Pałacyk - Spadająca gwiazda

Seamair
Gif :
Pałacyk - Spadająca gwiazda Zero-two
Godność :
Erin Collins ale mów mi Seamair.
Wiek :
Już 19 lat gości mnie ten Świat.
Rasa :
Cyrkowcem się stałam lecz wcale nie chciałam...
Wzrost / Waga :
166 cm /46kg
Znaki szczególne :
Urocze acz ostre rogi na czubku głowy, drapieżne spojrznie o barwie szkarlatu, ozdoby w kształcie czterolisnej koniczyny.
Pod ręką :
Zestaw noży do rzucania, magiczne akcesoria, bezdenna sakwa..
Broń :
Srebrny rapier oraz zestaw noży do rzucania.
Zawód :
Samozwańcza opiekunka wszelkich bestii (szczególnie tych zamieszkujących Malinowy Las).
https://spectrofobia.forumpolish.com/t269-seamair#413 https://spectrofobia.forumpolish.com/t1114-seamair
SeamairPoskramiacz
Poskramiacz

Na skraju Malinowego lasu w pobliżu malowniczego miętowego jeziorka znajduje się piękny pałacyk. „Spadająca gwiazda”, bo taką właśnie nazwę nosi ten niezwykle urokliwy budynek. Być może jest to nawiązanie do złotej gwiazdy, która została umieszczona na szycie dachu tego domostwa a może to zasługa lokalizacji dogodnej do podziwiania rozgwieżdżonego nieba? Te wątpliwości mógłby rozwiać architekt, ale raczej trudno o spotkanie z nim. Pałacyk celowo został postawiony z dala od innych „ludzkich” siedlisk i cywilizacyjnego zgiełku, jest to miejsce, w którym można zaznać spokoju i cieszyć się nie tylko przepiękną okolicą, ale i wspaniałym dziełem architektonicznym. Już na pierwszy rzut oka widać, że każdy detal został tu dopięty na ostatni guzik, szczególnie piękne są pozłacane zwieńczenia okalające okna i dach. Ściany pomalowane na biało przyjemnie kontrastują ze złotem oraz malinowo fioletowym odcieniem dachówek. To wszystko, co prawda zaczęła przysłaniać roślinność, której od dawna nikt nie próbował okiełznać, jednak ma ona swój dziki urok. Pałacyk składa się z dwóch pięter oraz poddasza na pierwszym znajduje się: przedpokój, korytarze, kuchnia z przejściem do jadalni, salon z kamiennym kominkiem oraz wyjściem na obszerny taras, łazienka, dwie puste sypialnie z wspólną łazienką, schody. Drugie piętro skrywa długi korytarz, dużą sypialnie z wyjściem na balkon oraz przydatną łazienką, kolejne dwa puste pokoje zaś, co do poddasza może się tam natknąć na kilkanaście drewnianych skrzyń, kryjących pozostałości po pierwszych właścicielach pałacyku. Niedaleko pałacyku rozciąga się piękne jezioro, którego zbiornik wypełnia woda o miętowej barwie jak i smaku, wiec można uznać, że jest to bardzo odświeżająca sceneria. Przyjemny miętowy aromat szczególnie intensywny jest o poranku oraz zmierzchu wtedy można również natknąć się na gęste chmury miętowej mgły unoszącej się w okolicy.

A teraz nieco o historii tego miejsca „Spadająca Gwiazda” urzekła już nie jednego, do tej pory posiadała już dwunastu właścicieli jednak żaden nie wytrzymał tu dłużej niż kilka miesięcy, rekordzistą był pewien Kapelusznik, który spędził tu aż pół roku. Chodzą słuchy, że to miejsce jest nawiedzone, błękitne płomienie buszujące po polanie, głosy znikąd roznoszące się po całym domu oraz wiele innych dziwnych incydentów. To tłumaczy, dlaczego pałac mimo swej okazałości był tak tani.

Teraz swe zmagania z nim przechodzi kolejny właściciel, numer trzynaście przypadł właśnie młodej Cyrkowej panience znanej, jako Seamair, której nie straszne były zarówno plotki jak i upiory krążące wokół tego domostwa. Z czasem okazało się, że rogatej nastolatce udało się zaprzyjaźnić z częścią wcześniej wspomnianych „upiorów”, których sporą część stanowili dzicy mieszkańcy Krainy Luster. Bestie bywają bardzo terytorialne i nie wszystkie pogodziły się z faktem, że jedna z ich ulubionych polan została zajęta przez jakiś pałac… cóż nikt z dwunastki poprzednich właścicieli nie życzył sobie takiego towarzystwa za to Poskramiaczka szybko się z nim oswoiła, a przynajmniej z jego sporą częścią.

Powrót do góry Go down





Seamair
Gif :
Pałacyk - Spadająca gwiazda Zero-two
Godność :
Erin Collins ale mów mi Seamair.
Wiek :
Już 19 lat gości mnie ten Świat.
Rasa :
Cyrkowcem się stałam lecz wcale nie chciałam...
Wzrost / Waga :
166 cm /46kg
Znaki szczególne :
Urocze acz ostre rogi na czubku głowy, drapieżne spojrznie o barwie szkarlatu, ozdoby w kształcie czterolisnej koniczyny.
Pod ręką :
Zestaw noży do rzucania, magiczne akcesoria, bezdenna sakwa..
Broń :
Srebrny rapier oraz zestaw noży do rzucania.
Zawód :
Samozwańcza opiekunka wszelkich bestii (szczególnie tych zamieszkujących Malinowy Las).
https://spectrofobia.forumpolish.com/t269-seamair#413 https://spectrofobia.forumpolish.com/t1114-seamair
SeamairPoskramiacz
Poskramiacz
Przekroczyłam portal w towarzystwie cienistoskrzydłego Opętańca, zjawiając się tym samym przed progiem swej posesji. Zwykle unikałam przenoszenia się do zamkniętych pomieszczeń, gdyż do zawężało pole manewru, gdyby przyszło mi natknąć się na nieproszonych gości. Niezależnie od tego ile wysiłku wkładałam w to by, postronni trzymali się z daleka od mojego domu, a najlepiej w ogóle nie wiedzieli gdzie go szukać.... tak pewności nie mogłam mieć nigdy. Gdy o tym myślałam, dotarł do mnie niemiły fakt. Sasza wiedział gdzie mnie szukać.. i nawet jeśli nie znał drogi prowadzącej do mego domostwa, to nie miało to znaczenia, od momentu, gdy wszedł w posiadanie kompasu. Nie podobało mi się to... lecz co mogłam z tym faktem zrobić? Skasować mu tą konkretna część wspomnień? Żaden znany mi eliksir, tego nie potrafił. W ostatecznym rozrachunku wychodziło na to, że nie mam wyboru innego niż zaakceptować sytuację taką, jaka jest. Z dwojga złego, wolałam, że był to Sasza, niż gdyby miałby być to ten przeklęty Lunatyk. Umowa, jaką zawarliśmy... w obecnej sytuacji była dla mnie cholernie niekorzystna. Może i miałam swój honor, ale również jako taką żyłkę do interesów. Ja już wygrałam, teraz zatem wystarczyło dopilnować, by nie doszło do naszego kolejnego spotkania. Tylko i aż tyle.

-Nie ma to, jak w domu... Na zewnątrz wygląda nieźle. Mnijmy zatem nadzieję, że moje pupilki nie zdemolowały wnętrza... Bo i tak się zdarzało.

A wtedy najbardziej denerwującą kwestią było to, że nawet jeśli miałam moc, którą mogłam okiełznać bestyjki... to nie mogłam sprawić, by po sobie posprzątały. Kły, dzioby i pazury znacznie lepiej radziły sobie robieniem bałaganu. Niestety. Satyry i Czorty, to je zwykle angażowałam w prace domowe. Czego te diabelstwa nie zrobiłby za dobry alkohol.

Nim jeszcze zdarzyłam przekręcić klucz w zamku, przed moją twarzą nagle pojawiła się niewielka czerwona kuleczka piór, która zawzięcie machała skrzydełkami tuż przed moim nosem.
-Dzień... miało Cię nie być dzień. Jeśli myślisz, że będę doglądał tej całej hałastry pod Twoją nieobecność to.... to powinnaś jakoś lepiej mi to wynagrodzić. Niemal gardło sobie zdarłem, by powstrzymać te niebieskie zarazy.
-Też Cieszę się, że Cię widzę Tetius. Sprawy nieco się skomplikowały. Ale jak widzisz-
-Co Ci się stało w rękę? I co się tamtemu stało?
-Nic takiego... draśnięcie. Sasza... w sumie nie przedstawiłam Was sobie. Tetius, to Sasza, Sasza to Tetius. Niech nie zwiodą Cię jego rozmiary. To jedno z najbardziej walecznych i opryskliwych stworzeń, jakie znam.
-Jestem szczery nieopryskliwy...
Ptaszyna przez moment, niczym natrętny komar latała wokół Opętańca, przyglądając mu się z uwagą.
-Teraz ma skrzydła? A nie miałaś czasem pomagać mu wracać do siebie?
-Jak mówiłam, strawy się skomplikowały.. a teraz Teti bądź tak łaskaw i leć sprawdzić co tam słychać nad Herbacianą Rzeką hm?
Jakie wrażenie robi wilcze spojrzenie rzucane przez stworzenie tak mikrych rozmiarów? Sasza mógł sam to ocenić, bo właśnie takim spojrzeniem zmierzył go avi, zanim poleciał w stronę leśnej gęstwiny.
-Uroczy prawda?
Spytałam, siląc się na uśmiech, po czym w końcu znaleźliśmy się we wnętrzu mego domostwa. Kilka szybkich spojrzeń, utwierdziło mnie, iż dom, pozostał w stanie zbliżonym do tego, w jakim go opuściła. A to stanowiło miłą niespodziankę. Może faktycznie Avi, raczył resztę mieszkańców swą kołysankę, po to by tamci nie narozrabiali. Dało się słyszeć, że w domu panuje pewien ruch. Skrzypienie podłogi, skrobanie o drewno i wiele innych świadczyło o tym, że nie byliśmy sami. Pałacyk był jednak na tyle duży, że jego mieszkańcy, potrafili nie pokazywać mi się na oczy, nawet przez kilkanaście godzin.

Powrót do góry Go down





Sasza
Gif :
Pałacyk - Spadająca gwiazda 5PUjt0u
Wiek :
21
Rasa :
Opętaniec
Wzrost / Waga :
180
Znaki szczególne :
Czarne skrzydła, rogi i ogon, różnobarwne tęczówki z pinowymi źrenicami
Pod ręką :
pistolet, nóż, fajki i wódka
https://spectrofobia.forumpolish.com/t182-sasza https://spectrofobia.forumpolish.com/t1112-sasza
SaszaGrobowa Ciemność
Noc w lesie minęła spokojnie, choć kilkukrotnie słyszał jak coś szeleści między drzewami. Rozbijanie się tuż nad jeziorem które mogło stanowić wodopój dla zwierząt czy bestii nie było może najlepszym pomysłem... ostatecznie jednak nikt ani nic się tutaj nie pokazało, co poniekąd też było niepokojące. Już wcześniej zwrócił uwagę na fakt, że jezioro jest jakby odizolowane od reszty lasu... może to było jakieś specjalne miejsce? W końcu było tu wejście do nie wiadomo jak dużych tuneli.
Rano bez większego ociągania się sprzątneli obóz, Sasza zasypał palenisko i porozrzucał reszte patyków by nie zostawiać oczywistych śladów bytowania. Chwilę później byli już w pałacyku.
Po spotkaniu z czerwonym ptakiem, chłopak przeprosił Seamair i udał się do "swojego" pokoju by odpocząć po nieprzespanej nocy. Miał nadzieję że kręcąc się samemu po domu nie wlezie na żadną dziwną kreaturę. Były to ciekawe stworzenia, ale jednocześnie ich inteligencja i własna pokręcona sprawiały logika nie miał pojęcia co może im strzelić do łba.
Gdy już dotarł do siebie padł na łóżku w ubraniach i niemal natychmiast zasnął. Spał dłużej niż planował, bo obudził się dopiero popołudniu. Głowa bolała go już znacznie mniej.
Postanowił się trochę odświeżyć, udał się wiec do łazienki. Opłukał twarz zimną wodą a następnie chlapnął wodą na włosy by nieco je ulizać. Zawsze po spaniu sterczały mu na wszystkie możliwy strony, jakby w trakcie snu atakowało go stado dzikich grzebieni.
Przejeżdżając dłonią po głowie wyczuł dwa elementy które na pewno nie powinny się na jego głowie znajdować. Spodziewając się jakichś owadów czy innych resztek lasu ktore mogły mu się zaplątać we włosy automatycznie wykonał szybki i mocny ruch ręką by pozbyć się obcych ciał, jednak jedyne co uzyskał to pół palców które uderzyły o coś twardego.
Podniósł twarz by przejrzeć się lustrze. Mógł teraz o wiele lepiej niż w jeziorze przyjrzeć się swojej nowej twarzy oraz niewielkim wypustkom nad czołem, w tym samym miejscu gdzie Seamair miała rogi. Wyglądało na to że niedługo będzie miał własne... miał tylko nadzieję że zatrzymają się na tej samej wielkości co u dziewczyny, bo ciężko chodziłoby się z całym porożem. Wytarł się i opuścił pokój by poszukać Różowej. Natknął się na nią w salonie.
- Wygląda na to, że niedługo będziemy mogli urządzać sobie walki na poroża. – Rzucił, unosząc włosy tak by mogła dostrzec zaczątki rogów na jego głowie.

***
Zgodnie z planem Sasza spędził kolejne kilka dni dni w pałacyku. Czas leciał mu na szybko na przeglądani książek, ćwiczeniach lotu i rozmowach z Różową. Udało mu się też oswoić co nieco z bestiami, choć nadal miał wrażenie że niektóre z nich zeżarłyby go żywcem gdy nie krążąca w pobliżu Seamair. W tym krótkim czasie jego krystalicznie czarne rogi zdążyły się się rozrosnąć, na szczęście był tylko nieco większe od swych czerwonych odpowiedników i wyglądało na to że przestały już rosnąć.
Oprócz tego podczas swoich ćwiczeń Sasza odkrył że może kontrolować swoje skrzydła także w nieco inny sposób niż machanie nimi – mógł zmienić ich formę, na przykład sprawiając że zamiast skrzydeł z jego pleców wyrastało kilka długich rąk. Jednak uchwycenie czegokolwiek za ich pomocą było niesamowicie trudne. Zapewne był to jego moc, tak jak portale Seamair i potrzebował więcej czasu by dobrze ją opanować.

***
W końcu nadszedł ostatni poranek jego obecności w pałacyku. Podziękował za gościnę i zniknął lesie, kierując się w stronę Miasta Lalek.

Powrót do góry Go down





Seamair
Gif :
Pałacyk - Spadająca gwiazda Zero-two
Godność :
Erin Collins ale mów mi Seamair.
Wiek :
Już 19 lat gości mnie ten Świat.
Rasa :
Cyrkowcem się stałam lecz wcale nie chciałam...
Wzrost / Waga :
166 cm /46kg
Znaki szczególne :
Urocze acz ostre rogi na czubku głowy, drapieżne spojrznie o barwie szkarlatu, ozdoby w kształcie czterolisnej koniczyny.
Pod ręką :
Zestaw noży do rzucania, magiczne akcesoria, bezdenna sakwa..
Broń :
Srebrny rapier oraz zestaw noży do rzucania.
Zawód :
Samozwańcza opiekunka wszelkich bestii (szczególnie tych zamieszkujących Malinowy Las).
https://spectrofobia.forumpolish.com/t269-seamair#413 https://spectrofobia.forumpolish.com/t1114-seamair
SeamairPoskramiacz
Poskramiacz
Mówiłam, że jeśli faktycznie chłopaki zaczną rosnąć rogi, będzie można się martwić… I co? Wyrosły, a ja istotnie denerwowałam się, mimo iż nie okazałam tego po sobie. Umiejętności aktorskie potrafiły okazać się prawdziwym skarbem, to też nie szczędziłam okazji do ich ćwiczenia.
Nie martwił mnie jednak sam fakt przemiany, bo przecież to ona była celem owego „eksperymentu”. Przyczyną niepokoju były mutacje, bo tylko to słowo fachowo określało zmiany, które zaszły w czasie umagicznienia Saszy przez pasożyta. Wyrośnięcie skrzydeł było pożądaną i wyczekiwaną zmianą. Cała reszta, która dziwnym trafem upodobniła bruneta do mojej własnej osoby… nie była częścią planu. Z całą pewnością, nie powinno się tak stać. Opętaniec radził sobie z całą sytuacją zaskakująco dobrze…
Obserwowałam go uważnie przez każdy, który spędził pod moim dachem. Miałam problem, z przywyknięciem do jego nowego wizerunku. Który zdecydowanie zyskał na drapieżności. Mierząc się ze spojrzeniem, które wręcz piorunowało dzikością, podobną do tych, jakie skrywają kocie ślepia… rozumiałam czemu wielu moich rozmówców, wolało odwracać wzrok.
Z jedną niesprawiedliwością losu nie mogłam się jednak pogodzić. A mianowicie z tym iż poroże chłopaka przerastało moje własne… mimo iż osiągnięcie takiego rozmiaru moim rogom zajęło całe życie… a w przypadku Saszy były to jakieś trzy dni. Kpina.
Gdy po trzech dniach, w wyglądzie Saszy nie pojawiły się żadne nowe niespodzianki, uznałam, że cały proces musiał już się dokonać. Gdy chłopak, był pochłonięty lekturą zielników, bestiariuszy oraz innych ksiąg, którymi dysponowała wiekowa biblioteczka, ja poświęcałam się dokładnemu spisaniu swoich spostrzeżeń, uważając by Opętaniec, nie miał cienia szansy na wgląd do notatek. Rozsądniej było z tym zaczekać do jego odejścia, bałam się jednak, że cenna wiedza uleci z mej pamięci. Odzyskanie próbki pasożyta, jaka pozostała w tunelu nie okazała się tak kłopotliwa. Co innego, odnalezienie dla niego odpowiedniej kryjówki. Stworzenie nie przepadało za słońcem, to też zdecydowałam się na piwnicę, w której pojawiałam się, gdy tylko Sasza zapadał w sen. Sama, pochłonięta wirem pracy, zaniedbałam tę część potrzeb swego organizmu. Braki snu były jedynym, na co mogłam się uskarżać. Rany odniesione w „walce” za sprawą eliksirów oraz ziołowych maści, zagoiły się, nie pozostawiając po sobie śladów. Czas, podania specyfików bywa kluczowym elementem.
Sasza spełnił już swoją rolę w moich planach i mogłabym się go pozbyć... niestety czas, jaki razem spędziliśmy, sprawił, że nabrałam względem jego osoby pewnego rodzaju sympatii. Jego obecność, nie wadziła mi, to też chłopak bez przeszkód mógł korzystać z wygód mej gościny. Do czasu, aż sam nie zadecydował o jej zakończeniu. Nie powstrzymywałam go przed odejściem, wszak dla każdej ptaszyny przychodzi czas by opuścić bezpieczne gniazdo.
Opętaniec opuścił mój dom, bogatszy o kilka dodatkowych ksiąg. Oraz całkiem sporą garść rad, jakimi mogłam się z nim podzielić. Dostał ode mnie coś jeszcze, niewielki drobiazg. Sakiewkę z cienkiego materiału, ozdobioną czterolistną koniczyną. Amulet na szczęście. Tak, właśnie określiłam upominek, jednocześnie zakazując otwierania woreczka. W środki tkwił bowiem całkiem spory kosmyk moich włosów. Nie miały w sobie żadnej mocy, która faktycznie mogłaby przynieść chłopakowi szczęście. Była to jednak cząstka mnie, zawierająca mój zapach. Coś, co bez wątpienia rozpozna każda bestia, która miała ze mną kiedyś do czynienia. Wiele z tych istot widziało we mnie sprzymierzeńca, co mogło sprawić, że po wyczuciu znajomej woni, zastanowią się nad potencjalną wartością odżywczą Opętańca. Oczywiście, ta mała sztuczka zadziała w niewielu przypadkach, wszak bestie zamieszkiwały cała Krainę, zaś mój teren „działań” obejmował głównie Malinowy Las. Mimo wszystko uznałam, że będzie to coś, co nie zaszkodzi, a istniała szansa, że pomoże. Byłoby mi bowiem żal, gdybym któryś z mych ulubieńców, przywlókł w pysku kawałek Saszy. Był w końcu moim pierwszym Opętańcem… i cóż, dobrze mu życzyła, nawet jeśli nasze drogi nie miałby się już więcej zejść.
Zrobiłam dla barwnookiego jeszcze jedną „przysługę”, zmieniając nieco dane dotyczące jego osoby, w raporcie jaki szykowałam dla SCR. Sporządzenie go zajęło mi więcej czasu, niż sądziłam. Podjęłam się jednak ambitnego zadania, stworzenia jak najbardziej wiernej charakterystyki Anielskiej Klątwy. List, opatrzony odpowiednimi pieczęciami i zabezpieczeniami, wysłałam do Stowarzyszenia.
Wyczekując odpowiedzi lub wezwania do wierzy, nie traciłam jednak czasu. Na podstawie wiedzy pozyskanej z raportów, naniosłam na jedną z map, obszary, na których najczęściej dochodziło do ataków Anielskiej. Miałam zamiar sprawdzić kilka z tych miejsc… brakowało mi tylko nowego królika doświadczalnego…
Minął tydzień, w którego trakcie, pozwoliłam sobie na zasłużony odpoczynek. Po tym jednak postanowiłam wybrać się do miasta. Kto wie, może szczęście znów miało się do mnie uśmiechnąć.
Zt.


~ Aktualny ubiór ~



Fabuła - Karczma Lalek
Spoiler:

Powrót do góry Go down





Seamair
Gif :
Pałacyk - Spadająca gwiazda Zero-two
Godność :
Erin Collins ale mów mi Seamair.
Wiek :
Już 19 lat gości mnie ten Świat.
Rasa :
Cyrkowcem się stałam lecz wcale nie chciałam...
Wzrost / Waga :
166 cm /46kg
Znaki szczególne :
Urocze acz ostre rogi na czubku głowy, drapieżne spojrznie o barwie szkarlatu, ozdoby w kształcie czterolisnej koniczyny.
Pod ręką :
Zestaw noży do rzucania, magiczne akcesoria, bezdenna sakwa..
Broń :
Srebrny rapier oraz zestaw noży do rzucania.
Zawód :
Samozwańcza opiekunka wszelkich bestii (szczególnie tych zamieszkujących Malinowy Las).
https://spectrofobia.forumpolish.com/t269-seamair#413 https://spectrofobia.forumpolish.com/t1114-seamair
SeamairPoskramiacz
Poskramiacz

Odrobina ciszy, spokoju i zasłużonego snu postawiły mnie na nogi. Nadal zajmowałam się pracą nad projektem Dedal. Ostatnia przygoda z albinoską dostarczyła mi nowych informacji. Od spisywania dalszych raportów odciągała mnie jednak księga oraz kolorowe pióro, wybijające się na tle pożółkłych stronic. Zguba rajskiego ptaka służyła mi jako zakładka. I chyba była kiepskim wyborem, bo dodatkowo przyciągała moją uwagę.
Nic zatem dziwnego, że księga ponownie wylądowała na moich kolanach, a ja ponownie zagłębiłam się o rozdział poświęcony Tęczowej Pożodze.
-Ogień, pochłania energię przywołującego, dlatego z zaklęcia należy korzystać z umiarem. Im większy i wytrzymalszy obiekt chce się zniszczyć, tym większa utrata energii użytkownika. Ostrożnie… zanim zaklęcie zostanie w pełni opanowane, mogą zdarzać się liczne omdlenia.
Przeczytawszy jedną z notatek, zaczęłam przepisywać jej treść do swojego notesu. Zapisywałam tam, wszystko co miało przydać mi się do nauki. Trafiały tam fragmenty żywcem przepisane z księgi, ale również moje własne przemyślenia na temat zaklęcia. Szczególną uwagę oraz dodatkowe podkreślenia i wykrzykniki pojawiały się przy fragmentach, dotyczących realnego zagrożenia dla użytkownika zaklęcia. Ich liczba rosła, co napawało mnie pewnymi obawami…
Mimo iż miałam luźniejszy okres, nadal czekały na mnie obowiązki takie jak choćby patrol lasu. A przynajmniej jego kluczowych obszarów. Nie byłam w stanie upilnować w pojedynkę tak ogromnego obszaru. Westchnęłam cicho, chowając księgę do szuflady biurka. Do kolejnej trafiły notatki i zaczęty raport na temat anielskiej klątwy. Obie szuflady zamknęłam na klucz, po czym wyruszyłam na obchód.
4/25

Obchód lasu, zajął mi, znacznie więcej czasu niż planowałam. Lecz nie przez to, że napotkałam jakieś problemy a wręcz przeciwnie. Spotkałam rodzinę Neoliksów, która doczekała się pary szczeniąt. Młode były ciekawskie i skore do zabawy, ciężko było też im odmówić. Do domu wróciłam zmęczona, zadowolona oraz uboższa o jedną parę rękawiczkę. Jedno ze szczeniąt, wykorzystało moment zabawy i pozbawiło mnie części odzienia. Po jakiś dwudziestu minutach biegania za bestyjkami, które, co chwila częstowały mnie jakimiś niemądrymi iluzjami, uznałam, że po prostu kupię sobie nową parę rękawiczek. Mimo iż skradziona została, jedna pozostawiłam na polanie i drugą, po to by szczenięta nie darły ze sobą kotów o „zdobycz”.
Po szybkiej kąpieli i późnym obiedzie, który zakrawał już pod kolację, wróciłam do nauki.
Postanowiłam, że przepiszę cały rozdział księgi poświęcony Zaklęciu tęczowej pożogi. Uznałam, że bezpieczniej będzie nosić przy sobie tylko własny notatnik. Gdyby coś mi się stało, a księga wpadła w nieodpowiednie ręce… dlatego też postanowiłam zminimalizować ewentualne ryzyko. Nawet jeśli oznaczało to, że kilka następnych wieczorów spędzę na żmudnym przepisywaniu strony za stroną… Nie chciałam jednak pominąć niczego, nawet jeśli teraz wydawało mi się mało istotne. Przy końcowym etapie nauki, mogłoby się okazać, iż uwaga o wyposażeniu się w żelazne bransoletki, łańcuszki oraz sporego zapasu eliksirów leczniczych może myć szalenie ważna.
Pracowania oraz gabinet, były w moim dworze jedynymi pomieszczeniami, do których moi bestialscy współlokatorzy nie mieli wstępu bez mojego pozwolenia. Gdy w nich przebywałam, specjalnie roztaczałam co jakiś czas mentalny sygnał ostrzegawczy. Tutaj potrzebowałam skupienia.
Westchnęłam bezgłośnie po czym zabrałam się za przepisywanie księgi. Uzbrojona w dwa pióra z czarnym oraz czerwonym atramentem, rozpoczęłam tortury…
5/25

zt.

Powrót do góry Go down





Seamair
Gif :
Pałacyk - Spadająca gwiazda Zero-two
Godność :
Erin Collins ale mów mi Seamair.
Wiek :
Już 19 lat gości mnie ten Świat.
Rasa :
Cyrkowcem się stałam lecz wcale nie chciałam...
Wzrost / Waga :
166 cm /46kg
Znaki szczególne :
Urocze acz ostre rogi na czubku głowy, drapieżne spojrznie o barwie szkarlatu, ozdoby w kształcie czterolisnej koniczyny.
Pod ręką :
Zestaw noży do rzucania, magiczne akcesoria, bezdenna sakwa..
Broń :
Srebrny rapier oraz zestaw noży do rzucania.
Zawód :
Samozwańcza opiekunka wszelkich bestii (szczególnie tych zamieszkujących Malinowy Las).
https://spectrofobia.forumpolish.com/t269-seamair#413 https://spectrofobia.forumpolish.com/t1114-seamair
SeamairPoskramiacz
Poskramiacz
To był naprawdę męczący dzień, o czym przypominał mi każdy mięsień przy choćby najmniejszym ruchu. Znów przesadziłam z treningiem, najpierw tym fizycznym, a potem magicznym. Nadal nie byłam zadowolona ze stopnia, w jakim opanowałam swoje zaklęcie. Ciągle próbowałam zwiększyć jego moc, niestety skutkowało to utratą sił fizycznych. Przynajmniej już nie omdlewałam, a w każdym razie potrafiłam wyczuć granicę, która do tego doprowadzała. Teraz wracając do domu, wmawiałam sobie, że ból jest dobry... bo skoro coś bolało, to oznaczało, że nadal się żyło. Ja jednak miałam przemożną ochotę nieco mniej czuć, że żyję, dlatego marzyła mi się kolacja, gorąca kąpiel i sen. Tylko tyle i aż tyle zarazem. W każdym razie to był bardzo produktywnie zagospodarowany wolny dzień.

Na moment przystanęłam i z pewnym rozżaleniem przyjrzałam się rozdarciu, które ciągnęło się przez nogawkę spodni, jednego z moich nowych stroi treningowych. Z tego konkretnego Soren był wyjątkowo zadowolony... i dlatego też rozważałam włamanie się do własnej sypialni przy użyciu mocy tylko po to, by uniknąć konfrontacji z blondynem oraz fali krytyki. Zawsze mogłam wyłgać się, że specjalnie testowałam wytrzymałość materiału, oraz pochwalić jego dzieło... bo przecież ucierpiała jedynie tkanina nie zaś moja własna skóra. Chociaż czy Soren nie wspominał czegoś o festiwalu, na który się wybierał? Kiedy to miało być? I dlaczego zmęczony umysł tak ciężko zmusić do współprac...
Przeciągnęłam się, ziewając cicho i znów ruszyłam w stronę drzwi frontowych, uśmiechając się nieznacznie, gdy w oddali usłyszałam melodyjne „Dobranoc” w postaci „wilczego” wycia.


~ Aktualny ubiór ~



Fabuła - Karczma Lalek
Spoiler:

Powrót do góry Go down





Christopher
Gif :
Pałacyk - Spadająca gwiazda 5PUjt0u
Godność :
Christopher Morrison
Wiek :
25
Rasa :
Dachowiec
Wzrost / Waga :
179/65
Pod ręką :
troszkę pieniędzy
Broń :
rozkładany nóż oraz niewielki pistolet
Zawód :
Różany strażnik
https://spectrofobia.forumpolish.com/t578-christopher#4939 https://spectrofobia.forumpolish.com/t1076-christopher
ChristopherKot Czarnoksiężnika
Kot Czarnoksiężnika
Jeśli ktoś spyta Christophera, jak minął mu ostatni miesiąc, to ten albo skręciłby mu kark, albo rzucił krótkie "chujowo" i dopiero potem to zrobił. Miał tak dosyć pracy jako niańka, że poważnie zastanawiał się nad skontaktowaniem z arcyksięciem. Ostatecznie jednak coś go zawsze powstrzymywało. Chyba poczucie obowiązkowości. Że skoro przydzielono mu takie zadanie, to jest ono niezbędne... Problem w tym, że to, co z początku zdawało się zwykłą pracą ochroniarską, stało się tak naprawdę wojną pomiędzy ogniem i lodem. Arystokratka tyle razy bezczelnie wykiwała swojego ochroniarza, że ten w końcu zdecydował jej się za to odwdzięczyć. A jak odwdzięczyć, to z przytupem, dlatego postanowił zastosować swój najlepszy kamuflarz i wykorzystać zamiłowanie Seamair do zwierząt.

Gdy tylko różowowłosa przechodziła w okolicy swojej rezydencji i już miała udać do środka, mogła usłyszeć ciche miauczenie gdzieś z pobocza. Regularne, żałosne miauknięcia bólu, oznaczające kotka w potrzebie. Jeśli tylko zaś tam zajrzała, mogła dostrzec winowajce całego zajścia. Niewielkiego kotka o biało-szarym umaszczeniu. Czubek ogona oraz jego uszu były dla odmiany czarne, podobnie jak wierzch jego łapek. No i miał brzuszek. Cały biały. Leżał smętnie w krzakach, z łapą zaplątaną w jakieś kolcowate chaszcze. Miauczał żałośnie, jakby zaraz miał zginąć z bólu, gdy tylko ruszał łapką.

Powrót do góry Go down





Seamair
Gif :
Pałacyk - Spadająca gwiazda Zero-two
Godność :
Erin Collins ale mów mi Seamair.
Wiek :
Już 19 lat gości mnie ten Świat.
Rasa :
Cyrkowcem się stałam lecz wcale nie chciałam...
Wzrost / Waga :
166 cm /46kg
Znaki szczególne :
Urocze acz ostre rogi na czubku głowy, drapieżne spojrznie o barwie szkarlatu, ozdoby w kształcie czterolisnej koniczyny.
Pod ręką :
Zestaw noży do rzucania, magiczne akcesoria, bezdenna sakwa..
Broń :
Srebrny rapier oraz zestaw noży do rzucania.
Zawód :
Samozwańcza opiekunka wszelkich bestii (szczególnie tych zamieszkujących Malinowy Las).
https://spectrofobia.forumpolish.com/t269-seamair#413 https://spectrofobia.forumpolish.com/t1114-seamair
SeamairPoskramiacz
Poskramiacz
Początkowo, chciałam sobie wmówić, że znów coś mi się przesłyszało... czasem każdy tak miał, a już w szczególności, kiedy był zmęczony. Jednak natarczywe kocie miauczenie nie ustępowało, to też od razu podążyłam za źródłem dźwięku. Pod gałęziami jednego z ciernistych krzewów odnalazłam kota... W Malinowym Lesie, żyło mnóstwo stworzeń, lecz większość z nich nie zapuszczała się w okolice mojego domostwa, a to przez liczbę żyjących w nim bestii. Kot, któremu właśnie się przyglądałam, musiał być zatem zdesperowany, zwłaszcza skoro na kryjówkę wybrał krzew porośnięty kolcami. Niewykluczone zatem, że uciekał przed większym drapieżnikiem, wtedy właśnie taki przyczółek dawał mu przewagę. Niestety ten konkretny kot musiał mieć pecha i w panice, zaplątał się w pnącza. Poruszałam się spokojnie, nie chcąc spłoszyć stworzenia, by to w próbie ucieczki nie zrobiło sobie jeszcze większej krzywdy. Moje zadanie było utrudnione, ponieważ moje talenty w sferze komunikacji ograniczały się do bestii, im mogłam wytłumaczyć co i dlaczego chce zrobić, w tym wypadku nie miałam takiego luksusu... Nie pozostało mi zatem nic innego jak przygotować się na ewentualne starcie z kocimi pazurami oraz cierniami. Dobrze, że już miałam na sobie rękawiczki.
-Szzzz, spokojnie zaraz Cię stamtąd wyciągnę.
Przyklęknęłam naprzeciw, nieszczęśnika, po czym powoli wyciągnęłam ku niemu ręce. W takich chwilach zwierzęta zwykle atakują lub próbują uciec, dlatego szybko złapałam kota za skórę na karku, tym samym uniemożliwiając mu poruszanie się. Teraz czekała mnie ta trudniejsza część, czyli wyplątanie biedaka z pnączy. Uwięzioną łapkę, znaczyły ślady krwi, dlatego starałam się być jak najbardziej delikatna. Gdy musiałam bardziej pochylić się nad przestraszonym stworzeniem, czułam jak jedna z ciernistych gałązek, zadrapała mi skórę na policzku. Słabe światło również nie ułatwiało mi zadania, lecz w końcu udało mi się uwolnić kotka.
-Nie bój się. I nie złość za bardzo, ale trzeba się jeszcze zająć Twoją łapką.
Mimo iż wiedziałam, że nie zostanę zrozumiana z przyzwyczajenia, tłumaczyłam małemu pacjentowi, co go czeka. Nie mogłam ot, tak wypuścić futrzaka z powrotem do lasu. Po pierwsze trzeba było zająć się raną, inaczej mogłaby rozwinąć się infekcja a po drugie ranne i osłabione zwierze zwykle staje się strawą dla innego. Taki był już krąg życia, wiedziałam o tym, a jednak co chwila wtrącałam weń swe trzy grosze. Szczególnie smutne byłoby, gdyby mruczek padł ofiarą którejś z moich własnych bestii... Dawern zapewne nie przepuściłby takiej okazji.
Przyciskając do siebie zwierzaka, bez względu na to, czy ten był z tego faktu zadowolony, czy też nie ruszyłam do domu. Po drodze kątem oka spostrzegłam notkę do Marionetki. Wychodziło na to, że przez następne dwa dni, będzie mi dane odpocząć od Sorenowych mądrości. Z drugiej strony oznaczało to też lekki chaos w domu, gdyż to pedantyczna marionetka, nie mogła znieść choćby drobiny kurzu czy futra w swoim otoczeniu. Sama też lubiłam porządek, choć nie popadałam w taką obsesję na punkcie jego zachowania.

Nie zatrzymując się po drodze, zaniosłam kota do swojej pracowni. Miejsca, które zawsze trzymałam pod kluczem, aby uniknąć niespodziewanych nalotów swoich podopiecznych. Dopiero tu ostrożnie odłożyłam ranne stworzenie na blat stołu, uważnie przyglądając się, jak zareaguje. W międzyczasie zaczęłam szukać, bandaży oraz medykamentów, potrzebnych do oczyszczenia rany. Miałam tylko nadzieję, że nie zostały w niej żadne kolce.
-Szczęście w nieszczęściu, trafiłeś pod właściwy adres, jeśli chodzi o darmowe usługi medyczne dla futrzaków.
Ponownie wyciągnęłam dłoń ku kotu, starając się delikatnie pogłaskać go po łepku i tym samym nieco uspokoić.



~ Aktualny ubiór ~



Fabuła - Karczma Lalek
Spoiler:

Powrót do góry Go down





Christopher
Gif :
Pałacyk - Spadająca gwiazda 5PUjt0u
Godność :
Christopher Morrison
Wiek :
25
Rasa :
Dachowiec
Wzrost / Waga :
179/65
Pod ręką :
troszkę pieniędzy
Broń :
rozkładany nóż oraz niewielki pistolet
Zawód :
Różany strażnik
https://spectrofobia.forumpolish.com/t578-christopher#4939 https://spectrofobia.forumpolish.com/t1076-christopher
ChristopherKot Czarnoksiężnika
Kot Czarnoksiężnika
Kot miauczał żałośnie, aż do chwili, kiedy Seamair nie przyszła do niego i postanowiła pomóc mu. Wtedy to znieruchomiał i wbił w nią spojrzenie, jakby nie będą pewnym, czego się spodziewać. Patrzył na nią tak przez dłuższą chwilę, poruszając niespokojnie ogonem. Był ewidentnie podejrzliwy wobec swojej wybawczyni, która jednak nie dała mu zbyt wiele okazji do ucieczki. Błyskawicznie chwyciła go za kark, przez co kot poruszył się niespokojnie jeszcze bardziej wkręcając w kolce, ostatecznie jednak nie sprawiał większych oporów. Nieco wiercił się, gdy próbowała mu wyszarpnąć łapkę z pnączy, ale w ostatecznym rozrachunku okazał się w miarę spokojny. Spinał się tylko za każdym razem, gdy jakiś kolec był wyciągany z jego łapy. Aż wreszcie, po paru minutach męczarni, Seamair wydobyła kociaka z zarośli i mogła się nim przyzwoicie zająć. Zatem wszystko poszło zgodnie z planem.

Nim się obejrzał, już tkwił w ramionach arystokratki, przyciskany do niej i niesiony w kierunku domu. Kocur z początku szarpał się nieco, nie trawiąc najwyraźniej tak ciasnej przestrzeni, szybko jednak znieruchomiał i się uspokoił. Zaczął nawet cicho mruczeć, tak przytulany do różowowłosej dziewczyny. Jak na dzikiego kota, okazał się wyjątkowo spokojny i ułożony, a do tego przyjazny dla swej wybawczyni. A przynajmniej chciał, by tak sądziła, Seamair bowiem nie znała pewnego małego, acz istotnego faktu. Ale przecież o to w tym wszystkim chodziło... Kotku nieco przyśpieszyło serce, gdy przekroczyli dom, co wiedźma mogła poczuć i zinterpretować jako oznakę strachu. W rzeczywistości - była to oznaka ekscytacji. Mało było momentów w życiu Christophera, gdy ekscytował się czymś albo cieszył, przynajmniej tak otwarcie. A teraz, no cóż... Jeśli dziewczyna miała na celu sprowokować go do tego stopnia, by zapragnął czynić jej ze zwykłej złośliwości, to zwyciężyła. Strażnik bowiem postanowił wreszcie dać jej nauczkę za ignorowanie go i narażanie stanowiska. Jeśli było coś, co ją mogło zdenerwować, to Christopher. Jeśli było coś, co mogło ją poruszyć, to musiało to dotknąć ją, a nic nie dotyka tak bardzo, jak bycie wyrolowanym w opiekę nad własnym wrogiem. W duchu już się podśmiechiwał z jej określeń. Koteczek, futrzaczek, spokojnie biedaczku... Mógł tylko sobie wyobrazić, jak komiczna stanie się ta sytuacja. I jak bardzo nadepnie jej tym na odcisk. No a pomijając wszystko, pieszczoty w formie kota zawsze były całkiem przyjemne. Chociaż lodowaty strażnik nigdy nikomu się do tego nie przyznawał.

Ostrożnie stanął na blacie stołu, unikając stawiania ciężaru na rannej łapie. Rozejrzał się z ciekawością po pracowni, nie wykazując żadnych oznak wrogości, czy szczególnego niepokoju. Zrobił parę kroczków, by przetestować krok, ale skończyło się to rzecz jasna kuleniem. I dziwnym trafem akurat, jak Seamair patrzyła. No cóż, to dla niej był ten pokaz... Widząc jej rękę łeb kota cofnął się nieznacznie, ostatecznie jednak pozwolił jej pogłaskać i zamruczał cicho. Taaak... Jeśli w czymś Christopher był dobry, to w udawaniu kota. Był nim po części.

Powrót do góry Go down





Seamair
Gif :
Pałacyk - Spadająca gwiazda Zero-two
Godność :
Erin Collins ale mów mi Seamair.
Wiek :
Już 19 lat gości mnie ten Świat.
Rasa :
Cyrkowcem się stałam lecz wcale nie chciałam...
Wzrost / Waga :
166 cm /46kg
Znaki szczególne :
Urocze acz ostre rogi na czubku głowy, drapieżne spojrznie o barwie szkarlatu, ozdoby w kształcie czterolisnej koniczyny.
Pod ręką :
Zestaw noży do rzucania, magiczne akcesoria, bezdenna sakwa..
Broń :
Srebrny rapier oraz zestaw noży do rzucania.
Zawód :
Samozwańcza opiekunka wszelkich bestii (szczególnie tych zamieszkujących Malinowy Las).
https://spectrofobia.forumpolish.com/t269-seamair#413 https://spectrofobia.forumpolish.com/t1114-seamair
SeamairPoskramiacz
Poskramiacz
Z najprawdziwszym wyrazem troski, przyglądałam się temu, jak kocur, utyka z powodu zranionej łapy. Utwierdziło mnie to tylko w przekonaniu, że wypuszczenie go w takim stanie, byłoby równoznaczne z życzeniami śmierci. Las ożywał nocą, większość zasiedlających go drapieżników budziła się do życia dopiero po zmroku. Dlatego kiepsko oceniałam szanse rannego kotka, którego natura była dla mnie dość zagadkowa. To nie mógł być w pełni dziki kot, takie, nawet kiedy chciało się im tylko pomóc, reagowały agresją. Istoty większe od siebie traktowały jako zagrożenie. Z kolei ten tu osobnik, wykazywał się niecodziennym wręcz spokojem... być może był to przejaw głębokiego strachu, a może co wydawało mi się bardziej prawdopodobne, miał już wcześniej do czynienia z „człowiekiem”, może został tu porzucony?
-Jesteś podejrzanie grzeczny... a może po prostu to objaw zmęczenia. Też miałeś dzień pełen wrażeń co?
Jeśli ktoś znał mnie choć trochę, doznałby szoku, obserwując, w jaki sposób zachowuje się w towarzystwie bestii czy zwierząt. Przed nimi nie musiałam niczego zgrywać ani udawać. Mogłam odsłonić tę łagodną część własnej natury, na którą składały się troska, wrażliwość czy delikatność. Jednocześnie, w otoczeniu „ludzi”, nawet takich, których uważałam za przyjaciół, to wszystko starałam się ograniczać do niezbędnego minimum. W społeczności, w której funkcjonowałam, to wszystko było jak słabość. Życie nauczyło mnie, że aby przetrwać trzeba być twardy. W moim przypadku świetnie sprawdzał się pancerz utkany z arogancji, cynizmu i pewności siebie.

Co jakiś czas zerkałam, czy mój pacjent nie ma zamiaru zwiać z blatu, w międzyczasie zgromadziłam wszystkie rzeczy potrzebne mi do zabiegu. Zapaliłam też kilka dodatkowych lamp, by móc dokładniej obejrzeć ranę. W końcu przyciągnęłam do blatu wysokie krzesło, przysiadając naprzeciw futrzaka. Całe szczęście w ranie nie pozostały kolce, a to ułatwiało sprawę, niestety nadal należało ją oczyścić, a zwierzaki zwykle rzadko dobrze to znosiły. Zwykle w tym celu używałam odpowiednio rozcieńczonego spirytusu. Ciekawe czy koteczek doceniłby fakt, że tą, której aktualnie używałam, wykonałam z butelki trunku, stanowiącej trofeum pewnego wrednego Dachowca. Gdy po nią sięgałam mimowolnie, w mojej pamięci przewijały się wspomnienia dotyczące Zimowego Balu...
-Teraz trochę pocierpisz, ale jutro będziesz jak nowy.
Oznajmiłam, przenosząc sobie kota na kolana, w tej pozycji było mi go łatwiej unieruchomić, gdyby zapragnął wyrywać się podczas zabiegu. Bez względu na to, czy mruczkowi się to podobało, czy też, nie oczyściłam ranną łapę, by później obwiązać ją bandażem nasączonym leczniczym eliksirem oraz kolejnymi warstwami opatrunku. Nie zajęło mi to wcale zbyt wiele czasu, ponieważ miałam w tej materii niemałą wprawę. Jednak przez te kilkanaście minut, kotek mógł dokonać pewnego odkrycia, a dokładniej usłyszeć coś, co większość uznałaby za wysoce niepokojące. Z głębi mojej klatki piersiowej dochodziło bicie, nie jednego, lecz dwóch serc. Pilnie strzeżony sekret, który tak jak i niewidoczne pod ubraniem blizny mogły, zdradzić czym się stałam.
-No i gotowe. Nie było tak strasznie co?
Odstawiwszy kocura na blat, znów pogłaskałam go po karku, a po chwili obiema dłońmi zaczęłam drapać go za uszami, sprawdzając, czy należy do tej grupy kotów, które umiłowały sobie i tę formę pieszczot. Dopiero teraz miałam nieco więcej czasu, aby przyjrzeć się kociemu umaszczeniu, które z jakiegoś powodu wydało mi się dziwnie znajome. Może jakiś gatto, którym opiekowałam się niedawno, miał podobną kolorystykę?
-Dobrze, poczekasz tu sobie, a ja pomyślę gdzie Cię ulokować na noc.
Po tych słowach skierowałam się do wyjścia, zamykając za sobą drzwi w nadziei, że mój „gość” nie zacznie miauczeć wniebogłosy. Nie chciałam, by nowe dźwięki przyciągnęły uwagę pozostałych futrzanych mieszkańców. Tak czy siak, musiałam przygotować teraz kilka rzeczy, by właściwie ugościć ranną przybłędę. Najpierw obowiązki, potem zaś przyjemności takie jak sen...


~ Aktualny ubiór ~



Fabuła - Karczma Lalek
Spoiler:

Powrót do góry Go down





Christopher
Gif :
Pałacyk - Spadająca gwiazda 5PUjt0u
Godność :
Christopher Morrison
Wiek :
25
Rasa :
Dachowiec
Wzrost / Waga :
179/65
Pod ręką :
troszkę pieniędzy
Broń :
rozkładany nóż oraz niewielki pistolet
Zawód :
Różany strażnik
https://spectrofobia.forumpolish.com/t578-christopher#4939 https://spectrofobia.forumpolish.com/t1076-christopher
ChristopherKot Czarnoksiężnika
Kot Czarnoksiężnika
Jeśli po coś dachowiec zrobił tę całą szopkę, to właśnie po to, by słyszeć to, co słyszał teraz. Gdyby tylko mógł, to nawet on (tak, lodowaty Christopher Morrison), zacząłby cicho rechotać, widząc reakcję arystokratki. Z każdą chwilą pomysł całej tej akcji coraz bardziej mu się podobał. Mógł ujrzeć, jaka rzeczywiście jest Seamair, nie ponosząc przy tym żadnych konsekwencji. Chociaż nie ukrywał przed sobą, że jest zdziwiony, a zasadniczo pozytywnie zaskoczony. Przesadnie przesłodzona reakcja czarownicy stanowiła idealne paliwo dla jego intrygi. A dachowiec nie zamierzał pozostawiać ją dłużej bez odzewu, dostarczając kolejną porcję kocich zachowań. Miauknął cicho, jakby z bólu, po czym wbił w nią swe wielkie ślepia. Nie znał osoby, która potrafiłaby się temu oprzeć, a co dopiero taka chora miłośniczka zwierząt. Chętnie odpowiedziałby jej jeszcze słowami, gdyby nie to, że był zwykłym kotem. One nie mówią.

Nim się obejrzał, już wylądował na kolanach kobiety. W głębi ducha był tym nieco zaskoczony, ale jako mruczek zbytnio nie protestował. Stanął na wyprostowanych nogach, odciążając oczywiście tę ranną. Spojrzał na twarz arystokratki, zastanawiając się co zamierza zrobić. Szybko zrozumiał, że istniały też niewielkie minusy owego planu. Uchodził wszak za rannego pacjenta, musiał znieść jej dziwaczne metody, w tym polewanie spirytusem... Z buteleczki, którą sam jej dał jakiś czas wcześniej. Gdyby tylko kocia morda potrafiła to wyrazić, uśmiechnąłby się okrutnie na ten widok. Póki co jednak, czekała go męczarnia ze spirytusem. Czując piekący ból w łapie, szarpał się przez chwilę i syczał, ale ostatecznie mu przeszło. To zresztą było i tak na pokaz. Jako inteligentna istota, potrafił opanować naturalne odruchy zwierzęcia i ignorować ból. Gdy cała operacja się skończyła, znów na nią spojrzał i miauknął, tym razem bardziej przyjaźnie. Ściskało go od takich czułości, ale cóż... Jak mus, to mus. Przy okazji usłyszał coś bardzo interesującego. Kociaczek nagle oparł się o tors kobiety, wycierając w niego z lubością. Tylko po to, by Christopher w środku mógł potwierdzić swoje odkrycie - tak, w jej piersi biły dwa serca. To nagłe odkrycie dało wiele do myślenia strażnikowi. Z lekkim niezadowoleniem odkleił się od niej, gdy chwyciła go i postawiła na blat. To był koniec zbierania danych o tajemnicach jej organizmu.

Ledwie stanął na blacie stołu, a Seamair zaczęła drapać go za uszami. Zamruczał cicho z zadowoleniem, strosząc na sztywno ogon. Pieszczoty jednak szybko się skończyły, a kotek mógł zrobić to, po co tu przyszedł. Bałagan. Upewniając się, że drzwi są zamknięte, kot zeskoczył na podłogę. Rozejrzał się ciekawsko po pracowni, po czym... W miejscu, gdzie jeszcze przed chwilą stała kicia, teraz był Christopher Morrison. Mężczyzna skrzywił się lekko, czując wciąż piekący ból w dłoni. Zignorował go jednak i zabrał się za myszkowanie w rzeczach kobiety. Robił to nad wyraz cicho, by nic go nie wykryło, a przy tym nasłuchiwał co chwilę, czy czasem się nie zbliża.

Powrót do góry Go down





Seamair
Gif :
Pałacyk - Spadająca gwiazda Zero-two
Godność :
Erin Collins ale mów mi Seamair.
Wiek :
Już 19 lat gości mnie ten Świat.
Rasa :
Cyrkowcem się stałam lecz wcale nie chciałam...
Wzrost / Waga :
166 cm /46kg
Znaki szczególne :
Urocze acz ostre rogi na czubku głowy, drapieżne spojrznie o barwie szkarlatu, ozdoby w kształcie czterolisnej koniczyny.
Pod ręką :
Zestaw noży do rzucania, magiczne akcesoria, bezdenna sakwa..
Broń :
Srebrny rapier oraz zestaw noży do rzucania.
Zawód :
Samozwańcza opiekunka wszelkich bestii (szczególnie tych zamieszkujących Malinowy Las).
https://spectrofobia.forumpolish.com/t269-seamair#413 https://spectrofobia.forumpolish.com/t1114-seamair
SeamairPoskramiacz
Poskramiacz
Każda kolejna chwila w towarzystwie kociaka upewniała mnie, że mruczek musiał kiedyś mieć właściciela. Zastanawiałam się, jak znalazł się tak daleko w głębi lasu. Uciekł czy może został porzucony? Specjalnie wybrałam ten właśnie pałacyk, po to, by nie przejmować się obecnością sąsiadów. Tak jak i jego pierwotny właściciel, lecz on pragnął izolacji z zupełnie innego powodu. Ten dom miał swój mroczny czas, o którym dowiedziałam się od Sorena. Marionetka rościła sobie prawa do posiadłości, gdyż wcześniej należał do jego Stwórcy. Było to jednak niemal wiek temu, a teraz to ja miałam wszystkie akty własności. W ostateczności udało nam się dojść do kompromisu, którego efektem było to, że już od roku mieszkaliśmy pod jednym dachem. Zaś naszą relację, można by określić mianem pokrętnej przyjaźni.
Zebrało mi się na wspomnienia, kiedy tak kręciłam się po domu, zbierałam wszystko, co uznałam za niezbędne, aby zapewnić wygody uroczej przybłędzie. Po dłuższym zastanowieniu postanowiłam ulokować kota we własnej sypialni. W ten sposób nie będę musiała biegać przez pół domu, aby sprawdzić, czy kotek nie zdemolował pokoju, w którym bym go zostawiła, albo co gorsze nie zainteresowała się nim któraś z moich bestii. Mimo ich inteligencji potrafiły dać ponieść się instynktom. Większość była też dość terytorialna. Nie zapominałam, że miałam do czynienia z kotem, nad którym w przeciwieństwie do bestii nie będę mogła zapanować. Dlatego tym bardziej wolałam mieć go na oku. Przynajmniej nie musiałam obawiać się potencjalnych zniszczeń z użyciem mocy. Po tym, jak jeden z moich podopiecznych stracił kontrolę nad mocą, musiałam wymienić cześć mebli w jednym z pokoi.
Gdy przygotowałam już rzeczy dla koteczka, zadbałam też o własne potrzeby, takie jak choćby zrobienie sobie kolacji oraz zaparzenie herbaty. Całość przeniosłam do swojego pokoju, musiałam coś przekąsić przed kąpielą. Czułam jak, mój żołądek wygrywa już nie pojedyncze symfonie, lecz rozkręca się z całym koncertem. Oj łatwo byłoby mnie zagłodzić...
Gdy wszystko było już przygotowane, ponownie zawitałam do swojej pracowni, rozglądając się za kotem. Gdy tylko go odnalazłam, ponowie porwałam kotka w ramiona, by przenieść go do swojej sypialni. Tam w kącie pokoju, między biurkiem a fotelem czekało wszystko, czego kotek mógłby potrzebować. W tym wiklinowy kosz, wyłożony ciepłym kocem oraz miski z wodą i jedzeniem. Dziś kuchnia serwowała cytragante, ptaki bardzo podobne do bażantów. W Malinowym Lesie żyło ich całkiem sporo. A Dawern z zamiłowaniem polował na nie, by później zostawiać mi je przed domem w formie prezentu, oraz by pokazać, że dba o swoje stado. Bardzo nietypowe stado. W ten sposób sama nie musiałam martwić się czymś takim jak polowanie, czy wyprawy do miasta po świeże mięso. Choć lubiłam jadać na mieście z prostej przyczyny. Nie potrafiłam przyrządzić tak wyrafinowanych dań, na jakie często miałam ochotę.
Odstawiłam kota do koszyka, przez chwilę przyglądając mu się z sympatią.
-Na razie zostajesz tutaj, potem pomyślimy co z Tobą zrobić.

Zieleń kociego spojrzenia wydawała się znajoma, jakbym już wcześniej zdążyła się z nią oswoić. Dopiero teraz, kiedy zdjęłam rękawiczki, moje palce mogły nacieszyć się miękkością jasnoszarego futerka, dlatego też nieco przeciągnęłam pieszczotę, ciekawa czy znów rozlegnie się kocie mruczenie.
-Trochę dziwnie się czuję, nie mogąc z Tobą porozmawiać, tak normalnie. Ale widać bestie, rozumieją tylko inne bestie. Odważny z Ciebie kociak albo bardzo zdesperowany. Zwykle jesteście nieufne, ale nic w tym przecież dziwnego. Wyczuwanie, że coś jest nie tak. Jesteście mądrzejsi niż większość „ludzi”.
Moja natura bywała ograniczeniem. Mogłam przemierzać krainę na grzbiecie bestii, lecz kiedy zbliżałam się do zwykłego wierzchowca, tego zwykle dopadał niepokój. Czasem nawet jazda powozem była wyzwaniem. Z czasem, odkryłam, że odpowiednio duża ilość olejków zapachowych i perfum pomagała oszukać zmysły. Przynajmniej do pewnego stopnia i na jakiś czas.
Oderwałam się od mruczka, dopiero kiedy po raz kolejny z mojego żołądka dobiegło głośne burczenie. Pomaszerowałam do niewielkiej szafki, z której wnętrza wyciągnęłam jedną z kolorowych butelek. Nie były to eliksiry, lecz alkohole w przeważającej ilości stanowiące nalewki mojej własnej produkcji. Przelałam kilka łyków malinówki do swojej herbaty, po czym całą tacę ze swoją kolacją przeniosłam na łóżko.
Moją strawę stanowiło to samo mięso, które znajdowało się w kociej misce z tą różnicą, że uprzednio zostało zamarynowane w ziołach i upieczone. Do tego kawałek pieczywa oraz garść winogron.
Nim jednak zabrałam się za jedzenie, na moment zniknęłam w bocznych drzwiach, prowadzących do łazienki. Odkręciłam gorącą wodę, której szum rozległ się po pomieszczeniu. Wanna powinna napełnić się, akurat kiedy skończę jeść. O ile będę robić to szybko. To też wróciłam do sypialni, aby zająć się posiłkiem.


~ Aktualny ubiór ~



Fabuła - Karczma Lalek
Spoiler:

Powrót do góry Go down





Christopher
Gif :
Pałacyk - Spadająca gwiazda 5PUjt0u
Godność :
Christopher Morrison
Wiek :
25
Rasa :
Dachowiec
Wzrost / Waga :
179/65
Pod ręką :
troszkę pieniędzy
Broń :
rozkładany nóż oraz niewielki pistolet
Zawód :
Różany strażnik
https://spectrofobia.forumpolish.com/t578-christopher#4939 https://spectrofobia.forumpolish.com/t1076-christopher
ChristopherKot Czarnoksiężnika
Kot Czarnoksiężnika
Wreszcie wyszła. To był ten moment, kiedy Christopher miał zamiar porządnie poszperać, nie spodziewał się jednak, że tak szybko zejdzie kobiecie przygotowanie dla niego posłania. Dachowiec zdążył jedynie przejrzeć powierzchownie wyposażenie pracowni oraz tkwiące na półkach eliksiry, przeznaczone do Bóg wie jakich rzeczy. To znaczy, niektóre były podpisane... Dachowiec postanowił nawet zaiwanić coś na leczenie oraz dziwaczną miksturę, która zdawała się, że pomniejsza konsumenta... Był to ciekawy okaz do kolekcji. Morrison nawet zastanawiał się przez chwilę, czy aby nie użyć jej w tym momencie na właścicielce, ale uznał to za marnotrawstwo. Nie tylko eliksiru, ale i całej jego przykrywki, która przecież dopiero się rozkręcała. A jak sobie usprawiedliwił kradzież? Cóż... Uznał, że mikstury są własnością stowarzyszenia. No i jest mu to winna.


Niestety, szybko musiał skończyć myszkowanie. Nim się obejrzał, juz usłyszał kroki na zewnątrz. Zacisnął zęby z irytacji i znów zamienił się w kota, akurat na wizytę Seamair. Całe szczęście, przynajmniej nie zauważyła drobnych zmian w ułożeniu sprzętu. Dziwne by było, gdyby zwykły kot nagle zapragnął myszkować. Pozwolił siebie zabrać na ręce, a w dalszej kolejności do koszyka w pokoju Seamair. I znów, usłyszał charakterystyczne bicie dwóch serc. Zamarł na chwilę, wsłuchując się w ten dziwaczny rytm. Nie przypominał sobie, by arystokraci mieli dwa serca. Takich atrakcji można było się nabawić tylko w MORIA. A przynajmniej tam wiedzialwiedział. Będzie musiał doczytać później, czy istnieje gatunek o dwóch sercach. Niestety, przemyślenia przerwało mu pozostawienie w koszyku. Słysząc głos kobiety zamachał z sympatią ogonem, mimo że w środku wprost mu się gotowało. Miał ochotę zrobić jej szramę na twarzy za te czułości. Powstrzymał się jednak, dobrze odgrywając rolę niewinnego kociaka. Zamruczał z wyraźnym zadowoleniem, gdy wyczuł na sobie dotyk dłoni arystokratki. Słysząc jej słowa, nadstawił uszy z ciekawością. Akurat to było dla niego interesujące. trwały jednak długo. Kocisko w pewnym momencie nawet zaczęło się o nią ocierać, ale ta najwyraźniej zrobiła się głodna. Kotek jedyne, co mógł, to spojrzeć smętnie na swoją miskę. Podszedł do niej i obwąchał dokładnie jedzenie. Wewnątrz siebie zaczął marudzić, jakie to żałosne i upokarzające. Ale ostatecznie zaczął niemrawo skubać mięso. Byle wyglądało, że je. W międzyczasie, gdy Seamair skończyła jeść i udała się do łazienki na kąpiel, Christopher przystąpił do kolejnej części planu. W momencie, gdy zamknęły się za nią drzwi, natychmiast zmienił się w człowieka i wypluł z obrzydzeniem surowe mięso. Następnie rozpoczął swe ciche myszkowanie po osobistych rzeczach Seamair. Ale zabawa dopiero się zacznie, gdy postanowi przeszkodzić jej nieco w kąpieli.

Powrót do góry Go down





Seamair
Gif :
Pałacyk - Spadająca gwiazda Zero-two
Godność :
Erin Collins ale mów mi Seamair.
Wiek :
Już 19 lat gości mnie ten Świat.
Rasa :
Cyrkowcem się stałam lecz wcale nie chciałam...
Wzrost / Waga :
166 cm /46kg
Znaki szczególne :
Urocze acz ostre rogi na czubku głowy, drapieżne spojrznie o barwie szkarlatu, ozdoby w kształcie czterolisnej koniczyny.
Pod ręką :
Zestaw noży do rzucania, magiczne akcesoria, bezdenna sakwa..
Broń :
Srebrny rapier oraz zestaw noży do rzucania.
Zawód :
Samozwańcza opiekunka wszelkich bestii (szczególnie tych zamieszkujących Malinowy Las).
https://spectrofobia.forumpolish.com/t269-seamair#413 https://spectrofobia.forumpolish.com/t1114-seamair
SeamairPoskramiacz
Poskramiacz
Nadal byłam pod wrażeniem tego, jak grzeczny pacjent tym razem trafił pod moją opiekę. Zakładałam jednak, że ten stan ulegnie zmianie, gdy tylko kot nieco się uspokoi i nabierze sił. Cieszył mnie również fakt, że nie zaznał większych obrażeń. Już niejednokrotnie miałam pod swymi skrzydłami przypadki, skrajnie wycieńczone, jedną łapą chylące się nad grobem. Nie wszystkie istoty udawało mi się uratować, niekiedy było już zbyt późno i jedne co mogłam dla nich zrobić to uśmierzyć ból. Jeśli jednak był, chociażby płomyk nadziei, zawsze walczyłam, nawet jeśli ta walka przypominała przeniesienie kaganka świecy przez środek burzy. Wynikało to nie tylko z mojej sympatii, traktowałam to również jako pokutę, coś, co byłam winna tym wszystkim stworzeniom. Moje własne istnienie pochłonęło tak wiele cudzych żyć, jeszcze więcej zginęło w czasie nieudanych prób oraz wstępnych faz eksperymentów. Wszystkich, które prowadził ktoś, kogo przez niemal całe życie uważałam za rodzica.

Przez gorycz wspomnień, nawet słodkie winogrona zaczęły tracić na smaku. Mimo to dokończyłam posiłek, nie lubiłam marnowania jedzenia. Znów przeciągnęłam się, cicho pomrukując. Od razu przypomniał mi o sobie ból w lewym ramieniu. Bywało gorzej, dziś po prostu było to zmęczenie mięśni, którego mogłam pozbyć się w czasie kąpieli. Przypomniawszy sobie o tym, że woda nadal napełnia wannę, zerwałam się z miejsca i energicznie ruszyłam do łazienki, zakręcając kurki na chwilę przed powodzią. Westchnęłam cicho, od razu spuściłam nadmiar wody.
Od razu doprawiłam kąpiel, jedną z wielu mieszanek olejków zapachowych, a także płatkami kwiatów. Hibiskus, jaśmin oraz wiśnia sprawiły, że woda zabarwiła się na delikatny odcień różu.
Wróciłam do pokoju, aby z obszernej dwudrzwiowej szafy zabrać rzeczy, w które miałam zamiar przebrać się po kąpieli. Przez chwilę po mojej twarzy przebiegł cień złości, kiedy moje spojrzenie zatrzymało się na mundurku, który musiałam nosić w Lisim Zakątku. Mimo że całość prezentowałam się nieźle, tak cały wdzięk przekreślał czepek w kształcie lisiego pyszczka z długą stercząca parą uszu. Całe szczęście w zestawie nie było lisiej kity... Nie było również porządnych spodni, co uważałam za ogromny minus. Nie chodziło tu o to, że miałam problem z pokazywaniem nóg, większość moich własnych stroi, wyjściowych zdecydowanie temu przeczyła. Wszystkie były też odpowiednio zabudowane, aby ukryć dzieła MORII, które znaczyły moje ciało.

Jednak w przypadku garderoby przeznaczonej do treningów czy misji, spodnie były zdecydowanie bardziej praktyczne. Wygoda była istotniejsza niż potencjalna możliwość dekoncentracji przeciwnika. Tym bardziej że na polu walki równie często można było trafić na kobietę, wówczas i dekoncentrację trafiał jasny szlak (a przynajmniej w zdecydowanej większości przypadków).
Mundurek skłonił mnie jednak by zerknąć do niewielkiego kalendarza, który trzymałam w nocnej szafce. Miałam w nim wpisane wszystkie znane mi terminy wizyt, które musiałam odbyć w Różanym Pałacu, aby zaliczyć karę... Kolejny notatnik, mniejszy, lecz znacznie grubszy i dużo bardziej zniszczony. Prowadziłam w nim własne śledztwo a może raczej dziennik polowania, którego celem był pewien znienawidzony przez mnie Lunatyk, imieniem Dorian. Mimo że kiedyś był jednym z jedynych bliskich, jakich posiadałam. Mój mentor, który wprowadził mnie w arkany sztuki szermierczej oraz wiele innych dziedzin. Okazywał mi najwięcej zaufania i zapewne przez to jako podlotek byłam w nim zadurzona. Wszystko jednak zmieniło się, kiedy odkrywając prawdę o sobie, na jaw wypłynęły zbrodnie przybranego ojca, jak również i Doriana, który był jego współpracownikiem... teraz moim nemezis, którego miałam zamiar zabić. Niestety moje śledztwo stało w miejscu od kilku miesięcy, po tym, jak zniknął mój informator. Na początku popełniłam zbyt wiele błędów... Lunatyk mógł wiedzieć, że jest celem nagonki, co mogło go sprowokować do wysłania własnej. Mijały jednak lata, a nie zrobił tego... zwodził mnie i mylił tropy. Ta wendeta była jednym z moich sekretów, jaki i rzeczy, które dawały mi motywację, by podnieść się po upadku.

Jeszcze przez moment rozejrzałam się po pomieszczeniu, zastanawiając się, czy o niczym nie zapomniałam. Na końcu znów obrzuciłam swojego gościa życzliwym uśmiechem. Jako że ręce miałam zajęte, obeszło się bez głaskania. Chciałam jeszcze powiedzieć, że wrócę niedługo, lecz to mijałoby się z prawdą. Planowałam zostać w wodzie, do czasu aż ta nie zrobi się naprawdę zimna.
Machnęłam tylko ręką na pożegnanie po czym, zniknęłam za drzwiami łazienki. Tam odłożywszy czyste ubrania na szafkę, szybko rozebrałam się, z tego, co miałam na sobie. Przez chwilę stałam niepewnie, nie bardzo wiedząc, czy rozdarte spodnie, jednak uda się zreperować, czy może powinnam jakoś zatuszować tę zbrodnię... ostatecznie trafiły do kosza na pranie, razem z całą resztą garderoby.
W końcu nastał upragniony moment, aby zanurzyć się w gorącej kąpieli. Nie miałam zamiaru opuszczać swego kąpielowego azylu przez co najmniej trzy kwadranse. Żałowałam, że nie zabrałam z biblioteki jakiejś książki. Moja kolekcja encyklopedii zawierała wiele egzemplarzy pochodzących ze Świata Ludzi. Sporo mnie kosztowało, sprowadzenie ich do Krainy, podobnie jak i nowego gramofonu wraz z kolekcją płyt. Dla muzyki nie powinno być granic.


~ Aktualny ubiór ~



Fabuła - Karczma Lalek
Spoiler:

Powrót do góry Go down





Christopher
Gif :
Pałacyk - Spadająca gwiazda 5PUjt0u
Godność :
Christopher Morrison
Wiek :
25
Rasa :
Dachowiec
Wzrost / Waga :
179/65
Pod ręką :
troszkę pieniędzy
Broń :
rozkładany nóż oraz niewielki pistolet
Zawód :
Różany strażnik
https://spectrofobia.forumpolish.com/t578-christopher#4939 https://spectrofobia.forumpolish.com/t1076-christopher
ChristopherKot Czarnoksiężnika
Kot Czarnoksiężnika
W momencie, gdy Seamair otworzyła szafę wraz z garderobą, podszedł do niej zaciekawiony kotek. Zaczął przeglądać różnorodne stroje, ale jeden konkretny skupił szczególną jego uwagę. Dziwaczny, lisi kombinezon, który zdecydowanie nie pasował do reszty. Christopher nie wiedział, kto mógłby nosić w ogóle coś tak okropnego. Oczywiście dziewczyna miała dosyć kiepskie poczucie mody, ale chyba nie aż tak, by paradować z lisimi uszami na łbie i w tym wyjątkowo nieprzyzwoitym czarownicy stroju. Kotek przekrzywił lekko głowę, podchodząc nawet bliżej, by wybadać przedmiot. Po chwili uświadomił sobie, że skądś to kojarzy, ale niestety nie mógł przypomnieć sobie, skąd. Był jedynie pewien tego, że miało to jakiś związek z arcyksięciem. Jak bardzo szanował przywódcę i jego dokonania (chociaż o żadnym nie słyszał) oraz wierzył w jego autorytet, tak ręce mu opadały, gdy widział te jego lisią manię. Lisia hodowla, lisie atrakcje na balu, lisie mundurki... Facet miał coś z tymi zwierzętami i Christopher czasami zastanawiał się, czy nie wpływa to negatywnie na wizerunek całej organizacji. Ale szef to szef, więc nie protestował. Był przecież zwykłym strażnikiem i póki sam takich kretyńskich rzeczy nie nosił, nie miał z tym problemu.

Arystokratka zamknęła szafę tak szybko, jak ją otworzyła. Pokazała dachowcowi natomiast inne, bardziej interesujące rzeczy, które schowane miała w szafce. Kalendarzyk, którego ze swojej pozycji nie był w stanie odczytać oraz inny notatnik, którego też nie mógł odczytać. Szczególnie ten drugi wyglądał na coś interesującego, dlatego Morrison zaplanował zajrzeć do niego, gdy tylko dziewczyna zniknie. A to nastąpiło całkiem szybko. Przez cały czas śledził wzrokiem Seamair oraz jej poczynania, grając rolę zaciekawionego kotka, który studiuje życie swojej wybawicielki. W rzeczywistości był to bardzo zły kotek, który też studiował czyjeś życie, ale na pewno nie wybawicielki. Raczej prześladowczyni.
- Miłej kąpieli...
Mruknął pod nosem złośliwie, wsłuchując się w dźwięk lanej wody. Zajmie się tym. Potem. Zastanawiał się, co też takiego mógł zrobić, by wyjątkowo uprzykrzyć jej życie. Ukraść ubrania... Albo dolać czegoś do wanny... A może zamrozić całość? Problem w tym, że nie zabrał z jej pracowni nic szczególnego. Co nie stanowiło problemu, gdyż w formie kota również mógł przemieniać swoją formę we mgłę. Mógł też po prostu odłączyć jej zimną wodę, musiałby jedynie dotrzeć do miejsca, w którym miałbym możliwość kontroli wody w całym domostwie. To były jednak plany na potem, jemu w pierwszej kolejności zależało na dowiedzeniu się czegoś więcej. Po zmienieniu swojej formy, mógł dowolnie myszkować po jej szafkach. Wpierw do ręki wziął kalendarzyk, oglądając go uważnie ze wszystkich stron. Nie wyglądał na nic szczególnego, od jakieś zaznaczone daty. Nie zawracał sobie nim długo głowy. Bardziej skupił się na drugim, który wyglądał jak jakiś zbiór dowodów oraz poszlak. Na temat mężczyzny, którego Christopher za żadne skarby nie znał. Uniósł nieznacznie brwi widząc to wszystko, ale nie mógł z wiadomych przyczyn skomentować. Nie zwykł zresztą mówić do siebie. Ten Dorian... Wyglądał, jakby dziewczynie zależało na tym, by go znaleźć. Wnioskował to po rozmiarach notatnika i tego, w jaki sposób go prowadziła. Nie słyszał nigdy, by otrzymała oficjalnie taką misję. On może i czasami śledził kogoś, ale na pewno nie czarownica. Te jedynie się chroniło, a nie wysyłało na śledztwo.

Na tym chyba mógł zakończyć swoje poszukiwania. Nie widział w jej sypialni nic więcej interesującego, poza strojem, którego przeznaczenia nie mógł sobie przypomnieć. Tak więc schował notatnik, wcześniej jeszcze tylko zapamiętując kilka istotnych faktów w nim zapisanych. To mogła być całkiem interesująca rzecz. To był jednak również czas na rozpoczęcie zabawy, na którą miał szczególną ochotę. Nie był wielkim miłośnikiem rozrywki, ale ta rzecz dawała mu jej wyjątkowo sporo. Szybko stwierdził, że... Skoro może, to zrobi jej wszystko na raz. Odkręci zimną wodę, ukradnie ubrania i doleje czegoś najlepiej, A jeśli mu się poszczęści, zamrozi jeszcze jej kąpiel. Zacząć postanowił od pierwszego na liście, czyli zamiany wody we wrzątek. W formie mgły przeszukał na szybko dom, by znaleźć miejsce, w którym mógł zmienić tego typu rzeczy. Była to zapewne piwnica. Po wszystkim zawitał do jej pracowni, by zwędzić jedną, konkretną miksturę, która go interesowała. Ekstrakt prawdy. W ten oto sposób mógł wrócić do jej sypialni i wśliznąć się do łazienki. Nie przemieniał się, póki nie uzyskał pewności, iż Seamair go nie zobaczy. Jeśli to by się stało, mogłaby bardzo łatwo go zdemaskować. Kotek odkorkował już wcześniej buteleczkę i teraz ściskał w łapkach otwarte już naczynie, wpatrując się otwartymi ślepiami spod wanny na Seamair i czekając, aż skupi swoją uwagę przez chwilę na czym innym.

Powrót do góry Go down





Seamair
Gif :
Pałacyk - Spadająca gwiazda Zero-two
Godność :
Erin Collins ale mów mi Seamair.
Wiek :
Już 19 lat gości mnie ten Świat.
Rasa :
Cyrkowcem się stałam lecz wcale nie chciałam...
Wzrost / Waga :
166 cm /46kg
Znaki szczególne :
Urocze acz ostre rogi na czubku głowy, drapieżne spojrznie o barwie szkarlatu, ozdoby w kształcie czterolisnej koniczyny.
Pod ręką :
Zestaw noży do rzucania, magiczne akcesoria, bezdenna sakwa..
Broń :
Srebrny rapier oraz zestaw noży do rzucania.
Zawód :
Samozwańcza opiekunka wszelkich bestii (szczególnie tych zamieszkujących Malinowy Las).
https://spectrofobia.forumpolish.com/t269-seamair#413 https://spectrofobia.forumpolish.com/t1114-seamair
SeamairPoskramiacz
Poskramiacz
Zabawne, że rzeczy tak proste, jak ciepła kąpiel oraz trochę wonnych olejków, pozwalało na krótki moment zapomnieć o okrucieństwach świata. Takich jak na przykład, problem z ustabilizowaniem formuły nowego eliksiru, brak nowego obiektu testowego do badań nad Anielską Klątwą albo też przeklęty dachowiec, którego obecność sama sobie była drwiną... To, że sama nie przeżyłam niemal milenium, lecz zaledwie osiemnaście wiosen, wcale nie znaczyło, że nie umiałam radzić sobie w życiu. Do tej pory byłam zdana na siebie i radziłam sobie doskonale, niestety pewien cholerny tyran postanowił utrzeć mi nosa, albo też starał się udowodnić jaką wagę przykłada do zapewniania protekcji... z czego przecież słynął równie mocno, jak z pogłosek o paleniu nieposłusznych na stosach. Czasem korciło mnie, by wyperswadować Rosarium, co myślę o jego pomyśle albo jakoś nakłonić go do zmiany zdania. To jednak w moim mniemaniu równałoby się z kapitulacją. To była wojna między mną a Christopherem i to on miał być zmuszony do wycofania się. Niestety mimo moich wysiłków przeklęty służbista ani myślał o poddaniu się, a przynajmniej nic na to nie wskazywało. Nie mogłam, wiedzieć co kłębi się w jego głowie... Chociaż za pewnik, brałam to, że nienawidził tej konkretnej „misji” jak żadnej innej. Lodowaty Strażnik ciągle starał się robić wrażenie niewzruszonego, ale ja dobrze wiedziałam, że lód potrafi pękać... można też go stopić i do tego właśnie dążyłam. Coś jednak musiało mi umykać... o czymś zapominałam, skoro moje działania nadal nie przynosiły satysfakcjonującego finału całej tej historii. Nadal nie znalazłam tego czułego punktu, w który należało bezlitośnie uderzyć...
Zdając sobie sprawę z tego, że obraz uśmiechniętej gęby Dachowca znów zatruwa mi myśli, cała zanurzyłam się pod wodę na krótką chwilę. W nadziei, że uda mi się utopić tę wizję....
Trwałam tak jeszcze kilka chwil z policzkiem przytulonym do ściany wanny, znów czując na sobie dotyk snu, który wołał mnie do siebie coraz natrętniej. Pokręciłam głową, wanna to nie było dobre miejsce na drzemkę!
Wyprostowałam się nieco, omiatając wzrokiem swoją skórę oblepioną mokrymi płatami kwiatów, których jeszcze więcej musiałam mieć we włosach. Odkręciłam wodę, mając zamiar opłukać się i tym samym pozbyć płatków. Lech w chwili kiedy woda dotarła do mojej skóry, z gardła wyrwało mi się coś pomiędzy piskiem a warknięciem, później zastąpione przez całkiem soczyste przekleństwo. Woda wręcz paliła... mimo że ustawiłam ją tak, by temperatura była letnia... Całe szczęście zakręciłam ją na tyle szybko, by się nie poparzyć... A przynajmniej nie bardziej...
-Jeszcze tylko problemów z hydrauliką mi brakowało...
Mruknęłam zirytowana, powtórnie sprawdzając wodę, tym razem jednak jej strumień kierując z dala od siebie. Coś musiało się zepsuć. Coś, co mogło jednak poczekać do rana, gdyż naprawdę nie miałam ochoty niczym zmora po piekle włóczyć się teraz po piwnicy... Do tej pory dom nie sprawiał mi problemów, miałam zatem nadzieję, że nie było to nic poważnego... Nie bardzo podobała mi się wizja, sprowadzania tutaj jakiegoś fachowca... Ale co zrobić, na hydraulice się nie znałam. Westchnęłam cicho, po czym wyszłam z wanny, po czym za pomocą ręcznika pozbyłam się płatków kwiatów. Dłuższą chwilę zajęło mi wysuszenie włosów i wyczesanie z nich małej łąki. Nadal lekko wilgotne różowe pasma związałam w luźny warkocz. Poprawiłam koszulę nocną, która lepiła mi się do ciała. Efekt niedokładnego zmycia z siebie olejków... przynajmniej ich aromat pozostanie ze mną na dłużej. Przód białej aksamitnej koszuli, zdobiły wysokie koronki, które przesłaniały bliznę na klatce piersiowej. Nie lubiłam jej oglądać... dlatego większość swoich ubrań przerobiłam tak, by oszczędzić sobie widoku, jaki pozostawił skalpel oraz szwy. Tył koszuli, pozwalał jednak dojrzeć całkiem spory fragment z blizny, która ciągnęła się wzdłuż mojego kręgosłupa, oraz kilka mniejszych na wysokości łopatek. Fakt, że zajmowałam się projektem dotyczącym Anielskiej Klątwy, uznałam za całkiem zabawną ironię losu. Otóż według wizji mojego opiekuna oraz „stwórcy” ja również miałam mieć skrzydła. Te przeszczepy jednak się nie przyjęły, więc pozostały tylko blizny.
Po kąpieli czułam się nieco żwawiej, rozejrzałam się po pokoju, zerkając czy kotek nadal grzecznie mościł się w koszyku. Nie zdziwiłabym się, gdyby odnalazł się gdzieś na szczycie szafy, czy siedział ukryty gdzieś pod łóżkiem.
Rozmasowałam ramię, które nadal było zaczerwienione po spotkaniu ze zdecydowanie zbyt gorącą wodą. Nagle zatrzymałam się w pół kroku, ponieważ owiał mnie dziwnie znajomy zapach... który jednak w żadnym razie nie pasował do mojej sypialni. Ulotne wrażenie, szybko straciło na swej intensywności i znów jedynym co czułam była woń kwiatów i olejków.
-Chyba zaczynam popadać w paranoję...
Mruknęłam sama do siebie, po czym zgarnęłam z nocnego stolika kubek z niedopitą herbatą. Nie przepadałam za zimnym naparem, ale szkoda było marnować zarówno herbatę, jak i dodaną do niej nalewkę. Zwłaszcza tą drugą. Jednym dużym łykiem dopiłam zawartość naczynia, po chwili jednak zaczęłam kasłać. Z herbatą było coś nie tak...
-Ziołówka? Przecież dolałam malinówki...
Własna sypialnia zawsze zdaje się azylem, szczególnie jeśli dom tkwi w środku lasu z dala od wszelkich innych „ludzkich” siedlisk... Może przez to, a może przez zmęczenie nie skojarzyłam faktów ani dobrze znanych mi zapachów.
-Czyżbym już zaczynała się sypać? Tyle że, głowy nie ruszali... chociaż czasem mam wątpliwości.
Zacisnęłam palce mocniej na naczyniu, przyglądając się mu dokładniej. Coś nie dawało mi spokoju. Gdy przewiercanie naczynia wrogim spojrzeniem nie przyniosło, pożądanych rezultatów westchnęłam tylko ciężko i usiadłam na łóżku, podwijając nogi do siebie, znów zapatrzyłam się na kocią przybłędę.
-Ktoś się Ciebie pozbył? Ja też zostałam porzucona, o ile za porzucenie można uznać, sytuację, w której rodzony brat zmiesza Cię z błotem i wyzwie od oszustek, czających się na rodowy majątek. Bolało... ale przynajmniej nauczyłam się, że więzy krwi są niczym... rozpoznał mnie lokaj... a brat zwyczajnie kazał się wynosić. Żałosne... miałam wtedy jakieś żałosne urojenia, że to wszystko mogło potoczyć się inaczej. Ale nie potrzebuję tego cholernego jąkały, chociaż chciałabym, żeby wiedział, co się stało...


~ Aktualny ubiór ~



Fabuła - Karczma Lalek
Spoiler:

Powrót do góry Go down





Christopher
Gif :
Pałacyk - Spadająca gwiazda 5PUjt0u
Godność :
Christopher Morrison
Wiek :
25
Rasa :
Dachowiec
Wzrost / Waga :
179/65
Pod ręką :
troszkę pieniędzy
Broń :
rozkładany nóż oraz niewielki pistolet
Zawód :
Różany strażnik
https://spectrofobia.forumpolish.com/t578-christopher#4939 https://spectrofobia.forumpolish.com/t1076-christopher
ChristopherKot Czarnoksiężnika
Kot Czarnoksiężnika
Z początku planował dolać jej eliksir do wanny i ewentualnie podwędzić ubrania, zrezygnował z tego jednak w ostatniej chwili. Z pierwszej opcji dlatego, że eliksir tak rozrzedzony mógł nie zadziałać lub zadziałać zbyt słabo, by cokolwiek ciekawego się wydarzyło. Tymczasem druga opcja, no cóż... Widzieć swoją znienawidzoną podopieczną nagą było ostatnią rzeczą, jakiej życzył sobie Christopher. To byłoby zbezczeszczenie własnego wzroku oraz umysłu. Musiałby przez długi czas zapominać o tym obrazie, by móc żyć ze sobą w zgodzie. Chociaż nie ukrywał, że miałby też pewną satysfakcję w upokorzeniu jej do cna. Ją też taka sytuacja musiałaby porządnie zaboleć. Ale, cóż. Cena była zbyt wysoka. Dlatego ostatecznie Christopher znów przemienił się we mgłę i ewakuował z łazienki, nim Seamair zdołałaby go wykryć siedzącego pod wanną.

Zdecydował się zamiast tego nalać jej mikstury to reszty herbaty, jaką pozostawiła. Liczył, że zapomni o silnym aromacie wywaru i chluśnie go w całości do gardła. Podejrzewał, że zaraz po tak "nieprzyjemnej" kąpieli zachce jej się pic. Skąd wiedział, że udało mu się pomieszać w jej hydraulice i pannica oparzyła sobie rączki? Usłyszał słodkie pisknięcie, a potem przekleństwo. Gdyby kocia morda mogła się uśmiechać, to teraz z pewnością byłby na niej istny banan. Ale na tym Christopher postanowił poprzestać póki co. Usiadł na jej łóżku i czekał, aż skończy się myć, by móc zobaczyć, czy rzeczywiście jest tak dobrą czarownicą, za jaką ją uważają. Skosztuje własnego wyrobu. Ten moment przyszedł całkiem szybko i wkrótce, siedzące na pościeli kocisko mogło lustrować spojrzeniem wychodzącą spod prysznica arystokratkę. Postanowił nie siadać w koszyku, by móc łatwiej nawiązać konwersację, gdy już wypije herbatę. Z satysfakcją zauważył, jak rozmasowuje obolałe po prysznicu ramię. Jeszcze większą satysfakcję poczuł, gdy sięgnęła po kubek i wypiła całość. Miał ochotę parsknął śmiechem, gdy wspomniała o smaku herbaty, ale zarówno kocisko, jak i ludzka wersja Christophera nie pozwoliłaby sobie na tak wylewny gest. Zwierzak cierpliwie czekał, aż kobieta skończy i eliksir zacznie działać. I cóz... Zadziałał śpiewająco.

Kocisko zastrzygło uszami, by jak najlepiej wyłapać sens słów arystokratki. Christopher doszedł do wniosku, że zadziałało to może nawet zbyt mocno... Zaczęła opowiadać mu jakieś historie tego, jak jej brat ją zdradził. Strażnik skrzywił się w duchu. Nie chciał tego słuchać, to nie była jego sprawa. Chociaż nie mógł ukryć, że całkiem interesująca. Ostatecznie jednak zdecydował się pokierować rozmowy na nieco inne tory, poprzez lekkie pchnięcie kobiety w odpowiednim kierunku. A przy okazji mógł dostać dawkę pieszczot, które przyjmował z entuzjazmem za każdym razem, gdy przypominał sobie, jaką będzie miała minę po tym wszystkim. Kocisko zręcznie wskoczyło na jej nogi i zaczęło ocierać o tors, mniej więcej tam, gdzie tkwiło jej podwójne serce. Kot dodatkowo zastrzygł uszami, by pokazać, że wyłapuje dziwaczny dźwięk. Uniósł na Seamair jakby pytające spojrzenie swoich oczu, sadowiąc swój tyłek na jej kolanach.

Powrót do góry Go down





Seamair
Gif :
Pałacyk - Spadająca gwiazda Zero-two
Godność :
Erin Collins ale mów mi Seamair.
Wiek :
Już 19 lat gości mnie ten Świat.
Rasa :
Cyrkowcem się stałam lecz wcale nie chciałam...
Wzrost / Waga :
166 cm /46kg
Znaki szczególne :
Urocze acz ostre rogi na czubku głowy, drapieżne spojrznie o barwie szkarlatu, ozdoby w kształcie czterolisnej koniczyny.
Pod ręką :
Zestaw noży do rzucania, magiczne akcesoria, bezdenna sakwa..
Broń :
Srebrny rapier oraz zestaw noży do rzucania.
Zawód :
Samozwańcza opiekunka wszelkich bestii (szczególnie tych zamieszkujących Malinowy Las).
https://spectrofobia.forumpolish.com/t269-seamair#413 https://spectrofobia.forumpolish.com/t1114-seamair
SeamairPoskramiacz
Poskramiacz
Pokiereszowanej przybłędzie zdecydowanie nie brakowało śmiałości. Obserwowałam jak kocisko, umościło się na moim łóżku, wyraźnie nie widząc nic złego w zagarnianiu cudzego posłania. Co jak co, ale po kocie można było się tego spodziewać. Mało które stworzenia były obdarzone tak potężnym darem, jak bezczelność idąca w parze z równie silnym wdziękiem i urokiem. Uśmiechnęłam się tylko na ten widok i pokręciłam głową.
-Normalnie nie pozwalam na to by ktoś, tak bezczelnie ładował mi się do łóżka... Uznajmy jednak, że jestem dziś w łaskawym nastroju i przymknę na to oko.
Pomijając przykrą niespodziankę, w czasie kąpieli był to przecież całkiem udany dzień. Męczący, ale dobry. Czułam większą swobodę, wrażenie, że w końcu mogę nieco spokojniej odetchnąć. Owe przyjemne odczucie z całą pewnością miało związek z dzisiejszą nieobecnością Strażnika. Może w końcu dostał jakąś poważną robotę? Najlepiej na drugim końcu krainy albo w Szkarłatnej Otchłani. Im dalej ode mnie, tym lepiej... Ta wolność była jednak złudna, ponieważ nawet jeśli Dachowca nie było w moim pobliżu, to zwykle z czasem w końcu zaczynałam się zastanawiać, gdzie jest i co takiego knuje przeciwko mnie. Zatem nawet nieobecny, potrafił skutecznie zatruwać mi życie.
Nasza wojenka z dnia na dzień stawała się bardziej zaciekła, do czego przyczyniły się wydarzenia, jakie miały miejsce podczas Zimowego Balu... dalej na samo wspomnienie tego, miałam ochotę po prostu coś spalić... musiałam jednak panować nad swymi zapędami, żal mi było własnych rzeczy, szczególnie po tym, jak w złości spopieliłam ukochaną szczotkę, czy jedną z winylowych płyt.

Wysunęłam dłoń w stronę kociego pyszczka, nie dotknęłam go jednak, a jedynie zaczekałam, by zobaczyć, co zrobi sam zwierzak. Jak na razie chętnie poddawał się pieszczotom. Być może na długo został ich pozbawiony i dlatego teraz tak się przymilał. Dotyk był ważny, niekiedy potrafił przekazać znacznie więcej niż słowo. W moich ruchach dało się wyczuć czułość, którą z taką łatwością potrafiłam okazać tylko bestiom czy zwierzętom. One były znacznie bardziej szczere i nie potrafiły ranić, tak jak czynili to ludzie pokroju mojego brata... Westchnęłam cicho, w ustach nadal czułam smak ziół, ale i malin... gdy już wyciągałam dłoń w stronę opróżnionego kubka, by jeszcze raz dokładniej przyjrzeć się resztką jego zawartości, kocurowi zebrało się na czułości. Na moment zamarłam w bezruchu, czując jak, zwierze przymila się do mnie, po czym zaczyna czegoś nasłuchiwać. Miękkie futro, w zetknięciu z cienką tkaniną nocnej koszuli, łaskotało. W końcu domyśliłam się, co mogło zaciekawić stworzenie, które teraz rozsiadło się na moich kolanach.
-Coś Ci tu nie pasuje co? Bystry. Moje bestie też zwykle są tego ciekawe.
Oznajmiłam, jednocześnie przybierając nieco wygodniejszą pozycję, co wiązało się z umoszczeniem się w stercie poduszek. Tak miałam ich zdecydowanie na dużo, ale czy ktoś zabroni mi trzymać we własnym łóżku choćby i stu poduszek? Nie.
Utkwiłam wzrok w zielonych kocich ślepiach, po czym zaczęłam miarowo głaskać grzbiet zwierzaka.
-Nie lubię o tym mówić i tak naprawdę nie wie o tym prawie nikt. Mam dwa serca, choć tylko jedno należy do mnie. Drugie zostało mi wszczepione zresztą nie tylko serce... bez mojej wiedzy i przyzwolenia.
Położyłam wolną dłoń na klatce piersiowej w miejscu, w którym biegła blizna. Przez moją twarz przewinął się żal, ciągnąc za sobą smutek, które jednak stopniowo przerodziły się w rezygnację. Nie mogłam przecież cofnąć czasu. Przeszłości spowitej mrokiem nie dało się rozjaśnić w żaden sposób, można było jedynie zawalczyć o jaśniejszą przyszłość.
-Pewien człowiek zamarzył sobie stworzyć potwora, który umiałby pokierować innymi potworami...cóż jego marzenie się spełniło... i oto jestem. Broń, która obróciła się przeciw swemu stwórcy.
Niespodziewanie złapałam kocura i uniosłam, tak by mieć go przed sobą. Uważałam przy tym na jego zranioną łapkę, przy okazji rzucając okiem na opatrunek.
-Ale nie musisz się martwić, nad Tobą nie umiem zapanować, zresztą nie robię tego, nie w taki sposób, jakiego oczekiwali. I tak wiem, to kiepska opowieść na dobranoc. Nie wiem, kiedy zrobiłam się taka wylewna... to pewnie przez zmęczenie.
Podniosłam się i odłożyłam futrzaka na podłogę, drapiąc go przez chwilę między uszami.
-Dlatego bez urazy, ale czas iść spać.

Jakby na potwierdzenie tych słów, ponownie ziewnęłam przeciągle. Zgasiłam lampki, otaczające łóżko a wówczas pokój otuliła ciemność, zaś mnie samą miękka pierzyna. Gdy zamykałam oczy, rzuciłam jeszcze ciche „dobranoc” i miałam nadzieję, że kocisko weźmie ze mnie przykład i również pójdzie spać, miast hałasować po nocy.


~ Aktualny ubiór ~



Fabuła - Karczma Lalek
Spoiler:

Powrót do góry Go down





Christopher
Gif :
Pałacyk - Spadająca gwiazda 5PUjt0u
Godność :
Christopher Morrison
Wiek :
25
Rasa :
Dachowiec
Wzrost / Waga :
179/65
Pod ręką :
troszkę pieniędzy
Broń :
rozkładany nóż oraz niewielki pistolet
Zawód :
Różany strażnik
https://spectrofobia.forumpolish.com/t578-christopher#4939 https://spectrofobia.forumpolish.com/t1076-christopher
ChristopherKot Czarnoksiężnika
Kot Czarnoksiężnika
Kocisko nie przejawiało zbyt wielu oznak strachu względem arystokratki. Z jej perspektywy mogło to rzeczywiście wyglądać tak, jakby zwierzak żądał tych pieszczot i podobały mu się one. Biedne, włochate stworzonko, pozostawione przez swoich właścicieli na pastwę kolcowatego krzaczora... W rzeczywistości ta cała ulegliwość była raczej skutkiem dobrej gry aktorskiej Christophera, który zresztą świetnie się bawił, gdy Seamair coraz bardziej pogrążała się. Im więcej jej czułości złapie, tym bardziej wpieniona będzie z rana, kiedy obudzi się i odkryje straszliwą prawdę. Strażnik dziwnie ekscytował się na myśl o tamtej chwili. Uznał to za wystarczającą zemstę za klif, bal, czy inne ataki ze strony czarownicy. Dlatego właśnie nie protestował ani na moment, gdy ręka arystokratki znów się do niego zbliżyła. Wbił w nią jedynie kocie oczy, przekrzywiając lekko łeb. Dał się jej dotknąć, tak jak zwykle. Jednakże równie, a może nawet bardziej ważną rzeczą do zrealizowania było zebranie informacji. Dlatego nie czekał długo i zaczął ocierać się o jej klatkę piersiową, by zmienić tor rozmów na dziwaczną anomalie w postaci dwóch serc. Zwierzak umościł się na jej kolanach i zaczął słuchać. Tego właśnie Christopher chciał, jego plan się powiódł.

"Nie lubię o tym mówić i tak naprawdę nie wie o tym prawie nikt" cóż za ironia, jak sobie uzmysłowił szybko strażnik w ciele kota. Czując dłoń gładzącą jego grzbiet, nie reagował nawet zbytnio, zbyt pochłonięty jej słowami. Wpatrywał się w nią po prostu, starając się nie uciec wzrokiem, co mogłoby być wręcz podejrzane. Albo i nie... Christopher wbrew pozorom nie był aż tak zaznajomiony z kocimi zwyczajami, chociaż dobrze szło mu udawanie pupila, gdy była taka potrzeba. Historia Seamair jednakże okazał się nieco bardziej osobista i wylewna, niż oczekiwałby tego strażnik. On chciał jedynie suchych faktów, nie zaś tego, co zobaczył. Drugie serce, inne wszczepy... Brzmiało to wyjątkowo i niepokojąco znajomo, ale nie zastanawiał się nad tym jakoś długo. Kobieta nie skończyła. Gdyby tylko koty mogły się skrzywić, to z pewnością ten jeden raz Christopher zrobiłby to. Widząc emocje na twarzy arystokratki miał dziwne wrażenie, jakby żył w jakiejś abstrakcji. Nie potrafił uwierzyć, że to ta sama złośnica, która uprzykrzała mu życie od dłuższego czasu. Zamiast wściekłości lub złośliwej satysfakcji, teraz na jej twarzy malował się żal i smutek. To było... Dołujące. Christopher poczuł nawet coś dziwnego, co chyba można było nazwać żalem, ale nie dał po sobie tego poznać. Zresztą klamka zapadła. Eliksir miał określone działanie, dzięki czemu przynajmniej miał pewność, że nie kłamała. Gdy jednak o tym wszystkim rozmyślał, poczuł nagle, jak go podnosi. Zdziwiony przez chwilę kompletnie się nie ruszał, a potem wylądował na podłodze. Patrzył jeszcze na nią przez chwilę, po czym po otrzymaniu ostatnich pieszczot, oboje mieli pójść spać. Christopher, gdy światła zgasły, stał jeszcze przez dłuższą chwilę tam, gdzie wylądował, próbując przetrawić to wszystko, co usłyszał. Humor nieco mu minął, chociaż i tak nie zamierzał zrezygnować. Za daleko zaszedł... Poszedł zatem spać, z myślą, że zbudzi się pierwszy, by zgotować czarownicy godne powitanie.

Z rana kotka nie było. Jego posłanie stało puste, zupełnie jakby wyparował i nigdy go tam nie było. To mogło być jednak przecież zrozumiałe. Koty chodzą swoimi ścieżkami, mógł uciec przez okno, czy się gdzieś schować. Co jednak nie było zrozumiałe, to że z dołu w najlepsze słychać było jakieś hałasy. Jeśli Seamair postanowiła wyjść na korytarz, mogła poczuć, iż cały raban dochodzi z kuchni, w której wyraźnie ktoś się rozgościł. W dodatku unosił się zapach smażenia czegoś, także arystokratka mogła zechcieć zejść na śniadanko. Jedynym sensownym wytłumaczeniem mógł być jej marionetkowy towarzysz, który wrócił przedwcześnie. Ale nie... Wbrew wszelkim oczekiwaniom i nadziejom Seamair, gdy otworzyła drzwi kuchni, zobaczyła tam nikogo innego, jak Christophera we własnej osobie. Tym razem w kompletnie ludzkiej postaci. Ubrał nawet fartuszek, żeby się nie ubrudzić (oczywiście nie swój) i krzątał się przy patelni, z wyraźnie dobrym humorem. Gdy tylko kobieta weszła, odwrócił się do niej z dziwacznym zadowoleniem na gębie.
- Jak miło, że wreszcie ruszyłaś tyłek z łóżka... Zrobiłem ci śniadanko, nie obrazisz się chyba, prawda? Zużyłem troszkę więcej składników, niż planowałem.
W tym momencie na stole wylądował talerz z jedzeniem. Drugi talerz, ze zdecydowanie bardziej obfitą ucztą, stał na blacie, z którego dachowiec bezceremonialnie zaczął jeść. Na blacie zaś panował istny bajzel, świadczący o tym, że Christopher raczej nie fatygował się, by oszczędzać zapasy. Jeśli Seamair podeszła do stołu i obejrzała swoje danie, mogła zobaczyć coś interesującego.
- Pozwoliłem sobie troszkę przyozdobić twoją jajecznicę...
Na dość sporej porcji jajecznicy widniał wymalowany keczupem napis "pierdol się" wraz z uśmiechniętą buźką. Wyrazem twarzy, który najwyraźniej strażnik potrafił tylko narysować. Do tego jeszcze trochę zmieszanych warzywek jako sałatka w miseczce obok oraz filiżanka herbaty. Ta sama filiżanka, z której piła dzień wcześniej i ta sama herbata, którą myślała, że pije.

Powrót do góry Go down





Seamair
Gif :
Pałacyk - Spadająca gwiazda Zero-two
Godność :
Erin Collins ale mów mi Seamair.
Wiek :
Już 19 lat gości mnie ten Świat.
Rasa :
Cyrkowcem się stałam lecz wcale nie chciałam...
Wzrost / Waga :
166 cm /46kg
Znaki szczególne :
Urocze acz ostre rogi na czubku głowy, drapieżne spojrznie o barwie szkarlatu, ozdoby w kształcie czterolisnej koniczyny.
Pod ręką :
Zestaw noży do rzucania, magiczne akcesoria, bezdenna sakwa..
Broń :
Srebrny rapier oraz zestaw noży do rzucania.
Zawód :
Samozwańcza opiekunka wszelkich bestii (szczególnie tych zamieszkujących Malinowy Las).
https://spectrofobia.forumpolish.com/t269-seamair#413 https://spectrofobia.forumpolish.com/t1114-seamair
SeamairPoskramiacz
Poskramiacz
Noc minęła stosunkowo spokojnie, tylko raz przebudziłam się,wodząc przestraszonym wzrokiem wokół siebie. Po tym, jak przywołałam wspomnienia z przeszłości, spodziewałam się gorszego maratonu koszmarów.... Ciemna klaustrofobiczna cela w zamkowej piwnicy, srebrny stół, wizgi i rozpaczliwe skamlenie konających bestii, dzieci o zębach wilków, o skórze porośniętej łuską.... to wszystko, co za dnia umiałam spychać w głąb umysłu... niektórymi nocami atakowało ze zdwojoną siłą. Po takich nocach budziłam się zwykle zlana zimnym potem i oblepiona puchem z rozdartych poduszek. Dziś było zatem dobrze, spokojnie...aż do nastania poranku. Kiedy ze snu wyrwały mnie obce hałasy oraz zapach jedzenia... Ktoś obcy był w moim domu... a jednak nikt nie zawiadomił mnie o intruzie. Moje bestie powinny były to zrobić... dlaczego tego nie zrobiły? Czy ktoś postanowił je uciszyć... Ta myśl sprawiła, że na moment krew zastygła mi w żyłach. Nadal, siedząc wśród skłębionej pościeli, zaczęłam budzić swój dar, który pozwalał mi na wyczucie obecności bestii. Część z nich była w domu...i żyła. Nie wiedziałam jednak, czy nie zostały, potraktowane czymś, co tępiło ich zmysły, skoro nie wyczuły albo też ignorowały zagrożenie. Lecz sama świadomość, że żyły sprawiła, że kamień spadł mi z serca. Trwałam w bezruchu, nasłuchując każdego dźwięku i zastanawiając się, co mogło dziać się na dole. Wszystko wskazywało na to, że ktoś urzęduje w kuchni... czego dowodem był również unoszący się w powietrzu zapach. Jaki złodziej czy zabójca postanawia najpierw zacząć od zaspokojenia żołądka... Cóż widocznie taki który wyjątkowo mocny wziął sobie do serca zasadę, że śniadanie to najważniejszy posiłek dnia. Dzięki temu widziałam jednak, że to nie Soren... marionetki nie jedzą. Blondyn nigdy też nie przygotowywał posiłków dla mnie, czasem poproszony nakarmił moich pupili, o ile sama wcześniej przygotowałam dla nich odpowiednie racje żywnościowe. Może jednak przyprowadził ze sobą jakiegoś wyjątkowo bezczelnego gościa? To nie było w jego stylu... ale nie było też niemożliwe. Mimo to wcale nie odsunęłam od siebie myśli, że na dole może czekać zagrożenie... na które należało się przygotować.
Delikatnie zsunęłam się z łóżka, po czym dopadłam się do bezdennej sakwy, nadal była na swoim miejscu przytroczona do cienkiego skórzanego paska. Zapięłam go ciasno w talii, tak by nie zsunął się po śliskim i gładkim materiale nocnej koszuli. Z wnętrza sakwy wyciągnęłam bolerko niewidko, Animicus oraz dwa długie noże, które łatwiej było ukryć niż rapier. Nie miałam zamiaru nikomu ułatwiać roboty... ani pozwolić na bezkarne panoszenie się po moim domu. Nie było czasu na przebranie się... teraz jednak osłonięta niewidzialną zasłoną nie dbałam o to, że nadal miałam na sobie nocną koszulę. Z butów zrezygnowałam celowo. Idąc boso, narobię zdecydowanie mniej hałasu i może uda mi się zaskoczyć intruza. Ktoś mógłby mnie uznać w tym momencie za paranoiczkę... lecz jeśli miało się świadomość, że zarówno po tym, jak i innym świecie, chodzą osoby, którym zależałoby na pozbyciu się Ciebie... to cóż lepiej być żywą paranoiczką, niż martwym lekkoduchem. Przez całe to zamieszanie zapomniałam o swoim nowym podopiecznym...instynkty brały górę.

Droga od własnej sypialni do kuchni zdawała mi się teraz nieskończenie długa. Zwłaszcza kiedy trzeba było uważać na każdy krok, by na końcu dowiedzieć się, że szanse na całkowite zaskoczenie intruza diabli wzięli... zamknięte drzwi do kuchni. Przez chwilę rozważałam użycie portali, postanowiłam jednak oszczędzać moc na potem... Przykucnęłam przy samych drzwiach, szczelniej okryłam się peleryną i pociągnęłam za klamkę. Drzwi oczywiście otworzyły się z przeciągłym skrzypnięciem... Zacisnęłam zęby i poprawiłam chwyt na nożu. Moje ciało było teraz jak struna, napięta do granic możliwości. Drzwi nagle się otwarły, choć winą za to można by obarczyć przeciąg, skoro za nimi nie było widać nikogo... ja zaś od razu utkwiłam spojrzenie na intruzie......którym okazał się Christopher... Zamarłam, jak gdyby ktoś w jednej chwili postanowił przemienić mnie w kamienny posąg. Scena, która właśnie się przede mną rozgrywałam była na tyle irracjonalna, że postanowiłam delikatnie ukłuć się czubkiem jednego z ostrzy, tylko po to, by przekonać się, czy aby na pewno nie tkwię jeszcze w Krainie Snów... Koszmar z minuty na minutę okazywał się jednak coraz bardziej realny, podobnie jak ogarniająca mnie wściekłość. W tym momencie dziękowałam jednak wszystkim zapomnianym Bogom oraz samej Pani Losu za dzień, w którym nabyłam bolerko niewidko. Bo nie wybaczyłabym sobie już nigdy, gdyby Dachowiec mógł ujrzeć moją oniemiałą minę.... Zyskałam czas, by konsternacja, szok i zaskoczenie ustąpiły miejsca wściekłości.
Moja dłoń wykonała błyskawiczny gest, zaś powietrze jakiś metr od bezczelnie uradowanej kociej gęby, przeszyło srebrne ostrze, teraz wbite w ścianę za plecami włamywacza...
Nie byłam mistrzynią, jeśli chodzi o rzucanie do celu, jednak jeszcze dalej było mi do amatorki, która nie potrafiłaby trafić z tak małej odległości. Bo tak, celowałam obok... choć płonęła we mnie przemożna chęć, by wycelować inaczej.
Dopiero wówczas zsunęłam kaptur bolerka, ukazując się Strażnikowi. W tej chwili byłam jedną wielką wrogą intencją, po której można było spodziewać się wszystkiego, co najgorsze.
-Nie przypominam sobie, bym Cię tu zapraszała. Za to doskonale pamiętam, jak wielokrotnie mówiłam Cię, że masz trzymać się z daleka od mojego domu i że nie masz tu wstępu....
Niemal wysyczałam przez zaciśnięte zęby. Stojąc ze zmierzwionymi włosami, odziana w koszulę nocną, bosa i obwieszona kilkoma magicznymi drobiazgami, zaciskając palce na rękojeści noża. Ten „styl” wyraźnie mówił, co myślę na temat niezapowiedzianych gości i jakich intencji się u nich spodziewam.
-A może uderzyłeś się w tę pustą kocią główkę i jej marna zawartość zupełnie przestała działać... że masz czelność z samego rana, wdzierać się na mój teren.... Mam wolne... nie otrzymałam też żadnego Różanego sygnału o wezwaniu na nagłą misję... zatem tym bardziej nie masz prawa tu być! Możesz sobie nie mieć życia poza pracą, ale to nie znaczy, że ja mam oglądać twoją gębę częściej niż to konieczne...
Gdy ruszyłam w głąb kuchni, stawiając każdy kolejny krok, bałam się, że zaraz zupełnie stracę nad sobą kontrolę i najpewniej coś spalę... zarówno remont, jak i sprowadzanie nowych mebli byłoby uciążliwe...
Dotarło też do mnie, dlaczego moje bestie nie zareagowały. Mimo że od początku groziłam Szronowi możliwością zostania zagryzionym przez moich pupili... to w rzeczywistości nakazałam im nie ruszać pieprzonego sierściciucha... z obawy, że broniąc się, mógłby skrzywdzić którąś z bestii. Jego nieustająca obecność po jakimś czasie sprawiła, że bestie dodatkowo do niego przywykły. Luxor z nieznanych mi powodów żywił nawet sympatię dla osoby Dachowca... Umysł Ra... widać nawet ja nie jestem w stanie go ogarnąć...
Nie mniej jednak Tetius miał mnie ostrzegać... oj zaraz się ta mała zaraza nasłucha... pomyślałam, jednocześnie starając się ściągnąć do siebie bestię, posiłkując się swoją mocą.
Gdy dotarłam do stołu, przeniosłam wzrok na śniadanie, które przygotowała dla mnie Szron. Biedak zapewne musiał się nieźle natrudzić by wszystkie litery składające się na napis „Pierdol się” wyszły czytelnie. I jeszcze ten uśmiech.... niemal się wzruszyłam... Sama zaś posłałam kocurowi jeden z dobrze do mnie pasujących złośliwych i słodkich zarazem uśmiechów.
-Jak uroczo... zdążyłeś już do niej napluć? A może czegoś dosypać...
Zapach jedzenia drażnił... głównie przez to, że mimo wszystko był przyjemny i apetyczny. Sprawiał, że żołądek rzeczywiście przypominał sobie, że to najwyższa pora, by coś zjeść. Sądząc jednak po bałaganie panującym w kuchni, nie bardzo będzie co zjeść... Cholernik zdążył ogołocić całą spiżarkę? Gdy w mieszaninie zapachów, nagle wyróżniłam aromat herbaty, rzuciłam okiem na kubek z parującym naparem. Kubek, który przecież został wczoraj w mojej sypialni... Myśl, że ta kocia łajza mogła zakraść się i do mojej sypialni, kiedy w dodatku spałam... na moment mnie sparaliżowała. Upiorna chwila, będąca ciszą przed burzą...


~ Aktualny ubiór ~



Fabuła - Karczma Lalek
Spoiler:

Powrót do góry Go down





Christopher
Gif :
Pałacyk - Spadająca gwiazda 5PUjt0u
Godność :
Christopher Morrison
Wiek :
25
Rasa :
Dachowiec
Wzrost / Waga :
179/65
Pod ręką :
troszkę pieniędzy
Broń :
rozkładany nóż oraz niewielki pistolet
Zawód :
Różany strażnik
https://spectrofobia.forumpolish.com/t578-christopher#4939 https://spectrofobia.forumpolish.com/t1076-christopher
ChristopherKot Czarnoksiężnika
Kot Czarnoksiężnika
Christopher niewinnie sobie pichcił śniadanie im obu (a przy okazji tylko zrobił niewiarygodny chlew), gdy nagle coś przeszyło powietrze tuż obok jego twarzy i wbił się w ścianę. Strażnik zamarł na chwilę, przyglądając się ze zdzwieniem wciąż drżącemu ostrzu. Niemniej, spodziewał się czegoś podobnego, wszak był w domu osoby, która dosłownie go nienawidzi... Dla spokoju ducha położył ukradkiem rękę na własnej dłoni, gdyby okazało się, że to nie Seamair zaszła go od tyłu, szybko jednak jej głos dał do zrozumienia, iż nie musi się bać. No, na pewno nie w ten sposób, co w tym drugim przypadku. Dachowiec odwrócił się powoli w jej kierunku, wyraźnie nieprzejęty groźbami i jej ewidentnie kiepskim nastrojem. Wręcz przeciwnie, był dziwnie zadowolony z owego obrotu spraw.
- Doprawdy?
Zmrużył nieco oczy, jakby z rozbawieniem. Gdyby arystokratka od początku wiedziała, w jaki sposób się tu dostał, nie prawiłaby zapewne podobnych farmazonów. To dosłownie ona go tu zaprosiła, chociaż pod nieco inną postacią. Christopher jednak nie oczekiwał od niej, że po tym jednym, niewinnym pytaniu domyśli się całej historii. Na tę wyznania przeznaczył późniejszą chwilę, kiedy będzie myśleć, że już gorszy scenariusz nie mógł się wydarzyć.
- Nie gorączkuj się tak, nie jestem tu w związku z pracą. Czy nie mogę tak po prostu odwiedzić mojej ulubionej podopiecznej w wolnej chwili? - spytał całkowicie niewinnym głosem, pomijając fakt, iż była jego JEDYNĄ podopieczną - Zresztą zrobiłem ci przecież śniadanie, już nie marudź i wcinaj.
Jego słowa mogły wydawać się wręcz podejrzane. To nie było w jego stylu, taka serdeczność. Niemniej, jak Seamair się nie głowiła, dachowiec na ten moment nie przejawiał oznak podobnego stanu. Musiał być po prostu bardzo z czegoś zadowolony lub też rozbawiony. Cóż, miał prawo, jeśli wziąć pod uwagę absurdalność tej sytuacji i fakt, iż kobieta wciąż nie wpadła na to, w jaki sposób się tu dostał. Jej nagłe sparaliżowanie oznaczać mogło zaś tylko jedno. Domyśliła się, w jaki sposób pozyskał ten kubek. Christopher przystanął przy stole i przyglądał jej się przez chwilę, oczekując wybuchu. Nie mógł jednak darować sobie komentarza.
- Skądże, to najzwyklejsze śniadanie... Ładny masz kubek, wiesz? I naprawdę uroczo wyglądasz, kiedy śpisz... Prawie bym zapomniał, jakim wrzodem jesteś na jawie.
Rzucił w jej kierunku z wyraźnym sarkazmem w głosie. Niemniej nie ufał zbytnio jej rozsądkowi, więc gotów był cofnąć się, gdyby postanowiła go czymś uderzyć albo spalić.

Powrót do góry Go down





Seamair
Gif :
Pałacyk - Spadająca gwiazda Zero-two
Godność :
Erin Collins ale mów mi Seamair.
Wiek :
Już 19 lat gości mnie ten Świat.
Rasa :
Cyrkowcem się stałam lecz wcale nie chciałam...
Wzrost / Waga :
166 cm /46kg
Znaki szczególne :
Urocze acz ostre rogi na czubku głowy, drapieżne spojrznie o barwie szkarlatu, ozdoby w kształcie czterolisnej koniczyny.
Pod ręką :
Zestaw noży do rzucania, magiczne akcesoria, bezdenna sakwa..
Broń :
Srebrny rapier oraz zestaw noży do rzucania.
Zawód :
Samozwańcza opiekunka wszelkich bestii (szczególnie tych zamieszkujących Malinowy Las).
https://spectrofobia.forumpolish.com/t269-seamair#413 https://spectrofobia.forumpolish.com/t1114-seamair
SeamairPoskramiacz
Poskramiacz
Pierwszy raz czułam się tak niepewnie w obecności Szrona. Lód, po którym stąpałam od miesięcy, zawsze zdawał się niezłomny. Czasem udawało mi się doprowadzić do powstania na nim wyraźnych ryz, podczas zimowego balu nawet do powstania pęknięcia, lecz teraz miałam wrażenie, jakby lodowa tafla miała się pode mną roztrzaskać tylko po to, by uwięzić mnie w odmętach wodnej toni.... A wszystko przez to, w jaki sposób zachowywał się Dachowiec. Ten pełen zadowolenia uśmiech, którego z gęby nie zdołało mu zerwać nawet ostrze, przelatujące tuż obok łba... Podobnie było ze spojrzeniem, które teraz przez moment sprawiło, że po plecach przebiegł mi dreszcz niepokoju... W taki sposób na innych musiał działać lodowaty wzrok Kocura, będący niczym dwa lodowe sople wwiercające się w duszę. Te właśnie spojrzenia, od samego początku nie czyniły na mnie najmniejszego wrażenia. Bez trudu potrafiłam je ignorować bądź mierzyć się z nimi w zależności od humoru czy sytuacji. To była normalność... w przeciwieństwie do tego, co właśnie rozgrywało się w moim domu...
Liczyłam jednak na to, że konsternacja, która mnie ogarnęła, była wystarczająco dobrze ukryta za wściekłością, która narastała we mnie z zawrotną prędkością. Była niczym burzowa chmura, z której zaraz miały posypać się błyskawice.
-Naćpałeś się kocimiętki? A może jednak i Ciebie na się upić...
Gdy Strażnik zaczął podchodzić do stołu, złapałam się na tym, że drgnęłam niespokojnie i prawie cofnęłam się o krok. Prawie jest tu jednak słowem kluczowym. Udało mi się zapanować nad odruchem, który dla mnie był niczym innym jak okazaniem słabości. Dotąd nie popełniłam takiego błędu i nie miałam zamiaru tego zmieniać, bez względu na okoliczności. Zwykle sama potrafiłam nagle podejść do ogoniastego natręta, starając się po drodze zdeptać poczucie bezpiecznej i komfortowej strefy przestrzeni osobistej. Takie zabiegi narzucał mi instynkt, podobne sceny łatwo była zaobserwować w przyrodzie. Swoista walka o dominację. Fakt, że byłam świadoma tego, jak często moja druga natura przejmowała nade mną panowanie, nie sprawiał, że było mi ją łatwiej kontrolować. Kierowanie się instynktami, niekiedy było przeszkodą, ale równie często okazywało się zaletą. Wszystko zależało jednak od czasu i okoliczności.
Nie czułam, by od Dachowca biła woń alkoholu... Zostały zatem same gorsze opcje... Może pchlarz wkurwił kogoś do tego stopnia, że ten namieszał mu we łbie? A może faktycznie się naćpał.... Albo był z czegoś kurewsko zadowolony...
Szybko domyśliłam się przyczyny owej radości, co zostało jeszcze przypieczętowane komentarzem, wręcz ociekającym sarkazmem. Nadal wpatrywałam się w naczynie z parującym jeszcze naparem, gdy moja dłoń uzbrojona w sztylet pomknęła w stronę Christophera. Dostał ostrzeżenie, które zignorował, teraz był to najprawdziwszy atak. Wiedziałam, że go tym nie zaskoczę, że po czymś takim musiał się tego spodziewać. Ale nic mnie to nie obchodziło, miałam zamiar ciąć, tak długo aż ostrze dosięgnie swego celu. Nawet jeśli w tym momencie coś do mnie mówił, czy krzyczał, nie słuchałam. Drapieżny uśmiech wkradł się na moją twarz w chwili, kiedy sztylet już prawie miał drasnąć Kocura w rękę. Rękę, na której teraz widniał obluzowany bandaż... Opatrunek, który zakładałam sama, co rozpoznałam po typowym dla mnie zwieńczeniu zakończonym dwoma małymi supełkami. Ale przecież nie... Najpierw dłoń uniesiona do kolejnego ciosu, później zaś całe moje ciało zamarło w bezruchu, jakby właśnie jakiś złośliwy Zegarmistrz zastopował dla mnie czas. Moje spojrzenie zatrzymało się na zielonych kocich ślepiach, takich samych jak te u rannej przybłędy. Kotka, którym zaopiekowałam się troskliwie wczorajszego wieczora....
Christopher mógł teraz doskonale obserwować, moment, w którym zrozumiałam. Gdy zaczęło napływać do mnie wspomnienia z ubiegłego wieczora i nocy, miałam wrażenie, jakby nogi zaraz miały się pode mną załamać. Na mojej twarzy można było zobaczyć walczące ze sobą wściekle emocje. Niedowierzanie, gniew, zawstydzenie, konsternację, wściekłość, lecz przez krótką chwilę również cień lęku. Nie przed samym Dachowcem, lecz przed świadomością, że pozwoliłam tak się podejść. Gdy udało mi się, choć na chwilę wychynąć spod lawiny własnych emocji i wczorajszych wydarzeń oraz ich konsekwencji, dotarło do mnie, że właśnie na to czekał ten koci pomiot... gdyby był Strachem, właśnie obżerałby się do syta... Nie chciałam aby, cieszył się swym „trofeum” ani chwili dłużej... dlatego zrobiłam coś, czego normalnie nigdy nie zrobiłabym w trakcie walki, odwróciłam się do niego plecami. Potrzebowałam choć chwili, by odpędzić wszystkie zbędne emocje, by pozostała tylko wściekłość. Kocur podle sobie ze mnie zakpił... nie dość, że zbezcześcił mój azyl jedyne miejsce, w którym czułam się naprawdę bezpiecznie... to jeszcze wykorzystał, przeciw mnie coś, co kochałam. Moją największą słabość....
Wzdrygnęłam się wyraźnie, kiedy w pełni zdałam sobie sprawę, że wczoraj nosiłam na rękach, przytulałam i głaskałam... nie wyjątkowo grzecznego i samotnego kotka, lecz pieprzonego Szrona! Co najbardziej absurdalne... przez sekundę w mojej głowie zamigotało uznanie dla tej całej chędożonej intrygi, której ofiarą się stałam. Wręcz miałam ochotę się zaśmiać, do czasu aż przed oczami nie stanęła mi scenka, w której Dachowca stojącego nad moim łóżkiem, gdy spałam... wspomnienie kota tulącego się do mojej klatki piersiowej.
-Wynoś się...
Powiedziałam cicho przez ściśnięte gardło, mimo że chciałam wykrzyczeć mu to w twarz. Moje ręce od czubków palców aż po łokcie, zaczęły lizać tęczowe płomienie wyraźna zapowiedź nadchodzącej lada moment rundy drugiej... Nie zorientowałam się nawet, że ogień zdążył strawić ostrze, które dzierżyłam... ale to nie było teraz ważne. Mogłam mu zdrapać z gęby ten uśmiech i samymi pazurami.
Kątem oka zdążyłam dostrzec jak niewielka czerwona kulka obrośnięta w piórka, zdążyła przysiąść na uchylonej okiennicy i teraz bacznie przyglądała się temu, co działo się w pomieszczeniu.

Tym razem nie oblały mnie rumieńce, pobladłam, choć serca biły jakby jak szalone, na melodię bitewnego marszu. Ja zaś tonęłam w krwi sączącej się z ranionego ego... W końcu jednak udało mi się otrząsnąć i znów stanąć z myszojadem twarzą w twarz...
-Naprawdę nieźle musiałam zaleźć Cię za skórę, że tylko po to, by dopiąć swego, sam rozharatałeś sobie łapę, a potem dałeś robić z siebie cholerną mruczącą przytulankę.... Żałosne.
Nie byłam gotowa... ani na tę wymianę "czułych słówek", ani na to, by mierzyć się z nim teraz spojrzeniem. A mimo to znów podniosłam rzuconą rękawicę. Moja duma mogła krwawić a ja sama mieć ochotę znów naciągnąć na siebie kaptur bolerka niewidka... ale nie pozwoliłam sobie na dalsze przejawianie słabości. Nie przed nim... i nie po tym, co zrobił.


~ Aktualny ubiór ~



Fabuła - Karczma Lalek
Spoiler:

Powrót do góry Go down





Christopher
Gif :
Pałacyk - Spadająca gwiazda 5PUjt0u
Godność :
Christopher Morrison
Wiek :
25
Rasa :
Dachowiec
Wzrost / Waga :
179/65
Pod ręką :
troszkę pieniędzy
Broń :
rozkładany nóż oraz niewielki pistolet
Zawód :
Różany strażnik
https://spectrofobia.forumpolish.com/t578-christopher#4939 https://spectrofobia.forumpolish.com/t1076-christopher
ChristopherKot Czarnoksiężnika
Kot Czarnoksiężnika
Christopher nie musiał nawet zgadywać, by wiedzieć, że Seamair jest spięta w tej sytuacji. Też by był... Ktoś obcy, czy nawet gorzej, ktoś kompletnie ci wrogi, od tak wdziera się do twojego domu. To musiało być wyjątkowo niepokojące uczucie, gdy odkrywało się, że twoja forteca spokoju zostaje nagle zinfiltrowana. Dachowiec był jednak świadom tego, że przed tym nie da się uchronić, a jeśli jemu z taką łatwością przyszło przedostać się do tego miejsca, innym też to problemu nie sprawi. Mógłby nawet zadźgać ją w środku nocy, czy porwać, czy zrobić cokolwiek innego ze śpiącą kobietą. Żeby to osiągnąć, najwyraźniej musiał jedynie zamienić się w kota. Zdolność tak powszechna w krainie luster, jak deszcz, czy nienawiść do MORIA. Dlatego właśnie Christopher nie ufał nigdy zabezpieczeniom. Własne mieszkanie zawsze sprawdza kilka razy, zanim pójdzie spać, a wszystkie drzwi zamyka na klucz. Ktoś mógłby nazwać to paranoją, ale człowiek z taką reputacją, jak on, podpadł już wielu przestępcom. Ci z pewnością kiedyś namierzą jego kryjówkę i będą chcieli się zemścić. Dom Seamair tez stanowił jej kryjówkę, a Szron miał za zadanie sprawić, by nikt się na niej nie zemścił właśnie. Nie podejrzewał ją o jakieś wybitne zabezpieczenia, ale chciał to wpierw sprawdzić... No i sprawdził. Tak jak podejrzewał, był do niczego. Dlatego teraz kobieta musiała cierpieć i przeżyć szok w związku z tym, jak głęboko Christopher był w stanie wejść w jej życie z taką łatwością. Nie, żeby strażnikowi nie sprawiało to satysfakcji. Nie należał do zawistnych, ale uznał to za nauczkę odpowiedniego kalibru.
- Jestem przytomny jak nigdy wcześniej.
Powiedział do niej spokojnie, potwierdzając w ten sposób to, co sama zaobserwowała. Kobieta mimo całego tego szoku, nie zdawała się być zbyt przejęta całym incydentem. Dopiero gdy zauważyła filiżankę... Z początku Szron podejrzewał, że w tym właśnie momencie zrozumiała jego intrygę. Był już wcześniej przygotowany na ewentualny cios, chociaż w rzeczywistości nie spodziewał się, że kobieta jest do tego zdolna. Cofnął się o krok, patrząc na nią z wyraźnym niezadowoleniem. Śmigające ostrze przed twarzą... Nic przyjemnego. Milczał jednak, widząc, że Seamair wpadła w istną furię. Czul, że jakkolwiek nie zdarłby sobie gardła, i tak nie przemówiłby jej do rozsądku. Zresztą nie chciał... Mógł po prostu się ulotnić, a jej wściekłość była słuszna. Byłą nauczką zarówno za nieostrożność, jak i dziecinadę z balu oraz innych wydarzeń. Był profesjonalistą. Nie niańką, która będzie przez wieczność znosić jej dąsy oraz głupie żarty. Gdy jednak zdawał się, że wreszcie go sięgnie, zamarła w miejscu. Dachowiec zaczął jej się przyglądał w milczeniu, przekrzywiając nieco głowę. Wpierw jej wzrok powędrował na bandaż, a potem w kierunku jego oczu. Wzrok Christophera pozostawał tak samo zimny, jak zawsze. I nie uciekł nim nigdzie, chcąc by miała doskonałą pewność, co się wydarzyło poprzedniego wieczora. A jednak... Było to znajome jej spojrzenie. Mały, nieporadny, zraniony kotek to był właśnie on. Nie było wątpliwości. I jej reakcja ponownie zaskoczyła ochroniarza, bowiem kobieta po prostu odwróciła się do niego plecami.

Gdy usłyszał zduszone "wynoś się", wciąż tkwił w miejscu. Patrzył tylko na nią, czekając aż zrobi coś, co rzeczywiście zmusi go do odwrotu. Następnie zerknął w kierunku okna, zauważając tam dziwne stworzonko. No tak, pełno miała tu tych bestii...
- To nic wielkiego. - odparł tonem, jakby kobieta czuła jakąkolwiek troskę wobec niego - I uwierz mi, że nie zrobiłem tylko po to, by "dopiąć swego". Ale przyznam ci rację... Miło było zobaczyć, jak żałośnie słodka jesteś, gdy nikt nie patrzy.
Podszedł wolnym krokiem do okna, kątem oka zauważając rosnące na jej rękach płomienie. Przeczuwał, że długo tego dialogu nie utrzymają. Seamair lada chwila wybuchnie, a on jakby zadowolony z siebie nie był, wolał zniknąć w momencie, gdy to nastąpi. Dlatego gotów był na manewr "ewakuacji", chociaż nie mógł powstrzymać się od tego ostatniego komentarza.
- Nawet nie wiedziałem, jak wiele informacji o tobie pominęło stowarzyszenie... Do zobaczenia "Drzazgo".
Po tych słowach wskoczył na okno, ignorując kompletnie stworzonko tam... I po prostu się rozpłynął. Zamienił w mgłę, która uleciała byle z dala od budynku i furii kobiety. Zostawił ją samą ze świadomością tego, kogo tuliła i komu zwierzała się ostatniego wieczoru. Jednemu ze swoich największych wrogów, ironia losu.

Powrót do góry Go down





Seamair
Gif :
Pałacyk - Spadająca gwiazda Zero-two
Godność :
Erin Collins ale mów mi Seamair.
Wiek :
Już 19 lat gości mnie ten Świat.
Rasa :
Cyrkowcem się stałam lecz wcale nie chciałam...
Wzrost / Waga :
166 cm /46kg
Znaki szczególne :
Urocze acz ostre rogi na czubku głowy, drapieżne spojrznie o barwie szkarlatu, ozdoby w kształcie czterolisnej koniczyny.
Pod ręką :
Zestaw noży do rzucania, magiczne akcesoria, bezdenna sakwa..
Broń :
Srebrny rapier oraz zestaw noży do rzucania.
Zawód :
Samozwańcza opiekunka wszelkich bestii (szczególnie tych zamieszkujących Malinowy Las).
https://spectrofobia.forumpolish.com/t269-seamair#413 https://spectrofobia.forumpolish.com/t1114-seamair
SeamairPoskramiacz
Poskramiacz
Jak po dzisiejszym poranku oceniłabym poziom swojej samokontroli? Wybitnie wysoki. Biorąc pod uwagę, że pewien zawszony padalec zdołał opuścić mój dom o własnych siłach a ja w wybuchu złości, która nastąpiła, chwilę później puściłam z dymem zaledwie dwa krzesła i część kuchennej zastawy. Choć nie powinnam zapominać tu również o kilku drewnianych panelach, na których zostały wypalone odciski nagich stóp. Gdyby chodziło o inne pomieszczenie, sprawę dałoby się “zamieść pod dywan” jednak w kuchni byłaby to mało praktyczna dekoracja. Było to jednak zmartwienie, które aktualnie mało mnie obchodziło podobnie jak i wiele innych rzeczy.
Do jako takiego zapanowania nad sobą zmusiła mnie świadomość, że moja złość i frustracja z czasem zaczęła udzielać się pozostałym domownikom. Dlatego, jeśli mój pałac miał przetrwać, musiałam się wyciszyć i wyjaśnić całą sytuację. Miałam, żal do bestii, iż te zbagatelizowały obecność intruza, którego co prawda zakazałam atakować, ale na pewno nie ignorować. Nie mogłam jednak za bardzo ich obwiniać, przez te kilka miesięcy wiele z bestii zwyczajnie przywykło do tego, że Dachowiec kręci się w okolicy, a ja sama przebywając w jego towarzystwie, wracałam owiana jego smrodem… Magiczne stworzenia wiedziały o mojej niechęci, ale widać nie uważały jej za nienawiść, skoro przez tyle czasu nie przepłoszyłam intruza ze swojego terytorium. Tak, to ciągnęło się już stanowczo za długo, a w dodatku przekroczyło granice, których do tej pory oboje przestrzegaliśmy.
O ile w czasie naprawdę ważnych misji byłam w stanie schować dumę do kieszeni, by w ogóle móc współpracować z tym pchlarzem… tak w trakcie moich zwykłych obowiązków, badań, a już w szczególności w życiu prywatnym jego obecność była mi równie miła co zardzewiały gwóźdź w stopie…
To, czego dopuścił się Dachowiec, było niczym innym jak pogwałceniem mojego życia prywatnego i dlatego tak bardzo mnie dotknęło. Ten cios nie spadł na “Drzazgę”, lecz Seamiari… O tym, jak potężny był to cios, przekonałam się, kiedy siedząc przy biurku, zaciskałam palce na piórze. Krople atramentu rozbijały się na czystym jeszcze papieże, który miał przekształcić się w list do Arcyksięcia… zastygłam jednak w bezruchu z wrogim grymasem rozciągniętym na ustach, kiedy dotarło do mnie, że ledwie krok dzielił mnie od przegrania wojny, którą sama rozpoczęłam. Napisanie skargi, prośby czy nawet listu z subtelną sugestią byłoby niczym złożenie broni, oraz nieopisana satysfakcja dla drugiej strony konfliktu. Po moim trupie przeklęty myszojadzie…
Postanowiłam znaleźć sposób na wzmocnienie swojej czujności, a raczej zmysłów. Mimo iż już teraz posiadałam zmysły bardziej wyostrzone niż u przedstawicieli innych ras, to nadal pozostawał w tyle za dachowcem… Całe szczęście ten świat pełen jest magii i z całą pewnością istniał jakiś artefakt, zaklęcie czy eliksir, który mógł to zmienić. Wystarczy tylko trochę wysiłku…
Nadchodzące dni były dla mnie trudne, zwłaszcza dla mojego krwawiącego ego. Tę rundę przegrałam z kretesem i teraz mogłam tylko podejmować działania, które miały uchronić mnie przed coraz dotkliwszym zagłębianiem się w tym bagnie. Unikanie kocura byłoby łatwiejszą drogą, ale nie miałam zamiaru stawiać się w roli obrażonego dziecka, do którego ten dupek nieustannie mnie przyrównywał. Postanowiłam, że nie pozwolę mu jeszcze bardziej cieszyć się wygraną. Czas spędzony w domu, jak i bezsenną noc wykorzystałam na odtwarzaniu wspomnień, zarówno wieczoru spędzonego z kotkiem, jak i “śniadania” z Christopherem. Raz po raz kaleczyłam swoją dumę, po to by w końcu stała się nieczuła, a przynajmniej wygłuszona na to, co zaszło. Było to jednak cholernie trudne, zwłaszcza uzmysławianie sobie, że uroczy zielonooki kotek, którego tuliłam do piersi i przeklęty Dachowiec, to jedna i ta sama istota. Wizualizacja tejże scenki na stałe rozbiła coś w mojej psychice… dotąd na samą myśl przechodzą mnie nieprzyjemne dreszcze… pocieszała mnie jedynie myśl, że Szron pod tym względem musiał przeżywać podobną katorgę. A nawet większą biorąc pod uwagę, że noszenie na rękach czy pieszczoty w postaci głaskania, to coś, co trudno podźwignąć samczemu ego (w każdym razie to właśnie starałam się sobie wmówić).
Mimo wszystko moja natura intrygantki zmuszała mnie do docenienia tego cholernego teatrzyku. Kocur dobrze to sobie zaplanował… kto wie, ile czasu ten pomysł gnieździł mu się pod kopułą. Zapewne po Zimowym balu, na którym udało mi się odkryć, że moje wybryki wcale nie spływają po nim tak gładko, jak chciał, bym myślała. Tym razem jednak przesadził i nie miałam, zamiaru pozwolić na to by ostatnie słowo należało do niego. Skoro sam postanowił przenieść nasz konflikt na wyższy i bardziej osobisty poziom, to jeszcze tego pożałuje… Na razie jednak uciekłam się do złośliwości, zapewne spodziewa się teraz nagłego odwetu. Należy zatem uśpić kocia czujność.
Po mojej wizycie w Mieście Lalek, w końcu musiałam zadbać o uzupełnienie brakujących sprzętów przed powrotem Sorena… Christopher w jednym ze swych przyczółków (bo nie tylko On prowadził w tej wojnie wnikliwe obserwacje) mógł natknąć się na niewielkie pudełko owinięte drogim i błyszczącym papierem oraz kolorową kokardą. Jeśli miał odwagę, otworzyć swój prezent w środku znalazł liścik o treści:
“Wygląda na to, że masz spore niedobory w kwestii swojej “drugiej” natury… Może to pomoże Ci rozwiązać ten problem.

W miejscu podpisu widniał symbol czterolistnej koniczyny, zaś pod kilkoma warstwami kolorowego papieru Strażnik mógł znaleźć między innymi kilkanaście kocich zabawek sztuczną mysz, piłeczkę z dzwoneczkami, sporą paczkę z suszoną kocimiętką, opakowanie smakołyków oraz magiczny gadżet dla leniwych właścicieli pupili żadnych pieszczot. Auto-magiczna rękawica głaszcząca uruchamiana prostym urokiem. Do tego zestaw czterech puszek z kocią karmą, każda o innym smaku. Między kolejnymi puszkami, kryła się kolejna wiadomość. Cztery kartki a na każdej pojedynczy wyraz: “Pierdol” “się” “zapchlony” “zboczeńcu”.

ZT.


~ Aktualny ubiór ~



Fabuła - Karczma Lalek
Spoiler:

Powrót do góry Go down





Seamair
Gif :
Pałacyk - Spadająca gwiazda Zero-two
Godność :
Erin Collins ale mów mi Seamair.
Wiek :
Już 19 lat gości mnie ten Świat.
Rasa :
Cyrkowcem się stałam lecz wcale nie chciałam...
Wzrost / Waga :
166 cm /46kg
Znaki szczególne :
Urocze acz ostre rogi na czubku głowy, drapieżne spojrznie o barwie szkarlatu, ozdoby w kształcie czterolisnej koniczyny.
Pod ręką :
Zestaw noży do rzucania, magiczne akcesoria, bezdenna sakwa..
Broń :
Srebrny rapier oraz zestaw noży do rzucania.
Zawód :
Samozwańcza opiekunka wszelkich bestii (szczególnie tych zamieszkujących Malinowy Las).
https://spectrofobia.forumpolish.com/t269-seamair#413 https://spectrofobia.forumpolish.com/t1114-seamair
SeamairPoskramiacz
Poskramiacz
Naprawdę nie sądziłam, że przyjdzie mi szukać sobie zajęć na siłę... Po wyprawie do kopalni i pozyskaniu kryształów mogłam na powrót zająć się pracą nad lekarstwem, które miało stać się atutową kartą w rekach Stowarzyszenia. Niestety moje badania dotarły do etapu, w którym na rezultaty należało czekać... być może dni, jeśli nie tygodnie. Cały proces był na tyle złożony, że zwyczajnie nie należało się tu spieszyć... zwłaszcza że „ochotników”, jak i sam lek czy raczej jego prototyp łatwo nie było. Zmuszona do stagnacji, znów zaczynałam wracać myślami, do których spraw zdecydowanie poruszać nie chciałam.
Do tematów poruszanych w kopalnianych szybach... oraz analizowaniu nowych informacji. Rozmyślanie o dachowcu, jego losie i łączących nas podobieństwach... to wszystko było dla mnie jak prosta droga do obłędu do autodestrukcji. Nie chciałam tego... Nie potrzebowałam. Ta wiedza była zagrożeniem, czymś, co mogło naruszyć ład „naszego świata”, budowany pieczołowicie od miesięcy na filarach wzajemnej niechęci, podejrzliwości, drwin i wielu innych równie silnych konstruktach. Nie chciałam chaosu w tym świecie...

Desperacja... Okazało się, że ma smak wanilii i truskawek... W beznadziejnej próbie, ucieczki od nieoczekiwanych problemów, postanowiłam znaleźć sobie zajęcie łatwe, a jednocześnie niezwykle absorbujące. Zdecydowałam się przetestować trwałość i moc części swoich eliksirów w nieco słodszej odsłonie. Zajęłam się swego rodzaju trucicielstwem...

Siedziałam na podłodze, wsparta o blat kuchennej szafki, wpatrując się w ciasteczka, które właśnie rosły w piekarniku. Trzecia partia, gdyż dwie pierwsze uznałam za zbyt wypieczone... cóż zwyczajnie spalone. Nie spodziewałam się, że upieczenie czegoś równie banalnego może okazać się problemem, dla kogoś, kto na co dzień zajmuje się znacznie bardziej skomplikowanymi tworami. Sztuka alchemiczna była znacznie bardziej zawiła i czasochłonna... A jednak pieczenie, również miało swoje prawa, które potraktowałam nazbyt lekko w pierwszych podejściach. Teraz byłam czujniejsza.
Na stole czekała już miska z rozrobionym lukrem w drugiej nieco mniejszej słodka polewa z różowej czekolady, wzbogacona o odpowiednią dawkę eliksiru. Na pierwszy ogień miała iść kołysanka – eliksir usypiający. Nie zabrakło również całej sterty drobnych cukierniczych ozdóbek, barwiony cukier, płatki kwiatów, jadalne perełki i tak dalej. Gdy już się do czegoś zabierałam, miałam w zwyczaju robić to porządnie. Znalazł się również inny składnik. Zabarwione na czerwono i podsuszone ziele kocimiętki. Ot mały „eksperyment” o marnych szansach powodzenia... który uświadomił mi, że zajęcie, które obrałam, aby oderwać się od myśli o cholernym srebrnowłosym, wcale nie jest tak skuteczne. Tym bardziej złościła myśl, że chcąc nie chcąc cześć ciasteczek, przygotowałam z dedykacją dla cholernego Strażnika. W tym momencie nie brakowało wiele, aby talerz z gotowymi i przyozdobionymi ciasteczkami nie wylądował w koszu... Jakby tego było mało wszystkie ciasteczka, prezentowały się do bólu uroczo... Jedyne foremki, jakie udało mi się znaleźć w domu (spuścizna któregoś z poprzednich właścicieli) miały kształt serduszek... i jedyna różnorodność, na jaką mogłam sobie pozwolić to zmiana wielkości. Serduszka duże, średnie lub całkiem malutkie...ot.
Nie mniej odczuwałam pewną satysfakcję, gdyż ciastka wyszły mi naprawdę ładnie. Może nie był to poziom zaawansowanego cukiernika, choć wypieki podobnej klasy można było odnaleźć w mniejszych kawiarenkach.
Moje zadowolenie prysło niczym bańka mydlana, gdy dotarło do mnie, że nie mam na kim przetestować zaprawionych eliksirem łakoci... Na bestiach nie miałabym serca, a Soren... marionetki przecież nie jadły. Podanie więźniom w Różanej czegoś o takim wyglądzie również nie wchodziło w grę. Westchnęłam tylko ciężko, przykrywając wypieki szklanym kloszem. Wcześniej, zabierając jedno z ciasteczek dla siebie. Upewniłam się jeszcze, że wypiek miał odpowiednie znakowanie, a co za tym szło, nie zawierał domieszki eliksiru. Odwiesiłam umorusany fartuszek na krawędź krzesła i ruszyłam zaczerpnąć trochę powietrza. Spacer nad jezioro dobrze mi zrobi. Może gnający na zewnątrz wiatr zdoła wyplenić ze mnie tą słodką cukierniczą aurę, mieszanki świeżego ciasta, wanilii, truskawki no i kocimiętki...

Przegryzając ciastko, jednocześnie otrzepywałam ubranie z nielicznych pozostałości mąki. Las wydawał się dziś dziwnie milczący... czyżby miało się zanosić na burzę?

zt.


~ Aktualny ubiór ~



Fabuła - Karczma Lalek
Spoiler:

Powrót do góry Go down





Sponsored content

Powrót do góry Go down





Powrót do góry

 
Permissions in this forum:
Nie możesz odpowiadać w tematach