Przyjaciel z wieży Zegarowej

avatar
GośćGość
Miauczący zegar

Kolejny spokojny dzień na odwróconym osiedlu. Pogoda nie mogła się co prawda zdecydować, czy chmury co jakiś czas zasłaniające słońce mają przynieść dawno nie obecny deszcz, jednak niewiele osób miało czas i ochotę by szukać odpowiedzi na to pytanie. Mieszkańcy jak codzień zatopieni w obowiązkach, oraz nieliczni przechodnie cieszący się większą swobodą nie zwracali uwagi ani na siebie nawzajem, ani na tych siedzących z nadzieją na pomoc. A tych było dziś wyjątkowo dużo. Żebracy usiedli z dala od siebie, jednak wyraźnie otaczali cały plac przed wieżą, jakby mając nadzieje, że jedno z tych niezwyczajnych miejsc przyciągnie nieco hojniejszą duszyczkę.
To wszystko mógł zauważyć mały Moe, znający już te okolice jak własną kieszeń, czy to przez pomoc lokalnemu sprzedawcy, czy okazjonalne rozmowy z bardziej rozmownymi przechodniami. Dzisiaj jednak nie mógł się skupić na pracy. Wyjątkowo gorący i duszny dzień wołał wręcz o znalezienie zacienionego miejsca, a najlepiej kryjówki pod dachem. Malec zdążył już sprawdzić wystające daszki kamienic z niezadowoleniem zdając sobie sprawę, że znane mu siedziska były albo zajęte przez bezdomnych, albo nie były już puste z innych powodów. Może uda się zostać w którymś ze sklepów? A może ktoś w końcu zapomniał zamknąć Wieżę Zegarową?
Moe słyszał już nie raz, że nikomu nie przeszkadza będąc w sklepie, jednak miał wrażenie, że ludzie chcą korzystać akurat z tych półek, przy których stoi, więc to chyba nie najlepsza opcja. A przejście w pobliże kliniki, czy wejście w zaułki, oznaczało tylko więcej wysiłku. Skąd w reszcie przechodniów tyle energii? Czyżby lody i zimne napoje miały aż tak wielką moc? I czy równie duża była potrzeba zarobku dorożkarzy, którzy nadal mieli na sobie długie spodnie i marynarki? Przecież nawet różnokolorowe konie dyszały ze zmęczenia od samego stania! Nie ma niestety czasu na ratowanie kogoś, kiedy samemu szuka się pomocy. A już szczególnie, gdy przeciwnością losu jest słońce.


Ostatnio zmieniony przez Guz dnia Czw 22 Sie - 20:46, w całości zmieniany 1 raz

Powrót do góry Go down





avatar
GośćGość
Kończyły mu się pieniążki, a ostatnio też nie było jakoś okazji by popracować u pana Gawaina. Chyba był czymś zajęty, albo po prostu nie potrzebował chłopca. Będzie musiał go kiedyś odwiedzić, zobaczyć co u niego właściwie słychać.
Miał nadzieję, że coś sobie zarobi. Poszedł pod Wieżę Zegarową, gdzie zawsze coś się działo. Miał na sobie spodnie po kolana, trochę poszarpane oraz za dużą koszulę, która strasznie lepiła się do jego trochę wychudzonego, poobijanego ciałka. Butów nie brał, i tak nie było jakoś mu to potrzebne.
Było tak strasznie ciepło, że miał wrażenie iż glina, którą miał w kieszeni albo zaraz zamieni się w kamień, jakby ktoś wyciągnął ją z pieca, albo się po prostu rozpuści.
Bruk lekko parzył mu stopy. Szukał jakiegoś miejsca by odpocząć, ochłodzić się. Nie brał pieniędzy, a też nie chciał nic od nikogo. Poza tym...było tutaj za dużo bezdomnych by dostał coś za nic, a niestety było za ciepło, żeby mógł robić cokolwiek. Niby mógł posiedzieć w jakiejś knajpie, albo sklepie i tam się ochłodzić, ale miał wrażenie, że jednak go tam nie chcą...tak więc wolał szukać cienia gdzie indziej.
Nigdzie nic nie było, dlatego postanowił spróbować. Podszedł, ocierając pot spod białych włosów do wieży i spróbował, czy czasem nie uda mu się wejść do środa. Co prawda tam cienia pewne nie znajdzie ale może będzie chłodniej?

Powrót do góry Go down





avatar
GośćGość
Podchodząc do wieży zegarowej, Moe mógł usłyszeć setki nieregularnych poruszeń zębatek. Każdy zegar stanowiący część wystawy, jak i te w ciekawy sposób będące jednością ze ścianami miał wskazówki poruszające się w ten sam sposób, idealnie zsynchronizowany. Artyści odpowiedzialni za to wszystko jednak uznali, że nie mogą użyć dwóch takich samych części w ten sam sposób, stąd zbliżenie się do drzwi dawało wrażenie, jakby odmierzany czas przyśpieszał kilkunastokrotnie. Jednak kiedy tylko wyciągnięta dłoń spoczęła na klamce cały ten hałas został zagłuszony, na dokładnie 2 sekundy, gdy zwykle oporny zamek, ustąpił, ciężkim uderzeniem skobla. Echo ze środka wybiło się na zewnątrz przez liczne szpary, a kilka osób odwróciło się na moment, szukając źródła hałasu. Nikt jednak nie zatrzymał Moe przed wejściem.
I bardzo dobrze. Wnętrze wieży zegarowej było w dziwny sposób dużo przyjemniejsze niż na zewnątrz, bo chociaż potężna konstrukcja składała się głównie z metalowych części, ilość szpar, jak i ruch przypominających wiatraki kół zębatych wystarczył, by temperatura spadła chociaż o kilka stopni. Największym minusem był więc kurz wzbijający się przy każdym ruchu mniej używanych części, oraz zapach rdzy i rozgrzanego oleju, gdzieś widać użytego przez pomyłkę do naoliwienia skrzypiących czasomierzy.
Z drugiej strony, wnętrze było intrygujące. Znajdowały się tu zarówno niesamowicie skomplikowane układy wahadeł, linek, oraz nienazwanych części, wprawiających w ruch sekundniki, jaki i dużo prostsze, zasłonięte mechanizmy, w których wskazówki podróżowały po pięknych obrazach, gdzie trzeba było się naprawdę przyjrzeć, by dostrzec liczby ukryte to w skrzydłach motyla, to w ułożeniu włosów na głowie biegnących dzieci. Były też zegary straszne, gdzie części wyglądały jak krwawiące organy, albo ucięte części ciała ludzi i zwierząt. Te na szczęście nie stanowiły większości kolekcji, a żeby im się dokładnie przyjrzeć, trzeba by skręcić w jedno z wejść do labiryntu wystawy.
A tego Moe nie musiał robić, jeśli nie chciał. Kilka metrów za drzwiami było widać framugę drzwi, za którą jaśniały kamienne stopnie. Idealne miejsce by usiąść, a na pewno chłodniejsze niż metalowe pudła niskich zegarów. Przy czym ich obecność była dziwna. Tylko te 4 pierwsze były jasne. Patrząc dalej, widać było pomarańczowe, skręcając w dziwnej paraboli, jakby to też było koło zębate. Ewidentnie były jednak schodami, bo półka na ich szczycie łączyła się z kolejnymi, a te z następnymi i następnymi... A każdy kolejny stopień inny. Chociaż może to wyglądać ciekawie, nikt nie zmuszał Moe, by to sprawdzał. Było też bardzo cicho, a przecież wielokrotnie widział ptaki wlatujące i wylatujące ze środka. Nie mówiąc już o odrobinę straszniejszych gatto, które na nie polowały. Może śpią? A może im też jest gorąco?

Powrót do góry Go down





avatar
GośćGość
Skulił się i rozejrzał, gdy tylko usłyszał hałas jaki wykonał. Na szczęście nikt się go nie czepiał, ani nawet nie wpadł na pomysł, żeby tam wejść. I bardzo dobrze! Tyyyle miejsca tylko dla małego Cienia.
Wszedł do środka i od razu odetchnął z ulgą. Było tutaj może niewiele chłodniej ale i tak dla niego była to wystarczająca różnica. Otarł czoło swoją koszulą, by pot nie spływał mu do oczu i zaczął się rozglądać.
Nie sądził, że znajdzie tutaj tyle dziwnych rzeczy. Te zegary były świetne! Jedne kolorowe, inne zabawne, inne tajemnicze, a jeszcze inne...ugh...te lepiej omijać z daleka. Wolał nie oglądać czegoś co wygląda jak kawałki zwłok....jak dobrze, że nie śni to nie będzie miał przynajmniej koszmarów z tym związanych.
Przeszedł przez drzwi i usiadł zadowolony na chłodnych schodach. Zamknął oczy i odetchnął z ulgą, ciesząc się tą chwilą wytchnienia.
Było tutaj podejrzanie cicho. Wiedział, że muszą się tutaj znajdować jakieś ptaki...ale czemu nie wydają swoich odgłosów? Na jego ramieniu pojawił się mały szczurek, zrobiony z cienia, który rozglądał się z zaciekawieniem, ale nie opuszczał swojego miejsca.
Moe odchylił się w tył i spojrzał w górę. Zamrugał zaskoczony i od razu wstał. Takich schodów jeszcze nie widział! - Co myślisz Koszmarku? Idziemy pozwiedzać? - zapytał szczurka i ruszył pod górę. Może i było strasznie ciepło, ale w końcu Moe to tylko dzieciak, który gdy znajdzie coś ciekawego, to nie będzie wymagał wiele odpoczynku, by mieć siły na eksploracje. Ruszył powoli pod górę, rozglądając się z zaciekawieniem co może zobaczyć. Nie myślał jednak o Gatto....szczerze to całkowicie o nich zapomniał. Miał w końcu o wiele ciekawsze rzeczy do roboty niż martwienie się o jakieś latające koty.

Powrót do góry Go down





avatar
GośćGość
Wchodzenie po stopniach początkowo było wolne, zatrzymywane przez podziwianie zarówno schodów, części oraz samych zegarów, które nie powtarzały się mając ogromne, lub delikatne różnice. Tak na prawdę nie było reguły. Patrząc z góry na pierwsze stopnie widać było, że pozornie białe, miały na sobie brązowe trójkąciki, ułożone najpierw w siatkę, potem w kilka heksagonów, a na ostatnim ułożone byle jak, znowuż następne, miały na sobie rysunki techniczne. Kolejne inne stopnie były komiksem, w którym kot skakał po dachach, na balkon, a tam zasypiał na poduszeczce. Potem były iluzje optyczne, widać było kolce, krzywe schody, dziury, jednego stopnia nawet nie było widać, dopóki się na nim nie stanęło. Dalej były namalowane zębatki, spomiędzy których wyrastała trawa. Szkoda, że nie naprawdę, bo wyglądałoby to naprawdę fajnie.
Na przedostatnim segmencie, Moe musiał się zatrzymać. Pamiętał, że patrząc w górę na podstawę tych stopni widział kamienie. Teraz jednak patrząc w dół, ziała pustka. I to nie był obraz, bo kiedy chodził, wysuwał się, a nawet kucał, obraz się zmieniał. Po zejściu kilka stopni w dół i po spojrzeniu w górę, nadal jednak dostrzegał sklepienie. Jak to osiągnięto? Czy to możliwe, by jakiś czar zachował się tak długo? I po co ktoś go nałożył?
Moe staje przed pierwszym wyborem. Zaryzykować chodzenie po magicznie ukrytych schodach? A może jednak bezpieczne zejście na dół? Było tu już wystarczająco miejsca do zabawy, jedyne do czego nie ma dostępu, to jedno półpiętro i szczyt wieży. A to już dość wysoko.
Z drugiej strony, maluch miał wrażenie, że słyszy coś... może piski małych ptaków? Co prawda brzmiało to bardziej jak mały szczeniaczek albo kociak, ale co by taki zwierzak robił w wieży zegarowej? Może to któryś z zegarów imituje dźwięki zwierząt? A jeśli tak, to był gdzieś przy tej "pustej przestrzeni" najbliższego segmentu schodów. Ciężko jednak było ustalić który.
Był też jeden plus wejścia tak wysoko. Wiał tu nieco mocniejszy wiatr, a ten rzeczywiście miał orzeźwiająco niską temperaturę. Nie taką, by siedzieć tu do wieczora, taka była piętro niżej, ale nadal przyjemną. Przynajmniej do oglądania tej zagadkowej wieży.
Rozglądając się wokół siebie, Moe mógł sobie przypomnieć o plotkach na temat tego miejsca. Podobno były tu zegary zrobione z kamieni szlachetnych, czystego złota, srebra, jak i jeden zupełnie wełniany. W to było trudno uwierzyć, ale patrząc na drewniany zegarek kieszonkowy zawieszony troszeczkę nad głową chłopca, wyobraźnia budziła się do życia. Kto tak naprawdę wie ile rodzajów zaklęć jest w krainie luster? A ile znali Ci robiący te zegarki?
Chwila, ten jeden wygląda jakby był zrobiony z chmury! Nawet wypływa ze ściany... i wraca. Może to jednak mechanizm?

Powrót do góry Go down





avatar
GośćGość
Moe zachwycał się każdą zmianą. Może nawet do przesady, bo widział już dość sporo, a przynajmniej tak mu się wydawało, ale lubił nowości. Uwielbiał sny, które przynosiły jakieś ciekawe czy śmieszne rzeczy, a tutaj miał to całkowicie na żywo!
Wystraszył się trochę, gdy nagle okazało się, że jeden ze stopni jest niewidzialny. Ostrożnie próbował na niego stanąć, a gdy to się udało, zaśmiał się radośnie i szybko ruszył w dalszą drogę.
Chodzenie po schodach nie nużyło go. Bo też dlaczego? Codziennie biegał, czy pomagał w różnych pracach, tak więc kondycję to miał na pewno. Nawet jak na dzieciaka w jego wieku. Co prawda aż tyle po schodach na co dzień nie chodził i możliwe, że następnego dnia będzie miał zakwasy, ale na pewno było warto!
Przyglądał się zegarom, zerkał co jakiś czas to w dół to w górę. Zastanawiając się czy coś się zmienia czy też nie. Czuł się trochę tak jakby wszedł do jakiegoś snu szalonego zegarmistrza. Nie mógł uwierzyć, ze plotki o tym miejscu były w dużej części prawdą. Choć jeszcze nie zauważył zegara zrobionego całkowicie z owoców, które jakimś cudem się nie psuły. W to akurat w ogóle nie wierzył. Bo też po co ktoś miałby coś takiego robić?
Było przyjemnie chłodno przez wiatr. Przystanął dopiero na dłużej i odetchnął gdy stopnie się...skończyły? A może znów były niewidoczne. Spróbował dotknąć bosa stopą pierszego, a raczej miejsce, w którym powinien się znajdować by sprawdzić czy da się wejść na górę.
Z drugiej strony robiło się już późno, a bardzo nie lubił ciemności, więc wolał przed zmierzchem wrócić do domu. Czy raczej na poddasze, które udało mu się znaleźć, w jednym z opuszczonych domów. Na szczęście nikt tam nie zaglądał....sam nie wiedział w sumie dlaczego.
Spojrzał jeszcze raz tęsknie w górę, bo chciał zobaczyć więcej i zaczął się powoli wracać. O wiele bardziej ostrożne, gdy usłyszał dziwne piski czy też dźwięki, które dochodziły chyba ze szczytu schodów. Zagryzł wargę, zastanawiając się co zrobić.
W końcu jego dziecięca ciekawość wzięła górę. Poza tym...jeśli to jakiś piesek czy kotek to może potrzebuje pomocy? Oby nie, bo sam zaczynał się bać. Jeśli tylko była taka możliwość to zaczął bardzo powoli i ostrożnie iść pod górę, co jakiś czas zerkając na zegary. Nie mógł się nimi, aż tak zachwycać żeby nie spaść albo nie przegapić jakiejś niewidzialnej dziury czy czegoś.
Gdy zobaczył jednak zegar z chmur, zaczął się zastanawiać, czy jednak nie spotka tego owocowego....stawało się to coraz bardziej możliwe.

Powrót do góry Go down





avatar
GośćGość
Wysunięcie stopy w miejsce gdzie powinien znajdować się kolejny stopień, spowodowało jakąś reakcję. Najpierw mały Cień mógł poczuć ciepło, a potem zobaczyć, jak stopień pokrywa się małymi kamyczkami które wzlatywały z samego dołu. Wydawały się bardzo niestabilne, ale im dłużej czekał tym bardziej powierzchnia pod nim twardniała. Ciepło powoli znikało i kiedy stopień był zupełnie twardy znikło zupełnie. Stopień miał temperaturę otoczenia. Po zabraniu stopy, kamyczki przez chwilę zostały w miejscu, po czym powoli zaczęły odpadać i spadać w dół, jednak nie było słychać by uderzały o schody. A może po prostu zagłuszały to zegary? Ten stopień był bardzo czasochłonny. I na zebranie się kamyczków i na ich spadek było potrzeba więcej niż kilku sekund. Ale to chyba nie było 5 minut. Z resztą, czy ktoś liczy?
Przysłuchując się dźwiękowi z góry, malec mógł rozpoznać, że najbliższy temu dźwiękowi było miauczenie kota. A właściwie to malutkiego kociaka. Ale co taki malec robił tak wysoko? No i najważniejsze, czemu był sam? Gdyby była tam jego mama, zaraz by go uspokoiła. Nawet jeśli to jeden z tych latających, to raczej sam by się tutaj nie dostał.
Ile czasu cień spędził w wieży? Mógł zobaczyć na zegarach otaczających go, bo chyba były ustawione tak samo. To by wychodziło... Bez sensu. To nie było nawet 300 stopni a minęło 6 godzin? Przecież Moe szybko wchodził na górę. To był jakiś żart. Nie był aż tak zmęczony. Ani nawet nie czuł jeszcze głodu. No i nadal było czuć słońce z tej samej strony wieży. Trochę trudno to zrozumieć...
Tymczasem z góry spadła jakaś wskazówka, na 4 stopień niewidzialnych schodów. Kamyczki zebrały się tam nieco szybciej niż na pierwszym stopniu. Tylko skąd spadła? I czemu? Czyżby ten kociak bawił się zegarem?

Powrót do góry Go down





avatar
GośćGość
Patrzył zafascynowany na to co się działo z niewidzialnym stopniem. Jak to w ogóle możliwe? Kilka razy spróbował czy za każdym razem to zadziała i tylko zaśmiał się wesoło.
Spojrzał z ciekawości na zegary i otworzył szeroko oczy. Jak to...nie możliwe by tyle czasu tu spędził! W końcu nie był głodny...a jeszcze musiał jeść normalne jedzenie, do tego słońce prawie się nie ruszył odkąd wszedł do środka. Co więc się działo...chyba, że te zegary po prostu były źle nastawione, albo jakoś inaczej? Jakoś się tym nie przejął. Wzruszył tylko ramionami z zamiarem pójścia dalej.
W tym momencie co jednak spadło. Wskazówka? Spojrzał na nią i powoli podszedł do niej i podniósł. Podniósł wzrok i zmrużył oczy, próbując znaleźć skąd mogła spaść. Miał tylko nadzieję, że to miejsce się nie rozpada. Nie miałby jak uciec. Nie umiał się teleportować, ani przechodzić przez ściany, a nie wyczuwał w pobliżu nikogo śpiącego. Z resztą, mało kto śpi w dzień!
Słyszał z góry jakieś miauczenie. Co ten kociak tam robił? Zgubił się? I czemu był sam?
Ruszył dalej ze wskazówką w ręce, powoli sprawdzając każdy stopień i szukając wzrokiem źródła dźwięku.

Powrót do góry Go down





avatar
GośćGość
Szybkie chodzenie po zakamuflowanych schodach było dziwnym uczuciem. Było przynajmniej ciepło w stopy, tak długo, jak szło się dalej. Zatrzymanie się na stopniu, oznaczało jednocześnie, że tracił on temperaturę.
Cień jednak nie miał szansy się przekonać co dzieje się, gdy stoi się za długo na stopniu aż nie doszedł na ostatni stopień, gdzie kamyczki zleciały się w sekundę, a po kolejnej sekundzie zaczęły spadać. Razem z tym spadła temperatura stopnia, dając delikatny szok termiczny chłopcu. Można by pomyśleć, że po tych schodach trzeba iść w jakimś rytmie. Albo iść coraz szybciej. Albo coś jeszcze innego. Na pewno buty się tu przydają.
Przed Cieniem, a jeszcze przed szczytem góry stało już tylko jedno półpiętro. Było takie... dziwne. Wyglądało tak samo jak pierwsze stopnie na dole. Nawet zegary obok nich były jakieś znajome. I pokazywały czas dużo wcześniejszy niż te na zmieniających temperaturę schodach. Jakieś 5 godzin i dwadzieścia minut wcześniejszy. 40 minut w wieży miało więcej sensu.
Miauczenie było dużo bliżej, więc jeżeli Cień ruszył od razu do góry mógł mieć wrażenie, że jest już niedaleko celu. Tylko wchodząc coraz wyżej, schody się nie kończyły. Wyglądały jak te na drugiej części, potem jak na trzeciej. Zegary obok też się przesuwały, a godzina na nich bardzo szybko się zmieniała. Tak jakby każdy kolejny był przestawiony o minutę do przodu względem poprzedniego. Jeśli Cień spojrzał się w dół, mógł się mocno zdziwić. Schody z półpiętra które widział, wszystkie mieściły się w jednym stopniu o pasującym numerze. Czyli by wejść na samą górę, trzeba dwa razy wspiąć się na górę?
Moe mógł zauważyć drabinę na poprzednim półpiętrze Była zrobiona z wystających rurek pomiędzy zegarami, jednocześnie robiąc za niemal pustą wystawę zegarków kieszonkowych. Na 5 szczebelku był też dość przyciągający widok. Zegarek, na którego kopercie małe srebrne kropeczki pokazywały obecną godzinę, mniejsze skupisko czarnych pokazywało minuty, a nieustannie ruszające się zielone, odliczały sekundy. Ciekawe czy w środku był zwykły zegarek ze wskazówkami?
Z drugiej strony, na tak odległym półpiętrze widział drugi ze swoich celów. Tuż obok przejścia, bezdrzwiowej framugi, wisiał zegar zrobiony z ogromnego arbuza, z bananami jako wskazówkami i małymi owocami zamiast liczb. Nadal działał. Ba, pokazywał poprawną godzinę.
Więc, w którą stronę pójdzie Moe? I gdzie tak naprawdę jest ten kociak? Nadal wydawał się miauczeć z góry.

Powrót do góry Go down





avatar
GośćGość
Aż cały zadrżał, gdy poczuł nagłe zimno pod stopą. To było ta niepodziewane, że od razu odskoczył na platformę klapnął na tyłek, by pomasować zmarzniętą stopę. Na szczęście nic się nie stało, ale i tak nie mógł powiedzieć, że było to przyjemne. Zaczynał żałować że jednak nie wziął bytów. Ale wtedy by się chyba w nich ugotował...
Zanim wstał, rozejrzał się. Jeszcze trochę ma chodzenia. Westchnął, zastanawiając się, czy jednak nie zawrócić, ale wszedł już tak wysoko...ii chciał sprawdzić czy z tym kociakiem na pewno jest wszystko w porządku...
Westchnął ciężko, podniósł się i ruszył w dalszą drogę. A ta...wydawała się nie mieć końca. Przestał już zwracać uwagę na zegary, bo sam nie wiedział, która jest godzina. Każdy pokazywał co innego i zaczęły mieszać mieszańcowi w głowie.
Rozejrzał się po jakimś czasie i całkiem już zgłupiał. Przecież już tutaj był! Spojrzał ostrożnie w dół...i miał wrażenie, że dopiero co zaczął wspinaczkę...ale jak? Przecież czuł, że już trochę chodzi po tych schodach.
Musiał chyba poszukać innej drogi, bo zaczynały go boleć nogi. Cofnął się trochę, zastanawiając czy może to było wyjście stąd? By iść w górę, trzeba iść w dół? Tutaj wszystkiego można się spodziewać.
Znalazł coś ala drabinę? Rozejrzał się czy ma możliwość się do niej dostać, jeśli tak, zaczął się ostrożnie po niej wspinać. Może teraz pójdzie naprzód?

Powrót do góry Go down





avatar
GośćGość
Schodzenie zajęło dużo mniej czasu. Nie tylko Cień nie schodził po wszystkich schodach. Miał do pokonania tylko 3. Było to trochę dziwne. Ale, przynajmniej nie musiał się męczyć.
Po dotknięciu się pierwszej rurki tworzącej drabinę, Moe od razu poczuł, że w sumie, to tu mu jest dobrze. Było ciepło, ale nie za ciepło, nawet stopy już tak nie bolały jak nie musiał chodzić. Może by po prostu tak postać? Trzymanie tej barierki było dziwnie przyjemne. Wręcz można by było pozazdrościć zawieszonemu zegarkowi. Cały mógł się wokół niej obwinąć. I być. Nie przez kilka godzin, a dniami, miesiącami, latami... Nie, chwila, to nie były jego myśli. Głos pochodził od brodatego mężczyzny w niebieskiej koszuli w żółte kwiatki, z czerwonymi spodniami i zielonymi butami. Miał kolczyk w uchu i nazywał się Marcus... Skąd Cień to wiedział? Czyżby artysta zostawił magiczny podpis na rurce? Ciekawe. Kiedy złapał kolejnej, łzy napłynęły mu do oczu, bo zegarek który właśnie wieszał na barierce miał być prezentem na 10 rocznicę ślubu z jego żoną... Nie, to znowu nie był on. Tym razem Upiorny arystokrata Dahmal był jakoś zaklęty w tym kawałku metalu. A Cień już stawiał stopę na kolejnym. Tu już chciał od razu postawić stopę wyżej, bo nie czuł się godny dzieła swojego brata. A nie, pisarz, Baśniopisarz Kamil zostawił tu pamiątkę po swoim krewnym. Moe chyba widział gdzieś książkę z jego powieścią.
Każde takie postawienie stopy, miało w sobie coś z wchodzenia do krainy snów. Te myśli były tak czyste, wręcz podświadome. I nie były samotne, wiązały się z nimi fragmenty wspomnień, które samotnie nie miały sensu. Cień nie mógł być pewien co czuje, ale na pewno było to wrażenie pełne niespodziewanych elementów. Nie tylko widział, ale i czuł to co inna osoba. I tylko on mógł to poczuć. Można powiedzieć, że poznawał nowych ludzi, wiedział nawet z kim dałby radę się zaprzyjaźnić, a kogo unikać jak ognia. Ta kobieta, Beatrice, zostawiła po sobie straszną pamiątkę na 8 szczeblu, w postaci wspomnienia zakutych ludzi w piwnicy... Może lepiej nie myśleć co z nimi robiła. Wejście w te emocje było dziwnie przyjemne, ale gdy tylko Moe odzyskał zmysły poczuł obrzydzenie. Myśl o batach, nożach i krwi nie była wcale tak przyjemna.
Ostatecznie jednak dotarł do klapy, która początkowo wydała się zamknięta, bo już widział kłódkę, jednak w chwili gdy poznał ostatnią osobę, która tylko dziękowała, że ktoś chce patrzeć na jego dzieło, kłódka się otworzyła. Ze wspomnień tej osoby, która się nie przedstawiła, wiedział, że aby otworzyć tą kłódkę, trzeba było poczuć wspomnienia wszystkich tych osób. I że to był jego pomysł. Cała ta wieża, pełna wyobraźni, jako miejsce do podziwiania. Pamiątka po artystach i wielkich, którzy znaczyli wiele dla wcześniejszego świata. A te zegarki, szukały właścicieli. Ludzi, którzy zostaliby zaakceptowani przez poprzednich, zaklętych w tych rurkach. Czy Moe znał takich ludzi?
Ta myśl jednak musiała zaczekać, bo już był na samym szczycie. Co to kiedyś było? Pracownia? Balkon widokowy? Domek dla ptaków? Elementy pasujące do każdej z tych rzeczy były widoczne na pierwszy rzut oka. Czy to biurko z narzędziami, czy legowiska, poidełka, oraz dwie lornetki do oglądania miasta na dole. Były też miejsca, gdyby ktoś chciał dostawić ich więcej. A może po prostu je zabrano? Trudno powiedzieć. Na pewno trudno było patrzeć w dół, bo barierka była bardzo wysoka. Z drugiej strony, było tu bardzo ciepło, co w połączeniu z zimnym wiatrem nie dawało przyjemnego połączenia. Moe mógł dziękować za swój mały wzrost, bo po delikatnym schyleniu nie wiało mu w uszy, a temperatura poniżej poziomu barierki była idealna. To przy suficie musiało być najgorzej, bo był cały metalowy.
Miauczenie dochodziło teraz gdzieś z drugiej strony wieży. Za sobą miał ścianę
odgradzającą schody, oraz podtrzymującą strop, więc musiałby pójść naokoło, by się przekonać co i czemu tak miałczy.

Powrót do góry Go down





avatar
GośćGość
Wchodzenie po tych stopniach było straszne. Raz się cieszył, raz płakał, a innym razem to w ogóle najchętniej by po prostu zeskoczył z tej drabiny i już na nią nie wracał. Ale na szczęście dobiegła ona końca. Choć gdy zobaczył klapę, stracił początkowo nadzieję. Nie miał nic co by mu mogło pomóc w otworzeniu kłódki. Ale całe szczęście dzięki temu, że się nie cofnął, kłódka w końcu sama się otworzyła.
Pchnął klapę wszedł na coś ala...strych? Nie wiedział w sumie co to tak dokładnie jest. Musiał jednak najpierw odpocząć trochę i dość do siebie po tej dziwnej wędrówce. Najpierw łaził po nieskończonych schodach potem ta porąbana drabina...ciekawe co jeszcze go spotka.
W końcu jednak musiał wstać i się rozejrzeć. Strasznie tutaj wiało, jednak całe szczęście, że był mały, to mógł się jakoś przed nim schować.
Było tutaj dużo ciekawych rzeczy ale, wolał niczego nie dotykać bo nie wiedział czy ktoś tutaj mieszka, albo pracuje więc chyba lepiej nic nie dotykać. Choć to naprawdę kusiło.
Ale nadal było słychać to dziwne miauczenie. Było takie smutne, jakby kotek potrzebował pomocy. Ale widząc jak tutaj wejść, nie dziwił się że maluch nie wiedział jak wrócić...musiał mu pomóc, więc zaczął się za nim dokładnie oglądać.

Powrót do góry Go down





avatar
GośćGość
Chodzenie po górnej platformie okazało się mało interesujące. Było tu dużo mniej zegarów, tylko dół ogromnej tarczy szczytowego zegaru. Było to co prawda imponujące, ale... monotonne. Nie dało się nawet zobaczyć świata w innym kolorze, bo szklane fragmenty były brudne jak nie wiadomo co. Ale też ewidentnie nikogo tu dawno nie było. Moe mógł czuć na stopach dywan kurzu, niemalże jak ciepły śnieg, przynajmniej tam, gdzie wiatr nie dał rady go wywiać. W innych miejscach znowuż były ślady pazurów, oraz zaschnięte plamy krwi. W kilku miejscach leżały kości małych zwierząt. Na dwóch, może na większej liczbie nawet zostały kawałki mięsa, teraz już gnijące. Teraz znowuż można było być wdzięcznym za wiatr, przynajmniej nie śmierdziało aż tak strasznie. Nadal, był to wystarczający powód by osoba o słabszym żołądku przypomniała sobie ostatni posiłek w ten mniej przyjemny sposób. Przez cały czas słychać też było miauczenie, dużo bardziej zdesperowane, niż wydawało się to słuchając z dołu.
Na szczęście po przejściu jeszcze kilku kroków, coś innego mogło odwrócić uwagę. Co nie znaczy, że było to lepsze. Prędzej gorsze. Ogromny Gatto leżał przygnieciony zegarem, na którym było widać działalność tych zwierząt, przez zdecydowanie dłuższy czas. Zwierzę oddychało, ale krwawiło mocno z tyłu głowy i uszkodzonych miejsc po skrzydłach. Ktoś je odciął, i to bardzo czysto. Ktokolwiek to zrobił, zostawił zwierzę by cierpiało. Kot nie był w stanie się ruszyć i prawdopodobnie zdechnie w ciągu niedługiego czasu. Tymczasem zaraz obok tylnich nóg stworzenia, siedział mały kociak, próbujący obudzić, być może swoją mamę. Był mały, prawie zupełnie biały, z kilkoma brązowymi pręgami na ogonie i łapkach. Skrzydełka miał już dość spore, a rogi ledwie wystawały mu spod sierści. Widząc Cienia, przestał miauczeć i schował się za tylnymi łapami leżącej Gatto. Wystawił jednak nieco łebek z ciekawością, nie wiedząc co mógłby zrobić. Wahał się dłuższą chwilę, zanim cicho miauknął i poruszył lekko skrzydłami. Chyba nie chciał uciec sam, ale mama na niego nie reagowała. Z oczu małego kotka można było odczytać czyste przerażenie, oraz bezradność.
Co zrobi Moe, w takiej sytuacji...

Powrót do góry Go down





avatar
GośćGość
Moe oglądał, co takiego może tam spotkać. Jednak nic ciekawego tam nie zobaczył. Zatrzymał się jednak, widząc krew na podłodze, cofnął się i przełknął ślinę. Zrobiło mu się trochę niedobrze. Miał obawy czy na pewno chce iść dalej i zobaczyć co kryje się za rogiem, czy jednak woli wrócić i zapomnieć. Ale miauczenie nie ustawało...Dodatkowo miał wrażenie, że stało się jeszcze bardziej ... zdesperowane? Nie do końca wiedział czy to dobry pomysł, ale ruszył dalej, chcąc sprawdzić, czy maluch na pewno nie potrzebuje jego pomocy.
Gdy zobaczył leżącego Gatto, w ostatniej chwili zarył usta by nie krzyknąć. Otworzył szeroko oczy i nie mógł oderwać wzroku od tego paskudnego widoku.
Z trudem przełknął żółć, która zbierała mu się w gardle. Zauważył małego kotka i już wiedział, że nie może go tak zostawić. Kociak był całkowicie sam...została mu tylko mama, która i tak niedługo odejdzie.
Niepewne i bardzo ostrożnie podszedł do głowy wielkiego kota i przyklęk przy niej. W oczach miał łzy, które już były nie do powstrzymania i zaczynały spływać mu po policzkach.
Nie zważając na to, czy Gatto się to spodoba czy też nie, zaczął ją głaskać po głowie łkając cicho. Jak ktoś mógł zrobić coś tak okropnego? Jak mógł okaleczyć i zostawić ta wspaniałe zwierze by umarło w męczarniach...był za młody by to zrozumieć.
Przypomniała mu się sytuacja sprzed kilku lat gdy sam stracił swojego opiekuna...
Gładził wielką głowę. Nigdzie się nie wybierał. Nikt na niego nie czekał...a kocica nie mogła tutaj być sama, nie mógł też zostawić kociaka. Chciał by poczuła, że są też dobre istoty na tym świecie. Niezależnie od tego, co ją spotkało. Tak bardzo chciałby ulżyć jej cierpieniu ale nie miał pojęcia jak...

Powrót do góry Go down





avatar
GośćGość
Podejście do nieprzytomnej Gatto nie było trudne w znaczeniu przejścia po brudnej podłodze. To patrzenie na coraz więcej szczegółów dawało guli w gardle dodatkową objętość, a oczom łzy, by tylko zasłonić koszmarny widok, chociaż na chwilę. Stworzenie nie tylko nie miało skrzydeł. Przednie łapy były pozbawione pazurów, a pod oczami zebrały się strupy krwi, jakby ktoś je przebił, lub wydłubał. Nos był rozcięty w pół, zatkany watą, która przesiąkła krwią. A najgorszy był ślad na głowie, zaraz przed miejscem gdzie uderzył zegar. Ktokolwiek to zrobił, zostawił złamane ostrze noża w jej ciele.
Po dotknięciu futra zwierzę delikatnie zadrżało. Może nadal było świadome, tylko ogłupiałe z bólu i oślepienia. Niestety, uszy również okazały się uszkodzone, więc matka najpewniej nawet nie słyszała swojego dziecka. Nie ruszała również ogonem. Starała się wąchać Moe zatkanym nosem, albo złapać. Cienka nić przeszyta przez wargi jednak skutecznie blokowała większość ruchów.
Tymczasem młody kociak widząc podnoszącą się głowę mamy pobiegł, nie zważając na nic i rzucił się na Moe, próbując go odepchnąć. Usilnie próbował go przesunąć z dala od matki, lecz widząc, że jest za słaby (po jakichś 5 próbach) Spojrzał się na swoją mamę i uciekł w dalszy kąt wieży.
Cień mógł w tym czasie usłyszeć wyraźne chrząknięcie za plecami.

- Ładnie to tak wchodzić bez pukania? - Zapytał ciężki męski głos. Jeśli Moe się odwrócił, mógł zobaczyć dobrze zbudowanego mężczyznę w zielonym garniturze poplamionym krwią. W dłoni miał długą maczetę, ze złamaną końcówką. - No cwaniaczku? Mam Cię stąd zrzucić, czy sam wyskoczysz? - Zapytał bawiąc się swoim nożem, po czym rzucił go w stronę Moe. Cień mógł czuć na uchu podmuch powietrza spowodowany przelatującym ostrzem, może w duchu dziękując za to że chybił. Jednak po chwili zdając sobie sprawę co się stało. Gatto leżąca tuż obok niego, miała na sobie kolejną głęboką ranę. Ale nadal nie śmiertelną.
- Masz czas aż nie podniosę maczety. Wyjdź, albo będą Cię zbierać z placu. - Rzucił, robiąc powolny krok w stronę Moe. Na stole za jego plecami, ukrytym w zagłębieniu, leżały ucięte skrzydła, teraz już przyszyte do dziwnej mieszanki futer, skór i nie pasujących do siebie elementów. Czegoś, co mogłoby przypominać kukiełkę, gdyby nie upiorność wykorzystanych części.
Mężczyzna robił krok co mniej więcej 2 sekundy. Moe miał tylko chwilę na decyzję co robić dalej.

Powrót do góry Go down





avatar
GośćGość
Im dłużej przyglądał się kocicy, tym więcej przerażających szczegółów odkrywał. To było straszne. Jakim cudem ona w ogóle jeszcze żyła...o ile w ogóle można to było nazwać życiem. Bestia nie była w stanie prawie w ogóle się ruszyć. Miała zaszyty pysk, przez co nawet jakby chciał ją nakarmić nie mogła jeść. Miała rozwalony nos, nie widziała i zdaje się, że też nie słyszała. Moe cieszył się, że nie może śnić, bo chyba długo by nie zasnął, przez męczące go koszmary.
- Ja...nic jej nie zrobię, spokojnie - próbował jakoś przemówić do malucha, ale nie wiedział czy on go rozumie. był chyba za bardzo przerażony. Jak w ogóle długo już tutaj były. Jak długo tak cierpi .. jak długo młode nie chce odejść od matki, mając nadzieję, że ta wstanie i się z nim w końcu pobawić...Moe tego nie wiedział, przez co robiło mu się coraz bardziej smutno. Łzy ciekły mu po policzkach i co jakiś czas targał nim szloch. Tak bardzo chciały jej pomóc...
Rozmyślania przerwał nagle jakiś obcy głos. Cień od razu wstał i odwrócił się przerażony. Za nim stał jakiś mężczyzna, a za nim leżało jakieś coś...co chłopak miał nadzieję, że nie było żywe bo to byłoby chyba dla niego już za dużo...
- Ja...ja przepraszam - powiedział początkowo, ale słysząc groźby, a następnie czując jak mało brakowało, żeby sam oberwał maczetą, stanął jak wryty. Teraz juz wiedział, że to ten ktoś był odpowiedzialny za stan Gatto. To on jej robił krzywdę!
- Dlaczego pan to robi...to...to jest okrutne! Tak nie wolno! - głos mu się łamał. Stał między nieznajomym a wielkim kotem, starając się mu uniemożliwić dostanie się do maczety. Nie do końca wiedział co ma teraz zrobi. Wiedział, że jak dotknie ostra, to zada Gatto ból. ale czy dało się jakoś zapobiec temu by to się stało?
Za Cieniem pojawił się wielki cień, przestawiający wielkiego Gatto, który miał odstraszyć przeciwnika, ale raczej nie był teraz zbyt przydatny - dlaczego pan to robi? - zapytał przerażony - proszę, niech pan już ją zostawi. To ją boli! Ona się boi - powiedział i lekko się cofnął.
Nim mężczyzna się do niego zbliżył, dzieciak sięgnął po maczetę i przepraszając głuchą kotkę, wyrwał ja po czym ruszył pędem na balkon i wyrzucił broń by wrócić do środka. Nie chciał podążyć za nią. Sam nie umiał się nią posługiwać, dlatego raczej prędzej by sobie zrobił krzywdę nim by nią coś zdziałał. A tak to może chociaż opóźni to co miało stać się dalej?

Powrót do góry Go down





avatar
GośćGość
Rozmowa z mężczyzną tak otępiałym w swoich myślach miałaby by może efekt zanim zaczął pracować w Wieży Zegarowej. Teraz, był tylko coraz bardziej naładowany wściekłością na swoją obecną sytuację. Czemu to dziecko przed nim mogło normalnie się bawić, biegać i się śmiać, a jego dziecko nie?
Pojawienie się cienia na chwilę zatrzymało mężczyznę. Nie bał się. Wręcz przeciwnie, powstrzymywał się by nie zaszarżować. Resztka rozsądku nadal w nim drzemiąca nie chciała by kolejne dziecko zginęło. Ale Moe tylko dalej go prowokował. A czym tak właściwie był poza częściami do wykorzystania by naprawić jego córeczkę. Chociaż już teraz była dużo silniejsza. I trudniej było jej zrobić krzywdę.
Wyrzucenie maczety sprowadziło dziwny uśmiech na twarzy mężczyzny.
- Sprytny dzieciak. Nie ma maczety, to nie dopełnię tego co powiedziałem? Haha.... Masz rację. Przecież widać jak bardzo chcesz się bawić. Więc baw się. Alinko? Kolega do Ciebie przyszedł! Chodź, pobaw się z nim. - Krzyknął, po czym odsunął się pod ścianę. Tymczasem okrutnie zniekształcona marionetka podniosła się delikatnie do pozycji siedzącej. Teraz wyglądała dużo upiorniej. Głowa lalki była naznaczona zębami i pazurami, dziurawiąc ją w wielu miejscach. Rozpruta sukienka została zszyta wykorzystując fragmenty sierści Gatto, Nóżki oraz rączki nosiły ślady zszycia w identyczny sposób. Dodatkowo w uszach miała kolczyki z fragmentów rogów, a na szyi naszyjnik z dwiema gałkami ocznymi Gatto. Do obrazu tej przerażającej parodii lalki i szmacianki jednocześnie trzeba dodać krew wypływającą ze zszyć, oraz naszyjnika. Z pleców wystawały jej skrzydła, dużo za duże dla tak małej lalki. Spojrzała się na Moe swoimi plastikowymi oczami.
- Chcesz się ze mną pobawić? Hurra! - powiedziała mieszanką metalicznego i słodkiego dziecięcego głosu. Chyba tam w środku też było coś nie tak.
Lalka zeskoczyła ze stołu wykorzystując skrzydła by przeszybować bliżej Moe i spróbowała go przytulić. Dopiero tak z bliska było widać, że pazurki z łap leżącej Gatto były zamocowane na opuszkach palców małej dziewczynki. Dodatkowo, jedno z jej oczu było przekrzywione,w dziwny sposób. Źrenica i soczewka były w innych miejscach niż powinny. Strasznie działało to na wyobraźnie, gdyż takie coś musiałoby strasznie boleć. Tylko czy ona coś czuła?
- Jestem Alina, a Ty?- zapytała próbując złapać go za rękę. Chyba nie była świadoma, że może zrobić komuś krzywdę. Było jednak jasne, że Moe był w niebezpieczeństwie, tak długo jak chciała się z nim bawić. A jeszcze gorzej jak się zdenerwuje.

Powrót do góry Go down





avatar
GośćGość
Moe był przerażony. Mężczyzna wydawał się nie przejmować tym, że stracił swoją broń. Ale przynajmniej nie ma już czym teraz krzywdzić wielkiego kota. Nie wiedział jak w ogóle mógł ktoś pomyśleć o czymś takim...Moe tego nie rozumiał nawet trochę. Był pomocny i młody, dla niego to było najgorsze okrucieństwo. Dodatkowo ten mały kociak, wyglądał dobrze, ale był przerażony i na pewno nie rozumiał co się dzieje. Dodatkowo widział, jak maluch próbował go odsunąć od mamy, ale nie miał na tyle siły.
Widząc dziewczynkę z trudem powstrzymał mdłości. Cofnął się też, nie wiedząc z czym ma w ogóle do czynienia. Dodatkowo brzmiała dziwnie. I na pewno miała na sobie elementy pochodzące z biednego, cierpiącego Gatto na podłodze. Na pewno by nie do wyratowania, ale może uda mu się skrócić jego cierpienie.
- Po...pobawię się z Tobą..w wieży...ale jeśli twój tata przestanie się znęcać nad tym kotem i wypuści tego małego - powiedział drżącym, cichym głosem. Cały się trząsł. Przełknął ślinę z wielkim trudem, bo do gardła cisnęła mu się gula - ja..ja jestem...Moe - powiedział i spojrzał pytająco na mężczyznę.
- Chy...chyba powinnaś się pożegnać...bo..bo tutaj jest mało miejsca do zabawy, ale w wieży jest więcej - dodał jeszcze, jeśli wyrazili zgodę na jego warunki. Najchętniej by wziął kociaka ze sobą, ale nie wiedział czy da go radę podnieść...był za duży...
Zauważył, że dziewczyna chce go złapać za rękę. Cofnął się od razu wystraszony, gdy zobaczył pazury. Nie myślał teraz o tym, że może to ja urazić, po prostu wolał wyjść z tego możliwie cało.

Powrót do góry Go down





avatar
GośćGość
- Mały kotek? Gdzie? Zawsze chciałam mieć kotka. - Powiedziała mała lalka, nadal podając dłoń, by przywitać się z Moe.
Kiedy odsunął rękę, spojrzała na swoją dłoń.
- Tato, mam jakieś drzazgi w palcach. Wyjmiesz mi je? - zapytała. Nie było słychać w tym bólu ani zdziwienia, po prostu zrozumiała czemu chłopiec się bał.
- To Twoje nowe paznokcie. Pamiętasz? Mówiłaś mi, że chciałabyś mieć je nieco dłuższe. - odpowiedział Marionetkarz, jakby nic nie było nie tak.
- Ale są takie cieniutkie i nie tu gdzie trzeba. Jak teraz będę głaskać kotki? - zapytała dziewczynka, nadal nie zmieniając tonu głosu. Mechanizm za to odpowiedzialny musiał być zniszczony, bo reakcje na jej twarzy były bardzo żywe. Nie licząc uszkodzonego oka.
Podeszła do ojca i korzystając z pazurów ściągnęła jego rękę za rękaw w dół. Przy okazji miała okazje przyjrzeć się bardziej swoim rękom.
- Czemu mam to zielone na ręce? - Zaczęła się sobie przyglądać. - Co to to czerwone? Co z moją sukienką? Czemu mam taki brzydki naszyjnik? - zaczęła wymieniać, co z perspektywy Moe musiało brzmieć bardzo dziwnie. - Tato, co ze mną zrobiłeś? - Zapytała ostatecznie.
- To córeczko, jesteś Ty. Poprawiłem Cię, żebyś była silniejsza. A teraz... Posłuchaj się taty i przytul naszego gościa. Nie chcemy przecież, żeby wyszedł. - Odpowiedział z uśmiechem marionetkarz, przejmując kontrolę nad córką. Posłał ją z powrotem w stronę Moe, a ta zdążyła tylko cicho powiedzieć - Ale ja też chcę stąd wyjść.
Widocznie opierała się mocy ojca, lub wszycia utrudniały opanowanie lalki, bo ta poruszała się bardzo wolno, jak robot, Nadal mając odrazę na swojej twarzy. - Tata chyba Cię nie lubi... - Powiedziała ciszej, jednak nadal dość skrzypliwie. - Może pobawimy się innym razem... Chciałam mieć kolegów, ale nie tak - powiedziała, z wyrazem szlochającego dziecka na plastikowej twarzy. Nie miała jednak łez. -Nie wiem czemu to robi. - mówiła idąc w stronę Moe. Chyba rozumiała sytuacje w jakiś sposób.
Tymczasem kociak wychylił się z za framugi przejścia na schody. Widząc zbliżającego się Moe i dziewczynkę stał jak sparaliżowany. Bał się, chyba równie bardzo jak Moe.

Powrót do góry Go down





avatar
GośćGość
Zamrugał zaskoczony. Jak mogła nie widzieć tak wielkich kotów? Jeden był przecież prawie jak koń,a te są naprawdę spore! Drugi też do maluszków nie należał.Ile musiała spać, jak długo tutaj ten Gatto leżał ile już tak cierpiał...
- Mo...mogę zrobić dla ciebie kotka z gliny...jeśli mi nic nie zrobisz - spróbował tak do niej podejść, ale zaraz też zrozumiał, że dziewczyna nawet nie zdawała sobie sprawy z tego, że jest niebezpieczna, póki nie zauważyła jego zachowania.
Wycofywał się powoli, gdy Marionetka rozmawiała ze swoim twórca. Cały czas się im przysłuchiwał. Rozmowa brzmiała tak, jakby Lalka dopiero teraz zobaczyła jak wygląda. Dlaczego tak było? Czemu w ogóle użył części od Bestii do stworzenia Marionetki? Za dużo pytań i lęków kłębiło się po głowie młodego Cienia. Na pewno nie chciał tutaj być i nie chciał zostawiać kotów samych. Nie potrafił rozstrzygnąć tej wewnętrznej walki.
Serce waliło mu jak oszalałe. Starał się jakoś zakryć swoim małym, wątłym ciałkiem kociaka, który chował się niedaleko. Był przerażony.
- Cze...czemu nie możesz wyjść? - zapytał, starając się jakoś odwrócić uwagę Marionetki od tego co każe jej zrobić pewnie Marionetkarz. Co chwila spoglądał to na niego, to na wielkiego, umierającego kota na środku pomieszczenia.
Starał się jakoś uniknąć przytulenia. Patrząc na te pazury wiedział, że nie byłoby to przyjemne, o ile by w ogóle to przetrwał. Kiedyś był podrapany przez kota...ale takie zwykłego...bolało. A co dopiero gdyby został poraniony tymi pazurami, które obecnie wystawały z palców dziewczyny.

Powrót do góry Go down





avatar
GośćGość
Słysząc, że Moe chce zrobić dla niej zabawkę rozpogodziła się na chwilę, ale jej zachowanie się nie zmieniło.
Marionetka wydawała się niezbyt obecna. Nadal mogła mówić, ale nie reagowała na pytania Moe. Czyżby marionetkarz miał jednak więcej kontroli niż się wydawało? A może...
W miarę jak lalka się zbliżała, a przeprosiny i narzekanie nadal dobiegało z jej ust, było widać, że wewnątrz tej plastikowej głowy, była druga, dużo bardziej zniszczona. Usta zamykały jej się prędzej, a język odkrywał wewnętrzny mechanizm. Wszystkie metalowe części wyglądały jakby były wyjęte z zegara, który leżał na matce Gatto. Co jej się stało?
Moe ostatecznie stanął w drzwiach, zmuszając kotka by zbliżył się do schodów. Nadal był w mocnym szoku, jednak wyraźnie unikał czegoś leżącego na najwyższym stopniu. Dziecięcej czapki wyglądającej jak głowa gryzonia, którą coś bardzo mocno pogryzło. Gatto? Inny drapieżnik?
Czy... czy to się składało w jakąś historię? Nie było czasu myśleć. Moe mógł teraz uciec, zabierając młode od matki i możliwych niebezpieczeństw, ale też ignorując małą marionetkę, która potrzebowała pomocy. Tylko co mógł zrobić? Nie miał broni, a cień nie robił na mężczyźnie wrażenia. A nawet jeśli udałoby mu się uwolnić dziewczynkę spod kontroli jej twórcy, to czy chciałaby go opuścić? Była malutka i ewidentnie mało jeszcze wiedziała o świecie.
Czy było jakieś dobre rozwiązanie, z którym Moe nie czułby się źle?

Powrót do góry Go down





avatar
GośćGość
Im bardziej przyglądał się Marionetce tym bardziej przerażająca mu się wydawała. Co jej się stało, że tak wyglądała? Dlaczego mężczyzna chciał by była silniejsza i przez to zrobił z niej monstrum, bo inaczej nie umiał tego określić.
Został zignorowany, a dziewczynka coraz bardziej się do niego zbliżała, przepraszając tylko. Dodatkowo kotek zatrzymał się, nie chcąc iść dalej. Nie chciał wejść na schody, ponieważ coś na nich leżało. Moe nie umiał jednak określić co to jest.
Sam nie wiedział czemu, ale podniósł ostrożnie to coś i obejrzał uważając ciągle na zbliżającą się Lalkę.
Zwrócił się znów do mężczyzny - czemu pan ją krzywdzi? Czemu robi pan coś czego ona nie chce? Na pewno chce pan żeby była szczęśliwa, ale nie widzi pan, że ona tak nie chce? Że przez to nie jest szczęśliwa? - zapytał łamiącym się głosem, starając się jakoś zmusić go do tego, żeby jednak przestał zmuszać ją do ataku na małym Cieniu, który nadal starał się stać między Gatto a pozostałą dwójką. spoglądał na ciało większego kota i jego serce pękało z żalu. Starał się jakoś zmusić kociaka by opuścił pomieszczenie, może jak teraz nie m,a tego czegoś na schodach to uda się go do tego zmusić?

Powrót do góry Go down





avatar
GośćGość
Reakcje młodego Cienia nie bawiły mężczyzny. Był tylko coraz bardziej sfrustrowany.
- Kiedy ją pierwszy raz złożyłem, chciałem by była piękna. By zachwycała swoim uśmiechem i była doceniana. - Zaczął marionetkarz zatrzymując córkę. - Ale moja mała myszka była za słaba i za bardzo spodobała się Gatto. Czemu to zwierze ma prawo zabić moje dziecko, a ja nie mam prawa dać jej siłę by więcej się to nie stało?! - każde kolejne zdanie mówił coraz głośniej. - MOŻE SIĘ SOBIE NIE PODOBA, ALE PRZYNAJMNIEJ NIKT NIE ZROBI JUŻ JEJ KRZYWDY!!! - Wrzasnął ze łzami w oczach. - Może wolisz dać jej swoje ciało, co? Nie podobają Ci się jej szwy, zrobię z Ciebie ładniejszą lalkę - zaczął mówić zdesperowany. - Podoba Ci się ten chłopiec córeczko? Chcesz wyglądać tak jak on? - zapytał i w niewidoczny sposób zmusił lalkę do kiwnięcia głową. Jej wyraz twarzy się nie zmienił, ale już nic nie mówiła. - Widzisz, zgadza się. Decyzja należy do Ciebie - powiedział mężczyzna. Miał szeroki uśmiech, jednak z oczu lały mu się łzy. Prawdziwy desperat.
- Tato...- powiedziała lalka i wydała zrzędzący mechaniczny jęk. - Ja już nie chcę... - powiedziała nie przerywając chrobotu. W ten dziwny sposób... szlochała?
Odbiegła na drugą stronę wieży, ukrywając się przed ojcem. Ten spojrzał się jeszcze raz na Moe i pobiegł za nią.
Zaraz też było słychać jak cicho próbuje uspokoić córkę, a ta mu odpowiada. Potem, Moe mógł usłyszeć krzyknięcie.
- ALINA, NIE RÓB TEGO!!! - a następnie stuknięcie w metal. Jedyne co było słychać dalej to szloch mężczyzny. Coś musiało się stać.

Powrót do góry Go down





avatar
GośćGość
Moe nie wiedział jak ma zareagować. Stał i patrzył coraz bardziej przerażony na zdesperowanego mężczyznę. Lalka też wydawała się niezbyt zadowolona. Chciał coś powiedzieć, ale nie potrafił wykrztusić słowa, gdy mężczyzna wprost powiedział,że chce go przerobić na lalkę. Dał radę tylko pokręcić delikatnie głową. Stał sztywno i starał się po prostu nie posikać. Był już w trudnych sytuacjach ale ta go najbardziej przerażała, a dodatkowo ktoś wprost mu groził śmiercią. Bez śmiechu, dokuczania, żartów...całkowicie poważnie i może przez to praktycznie trochę popuścił w swoje schodzone portki.
Nie mógł się ruszyć, gdy Alina pobiegła gdzieś...gdy usłyszał dziwny metaliczny dźwięk oraz płacz mężczyzny sam poczuł łzy na swoich policzkach. Zawstydzony i wystraszony ruszył w kierunku gdzie para zniknęła. Nie zwracał teraz uwagi na koty, chciał dowiedzieć się co się stało.
- Czy...czy ona? - zapytał drżącym głosem ale nie miał dowagi by podejść bliżej - prze..przepraszam...ja...ja naprawdę bym się z nią pobawił...ale...się wystraszłem - powiedział, pociągając nosem i drżąc na całym ciele.
- Co..co jej się stało...dlaczego tak wyglądała? - zapytał, trzymając sie nadal na odległość. Po prostu musiał wiedzieć...czuł,l że jest jej to winien.

Powrót do góry Go down





avatar
GośćGość
Wyjście z klatki schodowej nie było przyjemne, gdy rozumiało się skąd pochodził zapach krwi, dużo silniejszy teraz, gdy znowu musiał minąć ciało Gatto. Jak to możliwe, że nadal trzymała się przy życiu? Widać było jej cierpienie i to dużo bardziej niż wcześniej, kiedy świeża krew dołączyła do zasychającej kałuży na ziemi. Rana z której Moe wyjął maczetę nie była płytka, lecz ilość krwi w bestii też nie była nieskończona. Z każdą sekundą bestia traciła siły. Może nie czuła już bólu?
W przeciwieństwie do niej, Marionetkarz był cały. Klęczał na podłodze trzymając w rękach głowę lalki, pustą w środku, z tylko jednym okiem, bez źrenicy. Alina musiała ją zdjąć, lecz jej samej nie było już widać. Jednak patrząc na fragment błony ze skrzydeł które jej doszyto, wiszące na barierce, musiała wyskoczyć. Odleciała? Czy może spadła na dach przybudówki Wieży Zegarowej?
Nikt nie mógł odpowiedzieć Moe na to pytanie, póki sam nie spojrzy.
Mężczyzna słysząc głos Cienia, zadrżał.
- Po tym wszystkim nadal nie odpuszczasz... Czemu dzieci tak rzucają swoim życiem? - zapytał w przestrzeń, nadal płacząc, nie kontrolując się. - Alina już wyszła i czeka na nas obu na dole. Sama już nie wstanie i chyba nawet by nie chciała... Pozostaje mi tylko pójść za nią i ją uspokoić, hmm? -zapytał patrząc na Moe. Jego twarz była dziwna. W oczach widoczna była głęboka rozpacz, jednak policzki miał rumiane a na ustach uśmiech. - Masz też racje, zrobiłem coś strasznego tej Gatto. W końcu ona tylko zraniła mi córkę... Idź jej pomóż. Ja już pójdę. - powiedział wysuwając scyzoryk w stronę Moe. Kiedy ten go przyjął, podszedł do barierki. - Byłem złym tatą, prawda Alinko? Gdybym zabrał Cię do warsztatu, mógłbym znów zrobić z Ciebie piękną dziewczynkę. Byłem tak zły, że ta bestia mi Cię zabrała... - zaczął mówić patrząc w dół. Pusta głowa marionetki wypadła z jego rąk i poleciała w stronę ziemi. - Mnie też będziesz chciał zatrzymać? - Zapytał mężczyzna odwracając się do Moe powoli. Opierał się o barierkę plecami, jakby badając ile siły musi użyć by ją przeskoczyć. Był teraz w swoim świecie. Świecie, który runął, razem z jego dziełem. Dziwni Ci Marionetkarze... Potrafią stworzyć życie z zabawek, niektórzy traktują je jako narzędzia, inni jak rodzinę. Mogą ich tworzyć tyle ile chcą. Czemu więc mszczą się w ten sposób, kiedy potrafią je naprawić bez żadnego problemu?

Powrót do góry Go down





Sponsored content

Powrót do góry Go down





Powrót do góry

 
Permissions in this forum:
Nie możesz odpowiadać w tematach