Obrzeża Miasta

Geograf
Gif :
Obrzeża Miasta C2LVMSY
Wiek :
Wieczny
Pod ręką :
Mapa i luneta
https://spectrofobia.forumpolish.com
GeografKonto Administracyjne
Obrzeża Miasta
Pią 18 Sty - 12:28

Typowy miejski krajobraz. Brukowane ulice, kamienicy, podwórka. Okazjonalne trawniki i drzewa. Na niektórych parapetach widać kwiaty, na innych nie. Jedne budynki są bardziej zadbane inne mniej. Widać tu życie, ale z tego rodzaju gdzie w zasadzie nikt nie przejmuje się pozorami i robi to co może lub lubi. W okolicy jest wiele ulicznych straganów i sklepów z używanymi przedmiotami. Nie jest to biedna okolica, ale nie jest też przesadnie zamożna, a pieniądze można lepiej spożytkować niż na nowy płaszcz jak używany jest w dobrym stanie, a kosztuje wyraźnie mniej.

Powrót do góry Go down





Bane
Gif :
Obrzeża Miasta 5PUjt0u
Godność :
Bane Blackburn
Wiek :
40
Rasa :
Cyrkowiec
Wzrost / Waga :
190/80
Znaki szczególne :
Białe włosy, szara skóra, dziwne oczy. Blizny na oku i na szyi.
Pod ręką :
Piersiówka, klucze do Kliniki, pieniądze.
Zawód :
Dyrektor i chirurg w Klinice (Kraina Luster)
Stan zdrowia :
Fizycznie: Zdrów.
Psychicznie: Niezdrów.
Specjalne :
Mistrz Gry
https://spectrofobia.forumpolish.com/t347-bane-blackburn https://spectrofobia.forumpolish.com/t1071-bane
BaneZatrute Jabłko
Re: Obrzeża Miasta
Czw 1 Sie - 23:20
Obrzeża Miasta UT0Dvh9

Terreur
Ranga - B
Ilość osób niezbędna do pokonania koszmaru – W zasadzie wystarczy jedna postać, ale Terreur będzie powracał 6 razy – aż sześciu graczy ma szansę powalczyć z tym konkretnym koszmarem. Czy wspólnymi siłami, czy osobno? To już zależy od nich samych, bowiem niezależnie od decyzji, istota będzie powracała.


„Zastanawiałeś się kiedyś, co by się stało, gdyby twój strach zyskał życie? Gdyby nagle zmaterializował się obok ciebie i powitał cię ciepłymi słowami, jak starego przyjaciela? Bo przecież tym właśnie dla siebie jesteście: starymi, dobrymi przyjaciółmi. Strach towarzyszy ci zawsze, od dziecka i jest nieodłącznym kompanem i w dzień, i w nocy. Co więc mu powiesz, kiedy nagle na twojej drodze stanie humanoidalna istota będąca uosobieniem twoich największych fobii? Strachu tak ogromnego, tak paraliżującego i znanego dotąd tylko tobie?”

Uliczkami Obrzeża Miasta Lalek, ciemną nocą, sunie w ciszy przedziwna istota. Chociaż... czy faktycznie jest to istota żywa? Cień, lub kłąb czarnego dymu, bo właśnie tak wygląda Terreur, niewiele ma wspólnego z życiem. Na pierwszy rzut okaz wydaje się być niegroźny - nic bardziej mylnego! Wystarczy tylko zostać przez niego zauważonym, żeby Koszmar zainteresował się i zbliżył, chcąc nawiązać kontakt. Ale czy o takim kontakcie marzy każdy z nas? O kontakcie z materializacją najgorszych fobii? Tak. Terreur ukazuje się napotkanej osobie jako jej największy strach i ku przerażeniu, nie porzuci tak łatwo swojej ofiary. Tylko od istoty zależy, jak potoczy się jej spotkanie z Koszmarem. Nie pomaga wcale panika.
A Terreur potrafi być wyjątkowo zajadły.
Kogo zaczepi tym razem?

Z racji zakończenia Koszmarnej Inwazji, Koszmar nie straszy już w tym temacie.



That didn't happen.
And if it did, it wasn't that bad.
And if it was, that's not a big deal.
And if it is, that's not my fault.
And if it was, I didn't mean it.
And if I did...
You deserved it.

Powrót do góry Go down





Christopher
Gif :
Obrzeża Miasta 5PUjt0u
Godność :
Christopher Morrison
Wiek :
25
Rasa :
Dachowiec
Wzrost / Waga :
179/65
Pod ręką :
troszkę pieniędzy
Broń :
rozkładany nóż oraz niewielki pistolet
Zawód :
Różany strażnik
https://spectrofobia.forumpolish.com/t578-christopher#4939 https://spectrofobia.forumpolish.com/t1076-christopher
ChristopherKot Czarnoksiężnika
Kot Czarnoksiężnika
Re: Obrzeża Miasta
Pon 19 Paź - 0:04
Dom strażnika zdecydowanie nie należał do najbardziej urokliwych mieszkań. Zasadniczo, to był paskudny jak cholera, ale przynajmniej był jego... Nawet taki gnojek, jak Christopher Morrison musi gdzieś mieszkać, mimo że chętnie spałby w pracy. W tym pozytywnym bardziej znaczeniu. Niemniej, stara, malutka kamienica w miarę godnie mu zastąpiła wymarzone miejsce do spania. Odnalazł ją dobrych parę lat temu, kompletnie opuszczoną i zdewastowaną. Zapłacił komu trzeba i stała się jego własnością, a on własnymi rękoma ją wyremontował. Teraz kamienica może i była stara, podniszczona, raczej odstraszająca, ale przynajmniej wyglądała jak coś, w czym da się mieszkać. Zresztą mieszkanie w tak niepozornym miejscu miało też swoje korzyści. W centrum mógłby zostać szybko złapany, tymczasem tutaj... No cóż, tutaj jak dotąd nikt go nie znalazł oprócz samych członków stowarzyszenia. A oprócz Seamair, to raczej nie miał nic przeciwko żadnemu z nich. O ironio, to właśnie ją teraz musiał u siebie gościć... Gdyby nie stan, w jakim była, myśl ta praktycznie nie przeszłaby mu przez głowę. Nie pozwoliłby i tyle. To było jego terytorium, no ale niestety sytuacja wyjątkowa zaistniała.
- Kto by pomyślał... Goszczę w swoim domu diabła. Ciesz się, że mam dzisiaj dobry humor.
Westchnął ciężko i otworzył drewniane drzwi prowadzące do ciemnego wnętrza domu. Ostrożnie wszedł do środka i pierwsze co zrobił, to zapalił światło. Sprawdził dokładnie, czy nic nie czai się po kątach - tak dla pewności. Nie mógł jednak dokonać bardziej skutecznej inspekcji, gdyż miał na ramieniu ranną podopieczną. Sam nie do końca wiedział, po co do niej mówi, skoro ona go nawet nie słyszy. Dla dodania sobie otuchy? Dla dodania otuchy jej? Chyba zdecydowanie zbyt mocno leżało mu na sercu jej zdrowie, jak na to, z kim miał do czynienia. Ale taka praca...

Mieszkanie czyste. Mężczyzna zatrzasnął za nimi drzwi i poprowadził ranną po schodach na górę, starając się stawiać kroki w taki sposób, by nie nadwyrężała swojej rannej nogi. Wnętrze zaś na piętrze okazało się równie biedne, co zewnętrze - parę prostych mebli, takich jak kanapa, stolik, komody. W pozostałych pomieszczeniach kuchnia z prostym wyposażeniem, mała łazienka oraz sypialnia połączona z gabinetem. Przez uchylone drzwi widać było biurko zasłane papierami oraz tablice z poprzywieszanymi różnymi kartkami. Nie tam jednak się skierowali - Christopher posadził dziewczynę na kanapie i zniknął w kuchni, zostawiając ją samemu w tym staromodnym salonie. Nie było go tylko przez parę minut, ale w międzyczasie wstawił wodę i przyniósł jakąś namoczoną szmatę, którą rzucił Seamair na nogę. Dosłownie, uznał że sama zrobi co trzeba. Następnie ruszył do łazienki, ale tym razem wrócił niemal natychmiast, w ręce niosąc niepozorną apteczkę. Przystanął przy szaroniebieskiej kanapie, przykucnął i zaczął rozpakowywać pakunek.
- Zabiorę to, jeśli pozwolisz. Ty pojebana babo, co żeś zrobiła...
Westchnął ciężko na widok odnóża w dłoni czarownicy. Chwycił je i spróbował ostrożnie wyciągnąć. Jeśli nie szło, to użył więcej siły, ale raczej nie powinno to być problemem, skoro ciało Seamair było coraz bardziej sparaliżowane. Wywalił ociekający kwasem kawałek... czegoś jak najdalej stąd, po czym pchnął utkwioną w amoku kobietę, by się położyła. Wtedy dopiero zaczął opatrywać jej nogę, z pustym spojrzeniem, jak gdyby czynił zło konieczne. A jednak nie do końca... Z jednej strony nie miał ochoty w jakikolwiek sposób jej pomagać, z drugiej to on za nią odpowiadał w całości. Miał jedno zadanie i nie mógł go schrzanić. Poza tym to już byłby sadyzm, gdyby teraz się na niej wyżywał, a aż taki rąbnięty chyba nie był.

Radził sobie z podobnymi obrażeniami, a nawet gorszymi, także zwykła rana na nodze nie stanowiła dla niego zbyt dużego wyzwania. Wkrótce spoczywał na niej bandaż, chociaż do teraz ogon dachowca poruszał się z irytacją, gdy widział, jakiego bałaganu mu narobiła na kanapie. Słysząc gwizd czajnika, poszedł zaparzyć sobie szybką kawę, z którą rozsiadł się na fotelu niedaleko kanapy. Upił łyk z niej, obserwując przy tym ze spokojem, co się właściwie dzieje. Jakie reakcje miała arystokratka i czy może się wreszcie ocknie, o ile w ogóle. Oj, jeśli to się stanie, to nie chciałby być w jej skórze... Jeśli nienawidziła go w przynajmniej takim samym stopniu, jak on ją, to zdecydowanie nie spodobałoby się jej, do czego właśnie doszło.

Powrót do góry Go down





Seamair
Gif :
Obrzeża Miasta Zero-two
Godność :
Erin Collins ale mów mi Seamair.
Wiek :
Już 19 lat gości mnie ten Świat.
Rasa :
Cyrkowcem się stałam lecz wcale nie chciałam...
Wzrost / Waga :
166 cm /46kg
Znaki szczególne :
Urocze acz ostre rogi na czubku głowy, drapieżne spojrznie o barwie szkarlatu, ozdoby w kształcie czterolisnej koniczyny.
Pod ręką :
Zestaw noży do rzucania, magiczne akcesoria, bezdenna sakwa..
Broń :
Srebrny rapier oraz zestaw noży do rzucania.
Zawód :
Samozwańcza opiekunka wszelkich bestii (szczególnie tych zamieszkujących Malinowy Las).
https://spectrofobia.forumpolish.com/t269-seamair#413 https://spectrofobia.forumpolish.com/t1114-seamair
SeamairPoskramiacz
Poskramiacz
Re: Obrzeża Miasta
Wto 20 Paź - 0:14
Dawno nie czułam się równie fatalnie (a najgorsze przecież jeszcze nie nadeszło...) Przez całą drogę dałam się prowadzić, skupiając się wyłącznie na tym, że idę. Myśli o tym z kim idę oraz jak cała ta scena musiała wyglądać dla przypadkowych ciekawskich par oczu, sprawiłyby, że nie ruszyłabym się już ani o krok. We mgle i mroku ciężko było dostrzec ślady krwi, czarna suknia również pomagała zakamuflować pamiątki po wizycie w Skrzydłach Nocy. Zatem z daleka musiało to wyglądać, jakby Dachowiec prowadził, towarzyszkę, która tego wieczora stanowczo przesadziła z alkoholem lub inną używką. W tej chwili ilość znajomych, których można było, wyliczyć na palcach obu dłoni zdawała się pozytywem. Prawdopodobieństwo, iż ktoś z owego grona mógłby, mnie teraz spostrzec było szalenie niskie, co teoretycznie odtrącało groźbę samospalenia ze wstydu...

Z żalem serca, niedane było mi podziwiać kunsztu, jakim Szron wykazał się podczas prac remontowych. Do tego czasu mój świat zdążył okryć się mglistą kurtyną, przez którą przedzierały się tylko błyski światła i mniejsze lub większe plamy, gównie szarości, czerni czy błękitów. Tym, co w pełni do mnie dotarło, był moment, w którym zostałam posadzona na kanapie. Czyli gdzieś dotarłam... Nagła strata celu, jakim było stałe brnięcie przez siebie, podsyciła niepokój. Miałam wrażenie, że powinnam coś robić... uciekać, nawet jeśli ogarniało mnie coraz większe zmęczenie. Spróbowałam podnieść się z miejsca, na którym mnie usadzono, lecz w tym samym momencie opanowało mnie dziwne uczucie. Nie poczułam tego, że coś właśnie wylądowało na mojej nodze... nie przez dotyk, lecz zmianę temperatury. Wzdrygnęłam się, po czym bezwiednie sprawną jeszcze ręką zsunęłam z siebie mokry materiał. Gdy spadł, wbiłam wzrok w okrwawioną skórę i po raz kolejny zagłębiłam się w konsternacji i obawach.

To powinno boleć...

Byłam ranna, powinnam zatem iść do domu i zająć się sobą... W domu miałam swoje eliksiry... A tutaj... Gdzie było tutaj?

Spróbowałam rozejrzeć się po otoczeniu, niestety wszystko nadal było rozmazane i niewyraźne. Instynktownie zdałam się na inny zmysł. Momentalnie zmarszczyłam nos, który został zaatakowany przez znajomą woń, lecz bardziej czułam ją na sobie podobnie jak i zapach własnej krwi oraz czegoś jeszcze. Coś, co miało być warknięciem, moje gardło przekształciło w niewyraźny pomruk.

Kocur mógł to uznać za protest przeciw odebraniu mi zdobyczy, gdyż obie te rzeczy zbiegły się w czasie. W rzeczywistości nie poczułam, że cokolwiek zostało mi odebrane, a już na pewno, iż z każdą minutą jestem coraz bardziej obdzierana z poczucia godności...

Okazało się, iż wykonywanie gwałtownych ruchów, takich jak nagła zmiana pozycji było niewskazane. A przynajmniej w moim odczuciu. Miękkość kanapy i monotonny obraz rozmytego sufitu wystarczyły, by wyczerpanie zadało swój ostateczny cios. Nie zważałam już na to, co działo się wokół i zamknęłam oczy, zapadając w przeraźliwie głęboki sen...

Rzecz ta stała się tak nagle, że można by przypuszczać, iż straciłam przytomność... czemu przeczył jednak obraz delikatnie unoszącej się i opadającej klatki piersiowej. Sen to ponoć najlepsze lekarstwo i widocznie jedyne, jakim w tym momencie mogłam wykorzystać samodzielnie. Najwyraźniej postanowiłam przypisać sobie wyjątkowo obfitą dawkę. Pocieszającym mógł okazać się fakt, iż nawet przez sen stanowiłam nie lada zagrożenie... a przynajmniej takim były moje rogi, dla obicia kanapy. Gdy w pewnym momencie nieco mocniej odchyliłam głowę, dało się słyszeć jak małe i ostre szpikulce wyrastające z mojej głowy przesuwają się po materiale, czemu towarzyszył dość charakterystyczny odgłos. Ciężko było jednak ocenić straty, gdyż miejsce to szybko przesłoniły różowe kosmyki włosów, których stan aktualnie można by ocenić jako artystyczny nieład.


Tym, co wybudziło mnie ze snu, było intensywne światło powoli zalewające pomieszczenie. Oprzytomnienie tym razem przychodziło mi wyjątkowo opornie. Ciało nadal było nieprzyjemnie odrętwiałe, co odkryłam, gdy tylko lekko uniosłam się na rękach. Nagłe otrzeźwienie przyniósł ból, odsłoniłam materiał, by sprawdzić co było jego przyczyną. Na nodze, nieco powyżej kolana miałam założony opatrunek... od razu poznałam, iż nie był on moim własnym dziełem. Miałam ochotę odwinąć bandaże i sprawdzić co się pod nimi kryło... lecz szybko powstrzymałam się z tą myślą zalana przez kolejną falę odkryć.

Potoczyłam spojrzeniem po zupełnie nieznanym sobie pomieszczeniu, nie bardzo pamiętając, w jaki sposób w ogóle się tu dostałam...aż w końcu mój wzrok zatrzymał się na postaci zajmującej miejsce w fotelu...
Znów zastygłam w bezruchu, na dobrą chwilę zapominając o konieczności wzięcia kolejnego oddechu. Na mojej twarzy malował się w tym momencie cały wachlarz emocji takich jak choćby konsternacja, niedowierzanie, a nawet cień paniki. Oddech zaczerpnięty po dłuższej chwili również nie przyniósł ukojenia, a jedynie większą grozę. Całe to pomieszczenie pachniało nim... a zapach równie intensywnie potrafi wdzierać się w meble, podłogi i ściany, tylko jeśli ma na to dostatecznie wiele czasu. Dotarło do mnie, gdzie byłam...

Mimo to postanowiłam złapać się jedynej nadziei, jaka mi pozostała... Myśli, że to tylko zły sen... Delikatnie przesunęłam dłoń tak, by położyć ją na drugiej ręce, po czym do bólu zacisnęłam na niej paznokcie, w nadziei, iż zdołam się w ten sposób obudzić. Niestety sekundy mijały, a sceneria nie chciała się zmienić... ale może to był wyjątkowo mocny sen?
W końcu na mojej twarzy pojawił się jakże znajomy uśmiech, choć tym razem przez oka mgnienie dało się dostrzec, iż moje wargi leciutko zadrżały.
-Powiedź, że to tylko koszmar...


~ Aktualny ubiór ~



Fabuła - Karczma Lalek
Spoiler:

Powrót do góry Go down





Christopher
Gif :
Obrzeża Miasta 5PUjt0u
Godność :
Christopher Morrison
Wiek :
25
Rasa :
Dachowiec
Wzrost / Waga :
179/65
Pod ręką :
troszkę pieniędzy
Broń :
rozkładany nóż oraz niewielki pistolet
Zawód :
Różany strażnik
https://spectrofobia.forumpolish.com/t578-christopher#4939 https://spectrofobia.forumpolish.com/t1076-christopher
ChristopherKot Czarnoksiężnika
Kot Czarnoksiężnika
Re: Obrzeża Miasta
Wto 20 Paź - 22:14
Christopher podczas wszystkich swoich akcji wykazywał się raczej chłodnym spokojem, tak też teraz. Zdziwienie i szok, które pojawiły się w lokalu, szybko zniknęły z jego zachowania. Prawda była jednak taka, ze wciąż nie wiedział, co robi, kompletnie. To było tak abstrakcyjne, że gdy przygotowywał ręcznik do wyczyszczenia jej rany, czuł się jak w jakimś dziwacznym śnie. Seamair płakała... Seamair płakała... Nie był wciąż pewien, czy to wynik toksyny w jej organizmie, ale musiała być wyjątkowo silna, skoro doprowadziła ją do czegoś takiego. A gdyby była tak silna, powinna ją już dawno uśmiercić. Dachowiec w głowie wciąż próbował dojść do tego, co się z nią właściwie stało. Istniało wiele możliwości i tylko kilka z nich miało jakikolwiek sens, z czego najbardziej prawdopodobną zatrucie. Tylko, że nie było po tym żadnych śladów, a trucizna w żyłach tkacza raczej w ten sposób nie działała. Strażnik zaklął pod nosem, gdy uświadomił sobie, że woda gotuje się, a on tego nie zauważył. Dopiero chlupnięcie mu paroma wrzącymi kroplami na stopę przywołało go do porządku i wyłączył kuchenkę, zamaczając w wodzie ręcznik. Przerwał natychmiast swoje myśli, postanawiając że później oceni, co się stało, na podstawie zachowania swojej podopiecznej. Zaniósł jej ręcznik i poszedł po apteczkę. Gdy wrócił jednak, spojrzał z lekkim zdziwieniem na spoczywający na ziemi materiał. Zwrócił podejrzliwe spojrzenie na Seamair, która jak dotąd wydawała się kompletnie bierna. Czy naprawdę była tak głupia, że nawet w tragicznym stanie próbowała mu się sprzeciwić? Po cholerę to zrzucała... Zresztą, nie miało to znaczenia. Mężczyzna przemył jej ranę, ignorując kompletnie jakiekolwiek protesty. Jeśli stawiała się, to po prostu użył większej siły. Przez cały ten czas milczał, aż do momentu, gdy jej nogę owijał staranny opatrunek i mógł odpocząć. To mogło być szokujące, ale nawet ktoś o lodowatym sercu lubił sobie wypić relaksującą kawę... Christopherowi zdarzało się to o wiele częściej, niż niegdyś, biorąc pod uwagę ilość stresu w "pracy".

Nie był pewien, ile już tak siedzi. Kwadrans, pół godziny, dwie... W pewnym momencie pozwolił sobie nawet na półsen, chcąc w jakimkolwiek stopniu zregenerować siły po wyczerpującym dniu. Odstawił pusty kubek po kawie na stolik niedaleko i przysnął na fotelu, wciąż jednak czuwając paradoksalnie. Sen miał płytki, wiecznie czujny, także każdy najmniejszy ruch mógł go zbudzić. Śnił zaś o... Nigdy prawie nie pamięta swoich snów. Jedynie parę razy, gdy w głębi swojego umysłu odwiedzał dom i dawne czasy, ale tego nawet nie nazwałby snem. Bardziej przypomnieniem przez mózg, co stracił swoimi głupimi decyzjami. Tym razem jednak nie śnił o niczym. Wybudził się ze swojej drzemki dokładnie dwa razy. Pierwszy raz, kiedy usłyszał rozdzierany przez rogi materiał, co skwitował jedynie zrezygnowanym westchnięciem. Ta kanapa już była do wyrzucenia, ewidentnie. Drugi raz jednak nie pożałował, że się obudził, gdyż był to moment, na który chyba czekał najbardziej ze wszystkiego.
- Przypuszczam, że jeden z twoich najgorszych. - uśmiechnął się ledwo widocznie, co u niego było niczym makabryczny uśmiech z horrorów - Tylko że ten jest rzeczywisty, a to znaczy, że zapłacisz mi za kanapę.
Dachowiec po tych słowach powoli zgrzebał się z fotela i pochwycił niedawno opróżniony kubek. Razem z nim skierował się do kuchni, gdzie postanowił przygotować jakieś jedzenie. Sobie przede wszystkim, ale no... Jej też coś już zrobi, o ile nie ucieknie wcześniej przez okno.
- Zastanawia mnie, w jaki sposób śpisz we własnym łóżku z tymi rogami. A zresztą... Lepiej ogranicz paplanie jadaczką i pij to.
Walnął na stolik przed kanapą kubek z dosyć mało wyszukaną herbatą. Czarna, biedna, najtańsza... No innej nie miał, a kawy, którą przygotował sobie, nie będzie na nią marnował. Teraz, gdy już wszystko wyglądało na to, że wróciła dawna Seamair, odczuł jakąś ulgę i satysfakcję. Rozsiadł się znów wygodnie w fotelu, słuchając, jak w kuchni podgrzewa się gulasz z wczoraj. I o bogowie, lepiej by nie wiedziała, co było do niego nakładzione. Strażnik odstawił swoją kawę na bok i zaczął przyglądać się zapewne załamanej teraz czarownicy. Czekał cierpliwie, aż po pierwsze zacznie się żalić, jak to źle, że uratował jej skórę, a po drugie, zacznie zadawać pytania. Chociaż powinna pamiętać cokolwiek z tego, co się stało. O jej samopoczucie nawet nie pytał...

Powrót do góry Go down





Seamair
Gif :
Obrzeża Miasta Zero-two
Godność :
Erin Collins ale mów mi Seamair.
Wiek :
Już 19 lat gości mnie ten Świat.
Rasa :
Cyrkowcem się stałam lecz wcale nie chciałam...
Wzrost / Waga :
166 cm /46kg
Znaki szczególne :
Urocze acz ostre rogi na czubku głowy, drapieżne spojrznie o barwie szkarlatu, ozdoby w kształcie czterolisnej koniczyny.
Pod ręką :
Zestaw noży do rzucania, magiczne akcesoria, bezdenna sakwa..
Broń :
Srebrny rapier oraz zestaw noży do rzucania.
Zawód :
Samozwańcza opiekunka wszelkich bestii (szczególnie tych zamieszkujących Malinowy Las).
https://spectrofobia.forumpolish.com/t269-seamair#413 https://spectrofobia.forumpolish.com/t1114-seamair
SeamairPoskramiacz
Poskramiacz
Re: Obrzeża Miasta
Sob 24 Paź - 3:23
Miałam niewyobrażalną ochotę, by znów się położyć i uznając, że to wszystko to jedynie zły sen... Bardzo realistyczny zły sen...
Niestety dowód na to, że utkwiłam, w smutnej rzeczywistości przyszedł, bardzo szybko a był nim uśmiech na twarzy Dachowca. Zdecydowanie było to coś, co mogłaby mi podsuwać wyobraźnia. Tym bardziej iż nie był to jeden z tych nielicznych uśmiechów, z którymi zwykle miałam do czynienia. Nie byłam w stanie rozszyfrować towarzyszących mu emocji... a zwykle przecież nie było w tym większego wyzwania. Czyżby Kocur był jeszcze tak zaspany, iż zapomniał o odpowiednim towarzystwie dla tego gestu, które zwykle stanowiły drwina albo kpina?
W istocie wyglądał na zmęczonego...
-Zdecydowanie skoro -
Miałam już się odgryźć, lecz dalsza wypowiedź Szrona wybiła mnie z rytmu. Obrzuciłam wzrokiem kanapę, na której nadal siedziałam. Plamy krwi wżarły się w tkaninę niczym rdza w metal, jasno dając światu do zrozumienia, że pozbycie się ich nie będzie prostym zadaniem. Po chwili spostrzegłam również charakterystyczne podwójne rozdarcie na boku mebla, dopiero wówczas zrozumiałam, o co chodziło Strażnikowi. Zdobyłam się, na pół uśmiech zdając sobie, iż, Christopher stanowił kolejnego członka SCR, którego wyposażenie domowe zniszczyłam. Powinien się cieszyć, że kanapa nie podzieliła losu dywanu Arcyksięcia...
-Myślałam, że zdarzyłeś się ostatnio przyjrzeć... Poduszki, masa poduszek. Ofiary, które łatwiej zastąpić.
Pierwszą część swojej wypowiedzi podszyłam naturalną dla siebie złośliwością, która miałam maskować pretensje względem tego, czego Ochroniarz dopuścił się nie tak dawno temu. Dziwnym mogło się wydawać w tej chwili przywoływanie owego zdarzenia... ktoś mógłby pomyśleć, że zaczęłam odnajdywać przyjemność w psychicznym masochizmie... ale nie. W zestawieniu z aktualną sytuacją tamta nagle zaczęła wydawać się „bezpieczniejsza” przez to, że miałam już trochę czasu na oswojenie się z zarówno zdarzeniem, jak i płynącymi za nim konsekwencjami. Zupełnie inaczej było teraz... zdecydowanie nie tak planowałam rewizytę...

Wpatrzyłam się w postawione przede mną parujące naczynie. Dopiero jego widok uświadomił mi, jak bardzo byłam w tej chwili spragniona. Gdy już wyciągałam rękę, by pochwycić kubek, drgnęłam, widząc na dłoni zaschnięte ślady krwi. Palce zadrżały lekko, kiedy przed oczami stanęła mi twarz Opętańca, rozorana moimi pazurami... Wyrwałam się ze wspomnienia, kiedy dostrzegłam wpatrującego się we mnie Christophera.
Cofnęłam dłoń, po czym podniosłam się z miejsca. Zbyt szybko, przez co zachwiałam się lekko, gdy tylko stanęłam na zranionej nodze. Mocniej zacisnęłam zęby i rozejrzałam się, po wnętrzu pomieszczenia poszukując drzwi. Gdy odnalazłam te, które wydawały mi się właściwe, rzucałam jeszcze przez ramie pytanie.
-Łazienka?
Nie miałam ochoty błąkać się teraz po kocich włościach i sprawdzać kolejnych drzwi. Choć nie było ich tu aż tak wiele. Gdy tylko dostałam jakieś potwierdzenie na swe pytanie, zniknęłam we wnętrzu pomieszczenia, zamykając ca sobą drzwi.
Odkręciłam strumień wody, po czym zaczęłam intensywnie zmywać z siebie krew. Choć to nie ona stanowiła tutaj główny problem. Potrzebowałam chwili, by pomyśleć, ułożyć sobie w głowie wydarzenia ostatniej nocy... bez wbijającego się we mnie wyczekująco spojrzenia chłodnych zielonych oczu. W których zresztą było dziś coś obcego, co wyczuwałam od samego momentu przebudzenia się. Ta niewiedza tylko dodatkowo mnie drażniła.

Przemyłam twarz zimną wodą, co przyniosło miłą ulgę. Wpatrywałam się tempo w swoje odbicie w lustrze, krople wody ściekały mi po skórze, przypominając powód jej podrażnienia... łzy. Wracało do mnie coraz więcej obrazów z wczorajszej nocy, choć cześć była niewyraźna... dobrze zdawałam sobie sprawę z tego, co zaszło. Znów zaciskałam ręce w pięści... Oparłam się o jedną ze ścian, szukając odrobiny ukojenia w chłodzie płytek. Zatrzymałam wzrok na drzwiach i skrzywiłam się na myśl, że będę musiała znów wyjść i...

Cholera. Spełnił się najgorszy z możliwych scenariuszy... Wczoraj ten cholerny idiota mnie uratował.... i to w chwili, gdy faktycznie potrzebowałam ratunku, gdy nie panowałam nad sobą... Nie pamiętałam, bym wcześniej popadła w podobny trans, a przynajmniej nie tak głęboki i dotkliwy w skutkach. Poza tamtym dniem... gdy wszystko zaczęło się na nowo.
Jakby tego było mało po tym wszystkim, jeszcze mnie tu przywlekł i opatrzył... Wykonywał tylko swoją pracę... ale równie dobrze mógł mnie zostawić w Klinice... czy innej lecznicy. A były to miejsca, w których stanowczo nie chciałam się znaleźć... Zadrżałam na samą myśl, co stałoby się, gdybym po przebudzeniu dostrzegła szpitalną salę i poczuła unoszący się zewsząd zapach medykamentów. Wówczas małe „przedstawienie”, jakie dałam, w Skrzydłach byłoby jedynie przedsmakiem tego, do czego byłam zdolna, kiedy mój umysł pochłaniały strach i furia...

Powinnam czuć teraz wściekłość... wczorajszy wieczór był niczym innym jak porażką. Dowodem klęski, jaki poniosłam w konflikcie z Christopherem, który w końcu miał udowodnić jak bezcelowa jej jego obecność. Czułam się w tej chwili... wypalona. Przez kilka kolejnych chwil, poważnie rozważałam, czy po prostu stąd uciec. Wystarczyło przecież otworzyć portal... ostatecznie, tylko pogrążyłabym się w ten sposób, dowodząc swego tchórzostwa. Nie przed nim, lecz przed samą sobą. Warknęłam cicho... po czym wróciłam do pokoju, mając szczerą nadzieję, iż maska obojętności, jaką próbowałam przywdziać, wytrzyma chwilę z którą, będę musiała spojrzeć mężczyźnie w oczy...
Bez słowa zajęłam dawne miejsce i pociągnęłam spory łyk herbaty, która teraz zdążyła już nieco ostygnąć. Była paskudna, ale nawet się nie skrzywiłam...w tej chwili w zupełności wystarczał mi fakt, że gasiła pragnienie.
-Czemu nie zostawiłeś mnie po prostu w jakiejś lecznicy?
Spytałam, nieco ciszej niż zamierzałam. W tym pytaniu nie kryły się jednak pretensje ani sugestia, iż tak właśnie powinien zrobić. Zostawienie mnie pod w pełni fachową opieką przyniosłoby straszne skutki... Chciałam wiedzieć, czy się domyślił, czy zrozumiał to, czego świadkiem był ubiegłej nocy...


~ Aktualny ubiór ~



Fabuła - Karczma Lalek
Spoiler:

Powrót do góry Go down





Christopher
Gif :
Obrzeża Miasta 5PUjt0u
Godność :
Christopher Morrison
Wiek :
25
Rasa :
Dachowiec
Wzrost / Waga :
179/65
Pod ręką :
troszkę pieniędzy
Broń :
rozkładany nóż oraz niewielki pistolet
Zawód :
Różany strażnik
https://spectrofobia.forumpolish.com/t578-christopher#4939 https://spectrofobia.forumpolish.com/t1076-christopher
ChristopherKot Czarnoksiężnika
Kot Czarnoksiężnika
Re: Obrzeża Miasta
Sob 24 Paź - 18:49
Cała ta przygoda oraz późniejsze czatowanie z krótką, przerywaną drzemką rzeczywiście strażnika wymęczyły. Swoje złośliwości postanowił ograniczyć do minimum, by nie marnować sił na rzeczy, w jego mniemaniu, teraz zbędne. Powtarzał sobie ciągle, że nie jest to żadna troska, a jedynie wymogi, jakie stawiała przed nim praca. Bo co z nim by było, gdyby jedyna osoba, jakiej miał zadanie chronić, zginęła na misji? Albo co gorsza, na jego własnym łóżku, a przez krótki moment podejrzewał, że naprawdę może umrzeć. Gdy jej ciało ogarniał paraliż, a ona sama kompletnie nie kontaktowała... Prawdopodobieństwo tego było całkiem spore, przynajmniej patrząc z boku. Christopher nie chciał ryzykować, że stanie się to w jego śnie, dlatego też ograniczył go do kompletnego minimum. Nawet zmęczenie jednak nie potrafiło ostudzić jego cichej, wewnętrznej satysfakcji, gdy widział, z jakim bólem Seamair odzyskiwała przytomność... By obudzić się w najgorszej możliwej sytuacji. Na terytorium swojego odwiecznego, śmiertelnego wroga, czyli jego.
- Przykro mi bardzo, ale nieczęsto zdarza mi się kłaść na tej kanapie kogoś... z rogami. - skrzywił się nieco - Twoje piękne poduszeczki jestem pewien, że nie znajdziesz w pierwszej, lepszej rupieciarni. Ale cóż, nie zajmuj tym się tak...
Strażnika tak naprawdę mało interesowało to, co się stało z kanapą. Jej przytyk mający nawiązać do jego wizyty u niej puścił mimo uszu, traktując jako dość nieudolną zaczepkę, na którą w tej chwili nie miał ochoty. I Seamair też chyba nie, skoro tak kiepsko jej to szło. Za kanapę rzecz jasna zapłaci sam, bo były to psie grosze, a on nie zamierzał odbierać czegokolwiek od swojej podopiecznej. Może za sprawą honoru, czy zwykłej przezorności, bo był pewien, że przy wydawaniu mu pieniędzy coś by zmajstrowała. Nie chcąc rozwijać zbytnio tematu mebla, strażnik po prostu zaczął delektować się kawą, jaką sobie wcześniej przygotował. Czy była to jakaś wybitna kawa? Oczywiście, że nie, równie biedna co herbata, jaką przygotował arystokratce, ale jemu to w żadnym wypadku nie przeszkadzało. Przyzwyczaił się do takich paskudztw przez lata. Nie był smakoszem, jak jego różowowłosa towarzyszka, a to znaczyło, że mógłby pić nawet wodę po mopie, gdyby zaszła taka potrzeba. Na szczęście jeszcze nie zaszła, chociaż swego czasu było blisko.

Zielone ślepia dachowca uważnie przyglądały się, jak dziewczyna wyciąga ręce po kubek. Zaskakiwało go, z jaką łatwością jej to przyszło, ale być może nie do końca wyrwała się jeszcze z szoku. Chociaż zdecydowanie, teraz bardziej kontaktowała, niż wcześniej. Mężczyzna zmarszczył brwi, gdy dziewczyna jednak w ostatniej chwili zrezygnowała z napoju i wstała z miejsca. Podniósł za nią wzrok, przyglądając uważnie, jak ta bada ślady po krwi. Zrobiła to szybko... Za szybko, toteż strażnik spiął się nieco w środku, spodziewając się jednej z dwóch rzeczy. Ataku albo rychłego upadku czarownicy na podłogę. Żaden z tych scenariuszów się nie spełnił, chociaż do drugiego było całkiem blisko. W odpowiedzi do jej pytania mruknął tylko przytakująco i obserwował, jak znika wewnątrz łazienki. Zaczął pić swoją kawę w spokoju, w międzyczasie nasłuchując dźwięków ze środka swoimi kocimi uszami. Raz, że nie chciał, by mu coś rozwaliła, dwa, że mogła spróbować idiotka uciec, a trzy, że osłabiona po takim czymś miała szansę stracić przytomność. W każdym z tych trzech scenariuszów musiałby stawić się tam niezwłocznie. Po paru minutach usłyszał, jak klamka opada i arystokratka wróciła do pokoju, wprawiając ochroniarza w lekkie zdziwienie. Spodziewał się, że będzie próbowała uciec. Był tego praktycznie pewien, wydawało mu się to logiczne z jej strony... A jednak z jakiegoś powodu została. Christopher zaczął na nowo śledzić wzrokiem czarownicę, aż ta nie usiadła na kanapie i wzięła do ręki herbatę, którą zaczęła pić. Dachowiec zmrużył nieco oczy, zastanawiając się nad jej stanem. Kto jak kto, ale ona jedna powinna być świadoma, że w każdym napoju może tkwić jakaś trucizna, czy eliksir. Taki obrót spraw jednak w żadnym przypadku nie przeszkadzał Christopherowi. Im mniej robiła problemów, tym lepiej dla niego. Wreszcie jego praca wyglądała tak, jak powinna. Zabawne, że żeby do tego doszło, jego podopieczna musiała stracić kompletnie kontakt z rzeczywistością.
- Żeby nikt nie zadawał zbędnych pytań. - odpowiedział spokojnym głosem na jej pytanie - Zresztą... Nie ufam facetom w kitlach.
Nie tylko ona miała nieprzyjemne wspomnienia z naukowcami. Dachowiec nie posiadał takich traum, jak ona, ale wciąż nie przepadał za lekarzami i innymi tego typu... Kontakt z nimi ograniczał do minimum. Do jego kocich uszu dotarł nagle odgłos bulgotania z kuchni. A tak, wstawił swój wybitny gulasz na gaz... Nie mówiąc Seamair nawet niczego, po prostu wstał z fotela, dopijając wcześniej swoją kawę. Wszedł do kuchni, zgasił gaz i przemieszał całość, wpatrując się w gotującą kupę starych warzyw, mięsa, sosów i wszystkiego tego, co zostało mu z zapasów... Wziął cały ten garnek razem z dwoma miskami oraz łyżkami. Szybciej, niż kobieta mogłaby się tego spodziewać, wrócił do niej i pieprznął posiłek na stół. Jej miskę pozostawił pustą, pozwalając jej samej zdecydować, czy zamierzała jeść.
- Bon appetit. Nie pytaj, co tam jest, bo i tak ci nie powiem. - Christopher zerknął na swój zegar na ścianie - Dość długo spałaś... Zacząłem się zastanawiać, czy zostanie ci tak na zawsze.
Zaczął dość neutralną rozmowę, głównie w celu wybadania gruntu, jak się właściwie czuje Seamair. Spytanie o to wprost byłoby przecież zbyt wielkim pokazem troski, a wolał to wiedzieć po tym wszystkim, co się wydarzyło. W dodatku, teraz, gdy już wszystko się uspokoiło... Zaczął trochę bardziej głowić się nad tym, co zaszło. Przypomniał sobie przy tej okazji to, czego dowiedział się w rezydencji.

Powrót do góry Go down





Seamair
Gif :
Obrzeża Miasta Zero-two
Godność :
Erin Collins ale mów mi Seamair.
Wiek :
Już 19 lat gości mnie ten Świat.
Rasa :
Cyrkowcem się stałam lecz wcale nie chciałam...
Wzrost / Waga :
166 cm /46kg
Znaki szczególne :
Urocze acz ostre rogi na czubku głowy, drapieżne spojrznie o barwie szkarlatu, ozdoby w kształcie czterolisnej koniczyny.
Pod ręką :
Zestaw noży do rzucania, magiczne akcesoria, bezdenna sakwa..
Broń :
Srebrny rapier oraz zestaw noży do rzucania.
Zawód :
Samozwańcza opiekunka wszelkich bestii (szczególnie tych zamieszkujących Malinowy Las).
https://spectrofobia.forumpolish.com/t269-seamair#413 https://spectrofobia.forumpolish.com/t1114-seamair
SeamairPoskramiacz
Poskramiacz
Re: Obrzeża Miasta
Sro 28 Paź - 1:28
Obejmując palcami kubek z herbatą, delektowałam się tą odrobiną ciepła, jakiej mi dostarczał. Wiedziałam, że moje ciało nie wróciło jeszcze do pełnej sprawności... Było wycieńczone walką ze skutkami działań jadu. Umysł był lekko zamroczony, pod tym względem czułam się, jakbym przeżywała właśnie wyjątkowo nieprzyjemnego kaca... w zasadzie najgorszego w życiu. Ruchy też były wolniejsze niż zwykle... jakby ktoś zarzucił mi na ramiona niewidzialny ołowiany płaszcz.

Nienawidziłam tego... a już w szczególności, świadomości, że pozwoliłam tak się urządzić. Gdyby Tkacz zadał cios w inny sposób, najpewniej byłabym już martwa... jednak ta myśl nie przerażała mnie aż tak. Bo i co więcej, mogłabym wówczas zrobić? Moje istnienie po prostu dobiegłoby końca. Kolejna śmierć, ot.
Znacznie bardziej przerażała mnie myśl o tym, do czego Opętaniec mógłby się posunąć, gdy już zyskał pewność, że jego toksyna zaczęła, działać a ja nie będę w stanie się bronić... Wzdrygnęłam się wyraźnie, gdy kilka możliwych scenariuszy zaczęło się rozgrywać w mojej wyobraźni.
Nie sądziłam, że kiedyś dopuszczę do czegoś takiego... poczucie tamtej bezradności, wżynało się w mój umysł niczym ostry szklany odłamek. Wiedziałam, że zostanie ze mną na długi czas... i skłoni mnie do niebezpiecznych rozważań.... takich jak na przykład myśl, że powinnam mieć przygotowaną truciznę... dla siebie w razie ostateczności. Bo przecież, gdyby była tam sama...

Ale nie byłam... a to tworzyło całkiem nowy problem... wewnętrzny konflikt, którego istnienia nie chciałam do siebie dopuszczać. Zdecydowanie łatwiej było już zmierzyć się ze świadomością tego, że po prostu mogłam zginać. Niż tym, że zostałam uratowana...

Słysząc drugą część odpowiedzi na swoje pytanie zaśmiałam się chicho. Dało się w tym krótkim dźwięku wyczuć ślad goryszy.
Zabawne, że jednak mieliśmy ze sobą coś wspólnego. A przynajmniej coś ponad niezadowolenie z decyzji podjętej przez Rosarium, która skazała nas na swoje wzajemne towarzystwo...

Upiłam kolejny łyk herbaty. Próbowałam skupić się wyłącznie na uczuciu ciepła rozlewającego się po ciele. Szybko jednak rozproszył mnie ruch. Moje spojrzenie powędrowało za Dachowcem i przez dłuższą chwilę, wbijałam wzrok w jego plecy. Gdy zdałam sobie z tego sprawę, szybko spuściłam wzrok. Niestety oglądanie skrawka podłogi, okazało się nie dość absorbującym zajęciem. Dlatego omiotłam wzrokiem ogół mieszkania, szukając... sama nie wiedziałam czego.
Choć nie było to prawdą. Tak jak zawsze szukałam rysunków i zdjęć.
Kiedyś, gdy z Konieczności, przez krótki czas musiałam odwiedzać pewną Kapeluszniczkę, zauważyłam, że jej dom dosłownie tonął w malunkach jej bliskich. Poczułam wówczas żal i zazdrość. Moi rodzice nie żyli, a ja nie miałam po nich choćby głupiego rysunku. Czegoś, co pozwoliłoby mi przypomnieć sobie, jak wyglądały ich twarze... Od tamtego czasu, często wypatrywałam portretów czy innych rzeczy, jakie można by uznać za rodzinne pamiątki. Tylko jaki był w tym sens? Rozdrapywanie ran...

Moje poszukiwania, jak również rozważania zostały przerwane przez powrót gospodarza. Z pewną konsternacją przyglądałam się postawionemu dla mnie nakryciu... Gdyby tylko Dachowiec był w stanie, przejrzeć moje myśli, natknąłby się na wykrzyczane w nich pytanie, rzucone pod swój adres. Brzmiałoby „Co jest z Tobą nie tak?!” . Naprawdę nie rozumiałam, czemu jeszcze do tej pory Kocur po prostu nie zaczął się na mnie wydzierać albo sprowadzać na mnie dawki emocjonalnego chłodu, godnego poziomu epoki lodowcowej.... Czemu nie zachowywał, się zwyczajnie...

To zwyczajnie mnie irytowało... bo z tego powodu, również mi samej trudniej było wskoczyć na odpowiedni tor, po którym swobodnie mogłaby kursować, krocząc wydeptanymi i znanymi ścieżkami złośliwości i nienawiści...
Uznałam, że pierwszym krokiem w powrocie do normalności będzie zignorowanie poczęstunku. Bo i faktycznie wolałam nie wiedzieć, z czego powstało to wątpliwej jakości „dzieło kulinarne”. I gdy już na myśl przyszedł mi właściwy komentarz, uśmiechnęłam się i... I właśnie wtedy odgłos burczenia w żołądku, zniweczył wszystko...

Czy naprawę, spotkało mnie tego dnia zbyt mało upokorzeń? Trzeba było się wynosić zaraz po wejściu do łazienki... Zapewne nie od razu by się zorientował, a ja byłabym już daleko... ale musiała się dowiedzieć, ile wie... i jak bardzo może mi tym zaszkodzić. Czy powiadomił o tym, co zaszło kogoś z SCR?

-Zbyt długo...
Skwitowałam, lecz po chwili przyzwałam na twarz złośliwy uśmiech.
-Twoja praca zrobiłaby się wtedy znacznie łatwiejsza... Mało kłopotów można sprawić, będąc w śpiączce albo...

...albo będąc martwym. Nie skończyłam swojej myśli, lecz by to zamaskować, podjęłam się bardziej desperackiej próby... jaką było napełnienie miski niewielką porcją gulaszu. Przez chwilę zawahałam się jednak przed spróbowaniem... nie chodziło tu wcale o to, że bałam się smaku... to, że życie dało mi możliwość, bycia smakoszką nie oznaczało, że mogłam sobie na to pozwolić wcześniej. W moim życiu był okres, kiedy jadłam jedynie to, co udało mi się zebrać czy upolować w lesie. Czas, kiedy Kraina była mi całkiem obca, podobnie jak wiedza o tym, co jest jadalne, a co samo może spróbować Cię pożreć. Byłam zatem pewna, że jadłam już gorsze rzeczy... może nie na przestrzeni ostatnich kilku lat.. ale jednak. Bałam się jedynie tego, jak pusty żołądek zareaguje na dość ciężki posiłek.
-Mam tylko nadzieję, że nie doprawiłeś tego czymś, co Twój organizm zniesie, ale innych już niekoniecznie. Warto najpierw wyleczyć się z jednego zatrucia...
Nie spoglądałam teraz w stronę Strażnika, mimo iż zwykle nie cofałam się przed pojedynkiem spojrzeń.

Nadal czekałam... normalnie już dawno nasłuchałabym się na temat, jaką to tępą i nierozsądną idiotką jestem... Że, niepotrzebnie się narażam i tak, dalej i tak dalej... Faktycznie musiał być zmęczony, skoro jeszcze nie wykorzystał takiej okazji. Dogodnej na wszystkie „A nie mówiłem”, „wiedziałem, że to się tak w końcu skończy”...

I jak źle musiało ze mną być...



~ Aktualny ubiór ~



Fabuła - Karczma Lalek
Spoiler:

Powrót do góry Go down





Christopher
Gif :
Obrzeża Miasta 5PUjt0u
Godność :
Christopher Morrison
Wiek :
25
Rasa :
Dachowiec
Wzrost / Waga :
179/65
Pod ręką :
troszkę pieniędzy
Broń :
rozkładany nóż oraz niewielki pistolet
Zawód :
Różany strażnik
https://spectrofobia.forumpolish.com/t578-christopher#4939 https://spectrofobia.forumpolish.com/t1076-christopher
ChristopherKot Czarnoksiężnika
Kot Czarnoksiężnika
Re: Obrzeża Miasta
Sob 31 Paź - 0:28
Christopher do teraz nie podejrzewał, co dokładnie wywołało atak paniki u Seamair. Strzykawka... To przecież był tak niepozorny przedmiot. Wykorzystywano go w przeróżnych dziedzinach, od przemysł, po medycynę. Przecież używano go chociażby, by wstrzykiwać śmiertelną truciznę do owoców przeznaczonych dla pewnego, niepozornego chłopca z rasy dachowców... By potem przyglądać się z fascynacją, jak wcina jabłka i oblizuje ze smakiem. By badać to dziecko z niezwykłą wręcz odpornością i metabolizmem. Problem w tym, że nieświadomie sami jedynie go wzmacniali, zmuszając do jedzenia takich rzeczy. Aż biedny chłopczyk podrósł, wściekł się uciekł... By dzisiaj służyć w szeregach tych, którzy zwalczają jego dawnych oprawców. Tak, znał dobrze strzykawki, bo umożliwiały MORIA podawać mu śmiertelną truciznę pod przykrywką słodkiego jabłka. Uznawał je za całkowicie pospolity przedmiot i nie podejrzewał, że to właśnie one zaprowadziły ich do sytuacji, gdzie są... Do sytuacji, w której powoli uświadamiali sobie, że rzeczywiście. Łączy ich coś więcej, niż wspólna nienawiść do siebie i niezadowolenie z decyzji arcyksięcia. Niestety, zazwyczaj dość domyślny Christopher tym razem zbyt skupiony był na doprowadzeniu dziewczyny do porządku, by zacząć łączyć fakty. Był na to zresztą zbyt zmęczony... Gdyby tylko nie ukrywał tego za wszelką cenę, czarownica mogłaby dostrzec to jak na dłoni.
- Nie patrz tak, tylko jedz. Leżałaś jak trup tyle czasu, że już sądziłem, iż mu się udało. - pokręcił głową z dezaprobatą i odetchnął głębiej, rozsiadając w fotelu - I nie, nie jest zatrute... Wlałbym ci co bym chciał, gdybym chciał.
Z tym stwierdzeniem zaczął wcinać swój gulasz, unosząc miskę wysoko do ust. Zmrużył nieco oczy, starając się nie zdradzać faktu, że podczas posiłku dość często zerkał w kierunku różowowłosej. Ta z początku zdawała się wręcz ostentacyjnie nie chcieć zjeść. Uśmiechnęła się nawet złośliwie i widać było, że również Christopher szykuje się do odparcia jej złośliwego komentarza. Niestety bądź stety... Do konfrontacji tej nie doszło. Dachowiec uśmiechnął się pod nosem złośliwie, dokładnie w taki sam sposób, jak wcześniej jego podopieczna. Nie dzisiaj. Dzisiaj nie będzie się z nią użerał, była zbyt przytłoczona tym wszystkim... Przynajmniej tak sądził. Zresztą, on sam również doświadczał naprawdę wielu rzeczy.
- Albo będąc martwym. - dokończył za nią, dokładnie w taki sam sposób, jak ona w głowie - Tak, wiem o tym. Problem w tym, że mam swoją reputację... I nie zniszczysz mi jej zdychając na mojej własnej kanapie.
Westchnął ciężko i dość szybko wrócił do spożywania gulaszu. Dotarło do niego, że im dłużej będzie brnął w ten temat, tym bardziej prawdopodobne, że powrócą ich słowne potyczki. Powie coś głupiego albo niepotrzebnego... Co był pewien, że kobieta szybko wykorzysta. Nie oczekiwał od niej wdzięczności, czy jakiegokolwiek zrozumienia, dlaczego jedna istota nie pozwala drugiej umrzeć. Dlatego nawet nie próbował tego powiedzieć wprost. Wolał zadrwić, jak to mieli w zwyczaju, mimo, że tym razem wyraźnie kłamał. Było to jasno widać po tym, że nie chciał ciągnąć tego tematu w żaden sposób. Szybko mógłby sam zostać upokorzony, chociaż... Nie był nawet pewien, dlaczego. Ponieważ okazał człowieczeństwo? Ponieważ tak jak mu przykazano, nie chciał, by jego podopieczna umarła? Po Seamair mógł spodziewać się wszystkiego. Ale nie wdzięczności. Wdzięczności nigdy.
- Posłuchaj... - odchrząknął nieco nerwowo i odłożył miskę na stół - Cała ta akcja była fiaskiem. Żaden z nas chyba nie spodziewał się, że opętaniec będzie aż tak naćpany... Podejrzewam, że po tym wszystkim, co mu zaserwowaliśmy i jak wstawiony był, zapewne nie będzie pamiętał zbyt wielu szczegółów. W takich dzielnicach zresztą nikogo to nie obchodzi.
Zmarszczył nieco brwi. On również unikał kontaktu wzrokowego z nią, nie chcąc w jakiś sposób zaciąć się przy swoim wywodzie. Cała ta wypowiedz ledwo przechodziła mu przez gardło, bo w pewien sposób obnażała jego słabość. Że był gotów cofnąć się przed czymś, by nie ryzykować. Ale to był dopiero wstęp. Po paru długich, naprawdę ciągnących się chwilach, wreszcie dokończył.
- Ta beznadziejna operacja odbije się zarówno na mojej, jak i twojej reputacji. Może zatem powstrzymaj język na ten temat przed arcyksięciem, czy kimś innym. W raporcie napiszę jakieś bzdury. - ostatnie dodał wyraźnie ciszej, jakby spodziewał się, że nawet tutaj słucha go Rosarium - Zostaniesz tutaj, dopóki nie dojdziesz do siebie... W razie czego doniosę medykamenty. I nikomu ani słowa.

Powrót do góry Go down





Seamair
Gif :
Obrzeża Miasta Zero-two
Godność :
Erin Collins ale mów mi Seamair.
Wiek :
Już 19 lat gości mnie ten Świat.
Rasa :
Cyrkowcem się stałam lecz wcale nie chciałam...
Wzrost / Waga :
166 cm /46kg
Znaki szczególne :
Urocze acz ostre rogi na czubku głowy, drapieżne spojrznie o barwie szkarlatu, ozdoby w kształcie czterolisnej koniczyny.
Pod ręką :
Zestaw noży do rzucania, magiczne akcesoria, bezdenna sakwa..
Broń :
Srebrny rapier oraz zestaw noży do rzucania.
Zawód :
Samozwańcza opiekunka wszelkich bestii (szczególnie tych zamieszkujących Malinowy Las).
https://spectrofobia.forumpolish.com/t269-seamair#413 https://spectrofobia.forumpolish.com/t1114-seamair
SeamairPoskramiacz
Poskramiacz
Re: Obrzeża Miasta
Czw 5 Lis - 0:52
Czułam się, jakby ktoś właśnie wepchnął mnie na taneczny parkiet. Gdzie może i czekał dobrze znany mi partner, lecz wszystko inne było obce i na swój sposób przytłaczające. Nie czułam muzyki ani kroków... a zatem nie potrafiłam, zrozumieć jak powinien wyglądać ów taniec.
Jak się bronić, jeśli nie nadchodził atak? Albo jak samemu przypuścić szturm, kiedy rzeczywistość wokół krzyczy, że to niewłaściwe... Tylko dlaczego nagle się tym przejmowałam... mogłam przecież postąpić zgodnie z własną wolą, nie licząc się z opinią innych ani późniejszymi konsekwencjami.
Mogłam... i nadal mogę, lecz co mi to przyniesie?
Dlaczego ta niewiedza... ten brak zrozumienia wpędzały mnie w jakiś chory obłęd? Chyba podczas tego całego szaleństwa musiałam przy okazji nieźle uderzyć się w głowę. To mogłoby wyjaśnić, dlaczego nagle chciałam zrozumieć zachowanie swego przeklętego Ochroniarza.
Właśnie...ochroniarza. Taka była jego rola i praca, dbać o to bym za wcześnie nie wybrała się w podróż ku zaświatom. I jasne, stres był tutaj jak najbardziej na miejscu. Szczególnie jeśli ktoś traktował powierzone mu zadanie niczym świętość...
Ale przeżyłam i nawet nie byłam szczególnie rozharatana (bywało zdecydowanie gorzej...oj bywało...) to powinno w zupełności wystarczyć, aby Strażnik wrócił na właściwy dla siebie tor.
Tak się nie stało... nawet jeśli próbował to ukrywać i tuszować. To oboje znaliśmy się zbyt dobrze, by dać się tak łatwo zwieść... szczególnie jeśli w swe aktorskie popisy nie wkładało się odpowiednio wiele energii oraz motywacji...
Naprawdę zaczynała mnie od tego boleć głowa...

Zaczęłam jeść, szło mi to z pewnym ociąganiem, zwłaszcza kiedy przypomniałam sobie słowa Dachowca. nie jest zatrute... Wlałbym ci, co bym chciał, gdybym chciał. Istniały rzeczy znacznie gorsze niż trucizna... ta zwykle przynosiła szybką i chichą śmierć, wolną od upokorzeń... było znacznie gorzej, gdy ktoś był tak głupi, by eliksir miłosny pomylić z trucizną. Kto by uwierzył, że tak właśnie wyglądało moje pierwsze spotkanie z Aaronem i że, chciałam go zabić... ponieważ byłam przekonana, iż jest on moim dawnym oprawcą... którego ścigałam po dziś dzień. Nadal polowałam na Doriana, a Aaron cóż... kretyn dał się zabić. Po tym, jak prawie udało mu się mnie przekonać, że świat nie musi być tak bezwzględnym miejscem, jak mi się wydaje... wyszło, które z nas dwojga miało rację...

Nawet jeśli gulasz nie należał do szczególnie smacznych, to spełniał swoje zadanie, skutecznie zabijając pierwszy głód. Jadłam powoli i mniej niż faktycznie chciałabym zjeść... ale wolałam nie ryzykować, całe ciało miałam jeszcze na swój sposób zamroczone. Dlatego nie należało oczekiwać pełnej sprawności po samym żołądku. Z kolejnym przeżuwanym kęsem, dopadła mnie świadomość, że to też nie było normalne. Ani wymagane... O ile opatrzenie ran, można było podciągnąć pod próby utrzymania mnie przy życiu... tak poczęstunek...przekraczał poza te ramy. Wzdrygnęłam się ledwo zauważalnie...gdy zapędziłam się w swej analizie, szybko odrzucając jej wynik. Troskę...

Kocur zwyczajnie był zmęczony ot co. A przez to najwyraźniej szwankowała mu ta część umysłu odpowiedzialna za logiczne myślenie. W czym coraz mocniej mnie utwierdzał.
Wbiłam w niego zdziwione spojrzenie, zaskoczona tą zmianą postawy... nie spotkałam się wcześniej z takim zachowaniem z jego strony. I zdawało się, że również dla niego było to coś obcego, do czego nie chciał się posuwać.

W tej chwili nie byłam w stanie ukryć zdumienia... i zwyczajnie nie wierzyłam w słowa, które padły z ust Christophera. Czy ten cholerny służbista, który zdawał się stawiać Stowarzyszenie ponad wszystko inne, właśnie namawiał mnie do zatajania informacji ? Nie, żebym sama nie miała zamiaru tego uczynić... lecz w moim wypadku nie był to coś, co mogłoby zaburzyć moje moralne wartości.
Czy On faktycznie oberwał w głowę... Odruchowo przeciągnęłam spojrzenie po Strażniku, szukając jakichś oznak, tego, że podczas starcia również został ranny. Nic takiego nie znalazłam i nie byłam pewna, czy ta wiedza mnie uspakajała...
Strażnik zawsze kierował się logiką i swoimi wartościami... było w tym, co prawda miejsce na nasze konflikty, lecz teraz jego zachowanie sprawiało, że sama zaczynałam tracić poczucie stabilności. Ta rozmowa była jak spacer po zamarzniętej tafli jeziora, na której lód okazał się wyjątkowo zdradziecki...
Zamiast po prostu zgodzić się na układ, który był dla mnie korzystny, nadal wpatrując się w Dachowca, zadałam mu pytanie.
-Czemu niby Twoja reputacja miałaby ucierpieć?
Uciekłam wzrokiem, skupiając się na dnie naczynia z taką intensywnością, jak gdybym z resztek gulaszu, mogła wyczytać przyszłość. Może mogłam? Podobno niektóre czarownice, potrafiły widzieć znaki zmieniającej się przyszłości pośród fusów po kawie czy herbacie... Może i gulasz krył w sobie równie wiele mistycznej mocy?
-Zrobiłeś, przecież co trzeba. ...a nawet więcej niż trzeba. Obroniłeś mnie... a to, że została ranna. Nieistotne, skoro nie odbierze mi to sprawności. Rany czy też sama śmierć, to coś, z czym się liczę, ruszając na każdy wypad czy misję. I nie sądzę, bym w tym zakresie różniła się od pozostałych osób należących do naszej „branży”.
Tak... doskonale zdawałam sobie sprawę z tego, co właśnie mówiłam oraz z faktu co kryło się za częścią tych stwierdzeń. Mówiłam jednak pewnie, choć nieco ciszej niż chciałam. Gdy wmawiałam sobie, że w tym momencie, właśnie usiłuję wytknąć Kocurowi błąd w przyjętym przez niego założeniu... było tak jakoś łatwiej.
-Jedynie moja część misji się nie powiodła, ponieważ nie udało mi się zdobyć nowych informacji. A jeśli plotki, które krążą, o tym lokalu mają w sobie, choć cień prawdy, to oboje wiemy, że nie będzie szansy, na przesłuchanie... no, chyba że udałoby się ściągnąć Opętańca z zaświatów.
Byłaby to jakaś opcja... ale, nie wątpiłam w to, iż typy ze Skrzydeł Nocy zadbały o to, by nikt nie był w stanie odnaleźć ciała Tkacza...
Kolejne słowa Christophera oraz świadomość tego, że pozwoliłam sobie na odsłonięcie maski, nad którą pracowałam przecież od pierwszego dnia naszego spotkania.... sprawiły, iż znów, zapragnęłam uciec. Odstawiłam naczynie na stolik i podniosłam się z miejsca, tym razem znacznie ostrożniej...
-Nie ma takiej potrzeby. Jak widać, żyję i mam się już dobrze. Zresztą zdaje się, że już nadużyłam gościnności...a żadne z nas, nie chciałoby, aby te wzajemne wizyty... weszły nam w nawyk.
Z tymi słowami, teatralnym gestem poprawiłam poszarpaną suknię i ruszyłam w stronę drzwi. A raczej na poszukiwanie tych wyjściowych... Powinnam użyć portalu, jednak bałam się, że ten zdradziłby mój rzeczywisty stan... miałam za mało siły, by czerpać po magię... ale do cholery, nadal byliśmy w mieście, więc z całą pewnością uda mi się wynająć powóz...



~ Aktualny ubiór ~



Fabuła - Karczma Lalek
Spoiler:

Powrót do góry Go down





Christopher
Gif :
Obrzeża Miasta 5PUjt0u
Godność :
Christopher Morrison
Wiek :
25
Rasa :
Dachowiec
Wzrost / Waga :
179/65
Pod ręką :
troszkę pieniędzy
Broń :
rozkładany nóż oraz niewielki pistolet
Zawód :
Różany strażnik
https://spectrofobia.forumpolish.com/t578-christopher#4939 https://spectrofobia.forumpolish.com/t1076-christopher
ChristopherKot Czarnoksiężnika
Kot Czarnoksiężnika
Re: Obrzeża Miasta
Czw 5 Lis - 21:59
Strażnik w końcu znudził się oglądaniem, jak je. W jego głowie pojawiła się teoria, że może spożywa posiłek tak niemrawo właśnie dlatego, że wciąż się na nią patrzy. Po części o to mu właśnie chodziło, ale po części... No wolał, żeby coś zjadła. Nie wiedział, że Seamair miała we łbie więcej oleju, niż przypuszczał i po prostu wystrzega się dodatkowych efektów związanych z osłabieniem. Dla Christophera stanowiło to sprawę kompletnie nierealną, jako że jego układ trawienny miał nadnormalną wręcz wydajność. U niego nie istniało takie słowo, jak niestrawność, czy zatrucie. No i efektem tego było to, że nie potrafił domyślić, z jakiego powodu dziewczyna tak wybrzydza podczas gulaszu... Rolę mógł tu grać również smak, który nie ukrywajmy, nie powalał. Ale zupa na pewno była syta. Można powiedzieć, że odzwierciedlała podejście dachowca do swojej roboty, czy ogólnie życia. Prosto, może czasem i obleśnie, ale i praktycznie. W tak surowych warunkach narodziła się osoba, jaką jest teraz i do nich się przyzwyczaił. Z jakiego powodu by czarownica nie chciała jeść, znudziło mu się po prostu. Opuścił wzrok na własną miskę, którą opróżnił zdecydowanie szybciej od podopiecznej. Odstawił naczynie na stół i westchnął przeciągle, jakby już spodziewał się przebiegu nadchodzącej rozmowy. No tak... Zaraz pojawią się pytania i inne. Zirytowało go nieco, że Seamair nie mogła sobie po prostu odpuścić i nie drążyć. Ale zdołał się jako tako przygotować na nadchodzącą konwersację, także mógł całkiem sprawnie odbijać kolejne z pytań.
- Chyba nie muszę ci tłumaczyć, w jakim stanie tu dotarłaś... - mruknął pod nosem i znów spojrzał w jej kierunku zimnym wzrokiem - Wiem dobrze, na co narażamy się jako członkowie stowarzyszenia. Chociaż ty nie powinnaś być akurat wojownikiem, a naukowcem.
Potarł się po ogolonej brodzie z zamyśleniem. Zastanawiał się, na ile to nagłe spuszczenie z tonu nie jest podstępem. Gdy teraz przyszło mu z nią porozmawiać na poważnie, miesiące wzajemnych docinek i złośliwości dały o sobie znać. Nie pamiętał, kiedy prowadził z nią tego typu rozmowę. Zapewne nigdy...
- Nawet nie do końca chodzi o ciebie. W swoim... transie oderwałaś facetowi kawałek skrzydła i szczerze mówiąc, to zastanawiam się, czy w ogóle przeżył. On też zresztą był bliski, by odpłacić się tobie. Powinienem przewidzieć, że ten ćpun coś odwali.
Jego głos przy końcówce wyraźnie ucichł. Pokręcił głową i zaraz skończył temat. To było za dużo, żeby przyznawał się jeszcze do błędu. Ale fakt... Mogli uniknąć tego, w jakim stanie jest Seamair, gdyby tylko lepiej przemyślał całą operację. I nie przyjmował jakoś do wiadomości, że nie zawiódł misji. Od Drzazgi? Od niej szczerze wątpił, by było to nawet szczere... Chociaż nie mógł ukryć lekkiego zdziwienia jej słowami. Nim jednak zdążył coś więcej dodać, kobieta po prostu postanowiła wstać i ruszyć do wyjścia. Christopher skrzywił się, bo ewidentnie nie podobało mu się to, że dopiero co zraniona Seamair pójdzie sobie paradować po mrocznych zaułkach. Było zresztą coś jeszcze. Nie będzie miał lepszej okazji, by poruszyć pewne tematy, które krążyły mu po głowie od bardzo dawna.
- Masz dwa serca. - rzucił za nią, mając nadzieję zatrzymać ją w domu na jeszcze moment - Słyszałem ich bicie ostatnim razem...
Strażnik już dawno domyślił się jedynej możliwości wytłumaczenia tego faktu. Dopiero teraz jednak, gdy dziewczyna zamierzała go opuścić, dotarło do niego, że to wszystko może być jakoś ze sobą powiązane. A Seamair też mogła nie być już więcej tak potulna.

Powrót do góry Go down





Seamair
Gif :
Obrzeża Miasta Zero-two
Godność :
Erin Collins ale mów mi Seamair.
Wiek :
Już 19 lat gości mnie ten Świat.
Rasa :
Cyrkowcem się stałam lecz wcale nie chciałam...
Wzrost / Waga :
166 cm /46kg
Znaki szczególne :
Urocze acz ostre rogi na czubku głowy, drapieżne spojrznie o barwie szkarlatu, ozdoby w kształcie czterolisnej koniczyny.
Pod ręką :
Zestaw noży do rzucania, magiczne akcesoria, bezdenna sakwa..
Broń :
Srebrny rapier oraz zestaw noży do rzucania.
Zawód :
Samozwańcza opiekunka wszelkich bestii (szczególnie tych zamieszkujących Malinowy Las).
https://spectrofobia.forumpolish.com/t269-seamair#413 https://spectrofobia.forumpolish.com/t1114-seamair
SeamairPoskramiacz
Poskramiacz
Re: Obrzeża Miasta
Sob 7 Lis - 0:07
Chociaż ty nie powinnaś być akurat wojownikiem, a naukowcem... Te właśnie słowa w pewien sposób mnie dotknęły. Z więcej niż jednego powodu... choć Dachowiec nie mógł o nich wiedzieć. Odwróciłam wzrok, a na mojej twarzy przez chwilę odmalował się wyjątkowo gorzki uśmiech. Przybrałam też, taką pozę, aby, mój rozmówca nie mógł dostrzec, iż palce jednej dłoni, zwinęły się w pięść. Wolałam zmilczeć ten temat. Nie chciałam, aby Strażnik spostrzegł, że właśnie udało mu się szarpnąć za niezwykle czułą strunę...

Nim jednak udało mi się opanować po pierwszym szarpnięciu, nastąpiło kolejne... Budzące strach oraz swego rodzaju poczucie winy... Bynajmniej nie żałowałem tego, co dotknęło Tkacza... Gdy zadajesz się, z nieodpowiednimi ludźmi musisz liczyć się z konsekwencjami. Samą siebie również, przypisywałam do grona nieodpowiednich... do osób, których po prostu się nie żałuje. W każdym razie nie ich samych, lecz tego, co byli w stanie zaoferować, do czego mogli okazać się przydatni.
Żyłam w przekonaniu, że zdecydowana większość osób patrzy na „ludzi” właśnie przez taki pryzmat.
Uważałam, że stowarzyszenie, którego byłam członkinią, również postępowało w ten sposób. Choć oczywiście, nikt nie dawał takiego świadectwa wprost... Ale to przecież podpowiadała logika. Jesteś coś wart, tak długo, jak jesteś użyteczny. Czyż nie?
Znów powróciły do mnie strzępki wspomnień z wczorajszej nocy... to jak rzuciłam się na Opętańca...
Przerażała mnie myśl o tym, że w tamtej chwili to nie musiał być Tkacz... czy gdyby Szron znalazł się bliżej, to jego bym zaatakowała? Nie, żebym nie raz we własnych fantazjach nie próbowała wydrapać mu oczu... ale to było co innego. Nie miałam pojęcia, czy w pierwszym uderzeniu szału... byłabym zdolna go rozpoznać i zatrzymać się...
Zresztą taka sytuacja mogła mieć miejsce w lecznicy... gdybym z jakiegoś powodu straciła przytomność i ocknęła się w sali przesiąkniętej wonią medykamentów, otoczona typowymi lekarskimi akcesoriami... nie miałam złudzeń, do czego wówczas by doszło. Nie wahałam się, gdy trzeba było odebrać życie, jednak nie miałam na rękach krwi niewinnych ani kogoś, kto na karę by nie zasługiwał... Bałam się, że coś takiego zmieniłoby mnie już nieodwracalnie...
-Odrośnie... na tym między innymi polega przekleństwo Anielskiej Klątwy. Niezależnie od tego czy skrzydła zostaną odcięte, czy oderwane... Pasożyt się regeneruje... Wielu próbowało najróżniejszych sposobów, licząc na to, że znów staną się tym, kim byli...
Powiedziałam to niemal bezbarwnym głosem... automatycznie. Nadal pochłonięta myślami. Gdyby wtedy Tkacz zamachnął się na mnie ręką, a nie swym odnóżem, to równie skutecznie próbowałabym wyłamać rękę... a ta z całą pewnością, już by nie odrosła.
Zawsze bawiła mnie ironia tego, że skończyłam, prowadząc obserwacje zakażonych Opętańców...uskrzydlonych ludzi. Również i mnie próbowano doprawić skrzydełka... lecz te przeszczepy z jakichś powodów się nie przyjęły... z dokumentów wiedziałam o tym, że pierwsza para należały do Gatto, drugie pochodziła od rajskiego ptaka. Zatem dla kaprysu Iana oba te stworzenia, jak i wiele innych zginęło, aby mnie „ulepszyć”. Były dni, że dałabym wszystko, aby zapomnieć o tym, że moje własne ciało było jak żywy grobowiec... gdyż każdy nowy organ, o jaki zostało wzbogacone, oznaczał śmierć właściciela...
-Na to nie można było...
Urwałam. Bo czy faktycznie to wszystko mogło skończyć się inaczej? Co by się zmieniło... gdyby wcześniej przestrzegła, że podobna sytuacja może mieć miejsce. Skąd miałam wiedzieć, że ten jebany ćpun będzie miał strzykawki...
Dręczyło mnie poczucie, że do tej porażki nie doprowadził brak przygotowania, lecz wiedzy... Oboje byliśmy przygotowani na atak, nawet ze strony wstawionego narkomana...jednak to nie ćpun zaatakował jako pierwszy... a to ściągnęło całą lawinę komplikacji. Ja je na nas ściągnęłam...

W chwili, gdy udało mi się dotrzeć do drzwi, a moje palce już muskały chłodny metal klamki, dobiegły mnie słowa Strażnika. Wzdrygnęłam się wyraźnie... po czym na dobrą chwilę zastygłam w bezruchu.
Wiedział? Pytanie... ile zdołał się domyślić.

Przeciągająca się chwila ciszy, zdawała się trwać wieki. W jej czasie nadal stałam nieruchomo, wpatrywałam się w drzwi. Po chwili bezwiednie przytknęłam palce do materiału sukni, tuż nad dekoltem, gdzie kryła się najgorsza z blizn.
-...mówiłeś, że nie powinnam być wojownikiem... zabawne, bo ktoś miał inne zdanie na ten temat. Lecz w tym wypadku wojownik brzmi zbyt... szlachetnie.
Ja miałam być tylko bronią, która pozwoliłaby na pozyskanie innej...w postaci bestii. Umiałam przejąć nad nimi kontrolę, lecz jeśli wokół było ich zbyt wiele i wpadały w szał... już raz ten stan mi się udzielił. Było to ryzyko, kiedy splatało się umysł z istotami, tak silnie kierującymi się instynktem.
-I tak. Mam dwa serca. Zmienia to tyle, że jeśli ktoś postanowi pozbyć się mnie na dobre, to będzie musiał zużyć dwa pociski, by zyskać pewność. Albo jeden, jeśli będzie celował w głowę.
Uśmiechnęłam się niewyraźnie, choć kocur nie mógł tego dostrzec. Oczywiście były tysiące innych sposobów na zabicie mnie, jednak celowo ograniczyłam się do strzelców.
Znów mocniej zacisnęłam zęby, czułam, że moje ciało lekko drży. Nie umiałam ocenić, czy przez zdenerwowanie a może jednak osłabienie. Może jednak powinnam zaryzykować z portalem.
Skupiłam energię, by otworzyć portal, niewielki bardziej przypominający szczelinę niż pełnowymiarowe przejście, lecz to utrzymało się ledwie sekundę. Gdy chciałam je przekroczyć, poczułam jak, przejście się zrywa a jego energia, odepchnęła mnie o krok w tył. Zaklęłam cicho, gdy zachwiałam się przy tym, stając na zranionej nodze. Łatwo zapominałam o takich obrażeniach, do czasu aż same o sobie nie przypominały. Świadomość tego, że faktycznie nie jestem w stanie, stworzyć stabilnego portalu deprymowała... A więc zostaje powóz... albo wypożyczenie samego wierzchowca...


~ Aktualny ubiór ~



Fabuła - Karczma Lalek
Spoiler:

Powrót do góry Go down





Christopher
Gif :
Obrzeża Miasta 5PUjt0u
Godność :
Christopher Morrison
Wiek :
25
Rasa :
Dachowiec
Wzrost / Waga :
179/65
Pod ręką :
troszkę pieniędzy
Broń :
rozkładany nóż oraz niewielki pistolet
Zawód :
Różany strażnik
https://spectrofobia.forumpolish.com/t578-christopher#4939 https://spectrofobia.forumpolish.com/t1076-christopher
ChristopherKot Czarnoksiężnika
Kot Czarnoksiężnika
Re: Obrzeża Miasta
Sob 7 Lis - 4:05
Gdy oboje już skończyli posiłek, przyszła wreszcie ta pora na te niezręczne rozmowy. Christopher z jednej strony nie chciał rozpoczynać konwersacji, bo mógł powiedzieć trochę za dużo na swój temat, zaś z drugiej strony, liczył na jakiekolwiek wyjaśnienia od Seamair. Chociaż nie, liczył to złe słowo... Było to coś bardziej pokroju niespełnialnego życzenia na gwiazdkę, po którym jako dziecko ostatecznie przestajesz wierzyć w świętego Mikołaja. Mimo, że rodzice za wszelką cenę próbują utrzymać tę iluzję. Spodziewanie się, że kobieta powie coś na swój temat dobrowolnie przed nim było równie spełnialnym życzeniem. Mógł też oczywiście oczekiwać, że coś z narkotyków, które mogła przyjąć od Tkacza, pozostało jej w żyłach i ułatwi im rozmowę. Ale to było myślenie życzeniowe... Christopher szybko przekonał się, że mimo spokojnego przebiegu konwersacji (co już i tak było dziwną i niesamowitą rzeczą), nie dowie się niczego bez starań. Może poza tym, że czarownica czuła się potwornie głupio. Tak, do tego nie musiał słuchać ani jednego jej słowa, bo było to widać. Było to też słychać po tym, jak pochwaliła jego robotę. Pochwaliła. Słowo to tylko pozornie nie jest niczym imponującym, w ustach różowowłosej jednak stanowiło jakiś ewenement. Zachowywała się nielogicznie, co zwalić mógł jedynie na wstyd. Podobnie jej gorzki uśmiech, który chyba próbowała ukryć odwracając wzrok. Christopher na jego widok nieco bardziej rozsiadł się na fotelu i obserwował ją przez dłuższą chwilę. Nie było to spojrzenie nachalne, bardziej zaintrygowane nietypowym zachowaniem jego dotąd pyskatej i złośliwej podopiecznej. Mimo wszystko jednak nie chciał zostać złapany na gapieniu się na nią, dlatego gdy tylko zwróciła głowę w jego kierunku, wbił wzrok w pusty kubek po kawie na stole. Ten uśmiech... Nie był pewien, dlaczego pojawił się na jej twarzy akurat teraz, ale czuł, że kryło się za nim coś więcej. Tylko nie mógł zgadnąć co, a to go chyba najbardziej irytowało w tej całej sytuacji. Widział, że uderza w jakieś osobiste struny... Lecz nie wiedział jakie.
- Odrośnie, pewnie masz rację. - skinął jej krótko głową, gdy wyrecytowała swoją formułkę - Nie jestem jednak pewien, czy to jedyna rana, jakiej nabawił się dzisiaj Tkacz. Ale cóż... Nie będę za nim na pewno płakać. Byle nie odbiło się to czkawką.
Westchnął ciężko i położył ręce swobodnie przed sobą na poręczach fotela. Nagle poczuł się... Dziwnie nieswojo w swoim własnym meblu. W swoim własnym mieszkaniu. Dlaczego tak było? Uczucie to wwiercało się w niego od dłuższego czasu, dopiero teraz jednak uświadomił sobie, czym właściwie jest. Spokój, z jakim toczyła się ta rozmowa, był dla niego wręcz niepokojący, jak gdyby stanowił ciszę przed nieuniknioną burzą. Ale czy ta burza nadejdzie? Nie chciał być tym, który ją sprowokuje... Chociaż jeśli ma uzyskać bardziej szczegółowe informacje, to być może będzie musiał.
- Dobrze się czujesz? Jeszcze ani razu dzisiaj nie skrytykowałaś mojej pracy.
Uśmiechnął się krzywo, jak gdyby kpina z całej sytuacji miała przegnać ten niepokój. Nie był to żart złośliwy, bardziej... W sumie nie do końca był żartem. Christopher po prostu był ciekaw jej odpowiedzi, czy naprawdę nie zamierza odszczekiwać mu czegoś. Czy ten jeden raz przyjmie fakt, że to dobrze, że ktoś ją chroni?

Chwila, w której rzucił to stwierdzenie, razem z momentem zaraz po niej trwały w umyśle dachowca bardzo, bardzo długo. Nie był do końca pewien, dlaczego to zrobił. To było głupie zagranie. Zagrał jedną ze swoich cenniejszych kart, dając dziewczynie jasno do zrozumienia, że wie o niej więcej, niż by zapewne chciała. Christopher widział, że podobnie Seamair, dosłownie zamarła wraz z zakończeniem tego zdania. Wpatrywał się w jej plecy intensywnie, czekając na odpowiedź... Lub jej brak. Możliwe, że po takim zdaniu po prostu zniszczy coś we wściekłości i stąd wyjdzie. Tak się jednak nie stało, ku zdziwieniu strażnika. Jej słowom z początku odpowiedziała kompletna cisza. Ochroniarz zbierał myśli.
- Jest... Tylko jedna organizacja, zdolna do takich rzeczy.
Domostwo ponownie wypełniła cisza. To proste stwierdzenie faktu najpewniej nic nie wniosło do rozmowy, ale miało dać do zrozumienia kobiecie, że Christopher jest świadomy, co oznaczały takie zmiany w organizmie. Ktoś w nim grzebał, a grzebać do tego stopnia mogli jedynie ludzie... Ci sami, którzy sprawili, że małe dziecko po nocach śniło i śni czasami do dziś o mutantach.
- Zabawne, że łączy nas więcej, niż oboje byśmy chcieli. Drzwi są otwarte, po prostu wyjdź... I uważaj na siebie.
Teraz, gdy to powiedział, uświadomił sobie owy fakt z całą mocą. I zaczął odczuwać miliony emocji powiązanych z nim. Z jednej strony wściekłość, zażenowanie ironią losu, czy typową niechęcią wobec Seamair... A z drugiej pojawiła się jakaś wątła, mniej wroga emocja, której wciąż nie potrafił zrozumieć. I nawet nie próbował zgadywać, co to było.

Powrót do góry Go down





Seamair
Gif :
Obrzeża Miasta Zero-two
Godność :
Erin Collins ale mów mi Seamair.
Wiek :
Już 19 lat gości mnie ten Świat.
Rasa :
Cyrkowcem się stałam lecz wcale nie chciałam...
Wzrost / Waga :
166 cm /46kg
Znaki szczególne :
Urocze acz ostre rogi na czubku głowy, drapieżne spojrznie o barwie szkarlatu, ozdoby w kształcie czterolisnej koniczyny.
Pod ręką :
Zestaw noży do rzucania, magiczne akcesoria, bezdenna sakwa..
Broń :
Srebrny rapier oraz zestaw noży do rzucania.
Zawód :
Samozwańcza opiekunka wszelkich bestii (szczególnie tych zamieszkujących Malinowy Las).
https://spectrofobia.forumpolish.com/t269-seamair#413 https://spectrofobia.forumpolish.com/t1114-seamair
SeamairPoskramiacz
Poskramiacz
Re: Obrzeża Miasta
Nie 8 Lis - 3:30
Czy dobrze się czułam? Na głębie szkarłatnej otchłani... NIE! Jak ktokolwiek mógłby czuć się dobrze po tym, jak został upokorzony na oczach swego przeciwnika... a potem jeszcze przez niego uratowanym i otoczonym opieką... Nie liczyło się osłabienie, odrętwienie ani ból rozchodzący się z rany. To wszystko już dobrze znałam i potrafiłam znosić... ale tamto...

Dlaczego w takich chwilach, własne błędy stają się tak klarowne i nie da się ich po prostu zignorować czy nie przyjmować do wiadomości ich istnienia... bo ta wiedza była ważna i należało wyciągnąć z niej lekcję. Tylko czy naprawdę owa lekcja musiała, przypominać wycieczkę po sali tortur gdzie testom było poddawane moje własne ego oraz duma.

Co było ze mną nie tak... Sam Christopher właśnie mnie prowokował, a ja nie mogłam wykrzesać z siebie choćby złośliwej iskry. I nie chodziło o to, że nagle brakowało mi riposty... Miałam ich całkiem sporo, lecz za każdym razem, kiedy chciałam by kąśliwa uwaga wydobyła się z mojego gardła, wracały do mnie obrazy z wczorajszej nocy. Albo tego cholernego poranka... dlatego jedynym czym mogłam odpowiedzieć była cisza...

Wiedział... w tamtej chwili straciłam wszelkie złudzenia co do tego, że moja tajemnica jest bezpieczna... Co miał zamiar zrobić z tą wiedzą? I jak mogło mi to zaszkodzić? Te oraz wiele innych pytań kłębiły się w mojej głowie, wzburzając falę frustracji, ale i strachu... bo wiedziała, że na żadne z owych pytań niedostane odpowiedzi.
...nie mów tego...nie teraz Słowa rozbrzmiały echem w moim umyśle. Przygryzłam dolną wargę, czując, że i ta dygocze... szybko wzięłam się w garść... wczoraj wystarczająco się ośmieszyłam... pokazałam, że potrafię być słaba... to nie mogło się więcej powtórzyć. Po prostu nie mogło.

Nie pojęłam, co Strażnik miał na myśli... jedynym co zawsze łączyło nas w jakiś sposób, było niezadowolenie z decyzji o naszej współpracy. Byłam zresztą zbyt skupiona na tym, by w końcu uciec... teraz tym bardziej nie mogłam zostać. Chciałam tylko być już w domu. W Malinowym Lesie. Z chwilą, gdy otworzyłam drzwi, dotarły do mnie słowa, których z całą pewnością nie spodziewałam się usłyszeć. A już na pewno nie od Szrona. uważaj na siebie słowa nie były zaprawione złośliwością ani też wydane ostrym rozkazującym tonem i przez to brzmiały tak... nie na miejscu.
-...lepiej porządnie odeśpij dzisiejszą noc, bo z Tobą chyba też nie najlepiej.
Nie chciałam odchodzić całkiem pokonana... pokazując, że zbroja, którą wykułam dla siebie ze złośliwości, arogancji i uporu, może doznać jakichś większych uszczerbków... bo aktualnie miałam wrażenie, iż ziała w niej dziura... którą na koniec sama jeszcze bardziej powiększyłam...
-Jeśli coś podobnego miałoby kiedykolwiek miejsc... trans... nie zbliżaj się, bo nie wiem, czy się zatrzymam... wtedy każdy jest celem, zagrożeniem...
Ten dzień musiał być po prostu przeklęty... ewidentnie była to wina jakiejś fatalnej koniunkcji sfer niebieskich i magicznych, która potrafiła namieszać w głowie nawet istotom obdarzonym blokadą umysłu... Jak inaczej miałam sobie wybaczyć, że właśnie ostrzegałam znienawidzonego Ochroniarza, przed sytuacją, kiedy nieumyślnie mogłabym przyczynić się do jego krzywdy? Tym samym dając świadectwo, iż to, co się stało, miało miejsce już wcześniej...

Była jeszcze tylko jedna rzecz, którą musiałam zrobić nim opuszczę to miejsce (z silnym postanowieniem, by już nigdy ponownie się tu nie znaleźć...). Rzecz, która miała swoje miejsce w rankingu „nie zrobię tego nigdy w życiu.”.. A jednak... wiedziałam, że jeśli nie zrobię tego teraz już, więcej nie zdobędę się na ten krok... mimo wszystko, nie potrafiłam spojrzeć teraz w twarz swemu Strażnikowi... lecz udało mi się powiedzieć to, co musiała...powinno być powiedziane. I ku własnemu zaskoczeniu, to jedno proste słowo nie wyżarło mi gardła niczym porcja jadu... a szkoda, bo pewnie oszczędziłoby mi to cierpień... kiedy w pełni wrócę do zdrowego sposobu myślenia...
-...i dziękuję.
Natychmiast po tych słowach zamknęłam za sobą drzwi, tak gwałtownie, iż te dosłownie zatrzęsły się we framudze. Szybko przekonałam się, że zbieganie po schodach w takim stanie oraz wysokich butach nie było mądrym posunięciem. Zaklęłam, gdy niemal na samym końcu schodów złamałam obcas...
Gdy opuściłam budynek, potrzebowałam chwili na złapanie oddechu, ale i zorientowanie się w terenie. Okolica zdecydowanie nie należała do ładnych ani tym bardziej przyjaznych... zatem musiałam uważać. Dość miałam wyzwań jak na jeden dzień.
Po jakimś czasie oraz dość zawziętych negocjacjach udało mi się złapać powóz, który miał dostarczyć mnie na obrzeża drogi prowadzącej do Malinowego Lasu.

zt.


~ Aktualny ubiór ~



Fabuła - Karczma Lalek
Spoiler:

Powrót do góry Go down





Nair
Gif :
Obrzeża Miasta 5PUjt0u
Godność :
Arumant Vito Krystellar
Wiek :
Wizualnie około 30 lat
Rasa :
Naczynie magii [podrasa Szklanych ludzi]
Wzrost / Waga :
183 cm
Pod ręką :
Mordercze kulki, wsuwki do włosów
https://spectrofobia.forumpolish.com/t752-arumant https://spectrofobia.forumpolish.com/t1102-nair
NairOcalały Klejnot
Re: Obrzeża Miasta
Sro 31 Mar - 10:08
Avek tymczasowy co by móc pisać posty


Kroki Arumanta były nazbyt dobrze słyszalne w porannym zaułku prowadzącym do alei herbacianej. Wczesna pora była przyczyną, dla której mieszkańcy Miasta Lalek w przeważającej części pozostawali w swoich domach, najpewniej wciąż smacznie śpiąc w łóżkach.
Otulająca wszystko, gęsta mgła, nie zachęcała zresztą do jakichkolwiek wędrówek. Choć z każdą minutą stawała się coraz rzadsza, to wciąż jeszcze nie pozwalała ujrzeć Nairowi dachów niezbyt wysokich, zaledwie dwupiętrowych budynków stojących po obu stronach wąskiej uliczki. Niedawny, hojnie padający nocą, deszcz sprawił, że ścieżki i mury budynków mijanych przez mężczyznę były ciemne od wilgoci. Warunki były jednak idealne, by spotkać się z niewidzianą od dawna rodziną.
Może przez charakter spotkania Arumant wydawał się być nieuzbrojony. Nie dało się dostrzec miecza, czy innego rodzaju oręża, które mogłyby oznaczać złe zamiary, bądź po prostu uważne czytanie listów, które otrzymał. W końcu w otrzymanej korespondencji wyraźnie było zaznaczone, że ze względu na prośbę nieszczęsnego błękitu broń była wręcz niezbędna. Mimo to pod niezbyt grubym płaszczem nie dało się dostrzec żadnego kształtu, który wskazywałby na potraktowanie siostrzanej prośby poważnie. Z drugiej strony każdy, kto znał Naira wiedział, że trzy unoszące się nad nim kule nie stanowią tylko ładnej ozdoby, czy też słabego źródła światła, które przebijało się przez gęstą mgłę.
Nair zatrzymał się u stóp schodów na niewielkim placyku pomiędzy starymi budynkami wybudowanymi na obrzeżach Miasta Lalek. Okolica pełna była opuszczonych gmachów. Nie inaczej było w miejscu, które zostało wybrane na spotkanie. Z czterech domów otaczających wybrukowaną przestrzeń zamieszkany był tylko jeden, a w pozostałych zarówno okna, jak i drzwi zostały zablokowane, by nikt niepowołany nie mógł wejść do środka. W istocie jednak zarówno władz miasta, jak i wszystkich mieszkających w centrum takie opuszczone osiedle niewiele obchodziły. Wiele z nich było zamieszkanych. I nie zawsze były to bezdomne Dachowce.
Dłoń mężczyzny dotknęła starej, pozbawionej połowy desek ławki. Arumant czuł, że drewno było wilgotne, co ostatecznie przekonało go, do porzucenia zamiaru zajęcia tego miejsca. Zamiast tego zaczął spacerować, uważnie przyglądając się otoczeniu.
Plac był przecięty przez ścieżkę na dwie połowy w kształcie półkola, na jednej znajdowały się dwie ławki stojące około metra od ścian, przy schodach prowadzących do budynków. Po drugiej stronie kiedyś musiał być plac zabaw. Zachowała się jednak tylko huśtawka, której łańcuchy były tak przerdzewiałe, że tylko szaleniec by zechciał ją wykorzystać, oraz kilka kawałków drewna, które kiedyś mogły stanowić większą strukturę.

Powrót do góry Go down





Alnari
Gif :
Obrzeża Miasta 5PUjt0u
Godność :
Alnari De Margant
Wiek :
Jakieś 619 lat, ale wyglądam na jakieś 19 no może
Rasa :
Szklany Człowiek - Podrasa - Naczynie Magii
Wzrost / Waga :
169 cm i 111 kg
Znaki szczególne :
Kryształowy blask widoczny w spojrzeniu, długie i lśniące włosy o szafirowej barwie.
Pod ręką :
Bezdenna sakwa a w niej wszystko co powinna nosić ze sobą zarówno dama jak i zawodowa łowczyni koszmarów.
https://spectrofobia.forumpolish.com/t268-revi-destin#414 https://spectrofobia.forumpolish.com/t1067-alnari
AlnariOcalały Klejnot
Re: Obrzeża Miasta
Sob 3 Kwi - 1:19
Gdyby nie fakt, że sama tak nalegałam na to spotkanie, miałabym prawo złościć się na porę, którą mój drogi brat uznał za odpowiednią. Mężczyźni najwyraźniej zapominali o tym, iż sen służy urodzie... o którą starałam się dbać, czasem może i nazbyt przesadnie. Z drugiej strony w końcu przespałam ponad dekadę i można by pomyśleć, iż przez ów czas zgromadziłam dostatecznie wiele błogosławionego sennego daru.
Chłodna kąpiel, której zażyłam zaraz po przebudzeniu zmyła ze mnie resztki senności. Nauka wymagała rześkiego umysłu i ciała. A przynajmniej zdecydowana większość nauk...
Gdy w liście zwrotnym otrzymałam instrukcje dotyczące miejsca naszego spotkania, byłam nieco zdziwiona. Czyżby mój brat obawiał się, iż podczas nauki narobię takich zniszczeń, iż na miejsce treningu lepiej obrać neutralny grunt? Być może. Cieszyłam się jednak, że nie padło na jakąś plażę czy polanę. Dzięki temu nie musiałam rezygnować ze swych umiłowanych butów na obcasie. Co więcej, do punktu spotkania miałam naprawdę blisko, wystarczyło na dzień przed jego terminem przenocować w apartamencie nad Kryształowym Motylem. Swoją drogą, może przy okazji tegoż spotkania Arumant poleciłby mi kogoś „godnego zaufania”. Wszystko wskazywała na to, że będę zmuszona zwiększyć liczbę swoich pracowników w tym i ochrony.

Odziana w biel, niespiesznie przemierzałam uliczki Miasta Lalek, które nadal czuły na sobie skutki małej porannej ulewy. Powietrze wypełniał zapach deszczu, mieszającego się z kurzem, osiadłym na kamieniu. Za mną zaś ciągnął się słodki zapach perfum, w których dominowała kwiatowa nuta. Dziś padło na czarne orchidee. O moim nadejściu informował stukot obcasów, poprzedzany jedynie niemal niesłyszalnym szmerem miękkich psich łapek. Jakiś metr przede mną, z dumą kroczyła biała niczym śnieg Innocenza. Bestia nosiła zdobną obrożą, wysadzaną kryształami, którą niejedna Panna chciałaby zobaczyć na własnej szyi. W końcu mój pupil powinien się odpowiednio prezentować. Zdawałam sobie sprawę, że nieco rozpuściłam tą małą chodzącą klukę puchu... potrafiła być zadziorna, ale przez to stała się ciekawszą towarzyszką. Jednak tym razem zabrałam ją ze sobą, nie tylko uginając się pod smutnym psim spojrzeniem lecz, dlatego że Innocenza faktycznie mogła się przydać. A w każdym razie jej lecznicze łzy. Stanowiła pewnego rodzaju zabezpieczenie, ot.
Mimo iż zmierzałam właśnie na pierwszą lekcję walki mieczem, nie dało się przy mnie zauważyć żadnego ostrza. Miałam swoje sposoby, aby oszczędzić sobie noszenia bagażu, czy choćby torebki, bez których większość dam nie potrafiła się obyć.
Już z oddali widziałam sylwetkę starszego brata, nawet w bladym świetle poranka włosy połyskiwały rubinową czerwienią, którą ciężko było przeoczyć. Postanowiłam zaskoczyć drogiego braciszka, a jednocześnie pochwalić się niedawno nabytą zabawką. Dobyłam pięknego zdobnego pistoletu, który do tej pory tkwił przyczepiony do mojego pasa. Ujęłam pod rękę zaskoczoną Lenor (bestię), po czym skupiłam wzrok na miejscu, w którym pragnęłam się znaleźć. Czyli jakieś trzy metry przed Arumantem. Gdy pociągnęłam za spust magicznej broni, zniknęłam w rozbłysku światła, aby niespodziewanie pojawić się przed Kryształowym.
-Witaj braciszku, cieszę się, że udało Ci się znaleźć dla mnie trochę czasu. Jak się miewasz? Jak idą interesy?
Obdarzyłam rubinowego, szczerym uśmiechem jednocześnie cofając dłoń z wyciągniętą bronią czy raczej jej umagicznionym falsyfikatem. Innocenza, którą nadal trzymałam przy boku, sprawiała wrażenie lekko oszołomionej. Biedactwo, powinnam ją uprzedzić.

Powrót do góry Go down





Nair
Gif :
Obrzeża Miasta 5PUjt0u
Godność :
Arumant Vito Krystellar
Wiek :
Wizualnie około 30 lat
Rasa :
Naczynie magii [podrasa Szklanych ludzi]
Wzrost / Waga :
183 cm
Pod ręką :
Mordercze kulki, wsuwki do włosów
https://spectrofobia.forumpolish.com/t752-arumant https://spectrofobia.forumpolish.com/t1102-nair
NairOcalały Klejnot
Re: Obrzeża Miasta
Sro 21 Kwi - 12:15
Amur stał niewzruszony, gdy niespodziewanie pojawiła się przed nim jego kochana, mała siostrzyczka. Był zdziwiony jej nieoczekiwanym wejściem i nie rozumiał, dlaczego po prostu nie podeszła. Widocznie jednak wciąż nie pozbyła się właściwej dzieciom skłonności do zwracania na siebie uwagi. Nawet przyniosła jakiegoś pluszaka ze sobą. Jak słodko!
Na twarzy mężczyzny pojawił się łagodny uśmiech, gdy podniósł wzrok po spojrzeniu na Innocenzę. Dostrzegł zmieszanie bestii, która najpewniej nie wiedziała, że będzie pełnić rolę pluszowego misia i zostanie przeniesiona kilka, może kilkanaście metrów dalej.
- Dobrze Cię widzieć. - Zrobił krok do przodu unosząc jednocześnie dłoń, która spoczęła na główce Innocenzy, no chyba że bestia postanowiła ugryźć - wtedy dłoń skończyła otulona rzędem kłów. - Nie mówmy jednak o interesach, nie przemierzyłaś w końcu tych wszystkich nudnych, wybrukowanych uliczek, żeby pytać o tak nudne sprawy.
Interesy nie były czymś o czym Nair zamierzał rozmawiać, a już w szczególności w miejscu publicznym, w którym jakaś nieszczęsna dusza mogłaby ich podsłuchać. Co więcej nie miał zamiaru odpowiadać swojej siostrze zasłaniając się oficjalną stroną swoich interesów
- Od dawna nie słyszałem o żadnym skandalu z Twoim udziałem, nie chcesz mi chyba powiedzieć, że się już zestarzałaś? - Pozwolił sobie na małą braterską złośliwość, przy okazji zadając też pytanie o plany swojej siostrze - oczywiście wyjawi je tylko jeżeli będzie chciała. Arumant był osobą zbyt zajętą, żeby jeszcze trzymać swoje niesforne rodzeństwo na smyczy. Nawet jeżeli czasem miał wrażenie, że byłoby to przydatne.
Miał jednak w głowie prawdziwy powód ich spotkania i choć jeszcze nie wypowiedział żadnego zdania, które mogłoby zdradzić jego myśli, to pogrążony był w rozważaniach jaką broń przyniosła ze sobą Alnari. Był pewien, że nie przyszła tutaj nieprzygotowana, byłaby to lekkomyślność, która zupełnie jej nie pasowała. Tylko czy wybierze coś praktycznego, mając na względzie swoje niezbyt zaawansowane umiejętności, czy też może raczej da się ponieść swojemu zamiłowaniu do ładnych rzeczy i zaprezentuje mu ostrze, które znakomicie pasowałoby do parady. Jednak takie, które jest niezbyt praktyczne w walce. Szczególnie w dłoni kogoś niewprawionego w posługiwaniu się taką bronią.

Powrót do góry Go down





Alnari
Gif :
Obrzeża Miasta 5PUjt0u
Godność :
Alnari De Margant
Wiek :
Jakieś 619 lat, ale wyglądam na jakieś 19 no może
Rasa :
Szklany Człowiek - Podrasa - Naczynie Magii
Wzrost / Waga :
169 cm i 111 kg
Znaki szczególne :
Kryształowy blask widoczny w spojrzeniu, długie i lśniące włosy o szafirowej barwie.
Pod ręką :
Bezdenna sakwa a w niej wszystko co powinna nosić ze sobą zarówno dama jak i zawodowa łowczyni koszmarów.
https://spectrofobia.forumpolish.com/t268-revi-destin#414 https://spectrofobia.forumpolish.com/t1067-alnari
AlnariOcalały Klejnot
Re: Obrzeża Miasta
Pon 3 Maj - 2:14
Jeśli ktoś dobrze mnie znał, (a można zakładać, że w przypadku brata tak właśnie było) był w stanie spostrzec krótki grymas niezadowolenia, który odcisnął się na mym obliczu. Moje nagłe wejście nie przyniosło efektu, na jaki liczyłam, lecz nie miałam zamiaru przesadnie się tym przejmować. Wszak nie byliśmy już dziećmi. I to od wielu, wielu wieków. Co nie znaczyło, jednak iż z pasją zabijałam w sobie każdy podszept, płynący ze strony „wewnętrznego dziecka”. Nie ma bowiem prostszej drogi, by wówczas poczuć na sobie starcze piętno.

Nadal lekko wystraszona bestia, wzdrygnęła się lekko, czując na sobie dotyk obcej dłoni. Jednak już po chwili dało się zauważyć, jak biały puchaty ogon zaczyna merdać na boki.
-Dzień dobry. To miłe.
Innocenza odezwała się jeszcze, nim postawiłam ją za ziemi, dając tym samym odzyskać pełnię swobody. Białe puchate stworzenie oddaliło się nieco i usiadło na bruku, z ciekawością przyglądając się Amurowi. Było z niej całkiem towarzyskie stworzonko, choć z początku niemal zawsze sprawiała wrażenie nieśmiałej. Nadal nie udało mi się odkryć, czy był to faktycznie efekt onieśmielenia, czy może raczej bestyjka celowo starała się w ten sposób zgrywać jeszcze bardziej uroczą. Jeśli brała przykład ze mnie to zapewne to drugie.
-Dobrze wiem, że do nudnych nie należą. Ale jak tam sobie chcesz.
Machnęłam tylko ręką, dając do zrozumienia, że nie będę naciskać na kontynuowanie tego tematu. W końcu nie on jeden miał tu swoje sekreciki. Też nie miałam zamiaru chwalić się informacjami na temat swojej nowej działalności, z której coraz bardziej słynął Kryształowy Motyl.
-Ranisz mnie... Zwyczajnie mam ostatnim czasem na głowie kilka nowym przedsięwzięć. W końcu przez moją nieszczekliwą przerwę w istnieniu mam pewne luki w różnych sferach życia, które teraz staram się zapełnić. Zatem bez obaw, jeszcze usłyszysz. Ale wszystko w swoim czasie.
Zsunęłam z ramion białe palto, idealnie współgrające zresztą mojego treningowego kompletu, po czym zanurzyłam dłoń w swego rodzaju niewidzialnej kieszeni.
Z materiału zaczęła się wysuwać, smukła i zgrabna klinga. Całość wyglądała niczym występ iluzjonisty, acz nie była to tania iluzja optyczna, lecz działanie jednej z moich mocy. Genialny patent, w razie rewizji. Miecz był wykonany staranie z należytą dla tego rodzaju broni ogładą. Zdobienia stanowiły jedynie wymyślne wzory z kryształów osadzone u szczytu rękojeści.
-W związku z jednym z owych przedsięwzięć prosiłam Cię o udzielenie mi kilku lekcji. Muszę przekonać się, czy miecz to oręż dla mnie. I to stosunkowo szybko.

Powrót do góry Go down





Nair
Gif :
Obrzeża Miasta 5PUjt0u
Godność :
Arumant Vito Krystellar
Wiek :
Wizualnie około 30 lat
Rasa :
Naczynie magii [podrasa Szklanych ludzi]
Wzrost / Waga :
183 cm
Pod ręką :
Mordercze kulki, wsuwki do włosów
https://spectrofobia.forumpolish.com/t752-arumant https://spectrofobia.forumpolish.com/t1102-nair
NairOcalały Klejnot
Re: Obrzeża Miasta
Sro 23 Cze - 11:21
- Nie wiem czy bardziej powinienem się obawiać tego, że nie jesteś ze mną szczera i nie przyjdzie mi słyszeć o żadnym skandalu mojej drogiej siostrzyczki, czy może tego, że twoje zapewnienia są prawdziwe.
Odparł patrząc na wyjątkowo urocze i pokraczne stworzenie, które zostało przyprowadzone tutaj przez Alnari. Może właśnie przez to jego głos wydawał się być zamyślony, jakby mówił sam do siebie - choć słowa były wypowiadane na tyle głośno, by nie umknęły kobiecie.
Nie mógł jednak ignorować jej, gdy dobyła ostrze. I ktoś mógłby powiedzieć, że Arumant wiedziony był strachem, lecz w istocie chodziło jedynie o wypełnienie danej obietnicy.
- Jeśli uznasz, że idealnym dla Ciebie orężem jest jakiś barbarzyński topór czy inna pałka, to możesz być pewna, że się do Ciebie nie przyznam. Choćby chodziło o spadek. - Wypowiedział te słowa żartobliwym tonem, a na koniec uśmiechnął się jeszcze do siostry wyciągając dłoń w górę - do jednej z kul, która zmieniła się w szkarłatne ostrze.
- Musisz wybaczyć mi moją ciekawość, lecz czy Twoje przedsięwzięcie ma coś wspólnego z niedawnymi wydarzeniami i dziwną aktywnością naszych dawnych rodaków z Wysp Księżycowych? Skoro tylko usłyszałem o ich obecności na jednym z przyjęć, od razu pomyślałem, że mogłabyś się w to wplątać dla sentymentalnej wycieczki. - W istocie Nair nie posądzał krewniaczki o sentymentalizm, choć nie wykluczał, że Alnari mogła się w coś wplątać. W oczach Arumanta jego siostra miała wrodzony talent do tego, by wplątać się w każdą sieć, a przecież za niektórymi mogą stać jakieś wyjątkowo paskudne pająki.
- Nie traćmy więc czasu. - Tłumaczenie teorii walki mieczem byłoby wyjątkowo nudne. Co więcej zdaniem mężczyzny sposób walki powinien cechować się przede wszystkim skutecznością. Jeżeli coś było niezgodne z kanonami, lecz działało, to było dobre.
Co więcej każdy podstawy walki znane są nawet małym dzieciom, która znalazłszy w lesie spadłe gałązki chwytają je do swych pulchnych rączek by się ze sobą mierzyć. W istocie chodziło przecież tylko o to, by dotknąć bronią swojego przeciwnika.
Ręka dzierżąca ostrze opadła w stronę Alnari, z jednoczesnym wykonaniem kroku do przodu. Kobieta nie powinna mieć problemu by odeprzeć ten atak - i na to też liczył Arumant. Chciał dowiedzieć się jak bardzo intuicja jego siostry dotycząca walki mieczem jest trafna i w jak dużym stopniu dziewczę może jej zawierzać.

Powrót do góry Go down





Alnari
Gif :
Obrzeża Miasta 5PUjt0u
Godność :
Alnari De Margant
Wiek :
Jakieś 619 lat, ale wyglądam na jakieś 19 no może
Rasa :
Szklany Człowiek - Podrasa - Naczynie Magii
Wzrost / Waga :
169 cm i 111 kg
Znaki szczególne :
Kryształowy blask widoczny w spojrzeniu, długie i lśniące włosy o szafirowej barwie.
Pod ręką :
Bezdenna sakwa a w niej wszystko co powinna nosić ze sobą zarówno dama jak i zawodowa łowczyni koszmarów.
https://spectrofobia.forumpolish.com/t268-revi-destin#414 https://spectrofobia.forumpolish.com/t1067-alnari
AlnariOcalały Klejnot
Re: Obrzeża Miasta
Nie 18 Lip - 1:35
Jak zwykle, uwaga i myśli mego brata zdawały się błądzić gdzie indziej. Od kiedy pamiętam, takie stany były dla niego czymś powszechnym. A przynajmniej tak wynikało z moich długowiecznych obserwacji. Irytujące było to, że wyraz jego twarzy zwykle pozostawał przy tym nieodgadniony i nie sposób było, zgadywać, nad czym aktualnie się rozwodzi. Nad kształtem chmury na niebie a może układaniem listy swych dłużników? Tego nie wiedział nikt poza Arumantem i może jakimś uzdolnionym telepatom.

-Proszę Cię… chyba nie ośmielasz się zarzucić mi braku wyczucia i finezji?

Ponownie udałam oburzenie i posłałam bratu karcące spojrzenie. Wiedziałam dobrze, że tylko się droczy, ale nie zamierzałam być w tym gorsza. W tym ani niczym innym.

Z zaciekawieniem przechyliłam głowę, nasłuchując co ciekawego miał do powiedzenia mój aktualny mentor. Wzmianka o Księżycowych Wyspach nie mogła przejść obojętnie dla mego zainteresowania.

-Cóż, poniekąd można tak stwierdzić. I w istocie ich obecność na Zimowym Balu, przyprawiła mnie o powrót niemiłych wspomnień… Całe szczęście na ów stan, zdołałam znaleźć sobie odpowiednie remedium.

O tym, jaką ów remedium formę przybrało, wolałam nie wspominać, gdyż była to rzecz, o której nie lubił słyszeć, żaden przyzwoity straszy brat. Z naciskiem na przyzwoity, bo zakładam, że Ametyst z chęcią nadstawiłby ucha właśnie na tę część historii.

-Ale muszę przyznać, że i mnie ciekawi ich nagła aktywność. Sądzisz, że to powód do niepokoju?

Gdy ostrze nagle opadło w moją stronę, musiałam pohamować wyuczone odruchy. Do tej pory bronią, jaką władałam, najczęściej był bat, albo sama magia. W przypadku obu prowadziłam walkę na dystans, dlatego w chwili ataku ciało instynktownie dążyło do zwiększenia odległości. W walce bronią białą zwarcie się z przeciwnikiem było jednym z kluczowych elementów, dlatego musiałam się złamać… Byle tylko nie dosłownie, a niestety istniało i takie ryzyko w starciu z istotą o twardszej materii niż ma własna.

Mocniej zaparłam się w miejscu i uniosłam własne ostrze, tak by zablokować cios. Po chwili po okolicy rozniósł się charakterystyczny szczęk ścierających się ostrzy.

Powrót do góry Go down





Nair
Gif :
Obrzeża Miasta 5PUjt0u
Godność :
Arumant Vito Krystellar
Wiek :
Wizualnie około 30 lat
Rasa :
Naczynie magii [podrasa Szklanych ludzi]
Wzrost / Waga :
183 cm
Pod ręką :
Mordercze kulki, wsuwki do włosów
https://spectrofobia.forumpolish.com/t752-arumant https://spectrofobia.forumpolish.com/t1102-nair
NairOcalały Klejnot
Re: Obrzeża Miasta
Nie 10 Paź - 17:25
Być może Arumant nie należał do najbardziej przyzwoitych braci. Miał na swoim sumieniu całkiem sporo czynów dalekich od nazwania ich moralnymi, a często dokonywanych z błahych powodów, czy nawet bez większego powodu. Być może powinno to oznaczać, że niesforne harce Alnari wydadzą mu się nad wyraz interesujące. Wtedy bez wątpienia nie uznałby, że żadna sekunda poświęcona na ich poznanie nie byłaby straconą. Być może tak powinno być.
A jednak Nair nie pociągnął tematu, nie zadał żadnego pytania o pocieszający lek, który kobieta wzięła bez wątpienia bez recepty. I trudno powiedzieć, czy było to podyktowane brakiem zainteresowania z jego strony, uszanowaniem tego, że pewnych sekretów lepiej nie znać, czy może obawą przed zażenowaniem jakie mogłaby wywołać w nim jego kochana siostrzyczka. Każda z tych możliwości miała szansę na zaistnienie i wydawać by się mogło, że jedynie rzut kostką to rozstrzyga.
Mężczyzna nie zamierzał ograniczyć się do spotkania dwóch ostrzy i uśmiechania się. Natychmiast cofnął nieznacznie swój miecz i ruchem nadgarstka skierował cięcie od boku, atakując z góry w dół ku ramieniu swojej siostry. Atak był szybki i trudny do obrony, gdyż skierowany został w rękę, która trzymała oręż. Kto wie, czy nie była to dobra okazja do kroku w tył, który pozwoli na nabranie odległości i uniknie konieczności bardzo niewygodnego wygięcia nadgarstka w nienaturalną pozycję, by trafić ostrzem o ostrze? Choć możliwy był także inny ruch.
Niezależnie od tego jak Alnari się zachowała Nair wkrótce po tym odpowiedział na zadane wcześniej pytanie:
- Powód do niepokoju? Bez wątpienia, choć zdecydowanie nie dla nas. Jak to się mawia - oni boją się nas bardziej, niż my ich. W końcu dobrze pamiętasz dostojników Lunis. Nie opuściliby swojego bagienka, gdyby nie było to konieczne.
Na jego twarzy pojawił się delikatny uśmiech, który wskazywał na rozbawienie. Najpewniej wywołane radością z kłopotów, z jakimi borykały się władze Lunis.

Powrót do góry Go down





Scavell
Gif :
Obrzeża Miasta A7c78c1cf8554d3256eba773fd3bfcbe
Godność :
Irith Adelaide "Scavell" Bellclair
Wiek :
28 lat
Rasa :
Lunatyk
Wzrost / Waga :
170 / 60
Znaki szczególne :
blizna po cięciu na gardle
Pod ręką :
wymienione w poście eliksiry, broń, Scath, Przepaska ślepo-widzenia, Chmarny talizman
Broń :
Nysarth (rapier), mizerykordia
Zawód :
Adept Bractwa
Stan zdrowia :
zdrowa
https://spectrofobia.forumpolish.com/t649-irith-scavell https://spectrofobia.forumpolish.com/t649-irith-scavell https://spectrofobia.forumpolish.com/t934-skrzynka-korespondencyjna-irith https://spectrofobia.forumpolish.com/t1113-scavell
ScavellDiabelski Bibliotekarz
Re: Obrzeża Miasta
Sro 3 Lis - 16:45
Mgła, dotąd coraz łagodniej otulająca zabudowę na obrzeżach miasta, zdała się znowu robić coraz gęstsza i gęstsza, skutecznie ograniczając widoczność zgromadzonych do około sześciu metrów. Na ziemi wilgotnej od deszczu czuć było delikatne drganie, a na pozostałych nielicznych kałużach zaczynały rozchodzić się rytmiczne kręgi, jakby coś dużego zbliżało się do niewielkiego placyku, przy którym dwójka Szklanych odbywała rodzinne spotkanie. W powietrzu zapach deszczu mieszał się z wonią zgnilizny bijącej od opuszczonych budowli; zapach był stęchły i słodki, jednak zaczynało przebijać się przez niego coś jeszcze. Czyżby to była siarka?
W oddali, w głębi jednej z uliczek pomiędzy dwoma opuszczonymi domami o rozsypujących się fasadach coś błysnęło, krótko i szybko, niemalże niedostrzegalnie. Zaraz potem rozległ się odgłos niezwykle mozolnych kroków, któremu wtórował ohydny plusk grząskiego błota oblepiających nogi lub łapy zbliżającej się postaci. W mgle zaczynały dziko i gwałtownie drgać zielone płomienie bijące od zbliżającego się podłużnego kształtu.
Wkrótce niezwykle wolno i leniwie z mgły wyłonił się monstrualny, ciemny kształt. Przypominał wielkiego jak koń psa, zamiast futrem pokrytego czarną, smolistą wydzieliną. Dwie głowy, zrośnięte ze sobą bokami patrzyły na Szklanych dzikim, trójokim spojrzeniem, lecz w miejscu oczu miały trzy ziejące pustką dziury z których unosiły się płomienie zielonego ognia. Otworzył paszczę i ziewnął, eksponując trzy rzędy ostrych zębów, a długim, wężowym językiem oblizał krótki pysk. Z grubego cielska biły zielone płomienie, a w miejscu ogona wiły się trzy długie na około półtora metra macki. Stworzenie z całą pewnością było Koszmarem.
Zdało się, iż istota wyszczerzyła swoje zębiska i zaczęła niezwykle wolno sunąć w stronę ławki. Nie napinała się jeszcze do ataku, acz ciekawsko spoglądała w stronę Szklanych. Niemniej jej natura pozostawała nieprzewidywalna.

Powrót do góry Go down





Alnari
Gif :
Obrzeża Miasta 5PUjt0u
Godność :
Alnari De Margant
Wiek :
Jakieś 619 lat, ale wyglądam na jakieś 19 no może
Rasa :
Szklany Człowiek - Podrasa - Naczynie Magii
Wzrost / Waga :
169 cm i 111 kg
Znaki szczególne :
Kryształowy blask widoczny w spojrzeniu, długie i lśniące włosy o szafirowej barwie.
Pod ręką :
Bezdenna sakwa a w niej wszystko co powinna nosić ze sobą zarówno dama jak i zawodowa łowczyni koszmarów.
https://spectrofobia.forumpolish.com/t268-revi-destin#414 https://spectrofobia.forumpolish.com/t1067-alnari
AlnariOcalały Klejnot
Re: Obrzeża Miasta
Nie 14 Lis - 1:40
Nie był to najlepszy temat do rozmów. A przynajmniej nie kiedy ktoś wymachiwał Ci ostrzem przed nosem... nauka wymagała skupienia a myśli o Archipelagu i tym, co spotkało nasz rodzaj ze strony Upiornych... mówiąc delikatnie, wytrącały mnie w równowagi. Usilnie starałam się, aby moje myśli nie wkroczyły na ścieżkę prowadzącą wprost do traumatycznych wspomnień związanych z okresem niewoli. Po tylu stuleciach gdzieś wewnątrz mnie nadal potrafiły odezwać się ziarna dawnych traum. Cała sztuka polegała na tym, aby nie pozwolić im zakiełkować na nowo.
Niestety zdekoncentrowałam się na tyle, iż unik, który wykonałam przed ciosem, jaki zadał mój przeciwnik, można było zaliczyć do zgoła ryzykownych. Zamiast płynnego odskoczenia w tył, wykonałam szybki obrót w bok, pozwalając, aby ostrze, przecięło powietrze tuż przede mną. Manewr ten byłby jeszcze bardziej niebezpieczny, gdybym w pewnych partiach została bardziej hojnie obdarzona przez naturę, zauważyłam zatem pewną korzyść z takiego, a nie innego stanu rzeczy.
Nim jednak zdołałam wyprowadzić kontrę, coś ponownie zdołało mnie rozproszyć. Tym razem nie był to żaden z mych wewnętrznych demonów. Wstrząs, rytmiczny i miarowy, którego siła zdawała się narastać, był dla mnie wyczuwalny w bardzo specyficzny sposób. Przez to, że moje ciało składało się z ożywionego kryształu, drgania te odczuwałam dosłownie całą sobą i zdecydowanie nie uznawałam tego za przyjemne uczucie. Ale nie to było najgorsze, bo wkrótce po otoczeniu zaczął rozchodzić się smród... bardzo specyficzny i drażniący zmysły. Do czasu swej inicjacji nie miałam możliwości, aby wcześniej poczuć podobną woń oraz wiedzieć co się za nią kryje... Teraz byłam tego świadoma aż nadto.
Arumant mógł zauważyć całą gamę emocji, która płynie jedna po drugiej, rozkwitała na moim obliczu. Początkowy niepokój zaczął ustępować miejsca czujnej determinacji. Gestem dłoni dałam bratu znać, że nasz pojedynek o ile tak owym można było go nazwać, należało przerwać.
Nie miałam pojęcia, co nadciągało w naszą stronę, ponieważ Koszmary mogły przybierać najróżniejsze formy. Było to coś, co niezwykle intrygowało mnie w ich naturze, wiedziałam, że potrafią różnić się nie tylko ciałem, ale i mentalnością. Nie przyznawałam się do tego przed resztą bractwa, ale marzyły mi się badania dotyczące mentalności tych stworzeń. Na razie nie miałam jednak zbyt wielkich szans na ich realizację, jeszcze.
Z bezdennej sakwy, wydobyłam skórzaną torbę o dość unikalnych zdobieniach mało typowych dla mojego poczucia estetyki. W jej przypadku liczyła się funkcjonalność, był to Upiorter, do którego niezwłocznie postanowiłam spakować przyzwaną wyuczonym gestem innocenzę. Jeśli miało dojść do starcia, lepiej, aby mała puszysta kulka futra o słodkim mordce nie kręciła mi się pod nogami, tym bardziej że przez nagłe zagaszenie mgły mogło to stanowić realny kłopot. Nie chwiałam też, aby została przez coś pożarta czy porwana, gdy w akcie lojalności postanowi mnie bronić, zapominając przy tym o swych nikłych rozmiarach. Zabawne, że bestia obdarzona wyjątkowym intelektem dalej zmagała się z syndromem małego pieska.
-Zdaje mi się, że nasza lekcja za chwilę nabierze dość nieoczekiwanego wymiaru...
Dodałam przyciszonym głosem, zastanawiając się, czy nie byłoby rozsądniej zmienić teraz oręża na ten bardziej sprawdzony.
Gdy za gęstej mgły w końcu wyłonił się Koszmar, miałam ochotę przesłonić dłonią nos rażony fetorem mroku.... ostrzegano mnie, że przyzwyczajenie się do tej woni będzie wymagało czasu. Musiałam się opanować i przepędzić obawę, że jeśli to monstrum podejdzie jeszcze o krok, to chyba zwymiotuję. Szkaradna aparycja istoty również nie pomagała, smolista wydzielina zastępująca sierść, spod której wydzierały zielonkawe płomienie, robiła iście upiorne wrażenie. Tym co w chwili obecnej mnie przepełniało, był wstręt, ale dostrzegałam w tej sytuacji również szansę... Gdyby udało mi się rozprawić z tą kreaturą, mogłabym zaimponować liderowi. Zdobyć esencję...
Nie chciałam atakować od razu, gdy nie wiedziałam, czym dysponuje ta istota.
Wysunęłam się nieco przed Arumanta, ten mógł spostrzec, jak z moich przedramion zaczynają wysuwać się ostre szafirowe odłamki, z których kilka upadło na ziemię jakiś metr przed nami, chowając się w gęstej mgle. Te niepozorne drobiny w jednej chwili mogły zmienić się w kryształową osłonę albo kolce, na które bestia mogła się nadziać. Były formą zabezpieczenia, na wypadek nagłego ataku.

Była też inna sztuczka która, chodziła mi po głowie. Mogłam stworzyć własną kopię i to ją posłać na pierwszy ogień. Arumant mógłby zrobić to samo. Choć nie miałam pewności czy brat zdecyduje się na podjęcie walki. Ucieczka w takich okolicznościach również wydawała się całkiem racjonalnym wyjściem. Niestety z tak owej nie miałabym żadnych korzyści. A stwór mógłby zapragnąć, poszukać innych ofiar. Choć to interesowało mnie mniej... Nie wstąpiłam do Bractwa za sprawą szlachetnej ideii o misji walki ze złem. Miałam swoje powody, lecz musiałam grać w ich grę, aby móc osiągnąć własne cele.
Nie powiadomiłam rodziny o swojej przynależności do Bractwa i zastanawiałam się, czy ta sytuacja mnie do tego zmusi. W końcu ten świat rodził w dziwne obfitości... czy wyjawienie ich prawdziwej natury coś tu zmieni?
-Kawał paskudy, hm ?

Powrót do góry Go down





Nair
Gif :
Obrzeża Miasta 5PUjt0u
Godność :
Arumant Vito Krystellar
Wiek :
Wizualnie około 30 lat
Rasa :
Naczynie magii [podrasa Szklanych ludzi]
Wzrost / Waga :
183 cm
Pod ręką :
Mordercze kulki, wsuwki do włosów
https://spectrofobia.forumpolish.com/t752-arumant https://spectrofobia.forumpolish.com/t1102-nair
NairOcalały Klejnot
Re: Obrzeża Miasta
Pon 6 Gru - 21:06
Arument nie kojarzył mgły z czymś mrocznym i złym. Mogła być irytująca przez chłód z nią związany w letnie dni, czy nawet urokliwa - szczególnie, gdy promienie światła się przez nią przebijały.
Widział jednak dość, by móc ocenić, że mgła nie pojawiała się znikąd i o tej porze raczej zwykła rzednąć, niż gęstnieć. Co więcej wszelkie zmiany w mgle były raczej powolnym procesem. Gdy mgła nikła powoli pojawiały się oddalone obiekty, a gdy przybierała na sile, to te znikały leniwie - najpierw stając się ledwie konturami, by po chwili zniknąć zupełnie.
Nie uszło uwadze Naira, że ta mgła miała zupełnie inne właściwości. Przypominała raczej rzekę, która po ulewnych opadach wystąpiła z brzegów i rozlała się po okolicy. Mgła nie zwykła być gwałtowna, co oznaczać mogło tylko tyle, że ta mgła nie jest ani zwykła, ani też naturalna.
To mogło budzić pewien niepokój. Wymagało nie tyle reakcji, co wzmożonej czujności. Arumant słyszał opowieści, które płynęły ze Szkarłatnej Otchłani. Niespodziewana mgła, tam gdzie nie powinno jej być - to znak rozpoznawczy pirackiej armady. Co mieliby robić w tym miejscu? Na to pytanie jak na razie nie było odpowiedzi.
Szklany już miał skarcić swoją drogą siostrzyczkę za popisywanie się. Obrót rzadko kiedy był ruchem dobrym, szczególnie przy atak, który wyprowadził Nair. Gdyby zaatakował z góry - mogłaby zdążyć zatańczyć i wyprowadzić własny cios, lecz obrót przy ciosie od boku oznaczał czas, w którym jej oponent mógł bez problemu zaatakować.
- Myślę, że nikt nie ostrzegł nas stosowną tabliczką o złym psie. A ten jest bardzo zły. - Odparł Arumant cofając swój mecz i upewniwszy się, że nie musi się bronić przed Alnari spojrzał na monstrum, które postanowiło ich odwiedzić. - Wyjątkowo paskudny i zdaje mi się, że nie ma nic wspólnego z piratami.
Dopiero obserwując szkaradność poczwary zaczął zdawać sobie sprawę, że nie jest to zwykła bestia. Te były bliższe zwierzętom, lecz wyposażone w zdolności nadprzyrodzone. Niemniej wciąż pozostawały istotami zgoła materialnymi, które miały swoje materialne potrzeby. To coś, co było przed Szklanymi nie wyglądało jakby zostało stworzone do niczego więcej, jak tylko bycia odrażającym.
Słyszał o czymś takim. Koszmary stały się popularnym tematem na ulicach Miasta Lalek. Szczególnie, że handel księżycowym metalem miał jakiś związek z ich zwalczaniem - ponoć broń łowców Koszmarów była wykonana z tego surowca. Nair nie miał jednak w tym temacie zbyt dużej wiedzy. Na pewno nie mógł się w tym aspekcie równać swojej siostrze, która wstąpiła do Bractwa. Arumant nie wiedział jednak, że Alnari poza poszukiwaniem mariaży zajmuje się także zabijaniem abominacji z Krainy Snów. Może gdyby wiedział, jego słowa byłyby odmienne, od tych które padły?
- Będziemy musieli chyba przenieść się w jakiejś spokojniejsze miejsce. - Odparł, gdy jego miecz na powrót stał się unoszącą się kulą czystej magicznej energii. - Chyba że chcesz walczyć z paskudą, bądź się zaprzyjaźnić. - Dostrzegł zachowanie Alnari. Bez wątpienia pierwsze o czym kobieta pomyślała to walka.
Co prawda Nair nie czuł strachu wobec stojącego przed nimi monstrum, a tylko obrzydzenie, lecz nie uważał, że oczyszczanie uliczek leżących z dala od jego terenów było do czegokolwiek potrzebne. Nie znał motywacji swojego przeciwnika, ani też żadnej wartości z jego powalenia - no może poza wieczystą chwałą, o której mieszkańcy zapomną następnego ranka.
Oczywiście zaatakowany miał zamiar się bronić, lecz dopóki nie będzie to konieczne uważał, że najrozsądniejszym jest po prostu wycofać się i zostawić ten problem ludziom, którym bardziej zależy na utrzymaniu spokoju w całym Mieście Lalek. Dodatkowym bonusem byłoby mniej strażników miejskich w innych rejonach miasta, a tym samym podjęcie pewnych dyskretnych działań byłoby o wiele prostsze.
Nie ma się więc co dziwić, że nie rozumiał zachowania swojej siostry. Od kiedy Alnari była czymś w rodzaju wybawicielki ludu, bohaterki w lśniącej zbroi i na białym rumaku. Skoro jednak Arumant nie wiedział o przynależności swojej siostry do Bractwa, a poza tym nie wiedział wiele o samym Bractwie, to nie można się dziwić, że nie wiedział o pokusie zdobycia Esencji. Pozostałości po Koszmarze, która była jednocześnie paliwem dla koszmarnych zdolności Tropicieli.
- Więc... chcesz z tym walczyć? - Spytał, jakby próbując ustalić zamiary Alnari. Nie miał zamiaru zostawiać swojej siostrzyczki samotnej na placu boju, lecz jak wspomniano wyżej - nie rozumiał powodu, dla którego mieliby rozwiązywać cudze problemy.

Powrót do góry Go down





Scavell
Gif :
Obrzeża Miasta A7c78c1cf8554d3256eba773fd3bfcbe
Godność :
Irith Adelaide "Scavell" Bellclair
Wiek :
28 lat
Rasa :
Lunatyk
Wzrost / Waga :
170 / 60
Znaki szczególne :
blizna po cięciu na gardle
Pod ręką :
wymienione w poście eliksiry, broń, Scath, Przepaska ślepo-widzenia, Chmarny talizman
Broń :
Nysarth (rapier), mizerykordia
Zawód :
Adept Bractwa
Stan zdrowia :
zdrowa
https://spectrofobia.forumpolish.com/t649-irith-scavell https://spectrofobia.forumpolish.com/t649-irith-scavell https://spectrofobia.forumpolish.com/t934-skrzynka-korespondencyjna-irith https://spectrofobia.forumpolish.com/t1113-scavell
ScavellDiabelski Bibliotekarz
Re: Obrzeża Miasta
Wto 14 Gru - 13:06
Mgła ostatecznie utworzyła gęstą arenę, w której widoczność ograniczona była do około 1,5 metra. Stworzenie w półkroku zatrzymało się i uniosło swój karykaturalny łeb, a Szklani mogli odnieść wrażenie, że jego zniekształcone nozdrza wąchają stęchłe powietrze alejek, jakby poprzez ten zmysł próbował ocenić nastawienie rodzeństwa Krystellar. Koszmar znieruchomiał na moment, jakby ważąc swoje szanse i swoje świdrujące bezokie spojrzenie wbił w Alnari; tylko kobieta mogła wyczuć pewne dziwne poruszenie bijące od psowatej maszkary, groteskowy rodzaj ekscytacji charakterystyczny dla chartów przed rozpoczęciem pogoni. Czyżby jego pysk wykrzywił się w ohydnym uśmiechu?
Stworzenie zerwało się z miejsca i… znikło w gęstej mgle, pojawiając się za plecami Szklanych. Głowy Koszmaru zdawały się coraz bardziej oddzielać od siebie, jakby z cielska stworzenia chciał wyjść drugi byt. Psowaty stwór zaczął krążyć dookoła Szklanych zataczając coraz węższe kręgi, niknąc czasem w gęstej mgle. Z całą pewnością był szybki i trudny do dostrzeżenia, lecz jego pozycję zdradzał zionący z czaszek mały, zielony płomień. Dodatkowo w miejscu, gdzie stąpał, zostawiał subtelnie płonące odciski łap.
W pewnej chwili w stronę kostek Arumanta wystrzeliła wiązka szybkich macek, która próbowała owinąć się dookoła nich i przewrócić mężczyznę na ziemię. Widać było, iż Koszmar na swój nieco zwierzęcy sposób zaczynał się niecierpliwić.

Powrót do góry Go down





Sponsored content

Powrót do góry Go down





Powrót do góry

 
Permissions in this forum:
Nie możesz odpowiadać w tematach