Port Lapis lazuli

Velo
Gif :
Port Lapis lazuli 5PUjt0u
Godność :
obecnie Velonika Cheshire
Wiek :
dziarskie, piętnastoletnie ciałko
Wzrost / Waga :
150cm / 40kg
Znaki szczególne :
jarzące się, złote oczy
Pod ręką :
Sakwa ściągana rzemieniem, na długim pasku, wisi na gałęzi obok, zaraz obok lekkiej opończy: przekąski, Pyskata Busola, zwój liny, puste fiolki na eliksiry, dobry humor i problemy egzystencjalne
Broń :
sztylecik w sakwie
Zawód :
Przygodystka!
Stan zdrowia :
MARTWA. Ups.
https://spectrofobia.forumpolish.com/t792-velonika-cheshire https://spectrofobia.forumpolish.com/t295-koniec-koncow-wszystkie-kawalki-zloza-sie-w-calosc https://spectrofobia.forumpolish.com/t991-all-you-need-is-love-and-a-cat#14347 https://spectrofobia.forumpolish.com/t1123-velo
VeloDuchowa Zguba
Port Lapis lazuli
Sro 13 Mar - 22:01

Niewielki port osadzony na wschodnim wybrzeżu Morza Łez, swą nazwę zawdzięcza lokalnej atrakcji oraz lokacji niezbędnej w każdym szanującym się porcie. Wcale nie chodzi o przybytek, nad którego wejściem kołyszą się czerwone latarnie. Mowa tu o latarni morskiej, której światło przebijając się przez mrok i gęstą mgłę, zawsze napawa nadzieją serca żeglarzy. Wysoka na kilka pięter, strzelista wieża została ozdobiona niezliczoną ilością szlachetnych minerałów, których intensywna niebieska barwa od razu przyciąga wzrok. Co ciekawe, również słupy światła rzucane przez lampy latarni mają niebieską barwę. Urokliwa ostoja portu została ufundowana przez pewnego Upiornego Arystokratę, który po dziś dzień zarządza interesami niemal połowy wybrzeża.
W porcie mieści się niewielki rynek oraz targowisko, które choć nie prezentuje się nazbyt okazale, potrafi mile zaskoczyć różnorodnością i jakością tutejszych towarów. Podróżni, którzy szukają rozrywki, jadła, trunku czy noclegu, odnajdą wszystko w tutejszych karczmach. Dobrą sławą cieszy się szczególnie tawerna „Pod niebieskim księżycem”. Jeśli ktoś pokłada wiarę w opinii stałych bywalców, to właśnie tutaj nie chrzci się trunków, a posiłkom nie brak smaku, zaś obsługa osobiście dobrana przez gospodarza zasługuje na miano urodziwej.

Powrót do góry Go down





Velo
Gif :
Port Lapis lazuli 5PUjt0u
Godność :
obecnie Velonika Cheshire
Wiek :
dziarskie, piętnastoletnie ciałko
Wzrost / Waga :
150cm / 40kg
Znaki szczególne :
jarzące się, złote oczy
Pod ręką :
Sakwa ściągana rzemieniem, na długim pasku, wisi na gałęzi obok, zaraz obok lekkiej opończy: przekąski, Pyskata Busola, zwój liny, puste fiolki na eliksiry, dobry humor i problemy egzystencjalne
Broń :
sztylecik w sakwie
Zawód :
Przygodystka!
Stan zdrowia :
MARTWA. Ups.
https://spectrofobia.forumpolish.com/t792-velonika-cheshire https://spectrofobia.forumpolish.com/t295-koniec-koncow-wszystkie-kawalki-zloza-sie-w-calosc https://spectrofobia.forumpolish.com/t991-all-you-need-is-love-and-a-cat#14347 https://spectrofobia.forumpolish.com/t1123-velo
VeloDuchowa Zguba
Re: Port Lapis lazuli
Pią 3 Lip - 1:21
       Prawie żałowała, że bywa tu tak rzadko. Wiatr we włosach, muchy w zębach i roje komarów nieomal nie przeszkadzały w podziwianiu zaskakująco spokojnej mariny, pełnej kolorowych łódeczek i białych płacht żagli. By przeszkadzały jeszcze mniej, wtarła w szyję, przeguby i doły łokciowe geraniol, który w połączeniu z jej normalną, lawendową wonią (wynik maleńkiego, eliksirowego wypadku) sprawił, że pachniała jak elegancki bukiet z cytrusowych kwiatków. Połączony z jej lekkim, letnim strojem przywodził na myśl samotną, zamyśloną turystkę, snującą się po brzegu. Nie przeszkadzały jej nawet resztki pachnących truskawkami serc, ostatni prezent z Zimowego Balu, które unosiły się wokół.
A i dobrze.
       Wszyscy tak często zapominali, że spoglądanie to też obserwowanie, a przebywanie oznacza słuchanie. A Sophie obserwowała i nasłuchiwała z chciwością gnaną potrzebą. Nie tylko potrzebą informacji, ale i własnego bezpieczeństwa. Nie zamierzała na własnej skórze sprawdzać czy towarzysząca jej na każdym kroku paranoja była prawdziwa czy też nie. W odwodzie miała Bursztynowy Kompas i własną inteligencję i one musiały wystarczyć, jak zawsze. Na razie jednak napawała się spokojem popołudniowego nadbrzeża.
       Uderzający od czasu do czasu nagły, chłodny wiatr skutecznie ochłodził żar, jeszcze nie tak dawno lejący się wprost z nieba. Aktualna temperatura odpowiadała kobiecie, nawet jeśli skąpy top nie chronił przed sporadycznymi podmuchami wiatru. Zaiste, niewielka to cena za oddalenie tego nieznośnego gorąca.
       Zeszła na deski bezpośrednio przy brzegu i skręciła na umówiony pomost, zmierzając ku postawionym tam, pięknie kutym ławkom. Na samym końcu rozszerzająca się jak litera T, złożona z wielu biało, mleczno i kremowobiałych klepek platforma pełniła funkcję bardziej mola niż przystani, choć w pogodę taką jak ta – w ciepło–zimnym powietrzu i jego metalicznym posmaku, oczekującą na uderzenie morskiej burzy – tylko dwóch niespełna rozumu Kapeluszników uwijało się właśnie wokół żaglówki o burtach w zielono–pomarańczowe pasy. Zdecydowanie przygotowywali się do wypłynięcia w morze, a Soph uśmiechnęła się krzywo, mijając ich. Gdyby tego ranka nie sprawdziła przewidywanej pogody, nie miała pojęcia, iż przewidywany jest wieczorny sztorm. Nie powstrzymało jej to od umówienia spotkania, a jednak ciekawiło ją czy para Kapeluszników nie jest świadoma nadchodzącej burzy czy po prostu nic sobie z niej nie robi.

       Nadchodząc długim pomostem była dla każdego doskonale widoczna, ale to samo tyczyło się wszystkich innych: widziała każdy inny, pusty pomost, górującą nad portem, połyskującą latarnię oraz rzuconą nie tak daleko stąd, pełną płóciennych leżaków plażę o błękitnokremowym, miękkim piasku. Marina siłą rzeczy była położona nieco wyżej, na palach i w niemal niczym nie odbiegała od przystani, które Cyrkówka widywała w ludzkim świecie. Byli tak zabawnie podobni i tak diametralnie różni.
       Minęła kolejną donicę z rozłożystym zenzi i dotarła do jedynej zajętej, stykającej się plecami pary ławek. Już od połowy drogi lustrowała dzisiejszego informatora – rudy włos i średniej wielkości sylwetka. Nic więcej powiedzieć o nim nie mogła, bo siedział doń tyłem, a ona nie zamierzała naruszać obopólnej anonimowości. Usiadła niemal bezpośrednio za nim, a następnie odchyliła głowę na oparcie. Dokładniej ułożyła tam długą szyję. Czekoladowe pukle posypały się po odsłoniętych ramionach i pastelowym drewnie, a ona najpierw leniwie obróciła głowę w jedną stronę – obserwując puste przecież otoczenie – a później w tym samym tempie przetoczyła ją na drugą stronę, niebezpiecznie blisko policzka i ucha mężczyzny.
Ach, pełno malin – a jakie różowe!
Usta Kirkora takie kolorowe
Jak te maliny...
— mruknęła doń, uśmiechając się figlarnie. Na podołku złożyła niewielki, pleciony koszyk, teraz przykryty materiałem. Ostatnie truskawkowe serduszka uleciały z wiatrem.

[Miłość wisi w powietrzu - 7/7]


Ostatnio zmieniony przez Soph dnia Sob 28 Lis - 19:57, w całości zmieniany 2 razy



Port Lapis lazuli Icegif-935

And I've seen your flag on the marble arch
And love is not a victory march
It's a cold and it's a broken Hallelujah

Powrót do góry Go down





avatar
GośćGość
Re: Port Lapis lazuli
Pią 3 Lip - 2:57
Rufus już od kilku godzin siedział na ławeczce, racząc się wątpliwej jakości destylatem. Wyjątkowo skrupulatnie analizował smak, zapach i konsystencję. Sprawdzał, gdzie też twórca popełnił błąd, aby dać mu wskazówki na przyszłość... O ile go znajdzie. Nie było to jednak teraz tak ważne. Co jakiś czas robił sobie przerwę w ciężkiej pracy, odpalając śmierdzącego papierosa. Pod jego nogami znajdowało się już kilka niedopałków. Po kilku, naprawdę długich chwilach, dłoń szukająca w kieszeni płaszcza kolejnego "półpłaskiego" nie znalazła niczego. Westchnąwszy więc, pogodził się z koniecznością pracy bez przerw. Zatem pracował... Ciężko.

Słońce zdawało mu się kompletnie nie przeszkadzać. Długi płaszcz pozostał na ramionach. Baśniopisarz postanowił jednak nie zapinać go - w końcu było lato. Siedząc tak, z nogami wyciągniętymi przed siebie i skrzyżowanymi w kostkach, zupełnie nie zauważył postaci, która siadła tuż za nim.

Od razu w nozdrza uderzył ją woń słabej jakości tytoniu i alkoholu wątpliwego pochodzenia. Zarost na policzku osobnika był zbyt długi aby można go było nazwać zadbanym, lecz zbyt krótki, aby można było mówić o specjalnym zapuszczeniu przezeń brody. Kiedy tylko usłyszał szept w swoim uchu, zakrztusił się przełykanym w tejże chwili łykiem destylatu.

Napad kaszlu, oczy wychodzące na wierzch, rozpaczliwa walka o powietrze... Nie trwało to zbyt długo. Pierwszy szok, został natychmiast zastąpiony drugim, gdy spojrzał na osobę, która zakłóciła jego spokój. Z trudem łapiąc oddech, w końcu powiedział:

... czy to jakieś drwiny?
Com Ci uczynił,
że nastajesz na me życie?
Jeślim Ci zawinił,
Wybacz mi - a pozostanę w zachwycie.


Rufus zmrużył oczy przyglądając się jej uważnie. Odsunął nieco głowę, gdyż ta była zdecydowanie zbyt blisko. Ogniki zainteresowania zabłysły jednak w jego lodowych oczach. Nie znał jej. Nie mogła zatem być kimś, komu zalazł za skórę. A może tego nie pamięta? Zapytał więc, nieco ściszając głos. Wymruczał pytanie:

Czego pragnie dusza
Od skromnego człowieka?
Mam coś dla Cię poruszyć?
Czym miał na Ciebie czekać?


Przekrzywił delikatnie głowę. Teraz wyglądał jak zaintrygowany czymś pies. Rude włosy również pachniały dymem tytoniowym... I... Czymś jeszcze. Nutą bardzo trudną do zidentyfikowania, lecz powodującą, że ostry zapach pijaka stawał się czymś, co chciało się poczuć ponownie.

Powrót do góry Go down





Velo
Gif :
Port Lapis lazuli 5PUjt0u
Godność :
obecnie Velonika Cheshire
Wiek :
dziarskie, piętnastoletnie ciałko
Wzrost / Waga :
150cm / 40kg
Znaki szczególne :
jarzące się, złote oczy
Pod ręką :
Sakwa ściągana rzemieniem, na długim pasku, wisi na gałęzi obok, zaraz obok lekkiej opończy: przekąski, Pyskata Busola, zwój liny, puste fiolki na eliksiry, dobry humor i problemy egzystencjalne
Broń :
sztylecik w sakwie
Zawód :
Przygodystka!
Stan zdrowia :
MARTWA. Ups.
https://spectrofobia.forumpolish.com/t792-velonika-cheshire https://spectrofobia.forumpolish.com/t295-koniec-koncow-wszystkie-kawalki-zloza-sie-w-calosc https://spectrofobia.forumpolish.com/t991-all-you-need-is-love-and-a-cat#14347 https://spectrofobia.forumpolish.com/t1123-velo
VeloDuchowa Zguba
Re: Port Lapis lazuli
Nie 5 Lip - 21:18
Gdy zakrztusił się i gwałtownie odsunął, nawet nie mrugnęła okiem. Jej głowa oraz szyja, wygięta w łuk, nadal spoczywały na wspólnym oparciu ławek, a lazurowe oczy spoglądały na niego leniwie, jak gdyby kobieta takiej właśnie reakcji się spodziewała i właśnie podziwiała zaplanowane uprzednio przedstawienie. Z bliska miała okazję zaobserwować nieodpowiadający pogodzie płaszcz i pokancerowaną bliznami twarz młodego–starego człowieka. W sumie jej to nie dotyczyło, nie leżało w jej interesie poznawać tych ludzi, a jednak jednym z hobby Soph była właśnie obserwacja. Oglądanie (a jeszcze bardziej – wywoływanie) u innych różnorakich reakcji sprawiało Cyrkówce satysfakcję, jak gdyby ludzkie charaktery uginały się pod jej palcami niczym dobrze trącona struna czy fortepianowy klawisz. Tym bardziej, skoro poruszenie jej zblazowania wymaga zawsze nieadekwatnie wiele wysiłku w stosunku do otrzymanego efektu.
      Poczekała cierpliwie aż się pozbiera, a na twarzy miała wyraz łagodnego, choć nie zaskoczonego rozbawienia, jak gdyby kocię Gatto właśnie uczyło się latać i miast elegancko poszybować w górę, spadło jej z gałęzi prosto na kolana. Obrana pozycja była dosyć niewygodna, nie na tyle jednak, by zmieniać ją natychmiast, wszak z zapaszkiem spirytusu i butelką w dłoni mężczyzna nie sprawiał jak na razie wrażenia, że stanowi dla niej zagrożenie. A może po prostu jak zawsze igrała z losem. Układała plany awaryjne planów awaryjnych, by na koniec i tak położyć je po całości buńczuczną, nastoletnią beztroską i poszukiwaniami adrenaliny.
      Gdy się odezwał, skrzywiła się w myślach. Oho, poeta. Może jeszcze dodatkowo – Baśniopisarz? Nie, żeby miała coś przeciwko mówieniu wierszem i wychwalaniu ulotności chwili, ale wydawali się przez to mało konkretni i niezbyt praktyczni. A efektywność Sophie ceniła ponad większość skarbów.
      — Jeśli braki w kooordynacji oddychania z połykaniem uznajesz za nastawanie na życie to powinieneś przyjąć do wiadomości, że właśnie oskarżyłeś siebie o próbę samobójstwa — odparła, a oschłe słowa nijak się miały do zrelaksowanego, niemal rozbawionego pokazem lica.
      Gdy się odsunął, cytrusowy zapach, którego niemal już nie czuła został przyduszony wonią tytoniu i ostrym oparem alkoholu, emanującym z osobnika. Ciężkie, z rzadka poruszane powietrze tylko wzmagało wszelkie zapachy. Nie wyglądał jednak na bardzo zaniedbanego, a całości nie spowijała otoczka strachu przed mydłem, dlatego nie poruszyła się nawet wtedy, gdy spirytusowa chmurka zapaliła ją w nozdrza. Spod przymrużonych powiek obserwowała błękitne oczy, rude brwi, spojrzenie, które uważnie badało jej twarz. Bez skrępowała odpowiadała tym samym, patrząc na niechlujną brodę i blizny. Sama miała ich na sporo na ramionach i talii, lecz jej przypominały perłowe kreseczki, najlepiej widoczne pod słońce – w końcu co byłby z niej za medyk gdyby nie potrafiła o siebie zadbać. Nabrała ciężkiego, przesyconego nim powietrza jeszcze raz, próbując wstępnie ocenić mężczyznę. Słońce paliło bezlitośnie.
      — Mam na sprzedaż nie–maliny. Świeżutkie. Prosto z Malinowego Lasu – objaśniła, naprawdę krzywo się uśmiechając. Cała transakcja miała być li i wyłącznie przykrywką, ale jednak to wokół jagód toczyło się całe dzisiejsze rozpoznanie i identyfikacja. Zwykłe ustalenie hasła byłoby zbyt proste do przejęcia, nawet jeśli większości listów nie pieczętowała już arcyksiążęcym sygnetem z różami. Nadal jednak nosiła pierścień – czy to z przekory, czy z próżności – i obecnie też spoczywał na serdecznym palcu lewej dłoni: ozdobna litera „S” i dwie wpół rozkwitłe róże umieszczone wewnątrz jej brzuszków, wszystko oszlifowane z jednego kawałka rubinu i osadzone w ciemnozłotej, ażurowej obrączce. Pozostałe dwa pierścienie były już błękitne. Gdyby się nawet dobrze przyjrzeć – oczka miały ze zmyślnie toczonych kamieni lapis lazula, lokalnego skarbu.
      Oczywiście nawet przez myśl jej nie przeszło, że kompletnie pomyliła osoby.


Ostatnio zmieniony przez Soph dnia Wto 7 Lip - 16:19, w całości zmieniany 1 raz



Port Lapis lazuli Icegif-935

And I've seen your flag on the marble arch
And love is not a victory march
It's a cold and it's a broken Hallelujah

Powrót do góry Go down





avatar
GośćGość
Re: Port Lapis lazuli
Pon 6 Lip - 12:23
Mężczyzna usiadł nieco wygodniej. Zarzucił ramię na ławkę, w odpowiedniej odległości od dziewczyny i odwrócił się bokiem w jej stronę. Tak bardzo nie pasował do tej sceny. Zadbane dziewczę na pięknym wybrzeżu, w tak ciepły dzień... I on. Pijany obdartus, nudny jak każdy menel napotkany na drodze. Miał chociaż tyle przyzwoitości, żeby nie opowiadać jej historii swojego życia.

Skrzywił się lekko gdy wspomniała o próbie samobójstwa. Z jego perspektywy, całe to zajście wyglądało zupełnie inaczej. W końcu można umrzeć ze strachu. Dostać zawału serca, zakrztusić się samogonem, odskoczyć tam, gdzie się nie powinno. To mogło mieć miejsce właśnie w tej chwili. Mogło... Jego głos nie zabrzmiał tak ciepło jak poprzednio, bardziej przypominał dźwięk tłuczonego szkła:
Nie oskarżam Cię o samobójczą próbę,
Lecz pomoc w niej.
Mogłaś mi przynieść zgubę
W ignorancji swej.

Choć nie chcę dziś umierać,
Byłem temu bliski.
Możemy inny temat wyszperać?
Ten jest zbyt... Śliski.

Kiedy zaczęła mówić o nie-malinach, gdyby mógł zastrzygłby uszami. Dotychczas zdarzało mu się podkradać owoce do swoich Psot, teraz ktoś mu je oferował. Przekalkulował, co mógłby oddać za jaką ilość. Niestety, jego kieszenie świeciły pustkami. Postanowił jednak zrobić dobrą minę do złej gry. Pogładził się po brodzie, jakby zastanawiając się nad propozycją kupna tychże owoców. Starał się sprawiać wrażenie, zainteresowanego propozycją, wytrawnego kontrahenta. Niestety, jego wygląd powodował strasznie duży dysonans. Nie przejmował się tym jednak. Faktem było, iż potrzebował owoców. I cukru. Drożdże już zrobią swoje w miesiąc.

Malinowy las, świeże maliny
Szkoda, że świeże,
Lecz z rąk dziewczyny,
Prosto na talerze...

Tudzież do kadzi.
Ile i w jakiej cenie?
Jeśli Ci nie wadzi,
Mam pewne marzenie:

Jako, że nie szukam zwady,
Czy płatność może być na raty?

Wbił swoje spojrzenie w twarz towarzyszki. Przyglądał się jej uważnie, starając się wyłapać reakcję na jego propozycję. Oczywiście, kompletnie nie pomyślał o tym, że wcale nie chodzi jej o maliny, jagody czy cokolwiek innego. Myślał o tym, jak wspaniały zacier z tego będzie mógł przygotować.

Powrót do góry Go down





Velo
Gif :
Port Lapis lazuli 5PUjt0u
Godność :
obecnie Velonika Cheshire
Wiek :
dziarskie, piętnastoletnie ciałko
Wzrost / Waga :
150cm / 40kg
Znaki szczególne :
jarzące się, złote oczy
Pod ręką :
Sakwa ściągana rzemieniem, na długim pasku, wisi na gałęzi obok, zaraz obok lekkiej opończy: przekąski, Pyskata Busola, zwój liny, puste fiolki na eliksiry, dobry humor i problemy egzystencjalne
Broń :
sztylecik w sakwie
Zawód :
Przygodystka!
Stan zdrowia :
MARTWA. Ups.
https://spectrofobia.forumpolish.com/t792-velonika-cheshire https://spectrofobia.forumpolish.com/t295-koniec-koncow-wszystkie-kawalki-zloza-sie-w-calosc https://spectrofobia.forumpolish.com/t991-all-you-need-is-love-and-a-cat#14347 https://spectrofobia.forumpolish.com/t1123-velo
VeloDuchowa Zguba
Re: Port Lapis lazuli
Pią 10 Lip - 22:56
      Zamrugała powoli raz, później drugi, gdy w absurdalnej próbie odwrócenie kota ogonem ten mężczyzna usiłował przekonywać, że wina leżała po jej stronie. Odpuściła jednak, gdy zaprzestał ataku, nagle się wycofując. Bez sensu angażować się i wykazywać wyższość, gdy druga strona poddaje się bez walki. Zaoszczędzona tu energia przyda się z pewnością w innym miejscu lub czasie.
      Oczywistym jest, że zwróciła uwagę na frazę "dziś umierać" mogącą wskazywać, że innym razem poeta śmierć przyjąłby z chęcią. Zwróciła, lecz nie indagowała w żaden sposób.
      Dawniej lubiłaś tych skorych do dramaturgii artystów — parsknął głos w jej głowie, jednak zignorowała go równie łatwo jak wspomnienie o samobójczych myślach nieznajomego. Folly nie miała już nad nią tak nad wielkiej władzy jak dotąd. A może należało powiedzieć, że odkąd uwolniła się z kompletnie krępującej jej osobowość roli szlachcianki, jej druga osobowość — a raczej Tulpa, jak zaczynała podejrzewać — nie miała już powodu, by próbować wyrwać się na wolność i dokazywać. Wszak sama Soph, odkąd na dobre umknęła sprzed ciekawskiego wzroku dworu, dokazywała srogo.

      Wspomnienie znienawidzonego (kolejnego!) Pałacu napełniło ją słodko-gorzkim uczuciem, którego nie potrafiła zinterpretować inaczej niż właśnie porównując do słodyczy zamali, którą dostawała codziennie do kolacji i do goryczy odczuwanej gdy wyłapywała wszystkie nieufne, albo i nienawistne spojrzenia rzucane jej spode łba przez damy dworu. Mężczyznami się nie przejmowała, bo interesowały ich dwie sprawy: to jak się ubierała (wyzywająco, jak na hrabinę ze średniowiecznego miasta) i czy sypiała z Arcyksięciem (nie była do końca pewna co do poczynań Folly, lecz wszystko wskazywało na to, że — dzięki niech będą Magii — nie). Jednak kobiece plotki mogły powodować kłopot (i powodowały). Przymknęła powieki, napawając się ostatnimi promieniami dzisiejszego słońca — wiedziała, że prędzej czy później chmury nadejdą — i odgoniła myśli, które powodowały li i wyłącznie napięcie w ramionach i niesmak w ustach. Gdyby nie została zmuszona, nie odeszłaby. Nawet jeśli w marazmie, tkwiłaby tam, bo tam od dłuższej chwili należała. Znalazła swoje miejsce. Stało się źle i dobrze zarazem.

      Jednym, płynnym ruchem — szczupłych barków, wytrenowanych w akrobatyce mięśni kręgosłupa, na koniec skośnych brzucha — uniosła się znad ławki i lustrzanym do mężczyzny ruchem usadowiła bokiem, bladą rękę również zarzucając na oparcie. Ich ramiona przypadkiem znalazły się tak blisko siebie, że gdyby mężczyzna miał nagie ręce, włoski na nich niemal dotykałyby drugiego. Wielce niekomfortowa sytuacja miedzy obcymi lub mało znajomymi ludźmi, której jak ognia unika się w środkach publicznego transportu lub siedząc obok siebie w teatrze.
      Cyrkówka po raz kolejny uśmiechnęła się niespiesznie i niezbyt szeroko. Wyglądała jakby przednio się bawiła, choć co ją tak bawiło? Czort to wie. A jeśli Baśniopisarz zastanawiał się dlaczego jego aparycja lub też choćby sam zapach jej nie odstrasza — chyba pozostaje wyłącznie zapytać.
      Zainteresowała ją z kolei wypowiedź o malinach w kadzi. I to żywo.
      Oczywiście! Musiał być wytwórcą lub handlarzem eliksirami! Nie dość, że informacjami, to jeszcze tak pokrewnym jej tematem! Inaczej nie prosiłby ją o owoce wchodzące typowo w skład mikstur. Wtedy przypomniała sobie, że ostatni raz gdy przyrządzała eliksir kociołek nie przeżył tego faktu. (Nieważne, że miała wtedy 13 lat. Wspomnienie porażki boli do dziś.) Jeśli ma produkować coś, co nie będzie trucizną, chyba lepiej, by ktoś ją nauczył.
      — Przyniosłam pół standardowego kociołka — machnęła nad plecionym koszykiem dłonią, jak gdyby oferowała najprzedniejszy towar; równało się to pewnie około dwóm kilogramom — ale mogę zdobyć więcej. Także malinowców, ognistych jagód czy też bardziej egzotyczne towary.
      Płatność na raty również zdobyła uwagę Sophie. Nie spodziewała się, że mężczyzna okaże się tak skory do pomocy. W takim razie mogli sobie pomóc wzajemnie. Uśmiechnęła się jak kot na widok niestrzeżonego półmiska śmietany. Wolną dotąd dłoń uniosła i jakby bezwiednie pociągnęła płatek ucha. Oczywiście, swojego ucha.
      — To będzie możliwe i dogodne — oznajmiła, niezwykle z siebie zadowolona. — Choć preferuję zapłatę w przysługach. Lub we wiedzy.
      Lazurowe oczy, choć znów na wpół schowane za powiekami, patrzyły na niego uważnie, oceniająco.
      Deal? — Tak mówili Ludzie, ale przecież niegdyś była jednym z nich.



Port Lapis lazuli Icegif-935

And I've seen your flag on the marble arch
And love is not a victory march
It's a cold and it's a broken Hallelujah

Powrót do góry Go down





avatar
GośćGość
Re: Port Lapis lazuli
Wto 21 Lip - 14:15
Rufus obserwował cyrkówkę, a w jego oczach dało się dostrzec dużą dozę ostrożności. Powoli cofnął rękę, która znalazła się tak blisko ręki kobiety. Widać płaszcz, nie był dla niego dostateczną ochroną. Albo nieśmiały albo zraniony. Choć bandaże na rękach, sugerowały to drugie, to chyba nie o takie rany chodziło. Pomimo zarostu na twarzy, wydawał się być teraz onieśmielonym chłopcem, który kompletnie nie wie czego się spodziewać.

Na słowa kobiety uśmiechnął się kącikiem ust. "No wariatka" - pomyślał. Wszystko wskazywało na to, że chce zostać jego uczennicą. Nie był pewien, czy dobrnął do tego etapu w swoim rzemiośle, żeby mieć terminatora. To wymagało ogromu cierpliwości i czasu. Choć jego aparatura była jedną z najlepszych, tak bał się oddawać ją w ręce kogoś, kto się na tym nie zna. Jeden błąd i jego domek może zamienić się w płonącą dziurę. A tego chciał uniknąć. Jednak za duże ciśnienie w deflegmatorze jest bardziej niebezpieczne niż picie przedgonu. Oślepia na zawsze. A zawory bezpieczeństwa ostatnio trochę przyrdzewiały.

Jej ruchy sprawiały, że doświadczał jakiegoś nieproszonego efektu ASMR. Czy właśnie to miała na celu? Wydawała się być wyjątkowo pewna siebie, a co za tym idzie, mogła być niebezpieczna. Zmarszczył brwi.

Umowa wydaje się kusząca...
Choć chcesz się uczyć tego co potrafię.
Informacja to wzruszająca,
Że mogę się podzielić z kimś mym fachem.

Maliny chętnie przygarnę.
Rozliczymy się jak będziesz chciała.
Uwierz mi, nie pójdą na marne,
Cała kraina będzie o tym smaku śpiewała.

A teraz...
Ignorując słońce w Twoich włosach
Zadam pytanie: masz może papierosa?

Nie lubił sobie robić długów. Fakt jednak był taki, że ostatni zacier już dochodził, a nie miał pomysłu na nic nowego. Dlatego, czemu nie maliny? Jedyne co, to ilość była zatrważająco mała. Połowa standardowego kociołka to ledwie pół litra.
Jednak malin więcej nam trzeba.
A wtedy... Wyjdzie specyfik o smaku nieba.

Powrót do góry Go down





Velo
Gif :
Port Lapis lazuli 5PUjt0u
Godność :
obecnie Velonika Cheshire
Wiek :
dziarskie, piętnastoletnie ciałko
Wzrost / Waga :
150cm / 40kg
Znaki szczególne :
jarzące się, złote oczy
Pod ręką :
Sakwa ściągana rzemieniem, na długim pasku, wisi na gałęzi obok, zaraz obok lekkiej opończy: przekąski, Pyskata Busola, zwój liny, puste fiolki na eliksiry, dobry humor i problemy egzystencjalne
Broń :
sztylecik w sakwie
Zawód :
Przygodystka!
Stan zdrowia :
MARTWA. Ups.
https://spectrofobia.forumpolish.com/t792-velonika-cheshire https://spectrofobia.forumpolish.com/t295-koniec-koncow-wszystkie-kawalki-zloza-sie-w-calosc https://spectrofobia.forumpolish.com/t991-all-you-need-is-love-and-a-cat#14347 https://spectrofobia.forumpolish.com/t1123-velo
VeloDuchowa Zguba
Re: Port Lapis lazuli
Czw 3 Wrz - 18:03
Jakże tęskniła do takich prostych gier, li i wyłącznie pomiędzy dwójką niezależnych ludzi, bez włączania w to polityki, koneksji, konsekwencji działań. Gdy się odsunął od jej ramienia, nie podążyła za nim. Jedynie do końca wyprostowała się na całą swą całkiem imponującą — nawet na siedząco — wysokość, popatrując nań co nieco z góry, nadal z tym samym, ledwo widocznym półuśmiechem.
       Czy zaczynał się czuć nieswojo? Być może, i to właśnie próbowała osiągnąć. Potrzebowała tych małych psychologicznych zwycięstw, by podreperować własne ego, tak nadszarpnięte zdradą, której nadejścia zupełnie nie przewidziała. Wspomnienie zabuzowało w odmętach myśli i znowu wypłynęło na sam wierzch, zupełnie ignorując to, że próbowano je raz na zawsze utopić. Ślepa, ślepa, ślepa!
       Poczuła falę żaru, wspinającą się po piersi i gardle i podpalającą kręgosłup jak suchy patyk. Gdy nieznajomy wychwalał jej maliny, Cyrkówka zamiast włączyć się w targowanie, czerwieniała z każdym jego kolejnym słowem. Przed chwilą tak zblazowana i chętna do iście kociej zabawy jego reakcjami, kilkadziesiąt sekund później siedziała przed Rufusem z gorącymi policzkami i lazurowymi oczami miotającymi gromy, tak o, znienacka. Przez krew dudniącą w uszach nie do końca usłyszała ostatnią strofę jego słów, tak więc gdy nagle zamilkł, najwyraźniej czegoś od niej oczekując (może odpowiedzi?), tylko wpatrywała się w niego, niby obecna duchem i myślą, ale chyba nie do końca. Z pewnością wyglądała na rozzłoszczoną, jednak wydawała się tego kompletnie nieświadoma gdy przez zaciśnięte zęby wycedziła raczej neutralne i w sumie grzeczne:
       — Czy możesz powtórzyć kwestię zapłaty i ilości owoców, które ode mnie potrzebujesz?
       A biedny Baśniopisarz niech zachodzi w głowę, czy jest powodem jej gniewu, czy tylko jedynie ofiarą.

      Mężczyzna jednak jakby zasnął. O ile zasnąć da się z otwartymi oczyma, wpatrzonym gdzieś w horyzont. Spróbowała jeszcze kilkukrotnie, ale nieznajomy jakby stracił ochotę na handel. Inna sprawa, że ponad jego ramieniem dojrzała postać, która znacznie bardziej pasowała jej do tutejszego informatora - w końcu sama ją tu posłała.
      Zacisnęła usta, z jakiegoś nagłego powodu niespokojna i niezaspokojona. Zapowiadała się taka dobra zabawa! Nawet nie zdawała sobie, biedactwo, sprawy, że tak smakuje rozczarowanie. Odwróciła się plecami i ruszyła na powrót w kierunku ulicy, z dala od mola. Rozluźniła wargi dopiero gdy poczuła, że z niewytłumaczalnego dlań powodu niemal zgrzyta zębami. Oddech. Dwie części wdechu i trzy wydechu. I repeta. I repeta. I repeta.



[zt]



Port Lapis lazuli Icegif-935

And I've seen your flag on the marble arch
And love is not a victory march
It's a cold and it's a broken Hallelujah

Powrót do góry Go down





Kejko
Gif :
Port Lapis lazuli Animesher.com_blue-eyes-shigatsu-wa-kimi-no-uso-black-cat-1706833
Godność :
Kejko Hanari
Wiek :
23 wiosny
Rasa :
Dachowiec
Wzrost / Waga :
170 cm / 57 kg
Znaki szczególne :
Piękne neonowo niebieskie kocie oczy.
Pod ręką :
Torebka a w niej bardziej lub mniej istotne drobiazgi.
Broń :
dwa półdługie miecze, cienki srebrny łańcuch
Zawód :
Poszukiwaczka kłopotów... znaczy przygód // Muzyk solista
Stan zdrowia :
Poobijana po niedawnym starciu. Płytkie rany i zadrapania na ramionach, nogach oraz plecach. Rozcięcie na policzku.
https://spectrofobia.forumpolish.com/t267-kejko-hanari-alias-kolysanka#415 https://spectrofobia.forumpolish.com/t1091-kejko
KejkoLwie Serce
Re: Port Lapis lazuli
Nie 10 Paź - 20:55
Dziś był ten dzień! Wielki coroczny festyn w porcie Lapis Lazuli. Czekałam na niego bardziej niż kiedykolwiek, ponieważ nie mogłam uczestniczyć w ostatnim... nadal czułam żal, myśląc ile atrakcji, musiało mnie ominąć. W tym roku chciałam nadrobić straty i właśnie dlatego zerwałam się z łóżka jeszcze bladym świtem. Takie zaangażowanie doceniłby jedynie ktoś, wiedzący jak bardzo miłowałam sen i długie godziny spędzane w wylegiwaniu się w cieplutkiej i miękkiej pościeli. Opuszczenie łóżka zrobiło się znacznie trudniejsze, od kiedy przyszło ochłodzenie, które komplikowało również całą masę innych rzeczy. Takich jak choćby dobór odpowiedniej garderoby.
Chciałam pofolgować własnej próżności i ubrać coś ładnego. Brakowało mi nieco strojenia się, kiedy to zapraszano mnie na bale i przyjęcia w roli muzyka. Niestety moja muzyczna kariera nadal tkwiła w zawieszeniu... nie byłam pewna czy uda mi się wrócić do gry na flecie. Może potrzebowałam zmiany instrumentu? Tylko na jaki? Wiązałoby się to również z koniecznością poszukania nauczyciela... ale czy nie byłoby warto? Widok całej kolekcji wieczorowych sukienek, których nie miałam gdzie zakładać, być nieco przygnębiający, podobnie zresztą, jak i muzyczne niespełnienie...
Po długich wewnętrznych debatach z samą sobą w końcu zdecydowałam się na ubranie czegoś równie funkcjonalnego co i gustownego. Mój strój stanowiła delikatna biała bluzka o rozciętych bufiastych rękawach, zwieńczonych falbanami, kontrastująca z czarnymi skórzanymi spodenkami oraz delikatnym gorsetem, dobrze podkreślającym moją talię. Na całość narzuciłam cienki sięgający nad kolana płaszcz. Jego wierzch był czarny, lecz podszewkę zdobił połyskliwy materiał w moim ulubionym odcieniu niebieskiego. Do tego wszystkiego skórzane kozaki sięgające łydek, na dość niskim obcasie, wszak czekał mnie cały dzień snucia się po portowych uliczkach. Całość dopełniło kilka drobnych dodatków, takich jak wpleciona we włosy niebieska wstążka, oraz magiczny kryształ wiszący na długim srebrnym łańcuszku. Zabierając niewielką skórzaną torebkę na długim pasku, upewniłam się dwukrotnie czy nie zakradł się do niej aureum...
Po przebudzeniu się porannej toalecie i wybraniu stroju, kolejnym czekającym mnie wyzwaniem było wymknięcie się z domu tak, aby nie zbudzić moich bestii. Obie kiepsko przyjmowały do wiadomości fakt, że nie mogę ich ze sobą wszędzie zabierać... tu z pomocą przyszła mi magia Bursztynowego Kompasu, nawet jeśli po drodze musiałam zahaczyć o jedną z wysp lewitujących w Szkarłatnej Otchłani, kolejnym przystankiem był już sam port.

Nie zdziwiłam się, gdy zaraz po teleportacji, ktoś zaczął się na mnie wydzierać. Pech, jaki według przesądów ciągnie się za czarnymi kotami, jakoś zawsze musiał doganiać i samą mnie... Wyglądało na to, że pojawiłam się prosto, we wnętrzu czyjegoś straganu Jak by tego było mało, okazało się to stoisko gastronomiczne. Gdy jego właściciel ruszył na mnie z oburzeniem i wielką chochlą ściskaną w potężnej dłoni, niewiele brakowało, abym wylądowała w kotle z jakąś zupą. Przed tą katastrofą uratowała mnie jedynie kocia zwinność... którą wspomogło nieco pojawienie się pomocnika kucharza, na którego ramieniu się uwiesiłam. Jakby nie było już wystarczająco niezręcznie... Moje blade oblicze, oblało się rumieńcem, gdy próbowałam się jakoś wytłumaczyć i przeprosić za całe zamieszanie.
W ostatecznym rozrachunku obeszło się bez większych pretensji i rozstaliśmy się w zgodzie. Stragan opuściłam, niosąc ze sobą papierową torebkę, której wnętrze wypełniały ciągle gorące drożdżowe rogaliki. Może nie było to najzdrowsze śniadanie, ale dałam się skusić tajemniczym wypiekom. Co było w nich tajemniczego? Ponoć każdy był wypełniony innym nadzieniem, lecz nawet ich twórca nie zdradził, czego można było się spodziewać w tym miksie. Zastanawiałam się, czy był to celowy zabieg, czy może mężczyzna nie chciał przyznać się do zgubienia listy...


Przechadzając się po porcie, obserwował jak, do brzegu przybywają coraz liczniejsze statki, przystrojone kolorowymi płachtami materiału i światełkami z okazji festynu. Lustrzanie krzątali się przy rozbijani kolejnych straganów i wykładaniu towarów.
Ja zaś wgryzając się w słodką przekąskę, zastanawiałam się jakie atrakcje będzie można tu ujrzeć tego roku. Ciężko będzie komukolwiek przebić pokaz świetlnych iluzji i wodnych tańców sprzed trzech lat.



~Mrau~
Port Lapis lazuli Funnygifsbox.com_2016-11-24_15-27-34-1
#0099cc

Powrót do góry Go down





Queen
Gif :
Port Lapis lazuli 5PUjt0u
Godność :
Raven Black
Wiek :
Wygląda na dwadzieścia parę
Rasa :
Kotostrach
Wzrost / Waga :
160 cm | 50kg
Znaki szczególne :
Blizna na prawym policzku, kocie uszy i puszysty (jak u persa) ogon
Pod ręką :
Bursztynowy kompas (w kieszeni spódnicy), zapałki i zapalniczki, noże (przypięte specjalnymi pasami do ud)
Broń :
Noże, spluwy, pazurki
Zawód :
Średniej klasy szlachcianka
Stan zdrowia :
Wyśmienity
https://spectrofobia.forumpolish.com/t306-queen
QueenNieaktywny
Re: Port Lapis lazuli
Sro 13 Paź - 11:57
Do zmierzchu bawiła się ze swoimi bestiami. Ćwiczyła z nimi różne sztuczki, techniki walki i wspólne współgranie przy teoretycznym zagrożeniu. Chociaż czy naprawdę mogła uznać, że zagrożenie jest teoretyczne? Nie mogła. Nie przy tej wiedzy, którą posiada. Musiała być gotowa na wszystko, tak samo jak jej bestie. W końcu jeden niewłaściwy ruch, chwila zawahania się i mogła zakończyć swoje życie ze skutkiem permanentnym. Z jeden strony w końcu by się uwolniła z tego przeklętego ciała, z drugiej: miała zbyt wielu, których chciała chronić. Nie mogła dać się tak po prostu zabić. To byłoby zbyt ironiczne i okrutne. W końcu mogła umrzeć za pierwszym razem, podczas starcia z siostrą. Wyzionąć ducha, już nigdy nie wracać na świat, w którym była traktowana przez własną rodzinę jako popychadło, przyczynę śmierci ich ojca. W końcu tak bardzo chciał zobaczyć małą Raven. Potrząsnęła głową. Jej przeszłość teraz nie była istotna. Liczyła się tylko teraźniejszość oraz przyszłość.
Po skończonych ćwiczeniach pożegnała się z bestiami oraz udała się do pałacyku. Urządziła sobie pogawędkę ze służbą, zapłaciła im za ich pracę (jeszcze o tym nie wiedzieli, ale każdy z nich dostał podwyżkę: dodatkowe 5 złotych monet, które od tej pory będą dodawane do każdej wypłaty – zasłużyli sobie za te wszystkie lata, które spędzili na ogarnianiu tego miejsca), a następnie udała się do największej łazienki, by wziąć kąpiel.
Napełniła całą wannę gorącą wodą, tak, że po wejściu do niej — rozlała się ona na posadzkę. Dodała do niej tęczową pianę o zapachu słodyczy, olejki poprawiające wygląd skóry i tych, które sprawiają, że futro jest lśniące oraz miękkie, puchate w dotyku. Moczyła się tak przez kilkadziesiąt minut, podgrzewając wodę, kiedy zaczęła się powoli wychładzać. Zamknęła oczy, zanuciła kołysankę sprzed setek lat. Melodia poniosła się po pomieszczeniu, uderzając w unoszące się bąbelki. Ulotne wspomnienie uśmiechu brata pojawiło się tuż przed zakończeniem piosenki. W normalnych okolicznościach poczułaby melancholię, tęsknotę, żal lub cokolwiek innego, mocniejszego lub równie ulotnego. Teraz jednak dopadał ją głód. Nie pragnienie bliskości innego ciała tuż przy swoim. Nie był to tez głód związany z pokarmem; z ciastami, pieczywem, nabiałem, mięsem, winem i napojami. Potrzebowała emocji innych, by móc czuć. By być czymś więcej niż pustą skorupą.
Srebrzyste włosy dryfowały na tafli parującej cieczy, kiedy obmywała ciało gąbeczką, pozbywając się z niego wszelkich zanieczyszczeń. Staranie przejeżdżała po mlecznej skórze; wymyła dłonie, przedramiona i ramiona; nogi, podudzia. Specjalnym płynem do higieny intymnej zajęła się swoimi erogennymi strefami – wyszczotkowała plecy, umyła piersi i brzuch. Na koniec nałożyła szampon na włosy, który zapienił się wściekłą czerwienią. Pachniał jak świeży sok z pomarańczy.
Wypuściła wodę z wanny, spłukała się z piany – przemyła twarz, pozbywając się niepotrzebnego naskórka. Przejechała palcem po bliźnie na policzku. Już nawet nie pamiętała czy należała do samej Raven, czy umarłej krewnej.
Otuliła się puszystym ręcznikiem i wyszła z łaźni. Udała się do swojego pokoju, żeby w pełni osuszyć się tam oraz wybrać strój, w którym będzie podróżować.
Po wysuszeniu się i wyczesaniu – odrzuciła ręcznik na łóżko, samej stając przed szafą. Leniwie machała ogonem, przyglądając się swojej garderobie. Ostatecznie zdecydowała się na coś luźnego, azjatyckiego. Założyła więc na siebie odpowiednią bieliznę z pasem, do którego przypięła czarne pończochy. Później nałożyła białą „sukienkę” bez rękawków czy ramiączek, by ostatecznie nałożyć czerwony płaszczyk, który ustabilizowały białym, grubym pasem-gorsetem. Na nogi nałożyła sięgające do łydki biało-czerwone buty na wiązanie, we włosy wplotła krwistą wstążkę.
Zadowolona ze swojego ubioru – umalowała się przy toaletce.
O północy wyszła na dach. Spoglądała przez chwilę w blade oblicze księżyca. Zmieniła się (dzięki animicusowi, który miała na ręce) w stworzenie nocy i odleciała ku gwiazdom.

Nim nastąpił świt, pożywiła się dwoma osobami. Nie było to wiele, ale zaspokoiło pierwszy głód. Wkrótce po uczuciu pierwszych promieni słońca na twarzy – dotarła do portowego miasta. Zapach słonej wody roznosił się wraz z morską bryzą. Jej naturalna zdolność podpowiedziała Straszce, gdzie zaczynają gromadzić się lustrzanie. Zatem podążyła lekkim krokiem za swoją wolą.
Po dotarciu na miejsce zorientowała się, że niedługo rozpocznie się tutaj prawdziwy festiwal! Ach, już była ta pora roku. Jak ten czas zleciał.
Mieszkańców i podróżnych nie było wielu. Cóż, niebo dopiero rozjaśniało się pod wpływem światła słonecznego.
Przemknęła przez uliczki, podjadając tyle emocji, ile była w stanie bez zwrócenia na siebie niepotrzebnej uwagi. Kupiła sobie nawet zdobione ostrze wraz z pochwą. A od pewnego kocura dostała czerwoną różę. Miło z jego strony, chociaż na pewno dawał je każdej ładnej kotce. Zamruczała mu w podzięce i ruszyła, by przyjrzeć się dużemu statkowi, który właśnie przybił do portu.


Przez noc droga do świtania,
Przez wątpienie do poznania,
Przez błądzenie do mądrości,
Przez śmierć do nieśmiertelności.

Port Lapis lazuli TDFI7p

#00b7eb | #d23b68 | #a4254b
x x x

Powrót do góry Go down





Asthor
Gif :
Port Lapis lazuli 5PUjt0u
Godność :
Alessandro Tschurtschenthaler
Wiek :
28 lat
Rasa :
Kapelusznik
Wzrost / Waga :
190cm/82kg
Znaki szczególne :
-
Pod ręką :
Rubinowe Serce, Eliksir Nie-Ma-linowy
Broń :
-
Zawód :
Dawny lider gangu
https://spectrofobia.forumpolish.com/t822-asthor
AsthorNieaktywny
Re: Port Lapis lazuli
Sro 13 Paź - 16:52
Jedni swój dzień rozpoczynają w wannie, delektując się przyjemną, rozgrzewającą całe ciało kąpielą, niektórzy otwierają oczy w swoich pałacach otoczeni służbą i uległymi bestiami, a jeszcze inni budzą się w burdelu w objęciach kochanki, której olbrzymie piersi potrafią cały czas udowadniać swoją wyższość nawet nad takimi prawami jak grawitacja. Oczywiście ja nie mogłem mieć takiego wspaniałego początku dnia i zamiast mieć pobudkę w hotelowym łóżku, znalazłem się w zatęchłej, śmierdzącej rozlanym alkoholem i martwymi myszami kajucie na jednym ze statków płynącym z wysp księżycowych. Podłoga z pewnością znała lepsze czasy, gdyż teraz pokryta była w niektórych miejscach grzybem, pleśnią, albo innymi drobnoustrojami, których ze względu na brak wiedzy dotyczącej biologii nawet nie potrafiłem zidentyfikować. Obraz totalnej apokalipsy i upadku ludzkości dopełniało kilka pustych butelek i paczek po papierosach walających się po podłodze. Mój zleceniodawca, którego imienia nie zapamiętałem, uważając, że nie warto zaśmiecać sobie głowę nudnymi grubasami, zapewniał, że otrzymam najlepszą kajutę na jego statku towarowym. Jeśli faktycznie dotrzymał danego słowa to wolę nie wiedzieć, jaki był jego najgorszy pokój, skoro przez prawie całą drogę wolałem odpoczywać na powietrzu.

Na pewno, gdy tylko wspomniałem o słowie zleceniodawca, niektórym pojawił się pytajnik nad głową oznaczający gotowość do zadania pytania: ‘Czy znajdowałem się na jakiejś ściśle tajnej misji?’. Owszem, dostałem prace od wspomnianego grubasa, którego imienia nie zapamiętałem, ale aby ułatwić dalsze opowiadanie, nazwijmy go na razie Fred. Otóż ten właśnie szlachcic, słysząc o uzdolnionym, małoznanym kapeluszniku, który wykonuje zadania za pieniądze, postanowił skontaktować się ze mną za pomocą tradycyjnego w tym świecie listu z zaproszeniem na wyspę. Byłem wtedy, akurat zajęty leżeniem na ziemi i liczeniem chmur na niebie, aby upewnić się, że żadnej nie brakuje, więc szybko podniosłem dupę i ruszyłem na miejsce spotkania. Wcześniej słyszałem od Królika, że Wyspy Księżycowe rządziły się swoimi własnymi prawami, gdzie można było spotkać najróżniejsze gatunki półludzi w naprawdę ciekawych odsłonach. Podobno niewolnictwo, wykorzystywanie seksualne oraz zabójstwa w odniesieniu do mieszańców tamtejszego miasta były dość często spotykane i chociaż osobiście nie byłem zwolennikiem takiego traktowania, to ciekawiło mnie, co takiego mają w głowach ich mieszkańcy i czego może chcieć ode mnie adresat listu.

Zabrałem więc swoje najpotrzebniejsze rzeczy, które spakowałem do mojego nowego kapelusza, a następnie ruszyłem w stronę miasta, gdzie czekał na mnie odpowiedni przewodnik, który teleportował mnie na miejsce spotkania z możnowładcą. Wtedy właśnie poznałem Alfreda - grubego mężczyznę, o iście diabelskim wzroście niecałych 160 cm, z którego wylewały się dosłownie fałdy obrzydliwego tłuszczu. Ubrany był tylko w bokserki, co w sumie nie za bardzo mnie dziwiło, w większości sklepów, przynajmniej w moim świecie, nie oferowano takich rozmiarów. Pewnie niektórym ciężko w to uwierzyć, ale samo jego ramię wydawało się być tak samo grube jak mój pas. Poza tym mężczyzna, który w tej chwili, akurat jadł winogrona, tak bardzo męczył się z tym zajęciem, że pot lał się nie tylko z jego czoła, ale również ramion i pleców. Wyglądał na jakieś czterdzieści lat, więc strach było pomyśleć, co czeka go za kolejne dziesięć poza prawdopodobnym zawałem serca. W sumie albo umrze, albo zgrubnie do tego stopnia, że nawet moja absurdalna siła go nie podniesie. Nasza znajomość nie rozpoczęła się chyba zbyt dobrze, gdyż rozpocząłem ją słowami: ‘Gdzie jest ten, co mnie zapraszał, ty gruby świnioludzie’. Szlachcic zapowietrzył się, a następnie kazał wezwać straże, które szybko obezwładniłem, przy okazji powodując u niego napad palpitacji, gdy rozlałem jego ulubione wino. Pięć razy, różne butelki. Potem już było lepiej. Wytłumaczył mi, że słyszał o moich dokonaniach i sławie (ah nie ma to jak trochę komplementów, nawet jeśli zamiast otrzymać je od uroczej ślicznotki, są wypowiedziane przez grubego, spoconego faceta), a następnie zaproponował mi uprowadzenie dwóch "dzikich" kotek w zamian za pieniądze, sławę i jakieś tam przedmioty. Stwierdził, że znudziły mu się jego obecne dziwki i teraz szuka takich z pazurkami, które będą walczyć i stawiać się, a potem, gdy mu się znudzą, to sprzeda jako materiał używany w jakimś lumpeksie. Słysząc o tej propozycji, dość szybko się zgodziłem, przeszliśmy do obgadania mało ciekawych szczegółów, a następnie zaproponował nocleg, z którego skorzystałem wraz z wszystkimi towarzyszącymi mu dodatkami, ruszając dalej następnego dnia.

Żeby było jednak jasne - nie jestem zwolennikiem niewolnictwa i gdyby kiedykolwiek rozpoczęło się na wyspie księżycowej jakieś powstanie półludzi pewnie bym im nawet pomógł chcąc utrzeć nosa arystokracji mającej dużo więcej pieniędzy oraz regularne wojsko. Jeśli jednak ktoś został niewolnikiem z własnej głupoty przez niezapłacone długi karciane, albo robiąc interesy ze złymi gośćmi, uważałem, że sami winni są swojego losu i winić mogą tylko siebie. Czemu więc zgodziłem się na to zgłoszenie? Nigdy nikogo nie porwałem, ale uprowadzenie dwóch dachowców wydawało się niezwykle interesującym zajęciem. Ciekawiło mnie, jak to wygląda od podszewki. W ludzkim świecie wszystkie tego typu czynności wykonywali członkowie mojego gangu, a mnie niespecjalnie interesowały ich sposoby i powody. Teraz miałem okazję sam tego spróbować, a może nawet trafię tutaj na jakieś silniejsze kotowate, albo ochronę miasta, które spróbuje mnie powstrzymać. Poza tym dziewczyny na pewno zrobią zabawną minę, jak zobaczą swojego nowego Pana. Wtedy najwyżej pozwolę im uciec, gdy już dostanę swoją zapłatę. Nie skazałbym je przecież na takie męczarnie.

Wracając jednak do teraźniejszości, teraz znajdowałem się w popularnym porcie Lapis-Lazuli, gdzie podobno nie było ciężko znaleźć kotoludzia, szczególnie gdy miasto pogrążone było w festiwalu, podczas którego znikanie różnych istot i przedmiotów wcale nie było niczym dziwnym, a wręcz przeciwnie, czymś normalnym. Zgodziłem się z moim pracodawcą, że tutaj najłatwiej będzie dokonać przestępstwa, nie rzucając się w oczy. Przed wyjściem ubrałem zwykły czarny t-shirt z jakimś wzorem, na który nie zwrócałem szczególnie uwagi, zwykłe wygodne spodnie, glany, trochę akcesoriów w postaci mojego nieśmiertelnika i krzyża na rzemyku, bransoletki z tygrysiego oka i skóry oraz dwa pierścienie, oba z czarnej stali i złota. Na to wszytko zarzuciłem swoją białą kurtkę, która pochodziła z mojego świata, ale nie zapinałem jej na zamek. Jestem więcej niż pewny, że w tym stroju wyróżniałem się w tłumie, co raczej nie pomaga w porwaniu, ale nie obchodziło mnie to i tak chciałem komuś sprać pysk, a dzięki temu mogłem mieć ku temu szybką okazję. Po ubraniu się zszedłem z pokładu na położonej przez kapitana desce, a następnie kopnąłem ją, zrzucając z głośnym pluskiem do wody. Potem patrzyłem się, jak pozostali członkowie załogi przeklinają mnie na wszystkie możliwe sposoby, obiecują śmierć w męczarniach, a następnie próbują skoczyć na brzeg o własnych siłach, gdyż drugiej, tak długiej deski nie mieli, a szkoda było uszkodzić statek, podpływając zbyt blisko. Każdy z nich po kolei wpadał niczym leming do wody, a następnie chwytał się znajdującego tam kawałka drewna, będąc jeszcze bardziej na mnie wkurzonym. Najlepsze, że miałem też wracać tym statkiem, z tymi samymi ludźmi. Oj, coś czułem, że ktoś spróbuje poderżnąć mi gardło w trakcie snu. Gdy zabawiłem się już wystarczająco ich cierpieniem, podziękowałem za rozrywkę i poszedłem w swoją stronę, zostawiając ich samych z tą trudną sytuacją.

Tak naprawdę nie musiałem nawet wychodzić z portu, aby szybko odkryć, że w mieście trwa właśnie festiwal, a to oznaczało dla mnie okazję do dobrej zabawy. Plan wykonania misji na razie odłożyłem, postanawiając najpierw trochę się rozerwać. Licząc na to, że bogini tego świata sama wepcha w moje łapki jakąś ślicznotkę, którą będę mógł porwać. Czy Alfred wspominał coś, że to miały być dziewice? Chyba tak... cholera... Wziąłem jakiś sprzedawany w barze kufel z piwem, za który zapłaciłem i udając, że nie słyszę wołającego za mną chłopaka: ‘Piwo pije się tylko w restauracji, nie można wynosić kufli’ poszedłem w głąb portu, a potem udałem się na zwiedzanie miasta. Po chwili jednak poczułem dziwny opór przy ramieniu. Spojrzałem w dół i zobaczyłem, że moje ramię przypadkowo zderzyło się z czyjąś głową. Patrząc na nią z góry spokojnie czekałem na przeprosiny od dziwnej osoby znajdującej się w porcie.

Powrót do góry Go down





Kejko
Gif :
Port Lapis lazuli Animesher.com_blue-eyes-shigatsu-wa-kimi-no-uso-black-cat-1706833
Godność :
Kejko Hanari
Wiek :
23 wiosny
Rasa :
Dachowiec
Wzrost / Waga :
170 cm / 57 kg
Znaki szczególne :
Piękne neonowo niebieskie kocie oczy.
Pod ręką :
Torebka a w niej bardziej lub mniej istotne drobiazgi.
Broń :
dwa półdługie miecze, cienki srebrny łańcuch
Zawód :
Poszukiwaczka kłopotów... znaczy przygód // Muzyk solista
Stan zdrowia :
Poobijana po niedawnym starciu. Płytkie rany i zadrapania na ramionach, nogach oraz plecach. Rozcięcie na policzku.
https://spectrofobia.forumpolish.com/t267-kejko-hanari-alias-kolysanka#415 https://spectrofobia.forumpolish.com/t1091-kejko
KejkoLwie Serce
Re: Port Lapis lazuli
Pon 18 Paź - 23:17
Nadmorski klimat posiadał swój niezaprzeczalny urok. Szum fal rozbijających się o brzeg, powiew bryzy stale muskającej skórę i włosy. Po pobycie w takich miejscach zawsze zabierało się ze sobą subtelną nutę zapachu morza. Również podziwianie zachodu słońca, tonącego w wodnej toni było czymś naprawdę czarującym. Co do wschodów słońca, nie mogłam się wypowiedzieć... bowiem nie udało mi się jeszcze wyrwać z łóżka na tyle wcześnie, aby ów widoku uświadczyć. Może nie należało kłaść się wcale i dotrwać od zachodu aż po wschód słońca? Było to wyzwanie, którego mogłam się podjąć już dziś, musiałam tylko zastanowić się, jak właściwie zagospodarować taką ilość wolnego czasu.
Morze kryło w sobie magię, ale tak jak niemal wszystko inne, miało też swoje skazy... Jedna z ów skaz właśnie wylądowała tuż u moich stóp i wpatrzyła się we mnie wzrokiem pełnym pretensji. Mewy... nie przepadałam za tymi ptakami, przez to, jak bardzo potrafiły być natarczywe. Z moim brakiem sympatii, mogło się również wiązać inne wydarzenie... gdy jeszcze za kociaka zostałam pogoniona przez stado ów ptaszysk. Wyjątkowo żenująca sytuacja, szczególnie dla Dachowca.
Po wysłuchania całej arii skrzeczeń stanęło na tym, że rzuciłam ptaszysku kawałek rogalika, który właśnie jadłam. Był to jednak zły pomysł, ponieważ z jednej głodnej mewy, nagle zrobiło się całe stado. Pod presją wygłodniałych i pełnych determinacji spojrzeń z żale rozstałam się zresztą swoich ciastek. Zlizałam z ust drobiny słodkiej polewy i okruszki, w obawie, że któryś z opierzonych głodomorów, mógłby się dopatrzyć nawet tej odrobiny słodyczy. Lepiej nie ryzykować.

Zastrzygłam uszami, gdy dotarły do mnie krzyki... Dochodziły od strony doków. Niestety widok na tamtą część portu, zasłaniał mi kamienny mur. Wiedziona ciekawością, której wołania nie potrafiłam zignorować, nie myśląc wiele, cofnęłam się o kilka kroków, aby nabrać rozbiegu. W dwóch skokach z iście kocią zwinnością znalazłam się na szczycie muru. Stałam wyprostowana, nie przejmując się faktem, iż kilka pobliskich osób wycelowało we mnie swe spojrzenia. Właśnie przez taki rodzaj aktywności musiałam pożegnać się z noszeniem sukienek czy spódnic... Tego rodzaju garderobę zostawiałam na okazję, w których zwyczajnie nie wypadało skakać po murach, wspinać się na najwyższe budynki czy dawać pokaz kociej zręczności. W zasadzie nie było zbyt wielu takich okazji. Co więcej, zawsze nosiłam ze sobą czarodziejską wstęgę, na wypadek, gdyby jednak pobyt na jakiejś uroczystości zakończył się inaczej, niż pierwotnie zakładałam.
Szybko wypatrzyłam miejsce zamieszkania... sytuacja była dość dziwna, bo wyglądało na to, że cała załoga jednego z przybyłych statków jakimś sposobem znalazła się w wodzie... Stałam tak jeszcze przez chwilę, zastanawiając się, jak doszło do tego ambarasu. Mój ogon rytmicznie kołysał się na boki, połyskując w słońcu czarnym niczym obsydian futrem, gdy rozważałam, czy nie należy pomóc nieszczęśnikom. Nie minęło jednak wiele czasu, a do brzegu zaczęła podbiegać grupka mężczyzn targająca ze sobą liny. Zatem nie warto było im się plątać pod nogami, aby nie utrudniać akcji ratunkowej. Westchnęłam tylko i ruszyłam na poszukiwanie dalszych atrakcji. Może później uda mi się dowiedzieć, co wywołało takie zamieszanie.

Wkrótce dotarłam do stoiska obleganego przez całą rzeszę kobiet. Choć nie musiałam zgadywać, co je tu przyciągnęło. I nie była to tylko zasługa przystojnego sprzedawcy (raczej), lecz towarów, jakie oferował. Półki uginały się od kolorowych flakoników, zawierających perfumy i wonne olejki. Zaintrygował mnie widok dziewczyny siedzącej na krześle z oczyma przewiązanymi czerwoną wstęgą. Gdy spytałam o nią, stojącą koło mnie blondynkę ta wyjaśniła, że właściciel stoiska organizuje konkurs i jeśli odgadnie się skład wybranych przez niego perfum, to można otrzymać je za darmo w ramach nagrody. Kolejka oczekujących do ów zawodów była spora, ale ja miałam sporo czasu... a budząca się we mnie na tego rodzaju imprezach żyłka hazardzisty, nie pozwoliła mi odejść bez podjęcia próby.
Kiedy nadeszła moja kolei, nos miałam już podrażniony całą gamą esencji zapachowych, jakie unosiły się w powietrzu. Mimo to wierzyłam w czułość swoich zmysłów. W końcu było to coś, czym Dachowce wyróżniały się na tle pozostałych ras. Sprzedawca też musiał o tym wiedzieć, bo gdy otuliła mnie słodka woń pachnidła, musiałam naprawdę się natrudzić, aby rozszyfrować każdą składającą się nań nutę. Miłym zaskoczeniem było rozpoznanie dwóch woni, które naprawdę lubiłam. Lilia wodna i olejek argonowy... była też subtelna nuta białych kwiatów i owocowy akcent. Wszystko to tworzyło niezwykle przyjemną mieszankę, którą naprawdę chciałam mieć. Gdy uświadomiłam sobie fakt, że nawet jeśli nie wygram, to na pewno kupię te perfumy, musiałam w duchu pogratulować sprzedawcy jego chytrej strategii. Z całą pewnością wiele innych kobiet, postanowiło dziś ponownie.

Ostatecznie opuściłam stoisko uboższa o kilka sztuk srebrnych monet, acz i tak dostałam zniżkę, jako że do zwycięstwa zabrakło mi jednego składnika... wetiweri. Zanim mój cenny nabytek zniknął w czeluściach torebki, roztarłam kilka jego kropel na szyi i nadgarstkach. Byłam na tyle oczarowana ów aromatem, że zastanawiałam się, czy sprzedawca nie zataił, iż jednym ze składników mogła być kocimiętka... choć nie, po niej zachowywałam się...inaczej.

Z kilku dość frywolnych wspomnień wyrwało mnie nagłe rozbrzmienie muzyki. Skrzypce, bębny, flet i kilka innych trudnych do rozszyfrowania instrumentów... melodia sprawiała, że trudno było ustać w miejscu. Zagrzewał do działania, do czegoś więcej. Zaintrygowana ruszyłam za melodiom, dając się prowadzić muzyce. Tłum coraz bardziej gęstniał i przedzierając się przez niego, musiałam uważać, by nie zostać oblaną piwem! Całe szczęście odsunęłam się w porę i od razu ruszyłam dalej, chcąc ominąć powstałe zamieszanie.
Atrakcją, która przyciągnęła tak liczną widownię, nie okazał się koncert, lecz arena. W oddali widziałam okrążające się postacie, których ruchy idealnie wpasowywały się w energię i rytm muzyki. Wokół sceny tańczyły niewielkie kolorowe płomyki, wyznaczające sobą granice ringu.
-Nie mają broni... czyżby pojedynek z użyciem magii?
Wypowiedziałam na głos własne myśli, podchodząc bliżej ringu i rozglądając się za dobrym miejscem do obejrzenia widowiska. Za „dobre miejsce” uważałam taką lokalizację, z której będzie wszystko dobrze widać, a jednocześnie oddaloną na tyle, aby mieć szansę osłonić się przed ewentualnym rykoszetującym atakiem... Niby wiedziałam, że przy tego rodzaju atrakcjach ich organizatorzy muszą zadbać o bezpieczeństwo publiki, jednak z moim „szczęściem” nigdy nic nie wiadomo...



~Mrau~
Port Lapis lazuli Funnygifsbox.com_2016-11-24_15-27-34-1
#0099cc

Powrót do góry Go down





Queen
Gif :
Port Lapis lazuli 5PUjt0u
Godność :
Raven Black
Wiek :
Wygląda na dwadzieścia parę
Rasa :
Kotostrach
Wzrost / Waga :
160 cm | 50kg
Znaki szczególne :
Blizna na prawym policzku, kocie uszy i puszysty (jak u persa) ogon
Pod ręką :
Bursztynowy kompas (w kieszeni spódnicy), zapałki i zapalniczki, noże (przypięte specjalnymi pasami do ud)
Broń :
Noże, spluwy, pazurki
Zawód :
Średniej klasy szlachcianka
Stan zdrowia :
Wyśmienity
https://spectrofobia.forumpolish.com/t306-queen
QueenNieaktywny
Re: Port Lapis lazuli
Sro 20 Paź - 15:02
Okręt, który przykuł jej uwagę, był przyozdobiony długimi materiałami, niby to szczelnie otulającymi szalami o przeróżnych brawach i wzorach. Tkaniny wiły się jak węże przez cały kadłub, przykuwając wzrok ciekawskich stworzeń. Zaciekawione istoty stanęły w najbliższej okolicy, by móc lepiej podziwiać atrakcję, która niedługo się rozpocznie. Straszka rozsiadła się wygodnie na dachu jednego ze straganów. Wzbiła wzrok w barwy świtu; powolnie jaśniejące niebo zachwycało swoją paletą barw – szarość nieśpiesznie ustępowała pudrowej pomarańczy, różowi, a także błękitowi i bieli pojedynczych chmurek. Chmury te przyjmowały przeróżne kształty. Jedne zdawały się być przerażającymi bestiami, a inne – niewinnymi oraz słodkimi zajączkami, hasającymi po nieboskłonie. Ciekawe czy dotrą tam, dokąd pierwotnie zmierzają.
Wtem z zacumowanego statku zaczęła dobiegać muzyka. Strachokotka zwróciła spojrzenie na okręt, podjadając sobie podekscytowanie innych oglądających. Działka wyrzuciły z siebie brokat i konfetti, które opadły na widzów, w tym albinoskę. Kichnęła, pozbywając się z noska błyszczących iskierek.
Pojawiły się syreny, które rozpoczęły swoje tańce wśród falujących żagli. Pomimo braku nóg, wychodziło im to zaskakujący płynnie i zgrabnie. No i ich błyszczące łuski i śpiewy były ciekawsze niż typowi tancerze.
Po skończeniu ich pokazu lustrzanie przebrani za piratów rozpoczęli zabawę w teatralną. Niektórzy aktorzy wyszli na ląd, wciągnęli w to kilku przypadkowych (ha! Queen wiedziała, że to nie są wcale takie przypadkowe osoby. Pachniały członkami grupy teatralnej i było w nich lekkie podenerwowanie, a nie zdziwienie) przechodniów i zaczęli swoją zabawę. Dachówka stwierdziła jednak, że nie ma ochoty oglądać teatru, słuchać historii o dzielnej kapitan Murhe, która przemierzała morza, by w ostateczności ukraść statek podniebny, tak więc i przemierzała niebiosa, rabując, ile wlezie.
Odeszła więc od stateczku, przechodząc w głąb portu. Tam znalazła stragan z karmą dla magicznych zwierząt. Było tam dosłowne wszystko – od wielkich porcji mięsa, przez kamienie, kryształy, różne owoce i warzywa, karmy w kawałkach, smakołyki, ciastka i ciasteczka, które można bezpiecznie podawać zwierzaczkom. Straszka pokłóciła się zatem trochę z upartym sprzedawcą, który nie chciał wcale i w ogóle zejść z ceny (kosmiczne ceny! Totalny wyzysk na ludziach!). Ostatecznie utargowała 5% zniżki (nie wiele, ale przyjęła to jako osobistą wygraną) i kupiła dla swoich bestii smakołyczki.
Sama też postanowiła znaleźć dla siebie coś do jedzenia. Wyglądała podejrzanie, nie mając w ustach czy rękach (chociaż przez kilka chwil) pożywienia materialnego. Zwłaszcza w oczach tych, którzy wodzili za nią wzrokiem od dłuższego czasu.
Strąciła z głowy kolorowe sznureczki konfetti – brokat pozostał na ubraniu, włosach i futrze. Teraz gdziekolwiek pójdzie, będzie pozostawiać za sobą błyszczące ślady – i ruszyła na poszukiwania czegoś, co mogłaby zjeść.
Wędrowała więc między straganami, docierając w końcu do małej ciastkarni, w której kupiła sobie ciastko-babeczke z budyniem i owocami. Smaczne, dobre i słodkie. Znalazła też stoisko z parzonymi herbatami, więc pokusiła się o hibiskusową z płatkami wiśni. Usiadła przy stoliku, delektując się naparem oraz zajadając się słodyczą.
Po skończeniu posiłku (najadła się też emocjami innych jedzących), zabrała torbę z zakupami i ruszyła dalej, przed siebie. Na odchodne pogoniła jeszcze stalkera płomieniami, które zmieniła w małego wróbla. Strachliwy amator zaraz zwiał, gdzie pieprz rośnie, a płonący wróbel wrócił do jej boku.
- Głupiec – powiedziała do ptaszka, który przytaknął jej ćwierknięciem. Jakim sposobem ogień ćwierknął? Tego nie wiedział nikt.
Jej krótka przechadzka skończyła się na usłyszeniu muzyki. Nie takiej zwyczajnej… dobrze ją znała. Skrzypce, bębny i flet rozbrzmiały głośno w akompaniamencie reszty instrumentów. Zaczynał się prawdziwy pokaz, który był wart oglądania. I chociaż miałaby przepchać się przez każdego w tłumie – zobaczy go.
Przechodząc obok czarnej kocicy, usłyszała, jak ta mamrocze do siebie.
- Oni tańczą – powiedziała, zatrzymując się i spoglądając lekko w górę, by dostrzec jej oczy. – To rodzaj tańca pomieszanego ze sztukami walki. Tutaj jest fajniejszy niż u ludzi, bo często dorzucają widowiskowe i magiczne sztuczki. No i wszyscy tańczący są bardziej gibcy. Zdecydowanie warte oglądania.
Zafalowała z wolna ogonem, zastanawiając się kilka sekund.
- Chodźmy na dach, będzie lepiej widać – wskazała dłonią budynek, o który jej chodziło. Był niski, praktycznie przy samej arenie, więc kotki miałyby dobrą miejscówkę do oglądania pokazu.
Wcześniej pochłonięta ekscytacja udzieliła się Raven, tak więc złapała nieznajomą za dłoń i pobiegła z nią w odpowiednim kierunku. Płonący wróbel był tuż za nimi.
Przed wejściem na dach: puściła rękę czarnej, by następnie z kocią (ha!) gracją wdrapać się na budynek. Zajęło jej to kilka sekund. O ile druga kotka też zamierzała na niego wejść – jej nie powinno zabrać to ani sekundy dłużej.
Albinoska usiadła przy krawędzi, uważnie przyglądając się fiołkowymi oczętami całemu wydarzeniu. Na arenie „walczyło” dwóch innych dachowców. Obaj byli umięśnieni, ubrani w jakieś tandetne szmaty, ale to nie było ważne. Ich ruchy były tym, co interesowało widownie. Płynnie zadawali ciosy, z gracją obracali się w powietrzu. Co jakiś czas nawet skakali przez obręcze z ognia czy wody. Doprawdy piękny sport.


Przez noc droga do świtania,
Przez wątpienie do poznania,
Przez błądzenie do mądrości,
Przez śmierć do nieśmiertelności.

Port Lapis lazuli TDFI7p

#00b7eb | #d23b68 | #a4254b
x x x

Powrót do góry Go down





Asthor
Gif :
Port Lapis lazuli 5PUjt0u
Godność :
Alessandro Tschurtschenthaler
Wiek :
28 lat
Rasa :
Kapelusznik
Wzrost / Waga :
190cm/82kg
Znaki szczególne :
-
Pod ręką :
Rubinowe Serce, Eliksir Nie-Ma-linowy
Broń :
-
Zawód :
Dawny lider gangu
https://spectrofobia.forumpolish.com/t822-asthor
AsthorNieaktywny
Re: Port Lapis lazuli
Czw 21 Paź - 11:02
Po zderzeniu z głową tajemniczego przechodnia i zwróceniu mu uwagi początkowo nie usłyszałem przeprosin, ale po chwili widząc różnicę w naszej posturze, osoba, która to zrobiła, uznała, że chyba lepiej nie ryzykować zwady z kimś takim i odpuścić, dlatego cicho powiedziała "wybacz" i wróciła do swoich czynności, grzecznie patrząc na ziemię. Sam nie widząc specjalnie możliwości rozrywki w dalszej rozmowie z przypadkową osobą, wziąłem kolejny łyk swojego piwa, które kupiłem na festiwalu, a potem poszedłem dalej. Jak pierwszy smak wydawał się całkiem dobry, gdyż jak podejrzewam, brakowało mi po prostu jakiegokolwiek trunku z jakąś ilością alkoholu, tak każdy kolejny wydawał się coraz gorszy. Z tego, co pamiętałem samo stoisko reklamowało się jako wiejskie piwo kraftowe z naturalnych składników, co faktycznie mogło być prawdą. W końcu ciężko o coś bardziej bio od wody, której na pewno twórca tego napitku nie żałował. Nie ma się jednak czemu dziwić, w krainie luster ciężko było kupić wysokoprocentowy alkohol, gdzie mieszkańcy gustowali raczej w łagodniejszych trunkach. Mimo wszystko powoli wypiłem całą zawartość, uważając, że na bezrybiu nawet rak ryba, a w drodze powrotnej odłożyłem kufel na jednym ze stolików knajpki, z której go wziąłem. Nie chciałem, aby potem mnie gdzieś szukali i zawracali dupę, gdy zajmę się czymś ciekawszym.
A zamierzałem tym właśnie się zająć, przechodząc między stoiskami i szukając jakiejś rozrywki dla siebie. Najchętniej pograłbym na jakiś automatach, ale w świecie luster było ciężko o taką możliwość. Jej mieszkańcy zdecydowanie bardziej lubili inne gry hazardowe jak karty, albo kości. Oczywiście można było z nimi na chwilę usiąść i pobawić się, ale uznałem, że chyba lepiej najpierw coś zdatnego do jedzenia. Jak już wcześniej wspominałem, warunki na statku były naprawdę parszywe i z miłą chęcią zrobiłbym sobie tutaj odmianę od morskiej diety. Jedyne, czego nie można było zarzucić kucharzowi na tej łajbie była świeżość używanych przez niego składników. Naprawdę podejrzewam, że niektóre schabowe, które smażył, mogły miauczeć jeszcze godzinę przed podaniem na talerzu.
Będąc teraz na festiwalu, oczywiście postanowiłem odbić sobie tamto niezadowalające jedzenie i poszukać alejki ze strefą gastronomiczną. Chociaż mój węch nie był nawet podobnie czuły, w porównaniu z niektórymi rasami zamieszkującymi Krainę Luster to dość łatwo wyczułem zapachy smażonej kapusty, przypalonego tłuszczu, kiełbasek z jednego miejsca, w które bez zastanowienia udałem się, aby zobaczyć, co mają w ofercie. Faktycznie dobrze trafiłem. W uliczce znajdowało się naprawdę sporo dobrego jedzenia, zaczynając od lokalnych przysmaków, przez klasyki takie jak szaszłyki, kandyzowane owoce i watę cukrową, kończąc na bardziej egzotycznych daniach, które pierwszy raz widziałem na oczy. Tym razem postanowiłem pójść w klasykę i wybrałem zwykłego hamburgera w wydaniu z sałatą, pomidorem i oczywiście jalapeno i cholernie ostrym sosem spod lady. Mięso wydawało się całkiem dobre, świeże i odpowiednio przyprawione różnymi ziołami, ale ostry smak sosu nie pozwalał na pełne rozpoznanie smaku, gdyż gardło szybko stwardniało od delikatnych poparzeń, a kubki smakowe przestały działać, zamykając się na niebezpieczne bodźce. Szybko więc zjadłem ten posiłek, popiłem dużą ilością zimnego mleka, które również kupiłem na jednym ze straganów i udałem się dalej.
Najedzony i napity poszukiwałem już tylko jakiejś ciekawej rozrywki w mieście, co wydawałoby się, że na festiwalu nie powinno być trudne. W praktyce jednak wszystko było już dla mnie oklepane, albo nudne. Niektórzy rzucali śmieciami, czyli konfetti, inni bawili się w eksplozje w powietrzu, robiąc tzw. fajerwerki, ale takie zabawy widziałem już nie raz i może podobały się jakimś dzieciom, ale na pewno nie, dorosłemu facetowi. Zamiast tego moją uwagę przykuło dwóch walczących ze sobą dachowców. Oczywiście nie chciałem tylko oglądać, jaka przyjemność mogła płynąć z oglądania dwóch walczących mężczyzn, kiedy samemu można było wziąć w tym udział. Pomimo wielu obserwatorów, którzy chcieli zobaczyć walczące dachowce, bez zastanowienia wyszedłem na środek areny, odrzucając gdzieś na bok swoją kurtkę.
- Może sprawdzicie się z kimś innym, a nie tylko ustawione widowisko robicie? Hmm? Co powiecie na walkę we dwójkę ze mną jednym.
Spojrzałem groźnie na mężczyzn i od razu ustawiłem gardę, patrząc na to, co zrobią tamci. Akurat na sztukach walki wręcz znałem się bardziej niż ktokolwiek w krainie luster, mało kto stoczył tyle pojedynków na pięści, co ja więc tego aspektu byłem całkowicie pewny.

Powrót do góry Go down





Kejko
Gif :
Port Lapis lazuli Animesher.com_blue-eyes-shigatsu-wa-kimi-no-uso-black-cat-1706833
Godność :
Kejko Hanari
Wiek :
23 wiosny
Rasa :
Dachowiec
Wzrost / Waga :
170 cm / 57 kg
Znaki szczególne :
Piękne neonowo niebieskie kocie oczy.
Pod ręką :
Torebka a w niej bardziej lub mniej istotne drobiazgi.
Broń :
dwa półdługie miecze, cienki srebrny łańcuch
Zawód :
Poszukiwaczka kłopotów... znaczy przygód // Muzyk solista
Stan zdrowia :
Poobijana po niedawnym starciu. Płytkie rany i zadrapania na ramionach, nogach oraz plecach. Rozcięcie na policzku.
https://spectrofobia.forumpolish.com/t267-kejko-hanari-alias-kolysanka#415 https://spectrofobia.forumpolish.com/t1091-kejko
KejkoLwie Serce
Re: Port Lapis lazuli
Czw 28 Paź - 16:32
Ekscytacja, jaka narastała, wśród widowni zaczęła się udzielać i mnie samej. Z pewną dozą niepokoju zerkałam na dzieci zgromadzone wśród publiki. Spodziewałam się magicznego pojedynku i nie byłam przekonana o tym, czy najmłodsi powinni być świadkami takiego wydarzenia. Owszem ten świat bywał brutalny i groźny... mnie samą jeszcze, gdy byłam kocięciem, ojciec zaczął przygotowywać do tego, abym umiała o siebie zadbać. Z kolei matka, która chciała, aby jej córki były grzeczne i ułożone nie była zachwycona tym pomysłem. Do dziś z rozczuleniem wspominam chwile spędzone z tatą na naszych tajnych treningach. Nawet jeśli dostawałam na nich porządny wycisk...
W kwestii brzdąców na widowni bardziej martwiło mnie to iż po pokazie magicznej walki, same mogą zechcieć próbować podobnych „zabaw”. A niestety w tym wieku kwestia kontroli nad swymi kiełkującymi talentami wyglądała różnie... nie jeden mały piromanta zdołał podpalić coś w domu, zanim jeszcze dobrze opanował sztukę wiązania butów.
Z wiru myśli wyrwał mnie kobiecy głos, który sprawił, że moje spojrzenie od razu powędrowało ku jego właścicielce. Delikatny uśmiech samoistnie wkradł się na moje usta, kiedy dostrzegłam fiołkowe kocie oczy, oraz parę białych puszystych uszu. Zawsze, a przynajmniej prawie zawsze, miło było spotkać kogoś z własnej rasy. W końcu nikt nie zrozumie kota tak dobrze, jak inny kot.
I było w tym sporo prawdy. Dachowce potrafiły zrozumieć się lepiej, choćby z racji tego, iż znały język dostępny tylko dla nich (oraz części bardziej dzikich mieszkańców światów). Nie jeden zdziwiłby się jak wiele informacji, można wyczytać z ułożenia i ruchów uszu czy ogona.
-Nie słyszałam o takiej sztuce... Gdzie w Świecie Ludzi miałaś okazję się jej przyjrzeć?
Zapytałam z autentycznym zainteresowaniem. Mieszkałam tam długo, bo cały okres późnego dzieciństwa i początków dorosłości... a mimo to nigdy nie natknęłam się na taką atrakcję. Poczułam lekki żal, że ominęło mnie coś tak ciekawego. Choć w sumie i w rodzimym świecie doświadczałam owego pokazu po raz pierwszy. Może przez to oraz opis nieznajomej, poprzeczka moich oczekiwań właśnie podniosła się o kilka szczebli.
Zamrugałam zaskoczona, czując jak, białowłosa nagle złapała mnie za rękę i pociągnęła za sobą. Podążając za nową towarzyszką, dobitniej zdałam sobie sprawę z istniejącej między nami różnicy wzrostu. Chęć poszukania lepszego punktu obserwacyjnego stała się dla mnie bardziej zrozumiała, zresztą była to dobra opcja również przez wzgląd na coraz bardziej gęstniejący tłum. W takim zbiorowisku nie trudno o to by ktoś przypadkiem nadepnął Ci na ogon, a to zdecydowanie nie należało do przyjemnych...

Dostanie się na dach niskiego budynku, nie stanowiło dla mnie żadnego problemu. Znalazłam się na nim równie szybko co sama inicjatorka owej wycieczki. Obie musiałyśmy jednak uważać, aby nie poślizgnąć się na miejscami mokrych jeszcze fragmentach zadaszenia. Widok z tego miejsca był naprawdę dobry, choć bez wątpienia same również nieźle rzucałyśmy się w oczy. Całe szczęście oczy wszystkich zwrócone były ku scenie, na której właśnie rozpoczął się pokaz.
Przez pierwsze minuty występu obserwowałam tancerzy w milczeniu. Mój ogon rytmicznie postukiwał o dachówki, zaś spojrzenie tętniło rosnącą ekscytacją.
Podziwianie tego pokazu było naprawdę absorbujące, gdy zdałam sobie sprawę jak wielkiej koordynacji i zwinności wymaga każdy najmniejszy ruch tancerzu. Tak jak przewidziała jasnowłosa, spektakl stał się jeszcze bardziej atrakcyjny dzięki wykorzystaniu magii. Płomyki, które otaczały arenę, zmieniały się w ogniste rekwizyty, takie jak obręcze czy imitacja groźnych ostrzy.
-Są niesamowici...
Niespodziewanie na moich ustach zagościł figlarny uśmiech.
-Choć nie dziwi mnie, że tak zażarcie unikają kontaktu, też unikałabym starcia z taką ilością cekinów, niby ładne to i błyszczące, ale potrafią pociąć gorzej niż żyletki.
Skomentowałam stroje, w których występowali tancerze, w moim odczuciu taka ilość błyszczących aplikacji zbyła zbędna, ale u każdego granica dzieląca szyk od tandety, leżała gdzie indziej.
Przechyliłam delikatnie głowę i przymrużyłam powieki, przenosząc swój wzrok na kotkę siedzącą koło mnie.
-Ap ropo błyszczenia...
Mówiąc to, wyciągnęłam rękę ku twarzy fioletowookiej i jeśli ta się przed tym nie wzbroniła, końce moich palców zanurkowały w jej białych włosach, tuż nad uchem. Mimowolnie zamrugałam zdziwiona, tym jak miękkie były srebrzyste kosmyki. Gdy cofnęłam dłoń, połyskiwał w niej skrawek konfetti. Posłałam dziewczynie ciepły lekko rozbawiony uśmiech, a zaraz po tym odwróciłam głowę i dmuchnięciem pozwoliłam, aby kawałek sreberka poszybował w dalszą podróż, być może szukając sobie nowego miejsca na ziemi, tym razem we fryzurze kogoś z widowni.
„Walka” tancerzy przez chwilę przerodziła się w konkurencję zręczności, kiedy to dachowce nawzajem kopiowały swoje ruchy, sprawdzając, kto skusi pierwszy. Muzyk stała się mniej natarczywa, choć nadal sprawiałam, iż miałam ochotę wybijać jej rytm czy to dudnieniem palców, czy uderzeniami ogona. Spodobał mi się ten rodzaj tańca, do tego stopnia, że zaczęłam wyobrażać sobie siebie na miejscu jednego z tancerzy. Może nowa znajoma byłaby skłonna coś jeszcze mi o nim opowiedzieć. A w zasadzie nieznajoma... Uświadomiwszy sobie ów detal, znów zerknęłam na dziewczynę.
-Mam na imię Kejko Hanari, a niektórzy zwą mnie również Kołysanką.
Przedstawiłam się, mając nadzieję, że moja rozmówczyni zrobi to samo. A nawet jeśli z jakichś powodów nie miałaby tego uczynić, nie widziałam przeszkody, aby zadać jej nurtujące mnie pytanie.
-Czy wiesz może, gdzie tutaj w Krainie można nauczyć się tej sztuki? Z chęcią spróbowałabym swoich sił.
Nim zdążyła wybrzmieć ewentualna odpowiedź jasnowłosej, moją uwagę przyciągnęło poruszenie, jakie opanowało scenę. Występ został przerwany, kiedy to na arenie pojawił się... kolejny artysta? Nie... wystarczyło jedno spojrzenia na skonsternowane miny tancerzy, aby domyślić się, że nie jest to planowana cześć pokazu. Brawura i pewność, jakimi otaczał się nieznajomy, dawały do myślenia... Westchnęłam cicho, posyłając ku scenie niezadowolone spojrzenie.
Albo ktoś tu się upił, albo ma za wiele „energii” z rana. Ktoś powinien coś z tym zrobić, zanim zrobi się nieprzyjemnie Wśród widowni już dało się słyszeć gwizdy i pomruki niezadowolenia. Również artyści, których spektakl przerwano, zaczęli ulegać pewnej nerwowości, dało się to wyczytać choćby z sierści zjeżonej na ogonach.
Ktoś... Uśmiechnęłam się ironicznie, przypominając sobie słowa, które niejednokrotnie wbijano mi do głowy „Jeśli oczekujesz, że coś zostanie zrobione, to sam o to zadbaj”. Ożywiona przypływem nagłej determinacji, poderwałam się na równe nogi i stanęłam na samej krawędzi dachu. Nim zeskoczyłam na dół, rzuciłam jeszcze fioletowookiej przepraszające spojrzenie.
-Przepraszam, wrócę za moment...
A w każdym razie taki właśnie miałam plan, choć nie wiedziałam na ile, uda mi się go zrealizować po własnej myśli. Wiele bowiem zależało od chęci współpracy pewnego osobnika. Liczył się czas. Dlatego, aby szybciej przecisnąć się przez tłum, przemieniłam się w małą czarną kotkę, by następnie wykonać szybki i pełen gracji slalom między ludzkimi nogami. Raz czy dwa ktoś odskoczył przestraszony, gdy coś nagle mignęło mu między nogami... a ja niemal nie zostałam podeptana. Tym jednak razem szczęście postanowiło mi dopomóc (co było dziwnie podejrzane) i udało mi się dotrzeć pod sam brzeg areny. Ponownie przybrałam swą normalną postać, zatrzymując się nad białą kurtką, którą chwile temu porzucił tu awanturnik. Zgarnęłam okrycie z ziemi, po czym rozejrzałam się za wejściem na scenę, nim ktokolwiek zdążył zareagować, znalazłam się na prowadzących na nią schodkach.Nie ruszyłam na arenę, zamiast tego odezwałam się do intruza, podnosząc głos na tyle, aby przebił się przez narastające buczenie tłumu.
-Nie uważa Pan, że to mało uprzejme psuć cudzy występ?
W tonie mojego głosu dało się wyczuć naganę, jednocześnie popartą łagodnością i spokojem. Miałam nadzieję, że wyglądam na bardziej spokojną i opanowaną niźli czułam się w rzeczywistości. Ryzykowałam, nie wiedząc, jak zachowa się facet, który właśnie wpadł na scenę chętny stanąć do walki z dwojgiem nie byle jakich przeciwników. Mimo wszystko pragnęłam uniknąć wybuchu konfliktu i idących za nim konsekwencji. Wyciągniecie do kogoś pomocnej dłoni, potrafiło naprawdę wiele zmienić. Warto było próbować, nawet jeśli miało się na uwadze ryzyko, że owa dłoń może zostać odtrącona, a nawet pogryziona...
-Jeśli ma Pan do zaprezentowania coś równie ciekawego, to proponuję jednak zaczekać na swoją kolej.
Zasugerowałam, choć wątpiłam, abym miała przed sobą artystę. Jeśli czarnowłosy chciał popisać się umiejętnościami takimi jak uliczna bijatyka, to były ku temu lepsze miejsca, gdzie w dodatku mógłby nawet spotkać się z aprobatą. Portowy festiwal do nich nie należał, a w każdym razie nie z samego rana! Może wieczorem, gdy znacznie więcej bawiących tu ludzi zatonie w wirze procentów.

Zrobiłam jeszcze jeden krok naprzód, jednocześnie wyciągając przed siebie rękę. Nieznajomy mógł poznać, iż zaciskam palce na jego własności w postaci białej kurtki, ja zaś liczyłam, że tym sposobem skłonie go do podejścia bliżej,
-Proszę zejść ze sceny, nim zechcą z niej Pana ściągać Strażnicy.
Z coraz szybciej bijącym sercem czekałam, w myślach odtwarzając dziesiątki scenariuszy, tego, jak mógł się zachować nieznajomy. I w skrytości ducha licząc, że wybierze ten, który sama uznawałam za właściwy. Posłałam mężczyźnie zachęcający uśmiech i spojrzenie pełne wyczekiwania. Było w tym coś z polowania, choć zwykle w takich chwilach łowca nie musi przejmować tym aby drżeniem palców nie zdradzić zdenerwowania.



~Mrau~
Port Lapis lazuli Funnygifsbox.com_2016-11-24_15-27-34-1
#0099cc

Powrót do góry Go down





Queen
Gif :
Port Lapis lazuli 5PUjt0u
Godność :
Raven Black
Wiek :
Wygląda na dwadzieścia parę
Rasa :
Kotostrach
Wzrost / Waga :
160 cm | 50kg
Znaki szczególne :
Blizna na prawym policzku, kocie uszy i puszysty (jak u persa) ogon
Pod ręką :
Bursztynowy kompas (w kieszeni spódnicy), zapałki i zapalniczki, noże (przypięte specjalnymi pasami do ud)
Broń :
Noże, spluwy, pazurki
Zawód :
Średniej klasy szlachcianka
Stan zdrowia :
Wyśmienity
https://spectrofobia.forumpolish.com/t306-queen
QueenNieaktywny
Re: Port Lapis lazuli
Sob 30 Paź - 13:48
Czarna kotka nie była wiele wyższa od Raven, zaledwie jakieś 10, może ciut więcej centymetrów. Wystarczyło to jednak, by musiała unieść głowę, by móc spojrzeć w jej mocno błękitne oczy. Były intensywne, wręcz neonowe. Wyraźnie odznaczały się na tle jej jasnej twarzy i kruczego futra.
- Ludzie nazywali to Capoeirą i z tego co wiem, tutaj też się używa tej nazwy. Jest to ogólne nazewnictwo, bo istnieje kilka odłamów tego rodzaju tańca i chociaż wszystkie są bardzo podobne – niektóre są bardziej skoczne i specjalnie nastawione do dużych widowisk, a inne wręcz przeciwnie: intymne, przeznaczone dla tych, którzy tańczą – wyjaśniła z uśmiechem.
Tęskniła za swoimi czarnymi włosami oraz kocimi atrybutami. Odrobina zazdrości przelała się przez uczucia albinoski, ale zaraz zniknęła. Nie miała czego zazdrościć: tamta nie wybrała sobie futra, a Queen zawsze mogła się po prostu przefarbować, jakby tak bardzo chciała zmienić wygląd i próbować udawać siebie sprzed czasów śmierci.
- Hmmm – zamyśliła się chwilę – myślę, że byłam wtedy w Brazylii – powiedziała wolno – zainteresowałam się dużym tłumem – tak, jak teraz poszukiwała emocji do zjedzenia – i ciekawą muzyką. Podsłuchałam kilka rozmów, znalazłam dobre miejsce do obserwowania i voila! Zaznajomiłam się z tym trochę, a kiedy nadarzy się okazja – oglądam pokazy.
Miała tutaj na myśli nie tylko te, dziejące się w Świcie Ludzi, ale również te z Krainy Luster.
Taniec prezentował się na wysokim poziomie. Nawet osoba niedoświadczona i niezaznajomiona z tego rodzaju aktywnością mogła powiedzieć, że tancerze znali się na swoim fachu. Ich obroty, kopnięcia, wyrzuty, skoki i inne, bardziej magiczne oraz widowiskowe sztuczki były idealnie zgrane z sobą w czasie. Każda przechodziła płynnie w drugą, całkowicie różną od poprzedniej.
Białowłosa parsknęła, słysząc wypowiedź towarzyszki.
- Cała sztuczka polega na tym, żeby się nie uderzyć, ale jednocześnie być tak blisko siebie, żeby wyglądało to jak prawdziwe ciosy… A co do cekinów: trudno się nie zgodzić. Nie wyobrażam sobie robić chociaż jednej trzeciej takich wygibasów, kiedy byłabym dosłownie jednym wielkim cekinem, jak oni – poruszyła lekko uchem, wsłuchując się w rytm muzyki. Raven również miała ochotę zatańczyć. Może niekoniecznie wykonać taki pokaz, ale chociaż potańczyć w miejscu.
- Hm? – mruknęła, lekko przekręcając głowę i patrząc na wyższą dziewczynę. Nie wzbroniła się przed jej dotykiem. Zafalowała tylko końcówką ogona, czekając, by zobaczyć cóż takiego na głowie straszki, zainteresowało kotkę.
Widząc konfetti, zaśmiała się lekko. Myślała, że pozbyła się już każdego kawałka z włosów i futra. Cóż, wcześniejszy pokaz do „czystych” nie należał.
- Miło mi poznać, Kejko – poddała jej dłoń – Raven Black, ale jestem znana również jako Queen – gdy wymieniły się już uprzejmościami, straszka wyciągnęła przed siebie palec lewej ręki, na której usiadł wróbel z płomieni. Ostrożnie go pogłaskała. Chociaż nie była pewna czy może nazwać to głaskaniem: kontrolowała ogień w taki sposób, by utworzył on niewidzialną powłoczkę z niewidzialnego dla oka dymu wokół jej wytworów. Dzięki temu można było głaskać zwierzątka, a te mogły dotykać różnych powierzchni, bez palenia ich. Oczywiście podczas walk nie robiła takich powłoczek i spalała swoich przeciwników.
- Chcesz pogłaskać? – zapytała, posyłając jej uśmiech. – Nie poparzysz się, obiecuję.
Nie zależnie od tego czy Kejko postanowiła dotknąć wróbla, czy też nie, Raven wciąż miała go na dłoni, podczas gdy tamta zadawała swoje pytanie.
Już miała jej odpowiedzieć, że wydaje jej się, iż na obrzeżach Miasta Lalek kiedyś tego uczono, ale i jej osobę przykuło poruszenie na arenie.
Kocimi ślepiami wlepiła wzrok w mężczyznę, który nagle pojawił się na scenie. Nie był Dachowcem oraz nie był krzykliwie ubrany. Z mimiki kotów mogła wywnioskować, że nie jest on częścią ich programu.
Bardziej niż samym poruszeniem, zainteresowała się nagłymi emocjami Kołysanki. Postawiła uszy do góry, tuż na wprost siebie. Zapowiadała się ciekawa zabawa.
Śledziła wzorkiem czarnego kota, który przebiegał przez tłum. Taneczna muzyka została przerwana. Poruszenie pośród widowni było coraz większe oraz wyjątkowo kuszące.
Nie mogą się powstrzymać: skubnęła trochę emocji, unoszących się w powietrzu. Nie na tyle, by ktoś się zorientował, że coś ważnego zostało mu pożarte, ale na tyle, by móc je zmagazynować.
Kiedy już skończyła: posłała swoja całą uwagę na Kejko i nieznajomego. Widząc, jak tamta stara się nie okazywać stresu (powstrzymywała ogon przed zdenerwowanymi ruchami, kryła dłonie), posłała swojego wróbla, by dodał jej odrobinę wsparcia. Chociaż moralnego. Może wtedy się trochę rozluźni i zmieni pozycje uszu.
Płonący ptaszek znalazł się na ramieniu czarnowłosej. Ćwierknął, chcąc dodać jej otuchy.


Przez noc droga do świtania,
Przez wątpienie do poznania,
Przez błądzenie do mądrości,
Przez śmierć do nieśmiertelności.

Port Lapis lazuli TDFI7p

#00b7eb | #d23b68 | #a4254b
x x x

Powrót do góry Go down





Asthor
Gif :
Port Lapis lazuli 5PUjt0u
Godność :
Alessandro Tschurtschenthaler
Wiek :
28 lat
Rasa :
Kapelusznik
Wzrost / Waga :
190cm/82kg
Znaki szczególne :
-
Pod ręką :
Rubinowe Serce, Eliksir Nie-Ma-linowy
Broń :
-
Zawód :
Dawny lider gangu
https://spectrofobia.forumpolish.com/t822-asthor
AsthorNieaktywny
Re: Port Lapis lazuli
Wto 2 Lis - 8:38
Czekałem więc na wojowników, którzy wyglądali na zaskoczonych tym, co właśnie się wydarzyło, nie do końca wiedząc, co powinni zrobić. Wydawało się, że faktycznie są tylko jakimiś cyrkowcami zamiast prawdziwymi wojownikami, którzy bawili się na scenie, próbując zabawić publiczność swoimi sztukami walki, ale w praktyce nie umiejąc użyć ich w prawdziwej bitwie. Nie rozumiałem, jaki był sens uczenia się czegoś takiego, kiedy istniały zdecydowanie bardziej praktyczne ciosy, a jednocześnie dużo ładniej wyglądające tańce. Może społeczeństwo lubiło takie udawane, rytmiczne potyczki. Ciężko powiedzieć, dla mnie było to dość nudne. Prawdą jest, że w ludzkim świecie nauczyłem się dość sporo sztuk walk, ale capoeirę tylko liznąłem, uważając ją za bezużyteczną. Z walki kontaktowej zdecydowanie preferowałem bardziej brutalne i użyteczne sposoby jak muay thai, czy wojskowe teakwondo. Gdy uświadomiłem sobie, ile walk stoczyłem w tamtym świecie z użyciem pięści, szybko zdałem sobie sprawę z tego, że starcie ze zwykłymi klaunami, bo za takich ich teraz uznałem, nie będzie dla mnie nawet odrobinę zabawne i szkoda było tracić czas na takie głupoty.
W trakcie moich rozważań podeszła do mnie jakaś dziewczyna w dość odważnym stroju składającym się między innymi ze skórzanych spodenek i białej bluzki. Po budowie ciała łatwo można było poznać, że należała do miauczącej rasy krainy luster. Wyglądała teraz trochę jak taki koci pirat z jakiejś gry wideo, w sumie nawet uroczo i seksownie. Byłem pewny, że na jakimś konwencie jej wygląd zrobiłby olbrzymie wrażenie, ale ja będąc w tym świecie wystarczająco długo, napatrzyłem się już na podobne stroje, co nie zmieniało faktu, że nadal przyjemnie było utkwić oko w takiej ślicznotce i poświęcić jej trochę czasu, skoro sama postanowiła zagadać. Czy postanowiłem być miły i niczym grzeczny, skrzyczany chłopczyk odpuścić moją chęć walki i udać się ze wstydem kilka alejek dalej? Oczywiście, że nie. Byłem facetem, któremu przyświecała złota zasada, aby robić wszytko to, na co ma się ochotę, a rozmówczyni, chociaż śliczna, starała przekonać mnie do innej filozofii, aby zachowywać się zgodnie z jakimiś zasadami. No cóż, sama prosiła się o kilka niemiłych słów.
- A nie uważa Pani, że to mało uprzejmie, prosić kogoś o coś nawet nie mówiąc 'dzień dobry'? - powiedziałem, naśladując jej własne przywitanie i samemu nie używając odpowiedniego słowa. - Poza tym straż może faktycznie, by się przydała skoro mamy tutaj złodziejkę mojej kurtki. Wątpię, aby uwierzyli, że taka kruszynka jak ty nosi o kilka rozmiarów za duże męskie rzeczy.
Nie podobało mi się, że dziewczyna ukradła mi moją własność, którą w sumie nawet lubiłem. Była to kurtka motocyklowa pochodząca z mojego świata, której na pewno nie można było dostać w krainie luster. Wiązało się z nią dość sporo moich wspomnień i z pewnością nie zamierzałem jej tanio oddać. Jeśli przedmioty posiadały część duszy właściciela, to właśnie takim przedmiotem dla mnie była ta kurtka, mimo tego, że wcześniej odruchowo ją rzuciłem na ziemię.
- Tak poważnie to niezbyt chcę wzywać straż miejską, policję, gestapo, ZOMO czy cokolwiek tutaj strzeże ładu i porządku. - Kotka na pewno nie wiedziała, co znaczyło większość z użytych przeze mnie nazw, ale nie przeszkadzało mi to w ich użyciu. - Udajesz, ale nie wyglądasz na zbyt grzecznego kota. więc zgaduję, że też nie chciałabyś męczyć strażników tego miasta do interwencji. Dobra teraz trochę poważniej i do rzeczy, bo zacząłem gadać o głupotach. Skąd w ogóle założenie, że nie wniosę czegoś wartościowego do pokazu? Tak się składa, że jest to akurat pokaz capoeiry, sztuki walki, którą znam dość dobrze.
Pomimo mojej umiejętności używania sztuk walki, to walkę w tańcu znałem, co najwyżej średnio. Jak mówiłem, nie ćwiczyłem jej zbyt wiele, uważając to za zwykły kicz. Umiałem jednak zrobić kilka nawet spektakularnych ciosów, dlatego przykładnie wykonałem uderzenie obrotowe nogą, a następnie przeszedłem do parteru, wykonując dwa kopnięcia na wysokości łydek, obracając przy tym ciało o 180 stopni wzdłuż własnej osi, a następnie wykonując przewrót w tył, aby znaleźć się w pozycji wyjściowej na prostych nogach. Jeśli ktoś ćwiczył capoeirę, zdawał sobie sprawę z tego, że był to dość podstawowy układ, ale ktoś, kto pierwszy raz miał z tym do czynienia, raczej ciężko miał to ocenić.
- Tak więc jak widzisz, znam tę sztukę walki i chciałem trochę urozmaicić im występ, a ty przyszłaś, porwałaś moją kurtkę i zepsułaś ten element. A gwarantuję, że byłoby ciekawie. Odpuszczę im, skoro i tak już wszystko popsułaś, ale oddawaj moją kurtkę i w ramach przeprosin masz iść ze mną napić się jakiegoś piwa, albo innego alkoholu na tym festiwalu. Inaczej zanudzę się tutaj i umrę, a ty będziesz miała moją śmierć na sumieniu do końca życia. Odmowy nie przyjmuję, jesteś mi to winna.
Zaproszenie na spotkanie naprawdę godne mnie. Uważałem jednak, że skoro zepsuła mi zabawę, musiała w jakiś sposób zrewanżować się za to i urozmaicić mi mój wolny czas. Oczywiście nie widziałem w tym, ani trochę mojej winy czy nietaktu. Tak czy inaczej, wystawiłem rękę, chcąc z powrotem otrzymać swoją kurtkę od kociej porywaczki ubrań.

Powrót do góry Go down





Scavell
Gif :
Port Lapis lazuli A7c78c1cf8554d3256eba773fd3bfcbe
Godność :
Irith Adelaide "Scavell" Bellclair
Wiek :
28 lat
Rasa :
Lunatyk
Wzrost / Waga :
170 / 60
Znaki szczególne :
blizna po cięciu na gardle
Pod ręką :
wymienione w poście eliksiry, broń, Scath, Przepaska ślepo-widzenia, Chmarny talizman
Broń :
Nysarth (rapier), mizerykordia
Zawód :
Adept Bractwa
Stan zdrowia :
zdrowa
https://spectrofobia.forumpolish.com/t649-irith-scavell https://spectrofobia.forumpolish.com/t649-irith-scavell https://spectrofobia.forumpolish.com/t934-skrzynka-korespondencyjna-irith https://spectrofobia.forumpolish.com/t1113-scavell
ScavellDiabelski Bibliotekarz
Re: Port Lapis lazuli
Pon 8 Lis - 12:56
Z pobliskiej tawerny dobiegały krzyki i śmiechy rozentuzjazmowanych patronów; tłum był widocznie zajęty świętowaniem z bliżej nieokreślonej okazji. Choć czy dla pijatyki potrzebny jest powód? Drzwi przybytku otworzyły się z hukiem, a ze środka wypełzła trójka orientalnie uzbrojonych mężczyzn oraz rosły Upiorny o złotych, koźlich rogach i skórze kolorem przypominającej bezchmurne niebo – najwidoczniej jeden z emisariuszy z Wysp Księżycowych chroniony przez kohortę Cieni. Humor dopisywał grupie, która hałaśliwie kroczyła przez uliczki portu zaczepiając lokalnych, z niektórych drwiąc na pijacki sposób, innych obsypując cennym złotem.
Nic dziwnego, że człowiek szukający wrażeń chwiejnym krokiem zbliżył się do miejsca, w którym był tłum gapiów, wiedziony przeczuciem, że będzie świadkiem czegoś nietypowego, co wpompuje adrenalinę w jego żyły. Cienie mu asystujące torowały mu przejście rozpychając się łokciami przez tłum, aż w końcu zbliżyli się do epicentrum zamieszania. Rozmowę Dachowców i awanturnika przerwało wolne klaskanie błękitnych dłoni.
- Proszę, proszę, rzeczywiście jesteście takimi barbarzyńcami, za jakich was uważałem. – rzekł ochrypłym od alkoholu głosem wskazując chaotycznym ruchem dłoni na Kapelusznika – Taki ładny pokaz zwierzątek, a ty śmiałeś go przerwać. – zwrócił się do Asthora, a Cienie tylko uderzyły rytmicznie trzymaną w dłoni włócznią o kostkę brukową.
Nie poświęcał mu już więcej uwagi. Omiótł czarnym spojrzeniem arenę i zgromadzone na niej Dachowce, a na jego twarzy zagościł zawiedzony wyraz – same koty, żadnego urozmaicenia! Była to naprawdę jałowa i nudna kraina.
- Zwierzątka nie powinny biegać wolno, inaczej mogą stanowić zagrożenie. Albo być zagrożone i taka oto skromna osoba będzie musiała je ratować. – westchnął dramatycznie, a Cienie, widocznie gotowe do walki, czekały tylko na rozkaz.
Ale Upiorny nie miał ochoty na walkę. Ponownie przeniósł wzrok na ciemnowłosego Dachowca i świdrującym spojrzeniem zmierzył ją od stóp do głów.
- Ładna jesteś. – zwrócił się do Kejko i nieco lubieżnie oblizał wargi  - Gdzie jest twój właściciel? Z chęcią cię od niego odkupię.

Powrót do góry Go down





Kejko
Gif :
Port Lapis lazuli Animesher.com_blue-eyes-shigatsu-wa-kimi-no-uso-black-cat-1706833
Godność :
Kejko Hanari
Wiek :
23 wiosny
Rasa :
Dachowiec
Wzrost / Waga :
170 cm / 57 kg
Znaki szczególne :
Piękne neonowo niebieskie kocie oczy.
Pod ręką :
Torebka a w niej bardziej lub mniej istotne drobiazgi.
Broń :
dwa półdługie miecze, cienki srebrny łańcuch
Zawód :
Poszukiwaczka kłopotów... znaczy przygód // Muzyk solista
Stan zdrowia :
Poobijana po niedawnym starciu. Płytkie rany i zadrapania na ramionach, nogach oraz plecach. Rozcięcie na policzku.
https://spectrofobia.forumpolish.com/t267-kejko-hanari-alias-kolysanka#415 https://spectrofobia.forumpolish.com/t1091-kejko
KejkoLwie Serce
Re: Port Lapis lazuli
Sro 10 Lis - 1:51
Raven Black … Powtórzyłam w myślach miano białowłosej, zastanawiając się, czy aby na pewno gdzieś go już nie słyszałam. Niestety pamięć postanowiła mnie zawieść albo była na tyle leniwa, iż aktualnie nie w smak było jej przeglądanie wszystkich swych zasobów. Dlatego też skupiłam się po prostu na tym, co tu i teraz.
Głos Queen był miły dla ucha, co tylko zwiększało przyjemność płynącą z trwającej między nami dyskusji. Jako muzyk często nawet nieświadomie, zwracałam uwagę na rzeczy takie jak barwa głosu, brzmienie śmiechu... Wszak głos stanowił niezwykle zmyślny instrument, dający naprawdę szerokie pole do popisu. Niektórzy długo uczyli się,jak właściwie nim operować inni korzystali z ów talentu bezwiednie.

Zamrugałam zaskoczona, gdy na wyciągniętej dłoni dziewczyny przysiadł drobny ptaszek, zaskakujący był w tym fakt, że owa istotka dosłownie płonęła... Gdy białowłowa zaproponowała, abym pogłaskała stworzonko, zawahałam się, lecz tylko przez moment. Ostatecznie moje palce delikatnie przesunęły się po grzbiecie ognistego stworzonka. Zastanawiałam się, czy faktycznie ptaszyna została utkana z płomieni, a może stanowiła ich zmyślną iluzję?
-Mówią, że nie należy igrać z ogniem... ale ten jest całkiem milutki.
Powiedziałam, a na moich ustach rozciągnął się ciepły uśmiech. Niestety chwilę później porwał mnie już dalszy bieg wydarzeń. Pojawienie się ciemnowłosego awanturnika, które obudziło we mnie dziwny zew działania.

W tym wszystkim pewne było tylko jedno... nie przemyślałam całej tej akcji zbyt dobrze. Ale czy należało się temu dziwić? Wszak znalazłam się na arenie, kierowana jakimś wewnętrznym impulsem... Gdy tylko lepiej zorientowałam się w sytuacji i zdałam sobie sprawę, z czym a właściwie z kim przyjdzie mi się mierzyć... zdołałam wówczas rozwiązać zagadkę ów zewu. Było to nic innego jak kolejny podstęp prześladującego mnie pecha... który od zawsze pchał mnie w objęcia kłopotów. Widać ten zły brat Fortuny, nie miał lepszych rozrywek niż pastwienie się nad Dachowcami, a może tyczyło się to tylko czarnych kotów? Czy można było już uznać to za rasizm? Wątpiłam jednak aby skargi i zażalenia kierowane do woli wszechświata miały coś zmienić w moim aktualnym położeniu... pozostało mi zatem zmierzyć się z wyzwaniem, które sama sobie wyznaczyłam.

Nie zmieniając postawy oraz zamiarów, wytrzymałam moment, w którym nieznajomy zaczął lustrować mnie przeciągłym spojrzeniem. Wyglądało na to, że pierwszy etap mojego planu się powiódł, skoro udało mi się skutecznie przyciągnąć jego uwagę. Lecz od tego momentu zaczynały się schody, na których nie trudno było o potknięcie... Już jedno wejrzenie w ciemny brąz oczu mojego przeciwnika, zdradzał, iż ten chętnie skorzysta na każdym z moich błędów...
Był to swego rodzaju pojedynek, choć z całą pewnością dla obserwujących nas osób, stanowił on znacznie słabsze widowisko, niż to który do tej pory toczyło się na arenie.
W pewnym momencie poczułam przy sobie odrobinę ciepła, a kątem oka spostrzegłam ognistą ptaszynę należącą do Raven. Doceniłam ten gest wsparcia, mimo iż nie mogłam pozwolić sobie teraz na odszukanie spojrzeniem białowłosej kotki, aby podziękować jej choćby skinieniem głowy czy uśmiechem.
Całą moją uwagę zajmowała teraz stojąca naprzeciw mnie postać, znacznie wyższa niż wydawało mi się wcześniej... całe szczęście dzielący nas dystans, nie zmuszał mnie do zadzierania głowy ku górze, aby móc skonfrontować się ze wzrokiem mężczyzny.
Niepewność towarzysząca mi podczas wkraczania na scenę ulotniła się, jak gdyby została zdmuchnięta przez morską bryzę...czego zasługą okazała się postawa nieznajomego. Zaczepki i słowne utarczki były czymś, co działało na mnie prowokacyjnie...budząc chęć odwetu. To też nie myśląc długo, dałam upust owej chęci...
-Oh, w takim razie musiałam nie dosłyszeć, Pańskiej części powitania, gdy zawitał Pan na scenę... a to dziwne, bo słuch akurat mam bardzo dobry.
Wyprostowałam się bardziej, zaś mój ogon zaczął kołysać się leniwie i jedynie sam jego koniec, drgał w nerwowych podrygach.
Musiałam powstrzymać się, aby nie parsknąć śmiechem na wzmiankę o straży i mojego rzekomego aktu złodziejstwa. Ludzie naprawdę potrafią być niewdzięczni... nici zatem z „grzecznego i uprzejmego” rozwiązania tej sytuacji. Skoro chciał rozegrać to w ten sposób... niech mu będzie.
Na moje usta napłynął zadziorny uśmiech, gdy podniosłam kurtkę należącą do mężczyzny, przyglądając się jej z wręcz teatralnym zaciekawieniem.
-Hm, czy ja wiem? W tym świecie można doszukać się znacznie bardziej ekscentrycznych przejawów czyjegoś wyczucia stylu. Wszak o gustach się nie dyskutuje. Może zatem bez większego trudu przyjęliby, że lubię takie niestandardowe dodatki...
Skoro chciał drażnić się z kotem, to sam prosił się o kłopoty. Nie zważywszy na ewentualne protesty, ot, tak zarzuciłam sobie kurtkę na ramiona, przybierając przy tym nieco bardziej wyniosłą pozę. Cała swoją postawą dawałam mężczyźnie bardzo wyraźny przekaz „Chcesz, to sobie zabierz”. Winić za to mógł jedynie samego siebie, nadając mi rolę złodziejki. A zatem niech pomęczy się z tego konsekwencjami.

Lekko poruszyłam nosem, wyczuwając bijący od garderoby zapach jej właściciela. Mieszało się nań wiele woni, lecz nie wszystkie dało się łatwo rozpoznać. Miałam tylko nadzieję, iż kurtka, nie zostanie na mnie na tyle długo, abym i ja przesiąkła jej wonią. Noszenie na sobie cudzego zapachu byłoby na swój sposób kłopotliwe. Byłoby to jak mimowolne przedłużenie przy sobie czyjeś obecności. Liczyłam zatem na to, iż wystarczająco sprowokowałam czarnowłosego, by pofatygował się po swą własność.
Wszystko wskazywało na to, że, mój "przeciwnik" nie da tak łatwo za wygraną. Ewidentnie chciał się popisać...
Nie wiedziałam, co tak na mnie podziałało, może sama aura upartej bezczelności, jaka biła od czarnowłosego? Trudno było zaprzeczyć, że mimo wszystko należał do wąskiego grona osób, posiadających swoisty magnetyzm, a to mimowolnie budziło pewne zainteresowanie jego personą. Nawet jeśli poczynione obserwacje i podszepty logiki, nakazywały trzymać się z dala od takich typów.

Nie pomyliłam się w kwestii popisu, musiałam jednak zdusić triumfalny uśmiech, kiedy to mężczyzna postanowił dać swój występ, czy może raczej jego próbkę. Nie przekonał mnie w kwestii uatrakcyjnienia spektaklu Dachowców, lecz skrzętnie odnotowałam w pamięci, że czarnowłosy okazał się szybszy i bardziej gibki niż dałoby się spodziewać. Uspokajała mnie myśl, że nadal nie był to poziom kociej zwinności...
Po zakończeniu występu mężczyznę ponownie przywitał mój uśmiech oraz towarzyszące mu wymowne spojrzenie, zdradzające rosnące zniecierpliwienie. Jeśli oczekiwał zachwytu, to musiał przełknąć porcję rozczarowania. Co więcej, obojętną postawą zwyczajnie chciałam zagrać mu na nerwach. Dla takich atencjuszy zawsze był to cios w czuły punkt.
Po chwili okazało się, że sama musiałam sprostać dość nieoczekiwanej kontrze, na którą zdecydowanie nie byłam przygotowana. Z rosnącym zdumieniem wpatrywałam się w czarnowłosego, słuchając kolejnych coraz bardziej niedorzecznych stwierdzeń, padających z jego ust.
Że niby to ja powinnam go przepraszać? I byłam mu coś winna? A na to wszystko miałam jeszcze iść z nim na drinka? Dobre sobie, ktoś tu miał niezły tupet.
Niestety ciemnowłosemu niedane było usłyszeć mojej odpowiedzi, gdyż wokół areny wybuchła nowa fala zamieszania.
Widząc grupkę osób, łokciami przedzierającą się przez tłum, spodziewałam się ingerencji Strażników. Jak się jednak okazało, nowo przybyła ekipa przesiąknięta zapachem starej gorzelni postanowiła poszukać sobie rozrywki... najwyraźniej całonocna libacja alkoholowa nie wystarczyła. Bo byłam pewna, że ich „świętowanie” musiało zacząć się już wiele godzin wstecz. Wskazywał na to choćby przepity głos rogacza.
Na dźwięk słowa „zwierzątka”, mocniej zacisnęłam zęby. Dalsza część monologu, nowo przybyłego sprawiła, że poczułam narastającą w sobie złość. Futro na moim ogonie podniosło się ostrzegawczo, zaś uszy przyległy bliżej głowy. Zrozumienie tych sygnałów nie powinno sprawić nikomu większych problemów. Podobne zwykle poprzedzały moment, przed którym poczuło się na sobie kocie pazury.
Wbijałam rozzłoszczone spojrzenie lazurowych oczu wprost w rogacza, który niespodziewanie to moją osobę postanowił uraczyć aż nazbyt hojną dawką zainteresowania.
Doprawdy, trzeba mieć nie lada antytalent, aby w tak krótkim czasie uderzyć w czyjeś poczucie moralności, pochodzenie a na koniec i godność.
Wzdrygnęłam się wyraźnie, na widok lubieżnego i prowokacyjnego gestu, a gniew goszczący na moim obliczu przekuł się teraz w jawne obrzydzenie, którego nie miałam zamiaru kryć.
Nie powinnam reagować. Wiedziałam o tym aż za dobrze... jednak ta świadomość nie powstrzymała mnie, przed zwróceniem się ku rogatemu chamidłu i posłaniu mu boleśnie lodowatego spojrzenia.
-Zapewne tam, gdzie i Twoje dobre maniery, czyli w niebycie.
Skrzyżowałam ręce na klatce piersiowej, nie tylko po to, by dodać swej postawie więcej pewności, ale również by w razie konieczności, móc szybko skorzystać z zaklęcia pieczęci. Nigdy nie rozstawałam się ze swoim magicznym ekwipunkiem ani tym bardziej z bronią, chociaż nigdy nie nosiłam jej na widoku. Od czasu, gdy opanowałam kieszonkowe zaklęcie, pojęcie „mieć bogate wnętrze” nabrało dla mnie bardziej dosłownego znaczenia.
-Nikt tutaj nie wymaga ratunku. Jeszcze. Sugeruję zatem poszukać ciekawszych zajęć. Może kąpiel w morzu? Bo ta bez wątpienia byłaby wskazana... a zimna woda powinna też pomóc szybciej wytrzeźwieć.
Akcent położony na słowo „jeszcze” był małą sugestią, iż tym, kto ów pomocy mógłby niedługo wymagać, stałby się sam błękitno skóry. Obserwowałam jego reakcję w skupieniu, przygotują się na konsekwencje, jakie mogło przynieść, urażenie jego ego. O ile był na tyle trzeźwy, aby zrozumieć, iż został wyszydzony.
Kątem oka zerknęłam ku swemu poprzedniemu rozmówcy, z którego to powodu tkwiłam teraz tu, zamiast cieszyć się wideowiskiem w towarzystwie nowo poznanej kotki.
-A zatem na czym skończyliśmy?



~Mrau~
Port Lapis lazuli Funnygifsbox.com_2016-11-24_15-27-34-1
#0099cc

Powrót do góry Go down





Queen
Gif :
Port Lapis lazuli 5PUjt0u
Godność :
Raven Black
Wiek :
Wygląda na dwadzieścia parę
Rasa :
Kotostrach
Wzrost / Waga :
160 cm | 50kg
Znaki szczególne :
Blizna na prawym policzku, kocie uszy i puszysty (jak u persa) ogon
Pod ręką :
Bursztynowy kompas (w kieszeni spódnicy), zapałki i zapalniczki, noże (przypięte specjalnymi pasami do ud)
Broń :
Noże, spluwy, pazurki
Zawód :
Średniej klasy szlachcianka
Stan zdrowia :
Wyśmienity
https://spectrofobia.forumpolish.com/t306-queen
QueenNieaktywny
Re: Port Lapis lazuli
Nie 14 Lis - 13:21
Przez jakiś czas siedziała na dachu, z ciekawością przyglądając się przebiegowi wydarzeń. Z odległości nie mogła słyszeć, o czym Kejko rozmawiała z tym, który przerwał występ. Może gdyby w pobliżu nie było tłumu; niesionych przez wiatr głosów ludności – części wyraźnie oburzonej przerwaniem tańca, innych zainteresowanych rozmową, a jeszcze co poniektórych wcale nie przejmujących się brakiem pokazu Dachowców – byłaby w stanie zrozumieć, o czym ciemnowłosa dwójka konwersuje.

Kiedy znudziła się samotnością, z gracją zeskoczyła w góry. Lekko opadła pomiędzy zebranych, którzy z zaskoczenia drgnęli, a co poniektórzy krzyknęli. Straszka otrzepała ubranie z kurzu i zaczęła się przedzierać przez gapiów. Nie zmieniła się jednakże w kotkę, ani inne zwierzę. Nie wzbiła się w przestworza, by w kilku machnięciach skrzydeł znaleźć się na arenie. Z wysoko uniesioną głową, jako wspaniała Pani, za jaką Raven się uważała, torowała sobie drogę. Była obrzucana pogardliwymi spojrzeniami, czasem nawet wyzywana od przybłęd aż po najgorsze ścierwa.
Byli również tacy, którzy początkowo patrzyli na nią z urazą, ażeby po kilku uderzeniach serca, zmienić nie tylko spojrzenie, ale i całą postawę. Dostrzegali jej piękno oraz drogie szaty, zauważali pewność, z jaką się przemieszcza, lekkość bezdźwięcznych kroków, zmysłową postawę; iskrzące oczy, drapieżny uśmiech. Szeptali wtedy między sobą, ich oddechy odrobinę przyśpieszały, słodkie emocje wirowały w powietrzu.
Gdy znalazła się w pobliżu, zauważyła niebieskiego w obstawie Cieni. Wzgardliwie poruszała uszami. Znalazł się wielki pan i władca, Księżycowy Arystokrata w pełni swej krasy: śmierdzący alkoholem, ledwie trzymający się na nogach, w przesadnie zdobionych szatach, teraz poplamionych winem. Cienie również były w iście fantastycznym nastroju, tak więc ilość decybeli, towarzyszących grupie była wysoka. Nawet bardzo.
Albinoska stanęła w pewnej odległości od grupki, kiedy złotorogi otworzył usta i skierował swoją wypowiedź do Hanami. Usłyszawszy jego słowa, rozpaliła się w niej złość. Jak ten śmieć śmiał? Uważać, że kotowaty musi mieć właściciela… Jego intencje były klarowne dla każdego, nie potrzeba było więc zatem umiejętności Straszki, wyczuwającej emocje. Od podniecenia, powoli rosnącego, zrobiło jej się niedobrze.
Zakradła się do jednego z Cieni, który dość bezmyślnie bawił się bronią. Wyciągnęła mu z kieszeni dwa jadeitowe kamyczki. Po co były mu one? Średnio się tym interesowała. Miała też gdzieś, że znaleźli się tacy, którzy widzieli, jak bezczelnie go okradła. Ukryła zdobycze we własnej kieszeni.
Wyprostowała się i minęła uzbrojonych strażników, uznając, że nie są aż takimi głupcami, by rzucać się na mieszkańców kontynentu podczas trwania festiwalu. Mogli w końcu być obstawą arystokraty, ale nie miejscowego, który ma realne wpływy w tymże mieście. O ile ich zdrowy rozsądek nie został przyćmiony przez alkohol; mogli co najwyżej straszyć innych swoją postawą i bronią. Nie mniej, trudno jest przestraszyć Stracha.
- W przeciwieństwie do was, wyspiarskich barbarzyńców, tutaj nie ma wielu, których by można określić mianem właściciela – posłała pijakowi spojrzenie pełne wzgardy, kładąc jedną dłoń na smukłą talię. – Nie zakładaj zatem, że ktokolwiek tutaj ma niższą pozycję społeczną niż ty, panie niebieski. Nie śmiem wątpić, że większość sług arystokracji tutaj może realnie wydawać ci rozkazy – prychnęła, przenosząc wzrok na Asthora. Z bliska był wyższy, niż sądziła, że będzie.
- A co do ciebie, sądzisz, że przerywanie pokazu jest uprzejme? Nie jest. Kłócenie się z damą również do najkulturalniejszych nie należy.
Oczywiście srebrzysta kotka zdawała sobie sprawę, że jej wtargnięcie i wtrącenie się w rozmowę też nie było taktowne. Ale kto powiedział, że Raven ma w sobie takt, z którego korzysta?
- Twoja śmieszna obstawa straszy dzieci, nich przestaną machać tymi włóczniami – odezwała się po raz kolejny do smerfa. Serio, zakryć białą czapką te rogi i smerfiątko jak się patrzy… chociaż najprawdopodobniej miało być wzorowane pod Gargamela, bo paskudne to, to, że ugh.
Ponownie, również z zaskoczenia, złapała Kejko za dłoń.
- Chodźmy stąd – uśmiechnęła się do niej – nie ma co próbować porozumiewać się z tymi głupcami.
Nie byłaby sobą, gdyby na do widzenia nie pozostawiła po sobie ognia. Wróbelek, który dotychczas siedział na ramieniu czarnowłosej — poleciał prosto w stronę księżycowego. I wleciał w niego, tracąc swój kształt, a jego podpalając. Przesiąknięte alkoholem szaty oraz promile wydychane przez niego zdecydowanie ułatwiały płonięcie. Niemądre Cienie rzuciły się na pomóc swojemu panu.
Zaśmiała się i pociągnęła drugą kotkę do ucieczki. Czarnowłosa wciąż trzymała kurtkę jej wcześniejszego rozmówcy. Jeśli ten chce ją odzyskać, będzie musiał je dogonić. I znaleźć, rzecz jasna.


Przez noc droga do świtania,
Przez wątpienie do poznania,
Przez błądzenie do mądrości,
Przez śmierć do nieśmiertelności.

Port Lapis lazuli TDFI7p

#00b7eb | #d23b68 | #a4254b
x x x

Powrót do góry Go down





Asthor
Gif :
Port Lapis lazuli 5PUjt0u
Godność :
Alessandro Tschurtschenthaler
Wiek :
28 lat
Rasa :
Kapelusznik
Wzrost / Waga :
190cm/82kg
Znaki szczególne :
-
Pod ręką :
Rubinowe Serce, Eliksir Nie-Ma-linowy
Broń :
-
Zawód :
Dawny lider gangu
https://spectrofobia.forumpolish.com/t822-asthor
AsthorNieaktywny
Re: Port Lapis lazuli
Pią 19 Lis - 10:27
- Cóż skoro nie usłyszałaś mojej części powitania to chyba jednak nie masz tak dobrego słuchu, jakim się chwalisz. - powiedziałem odpyskowując kotce i oczywiście kłamiąc, gdyż doskonale zdawałem sobie sprawę z tego, że się nie przywitałem. Byłem na to odrobinę zbyt wzburzony zabraniem mi kurtki i zaciekawieniem, że jakaś urocza dziewczyna z kocimi uszkami próbuje mi się postawić. W świecie ludzi było to raczej nie do wyobrażenia, w moim mieście nawet grupa umięśnionych, będących na sterydach mężczyzn bała się mnie zaczepić, a tutaj taka kruszynka zaczęła mi pyskować. - Ale niech Ci będzie, żeby nie było, że jestem tak niemiłą i niewychowaną osobą jak ty. Nazywam mnie tutaj Królem Asthorem, chociaż kobiety częściej określają mnie Bogiem. Ty, jako że jesteś nawet zabawna możesz nazywać mnie po prostu Asthorkiem. Ale pod warunkiem, że teraz grzecznie oddasz kurtkę, a nie będziesz się stawiała.
Potem naszą słodką wymianę opinii i moje negocjacje dotyczące porwanej części garderoby zostały przerwane przez jakąś grupkę dziwaków, którzy pojawili się znikąd ze swoim wręcz nazistowskim podejściem. W sumie chciałem jeszcze skomentować brak reakcji kotki na mój przepiękny pokaz capoeiry, nawet przypomnieć, że to nie jest mój ulubiony styl walki, ale obca ingerencja sprawiła, że szybko o tym zapomniałem skupiając swoją uwagę na nieznajomych. Pewnie tego właśnie oczekiwali i bardziej wkurzyłaby ich zwykła ignorancja i potraktowanie niczym powietrze, ale nie było to w moim stylu. Cóż byłem zbyt wybuchową osobą i hedonistą, a takie połączenie cech raczej uniemożliwiało mi inteligentne zamknięcie się. Zamiast tego postanowiłem wdać się z nieznajomymi w rozmowę, aby spróbować jeszcze bardziej zmieszać ich z błotem.
- Jakiś niedorobiony bękart smerfa i kozła nie będzie mnie zachowania uczył. Mam ochotę pobawić się ze zwierzątkami to, to robię, a nie zastanawiam się, co inni sobie pomyślą. Jeśli też miałeś ochotę to, zamiast zazdrościć, też mogłeś dołączyć, zamiast teraz próbować zgrywać emisariusza wyższej kultury niczym naziści, chociaż zapewne nie wiesz, co znaczy to słowo. - powiedziałem do księżycowego, a potem zwróciłem się do drugiego kota, który pojawił się znikąd. W tym mieście to one rosną niczym grzyby po deszczu, albo coś podobnego. - Naprawdę nie chce mi się po raz trzeci tłumaczyć czemu dołączyłem i że zrobiłem coś dla własnej przyjemności, cholera jasna, jesteście jak jakieś matki, które nie pozwalają się porządnie zabawić mówiąc, że tak nie wypada. Jeśli istota ma na coś ochotę czemu ma się powstrzymywać do cholery.
Potem na chwilę zignorowałem kotki, które wyglądało na to, że dość dobrze się znały i nawet nie widziałem dokładnie, co robią, zamiast tego zacząłem gawędzić z ekscentrycznym, wkurzającym, ale mimo wszystko ciekawym  diabelstwem.
- Co do ceny... Mogę Ci ją sprzedać za 200.000.000 złotych Monet Miasta Lalek. - powiedziałem w tej walucie, gdyż w sumie nie znałem się kompletnie na przelicznikach wysp księżycowych, z których pochodził Upiorny. Jeśli się nie pomyliłem była to suma, za która spokojnie można było kupić prywatną wyspę więc cena była zdecydowanie zbyt wygórowana i pewnie stanowiłaby niemały wydatek nawet dla wyższego arystokraty, czy jak oni się tam tytułowali. - Gwarantuję, że w całej Krainie Luster nie znajdziesz drugiej tak pyskatej kocicy. No tylko nie mów mi, że pomyliłem się, co do was, nie stać Cię na zwykłego niewolnika, bo jednak jesteście biedniejsi niż myślałem?
Nie byłem pewny, ale podejrzewałem, że dla Upiornego arystokraty nazwanie go biedakiem nie było raczej obojętne i jak próby zwykłej obrazy przez być może nic nieznaczącego dla niego kapelusznika puściłby mimo uszu, tak próby podważenia jego majątku nie mogły być mu obojętne. Oczywiście cały czas pyskując czekałem na ewentualną reakcję ze strony upiornego czy też jego czających się przy jego boku bodyguardów. W razie jakichś przejawów agresji byłem gotowany na to, aby uniknąć pierwszych ataków, odskakując w odpowiednią stronę, aby przynajmniej zminimalizować obrażenia.
W sumie tak zająłem się rozmową z nieznajomymi nazistami, że całkowicie zignorowałem i zapomniałem o kotach oraz o swojej kurtce. Kiedy przypomniałem sobie o nich i rozejrzałem się szukając ich szybko uśmieszek zniknął mi z twarzy, a pojawił się dopiero wtedy, gdy zobaczyłem kotowate uciekające razem z moim ubraniem kilkadziesiąt metrów dalej. Szybko oceniłem, że musiały już uciekać od co najmniej kilkunastu sekund, gdy nie zwracałem na nie uwagi pogrążony w rozmowie i zaraz mogłem stracić je ze swojego pola widzenia jednocześnie na zawsze żegnając się z kurtką.
- O, cholera. Pogadamy następnym razem, ale przy whiskey, teraz muszę uciekać, bo te kocie ślicznotki chyba właśnie próbują mi spieprzyć.  Na razie.
Jeszcze mówiąc te słowa rzuciłem się szybko w pogoń za kotowatymi starając się zmniejszyć dystans i robiąc wszystko, aby nie uciekły mi z oczu. Wiedziałem, że dachowce są dość zwinne i łatwo potrafiłyby wejść na dach, aby więc przyśpieszyć pogoń, użyłem swojej mocy zwiększającej siłę. Prawdą było, że nie oddziaływała ona na szybkość czy zwinność, ale działała na całe ciało więc mogłem silniej odpychać się od podłoża zwiększając tempo pościgu oraz zgodnie z prawami fizyki mogłem wyżej wyskoczyć, dzięki czemu miałem szansę dogonić obie kotki i spróbować złapać przynajmniej jedną z nich za rękę.

Powrót do góry Go down





Tyk
Gif :
Port Lapis lazuli D93840e52cb57748d5a24bdfa761040295dab6ee
Godność :
Lord Protektor, Arcyksiążę Agasharr I Rosarium
Wiek :
30 lat
Rasa :
Upiorny Arystokrata
Wzrost / Waga :
178/75
Pod ręką :
Alphard (Rubeol), Forets (Tenebrae), Divard, zabawki
Zawód :
Lord Protektor Krainy Luster
Specjalne :
Główny Administrator
https://spectrofobia.forumpolish.com/t233-agasharr-rosarium#284 https://spectrofobia.forumpolish.com/t914-archiwa-arcyksiazece https://spectrofobia.forumpolish.com/t497-kancelaria-arcyksiazeca https://spectrofobia.forumpolish.com/t1121-tyk
TykArcyksiążę
Arcyksiążę
Re: Port Lapis lazuli
Nie 21 Lis - 15:52


Queen bez wątpienia wykazała się niemałą brawurą próbując podkraść się do jednego z Cieni. Był to jednak błąd, a gwardziści Upiornego Arystokraty nie byli zwykłymi szeregowymi żołdakami, których żołd można było przebić butelką rumu. Gdy ręka Stracha sięgała ku strażnikowi, by spróbować go okraść poczuła bolesne uderzenie w brzuch. Atak był niespodziewany i wykonany z niezwykłą wprawą. Na szczęście dla Queen nie otrzymała ciosu ostrzem, a drzewcem trzymanej przez Cienia włóczni. Spojrzenie czerwonych oczu jasno dawało kobiecie do zrozumienia, że jej oponent nie jest osobą litościwą i nie zawaha się przed jej wyeliminowaniem. Strach musiała działać szybko, gdyż stal broni zamorskiego gwardzisty już zmierzała ku niej od prawej strony.
(Dla jasności wskazuję, że ze względu na nieudaną próbę kradzieży dalsze czynności podjęte w poście nie mogły mieć miejsca, albowiem zamiast przekradać się obok Cieni, Strach musiała bronić się przed atakiem.)

Trudno powiedzieć, czy Upiorny Arystokrata był zbyt pijany, czy nazbyt przywykły do tego, że ktoś z tłuszczy chciał go okraść lub zaatakować, by zareagować na próbę kradzieży i jej udaremnienie przez gwardzistę. W tym drugim przypadku wiele mówiłoby to o Wyspach Księżycowych i braku zaufania tamtejszych możnych do kogokolwiek.
Swoją postawę względem miejscowych, którzy w oczach wyspiarzy byli zwykłym motłochem i barbarzyńcami Upiorny okazał także później słuchając wypowiedzi zarówno Kejko jak i Asthora. Nie był nietrzeźwy na tyle, by nie wiedzieć, że miejscowi próbują go obrazić. Na jego twarzy nie było widać żadnych oznak złości, lecz zdradził się tonem głosu, w którym gniew był aż nadto wyczuwalny.
- Moim moralnym obowiązkiem jest schwytać zbiegłego niewolnika. - Słowa jego nie były skierowane jednak ani do samego Dachowca, ani tym bardziej do Kapelusznika. Ich adresatem był jeden z gwardzistów. Najwidoczniej podchmielony Arystokrata uznał, że nie będzie zniżał się do rozmów z plebsem. Szczególnie, że słowa, które usłyszał od obu łachmaniarzy były zwykłą impertynencją. Dodatkowo wypowiedź Kapelusznika była w oczach Upiornego uznana za wyjątkowo tanią prowokację. Już pomijając absurd podania jakiejś losowej ceny, która wydała się włóczędze wysoka należy zauważyć, że obserwacje   poczynione przez Upiornego wskazywały na jedno - to nie Asthor byłby tu sprzedawcą. W co zresztą łatwo było mieszkańcowi Wysp uwierzyć, widząc, że ten jest tylko jakimś Kapelusznikiem.
- Gdyby śmieszek próbował przeszkadzać, to go zabij. - Dodał jeszcze, zerknąwszy kątem oka na Kapelusznika, który co prawda na razie ograniczał się do żartów, lecz co wie co takiej szumowinie może przyjść do głowy. Kolejne słowa niebieskiego były przeznaczone tylko dla jego strażnika i nikt z pozostałej trójki nie był w stanie ich dosłyszeć.
Bez wątpienia jednak zrozumieli, że Cień został wybrany by się z nimi zmierzyć, podczas gdy sam Upiorny postanowił nieśpiesznie gdzieś odejść, pewny umiejętności swojego ochroniarza.
Cień nie zwlekał i wyciągnął przed siebie rękę, z której niespodziewanie wystrzeliła magia uformowana w szmaragdowy łańcuch zmierzający z dużą szybkością w stronę Kejko.
Tłum rozsunął się, jakby nikt nie miał mieć nic wspólnego zarówno z Kejko, Queen i Asthorem, jak również dziwakiem z Wysp Księżycowych. Tylko grupka najbardziej ciekawskich gapiów utworzyła okrąg o średnicy około dziesięciu metrów.

Queen musiała unikać ataku i dopiero jeżeli skutecznie uda jej się odsunąć groźbę rychłego przepołowienia przez ostrze Cienia, będzie mogła podjąć jakiekolwiek działania ofensywne. Podobnie zresztą Kejko, która została zaatakowana przez gwardzistę. Jeżeli ktoś miałby podjąć jakiekolwiek ofensywne działania może podjąć Asthor - o ile będzie chciał. Może zarówno zaatakować gwardzistę, jak również samego Upiornego Arystokratę, który się powoli oddala - czego na pewno wyspiarze się nie spodziewają. Asthor może też po prostu zignorować całą sytuację, bo po co się mieszac?






Ostatnio zmieniony przez Tyk dnia Wto 18 Sty - 16:46, w całości zmieniany 1 raz

Powrót do góry Go down





Kejko
Gif :
Port Lapis lazuli Animesher.com_blue-eyes-shigatsu-wa-kimi-no-uso-black-cat-1706833
Godność :
Kejko Hanari
Wiek :
23 wiosny
Rasa :
Dachowiec
Wzrost / Waga :
170 cm / 57 kg
Znaki szczególne :
Piękne neonowo niebieskie kocie oczy.
Pod ręką :
Torebka a w niej bardziej lub mniej istotne drobiazgi.
Broń :
dwa półdługie miecze, cienki srebrny łańcuch
Zawód :
Poszukiwaczka kłopotów... znaczy przygód // Muzyk solista
Stan zdrowia :
Poobijana po niedawnym starciu. Płytkie rany i zadrapania na ramionach, nogach oraz plecach. Rozcięcie na policzku.
https://spectrofobia.forumpolish.com/t267-kejko-hanari-alias-kolysanka#415 https://spectrofobia.forumpolish.com/t1091-kejko
KejkoLwie Serce
Re: Port Lapis lazuli
Sro 1 Gru - 2:32
Nawet absurd ma swoje granice, ale widocznie mój rozmówca o tym nie wiedział. Albo próbował mnie rozproszyć, czy wymierzyć atak, w którego skutek zaraz zacznę skręcać się ze śmiechu. Bo jaki inny cel mogły mieć opowiastki o ogłaszaniu się królem czy nawet bóstwem w oczach płci pięknej. Siła narcyzmu bijącego w tej chwili od ciemnowłosego była niemal namacalna.

Przed ostrą jak pazury ciętą ripostą Asthorka ocaliło jedynie pojawienie się, błekitno-skórego rogacza, który zdawał się mieć za króla Świata. Nie znosiłam takich typów... a już zwłaszcza tych, którzy za nic mają wartości, którym hołdowałam. Takie jak choćby rasowa tolerancja i równość czy prawo do wolności.
Zwykle stronie od agresji... jednak rozmowa, jaka wywiązała się między dwójką mężczyzn, sprawiła, że musiałam walczyć z chęcią przemiany. Zastanawiałam się, czy obaj nadal mieliby ochotę na zabawę ze „zwierzątkami”, gdyby to ono zechciało pobawić się nimi. Już niejeden pogubił resztki godności, gdy nagle z małej kotki potrafiłam przeistoczyć się w czarną panterę. Choć jeszcze większy postrach siał Lazur, który z rozmiarów kieszonkowych nagle przemieniał się w pełnowymiarową smoczą bestię. Zaczynałam żałować, że bestia nie towarzyszyła mi dziś, tak jak miała to w swym zwyczaju. Jednak pretensje mogłam kierować jedynie do siebie, wszak sama wymknęłam się z domu, aby bestie mnie nie śledziły. Całe szczęście nie należałam do biednych pannic, które panikują i wszędzie wokół wypatrują swego wybawcy. Zdecydowanie bardziej wolałam brać sprawy we własne pazurki.
I wszystko wskazywało na to, że będę miała ku temu okazje...
Pewność zyskałam, gdy po kwestii o schwytaniu zbiegłego niewolnika jeden z otaczających rogacza żołnierzy ruszył w moją stronę. Mój wewnętrzny radar złych przeczuć, zaczął wariować, gdy z każdym krokiem Cienia, skale jego wskaźników ewidentnie wskazywały kłopoty.
Mój ambitny plan, aby zminimalizować zamieszanie, jakie powstało na scenie, przyniósł zupełnie odwrotne rezultaty. Cholerny pech... ciężko być czarnym kotem, oj ciężko.
Futro na moim ogonie i uszach zjeżyło się ostrzegawczo, a spojrzenie, które rzucałam w stronę gwardzisty, dawało jasno do zrozumienia, że zdecydowanie zamierzam stawiać opór. Kątem okaz zdarzyłam jeszcze dojrzeć zamieszanie powstałe w tłumie oraz jego inicjatorkę. Queen niestety również nie mogła narzekać na brak wrażeń. Niestety najpierw musiałam uporać się z własnymi problemami, takimi jak na przykład mknący w moją stronę magiczny łańcuch. Już sama forma ataku, tylko mocniej mnie rozjuszyła, myśl o losie w postaci czyjejś zabawki, którą ot, tak można skrępować, ukarać... Moja wyobraźnia od razu usłużnie podsunęła mi kilka mało przyjemnych obrazków, dzięki którym moja motywacja, by przetrwać to starcie, rozgorzała nową siłą.
Nikt nie może odmówić kotom zwinności, a ja nawet pośród swych pobratymców uważałam się za szczególnie uzdolnioną w tych aspektach. Mój talent dodatkowo wspierał kamień dusz, co dawało mi pewną przewagę. Jednak odskoczenie w tył, miało jedynie zwiększyć dzielący nas dystans. Tym, co miało powstrzymać atak Cienia, była pole ochronne, którym od razu się otoczyłam (moc rangowa). Nie miałam wiele czasu do namysłu, musiałam liczyć, że moja bariera ochroni mnie, tak jak zrobiła to już wiele razy wcześniej. Niestety lepiej niż ktokolwiek inny znałam ograniczenia swojej mocy, dlatego musiałam działać szybko.
Nie chciałam, by doszło do rozlewu krwi, ani mojej własnej, ani cudzej...mimo wszystko. Dlatego za rozsądniejszą opcję uznałam ewakuację i miałam już plan jak szybko i sprawnie jej dokonać. Moja dłoń powędrowała do klatki piersiowej w miejscu, gdzie pod ubraniami, na skórze miałam wytatuowany symbol magicznej pieczęci. Stanowił część zaklęcia, które opanowałam już dawno temu, a które pozwalało mi na noszenie sobą najpotrzebniejszych rzeczy, bez konieczności obładowywania się masą bagażu. Gdy w myślach przywołałam obraz swojej latającej miotły, ta nagle zaczęła pojawiać się i sprawiać wrażenie jakbym zaczęła wyciągać się bezpośrednio z własnego ciała. Tej umiejętności pozazdrościłby mi niejeden iluzjonista ze świata ludzi...
Od razu dosiadłam miotły, która niestety nie należała do najwygodniejszych środków transportu (zwłaszcza przy nieodpowiedniej na tą sposobność garderobie...), ale zdecydowanie nie był to czas na marudzenie. Gdy miotła wraz ze mną uniosła się nad ziemią, postanowiłam spróbować jeszcze jednej sztuczki na zwiększenie swoich szans. Koncentrując swoją uwagę, na Gwardziście zaczęłam głośno nucić, melodię sennej i słodkiej kołysanki a wraz z moim głosem płynęła i magia usypiająca.
W trakcie tych działań moje pole ochronne nadal działało, przemieszczając się wraz ze mną.

Jeśli moja Kołysanka nie podziałała na Cienia, postanowiłam zwyczajnie go oblecieć, a za latającą miotłą nie tak łatwo nadążyć. Kawałek zaklętego drewna osiągał naprawdę zdumiewające prędkości.
W swoim planie ewakuacji uwzględniłam również postać białowłosej kotki i to w jej kierunku miałam zamiar poszybować. Ona również mierzyła się z jednym z pomagierów rogacza. Jeśli Raven udało się wybrnąć z opresji, to zawołałam ją po imieniu, wyciągając do niej dłoń z zamiarem podciągnięcia jej na latającą miotłę. Wówczas obie mogłybyśmy odlecieć i zniknąć z pola widzenia naszych prześladowców.
Gdyby jednak kotka potrzebowała wsparcia w walce, miałam zamiar bliżej zapoznać Cienia z mocą rozpędzonego damskiego obuwia, frunącego mu nad głową. Zdarzenie z rozpędzonym obiektem latającym w roli mnie, też powinno załatwić sprawę.

Wykorzystane moce:
-Pole ochronne (moc rangowa) 1 post / 2
-Zaklęcie Zaklęty schowek
-Zaczarowana kołysanka 1 post / 3


~Mrau~
Port Lapis lazuli Funnygifsbox.com_2016-11-24_15-27-34-1
#0099cc

Powrót do góry Go down





Queen
Gif :
Port Lapis lazuli 5PUjt0u
Godność :
Raven Black
Wiek :
Wygląda na dwadzieścia parę
Rasa :
Kotostrach
Wzrost / Waga :
160 cm | 50kg
Znaki szczególne :
Blizna na prawym policzku, kocie uszy i puszysty (jak u persa) ogon
Pod ręką :
Bursztynowy kompas (w kieszeni spódnicy), zapałki i zapalniczki, noże (przypięte specjalnymi pasami do ud)
Broń :
Noże, spluwy, pazurki
Zawód :
Średniej klasy szlachcianka
Stan zdrowia :
Wyśmienity
https://spectrofobia.forumpolish.com/t306-queen
QueenNieaktywny
Re: Port Lapis lazuli
Wto 14 Gru - 11:13
To zdecydowanie nie miało tak wyglądać. W jej zamiarze było szybkie przekradnięcie się przy cieniach, tuż po tym, jak jednego z nich okradła. Okazało się jednak, że tamci byli dobrze wyszkoleni (lepiej niż sądziła, skoro też nie należeli do trzeźwych) i jej plan spalił na panewce. No cóż, nic już na to biedaczka nie mogła poradzić, czy tego chciała, czy nie.
Jedyne co Straszka mogą teraz zrobić, to bronić się przed zmierzającym w jej stronę ostrzem. Na całe szczęście miała przy sobie nowo kupiony miecz, który zaraz wyciągnęła z pochwy i zablokowała atak. Musiała się wszakże bronić, ażeby nikt nie pociachał jej ubrania! Wątpiła, by ktokolwiek odebrał jej życie, chociaż kto wie, może się myliła. Dokładnie tak samo, ja na początku, gdy myślała, że jej niewielka kradzież pozostanie niezauważona oraz bez problemu prześlizgnie się między strażnikami, by przygadać temu staremu, zboczonemu i obrzydliwemu spaślakowi… to jest wspaniałemu arystokracie z Wysp Księżycowych. Tak. Właśnie tak.

Pomimo udziału w walce przeciwko istocie bez cienia, Raven doskonale słyszała, jak gruba koza, ewentualnie paskudny baran, stwierdza, iż to jego obowiązek, by schwytać niewolnika. Niewolnika! Aż się krew gotowała w człowieku! I lustrzaku też! Chociaż, w takich zarozumiałych bucach, którzy uważają się za panów i władców wszystkiego, a także wyrachowanych palantach – raczej nie. Zresztą, wszyscy niewolnicy raczej mieli o swoich panach oraz sobie podobne zdanie, jeżeli wcześniej nie znali niczego innego. Biedne stworzenia, wychowywane w przekonaniu, że są niczym innym, a sługusami, podnóżkami i nic niewartymi życiami, które w każdej chwili można poświęcić oraz zamienić na inne, często „lepsze” i „bardziej wydajne”, jakby byli jakimiś maszynami, które ot, tak można wymieniać, kiedy staną się przestarzałe.

Po dłuższej lub też krótszej walce w końcu usłyszała, jak Kejko ją woła. Zobaczyła, że ta leci na latającej miotle i wyciąga do niej dłoń. Straszka postanowiła wybić się od swojego przeciwnika, więc przy kolejnej szarży na niego – skoczyła, kopnęła go w kolano jedną nogą, a drugą wybiła się z jego uda. Złapała dłoń kotki i pozwoliła się wciągnąć na miotłę. Teraz mogły odlecieć w siną dal.


Przez noc droga do świtania,
Przez wątpienie do poznania,
Przez błądzenie do mądrości,
Przez śmierć do nieśmiertelności.

Port Lapis lazuli TDFI7p

#00b7eb | #d23b68 | #a4254b
x x x

Powrót do góry Go down





Asthor
Gif :
Port Lapis lazuli 5PUjt0u
Godność :
Alessandro Tschurtschenthaler
Wiek :
28 lat
Rasa :
Kapelusznik
Wzrost / Waga :
190cm/82kg
Znaki szczególne :
-
Pod ręką :
Rubinowe Serce, Eliksir Nie-Ma-linowy
Broń :
-
Zawód :
Dawny lider gangu
https://spectrofobia.forumpolish.com/t822-asthor
AsthorNieaktywny
Re: Port Lapis lazuli
Czw 23 Gru - 8:52
Mogłoby się wydawać, że moim moralnym obowiązkiem byłoby rozpoczęcie teraz małego wykładu dla Upiornego dotyczącego niewolnictwa, jako niezbyt udanej próby ukształtowania społeczeństwa według jakiejś tam hierarchii. Tyle że osobiście wcale nie uważałem niewolnictwo za jakąś specjalnie wielką zbrodnię, sam chętnie posiadłbym sobie jakiś harem pełno słodkich zwierzoludzi z miękkimi uszkami i puszystymi ogonkami. Poza tym raczej nie czułem się też odpowiednią osobą, aby teraz umoralniać rozpuszczonego szlachcica z wysp księżycowych. Gdybym wiedział, że facet poszukuje zbiegłego niewolnika w sumie byłbym w stanie nawet mu pomóc, gdyby zachował przynajmniej odrobinę szacunku w moją stronę.
- Co to za wyjątkowy zdolny niewolnik, który potrafi uciec Upiornemu w obstawie całkiem niczego sobie, wyszkolonych najemników. - powiedziałem odpowiadając w sumie na jedyne słowa arystokraty. - Jeśli nie pyskowałbyś tak bardzo chętnie bym Ci nawet pomógł w tej kwestii, myślę, że was raczej będzie unikać i nie da się tak łatwo złapać. No, ale cóż życzę powodzenia. Do walki nie zamierzam się włączać, spokojnie, chyba że zniszczycie kurtkę, którą ma ten kotowaty. Wtedy zapierdolę żywcem.

Po tych słowach zgodnie ze swoją deklaracją oddaliłem się kawałeczek. Moja moc niezbyt nadawała się do obrony więc nie zamierzałem ryzykować życia próbując pomóc dopiero, co poznanym kociaczkom. Poza tym nie wątpiłem, że sam arystokrata też może mieć jakieś tam umiejętności i lepiej nie prowokować go do wzięcia udział w tej walce. Przynajmniej na razie. Jeśli sytuacja odwróciłaby się zbyt niekorzystnie dla dziewczyn oczywiście jak na faceta przystało postanowiłbym dołączyć do bójki i pokazać wszystkim, że z kim jak z kim, ale z Asthorem się nie zadziera. Oglądałem więc tę walkę z zainteresowaniem, która wydawała mi się lepszą rozrywką niż wcześniejszy pokaz Capoeiry, który przerwałem. Szkoda, że nie było nigdzie popcornu. Oczywiście, gdyby nadszedł w moją stronę jakiś przypadkowy atak zamierzałem odpowiednio się obronić zapewne odskakując w tył.

To, co jednak bardziej mogło mnie zaniepokoić to pojawienie się miotły czarnego kotka. Zapewne pierwszą myślą, jaka przyszła mi do głowy była szowinistyczna myśl, że kobieta w każdej chwili znajdzie, aby trochę posprzątać. Szybko jednak zapewne zauważyłem, że wcale nie zamierzała sprzątać, a odlecieć na nią w siną w dal. W sumie normalnie nie miałbym nic przeciwko, ale ciągle miała moją kurtkę, a nie mogłem ryzykować, że odleci z nią w stronę tęczy i już nigdy jej nie zobaczę. W sumie, aż tak bardzo mi na niej nie zależało, ale nie lubiłem, gdy byłem okradany i na pewno nie chciałem na to pozwolić tym razem. Kiedy więc tylko wzbiła się w powietrze od razu ruszyłem w stronę miotły. Zapewne najlepszym momentem, aby wykonać akcję, był moment, kiedy wykrzyczała czyjeś imię, a ja szybko zorientowałem się o kogo mogło chodzić. Podbiegłem wtedy jak najszybciej do drugiej kotki, a kiedy pierwsza zniżyła swój lot, aby ją zabrać ze sobą, chwyciłem za włosie miotły i z całej siły spróbowałem ją wyrwać z jej rąk, aby nie mogła dalej odlecieć i bynajmniej nie zamierzałem wypuszczać z ręki. Raczej zamierzałem intensywnie szarpnąć nie przejmując się tym, że obie mogą spaść przez to na ziemię. Nie byłem małym chłopczykiem więc liczyłem, że uda mi się zrzucić je z pojazdu nawet nie używając swoich dodatkowych mocy. Oczywiście uważam przy tym wszystkim na pozostałych uczestników akcji. Jeśli jakiś atak leciałby w moją stronę oczywiście grzecznie wypuszczę miotłę.

Powrót do góry Go down





Sponsored content

Powrót do góry Go down





Powrót do góry

 
Permissions in this forum:
Nie możesz odpowiadać w tematach