Fontanna Pałacowa

Colette
Gif :
Fontanna Pałacowa 73824387e8e95d09caae6aa88ad993a4
Godność :
Aylin
Wiek :
wizualnie 20 lat
Rasa :
Upiorna Arystokratka
Wzrost / Waga :
160/55
Znaki szczególne :
albinizm, złote rogi
Pod ręką :
Fabuła: wymieniona magiczna biżuteria, Agma Draekwa, Carlunamis
Broń :
Anemon (szabla), sztylet
Zawód :
nadworny grajek i supertajny agent, zabaweczka
Stan zdrowia :
zdrowa
Specjalne :
Administrator, Mistrz Gry
https://spectrofobia.forumpolish.com/t805-colette https://spectrofobia.forumpolish.com/t825-menazeria-colette https://spectrofobia.forumpolish.com/t839-tajna-szpiegowska-skrzynka-colette https://spectrofobia.forumpolish.com/t1078-colette
ColetteKochanka muz
Kochanka muz
Fontanna Pałacowa
Sro 6 Paź - 21:14

Ukryta wśród krętych alejek wysokiego, cisowego żywopłotu, stanowi miejsce idealne dla wytchnięcia od pałacowego zgiełku. Fontanna jest imponujących rozmiarów, jej harmonijne kształty wykonane są z różowawego alabastru i zwieńczone rzeźbą przedstawiającą dwójkę bawiących się ze sobą lisiąt; otacza ją również niewielka balustrada, która może uchodzić za miejsce do siedzenia dla zmęczonych spacerowiczów. W przezroczystych wodach pływają malutkie rybki mieniące się całą feerią barw oraz białe kwiaty nenufaru, a długie i liczne gałęzie wierzby płaczącej niczym kurtyna okalają fontannę, nadając jej jeszcze więcej przytulności.



***
              - Lordzie Skoczysławie, tak nie wolno! – Colette szybkimi, choć drobnymi krokami przemierzała cieniste alejki przypałacowego labiryntu trzymając w bladej dłoni rąbek długiej, aksamitnej sukni o barwie nocnego nieba zdobionej małymi, srebrnymi gwiazdkami i z całych sił wytężała swój wzrok, by odnaleźć owego niecnego uciekiniera. Spacer z jej nowym podopiecznym, którego to postanowiła przygarnąć do towarzystwa swojemu Cynamonkowi, nie poszedł zgodnie z planem – delikatnie to ujmując, okazał się być małą katastrofą. Kto by się spodziewał, że małe króliki potrafią tak szybko uciekać? – To nie przystoi gentlemanowi!
              A wszystko to wina jednego z Dachowców ze służby, który to postanowił dać upust swojej brawurze i niezdarności. Colette siedziała na białej, marmurowej ławeczce w ogrodzie z wylegującymi się białymi kulkami u stóp, a służba krzątała się po ogrodzie i dokonywała prac ogrodniczych; jeden z ogrodników  krocząc z naręczem ciężkich narzędzi, z pewnością próbujący zaimponować swoim kolegom swoją siłą, potknął się o korzeń fantazyjnej rośliny rosnącej w przypałacowych ogrodach, której to Colette nazwy nawet nie znała. Huk, jaki wywołał upadek był na tyle głośny i nagły, że wystraszył drzemiącego obok swojego większego kuzyna Lorda Skoczysława; biedne stworzenie, ogarnięte nieopisaną trwogą, pobiegło przed siebie co sił w jego drobnych łapkach. Młoda Upiorna widziała jedynie, że skierował się w stronę cisowego żywopłotu, zatem niezwłocznie – i trochę machinalnie – podążyła za nim, a u jej boku dzielnie kicał Cynamonek, wciąż jeszcze nieco zaspany. Królik nie mógł odejść daleko, ciągle słyszała w oddali ciche dzwonienie dzwoneczka zawieszonego u jego obróżki.
              Wysiłek fizyczny i chłodna aura zaróżowiły jej blade policzki, a drobne obcasiki grzęzły w trawniku, lecz arystokratka nie zważała na te niedogodności i dzielnie parła przed siebie, co jakiś czas podnosząc głos i wołając uciekiniera po imieniu. Choć nie o to chodzi, by złapać króliczka, ale by go gonić, to jednak odnalezienia małego biedactwa przysłużyłoby się zarówno dla panny Lucan, jak i stworzonka, które teraz z pewnością kuliło się gdzieś w krzakach.
              Mimo, że zaistniała sytuacja napełniała ją nieco obawą, to z drugiej strony zapewniała możliwość szerszej eksploracji terenów Różanego Pałacu – wszak była tu zaledwie kilka dni, ledwo zdążyła rozpakować swój bagaż, więc do tej pory nie miała możliwości zapoznać się z najbliższą okolicą, jakże dla niej egzotyczną, a w której przyjdzie jej działać w najbliższym czasie.
              Labirynt ciągnął się i ciągnął, a aksamitna suknia i inne elementy garderoby ciążyły, ciasny gorsecik wymuszał nader wyprostowaną pozycję i uciskał klatkę piersiową – nic więc dziwnego, że Słowik po tak intensywnym marszu szybko opadła z sił. Szczęśliwie nogi zaprowadziły ją do – zdaje się – centrum labiryntu: dłońmi rozsunęła kotary utworzone z długi gałęzi wierzby i wkroczyła do jego serca, a przed jej oczami ukazała się sporych rozmiarów fontanna. Nie mogła zaprzeczyć, że widok był to imponujący, zresztą jak większość włości arcyksiążęcych, które widziała do tej pory. Musiała przyznać, że mieszkańcy kontynentu nie byli aż tak zacofani, jak to zwykli uważać jej rodacy. Gust również mieli nienajgorszy! Ciekawa była, czy to kwestia indywidualnych upodobań władcy tutejszych terenów, czy może rzecz właściwa dla kontynentalnej Upiornej Arystokracji. Szkopuł dla osądu tkwił w tym, że nie dane było jej jeszcze spotkać swojego gospodarza.
              Pochyliła się, a drobne dłonie wsparła o alabastrową balustradę i wzięła głęboki wdech chłodnego powietrza pozwalając ciału na chwilę relaksacji, nim ruszy dalej w poszukiwania. W dziecięcym nieco geście odchyliła głowę do tyłu i z zamkniętymi oczami zawołała:
              - Lordzie Skoczysławie, gdy już wrócisz obiecuję, że dostaniesz najpyszniejsze truskawki, jakie tylko znajdę! – może taki szantaż okaże się być owocny i zguba skuszona wizją jedzenia się odnajdzie?


⋆˖⁺‧₊☽◯☾₊‧⁺˖⋆
spinning the spheres.
WE SEVERED THE

STARS
☽◯☾

Powrót do góry Go down





Tyk
Gif :
Fontanna Pałacowa D93840e52cb57748d5a24bdfa761040295dab6ee
Godność :
Lord Protektor, Arcyksiążę Agasharr I Rosarium
Wiek :
30 lat
Rasa :
Upiorny Arystokrata
Wzrost / Waga :
178/75
Pod ręką :
Alphard (Rubeol), Forets (Tenebrae), Divard, zabawki
Zawód :
Lord Protektor Krainy Luster
Specjalne :
Główny Administrator
https://spectrofobia.forumpolish.com/t233-agasharr-rosarium#284 https://spectrofobia.forumpolish.com/t914-archiwa-arcyksiazece https://spectrofobia.forumpolish.com/t497-kancelaria-arcyksiazeca https://spectrofobia.forumpolish.com/t1121-tyk
TykArcyksiążę
Arcyksiążę
Re: Fontanna Pałacowa
Nie 10 Paź - 18:24
Maski Stowarzyszenia Czarnej Róży są bardzo charakterystyczne. Osoby noszące je na swoich twarzach bez żadnej wątpliwości uznawani są za członków jednej z najbardziej wpływowych organizacji w Krainie Luster i Szkarłatnej Otchłani. Bez wątpienia zatem maski te przyciągają uwagę. Nie pozwalają niepostrzeżenie przemknąć przez zatłoczone uliczki Miasta Lalek czy Rubinowego Portu.
Niemniej w Różanym Pałacu i Różanej Wieży maski przestają zwracać uwagę. Ogromna ilość członków Stowarzyszenia kręcących się po pałacowych ogrodach i Pałacyku Sztabowym, bądź otaczających kompleks fortach sprawiała, że mało kto zwracał uwagę na jednego więcej zamaskowanego mężczyznę. I choć powoduje to wzmożoną ostrożność Arcyksiążęcych Gwardzistów, którzy po trzykroć sprawdzają każdego członka Stowarzyszenia, który postanawia ukrywać swoją twarz, to niektórym daje to możliwość spokojnego spaceru.
W końcu mało kto w Różanym Pałacu zwraca uwagę na maski Stowarzyszenia Czarnej Róży, zbytnio będąc do nich przyzwyczajonym.

Nieoczekiwanie jednak spokojną wędrówkę po labiryncie ogrodów - która o dziwo nie miała żadnego większego celu - przerwał głos. Słowa, które dobiegły do uszu były intrygujące, wszak to ciekawa przynęta, której się nawet nie ma. Trudno nie wyobrazić tu sobie wizji, w której zagorzali rybacy nie stoją nad spokojnym nurtem Herbacianej Rzeki i nie przyczepiając do swoich wędek maleńkich wodoodpornych karteczek z napisem "daj się złapać, a dostaniesz najpulchniejszego robaka, jakiego uda mi się zdobyć". To była myśl naprawdę zabawna i wywołała uśmiech na twarzy zamaskowanego mężczyzny. Nikt jednak nie mógł tego rozbawienia dostrzec z dwóch powodów. Po pierwsze twarz zakryta była maską. Po drugie, co wydaj się nieco istotniejsze, brak było oczu, które mogłyby dostrzec ten uśmiech - nawet gdyby maska z jakiegoś powodu została ściągnięta.
- Wydaje mi się, że perswazja byłaby silniejsza, gdyby stały za nią prawdziwe truskawki, a nie tylko niepewna obietnica oparta na nadziei na znalezienie owoców nie tylko realnych, ale i rzeczywiście pysznych.
Nie wiedział kim, bądź czym miał być lord Skoczysław. Raczej nie Upiorny Arysokratą, ani też żadnym innym możnym, który mógłby przebywać na terenie Różanego Pałacu - wiedziałby o nim i zapamiętał nietypowe miano. Dostrzeżony kątem oka kicający leniwie królik mógł jednak być odpowiedzią na to pytanie. Nie zapominajmy, że stworzenia te wyjątkowo chętnie i często skaczą, więc byłoby to imię tyle przewrotne co trafne.
Wobec tego jednak pozostawało wciąż zastanowić się, czy zguba, której kobieta szukała, nie skryła się za jej plecami w leniwych podskokach? Było to raczej mało prawdopodobne i najpewniej chodziło o zgoła innego królika - jeżeli to królik był przyczyną całego zamieszania.
- Czy to nie jest ten? - Padło pytanie, gdy dłoń uniosła się wnętrzem ku górze, by palec mógł wskazać na stworzenie, które nosiło imię Cynamonek. Choć pytający jeszcze o tym nie wiedział, w innym razie pytanie byłoby wysoce nierozsądne.
Z drugiej strony czy nie było nierozsądnym gubić królika w Różanym Pałacu, gdzie ten malec zawsze mógł przypadkiem zawędrować na stół lisiego zakątka. Myśl ta w sposób istotny wpłynęła na postanowienia zamaskowanego, który nie mógł nie udzielić pomocy w poszukiwaniach, tak ażeby uchronić czyjegoś pupilka przed psotnymi kłami arcyksiążęcych lisów.
Pozostawało też pytanie, które na razie nie zaprzątało zbytnio niczyjej głowy, a brzmiało: kim w ogóle ta kobieta, co stosuje techniki połowu działające na inteligentne istoty, na znacznie prostsze stworzenia. Trudno znać wszystkich w Różanym Pałacu, kompleks jest zbyt pokaźny, by o każdym wiedzieć.
Na marginesie można stwierdzić, że to niezwykłe zrządzenie losu, że istoty inteligentne dają się złapać nie na materialną przynętę, lecz zaledwie na obietnice otrzymania czegoś w przyszłości, podczas gdy stworzenia dalece mniej inteligentne potrzebują przynęty rzeczywistej, bo płowa obietnicą jedynie wzgardzą.

Powrót do góry Go down





Colette
Gif :
Fontanna Pałacowa 73824387e8e95d09caae6aa88ad993a4
Godność :
Aylin
Wiek :
wizualnie 20 lat
Rasa :
Upiorna Arystokratka
Wzrost / Waga :
160/55
Znaki szczególne :
albinizm, złote rogi
Pod ręką :
Fabuła: wymieniona magiczna biżuteria, Agma Draekwa, Carlunamis
Broń :
Anemon (szabla), sztylet
Zawód :
nadworny grajek i supertajny agent, zabaweczka
Stan zdrowia :
zdrowa
Specjalne :
Administrator, Mistrz Gry
https://spectrofobia.forumpolish.com/t805-colette https://spectrofobia.forumpolish.com/t825-menazeria-colette https://spectrofobia.forumpolish.com/t839-tajna-szpiegowska-skrzynka-colette https://spectrofobia.forumpolish.com/t1078-colette
ColetteKochanka muz
Kochanka muz
Re: Fontanna Pałacowa
Pon 11 Paź - 15:50
Pogrążona w zadumie i wsłuchująca się w delikatny szmer listowia oraz niedalekie dzwonienie dzwoneczka, którego to lokalizację starała się ustalić za pomocą zmysłu słuchu, Colette początkowo nie była świadoma obecności spacerującego mężczyzny, toteż drgnęła nieznacznie słysząc nieznajomy głos i z zaskoczeniem odwróciła się w jego stronę. Upiorna przyzwyczajona była do tego, że życie – zwłaszcza te pałacowe – nieraz zmuszało ludzi do przywdziewania masek wszelkiego rodzaju i odgrywania różnorakich ról; niemniej rozumiała to bardziej metaforycznie, niż dosłownie. Choć czy jedno wyklucza drugie?
             Co prawda Colette widziała już podobne maski z okien swojej komnaty, lecz nie zdążyła jeszcze wybadać, co one oznaczają; wszak równie dobrze mogły nie oznaczać niczego, a być jedynie dziwnym przejawem lokalnej mody i kaprysów możnych. Z pewnością jednak fakt zamaskowania sprawił, że Colette była bardziej zaciekawiona tożsamością mężczyzny – paradoksalnie, to, co ukryte i nieznane wydaje się być bardziej interesujące niż to, co widać na pierwszy rzut oka.
             - Wystraszyłeś mnie, sir! – przyłożyła dłonie do piersi w nieco teatralnym geście i zmierzyła przybysza zaciekawionym spojrzeniem ametystowych oczu, zatrzymując się na osobliwej masce nieznajomego. Obdarzyła go lekkim uśmiechem: nie mogła odmówić trafności jego spostrzeżeniom, zaśmiała się więc cicho, nie ukrywając swojego niewielkiego zawstydzenia  – W rzeczy samej, choć muszę przyznać, iż wychodząc dziś rano na spacer nie przewidywałam konieczności stosowania podstępu i przynęty, by zwabić do siebie jednego ze swych podopiecznych, zatem też nie przygotowałam się do tego odpowiednio i nie spakowałam do swych kieszeni odpowiednich truskawek, na które to skusić mógłby się Lord Skoczysław; będę na to pomna w przyszłości. – zażartowała nieco przewrotnie i szybkim ruchem dłoni poprawiła pelerynkę, która to potargała się nieco w czasie szybkiego marszu.
             Powiodła spojrzeniem za dłonią mężczyzny równie machinalnie, jak skierowała swoje kroki w stronę labiryntu z pewną nadzieją, że oto zguba się odnalazła równie szybko, jak zgubiła. Przeżyła małe rozczarowanie, gdy okazało się, że nieznajomy wskazuje na Cynamonka, fakt ten szybko ustąpił miejsca rozbawieniu. Niezwykle ironicznym okazałby się fakt, iż oto jej zguba kica sobie dzielnie na wyciągnięcie ręki, a ona jej nie dostrzega.
             - Och, sir, gdy ostatnio z nim rozmawiałam, nie czuł się wcale Lordem Skoczysławem! Choć z pewnością znacząco ułatwiłoby to rozwiązanie sprawy i przyspieszyło poszukiwania uciekiniera, gdyby ten raczył być tych rozmiarów.  – odparła z rozbawieniem rzucając przelotne spojrzenie na kicającego obok Reille, który to wydawał się być coraz bardziej śpiący. Cynamonek, jeszcze młody i nieco karłowaty jak na przedstawiciela swojej rasy, był wielkości kucyka; odnalezienie go więc byłoby dużo prostsze, niż odnalezienie królika wielkości… królika! – To jest Cynamonek, Lorda Skoczysława przygarnęłam jako towarzysza dla niego, aby mógł szybciej zaaklimatyzować się w nowym dla niego miejscu. - przedstawiła swojego towarzysza a ten, słysząc swoje imię, podniósł leniwie głowę w stronę rozmawiających i kichnął.
             Widok lisich rzeźb wieńczących fontannę szybko jednak sprowadził ją na ziemię i zmroził krew w jej żyłach, ale fakt, że dzwoneczek nadal dzwonił gdzieś miarowo w oddali uspokajał ją nieco. Rzeczywiście o jej uszy obiły się plotki o arcyksiążęcym zamiłowaniu dla lisowatych stworzeń, toteż uznała, że należy przyspieszyć poszukiwania. Może nieznajomy mężczyzna okaże się być niezwykle dobrym w tropieniu i łapaniu króliczków?
             - Nie widziałeś go może, sir? Małego, białego królika z różową obróżką z doczepionym do niej dzwoneczkiem? Martwię się o niego, ogrodnik go wystraszył, gdy byliśmy na spacerze. Widziałam, że uciekł w tę stronę.


⋆˖⁺‧₊☽◯☾₊‧⁺˖⋆
spinning the spheres.
WE SEVERED THE

STARS
☽◯☾

Powrót do góry Go down





Tyk
Gif :
Fontanna Pałacowa D93840e52cb57748d5a24bdfa761040295dab6ee
Godność :
Lord Protektor, Arcyksiążę Agasharr I Rosarium
Wiek :
30 lat
Rasa :
Upiorny Arystokrata
Wzrost / Waga :
178/75
Pod ręką :
Alphard (Rubeol), Forets (Tenebrae), Divard, zabawki
Zawód :
Lord Protektor Krainy Luster
Specjalne :
Główny Administrator
https://spectrofobia.forumpolish.com/t233-agasharr-rosarium#284 https://spectrofobia.forumpolish.com/t914-archiwa-arcyksiazece https://spectrofobia.forumpolish.com/t497-kancelaria-arcyksiazeca https://spectrofobia.forumpolish.com/t1121-tyk
TykArcyksiążę
Arcyksiążę
Re: Fontanna Pałacowa
Pon 18 Paź - 21:57
Gdyby wyjście na spacer, okraszone przerażającym przebraniem, miało na celu wzbudzenie trwogi w przypadkowych, niczym niewinnych mieszkańców Różanego Pałacu. Może chociaż, gdyby choć nie było to wprawdzie celem, to wzbudzało radość zamaskowanego mężczyzny. Niestety jednak bycie przerażającym ma cenę, której nie chciano zapłacić - wzbudzało zainteresowanie.
Toteż nic dziwnego, że na słowa o wystraszeniu, zamaskowana postać spojrzała gdzieś w dal, nieco nad linię okolicznych krzewów. Co za tym idzie konieczne było nieznaczne uniesienie podbródka.
- Czyli poszukiwania dotyczą stworzenia niezwykle małego i niezbyt rozeznanego w pałacowych ogrodach? Brzmi to jak wyzwanie... Nie, wyzwania zakładają jakąś szansę powodzenia. Realizacja tego celu leży w kategorii cudu, chyba że skorzystać z pomocy kogoś, kto bez problemu dojrzy małe zwierzątko, a do tego ma nieco lepszą perspektywę.
Kolejny raz spojrzał na tego, który zwał się Cynamonek. Wykonał w jego stronę kilka kroków, tak że znalazł się na wyciągnięcie ręki od mega królika. Ręki tej jednak nie wyciągnął, a zamiast tego się nieznacznie pochylił.
- Bo jak rozumiem Jego Cynamonkowość nie zdradzi swego kompana i w poszukiwaniach nie wspomoże?
Następnie obrócił się tak, że ponownie stał przodem do kobiety, która próbowała krwią truskawek zwabić króliczego uciekiniera. Maska delikatnie przechyliła się w prawą stronę - przyszedł czas na małe zamyślenie. O dziwo nie chodziło o odpowiedź na pytanie kogo ma w zasadzie przed sobą, a raczej o odpowiedź na zadane pytanie: czy widział gdzieś co choćby sprawiało wrażenie, że mogło stanowić część małego gryzonia? Przyznać należy, że pochłonięty myślami raczej nie rozglądał się zbyt uważnie, a jednocześnie łatwo jest przeoczyć coś małego, raczej płochliwego. W końcu takie małe zwierzątko musi być jeszcze bardziej strachliwe niż ludzie, którzy dowiadują się, że zasłużyli na spalenie na stosie.
- Nie, nie miałem okazji spotkać żadnego królika, a już w szczególności takiego, który pasowałby do tego opisu. Widocznie ukrywał się nieco lepiej niż można spodziewać się po tak niewielkiej istotce. Niemniej myślę, że mam pewien pomysł jak można przechytrzyć uciekiniera za pomocą niewielkiej obławy przy małej pomocy... - Szybki rzut oka pozwolił na właściwą ocenę tego, gdzie należy się udać by jak najszybciej znaleźć się na otwartej przestrzeni ogrodów, a tam poszukać pomocnika, o którym była przed chwilą mowa.
- Za mną, to o wiele lepszy sposób niż błądzenie za dźwiękiem dzwonka w nadziei na odnalezienie królika. Po drodze możesz mi o swoich pupilach nieco więcej opowiedzieć. - Choć może to nie do końca o króliki chodziło, a jedynie maskowało inne intencje, które na razie pozostawały ukryte? Trudno stwierdzić, a i nie czas na rozmyślania. Zamaskowany mężczyzna niemal natychmiast ruszył przed siebie, w obranym wcześniej kierunku.

Powrót do góry Go down





Colette
Gif :
Fontanna Pałacowa 73824387e8e95d09caae6aa88ad993a4
Godność :
Aylin
Wiek :
wizualnie 20 lat
Rasa :
Upiorna Arystokratka
Wzrost / Waga :
160/55
Znaki szczególne :
albinizm, złote rogi
Pod ręką :
Fabuła: wymieniona magiczna biżuteria, Agma Draekwa, Carlunamis
Broń :
Anemon (szabla), sztylet
Zawód :
nadworny grajek i supertajny agent, zabaweczka
Stan zdrowia :
zdrowa
Specjalne :
Administrator, Mistrz Gry
https://spectrofobia.forumpolish.com/t805-colette https://spectrofobia.forumpolish.com/t825-menazeria-colette https://spectrofobia.forumpolish.com/t839-tajna-szpiegowska-skrzynka-colette https://spectrofobia.forumpolish.com/t1078-colette
ColetteKochanka muz
Kochanka muz
Re: Fontanna Pałacowa
Sro 20 Paź - 16:11
- Och, sir, proszę mnie nawet tak nie straszyć! – powaga sytuacji, jaką malował słowami nieznajomy mężczyzna, zmroziła krew w żyłach Colette i odmalowała się zaniepokojeniem na twarzy Upiornej – Z pewnością nie jest to zadanie łatwe, jednakże o jakiej lepszej perspektywy mówisz, sir? – zabrzmiało to dosyć enigmatycznie dla panny Lucan, wszak nawet jeśli miało ułatwić poszukiwania uciekiniera, to jak miało się to dokonać?
            Cynamonek tylko spojrzał leniwie na nieznajomego mężczyznę i w jednej chwili obalił się leniwie na bok dając mu tym samym odpowiedź jednoznacznie wskazującą, że nie jest zainteresowany poszukiwaniami zaginionego towarzysza-konkurenta. Po chwili słychać było ciche, królicze chrapanie – sen w końcu przemógł biednego Reille i zabrał w swoje objęcia. Colette przewróciła tylko oczami na popis dramatyzmu swojej bestii: choć zwierzęta zwykły upodabniać się do swoich właścicieli temperamentem, to Cynamonek „odziedziczył” po niej jedynie przesadną egzaltację.
            - Najwidoczniej ma ważniejsze sprawy na głowie niż szukanie igły w stogu siana! – skwitowała nieco rozbawiona zachowanie swojego pupila i lekko pogładziła miękkie i białe futerko na jego głowie; w odpowiedzi na drobną pieszczotę rozległo się nieco głośniejsze chrapanie, a olbrzymi króli drgnął gwałtownie tylną łapką.
            Przechyliła głowę w bok w nieco szczenięcym geście i spoglądała z nadzieją na zamaskowaną postać wyczekując odpowiedzi, a gdy ta wreszcie padła, cień rozczarowania padł na twarz Słowika. Choć szanse, że mężczyzna widział uciekiniera były niewielkie, a odpowiedź negatywna dosyć przewidywalna, to Colette do ostatniej chwili łudziła się, że rozwiązanie jej problemu będzie tak banalne i na wyciągnięcie ręki. Rozczarowanie jednak szybko przerodziło się w zaciekawienie, gdy padła oferta pomocy, choć – nie ukrywając – użyte określenie „obławy” zaniepokoiło ją nieco. Nieznajomy nie czekając na jej odpowiedź ruszył przed siebie, choć czy rozsądnie na miejscu Colette byłoby mu odmówić?
            - Och, dobrze! – ruszyła więc szybko za mężczyzną i przyglądała się uważnie jego plecom usiłując rozgryźć tajemnicę jego tożsamości.  Kim był ten nieznajomy i dlaczego zgodził się jej pomóc? Może kierował się dobrocią serca, a może szukał osoby, która winna mu będzie w przyszłości przysługę? – Cynamonek, jak z pewnością zauważyłeś sir, to Reille, całe szczęście one tak łatwo się nie gubią ze względu na swoje rozmiary. Dostałam go w prezencie od swojego ojca na urodziny i od tej pory, o ile oczywiście nie śpi, zawsze mi towarzyszy. Jak się domyślasz, sir, śpi raczej dużo. – uniosła nieco wyżej rąbek sukienki, aby ułatwić sobie podążanie za mężczyzną przez przypałacowe grunty. Przez chwilę zapanowała cisza, a Colette zmarszczyła brwi w zamyśleniu: mimo wszystko musiała uważać na słowa, aby nie wypaplać przez przypadek zbyt dużo informacji o sobie, wszak jej prawdziwa tożsamość nie mogła wypłynąć na światło dzienne.
            – Niedawno przybyliśmy do Różanego Pałacu, nie minął nawet pierwszy tydzień naszego pobytu. Nawet nie dane mi było poznać gospodarza! Wracając do tematu, Cynamonek nie chciał jeść, z pewnością przez wzgląd na nowe miejsce, toteż pomyślałam, że może nowe towarzystwo pozwoli mu się lepiej i szybciej zaaklimatyzować? Dlatego też przygarnęłam królika, mimo wszystko są bardzo podobne do Reille, które również potrzebują towarzystwa innych zającowatych. Pan Skoczysław i Cynamonek dopiero się ze sobą zapoznawali, byliśmy dziś na pierwszym wspólnym spacerze. Miał się przydać zarówno moim królikom, jak i mnie.   - urwała i westchnęła cicho, nie poszedł on zgodnie z planem.
            Ciekawość trasy, jaką obrał nieznajomy, wzięła nad nią górę, zatem ciągle wbijając zaciekawione spojrzenie w plecy mężczyzny zapytała:
            - Dokąd idziemy, sir?


⋆˖⁺‧₊☽◯☾₊‧⁺˖⋆
spinning the spheres.
WE SEVERED THE

STARS
☽◯☾

Powrót do góry Go down





Tyk
Gif :
Fontanna Pałacowa D93840e52cb57748d5a24bdfa761040295dab6ee
Godność :
Lord Protektor, Arcyksiążę Agasharr I Rosarium
Wiek :
30 lat
Rasa :
Upiorny Arystokrata
Wzrost / Waga :
178/75
Pod ręką :
Alphard (Rubeol), Forets (Tenebrae), Divard, zabawki
Zawód :
Lord Protektor Krainy Luster
Specjalne :
Główny Administrator
https://spectrofobia.forumpolish.com/t233-agasharr-rosarium#284 https://spectrofobia.forumpolish.com/t914-archiwa-arcyksiazece https://spectrofobia.forumpolish.com/t497-kancelaria-arcyksiazeca https://spectrofobia.forumpolish.com/t1121-tyk
TykArcyksiążę
Arcyksiążę
Re: Fontanna Pałacowa
Pią 22 Paź - 17:40
Choć to strata czasu, to zamaskowanego mężczyznę niezmiernie ciekawiło, czy niespodziewany upadek rosłego królika spowodowany był zmęczeniem długimi harcami, stresem związanym z nieoczekiwanym zaginięciem swego mniejszego kompana, czy może próbą uniknięcia jakiegokolwiek zaangażowania w poszukiwania.
Trudno zresztą byłoby mu się dziwić, gdyby prawdą okazała się ostatnia z możliwości. Mógł wierzyć w swojego przyjaciela, że ten sam wróci bez niczyjej ingerencji. Może nawet był z nim w zmowie i ukrywał jego ucieczki. Pozwalał na poznanie zakamarków, które są niedostępne dla tak dużego, jak on, stworzenia. Prawdziwa przyjaźń!
Wizja ta choć była zabawna nie mogła zbyt długo zajmować umysłu. W końcu już podążali w stronę, gdzie spodziewano się zastać Rubeola.
- Dokładnie tutaj. - Zatrzymał się i wyciągnął swą dłoń w górę, lecz z początku nie było wiadomo co ten gest miał oznaczać.
- Więc... - Rozpoczął spoglądając w stronę głównego pałacu. Co prawda nie było widać jego twarzy, lecz po postawie dało się wywnioskować, że czegoś oczekuje, stara się coś dojrzeć.
- Twój ojciec przysłał Cię do Różanego Pałacu, byś szkoliła tutaj króliki? - I fakt, nie było to pytanie poważne, lecz takie które związane jest z nadzieją na uzyskanie większej ilości informacji. Prowokujące do opowieści, choć o nic wprost nie pytające.
Było bowiem oczywiste, że powodem przybycia tej dziewczyny nie było szkolenie królików, lecz niezaprzeczalnie większość osób usłyszawszy coś tak absurdalnego od razu zechce sprostować i wyjawić swoje prawdziwe motywy.
Miał zresztą pewien trop, przynajmniej jeżeli chodzi o czas, w którym królicza mama miała przybyć do jego posiadłości. Trop ten prowadził na Wyspy Księżycowe, choć nie na główną wyspę archipelagu. Toteż nieco później, gdy na niebie była już widoczny mknący ku nim różowy ptak, dodał jeszcze:
- Nie dziwię się brakiem spotkania z gospodarzem, gdy ten zajęty jest doglądaniem traktatu, który został zawarty pomiędzy Różanym Pałacem a Lunis na ostatnim balu. Ponoć chodzi o jakiś dziwny magiczny metal, którego próżno szukać na kontynencie.
W końcu o tym wiedzieli wszyscy, a okazywanie wiedzy, która objęta była tajemnicą handlową wobec dopiero co napotkanej przedstawicielki Upiornej Arystokracji było nie tylko nierozsądne, ale też całkowicie niepotrzebne. Wszak nie po to nosi się maskę, by ukazywać swoją twarz.

Powrót do góry Go down





Colette
Gif :
Fontanna Pałacowa 73824387e8e95d09caae6aa88ad993a4
Godność :
Aylin
Wiek :
wizualnie 20 lat
Rasa :
Upiorna Arystokratka
Wzrost / Waga :
160/55
Znaki szczególne :
albinizm, złote rogi
Pod ręką :
Fabuła: wymieniona magiczna biżuteria, Agma Draekwa, Carlunamis
Broń :
Anemon (szabla), sztylet
Zawód :
nadworny grajek i supertajny agent, zabaweczka
Stan zdrowia :
zdrowa
Specjalne :
Administrator, Mistrz Gry
https://spectrofobia.forumpolish.com/t805-colette https://spectrofobia.forumpolish.com/t825-menazeria-colette https://spectrofobia.forumpolish.com/t839-tajna-szpiegowska-skrzynka-colette https://spectrofobia.forumpolish.com/t1078-colette
ColetteKochanka muz
Kochanka muz
Re: Fontanna Pałacowa
Sob 23 Paź - 22:52
Słowom mężczyzny zawtórowało zmarszczenie brwi przez Colette, która rozejrzała się dyskretnie po okolicy starając się wywnioskować, jaki cel ma jego zachowanie. Wydawało się, że na coś czeka; postawa jego ciała przywodziła jej na myśl łowców oczekujących swoich skrzydlatych towarzyszy, z którymi zaraz to mają udać się na polowanie. Ojciec Colette, lord Ge’al zwykł zabierać ją ze sobą na łowy od najmłodszych lat twierdząc, iż w ten sposób uda mu się zahartować charakter swojej pierworodnej córki-sukcesorki. Początkowo Lysandra była niezwykle niechętna do takich wypraw, lecz towarzystwo ofiarowanego jej przez familię jastrzębia szybko zmieniło jej nastawienie na nieco bardziej przychylne. Dlatego też zmartwiłaby się wizją takiej obławy skierowanej przeciwko jej podopiecznemu.
        Toteż zdziwiła się, że mężczyzna wyciąga swą dłoń ubraną jedynie w cienką rękawiczkę, wszak szpony stworzenia, które przypuszczalnie do siebie przyzwał, z pewnością były ostre i groziły licznymi ranami. Chyba, że wezwany ptak nie był jednak ptakiem drapieżnym, a pupilem nieznajomego? Taka wizja uspokoiłaby nieco Upiorną. Zresztą, nie pozostawało jej nic innego, niż czekanie.
        Zatrzymała się tuż przy nieznajomym i z pewnym rozbawieniem wysłuchała jego pytania. Och, wyobraziła sobie lorda Inkwizytora, który wysyła swoją pierworodną, by szkoliła króliki na dworze jakiegoś zamorskiego barbarzyńcy; nawet ta misja rekonesansowa wykonywana w majestacie Lunis nie do końca przekonywała starego lorda Lucan – narażało to jego dziecko na negatywne wpływy i degenerację. Pytanie swym absurdem z pewnością miało pociągnąć dziewczynę za język, niemniej mając to w tyle głowy zaśmiała się cicho i zaplotła ramiona na piersi.
        – Och, sir! – westchnęła i przewróciła oczami w nieco przedramatyzowanej manierze – Choć nie ukrywam, że wizja ta brzmi kusząco, to jednak mój ojciec niezbyt byłby tym zachwycony. Zresztą patrząc po wielości lisich dekoracji śmiem przypuszczać, że gospodarz preferuje inny rodzaj zwierząt jako swoich pupili. – odwróciła się do niego plecami i podeszła do pobliskiego krzewu różanego; opuściła wzrok na kwiecie i koniuszkami palców przejechała po czerwonym płatku – Mój ojciec nie był zbyt przekonany do tego, bym tu przyjechała, niemniej musiał się pogodzić z decyzją, jaka zapadła. Widzisz sir, jestem kompozytorką i bardem, zatem możliwość występowania na Różanym Dworze brzmiała niezwykle kusząco i to nie tylko dzięki możliwości zaprezentowania swojego talentu w szerszym, raczej doborowym gronie, ale również dzięki sposobności poznania innych nurtów, tradycji i zwyczajów muzycznych. Z bardziej prozaicznych przyczyn, możliwość grania Arcyksięciu brzmi jak pewien zaszczyt. – obejrzała się na niego przez ramię i posłała mu niewielki uśmiech.
        Niezbyt spodobał jej się fakt mieszania w rozmowę jej rodzimych terenów, był to grunt grzęski, a o potknięcie nie było trudno. Zwłaszcza, gdy nie wiedziało się, jak wiele informacji o Wyspach posiada przeciętny mieszkaniec kontynentu, a Colette nie chciała zdradzać swojej tożsamości pierwszej napotkanej osobie w sposób tak oczywisty. Z pewną zadumą spojrzała ponownie na krzew i wróciła do zabawy kwieciem.
        – Och, traktat między kontynentem a Wyspami? Niecodzienne to zdarzenie, wszak Lunis słynie ze swej polityki izolacjonizmu – fakt powszechnie znany nie powinien budzić niczyjego zainteresowania – Musieli mieć zatem istotny powód, by z niej zrezygnować i udostępnić swój jakże cenny metal. Czyżby jakieś kłopoty wewnętrzne? – Upiorna nie przypominała sobie sytuacji, która w sposób równie poważnym groziła naruszeniem statusu quo – W istocie, na gospodarzu musi ciążyć duży obowiązek i presja społeczności, by utrzymać relacje w jak najlepszym stosunku.


⋆˖⁺‧₊☽◯☾₊‧⁺˖⋆
spinning the spheres.
WE SEVERED THE

STARS
☽◯☾

Powrót do góry Go down





Tyk
Gif :
Fontanna Pałacowa D93840e52cb57748d5a24bdfa761040295dab6ee
Godność :
Lord Protektor, Arcyksiążę Agasharr I Rosarium
Wiek :
30 lat
Rasa :
Upiorny Arystokrata
Wzrost / Waga :
178/75
Pod ręką :
Alphard (Rubeol), Forets (Tenebrae), Divard, zabawki
Zawód :
Lord Protektor Krainy Luster
Specjalne :
Główny Administrator
https://spectrofobia.forumpolish.com/t233-agasharr-rosarium#284 https://spectrofobia.forumpolish.com/t914-archiwa-arcyksiazece https://spectrofobia.forumpolish.com/t497-kancelaria-arcyksiazeca https://spectrofobia.forumpolish.com/t1121-tyk
TykArcyksiążę
Arcyksiążę
Re: Fontanna Pałacowa
Nie 24 Paź - 19:51
Różowa sowa w końcu pojawiła się przy nich, lecz zamiast usiąść na ramieniu zamaskowanego mężczyzny przysiadła sobie wygodnie na pobliskiej fontannie i przechyliła głowę w bok spoglądając na rozmawiających. Ptak wyglądał na naprawdę zadbanego ze swoimi błyszczącymi różowymi piórami. Bez wątpienia jednak było to stworzenie dość niebezpieczne - przynajmniej spoglądając na jej dziób i szpony, które choć nie stworzone do walki ze stworzeniami rozmiarów ludzi, to mogły je zranić. Stąd spod maski wypłynęły słowa uspokojenia.
- Mam przyjemność przedstawić Rubeola, który bez wątpienia poradzi sobie z lokalizacją małego królika lepiej niż ktokolwiek inny w całym Różanym Pałacu. I choć jest w tym może nieco przesady, to jest najszybszą metodą do osiągnięcia celu, która nie wymaga specjalnych przygotowań i nie niesie za sobą ryzyka dla uciekających królików
Nim jednak zwrócił się do samego ptaka, to zrobił kilka kroków w jego stronę, po czym obrócił się i skomentował wcześniejsze słowa kobiety.
- Inny rodzaj zwierząt jako swoich pupili? - Powtórzył zamyślony, po czym rozbawionym głosem dodał: - Bez wątpienia tak jest, w końcu nie bez powodu w głębi ogrodów można odnaleźć urokliwy pałacyk, w którym mieszkają niemal wyłącznie Dachowcy.
To zabawne, że dzięki istnieniu lisiego zakątka i kilku rzeźbom wszyscy kojarzyli Rosarium z lisami, a niewielu wiedziało o stworzeniach, które trzymał przy sobie. Takich jak Rubeol, wyjątkowo uparty Alphard. Oczywiście fakt posiadania różowiutkiej sówki nieco przeczy wizji tyrana i despoty, którego macki sięgają do najdalszych zakamarków Krainy Luster. Trzeba być jednak naprawdę ograniczonym, by myśleć, że absolutyzm i mrok idą w parze. Podobnie jak nonsensem jest stwierdzenie, że piękno i dobro są pojęciami tożsamymi.
- Gdzieś tutaj biega sobie mały króliczek Rubeolu. Chciałbym byś go znalazł i poinformował nas o miejscu jego pobytu. Tak, bez używania pazurów. Masz go tylko znaleźć. - Druga część wypowiedzi padła po tym, gdy sowa zrobiła malutki kroczek prawą łapką. Może nic nie znaczący gest, lecz sprowokował zamaskowanego mężczyznę do sprezycowania swoich oczekiwań. Nawet przez chwilę nie miał wątpliwości, że zadziwiająco inteligentny jak na sowę, czy jak na ptaka w ogóle, stwór pojmie jego intencje.
Nie odleciał jednak od razu, nie dostał bowiem sygnału, zamiast tego padły kolejne słowa, których adresatem była Colette.
- Nie sądzę, by po ogrodach błąkało się więcej istot podobnych Skoczysławowi, lecz nastał dobry czas by powiedzieć o wszystkim, co pomoże go znaleźć. Nasz specjalista posiada niemałe zdolności detektywistyczne, lecz nie powinniśmy mu utrudniać zadania.
Odczekał chwilę, może pół minuty, może do czasu aż dziewczyna zakończyła swoją wypowiedź skierowaną przede wszystkim do różowopiórego Holmesa.
- Wracając do Dachowców, to pokuszę się o stwierdzenie, iż okazja do ich spotkania przyjdzie wcale szybko. W końcu to z nich najczęściej wywodzą się członkowie pałacowej orkiestry, która z wielkim zaangażowaniem zapewnia niesamowitą atmosferę na arcyksiążęcych balach. - Sowa wzleciała i skierowała dość sprawnie skierowała się nad labirynt, który dopiero co został opuszczony przez dwoje Upiornych Arystokratów. - Doszły mnie słuchy, choć może to tylko plotki, że delegaci z Lunis przywieźli ze sobą jakieś Dachowce. Nie mam wszak pełnej wiedzy, ale sądzę, że to nie gospodarz jest pod presją by utrzymać dobre relacje ze swoimi krewniakami zza morza.
Czasem zdarza się coś takiego, czego nikt nie może przewidzieć. Czy ktokolwiek mógł sądzić, że stary Marionetkarz Ivnir Daser będzie akurat przechodził nieopodal ze swoją Marionetką pamiętającą jeszcze czasy wojny z MORIĄ. Nikt nie spodziewał się, że akurat będąc koło fontanny, na której usiadł Rubeol, gdy zauważy, że kukiełka pobrudziła swoją błękitną sukienkę. Choć wtedy każdy, kto zna perfekcjonistę Dasera mógłby przewidzieć, że ten zapragnie jak najszybciej zmyć drobinki ziemi i skalny pył. Nawet jednak wtedy nie oznaczało to usłyszenia słów zamaskowanego mężczyzny i wtrącenia się.
- Słyszałem opowieści. Przepraszam, że wtrącam się do rozmowy, lecz przechodziłem i przypadkiem usłyszałem fragment. Słyszałem opowieści, że w Lunes tacy jak ja, Marionetkarze, nie mają Marionetek. Czy to prawda? - Spytał śmiele nisko się kłaniając po pierwszy dwóch słowach, lecz następnie ochoczo kontynuując będąc już wyprostowanym.

Powrót do góry Go down





Colette
Gif :
Fontanna Pałacowa 73824387e8e95d09caae6aa88ad993a4
Godność :
Aylin
Wiek :
wizualnie 20 lat
Rasa :
Upiorna Arystokratka
Wzrost / Waga :
160/55
Znaki szczególne :
albinizm, złote rogi
Pod ręką :
Fabuła: wymieniona magiczna biżuteria, Agma Draekwa, Carlunamis
Broń :
Anemon (szabla), sztylet
Zawód :
nadworny grajek i supertajny agent, zabaweczka
Stan zdrowia :
zdrowa
Specjalne :
Administrator, Mistrz Gry
https://spectrofobia.forumpolish.com/t805-colette https://spectrofobia.forumpolish.com/t825-menazeria-colette https://spectrofobia.forumpolish.com/t839-tajna-szpiegowska-skrzynka-colette https://spectrofobia.forumpolish.com/t1078-colette
ColetteKochanka muz
Kochanka muz
Re: Fontanna Pałacowa
Wto 26 Paź - 15:39
Trzepot skrzydeł, szum listowia i ciche pohukanie oderwały Colette od śledzenia wzorów zdobiących płatki róż i zaciekawiły dziewczynę na tyle, by odwróciła się w poszukiwaniu źródła dźwięków. Czyżby to miał być upragniony wybawca Lorda Skoczysława, skrzydlaty rycerz, o którym ułoży kolejną balladę? Różowa pierzasta plama kontrastowała z bielą fontanny. Szybkie spojrzenie na ptaka potwierdziło wcześniejsze podejrzenia Colette. Rosnące zaniepokojenie zaczynało przybierać na sile, niemniej ustępowało miejsca kiełkującemu zaskoczeniu spowodowanemu przez niecodzienny wygląd ptaka – nie spodziewała się tego, jak lunarnej inkwizycji.
       - Różowa sowa..? – powiedziała z wahaniem bardziej do siebie, niż do rozmówcy z oczami poszerzonymi od zdziwienia. Kraina Luster zaskakiwała ją swoją rozmaitą i egzotyczną florą i fauną.
       Skłoniła się grzecznie przed pierzastym przybyszem i posłała zamaskowanemu niepewne spojrzenie: ostre szpony i pazury nie wydawały się być dobrym połączeniem z małym i wrażliwym ciałkiem królika. W głowie panny Lucan kłębiły się myśli, które zmarszczyły brwi arystokratce i wywołały między nimi brzydką, lwią zmarszczkę. Czyżby nieznajomy chciał wywiązać się z obietnicy i dostarczyć jej królika, ale niekoniecznie żywego?
       - Sir, jesteś pewien? Nic się nie stanie Lordowi Skoczysławowi? Ten ptak, mimo, iż z pewnością uroczy, wygląda na groźnego dla królika. – i, oczywiście, króliki stanowiły dla niego naturalne pożywienie, czego Colette już nie dołączyła do swojej wypowiedzi, tylko zaplotła dłonie na piersi i spojrzała wyczekująco na mężczyznę.
       Niezbyt wiedziała, czy powinna oponować i nie wyrazić zgody na taką przysługę. Colette przeczuwała, może nietrafnie, iż mężczyzna mógłby zignorować jej sprzeciw i mimo wszystko wysłać Rubeola na polowanie. Choć może, kierując się wrodzoną naiwnością przyjęła, iż jej podopiecznemu nie stanie się żadna krzywda, a pomoc okaże się być rzeczywiście owocna? Starała się opanować swoje emocje tak, jak ją nauczono już w dzieciństwie – wzburzone działanie może przynieść tylko nieszczęście. Cień niepokoju mimo wszystko pozostał w niej i drażnił podświadomość wiotkimi mackami lęku.
       - Dachowcy? – w jej głosie, choć Upiorna starała się to ukryć, mężczyzna mógł wyczuć odrobinę niechęci. Przedstawiciele tej rasy cieszyli się niezbyt przychylną opinią na Wyspach, traktowane były jako istoty gorszego rodzaju, niepotrafiące panować nad swoimi zwierzęcymi instynktami, niczym się przez to od zwierząt nie różniąc. Stąd też, jak mniemała Colette, wynikała ich niska, niewolnicza pozycja w społeczeństwie. I choć coś podszeptywało jej, że część z nich, zwłaszcza te pracująca w kopalniach, nie zasługiwały na taki los, to wyuczona przez ojca twierdziła, iż w ostatecznym rozrachunku ktoś taką pracę wykonywać musi, a Dachowce w istniejących okolicznościach nadawały się do niej idealnie. – W takim razie Arcyksiążę musi mieć tam niezwykle cudaczną i różnobarwną menażerię. – powiedziała ostrożnie, przypominając sobie rozmaitych Dachowców, których widziała w swojej rodowej posiadłości czy posiadłości rodu Morvan: humanoidalne stworzenia o cechach wszystkich znanych i nieznanych jej zwierząt stanowiły barwną gromadkę niewolników dbających o dobrostan pałacu. Nic więc dziwnego, że postanowiła pociągnąć koncepcję lisiej fascynacji Arcyksięcia, gdy padło kolejne pytanie: - Domyślam się, że lisie również można tam znaleźć?
       Kolejne słowa mężczyzny do Rubeola wymogły na niej mały uśmiech. Słowa pozostaną jednak tylko słowami; bestia, choć wydawała się nad wyraz rozumna, zawsze może ulec swoimi instynktom i rzucić się za królikiem w pogoni, by odnalezione stworzenie przynieść i rzucić swojemu panu pod nogi. Uniosła więc brew na sugestię sprecyzowania rysopisu zbiega i pośpiesznie postanowiła współpracować.  
       - Och, dobrze. Lord Skoczysław jest małym, białym królikiem z brązową plamką na prawym oku, ma też różową obróżkę z dzwoneczkiem. Ostatnio słyszałam go w jednej z alejek na północ od fontanny, o ile to cokolwiek pomoże.
       Gdy była jeszcze w Lunis, wizja występowania przed Arcyksięciem wydawała się niezwykle kuszącą dla młodej artystki; mimo, iż miał to być jedynie pretekst dla pobytu Colette w tych rejonach Krainy Luster, zdawała się przyćmiewać jej pierwotny cel. Wizja współuczestniczenia w jej sławie Dachowców ścisnęła jej żołądek.
       - Och, Dachowce na tak zaszczytnym miejscu… - nie dokończyła, lecz spuściła wzrok i wbiła go w swoje krwistoczerwone paznokcie w zamyślonej manierze; czyżby i Colette przyszło odegrać rolę zwierzątka w przypałacowej menażerii, skoro istoty o tak niskiej pozycji społecznej będą piastować podobne jej stanowisko? Cień zawodu przeszedł przez jej twarz, lecz szybko został rozproszony przez wąski, nieco wymuszony uśmiech - Z pewnością w Lunis ich zbywa, nic więc dziwnego, iż zostały ofiarowane władcy tych terenów w prezencie cementującym przyjaźń Wysp i Kontynentu.
       Wzdrygnęła się na widok przybysza i odruchowo cofnęła w obronnym geście, wplątując dłonie różany krzew; pech chciał, iż jej palec pobłądził wśród plątaniny łodyg i liści i natrafiwszy na ostry kolec, skaleczył się. Colette syknęła cicho i szybkim ruchem włożyła palec do ust, zlizując zbierającą się krew. Szybko skarciła się za ten naganny dla arystokracji gest, wyprostowała i spięła barki, a palec zawinęła w jedwabną chusteczkę wyciągniętą zza paska sukni.
       - Lunis. – poprawiła niemalże niedosłyszalnie Marionetkarza i z zaciekawieniem zmieszaną z obawą zmierzyła od dołu do góry dzieło jego rąk; Marionetki na Wyspach zostały zabronione na długo przed tym, nim Lysandra Colette Lucan przyszła na świat; miały być niezwykle niebezpiecznym narzędziami w rękach swoich stwórców, toteż Arystokracja, wiedziona słuszną racją stanu, postanowiła uniemożliwić Marionetkarzom (cieszącym się zresztą złą sławą w Lunis) tworzenie tych wywrotowych narzędzi - Czy to… Marionetka? – nie odpowiedziała na pytanie, miast tego zadała kolejne, wbijając spojrzenie jasnych oczu raz w Marionetkę, raz w Marionetkarza. Zreflektowała się, że swoim zachowanie mogła popełnić faux pas, zatem szybko dodała – Jaki jest zatem sens istnienia Marionetkarzy, skoro nie mogą mieć Marionetek? - zwróciła się w stronę zamaskowanego mężczyzny z pytaniem, by spróbować odwrócić uwagę od swojego nerwowego zachowania.

Powrót do góry Go down





Tyk
Gif :
Fontanna Pałacowa D93840e52cb57748d5a24bdfa761040295dab6ee
Godność :
Lord Protektor, Arcyksiążę Agasharr I Rosarium
Wiek :
30 lat
Rasa :
Upiorny Arystokrata
Wzrost / Waga :
178/75
Pod ręką :
Alphard (Rubeol), Forets (Tenebrae), Divard, zabawki
Zawód :
Lord Protektor Krainy Luster
Specjalne :
Główny Administrator
https://spectrofobia.forumpolish.com/t233-agasharr-rosarium#284 https://spectrofobia.forumpolish.com/t914-archiwa-arcyksiazece https://spectrofobia.forumpolish.com/t497-kancelaria-arcyksiazeca https://spectrofobia.forumpolish.com/t1121-tyk
TykArcyksiążę
Arcyksiążę
Re: Fontanna Pałacowa
Nie 31 Paź - 19:39
Czy Różowa Sowa przystoi w ogóle tyranowi, który rozciąga swoje macki na najdalsze zakątki Krainy Luster? Czy nie powinien w ramach budowania mrocznej aury wokół siebie nie powinien otaczać się zwierzętami kojarzącymi się z mrokiem? Na przykład takimi krukami, które towarzyszyły by mu wszędzie z czernią swych skrzydeł i dziobów. Wtedy bez wątpienia budziłby grozę. Nie miało to jednak dla niego większego znaczenia, a Rubeol przy bliższym poznaniu okazywał się być o wiele bardziej niebezpieczny, niż wskazywało na to jego fantazyjne ubarwienie. Co więcej to raczej domena słabych władców, by musieć ciągle przypominać o swojej władzy i zastraszać tych, którzy mogliby przeciwko niej wystąpić. Czasem wystarczyło tylko zniszczyć jakiś niesforny ród, by pamiętano o tym przez całe wieki. To bowiem nie prawda, że jedynie deszcze śpiewają o ich arogancji. Wieści roznoszą się szybko i pustka dawniej wielkich siedzib odstrasza skuteczniej, niż ostre pazury lwów, czy nieugięte dzioby kruków.
- To prawda, że Rubeol mógłby bez problemu uśmiercić królika, czy innego gryzonia. Jest drapieżnikiem, lecz nie dzikim zwierzęciem a stworzeniem obdarzoną nie małą inteligencją, a do tego potrafi mówić. Nie ma wątpliwości, że wie jakie jest jego zadanie i wykona je nie oddając się swoim pierwotnym instynktom. W szczególności, że na brak pożywienia narzekać nie może. - Odparł ze spokojem, przechadzając się przy fontannie i dotykając palcami jej zimnego kamienia.
- Nie wszystko co może stanowić zagrożenie jest w nim w istocie. Trzeba uwzględnić kontekst, a ten jest taki, że ta Rubeol otrzymał zadanie i je wykona. Tego jestem pewien. - Dodał jeszcze po dłuższym czasie, gdy sowa już odleciała usłyszawszy instrukcje od Arystokratki.
Colette nie myliła się, że Rubol zostałby wysłany w niebiosa niezależnie od jej stanowiska. Rosarium w końcu już wcześniej postanowił rozwiązać problem, na który natrafił. Co więcej już wcześniej został poproszony o pomoc. Niełatwo jest przekonać tyrana do zmiany zdania!
- Bez wątpienia. - Odparł jedynie krótko na słowa o zacnej kolekcji Dachowćów, a na kolejne pytanie dotyczące lisich Dachowców jedynie się zaśmiał pod nosem, choć nie na tyle by stojąca nieopodal Colette nie była władna dostrzec jego rozbawienia. Wystarczyło jedynie odrobinę uwagi.
Nawet jeżeli wcześniej miał jakiekolwiek wątpliwości, to teraz nabrał całkowitej pewności, że kobieta pochodzi z Wysp Księżycowych. Nikt kto zamieszkiwał kontynent nie pytałby o lisich Dachowców - te stanowiły raczej niezwykłą rzadkość, a nie normę. Czego nie można powiedzieć o Lunis. Dwa Dachowce, które Rosarium otrzymał od delegatów z Archipelagu miały cechy, które silne łączyły je z lisami. Pogratulować należy szpiegom Księżycowego Miasta zebrania potrzebnych informacji, lecz jednocześnie Upiornych Arystokratów, że tak niedbale przygotowywali swych przedstawicieli do roli, którą mieli odegrać. Jak się bowiem później okazało Colette starała się ukryć swoje pochodzenia - inaczej bez wątpienia wyjawiłaby je staremu Marionetkarzowi.
Kolejne rozbawienie, tym razem nieme i niewyrażone poza umysł zamaskowanego mężczyzny, pojawiło się na widok rozczarowania "wysoką" pozycją Dachowców w Różanym Pałacu. Rzecz jasna wynikało to z braku zrozumienia dwóch kwestii. Po pierwsze tego, że Dachowce posiadały liczne talenty i wykorzystywanie ich do ciężkiej, niewolniczej pracy było zwykłym marnotrawstwem, do którego Lunis było zmuszone, by mogło pozyskiwać swe najcenniejsze dobro - Księżycowy Metal. Druga kwestia, której Colette wydawała się nie rozumieć, to fakt, że Rosarium był zupełnie inny od pysznych magnatów wyspiarskiego imperium. Nie lubował się w okazywaniu swojej wyższości. Wielokrotnie pozwalał sobie na pogawędki nawet z osobami, które nie mogły cieszyć się wolnością, a jednocześnie żadna pozycja, czy przywileje nie mogły uchronić przed tym, by zostać potraktowanym niczym zwierzątko, czy zwykła zabawka o ile taka byłaby wola Arcyksięcia. Mieszkańcy wysp mogli tego nie rozumieć, choć zaobserwowali na własne oczy, że Rosarium bez zawahania wykorzystuje ich przymusową pozycję i wiedzę, że nie kończy się trwającej milenia izolacji dla zwykłego kaprysu.
Nim jednak zamaskowany mężczyzna odpowiedział Colette, jakkolwiek zareagował na jej niespodziewane przygnębienie, pojawił się weteran. Jego słowa na chwilę odwróciła uwagę członka Stowarzyszenia Czarnej Róży i ten nie spostrzegł rany Colette oraz jej następstw. Usłyszał co prawda szelest liści, lecz nie zwrócił na to większej uwagi. Wszak w Różanym Pałacu, przy licznych krzewach nawet łagodny podmuch wiatru sprawiał, że tutejsza roślinność rozpoczęła swój koncert. Dopiero później dostrzegł chusteczkę, która owijała jej palec.
- No ja tego nie pojmuję! Marionetkarz musi tworzyć Marionetki, podobnie jak Dachowiec musi być kotem, a Cień być szemranym typem. Takie są zasady świata i tego nawet Arcyksiążę niewładny zmienić! Nawet Vincent i jego ludzie, choć wolą walczyć własnymi dłońmi, to mają swoje Marionetki. Jednak chodzą słuchy, że w Lunes jest inaczej. Dzikie to miejsce - nie może być inaczej.
Widać było, że Marionetkarz nie wiedział zbyt wiele o Lunis. Jedynie słyszał plotki, zapewne zasłyszane na poprzednim arcyksiążęcym balu. Bez wątpienia jednak wypowiedź Marionetkarza wzburzy wychowaną na Wyspach Colette i rozpocznie żywiołową dyskusję. Podczas tego żadne z nich nie spostrzeże, że zamaskowany mężczyzna po prostu gdzieś zniknął. Czy wrócił do labiryntu, nad którym unosił się jego Alphard, czy może udał się w zupełnie inne miejsce. Fakty były takie, że zarówno Colette i Marionetkarz zorientowawszy, się, że trzeci rozmówca gdzieś zniknął musieli być niemało zdziwieni.

Powrót do góry Go down





Colette
Gif :
Fontanna Pałacowa 73824387e8e95d09caae6aa88ad993a4
Godność :
Aylin
Wiek :
wizualnie 20 lat
Rasa :
Upiorna Arystokratka
Wzrost / Waga :
160/55
Znaki szczególne :
albinizm, złote rogi
Pod ręką :
Fabuła: wymieniona magiczna biżuteria, Agma Draekwa, Carlunamis
Broń :
Anemon (szabla), sztylet
Zawód :
nadworny grajek i supertajny agent, zabaweczka
Stan zdrowia :
zdrowa
Specjalne :
Administrator, Mistrz Gry
https://spectrofobia.forumpolish.com/t805-colette https://spectrofobia.forumpolish.com/t825-menazeria-colette https://spectrofobia.forumpolish.com/t839-tajna-szpiegowska-skrzynka-colette https://spectrofobia.forumpolish.com/t1078-colette
ColetteKochanka muz
Kochanka muz
Re: Fontanna Pałacowa
Wto 2 Lis - 12:42
Konieczność podkreślania swojej władzy, potęgi i majestatu na każdym kroku z pewnością jawiła się w oczach wielu jako coś, co zdesperowany władyka robił, by za wszelką cenę, nieraz w desperackich czynach, próbować utrzymać władzę i pozycję. Nieraz wychodziło to groteskowo, nieraz zwyczajnie śmiesznie. Czasami również niektórzy z nich próbowali oddać mroki swej duszy otaczając się groteskowymi zwierzętami, których korzenie sięgały starych bajd i poezji. Zwierząt ni wyjątkowych, ni zgrabnych. Toteż Colette, w pełni nieświadoma pozycji, jaką zajmował jej rozmówca, podziwiała róż piórek Rubeola w locie – by nie przesadzać, był to jej ulubiony kolor, a zwierzę wydawało się być niezwykle urodziwe.
     - Wierzę ci, sir. – powiedziała tylko tyle i skłoniła wolno głową; może i naiwne było to działanie i przekonanie bijące z Colette, za które jej ojciec z pewnością ukarałby ją za taką lekkomyślność.
Wybuch wesołkowatości rozmówcy Colette obdarzyła nieznacznym, niezauważalnym uniesieniem brwi. Powód był z pewnością powiązany z jej słowami, lecz nie potrafiła przejrzeć gry, jaką prowadził jej rozmówca – o ile oczywiście jakąś prowadził. Nieświadoma realiów i stosunków panujących na kontynencie, łatwo mogła wpaść w pułapkę mężczyzny. Czyżby to właśnie zrobiła? Zresztą powodów do nieujawniania swojej tożsamości przed przypadkowymi nieznajomymi mogła mieć wiele: dla przykładu mogła nie chcieć stać się kolejnym egzotycznym zwierzątkiem w arcyksiążęcych włościach.
     Fiołkowe spojrzenie badało uważnie Dasera posyłając mu groźne, lodowe iskry, gdy ten śmiał odnieść się z brakiem szacunku do jej rodzinnych Wysp. Nie mogła sobie pozwolić na taką impertynencję! Wzięła głęboki wdech, by nie wybuchnąć złością, a pokonać oponenta merytorycznymi argumentami i złączyła dłonie na wysokości ust.
     - Mój drogi panie Marionetkarzu, uciekamy się w generalizowanie, a to zawsze rodzi niesprawiedliwość. – przewróciła dramatycznie oczami, zbliżyła się do swojego rozmówcy kładąc ręce na swoich biodrach, pogrążając się w dyskusji i zapominając o zamaskowanym mężczyźnie i swoich króliczych poszukiwaniach. - Marionetki mogą stanowić zagrożenie dla ogółu społeczeństwa, gdy wśród ich twórców pojawi się element wywrotowy, który będzie chciał zadrwić sobie z odwiecznego ładu i w rewolucyjnej manierze postanowi przeprowadzi zamach stanu wymierzony w warstwę rządzącą, a to tylko prowadzi do rządów osób niepredystynowanych do sprawowania władzy i ogólnego chaosu. Czasami więc trzeba ograniczyć niektóre grupy dla powszechnego szczęścia i dobrobytu zwykłej ludności.
     Daser nie mógł nie bronić honoru swojej rasy, wystąpił również do przodu o krok i omiótł dużo niższą od niego arystokratkę chłodnym spojrzeniem.
     - No niezbyt się z tym zgodzę, Marionetkarz to Marionetkarz, musi robić Marionetki, a to, że się trafi jakiś wywrotowiec niczego nie zmienia, wszędzie ktoś taki się trafić może, czy to Upiorny, czy Lunatyk współpracujący z MORIĄ, tfu. To właśnie takie zakazy wywracają świat do góry nogami, tfu. – splunął przez ramię w wyrazie pogardy; trudno określić, czy skierowane to było przeciwko MORII, czy wyspiarskiemu ładowi – Bo tak być nie może! To jest ważne dla Marionetkarzy i pomaga rozwijać społeczeństwo, to święta tradycja! Marionetki są też pożyteczne, to dobrzy, wytrzymali robotnicy i dzięki ich pracy nie trzeba, by inne rasy ryzykowały swoje życie wykonując niebezpieczne roboty.
     Temu argumentowi Colette nie mogła odmówić słuszności: Marionetkę zapewne łatwiej byłoby naprawić, niż uleczyć Dachowca, na którego obsunęło się przejście w wyniku naturalnych drgań, jakie czasem rozchodziły się po wyspie, na której znajdowały się największe i najbardziej wydajne kopalnie. Nie mogła mu jednak przyznać racji, wszak zniesławił jej dom, był impertynenckim Marionetkarzem o manierach ulicznika i jeszcze śmiał się nie zgadzać z Colette! Tupnęła więc nóżką i wystąpiła do przodu.
     - A co, jeśli Marionetki nagle się zbuntują? Co, jeśli cała armia takich dzieł wyjdzie i maszerując ruszy na swoich twórców, by odwrócić naturalny porządek rzeczy?
     Padło jeszcze wiele słów, atmosfera stała się gorączkowa: nic dziwnego, skoro każde z rozmówców miało inne spojrzenie na święte, odwieczne tradycje. Na szczęście nie doszło do rękoczynów, lecz pojawiła się konieczność tego, by osoba bezstronna zasądziła rozstrzygnięcie dyskusji – wszak nie może być dwóch zwycięzców pojedynku. Może w zamaskowanym mężczyźnie znajdzie sojusznika, który poprze jej stanowisko? Przez myśl przebiegło jej, iż w razie konieczności skorzysta z pomocy swojego uroczego głosu, by wpłynąć na werdykt, szybko jednak zganiła się za taką nawet sugestię.
     - Marionetki są niebezpieczne i nie powinny być tworzone bez wiedzy i zgody władzy, prawda sir? – spojrzała przez ramię w miejsce, gdzie winien stać nieznajomy; jego nagłe zniknięcie wprawiło ją w osłupienie - Sir! Gdzie jesteś? – zawołała nieco bezradnie rozglądając się dookoła w poszukiwaniu tego, który miał być arbitrem w sporze toczonym przeciwko niesfornemu Marionetkarzowi, który to raczył nie zgadzać się z jej opinią i to jeszcze śmiał się z tym afiszować!
     Lecz jak widać zaskoczenie ogarnęło nie tylko Upiorną, ale również jej oponenta. Zdjął z głowy czapkę i miętosił ją w obu rękach poszukując w okolicy wzrokiem uciekiniera. Jaki widać nagłe i zaskakujące sytuacje zacierają złe maniery i humory i wiążą nieoczekiwane sojusze. Colette zmarszczyła brwi i patrząc kątem oka na dotychczasowego przeciwnika zwróciła się do niego nieśmiało.
     - Widziałeś, gdzie on poszedł, panie Marionetkarzu…?
Daser pokręcił głową i ruszył przed siebie, w stronę tylko mu znaną.
     - Nie, nie widziałem, panienko. Chodźmy go poszukać, choć przez te cholerne maski SCRu może być trudno go odnaleźć.


Ostatnio zmieniony przez Colette dnia Czw 4 Lis - 9:22, w całości zmieniany 1 raz

Powrót do góry Go down





Tyk
Gif :
Fontanna Pałacowa D93840e52cb57748d5a24bdfa761040295dab6ee
Godność :
Lord Protektor, Arcyksiążę Agasharr I Rosarium
Wiek :
30 lat
Rasa :
Upiorny Arystokrata
Wzrost / Waga :
178/75
Pod ręką :
Alphard (Rubeol), Forets (Tenebrae), Divard, zabawki
Zawód :
Lord Protektor Krainy Luster
Specjalne :
Główny Administrator
https://spectrofobia.forumpolish.com/t233-agasharr-rosarium#284 https://spectrofobia.forumpolish.com/t914-archiwa-arcyksiazece https://spectrofobia.forumpolish.com/t497-kancelaria-arcyksiazeca https://spectrofobia.forumpolish.com/t1121-tyk
TykArcyksiążę
Arcyksiążę
Re: Fontanna Pałacowa
Sro 3 Lis - 15:07
Lśniące w promieniach słońca różowe pióra Rubeola wskazywaly właściwą drogę, gdzie krył się zbieg. Co prawda wśród arcyksiążęcych priorytetów ratowanie małych pupili członków swojego dworu nie stało zbyt wysoko, lecz o całe góry wyżej od politycznych sporów pomiędzy stronnictwem Wysp Księżycowych, a Marionetkarzami.
Szczególnie, że obie z tych grup mogłyby bez problemu znaleźć nić porozumienia na gruncie idei.
Upiorni z Wysp sprowadzili Dachowce do przedmiotów, dzikich bestii, których celem było służyć Lunis. Wielu Marionetkarzy nawet obecnie nie uznaje podmiotowości Marionetek. Są dla nich jedynie rzeczą stworzoną przez Marionetkarzy i niczym więcej.
Nie byliby jednak w stanie stanąć po jednej stronie gdziekolwiek poza teorią. Księżycowa arystokracja wiedziała o tych podobieństwach i to właśnie z tego powodu zakazali produkcji Marionetek oraz surowo i przykładnie karali niepokornych Marionetkarzy.
Jakże ironiczne było zatem, że odebranie Marionetkarzom ich władztwa nad ich własną kreacją zmieniła lud despotów w specjalistów od zdrowia i estetyki.
Lunis miało liczne problemy, a tysiąclecia izolacji tylko pogłębiły niektóre z nich. Jednak nigdzie poza Wyspami Księżycowymi Upiorni nie posiadali tak wielkiej władzy, której nikt nie był w stanie otwarcie podważyć. W żadnej innej części Krainy Luster zakazanie Marionetkarzom tworzenia Marionetek nie byłoby tak proste. Niezadowoleni uciekliby na bardziej gościnne tereny - chociażby zasilili szeregi gangów Miasta Lalek.
Kontynent i Archipelag metaforycznie stanowiły dwa zupełnie różne światy, których zderzenie będzie fascynujące. Niemniej chodzi tu o nie bezowocne spory pomiędzy dwójką nieznajomych, a przeniknięcie się obu światów. To nastąpi dopiero wtedy, gdy Lunis wpusci w swoje granice przybyszy z zewnątrz.
- Zguba znaleziona przez nieoczekiwanego bohatera, co za złoczyńcę był brany. Możesz wracać do swoich codziennych sowich zajęć Rubeolu.
Mężczyzna stał nad maleńką kuleczką, która najpewniej, rzuciwszy się do panicznej ucieczki, zaplątała się w nisko rosnące gałązki krzewów. Był to zdecydowanie króliczek i to z różową obrózką. Biorąc pod uwagę, że wysoce nieprawdopodobne jest by w tym samym czasie dwa kicające gryzonie zgubiły się w tym samym miejscu arcyksiążęcych ogrodów.
Zamaskowany przykucnął nad zwierzątkiem, lecz nie od razu go dotknął. Najpierw jedynie wyciągnął dłoń, by malec nie przeżył szoku, gdy jakowyś olbrzym uniesie go w nieznane.
- Już, spokojnie maluszku. - Starając się uspokoić stworzenie rozmyślał nad wydarzeniami z Balu Zimowego.
Ostatecznie nie dało się odkładać kulturowego zderzenia i swojego w nim udziału w nieskończoność. Nie ma jednak powodu, by stało się to kosztem maleńkich. Takich jak ten przestraszonu kicałek.
W końcu przyszedł czas, że palec zamaskowanego mężczyzny dotknął głowy zwierzęcia. Pogłaskany malec nie od razu się uspokoił, lecz po kilku chwilach był już na tyle spokojny, że możliwe było rozplątanie gałęzi zaplątanych wokół jego tylnej łapki.
Zwierzę zostało umieszczone na lewym ramieniu, podtrzymywane prawą dłonią, której kciuk nie przestawał gładzić futerka.
- Widzisz? Już wszystko dobrze. - Cicho i spokojnie zwrócił się do Skoczysława. Nie sposób ukryć, że stworzenie wciąż było nieco poddenerwowane. Jednakże najwidoczniej nie ze względu na samego Rosarium - królik dość ochoczo szukał ukrycia w materiale munduru Stowarzyszenia.
- Teraz tylko wrócić do słownego starcia. Mam nadzieję, że to pozostało w sferze słów i nikt nie wzywa sekundantów i lekarza. W gruncie rzeczy nie chciałbym przegapić takiego starcia. - Ledwie wyszeptał, kierując te słowa bardziej do siebie, niż do trzymanego na rękach futrzaka.
Nie wierzył w pojedynek, lecz widział scenariusz, w którym mogło się to zdarzyć. Marionetkarz był weteranem, pewnych swych sił przeciwko niewysokiej kobiecie, a z drugiej strony była Upiorna z Wysp, a Ci byli niezwykle dumni i staroświeccy, nie odważyliby się odstąpić od obrony własnego honoru.
Białowłosy ruszył szybkim krokiem, do miejsca w którym stał wcześniej. Dotarł tam bez problemu, znał własne ogrody mimo ich pokaźnych rozmiarów. Czego nie można powiedzieć ani o Marionetkarzu, który gościł tu w celu wyjaśnienia niedawnego incydentu, jak również Colette przybyłą przed kilkunastoma dniami.
I może w tym leżała przyczyna problemu, z którym odnaleziony królik i jego bohater stanęli przy pustej fontannie, gdzie pozostała tylko samotna Marionetka wyraźnie znudzona sytuacją. Na pytanie gdzie udała się spierająca dwójka odparła tylko, że poszli gdzieś w labirynt, ale ona w sumie nie wie. Była chyba wyraźnie wzburzona, że o niej zapomniano.
- Trzeba nam teraz zadać sobie pytanie niezwykle intrygujące: kto tu właściwie jest zgubiony? Och… śpisz. - Zauważywszy, że królik usnął mężczyzna postanowił na razie usiąść na ławce i zaczekać. Może któreś z nich tu wróci, choćby po Marionetkę.
Może powinien im przerwać i powiedzieć, by sporu nie przerywali i zaraz powróci ze zgubą? Nie, tak było o wiele zabawniej.

Powrót do góry Go down





Colette
Gif :
Fontanna Pałacowa 73824387e8e95d09caae6aa88ad993a4
Godność :
Aylin
Wiek :
wizualnie 20 lat
Rasa :
Upiorna Arystokratka
Wzrost / Waga :
160/55
Znaki szczególne :
albinizm, złote rogi
Pod ręką :
Fabuła: wymieniona magiczna biżuteria, Agma Draekwa, Carlunamis
Broń :
Anemon (szabla), sztylet
Zawód :
nadworny grajek i supertajny agent, zabaweczka
Stan zdrowia :
zdrowa
Specjalne :
Administrator, Mistrz Gry
https://spectrofobia.forumpolish.com/t805-colette https://spectrofobia.forumpolish.com/t825-menazeria-colette https://spectrofobia.forumpolish.com/t839-tajna-szpiegowska-skrzynka-colette https://spectrofobia.forumpolish.com/t1078-colette
ColetteKochanka muz
Kochanka muz
Re: Fontanna Pałacowa
Czw 4 Lis - 9:22
Przemierzali cieniste i kręte aleje labiryntu już dłuższą chwilę w gniewnym i groźnym milczeniu, jakie zapadło między nimi po żywiołowej dyskusji i podjęciu decyzji o wyruszenie na ekspedycję poszukiwawczą zamaskowanego mężczyzny. Niecodzienny sojusz zawiązany wszak został jedynie z powodu konieczności wystąpienia arbitra w ich sporze. Młoda Upiorna czuła się jednak niezręcznie idąc w takiej ciszy z osobą, która wydawała się być do niej nieprzychylnie nastawiona, dodatkowo kierowała nią ciekawość – choć to, co ukryte, zawsze najbardziej rozpala wyobraźnię, to jednak sama maska i to, co symbolizowała również niezmiernie ją intrygowała.
     - Szanowny panie Marionetkarzu…? – Colette zawiesiła na chwilę głos, by przykuć do siebie uwagę rozmówcy, a gdy upewniła się, że takową posiada, kontynuowała – Mówił pan coś o SCRu i jego maskach. Co to takiego? – spytała nieco dziecinnie krocząc drobnymi kroczkami za rosłym mężczyzną narzucającym zbyt szybkie tempo jak na jej gust i możliwości fizyczne.
     Marionetkarz spiął gwałtownie barki, najwidoczniej nieco wystraszony, nieco zdziwiony słowami  i spojrzał na nią przez ramię. Widać było, iż pierwsze zdziwienie wywołane dematerializacją trzeciego rozmówcy szybko z niego opadło i dało miejsce wcześniejszemu rozsierdzeniu spowodowanego niezbyt przyjemną wymianą zdań i różnicą w światopoglądzie.
- Skądże panienka się urwała, że nie słyszała o SCR? – rzekł gniewnie Marionetkarz zatrzymując się w pół kroku i obracając się w kierunku Upiornej, ale gdy tylko ujrzał smutną minkę, w jaką wykrzywiła się twarz Colette, poczuł, iż postąpił w sposób grubiański i z pewnym zakłopotaniem (i wahaniem) podrapał się po potylicy.
     Mimo wszystko nie mógł odmówić Colette pewnego dziewczęcego uroku, z jej drobną i niską posturą, jaśniutką cerą, białymi włosami okalającymi małą twarzyczkę i wielkimi, błyszczącymi oczami. Dziewczyna wyglądała niegroźnie i była tego w pełni świadoma; niemalże lubiła wykorzystywać tę cechę na swoją korzyść. Czyż ludzie nie są bardziej przychylni ulec niepozornej Fliksy niż groźnemu z wyglądu Phantomowi? Czyż legendy nie opowiadają o małym, niepozornym białym króliczku, najwierniejszym i najtrudniejszym do pokonaniu strażniku pradawnego skarbu, który był w stanie samodzielnie odeprzeć grupę rycerzy?
     - To znaczy, Stowarzyszeniu Czarnej Róży. – rozwinął skrót, choć nadal nie ukrywał zdziwienia, jakie wywarła na nim ignorancja dziewczyny. – Zbrojne ramię Arcyksięcia, każdy z nich ma taką cholerną maskę przy sobie. Zawsze. – mruknął i ruszył dalej przed siebie. – Są bardzo wpływowi na terytoriach Arcyksięstwa, ale nie dziwmy się – to oczy i uszy Lorda Protektora. – dodał jeszcze jakby od niechcenia.
     To było coś, co pozwoliło na czymś zaczepić się arystokratce w jej małym śledztwie co do personaliów zamaskowanego nieznajomego. Gdyby kiedyś miała określić moment, w którym zrodziła się w niej chęć wstąpienia do Stowarzyszenia, bez chwili zastanowienia wskazałaby na ten właśnie moment; moment, gdy wraz z gburowatym Marionetkarzem błądziła po nieznanych im alejkach labiryntu w poszukiwaniu mężczyzny, który znaleźć miał jej królika. Jakież to romantyczne.
     Z pewnością mogło to wydać się naiwne, ale postanowiła, że zapyta mężczyznę o możliwość dołączenia do owego Stowarzyszenia Czarnej Róży. Taka przynależność dawałaby jej większy dostęp do pewniejszego źródła informacji niż tylko plotki zasłyszane w Różanym Pałacu. Rozmyślania nad tym postanowiła jednak odłożyć na później, a tymczasem powzięła plan ocieplenia swoich relacji z Marionetkarzem. Szybki rzut oka na jego postawę upewnił ją, iż mężczyzna zdążył uspokoić się nieco. Postanowiła więc, że spróbuje pociągnąć go trochę za język i dowiedzieć się czegoś o pozycji Marionetkarzy na kontynencie.
     - Proszę mi wybaczyć moje wcześniejsze zachowanie, to było niepotrzebne. Tak właściwie, to jak powstają Marionetki? Nigdy nie widziałam żadnej na oczy. A pańska, panie Marionetkarzu, wyglądała na starannie wykonaną i utrzymaną w bardzo dobrym stanie.
     Słowa Colette wydały się uderzyć w czuły punkt starego weterana. Słysząc komplement rozpogodził się, dumny ze swojego dzieła i ze staranności jego wykonania. Pierwszy raz uśmiechnął się do Upiornej i żywiołowo zaczął opowiadać i tłumaczyć jej, czym Marionetka różni się od innych ras, o tym, że tworzone jest nie tylko jej ciało, ale również dusza, zdradził jej sekret, że każda z nich ma swój własny kluczyk. Zwolnił nawet kroku i zrównał się z arystokratką, która z uwagą wypisaną na twarzy przysłuchiwała się słowom padającym z ust weterana i kiwała głową ze zrozumieniem. Coś jednak drgnęło w nim, jakieś dziwne przeczucie, które sprowokowało kolejne dociekania.
     - To skąd panienka właściwie jest?
     Z pewnością dla wszystkich byłoby lepiej, gdyby to pytanie nie padło; w innym wypadku nie połechtałoby to psotnej i przewrotnej natury Lysandry, gotowej do przedsięwzięcia różnych czynów, byle by przetestować granice swojego biednego obiektu. Colette spojrzał na mężczyznę wielkimi, fiołkowymi oczami i niemalże wyszeptała następujące słowa:
     - Z Lunis, panie Marionetkarzu. Z Lunis. - odwróciła swój wzrok, by spojrzeć w dal, pokiwała wolno głową w udawanej zadumie i kątem oka obserwowała zmiany zachodzące w mimice swojego rozmówcy.
     - Aha. – tylko tyle wydukał z siebie wyraźnie zaskoczony Marionetkarz. Kroczyli chwilę w milczeniu, tym razem nie gniewnym, a dziwnym - Panienka nie żartuje?
     - Nie. – posłała mu szeroki uśmiech i zaśmiała się kordialnie.
     Reszta poszukiwań niepotrzebnego już arbitra minęła parze na niezobowiązujących rozmowach, które jednak nie zahaczały o pochodzenie Lysandry – Marionetkarz widocznie nadal nie był pewny, czy słowa Upiornej nie są tylko żartem młodej pannicy. W międzyczasie znalazł się i Cynamonek, na którego grzbiet wsiadła zmęczona trasą Colette.
     Nie była w stanie określić, jak długo szukali mężczyzny po ogrodach, lecz przypuszczała, że od początku poszukiwań nie minęło pół godziny, gdy Daser przypomniał sobie, że przy fontannie zostawił swoją cenną Marionetkę. Naturalną koleją rzeczy skierowali tam swoje kroki.
     Kolejny punkt podróży okazał się być trafionym pomysłem – na ławeczce siedział ten sam mężczyzna, którego poszukiwali; Colette w pierwszej chwili nie zauważyła, iż ten trzyma Skoczysława na kolanach, jednak zdradził go Cynamonek – poinformował Upiorną, iż jednak czuje zapach swojego kamrata dochodzący od białowłosego mężczyzny.
     - Lordzie Skoczysławie, tu jesteś! - szybkim ruchem zsiadła z Cynamonka i zbliżyła się pospiesznie do wybawiciela królików, kładąc wolno dłoń na puchatej główce swojego podopiecznego, a drugą nieco automatycznie i delikatnie obejmując przedramię mężczyzny. Na jej ustach zagościł szeroki uśmiech wdzięczności.
     Euforia, jaka nią ogarnęła początkowo zignorowała sztywne konwenanse etykiety dworskiej, a naruszenie, jakiego się dopuściła, dopiero po chwili dotarło do jej świadomości. Speszyła się i szybko cofnęła dłonie, a sama pochyliła się w niskim, przepraszającym skłonie.
     - Ja bardzo przepraszam, sir! Jestem niezmiernie wdzięczna, że odnalazłeś, sir, Lorda Skoczysława!

Powrót do góry Go down





Tyk
Gif :
Fontanna Pałacowa D93840e52cb57748d5a24bdfa761040295dab6ee
Godność :
Lord Protektor, Arcyksiążę Agasharr I Rosarium
Wiek :
30 lat
Rasa :
Upiorny Arystokrata
Wzrost / Waga :
178/75
Pod ręką :
Alphard (Rubeol), Forets (Tenebrae), Divard, zabawki
Zawód :
Lord Protektor Krainy Luster
Specjalne :
Główny Administrator
https://spectrofobia.forumpolish.com/t233-agasharr-rosarium#284 https://spectrofobia.forumpolish.com/t914-archiwa-arcyksiazece https://spectrofobia.forumpolish.com/t497-kancelaria-arcyksiazeca https://spectrofobia.forumpolish.com/t1121-tyk
TykArcyksiążę
Arcyksiążę
Re: Fontanna Pałacowa
Sob 6 Lis - 12:43
Przez chwilę, niedługie kilka minut, w którym Rosarium pogrążył się w rozważaniach, zapomniał o spektakularnej akcji ratunkowej zaopatrzonej w nieoczekiwany zwrot akcji, gdy poszukujący staje się zgubiony, a ten kto zabłądził pogrąża się w błogim śnie oczekiwania.
Miasto Lalek w istocie było pełne grup, które nie uznawały nad sobą niczyjej władzy. Dotąd nie było to problemem na skalę Krainy Luster - Marionetkarze działali na swoim terytorium i nie zadzierali z Upiorną Arystokracją, czy Stowarzyszeniem Czarnej Róży. Pytanie jednak co oznaczają działania drogiego Vincenta. Kradzież surowca przywiezionego na mocy traktatu z Arcyksięciem może być poczytywana jako deklaracja wojny. Lord Protektor nie widział tego jednak w ten sposób. Rząd w Lunis był skostniały i pogrążony we własnej pysze. Potrzebowali zasobów Arcyksięstwa i wyszkolonych szpiegów Stowarzyszenia Czarnej Róży, lecz jeżeli tylko ich problemy zostaną rozwiązane to na powrót uciekną w swą izolację. Ta natomiast nie była na rękę dla Różanego Pałacu. Czy zatem chaos nie był sprzymierzeńcem?
Plotki i domysły, które dotarły do uszu Arcyksięcia w jednoznacznie sposób wskazywały kto naprawdę stoi za działaniami Milicji - cóż za przewrotna nazwa dla grupy przestępców! Jeżeli okazałyby się prawdą, to bez wątpienia spór ten nie zakończy się na Mieście Lalek, lecz przeniesie się na same wyspy. Pytanie tylko czy stanie się to w miarę szybko, czy też przyjdzie czekać jeszcze wiele lat?
Czekanie wydawało się jednak o wiele lepszym rozwiązaniem niż angażowanie legionów, by rozwiązywać problem Marionetkarskich gangów. Oczywiście można było wytropić i zabić większość z nich, lecz byłoby to kosztowne, a prawdopodobnie także niecelowe.
Czasem oczekiwanie jest bowiem najwłaściwszym z kroków, które można podjąć. Gdyby bowiem zamaskowany mężczyzna z maleńkim króliczkiem postanowili szukać Marionetkarza i Colette, to mogliby ponownie minąć się w przepastnych korytarzach labiryntu. To byłoby kłopotliwe. Fakt, że zabawne, lecz przede wszystkim kłopotliwe.
- Śpi. - Powiedział tylko krótko, nie odwracając się jednak w stronę przybyłej Colette, a jedynie przystawiając palec do ust. Tak naprawdę słowo to mogło nawet nie zostać usłyszane - zostało niemal wyszeptane.
Został wyrwany z zamyślenia, więc dopiero gdy Colette usiadła na ławce obok niego zwrócił w jej stronę swoją twarz - ukrytą co prawda za maską.
Ręka Arcyksięcia powędrowała na dłoń Colette, gdy ta dotknęła króliczek główki, a wraz z tym gestem powietrze wypełniły słowa monarchy:
- Jak wcześniej powiedziałem należy zaufać Rubeolowi - ten nie miał żadnych problemów ze znalezieniem tego malucha, lecz jednocześnie wydaje mi się, że warto było zaufać nie tylko Alphardom, lecz także tym, którzy nimi kierują. - W słowach tych nie było złośliwości, a raczej żart sięgający swymi mackami strachu jaki ogarnia Upiornych Arystokratów z wysp. Strachu, który stoi za zakazem tworzenia Marionetek, tak ściśle przestrzeganym za oceanem.
Na nagłe cofnięcie się kobiety zamaskowany mężczyzna zaśmiał się jedynie cicho opuszczając dłoń, która dotychczas delikatnie spoczywała na skórze Colette, a teraz pogładziła mięciutkie futerko Skoczysława. Było przyjemne w dotyku.
Przechylona lekko głowa umożliwiła ponownie skierowanie zamaskowanej twarzy ku mieszkance Wysp Księżycowych, która zaczęła teraz przepraszać.
W gruncie rzeczy nie wiedział za co ona przeprasza. Za naruszenie etykiety? Za opuszczenie posterunku i brak zaufania, co sprawiło, że połączone króliczej mamy z jej dzieckiem zajęło więcej czasu, niż było to potrzebne, czy może za brak wiary w zdolności oraz opanowanie arcyksiążęcego Alpharda? Zresztą, czy miało to jakiekolwiek znaczenie?
- To nie mnie należą się podziękowania. Ledwie przyszedłem na gotowe i usunąłem kilka zbędnych gałązek, które przeszkadzały w sprawnym wykorzystaniu tych wielkich nóżek. - Mówiąc to jego dłoń powędrowała ku tylnej części pleców króliczka, jakby wskazując o czyje nogi mu chodzi. Nie przerywając jednak, wraz z kolejnym przeniesieniem głowy na króliczą główkę, kontynuował: - W gruncie rzeczy jednak moje zasługi są niewielkie. Tym kto naprawdę zasługuje na podziękowania jest bowiem ten, który wykonał część najtrudniejszą. Zlokalizował białą igłą w stogu siana. W tym labiryncie można wędrować całkiem długo, nim znajdzie się przypadkiem wyjście - a to nie zmienia swego położenia. Pomyślmy zatem o ile trudniej jest trafić na coś, co się porusza, jakby za nic mając sobie ściany. - W końcu królik był na tyle mały, że mógł przejść pod gęstymi krzewami, bądź nawet przekopać się pod nimi. - Zdecydowanie zatem dziękować trzeba nie mnie, lecz Rubeolowi, pomocnemu Alphardowi, który trzymał swoje zwierzęce instynkty na wodzy i bez pudła wskazał właściwe miejsce.

Powrót do góry Go down





Colette
Gif :
Fontanna Pałacowa 73824387e8e95d09caae6aa88ad993a4
Godność :
Aylin
Wiek :
wizualnie 20 lat
Rasa :
Upiorna Arystokratka
Wzrost / Waga :
160/55
Znaki szczególne :
albinizm, złote rogi
Pod ręką :
Fabuła: wymieniona magiczna biżuteria, Agma Draekwa, Carlunamis
Broń :
Anemon (szabla), sztylet
Zawód :
nadworny grajek i supertajny agent, zabaweczka
Stan zdrowia :
zdrowa
Specjalne :
Administrator, Mistrz Gry
https://spectrofobia.forumpolish.com/t805-colette https://spectrofobia.forumpolish.com/t825-menazeria-colette https://spectrofobia.forumpolish.com/t839-tajna-szpiegowska-skrzynka-colette https://spectrofobia.forumpolish.com/t1078-colette
ColetteKochanka muz
Kochanka muz
Re: Fontanna Pałacowa
Pon 8 Lis - 2:15
Subtelny żart początkowo uszedł uwadze Colette; ciągle była pod wpływem szoku, jaki wywarł na niej zainicjowany przez mężczyznę kontakt, gdy dłoń ukryta w rękawiczce spoczęła na jej odsłoniętej skórze w przyjacielskiej zdaje się manierze. Różany rumieniec wpełzł zdradliwie na jej blade policzki, choć może jednak bardziej zawiniła mu późniejsza reakcja mężczyzny, gdy ta cofnęła dłoni? Skarciła się w myślach – była tu zaledwie kilkanaście dni, a już zaczynała zachowywać się jak barbarzyńca nie potrafiący się kontrolować.
        Prawdziwy wydźwięk słów mężczyzny zaczął docierać do świadomości Upiornej dopiero po pewnym czasie, w sposób bardzo niejednoznaczny, raczej wyrażony panicznym przeczuciem, że on wie , niż dogłębną analizą sytuacji. Przemawiał ku temu kontekst minionej i nierozstrzygniętej kłótnia między nią, a Marionetkarzem, której to tajemniczy mężczyzna miał arbitrować. Może to były tylko zbyt paranoiczne podejrzenia? Nerwowym ruchem wyrównała materiał sukni na udach.
        - Ależ proszę nie umniejszać swoich zasług, sir! Gdyby nie twa pomoc i zapoznanie mnie z Rubeolem, Lord Skoczysław nie omieszkałby zostać znanym podróżnikiem po Krainie Luster, o ile oczywiście przeżyłby taką przygodę.
        Ptak rzeczywiście bardzo dobrze wykonał swoje zadanie, czym zaskoczył Upiorną – Colette dziękowała Lun’arthowi za dobre przeczucie, jakim postanowił ją obdarzyć. Ostatecznie nie żałowała, że zaufała tajemniczemu nieznajomemu – dotrzymał swojego słowa i bezpiecznie odnalazł jej królika całego i zdrowego. W rozemocjonowanych oczach panny Lucan siedzący obok mężczyzna urastał niemalże do rangi bohatera eposu. Tego o ratowaniu króliczków, oczywiście.  
        - Z całą pewnością wykonał niezwykle trudną pracę! Pierzastemu wybawcy mojego podopiecznego z całą pewnością i niezaprzeczalnie należy się nagroda. Powiedz mi proszę, sir, jakże mogę się więc odwdzięczyć sir Rubeolowi? – złączyła dłonie na wysokości twarzy i pogrążyła się w zamyśleniu, a gdy wpadła na pomysł, ożywiła się ponownie i zatarła ręce z ekscytacji – Wiem! Może ułożę o tym piosenkę sławiącą czyny różowego detektywa i jego tajemniczego partnera?

        W międzyczasie Ivnir Daser wyjął z kieszeni ciemnego płaszcza stary srebrny zegarek. Robiło się późno, a on stracił tu już dostatecznie dużo czasu. Miał to być tylko krótki przystanek na toaletę.
        - Chodź, Mathilde, na nas już czas. – Marionetka wstała posłusznie i z czystą już suknią podeszła do swojego twórcy - Dziękuję za towarzystwo, panienko Colette. Proszę pana. – skłonił się na pożegnanie przed każdym z siedzących, w żołnierskiej manierze obrócił się na obcasie i ruszył w głąb ogrodów pałacowych.
        - Również było mi miło, panie Marionetkarzu. Do zobaczenia! – arystokratka odwzajemniła grzeczność i obróciła się ponownie w stronę siedzącego na ławce mężczyzny.
        To był bodziec, który przypomniał jej o pytaniu, jakie miała zadać wybawcy w masce, jak tylko uda im się go odnaleźć. Dotychczas była zbyt zaaferowana ekscytacją, jaką wywarło na niej odnalezienie Lorda Skoczysława, natchnieniem skierowanym na nagrodzenie Rubeola za pomoc oraz dziwnym zmieszaniem wywołanym nagłym kontaktem fizycznym, by pamiętać o takich ważnych drobiazgach. Zmarszczyła nieco brwi, spojrzała najpierw na nieznajomego, a następnie na białą kulkę siedzącą na jego kolanach. Uśmiechnęła się pod nosem i ponownie pogłaskała śpiącego nadal Skoczysława. Cynamonek zmęczony podróżą zasnął obok ławki, leżąc u stóp rozmawiającej dwójki.
        - Sir… Twoja maska. Racz wybaczyć mi moją ciekawość i bezpośredniość, lecz cóż za nią stoi?
        Paradoksalnie bardziej bezpośrednie pytanie utrzymane w tonie: „drogi nieznajomy, mogę dołączyć do SCRu?” wydało się rozwiązaniem prostackim i nudnym. Nie chciała też od razu zdradzać swoich intencji ani posiadanej wiedzy – ciekawa była, czy mężczyzna powie jej to samo, co Marionetkarz; choć w przypadku rozbieżnych wyjaśnień pojawi się oczywiście problem, kto mówi prawdę – czy Dasser, czy mężczyzna w masce – ale wtedy będzie tylko zabawniej!
        - W czasie, gdy szukaliśmy cię w labiryncie, sir, razem z panem Daserem mijaliśmy osoby chowające są za podobnymi przebraniami. Choć jego wiedza o tworzeniu Marionetek jest z pewnością imponująca i nie ma sobie równych, to nie potrafił mi odpowiedzieć wyczerpująco na temat idei, jaka stoi za tymi maskami.
        Mężczyzna wcześniej nie oburzył się, gdy podekscytowana naruszyła jego przestrzeń osobistą dotykiem; nie wyrwał swojej ręki, ani nie spadła z jego strony żadna krytyka jej zachowania. Było to o tyle nietypowe dla Lysandry, która wychowana była w atmosferze purytańskiej powściągliwości, a kontakt fizyczny zarezerwowany był tylko dla grona najbliższych sobie osób. Ciężko było jej stwierdzić, czy to było typowe dla całych Wysp, czy może tylko dla jej rodu. Nic więc dziwnego, że wiedziona wrodzoną ciekawością postanowiła przetestować granice konwenansów panujące na kontynencie. Przymrużyła powieki, ostrożnie i wolno zbliżyła wskazujący palec do maski i delikatnie przejechała po niej opuszkiem, by dosadniej podkreślić przedmiot swojego pytania.
        - Choć nie ukrywam, iż lico twoje, sir, również rozpala dziewczęcą wyobraźnię tej osoby. Niezwykłym zaszczytem byłaby możliwość ujrzenia twarzy osoby, która pomogła jej odnaleźć króliczą zgubę. - wszak tu kierowała nią jedynie ciekawość; nawet, gdyby siedział obok niej sam Arcyksiążę, nie rozpoznałaby go.

Powrót do góry Go down





Tyk
Gif :
Fontanna Pałacowa D93840e52cb57748d5a24bdfa761040295dab6ee
Godność :
Lord Protektor, Arcyksiążę Agasharr I Rosarium
Wiek :
30 lat
Rasa :
Upiorny Arystokrata
Wzrost / Waga :
178/75
Pod ręką :
Alphard (Rubeol), Forets (Tenebrae), Divard, zabawki
Zawód :
Lord Protektor Krainy Luster
Specjalne :
Główny Administrator
https://spectrofobia.forumpolish.com/t233-agasharr-rosarium#284 https://spectrofobia.forumpolish.com/t914-archiwa-arcyksiazece https://spectrofobia.forumpolish.com/t497-kancelaria-arcyksiazeca https://spectrofobia.forumpolish.com/t1121-tyk
TykArcyksiążę
Arcyksiążę
Re: Fontanna Pałacowa
Pon 8 Lis - 23:17
Nie rolą Arcyksięcia było psuć chwilę radości przez przykrą prawdę, że zaplątawszy się w krzewy królik nie zawędrowałby zbyt daleko. Najpewniej zostałby przez kogoś znaleziony, bądź umarłby z głodu. Nie trzeba psuć sielskiego widoku łąki leżącymi wśród ciał zwłokami, prawda?
- Pieśń będzie znakomitym pomysłem. Nie tylko będzie oznaką wdzięczności, którą żadna sowa, a różowa już w szczególności, nie wzgardzi, lecz także szansą na zaprezentowanie swoich umiejętności przed arcyksiążęcym dworem - co niejako było celem wizyty na Różanym dworze. - Palec wskazujący delikatnie musnął leżące uszko Skoczysława. Głos mężczyzny był przyjemny, wskazywał na radość z tak zacnej wizji, jaką było wysłuchanie ballady o wyprawie ratunkowej. W szczególności, że w psotnym umyśle Upiornego Arystokraty pojawiła się wizja rozmachem daleko przekraczająca zwykłą przechadzkę po ogrodzie, a prawdziwy epos. Któż bowiem nie chciałby być heroicznym bohaterem opisywanym w pieśniach? Na pewno sowa nie oparłaby się temu zaszczytowi, a jej właściciel cieszyłby się nieopisaną wręcz dumą.
- Przyjdzie nam się jeszcze zobaczyć, choć oczekuję, że tym razem we właściwych okolicznościach. - Powiedział na pożegnanie do Marionetkarza. Nie został zrozumiany, lecz liczył się z tym wypowiadając swoje słowa. W końcu skąd biedny mieszkaniec Miasta Lalek miałby wiedzieć, że stoi przed Arcyksięciem, do którego przybył z wizytą? Nie chcąc jednak go wstrzymywać umyślnie wyczekiwał z tym specyficznym pożegnaniem, do momentu, gdy Marionetkarz będzie już tak daleko, by głupotą był powrót i dopytywanie o dziwne stwierdzenie. Jak się okazało mężczyzna nie przeliczył się w swych oczekiwaniach, a Marionetkarz odszedł w sobie tylko znaną stronę.
- Maska? - Zapytał wyraźnie rozbawiony słowami kobiety. To oczywiste, że mieszkańcy Księżycowych Wysp, odizolowani od wieków, nie mogli znać Stowarzyszenia Czarnej Róży. Nie znali także MORII, której działania nigdy nie dotarły tak daleko. Można by nawet uznać, że szczęśliwie ominęła ich wojna i jej wszelkie następstwa, gdyby tylko nie fakt, że Lunis posiadało własne problemy - nie mniej palące i głębokie niż barbarzyńska organizacja niemagicznych, która pod płaszczykiem postępu dopuszczała się czynów, które nawet wedle ich własnej moralności byłyby zwykłym bestialstwem.
Zamyślenie, w które Rosarium wpadł sprawiło, że Colette wyjaśniła kontekst swojego pytania i dotknęła jego maski.
Co za dziwaczne zachowanie, którego Arystokrata nie rozumiał. W końcu nigdy nie wiadomo co kryje się za maską i jej nieostrożne dotykanie może sprowadzić coś, czego się nie chciało. Konieczne zatem okazało się wyjaśnienie mieszkance Wysp co stoi za maskami Stowarzyszenia Czarnej Róży.
- Maska jest oznaką przynależności do Stowarzyszenia Czarnej Róży powołanej pierwotnie jako armia zdobywców, obecnie pełniącej rolę nieco odmienną, lecz nie mniej ważną. Stanowią coś w rodzaju tajnych służb, które zbierają informacje i przede wszystkim dbają o to, by nikt nie stanął przeciwko wizji Lorda Protektora. - To w sumie dziwne mówić o sobie w trzeciej osobie, lecz w tym wypadku było to uzasadnione. Funkcja protektora Krainy Luster i Szkarłatnej Otchłani to coś więcej niż osoba Arcyksięcia - to idea stworzenia jednolitej, scentralizowanej władzy opartej na określonych wartościach w miejsce mozaiki pomniejszych władców każdego skrawka ziemi, którzy rzadko dbają o cokolwiek więcej niż własne interesy. - Maska jest symbolem Stowarzyszenia Czarnej Róży, lecz nie tylko pustą ozdobą zakorzenioną gdzieś w tradycji i nie mającą żadnego praktycznego zastosowania. W istocie maska chroni członków Stowarzyszenia oraz samo Stowarzyszenie przed odkryciem ich tożsamości. Dzięki temu wróg nie jest w stanie uderzyć, gdy Czarna Róża się tego nie spodziewa. Nie można atakować, gdy nie zna się celu. Anonimowość jaką zapewniają maski może budzić niepokój - to pożądana cecha. Członkowie tej organizacji nie stoją na ulicach, by pilnować porządku. Ich rolą, gdy ukrywają twarz, jest nie tylko likwidacja elementów niepożądanych, lecz także wzbudzenia strachu w tych, którzy mogliby się nimi stać w przyszłości. - Zrobił dłuższą przerwę w swojej wypowiedzi i kątem oka zerknął na Colette, ciekaw jej reakcji na swoje słowa. Wkrótce po tym kontynuował.
- Jest jeszcze inny rodzaj niepokoju, który wiąże się z tymi maskami, a raczej ich brakiem. Nikt postronny nie wie, kto jest członkiem Stowarzyszenia Czarnej Róży, a co za tym idzie nigdy nie wiedzą, czy przypadkowy przechodzień nie był tak naprawdę agentem Czarnej Róży. - Palec ukryty pod rękawiczką stuknął trzykrotnie w maskę na twarzy mężczyzny, co nastąpiło równocześnie z wyprostowaniem się i skierowaniem spojrzenia karmazynowych oczu wprost na kobietę - barda.
- Jak więc rozumiesz maski to niezwykle ważny element gry, którą Stowarzyszenie Czarnej Róży prowadzi. Nie bez powodów osoby z zewnątrz, nienależące do organizacji, nie powinny nigdy poznać tożsamości członków Stowarzyszenia, bądź dowiedzieć się, że znane im osoby do tej organizacji należą. To niezwykle ważne, a narażenie Czarnej Róży jest surowo karane.
Miał jednak w pamięci prośbę dotyczącą ujrzenia przez Colette jego twarzy. Zastanawiał się przez chwilę, czy powinien ulec namową arystokratki, czy może stać twardo na wcześniej obranym stanowisku? Kobieta bez wątpienia dowiedziałaby się, kto jest właścicielem Rubeola - była to w Różanym Pałacu wiedza niemal powszechna. Poza tym nie mógł oprzeć się przewrotności kontrastu jego poprzednich słów z gestem ujawnienia twarzy. Pokusa była zbyt silna, szczególnie, że nie niosła za sobą żadnych konsekwencji - poza konsternacją biednej Colette.
- Niektórzy jednak nie mają swojego miejsca na szachownicy, na której Stowarzyszenie Czarnej Róży rozgrywa swoją partię i w związku z tym nie muszą obawiać się niczyjego gniewu z ujawnienia swej twarzy. - Czy kobieta zrozumie subtelną aluzję, że siedzący obok niej mężczyzna jest tym, który rozgrywa tę grę, przesuwa figury i stoi ponad wszelkimi zasadami stworzonymi dla innych, gdyż nie wpasowuj się w ich ramy. Jaki sens bowiem byłoby ukrywać powiązania Różanego Pałacu z Różaną Wieżą, gdy propaganda nakazuje, by ludzie wiedzieli o sojuszu Trzech Róż.
Mężczyzna sprawnym ruchem ściągnął maskę - miał w tym niemałą wprawę, co wskazywało na to, że nosił ją już wielokrotnie. Dotychczas chroniący tożsamość Arcyksięcia przedmiot został odłożony na kawałku ławki po drugiej stronie mężczyzny, niż siedząca obok Colette.
Na twarzy Lorda Protektora pojawił się łagodny uśmiech, który szybko ustąpił wraz z ruchem ust, które wypowiedziały następujące słowa:
- Liczę, że pieśń o dzielnym Rubeolu, poszukiwaczu zagubionych zachwyci Różany Dwór. - Jego słowa były zupełnie inne od tych, które wyjaśniały tajniki Stowarzyszenia. Zmienił się ton głosu. Był o wiele lżejszy, bez tej specyficznej nuty szczerej powagi. Jakże jednak był to przedziwny efekt usłyszeć te słowa po dopuszczeniu się zbrodni przeciwko organizacji, do której przecież mężczyzna miał należeć.

Powrót do góry Go down





Colette
Gif :
Fontanna Pałacowa 73824387e8e95d09caae6aa88ad993a4
Godność :
Aylin
Wiek :
wizualnie 20 lat
Rasa :
Upiorna Arystokratka
Wzrost / Waga :
160/55
Znaki szczególne :
albinizm, złote rogi
Pod ręką :
Fabuła: wymieniona magiczna biżuteria, Agma Draekwa, Carlunamis
Broń :
Anemon (szabla), sztylet
Zawód :
nadworny grajek i supertajny agent, zabaweczka
Stan zdrowia :
zdrowa
Specjalne :
Administrator, Mistrz Gry
https://spectrofobia.forumpolish.com/t805-colette https://spectrofobia.forumpolish.com/t825-menazeria-colette https://spectrofobia.forumpolish.com/t839-tajna-szpiegowska-skrzynka-colette https://spectrofobia.forumpolish.com/t1078-colette
ColetteKochanka muz
Kochanka muz
Re: Fontanna Pałacowa
Wto 9 Lis - 17:11
Zatarła ręce z ekscytacją - oczywiście, że w grę nie wchodziło nic innego, niż epos wychwalający czyny dzielnego ptasiego detektywa, wzoru służby i spostrzegawczości!
        - Pieśń, sir, jest zawsze znakomitym pomysłem. – prawie jak czekolada i króliczki, ale tego już nie powiedziała - Rozumiem, że w towarzystwie Dachowców? – pytanie padło z jej ust szybciej, niż zdążyła się nad nim zastanowić.
        Odpowiedź mężczyzny była bardziej, niż szczodra. Colette przysłuchiwała się jej z zaangażowaniem wymalowanym na twarzy. Czyli nie przyjdzie jej samej bawić się w detektywa, by odkryć, który z mężczyzn mówił prawdę, ponieważ ich zeznania pokrywały się ze sobą. Na słowo „podbój” zaświeciły się jej oczy – czyż bycie zdobywcą nie jest marzeniem każdej małej dziewczynki?
        W praktyce SCR jawiła jej się jako jedna z organizacji służących do rozszerzania wpływów władcy tak ambitnego, że postanowił wychylić się ze swojej nadanej przez los pozycji jednego z Książąt i sięgnąć po jeszcze więcej – i to z pewnością nieswojego. Ostatecznie wszystko sprowadzało się do władzy i walki o wpływy. Czy w swoich ambicjach ów Lord Protektor odważyłby wyciągnąć swoje ręce po Wyspy? A może już tego dokonał przez postanowienia traktatu, który został podpisany między Lunis a Różanym Pałacem w czasie balu, na którym nie dane było jej gościć, a jego wpływy na Wyspach z dnia na dzień stają się coraz większe i rosną wprost proporcjonalnie do jego ambicji?
        Lysandra nie widziała nic złego we władzy skupionej w jednych rękach, choć na tę chwilę wizja podboju jej ojczyzny brzmiała jak największa herezja. Chwilę ważyła swoje słowa, nim opuściły one jej usta - tematy okołopolityczne zawsze budzą najwięcej emocji i wystarczy mały błąd w sformułowaniu, by rozpętać prawdziwe piekło między rozmówcami.
        - Czyli najprościej rzecz ujmując to zabójcy na usługach Arcyksięcia? Broń polityczna i karta przetargowa, która ma nagiąć wolę nieposłusznych indywiduów i ograniczyć poczynania potencjalnych samowładców, by władza była skupiona w jednych, silnych rękach, którym nikt – dzięki rozległej siatce inwigilacyjnej – nie będzie w stanie zagrozić, a każdy bunt będzie duszony w zarodku? – maska na twarzy mężczyzny utrudniała odczytanie jego reakcji na wypowiedź kobiety, która choć nieco prowokacyjna, została złagodzona uśmiechem goszczącym na wargach arystokratki – Za wielką władzą idzie wielka odpowiedzialność. Gdy są to dobre i silne ręce, które są w stanie udźwignąć ten ciężar, władza bez wątpienia winna być w nich skupiona dla dobra ogółu, przede wszystkim dla stabilizacji życia ludności. Bo czyż nie zapewni im bezpieczeństwa, gdy ich losów bronić będzie silny i prężnie działający organizm państwowy?
        Lecz cóż się stanie, gdy takiego dobrego króla zabraknie? Alternatywa nie wyglądała zbyt zachęcająco – widziała już tłum mniejszych dostojników, dotychczas usłużnych i posłusznych, rzucających się sobie wzajemnie do gardeł, by zagryźć się wzajemnie i kłami i pazurami rozerwać na strzępy prężnie działający do tej pory organizm na mniejsze części, aby każdy mógł uszczknąć dla siebie najsoczystszy kawałek. Rody upadały, a krewni z bocznych linii rzucali się, by zgarnąć dla siebie jak najwięcej kosztem dobra osób, nad którymi roztaczali swą władzę.
        Dalszej części wypowiedzi nieznajomego Colette przysłuchiwała się z pewną obawą, że odpowiedź mężczyzny będzie odmowna. Trochę pobladła na twarzy, a jej twarz przyozdobiła smutna minka zawodu – zachowanie z pewnością niemądre, ponieważ nastawione na pogodzenie się z decyzją, która jeszcze nie zapadła. Ale rozkaz to rozkaz, rozsądny mężczyzna nie narażałby swojej pozycji w organizacji czy może nawet życia dla kaprysu dopiero co spotkanej nieznajomej, której imię zdobył tylko dzięki gadatliwości zdradzieckiego Marionetkarza. I to takiej, która miała u niego dług wdzięczności. Pokiwała niemrawo głową – jakże ona nie lubiła, gdy ludzie się z nią nie zgadzali i jej odmawiali! Ale odegranie sceny oburzenia było nie na miejscu: jej pozycja była znacznie niższa, niż przypuszczała, a jej wybuch skierowany przeciwko mężczyźnie, który dopiero co pomógł jej odnaleźć jej królika, byłby bardziej, niż niehonorowy. Spuściła więc smutno wzrok na Cynamonka i cicho westchnęła.
        Lecz kolejne słowa, które padły z ust osoby w masce sprawiły, że jak na rozkaz ponownie podniosła wzrok na swojego rozmówcę, by ku swojemu zdziwieniu zauważyć, że postąpił całkowicie wbrew temu, co powiedział przed chwilą. Nim absurd sytuacji do niej dotarł, odwzajemniła lekki uśmiech, lecz szybko zamarła na twarzy. Powstrzymała uniesienie brwi i przyjrzała się przelotnie swojemu rozmówcy, by po chwili odwrócić spojrzenie ze speszonym rumieńcem. Nieco ironizując – z pewnością nie była przygotowana na doznane właśnie zaskoczenie.
        Trwała przez bardzo krótką chwilę w milczeniu, analizując słowa, które padły z ust białowłosego. Nie wydawało jej się, by był zwykłym szeregowym członkiem; zakładając jego racjonalność, wiedząc, że spotka go kara, nie ryzykowałby dla jej kaprysu – zwłaszcza, gdy miejsce, w którym przebywali, było powszechnie dostępne, a członek SCR, jaki malował swymi słowami mężczyzna, był poświęconym dla dobra sprawy profesjonalistą. Również zbyt dużo energii poświęcił na tłumaczenie wagi anonimowości członków stowarzyszenia. Aluzja wcale nie wydawała się jej subtelna, oczywiście o ile mężczyzna nie pogrywał z nią w żadną dziwną grę. Lata spędzone na dworze w Lunis nauczyły ją rozpoznawać i samej odnajdywać się w dziwnych gierkach prowadzonych przez możnych walczących o wpływy, od których tak bardzo chciała uciec na kontynencie. I choć można wyćwiczyć manipulację tonem głosu, by ten brzmiał jak najbardziej prawdomównie, to w słowach swojego rozmówcy na tę chwilę nie odnajdywała blefu.  
        - Och, czyli mój bohater jest osobą, która chowa twarz za maską dla zwykłej zabawy w maskaradę, samemu albo nie będąc zrzeszonym w stowarzyszeniu, albo będąc tak wysoko, iż nie musi przejmować się ustalonymi konwenansami… – podniosła jasne spojrzenie i z cieniem uśmiechu tańczącym na ustach utkwiła je w czerwonych oczach swojego rozmówcy - …bo sam je ustanawia, niejako będąc poza prawem?
        Pierwsza opcja dla niej samej wydawała się być absurdalna, nie mówiąc już i tym, skąd osoba będąca spoza organizacji mogłaby zdobyć maskę, będącą symbolem SCR i lekkomyślnie wchodzić na jego teren? Lecz nie śmiała uzewnętrzniać swoich przypuszczeń co do drugiej z możliwości – one również, po dłuższym przemyśleniu, wydawały się być zbyt śmiałe, by mówić je głośno.
        - Pieśń, sir, nie będzie miała sobie równych, chociaż… –  urwała, pogrążając się w zamyśleniu; na niektóre rzeczy nigdy nie ma najlepszego momentu, dlatego też wzięła głęboki oddech, by nadać sobie pewności i pomóc słowom uzewnętrznić się - Sir, dane mi widzieć twą twarz, a nie mogę i nie chcę przeczyć konwenansom. Domyślam się, że Arcyksiążę ciągle potrzebuje ludzi przychylnych jego sprawie? – przekrzywiła głowę i uśmiechnęła się - Myślę, że to będzie dobry sposób, bym odwdzięczyła się również tobie za pomoc, sir.

Powrót do góry Go down





Tyk
Gif :
Fontanna Pałacowa D93840e52cb57748d5a24bdfa761040295dab6ee
Godność :
Lord Protektor, Arcyksiążę Agasharr I Rosarium
Wiek :
30 lat
Rasa :
Upiorny Arystokrata
Wzrost / Waga :
178/75
Pod ręką :
Alphard (Rubeol), Forets (Tenebrae), Divard, zabawki
Zawód :
Lord Protektor Krainy Luster
Specjalne :
Główny Administrator
https://spectrofobia.forumpolish.com/t233-agasharr-rosarium#284 https://spectrofobia.forumpolish.com/t914-archiwa-arcyksiazece https://spectrofobia.forumpolish.com/t497-kancelaria-arcyksiazeca https://spectrofobia.forumpolish.com/t1121-tyk
TykArcyksiążę
Arcyksiążę
Re: Fontanna Pałacowa
Czw 11 Lis - 21:55
Czy asysta Dachowców będzie elementem nieodłącznym przedstawienia o jakże wdzięcznym tytule: "Rubeolia, Epos o czynach heroicznych różowej sowy, gdy w swej mądrości użyczyła swych zdolności, by odszukać zagubionego królika, co przestraszony opuścił bezpieczne rejony."? Odpowiedź na to nie była wcale tak oczywista, jak mogłoby się wydawać - bez wątpienia to twórca sztuki wybiera do niej aktorów i decyduje o wszystkich detalach prezentacji. Niemniej czy w Różanym Pałacu znajdą się lepsi muzycy, niźli szkoleni od lat w swych zdolnościach arcyksiążęcy Dachowcy? Tym samym, czy wybór kogokolwiek innego nie tylko byłoby katastroficznie lekkomyślny, lecz także umniejszyłoby świetności samego wydarzenia? Wniosek wydaje się być zatem oczywisty, że jeżeli tylko Colette będzie chciała, by jej pieśń zabrzmiała z odpowiednią mocą, to jest skazana na asystę nikogo innego, jak Dachowćów. Formalnie jednak to do niej należał wybór i zdaje się, że cechą dobrego władcy, było pozwolenie swym poddanym na błądzeniem. W końcu w innym wypadku można by mówić o tyranii. W tym wypadku jednak tyrania byłaby mniej interesująca z możliwości, a więc odpowiedź sama nasuwała się na usta.
- Pozwolę sobie zauważyć, że to pytanie nie powinno być skierowane do mnie, a do tego, kto całe przedstawienie będzie przygotowywał i kto będzie autorem pieśni o dzielnym Alphardzie. - Odparł będąc świadomym jaką jego słowa są pułapką, lecz jednocześnie wiedząc, że Colette przez jakiś jeszcze czas będzie żyła w nieświadomości rzeczywistego braku decyzji.
Historia współpracy Stowarzyszenia Czarnej Róży i Różanego Pałacu jest o tyle intrygująca, że wśród pierwotnych zamysłów obecnego Lorda Protektora Stowarzyszenie nie mieściło się w kręgu jego zainteresowania. Plan podboju Świata Ludzi wydawał się nie tyle nierealny, co będący przejawem dziecięcego optymizmu. Bez poznania wroga nie istniała możliwość zwyciężenia i kontroli nad rozległymi lądami Świata Ludzi. Stowarzyszenie nie chciało swojego wroga poznać, a jedynie zniszczyć. Podczas gdy Rosarium o wiele więcej czasu spędzał na tym, by dowiedzieć się o ludzkiej cywilizacji, niż nad marzeniami jak ją unicestwić.
I chociaż decyzja o objęciu regencji była decyzją samego Arcyksięcia i nie wynikała zarówno z zewnętrznych inspiracji, jak i jakiegokolwiek przymusu, to była decyzją, nad którą Arcyksiążę rozmyślał do ostatniej chwili. Jednak później sprawy potoczyły się już znacznie szybciej. Skierowanie zasobów Różanej Wieży na rozwiązywanie problemów Krainy Luster i Szkarłatnej Otchłani oraz poszerzenie kręgu osób mających na celu lepsze poznanie wroga, którym nie był Świat Ludzi a MORIA.
Historia Stowarzyszenia Czarnej Róży pokazuje tylko, że najlepsze efekty nie osiąga się próbując przepłynąć rzekę wpław za wszelką cenę - choćby rwący nurt tej rzeki i ulewne deszcze stały temu naprzeciw, a gdy potrafi się znaleźć odpowiedni most i go wykorzystać.
Relacje Różanego Dworu z innymi organizacjami pokazują jednak, że nie zawsze należy dusić każdy bunt w zarodku. Dyplomacja jest narzędziem o wiele bardziej elastycznym i równie skutecznym co wojna, a traktaty otwierają wrota o wiele sprawniej niż machiny oblężnicze.
Tak jest chociażby z Lunis. Gdyby stolica Wysp Księżycowych została zaatakowana przez arcyksiążęce legiony, to zanim jeszcze ktokolwiek z ludzi Rosarium wylądowałby na Archipelagu doszłoby do starcia morskiego. Później długie i żmudne oblężenie - mury Lunis były grube, a w samym mieście nie brakowało żołnierzy. Co więcej nawet ich przełamanie oznaczałoby, że obrońcy wycofają się do Górnego Miasta i skryją za kolejnym kamiennym wałem. Po zdobyciu miasta, gdyby Rosarium nie zdecydowałby się go zburzyć, przez kolejnych kilkadziesiąt lat trwałoby stabilizowanie sytuacji i zmiana przyzwyczajeń miejscowych. Zamiast tego Arcyksiążę uzyskał dostęp do samego miasta wykorzystując trudne położenie Księżycowego Dworu oraz obietnicę pomocy w rozprawieniu się z dziwną chorobą grasującą wśród uliczek Lunis.
Wysłuchał z uwagą odpowiedzi Colette dotyczącej metafory z szachownicą, a dokładniej motywów stojących za decyzją o ukazaniu twarzy przez mężczyznę. I choć oczy jego szybko zostały spuszczone, by ujrzeć jak maleńka biała kuleczka postanowiła zakończyć swój wypoczynek i nieporadnie przeciągnęła się na arcyksiążęcych kolanach, to rozważał jej słowa.
Spostrzegł przede wszystkim słowo, którego użyła by rozdzielić dwie możliwości przychodzące jej do głowy. Nie mówi się "albo", gdy uważa się, że oba warianty mogą istnieć obok siebie. Wiedząc o tym nie mógł oprzeć się pokusie, by nieco zamieszać i połączyć obie odpowiedzi w jedną. Nie wspominając na razie słowem o tym, że przecież zwykły, szary obywatel, który podawałby się za członka Stowarzyszenia Czarnej Róży także mógłby spotkać się z odpowiednią reakcją samego Stowarzyszenia. Nie chciał na razie zauważać, że byłby głupcem, gdyby blefował co do swej przynależności w miejscu tak wypełnionym członkami Czarnej Róży, że ustępujące chyba tylko Różanej Wieży.
- Co jeśli skryłem twarz za tą kunsztowną maską wskazującą na przynależność do Stowarzyszenia Czarnej Róży wyłącznie dla maskarady, ukrycia tożsamości bez formalnej przynależności, a jednocześnie pokuszę się o stwierdzenie, że nie spotkają mnie z tego powodu żadne nieprzyjemności ze strony członków Stowarzyszenia. - Słowa te były wypowiedziane głosem nieco zamyślonym, zupełnie jakby wypowiadający je mężczyzna bardziej pochłonięty był małym stworzeniem, które nieporadnie próbowało podnieść się, lecz natrafiło na przeszkodę, gdy jego przednia łapka zsunęła się z nogi Lorda Protektora. Oczywistej i natychmiastową reakcją było złapanie malucha, by ten nie uderzył swoim pyszczkiem o deski ławki.
- Jak sądzę Sko... - Zawahał się krótko, jakby szukając w pamięci imienia, które zostało użyte by nazwać tego królika. - Skoczysław już się obudził i gotów jest opowiadać o przygodach, które go spotkały, gdy wystraszony pognał na przygodę.
Nim jeszcze skończył wypowiadać te słowa spojrzał ponownie na Colette i uśmiechnął się łagodnie - czyżby z radości, że przybyła z Wysp Księżycowych arystokratka pragnie dołączyć do Czarnej Róży?
Oczywiście istniało prawdopodobieństwo, że stoi za tym swego rodzaju perfidia. W końcu czy Wyspy nie pragnęłyby poznać sekretów Arcyksięcia, by wzmocnić swoją pozycję? Choć lord Sourin tego nie okazał, to nie był zadowolony z przebiegu negocjacji, które towarzyszyły Balowi Zimowemu. Tak jednak jak nie zawsze warto jest tłumić bunty w zarodku, tak też niekiedy nie było nic złego w dopuszczeniu szpiega do sekretów. Przewagę miał ten, kto był świadomy zamiarów swojego oponenta. I fakt, że Rosarium nie wiedział, czy Colette jest szpiegiem, czy rzeczywiście tylko efektem rozluźnienia okowów izolacji Wysp. Niemniej uważał, że sama świadomość, że mogła być szpiegiem daje mu przewagę i z tego powodu wyraził swoją afirmację dla pomysłu Upiornej.
- W teorii do Stowarzyszenia Czarnej Róży może przystąpić każdy, lecz nie oznacza to, że wszystkim się to uda. Stowarzyszenie to nie armia, która potrzebuje każdego rekruta by obsadzić każdy odcinek Krainy Luster - zresztą to zadanie Arcyksiążęcych Legionów. Bez wątpienia jednak droga nie jest zamknięta i wystarczy jedynie podążać właściwą ścieżką. - Oczywiście mógłby się pomylić, kobieta mogła nie pytać konkretnie o Stowarzyszenie Czarnej Róży. Możliwość taka wydawała się jednak mało prawdopodobna, bowiem kontekst był jasny - Rosarium wiedział o co mieszkanka Wysp pytała.
- Nie wystarczy przychylność sprawie, lecz oddanie i wierność. - W rzeczywistości samo zaangażowanie w sprawę oraz gotowość do poświęceń dla realizacji celów Stowarzyszenia nie była wystarczająca. Lord Protektor nie potrzebował ślepo zapatrzonego w niego motłochu z widłami, niezdolnego stawić czoła małemu oddziałowi MORII. Potrzebował doskonale wyszkolonych żołnierzy, znawców magii i szpiegów. Jednak Colette, jako mieszkanka Wysp Księżycowych była użyteczna. Nawet gdyby w istocie była szpiegiem, to mogła dać Czarnej Róży wiele interesujących danych. Dlatego też nie było sensu wspominać o trzecim wymogu.
W międzyczasie, niejako w absurdalnym kontraście do słów, Rosarium podniósł króliczka w dłonie, pomagając mu wykonać daleki skok ku swojej właścicielce. W zasadzie to po raz kolejny ratując królika przed upadkiem, gdyż ten zapewne wylądowałby na ławce pomiędzy nimi. Rozkoszne, choć wyjątkowo niemądre zwierzątko - pewnie to kwestia tego, że jest nieco zaspane.

Powrót do góry Go down





Colette
Gif :
Fontanna Pałacowa 73824387e8e95d09caae6aa88ad993a4
Godność :
Aylin
Wiek :
wizualnie 20 lat
Rasa :
Upiorna Arystokratka
Wzrost / Waga :
160/55
Znaki szczególne :
albinizm, złote rogi
Pod ręką :
Fabuła: wymieniona magiczna biżuteria, Agma Draekwa, Carlunamis
Broń :
Anemon (szabla), sztylet
Zawód :
nadworny grajek i supertajny agent, zabaweczka
Stan zdrowia :
zdrowa
Specjalne :
Administrator, Mistrz Gry
https://spectrofobia.forumpolish.com/t805-colette https://spectrofobia.forumpolish.com/t825-menazeria-colette https://spectrofobia.forumpolish.com/t839-tajna-szpiegowska-skrzynka-colette https://spectrofobia.forumpolish.com/t1078-colette
ColetteKochanka muz
Kochanka muz
Re: Fontanna Pałacowa
Pon 15 Lis - 12:50
Niechęć do Dachowców, którą to Colette nawet nieumyślnie przejawiała w rozmowach, wynikała z trwającego przez niemalże dwa wieki wychowania i edukacji, można by wręcz rzec – indoktrynacji: wpierw przez ojca, potem przez ród Morvan, którego specyficzną „gościną” cieszyła się jako nastolatka. Całe Wyspy Księżycowe, ich gospodarka, kultura czy nawet polityka oparte były na nierówności i ścisłej hierarchiczności – każda rasa miała swoją własną rolę do odegrania w harmonijnie pracującym organizmie państwowym. Oczywistym było, że dobro organizmu było ważniejsze, niż dobrostan jednostki.
      Tak jak na organizm składało się wiele różnych organów, tak każda z ras miała swoje miejsce i swoje własne zadanie do wykonania w organizmie państwowym, jaki wykształcił się na archipelagu: jedni byli od rządzenia, drudzy – od służenia. Dachowcy byli najniżej położeni w hierarchii i to często im przypadały najcięższe prace – z pewnością ze względu na ich dosyć prymitywną fizjonomię i namiętności, nad którymi tak ciężko było im panować. W jej rodowej posiadłości również można było spotkać kilkoro niewolników tej rasy, w głównej mierze byli to ogrodnicy doglądający rośli nieraz o śmiercionośnych właściwościach.
      Colette nie miała z nimi najmilszych wspomnień – do tej pory dostawała mdłości na wspomnienie o  starym Le’arelu, jednym z Dachowców o fizjonomii wilka, który zwykł batożyć znajdujących się pod nim niewolników za niesubordynację niemalże do krwi i nieprzytomności. Był dzikim i pijackim mężczyzną o złych oczach. Raz tak pijany, niemalże zataczający się na nogach, postanowił przestraszyć malutką jeszcze panienkę Lucan, gdy spacerowała późnym wieczorem po ogrodach przylegających do posiadłości. Gdy jej ojciec się o tym dowiedział, postanowił odpowiednio go ukarać: następnego dnia widziała go bez języka i ręki.
      Mieszania poczucia winy, strachu przed obcością i indoktrynacji kwitły w Lysandrze niechęcią do Dachowców – paradoksalnie, nawet nie do samych przedstawicieli tej rasy, co raczej pewnej idei kryjącej się za tym słowem. Z pewnym zamyśleniem wymalowanym na twarzy skinęła wolno głową i nieco nieobecnym wzrokiem spojrzała w dal, jakby ważąc jego słowa. Dwuznaczność kolejnej wypowiedzi zmarszczyła brwi Upiornej i przekrzywiła bezsilnie jej głowę: wszak mężczyzna mógł sugerować, iż to on jest osobą decyzyjną, co tylko sprawiło, że kobieta poczuła się jeszcze bardziej skonfundowana.
      - Sir, oczywiście. Niech wpierw będzie mi dane sprawdzić ich umiejętności, a dopiero potem podejmę decyzję o obsadzie oraz o samej treści i formie utworu.
      Mimo wszystko słowa mężczyzny jawiły jej się jako prawdziwa możliwości wyboru: mogła stworzyć epicki, chóralny utwór, do którego rzeczywiście trzeba będzie zaangażować mrowie głosów, by siła wyrazu była adekwatna do jego treści, lecz epickości utworu nie uwłaczać będzie, gdy skomponuje utwór wykonywany acapella, gdzie jedynym środkiem wyrazu będzie jej czysty głos, może okraszony Ars Lunatri, w której się specjalizowała. Wszak świeca najjaśniej płonie w ciemności, a w ciszy niemalże każdy szept jest dosłyszalny.
      Kolejne słowa nieco zbiły ją z tropu, ale nie chciała dać po sobie tego poznać. Zaśmiała się więc cicho i obróciła w stronę białowłosego tak, że teraz spoglądała mu prosto w twarz – nieco przewrotnie, ale dodała sobie w ten sposób trochę kurażu. Colette odgórnie założyła, iż może rozmawia z samym przywódcą Stowarzyszenia Czarnej Róży – jak widać, mylnie. Bo czy można zarządzać organizacją samemu do niej nie przynależąc? Zasady z domu rodzinnego twierdziły, że nie, zdrowy rozsądek również podpowiadał negatywną odpowiedź. Nie mogła jednak absolutyzować swojego doświadczenia: choć sytuacja mogła być nietypowa i w normalnych warunkach wyglądać inaczej, to zawsze istniała możliwość, że w tym dziwnych stronach było to pewną zasadą.
      Krótka analiza wypowiedzi nieznajomego pozwoliła wyciągnąć jeden wniosek – osoba ta cieszyła się swoistym immunitetem i przedstawiciele Stowarzyszenia Czarnej Róży nie mogli w żaden sposób go naruszyć. Nasuwało to kolejny wniosek – oczywiście mężczyzna nie mógł być zwykłym spacerowiczem, a zarazem był na tyle istotny, by arcyksiążęca jednostka specjalna, jaką było SCR, nie mogła nic mu zrobić. Colette domyślała się, że arcyksiążę raczej lekce sobie waży wpływy innych kontynentalnych arystokratów, skoro proklamował się Lordem Protektorem. Odpowiedź co do tożsamości była prosta. Oczywiście, że istniało wiele innych przesłanek, których panna Lucan nie była świadoma, jednak cóż może ją spotkać za niewinne, choć daleko idące przypuszczenia?
      - Czyżby zatem mój krąg podejrzanych właśnie się zawęził i mogę przypuszczać, że rozmawiam z personą tak ważną, że mogącą równać się z samym Arcyksięciem? – przekrzywiła lekko głowę i odgarnęła za ucho kosmyk niesfornych włosów, który ponownie zapuścił się jej na twarz.
      Poruszona słowami Colette spojrzała w dół, na budzącego się podopiecznego. Wyciągnęła z malutkiej torebeczki niewielkich rozmiarów pakunek szczelnie owinięty lnianą chusteczką. Na sam widok tajemniczego zawiniątka Lord Skoczysław zaczął energicznie niuchać powietrze zadzierając małą główkę. Upiorna uśmiechnęła się rozbawiona i wyciągnęła z chusteczki suszone jabłko, które podetknęła pod nosek królika, a ten łapczywie złapał ząbkami przysmak i zaczął go chrupać.
      - Spał zadziwiająco krótko jak na kogoś, kto przeżył taką wyprawę! – pogłaskała królika po puchatej główce nachylając się nad udem mężczyzny – Może opowie coś inspirującego, co wzbogaci mój utwór, jak tylko się naje? – zaśmiała się cicho podając kolejny kawałek suszonego jabłka, który Lord Skoczysław niemalże pochłonął – Po takich ekscesach z pewnością umiera z głodu.
      Prawdziwa motywacja, jaką kierowała się Lysandra podejmując decyzję o wstąpieniu do Stowarzyszenia Czarnej Róży poniekąd dla niej samej pozostawała tajemnicą – tak jak potrafiła wskazać moment, w którym zrodziła się w niej ta chęć, tak wskazanie czystego powodu, który ją do tego skłonił, przychodziło jej z trudem. Obraz był niewyraźny, zamglony – na warstwę tła patriotycznej chęci bycia w centrum wydarzeń na kontynencie i informowania Lunis o ciekawszych i ważniejszych wydarzeniach nakładała się warstwa dziewczęcej chęci przeżycia przygody, fascynacji nową kulturą oraz zamaskowaną tożsamością przypadkowego bohatera.  
      Ale co postanowione, to się ziści – a przynajmniej Colette będzie dążyć do tego za wszelką cenę. Czyżby wypowiedź mężczyzny miała stanowić swoistą próbę i wybadać motywację Upiornej? Panna Lucan postanowiła podjąć rzuconą jej rękawicę – nawet, jeśli tylko jej się to zdawało.
      - Z pewnością. Ze słów, którymi malowałeś Stowarzyszenie, sir, wyłania się obraz jednostki pełniącej ważną funkcję i będącą cennym narzędziem w rękach osoby która wie, jak je wykorzystać. Normalną konsekwencją jest zatem, że rekruci muszą posiadać odpowiednie kwalifikacje! – rzekła to i zadarła dumnie głowę, a ręce zaplotła na piersi; na jej ustach gościł mały, przewrotny uśmiech, a oczy błyskały się rozbawione – Mogę zapewnić, że swojego mocodawcę obdarzę zarówno jednym, jak i drugim, nie mówiąc już o czystej chęci działania i zaangażowaniu!
      Obserwowała niezdarne poczynania Lorda Skoczysława i zadrżała w obawie, że królicze skrzydła są tylko fantomowe, a mała puchata kulka zaraz spadnie boleśnie na ziemię zamiast doskoczyć na jej kolana. Na szczęście nieznajomy bohater postanowił pospieszyć z pomocą po raz wtóry i królik bezpiecznie wylądował na jej kolanach. Uniosła go lekko i pocałowała w puchatą główkę, a następnie położyła na swoich udach, podtykając pod nosek kolejny kawałek jabłka.
      Ciągle jednak miała wrażenie, że o czymś zapomniała. Szybkie i ukradkowe spojrzenie na mężczyznę uzmysłowiło jej, że warto oficjalnie przekroczyć bariery anonimowości – i choć podejrzewała, jakie miano nosi jej rozmówca, to była ciekawa, czy i jak jej się przedstawi.
      - Och! Gdzie moje maniery? Wszak znasz, sir moje imię, ale nieformalnie. Nazywam się Lysandra Colette Lucan – podała wysoko jasną dłoń i wbiła spojrzenie szaro-fioletowych oczu w krwiste oczy mężczyzny.

Powrót do góry Go down





Tyk
Gif :
Fontanna Pałacowa D93840e52cb57748d5a24bdfa761040295dab6ee
Godność :
Lord Protektor, Arcyksiążę Agasharr I Rosarium
Wiek :
30 lat
Rasa :
Upiorny Arystokrata
Wzrost / Waga :
178/75
Pod ręką :
Alphard (Rubeol), Forets (Tenebrae), Divard, zabawki
Zawód :
Lord Protektor Krainy Luster
Specjalne :
Główny Administrator
https://spectrofobia.forumpolish.com/t233-agasharr-rosarium#284 https://spectrofobia.forumpolish.com/t914-archiwa-arcyksiazece https://spectrofobia.forumpolish.com/t497-kancelaria-arcyksiazeca https://spectrofobia.forumpolish.com/t1121-tyk
TykArcyksiążę
Arcyksiążę
Re: Fontanna Pałacowa
Wto 16 Lis - 23:15
Bez wątpienia społeczeństwo oparte na prymacie kolektywu nad jednostką jest społeczeństwem, które pierwsze przychodzi na myśl, gdy próbuje się stworzyć obraz społeczeństwa utopijnego. W końcu czy to nie obraz takiego społeczeństwa wyłania się z platońskiego "Państwa"? O ile jednak hasła te brzmią pięknie w teorii, o tyle historia zarówno Lustrzana, jak również Ludzka pokazują, że taki model jest nierealny, nieprzystający do rzeczywistości.
Gdy bowiem uznaje się, że jednostka musi się bezwzględnie podporządkować ogółowi dochodzi do sytuacji, w której jednostka nie znaczy nic. I tak zamiast doskonale funkcjonującej maszyny otrzymujemy raczej zbieranina nic nie wartych ludzi, a matematyka uczy, że suma zer sama jest zerem.
I oczywiście można mieć w pamięci słowa pewnego ambitnego wodza, którego podboje zakończyły się na odludnej wyspie - co w niczym mu nie umniejsza. W istocie armia baranów prowadzona przez lwa jest silniejsza od armii lwów prowadzonej przez barana. Z tym że w systemach pretendujących do utopii lwy nie istnieją. Zostały zabite w imię dobra wspólnego. Bez wątpienia natomiast armia baranów prowadzona przez barana nie jest zdolna zwyciężyć żadnego starcia.
Wszak będącemu Upiornym Arystokratą, a co więcej Arcyksięciem, Agasharr Rosarium nie miał nic przeciwko hierarchicznej strukturze samej w sobie. Nie przeszkadzał mu fakt, że jedni są ponad innymi. Gdyby na tym opierała się jego krytyka Wysp Księżycowych byłby hipokrytą, a nie Lordem Protektorem Krainy Luster.
Wadą wysp nie była hierarchiczna struktura, lecz brak miejsca na indywidualizm. Podczas gdy Lunis wykorzystywało swe Dachowce, by pracowały w ciężkich warunkach dla wydobycia cennego surowca, to Różany Pałac stał się domem artystów tworzących piękno dalece przekraczające cokolwiek, co zostało stworzone pod patronatem Księżycowych Upiornych. I chociaż podobnie jak na wyspach Dachowce należące do Arcyksięcia musiały wykonywać jego każdy rozkaz i być na każde skinienie, to w Różanym Pałacu próżno szukać głosów niezadowolenia nad losem tutejszych Dachowców. Lunis było na granicy rewolucji, a jej władcy zapomnieli, że nie wszystkie problemy można rozwiązać mieczem i powołaniem się na tradycję. Brakowało im lisiego sprytu, by wyjść ponad ramy, w których sami się zamknęli, a które stały się ich więzieniem i zgubą.
To oczywiste, że Colette trudno było wyrwać się z klatki uprzedzeń i skostniałej hierarchii, którą przed wiekami stworzyli na archipelagu jej przodkowie. Przecież nie mogli mieć pojęcia, że wiele wieków później dumne poselstwo Lunis będzie prosiło o pomoc barbarzyńców z kontynentu.
Ostatecznie jednak, gdy Dachowce Lunis tylko czekały na okazję, by wystąpić przeciwko swym oprawcom, tak na kontynencie wielu przedstawicieli tej rasy służyło wiernie zarówno w arcyksiążęcych legionach, jak również w Stowarzyszeniu Czarnej Róży. Co więcej Rosarium był przekonany, że gdyby kiedyś zamarzyło mu się wystąpić zbrojnie przeciwko Wyspom to na miejscu czekałaby na niego armia znacznie przekraczająca swą liczbą Księżycową Gwardię, skuszona opowieściami o wygodnym życiu Dachowców w Różanym Pałacu.
Na słowa Colette dotyczące tego, że rozmawia z Arcyksięciem, Rosarium jedynie się uśmiechnął. W końcu czy w takim wypadku konieczne były słowa? Przerywanie szumu płynącej w fontannie wody przez słowa, które stanowią nic więcej jak oczywistość tak dalece posuniętą, że usprawiedliwione wobec niej jest nagięcie zasad języka i nazwanie jej oczywistą oczywistością.
- O ile tylko najadłszy się i wypełniwszy swój brzuszek po brzegi owocowymi przysmakami nie zapragnie znów odpłynąć na szerokie wody morza snów. - Odparł rozbawiony, spoglądając na zabawnie poruszający się pyszczek królika.
Jakże ironiczny był fakt, że spośród towarzyszących zwyczajowo Arcyksięciu bestii każda z nich stanowiła dla takiego malca śmiertelne zagrożenie. Sowa, wąż i lis mogły bez problemu poradzić sobie z maleńkim króliczkiem. I choć jest to daleko idąca analogia, to Rosarium nie mógł odmówić sobie, by nie przyrównać tego do własnych możliwości poradzenia sobie z Lunis, gdyby zaszła taka potrzeba.
Mężczyzna wstał z ławki gotów do drogi tuż przed tym nim Colette postanowiła się przedstawić. Zatem, gdy wypowiedziała już swoje słowa ten spoglądał na nią z góry stojąc przed ławką, zaledwie o pół kroku od poprzedniego miejsca, w którym się znajdował.
Na wyciągniętą dłoń zareagował ujmując jej palce swoimi, tak jakby zachęcał ją do powstania z zajmowanego miejsca. Była to jednak ledwie sugestia i gdyby Upiorna odważyła się sprzeciwić woli swojego nowego przełożonego, to jego palce po prostu zsunęłyby się z jej dłoni w kilka chwil później.
- Żeby uczynić zadość formalnością, odrzeknę, że miło mi Cię poznać. - Następnie, po skinięciu głową i łagodnym uśmiechu wypowiedział swoje imię - bez żadnych dodatkowych tytułów, funkcji, czy ozdobników - Agasharr Rosraium, a skoro mamy już to za sobą, to proponuję mały spacer. - Pomimo wypowiedzianych słów dało się wyczuć, iż nie jest to wcale propozycja, a raczej polecenie. Ton głosu, choć uprzejmy, był stanowczy. Spojrzenie karmazynowych oczu bez rozwiewało wszelkie wątpliwości, że jego słowa stanowią propozycję nie do odrzucenia.
Upiorni nie śpieszył się jednak i czekał cierpliwie aż Colette pójdzie w jego ślady i opuści rozleniwiające deski ogrodowej ławeczki, by wyruszyć za nim w nieznane. Przynajmniej dla niej, albowiem postawa Arcyksięcia mogła sugerować, że ten dobrze wie co zamierza, a rzekomy spacerek miał być czymś więcej niż tylko przechadzką po ogrodach. Potwierdziły to zresztą kolejne słowa Lorda Protektora.
- Żyjąc na Wyspach świat może wydawać się mały. Wystarczy najwyżej kilka dnia podróży, ażeby po porzuceniu morza i skierowaniu się w głąb lądu ponownie natrafić na wybrzeże. Terytorium kontynentu jest o wiele większe i dlatego przydają się tutaj małe ułatwienia w podróżach. Słyszałaś może o Arcyksiążęcej Kolei Lustrzanej? To mały projekt, który cieszy się sporym uznaniem - wnioskując po ilości chętnych na skorzystanie z moich pociągów. - Bez wątpienia połączenie kontynentu za pomocą sieci kolei nie była przedsięwzięciem małym i dlatego też mówiąc o tym projekcie w ten sposób na twarzy Rosarium pojawił się uśmiech rozbawienia, szybko jednak ustąpił wraz z kolejnymi słowami.

Powrót do góry Go down





Colette
Gif :
Fontanna Pałacowa 73824387e8e95d09caae6aa88ad993a4
Godność :
Aylin
Wiek :
wizualnie 20 lat
Rasa :
Upiorna Arystokratka
Wzrost / Waga :
160/55
Znaki szczególne :
albinizm, złote rogi
Pod ręką :
Fabuła: wymieniona magiczna biżuteria, Agma Draekwa, Carlunamis
Broń :
Anemon (szabla), sztylet
Zawód :
nadworny grajek i supertajny agent, zabaweczka
Stan zdrowia :
zdrowa
Specjalne :
Administrator, Mistrz Gry
https://spectrofobia.forumpolish.com/t805-colette https://spectrofobia.forumpolish.com/t825-menazeria-colette https://spectrofobia.forumpolish.com/t839-tajna-szpiegowska-skrzynka-colette https://spectrofobia.forumpolish.com/t1078-colette
ColetteKochanka muz
Kochanka muz
Re: Fontanna Pałacowa
Pią 19 Lis - 16:26
Z kolei stworzenie społeczeństwa, w którym panowałby niepodważalny prymat jednostki, niemalże wszechobecny kult indywidualizmu, byłoby czynem godzącym w panowanie jakiejkolwiek formy ładu społecznego i w rzeczywistości prowadziłoby do jeszcze większego pogłębienia granic, jakie dzieliły każdą z ras. Wolność ostatecznie przekształciłaby się w gorzką formę izolacji kierowanej zwierzęcymi instynktami, niepodporządkowanymi żadnym z wyższych władz duchowych: wszak każdy dążyłby wyłączenie do zaspokojenia własnych potrzeb bez uwzględnienia interesów osób nawet z własnego szczebla hierarchii, a od tego tylko krok do anarchii i rewolty. W chaosie nie może zapanować harmonia konieczna do rozwoju cywilizacji; może on doprowadzić jedynie do degrengolady i regresu.
      Wypracowanie równowagi między poszanowaniem indywidualizmu a dobrem ogółu społeczeństwa w istocie jest zadaniem trudnym i wymagającym odpowiedniej dozy wyczucia i delikatności, tak rzadko cechującej klasę rządzącą. Mimo wszystko władzę najczęściej posiadają przede wszystkim ci, którzy najzwyczajniej chcą ją mieć, a niekoniecznie się do tego nadają. Znalezienie władcy odpowiednio wyposażonego przez naturę, a nie tylko uczynionego nim z racji urodzenia było równie skomplikowane, jak odlezienie małego, białego królika w zawiłych ścieżkach nieznanego labiryntu.
      Możni najzwyczajniej lubili gry o władzę. Prężyli swoje siły i ścierali się ze sobą, choć nikt nie chciał uczynić tego otwarcie. Colette doświadczyła takich politycznych przepychanek na własnej skórze, gdy przez wiele lat była przedmiotem sporu między rodem Lucan i Morvan, którzy to próbowali wywrzeć presję na jej ojcu, którego majątek powiększał się dynamicznie ze względu na czyn urastający w ich oczach do miana czynu hańbiącego – handlu z kontynentem. Oczywistym było, że kolektyw nie chciał, by ktoś wyszedł ponad nich, zatem za wszelką cenę próbowali ściągnąć go za nogi na należytą dla niego pozycję.
      Przywiązanie do tradycji samo w sobie nie jest czymś negatywnym – jest to coś, co spaja naród i umożliwia nowym członkom społeczności wrosnąć w nią pewnymi, silnymi korzeniami. Na osobę pozbawioną więzi czeka tylko niepewność i poczucie wyobcowania w dziwnym, zmiennym świecie; a więc jest to coś, co zapewnia tak pożądane poczucie stabilizacji. Jednak jak wszystko, tak i tradycjonalizm można źle wykorzystać; wtedy potrafi obrócić się przeciwko i spowodować niemałe problemy. Dlatego też niektóre obyczaje należy stosować mądrze, a niektóre – z powodu innego już kontekstu politycznego czy społecznego – porzucić. Może rzeczywiście Dachowcy na Wyspach nie byli należycie traktowani? Upiornej, mimo strachu przed obcością i indoktrynacji nie raz przez myśl przechodziło, że nawet zwierzęta nie zasługują na taki los.
      Pogłaskała po główce Lorda Skoczysława, który ze smakiem chrupał kawałek suszonego jabłka. Małe stworzenie wydawało się być niezwykle bezbronne, lecz mimo wszystko było na tyle wyposażone przez naturę, by przeżyć w tak nieprzyjaznym dla niego świecie, gdzie niemalże wszystko było dla niego zagrożenie. Choć stanowił pożywienie dla drapieżników, to przecież nie były one w stanie wyeliminować całej populacji królików, a ich los był zdawał się być uzależniony od losu ich pożywienia.
      Czy Colette powinna zmienić swoje zachowanie, gdy była świadoma, iż rozmawia z samym Arcyksięciem? Czy w tym momencie powinna rzucić się na kolana i bijąc pobożne pokłony przed Lordem Protektorem wychwalać jego imię i mówić, iż spotkał ją prawdziwy zaszczyt? Nagła zmiana zachowania byłaby nienaturalna dla Colette i – jak się spodziewała – odebrana by została przez cnego króliczego wybawcę jako coś śmiesznego i jakże pospolitego. Upiorna miast tego poczuła tylko satysfakcję z dobrze przeprowadzonego mini-śledztwa, jeśli można to tak nazwać.
      Mężczyzna wstał, a Colette przekrzywiła lekko głowę, gdy ich palce ponownie się zetknęły. Objęła mocno Lorda Skoczysława przedramieniem i uśmiechnęła się lekko odsłaniając białe ząbki na uprzejmość ze strony mężczyzny. Propozycja spaceru brzmiała idealnie, toteż przez myśl Colette nie przeszła nawet chęć marudzenia czy polemizowania z mężczyzną. Rozmowa z Rosarium do tej pory przebiegała przyjemnie i interesująco, zatem jakże naturalna była chęć jej kontynuowania i jej przedłużenia! Nie mówiąc już o tym, że jako pan tych włości z pewnością zna je doskonale, a Upiorna nie miała jeszcze okazji dobrze ich poznać, a w towarzystwie najlepiej się spaceruje.
      - Z nieukrywaną przyjemnością. Różany Pałac i jego ogrody wydają się być bardzo rozległe, a mała przechadzka z samym gospodarzem tego miejsca na pewno będzie interesująca. – wstała ostrożnie z ławki trzymając pod pachą małego króliczka. - Cynamonku, idziemy!
      Reille drzemiący do tej pory u stóp rozmawiających Upiornych zastrzygł uszami i leniwie przeciągnął się wyciągając łapki przednie i tylne. Potem ziewnął przeciągle odsłaniając białe siekacze i wolno wstał na łapki, widocznie niezadowolony z nieplanowanej pobudki. Niestety, nikt nie dał mu buziaków w główkę, miał więc powody do dezaprobaty.
      Maski opadły nie tylko fizycznie, ale również metaforycznie, a Lysandra była tak samo w pełni świadoma prawdziwej tożsamości mężczyzny jak faktu, że ten zna jej prawdziwe pochodzenie. Ciekawiło ją tylko, jak i kiedy Arcyksiążę do tego doszedł – przesłanek mogło być wiele, lecz miała wrażenie, iż stało się to zanim przedstawiła się w pełni. Było całkiem prawdopodobne, że jej ród był kojarzony na kontynencie ze względu na prowadzony przez niego handel zamorski z lokalnymi kupcami.
      Mimo, że ich wędrówka z pewnością miała jakiś cel, a przynajmniej tak wnioskowała po posturze mężczyzny, to nie grał on pierwszoplanowej roli dla Colette. Wszak sama podróż, choć raczej nie wykroczy poza rozległe granice Różanego Pałacu, i tak może okazać się być całkiem ekscytująca! Przecież wcześniej, gdy wychodziła na spacer z królikami nie spodziewała się, że wydarzenia przybiorą taki obrót, a w poszukiwaniach uciekiniera będzie pomagał jej sam Arcyksiążę.
      Kolejne słowa mężczyzny wysłuchała z lekko uniesioną brwią, gdyż poruszyły one strunami patriotyzmu Upiornej z Wysp Księżycowych i zagrały melodię swoistej apologetyki.
      - Taki urok Wysp, sir, choć ich rozmiar, że użyję takiego skrótu, tkwi nie w ich rozległości, a wielości.  Choć rzeczywiście nie są one duże, to jednak każda z nich stanowi mały, oddzielny i bardzo zróżnicowany świat. Z pewnością, gdyby rozpatrzeć je jako pewną sumę, dałyby całkiem pokaźną liczbę! Ale jednak ten fakt łatwo umyka percepcji. – spojrzała z ukosa na trzymanego na przedramieniu Lorda Skoczysława ważąc za i przeciw odstawienia go na ziemię; choć stworzenie było niewielkie i równie mało ważyło, to jednak jej ręka zaczynała drętwieć. - Pociągów? Och, nigdy o czymś takim nie słyszałam. Brzmi interesująco! – czyżby dane było jej w trakcie spaceru ujrzeć jeden z nich?

Powrót do góry Go down





Tyk
Gif :
Fontanna Pałacowa D93840e52cb57748d5a24bdfa761040295dab6ee
Godność :
Lord Protektor, Arcyksiążę Agasharr I Rosarium
Wiek :
30 lat
Rasa :
Upiorny Arystokrata
Wzrost / Waga :
178/75
Pod ręką :
Alphard (Rubeol), Forets (Tenebrae), Divard, zabawki
Zawód :
Lord Protektor Krainy Luster
Specjalne :
Główny Administrator
https://spectrofobia.forumpolish.com/t233-agasharr-rosarium#284 https://spectrofobia.forumpolish.com/t914-archiwa-arcyksiazece https://spectrofobia.forumpolish.com/t497-kancelaria-arcyksiazeca https://spectrofobia.forumpolish.com/t1121-tyk
TykArcyksiążę
Arcyksiążę
Re: Fontanna Pałacowa
Nie 21 Lis - 2:27
Lewiatanowa wizja prosto spod pióra Hobbesa, w której indywidualne jednostki walczą nieustannie między sobą, jest rzeczywiście tyle przerażająca, co niezgodna z historycznym doświadczeniem i ludzką naturą, która dąży do zrzeszania się w najróżniejszych grupach: od małych klubów aż po całe państwa.
To prawda, że przynależność do niektórych z tych grup jest obecnie przymusowa i często niemałym wyzwaniem jest daną klasę społeczną opuścić. Nie oznacza to jednak, że u podstaw, gdy klasy te się tworzyły, było podobnie. Rozwarstwienie społeczeństwa nie jest bowiem sprzeczne z ludzką naturą. Jest naturalną konsekwencją społecznych dążeń jednostek do zrzeszania się w większe grupy.
Rosarium nigdy nie podważał hierarchii społecznej. Byłby zresztą hipokrytą, gdyby starał się obalić coś, co dało mu pozycję, by wpływać na Krainę Luster. Jednakże w jego opinii naturalność hierarchii nie oznaczała, że musi być ona sztywna, a miejsce w niej może być nadane tylko przy narodzinach. Lektura ludzkiej historii tylko utwierdziła go w takim przekonaniu.
Jak bowiem powstała tamtejsza arystokracja? Wszystkie ich przywileje wynikały z pierwotnej funkcji obronnej. Mieli być rycerstwem, które strzegło granic i monarchy. Za stawanie ramię w ramię z królem otrzymywali ziemię i zaszczyty. Gdy natomiast sposób prowadzenia wojen się zmienił a nieliczni możni nie wystarczyli już do obrony granic, arystokracja zapomniała o swoich korzeniach, zamykając się przed nowymi obrońcami granic. W efekcie Świat Ludzi nie ma już zbyt wielu państw, gdzie arystokracja naprawdę coś znaczy.
Czy to oznaczało, że Wyspy Księżycowe idą tą samą drogą? Tamtejsi Upiorni Arystokraci po wiekach niepodzielnej władzy zostaną zastąpieni przez kogoś innego, czy może nawet pozwoli się by decyzję podejmowali wszyscy, co nigdy nie wróży ani efektywności, ani słuszności. Tego Arcyksiążę rzecz jasna nie widział, lecz był świadom, że w niektórych kwestiach już teraz posiadał władzę, o jakiej rząd Lunis mógł tylko marzyć bez użycia wojska. Wszystko to dlatego, że choć Rosarium nie kwestionował hierarchii społecznej, to dawał nadzieję na poprawę swojego losu i awans. Zamiast poświęcać czas i energię, by przyciąć tych, którzy wystają ponad motłoch, wykorzystywał ich do własnych celów.
Podobnie zresztą było z tradycją - Arcyksiążę jej nie negował, lecz nie pozwolił by ta stała się łańcuchami, które uniemożliwią mu podjęcie stosownych działań.
- Czasem nie liczy się cel, a sama podróż i wszystko co można podziwiać w trakcie drogi. Tym razem jednak to nie rosnące w okolicy róże, czy przechadzający się mieszkańcy Różanego Pałacu będą główną atrakcją. - Odpowiedział po dłuższej chwili, gdy stawiane przez nich kroki zaprowadziły ich tuż przed okazały główny pałac i jego tylny dziedziniec. Twarz Arcyksięcia ponownie została skryta za maską Stowarzyszenia Czarnej Róży.
Ukrycie tożsamości było na pewno posunięciem rozważnym, ze względu na liczny tłum zebrany na placu, który bez wątpienia spostrzegłszy obecność gospodarza utrudniłby spacer i osiągnięcie celu, o którym monarcha mówił.
- Może nie głównym, lecz jednym z celów będzie umożliwienie mi zademonstrowania delegacji zza morza moją kolej i jej pociągi, lecz droga na dworzec jest dość długa. - Krótka pauza by spojrzeć na rozmawiających nieopodal Upiornych Arystokratów, żywiołowo rozważających zmiany w cenach kryształów w związku z monopolem Kompanii Szkarłatnej Otchłani i jej ogromnym zapotrzebowaniem - czego efektem był wzrost cen kryształu dla prywatnych kupców.
- Nie wiem zbyt wiele o opowieściach, które słuchają dzieci w Lunis, lecz jest taka stara legenda o pewnych stworzeniach, które spotkać można na kontynencie - Divardach. Te magiczne lisy zbyt dosłownie wzięły sobie do serca, że ich pobratymcy zmieniają swoje futro w zależności od pogody. Divardy wyglądają zupełnie inaczej za dnia, a inaczej w nocy. Stąd ludzie przypisywali im pochodzenia od słońca i księżyca, które w tej starej opowieści zostały spersonifikowane do niebiańskich lisów, które spotkawszy się kiedyś na niebie miały dać początek istnienia Divardów. Wielu wierzy, że ta stara historia zainspirowana jakimś odległych zaćmieniem słońca z przeszłości, była pierwszą legendą spisaną przez Baśniopisarzy, gdy Ci porzucili przekazywanie swych podań wyłącznie własnym głosem. Uczeni spierają się jednak, że o ten tytuł walczyć mogą jeszcze co najmniej trzy historie... - Zdając sobie sprawę, że zbytnio dał się ponieść własnej dygresji szybko dodał: - Mniejsza o to. Nie wiem czy historia ta jest znana na wyspach, choć nie jest to wcale wykluczone. Niemniej tak się złożyło, że wszedłem w posiadanie jednego z Divardów i uznałem, że nie ma w Różanym Pałacu dość znamienitej obroży dla tego stworzenia.
Opowieść Arcyksięcia trwała pewien czas, na tyle długi, że zdążyli minąć największy tłum na placu i znaleźli się przy powozie, na którym dało się dostrzec błękitna tarczę z trzema czarnymi wężami. Colette nie mogła poznać tego herbu, należał on do rodu Upiornych Arystokratów o dość tragicznej historii, którego jednym z dwóch ocalałych członków był niezbyt inteligentny Archi, który regularnie przybywał do Różanego Pałacu by przedstawiać swoje naukowe teorie. Uczeni pracujący na arcyksiążęcym dworze z litości udają, że słuchają jego pomysłów. Przykra prawda jest jednak taka, że ten odkrywa jedynie rzeczy już odkryte, o których wyczytał najpewniej w księgach rodzinnej biblioteczki. Tyle współczucia nie mieli liczni mieszkańcy posiadłości Rosarium, którzy plotkowali o romansie Archiego z jego starszą siostrą - obecną głową rodziny Vilet.
Obecnie jednak, poza spojrzeniem i wspomnieniem tego przykrego młodzieńca, Arcyksiążę nie zwracał zbytniej uwagi na powóz. Spojrzał za to na Colette, ciekaw jej reakcji na opowiedzianą przez niego historię.

Powrót do góry Go down





Colette
Gif :
Fontanna Pałacowa 73824387e8e95d09caae6aa88ad993a4
Godność :
Aylin
Wiek :
wizualnie 20 lat
Rasa :
Upiorna Arystokratka
Wzrost / Waga :
160/55
Znaki szczególne :
albinizm, złote rogi
Pod ręką :
Fabuła: wymieniona magiczna biżuteria, Agma Draekwa, Carlunamis
Broń :
Anemon (szabla), sztylet
Zawód :
nadworny grajek i supertajny agent, zabaweczka
Stan zdrowia :
zdrowa
Specjalne :
Administrator, Mistrz Gry
https://spectrofobia.forumpolish.com/t805-colette https://spectrofobia.forumpolish.com/t825-menazeria-colette https://spectrofobia.forumpolish.com/t839-tajna-szpiegowska-skrzynka-colette https://spectrofobia.forumpolish.com/t1078-colette
ColetteKochanka muz
Kochanka muz
Re: Fontanna Pałacowa
Sro 24 Lis - 16:22
Choć skostniały – to jednak pewny porządek dawał poczucie stabilizacji i bezpieczeństwa; nawet, jeśli był to tylko miraż, a w głębi rzeczywiście czyhało prawdziwe zagrożenie, które mogło w dowolnym momencie zburzyć kruchy ład społeczny jak silny i nagły podmuch wiatru domek z kart ustawiony przez nieporadne dziecko. Wystarczyła wyłącznie myśl o tym, że nadchodzące zmiany są niemalże nie do zatrzymania, by Colette doświadczyła owego nieznośnego ciężaru na swoich barkach, tak dołująco dociskającego ją do ziemi.
      Rewolta skierowana przeciwko staremu porządkowi społecznemu dorastała w oczach Lysandry swoją powagą, nieodwracalnością i rozmiarem do rangi końca świata. Jakiż to los spotka Upiornych, gdy ich podwładni, których to przez wieki tak dociskali butem do ziemi i nie pozwalali podnieść głowy nawet na centymetr, obrócą się przeciwko nim? Arystokracja stanowiła ledwie kilka procent przedstawicieli w społeczeństwie zamieszkującym Wyspy, mimo, że tak zazdrośnie i skrupulatnie strzegła swoich żyć i majątków, w rzeczywistości w widmie buntu mogła zostać zniszczona równie skutecznie, jak róża może zostać zaduszona przez chwasty.
Historia ludzi nie mogła służyć w żaden sposób Colette za wróżbę, a krwawe i niepokojące wydarzenia rozdzierające Lunis urastały w jej oczach do rangi groźnego precedensu na skalę światową. Do Wysp nie dotarły nawet plotki o istnieniu innego świata, do którego prowadziła niesławna Szkarłatna Brama.
      Upiorna kroczyła przy mężczyźnie starając się dotrzymać mu kroku; szczęśliwie dla niej i jej pantofelków nie narzucił morderczego tempa. Uśmiechnęła się tylko na słowa Rosarium, które to całkiem ściśle pokrywały się z jej własnymi – choć nieuzewnętrznionymi – rozmyślaniami. Spojrzała na niego kątem oka i widząc, iż ten powtórnie skrył swoją tożsamość za maską zastanawiała się, czy i ona otrzyma maskę, czy może jej pierwszą misją będzie pozyskanie lub wykonanie swojej własnej? Naiwne myśli.
      Kolejne słowa mężczyzny zarumieniły policzki Colette i wymusiły na niej zawstydzony chichot. Czymże kieruje się Arcyksiążę łechcąc jej ego i chcąc zademonstrować wyspiarce swoją kolej? Czy to zwykła uprzejmość i próba zademonstrowania orientalnej Upiornej zdobyczy technicznych kontynentu, których to nie miała prawa zobaczyć na własne oczy, czy może chęć podbudowania swojego męskiego ego i próbą zaimponowania pannie Lucan przez przyćmienie poziomu technicznego jej rodzimych Wysp? A może po prostu kryje się za tym wszystkim plan, którego jasne lysandrowe oczy jeszcze nie dostrzegały?
      - Zbyt duży zaszczyt przypisujesz tej osobie, sir, jestem zaledwie jednym z pionierskich podróżników swego narodu. Lord generał Lae’phel jest z pewnością godniejszą personą do podziwiania cudów techniki kontynentu niż ta skromna pieśniarka z Wysp. - rzuciła lekko, zawieszając ton na końcu zdania i wieńcząc swą wypowiedź figlarnym uśmieszkiem tańczącym na jej ustach.
      W istocie daleko jej było do skromności, a ciekawość wspomnianego celu przyćmiewała wszystko inne. Zastanawiała się, czy wspomniany wcześniej oficjel miał przyjemność wypróbowania owej kolei, a jeszcze bardziej – reakcji wojskowego słynącego na Wyspach ze swojego konserwatyzmu – a to było niemałe osiągnięcie w przesiąkniętym tradycjonalizmem do suchej nitki społeczeństwie.
      Oczy Lysandry błysnęły, gdy usłyszała li-tylko wzmiankę o cudacznych lisach. Sprawiło jej widoczny trud powstrzymanie narastającej w niej ekscytacji i nieprzerywanie wypowiedzi swojego rozmówcy. Kobieta bardzo dobrze znała tę historię, choć nie powinna – nie była to opowieść znana na Wyspach. Gdyby nie nieposłuszeństwo, jakie okazywała swoim rodzicom i brutalne pogwałcenie obowiązujących zwyczajów za każdym razem, gdy nocą po cichu w przebraniu wymykała się za młodu z zamku Rosslare i udawała do portowej tawerny. Droga nie była wszak długa, a Colette potrafiła bardzo dobrze poradzić sobie z ewentualnym niebezpieczeństwem.
Żeglarze używają bardzo barwnego języka, więc szybko wychwyciła owe ”subtelne” różnice w obu podaniach i na wspomnienie zaśmiała się krótko, cicho.
      - Spodziewam się, że nie jest to opowieść szeroko znana w Lunis. Widzisz sir, Divardy nie występują naturalnie na Wyspach, stąd też nie są zbyt obecne w ludowej świadomości, nie uświadczysz zatem o nich starych bajek ani legend. Mi samej dane było usłyszeć tę historię jako dziecko tylko i wyłącznie dzięki czystemu przypadkowi od żeglarzy z kontynentu w przyportowej tawernie, choć przyznam – w dużo bardziej nieprzyzwoitej wersji. Niemniej gdy dzieliłam się nią ze swoimi… opiekunami w Lunis, spotkałam się jedynie ze zdziwieniem! – i rzecz jasna z niezrozumieniem dla chęci fraternizowania się z barbarzyńcami z kontynentu.
      Zatrzymała się tuż obok mężczyzny i przyjrzała się uważnie stojącemu powozowi. Skonsternowana zmarszczyła brwi – czyli koleją na kontynencie są po prostu wozy? Co prawda na Wyspach nie były one liczny, jednak występowały dosyć pospolicie i nie stanowiły synonimu luksusu. Uniosła brew i spojrzała wyczekująco na Rosarium, niemniej swoich myśli nie uzewnętrzniała – miała widoczniej pilniejsze sprawy na głowie lub nie chciała wyjść na barbarzyńcę.
- Wykonanie obroży, która odda majestat Divarda – i to arcyksiążęcego – będzie zadaniem niezwykle trudnym, którym musi się zająć najlepszy jubiler na kontynencie! Tylko gdzie kogoś takiego szukać, sir? Z pewnością nie w Różanym Pałacu ni wśród Upiornych?
      Nie sądziła, by kontynentowi jubilerzy dorastali talentem do mistrzów z Wysp, lecz z pewnością mieli coś do zademonstrowania. Zastanawiała się, czy mężczyzna jako pierwszą misję dla SCR nie planuje zlecić jej pozyskania takiej obroży…? Wszak był samym Arcyksięciem, więc mógł zwyczajnie kazać zaspokoić jej swój najdrobniejszy kaprys. Pogłaskała trzymanego w objęciach Lorda Skoczysława, który ciekawsko niuchał powietrze i zaczynał wiercić się niecierpliwie w uścisku. Może przy okazji wykona ozdoby dla swoich królików?
      Myśl o arcyksiążęcym Divardzie nie chciała opuścić jej myśli; powracała do niej i nęciła ją dziwną sugestią czy obietnicą. Z piersi kobiety wydarło się ciężkie westchnienie, a w umyśle zrodził się jeden krótki impuls. Zbliżyła się do mężczyzny i stojąc ledwie krok od niego, spojrzała mu w zamaskowaną twarz wielkimi, błagalnymi oczami i twarzą wykrzywioną w smutną minkę.
      - Sir, Divardy są tak samo piękne jak i rzadkie, a ta osoba jako dziecko marzyła, aby kiedyś mieć jednego z nich; jest to przedsięwzięcie trudne i nie śmiem o nie prosić, zwłaszcza pozostając w długu za uratowanie Lorda Skoczysława! Lecz odważę spytać się, czy mogę utoczyć mu kroplę krwi, by za pomocą pewnego przedmiotu mieć jego ledwie namiastkę? Zaręczam, że w grę nie wchodzą żadne gusła ni czary mające zniewolić wiernego sługę Arcyksięcia, lecz jedynie chęć produktywnego wykorzystania otrzymanej w cichym prezencie Fiolki Chowańca. - Czy było to tylko grane, czy może rzeczywiście wypowiedziane pod wpływem impulsu i chwili odwagi – ciężko ocenić. Upiorna zarumieniona odwróciła głowę w bok, a rzęsy skryły w długim cieniu jej oczy. - Ja, przepraszam sir, jeśli moja prośba jest zbyt odważna.


Ostatnio zmieniony przez Colette dnia Pon 29 Lis - 18:25, w całości zmieniany 1 raz


⋆˖⁺‧₊☽◯☾₊‧⁺˖⋆
spinning the spheres.
WE SEVERED THE

STARS
☽◯☾

Powrót do góry Go down





Tyk
Gif :
Fontanna Pałacowa D93840e52cb57748d5a24bdfa761040295dab6ee
Godność :
Lord Protektor, Arcyksiążę Agasharr I Rosarium
Wiek :
30 lat
Rasa :
Upiorny Arystokrata
Wzrost / Waga :
178/75
Pod ręką :
Alphard (Rubeol), Forets (Tenebrae), Divard, zabawki
Zawód :
Lord Protektor Krainy Luster
Specjalne :
Główny Administrator
https://spectrofobia.forumpolish.com/t233-agasharr-rosarium#284 https://spectrofobia.forumpolish.com/t914-archiwa-arcyksiazece https://spectrofobia.forumpolish.com/t497-kancelaria-arcyksiazeca https://spectrofobia.forumpolish.com/t1121-tyk
TykArcyksiążę
Arcyksiążę
Re: Fontanna Pałacowa
Pią 26 Lis - 0:06
Gdyby tylko Colette wiedziała jakie są powody stojące za ich wędrówką. Mogła mylnie odczytać powolne tempo spaceru i nie spostrzec mowy ciała Arcyksięcia, a także subtelnych aluzji ukrytych w jego słowach, lecz ich podróż miała swój konkretny cel i bynajmniej nie było nim pokazanie wyspiarce zdobyczy technicznych Krainy Luster. W gruncie rzeczy należy zauważyć, że Kolej Lustrzana była powszechna i mógł z niej korzystać każdy mieszkaniec Krainy Luster. Całe przedsięwzięcie oczywiście może zostać wykorzystane przez Rosarium do chociażby transportu wojska, lecz byłoby marnotrawstwem, gdyby do tego ograniczała się użyteczność całej sieci połączeń Kolei Arcyksiążęcej.
Inaczej ma się sprawa z Heliosem i Edenem, które są prywatnymi superpociągami Arcyksięcia i których przejażdżka w istocie może być odczytywana za niemały zaszczyt - w szczególności, gdy jest się jedynym jego pasażerem. Jednak Colette i Rosarium nie zmierzali aktualnie do tych monstrualnych pojazdów.
- Przekleństwem monarchów jest przejmowanie się opinią publiczną i rozdzielanie zaszczytów wedle jej zmiennych oczekiwań. - Powiedział dość cicho, wszak nie chciał, by przypadkowa osoba dosłyszała jego słowa i podjęła temat. czy jego słowa oznaczały, że miał zamiar przyznać Colette rację i bądź to porzucić pierwotne zamierzania, bądź też znaleźć uzasadnienie do postawienia dziewczyny ponad księżycowym generałem? To drugie nie byłoby zresztą zbyt trudne, skoro Lae’phel znajdował się wiele mil stąd i już z tego powodu nie był w stanie przybyć na podziwianie arcyksiążęcych kolei.
Prawda była jednak zupełnie inna, ukryta za tym, czego Arcyksiążę nie wypowiedział, zachowując dla siebie. Oczywiście nie był całkiem wolny od konsekwencji niepochlebnej opinii publicznej, lecz nie musiał zważać na wyspiarzy. Przybysze nie byli zbyt popularni na kontynencie i uważano ich co najmniej za dziwaków. Byli obcymi. Lord Protektor nie musiał zabiegać o ich względy i przejmować się opinią. Wprost przeciwnie, sam umyślnie ich prowokował, by sprawdzić jak bardzo zależy im na pomocy z zewnątrz.
W pewnych kwestiach Rosarium miał całkowicie wolną rękę i ktokolwiek tylko próbowałby się temu sprzeciwiać wylądowałby na stosie. No i nie zapominajmy, że nie chodzi o nic niezwykłego. Kolej Lustrzana jest powszechnie dostępna dla mieszkańców Krainy.
Arcyksiążę wysłuchał słów Colette o tym gdzie usłyszała historię o Divardach. Wbrew zamiarom powiedziała całkiem sporo o mieszkańcach Lunis i charakterze ich izolacji. Mieszkańcy wysp najwidoczniej nie tylko byli fizycznie odizolowani od kontynentu, lecz także ideologicznie. Wszystko co pochodziło zza morza nie było po prostu obce, lecz złe, bluźniercze. W oczach mieszkańców wysp każda różnica między nimi, a heretykami zza morza musiała się jawić jako abominacja. W innych wypadkach Colette mogłaby usłyszeć tę historię nie tylko wśród żeglarzy w tawernie i bez wątpienia historie tam opowiadane rozeszłyby się wśród ludności Lunis.
Rozmyślania nad strukturą społeczną wysp przerwała Arcyksięciu nagła świadomość, że kątem oka nie dostrzega już idącej za nią Colette. Nie sądził nawet przez chwile, by ta zignorowała jego polecenie i postanowiła odejść w sobie tylko znanym kierunku. Zresztą dość szybko dostrzegł, że ta zatrzymała się patrząc na powóz. Poznała znajdujący się na nim herb? Nie, to nie było możliwe. Ten herb nie był zbyt dobrze znany, a i Rosarium kojarzył go tylko ze względu na opowieści pracujących dla niego uczonych. "Nie ceni sobie setek lat naszego dorobku, a ma do nas żal, że odrzucamy jego wtórne pomysły" - mawiali zarówno członkowie Stowarzyszenia, jak również świeccy uczeni przebywający na Różanym Dworze. Rosarium również się zatrzymał, by odpowiedzieć na słowa Colette.
- Zbyt pochopnie wydajesz sądy. - Rozpoczął, po czym dał dłonią znak, by się nie zatrzymywała i ruszyła za nim, samemu obracając się i kontynuując wcześniej przerwany spacer.
- Jubiler, o którym mówię był całkiem blisko tego, by zamieszkać w Różanym Pałacu. Zwyciężyły jednak przyzwyczajenia starego artysty i sentyment do Miasta Lalek - to tam można znaleźć osobę, u której zamówiłem obrożę dla mojego Divarda. - Można się zastanowić, czy była to forma ukrytej reklamy, zapowiedź przyszłego zadania, czy może raczej po prostu podzielenie się z kobietą ciekawostką? Swobodny ton głosu monarchy mógł wskazywać na to ostatnie.
Należy jednak wziąć pod uwagę, że Rosarium wydawał się zmierzać do konkretnego celu. Gdy się zatrzymał na chwilę, dość szybko wrócił do marszu. Czyżby zależało mu na czasie? Czy był jakiś powód, dla którego dalsze podziwianie powozu musiało zostać zaniechane w miarę szybko? Odpowiedź sama wydaje się przychodzić na myśl.
Arcyksiążę znał przedmiot nazywany Fiolką Chowańca. Wiedział jak działa i był świadom, że jest to jedynie zabawka możnych, którzy pragną ozdobić swoją kreację zwierzęcymi towarzyszami. Te jednak nie mogły się nawet równać majestatowi istoty, która towarzyszyła Agasharrowi. Jego duch nie był zaledwie namiastką prawdziwego stworzenia, a bytem zrodzonym z magii i będący magią w czystej postaci. Niewielu jednak wiedziało o jego istnieniu i tak powinno pozostać.
Zwlekał z odpowiedzią nie dlatego, że nie zrozumiał pytania Colette, lecz ze względu na jego treść. W pierwszej chwili chciał odmówić, lecz z każdą kolejną sekundą pojawiały się coraz to nowe pytania. Te podważały sens natychmiastowego zaprzeczenia. Jeżeli Rosarium dopilnowałby, żeby odrobina krwi Divarda wykorzystana do badań nad naturą jego wspaniałej bestii, trafiła do Fiolki znajdującej się w posiadaniu Colette to nie straciłby niczego. Co by natomiast mógł zyskać? Sama obietnica spełnienia jej niedorzecznej prośby mogła przynieść pozytywne skutki.
Właśnie to sprawiło, że po krótkiej chwili dłoń Arcyksięcia uniosła się lekko, by umożliwić ujęcie palcami podbródka Colette i skierowania jej oczu ponownie w jego stronę. Oczywiście nie robił tego na siłę, jeżeli ta zdecydowała się pozostać w swojej pozie, z twarzą zwróconą gdzieś w dal, to dłoń Arcyksięcia cofnęła się. Bez względu jednak co nastąpiło, Rosarium powiedział:
- Krew Divardów jest równie cenna jak same niebiańskie lisy, lecz jednocześnie Fiolka nie wymaga jej wcale dużo i mogę rozważyć przekazanie komuś niezbędnej ilości, lecz muszę być najpierw przekonany, że obdarowany na to zasługuje. Gdy nabędę pewności, możesz być pewna, że nie zapomnę o danej obietnicy.

Powrót do góry Go down





Colette
Gif :
Fontanna Pałacowa 73824387e8e95d09caae6aa88ad993a4
Godność :
Aylin
Wiek :
wizualnie 20 lat
Rasa :
Upiorna Arystokratka
Wzrost / Waga :
160/55
Znaki szczególne :
albinizm, złote rogi
Pod ręką :
Fabuła: wymieniona magiczna biżuteria, Agma Draekwa, Carlunamis
Broń :
Anemon (szabla), sztylet
Zawód :
nadworny grajek i supertajny agent, zabaweczka
Stan zdrowia :
zdrowa
Specjalne :
Administrator, Mistrz Gry
https://spectrofobia.forumpolish.com/t805-colette https://spectrofobia.forumpolish.com/t825-menazeria-colette https://spectrofobia.forumpolish.com/t839-tajna-szpiegowska-skrzynka-colette https://spectrofobia.forumpolish.com/t1078-colette
ColetteKochanka muz
Kochanka muz
Re: Fontanna Pałacowa
Pon 29 Lis - 18:24
Wiatr, dotąd delikatnie poruszający liśćmi pobliskich roślin, wzmógł się i z nieprzyjemnym świstem porwał ze sobą płatki rosnącego niedaleko krzewu różanego. Colette zadrżała z zimna czując jak jego długie, lodowate palce starają się uparcie wedrzeć pod cienką pelerynkę i sukienkę. Opatuliła się szczelniej wierzchnim odzieniem z nadzieją, że wzmocniona fortyfikacja lepiej będzie bronić się przed atakami północnego wichru. Było zimniej, niż na jej rodzimej wyspie chronionej od chłodu ciepłymi prądami znad Zatoki Lunarnej.
       Colette na tę chwilę nie wiązała spaceru w towarzystwie Arcyksięcia z potencjalną misją, w której to przyjdzie jej udowodnić szerszemu gronu swoje umiejętności, nim zostanie oficjalnie przyjęta do Stowarzyszenia Czarnej Róży. Spodziewała się raczej, że za niezobowiązującymi konwersacjami, jakie prowadzili między sobą, stała próba wybadania gruntu przez mężczyznę. Choć myśl o misji nie opuszczała głowy Colette, to spodziewała się, że wszystko przyjdzie we właściwej porze, a Upiorna będzie miała odpowiednio dużo czasu, by się do niej należycie przygotować.
       Czy pospolitość kolei na kontynencie jakkolwiek jej umniejszała? Obiektywnie może dla zwykłego lustrzanina był to najbardziej powszedni środek transportu, który niczym nie różnił się od wierzchowców czy wozów; dla kobiety, która przybyła z odległych Wysp stanowił swoiste novum, a możliwość jego ujrzenia – zaszczyt na tle swojej rasy. Można zatem zadać pytanie, po co zatem udawać się do przypałacowych menażerii lub ogrodów botanicznych pełnych nowych, egzotycznych gatunków, skoro dla innego ludu taka rzeczywistość jest chlebem powszednim?
       Choć słuch kobiety przez wzgląd na talent muzyczny i lata treningu był doskonały i nieco bardziej wyostrzony niż u zwykłego śmiertelnika, to nie znosił zakłóceń. Łatwo wtedy rozpraszał się i gubił w kakofonii nieskładnych dźwięków. Tłum rozmawiał w tle, gdzieś dalej świszczał wiatr, skądś indziej unosiła się cicha muzyka; mężczyzna natomiast mówił cicho. Colette zmarszczyła brwi i skróciła dzielący ich dystans, by lepiej słyszeć.
       - Z pewnością. Abstrahując oczywiście od takich kwestii jak utrzymanie należytego prestiżu, uleganie każdej, szybko zmieniającej się modzie targanej namiętnościami przewrotnego tłumu nie zagwarantuje państwu stabilności, a raz rozochocony hojnością władcy z pewnością będzie chciał sięgnąć po więcej.
       Całkowicie pomijając aspekt obcości jej ludu na kontynencie, Colette rzecz jasna przełożyła słowa mężczyzny na lepiej jej znany, rodzimy grunt. Można zastanowić się, jak zareagowałaby panna Lucan dowiadując się, iż Arcyksiążę igra z jej rodakami? Czy uniosłaby się dumą i wróciła na Wyspy, czy może – mimo wszystko – postanowiła gorzko przełknąć słowa arystokraty i z odpowiednią dozą dystansu i nieufności kontynuowała współpracę ad maiorem patriae gloriam?
       Sytuację jednostkową Upiornej z pewnością można byłoby rozciągnąć na całe społeczeństwo. Czy Wyspiarze mogli przejść suchą nogą przez kryzys, jaki zrodził się w stolicy? W pierwszym przypadku byli skazani na samych siebie – a jak wiadomo, nie potrafili w ten sposób rozwiązać swoich dotychczasowych problemów. Drugi przypadek wymagał uniżenia się i porzucenia swojej dumy, a przede wszystkim – zdania się na łaskę i niełaskę władyki z kontynentu. Jak daleko mógłby posunąć się Arcyksiążę, wykorzystując przymusową pozycję Wysp?
       Ale myśli te nie mogły zaprzątać Colette. Wiedziała jedynie, że coś się dzieje, słyszała o dziwnej epidemii w stolicy, morderstwach bardziej „odważnych” przez swoją lekkomyślność członków Upiornej Arystokracji. Nic nie wiedziała o skali, na jaką to się działo – w jej oczach był to tylko przejściowy kryzys, w obliczu którego Upiorni nie mogli się ugiąć, by nie pozwolić, aby kultura i cywilizacja nie została zaduszona przez plewy rewolucji.
       Skonsternowana dostrzegła ruch dłoni mężczyzny – czyli to nie był cel ich podróży. Ruszyła więc dalej i przysłuchiwała się uważnie jego słowom. Myśl o misji stała się żywsza i wyraźniejsza, chciała przecież wiedzieć, na jakim gruncie stoi i kiedy może spodziewać się ewentualnego zlecenia. Postanowiła trochę zablefować, aby zyskać jakakolwiek wgląd w sytuację.
       - Miasta Lalek? Rozumiem, że wiąże się to z Marionetkarzami i ich wytworami? – spytała, a jej prawa brew uniosła się lekko i zastygła w bezruchu.
       Zaskoczona nagłym dotykiem drgnęła i w pierwszej chwili instynktownie chciała cofnąć się przerywając niespodziewany kontakt. Szybko zdusiła w sobie jednak to pragnienie i z pewnym wahaniem jej głowa powędrowała w stronę Rosarium, by ponownie złączyć się wzrokiem z Upiornym. Spodziewała się, że podążenie za instynktami zrodziłoby między nimi jedynie niezręczność – nawet jeśli nie u mężczyzny, to z całą pewnością u niej. Oczywiście kierowała nią również ciekawość co do powodu, z jakiego mężczyzna dokonał takiego gestu, choć czuła się nim zmieszana.
       Mógł on przecież oznaczać wszystko – między delikatnym, w pewnym stopniu czułym gestem a subtelną próbą dominacji biegła cienka granica. Z drugiej strony, czy jedno mogło wykluczać drugie?
       Zmarszczka subtelnego zawodu przemknęła przez twarz Upiornej nieprzywykłej do odpowiedzi odmownej – bo taką w istocie jawiła się odpowiedź udzielona przez mężczyznę. Przecież nie dostała od razu upragnionej krwi, a Rosarium nęcił ją jedynie obietnicą, że otrzyma krew, gdy będzie grzeczna. Ciche westchnięcie wydarło się z jej piersi, a rzęsy wpół przesłoniły jasnofioletowe oczy, choć nie spuszczała wzroku z twarzy Upiornego. Blade, smukłe palce powędrowały wzwyż i zaczepiły się o sprzążki munduru mężczyzny.
       - To nie brzmi jak proste do wykonania zadanie. – powiedziała cicho, wszak łaska pańska na pstrym koniu jeździ. – Dziękuję za twoją hojność, sir, choć nie ukrywając jawi mi się to jako bardzo odległa perspektywa.


⋆˖⁺‧₊☽◯☾₊‧⁺˖⋆
spinning the spheres.
WE SEVERED THE

STARS
☽◯☾

Powrót do góry Go down





Sponsored content

Powrót do góry Go down





Powrót do góry

 
Permissions in this forum:
Nie możesz odpowiadać w tematach