Lisia Norka

Gawain
Gif :
Lisia Norka - Page 2 5PUjt0u
Godność :
Gawain Keer
Wiek :
Wygląda na około 30 lat.
Rasa :
Cień
Wzrost / Waga :
183 cm / 76 kg
Znaki szczególne :
Czarne twardówki oczu, bursztynowe tęczówki, cienka blizna na brodzie od lewego kącika ust
Pod ręką :
klucz do domu Yako (w KL) i mieszkania, pieniądze // Event:
Broń :
Nóż ceramiczny, sztylet, kusza
Zawód :
Najemnik do prac wszelakich, zielarz
Specjalne :
Administrator, Strażnik toku fabuły
https://spectrofobia.forumpolish.com/t225-gawain-keer https://spectrofobia.forumpolish.com/t226-nie-az-takie-tajne https://spectrofobia.forumpolish.com/t250-kontakt-z-keerem https://spectrofobia.forumpolish.com/t1085-gawain
GawainDręczyciel
Dręczyciel
Re: Lisia Norka
Wto 16 Lut - 23:35
- Jeśli wyrzeźbią z niego moją podobiznę, czemu nie? - zaśmiał się serdecznie i szczerze ucieszył z ożywionej atmosfery. Julia często, nie wiedzieć czemu, bywała przybita. Okrywał ją całun nieprzebytej melancholii, która zdawała się mieć mało wspólnego z jej przeszłością. Dawne dzieje nie przygotowały jej na teraźniejszość - tak odczuwał jej słowa, nikłe i zarazem uprzejme uśmiechy.
- Dobry, ale ślepy. Ptaki są ważne. Mieszkańcy sieją zboże, jedzenie. Owady, robaki jedzą zboże, ale ptaki jedzą i owady, i zboże, przy czym wolą owady. Pamiętaj, że myśliwy widzi tylko siebie i ofiarę. Reszta pozostaje ukryta... - zamyślił się nad losem tysięcy chińskich wróbli i ukrytych wrogów, których narobił sobie przez lata. Skrytobójców i najemników różniła od dyktatorów jedna rzecz. Zabijali wrogów, ale dyktatorzy dbali o niepowstawanie kolejnych. Wybijali całe rodziny, czasem do trzech pokoleń wstecz, aż nie ostał się nikt. Zabójca? Miał jeden, pieczołowicie wyznaczony cel. Eliminacja  obliczona na zamierzony, ściśle określony efekt. Brodził we mgle wojennych i politycznych gierek i istniał tylko jeden sposób by ją rozrzedzić.
- Masz drugą, zdrową rękę do trzymania talerza. Z tego co mi wiadomo, jesteś oburęczna - napomknął, unosząc brew. Talerz z jedzeniem potrafił trochę ważyć. Zdrowa ręka to czuła, a co dopiero złamana. Tematu ryzyka dyplomatycznie nie podejmował. Kurna, biorąc pod uwagę to, co przeszła, było ono znikome, ale w obecnej sytuacji powinna wykurować się jak najlepiej mogła! - Jednak nie będę naciskał. Jestem przekonany, że lepszej opieki niż teraz nie będziesz miała - odparł bez większego przekonania, lecz próżno było szukać w jego tonie wrogości do Bane'a. Mimo to zdawał się ją strofować. Za malowanie się nie weźmie, a całą resztę tak?
- Niezłą macie rotację personelu! - parsknął rozgoryczony. - Co się stało z... jak mu było? Wywerną? Wywernem? - Zmrużył powieki w sięgając pamięcią do spotkania w mało sprzyjających myśleniu warunkach. - Mniejsza. Wasz ordynator może mieć rację. - Odwzajemnił uśmiech dziewczyny, choć sam nie wiedział czemu.
- Mogę przeprowadzić ich przegląd, konserwację, ale nie zgadzam się na podobne podarki, jeśli o to chodzi. To zły omen. - Spojrzał jej głęboko w oczy. - Nie to, że jestem przesądny. Nie wypada, nie biorę do ręki broni skrojonej pod inną dłoń, jeśli nie muszę... chyba że to propozycja. Wiesz, nie spotkaliśmy się w Wieży bez powodu - wytłumaczył stłumionym głosem, wyczekując reakcji.

Obserwował Julię i Leviathana. Zżyci, niczym jeden organizm zapewne rozumieliby się nawet bez słów. Równie inteligenta bestia to skarb. Zrobił wielkie oczy, gdy zorientował się, że mają lecieć sami, po czym skinął głową. Julia miała doskonałe podejście do zwierząt. W tym względzie mógł jej zaufać. Nie miała też żadnego interesu w tym, żeby go ubić, a przynajmniej o żadnym nie wiedział.
- Uprząż ma dwojakie zastosowanie - uspokoił Lisiczkę, obserwując jak Aereum nabiera masy. Jego grzywa była bezpieczna.
- Prawie  z niego spadłem, potem leciałem nie wiedzieć ile, a to wszystko z tobą, całkowicie nieprzytomną. Będę bardziej niż gotów, zapewniam. - W oczach Cienia zagrał niebezpieczny, pełen obietnicy błysk. Oj tak, Keer pragnął by wznieść się ponad szczyty Kryształowych Pustkowi i musnąć fale Morza Łez oraz pokazać jej z jakiej gliny został ulepiony.
Cosiek zmienił postać. Niby dobrze, ale zaczął gadać. Niewytłumaczalnym zrządzeniem losu zawsze gdy się odzywał, wyrażał sprzeciw.
- Dobrze! - Wzruszył ramionami. Chce marznąć? Spoko! Niech się trzęsie i szczęka zębami. Zobaczy jak to jest zostać wystawionym na nienawistny wicher prawie kilometr nad ziemią. Zdąży połknąć swoją dumę trzy razy, zanim dostanie koc.
- Daj mi minutę, dziecko - puścił oczko Julii, zmierzwił rude kłaki Kogisia i przyłapał się na tym, że brakuje mu tego głupiego gestu Yako, przy którym nie sposób było utrzymać schludną fryzurę. Wziął koce, wstęgę zamienił w skórzane pasy. Trza mu było lecieć, bo chłopak go zeżre. Usadowił go na grzbiecie smoka, przerzucił pas, a potem sam zajął miejsce i z pomocą paru sprytnych sztuczek przytroczył również siebie. Sprawdził wiązanie i objął małego, by jego lisia głowa nadal należała do reszty ciała po starcie.
- Rozgość się! Lecimy! - rzucił do Julii, machając jej i błyskając zębami.


Lisia Norka - Page 2 PbcKfC9

Ekwipunek:

Aktualny ubiór:


Powrót do góry Go down





Tulka
Gif :
Lisia Norka - Page 2 5PUjt0u
Wiek :
Wizualnie 18
Rasa :
Opętaniec
Wzrost / Waga :
173 cm
Znaki szczególne :
blizna na prawej brwi, dwubarwne prawie oko, lekko poszarpane prawe ucho, tatuaż na lewym nadgarstku, skrzydła o dwóch różnych kolorach
Pod ręką :
notatnik, długopis
Broń :
2 Pufery
Zawód :
Lekarz Pierwszego Kontaktu
https://spectrofobia.forumpolish.com/t239-kp-tulki https://spectrofobia.forumpolish.com/t1120-tulka
TulkaNieaktywny
Re: Lisia Norka
Sro 17 Lut - 11:57
Prychnęła rozbawiona - no nie wiem...popiersie ku pamięci Cienia, który z własnej woli zmienił się w rozciapciany naleśnik? - zapytała. Widać było, że sama żartuje, ale jednocześnie chyba dobrze, żeby mężczyzna wiedział co mu może grozić jak nie będzie uważać. W sumie...zdawała sobie sprawę z tego, że na pewno wie. On był ostrożny, czasami aż za bardzo.
Nie wtrącała się do tej swoistej rodzinnej rozmowy. Ale przyjemnie się jej słuchało. Jakoś nabrała ochoty by porozmawiać z tatą. W sumie w Klinice trochę spędzili ze sobą czasu, ale potem, go nie widziała. Ciekawe co porabiał. Pewnie praca zabierała mu dużo czasu.
Westchnęła - jestem oburęczna, ale co z tego skoro potrafię upuścić pustą szklankę bez powodu? - spojrzała mu w oczy - jak mówiłam to nie był MÓJ pomysł, żeby zdejmować gips, ale naprawdę jest to ułatwienie. Gdy ma pan dwie ręce, może pan na przykład jedną sobie dopomóc. I tak nie niosę talerza i kubka, nie póki nie dojdę do siebie, jednak zawsze jest to pewniejsze. Poza tym...nie widzi mi się zmienianie ubrań tylko dlatego, że wylałam na siebie na przykład zupę. Może pan to potrafi, ale ja nie umiem nieść talerza z zupą jedną ręką... - opuściła wzrok. Wiedziała, że to nie jest najlepszy pomysł, żeby nie miała gipsu, jednak co miała zrobić? Sama, osłabiona w domku, prawdę mówiąc na odludziu? Poczuła się znów jak całkowita kaleka. Złapała się dłonią za zranione miejsce na drugiej ręce. Może to nie był najlepszy pomysł, że tu przyszła jednak. Przycisnęła skrzydła do siebie mocniej, było widać, że mimo, iż Gawain nie chciał strofować ich decyzji i tak powiedział trochę za dużo, jeśli nie chciał jej w żaden sposób psuć humoru - poza tym, gdybyśmy zrobili tak jak jest najlepiej nadal leżałabym w Klinice, ewentualnie tam w pokoju i poza tym, że miałabym opiekę nic by to nie dało. Chyba powinien pan wiedzieć, że w takich sytuacjach nie tylko pilnowanie zdrowia fizycznego jest ważne...w sumie nawet nie jest najważniejsze - powiedziała jeszcze cicho. Czuła się znów jak małe dziecko, które przecież nic nie wie.
Wzruszyła ramionami - poszedł sobie. Zostawił Bane'owi Klinikę, przypisał mu ją, tak więc Bane jest teraz Dyrektorem, a Jak Sebastian został Ordynatorem. Mój tata pracuje w aptece, a ja zostałam lekarzem. Jeszcze jest jakiś nowy lekarz, ale nie przepadam za nim.... - powiedziała ale było widac, że nie chce o nim rozmawiać. Naprawdę nie przypadł jej do gustu. Lekarz chorób wewnętrznych, który wymądrzał się na temat, który było widać gołym okiem. Przedziurawiona na wylot stopa....
Przytaknęła głową. Spojrzała na bronie leżące na blacie w kuchni. Naprawdę nie spieszyło się jej do tego by uczyć się ich używać. Możliwe też, że nigdy nie będzie mogła tego zrobić - jakby mógł je w takim razie pan obejrzeć ewentualnie coś w nich naprawić. Najwyżej będą dalej leżeć w pudle, nieużywane - powiedziała zgodnie z prawdą, łapiąc się za chory łokieć. Cały czas trzymała płasko położone uszkodzone ucho. Nawet jak chciała coś lepiej usłyszeć to w górę szło tylko to zdrowe. I tak było w tej sytuacji - propozycja? - nie do końca rozumiała o co mu chodziło.

Leciał z nią, nieprzytomną. W momencie, gdy Leviathan wiedział jak bardzo musi uważać a jednocześnie gdy pędził do Kliniki jak najszybciej. Spojrzała na granatową bestię, gdy ta zaczęła domagać się uwagi. Gładziła go po kościstej głowie. Podała Keerowi swoją Wstęgę, gdy usłyszała, że dzieciak chce lecieć nago - to na wszelki wypadek, jakby jednak zrobiło się zimno - powiedziała i nie przyjmowała odmowy po czym spojrzała na dzieciaka - Cośku umiesz zmieniać się w liska i w dwunożnego, prawda? - zapytała - a próbowałeś być dwunożnym, ale mieć na sobie lisie futerko? - zapytała i wyciągnęła dłoń, by pokazać jak zaraz ta pokrywa się futerkiem - jeśli będzie ci bardzo zimno to to pomoże, a spodnie - klepnęła się po nogach - są dobre do lotu na smoku, bo ma ostre łuski - wzięła jego dłoń i przejechała nią po łuskach Bestii by poczuł na czym będzie siedzieć - nie da się siedzieć nieruchomo, więc może jednak założysz chociaż to? Żeby nie zrobić sobie krzywdy, bo będzie bolało - zaproponowała. Nie musiał zakładać nic specjalnego, ale żeby jednak była jakaś ochrona. Bo potem będzie płacz i zgrzytanie zębami.
Gdy zasiedli na grzbiecie Leviathana, podeszła jeszcze do niego - nie szalej, macie wrócić cali, w trójką - powiedziała z powagą, patrząc w szkarłatne oko, po czym zwróciła się do Gawaina - można nim sterować jak koniem, nogami. Jednak nie kopać - tutaj spojrzała na Cośka - bo inaczej zrzuci i łapać nie będzie - wróciła znów do Cienia - można do niego też mówić, choć w górze może to być utrudnione. On nie jest głupi, więc nie trzeba zbytnio kombinować - powiedziała i odsunęła się na bezpieczną odległość by nie zostać zdmuchniętą.
Pomachała jeszcze i...została sama. Znów....Usiadła na trawie i obserwowała ze smutkiem ich lot, póki miała ich w zasięgu widzenia.
Westchnęła smutno. Też by chciała polatać, z nimi. Ale na własnych skrzydłach. Spojrzała na swoje dodatkowe kończyny. Nadal uważała, że są za duże i za ciężkie dla niej.
Opadły po jej bokach, a sama dziewczynka, otoczyła kolana ramionami. Nie płakała, ale nie wiedziała co ze sobą zrobić. Siedziała tak więc, póki nagle nie zaczął ją szturchać zimny nos Yukiego, który zdecydowanie chciał jej dotrzymać towarzystwa. Spojrzała na niego, ale przez to szturchanie się nasiliło, a Tulka zaśmiała się i zaczęła czochrać chłodne futro Bestii.

Powrót do góry Go down





Cosiek
Gif :
Lisia Norka - Page 2 5PUjt0u
Godność :
Kogitsunemaru Foxkeer
Wiek :
Wygląda na 6 lat
Rasa :
Cyrkowiec
Wzrost / Waga :
110 cm/ 16 kg
Znaki szczególne :
Bursztynowe oczy z czarnymi twardówkami, rude lisie uszy i 3 takowe ogony
Pod ręką :
-
https://spectrofobia.forumpolish.com/t262-cosiek
CosiekPoskramiacz
Re: Lisia Norka
Pon 22 Lut - 13:40
Gawain ślepy? - Wyciągnął rękę i pomachał przed twarzą Cienia. - Owady też dobre, ale ptaszku bardziej. Cosiek polować i zjeść ptaszku! - Całe to tłumaczenie było dosyć dziwne, a liska nie bardzo interesowały ekonomia i ekologia. Jedzenie to jedzenie, nie ma potrzeby głębiej się nad tym zastanawiać. -  Cosiek polowator widzi więcej. Widzi trawa, drzewa i inne. - Zastanawiał się czy z Gawainem jest wszystko w porządku. Najpierw powiedział, że był ślepy, a teraz że na polowaniach widzi tylko ofiarę. Może to jakaś dziwna choroba?
Był już gotowy na dalsze kłótnie, ale dorosły się zgodził. Przez chwilę stał nie bardzo wiedząc co się stało, ale zaraz się uśmiechnął. Jego autorytet alfy zaczął działać! Dalej nie podobało mu się, że polecą we dwójkę, ale już trudno- przynajmniej w jednym wygrał.
Z fascynacją patrzył na pokrytą futrem dłoń. -  Nie wiem. - Odpowiedział zgodnie z prawdą i od razu postanowił spróbować. Skupił się tak jak zawsze kiedy zmieniał się w lisa. Spróbował jednocześnie odczuwać świat jak czworonóg, ale myśleć jak dwunożny. Nic się nie działo. Zamknął oczy i zmarszczył się w wysiłku. Przestał bo poczuł jak stawy chcą zmienić ustawienie, a nie o to mu chodziło. Otworzył oczy i popatrzył z nadzieją na swoje dłonie. Nadal były pokryte gładką bladą skórą. - Cosiek nie umie. Jak ty to zrobić?
Wiedział, że ledwo udało mu się uniknąć zakładania dodatkowych warstw ubrań więc nie chciał się rozbierać i dodatkowo drażnić apodyktycznego Cienia. - Cosiek grube spodnie, nie boli. - Uspokoił Julię wskazując na swoje nogawki.
Dał się podsadzić i przytroczyć do smoka. Trochę się zdziwił czując jak Gawain się przytula. Może się boi? Objął swoimi małymi rączkami o wiele większe ramię mężczyzny i delikatnie pogłaskał. Nie był pewien co zrobić, żeby uspokoić Cienia, ale może wystarczy nawet taki mały gest?
- Cosiek nie kopać smok! - Obiecał poważnie. Wcześniej nawet mu to przez głowę mu nie przeszło, zresztą i tak nie miałby jak. Chłopiec był malutki, a smok taki wielki! Usadowił się jak najwygodniej i z wielkim uśmiechem czekał na rozpoczęcie zabawy.


Lisia Norka - Page 2 HLhZr41

Powrót do góry Go down





Gawain
Gif :
Lisia Norka - Page 2 5PUjt0u
Godność :
Gawain Keer
Wiek :
Wygląda na około 30 lat.
Rasa :
Cień
Wzrost / Waga :
183 cm / 76 kg
Znaki szczególne :
Czarne twardówki oczu, bursztynowe tęczówki, cienka blizna na brodzie od lewego kącika ust
Pod ręką :
klucz do domu Yako (w KL) i mieszkania, pieniądze // Event:
Broń :
Nóż ceramiczny, sztylet, kusza
Zawód :
Najemnik do prac wszelakich, zielarz
Specjalne :
Administrator, Strażnik toku fabuły
https://spectrofobia.forumpolish.com/t225-gawain-keer https://spectrofobia.forumpolish.com/t226-nie-az-takie-tajne https://spectrofobia.forumpolish.com/t250-kontakt-z-keerem https://spectrofobia.forumpolish.com/t1085-gawain
GawainDręczyciel
Dręczyciel
Re: Lisia Norka
Pon 22 Lut - 21:54
- Przynajmniej zaoszczędzicie na rzeźbiarzu. Weźmie mnie, zrobi, o tak. - Ukazał swój profil, bo po opisywanym możliwym upadku z pewnością byłby płaski z jednej strony, a z drugiej możliwy do utrwalenia w kamieniu.
- Przestań machać łapami! Widzę! - Nie potrafił powstrzymać śmiechu, za to mógł pazurzaste dłonie Cośka. - To me-ta-fo-ra. Przenośnia. Tak się mówi. Ślepy może być ktoś, kto nie chce czegoś zauważyć, zrozumieć. Ślepy jest też ktoś, kto czegoś nie wie, a jego oczy działają, nie jest chory.  Czasem nie wiesz, czego nie wiesz. To może być groźne. - Starał się nakreślić Cośkowi schemat myślenia ludzi i mieszkańców Krainy. - Jak ptaszku cię nie widzi, ale inne ptaszku tak, to ono zaćwierka i oba odlecą. Ty wiesz, że ptaszku wie. A jeśli ptaszku nie wie, a ty wiesz, to ptaszku ślepe, ptaszku zjeść, tak? Dwunożni nazywają to przebiegłością, sprytem. - Powoli wyczerpywał zasób słów kojarzonych przez Kogisia i własną cierpliwość. Koncept był bardzo abstrakcyjny, a metafory opierające się na polowaniu wydały się mu atrakcyjne. Działały lepiej i angażowały Małego Liska bardziej niż słownikowe definicje.
Słuchał o szklankach, talerzach, a potem zupie. Rozmasował sobie kark, pochylając głowę w rosnącym zażenowaniu. Halo! Rzeczywistość do Gawaina! Inni jedzą materię, wiesz? W tym celu zbierają ją, przygotowują, przenoszą ją w naczyniach i pakują sobie do ust! Uwierzysz w końcu? Zgadnij z czym jeszcze się to wiąże, hmmm? Z iloma dodatkowymi kłopotami musi mierzyć się ktoś w jej sytuacji? Nadążasz?
- Masz rację... - skrzywił się boleśnie. Ile jeszcze razy polegnie podczas spotkań towarzyskich na tym polu, zanim przestanie się zapominać? Kurde, nie tak miało być. - Nie pomyślałem o tym, że talerz mógłby być pełen... że prócz talerza są inne rzeczy, które musisz robić... - Nie podniósł wzroku, tylko pokiwał głową na jej kolejne słowa.
- Wiem, napr... - w końcu na nią spojrzał i jeszcze mocniej spiął brwi. Julia wyglądała na zabiedzoną w każdy możliwy sposób. Miał ochotę dać jej koc, kakao i cały ten kram, który sprawia, że komuś, kto nie jest nim, robi się lepiej. Odetchnął nerwowo i dał jej dokończyć. - Naprawdę, wybacz mi. Nie pomyślałem, palnąłem głupotę. Na co dzień nie myślę w tych kategoriach. Cienie obowiązuje w zasadzie jedynie sen i trzymanie odpowiedniej temperatury. Przepraszam - kajał się i usprawiedliwiał winę, ale czy nie miał trochę racji? Ranny miał leżeć i koniec. Nie musiał pić, jeść, korzystać z toalety. Higiena ograniczała się do dbania o brak odleżyn, mycia okolic rany i zmiany opatrunku. Kąpiel? Jeśli była konieczna i bezpieczna. Nikt nie powiedział, że będzie lekko, a ona miała jeszcze ciężej. Nie potrafił sobie tego wyobrazić.
- Tak zwyczajnie zostawił komuś dorobek swego życia? - Wiadomość brzmiała niecodziennie. Nawet w Krainie podobny ruch uważano za podejrzany. Zrozumiałby zmęczenie, depresję, problemy różnego typu, dziecko, podróże, ale "poszedł sobie"? Ostatnio jak go widział, Vyvern wyglądał na kogoś twardo stąpającego po ziemi. Przecież władyka kliniki, jego psy, Alice za kontuarem, Marionetki bez twarzy... stanowili jeden organizm, prawdziwy majstersztyk osiągający szczyt efektywności. Nie odbierał Opętańcowi prawa do marzeń i ich realizacji, ale Julia, która pracowała u niego od dłuższego czasu chyba nie powiedziałaby, że ot tak sobie poszedł. - Nie wiesz czemu poszedł, mam rację? - bardziej stwierdził niż zapytał.
- Chętnie. Mam wszystko, niczego nie muszę kupować ani organizować, więc dwie nadprogramowe sztuki to żaden problem.
Podążył za jej spojrzeniem. Kusze leżały sobie  w pudełku, bo co innego mogłyby robić. Już myślał, że dziewczyna załapała, gdy zadała jedno pytanie za dużo. Była zbyt czysta, zbyt niewinna na gierki do których przywykł. Składały się z półsłówek i napomknięć, gdyż każda ze stron wiedziała i nie chciała wiedzieć więcej niż potrzebowała. Niewiedza w zakresie zabójstw na zlecenie była błogosławieństwem Julii, z którego nie zdawała sobie sprawy. Tymczasowym błogosławieństwem.
- Nie ważne. Jeśli będziesz tego potrzebowała, rozwiązanie samo do ciebie przyjdzie. Domyślisz się... - podszedł do pudeł i wziął jedną z kusz. Uniósł ją na wysokość oczu i przyjrzał się jej w świetle. Prosta, zgrabna, tylko malutka w jego dłoniach. - Jak wspominałem myśliwy jest ślepy... ale ofiara również. Jest zajęta ucieczką. - Wycelował w nią. Nie było bełtu, więc nie było żadnego zagrożenia. - Wyobraź sobie przez chwilę, że kusza jest załadowana i ktoś nas widzi. Obserwator widzi wszystko i jest w stanie ocenić bieg wydarzeń obiektywnie. Wspomniałaś, że nie tylko zdrowie fizyczne się liczy... jeśli chcesz z tego wyjść, stań się obserwatorem. Może to za wcześnie, może jestem wybitnie niedelikatny, ale potem będziesz żałowała, że niczego nie zrobiłaś a trop uległ zatarciu. - Jego usta ledwo się poruszały, a mimo to wypowiadał każdą głoskę wyraźnie. On cały zamienił się w kamień cedzący słowa w rytmie wyznaczanym przez wystudiowany oddech. Wszystko, byleby nie poruszyć kuszą. W końcu odjął ją i zmierzył dziewczynę równie czujnym, co przed sekundą, spojrzeniem. Jeszcze nie wiedział, kim się stanie. Ofiarą? Myśliwym? Wybawcą? Oprawcą? Miała kilkanaście lat, całe życie przed sobą i już strzaskano ją na kilka sposobów.

Przysłuchiwał się rozmowie Julii. Traktowała Cośka jakby ten był nagi. Chyba właśnie był świadkiem typowej kobiecej nadopiekuńczości. Ubierasz dziecko w pięć warstw, a ta nadal twierdzi, że ono z pewnością zamarznie w momencie wyściubienia nosa za drzwi.
- Nic mu nie będzie. Zmarznie, to się nauczy. I nie, nie pozwolę na zapalenie płuc, pani doktor. Dziękuję - przyjmując Wstęgę, puścił Julii oko, zanim zaczął przytraczać chłopca, a potem siebie. Zaplótł ją na swoim nadgarstku, by jej nie zgubić.
- Nie będziemy go prowokować - obiecał, a Cosiek zaraz za nim. - On kocha smoki - szepnął rozbawiony reakcją małego. Dzieciak cieszył się jak nigdy wcześniej. To była miła odmiana dla ich obu.
Uśmiechnął się delikatnie, czując jak małe, miękkie paluszki gładzą go przez materiał swetra. Był pewien, że Cosiek się nie boi, przynajmniej jeszcze nie teraz. Tak czy siak, gest był miły.
- To teraz zobaczysz jak smoki i ptaszku widzą świat - wyszeptał zaraz nad lisim uszkiem, owinął ich kocem i spiął nogi dając znak Leviathanowi. Masywne, łuskowate ciało poruszyło się pod nimi. Poczuł drżenie, gdy smok podbiegał pod górkę, a potem szarpnięcie przy machnięciu rozłożystymi skrzydłami. Serce od razu zabiło mu mocniej. Szerokie liście malinowców nabierały mrówczych rozmiarów i po chwili przypominały pospolite chwasty. Rwące rzeki były już tylko srebrnymi, wijącymi się nićmi. Wicher wypełnił mu uszy, a chłód uparcie znajdował każdy luźniejszy splot w materiale koca. Trudy wynagradzał im widok. Zapierający dech w piersiach, a ciężko było tu oddychać, choćby przez pęd powietrza, ale cholera... warto było. Bujna zieleń Herbacianych Łąk otoczona przez stale zmieniający się Malinowy Las. Na część drzew zawsze padał cień Odwróconego Osiedla, żyjącego w oderwaniu od reszty Krainy.
- Pomachamy im?! Wiesz, zamiast nieba, widzą las! Ci, co tam mieszkają! - starał się przekrzyczeć wiatr. - Machaj, bo cię nie zobaczą! - Wkręcał dzieciaka, ale sam też poczuł potrzebę pomachania istotom w górze. Śmieszne. Z ich perspektywy to oni byli na górze. Machał więc ile sił, dopóki nie przelecieli dalej.
- A teraz zrobimy tak, jak smoki w bajkach - zapowiedział, po czym objął Cośka mocniej i pokierował Leviathanem tak, by ten zrobił korkociąg. Miał tylko nadzieję, że dzieciak się nie porzyga. Leviathan obrócił się dwukrotnie i wyrównał lot. Mimo licznych przygód, Cień i tak wstrzymał oddech. Nawet jeśli ogłuszał go wiatr, miał wrażenie, że słyszy naprężające się skórzane pasy. Żaden jednak nie trzasnął. Czemu by miał?
Zachęcony postawił na coś bardziej ekstremalnego. Wznieśli się wyżej. I jeszcze wyżej. A potem Leviathan zaczął lecieć prosto w górę, zakręcać się w tył, tak że widać było tylko jego zmierzwioną grzywę. Jego ciało pociągnęło ich do góry nogami i zawisło na ułamek sekundy, straciło pęd. Grawitacja przyciągała ich ku ziemi. Pikowali. Gawain wydał z siebie przeciągły krzyk radości, który uwiązł mu z gardle, gdy Leviathan nagle rozłożył skrzydła i gwałtownie wyhamował.
- Uff! Starczy tobie i nam! Dziękuję! - Wypalił, nie kryjąc emocji i pogładził bestię po łuskowatym karku. Leviathan pewnie zaczynał się już męczyć zarówno lotem jak i ich towarzystwem.
- Wracajmy do twej pięknoskrzydłej Julii. Założę się, że tęskni. - Na potwierdzenie swych zamiarów dał mu delikatny znak i skierował ich do śmiesznie małej Norki w dole.


Lisia Norka - Page 2 PbcKfC9

Ekwipunek:

Aktualny ubiór:


Powrót do góry Go down





Cosiek
Gif :
Lisia Norka - Page 2 5PUjt0u
Godność :
Kogitsunemaru Foxkeer
Wiek :
Wygląda na 6 lat
Rasa :
Cyrkowiec
Wzrost / Waga :
110 cm/ 16 kg
Znaki szczególne :
Bursztynowe oczy z czarnymi twardówkami, rude lisie uszy i 3 takowe ogony
Pod ręką :
-
https://spectrofobia.forumpolish.com/t262-cosiek
CosiekPoskramiacz
Re: Lisia Norka
Pon 1 Mar - 18:16
- Me ta fo ra? - Powtórzył. - Służyć do przenoszenia? - Nie zrozumiał. - Cosiek sprytny! Cosiek lis! - Czegoś się jednak już nauczył o świecie dwunożnych.

Mimo zapewnień, że nie będzie mu zimno i tak został okręcony kocem. Nie miał jednak czasu na namysły, kłótnie czy usunięcie materiału bo smok już pędził by poderwać się do lotu. Wszystkie latające istoty, które lisek widział w swoim życiu podrywały się do lotu od razu, nie potrzebowały rozbiegu. Może dlatego Julia wspomniała o koniu?
Potem świat zmienił się na chwilę w rozmazaną plamę. Cosiek musiał złożyć po sobie uszy, bo miał wrażenie, że pęd powietrza mu je urwie. Rzeczywiście zrobiło się zimniej, ale nie przejmował się tym za bardzo- chodził już boso po lodzie w trakcie śnieżycy, wystarczyło nie zwracać uwagi.
Był pewnie przywiązany do grzbietu więc nie martwił się, że spadnie. Zafascynowany wyginał się na boki, żeby zobaczyć jeszcze więcej i więcej świata. Kiedy chciał wyrazić swoje zadowolenie wicher wdarł mu się do ust i boleśnie rozciągnął policzki, więc postanowił przez resztę podróży się nie otwierać buzi. Nie bardzo mu to wyszło, bo widok Odwróconego Osiedla go zdumiał. Jak to możliwe? Wszyscy powinni pospadać! Chyba, że oni cały czas latają. No chyba, że tam mieszkają dwunożni, którym poprzewracało się w głowach i nie pamiętają w którą stronę jest ziemia... Gawain chyba też oszalał, bo wymachiwał jak najęty. Cosiek się nie przyłączył, nie widział w tym sensu, ale nie starał się uspokajać opiekuna.
Kiedy smok robił akrobacje i świat to wirował to znikał chłopiec śmiał się jak najęty. Rozbolało go gardło od zimnego powietrza i naprzemiennych krzyków i chichotu, ale nie mógł się powstrzymać. Głowa wydawała się jednocześnie strasznie ciężka i lekka.
Nie chciał jeszcze kończyć. Było tak fajnie! Ale z drugiej strony wiedział, że Cień ma rację - jeszcze trochę ekscytacji i oboje by pewnie zemdleli.
Lądowanie było zaskakująco łagodne, może smok wybitnie się postarał, a może chłopiec był tak oszołomiony i zziębnięty. Malec nie zdawał sobie sprawy z tego jak jest wykończony- owszem bolały go mięśnie od walki z wiatrem i cała twarz od uśmiechu, ale poza tym wydawało mu się, że nic mu nie jest.
Kiedy został uwolniony z prowizorycznej uprzęży pogłaskał łuski na karku i powiedział: -  dobre lot! Dziękuję! - Na dodatek jeszcze lekko przytulił się do szyi Bestii, żeby okazać wdzięczność.
Dopiero próbując stanąć na ziemi zdał sobie sprawę, że może nie czuje się tak dobrze jak myślał. W głowie mu się kręciło, nogi drżały i nie chciały go utrzymać. Zatoczył się w jedną stronę, drugą, a potem zgiął się wpół i zwymiotował. Zrobił kilka niepewnych kroków po czym poddał się i upadł na trawę. Może latanie na drugi dzień po piciu napojów z zielonych naczyń nie było takim wspaniałym pomysłem.


Lisia Norka - Page 2 HLhZr41

Powrót do góry Go down





Tulka
Gif :
Lisia Norka - Page 2 5PUjt0u
Wiek :
Wizualnie 18
Rasa :
Opętaniec
Wzrost / Waga :
173 cm
Znaki szczególne :
blizna na prawej brwi, dwubarwne prawie oko, lekko poszarpane prawe ucho, tatuaż na lewym nadgarstku, skrzydła o dwóch różnych kolorach
Pod ręką :
notatnik, długopis
Broń :
2 Pufery
Zawód :
Lekarz Pierwszego Kontaktu
https://spectrofobia.forumpolish.com/t239-kp-tulki https://spectrofobia.forumpolish.com/t1120-tulka
TulkaNieaktywny
Re: Lisia Norka
Wto 2 Mar - 15:43
Zaśmiała się, gdy Gawain zaprezentował, jak będzie uwieczniony w kamieniu. No tak. Ale szkoda, że to działało tylko w bajkach. Wyraźnie zaczęła się przy nim rozluźniać, nie była aż taka czujna. A raczej...taka spięta.
Widziała jego zakłopotanie, uśmiechnęła się miło - przepraszam,... inaczej może....jakby pan miał złamaną rękę i miał ją w gipsie. Nie byłby w pobliżu nikogo, musiałby sobie pan sam poradzić i na przykład przygotować wywar, który następnie musiałby pan w misce albo w ciężkim garnku je przenieść do innego pomieszczenia. Gdyby gips był tylko na przedramieniu, nadgarstku to jest to jeszcze możliwe, jednak w przypadku, gdy ma pan unieruchomiony również łokieć i był pan osłabiony to byłoby to jednak trudne - powiedziała, mając nadzieję, że teraz już całkiem zrozumie o co jej chodzi.
Zaraz zrobiło się jej jednak głupio, dlatego opuściła bardziej uszy i uciekła wzrokiem w bok, lekko się wycofując. Była dzieckiem i zdawała sobie z tego sprawę. Nie powinna nikogo pouczać....Wycofała się znów, przytulając do siebie mocniej swoje skrzydła.
Wzruszyła ramionami - nie szukałam powodu, Bane też nie chciał o tym zbytnio rozmawiać - pokręciła tylko głową, gdy upewniał się, że tak naprawdę to nie ma pojęcia, dlaczego i gdzie poszedł. No ale co miała zrobić? Nie była tam nie wiadomo kim, żeby drążyć takie tematy.
Otworzyła szeroko oczy, gdy mężczyzna nagle do niej wycelował. Mógł zobaczyć na jej twarzy cień przerażenia. Gorzej, byłoby gdyby celował do niej z broni palnej. Prawdopodobnie wtedy miałaby już mokrą plamę pod sobą. Ale dotarło do niej co chciał jej przekazać. Przytaknęła tylko głową powoli. Nie była pewna czy tego chce...ale....z drugiej strony tyle dziewczyn już przez tego kocura cierpiało. Zagryzła mocno wargę i zacisnęła mocno dłonie w pięści - kiedy...jest sezon na ... koty? - zapytała tylko niepewnie. Nie chciała nikogo zabijać, ale zrobił jej tak wiele...do tego z tego co słyszała nie był to pierwszy, ani też zapewne ostatni raz...

Zamyśliła się, słysząc pytanie Cośka - musisz sobie wyobrazić, że twoje ciało pokrywa futerko. Też nie umiałam tego początkowo robić - przyznała, uśmiechając się do niego miło.
Obserwowała ich tak długo jak dała radę. Gdy jednak została sama, pobawiła się chwilę z Lisami, potem jednak weszła do środka i poszukała jakiejś kartki i czegoś do pisania. Gdy już znalazła (nie grzebała nigdzie poza parterem). Wzięła sobie podkładkę i wyszła znów na zewnątrz. Gdy była sama, naszkicowała portret starego, łysego Dachowca. Nie była pewna czy dobrze robi, ale co może władza? Był bogaty....naprawdę bogaty i aż dziwne, że nikt jeszcze nic nie zrobił w tej sprawie. Na pewno były jakieś zaginięcia. Ale może faktycznie powinna iść z tym do pewnego Upiornego... ale... która droga była dobra? Nie chciała by miał możliwość ujścia z tego cało, a miała wrażenie, że pan Gawain nie był taki, by dać się przekupić...miała przynajmniej taką nadzieję.
Zwinęła rysunek w rulonik, nawet nie chciała na niego spojrzeć. Czekała cierpliwie aż rudzielce o dziwnych oczach wrócą na ziemię.
Pod koniec lotu Levi nawet zaryczał głośno i zionął przed siebie ogniem. O tak...był prawdziwym smokiem, a nie jakąś podróbką z bajek.
Podeszła do nich, gdy już znaleźli się na ziemi. Spojrzała na dzieciaka - wszystko dobrze? - zapytała z troską, głaszcząc smoka po kościanym łbie. W jednej ręce ściskała rulon, nadal nie była pewna, czy na pewno chce podjąć taką decyzję czy też nie. Była lekarzem...nie powinnam skazywać nikogo na śmierć...ale....naprawdę nie potrafiła teraz myśleć o żadnym akcie łaski dla niego...
- Jak minął lot? - zapytała Gawaina, ale widać było, że chyba nie do końca jest obecna.

Powrót do góry Go down





Gawain
Gif :
Lisia Norka - Page 2 5PUjt0u
Godność :
Gawain Keer
Wiek :
Wygląda na około 30 lat.
Rasa :
Cień
Wzrost / Waga :
183 cm / 76 kg
Znaki szczególne :
Czarne twardówki oczu, bursztynowe tęczówki, cienka blizna na brodzie od lewego kącika ust
Pod ręką :
klucz do domu Yako (w KL) i mieszkania, pieniądze // Event:
Broń :
Nóż ceramiczny, sztylet, kusza
Zawód :
Najemnik do prac wszelakich, zielarz
Specjalne :
Administrator, Strażnik toku fabuły
https://spectrofobia.forumpolish.com/t225-gawain-keer https://spectrofobia.forumpolish.com/t226-nie-az-takie-tajne https://spectrofobia.forumpolish.com/t250-kontakt-z-keerem https://spectrofobia.forumpolish.com/t1085-gawain
GawainDręczyciel
Dręczyciel
Re: Lisia Norka
Sro 3 Mar - 21:22
Westchnął ciężko na pytanie o metaforę. Uparcie starał się przemycić abstrakcyjne pojęcia do słownika Cośka, ale opornie im to szło. Całe szczęście mały nadrabiał ciekawością świata i odwagą graniczącą z głupotą. - Nie da się jej zjeść. Służy do przenoszenia sensu i sam właśnie jej użyłeś. Nic niczego nie przenosi z miejsca na miejsce. Jak powiem, rzuć okiem, to nie wyjmiesz oka i nim nie rzucisz, tylko pójdziesz coś obejrzeć. - Przynajmniej taką miał nadzieję, bo w Krainie Luster wszystko było możliwe. Wiszące oczy i rzucane oczy. Jakby nie spojrzeć, Kraina prowadziła sama ze sobą nieustanny konkurs poetycki. - Nawet bardziej niż lis! - sarknął rozbawiony. Kciuki i niewyparzona, aczkolwiek urocza gęba dawały Kogitsune sporą przewagę nad zwyczajnym czworonogiem.
- Rozumiem, naprawdę... czasem potrzebuję chwili, by się przestawić, wyobrazić sobie wszystko od rana do wieczora - posłał Julii blady uśmiech. Widząc jaka jest zmieszana i niepewna zaczął się zastanawiać, jak szybciej doprowadzić dziewczynę do porządku. Problemem była złamana kość oraz klątwa. Na jeden z problemów miał rozwiązanie. Lecząca magia nic tu nie zdziała, ale czy cała magia zawiedzie? - Wiesz, tak się składa, że mam coś, co może ci pomóc. - Uniósł palec do góry dając znak, żeby poczekała i zaczął przetrzebiać szuflady i torby. - Nie zaleczy kości, nie naprawi jej szybciej, ale da lekarzom do niej pełen dostęp. O, mam - Podszedł do Julii i wyciągnął w jej stronę coś przypominającego opaskę na oczy. - Proszę. To maska Vin'tharnu. Nie będziesz w niej nic widzieć i zamienisz się w szkielet. Wszystkie mięśnie i organy znikną na czas jej założenia, więc lekarze będą mogli bezkrwawo dotrzeć do kości i poskładać cię niczym puzzle - wytłumaczył i wcisnął jej tasiemkę. - Oddasz przy okazji.
Zrobił kwaśną minę, ale nic nie powiedział. Nie wiedział, co o tym myśleć. Może faktycznie przesadzał i węszył nieistniejący spisek? Chwilę mierzył ją wzrokiem, tak sobie razem milczeli, po czym wzruszył ramionami. Potem już celował do dziewczyny z kuszy i obserwował jak przerażenie stopniowo przeistacza się w zrozumienie. Przywołał jej traumę. Bała się tak bardzo... i jasnym było, że nie chce się tak czuć. Nigdy więcej. Spięła się, a raczej zbierała w sobie.
W oczach Cienia pojawił się figlarny błysk, gdy wydukała z siebie pozornie nic nie znaczące słowa.
- Proszę, proszę... - niemalże wymruczał opuszczając kuszę i posyłając jej szeroki uśmiech. - Pani Renard odwiedziła mnie w piwnicy! - parsknął pod nosem, celowo nawiązując do jej całkowicie lekarskiej wizyty w Wieży. Przeniósł wzrok z dziewczyny na kuszę. Delikatnie odłożył broń z namaszczeniem gładząc ją dłonią, jakby żegnał kochankę. - Kiedy? Mówią, że koty są marcowe. Można drzeć koty. Pierwsze koty za płoty. Słowem, zawsze, choć Arlekin pewnie powiedziałby, że wtedy, kiedy go Arcyksiążę dorwie... co nie odbiegałoby zbyt daleko od prawdy - odparł rozbawiony, lecz w jego szorstkawym głosie dało się wychwycić zatroskanie, jakby zwracał uwagę na prostą życiową prawdę. No tak już jest, smutno trochę, ale było tak od zawsze! Każdy to wie! - Pamiętaj kim jesteś. Był martwy w momencie, w którym podniósł na ciebie rękę. - Wskazał ją palcem, a jego brew powędrowała do góry. Nie patrzył już na nią jak na małą dziewczynkę. Była medykiem na dworze, medykiem w Wieży, w Klinice. Durny kocur zadarł z niewłaściwą osobą i była nią Julia Renard. Jeśli nie SCR lub Gwardia, to mniej wyrozumiali mieszkańcy Krainy rozerwaliby go na strzępy.

Podczas lotu pozwolił, by wraz z ciałem leciały jego myśli. Wypełniała je przestrzeń, szum wiatru, błyski światła, śmiech Cośka przed nim. Smoki miały zajebiście. Silne, wolne, zjawiskowe. Już widział jak Mały Lis biega po ogrodzie i macha rękoma. Zresztą w jego wieku też był wszystkim. Dziką bestią z Malinowego Lasu, przerażającym piratem, nieugiętą Marionetką. Kraina Luster była wtedy mniejsza. Składała się na nią ciemna piwnica, przyległe do domu uliczki, bujny ogród zielny i pobliski chlew. Jednak musiał wrócić. Julia na niego czekała. Nie na chłopca, którym kiedyś był.
Przekroczyli płomienie przy wtórze ryku bestii. Za pomarańczową kurtyną kryła się Norka. O dziwo lądowanie było miękkie i łagodne w przeciwieństwie do startu. Odsupłał Cośka i pomógł mu zejść, po czym sam zsunął się z łuskowatego cielska i lekko skłonił przed Leviathanem w ramach podziękowania.
- Wszystko w jak najlepszym porządku - wypalił, a chwilę potem Cosiek puścił pawia. - No, może nie do końca, ale należy się gagatkowi - groźnie zmrużył powieki rzucając Cośkowi gniewne spojrzenie. Będzie musiał z nim pogadać o zielonych butelkach i tych z winogronami na etykietach.
- Był o niebo lepszy niż pierwszy - uśmiechnął się półgębkiem i oddał Julii pożyczoną Wstęgę. Oczy miał wielkie jak złocisze, buzowała w nim adrenalina. - A z tobą? Wszystko dobrze? - Lekko przechylił głowę w bok, by móc lepiej się jej przyjrzeć, po czym jego wzrok zsunął się na trzymany przez nią skrzętnie zawinięty papier. Był trochę pognieciony. Na twarzy Julii również odbijał się stres.
- Chodź, usiądziesz, odetchniesz. Wam obojgu przyda się łyk świeżej wody. - Zerknął na Cośka przez ramię, po czym wziął go na ręce i skierował swe kroki do Norki. Tam kazał dziecku przepłukać usta i wypić dziwnie smakującą solą, cukrem i owocowym syropem wodę. Wtedy puścił Cośka wolno ostrzegając przed dotykaniem zielonych butelek. Kurde, będzie musiał wszystko pochować i zaryglować na trzy spusty. Dobrze, że barek w piwnicy był ukryty. Trzeba było wiedzieć co i jak nacisnąć, by uruchomić mechanizm. Nawet masywny Yuki nie poratuje Kogitsune w takiej sytuacji.
Julii podał to, co sobie zażyczyła, nawet jeśli było to coś mocniejszego. Wyglądała jakby potrzebowała kielicha. Jej wzrok był tak nieobecny, że równie dobrze mogła wciągnąć oczy w głąb swojej czaszki - takie były zapadnięte. Przysiadł na leżaku na tarasie i cieszył się słońcem oraz lekkim wietrzykiem. Czasem któryś z koi chlasnął taflę stawu ogonem. Coś zaskrzeczało w lesie, a przygłupie kanarki odpowiadały panicznym piskaniem. I tak się tutaj powoli żyło.
- Możesz się z tym, jak to mówią, przespać... ale nie znam nikogo, kto dałby radę. - Zasłonił oczy dłonią. Niedrażniony przez słońce obserwował powolne falowanie rozłożystych liści. Cień padał tylko na jego skórę, ale nie sięgał ubrań i oparcia leżaka, przez co wyglądał jakby światło go złamało. Zaraz jednak opuścił rękę, wyciągając ją ku dziewczynie. - Więc daj, co tam masz. Przyjrzę się temu z innej perspektywy. Jeśli masz jakieś życzenia a gardło cię zawodzi, dopisz je. - Wskazał palcem na rulonik. Nie patrzył na Julię. Jego dłoń czekała, otwarta. Nie poganiał jej, nie zerkał, wiedząc jak intymną chwilę dzielą. Przymknął oczy, obsunął się w leżaku i wydawałoby się, że śpi, gdyby nie gładził palcami drugiej dłoni srebrnej zawieszki.


Lisia Norka - Page 2 PbcKfC9

Ekwipunek:

Aktualny ubiór:


Powrót do góry Go down





Thorn
Gif :
Lisia Norka - Page 2 5PUjt0u
Godność :
Aeron Vaele
Wiek :
Ponad 500 lat / Wizualnie lekko ponad 30.
Rasa :
Upiorny Arystokrata
Wzrost / Waga :
182/100 (same rogi trochę ważą).
Znaki szczególne :
Opalizujące granatem, duże, zakrzywione rogi. Tęczowe oczy.
Pod ręką :
Broń, zegarek kieszonkowy, sakiewka z pieniędzmi, mały notesik i długopis.
Broń :
Rapier.
https://spectrofobia.forumpolish.com/t139-thorn https://spectrofobia.forumpolish.com/t949-ksiegi-klamstw https://spectrofobia.forumpolish.com/t1119-thorn
ThornDemoniczny Książę
Demoniczny Książę
Re: Lisia Norka
Nie 7 Mar - 1:24
Najpierw nadszedł krzyk.
Długi, ptasi wizg przeciął niebo, mącąc spokój Krainy Luster. Poniósł się daleko, ponad koronami drzew, wwiercał się w umysły istot, które wystraszone dźwiękiem spoglądały w niebo. Co tak krzyczało? Czemu krzyczało?
Wielkie, szkarłatne skrzydła biły na boki, w męczącym locie. Wiatr owiewał potężny dziób, spływał po ciele, pozwalając istocie sunąć naprzód.
Majestatyczny orzeł przemierzał niebo, krzykiem oznajmiając swoją obecność. Mądre, bystre oko spoglądało co chwilę w dół. Nie krążył jednak nad jednym obszarem, cały czas posuwał się do przodu, w sobie tylko znanym kierunku.
Szukał.
Powoli zaczynało mu brakować czasu. Znalezienie tej jednej, konkretnej osoby jeszcze nigdy nie było takie trudne. Miał reputację mordercy i chociaż pozostawał w cieniu, całe podziemie o nim mówiło. Nie chciał sławy, a jednak był sławny.
Orzeł obniżył lot.
Nie przepadał za tym mężczyzną. Instynktownie czuł się przy nim zagrożony, nie był pewien jego ruchów. Zawsze pozostawał czujny, nawet gdy jego Pan uspokajał i ręczył za rudowłosego osobnika. Swoją drogą... Ciekawe co rudy miał w sobie takiego, co przyciągało wzrok tęczowych oczu?

Gawain Keer. Cień. Śmiertelny wróg i upragniony przyjaciel. Jak... Ostatnie pchnięcie Mizerykordią.
Znajomy zapach który nagle dotarł do jego nozdrzy był jak nagłe smagnięcie batem. Orzeł zaskrzeczał i zanurkował, z impetem lądując na niewielkiej polanie. Uniósł głowę wysoko, łapiąc woń ptasimi zmysłami. Skąd znał ten zapach?
Przemiana nastąpiła w ciągu mgnienia oka. Tam, gdzie przed chwilą stał jeszcze wielki ptak, przykucał mężczyzna w średnim wieku. Czerwone włosy miał zebrane na karku czarną wstęgą, boki jego głowy zdobiły misterne warkoczyki i wpięte w nie czarne koraliki. Żółte oczy błyskały, gdy rozglądał się na wszystkie strony. Podkreślone węglem powieki dodawały wyglądowi drapieżności.
W końcu złapał zapach. Znał go bardzo dobrze. Pożądał go... Woń nęciła go, budziła w nim pierwotne instynkty, których się wstydził a których nie potrafił wyjaśnić w żaden racjonalny sposób. Odwrócił głowę w kierunku z którego dochodził zapach i wstał. Wygładził ubranie, poprawił mocno ściągnięty pas. Nie wyglądał dziś tak, jak zawsze. Zwyczajowy szkarłat porzucił, na rzecz kompletu w barwach bieli, czerni i złota. Być może już sam ten fakt powinien powiadomić otoczenie, że coś się zmieniło. Albo zamierzało się zmienić.
Ruszył tropem lisa, bo właśnie taki zapach przykuł jego uwagę. Długo szukał, kręcił się po okolicy aż wreszcie dotarł do miejsca zupełnie nie pasującego klimatem do Krainy Luster. Nie znał tego stylu budownictwa, a jednak było bryle domostwa coś znajomego.
Wychwytując o wiele silniejszy zapach, zbliżył się do domu. Tak pachniała Luci. Tak pachniał Lusian.
Tak pachniała... Tulka.
Wziął głębszy wdech, delektując się wonią. Nie interesował do Lisi Demon, o wiele bardziej interesująca była skrzydlata istotka z lisimi elementami. Ni to ptak, ni to ssak. Ofiara i drapieżnik w jednym. Może kiedyś jeszcze dane mu będzie ją zobaczyć?
Zapukał i odsunął się na stosowną odległość. Tam gdzie Lusian, tam powinien być Keer. Jeśli go tu nie znajdzie, będzie musiał wrócić do zamku i powiadomić Księcia, że nie udało mu się znaleźć Cienia. Nie będzie zadowolony z takiego obrotu wydarzeń.

Ktokolwiek otworzył drzwi, Alden skłonił się nisko i zapytał, czy zastał pana Keera. Jeśli otworzył mu sam rudowłosy, Orzeł wyjął zza pazuchy list i podał go bez słowa wyjaśnienia. Na twarzy malowała się powaga, może nawet przesadzona, jeśli wziąć pod uwagę otaczający ich krajobraz?

EJvxkZE.png
Gawain Keer
Czołem Przyjacielu,

Zapewne nie spodziewałeś się dostać ode mnie listu właśnie teraz, gdy w Krainie Luster panuje względny spokój, a większość możnych zajęta jest swoimi sprawami.
Ewentualnie, co również biorę pod uwagę, spodziewałeś się owego pisma nieco wcześniej, gdy były po temu powody.
Koszmarnie wręcz męczy mnie pytanie o to, którą z tych dwóch opcji byś wskazał, aczkolwiek nie będę o to pytał, bo mam ważniejsze sprawy na głowie.
Azaliż zapomniałeś już treść i formę ostatniego otrzymanego ode mnie listu?
Mam gorącą nadzieję, że jednak nie.

No cóż, przejdźmy do konkretów bo czas nagli, a musisz wiedzieć, że piszę ten list późną nocą i poduszka wzywa mnie z niezwykłą mocą.
Angażować się zwykłem, jak zapewne sam doskonale wiesz, w różnorakie przedsięwzięcia natury handlowej i kolekcjonerskiej.

Chcę ci otóż powiedzieć, że pewnemu inżynierowi udało się wyprodukować coś niesamowitego.
Imaginuj sobie, że w jednej z należących do mojego sąsiada manufaktur uzbrojenia, pewien czeladnik wykonał i zmontował coś, co nazwał „kuszą automatyczną”.
Elementarna zasada, na jakiej działa jej mechanizm pozostaje bez większych zmian.
Bazowe elementy takie jak łuk, orzech, dźwignia spustowa czy strzemię w większości również pozostają te same.
Inny jest za to naciąg tejże „machiny zagłady”.
Elementarną częścią łoża stała się otóż zamknięta w stalowym pojemniku turbinka parowa ze szpulą, która po odpaleniu świecy stojącej pod nią, stopniowo, za a pomocą linki zwijanej na owej szpuli, naciąga łuk.

Wyobrażasz sobie to ustrojstwo?

Znając twoje zamiłowanie do tego typu wynalazków pozwoliłem sobie zamówić dla ciebie pojedynczy egzemplarz.
Albowiem, czyż może być coś lepszego niż praktyczny i użyteczny podarek od starego znajomego?
Mam nadzieję, że znajdziesz chwilę wolnego czasu i darujesz mi ten dziwaczny, typowy dla Upiornych Arystokratów, wstęp owego listu.
Kusiło mnie by, pominąwszy wstęp, opowiedzieć ci o owej kuszy już na początku, ale nie miałbym wtedy tej uciechy, jakiej przysporzyło mi wyobrażenie sobie wyglądu twojego oblicza, gdy czytałeś pierwsze słowa tego listu i zastanawiałeś się, o co właściwie mi chodzi.

Uprzejmie pozdrawiam,
Aeron Vaele.


Jeśli został zaczepiony, pokiwał jedynie głową na znak, że nie udzieli żadnej odpowiedzi. Nie mógł powiedzieć nic więcej. List wyglądał, jakby był pisany w pośpiechu lecz nie na kolanie. Pominięto wszelkie tytuły Księcia Vaele. Czy celowo? O to Keer będzie musiał zapytać osobiście, jeśli chce poznać prawdę.
Gdy nagle do jego nozdrzy dotarł zapach, który działał na niego jak narkotyk, mężczyzna spiął się i szerzej otworzył swoje umalowane, żółte oczy. Była tu też Julia! Miał szczęście czy pecha?
Nie poznał jej od razu. Wyglądała... inaczej. Przez chwilę patrzył na nią osłupiały, jednak po dosłownie kilku sekundach przypomniał sobie, że i dla niej ma list od Księcia.
Wręczył go dziewczynie.

EJvxkZE.png
Julia Renard
Moja Droga Przyjaciółko

Minęło sporo czasu kiedy ostatni raz mieliśmy okazję spędzić ze sobą trochę czasu. Kłamstwem będzie, jeśli napiszę, że nie tęskniłem za naszymi rozmowami. Bywam ostatnio zajęty i nieco przemęczony, dlatego chociaż nie chcę byś odebrała me zaproszenie jako wymuszenie, odwiedź mnie w zamku. Mam kilka pytań związanych z Twoją profesją.
Bardzo proszę, powiadom mnie o chęci przybycia. Niezwłocznie przyślę odpowiedni transport. Nie martw się, jeśli mnie nie zastaniesz. W Dunkelheit możesz czuć się jak w domu.

Ze szczerymi pozdrowieniami,
Aeron Vaele.
PODPIS


List napisany do Tulki również nosił ślady pośpiechu, jednak utrzymany był w zupełnie innym tonie, przez wzgląd na sympatię jaką darzył skrzydlatą dziewczynę Upiorny Arystokrata. Miał też inną funkcję.
Z poczuciem spełnionego obowiązku, Alden ukłonił się nisko, po czym bez słowa po prostu cofnął się i zniknął między drzewami Malinowego Lasu.
Krzyk który poniósł się nad ich głowami potwierdził, że kamerdyner zmienił postać i odfrunął w stronę Dunkelheitu.

ZT

Powrót do góry Go down





Tulka
Gif :
Lisia Norka - Page 2 5PUjt0u
Wiek :
Wizualnie 18
Rasa :
Opętaniec
Wzrost / Waga :
173 cm
Znaki szczególne :
blizna na prawej brwi, dwubarwne prawie oko, lekko poszarpane prawe ucho, tatuaż na lewym nadgarstku, skrzydła o dwóch różnych kolorach
Pod ręką :
notatnik, długopis
Broń :
2 Pufery
Zawód :
Lekarz Pierwszego Kontaktu
https://spectrofobia.forumpolish.com/t239-kp-tulki https://spectrofobia.forumpolish.com/t1120-tulka
TulkaNieaktywny
Re: Lisia Norka
Nie 7 Mar - 2:33
Spojrzała na ryżego mężczyznę, gdy ten powiedział, że ma coś, co może pomóc. Przekrzywiła głowę i czekała cierpliwie, aż znajdzie to czego szuka. Widząc jakąś dziwną opaskę na oczy, spojrzała na niego, wyraźnie oczekując wyjaśnienia.
Wzięła tasiemkę do ręki i przełknęła ślinę - bezkrwawo....ale nadal nie bezboleśnie prawda? - spojrzała na niego niepewnie, ale schowała Maskę do kieszeni, dziękując za nią grzecznie. Zastanawiała się co Bane o tym pomyśli. Sama była ciekawa jak to jest, ale prawdę mówiąc trochę się...wstydziła sprawdzać to przy Cieniu. Aż tak mu nie ufała.
Była spięta. Powinna pomagać, ale...czy tym nie pomoże innym? - kim jestem? A czy ktokolwiek poza Banem oraz tatą mnie szukał? Czy ktokolwiek się zorientował, że zniknęłam na te kilka dni? - zapytała, patrząc mężczyźnie prosto w oczy. Nic jej o tym nie było wiadomo. Wiedziała, że na pewno ją pod jakimś względem obserwowali, a pewno by zauważyli, że Bane zaczyna wariować z nieznanego im powodu? Dlaczego nigdzie jej nie widać? - poza tym...zdawało mi się, że oni....nie porywali pierwszych lepszych dziewczyn....oni je wybierali i to raczej nie idąc sobie po ulicy... a moja praca w Pałacu nie jest przecież tajemnicą - westchnęła ciężko. Była nikim...wiedziała o tym. Tylko jej najbliżsi się przejmowali tym, że jej nie ma. Uciekła wzrokiem gdzieś w bok. Była medykiem, ale nie była niezastąpiona. Doskonale wiedziała jak to działa...

Uśmiechnęła się blado, gdy powiedział, że było lepiej niż za pierwszy razem - pewnie temu, że tak nie pędził no i miał pan jakieś panowanie nad nim - powiedziała, głaszcząc łaszącego się jaszczura po czarnej jak noc czaszce. Tym się wyróżniał wśród innych Aureum. Nie był błękitny i nie miał jasnej głowy. Granat i czerń dodawały mu grozy i może sprawiały, że nie pasował do delikatnej dziewczyny, jednak jej się podobał. Większa szansa, że uciekną zanim uznają, żeby jej coś zrobić. Teraz już nie miała zamiaru się nigdzie bez niego ruszać.
Przytaknęła głową i ruszyła do środka. Poczekała, aż Cień ogarnie dzieciaka. Poprosiła po prostu o jakiś sok. Po przygodzie z dnia poprzedniego nie miała ochoty na nic mocniejszego. A raczej wolała nie ryzykować.
Gdy dostała napój, usiadła obok gospodarza. Upiła trochę i westchnęła. Przysunęła w jego stronę lekko wymięty rulon. Widać było, że nie było to dla niej nic łatwego. Gdy rozwinął go, mógł zobaczyć to co było widoczne na listach gończych w Wieży. Portret, znaki szczególne, rasę i tym podobne - ja...nie wiem czy on żyje....zdaje mi się,...że Levi spalił las, w którym....było...polowanie - głos jej zadrżał i ścisnęła mocniej szklankę z sokiem - ale...nie wiem czy on tam był...był niby ubrany jak myśliwy...gdy go widziałam ostatni raz...ale...to chyba nic nie znaczy.... - przełknęła ślinę - wiem....że to nie był ich pierwszy raz...wszystko było przygotowane...do tego....moja...poprzedniczka,....dość mocno go zraniła.... - westchnęła ciężko, przypominając sobie głęboką do kości ranę, wyrytą na jego nodze.

Gdy nagle ktoś zapukał, wyprostowała się i postawiła wysoko uszy. Spojrzała na rudzielca ale nie ruszyła się z miejsca, póki on tego nie zrobił. Nie chciała zostawać sama. Poszła więc za nim i ostrożnie wyjrzała zza niego, by zobaczyć kto przyszedł. To nie jej sprawa, ale znajomy zapach ją zaciekawił. Czerwonowłosy mężczyzna....Alden! Uciekła wzrokiem gdzieś w bok, widząc jego spojrzenie. Na szczęście nie komentował nic tylko dał jej...list? Spojrzała na niego pytająco, jednak Alden odszedł zanim zdążyła przeczytać co jest w środku.
Westchnęła i otworzyła kopertę, po czym odczytała wiadomość.
Pytania...dotyczące jej profesji? Chciał...pomocy medycznej? Ale...dlaczego teraz? Przełknęła ciężko ślinę i spojrzała na Cienia, jej źrenice były wąskie, bardzo...dwie ledwo widoczne, wąskie szparki - g...gdzie jest zamek Księcia Vaele? - zapytała lekko drżącym głosem, słysząc o Lodowych Górach, jej ogon zaraz powędrował między jej nogi, uszy opadły po bokach, kolana zetknęły. Upuściła list i otuliła się ramionami - to...na...K...K....Kryształowym....prawda? - oddychała z trudem. Bała się. Była przerażona. Oczy miała szeroko otwarte, usta rozchylone, cała zaczynała drżeć. Patrzyła przerażona na list. Nie....nie jedzie. Nigdzie nie pojedzie! Nigdy nie postawi nogi w tym miejscu Krainy Luster!

Powrót do góry Go down





Gawain
Gif :
Lisia Norka - Page 2 5PUjt0u
Godność :
Gawain Keer
Wiek :
Wygląda na około 30 lat.
Rasa :
Cień
Wzrost / Waga :
183 cm / 76 kg
Znaki szczególne :
Czarne twardówki oczu, bursztynowe tęczówki, cienka blizna na brodzie od lewego kącika ust
Pod ręką :
klucz do domu Yako (w KL) i mieszkania, pieniądze // Event:
Broń :
Nóż ceramiczny, sztylet, kusza
Zawód :
Najemnik do prac wszelakich, zielarz
Specjalne :
Administrator, Strażnik toku fabuły
https://spectrofobia.forumpolish.com/t225-gawain-keer https://spectrofobia.forumpolish.com/t226-nie-az-takie-tajne https://spectrofobia.forumpolish.com/t250-kontakt-z-keerem https://spectrofobia.forumpolish.com/t1085-gawain
GawainDręczyciel
Dręczyciel
Re: Lisia Norka
Nie 7 Mar - 12:56
- Nie mam pojęcia, ale założyłbym, że nie. Lepiej być mile zaskoczonym niż nieprzygotowanym - odpowiedział zgodnie ze swoją wiedzą. Szmatka dopiero co wpadła mu w ręce i dotychczas nie znalazł się w sytuacji, która wymagałaby jej użycia. - Powiedz mi, jak już się dowiesz. - Puścił jej oczko. Brak entuzjazmu i chęci natychmiastowego wypróbowania maski był zrozumiały. W końcu widziałby jej kości...  nie można być bardziej nagim.
Przewrócił oczami na jej utyskiwanie. Dobrze znał uczucie odrzucenia, zbędności swojej osoby i nie potrzebował współczuć komuś z tych samych powodów, z których współczuł samemu sobie. Okropnie denerwujące. Wręcz poniżające.
- Mnie też by nie szukali, ale poźniej... kto wie? Sprawy szybko potrafią stać się polityczne. Oczywiście ktoś na tym skorzysta, zrobi z siebie bohatera, obrońcę uciśnionych. Według mnie najważniejsze, żeby drania dorwać i tak długo, jak ten warunek zostaje spełniony, hipokryzja nie kole w oczy tak bardzo... - Nie zaprzeczał temu co powiedziała, za to zdradził swój przepis na podobne sytuacje. Nie chciał jej dodatkowo dołować, lecz w głębi duszy uważał, że każdy prędzej czy później zostanie sam. Prawdy objawione bolały niczym dotyk gorącego żelaza, lecz jeśli wystarczająco mocno zacisnąć zęby można było przeć naprzód. I dużo zyskać. Tylko czy warto?

Zaśmiał się krótko biorąc słowa Julii za żart. Owszem jakieś panowanie miał, ale ciężko było porównywać niespodziewane lądowanie na grzbiecie zdenerwowanego Aureum z zaplanowanym i bezpiecznym lotem.
Dokonali wymiany. Szklanka soku za rulon. Kątem oka dostrzegł jak dziewczyna podsuwa mu świstek. Rozwinął wymięty papier. Zmarszczył nos.
- Ależ masz parszywą gębę - wycedził do rysunkowego kocura, zaznajamiając się z liniami, proporcjami i charakterystycznymi cechami. Wysłuchał uwag Julii i pokiwał głową.
- Wszystko coś znaczy. Inicjał na chusteczce, symbol na podeszwie, charakterystyczny wzór. Tiki, dziwaczna mowa. Poszukam go, lecz ostrzegam, że to może trochę zająć. Bardzo możliwe, że postanowił się zaszyć, a kamratom powiedział, że nic nie wiedzą. - Złożył papier w zgrabną kostkę, po czym spojrzał w niebo. Drapieżne ptaki? W tej okolicy? Z jakiegoś powodu skierował lot w ich stronę. Podejrzewał, że przez zmęczenie. W gąszczu Malinowego Lasu ciężko było znaleźć polanę, a Norka jej z obszernym ogrodem była doskonałym miejscem na lądowanie. W najgorszym wypadku wejdą do środka.
- Przestudiuję to jeszcze kilkukrotnie, zanim wrzucę do kominka - Pokazał jej zwitek i schował go do kieszeni. Obserwował rabatki, owocowe drzewka. Orzeł musiał polecieć dalej. Trochę szkoda, bo lubił obserwować majestatyczne bestie.
Wtedy rozległo się pukanie do drzwi. Yuki z Furorem przystanęli i kręcili łbami na boki, nasłuchując.
- No już, zmykajcie - Pchnął oba włochate tyłki, by się ruszyły. Zerknął przez okno, po czym wrócił do drzwi i je otworzył. Alden wyglądał jak nie on. Jakieś warkoczyki, oczy podkreślone węglem, luźny krój stroju. Ledwo go poznał!
- Dzień dobry, Alde... - zaczął, ale zanim zdążył zapytać o cokolwiek, Orzeł wcisnął mu kopertę. Zaproponowałby poczęstunek, zapytał o zdrowie, lot, lecz spotkał się z wymownym milczeniem i hardym spojrzeniem. Coś było na rzeczy, ale nie dowie się tego od Aldena. Zmienił wszystko, tylko nie manierę. Diabli go nadali i diabli go pędzili. Złamał pieczęć i zaczął czytać, po czym szybko zerknął na stojącego w progu mężczyznę.
- Proszę, wejdź - zachęcił go gestem otwartej dłoni, a sam zaczął przechadzać się po domu gorączkowo pochłaniając treść listu.
Początek był kuriozalny, aż pokręcił głową z niedowierzaniem, jednakże gdy dotarł do wskazówki, przestał zwracać uwagę na styl i treść. Nie czytał dalej, tylko prześledził całość. Złożył litery, po czym dopiero wtedy doczytał list. Kilka słów rzucało odrobinę światła na tę przedziwną okoliczność. Przedsięwzięcie, kusza... machina zagłady, nieco niepokojące. Wrócił jeszcze na początek... nie spodziewałeś się, a więc i on się nie spodziewał. Czas nagli. Trzymał w ręku zaproszenie na wczoraj. Pożegnał Aldena skinieniem głowy, złożył list i zaczął od Cośka. Przyklęknął przy dzieciaku i w wielkich słowach i gestach zaczął tłumaczyć mu, że oto znów będzie alfą Norki. I że ma nie pić niczego z zielonych butelek, bo to najgorsze co dobry alfa może zrobić.
- Eee... tak! Wysoko w Lodowych Górach - Spojrzał na Julię przez ramię, pogłaskał Kogisia i wstał. Skinął panikującej dziewczynie głową. Rozumiał, czemu się bała. Podszedł i delikatnie ułożył dłonie na jej drobnych barkach. Choć silne, jego uścisk nie bolał. Nie był też natarczywy, nie przytrzymywał jej, ale naprawdę wyglądała, jakby miała się zaraz przewrócić. Jeśli pokazała mu list, przeczytał go i zrobił smutną minę. Tym razem nie komentował, bo pamiętał pobyt w zamku. Yako był wtedy nieswój, zły na wszystko, ale on miał na karku setki lat. Tłumaczenie, że w zamku jest bezpiecznie, nic nie dawało. Rządził nim irracjonalny lęk, tak jak teraz Julią.
- Teraz jesteś w Malinowym Lesie. Odpocznij, daj ręce wydobrzeć, spędź trochę czasu z Banem. Książę żyje już dość długo i jestem pewien, że jest gotów trochę poczekać.... czyli ich miarą, pół roku jeśli nie więcej - szeptał cicho i uspokajająco. Jeśli chciała, mogła się przytulić. W przeciwnym wypadku zabrał dłonie i cofnął się o krok. Nie chciał by poczuła się zagrożona. Z drugiej strony była nastolatką. Kto je zrozumie?
- Ja natomiast będę musiał na trochę wyjechać. Byłbym wdzięczny, gdybyś czasem, podczas przechadzek zajrzała, czy Norka jeszcze stoi. Tylko nie daj nabrać na słodkie gadanie Cośka. On uwielbia kobiety, jedzenie i piwo. - Uśmiechnął się półgębkiem i włożył ręce do kieszeni, by samemu móc się uspokoić i nie dać po sobie poznać, że sprawy naglą. Nie powiedział jednak nic dziwnego. Faktycznie, niezależnie od oczekiwań Ciernia, musiał wyjechać. Choćby po to, by dorwać Kocura. Las spalony czy nie... może coś przydatnego się tam uchowało. Poszedł do piwnicy i wygrzebał jedną z mniejszych klatek, pamiętającą początki hodowli kanarków. Przetarł ją szmatą, zebrał kurz i stare pajęczyny, sprawdził drzwiczki. Trochę skrzypiały. Bolec na szczycie, który trzymał klatkę, gdy była podwieszona, odrobinę pordzewiał. Po porządnym wypucowaniu, będzie jak znalazł. Wrócił do Julii i wręczył jej żelastwo.
- Proszę. Trzeba będzie nad nią trochę popracować, ale powinna wystarczyć. - Ptaszek miał w niej dojść do siebie i pewnie spać. Już wcześniej zauważył, że Julia nie więzi zwierząt. Pozwala im przychodzić i odchodzić, każde czuje się swobodnie. Podejrzewał, że klatka będzie rozwiązaniem tymczasowym i szybko do niego wróci.


Lisia Norka - Page 2 PbcKfC9

Ekwipunek:

Aktualny ubiór:


Powrót do góry Go down





Tulka
Gif :
Lisia Norka - Page 2 5PUjt0u
Wiek :
Wizualnie 18
Rasa :
Opętaniec
Wzrost / Waga :
173 cm
Znaki szczególne :
blizna na prawej brwi, dwubarwne prawie oko, lekko poszarpane prawe ucho, tatuaż na lewym nadgarstku, skrzydła o dwóch różnych kolorach
Pod ręką :
notatnik, długopis
Broń :
2 Pufery
Zawód :
Lekarz Pierwszego Kontaktu
https://spectrofobia.forumpolish.com/t239-kp-tulki https://spectrofobia.forumpolish.com/t1120-tulka
TulkaNieaktywny
Re: Lisia Norka
Nie 7 Mar - 13:47
Westchnęła ciężko. Trudno powiedzieć, czy by ich szukali czy też nie....prawda była taka, że tak naprawdę w ogóle nic nie znaczyli. Byli pionkami w większej grze. Można ich było bardzo łatwo zastąpić i choć zaginięcie agenta nie było zazwyczaj wielką tragedią to było dobrym pretekstem by coś zdobyć. No....takiego agenta jak ona. Przecież nawet nie miała żadnej rangi w Organizacji. Co innego pan Keer.

Nie patrzała na niego, gdy studiował co było na kartce. Mógł też tam znaleźć informacje o jego dziwnej służbie oraz ich małe podobizny. Julia była naprawdę dokładna, miała też w tym wprawę. I to sporą. Skinęła mu tylko głową, gdy powiedział, że po dokładnym przestudiowaniu tego, pozbędzie się kartki, a na jego tłumaczenie, że może znalezienie kocura może trochę zająć, pokręciła tylko głową. Nie spieszyło jej się, nie w takim znaczeniu, by go poganiać. Nie chciała jednak się wiecznie ukrywać, chciała się poczuć wolna...

Bała się. Dała mężczyźnie przeczytać list. Nie było to nic co musiałaby ukrywać. Nie przed nim. Pokręciła głową, gdy zaczął ją uspokajać - może....ma pan rację... - powiedziała, uciekając wzrokiem gdzieś w bok. Nie miał racji. Wiedziała o tym. W liście było o jej profesji....nie chodziło o rysunek czy tatuaże, chodziło o medycynę. Potrzebował do czegoś medyka. Jedzie gdzieś i możliwe, że będzie potrzebował jej mocy, dlatego prosił by poczekała na niego. Ale czy na pewno była na to gotowa.
- Poza tym...nie boję się pobytu tam...boję się drogi... - przyznała. W zamku wiedziała, że nic jej nie grozi. Że nawet jeśli kocur by się tam znalazł, nie mógł jej tknąć, bo to obraziłoby Gospodarza. A lepiej nie obrażać Upiornych. Nawet, jeśli ogólnie są mili.
Bliskość mężczyzny pomogła jej się opanować, ale nie w pełni. Widziała, że jego list był pewnie ważniejszy niż jej. Postanowiła więc nie zawracać mu już głowy i wrócić do domu. Do Toksynka. Chciała się do niego przytulić, porozmawiać z nim.
- Dziękuję za gościnę - uśmiechnęła się delikatnie, trochę sztucznie - i z Maskę - dodała jeszcze i spojrzała na kanarki, które wyraźnie były czymś zainteresowane - czy...nie miałby pan jakiejś...małej klatki dla niego? - spojrzała na mężczyznę po czym podeszła do klatki i ostrożnie wyciągnęła maluszka. Ten zapiszczał zaskoczony ale zaraz zasnął ponownie.
Widząc klatkę uśmiechnęła się - dziękuję bardzo jeszcze raz i ... powodzenia - powiedziała, żegnając się. Podała klatkę Leviathanowi i wyszli razem. Smok zwiększył rozmiar, a Tulka zasiadła na jego grzbiecie. Pomachała jeszcze Cieniowi po czym ruszyli w stronę domku. Robiło się już ciemno, Bane na pewno wrócił już z pracy.

ZT

Powrót do góry Go down





Gawain
Gif :
Lisia Norka - Page 2 5PUjt0u
Godność :
Gawain Keer
Wiek :
Wygląda na około 30 lat.
Rasa :
Cień
Wzrost / Waga :
183 cm / 76 kg
Znaki szczególne :
Czarne twardówki oczu, bursztynowe tęczówki, cienka blizna na brodzie od lewego kącika ust
Pod ręką :
klucz do domu Yako (w KL) i mieszkania, pieniądze // Event:
Broń :
Nóż ceramiczny, sztylet, kusza
Zawód :
Najemnik do prac wszelakich, zielarz
Specjalne :
Administrator, Strażnik toku fabuły
https://spectrofobia.forumpolish.com/t225-gawain-keer https://spectrofobia.forumpolish.com/t226-nie-az-takie-tajne https://spectrofobia.forumpolish.com/t250-kontakt-z-keerem https://spectrofobia.forumpolish.com/t1085-gawain
GawainDręczyciel
Dręczyciel
Re: Lisia Norka
Pon 8 Mar - 10:58
Biernie przytakiwał Julii, bo nic więcej nie mógł dla niej zrobić. Była tak zdołowana i wystraszona, że odrzucała wszelkie racjonalne argumenty. Byle dali jej już spokój.
Co tyczyło się podróży, oczywiście mógłby zaoferować eskortę, ale nie był to czas ni miejsce na podobne zabiegi. Poza tym eskorty były upierdliwe. Wieczne przerwy na jedzenie, picie i siku, zostawiające go na uboczu lub zmuszające do ciągłego tłumaczenia, że nie obróci się plecami do osoby eskortowanej, choćby miała umrzeć ze wstydu. A to i tak była milsza wersja, bo zwykle gnał przed siebie i pozwalał na odpoczynek jedynie w ostateczności.
Wymienił uprzejmości, odprowadził dziewczynę do drzwi. Odmachał jej i tyle ją widzieli. Przynajmniej nie musiał się o nią martwić. Z Leviathanem u boku nic jej nie groziło.
Przygotowania zaczął od zebrania i zamknięcia w piwnicznej skrytce całego alkoholu. Zostawił sobie tylko małą buteleczkę spirytusu, która dołączyła do bandaży, opasek i rozmaitego kramu, który brał ze sobą na każdą misję. List brzmiał poważnie, więc wolał być przygotowany na każdą ewentualność. Przygotował strój podróżny i strój wyjściowy, wziął prysznic, ogolił się i ubrał. Do skórzanych spodni, koszuli z grubego materiału i kamizelki, szybko dołączył płaszcz, kaptur, maska, rękawice i wysokie buty. Polowa elegancja, ale przynajmniej nikt nie weźmie go za pospolitego rzezimieszka. Wziął też przyciemniane gogle, by śnieg i kryształy nie biły po oczach. W zasadzie był gotowy, ale nie wyobrażał sobie zostawić małego i lisów bez prowiantu. Chwilę zastanawiał się nad wyprowadzeniem Kuromaru ze stajni w Mieście Lalek, ale szybko stwierdził, że potrzebuje czegoś niezawodnego. Co prawda będzie rzucał się w oczy... ale może to i dobrze? Wolał teraz, by wszyscy zeszli mu z drogi.
Wygrzebał sporawą sakwę zawierającą świetlisty pył i odszedł od kawałek od domu. Wysypał jej zawartość w trawę. Chwilę później drobinki wzniosły się w powietrze, by uformować sporych rozmiarów rumaka Widmo-Ra. Niestety w jedną stronę musiał jechać na oklep, gdyż siodło było przy Kuromaru.
Wypakował juki. Mięso, orzechy, owoce - wszystko, co lisy lubią najbardziej. Resztę smakołyków znajdą w bufecie jakim był dla nich ogród i las. Ponownie objuczył rumaka, a potem siebie. Kusza, bełty, nóż i siup, w drogę. Tylko strzemiennego brakowało, ale musiał zachować jasność umysłu i czystość ciała. Wyjechał w ciemną noc i chyba wiedział już jak nazwie Widmo-Ra, który ją przecinał.

Z/T


Lisia Norka - Page 2 PbcKfC9

Ekwipunek:

Aktualny ubiór:


Powrót do góry Go down





Sponsored content

Powrót do góry Go down





Powrót do góry

 
Permissions in this forum:
Nie możesz odpowiadać w tematach