Mini Wydarzenie Halloweenowe

Tyk
Gif :
Mini Wydarzenie Halloweenowe D93840e52cb57748d5a24bdfa761040295dab6ee
Godność :
Lord Protektor, Arcyksiążę Agasharr I Rosarium
Wiek :
30 lat
Rasa :
Upiorny Arystokrata
Wzrost / Waga :
178/75
Pod ręką :
Alphard (Rubeol), Forets (Tenebrae), Divard, zabawki
Zawód :
Lord Protektor Krainy Luster
Specjalne :
Główny Administrator
https://spectrofobia.forumpolish.com/t233-agasharr-rosarium#284 https://spectrofobia.forumpolish.com/t914-archiwa-arcyksiazece https://spectrofobia.forumpolish.com/t497-kancelaria-arcyksiazeca https://spectrofobia.forumpolish.com/t1121-tyk
TykArcyksiążę
Arcyksiążę
Mini Wydarzenie Halloweenowe UWGhr3E

Wizje Erdnetha


Zapraszam do wzięcia udziału w specjalnym Zapomnianym Śnie Hallowenowym, w którym przez 7 dni codziennie pojawiać się będzie jeden post Mistrza Gry. Zadaniem graczy jest każdego dnia napisać jeden post, w których ich postać stawi czoła wyzwaniom, na które natrafią.

Głównym wyzwaniem fabuły jest duża aktywność - wymagany jest post każdego dnia przez nadchodzący tydzień. Co za tym idzie, gdyby ktoś nie odgadł prawidłowego rozwiązania danej sytuacji w fabule mógłby zostać w tyle, czekając najpierw na odpis Mistrza Gry,a później szukając prawidłowego rozwiązania. Dlatego też każdy post w spoilerze będzie miał ukryte rozwiązanie. Zachęcam jednak, by najpierw pomyśleć samemu, a dopiero następnie sprawdzić rozwiązanie!

Każdy pisze swój własny sen! Nie ma więc możliwości spotkania w nim innych graczy. Chyba że ktoś bardzo chce poprowadzić wspólny sen z innym graczem, jednak robi to na własne ryzyko!


Nagrody:
Główna nagroda (za napisanie wszystkich postów w terminie)
Różdżka zepsucia - Przedmiot niegdyś kojarzony z mrocznymi siłami i wiedźmami ukrywającymi się w mokradłach, mieszkających w chatkach na kurzej łapce, a obecnie z psotnikami biegającymi po ulicach miast Krainy Luster i Szkarłatnej Otchłani. Różdżka powoduje psucie się przedmiotów martwych. Metale rdzewieją, drewno butwieje, skały kruszeją. W zależności od wytrzymałości danego materiału rozkład przebiega dość szybko, zaledwie po wskazaniu na niego różdżką lub dopiero po czasie (od 1-3 postów). Przedmioty magiczne są odporne na działanie Różdżki zepsucia.

Nagroda dodatkowa (za napisanie przynajmniej 3 postów)
Fiolka Chowańca - Efekt prac zrozpaczonego nekromanty Hayza, jeden z nieudanych eksperymentów. Po napełnieniu fiolki krwią zwierzęcia, magicznego stworzenia lub bestii i jej zamknięciu wokół fiolki pojawia się duszek o wyglądzie istoty, której krew znajduje się w środku. Zjawa nie może atakować, czy nawet wchodzić w jakąkolwiek interakcję ze światem materialnym. Jest jedynie widziadłem traktowanym przez bogatych - w szczególności arystokrację Wysp Księżycowych - jako stylowy dodatek.

Nagroda specjalna
Ćmokot - Tajemnicze bestie o wyglądzie przypominającym skrzyżowaniem sześcionożnego kota z ćmą. Niezwykle puchate i leniwe jest naturalnym wielbicielem bezpieczeństwa. Mówi się, że jeżeli znajdzie się miejsce z Ćmokotami to można w nim pozostać, bo nic złego Cię tam nie spotka, gdyż bestia ta posiada naturalną moc do wyczuwania miejsc bezpiecznych, do których się kieruje niczym zwykłe ćmy do światła. Lubią pieszczoty, lecz niech ktoś ze złymi intencjami spróbuje się do nich zbliżyć. Nawet gdyby udało się takiemu niegodziwcowi dogonić Ćmokota zostałby co najmniej boleśnie podrapany.


Pierwszy post:

I. Droga donikąd

Szeroka na siedem metrów aleja wydawała się nie mieć końca. Trudno powiedzieć przez ile kilometrów biegła, gdyż w oddali znikała za horyzontem nie ukazując swego końca. Niepokój mógł powodować nie tylko bezkres drogi, lecz także pustka jaka była z nią związana. Zarówno na bruku, jak również w oknach nie dało się dojrzeć żywej duszy. Nie było nawet żadnych zwierząt, które zwykle przemykają pomiędzy nogami - psów, kotów czy szczurów. Spojrzenie w górę pozwoliło ujrzeć widok przedziwny - niebo gwiaździste, choć aleja była rozświetlona jak za dnia.
Droga wydawała się być szczelnie zamknięta przez ciasno stojące kilkupiętrowe budynki, których widoczne były tylko kunsztownie wykonane fasady zdobione płaskorzeźbami przedstawiającymi zakapturzone postacie idące w nieskończonej procesji przez ściany wszystkich widocznych domów. Mroczne zdobienia nie od razu były możliwe do ujrzenia, ze względu na dwa rzędy czerwonych klonów.
Z początku wydawało się, że jest tylko jedna możliwa droga - przed siebie ku nieskończoności drogi. Później jednak, po obejrzeniu ścian alei pojawiły się dwie kolejne ścieżki. Może któreś z drzwi były otwarte? Choć domy wydawały się puste, to nie wyglądały na opuszczone. Próżno było szukać zabitych deskami okien, czy drzwi. Wszystko wyglądało, jakby zaraz z domostw miał wypłynąć tłum ludzi i zapełnić brukowaną uliczkę. Ostatnią z możliwości były nieliczne, wąskie przerwy pomiędzy budynkami - wąskie i ciemne uliczki, które trudno było w pierwszej chwili zobaczyć. Nie wyróżniały się niczym specjalnym i tylko dokładniejsze przyjrzenie się frontom otaczających je domów mogło pozwolić na ujrzenie, że zakapturzone postacie bezpośrednio sąsiadujący z bocznymi alejkami unoszą swe ręce w górę.

Spoiler:



Ostatnio zmieniony przez Tyk dnia Nie 24 Paź - 13:52, w całości zmieniany 1 raz

Powrót do góry Go down





Echo
Gif :
Mini Wydarzenie Halloweenowe 5PUjt0u
Wiek :
30
Wzrost / Waga :
200/90
Pod ręką :
ręka
https://kartapostacijeszczeniegotowa.pl
EchoNieaktywny
Siedząc w rozkroku i spoglądając na kostkę brukową, Echo powoli docierał do siebie. Skąd tu się wziął, co to za miejsce? Przekręcając główką na prawo i lewo, jedynie domostwa i gwieździste niebo. Już nawet nie zastanawiając się dlaczego znalazł się w tym miejscu, starszy telewizorek postanowił wstać i otrzepać się z kurzu. Aleja, dość długa i bez końca. Ciekawe czy to tylko jego wzrok tak mamiło, czy może jednak był jakiś koniec tej dróżki.
- To na pewno nie Hollywood.
Powiedział beztrosko, po czym maszerować zaczął prosto. Okna zabite, drzwi tak samo. Nic ciekawego nie widać, chociaż jest bardzo jasno. Najbardziej uwagę przykuły dwa rzędy klonów, niezbyt pasowały do domków. Chociaż może to kwestia gustu, Echo lubi jak jest ładnie i zielono.
Było tutaj za cicho, jedynie jego kroki wytwarzały jakieś znikome ilości dźwięku. Życie też brakowało, choć nie do końca. Wszak on był tutaj jedynym żywym, choć czy aby na pewno? Po dłuższym czasie maszerowania, Echo zaczął mieć dość tych samych widoków. Dlatego też postanowił przykuć swój wzrok do każdego elementu, a nawet spojrzeć za klony. Tam dostrzegł mroczne zdobienia, które były czymś nowym. Jednak nie wskazywały nic ciekawego, poza tym, że były.
- No cóż, trzeba się teraz zwrócić do jedynej rzeczy którą ignorowałem od samego początku.
A mianowicie chodziło o fasady płaskorzeźb, których unikał na początku jak ognia. Dlaczego? Bo były podejrzane i im nie ufał, mogły się przecież na niego rzucić! Chociaż były wykute w ścianie, to wciąż świat magiczny. Tutaj wszystko możliwe.
Tak więc one też nic nie wskazywały, przynajmniej te wędrujące w nieskończonej pętli. A może by tak pójść w drugą stronę? Druga strona też nic nie dała, tak więc pozostało pukać do drzwi. Zajmowało to troszkę czasu, jednak nic to nie dało. Domki opustoszałe, widać mieszkańcy wyjeżdżali w pośpiechu.
Chodząc tak przez dłuższy czas i zawracając głowę drzwiom, Echo napotkał na pierwszą boczną uliczkę. Wydawała się zachęcająco podejrzana, przez co na chwilę z niej zrezygnował. Maszerując dalej, w końcu napotkał zmianę w zakapturzonych rzeźbach, które teraz unosiły rączki ku niebu. Cóż, był to jakiś znak i jakaś wskazówka. Może po prostu będzie trzeba skorzystać z tej podejrzanej uliczki? A co mu szkodzi? Unosząc więc rączki w górę, zaczął przeciskać się przez tajemniczą uliczkę. Na szczęście nie miał piwnego brzuszka, bo jeszcze byłby problem z przeciśnięciem się.
- Uh dobrze, że ekran wydziela choć odrobinę światła.
Odparł do siebie, po czym kontynuował swoją podróż w nieznane.

Powrót do góry Go down





Diana
Gif :
Mini Wydarzenie Halloweenowe 4a8fd4f9cf6e221328ca4d9a6518b2cc
Godność :
Diana Candran
Wiek :
Wizualnie ma 25 lat
Rasa :
Cień
Wzrost / Waga :
170 cm / 63 kg
Znaki szczególne :
Tatuaż = dwa karpie koi: czarny i biały, Proteza wykonana na Wyspach Księżycowych zamiast lewej ręki, fioletowe oczy, broń o delikatnej, srebrzystej poświacie
Pod ręką :
Katana i czemu Tyk nie zmienia opisów
Broń :
Daishō
Zawód :
Liderka Bractwa
https://spectrofobia.forumpolish.com/t603-diana#5487 https://spectrofobia.forumpolish.com/t913-skarbic-diany https://spectrofobia.forumpolish.com/t1016-skladzik-diamentow https://spectrofobia.forumpolish.com/t1079-diana
DianaSiedem Nieszczęść: Chciwość
Tropicielka nie zastanawiała się zbytnio w jaki sposób znalazła się w tym przedziwnym miejscu, pod niepokojącym rozgwieżdżonym niebem, wśród rozłożystych ozdobnych klonów z liśćmi w barwie krwi. Nie dlatego, że nieoczekiwana obecność w tym miejscu nie napawała jej pewnym niepokojem i chęcią zrozumienia własnej sytuacji.
Miała swoje rozważania na temat absurdu chwili. Może podczas przemierzania Krainy Snów wkroczyła przypadkiem na rejon jakiegoś Koszmaru i w ten sposób znalazła się w tym przedziwnym nieskończonym mieście? Choć równie dobrze mogła postawić o jeden krok za daleko w świecie rzeczywistym i trafić do tego kawałka rzeczywistości, które zostało zawładnięte przez obcą obecność wprost z najgłębszych czeluści Krainy Snów. Może to miasteczko istniało gdzieś naprawdę, lecz zostało wykrzywione do irracjonalnych kształtów za sprawą czegoś, co przeniknęło pomiędzy światami.
Właśnie świadomość koszmarnej obecności, którą wyraźnie wyczuwała, była powodem, dla którego nie poświęcała zbyt wiele uwagi na określenie przyczyny swego stanu. Logiczny ciąg zdarzeń nie był wszak pojęciem właściwym do oceny działalności paskudztw zza zasłony snów.
Zamknęła oczy, by wsłuchać się w nieprzeniknioną ciszę. Prawa dłoń mimowolnie powędrowała ku znajdującemu się przy pasie krótszemu ostrzu. Cokolwiek zostanie przeciwko niej rzucone - przynajmniej miała się czym bronić. Upiorne fasady z dziwnymi kultystami kojarzyły się jej z zapowiedzią hordy mrocznych pomiotów, które wypełzną z okolicznych domów. Spodziewała się tego, gdy tylko postawi krok.
Dlatego też najpierw zapragnęła delektować się spokojem tego miejsca. On był nawet kojący. Może niektórzy Tropiciele uważali, że Koszmary są złem, który trzeba zniszczyć, lecz Diana widziała w nich raczej źródło mocy, które trzeba poskromić. Gdyby to tylko było możliwe, to najchętniej wytresowałaby Wielkich Koszmarnych Władców jak Lun'nartha czy Yh'naare i wykorzystywać ich niewyobrażalną, nieograniczoną moc by ukarać dzieci i akwizytorów, którzy podeszli zbyt blisko jej domostwa. Taki sam los spotkałby także tych, którzy powiedzieliby, że to marnowanie takiej potęgi na rzeczy zupełnie błahe. I wiele innych grup osób, o których przecież nie warto tu wspominać i poświęcać im choćby sekundę.
Fiołkowe oczy ponownie ujrzały bezkresny bruk i rzędy krwistych klonów, a w dalszej kolejności także upiornie wyglądające fronty domostw i tajemnicze płaskorzeźby. Mogły być jedynie przypadkowym, nieskończonym pochodem. Z kolejnymi krokami zdobienia nie zmieniły się, a raczej wydawały wciąż podążać ku nigdy nie następującemu końcowi.
W tym miejscu warto stwierdzić, że Diana była wyraźnie zdziwiona i aż zakręciła kosmykiem włosów na palcu protezy, gdy po pierwszym kroku nic się nie zmieniło. Trochę była zawiedziona tym faktem i bynajmniej nie dlatego, że nie miała okazji walczyć, a z powodu pomyłki, którą popełniła.
Diana szła przez kilkanaście minut uważnie obserwując okolicę. Poczuła dziwny chłód związany z niepokojem wobec tej nieskończoności. Swoją protezą objęła zdrowe ramię, którego dłoń wciąż znajdowała się na rękojeści krótszego ostrza. Skoro fałszem okazały się przewidywania co do hordy czekającej w budynkach, to może należało je sprawdzić? Candran czuła, że poszukiwania końca tej martwej alei nie miało sensu. Koszmarność jest zbyt przewrotna, by nagradzała wytrwałość - a przynajmniej tak w tym momencie kobieta wolała myśleć.
Skręciła więc i podążyła ku ścianom domów. Nim jednak tam dotarła oparła się jeszcze o jedno z drzew i raz jeszcze spojrzała na enigmatyczne płaskorzeźby postaci idących wiecznym pochodem. Dopiero teraz spostrzegła coś, co umknęło jej uwadze podczas marszu. Ciemna alejka, niezbyt zachęcający zaułek w przerwie pomiędzy dwoma budynkami. Pierwsza okazja by zobaczyć coś więcej niż tylko fasady stojące wzdłuż ulicy i wzniesione ręce zakapturzonych wyznawców snu.
- Spróbujmy. - Mruknęła tylko pod nosem i pewniejszym krokiem ruszyła przed siebie. Zdawała sobie sprawę, że cokolwiek stoi za jej aktualnym stanem może w ten sposób z nią igrać. Mimo tego chciała sprawdzić ten trop i dowiedzieć się, czy niewielka, ledwo dostrzegalna zmiana w zdobnictwie domów wskazuje właściwą drogę.
I jak się okazało w istocie Chciwość odnalazła wyjście z nieskończonego traktu wiecznej tułaczki do żadnego celu. Dotknęła sztuczną dłonią wilgotnych cegieł, które stanowiły ściany wąskiej uliczki stanowiącej jej właściwą ścieżkę i uśmiechnęła się pod nosem. Wszakże czy to nie ironiczne, że droga właściwa była mała, łatwa do przeoczenia, podczas gdy najbardziej oczywista trasa nie przyniosłaby najpewniej niczego?

Powrót do góry Go down





Erishi
Gif :
Mini Wydarzenie Halloweenowe 40ec629ee85918fd216992be0bd32b08
Godność :
Erishi (czyt. Er'shii)
Wiek :
Wygląda na kogoś przed trzydziestką
Rasa :
Gwiezdny/Marzenie Senne
Wzrost / Waga :
Względne
Znaki szczególne :
Coś na wzór tatuażu w kształcie smoka
Pod ręką :
Loth, wachlarz-sztylet, rapier, bezdenna sakiewka
Broń :
Pazury, wachlarz-sztylet, rapier
Stan zdrowia :
Perfekcyjny
https://spectrofobia.forumpolish.com/t614-erishi#5981 https://spectrofobia.forumpolish.com/t1169-erishi
ErishiGwiezdny Marzyciel
Gdy otworzył ślepia, przyglądał się rozgwieżdżonym niebiosom. Trwał w przyjemnej ciszy, by po kilku uderzeniach serca, zdać sobie sprawę z tego, że znalazł się w innym miejscu. Powoli zniżył spojrzenie, by móc objąć wzorkiem najbliższą okolicę. Nie był to już zielony sad, w którym znalazł zbłąkaną duszę; dręczoną przez nieprzyjemny sen. Nie mógł dręczyciela nazwać koszmarem, ponieważ był tak słaby, drobny i nieszkodliwy, że wystarczyło odrobinę zmienić scenerię, by senne marzenie śpiącego stało się na powrót komfortowe. Smutny klaun, został zmieniony na mima. Proste, czyż nie? W tamtej chwili śniący przestał odczuwać dyskomfort i powrócił do czerpania radości ze snu.
Erishi usiadł w oddali pod jabłonią, by upewnić się, że wszystko już jest w porządku. Wtedy też zamknął oczy, mrugając. I został pochłonięty, wyrwany z tamtego snu, trafiając do następnego. Nietypowe zjawisko.
Otaczały go wysokie budowle. Oświetlona aleja była całkiem pusta. Nie było w niej żadnego śniącego. W tych okolicznościach uznawał to za duży plus – wyczuwał koszmarne intrygi, nieprzyjemne knowania. Jednakże, w jakim celu Marzenie zostało tutaj wezwane? By się ponabijać, pobawić? A może przez pomyłkę? Koszmar kierowany zapachem nie sprawdził dokładne z kim ma do czynienia? Samo przeznaczanie, by wypędził koszmar? Cokolwiek to było, z jakichkolwiek powodów się tutaj znalazł: spróbuje odnaleźć dręczyciela snów i mu przeszkodzić w knowaniu.
Bez pośpiechu ruszył z miejsca, przyglądając się budynkom i krwistym liściom, co jakiś czas opadających z drzew. W pewnym momencie wędrówki postanowił zapukać do jednych z drzwi. Odpowiedziała mu cisza. Spróbował je otworzyć – drzwi pozostawały zamknięte. Wątpił, by nawet próbując siłą je otworzyć, byłby w stanie tego dokonać.
Sprawdził jeszcze kilka domostw, z tym samym skutkiem, nim doszedł do miejsca, w którym znajdowała się wąska uliczka. Była przyciemniona (w porównaniu do reszty alejki), ciasna, mało zachęcająca do podróżowania.
Rozważał, co powinien zrobić: iść dalej przed siebie, próbować otwierać drzwi, w nadziei, że odnajdzie jakąś wskazówkę, czy też przemykać wąskim przejściem. Postanowił zdać się na wole losu. Wyciągnął z kieszeni monetę, rzucając nią. Orzeł oznaczał, że pójdzie ścieżką, reszka, że zostanie w alei.
Marzenie weszło w boczną uliczkę. Zastanawiając się, gdzie teraz trafi i co je spotka. Może już teraz będzie mogło odnaleźć koszmar i dowiedzieć się, co chce zrobić oraz po co go tu ściągnął.


Mini Wydarzenie Halloweenowe Gbsms8o
#fba0e3 | #00cccc | Saga #ffb437 | Tydius #ff7098
najciekawsza postać pozytywna
x x x x x x

Powrót do góry Go down





Colette
Gif :
Mini Wydarzenie Halloweenowe 73824387e8e95d09caae6aa88ad993a4
Godność :
Aylin
Wiek :
wizualnie 20 lat
Rasa :
Upiorna Arystokratka
Wzrost / Waga :
160/55
Znaki szczególne :
albinizm, złote rogi
Pod ręką :
Fabuła: wymieniona magiczna biżuteria, Agma Draekwa, Carlunamis
Broń :
Anemon (szabla), sztylet
Zawód :
nadworny grajek i supertajny agent, zabaweczka
Stan zdrowia :
zdrowa
Specjalne :
Administrator, Mistrz Gry
https://spectrofobia.forumpolish.com/t805-colette https://spectrofobia.forumpolish.com/t825-menazeria-colette https://spectrofobia.forumpolish.com/t839-tajna-szpiegowska-skrzynka-colette https://spectrofobia.forumpolish.com/t1078-colette
ColetteKochanka muz
Kochanka muz
Wszechogarniającą ciszę panującą nad osobliwym traktem przerwało głuche stukanie drobnych obcasików na nierównym, ulicznym bruku, któremu zawtórował cichy, dziewczęcy głosik nucący starą, ludową piosenkę. Dziewczę ubrane w długą, rozkloszowaną suknię kroczyło wśród opustoszałych uliczek wyludnionego miasta, machając wesoło trzymanym w dłoni Anemonem. Czerwień stroju współgrała z karmazynem zdobiącym korony klonów a zarazem kontrastowała z bielą skóry i włosów Słowika.
         Miejsce, choć dziwaczne w swej naturze, przypadło do gustu Colette: ciasna i wysoka architektura sprawiała, że panowała tu wspaniała akustyka, dzięki czemu jej głos dobrze rozchodził się po okolicy. Tylko szkoda, że nie mógł natrafić na żadnego słuchacza - i chyba ten fakt najbardziej pobudzał wyobraźnię bardki, wywołując z pamięci osobliwe obrazy mrocznych historii, o których słyszała w dzieciństwie od swojego kuzynostwa.
         Colette zadarła głowę i spojrzała na rozgwieżdżone niebo. Nie mogła odmówić mu piękna mimo jego osobliwości - może będzie stanowić inspirację dla jej kolejnego dzieła? O ile tylko uda jej się opuścić to dziwaczne miejsce. Wszak nie wiedziała, jak tu trafiła – jej najwcześniejszym wspomnieniem był widok monstrualnego budynku o płaskorzeźbie przedstawiającej pokraczny pochód. Uznając to za możliwą wskazówkę, postanowiła ruszyć w kierunku, w którym skierowane były postaci - w okolicy nie było żywej duszy, a drzwi domostw były pozamykane. Upiorna podchodziła do kolejnych budynków i pukała do nich licząc, że wreszcie ktoś jej otworzy; kobieta nie słyszała nawet kroków domowników zbliżających się, by wyjrzeć przez wizjer aby zweryfikować tożsamość przybysza kołaczącego do ich wrót. Początkowa cisza zaczynała osaczać Colette, a poczucie wyalienowania potęgowane przez wszechogarniającą pustkę powodowało, że po plecach arystokratki przechodził zimny dreszcz, gdy zdawało jej się, że kolejny raz mija identyczny budynek.
         Droga wydawała się ciągnąć w nieskończoność, a Colette zdawała się błądzić po okolicy całą wieczność; trasa wiodła cały czas prosto, ale Słowik miała wrażenie, że kręci się w kółko. Wysokie kamienice ciągnęły się równym i zwartym szeregiem nie pozwalając dostrzec, co leży poza nimi. Groteskowe postaci zdobiące fasady zdawały się poruszać i falować w swym pochodzie niczym wzburzone morze.
         Pannę Lucan powoli zaczęła ogarniać nuda spowodowana monotonią podróży. Zadbane budynki zdawały się niczym od siebie nie różnić, wszędzie panowała taka sama cisza, a nigdzie na horyzoncie nie majaczyła żadna postać czy zwierzę. Nic więc dziwnego, że Colette rozważyła możliwość skierowania się do jednej z bocznych alejek, którą ujrzała, gdy postanowiła chwilę odpocząć – nie była w stanie określić, jak długo szła, niemniej ogarnęło ją zmęczenie. Uliczka była ciasna i obskurna, ale wydawała się stanowić jakiekolwiek urozmaicenie. Może to pomoże jej wyrwać się z niekończącego się pochodu?

Powrót do góry Go down





Thorn
Gif :
Mini Wydarzenie Halloweenowe 5PUjt0u
Godność :
Aeron Vaele
Wiek :
Ponad 500 lat / Wizualnie lekko ponad 30.
Rasa :
Upiorny Arystokrata
Wzrost / Waga :
182/100 (same rogi trochę ważą).
Znaki szczególne :
Opalizujące granatem, duże, zakrzywione rogi. Tęczowe oczy.
Pod ręką :
Broń, zegarek kieszonkowy, sakiewka z pieniędzmi, mały notesik i długopis.
Broń :
Rapier.
https://spectrofobia.forumpolish.com/t139-thorn https://spectrofobia.forumpolish.com/t949-ksiegi-klamstw https://spectrofobia.forumpolish.com/t1119-thorn
ThornDemoniczny Książę
Demoniczny Książę
Najpierw pojawiło się uczucie niepokoju. Targnęło Upiornym Arystokratą i sprawiło, że grube, czarne brwi ściągnęły się ku dołowi, na znak dyskomfortu. Aeron zdecydowanie nie lubił tego tego uczucia, bowiem nieopanowane w porę, przeradzało się w strach, a ten z kolei, w jego wypadku, zawsze prowadził do katastrofy.
Powoli uniósł powieki i pierwszym co zobaczył była szeroka aleja. Nie przypominał sobie dlaczego się tu znalazł i dlaczego przez większość czasu miał zamknięte oczy, lecz wraz z uczuciem niepokoju pojawiło się nieodparte wrażenie, że jest w miejscu, w którym powinien być. Zapytany czemu, nie potrafiłby odpowiedzieć.
Rozejrzał się dookoła. Ulica była zadbana, jasna ale dziwnie pusta. Nie widział mieszkańców, nie słyszał ich rozmów. Zasadzone na jej obrzeżach drzewa falowały delikatnie, owiewane lekkim wiaterkiem. Gdy spojrzał za siebie, nie zauważył niczego podejrzanego - stał na środku dość długiej alei, bo za nim rozpościerał się widok bardzo podobny do tego jaki widział przed sobą. Nad głową, co dziwne miał natomiast rozgwieżdżone niebo. Widok był naprawdę ciekawy, lecz mężczyzna nie zaprzątał sobie nim dłużej głowy, bowiem jako mieszkaniec Krainy Luster przyzwyczaił się do dziwactw i nienaturalnego zachowania otoczenia.
Zrobił krok w przód i dopiero wtedy zdał sobie sprawę, że coś jest nie tak. Nie z otoczeniem, bo mimo iż było pusto, okolica była naprawdę ładna. Spojrzał w dół na swoją nogę i znowu zmarszczył brwi. Pociągnął dół górnej części ubrania by obejrzeć, co ona właściwie miał na sobie.
Czarne spodnie wydawały się normalne, takie jak nosił zazwyczaj. Eleganckie, dobrze skrojone lecz ciężko było dojrzeć jak na nim leżą bo choćby obracał się dookoła swojej osi przez następny rok, nie dojrzy swojego zadu. Górna część ubioru też była w porządku - miał na sobie koszulę, ciasno zapiętą pod szyją, ładnie związaną muchę, szeroki pas i co najważniejsze, wygodny jak diabli smoking z długim, sięgającym kolan tyłem w kształcie jaskółczego ogona. Czuł się naprawdę dobrze! Znalazł jednak parę elementów, które mu nie pasowały a pierwszym były buty. Czarne, zabudowane buty na cholernie wysokim obcasie, jakiego nie powstydziłaby się niejedna Upiorna dama. Drugim były ramiona marynarki, obszyte piórami.
Czuł, że musi się obejrzeć w jakimś lustrze, bo ciekawość nie da mu spokoju!
Poszedł nieco w bok i znalazł witrynę sklepową. Niewiele myśląc zbliżył się w celu sprawdzenia jak wygląda w tym dość osobliwym stroju. To co zobaczył przeszło jednak jego początkowe wyobrażenie.
Strój, choć niecodzienny, był niczym w porównaniu do tego co zobaczył. Twarz miał własną, rozpoznawał rysy lecz oczy miał żółte i zwierzęce, bez widocznego białka twardówki. Nos jakby nieco dłuższy, ptasi a z policzków wyrastały małe piórka, które następnie wspinając się po linii szczęki i skroniach zmieniały się w pierzastą burzę na głowie. Upiorny Arystokrata nie miał włosów. Miał na głowie czarne pióra!
Uniósł dłoń by dotknąć twarzy ale zaraz szybko ją cofnął, widząc w odbiciu, że jego własna ręka jest cała czarna i ma długie pazury. Spojrzał na nią, poruszył parę razy.
Coś było nie tak, ale on jak na złość nie mógł sobie przypomnieć co. Nie wiedział jak się tu znalazł, ale czuł potrzebę kontynuowania wędrówki. Nieodparte wrażenie, że dalej czeka go coś jeszcze, co musi sprawdzić.
Odszedł od witryny i dopiero z odległości zobaczył wielkie rzeźby zakapturzonych postaci, z dłońmi uniesionymi ku górze. Widok ten sprawił, że pióra na głowie stanęły mu dęba a po plecach przebiegł nieprzyjemny dreszcz.
Dalej. Idź dalej. Musisz iść dalej. Nie zatrzymuj się.
Buty na obcasie poniosły go dalej, lecz im dłużej szedł tym bardziej utwierdzał się w tym, że chyba kręci się w kółko. Starał się co chwilę zmieniać kierunek podróży, gdy tylko napotykał rozwidlenie, lecz na próżno. Prędzej czy później znowu napotykał witrynę w której się oglądał. Nie spotkał nikogo, kogo mógłby poprosić o wskazanie drogi.
W końcu sfrustrowany zatrzymał się i zamyślił. Nie wiedział gdzie jest, po co i dlaczego tak wygląda ale... pióra może były wskazówką co powinien zrobić w dalszej kolejności?
Przejechał dłonią po ramieniu i piórach. Chwileczkę... Przecież gdy sprawdzał się w witrynie sięgały do połowy ramienia. Dlaczego teraz miał je już na wysokości łokci? Sprawdził. Faktycznie, jakby urosły. Ten na głowie też, były bujniejsze a twarz również miał już nieco inną od tej jaką widział jeszcze przed chwilą.
A może nie przed chwilą... Ile on już szedł? Godzinę? Dwie? Pół dnia? Tydzień? Rok?
Idź. Nie zatrzymuj się.
Zagryzł zęby i ruszył, tą samą drogą, cały czas przed siebie. Nie pukał do drzwi, bo nie miał takiej potrzeby. Miał misję do spełnienia, misję której nie rozumiał a którą musiał wykonać za wszelką cenę.
I faktycznie gdy zatrzymał się znowu, pióra zakrywały mu już nadgarstki a to co miał na głowie spływało pierzastą kaskadą na plecy, łącząc się ze smokingiem którego końce zesztywniały i... stały się prawdziwym ogonem.
Aeron kontynuował spacer a gdy nagle poczuł ból, upadł na kolana i wrzasnął a z pleców wystrzeliły mu ogromne, czarne, pierzaste skrzydła. Próbował nimi zamachać, lecz to tylko wzmagało cierpienie i nie dawało niczego więcej.
Znowu spojrzał w górę na niebo. Tak, powinien iść tamtą drogą ale... jak?
Idź dalej. Przed siebie.
Potykając się lekko, nieprzyzwyczajony do ciężaru skrzydeł na plecach, poszedł dalej ale cały czas działo się to samo. Co więcej stawał się zmęczony i zirytowany, w jego umysł wkradła się też rezygnacja. Czy stałoby się coś jakby się poddał?
Zahaczył butem o wystającą kostkę brukową i runął na twarz, w porę amortyzując upadek szponiastymi, czarnymi dłońmi. Przez chwilę leżał dysząc, chcąc odpocząć. Co on miał właściwie robić? Iść dalej, tak przez cały czas?
Uniósł twarz krzywiąc się paskudnie i... wtedy ją dojrzał. Ciasną, ciemną uliczkę wijącą się pomiędzy budynkami.
Niewiele myśląc poderwał się i rzucił w jej stronę, lecz gdy był już blisko, zdał sobie sprawę że on po prostu się w niej nie zmieści. Nie ze skrzydłami.
Rozpacz jaka pojawiła się w jego sercu wytłumiła całą resztę uczuć. On musiał tam wejść, to była właśnie TA droga! Co tu się działo? Dlaczego los płatał mu tak okrutne figle? On musiał tędy iść. Iść dalej i dalej!
Cofnął się i zamachał skrzydłami, lecz ruch bolał tak, jakby ktoś przypalał go żywym ogniem. Gdzieś z tyłu głowy pojawiła się też myśl, że musi się spieszyć, ale dlaczego - tego nie potrafił powiedzieć.
- Po co mi skrzydła, skoro nie umiem latać? - mruknął, patrząc tęsknie w górę po czym westchnął i...
Wcisnął się między budynki. Szorując piórami po ścianach, szedł bokiem, powalając by nieregularny, ostry beton kaleczył mu skrzydła. Bolało, ale czuł, że tak właśnie powinno być. Nie inaczej!
Szedł więc, a każdy krok był cierpieniem, lecz on nie zatrzymywał się ani na chwilę bo wiedział, że cierpienie to należy mu się jak nikomu innemu.
Tylko co zastanie na końcu uliczki?

Powrót do góry Go down





Kundel
Gif :
Mini Wydarzenie Halloweenowe 5PUjt0u
Wiek :
około trzydziestu sześciu lat
Wzrost / Waga :
177cm / 70kg
Znaki szczególne :
blizna po oparzeniu na twarzy; chorobliwie blady; ciemnofioletowe sińce pod oczami; utyka na prawą nogę; na całym ciele mnóstwo przebarwień przypominających pasy na sierści Peste
Pod ręką :
666
Zawód :
dla całej Morii
https://spectrofobia.forumpolish.com/t817-kundel#10600
KundelNieaktywny
  Zatrzymał się tylko na moment, by gwałtownie obejrzeć się za siebie. Zimny dreszcz przebiegł mu po grzbiecie. Czuł jak szybko bije mu serce, a po ciele rozchodzi się nieprzyjemne zmęczenie. Ani na moment nie opuszczało go to absurdalne przeświadczenie, że musi uciekać. Przed czym - nie wiedział. Nawet teraz, gdy patrzył w stronę, z której przybył, nie widział nikogo.
  Obejrzał się ponownie i znowu nie zobaczył ani jednej żywej duszy. Za to uświadomił sobie, że ta nienaturalnie szeroka ulica z obu swoich stron nie miała końca, rozmywała się gdzieś na liniach horyzontu. Po chwili pożałował tego oglądania się ze siebie, bo teraz nawet nie wiedział w którą stronę powinien iść. Wszystkie te domy otaczające aleję wydawały się być identyczne, nie potrafił znaleźć żadnych punktów orientacyjnych.
  Postawił jeden, niepewny krok w kierunku najbliższej kamienicy, ale to samo absurdalne przeświadczenie o byciu ściganym nie pozwoliło mu zdobyć się ani na próbę wejścia do budynku ani nawet zapukania do drzwi. Rosnący niepokój podpowiadał mu, że jeżeli to zrobi, stanie się coś złego. We wszechobecnej ciszy zaskrzypią drzwi bądź pukanie poniesie się echem i go znajdą? Wystarczyło, że nie mógł pozbyć się wrażenia, że jego głośne bicie serca słychać w promieniu kilometra.
  Przeszedł jeszcze kilka kroków w, jak podejrzewał, przeciwnym kierunku do tego, z którego przyszedł. W jednym z okien zauważył nagły ruch, równolegle do siebie i odskoczył w tył jak oparzony, zanim zdał sobie sprawę z tego, że to tylko jego odbicie. Zmrużył ślepia, podchodząc na powrót do okna. Choćby się starał, nie mógł dojrzeć wnętrza pomieszczenia. Zamiast tego patrzyła na niego tak obca i jednocześnie znajoma twarz. Kościaną maskę Peste zastąpiła półmaska przeciwgazowa, od której gogle wisiały swobodnie na jego szyi. Spojrzał gwałtownie w dół, by zdać sobie sprawę, że jest w mundurze, w dodatku czystym i widocznie nowym. Jego sercem szarpnęło dziwnie znajome, trudne do uchwycenia i zidentyfikowania uczucie.
  Na grzbiecie nadal miał swoją pelerynę, ale nawet ona sprawiała wrażenie nowej, jakby nie wyszła spod jego rąk, a z magazynowej linii produkcyjnej. Kaptur spoczywał na plecach i widocznie brakowało na nim doszytych piór. Wszystko, co miał na sobie wyglądało tak sztucznie jak ta ulica, a mimo to czuł, że nie powinien tu być. Po chwili wahania ruszył dalej wpatrując się przed siebie, jedną z dłoni trzymając tuż przy ścianach budynków, by móc czuć pod opuszkami palców chropowatość i chłód ścian.
  Nie wiedział ile przeszedł. Kilometr albo dwa? Równie dobrze mogło być ich dwadzieścia. W pewnym momencie stracił oparcie pod dłonią i zerkając w bok, spojrzał prosto w otchłań bocznej, klaustrofobicznie ciasnej uliczki.

Powrót do góry Go down





Velo
Gif :
Mini Wydarzenie Halloweenowe 5PUjt0u
Godność :
obecnie Velonika Cheshire
Wiek :
dziarskie, piętnastoletnie ciałko
Wzrost / Waga :
150cm / 40kg
Znaki szczególne :
jarzące się, złote oczy
Pod ręką :
Sakwa ściągana rzemieniem, na długim pasku, wisi na gałęzi obok, zaraz obok lekkiej opończy: przekąski, Pyskata Busola, zwój liny, puste fiolki na eliksiry, dobry humor i problemy egzystencjalne
Broń :
sztylecik w sakwie
Zawód :
Przygodystka!
Stan zdrowia :
MARTWA. Ups.
https://spectrofobia.forumpolish.com/t792-velonika-cheshire https://spectrofobia.forumpolish.com/t295-koniec-koncow-wszystkie-kawalki-zloza-sie-w-calosc https://spectrofobia.forumpolish.com/t991-all-you-need-is-love-and-a-cat#14347 https://spectrofobia.forumpolish.com/t1123-velo
VeloDuchowa Zguba
Spadała. (Znowu.) Ogon strzelił, ramiona rozpostarły się i upazurzona łapa poharowała pień drzewa, spowalniając upadek. Gdy w końcu spoczęła pod drzewem, nie wyglądało na tak wysokie, jak w chwili "lotu". Wyciągnęła w górę szczupłe ramiona, ciesząc się chwilą, gdy krew w żyłach płynęła szybciej, a serce dudniło jak mały bębenek.
Nie była pewna gdzie zasnęła ani co tu robiła - choć ostatnio ogólnie miała problemy z pamięcią. Od chwili upadku z klifu nie czuła się sobą. Nie czuła się kimkolwiek.
Dzisiaj było jednak za pogodne na czarne myśli i szare smuteczki, więc kotka wstała i postanowiła pozwiedzać, bo nie pamiętała, by odnotowała takie miejsce w którymkolwiek ze swoich dzienników. Kluczyła między ozdobnymi klonami, próbując ulokować gatunek na mapie Krainy Luster. Budynki niespecjalnie ją interesowały, tak samo mieszkańcy - których nie było - bo stanowili głównie dodatek do flory i fauny - której również brakowało.

Dziwaczne.

Gdy doliczyła już do tysiąca czterdziestu siedmiu drzew, zatrzymała się i westchnęła zniecierpliwiona. Nic nowego. Z pewnością jakaś pokręcona wersja magii lustra. Albo (znów) wlazła komuś do ogródka i potraktowano ją zaklęciem nieskończoności. Czas się zmywać.
Wdrapała się na tysiąc czterdzieste ósme drzewo, ale mur z kamienic wydawał się nie do przebicia i nic nie mogła zobaczyć, tak wysokie się wydawały. Zeskoczyła i zafalowała ogonem. Czy znowu będzie musiała przepraszać za wtargnięcie na teren prywatny? O ile w ogóle trafił się ktoś rozsądny. Ruszyła do drzwi pomiędzy płaskorzeźbami, które wyglądały, jakby się z niej spod tych kapturów podśmiechiwały. Szarpnęła za klamkę najuprzejmiej jak się dało, ale te pozostały zamknięte. Tak samo kolejne. I jeszcze następne. Nie potrzebowała więcej niż trzydziestu sześciu, by się zorientować, że chyba nikt jej nie wpuści.
Może w takim razie po prostu ją wypuszczą. (Znaczy "po prostu" bez ścigających jej fireballi i gończych Tenebresów.) Zajrzała w jedną z wąskich, paskudnych uliczek odchodzących w głąb, pomiędzy budynkami. Well.


Ostatnio zmieniony przez Velo dnia Pon 25 Paź - 5:22, w całości zmieniany 1 raz



Mini Wydarzenie Halloweenowe Icegif-935

And I've seen your flag on the marble arch
And love is not a victory march
It's a cold and it's a broken Hallelujah

Powrót do góry Go down





Val'rakh
Gif :
Mini Wydarzenie Halloweenowe 8CZhH8B
Godność :
Val’rakh, Żniwiarz Światów, Badacz Śmierci, Strażnik Czerwonego Morza Dusz; wśród ludzi znany jako Vanya Voland
Wiek :
W ludzkiej postaci wygląda na ~25 lat
Rasa :
Koszmar
Wzrost / Waga :
W ludzkiej postaci – 1,8 m, w koszmarnej – ok. 4 m / Względna
Znaki szczególne :
W ludzkiej skórze – mała blizna pod lewym okiem oraz dużo większa wzdłuż kręgosłupa, kolczyk w języku, oczy o szarofioletowej barwie
Pod ręką :
Portfel, zapalniczka, telefon, klucze do apartamentu i samochodu
Zawód :
W Świecie Ludzi – Koroner
Stan zdrowia :
Zdrowy, choć w materialnej postaci zawsze jest trochę osłabiony
Specjalne :
Administrator, Grafik
https://spectrofobia.forumpolish.com/t564-val-rakh https://spectrofobia.forumpolish.com/t848-val-rakh https://spectrofobia.forumpolish.com/t1151-poczta-vanyi-volanda https://spectrofobia.forumpolish.com/t1122-val-rakh
Val'rakhBadacz Śmierci
  Nocami w świecie materialnym Valr’akha często dopadało coś na kształt nudy. Gdy przychodziła pora dość późna, by ludzkie życie zamierało i otaczała je pierzyna snu, niewiele było do zobaczenia i zbadania. On sam jako Koszmar nie potrzebował snu, wręcz pochodząc z odległych Krain Snów, nie rozumiał jego konceptu w taki sposób, w jaki pojmują go ludzie. Zamiast oczekiwać świtu i czasu, kiedy świat ponownie budzi się do życia, on wybierał się na wyprawy do swojej rodzimej krainy. Dla ludzi sny są eterycznym wspomnieniem, nierzadko jedynie fantastycznym odbiciem przeżyć na jawie. Dla Val’rakha były jednak czymś więcej – jego domem, odległym miejscem, w którym miał swój początek i nad którego fragmentem niepodzielnie królował. Nie był jednak stworzeniem, które zadowala mały fragment nieskończonej mistycznej rzeczywistości, który miał na własność. On chciał zagarnąć dla siebie jak najwięcej. Z tej też przyczyny często udawał się w niezbadane przez siebie rejony Krainy Snów, by zgodnie ze swoją naturą badacza, zbadać co się też w nich kryje.
  Sny przemierzał w postaci na poły ludzkiej – posturę i większość ciała miał Vanyi Volanda, jednak więcej rąk, niż przeciętna obdarzona przez naturę istota ludzka. Z jego nagiego brzucha ziało wielkie oko o nieokreślonej barwie tęczówki, które rozglądało się na boki, wraz z oczami osadzonymi na twarzy. Jego łonie i szyja obwieszone były złotem i klejnotami o tajemniczym błysku, jakiego nie sposób uświadczyć w materialnym świecie. Na plecy narzucony miał czarny płaszcz z kapturem, który zakrywał jego twarz. Dół odzienia zdawał się płonąć, pozostawiając za sobą czarne, pokryte sadzą ślady.
  Tej nocy trafił w miejsce dość ponure. Wkraczając w progi snu znalazł się na opustoszałej, zamglonej alei, którą otaczały wysokie, mroczne budynki i drzewa z krwistoczerwonymi liśćmi. Odruchowo podniósł głowę i spojrzał na niebo – różniło się od tego w jego wymiarze. Wyglądało podobnie do tego, które obserwował nocą w Świecie Ludzi, jednak pomimo ciemnego nieba, w miejscu, w którym się znalazł było całkiem widno. Zbliżył się do jednego z budynków, który niemal ginął pod plątaniną liściastych gałęzi. Na ścianie dostrzegł płaskorzeźbę przedstawiającą idące z tajemniczym dla ludzi pochodzie zakapturzone postaci, podobne i jemu, choć w swej pysze uznał je za o wiele mniej dostojne. Po przejściu kilku kroków naprzód zauważył, że zdobienia widnieją na wszystkich budynkach otaczających aleję.
  Val’rakh wysunął jedną ze swoich czterech dłoni i dotknął płaskorzeźby. Kamienna postać natychmiast skłoniła się mu, na co on odpowiedział lekkim skinieniem głowy, jak gdyby w geście powitania i jednocześnie akceptując okazany mu szacunek. Wtem pochód się rozpoczął. Zakapturzone postaci na ścianach zaczęły poruszać się przed siebie, a Val’rakh wraz z nimi. Szedł powolnym krokiem, a poły płaszcza unosiły się za nim, smagając ziemię i wypalając w niej nieznane symbole z każdym swym muśnięciem.
  Nie sposób powiedzieć jak długo maszerował wraz z uraczonym jego towarzystwem, tłumem kamiennych postaci. Wszak czas ze śnie biegnie inaczej niż w rzeczywistości. Droga zdawała nigdy się nie kończyć, jednak Val’rakh dobrze o tym wiedział. Drzwi otaczających domów były szczelnie zamknięte, gdyż nie był to czas dla mieszkańców snu, był to czas mrocznego pochodu zmierzającego w wieczność. Koszmar wiedział jednak, że nie może tu zostać zbyt długo, wkrótce nastanie świt, a z nim kolejny dzień jego egzystencji w świecie materialnym, przepełnionej nowymi doznaniami. W końcu przystanął, a wraz z nim postacie z płaskorzeźb. Zwrócił głowę w stronę jednej z nich i nie musiał wymawiać ani jednego słowa. Postać posłusznie wskazała dłonią jedną z bocznych alejek, po czym skłoniła się. Val’rakh właśnie tam skierował swe kroki. Wiedział, że tam czeka na niego wyjście z alei ze snu.


Ostatnio zmieniony przez Val'rakh dnia Pon 25 Paź - 0:46, w całości zmieniany 4 razy


Mini Wydarzenie Halloweenowe 6wyUN10

Powrót do góry Go down





Niedźwiedź
Gif :
Mini Wydarzenie Halloweenowe 5PUjt0u
Godność :
Hideo "Niedźwiedź" Ryozo
Wiek :
35
Rasa :
Człowiek
Wzrost / Waga :
173cm / 68kg
Znaki szczególne :
Azjatyckie rysy twarzy; Blizna na plecach
Pod ręką :
Dwa dodatkowe magazynki do Glocka, klucze od mieszkania, portfel z dokumentami i plikiem pieniędzy, Kosmata Broszka [bonus]
Broń :
Amok V980, Glock 17, Kastet, Nóż wojskowy
Zawód :
Żołnierz w MORIA
https://spectrofobia.forumpolish.com/t824-hideo-ryozo https://spectrofobia.forumpolish.com/t851-akta-osobowe-hideo-ryozo#11438
NiedźwiedźNieaktywny
  Ciemność, która otaczała go z każdej strony zaczynała docierać już do jego stóp strasząc mężczyznę przeszywającą grozą. Drzewa chyliły się ku niemu, jakby chciały go złapać w swoje objęcia i zatrzymać w miejscu, żeby przypadkiem nie udało mu się uciec. Kostka spod nóg znikała w zawrotnym tempie wprawiając czarnowłosego w niepokój.
  Kiedy to się skończy...?
  Ciche mruknięcie wyrwało się spomiędzy jego ust gdy stanął w końcu pomiędzy budynkami, gdy ścieżka poprowadziła go do dziwnie pustej alei. Pozornie pustej, ponieważ gdzieś na rozciągającym się w oddali horyzoncie dostrzegł cień. Nie mógł to być przypadek, to musiało być coś znaczyć. Jednak musiał najpierw przyjrzeć się otoczeniu, bo jeśli je zignoruje, to może później żałować. Skoro miał wrócić do swojej bazy, to musiał poznać to gdzie był, żeby móc określić drogę powrotną.
  Podszedł do jednego z budynków przejeżdżając powoli palcami po rzeźbach, które miał wrażenie przez ułamek sekundy, że się ruszają. Nie mógł pozbyć się wrażenia, że postacie wpatrujące się w niego przeszywająco, chcą dać mu znać, że jest nieustannie obserwowany. Ciarki przeszły mu po plecach.
  Bał się w pewien sposób zerknąć do środka. Miał wrażenie, że ten las, który mijał, w który wolał się znów nie zapuszczać próbuje dać mu znać z okien budynków o niebezpieczeństwie, które kryło się za każdym rogiem. Słowo "śmierć" obijało się w jego głowie, aż mechanicznie spróbował sięgnąć po broń, ale nie poskutkowało to w niczym. Nie miał jej bowiem przy sobie. Gdy spojrzał na siebie wyglądał jakby wyszedł właśnie na kolejny trening na siłowni. Mundur, czarna koszula, wojskowe buty, wszystko na miejscu. Ale brak broni sprawiał, że poczuł się jeszcze mniej pewny sytuacji, w której było mu dane się odnaleźć.
  — Kurwa... — wymsknęło się spomiędzy jego smukłych, spierzchłych ust.
  Nie mógł pozbyć się wrażenia, iż wszystkie te budynki przed nim, które nagle wyrosły spod ziemi nie znały końca. Nawet za horyzontem. Złapał powietrze w usta czując jak sprawia mu to niewielki ból, jakby informujący o tym, że od dawna nie zapalił papierosa. Drapanie w gardle i skręt żołądka, a może płuc? Rak zdecydowanie domagał się dokarmienia. Tylko, czy otrzyma swój należyty posiłek?
  Hideo nie był zainteresowany posiłkiem, a raczej zagadką, która kryła się w tych przeraźliwie ciągnących się budynkach z zakapturzonymi postaciami oraz tym, co widział kilka minut temu. Zmarszczył nos czując jak napina się cały z tej grozy, która go otaczała. Postanowił w końcu przyspieszyć kroku za cieniem, który widział. Postać, która stała przy jednym z budynków nie mogła być nikim innym jak nim. To musiał być on. Serce zabiło mu mocniej, podeszło do gardła, a jedyny dźwięk, jaki wyrwał się spomiędzy jego ściśniętych mocno ust był właśnie tym:
  — Boris...! — zamarł na chwilę. Gdzie on patrzył? Zaułek? Nie mógł pozbyć się przeczucia, że było to dość niebezpieczne, że całość tego zjawiska była irracjonalna. Czemu nagle pomiędzy budynkami było przejście? Aleja ciągnęła się przez wiele mil, nieprzerywanie dając mu do zrozumienia, że podróż będzie się dłużyć jeszcze dobrych kilka godzin. Czemu więc nagle była możliwość z niej zejścia?
  Przerażenie i radość na widok starego przyjaciela naprzemiennie. Nie wiedział co miał ze sobą zrobić. Chciał do niego podbiec i tak w sumie zrobił dotykając lekko jego ramienia, chcąc zobaczyć jego twarz ponownie. Przecież tyle czasu go nie widział, a teraz? Ta przerażająca, przygnębiająca go aleja była czymś cudownym, bo zobaczył na niej kogoś, kogo szukał od dobrych kilku miesięcy.
  Nim jednak poczekał na jego odpowiedź samemu zerknął w stronę zakrętu mając wrażenie, że jeśli w niego nie pokieruje swoich kroków nie wróci prędko tam, gdzie być powinien już do dobrych kilku godzin. A może tak mu się tylko wydawało? Już stracił rachubę czasu, a nogi i tak same prowadził go po brukowej alei.
  Ten mrok...

Powrót do góry Go down





Gawain
Gif :
Mini Wydarzenie Halloweenowe 5PUjt0u
Godność :
Gawain Keer
Wiek :
Wygląda na około 30 lat.
Rasa :
Cień
Wzrost / Waga :
183 cm / 76 kg
Znaki szczególne :
Czarne twardówki oczu, bursztynowe tęczówki, cienka blizna na brodzie od lewego kącika ust
Pod ręką :
klucz do domu Yako (w KL) i mieszkania, pieniądze // Event:
Broń :
Nóż ceramiczny, sztylet, kusza
Zawód :
Najemnik do prac wszelakich, zielarz
Specjalne :
Administrator, Strażnik toku fabuły
https://spectrofobia.forumpolish.com/t225-gawain-keer https://spectrofobia.forumpolish.com/t226-nie-az-takie-tajne https://spectrofobia.forumpolish.com/t250-kontakt-z-keerem https://spectrofobia.forumpolish.com/t1085-gawain
GawainDręczyciel
Dręczyciel
Droga. Ileż opowieści skupiało się wokół przypuszczeń, dokąd ścieżka zaprowadzi głównego bohatera? Co kryje się na jej końcu? Jednak próżno było szukać śladu urywającego się bruku. Ciągnął się przed oczyma niczym wstęga, a każdy krok męczył. Spojrzał na swoje stopy. Nie był w stanie określić, ile metrów już przebył, a wszystko wokół wyglądało tak, jakby nie uszedł nawet jednego. Jak się tu właściwie znalazł?
- Cholera by to wzięła. - Zniekształcony głos Keera odbił się od ścian i poniósł w dal, po czym wrócił do niego od drugiej strony. Potarłby policzek, ale maska Stowarzyszenia Czarnej Róży skutecznie mu to uniemożliwiała.
Nie pamiętał jak tu trafił, a gwiazdy ponad nim nie raczyły odpowiedzieć. Niezmiennie odległe i zimne, nieprzerwanie milczały. Stanowiły porażający kontrast dla skąpanych w świetle dnia fasad, ulicy i klonów. Surrealistyczny widok niepokoił i uspokajał jednocześnie.
Wyjrzał poza jesienne listowie, by obejrzeć budynki. Wystarczyło jedno spojrzenie, by rytm serca pominął kilka uderzeń w narastającej panice. Kojarzył te kaptury, poznawał postacie pielgrzymujące ku nieświętej monstrancji Koszmaru. Nie, on nie podąży tą plugawą ścieżką! Za żadne skarby świata!
Wspomnienie niedawnej wyprawy podsunęło zapełnione kultystami budynki. Nikt z nich nie wychodził, choć przysiągłby, że zaraz stanie się inaczej. Pociągnął za jedną z gałek. Klamki, kołatki, nieistotne.
Zamknięte.
Wszystkie drzwi były zamknięte.
Po trzydziestych z rzędu odpuścił. Chyba. Nie liczył ich, bo po co? Usiadł na przypadkowym schodku i wziął parę głębszych oddechów. Wtedy zauważył przesmyki między budynkami i boczne uliczki. Były tak samo zwodnicze. Ciemne i potencjalnie nieskończone. Czemu miałby chcieć nimi podążyć?
A może to iluzja? Czemu nic się nie zmieniało?  
Siłą rzeczy musiał rozejrzeć się wokół i rozebrać scenę pod detektywistyczną lupą. Skoro to sen, dlaczego był tu uwięziony? Co trzymało go w zamkniętym konstrukcie? Co mogło być drogowskazem? Klony i bruk były identyczne na każdym odcinku. Mógłby kroczyć w nieskończoność. Niebo? Niewzruszone. Dopiero płaskorzeźby powiedziały mu, czym powinien się kierować.
Wstał i otrzepał dłonie, po czym uniósł ręce w górę. Nic. Czując się jak ostatni debil, uniósł je raz jeszcze, bardziej zamaszyście, a potem powtórzył czynność w każdą z czterech stron. Ponownie otrzymał wielkie NIC.
- Czego się spodziewałem? - szepnął do siebie, niepocieszony i sfrustrowany rezultatem swoich działań.
Ciemność bocznej alejki wyzierała z pomiędzy kamienic. Nie zachęcała, lecz przyjęła Gawaina z otwartymi, wzniesionymi ramionami. Otuliła go wilgocią i chłodem krypty, zagarnęła w ciasnotę i mrok. Oby miała swój początek i koniec.


Mini Wydarzenie Halloweenowe PbcKfC9

Ekwipunek:

Aktualny ubiór:


Powrót do góry Go down





Alnari
Gif :
Mini Wydarzenie Halloweenowe 5PUjt0u
Godność :
Alnari De Margant
Wiek :
Jakieś 619 lat, ale wyglądam na jakieś 19 no może
Rasa :
Szklany Człowiek - Podrasa - Naczynie Magii
Wzrost / Waga :
169 cm i 111 kg
Znaki szczególne :
Kryształowy blask widoczny w spojrzeniu, długie i lśniące włosy o szafirowej barwie.
Pod ręką :
Bezdenna sakwa a w niej wszystko co powinna nosić ze sobą zarówno dama jak i zawodowa łowczyni koszmarów.
https://spectrofobia.forumpolish.com/t268-revi-destin#414 https://spectrofobia.forumpolish.com/t1067-alnari
AlnariOcalały Klejnot
Ostatnim co pamiętałam, było wściekłe rżenie Equesa, bestię coś przeraziło... a ja nie zdołałam zorientować się co. Przed tym, jak moją świadomość ogarnęła ciemność, dostrzegłam jeszcze znajomy błysk światła...
Tym co mnie zbudziło, był ból rozchodzący się po całym ciele. Gdy podniosłam się z brukowanej uliczki, dostrzegłam porozrzucane wokół drobiny szafirowych kryształków. Mieniły się błękitnym blaskiem rozsypane na szarym kamieniu. Syknęłam z niezadowolenia, podnosząc dłoń do twarzy i przerzedzając po niej opuszkami palców. Chciałam ocenić straty... choć sadzać po wielkości odłamków nie były one wielkie... Siedząc pośrodku opustoszałej alei, zaczęłam rozglądać się wokoło. Potrzebowałam chwili na zregenerowanie się, ale również na rozeznanie w sytuacji. Nie wiedziałam gdzie jestem... a wokół nie było żywej duszy, która mogłaby oświecić mnie w tej kwestii.
Gdy w końcu udało mi się zebrać w sobie (dosłownie) i podnieść na równe nogi, dostrzegłam leżące na ziemi zerwane wodze... Co aż tak przeraziło mojego wierzchowca?
Kiedy znów się nad tym zastanawiałam, zdałam sobie sprawę, że było istotniejsze pytanie. Czy to coś nadal tutaj było?
Ponownie rozejrzałam się po okolicy tym razem ze znacznie większą wnikliwością... to zaś tylko pogłębiło moją konsternację. Nad sobą miałam rozgwieżdżone niebo, a jednak cała reszta otoczenia zdawała się nie pasować do tej pory dnia. W którym ze światów się znalazłam?
Otrzepawszy swój strój z drobin pyłu i poprawiwszy fryzurę, która również doznała niemałego uszczerbku w czasie upadku... postanowiłam udać się do najbliższego z domostw, aby choć trochę odnaleźć się w sytuacji.
Z każdym kolejnym krokiem rosło we mnie poczucie niepokoju... bezruch i cisza panująca w tym miejscu były przytłaczające. Podchodziłam do drzwi kolejnych domostw, aby ponownie przekonać się, iż powitają mnie zamknięte na głucho drzwi. W budynkach nie było widać ani słychać żadnego z ich mieszkańców... a przecież niemożliwym zdawało się, aby wszyscy zamieszkujący ów aleję nagle o tej samej porze opuścili swe siedziby. No chyba, że w tym świecie panowało właśnie jakieś ważne święto, o którym nie miałam pojęcia.
Zaglądanie w okna obcych ludzi było żenujące... tym bardziej złościł mnie fakt, iż nie przyniosło żadnych efektów. Gdy przystanęłam przy kamiennym ogrodzeniu, zastanawiając się gdzie dalej skierować swe kroki, na ziemi spostrzegłam błysk metalu. W mojej dłoni spoczywał teraz kawałek uzdy Oriona. Znalazł się akurat w wejściu do bocznej uliczki... Zagwizdałam w charakterystyczny sposób, którym zawsze przywoływałam bestię, lecz ta się nie pojawiła. Może była już zbyt daleko, aby usłyszeć moje wołanie? Postanowiłam ruszyć za tym śladem, uznawszy że bardziej zagubiona i tak już nie będę.

Powrót do góry Go down





Vyron
Gif :
Mini Wydarzenie Halloweenowe 5PUjt0u
Godność :
Vyron Laraziron
Wiek :
Wygląda na 30 lat
Rasa :
Upiorny Arystokrata
Wzrost / Waga :
182 cm / 76 kg
Pod ręką :
Sakiewka z pieniędzmi, sakiewka z kryształowym pyłem, oprawiony klejnot "Tchnienie Muzy", pałasz, rewolwer czarnoprochowy typu Le Mat, sztylet w cholewie buta.
Broń :
Pałasz, rewolwer typu Le Mat, sztylet w bucie
Zawód :
Dręczyciel ludu pracującego i pasożyt społeczny
Specjalne :
Mistrz Gry
https://spectrofobia.forumpolish.com/t141-vyron-laraziron https://spectrofobia.forumpolish.com/t1124-vyron
VyronDemoniczny Książę
Demoniczny Książę
Przysiągłby, że jeszcze chwilę wcześniej galopował konno razem ze swoimi towarzyszami łowów goniąc za wspaniałym jeleniem o złotym porożu. Tymczasem stał pośrodku jakiejś alei, całkiem sam, bez konia a po jeleniu nie pozostało nawet wspomnienie.
Co jest? Gdzie ja jestem do cholery? potrząsnął głową, kilka razy poklepał się po policzku, ale w dalszym ciągu był na tej dziwnej, wyznaczonej przez domy i szpaler drzew, bezkresnej alei. Podszedł do drzewa i kopnął w nie odłupując kawałki kory, które spadły na uliczny bruk. Czyli to nie był miraż ani iluzja …
Ruszył aleją przed siebie nie rozglądając się na boki. Nie wiedział jak długo szedł przed siebie, ale wyglądało na to, że pora dnia czy też nocy (na co wskazywało niebo) nie zmieniła się nawet o minutę. Przeniósł spojrzenie na domy i idąc oglądał dziwaczne ornamenty Cóż za chore poczucie estetyki, niekończący się szereg zakapturzonych postaci …
CHWILA!
Spojrzał na mijane drzewo, od którego jakiś czas temu kopniakiem oderwał kawałki kory, które dalej leżały na bruku. Wyglądało na to, że zatoczył wielkie koło, ale przecież droga wydawała się być całkowicie prosta ...
- Co jest do k..y nędzy! – krzyknął rozglądając się na wszystkie strony - Jest tu kto?! Hejże!
Odpowiedziała mu cisza.
Domy nie wyglądały na opuszczone
Może trzeba było działać sprytnie i użyć fortelu albo dyplomacji? Oparł się placami o drzewo i dumał przez chwilę. Gospodarzem domu zwykle bywał mężczyzna zatem dyplomacja wydawała się być zdecydowanie najlepszym rozwiązaniem.
Podszedł do drzwi i zapukał w nie kilka razy
- Puk, puk, mości gospodarzu … jest tam kto?
Cisza. Może gospodarz nie słyszał pukania, albo co gorsza je ignorował?
- Ejże! Bywaj tu chłopie! – powiedział głośniej, kilkukrotnie i ponaglająco uderzając pięścią w drzwi.
Minęło dziesięć uderzeń serca i dalszym ciągu nikt nie otwierał.
Tym razem pukanie słychać było pewnie w całym domu, nie było możliwości, żeby ktoś go nie usłyszał.
Poczekał jeszcze przez chwilę, ale drzwi w dalszym ciągu pozostawały zamknięte na cztery spusty. Czyżby zatem plebejowi zebrało się na krotochwile?
- Otwieraj chamie zbuntowany! Wpuść mnie kozi synu albo spalę ci ten kurnik wraz z przyległościami, a ciebie kutasie krzywy każę za koniem włóczyć! – wykrzyknął i kilka razy, kurtuazyjnie, obcasem, z całej siły kopnął w drzwi na wysokości zamka.
Ani drgnęły.
Gdyby nie dźwięk, pomyślałby, że kopie murowaną ścianę.
Syknął i splunął ze złości cofając się ponownie pod drzewo i mamrocząc pod nosem
Niech cholera weźmie dyplomację i próby dogadania się z plebsem. Dorobiło się chamstwo domów w mieście, to im się w dupach poprzewracało! Obszczymury cholerne! Szczochopije i gównojady zatwardziałe! Wszyscy teraz wielkie pany, k...a! A wystarczyłoby, tak jak robił to pradziadunio, raz na dziesięć czy dwadzieścia lat palić im to wszystko do gołej ziemi … od razu wyzbyli by się tej chamskiej buty.
Wziął kilka głębszych oddechów by się uspokoić. Skoro dyplomacja nie podziałała trzeba było użyć fortelu. Ponownie podszedł do drzwi i zapukał w nie grzecznie.
- Hej, hej! Mości gospodarzu! Ten agresywny co tu był przed chwilą już sobie poszedł! Odemknij tedy wrota i wpuść strudzonego pielgrzyma. – odczekał chwilę, a że reakcji na jego pokorną prośbę nie było postanowił użyć lekkiego dynamizatora werbalnego - No pospiesz się k...a twoja mać ty świński zwisie bo mnie już nogi bolą od tego stania!
Jak można się było spodziewać, drzwi nie otworzyły się nawet na milimetr. Nie stanął w nich także mnący w dłoniach czapkę gospodarz, który pokornie przepraszał za swoją opieszałość. Pozostawały zamknięte na głucho, zmuszając Viridiana do cofnięcia się na niegościnną aleję.
- Noż k...a, znieczulica normalnie … – powiedział kręcąc głową i właśnie w tym momencie, kątem oka, zobaczył coś jakby wąską uliczkę i zakapturzone postacie, które unosiły donie jakby mówiły „Patrz wnuku Egnara Revora Larazirona! Oto jest wyjście! Wybacz, że musiałeś czekać”
Nie zastanawiając się wiele ruszył w stronę uliczki, jednak nim w nią wszedł, na krótką chwilę odwrócił się i pokazał wyprostowany środkowy palec w stronę drzwi, do których chwilę temu pokornie kołatał po prośbie.
- Przyjdziesz kiedyś chamie o coś poprosić … tak samo cię potraktuję.
Co prawda nie wiedział, jak wyglądał gospodarz tego domostwa, ale stanowiło to doskonały pretekst do tego, by nie udzielać nikomu i nigdy żadnej pomocy. W końcu któż może wiedzieć, czy proszącym nie jest przypadkiem gospodarz tejże kamienicy?
Poprawił odzienie i ruszył wąską uliczką przed siebie.

Powrót do góry Go down





Sevia
Gif :
Mini Wydarzenie Halloweenowe 5PUjt0u
Godność :
Sevianna Joyce Blanche
Wiek :
23
Rasa :
Kapelusznik
Wzrost / Waga :
176 cm/ 66 kg
Pod ręką :
Pulares
Broń :
Sztylet
Zawód :
Kucharz w Różanym Pałacu
Stan zdrowia :
Cała i zdrowa
https://spectrofobia.forumpolish.com/t641-sevia
SeviaUpiór herbaciany
Upiór herbaciany
Bezgłos jednocześnie relaksujący i wprawiający w niepokój pobudzał zmysły. Kapeluszniczka co chwila rozglądała się dookoła, dałaby sobie imbryk potłuc, że ktoś za nią idzie. Oczywiście umysł płatał jej figle, co potęgowało uczucie niepokoju w dziewczynie. W tej chwili oddałaby wiele za jakiegokolwiek kopana. To nie tak, że nie lubiła własnego towarzystwa, jednak możliwość poprowadzenia luźnej rozmowy byłaby kojąca. Mówienie zaś do siebie nie wydawało się ani odrobinę kuszące.
Sevianna chwilę zastanawiała się nad tym, co zamierza zrobić. Uliczka wydawała się ciągnąć w nieskończoność, a nawet zapętlać. Wysokie kamienice były do siebie bardzo podobne, szarość ulicy kontrastowała z czerwienią klonów, a opadłe liście wyglądały niczym zalewająca uliczkę krew. Zacisnęła usta w wąską kreskę, jakby na to nie patrzeć jedyną drogą była tą, którą podążała już dłuższy czas. Ponowne rozejrzenie się w niczym jej nie pomogło, jednak odrobinę liczyła, że za którymś razem dostrzeże inną ścieżkę.
Westchnęła lekko i podeszła do alejki drzew. Zrywając liść klonu, zawiesiła spojrzenie na jednym z okien. Przez szybę odbijającą jej oblicze ujrzała pusty pokój. Podeszła bliżej, aby zajrzeć do w pełni wyposażonego wnętrza. Przeszło jej przez myśl, aby spróbować wejść do środka i nawet sięgnęła do klamki, którą nacisnęła. Drzwi ustąpiły, Sevia jednak nie przekroczyła progu domu, a po chwili ostrożnie się wycofała. Dalej miętosząc w jednej z dłoni listek, zaczęła iść wzdłuż budynków, wodząc palcem drugiej po szorstkich ścianach. Mimo nieprzyjemnej atmosfery, jaka tu panowała uliczka, którą podążała, przywiodła jej na myśli, tą widzianą w dzieciństwie podczas jednego z rodzinnych wyjazdów. To miłe wspomnienie przywiodło na jej usta lekki uśmiech. Ogarnęło ją przyjemne ciepło. Wciąż zamyślona spojrzała w gwieździste niebo, po którym wodziła wzrokiem, szukając najpiękniejszych gwiazd. Zatrzymała się dopiero w chwili, gdy już mocno zmięty liść wypadł z jej lewej dłoni. Spuszczając spojrzenie, zawadziła wzrokiem, o jak się okazało jedną z wielu płaskorzeźb. Odsunąwszy się kilka kroków, przyjrzała się zdobieniom zdecydowanie niewpisującym się w gusta kapeluszniczki. Zakapturzone postacie naznaczały każdy budynek i nie różniły się od siebie niczym, z wyjątkiem miejscami popękanego kamienia. Zacząwszy liczyć od charakterystycznie pękniętej rzeźby, podążała dalej za wąskim chodnikiem. Nie jednokrotnie przystawała, aby obejrzeć się za siebie i ostatecznie nic nie ujrzeć.
- Siedemdziesiąt dwa? - gwałtownie przeniosła wzrok na wcześniejszy relief, który jak dobrze jej się wydawało, nie wyglądał identycznie z tym znajdującym się nad nią. Szybko ruszyła dalej, aby przyjrzeć się kolejnym. Zrobiła dosłownie kilka kroków, gdy zdała sobie sprawę, że minęła jakiś cień. Zawróciła i ostrożnie podeszła do przerwy pomiędzy kamienicami.
Wąska i ciemna uliczka, również wydawała się nie mieć końca. Kapeluszniczka spojrzała z żalem na śliczną sukienkę ozdobioną koronkami, którą zamierzała zniszczyć, przeciskając się pomiędzy ścianami budynków. Lekko wygładziła materiał i ostatni raz rozejrzała się po ulicy, zanim wcisnęła się do środka.

Powrót do góry Go down





Mefisto
Gif :
Mini Wydarzenie Halloweenowe 5PUjt0u
Godność :
Mefisto Weles
Wiek :
490
Rasa :
Upiorny Arystokrata
Wzrost / Waga :
196/95
Znaki szczególne :
prawe oko srebrne z czarną twardówką i blizna pod nim, kolczyki w obu uszach, wąskie, smocze źrenice, ostre kły, wypalony znak na prawej piersi oraz ręce, blizny po pazurach na torsie
Pod ręką :
broń, pieniądze
Broń :
włócznia
Zawód :
Jubiler, Barman, Kowal
Stan zdrowia :
Fabuła: Złamana lewa ręka, naderwane ucho, nie do końca wyleczone żebra
https://spectrofobia.forumpolish.com/t421-mefisto-weles https://spectrofobia.forumpolish.com/t1101-mefisto
MefistoNieaktywny
Byłem na ... jakiejś ulicy? Sam nie wiem gdzie mnie poniosło, zupełnie nie kojarzyłem tej dzielnicy. Było tutaj...jakoś mało realnie nawet jak na Krainę Luster. Było tutaj...za pusto i za...cicho. To drugie chyba było nawet bardziej niepokojące.
Szedłem przed siebie, środkiem drogi. Ale nic się nie zmieniało. Było jasno, choć gwiazdy świeciły na niebie. Dość ciekawy widok, choć niespodziewany. Przystanąłem na chwilę, żeby się tego przyjrzeć. Zdecydowanie coś niecodziennego się tutaj działo, ale co?
Podszedłem do budynków po jednej stronie. Ciekawy...wybór? Jakaś banda leząca w jedną stronę, z kapturami na mordach. Przeszedł mnie dziwny dreszcz. Trochę przypominało mi to o Kurcie, z którym nie tak dawno miałem przyjemność spędzać czas wolny.
Ruszyłem dalej, spoglądając na płaskorzeźby. Idą i idą, ale nie wiadomo dokąd. Aż zaczęło mi się kręcić w głowie. To było zbyt monotonne....
Do budynków dało się wejść...a przynajmniej powinno się dać, w końcu wszystkie miały drzwi. Podszedłem do jednych i zapukałem....cisza...hmmmm. Ruszyłem dalej i sprawdziłem kilka kolejnych wejść. Pukałem, wołałem, przykładałem ucho do drewnianej powierzchni, ale cały czas odpowiadała mi tak natarczywa cisza. Co jest do chuja?!
Nawet próbowałem staranować jedne drzwi, ale tylko się od nich odbiłem. Nie poczułem bólu...czyżbym śnił? No to zajebisty sen.... Ale jak z niego wyleźć?
Rozglądałem się uważnie. Nawet zawróciłem, ale odkryłem, że zakapturzone postacie...znów idą w tym samym kierunku co ja! Ale kurwa jak? Nie wiem....
Nagle jednak coś przykuło moją uwagę. Było jasno, jakby było południe, ale mimo to, z jednej strony "zapraszała" alejka, swoją ciemnością. Hmmmm...
Podszedłem do wejścia do niej - heeej! Jest tam kurwa kto?! - zawołałem, ale nadal odpowiedziała mi cisza. Rozejrzałem się uważnie. No w sumie z braku laku? Ile mam łazić przed siebie bez celu. Skoro już tutaj jestem to pozwiedzamy to co kryje się w ciemnej uliczce. Było ciasno, w szczególności patrząc na szerokość poprzedniej drogi. Ale....czegoż to się nie robi dla zabicia nudy?


Mini Wydarzenie Halloweenowe IK7sRNT
Mefisto - #6600FF
Ein Sof - #FFCC33
Fuoco - #EECFFF

Powrót do góry Go down





Tyk
Gif :
Mini Wydarzenie Halloweenowe D93840e52cb57748d5a24bdfa761040295dab6ee
Godność :
Lord Protektor, Arcyksiążę Agasharr I Rosarium
Wiek :
30 lat
Rasa :
Upiorny Arystokrata
Wzrost / Waga :
178/75
Pod ręką :
Alphard (Rubeol), Forets (Tenebrae), Divard, zabawki
Zawód :
Lord Protektor Krainy Luster
Specjalne :
Główny Administrator
https://spectrofobia.forumpolish.com/t233-agasharr-rosarium#284 https://spectrofobia.forumpolish.com/t914-archiwa-arcyksiazece https://spectrofobia.forumpolish.com/t497-kancelaria-arcyksiazeca https://spectrofobia.forumpolish.com/t1121-tyk
TykArcyksiążę
Arcyksiążę

II. Plac Krzyżowca

Pokonawszy ostatecznie swoje obiekcje co do wyboru obskurnej bocznej uliczki, ruszyłeś przed siebie między obdrapanymi ścianami wysokich i antycznych kamienic. Droga wśród niezwykle gęstej ciemności wydawała się ciągnąć w nieskończoność, a wszechogarniająca cisza zdawała się osaczać cię i drażnić skołatane nerwy. Niemniej w końcu po pewnym czasie udało ci się wyjść z mroku, a przed twoimi oczami stanął okrągły plac sporych rozmiarów oświetlany przez mdłe światła ulicznych latarni; niektóre z nich mrugały złowieszczo, jakby strasząc przybyszów możliwością nagłego zgaśnięcia w najmniej odpowiedniej chwili. Na środku placu znajdowała się olbrzymia fontanna, najwidoczniej również dotknięta zębem czasu – ręce i broń wieńczącego ją marmurowego pomnika, przedstawiającego rycerza w pełnej zbroi płytowej walczącego z bliżej nieokreślonym, plugawym nieumarłym, leżały odłamane w korycie, które zapewne ongiś wypełnione było po brzegi wodą. Wyblakły znak twierdził, iż jest to Plac Krzyżowca.

Zapewne nie spodziewałeś się, że zatęsknisz za ciszą. Wpierw mogłeś usłyszeć wolne i ciche skrzypnięcie drzwi dochodzące z jednej z okalających plac kamieniczek, odległe i niezdarne kroki, do których w niezwykle krótkiej chwili dołączyły kolejne i kolejne, aż w końcu plac wypełnił się dziwacznym chórem bliżej nieokreślonych dźwięków. Wkrótce z mroku zaczęli wyłaniać się prowodyrzy plugawej kakofonii - mnóstwo humanoidalnych stworzeń w poszarpanych łachmanach, niektóre bez kończyn, niektóre z paskudnymi ranami na całym ciele i śladami po ugryzieniach wolno kroczyło w opętańczym pochodzie w twoją stronę, wyciągając w twoją stronę swoje zgniłe kończyny. Czyżby to byli mieszkańcy miasta?

Parszywych istot przybywało z każdą chwilą: roiły się i tworzyły pierścień okalający ciebie i fontannę. Zostałeś odcięty od drogi, którą dotarłeś do tego miejsca, nie widziałeś również możliwości i sensu przebijania się przez hordę ożywieńców. Jedynym sensownym schronieniem wydawała się ogromna i sucha fontanna.

Spoiler:

Powrót do góry Go down





Echo
Gif :
Mini Wydarzenie Halloweenowe 5PUjt0u
Wiek :
30
Wzrost / Waga :
200/90
Pod ręką :
ręka
https://kartapostacijeszczeniegotowa.pl
EchoNieaktywny
Przez dłuższą chwilę myślał, że znów wpadnie w jakąś nieskończoną pętlę, która tym razem miała się okazać korytarzem. Na szczęście jednak, druga miała swój koniec i prowadziła w inne miejsce. Tym razem było więcej przestrzeni, troszkę gorszej jakości światło i fontanna z ciekawym posągiem. Rycerzyk, który walczy z czymś brzydkim. No cóż, było to coś innego. Wokół nic, co by wzbudzało podejrzenia, czy też dawało jakieś znaki. Prawdopodobnie fontanna była tutaj jakąś wskazówką, tylko jaką?
No nim Echo zaczął się zastanawiać, do jego przekaźników słuchowych dotarły dźwięki. Jeszcze byłby wdzięczny za jakieś normalne, zwierzęce. Mogła by być to nawet sowa, która cały czas daje we znaki. Jednak nie, to były bardziej przerażające dźwięki. Niczym z jakiegoś horroru, a wiadomo że są zasady każdego horroru. Nigdy nie idź w stronę dźwięku i nie interesuj się zbytnio co znajduje się w ciemnościach!
- Hah głupcy, oglądałem niezliczoną ilość horrorów.
Odparł do siebie, po czym wydał z siebie dziewczęcy pisk przerażenia. Gdy tylko z ciemności wyłoniły się przerażające stworki, które ni w żyć nie przypominały ludzi . Co tu robić, co tu począć? Echo zastanawiał się, ale w tym czasie coraz więcej potworków zbierało się wokół niego. Aż tu naglę, coś pstryknęło. Cofając się szybko ku fontannie, Echo powoli sięgnął w głąb siebie. Dosłownie, zanurzył prawą dłoń w swojej buźce i po chwili wyciągnął karabin maszynowy AEG FN M249. Trzeba było przyznać, iż ma pojemne usta.
- Powiedzcie cześć mojemu małemu koleżce!
Odparł głośniej, po czym zaczął strzelać na oślep w każdą możliwą ofiarę jego przemocy. Nie wiedział na jak długo mu starczy amunicji, ale miał teraz przynajmniej chwile żeby zastanowić się nad wyjściem z ów sytuacji.
- Wypad z mojego samolotu!
Dorzucił, po czym zaczął się obracać w kółko i tym samym strzelać jeszcze bardziej na oślep. A kiedy skończyły mu się naboje, po prostu rzucił karabinem w tłum. Koniec pomysłów, koniec drogi. Jedyne co pozostało to wejść do tej fontanny, może stwory boją się wody? Cóż, w tym przypadku miał przechlapane, gdyż wody nie było ani grama. Rozglądając się za czymkolwiek, Echo po czasie dostrzegł drabinę. No jedyna przydatna rzecz w fontannie, to właśnie drabina. Jednakże, prowadziła ona w dół. No to znaczy, że coś tam musi być. Tylko co z tego, skoro zaraz mogą go tam zasypać potworki. Trzeba coś wymyślić, no i w sumie szybko pomysł wpadł. Kolejną rzeczą, która wydobyła się z pojemnych ust Echo. To była bomba, no co? Zawszę coś na chwilę powstrzyma hordy nieumarłych, czy czym oni tam są zarażeni. Aktywując bombkę na pięć sekund, telewizorek rzucił ją w gromadkę.
- To jest od Matyldy.
Ostatnią wypowiedzią, rzucił ładunek. Po czym udał się do drabiny, tam szybciutko zszedł na dół. No i widocznie było to jakieś wyjście z obecnej sytuacji, gdyż na dole znajdywały się jakieś drzwi. Otwarcie ich nie stanowiło problemu, problemem były następujące myśli. Ciekawe czy będzie coraz gorzej?

Powrót do góry Go down





Diana
Gif :
Mini Wydarzenie Halloweenowe 4a8fd4f9cf6e221328ca4d9a6518b2cc
Godność :
Diana Candran
Wiek :
Wizualnie ma 25 lat
Rasa :
Cień
Wzrost / Waga :
170 cm / 63 kg
Znaki szczególne :
Tatuaż = dwa karpie koi: czarny i biały, Proteza wykonana na Wyspach Księżycowych zamiast lewej ręki, fioletowe oczy, broń o delikatnej, srebrzystej poświacie
Pod ręką :
Katana i czemu Tyk nie zmienia opisów
Broń :
Daishō
Zawód :
Liderka Bractwa
https://spectrofobia.forumpolish.com/t603-diana#5487 https://spectrofobia.forumpolish.com/t913-skarbic-diany https://spectrofobia.forumpolish.com/t1016-skladzik-diamentow https://spectrofobia.forumpolish.com/t1079-diana
DianaSiedem Nieszczęść: Chciwość
Ciemność była Cieniowi o wiele milsza, niż przepastna aleja oświetlona wbrew wszelkim prawidłowym rzeczywistości. Oczy przyzwyczaiły się do mroku na tyle, że byłaby w stanie dojrzeć zarówno stopień, którego nie spostrzeżenie spowodowałoby bolesny upadek, jak również wszelaki istoty, które mogły czyhać w bocznych zaułkach. Wbrew oczekiwaniom ściana nawet na chwilę nie ustąpiła, dając miejsce jakiemuś bocznemu przejściu. Gdziekolwiek Candran zmierzała, miała przed sobą tylko jedną drogę - choć dopiero przyszłość pokaże, czy była ona właściwa.
Brak jednak wątpliwości, które mogłyby spowolnić lub wręcz czasowo zatrzymać krok. Mając po obu stronach zimny ceglany mur, a za sobą nieskończony - jak przypuszczała - trakt, nie mogła się wahać. Byłaby to strata czasu, oczekiwanie na cud, który nie miał prawa się wydarzyć. I choć Diana nie pogardziłaby przepastną pałacową sypialnią, to daleko jej było do księżniczki, która zamknięta w zamku oczekuje wybawienia. Wprawdzie najpewniej z początku poświęciłaby kilka tygodni na luksusy, lecz dość szybko poczułaby się znudzona i uznała, że to co zostało jej zapewnione nie wystarczy na utrzymanie jej na dłużej. Wtedy żaden smok nie byłby wystarczający, by utrzymać ją w środku.
Choć czasami mogło wydawać się, że Diana jest leniwa, to w istocie lubiła działać i nie znosiła, gdy bieg wydarzeń nie był od niej zależny. Rzadko jednak można było to zaobserwować, gdyż najczęściej pozostawała obojętna, a także dlatego, żę nie stroniła od realizacji swego zamiłowania do działania przez zlecania zadań innym i obserwowanie ich trudów. Dzięki temu ostatniemu miała więcej chwil na inne sprawy, a przecież przede wszystkim Tropicielka cechowała się chciwością, także względem czasu, którego dodatkowymi minutami nigdy nie gardziła.
To co zatem frustrowało Candran, to długość wąskiego i ciasnego korytarza, którym musiała podążać. NIezmienny krajobraz pnących się wysoko w górę ścian i ciemność przed sobą sprawiały, że wielką ulgą było postawienie nogi na okrągłym placu. Jeszcze większą radość, zamanifestowaną delikatnym uśmiechem, wzbudził w Tropicielce fakt, że tym razem miejsce, w którym się znalazła było ograniczone i do jego opisu nie mogło zostać użyte żadne słowo związane z nieskończonością. Już sam ten fakt nieco uspokoił łowczynię Koszmarów.
Nim kobieta ruszyła dalej, najpierw wyciągnęła swoje dłonie w bok - czego dotychcza nie mogła uczynić przez zbyt wąskie przejście, którym kroczyła na plac pogromcy nieumarłych. Odchyliła nieco głowę do tyłu, spoglądając w górę.
Nie zdążyła jeszcze postanowić, gdzie powinna się udać. Wydawało się, że dróg jest całkiem sporo - plac miał przecież boczne uliczki, które wyglądały o wiele bardziej zachęcająco niż ta, którą Diana tu przybyła. Gdzieś z tyłu głowy Cień miała jednak świadomość, że już raz najbardziej zachęcająco, szeroka i zdobiona klonami o pięknych krwistych liściach okazała się być jedynie atrapą bez końca i bez żadnego celu. Nim jednak miała okazję rozważyć kolejne kroki, przyjrzeć się dokładniej okolicy placu, gdy do jej uszu dotarły niepokojące dźwięki. Dłoń natychmiast powędrowała na rękojeść ostra, tym razem dłuższego, a lewa ręka, będąca protezą z Wysp Księżycowych, podtrzymałą pochwę, by łatwiej było dobyć oręż. Spojrzała w stronę, skąd dobiegały odgłosy otwieranych drzwi, kroków i agonalnych jęków.
Próżno liczyć, że widok na wpół rozłożony ciał sunących w jej stronę z każdych drzwi, każdego okna i każdej uliczki wprawił ją w przerażenie. Co najwyżej niepokój wywołany liczbą oponentów i odrazę względem ich gnijących ciał i wycia nieprzyjaznego dla uszu żyjących. Cokolwiek stało za tą cyrkową trupą - niezależnie czy było Koszmarem, czy też miało materialne pochodzenie - zasłużyło na to, by zostać przebitym przez magiczne ostrze Diany. Przynajmniej sama Candran postanowiła tak uczynić, gdy tylko dojdzie sedna tego całego zamieszania.
Przede wszystkim nie chciała brać udziału w tym cyrku zastałego przemijania. Przeciwników było wielu i starcie z nimi mogłoby skończyć się dla Cienia klęską. Faktu tego nie zmieniał zupełny brak gracji w ruchach umarlaków, jakby byli ledwie kukiełkami, którymi ktoś nieumiejętnie kierował. Sama ich liczba oraz bezwzględność niewyobrażalna nawet wśród zwierząt powodowały, że otwarcie starcie zdawało się wiązać z ryzykiem większym, niż te, które Tropicielka chciała podjąć.
Opracowanie planu wymagało jednak czasu, a będąc na skraju placu nie miała go za wiele ze względu na hordę, która wypełzła na świat ze skraju okrągłego terenu. Nie dobywając jeszcze miecza Diana truchtem udała się ku fontannie, zatrzymując się tylko na moment po pierwszym kroku.
Wszak mogłaby użyć swoich zdolności, ominąć bestialski pochód by podążyć jedną z bocznych uliczek. Trudno powiedział na co mogła natrafić. Byłoby to możliwe, lecz czy w głębi przeklętego miasta znajdzie cokolwiek innego poza żywymi trupami? Czy sprzeciwianie się dość czytelnym znakom nie spowoduje konieczności oczyszczenia tego miejsca z śmiertelnej zgnilizny? Szybko ruszyła przed siebie porzucając zamiar dokonania rzezi na i tak już martwych mieszkańcach. Choć czy fontanna nie sugerowała właśnie takiego działania? Rycerz stojący na jej środku gromił swym młotem nieboszczyków. Dopiero będąc w centrum placu Diana się mu przyjrzała i zastanowiła nad tym czy prawidłowo zinterpretowała znaki.
- On miał jednak płytowy pancerz i ćwierć rozumu. - Mruknęła do siebie tuż przed tym jak zgrabnie przeskoczyła przez kamienny murek stanowiący niegdyś brzegi fontanny.
Znalazłszy się za prowizorycznymi murami poczuła się jak prawdziwa uwięziona księżniczka, z tym że w baśniach powinna być strzeżona przez smoka, a nie szturmowana przez parszywe zastępy umarłych. Funeralne hufce były coraz bliżej. Biorąc pod uwagę ich niezbyt spieszny Tropicielka miała zaledwie pół minuty na przygotowanie się do odparcia szturmu, bądź decyzje o powrocie do swojego planu i przebicia się w mglistej formie do wnętrza skażonego miasteczka.
Pamiętała jednak, że coś ją prowadzi do celu. Tak jak wzniesione ręce płaskorzeźb wskazały na ciemną uliczkę, która była ucieczką przed nieskończonością brukowanej drogi, tak w ocenie Candran horda spychająca ją ku fontannie dawała rozwiązanie problemu i sposób na ucieczkę przed nieumarłymi. Wierzyła, że musi się tylko rozejrzeć i znajdzie sposób, a jeśli nie to zawsze mogła podążyć za wskazówką blaszanego półgłówka i przystąpić do walki. Oczywiście jeżeli okaże się, że horda opanowała całe miasto i żadna ulica, krawężnik, piwniczka, czy schodek nie były wolne od woni rozkładu. Ostrza Cienia były zbyt cenne, by marnować je na gnijące ciała i Candran wolała takiego scenariusza uniknąć.
Na szczęście nie pomyliłą się. NIe od razu lecz w końcu dostrzegła niewielkie drzwiczki w marmurze, które wygodnie nie były zablokowane kluczem. Diana zerknęła ledwie na front trupów i stwierdzając, że ich rozkładające się dłonie dotykają już marmurów muru jej fortecy bez wahania skorzystała z drabiny.

Powrót do góry Go down





Erishi
Gif :
Mini Wydarzenie Halloweenowe 40ec629ee85918fd216992be0bd32b08
Godność :
Erishi (czyt. Er'shii)
Wiek :
Wygląda na kogoś przed trzydziestką
Rasa :
Gwiezdny/Marzenie Senne
Wzrost / Waga :
Względne
Znaki szczególne :
Coś na wzór tatuażu w kształcie smoka
Pod ręką :
Loth, wachlarz-sztylet, rapier, bezdenna sakiewka
Broń :
Pazury, wachlarz-sztylet, rapier
Stan zdrowia :
Perfekcyjny
https://spectrofobia.forumpolish.com/t614-erishi#5981 https://spectrofobia.forumpolish.com/t1169-erishi
ErishiGwiezdny Marzyciel
Z jakiegoś powodu wąskie przejście pozbawione było światła. Nawet gwieździste niebo, przepełnione blaskiem barwnych świateł, czy też blada tarcza księżyca w srebrzystym lśnieniu nie była w stanie rozświetlić przemierzanej ścieżki.
Marzenie wyczarowało kulkę światła – zaklęcia tego nauczył się jakiś czas temu podczas korespondencyjnej rozmowy z pewnym jegomościem.
Wędrował, niestrudzony z jasnym kompanem u boku. Cisza nie została przerwana nawet odgłosem wiatru czy też jego kroków. Nie starał się nawet poruszać bezszelestnie, stawiając kroki w sposób normalny, zaznaczający jego obecność. Nie było sensu próbować się ukryć: skoro został tutaj przyzwany przez koszmar – a taka przynajmniej była jego teoria, której postanowił się trzymać – ten zdawał sobie sprawę najpewniej nie tylko z obecności Marzyciela, ale i z jego dokładnego miejsca pobytu.
Po jakimś czasie wydostał się z uliczki. Znalazł się na placu ze starą fontanną, w której od lat nie było już wody. Podszedł bliżej, by przyjrzeć się dokładniej wykonanym zdobieniom. Kto wie, może uda mu się rozpoznać, z czym walczy postać.
Nie rozpoznał nieumarłego. Rozejrzał się po okolicy, i zniknął światełko. Teraz mu się nie przyda. Odszedł od fontanny, chcąc zapukać do drzwi w jednym z domostw, gdy nagle usłyszał skrzypnięcie wrót. A potem kroki. I coraz większą ich ilość.
- Nie jesteście koszmarem – stwierdził, kiedy został otoczony. Postaci zmarłych były brzydkie, niezdarne, trochę straszne, ale były tylko wytworem – kreacją tego miejsca. Realnie nie stanowiły zagrożenia.
Rozejrzał się, szukając drogi przejścia, ale nigdzie jej nie znalazł. Był szczelnie zamknięty, a umarli zbliżali się coraz bardziej. Wrócił pod fontannę, by pomyśleć. Czy ta horda chciała, żeby podążył w jakieś konkretne miejsce? Miał się wbić w przestworza? Czy po drabinie zejść w głąb fontanny?
Wybrał udanie się w dół po drabinie. Był zwyczajnie ciekaw czy gdzieś prowadzi.


Mini Wydarzenie Halloweenowe Gbsms8o
#fba0e3 | #00cccc | Saga #ffb437 | Tydius #ff7098
najciekawsza postać pozytywna
x x x x x x

Powrót do góry Go down





Gawain
Gif :
Mini Wydarzenie Halloweenowe 5PUjt0u
Godność :
Gawain Keer
Wiek :
Wygląda na około 30 lat.
Rasa :
Cień
Wzrost / Waga :
183 cm / 76 kg
Znaki szczególne :
Czarne twardówki oczu, bursztynowe tęczówki, cienka blizna na brodzie od lewego kącika ust
Pod ręką :
klucz do domu Yako (w KL) i mieszkania, pieniądze // Event:
Broń :
Nóż ceramiczny, sztylet, kusza
Zawód :
Najemnik do prac wszelakich, zielarz
Specjalne :
Administrator, Strażnik toku fabuły
https://spectrofobia.forumpolish.com/t225-gawain-keer https://spectrofobia.forumpolish.com/t226-nie-az-takie-tajne https://spectrofobia.forumpolish.com/t250-kontakt-z-keerem https://spectrofobia.forumpolish.com/t1085-gawain
GawainDręczyciel
Dręczyciel
Mrok uliczki okazał się być nieprzejednany nawet dla Gawaina, a cisza, do której tak przywykł i którą się szczycił, dziś denerwowała. Jedynie szuranie butów i szmer rękawic przesuwających się po cegłach obu ścian przypominały, że nie stoi w miejscu. Kroczył ostrożnie i powoli, szukając zagłębień i przepaści, lecz żadnej nie znalazł. Prawie zwątpił i był gotów zawrócić, odnosząc wrażenie, że właśnie tego wymaga od niego ścieżka. Czasem wystarczyło zrobić krok w tył, by znaleźć się zupełnie gdzie indziej, ale z tyłu głowy tkwiło przeświadczenie o koszmarnym pochodzeniu snu, wizji czy czegokolwiek w czym się znalazł. Niczym paskudna drzazga nie dało się usunąć.
Wtedy ciemność ustąpiła słabo oświetlonemu placowi na planie koła. W porównaniu do niekończącej się uliczki był zaniedbany i zapomniany, tak samo jak niegdyś walcząca z nieumarłym, zachowana w kamieniu postać. Znak podpowiadał, że był nią krzyżowiec. Niestety słupek nie zawierał informacji o przyległych uliczkach. Wszystkie były podobne i bezimienne.
Rozważania i oględziny ucięło skrzypnięcie drzwi. Keer powoli obrócił głowę w kierunku, z którego nadbiegł dźwięk. Początkowo nie działo się nic, ale zaledwie parę sekund później placyk wypełniło szuranie, ociężałe kroki i dziwne sapanie.
Napływały z każdej strony.
Zamglone oczy, morowe, pozbawione wyrazu i życia twarze. Doszło do niego, że znajdował się w okropnym położeniu. Odsłonięty z każdej strony stał w świetle latarni, a każda uliczka po brzegi wypełniała gnijąca tłuszcza. Każda droga ucieczki została przez nią zablokowana, a żadna ilość bełtów nie starczyłaby na pogłowie ożywieńców.
Wycofał się ku fontannie i zaczął szukać ścieżki w górę. Statua choć chropowata i stara, była zbyt wielka, by zapewnić oparcie dla dłoni i stóp. Nie wybaczyłby sobie, gdyby nie spróbował na nią wdrapać. Patrząc na umarlaki, a potem pod swoje stopy, zauważył ją. Drabinę, nieprowadzącą w górę, lecz w dół. Była tam, podobnie jak ręce i broń niewzruszonego krzyżowca.
- Przy tej ilości i mnie odpadłyby ręce - przeszło mu przez myśl. Licząc na głupotę i ślamazarność przeciwników, rzucił się ku drabinie i czym prędzej po niej zszedł.
Jasny marmur i odrobina światła wpadająca przez wąskie przejście zapewniały Cieniowi komfort widzenia, lecz w pierwszej sekundzie spanikował. Otaczała go wyrzeźbiona kolumnada, zabudowany monopter.
- Nie! - sapnął ciężko, dopadając jednej ze ścian. To nie mogło się tak skończyć! Naciskał na kolejne kolumny i ściany, gorączkowo poszukiwał wyżłobień, dziurki, kamienia w innym odcieniu - czegokolwiek, co pozwoliłoby uwierzyć, że uda mu się wymsknąć otumanionej czarem masie w górze.
Cienie przemknęły po żyłkowatym głazie zwiastując rychły koniec. Keer zerknął na drabinę tylko po to, by runąć i zaryć maską o podłogę. Chrupot tłuczonej i ocierającej się o siebie gliny wypełnił mu uszy. Wnętrze przepołowionego oblicza odpowiedziało boleśnie oceniającym tonem.
- Więc co tak?! Ty, który brzydzisz się kłamstwem, dwulicowością, odnalazłszy spokój w moich objęciach, przesiawszy niezliczone słowa poprzez moje przestrzenie, porzucasz mnie!
Ból, zaskoczenie i groza zlały się w oszałamiającą ulgę, która stawiła czoła pomstującej masce. Przeczołgał się przez próg odkrytego wyjścia.
- Jesteś jak wyjątkowe źdźbło trawy! Usychające przed innymi! Zastępowalne! Ginące pośród tłumu! ZCZEŹNIESZ GAWAIN, ZGINIESZ, A NA TWÓJ GRÓB NIE PADNIE POJEDYŃ... - zamknął za sobą kamienne wrota, uciszając tubalny głos. Na plecach, którymi był oparty o zimną powierzchnię, czuł drgania wywołane kolejnymi zarzutami. Przemknął palcami po twarzy, badając jej rysy. Nie zmieniła się.


Mini Wydarzenie Halloweenowe PbcKfC9

Ekwipunek:

Aktualny ubiór:


Powrót do góry Go down





Sevia
Gif :
Mini Wydarzenie Halloweenowe 5PUjt0u
Godność :
Sevianna Joyce Blanche
Wiek :
23
Rasa :
Kapelusznik
Wzrost / Waga :
176 cm/ 66 kg
Pod ręką :
Pulares
Broń :
Sztylet
Zawód :
Kucharz w Różanym Pałacu
Stan zdrowia :
Cała i zdrowa
https://spectrofobia.forumpolish.com/t641-sevia
SeviaUpiór herbaciany
Upiór herbaciany
Poczuła ulgę, gdy okazało się, że uliczka dobiega końca. Wygramoliła się niezgrabnie spomiędzy budynków, zmrużyła delikatnie przyzwyczajone do ciemności oczy i otrzepawszy się z kurzu, omiotła spojrzeniem plac. Migające światło latarni ledwo ogarniało wysuszony wodotrysk oraz ściany kamienic. Sevia nie była pewna, co przedstawiał zniszczony posąg zdobiący fontannę, dopiero po zbliżeniu się ujrzała brakujące ramiona rycerza, leżące na dnie.
Nie minęła chwila, gdy skądś zaczęły dobywać się dziwaczne jęki, dziewczyna wyprostowała się, słysząc chrapliwe odgłosy. Nasilające się dźwięki jeżyły włos na karku, strach przeobraził się w przerażenie, kiedy w polu widzenia pojawiły się bliżej nieokreślone stworzenia. Nie wyglądały na coś, do czego chciałaby się zbliżyć. Zapach zgnilizny dotarł do niej bardzo szybko, na co przytknęła dłoń do nosa.
Trzęsącymi się rękoma złapała za materiał sukienki i zaczęła się cofać. Gdy łydka zetknęła się z zimnym marmurem, Sevię przeszył dreszcz. Zamykając oczy, marzyła tylko o jednym, aby po otworzeniu ich obudzić się w miękkiej pościeli. Ilekroć nie próbowała, obraz się nie zmieniał, a bestie zbliżały się do niej nieustannie. Strach całkowicie opanował umysł. Choć nie potrafiła oprzeć się wrażeniu, że śni, wszystko wydawało się niezwykle realne. Przecież poczuła powiew chłodu, który omiótł bruk i wprawił liście w ruch. Wstążka kapelusza poruszyła się na wietrze, muskając przy tym lekko policzek. Nie liczyła na to, że z nakrycia głowy wyciągnie broń, której nie posiadała, lecz miała nadzieję, że znajdzie w nim coś, czym będzie w stanie prowizorycznie się obronić. Dłoń jednak od razu dotknęła słomianego dna, co oznaczało, że jest zdana na łaskę koszmaru, z którym przyszło jej się zmierzyć. Obcasy trzewików zachrobotały na deptaku, gdy poruszyła się niespokojnie. Pomyślała, że gdyby to tylko było możliwe, wskoczyłaby do kapelusza i już nigdy z niego nie wyszła.
Pierwsze i jedyne co wpadło jej do głowy, było wspięcie się na rzeźbę. Zdecydowanie nie wyglądała na solidną, zniszczony czasem pomnik prędzej przypominał kolejną pułapkę, aniżeli schronienie. Spoglądając raz na otaczających ją nieumarłych, raz na statuę starała się znaleźć wyjście z patowej sytuacji. Gdy jedna z bestii zamachnęła się i prawie złapała kapeluszniczkę za ramię, ta bez zastanowienia wskoczyła do fontanny z zamiarem wspięcia się na posąg. Marmur z bliska był pokryty pajęczyną pęknięć, co wzbudziło lekkie wątpliwości w blondynce. Jęki okrążających ją bestii jednak szybko pozbawiły Blanche jakichkolwiek uprzedzeń co do już niezbyt urodziwego rycerza, którego szybko złapała za kolano. Zdyszana zaczęła się wspinać, przeklinając w siebie w duchu za brak siły w rękach. Kiedy miała się jeszcze raz podciągnąć, obcas ześlizgnął się z kamienia, co za skutkowało bolesnym upadkiem. Część statuy skruszyła się, zasypując ją drobnymi odłamkami marmuru. Leżąc chwilę na plecach, dostrzegła kątem oka...
- Drabina? - przewróciła się na brzuch i mozolnie przepełzła na czworaka do spostrzeżonego zejścia. Zaglądając do środka, nie ujrzała nic prócz ciemności. Ostatnia ciemna dziura zaprowadziła ją wprost w paszczę tejże krwiożerczej hordy. Nie chciała rozważać zejścia w dół jednak droga, którą przyszła była zagrodzona, posąg zaś pod jej ciężarem mógł w każdej chwili runąć. Jej gorączkowe rozmyślania przerwała skostniała łapa, która spoczęła na jej nodze. Sevianna wrzasnęła przerażona, paznokcie potwora zaczęły wbijać się w skórę, a pozostałe pomioty szybko zalewały fontannę. Szarpnięcie nogą niewiele się zdało, obrzydliwe łapsko wciąż kurczowo zaciskało się na kostce dziewczyny. Z szałem w oczach chwyciła ukruszoną kamienną dłoń i z całej siły uderzyła w rękę oprawcy. Zmiażdżona poluźniła uścisk, z którego Sevia od razu się wyswobodziła i niewiele już myśląc, skorzystała z drabiny. Słysząc jak kolejne potwory, podążają jej śladami, bez namysłu pchnęła ujrzane na dole drzwi i wpadła do środka, zatrzaskując je za sobą. Oparta o nie plecami ciężko dysząc, modliła się w duchu, aby nieumarli jej nie dorwali.

Powrót do góry Go down





Vyron
Gif :
Mini Wydarzenie Halloweenowe 5PUjt0u
Godność :
Vyron Laraziron
Wiek :
Wygląda na 30 lat
Rasa :
Upiorny Arystokrata
Wzrost / Waga :
182 cm / 76 kg
Pod ręką :
Sakiewka z pieniędzmi, sakiewka z kryształowym pyłem, oprawiony klejnot "Tchnienie Muzy", pałasz, rewolwer czarnoprochowy typu Le Mat, sztylet w cholewie buta.
Broń :
Pałasz, rewolwer typu Le Mat, sztylet w bucie
Zawód :
Dręczyciel ludu pracującego i pasożyt społeczny
Specjalne :
Mistrz Gry
https://spectrofobia.forumpolish.com/t141-vyron-laraziron https://spectrofobia.forumpolish.com/t1124-vyron
VyronDemoniczny Książę
Demoniczny Książę
Przeciskanie się wąską uliczką nie tylko nie należało do przyjemnych, ale również zdecydowanie odzierało go z szeroko pojętej godności. No bo jakże to tak, żeby On, Jaśnie Pan wycierał się po jakichś zaułkach niczym paskudny kloszard? Toż to zakrawało na ponury dowcip.
I jeszcze ta wszechogarniająca cisza …
By dodać sobie nieco animuszu zaczął gwizdać. Nie była to żadna konkretna melodia, a raczej zbitek wszystkiego co w danej chwili przyszło mu do głowy. Piosenki biesiadne mieszały się z wojskowymi marszami a te płynnie przechodziły w kołysanki. Sam nawet nie przypuszczał, że ma taki talent. Gdyby nie był Pasożytem Społecznym i Dręczycielem Ludu Pracującego z pewnością zostałby profesjonalnym Gwizdajłą.
Gdy w końcu wydostał się z uliczki, jego uwagę przykuła wielka fontanna ozdobiona rzeźbami pozbawionego rąk szlachetnego rycerza zmagającego się z jakimś buńczucznym kloszardem albo innym łapserdakiem o niezdrowym wyglądzie.
- No nie, Panie ty widzisz i nie grzmisz... – powiedział podchodząc do cembrowiny i zaglądając do środka gdzie leżały ręce rycerza - Toż te tutejsze kmioty nie dość, że cholernie niegościnne to jeszcze o sztukę zadbać nie potrafią...
Jakby w odpowiedzi, do jego uszu dobiegło skrzypnięcie drzwi i dźwięk powolnych kroków.
Odwrócił głowę i przez chwilę wpatrywał się w ciemność z której wyłaniał się z wolna jakiś pokraczny kształt przywodzący na myśl istotę człekopodobną.
- Ty jesteś tutejszym sołtysem? – zapytał z nadzieją, że przybysz udzieli mu teraz obszernej odpowiedzi na tak grzecznie postawione pytanie. Mylił się. Słysząc głos Arystokraty przybysz wydał z siebie nieartykułowany dźwięk i zdawać się mogło, że ciut przyspieszył.
- Co jest? Przychodzisz się wytłumaczyć z defraudacji funduszu remontowego, czy przeprosić za zaniedbania? – zapytał z kpiną w głosie Viridian spoglądając na przybysza, który był jeszcze dość daleko - Jeśli tak, to wiedz, że mam to w dupie. Wasza niegościnna dziura to nie mój cyrk, a … i wy nie wyglądacie jak moje małpy. – powiedział, widząc, że oprócz przybysza w polu widzenia pojawiło się jeszcze kilku podobnych obdartusów. Ba! Jakby tego było mało, wyglądało na to, że liczba owych kloszardów stale się zwiększała.
Gdy weszli w krąg światła, dostrzegł jak wyglądają. Pogryzieni, obdarci, poranieni, mówiąc krótko, obraz nędzy i rozpaczy albo, jak kto woli, po prostu chłopi pańszczyźniani mający do wypracowania na pańskim polu dwanaście dni tygodniowo.
- Uuu … wy to chyba jesteście poddanymi Bękarta bo jakoś tak niezdrowo wyglądacie ...choć po przyodziewku sądząc to raczej jesteście od Rosarium. Niemniej bywajcie w pokoju obdartusy. – powiedział, cofając się nieco by wrócić do ciasnej alejki, ale spostrzegł że wyjście jest już zablokowane przez hordę nieco niezdrowych obdartusów.
Było gorzej niż myślał. Ten zgniły plebs, nie dość, że właśnie odciął mu drogę ucieczki to na dodatek zaczął się zbliżać, a to zdecydowanie naruszało strefę komfortu Jaśnie Pana Larazirona.
Co tu zrobić?
Wspiął się na cembrowinę.
- No już! Rozejść się parchy! Poszli won do swoich nor obdartusy śmierdzące! – spróbował ich przekonać, ale sądząc po zawodzeniu i stopniowym zmniejszaniu się przestrzeni wkoło fontanny, motłoch nie raczył go słuchać. - No dalejże chamy obmierzłe! Ja, Wielki Książę Vyron Laraziron wam każę! – słysząc argument tej wagi motłoch winien pokłonić się, wykonać w tył zwrot i wziąwszy nogi za pas zatrzymać się dopiero tam gdzie raki zimują albo gdzie pieprz rośnie. Niestety, ten motłoch pozostawał nad wyraz oporny na argumenty tego kalibru.
Widząc, że nieboszczyki nic sobie nie robią jego autorytetu, rozejrzał się wkoło za czymś, co pozwoliłoby mu uciec. Poza ramionami rzeźby, z których pożytek był raczej niewielki, dostrzegł też małe drzwi. Szybko pchnął je, a te uchyliły się nieco. A zatem znalazł wyjście z sytuacji. Oby tylko nie okazało się, że droga w dół wiedzie do jeszcze większych problemów.
Musiał kupić sobie trochę czasu. Pochylił się i podniósł jedno z ramion rzeźby.
- Miłego obcowania z kulturą i sztuką obywatelu! – krzyknął i rzucił ramieniem prosto w oślinioną, szczerbatą paszczę jakiegoś nazbyt zajadłego trupojada. Truposz przewrócił się a jęk jaki z siebie wydał wskazywał na to, że obcowanie ze sztuką nie było mu w smak.
Złapał broń rycerza, w końcu ta zawsze może się przydać, i zatknąwszy ja za pas, dał nura w małe drzwiczki by zejść po drabince w dół studni.
- Miasto fajne, tylko mieszkańcy k...y – rzucił do siebie opuszczając się w mrok. Nawet nie zadawał sobie sprawy, że ktoś w innym świecie użył już kiedyś podobnego stwierdzenia, ale czy jest na świecie coś, czego ktoś już kiedyś nie powiedział?

Powrót do góry Go down





Thorn
Gif :
Mini Wydarzenie Halloweenowe 5PUjt0u
Godność :
Aeron Vaele
Wiek :
Ponad 500 lat / Wizualnie lekko ponad 30.
Rasa :
Upiorny Arystokrata
Wzrost / Waga :
182/100 (same rogi trochę ważą).
Znaki szczególne :
Opalizujące granatem, duże, zakrzywione rogi. Tęczowe oczy.
Pod ręką :
Broń, zegarek kieszonkowy, sakiewka z pieniędzmi, mały notesik i długopis.
Broń :
Rapier.
https://spectrofobia.forumpolish.com/t139-thorn https://spectrofobia.forumpolish.com/t949-ksiegi-klamstw https://spectrofobia.forumpolish.com/t1119-thorn
ThornDemoniczny Książę
Demoniczny Książę
Szorowanie plecami o betonową ścianę nie było przyjemne. W uliczce panowała cisza, przez co Aeron słyszał dźwięk wydawany przez pióra, gdy przeciskał się dalej i dalej. Przez chwilę miał wrażenie, że droga zaczęła się zwężać, lecz gdy z wolna zaczęła narastać w nim panika, nagle uliczka urwała się, doprowadzając go do rozległego placu.
Obolały, klnąc na wszystko co dookoła, przystanął na chwilę by odsapnąć. Poruszył skrzydłami i skrzywił się, czując ból. Dlaczego ten nie mijał?
Pióra porastały mu już prawie całe ciało a szpony u rąk były długie i niesamowicie ostre. Nie rozumiał dlaczego tak się zmienił, lecz coś w jego wnętrzu podpowiadało mu, że tak musi być. Że nie ma wpływu na swój stan i jedynym co powinien robić była dalsza podróż.
Wyprostował się i ruszył przed siebie, rozglądając się na boki. Plac był duży, lecz podobnie jak ulica na której się pojawił, pusty. Cisza powoli zaczynała go denerwować, co również było niepokojącym sygnałem. Stukot butów rozlegał się bardzo głośno, nienaturalnie głośno, i niósł po placu, zdradzając obecność Upiornego Arystokraty.
Przeszedł dalej. Pióra szeleściły przy każdym kroku i było w tym dźwięku coś kojącego. Na środku stała duża, murowana fontanna.
Vaele zbliżył się wolnym krokiem do nie i spojrzał w górę, na rzeźbę przedstawiającą mężczyznę walczącego z nieznaną mu istotą. Rycerz miał przepięknie wykonaną zbroję i wyglądał tak, jakby miał za chwilę poruszyć się i faktycznie rzucić się całym ciałem na tamtego. Brakowało mu jednak rąk, które odłamane, leżały smutno w pustej cembrowinie fontanny.
Jaka szkoda...
Przeniósł ciężar ciała z nogi na nogę, wciąż wpatrzony w rzeźbę. W walczącym było coś, co sprawiało że poczuł jak jego serce wypełnia smutek. Nie potrafił wytłumaczyć czym było to spowodowane, lecz im dłużej patrzył, tym ogarniała go jeszcze większa melancholia.
Z zadumy wyrwał go dźwięk skrzypienia drzwi. Odwrócił się z nadzieją, że w końcu napotka kogoś, kto byłby skłonny wyjaśnić mu parę istotnych rzeczy. Może miasteczko nie było puste, tylko jego mieszkańcy najzwyczajniej uznali, że nie interesuje ich pierzasty przybysz.
Już miał ruszyć w kierunku wyłaniającej się sylwetki, kiedy dojrzał istotę i mimowolnie skrzywił się, widząc jak wygląda. W jego stronę bowiem kroczył... nieumarły. Powłóczył nogami, kołysał się w nienaturalny sposób lecz nie to było najgorsze.
Widząc Aerona przystanął i wydał z siebie głośny, straszliwy wizg, zmuszając Upiornego by zakrył dłońmi uszy. Arystokrata zgiął się w pół i aż zmrużył oczy, nie mogąc wytrzymać hałasu, ale nie dane mu było od niego odpocząć, bowiem zaraz do pisku dołączyły kolejne głosy, wypełniając plac wyciem, krzykami i innymi, okropnymi dźwiękami. Ku niemu ruszył cały tłum umarłych, wyłaniających się z domostw.
Ich ciała gniły, z dziur wylewała się zielonkawa ciecz a smród jaki rozlał się po okolicy był niemal nie do wytrzymania. Vaele cofnął się, jakby miał nadzieję, że potwory dadzą mu spokój widząc, że jest niegroźny. Gdy to jednak zrobił, monstra przyspieszyły i w mgnieniu oka pierwszy rząd znalazł się przy Arystokracie.
- Oto on.
- Książę kłamstw.
- Dziecię złamanej obietnicy.
- Bękart.
- Syn obłudy.
Głosy nasilały się a Aeron poczuł, że w jego serce wkrada się prawdziwy strach. Wyciągnięte ku niemu zgniłe dłonie, szarpały go za ubranie, potrząsały niedelikatnie i zmuszały do tego, by co chwilę szukał równowagi w wysokich butach.
- Niegodzien.
- Plugawy.
- Tancerz fałszu.
Krzyk opuścił jego usta a ból nagle zalał mu umysł, sprawiając że mężczyzna wyszczerzył zęby jak dziki zwierz. Wyrwane z jego ramienia pióro upadło na bruk. Chwycił się za miejsce z którego zostało wyszarpnięte i spojrzał na tego, który mu to uczynił.
Zamarł.
Nieumarły miał twarz... jego matki. Puste oczodoły, wykrzywione w uśmiechu usta wypełnione żółtawą pianą. Smukłe dłonie o długich, połamanych paznokciach. Czarne jak noc włosy, dziś upięte niedbale.
M-mamo...?
Zatrzymane jego krzykiem potwory rzuciły się na niego jak wygłodniałe psy. Zaczęły szarpać, rwać pióra pazurami. Straszliwe odgłosy jakie wydawały były niczym przy dźwięku wydzierania piór z ciała, niczym przy wyciu samego Aerona.
W agonii rozpoznawał coraz więcej twarzy. Matka, dziadek, żołnierze którym pozwolił umrzeć w czasie wojny, wszystkie kobiety którymi się bawił, szlachcice z którymi się układał. Przyjaciele których zdradzał. Jego ofiary.
Cofał się i cofał by natrafić tyłem kolan na cembrowinę i zatrzymać się, skulony między martwymi. Ból nie pozwalał mu myśleć, sprawił że mężczyzna nie pamiętał już kim był, co tu robił i czemu ci wszyscy mieszkańcy chcieli zabić go w ten sposób.
Przestańcie...
Tortury trwały w nieskończoność. Powoli był obdzierany ze wszystkich piór, ociekał własną krwią. Balansował między świadomością a utratą przytomności, ale nadal krzyczał, wył, błagał o litość. Oni jednak zdawali się nie rozumieć jego słów. Mało tego, nakręcały ich jeszcze bardziej.
I kiedy już wszystkie pióra zostały wyrwane a monstra zaczęły drapać poranioną, odkrytą skórę i szarpać ubranie, jeden z umarłych zbliżył się i uniósł Aerona ku górze łapiąc go za szczękę. Mocny uchwyt i niesamowita siła sprawiły, że Upiorny jęcząc dał się podnieść bez protestów i zmrużonymi oczami spojrzał na istotę.
Delikatna twarz oszpecona była straszliwymi strupami. Nie miał połowy nosa a usta, choć uśmiechnięte, były spierzchnięte. Oczy... Nie. Miał jedno oko. Z pustego oczodołu wylewała się ropa. To jedno sprawne, świdrowało go teraz jadowitą zielenią.
Znajomą zielenią.
Wiatr poruszył czarnymi kępami włosów potwora, migocząc srebrnymi pasmami.
- Jesteś żałosny. - powiedział Laraziron, zbliżając usta do ucha Vaele. Śmierdzący rozkładem oddech owionął mu twarz, wywołując obrzydzenie i chęć pozbycia się zawartości żołądka. Aeron nie miał jednak czasu zareagować, bo umarły Kryształowy Książę cisnął go do tyłu, rzucając nim prosto w podstawę rzeźby.
Głośne chrupnięcie i kolejna fala bólu. Upiorny Arystokrata prawie stracił przytomność.
Uniósł się na chwiejących się rękach, czując palenie na całym ciele. Skrzydła zwisały pokracznie, jak poły szmacianego płaszcza. Gnijący Vyron patrzył na niego z pogardą ale i satysfakcją, krzyżując ręce na piersi. Inne monstra wyciągały ręce gotowe kontynuować szarpanie.
- Sięgnij dna... by się od niego odbić, Stalowy Bastardzie.
Arystokrata zagryzł zęby i odczołgał się w tył, przerażony widokiem i tym co usłyszał. Zrobił to bezmyślnie i nieporadnie...
Nagle grunt pod nim ustąpił a jego otoczyła ciemność. Spadał, widząc nad sobą jasną poświatę miejsca które opuścił. Wpadł do jakiejś dziury?
Machając rękoma uderzył w drewniany szczebel, lecz za późno zorientował się że napotkał drabinę. Nie zdążył jej złapać.
Upadek był strasznie bolesny lecz był niczym w porównaniu do psychicznych katuszy jakie przeżywał tam, w górze. To co wcześniej było skrzydłami, było teraz bezużytecznymi płatami mięsa i połamanych kości. Dodatkowymi kończynami, które sprawiały jedynie ból przy każdym ruchu.
Nie miał siły dźwignąć się w górę, dlatego postanowił, że chwilę poleży w mroku, by odzyskać siły.
A może... może on po prostu w końcu umarł?

Powrót do góry Go down





Velo
Gif :
Mini Wydarzenie Halloweenowe 5PUjt0u
Godność :
obecnie Velonika Cheshire
Wiek :
dziarskie, piętnastoletnie ciałko
Wzrost / Waga :
150cm / 40kg
Znaki szczególne :
jarzące się, złote oczy
Pod ręką :
Sakwa ściągana rzemieniem, na długim pasku, wisi na gałęzi obok, zaraz obok lekkiej opończy: przekąski, Pyskata Busola, zwój liny, puste fiolki na eliksiry, dobry humor i problemy egzystencjalne
Broń :
sztylecik w sakwie
Zawód :
Przygodystka!
Stan zdrowia :
MARTWA. Ups.
https://spectrofobia.forumpolish.com/t792-velonika-cheshire https://spectrofobia.forumpolish.com/t295-koniec-koncow-wszystkie-kawalki-zloza-sie-w-calosc https://spectrofobia.forumpolish.com/t991-all-you-need-is-love-and-a-cat#14347 https://spectrofobia.forumpolish.com/t1123-velo
VeloDuchowa Zguba
Rozpostarła ramiona, by ocenić ilość miejsca w ciemnej uliczce i zadarła głowę, podziwiając rozgwieżdżone niebo.
Teraz wygląda to tak jak powinno - skwitowała z zadowoleniem.
Brnęła dalej, wyczulony koci wzrok uczepił się światełka na końcu tunelu. Obecnie liczyła swoje kroki, ale za chwilę przerzuciła się na konstelacje. Nie rozpoznawała żadnych. Gdy zbliżyła się do wylotu, ciekawsko wypchnęła wpierw głowę, pewna, że to dopiero początek niespodzianek. Plac był jednak równie pusty co wcześniejsza aleja. Centrum stanowiła kamienna budowla, która po bliższej lustracji mogła być kiedyś głęboką fontanną. Strzegł jej zmęczony życiem, kamienny wojownik. Ciekawe czy kiedyś pokonał paskuda u swoich stóp. Na paluszkach ruszyła do przodu, choć przecież wiedziała, że mogła być obserwowana.
Nie rozpoznawała tak charakterystycznego miejsca, nie poznawała gwiazd na niebie. Nie mogła być pewna, że to sztucznie wytworzone miejsce, choć wiele na to wskazywało. Nie zdążyła jednak wybrać żadnej z kolejnych bocznych uliczek do dalszej drogi, bo nagle uderzyła ją fala bólu,
Niemal zgięła ją w pół i przytłoczyła. Zacisnęła zęby i powieki, sądząc, że wreszcie się doigrała. Nie działo się jednak nic więcej. Żal, boleść i udręka omywały ją, przenikały do szpiku kości jak najgorsza ulewa, ale nie widziała żadnych ran. Nie u siebie. Gdy przez stulone uszy dosłyszała wreszcie kroki i jęki, było za późno. Została otoczona przez swoją własną nieuwagę. (A raczej jej skutki.)
- A oto i oczekiwany komitet powitalny - mrugnęła do nich, usiłując robić dobrą minę do złej gry. Nie bolało ją nic konkretnego, po prostu czuła się zmęczona, obolała i sponiewierana. Totalnie identyfikowała się z "krzyżowcem" (co to w ogóle za tytuł?) za jej plecami. Żywe trupy identyfikowały się pewnie z jego ofiarą. Może jednak lepiej że wcześniej nie otworzył jej tych drzwi.
Szybka ocena sytuacji pozwoliła stwierdzić, że znów powinna zwiewać w którąś z bocznych uliczek. Już miała wspiąć się i usiąść "krzyżowcowi" na ramionach, by lepiej wyznaczyć drogę ucieczki, gdy zauważyła zejście w dół. Głęboko w dół. Czy możliwe było ukrycie się? I tak było tu ciemno, a pokraczne stwory, które wciąż wysyłały ciarki po napuszczonym ogonie, nie wydawały się zbyt sprawne. No i zawsze mogła wrócić na górę.
Skoczyła w głąb, olewając drabinę. Oczy dostrzegły w ciemności dno nim w nie uderzyła, a telekineza wyhamowała impet. Co teraz? Teraz drzwi, które czekały obok drabiny. Oby nie prowadziły do schowka z pompą wody.



Mini Wydarzenie Halloweenowe Icegif-935

And I've seen your flag on the marble arch
And love is not a victory march
It's a cold and it's a broken Hallelujah

Powrót do góry Go down





Colette
Gif :
Mini Wydarzenie Halloweenowe 73824387e8e95d09caae6aa88ad993a4
Godność :
Aylin
Wiek :
wizualnie 20 lat
Rasa :
Upiorna Arystokratka
Wzrost / Waga :
160/55
Znaki szczególne :
albinizm, złote rogi
Pod ręką :
Fabuła: wymieniona magiczna biżuteria, Agma Draekwa, Carlunamis
Broń :
Anemon (szabla), sztylet
Zawód :
nadworny grajek i supertajny agent, zabaweczka
Stan zdrowia :
zdrowa
Specjalne :
Administrator, Mistrz Gry
https://spectrofobia.forumpolish.com/t805-colette https://spectrofobia.forumpolish.com/t825-menazeria-colette https://spectrofobia.forumpolish.com/t839-tajna-szpiegowska-skrzynka-colette https://spectrofobia.forumpolish.com/t1078-colette
ColetteKochanka muz
Kochanka muz
Wilgotny mrok lepił się do niej i okrywał ją jak całun, ciasno i dusząco. Blade dłonie błądziły po kamiennych ścianach w poszukiwaniu jakiejkolwiek formy oparcia czy przewodnictwa – i choć ta boczna droga wiodła prosto i wydawała się bardziej ograniczona, niż poprzedni trakt, to Colette miała wrażenie, że błądzi w mroku. Cisza kłuła ją nieznośnie w uszy, wydawała się być bardziej przejmująca, niż wszechogarniająca ciemność. W nieco dziecinnym akcie zaczęła nucić sobie cicho pod nosem, by dodać sobie odwagi do dalszej drogi.
        Wkrótce mrok rozstąpił się, a Lysandra została oślepiona przez jasne światło. Przysłoniła więc oczy dłonią, a gdy zaadaptowała się do nowych warunków, omiotła wzrokiem okolicę. Zadarła głowę i spojrzała na znak, który mówił, że oto znalazła się na Placu Krzyżowca. Dziwaczna to nazwa, czyżby to był tutejszy odpowiednik inkwizytorów? Zdziwiona nietypową rzeźbą zbliżyła się do fontanny i przyjrzała postaci wojownika walczącego z personifikacją śmierci, za którą Colette uznała figurę przedstawiającą rozkładające się ciało. Poczuła, że włos jeży się na jej karku i wiedziona przeczuciem, obejrzała się przez ramię.
        Cichy odgłos człapania dobiegał z kierunku, w którym spojrzała Colette. Zaraz do odgłosu dołączył i obraz postaci, gdy zza gęstej mgły wyszło wolno jedno z groteskowych stworzeń. Widok ten sprawił, że serce Colette podeszło do jej gardła, a żołądek boleśnie się skurczył. Ciało Upiornej zaczęło lekko się trząść, gdy do pochodu zaczęły dołączać kolejne istoty, które zdawały się być chodzącymi umarłymi.
        Odruchowo cofnęła się i dotknęła dłonią chłodnego, białego marmuru: czuła się jak spanikowane, osaczone zwierzę zagonione w dziurę w czasie obławy, gdy charty biegają dookoła i próbują dostać się za wszelką cenę do swojej obiecanej zdobyczy. Jedynym sensownym rozwiązaniem wydało się jej schować w fontannie, by przedłużyć swoje życie choć o kilka cennych sekund.
        Trupów było coraz bliżej i coraz szybciej zbliżały się do fontanny. Colette miała mało czasu: zwinnie przeskoczyła przez murek i znalazła się w jej wyschniętej misie. Nie wiedziała co robić, zatem przylgnęła do ściany i zaczęła się sunąć wzdłuż niej. W pewnym momencie poczuła, że pod jej ręką znajduje się dziwna wypustka. Objęła ją i nacisnęła, a klamka drgnęła. Kobieta wkradła się po cichu do pomieszczenia i zamknęła za sobą drzwi. Drabina wydawała się stanowić jej jedyną nadzieję na ucieczkę.

Powrót do góry Go down





Sponsored content

Powrót do góry Go down





Powrót do góry

 
Permissions in this forum:
Nie możesz odpowiadać w tematach