotowi jego kieliszek do ręki i stuknęła w niego swoim, dając swoisty znak, że teraz nadszedł czas, aby skosztować szkarłatnego trunku.
- Zadziwiające, zazwyczaj jednak złe nawyki wygrywają. Musisz mieć bardzo silną wolę, mój drogi - uśmiechnęła się porozumiewawczo, choć nie wiadomo nawet było o jakie porozumienie tutaj chodzi.

Parsknęła pod nosem na następne słowa Eliota i sama wzięła jeden z tomów do ręki, by poprzyglądać się samemu wydrukowi. Lunatyczka przeczytała w swoim życiu wiele ksiąg, natomiast większość z nich służyła dokształcaniu, zdobywaniu wiedzy i doszkalaniu różnorakich umiejętności, rzadko pozwalała sobie na rozrywkę. Wystarczyło, że jej własne życie, to jeden wielki horror i kryminał w jednym.
Westchnęła.
- Świetnia recenzja! Ale lepiej nie mów tak na spotkaniu autorskim, jeśli chcesz coś zarobić - odłożyła książkę na stolik i rozsiadła się na krześle. - Brzmi jak całkiem fajny kryminał. Ale cóż, najważniejsza opinia jeszcze przed tobą, także musisz dać mi kilka dni i na pewno dam znać, co myślę.
Spotkanie autorskie brzmiało... poważnie. Dlatego oczywiście Lou od razu postanowiła się na nim pojawić, o ile coś, albo ktoś, nie popsuje jak zwykle jej planów. Ciężko jest życie Lunatyczki określić w stałych ramach, rutynie zdarzeń i potrzeb, czego zresztą, ona sama nigdy nie chciała. Dlatego zwiała ze Szkarłatnej Otchłanii, chcąc poczuć zapach nowości, nowej niezapisanej strony w jej życiu, a próbując ją zapisać, złamać sobie stalówkę i klnąc w niebogłosy, odciąć się tylko od tego jedynego uczucia, które ją prześladowało - tęsknoty.

Powrót do góry Go down





Eliot
Gif :
Dom baletnicy 6o4KVpA
Godność :
Eliot Wels
Wiek :
trzydzieści parę kilka coś, nie chce się przyznać do tej czwórki z przodu
Rasa :
Lunatyk
Wzrost / Waga :
178 cm | 79 kg
Znaki szczególne :
blizna na lewym boku, Suzuku: Generis Collare w użyciu!
Pod ręką :
papierosy, Animicus, Bezdenna Sakwa: m.in. Kosmata Brosza, Generis Collare, Zegarmistrzowski przysmak (2szt.)
Zawód :
ŚL: olaboga pisarz, z zawodu barman, w sercu na zawsze pan z warzywniaka | KL: informator/kurier informacji
https://spectrofobia.forumpolish.com/t1022-eliot https://spectrofobia.forumpolish.com/t1024-eliot https://spectrofobia.forumpolish.com/t1045-kontakt-z-eliotem#15620 https://spectrofobia.forumpolish.com/t1081-eliot
EliotKolekcjoner Przypadkowych Obiektów
Re: Dom baletnicy
Wto 25 Kwi - 23:40
- Cóż, dziękuję, staram się jak mogę, moja droga - zapewnił ją, co mogło być w pewnym stopniu prawdą. Na pewno nie leżał teraz urżnięty i zarzygany w jakimś rowie, prawda? Zamiast tego z poczuciem winy sączył wino, próbując szybko wymyślić jak udobruchać Lou, bo jej skrzyżowane ramiona wyrażały więcej niż tysiąc słów.
- Musiałem coś robić, nie ma tu drugiego dna. Możesz to nazwać moim zbyt wczesnym, ale nieubłaganie nadchodzącym kryzysem wieku średniego. - Wujek Eliota, Ludo, miał około stu lat, a wyglądał na mniej więcej dwadzieścia. Eliot podejrzewał, że w tej rodzinie to jemu (nie)szczęśliwie przypadło starzenie i wyglądanie na swój wiek oraz prawdopodobnie dożycie tylko do połowy średniego wieku ludzkiego, tak dla zachowania kosmicznej równowagi lat. Jeśli miał mieć kryzys jakiegokolwiek wieku, równie dobrze mógł go mieć teraz, lepiej nie zwlekać z takimi sprawami, bo później można na nie po prostu nie zdążyć. - A że akurat odpoczywałem fizycznie i psychicznie, pisanie było dobrym przekierowaniem nawarstwiających się... - mimowolnie zatoczył dłońmi małe kręgi w powietrzu próbując znaleźć właściwe określenie, wino niebezpiecznie zawirowało przy krawędzi kieliszka. - ...przemyśleń? - dokończył niepewnie, przekręcając głowę na bok, niezadowolony z dobranego słowa. Najwidoczniej pisanie było kiepsko płatnym hobby, sposobem na zabicie czasu, częścią kryzysu, terapią, i bogowie wiedzą czym jeszcze, a dokładniej to bezpieczną ucieczką. Miejscem, gdzie można eksplorować idee i emocje w dystansie od świata zewnętrznego, bo ten zaserwował ich już zbyt dużo. Stawianie słowa po słowie było jak dekompresja, układająca się w historię, która starała się opowiedzieć coś co mogło mieć znaczenie, nawet jeśli było ono ukryte pod schematycznym kryminałem, tanią akcją i nieskomplikowanymi wątkami romantycznymi. Może właśnie to skłoniło go do pisania. A może rzeczywiście zabić jakoś czas i może przy okazji zarobić grosza.

Odwrócił się jednak do Louise i podniósł koszulę, pokazując jej głęboką, brzydko zagojoną bliznę na lewym boku, sięgającą niemal do połowy brzucha. Nawet teraz, kiedy ją tylko pokazywał, miał resztki nieprzyjemnego uczucia jakby wciąż krwawiła niebieską krwią, jakby wyślizgiwały się z niej wnętrzności, jakby morska sól drażniła każdy odsłonięty kawałeczek mięśni, chałupniczo odkażana i zaszywana-- Powoli zakrył ją z powrotem, z jego twarzy niewiele dało się wyczytać. Ale niewiele nie oznacza nic. W tym przypadku mogło to znaczyć, że Eliot odkrył, że mimo wszystko jednak nie chce umierać. Nie było to równoznaczne ze szczególną chęcią życia, ale zawsze to był krok w jakąś stronę. Czy w dobrą stronę, czas pokaże.
- To ta fizyczna część rekonwalescencji. - Zamilkł na chwilę, siłą przyzwyczajenia sięgnął dłonią żeby pogładzić się po brodzie, ale ją przecież zamordował z zimną krwią, więc po prostu poskrobał się po chwilowo czystym podbródku. - Psychiczna?...
Od czego tu zacząć? Było tego zbyt dużo. Miał wrażenie, że pamięć płata mu figle. Część rzeczy działa się tak szybko i w takim zamroczeniu stresem, niepewności i pogardy dla samego siebie, że zwyczajnie miał problem z identyfikacją ich. Inne problemy wychodziły na wierzch w każdym śnie i każdej trzeźwej, świadomej sekundzie życia. Upił łyk wina. Był też inny rodzaj ran, po których trzeba było odpoczywać w samotności. Jej przecież nie zapomni. Ot, taki jego zły nawyk, z którym przegrał raz a porządnie.
- Zakocha-- Zmuszono mnie, żebym zakochał się w Strachu. A potem ją zostawiłem, bez słowa. I już nigdy jej nie zobaczę. Co, technicznie rzecz biorąc, jest pewnie dobrą rzeczą. Więc dlaczego... dlaczego tak się nie czuję?

Był powód dla którego Strachy zostały wygnane z Krainy Luster. Był powód dla którego w niektórych bajkach to właśnie Strachy czaiły się w mrocznych lasach i głębinach, i pod łóżkami dzieci - Eliot sam je kiedyś opowiadał młodszemu rodzeństwu, żeby postraszyć ich przed wieczornym układaniem do snu. Sama idea Stracha, czegoś co umarło, a jednak w pewien sposób wciąż żyło, do tego musiało nieustannie kraść coś od żywych, była groteskowa, nawet jak na świat pełen magii. Był powód, dlaczego ich moce były okrutne i manipulacyjne, był powód dlaczego były takie jakie były - śmierć nie oszczędza.

Eliot nie wyglądał na załamanego, ani smutnego. Jego głos był jednak głuchy i odległy, jak u osoby, która się pogodziła ze swoim losem, a teraz już tylko pochylała się nad echami odbijającymi się gdzieś pomiędzy komorami serca. Uśmiechnął się ponuro do swojego kieliszka, a to chyba najgorsze co można robić, smutno patrzeć w alkohol. Podniósł więc spojrzenie na Lou, wzruszył ramionami i zapalił papierosa, bo cóż innego mógł przecież zrobić.

Powrót do góry Go down





Lou
Gif :
Dom baletnicy 5PUjt0u
Godność :
Louise Clark
Wiek :
26
Rasa :
Lunatyk
Wzrost / Waga :
171/58
Znaki szczególne :
Papieros w dloni, piegi, obezwładniający uśmiech
Pod ręką :
Zawsze coś mądrego do powiedzenia! No i pomadka do ust
Broń :
Scyzoryk, sztylet
Zawód :
Skandalistka
Stan zdrowia :
Zawsze może być lepiej
https://spectrofobia.forumpolish.com/t721-louise#8549 https://spectrofobia.forumpolish.com/t1008-louise#14612 https://spectrofobia.forumpolish.com/t972-kontakt-z-lou https://spectrofobia.forumpolish.com/t1095-lou
LouKlucznik
Re: Dom baletnicy
Sro 26 Kwi - 21:28
Słuchała w skupieniu, czekając i licząc na smaczki, które Eliot podłoży jej pod nos, by mogła skosztować dreszczyku emocji. W międzyczasie, kiwając cały czas głową, wstała i zmieniła płytę, by na nowo słodkie melodie uczuć wybrzmiały w salonie, opatulając ich uszy przyjemnym dźwiękiem. Na razie ciężko było zauważyć w Lunatyczce zadowolenie, bo odpoczywanie fizyczne i psychiczne było przecież czymś naturalnym, o czym myślała dzień za dniem, godzina za godziną. Nie chciała jednak naciskać, więc grzecznie czekała aż odpowiednie słowa nadejdą bądź nie, przecież nie będzie Eliota wyciskać z jego uczuć jak gąbkę wyciska się z resztek wody, nie, on nie był odpowiednią osobą, by wykorzystywać go do własnych, samolubnych i egoistycznych pobudek. Zrozumiała to już przecież kilka chwil wcześniej.
Ale ponownie, nie spodziewała się nadchodzącego. To już ten moment? Ale że tak szybko, bez cienia wprowadzenia mają bezwstydnie zrywać z siebie ubrania? No tak, to byłoby ekscytująco skandaliczne, czyli byłoby czymś, co Lou lubi najbardziej, ale oczy jej, wielkie jak pięć złotych, w końcu zlokalizowały co Lunatyk tak naprawdę jej pokazuje, a to poskutkowało głębokim wciągnięciem powietrza do miejsca gdzieś za ścianą żeber, dobrze znanego nałogowym palaczom. Blizna była okrutnie podła, widać było, że owy posiadacz rany nie starał się nawet, by wyglądało to choć trochę lepiej, ale... Ale! Zaraz coś na to poradzimy, bowiem nie można zostawić Eliota z tak paskudną blizną.

Natomiast są jeszcze bardziej istotne sprawy, których Louise nie spodziewała się usłyszeć. Zakochanie? Wymuszona miłość? Och, gdyby tylko był to ktoś inny niż Eliot, byłby to miód na uszy Lunatyczki, słodka rozkosz cudzych dramatów, zakończona złamanym sercem. Ale nie on, dlaczego on? Louise już wypełniła miejsce w swoim zimnym sercu niezdrowym myśleniem o Lunatyku jako o kimś, kogo będzie strzec przed złem, tylko dlatego, że jako jedyny wciąż wracał do jej życia. Więc gdyby tylko oczy Louise mogłyby stać się jeszcze większe, niż były w tej chwili, na pewno Eliot mógłby zauważyć na jej twarzy jeszcze większe zdziwienie, niż przed chwilą.
Wstała, bez słowa, zmieszana, rozmazana, zdenerwowana? Zakręciło jej się w głowie przy pierwszym kroku, ale dotarła do korytarza, by zaraz zniknąć w łazience i wrócić z nożyczkami i jakimś opakowaniem, które zapewne nic Eliotowi nie mówiło. Wyciągnęła z niego plaster, poprzecinała coś trochę, przycupnęła na kanapie, po czym bezwstydnie i gorączkowo podniosła koszulę Eliota, by najpierw obmyć bliznę, mamrocząc przy tym pod nosem jakieś niezrozumiałe kazania o tym, jak można doprowadzić do czegoś takiego, a co jakby wdało się zakażenie, a co jak będzie boleć do końca życia?
Nie wystarczą już inne bóle?
- Jak...? - zapytała w przestrzeń, odklejając plaster, skupiona na działaniu. - Kto ci to zrobił? Dlaczego? - Włosy opadły jej na twarz. - Jakbyś pytał to TO jest wspaniały ludzki wynalazek, tak zwane plastry na blizny. Powinno choć trochę pomóc.
A myślicie, że czemu Louise nadal może pochwalić się nieskazitelną skórą?

Ciężko było z twarzy Eliota wywnioskować jakiekolwiek ludzkie emocje, to prawda. Ale to, co uderzyło Lou, to nie tylko głuchy i odległy ton, ale także wszechogarniająca obojętność, jakby wszystko co się wydarzyło, wyprało Eliota z jakichkolwiek uczuć, jakby szpetne macki skostnienia oplotły go za szyję i trzymały w paskudnym uścisku. Marazm wyglądający zza serca Eliota, nieśmiały, ale jednak gorliwy, osiadł na jego barkach, jak zły duch szepcący mu do ucha.
Jej wzrok przesunął się ku górze.
Dlaczego tak się nie czuję? Och, gdyby tylko Louise znała odpowiedzi na pytania, które codziennie sama sobie zadaje, byłaby prawdopodobnie najmądrzejszą osobą w Krainie Luster. A gdyby była choć trochę mądra, prawdopodobnie nie pili by teraz trucizny zwanej winem, tylko rozmawialiby rzeczowo, prowadząc inteligentną i intelektualną konwersację, pozbawioną cienia emocji.
- Serce nie sługa - mruknęła z grymasem na twarzy, sama niezadowolona z tego faktu. - A uczuć nie da się kontrolować. Nie pozostaje nic innego, jak się z tym pogodzić.
Bądź nie. Bo serce nie jest sługa, nie zna, co to pany, I nie da się przemocą okuwać w kajdany.

Powrót do góry Go down





Eliot
Gif :
Dom baletnicy 6o4KVpA
Godność :
Eliot Wels
Wiek :
trzydzieści parę kilka coś, nie chce się przyznać do tej czwórki z przodu
Rasa :
Lunatyk
Wzrost / Waga :
178 cm | 79 kg
Znaki szczególne :
blizna na lewym boku, Suzuku: Generis Collare w użyciu!
Pod ręką :
papierosy, Animicus, Bezdenna Sakwa: m.in. Kosmata Brosza, Generis Collare, Zegarmistrzowski przysmak (2szt.)
Zawód :
ŚL: olaboga pisarz, z zawodu barman, w sercu na zawsze pan z warzywniaka | KL: informator/kurier informacji
https://spectrofobia.forumpolish.com/t1022-eliot https://spectrofobia.forumpolish.com/t1024-eliot https://spectrofobia.forumpolish.com/t1045-kontakt-z-eliotem#15620 https://spectrofobia.forumpolish.com/t1081-eliot
EliotKolekcjoner Przypadkowych Obiektów
Re: Dom baletnicy
Pią 28 Kwi - 20:47
Louise miała rację, nic w pierwszej chwili opakowanie które przyniosła mu nie mówiło. Nie zawracał sobie nawet głowy, że mógł się zająć bardziej blizną, pomóc skórze i ciału zregenerować się lepiej i sprawniej. Nie, blizna miała tam być już na zawsze, paskudna i nie do ruszenia, pulsująca bólem w złą pogodę, trzymająca w sobie nieprzyjemne wspomnienia. Miała ona pilnować, żeby nie zapomniał swoich przewinień. Zadrżał lekko kiedy po raz pierwszy musnęła palcami bliznę.
- Całe szczęście nikt konkretny - odpowiedział, podtrzymując koszulę wyżej. - W skrócie, byłem na wyspie na Morzu Łez, na czymś co nazwano Bestialskim Pościgiem. Miała to być rywalizacyjna impreza, mała przygoda, która oczywiście zakończyła się całkowitą katastrofą, mroczną magią i zatonięciem całej wyspy. Wyrzuciło mnie z raną na brzeg lądu, na plażę... - zawiesił głos nie dokańczając i znów drgnął, tym razem bynajmniej nie z powodu blizny, która ewidentnie skrywała o wiele dłuższą i bardziej szaloną opowieść niż krótkie słowa Eliota, a z powodu tychże wspomnień. Niemal cały Pościg były spowity mgłą, wszystko wydawało mu się teraz tak odległe i niesprecyzowane. Jedyne co zostało to urywki jak z koszmarów i konsekwencje. Nie-- nie myśl o tym teraz! Nie myśl o tym, jak wiele kosztował cię powrót, jaki los zgotowałeś kapłance tej wyspy. Ani co zrobiłeś na plaży Melanie, na której byłeś uwięziony, a twoja rana nie mogła się zagoić bo magia jej nie pozwalała, więc kipiała i sączyła się nieustannie krwią, zasklepiała się i otwierała w niekończącym się cyklu, jak każda przeraźliwie długa chwila niepewności wiodła do następnej, ciągle wracające pytania czy to już? czy mogę już odejść? tak? nie? dlaczego?! Nie! Nie myśl o tym. Zakop to głęboko, niech siedzą koło trupów które za sobą zostawiłeś, nie musisz wszystkiego rozgrzebywać, nie teraz. Nie. Nie musisz, bo teraz muzyka płynęła w powietrzu, ktoś objął cię na powitanie, zaparzył ci kawy, ściął twoje włosy, podzielił się swoim sekretem i ciepłymi dłońmi zajmował się twoimi bliznami.
Nie patrzył na to co robiła przy nim Lou, ale na jej twarz przysłoniętą kosmykami włosów. Na skupione oczy, przygryzione lekko wargi, na jej troskę. Odwrócił wzrok. Z jakiegokolwiek powodu to robiła - tego nie wiedział i nie sądził, żeby na to zasługiwał.
Kiedy odsunęła się od niego zabierając sprzęt i prostując się, złapał ją za dłoń i ścisnął ją. Nieme podziękowanie za coś więcej niż tylko przemycie i plastry. Niemal nie chciał jej puszczać, ale w końcu rozluźnił dłoń, i wciąż ze spuszczonym gdzieś wzrokiem wrócił po kieliszek.

- Och, tyle że Anastazja potrafiła kontrolować uczucia. Może nie swoje, ale moje tak. Dosłownie. Była-- jest Topielicą. Topielice potrafią kontrolować emocje. - Nie miał pojęcia czemu mówiąc o niej ciągle zmieniał czasy. Nie miał żadnego powodu przypuszczać, że nie żyła w sposób już ostateczny, skąd więc czas przeszły w jego słowach? Już skazał się na wieczną dramatyczną rozłąkę? Może tym "była", które mu się wyrwało, próbował nadać temu wszystkiemu odpowiedniego dystansu? Machnął dłonią z papierosem w powietrzu, smużka dymu podążyła za gestem, i kontynuował. - Tylko, że kiedy przestała je kontrolować, ja nie przestałem czegoś czuć. Co jest głupie, bo wcześniej-- Wiesz kim jest Anastazja? Jest paskudną wiedźmą bez skrupułów. Jest martwą, okrutną manipulatorką, która zrobi wszystko, żeby jeszcze raz coś poczuć. Jest zdesperowanym martwym Dachowcem, który nie pogodził się ze swoją śmiercią. Spodobałoby się jej, że nawet teraz wchodzi mi na nerwy. - Podparł podbródek na dłoni, myśląc o jej dziwnym poczuciu humoru, nikły uśmiech przeszedł mu przez twarz. Tak, Anastazja zawsze go irytowała. Zawsze robiła coś, czemu nie mógł się nadziwić, coś co sądził że sam nigdy by nie zrobił, co sprawiało że nią niemal gardził, ale potem się śmiała, podchodziła zbyt blisko, przekomarzała się, szukała wbrew wszystkiemu kontaktu. Sprawiała, że był w stanie nieustannej gotowości, musiał obserwować każdy jej ruch i uważać na jej słowa. Przez nią-- nie, dzięki niej zobaczył w jak skrajnych sytuacjach byli, on tkwiący w cieniach, budujący mury i oddalający się od wszystkiego, niezadowolony, że żyje, a ona martwa, a mimo to ciągle w ruchu, rozgadana i szalona, szukająca czegoś.

- Znaliśmy się już wcześniej, żadne ze spotkań nie było szczególnie miłe ani spokojne. - Nie wspomniał ani słowem, że to Anastazja porwała Amelię i zawlekła ją do Krainy Luster, ani też że Straszka była jednym z uczestników Bestialskiego Pościgu. To nie był czas na komplikowanie tej historii. - Aż w końcu spotkaliśmy się, piękny dzień w opuszczonych ogrodach, i-- kazała mi trzymać ją w ramionach i w tamtej chwili, w tym ułamku szczęścia i miłości, który kazała mi czuć--
Nie dokończył. Machnął niechętnie ręką, koniec historii, wszystko było jasne. Sprawiła, że był odsłonięty i bezbronny, zdany na jej łaskę. - Z perspektywy czasu... Czy było to złe? Mogła sprawić, żebym czuł cokolwiek, najgorszą rozpacz i nienawiść, bawić się jak chciała. Ale nie, zrobiła coś kompletnie innego. Czy kochał-- Czy coś do niej czułem wcześniej, zanim to zrobiła? Może. Ale co to dokładnie było...
Tak, było to złe co zrobiła, to było pogwałcenie jego prywatności na kosmicznym poziomie, i jakieś jego rozsądne resztki pamiętały jak bardzo zszokowany i zdradzony się wtedy czuł, ale nie widział już tego. Lou miała rację, serce nie sługa. Zrozumiał wtedy z przerażającą klarownością, że Anastazja była... była tak wieloma rzeczami, niż tylko Strachem. Anastazja była pełna mrocznych płomieni i gorzkiego miodu, a jednak jak ludzka była jej potrzeba, żeby ktoś ją objął? Że nawet śmierć, która ją wypaczyła, nie mogła zabrać jej wszystkiego. Że coś w środku niej drżało, a on to chciał wziąć w dłonie i przyciągnąć do siebie, rozgrzać i zrozumieć. Teraz chciał wypić kieliszek do dna na raz, a potem kolejny, i kolejny, i-- Nie. Bardzo powoli odstawił go na stół. Wypijesz to powoli. Jak normalny człowiek.

- Pogodzić? Pogodzić? - Powtórzył zaskoczony. Nie, tego się chłop nie spodziewał i jego mocno zmarszczone brwi dokładnie to odzwierciedlały. Ułożył usta w kolejne pytanie, ale nie zdołał nic z siebie wydobyć. Lou, pogodzić się z tym?! Chociaż i tak było to lepsze niż jakby poradziła mu szukać Anastazji, co już mu to przeszło przez głowę, ale nawet nie wiedział od czego zacząć. Z jakiegoś głupiego powodu chciał Straszkę przeprosić. Jeszcze nie wiedział za co, i po co, i czy w ogóle powinien, ale chciał.
- W porządku, to teraz mi powiedz, jak? - spytał. - Wiesz, to nie jest tak że pierwszy raz jestem w dołku po czymś takim. - Był bardzo uporczywy w unikaniu konkretnych słów jak miłość czy zakochanie, kiedy mówił o Anastazji. Zawsze w pół słowa urwane, a jak już coś, to przecież była Jej wina. - Byłem dwa razy zaręczony, ale te odejścia były definitywne, zamknięte, ustalone, wszystko było wiadomo. A to?... Po prostu odszedłem, a ona zniknęła. Niedomknięty, pełen niechęci i droczenia się, żaru i miłości, i smutku, wątek fabularny przeszłości. Nie chciał na głos powiedzieć, że się o nią bał.

Powrót do góry Go down





Lou
Gif :
Dom baletnicy 5PUjt0u
Godność :
Louise Clark
Wiek :
26
Rasa :
Lunatyk
Wzrost / Waga :
171/58
Znaki szczególne :
Papieros w dloni, piegi, obezwładniający uśmiech
Pod ręką :
Zawsze coś mądrego do powiedzenia! No i pomadka do ust
Broń :
Scyzoryk, sztylet
Zawód :
Skandalistka
Stan zdrowia :
Zawsze może być lepiej
https://spectrofobia.forumpolish.com/t721-louise#8549 https://spectrofobia.forumpolish.com/t1008-louise#14612 https://spectrofobia.forumpolish.com/t972-kontakt-z-lou https://spectrofobia.forumpolish.com/t1095-lou
LouKlucznik
Re: Dom baletnicy
Pon 1 Maj - 22:27
- Brzmi jak coś, co lubię. Zwłaszcza ta katastrofa... - w istocie, Louise uwielbiała klęski niebios i adrenalinę nieznanego, gdyby tylko interesowała się tym, co dzieje się w Krainie Luster, prawdopodobnie to ona skończyłaby z paskudną blizną na brzuchu, a nie Eliot. Louise miała w sobie coś z Cienia, żywiła się emocjami jak wygłodniały wilk, wciąż proszący o więcej, wciąż orający pazurami w licach innych ludzi, którzy podczas krótkich, wieczornych spotkań potrafili opowiedzieć jej całą historię swojego życia. Była to transakcja wymienna - oni potrzebowali jej, by móc popatrzyć w piękne, głębokie oczęta i choć przez chwilę poczuć się wysłuchanymi, a ona, by nie zakończyć kolejnego dnia śpiąc na zimnych płytkach toalety.
I właśnie teraz, te głębokie, błękitne oczęta prześlizgnęły się butnie po twarzy Lunatyka, w zastygłym letargu, poprzedzonym śmiałym chwytem ze strony Eliota i może na chwilę, zdecydowanie za długą, zatrzymały się gdzieś na granicy ust, choć rozmówca nic w tym momencie nie wypowiadał. Ale, Drogi Czytelniku, do sytuacji, którą teraz możesz sobie wyobrażać, nigdy nie dojdzie. Louise w swojej głowie zamknęła już Eliota w ciasnej klatce egoistycznych pobudek zwanych przyjaźnią, co skutkowało ową troską, a może nowym nabytkiem w jej życiu, którego nie chciałaby tracić, bo wzbudza w niej jakkolwiek pozytywne, ludzkie emocje.

Wyprostowała się, krzyżując ręce na piersi. Anastazja w ustach Eliota brzmiała wręcz mitycznie, Louise mogłaby się nawet zastanawiać, czy Lunatyk sobie jej nie zmyślił, czy nie była ona jedynie wytworem jego wyobraźni, efektem mętliku w głowie, czy tej tak zwanej, nieszczęsnej magii. Ze zgrozą stwierdziła, że gdyby kiedyś przyszło jej w końcu zakończyć swój żywot, prawdopodobnie powróciłaby jako Strach i byłaby... taka sama. Byłaby Anastazją.
- Och, oczywiście że c o ś czułeś. W końcu nie da się nic nie czuć. A szkoda - skubnęła końcówkę zbłąkanego loka. - Oczywiście też, że było to złe. Właściwie to najgorsze, co mogła zrobić. Miłości nie da się wymusić. Nawet jeśli coś do niej czułeś, nie sądzę, by można było coś z takiego uczucia zbudować. Zrobiła z ciebie swojego Cyrkowca.
Zwilżyła wargi w swoim kieliszku, a trybiki w jej głowie zaczęły coraz mocniej pracować. Pomimo upojenia, ekscytacja tą historią była na tyle silna, że organizm Lunatyczki pozwalał jej wysuwać swoje, być może, nietrafione wnioski. Ale najlepsze dopiero nadchodziło. Szaleńcza gonitwa myśli i gwałtowności, skupiona na pytaniu jak?
Stanęła na środku salonu, niczym aktorka teatralna w kulminacyjnej scenie, gdzie światła skierowane są prosto na nią.
- To proste - rozłożyła ramiona jakby mówiła właśnie największą oczywistość. - Musisz się zbuntować. Powiedzieć sobie - nie będę nieszczęśliwy. Na co mi te uczucia? Zapytasz mnie oczywiście, jak tego dokonać? To nasze emocje sprawiają, że jesteśmy słabi. Trzeba je zatem oddzielić grubą krechą i zostawić gdzieś w tyle. - Wzruszyła ramionami. Droga Louise, gdybyś tylko wiedziała, jak fatalna jest to rada...
Przycupnęła na kanapie obok Eliota, zanim jeszcze zdążył zaprotestować i kontynuowała swoją opowieść.
- Nauczyłam się, że miłość czyni nas słabymi. Dlaczego teraz tak gorączkowo szukam brata? Dlaczego chcę pomścić moich rodziców, dowiedzieć się co się stało? Oczywiście, że nie z czystej ciekawości. Kierują mną uczucia - spektakl jeszcze się nie zakończył, więc w teatralnym geście położyła dłoń na piersi Eliota - i to jest mój największy problem i największa słabość. Odkąd to zrozumiałam, trzymam samą siebie na dystans. Podczas gdy ty dwa razy byłeś zaręczony, ja nawet nie miałam chłopaka. Miewam jedynie przelotne, niezobowiązujące znajomości. Rutyna buduje przywiązanie. Widywałeś się przecież z Anastazją więcej, niż jeden raz. I to prawdopodobnie był twój błąd.

Cofnęła dłoń i oparła się ramieniem o kanapę. Gotowa na protesty, histeryczne przeciwstawienie się. Gotowa na to, że Eliot jedynie spojrzy na nią i wyjdzie z pokoju, zostawiając jej demony, nie chcąc mieć z nimi nic wspólnego. Gotowa na diagnozę jej zaburzeń, skwitowaną chłodnym "dziękuję za radę". Gotowa na wszystko.
Mimo to, wszystko co powiedziała, według jej zbłąkanego myślenia, było prawdą. Wierzyła, że przywiązanie to słabość. Jedynym mocnym, stałym uczuciem, gwarantującym siłę jest obojętność. Być może była wobec tego wypłowiała, bo w końcu niezdolna do swych własnych emocji szukała ich gdzieś indziej, lokowała je w innych licach, które spotykała na swojej drodze. Udawała, dopominała się, wydobywała, ale nigdy nie zmuszała. Przynajmniej nie siłą.

Powrót do góry Go down





Eliot
Gif :
Dom baletnicy 6o4KVpA
Godność :
Eliot Wels
Wiek :
trzydzieści parę kilka coś, nie chce się przyznać do tej czwórki z przodu
Rasa :
Lunatyk
Wzrost / Waga :
178 cm | 79 kg
Znaki szczególne :
blizna na lewym boku, Suzuku: Generis Collare w użyciu!
Pod ręką :
papierosy, Animicus, Bezdenna Sakwa: m.in. Kosmata Brosza, Generis Collare, Zegarmistrzowski przysmak (2szt.)
Zawód :
ŚL: olaboga pisarz, z zawodu barman, w sercu na zawsze pan z warzywniaka | KL: informator/kurier informacji
https://spectrofobia.forumpolish.com/t1022-eliot https://spectrofobia.forumpolish.com/t1024-eliot https://spectrofobia.forumpolish.com/t1045-kontakt-z-eliotem#15620 https://spectrofobia.forumpolish.com/t1081-eliot
EliotKolekcjoner Przypadkowych Obiektów
Re: Dom baletnicy
Nie 14 Maj - 20:37
- Och - powiedział cichutko, właściwie westchnął, akcentując "o" w niepewność a "ch" w dezorientację, zapadając się pięć metrów w głąb siebie, gubiąc gdzieś w labiryncie i niuansach słów i emocji Lou, które teraz poplątały mu się sznurkiem z jego własnymi myślami i wnętrznościami. Wciąż trochę zahipnotyzowany jej błękitnym spojrzeniem i występem przed jednoosobową widownią jego osoby, kopcił papierosa z nieco udręczoną miną, myśląc. Miał na czole tę ewidentną zmarszczę zamyślenia, zaraz koło tej drugiej, zmarszczki zmęczenia.

Wiedział jedno, a teraz był tego pewien. Lou była uciekinierką. Chciał złapać jej dłonie, zamknąć w swoich i powiedzieć jej wprost. "Lou. To wszystko brzmi jak uciekanie. Uciekasz. Od wszystkiego. Od uczuć, od związków, od bólu. Ale od tego nie da się odciąć. Na ironię? To powoduje tylko więcej bólu." Ale nie mógł. Bo sam też uciekał, ale teraz już nie chciał, a nie mógł udawać, że wie co jest dobre dla niej, jak ledwo wiedział co jest dobre dla niego. Nie mógł, bo wiedział, że nie ma prawa jej osądzać.
Mimo to ujął jej dłoń, znowu, tę którą wcześniej położyła na jego piersi, i ścisnął ją lekko. Jakby się bał, że jej brak przywiązania dotyczył też jego, nawet mimimo tego, że udowodniła dziś tyloma gestami, że jest inaczej; bał się, że wkrótce i on znajdzie się w na liście rutyny Lou, z której go wykreśli, bo będą wiedzieć o sobie zbyt dużo. Przyjaźń może się rozpaść tak samo jak miłość. Trzymał ją jakby się bał, że stanie się to już zaraz, że Lou odkryje, że odkąd tu przyszedł okazała mu więcej emocji niż na to zasługiwał, że to wszystko się jej wymknęło spod kontroli. Czy to co teraz zrobili było tymi uczuciami, których nie chciała? Nie rozumiał tego, ale nie mógł powiedzieć tego wprost, bo nie umiał, dlatego po prostu trzymał jej dłoń.

- Nie. Nie sądzę, żeby którekolwiek moje uczucia, moja miłość, była błędem. Nawet ta. Wtedy nie byłbym sobą, prawda? Byłbym wtedy pusty wewnątrz tak samo jak na zewnątrz. – Przynajmniej co do tego był pewien. Nie chciał być jałowy. Nigdy nie był, nigdy nie będzie. Był małomówny i zamknięty w sobie, ale nigdy nie brakowało mu uczuć. - Masz rację co do tego pierwszego i do tego będę się przychylał. Że zostaje mi się tylko z tym pogodzić. - Zadumał się, strzepnął popiół z papierosa do popielniczki i odchylił głowę, zdziwiony, że rzeczywiście nie przeszło mu to wcześniej przez głowę. Pogodzić się! Było uciekanie, złość, zadręczanie się, nadmierne rozmyślanie, powtarzanie w głowie w kółko i w kółko ich ostatniego spotkania, przerabianie bólu, szukanie winnych… A wystarczyło pogodzić się, zaakceptować, że to się wydarzyło i ruszyć z życiem dalej. A miał przecież tyle czasu na swoim urlopie, żeby o tym pomyśleć, żeby wreszcie dojść do tego, co Lou powiedziała wprost. Kolejny dowód na to, że czasem trzeba porozmawiać z kimś innym, poza swoim własnym głosem w głowie.
- Chwila - zatrzymał się, orientując się co też w tym wszystkim usłyszał. - Jak to "pomścić rodziców"? Jak to się łączy z zaginięciem brata?

Powrót do góry Go down





Sponsored content

Powrót do góry Go down





Powrót do góry

 
Permissions in this forum:
Nie możesz odpowiadać w tematach