Przyjaciel z wieży Zegarowej

avatar
GośćGość
Nie mógł uwierzyć w słowa mężczyzny - nie...niech pan tego nie robi...Alina...Alina na pewno by tego nie chciała - dzieciak zdecydowanie był w szoku. Nie docierało do niego, że dziewczyna naprawdę już nie wstanie. Że faktycznie sobie poszła, schowała się i za chwile wyskoczy by go wystraszyć i będą się śmiać. Może powiedział, to co powiedział, ale trochę wyglądało to tak, jakby nie chciał by zdradził jej kryjówkę, bo Alina będzie po prostu zła.
Przyjął scyzoryk od mężczyzny trochę nieświadomie. Nie do końca wiedział co robi. Spojrzał na Marionetkarza pytająco, nie do końca wiedząc co ma zrobić z otrzymanym ostrzem. Po prostu nie mogło to do niego dotrzeć, że powinien zabić Gatto, który tak cierpiał za jego plecami, leżąc we własnej krwi i pewnie nie tylko i powoli ginąć z utraty posoki oraz dusząc się przez obrażenia pyska.
Potem padło pytanie, które całkowicie wydawało się mu się nie na miejscu - p..przed czym mam pana zatrzymywać? chce się pan spotkać z córką prawda? Przyprowadzi ją pan? - nie wiadomo czemu ale Moe nawet się uśmiechnął. Nie mógł dojść do tego co się dzieje. Po prostu stał i się uśmiechał, zupełnie jakby mężczyzna po prostu miał zajść po córkę i przyprowadzić ją, żeby się razem pobawili. Moe był w szoku, drżał, po jego policzkach spływały pojedyncze łzy, ale i tak się uśmiechał, pełen nadziei, tak bardzo w tym momencie nie na miejscu.

Powrót do góry Go down





avatar
GośćGość
Moe był tak niewinny w swoim rozumowaniu, że mężczyzna zaśmiał się przez łzy.
- Spójrz w dół. - powiedział wskazując za barierkę. - Jeśli śpieszysz by się z nią pobawić, możemy skoczyć razem. - powiedział z dziwnym wyrazem twarzy, gotowy do tego by wypaść z wieży. Mały cień nie zdawał sobie sprawy w jakim niebezpieczeństwie się znajdował. A może nie był świadomy co jest zagrożeniem.
Kiedy Moe spojrzał w dół, mógł zobaczyć rozsypane części lalki... bardzo malutkie z tej odległości. Może by nawet ich nie rozpoznał, gdyby nie skrzydła, rozłożone bezsilnie nad fragmentem sukienki. Mężczyzna wdrapał się na barierkę i podał mu rękę.
- w imieniu Aliny, dziękuję za odwiedziny. Najpewniej się już nie zobaczymy.- powiedział i nadal trzymając dłoń Moe, wychylił się w dół. Ciężar jego ciała spowodował, że klatka piersiowa Cienia przywaliła z dużym impetem o barierkę, gwarantując mu ogromnego guza i utratę oddechu, a ręka dopiero teraz puszczana przez mężczyznę, wypadła z barku. W ostatniej sekundzie, zanim Moe poleciałby za nim, mężczyzna puścił go, a jego usta poruszały się, jakby mówił "przepraszam", po czym runął w dół. Ból i niezrozumiałość sytuacji w jakiej znajdował się Cień wywołał u niego szok. Nie mógł zamknąć oczu, do chwili gdy mały punkcik na dole zmienił się w czerwoną plamę na dachu. Jeżeli jeszcze nie zwymiotował, to teraz mu się na to zbierało. Musiał odpocząć. Albo uciec. Sam już nie wiedział co. Ból go nieco ogłuszył. (2 posty- zawroty głowy i kolejne 2- spowolnienie reakcji. Stan zdrowia: Obity- 20 postów)

Powrót do góry Go down





avatar
GośćGość
Moe spojrzał w dół,, ale to co zobaczył było nie do pomyślenia. Dlaczego Alina tam leżała? Czemu wyglądała tak dziwnie? Spojrzał za mężczyzną, zupełnie nie rozumiejąc co się dziej. Podał mu rękę, ale to co się stało dalej, ocuciło go to trochę,ale zareagował o wiele za późno. Nagle poczuł ból najpierw na klatce, a następnie w barku. Krzyknął głośno i gdy tylko zobaczył co się stało, zwymiotował obok barierki. Zarówno przez widoki, jak i ból, który zawładnął nim całym.
Chwycił się za wyrwany bark i płakał z bólu. Patrzył zszokowany pod nogi, nie mogąc się nawet ruszyć. Z trudem łapał oddech, cały się trząsł. Płakał, łkając z trudem cały się pocił. Gdyby wcześniej nie zmoczył spodni to teraz by to zrobił na pewno.
Siedział tak chyba przez kilka, albo kilkanaście minut. Słyszał poruszenie na dole, ale nie był w stanie nic zrobić. Chwycił scyzoryk i powoli, bardzo chwiejnie podszedł do Gatto - przepraszam - wyszeptał i zdrową ręką, skierował ostrze do gardła kota. Wiedział, że musi to zrobić, że to jest najlepsze wyjście by Bestia nie cierpiała ale i tak było to trudne.
O ile nie przerwał mu kociak, Moe poderżnął Gatto gardło po czym usiadł i ponownie zwymiotował obok wielkiego cielska. Scyzoryk nie wiedzieć czemu schował do kieszeni, cały pokryty krwią. Nie mógł się powstrzymać i przytulił ogromnego kota, łkając w jego brudne futro.

Powrót do góry Go down





avatar
GośćGość
W czasie gdy mały Cień leżał na podłodze, kotek wrócił do swojej mamy, ale tym razem w ciszy. Patrzył się przerażony dookoła a kiedy dostrzegł, że jest tylko Moe, usiadł i czekał. Może miał nadzieje, że teraz jak nie ma tej dwójki jego mama wstanie? A może był w tak wielkim szoku na to co się stało?
Kiedy Moe wstał, odsunął się nieco chowając za mamą. Ta jednak nadal nie uciekała. Wręcz przeciwnie, nadal leżała, mrucząc cicho. W końcu miała spokój, a ból powoli mijał. Mały Gatto nieufnie podszedł bliżej, gdy Cień podniósł nieco głowę jego mamy. Zbliżył się nieco i stanął na łapie większej bestii, na co ta widocznie drgnęła. Kociak odskoczył, gotowy do zabawy, jednak w tym momencie Moe podciął jej gardło. Mruczenie zmieniło się w krztuszenie, a zarówno na Cienia jak i na przednie łapy Gatto, spłynęła krew. Po kilku sekundach była już cicho. Kociakowi chwilę zajęło zrozumienie co się stało. Miauczał na mamę i na Moe, ale nie reagowali. Chłopiec nawet się do niej przytulał. Czy to była jakaś zabawa? Malutki Gatto podszedł do kałuży krwi ale zaraz się wycofał. Widział już jak mama zabija małe zwierzaki. Zawsze było dużo posoki. tylko tym razem, ta krew, była jej. Kociak odsunął się delikatnie, tyłem, podchodząc do ściany. Usiadł tam sam, miaucząc w swoim płaczu. Nie chciał być teraz przy nikim. A może chciał by to nie była prawda. Mało kto czyta w myślach kotów. To jednak było widać.

Powrót do góry Go down





avatar
GośćGość
Długo siedział i przytulał Gatto. Nawet nie zdawał sobie sprawy, że jest cały umorusany jej krwią, dodatkowo nadal miał w ręce ostrze, którego chwilę wcześniej użył.
W końcu jednak musiał się ruszyć. Nie mógł tu siedzieć wiecznie. Musiał coś zrobić. Obecnie był w takim szoku, że nie czuł bólu obitych żeber czy też wyrwanej ręki z barku, która teraz po prostu wisiała. Trzymał w niej nóż.
Podszedł do kociaka i przykucnął przed nim - chodź...pójdziemy stąd..mamusia musi odpocząć... - powiedział zachrypniętym głosem, ze łzami w oczach. Maluch pewnie już wiedział co się stało, ale Moe nie chciał go tutaj zostawiać samego - chodź poszukamy czegoś do jedzenia...na pewno jesteś głodny - uśmiechnął się do niego smutno. Sam nie wiedział, czy to co się stało do niego nie dociera, czy po prostu nie dopuszcza tego do siebie.,. Jednego był pewien. Chciał opuścić to miejsce jak najszybciej się da i zabrać malucha ze sobą. Sam wiedział jak to jest stracić kogoś bliskiego...może właśnie dlatego uznał, że zaopiekuje się Gatto, mimo iż nie wiedział czy na pewno da radę...

Powrót do góry Go down





avatar
GośćGość
Mały kotek potrzebował tylko kilku chwil by się ogarnąć. Skoro mamy już nie ma, trzeba było myśleć o sobie, bo głodnym chodzić nie da rady. Zaczął myszkować w kościach, z dala od Moe.
Kiedy jednak ten do niego podszedł od razu się wycofał i zaczął syczeć. Nie podda się bez walki, szczególnie, że ten ktoś zabił mu mamę. Jeżeli Moe wyciągnął rękę, został podrapany, a jeżeli próbował złapać, wyrywał się i agresywnie miauczał. Miał już wystarczająco dużo siły by odtrącić rękę Moe, jednak nie na tyle by go powstrzymać przed ostatecznym złapaniem. Jeżeli Moe mocniej go przycisnął, czy do ziemi, czy do ramienia, kot się uspokoił odrobinę. Nadal machał agresywnie ogonem i prychał, ale nie drapał. Będzie jednak potrzebował czasu by zaufać Moe (Wymagania: 25 postów oraz przynajmniej 2 karmienia. Dopiero po 30 będzie miał tolerancję względem Moe. Po 40 można go uznać za przywiązanego)

Powrót do góry Go down





avatar
GośćGość
Wiedział, że maluch na pewno jest przerażony. Moe nie zdążył cofnąć ręki, gdy ten go podrapał. Spojrzał tylko smutno na ranę i po prostu przytulił mocno kociaka, unieruchamiając go na tyle na ile potrafił. Płakał cały czas w jego jasną sierść i przepraszał za wszystko.
Słyszał zamieszanie na dole, musiał jak najszybciej uciekać. Mógłby to zrobić, czekając aż mały zaśnie ale nie chciał go tutaj zostawiać samego. Musiał mu jakoś wynagrodzić to co zrobił...wiedział, że jest to niemożliwe, ale chciał chociaż trochę się nim zaopiekować...a może po prostu nie chciał już być całkiem sam, tylko ze swoim Koszmarkiem?
Rozejrzał się i otarł łzy. Szukał jakiegoś sznura, który mógłby przerobić na prowizoryczną smycz z obrożą, żeby jakoś zmusić Gatto do wyjścia z nim. Jeśli mu się to udało to pociągnął go na schody, a gdy tylko wyszli, to ruszył przed siebie, ignorując wszystkich naokoło i udając się nawet sam nie wiedział gdzie....

Powrót do góry Go down





avatar
GośćGość
Przytulony kot jeszcze przez chwilę miauczał i wyrywał się, ale już nie drapał. Moe nie robił mu krzywdy, tylko był irytujący w swej manii ściskania jego skrzydeł. Tak długo jak za nie nie łapał, wszystko było w porządku. No... gdyby jeszcze nie miał tyle krwi na sobie. Przednie łapki Gatto miały już czerwone skarpetki, a na plecach kilka plam od ściekającej z rąk schnącej już krwi.
Tak jak znalezienie sznurka zajęło tylko moment, tak ponowne złapanie kota zajęło dłuższą chwilę. Uleciał w upatrzoną przez siebie kryjówkę i po próbie zlizania z siebie krwi, zaczął ocierać się o metalowe belki i wystające koła zębate, jak o niezbyt przyjemne szczotki do włosów. Trudno powiedzieć, czy to coś pomogło, ale przynajmniej sierść nie była za bardzo sklejona. Potem zleciał na ziemię gdy koszmarek pojawił się na chwilę obok niego, zbyt szokowany by zobaczyć pętelkę, teraz ładnie oplatającą, jednak nie duszącą szyję kociaka. Nadal próbował się wyrywać lub zdrapywać sznur, kiedy Moe zaczął go ciągnąć. Początkowo stracił równowagę i do samych schodów został przeciągnięty po ziemi, a tam, jakby z przypływem nowej mocy, zbiegł w dół, próbując pociągnąć Moe, lub wyrwać mu sznurek z rąk. Kiedy jednak zahaczył o jedną ze wskazówek, był zdany na pomoc Moe. Zaczął nieco spokojniej podchodzić do ucieczki, dając się wyprowadzić na sam dół, gdzie znowu próbował odlecieć, ale Moe był za ciężki by go unieść. Ciągnął kota niczym latawiec, co początkowo mu się nie podobało, aż zwrócił uwagę, że nie musi tyle machać skrzydłami, gdy kto inny go napędza. Nie było to przyjemne i strasznie drapało kark, więc po jakimś czasie wylądował obok Moe i próbował podrapać rękę którą trzymał sznurek, ale za szybko szedł, ręka nieustannie zmieniała pozycje. Musiał to chwilowo zaakceptować.
Ludzie poza Wieżą Zegarową nigdy nie zobaczyli ciała Marionetki i Marionetkarza. Leżą teraz razem na dachu przybudówki, zdani na pogodę i dzikie zwierzęta. Jakiś cień przykrył plamy z krwi i narządów, a co było dalej, jest już inną historią

KONIEC MISJI

Powrót do góry Go down





Sponsored content

Powrót do góry Go down





Powrót do góry

 
Permissions in this forum:
Nie możesz odpowiadać w tematach