Samotne mokradła

Seamair
Gif :
Samotne mokradła Zero-two
Godność :
Erin Collins ale mów mi Seamair.
Wiek :
Już 19 lat gości mnie ten Świat.
Rasa :
Cyrkowcem się stałam lecz wcale nie chciałam...
Wzrost / Waga :
166 cm /46kg
Znaki szczególne :
Urocze acz ostre rogi na czubku głowy, drapieżne spojrznie o barwie szkarlatu, ozdoby w kształcie czterolisnej koniczyny.
Pod ręką :
Zestaw noży do rzucania, magiczne akcesoria, bezdenna sakwa..
Broń :
Srebrny rapier oraz zestaw noży do rzucania.
Zawód :
Samozwańcza opiekunka wszelkich bestii (szczególnie tych zamieszkujących Malinowy Las).
https://spectrofobia.forumpolish.com/t269-seamair#413 https://spectrofobia.forumpolish.com/t1114-seamair
SeamairPoskramiacz
Poskramiacz
Samotne mokradła
Sob 5 Paź - 3:25

Samotne mokradła GaclZiz

Gdy po długiej wędrówce przez serce lasu, dotrzesz na jego kres, musisz, zacząć uważać na to, gdzie stawiasz kroki. Wystrzegać, należy się nie tylko podstępnych korzeni, lecz również bagien. Miejsce to przez dziesiątki lat pochłonęło wiele istot, które nie okazały się dostatecznie czujne. Lustrzanie żyjący w tych okolicach, przestrzegają przed owym miejscem przejezdnych i straszą nim swe potomstwo. Wszyscy bowiem wiedzą, iż tuż przed nastaniem świtu, swój koncert daje tu straszliwy chór. Odgłosy, które dobiegają od ściany lasu, można przyrównać do rozpaczliwego lamentu. Musi się, zatem iż to duchy topielców, łkają i zawodzą,rozpaczając nad każdym kolejnym dniem. Dniem, którego nie mogą już przeżyć.
Zważywszy na niebezpieczną i zwodniczą naturę tego miejsca, można by przypuszczać, iż nikt nie zechce się tu zapuszczać. To okazuje się jednak nieprawda, o czym świadczą wydeptane i wzmocnione kłodami i belkami ścieżki oraz niskie pomosty. Ich stan pozostawia jednak wiele do życzenia. Niegdyś, gdy przez las nie prowadziło jeszcze tule drug, okoliczni mieszkańcy skracali sobie wędrówkę do Miasta Lalek, przeprawiając się przez mokradła właśnie. Z czasem, ryzykowne ścieżki zostały jednak porzucone, zaś bagniste tereny rozrosły się o niemal jedną trzecią swej dawnej powierzchni.
To właśnie na tym nowym obszarze, zaczęły pojawiać się nowe gatunki flory. Okoliczne ziemie oraz drzewa zaczęły porastać grzyby i porosty. Nie byłoby to dziwne, gdyby nie fakt, iż te wydzielały dziwne, fluorescencyjne światło, które sprawiło, że z czasem zawitały tu także, całkiem nowe gatunki fauny.
Wśród owadów, dominującym gatunkiem stały się ćmy, lgnęły no wabiących je światłem porostów, mchów i grzybów. Z biegiem czasu, dało się zaobserwować tu dość niezwykłe zjawisko. Wszystkie roślinożerne stworzenia, zamieszkujące mokradła zaczęły emitować mniej lub bardziej intensywnym fluorescencyjnym światłem. Wpływ na to musiała mieć, dieta owych istot, która została urozmaicona o świetliste grzyby, porosty, kwiaty czy owoce. Luminescencyjna flora ściąga w to miejsce, wielu zielarzy, gdyż tutejsze gatunki są unikalne, zaś sama luminescencja to tylko jedna z wielu posiadanych przez nie właściwości. Świetliste stworzenia zamieszkujące moczary, również stanowią cenny łup. Szczególnie pożądane stały się choćby, żyjące tu Telkie. Te motylo-podobne istoty o łagodnej naturze, często kończą w roli dziecięcych pupili. W każdym razie do czasu, aż rodzice nie przekonają się o tym, jak hałaśliwe dźwięki potrafią wydawać te niewielkie stworki.
Decydując się na wędrówkę przez Samotne mokradła, warto uzbroić się w dodatkowe zapasy czujności. Czyhają tu bowiem pułapki samej natury, lecz również i te, pozostawione przez kłusowników...
Miejsce to za dnia nie wydaje się niczym specjalnym, lecz wraz z zachodem słońca ukazuje swą drugą naturę, zachwycając wszystkich żywym teatrem świateł.

Powrót do góry Go down





Seamair
Gif :
Samotne mokradła Zero-two
Godność :
Erin Collins ale mów mi Seamair.
Wiek :
Już 19 lat gości mnie ten Świat.
Rasa :
Cyrkowcem się stałam lecz wcale nie chciałam...
Wzrost / Waga :
166 cm /46kg
Znaki szczególne :
Urocze acz ostre rogi na czubku głowy, drapieżne spojrznie o barwie szkarlatu, ozdoby w kształcie czterolisnej koniczyny.
Pod ręką :
Zestaw noży do rzucania, magiczne akcesoria, bezdenna sakwa..
Broń :
Srebrny rapier oraz zestaw noży do rzucania.
Zawód :
Samozwańcza opiekunka wszelkich bestii (szczególnie tych zamieszkujących Malinowy Las).
https://spectrofobia.forumpolish.com/t269-seamair#413 https://spectrofobia.forumpolish.com/t1114-seamair
SeamairPoskramiacz
Poskramiacz
Re: Samotne mokradła
Sob 5 Paź - 4:19
Gdy dzień, zbliżał się już ku swemu schyłkowi razem z Gwyn, zbliżałyśmy się do Samotnych Mokradeł. Wiedziałam, że to miejsce cieszyło się pewną sławą. Dla mnie stanowiło przede wszystkim źródło cennych zielarskich zasobów, jak również stały punkt podczas mych leśnych patroli. Mimo że tutejsze tereny nie należały wcale do bezpiecznych, nie zniechęcało to tych przeklętych kłusowników. W moim mniemaniu to oni byli największym, parszywym wynaturzeniem, jakie mogło pojawić się na świecie. Obrzydzenie, jakim pałałam do „ludzi” zamęczających żywe i często bezbronne istoty, dla własnego zysku... było równie sile, jak to którym darzyłam MORIę. Ani jedni, ani drudzy nie powinni istnieć. Dla złapanych na gorącym uczynku łowczych nigdy nie miałam litości...

Miejsce to znałam i odwiedzałam od co najmniej roku, lecz nie zwalniało mnie to wcale od zachowania ostrożności. Dopiero niedawno, Samotne mokradła znacząco zyskały w moich oczach. Gdy nanosiłam na mapy, dane z raportów dostarczonych mi przez kilku innych członków Projektu Dedal, okazało się, że na terenie mokradeł doszło do co najmniej dwóch zarażeń Anielska Klątwą. Dwa, może i nie były imponującym wynikiem, lecz na tak wielkim obszarze, jakim dysponowała Kraina Luster, to już było coś. Zyskałam wówczas punkt zaczepienia, którego trafność, miałam przetestować już dziś.
-Musisz teraz, bardzo uważać na to, gdzie stawiasz kroki. Postaraj się iść za mną i stawiać nogi na drewnianych kładkach, to taka tutejsza bezpieczna ścieżka. Weź też to.
Kończąc zdanie, wręczyłam białowłosej, prosty i długi na jakieś 1,40 m kostur, wykonany z czerwonej olchy. Jego koniec, zabezpieczała metalowa końcówka oraz pnący się w górę cienki metalowy łańcuszek.
-Możemy natknąć się na sidła. Jeśli zobaczysz jakąś pułapkę albo podejrzane sznurki od razu daj mi znać. Będę musiała je wtedy rozbroić i zutylizować. Pamiętasz co Ci mówiłam, na temat roślin, hm ?
Odwróciłam się, by móc skontrolować wyraz twarzy swej towarzyszki. Wolałam się upewnić, czy przez noc, nie zapomniała o tych prostych zasadach, jak nie dotykanie a tym bardziej zrywanie czegokolwiek, A przynajmniej nie bez mojej zgody. Nie chciałam przecież by mój królik doświadczalny, zatruł się czymś po drodze.
-Musimy dotrzeć do serca mokradeł, zanim księżyc osiągnie swój zenit. Tylko tam, będę mogła zebrać gwieździste grzyby i kwiaty skrzydlacza wielkiego.
Sama również, byłam uzbrojona z kostur, podobny do tego, jaki podarowałam Gwyn, z tą różnicą, iż mój wykonano ze srebrnego klonu. Miałam na sobie, nowy strój, stosowniejszy do naszej ekspedycji. Zaś mojemu królikowi doświadczalnemu, mogłam zaoferować jedynie, jedną ze swych starych sukienek. Po raz kolejny chwaliłam zaklętą moc, jaką dysponowała bezdenna sakwa, Ta niewielka sakiewka, paradoksalnie, kolosalnie ułatwiła mi życie.


~ Aktualny ubiór ~



Fabuła - Karczma Lalek
Spoiler:

Powrót do góry Go down





Gwyn
Gif :
Samotne mokradła 5PUjt0u
Godność :
Gwyneth Creed
Wiek :
wygląda na około 16-18 lat
Rasa :
Opętaniec
Wzrost / Waga :
160 cm|50 kg
Znaki szczególne :
albinizm, blizny na lewej dłoni i na klatce piersiowej, perłowe anielskie skrzydła
Pod ręką :
smartfon, mieszek, okulary, figurka ćmy
Zawód :
kelnerka w "Smoczym Lotosie"
https://spectrofobia.forumpolish.com/t370-zlota-klatka-to-wciaz-klatka https://spectrofobia.forumpolish.com/t532-pare-rzeczy#4035
GwynNieaktywny
Re: Samotne mokradła
Pon 7 Paź - 0:31
Nie byłoby przesadą powiedzieć, że Gwyn spędziła praktycznie cały dzień, zadając Seamair najróżniejsze pytania dotyczące właściwie wszystkiego, o czym ta mogła wiedzieć. Gdy tylko dostała pierwsze odpowiedzi, niepewność i niepokój zupełnie zniknęły, zastąpione przez wręcz dziecięcą ekscytację i ciekawość. Jakimś niepojętym sposobem udało jej się nie tylko trafić do prawdziwej magicznej krainy, ale jeszcze napotkała kogoś, kto mógł i chciał podzielić się z nią swoją wiedzą o niej! Czemu miałoby jej to nie ekscytować?
Zadawała swojej przewodniczce najróżniejsze pytania i słuchała jej tak długo, dopóki nie usnęła w ich noclegu. Na następny dzień Sea nie tylko skołowała im jakieś śniadanie w postaci tego, co dało się znaleźć w ich najbliższej okolicy, ale także podarowała Gwyn jedną swoją sukienkę, w której już nie chodziła! I bardzo dobrze, bo od tej wędrówki i ucieczki białowłosa koniecznie potrzebowała czegoś na zastępstwo srodze ubrudzonych ubrań. Musiała przyznać, że podobał jej się ten nieco bufiasty krój oraz ładne połączenie bieli i błękitu. I jaka była lekka! Miło będzie przynajmniej na chwilę zmienić nieco garderobę!
Tego samego dnia wieczorem dziewczyny dotarły zdaje się do celu ich podróży. Mokradła. Gwyn rozejrzała się w zaciekawieniu i dostrzegła całą masę najróżniejszych, przedziwnych roślin, których nie sposób było znaleźć gdziekolwiek na Ziemi. Korzenie powykręcane w fantastyczne kształty, świecąca w ciemności roślinność... Wyglądało to jak sceneria tego jednego przereklamowanego filmu science fiction, który przyszło jej widzieć parę lat temu!
Przejęła od Sei kostur, przyjrzała mu się przez chwilę i szybko powróciła wzrokiem do swej przewodniczki. Poprawiwszy zawiązaną pod szyją pelerynkę, przypomniała sobie mniej więcej, co dziewczyna jej mówiła.
- Niczego nie dotykać ani tym bardziej nie zrywać; najwyżej podziwiać z bezpiecznej odległości? - odpowiedziała pytającym tonem.
Sidła? W takim miejscu? Kłusownicy tutaj muszą być bardzo zdesperowani, by polować na takich niestabilnych mokradłach. Przecież jeden fałszywy ruch w takim miejscu to pewne utonięcie! Mimo to Gwyn uważnie obserwowała swoje otoczenie, poszukując wszelkich potencjalnych pułapek, które ktoś mógł tu rozstawić. Co wówczas powinna zrobić poza powiadomieniem Sei, o ile cokolwiek? Zamachnąć się kosturem i rozbroić je poprzez odpalenie ich z bezpiecznej odległości?
- A te do czego konkretnego są ci potrzebne? - zapytała już z czystej ciekawości, podążając krok w krok za dziewczyną. - Gwieździste grzyby to nie te świecące, co rosną tu w okolicy? Dobrze kojarzę?


Głos: #D41B56

Spoiler:

Koszmarna Esencja: 1

Powrót do góry Go down





Seamair
Gif :
Samotne mokradła Zero-two
Godność :
Erin Collins ale mów mi Seamair.
Wiek :
Już 19 lat gości mnie ten Świat.
Rasa :
Cyrkowcem się stałam lecz wcale nie chciałam...
Wzrost / Waga :
166 cm /46kg
Znaki szczególne :
Urocze acz ostre rogi na czubku głowy, drapieżne spojrznie o barwie szkarlatu, ozdoby w kształcie czterolisnej koniczyny.
Pod ręką :
Zestaw noży do rzucania, magiczne akcesoria, bezdenna sakwa..
Broń :
Srebrny rapier oraz zestaw noży do rzucania.
Zawód :
Samozwańcza opiekunka wszelkich bestii (szczególnie tych zamieszkujących Malinowy Las).
https://spectrofobia.forumpolish.com/t269-seamair#413 https://spectrofobia.forumpolish.com/t1114-seamair
SeamairPoskramiacz
Poskramiacz
Re: Samotne mokradła
Pon 7 Paź - 21:17
Zaczęły mnie dopadać coraz to większe wątpliwości co do instynktu przetrwania, jaki posiadała ludzka rasa. Tak łatwo udało mi się omotać tę dziewczynę… W przypadku Saszy czułam niepewność i podejrzliwość, które przebijały się spod płaszcza ekscytacji. W wypadku Gwyn owy płaszcz był znacznie szczelniejszy albo też potrafiła lepiej maskować swe wątpliwości. Czy podobny „optymizm” był jakaś rasową cechą gatunku ludzkiego, a przynajmniej w pewnym okresie wieku? Gwyn była ode mnie młodsza o niespełna dwa lata. To dobrze, bo młodsze organizmy zdawały się lepiej znosić przemianę oraz idące wraz z nią konsekwencje.
Naszym krokom, towarzyszył stukot drewnianych desek, niekiedy dźwięk pękających baniek powietrza, tworzących na błotnistym podłożu mało estetyczne bomble. Co jakiś czas, w uszy wwiercał się metaliczny szczęk, gdy kostur natrafił na jakąś pułapkę. Tym razem nie było ich tak wiele, jak, za mojej ostatniej wizyty. Zapewne przyczyną, było to, że w owym bagnie skończyła już dwójka okolicznych łowczych.
-Bardzo dobrze.
Oznajmiłam, odwracając się przez ramie i posyłając białowłosej ciepły uśmiech. Znów musiałam zgrywać dobrą duszyczkę i tym razem, starałam się trzymać tego planu. Poprzednim razem, zwyczajnie zaskoczyło mnie pojawienie się pewnych nieprzewidzianych komplikacji… w postaci przystojnego, ale i wrednego szkarłatnookiego lunatyka… Z którym to nie miałam zamiaru więcej się spotykać. Widać jednak pewnych rzeczy nie da się zaplanować, zaś jeśli chwycisz się uparcie, jakiejś myśli to życie zrobi wszystko by zwyczajnie zrobić Ci na złość.
Uzbroiłam się w naprawdę solidne pokłady cierpliwości. Motywowała mnie myśl, o uściśleniu i wzbogaceniu swego raportu. Bo wyglądało na to, że oczekiwano ode mnie czegoś więcej, skoro nadal nie doczekałam się odpowiedzi. Słysząc kolejne pytanie, zwolniłam nieco kroku, tak by moja towarzyska mogła się ze mną zrównać. Zbliżałyśmy już do nieco bardziej stabilnego terenu, przez co ścieżki automatycznie się poszerzyły. Polana, albo raczej wysepka pośród bagna, była idealnym miejsce do zbiorów i odpoczynku. Miałam zamiar cóż… zanudzić Gwyn, dać jej przeciwieństwo tego, co zgotowałam jej poprzedniej mocy. Nie musiałyśmy błąkać się po całych mokradłach. Jeśli przebywał tu jakiś pasożyt, to z całą pewnością wyczuje obecność człowieka. Wystarczyło zatem cierpliwie poczekać.
-Jak już wspominałam, niedługo będziemy obchodzić pewne święto. W Twoim Świecie chyba również jakieś macie prawda? Zwykle mają one swoje tradycje i kluczowe momenty. W Naszym potrzebne będą właśnie zioła i te grzyby. Po zerwaniu będę musiała je odpowiednio poświecić.
Skinęłam głową na znak, iż dobrze zapamiętała cel naszej wyprawy. Przystanęłam pod pniem starego srebrzystego dębu. Być może kiedyś miał inną barwę, teraz jednak i on emitował pewną dozą świetlistej energii. Wyczułam, tutaj obecność bestii, to też zadarłam głowę do góry.

Na jednej z gałęzi gniazdo uwiła sobie parka świetlistych sierpówek, zaś ich postawa od razu dała mi do zrozumienia, że w gnieździe muszą znajdować się jajka.
-Nie musicie się niepokoić, nie mamy wrogich zamiarów. Przepraszam za mącenie wszego spokoju. Jej również nie musicie się obawiać, biorę za nią odpowiedzialność.
Sierpówki nie okazały się jednak tak rozmowę, jak na to liczyła. Postanowiłam jednak nie zakłócać ich spokoju, tak jak też obiecałam.
-Możesz spocząć pod tym drzewem i odpocząć. Muszę zacząć zbiory i święcenia. Będę potrzebowała ciszy i skupienia, więc musisz mi wybaczyć, że nie zajmę Cię rozmową. Niestety może mi to zająć nawet kilka godzin. Pewne sztuki wymagają cierpliwości, a jeśli nie zrobię tego, jak należy, cała ta wyprawa będzie stratą czasu. Jeśli zatem czegoś potrzebujesz, powiedz teraz.

Drażniło mnie teraz samo brzmienie swojego głosu. Maska, którą przybrałam, zdawała się palić żywym ogniem... A mimo to nie mogłam tak po prostu jej zedrzeć. Z bezdennej sakwy wyciągnęłam derkę, na której pozostawiłam butelkę z wodą oraz trochę nazbieranych po drodze owoców. Niedaleko rozsypałam też trochę ziaren, sprawiając tym samym poczęstunek również magicznym gołębicom.
Sama wyposażyłam się w srebrny sierp oraz kosz, do którego miałam zbierać zioła. Cała ta gadka o święceniach, była zwyczajną bajką. Nie wierzyłam w nic podobnego. Owszem zioła czy inne składniki niewątpliwie wymagały pewnych sposobów obchodzenia się z nimi, ale mowa tu o suszeniu, obrabianiu, kondensowaniu i tym podobnym procesom. Mruczenie czegoś pod nosem i kierowanie twarzy ku tarczy księżyca ni jak nie miało wzmocnić ich skuteczności. Lecz to była magiczna kraina, o której Gwyn wiedziała tyle, co nic... podobnie jak i o mnie samej...



~ Aktualny ubiór ~



Fabuła - Karczma Lalek
Spoiler:

Powrót do góry Go down





Gwyn
Gif :
Samotne mokradła 5PUjt0u
Godność :
Gwyneth Creed
Wiek :
wygląda na około 16-18 lat
Rasa :
Opętaniec
Wzrost / Waga :
160 cm|50 kg
Znaki szczególne :
albinizm, blizny na lewej dłoni i na klatce piersiowej, perłowe anielskie skrzydła
Pod ręką :
smartfon, mieszek, okulary, figurka ćmy
Zawód :
kelnerka w "Smoczym Lotosie"
https://spectrofobia.forumpolish.com/t370-zlota-klatka-to-wciaz-klatka https://spectrofobia.forumpolish.com/t532-pare-rzeczy#4035
GwynNieaktywny
Re: Samotne mokradła
Pon 7 Paź - 23:25
Tu sidła, tam sidła... Niewiele, ale i tak zadziwiające, że komukolwiek faktycznie chciało się polować w takim miejscu. Czy tu naprawdę fauna jest tak unikatowa? Chociaż w sumie Gwyn jest w tej krainie dopiero dwa dni, więc nie ma pojęcia, co jest tu unikatowe, a co nie; dla niej wszystko było tutaj jedyne w swoim rodzaju i pewnie będzie tak długo, dopóki nie zorganizuje sobie jakiegoś podręcznika czy czegoś.
Odpowiedziawszy uśmiechem na uśmiech, dziewczyna dotarła razem z Seą na bardziej stały ląd. Tutaj już nic jej nie wciągnie, gdyby miała stanąć bardziej z boku. Taką przynajmniej miała nadzieję. A ufała przewodniczce, że jej w nic nie pakuje; była jedyną osobą w okolicy, której mogła zaufać. Przecież gdyby jej nie wierzyła, nie szłaby z nią tego szmatu czasu, nie wspominając o tamtym maratonie przełajowym!
Kiedy tak sobie były na tej "wysepce" pośrodku moczarów, uwadze Gwyn nie mogło umknąć to, co rogata dziewczyna robiła pod jednym z drzew. Zdaje się, że... rozmawiała z mieszkającymi tam ptakami? No tak, przecież mówiła jej, że zna mowę zwierząt. Ciekawe, czy jej w jakiś sposób odpowiadały.
Otworzyła szerzej oczy, gdy tylko dotarły do niej słowa Sei. Te zbiory roślin i całe ich święcenie miało trwać kilka godzin? To jak wielką mieszkańcy tej krainy mają złożoność swoich obrzędów? Gwyn westchnęła boleśnie, lecz zgodnie z sugestią dziewczyny usiadła sobie pod drzewem na podłożonej derce. Przez chwilę przyglądała się, jak Seamair zbiera zioła jakimś najwyraźniej poświęconym sierpem, lecz szybko jej uwaga umknęła gdzieś dalej, na samą otaczającą ją "nadnaturalną" naturę. Miało to jakiś sens? Chyba nie, ale mniejsza. Przegryzła coś, wzięła łyka wody... i wkrótce zmorzył ją sen; po prostu położyła się wygodniej i odpłynęła dosłownie chwilę potem. Była na nogach praktycznie od bladego świtu i chociaż zazwyczaj była przyzwyczajona do pozostawania nadprogramowo przytomną, stres związany z całą tą dziwną przygodą znacząco nadszarpał jej kondycję.


Głos: #D41B56

Spoiler:

Koszmarna Esencja: 1

Powrót do góry Go down





Seamair
Gif :
Samotne mokradła Zero-two
Godność :
Erin Collins ale mów mi Seamair.
Wiek :
Już 19 lat gości mnie ten Świat.
Rasa :
Cyrkowcem się stałam lecz wcale nie chciałam...
Wzrost / Waga :
166 cm /46kg
Znaki szczególne :
Urocze acz ostre rogi na czubku głowy, drapieżne spojrznie o barwie szkarlatu, ozdoby w kształcie czterolisnej koniczyny.
Pod ręką :
Zestaw noży do rzucania, magiczne akcesoria, bezdenna sakwa..
Broń :
Srebrny rapier oraz zestaw noży do rzucania.
Zawód :
Samozwańcza opiekunka wszelkich bestii (szczególnie tych zamieszkujących Malinowy Las).
https://spectrofobia.forumpolish.com/t269-seamair#413 https://spectrofobia.forumpolish.com/t1114-seamair
SeamairPoskramiacz
Poskramiacz
Re: Samotne mokradła
Czw 10 Paź - 0:40
Już po jakiejś godzinie mój kosz z ziołami był pełen. Udało mi się nawet znaleźć Zmianogrzyba, a nawet ikrę płomiennej salamandry. Tego ostatniego w ogóle się tu nie spodziewałam, zwykle łatwiej było na nią natrafić przy rzece.

Tutejsze zioła miały naprawdę ciekawe właściwości, które warto było przebadać. Udało mi się znaleźć nawet kilka, których nie rozpoznawałam z dostępnych mi zielników. Być może był to jakiś nowy lokalny lub sezonowy gatunek. Dłonie miałam odziane w krótkie skórzane rękawiczki. Zaś zrywając nowe kwiaty i zioła wstrzymywałam oddech, uważając na to, by nie wdychać pyłku. Była pewna osoba w SCR, która mogła powiedzieć mi coś więcej na temat tych roślin. Mimo że radziłam sobie z zielarstwem oraz ważeniem eliksirów nadzwyczaj dobrze jak na ilość swej praktyki, to wiedziałam, że wiele muszę jeszcze się nauczyć. A jeśli czegoś nie dało się znaleźć w księgach, nie było wyboru i należało udać się do kogoś z większym bagażem życiowych doświadczeń. Odpowiednia motywacja potrafiła na chwilę uśpić ego oraz dumę.
Jeśli jednak chodziło o Projekt Dedal, miałam sporą ambicję, aby grać w nim pierwsze skrzypce! Robiłam w tym celu naprawdę dużo. Przykładowo nawiązałam bliższą współpracę z kilkoma Opętańcami zasilającymi szeregi naszej organizacji. W czasie wywiadu z nimi mogłam grać w otwarte karty, co pozwoliło mi znacznie powiększyć zasoby wiedzy dotyczące procesu przemiany. Działając pod przykrywką, nie zawsze dało się wyciągnąć od „przesłuchiwanego” konkretne informacje, co zamykało wiele kwestii w sferach domysłów.
Podniosłam wzrok na dziewczynę, znajdującą się jakieś dziesięć metrów ode mnie. Czekanie zaczynało mnie nużyć. Żałowałam, że odprawiłam Tetiusa. Kilka ptasich treli a dziewczyna dawno by usnęła, dając mi tym samym większą swobodę. Na oko musiał minąć jeszcze kwadrans, nim Gwyn usnęła. Sama miałabym problem, by nie zasnąć, bo w przeciwieństwie do dziewczyny od czasu naszego spotkanie nie zmrużyłam oka. Nie chciałam przegapić nic istotnego…
Byłam jednak bardziej przygotowana, niż miało to miejsce z Saszą. Wywary z ziołowych mieszanek trzymały mnie na nogach, powodowały jednak nieprzyjemne kłucie w żołądku… jednak dało się przyzwyczaić do owego dyskomfortu. Gdy upewniłam się, że dziewczyna śpi, zmniejszyłam dzielący nas dystans do jakiś sześciu metrów. Nadal jednak nie działo się nic, a czas dłużył się w nieskończoność. Miałam opory, przed sprawdzeniem ile czasu minęło faktycznie. Jedna z sierpówkę, wyfrunęła z gniazda częstując się ziarnami, które dlań rozsypałam. W końcu przełamała nieśmiałość, to też obie wdałyśmy się w rozmowę. Głównie dotyczyła lasu oraz trudów zapewnienia rodzinie bezpieczeństwa. Coś pożarło jej ostatnie pisklęta… nie widziała jednak co. Głaskałam czule, srebrzyste pióra na ptasim łepku, mój avi lubił tego rodzaju pieszczoty. Okazało się, że nie stanowił odosobnionego wyjątku. Rozluźniłam się i na krótką chwilę zapomniałam o tym, po co właściwie tu jestem.

Nie zauważyłabym, co właśnie miało miejsce, gdyby nie gołębica, która nagle spłoszona poderwała się do lotu. Wtedy też dostrzegłam, jak coś spadło na ziemię tuż obok Gwyn. Już miałam podbiec do dziewczyny, lecz powstrzymałam się, widząc jak w powietrzu nad nią zatańczyło coś przypominającego migotliwy pył. Odruchowo przysłoniłam dłoń oraz usta ręką i zamarłam, stając na ugiętych nogach. Byłam gotowa do skoku, a moja ręka zaciskała się na rękojmi sierpa. Istota poruszała się szybko i gwałtownie. Zaczęła przesuwać się po dłoni śpiącej dziewczyny, która nawet nie drgnęła, mimo iż bezkształtna masa wspinała się coraz to wyżej. Na jej powierzchni a może raczej wewnątrz transparentnej mazi, mogłam dostrzec coś przypominającego pióra. Może nawet tym właśnie były, lecz żywa tkanka istoty musiała je zniekształcić. Czy to był pasożyt? Czy miałam do czynienia z kolejną odmianą Anielskiej Klątwy? Gdy istota właśnie wślizgnęła się pod ubranie Gwyn, nie wytrzymałam i podbiegłam bliżej. W porę, by zauważyć niewielką plamę czerwieni, która właśnie rozkwitła na wysokości barków śpiącej. Jak mogła tego nie poczuć? Czyżby to coś faktycznie umiało znieczulać bądź wprowadzać w letarg... Zaczekałam moment, licząc na zaobserwowanie przemiany. W wypadku Saszy ta nastąpiła błyskawicznie... teraz jednak nie stało się nic... A jeśli to nie była Anielska? Zagryzłam dolną wargę, zamierając w nerwowym oczekiwaniu jeszcze przez minutę... Złamałam się jednak i z siłą szarpnęłam ramię białowłosej, po czym odskoczyłam, przyjmując pozycję obronną. Barwnooki dał mi nauczkę, a ja wyciągnęłam z niej odpowiednie wnioski.
-Dziewczyno wstawaj! Ocknij się!
Nuty paniki w moim głosie były wyczuwalne. Panika była wskazana, ale i miała dodać mi więcej wiarygodności.
-Coś spadło na Ciebie z drzewa... Nie wiem co. Odwróć się do mnie, powoli muszę to szybko sprawdzić... bez paniki, może to jakiś porost... ale musimy to sprawdzić.

Zbieranie składników eliksiru

Zmianogrzyba - 1sz.
Ikra salamandry płomiennej - 1sz.



~ Aktualny ubiór ~



Fabuła - Karczma Lalek
Spoiler:

Powrót do góry Go down





Gwyn
Gif :
Samotne mokradła 5PUjt0u
Godność :
Gwyneth Creed
Wiek :
wygląda na około 16-18 lat
Rasa :
Opętaniec
Wzrost / Waga :
160 cm|50 kg
Znaki szczególne :
albinizm, blizny na lewej dłoni i na klatce piersiowej, perłowe anielskie skrzydła
Pod ręką :
smartfon, mieszek, okulary, figurka ćmy
Zawód :
kelnerka w "Smoczym Lotosie"
https://spectrofobia.forumpolish.com/t370-zlota-klatka-to-wciaz-klatka https://spectrofobia.forumpolish.com/t532-pare-rzeczy#4035
GwynNieaktywny
Re: Samotne mokradła
Czw 10 Paź - 23:07
Gwyn spała jak dziecko po całej tej przebieżce i podróży, raz po raz mamrocząc coś niewyraźnie do siebie. Śniło jej się coś, w sumie nawet nie wiedziała, co. Wyglądało jednak na to, że cokolwiek by się wokół niej nie działo, gdy tak już padła trupem, to nie zareaguje ona niczym więcej niż głośniejszym pomrukiem. Nawet kiedy coś spadło jej na rękę i wślizgnęło się niepostrzeżenie pod materiał sukienki, białowłosa jedynie wymamrotała coś i poprawiła się na derce. Zaiste kamienny sen, dar i klątwa w jednym...
To znaczy do czasu, w którym Sea zerwała się do niej i zabrała się za aktywne jej budzenie. Wówczas to po szarpnięciu za ramię, Gwyn otworzyła oczy i rozejrzała się wokół zdezorientowana.
- Hu... C-co, Sea, co jest, gdzie jest- mamrotała przez chwilę, nie mając zielonego pojęcia, co się właśnie stało, lecz nagle poczuła bardzo nieprzyjemną "wilgoć" gdzieś między łopatkami. Zdawać by się mogło, że to nagłe uczucie w połączeniu ze słowami Lustrzanki sprawiło, że pobladła na twarzy jeszcze bardziej niż była na co dzień. - Sea?! Co do- co to było, gdzie to jest, co na mnie jest?! - zaczęła zasypywać Seę gradem spanikowanych pytań, jednocześnie odwracając się do niej plecami tak, jak nakazała. Na zachowanie spokoju jednak raczej nie miała co liczyć. - Czy ja tam krwawię?! Co mi się stało?!


Głos: #D41B56

Spoiler:

Koszmarna Esencja: 1

Powrót do góry Go down





Seamair
Gif :
Samotne mokradła Zero-two
Godność :
Erin Collins ale mów mi Seamair.
Wiek :
Już 19 lat gości mnie ten Świat.
Rasa :
Cyrkowcem się stałam lecz wcale nie chciałam...
Wzrost / Waga :
166 cm /46kg
Znaki szczególne :
Urocze acz ostre rogi na czubku głowy, drapieżne spojrznie o barwie szkarlatu, ozdoby w kształcie czterolisnej koniczyny.
Pod ręką :
Zestaw noży do rzucania, magiczne akcesoria, bezdenna sakwa..
Broń :
Srebrny rapier oraz zestaw noży do rzucania.
Zawód :
Samozwańcza opiekunka wszelkich bestii (szczególnie tych zamieszkujących Malinowy Las).
https://spectrofobia.forumpolish.com/t269-seamair#413 https://spectrofobia.forumpolish.com/t1114-seamair
SeamairPoskramiacz
Poskramiacz
Re: Samotne mokradła
Czw 17 Paź - 15:35
Gdy tylko udało się stłumić atak paniki u dziewczyny, mogłam przejść do działania. Rozpięłam sukienkę na jej plecach, dzięki czemu przez dłuższą chwilę mogłam przyjrzeć się niewielkiej ranie, jaką pozostawiła po sobie istota. Jej obecność była dla mnie oczywista, ponieważ coś poruszało się pod skórą Gwyn. Wzdrygnęłam się nieco na ten widok. Wiedziałam, że nie będę już w stanie zdobyć próbki z tej partii… Chyba że…
Usadziłam Gwyn z powrotem na ziemi, po czym nakazałam jej czekać i zachować spokój. Wytłumaczyłam jej, że muszę szybko zorganizować nam transport do miasta. Że musi jak najszybciej trafić do Kliniki w Mieście Lalek. Zaś tam czekała Lisica. Jedna z członkiń SCR oraz Opętaniec a do tego medyk. Była to wręcz wymarzona, kombinacja dla moich celów. Dostarczyła mi już kilka ciekawych informacji, warto było zatem oddać w jej ręce Gwyn. Lisica będzie mogła działać swobodnie, nie ściągając na siebie podejrzeń. Ja teraz nie dysponowałam podobnym przywilejem i musiałam uważać na swój każdy krok.

Użyłam swojej mocy, pobudzając instynkty, które pomagały mi wyczuć i rozpoznać obecność bestii. Nie chciałam się zdradzać ze swoją mocą, tworzenia magicznych przejść. Gdyby Gwyn miała, jakieś przebłyski wspomnień po tym jak zaczęła zapadać w sen, mogłaby połączyć pewne fakty. I nawet jeśli ryzyko było niewielkie, wolałam go nie podejmować.
Niestety w okolicy nie było żadnej większej bestii, natknęłam się za to na rój estrisów. Udało mi się dogadać z piątką, którą poprosiłam o pomoc. Miały sprowadzić do mnie jakieś większe a najlepiej też latające stworzenie. Aby plan miał realną szansę bytu, każdej z mrocznych wróżek pozwoliłam zatopić zęby w swojej ręce. Te bestyjki, spijając, czyjąś krew mogły skopiować czyjąś moc, również tą, która pozwalała mi porozumiewać się z nimi.

Wróciłam do białowłosej i zarządziłam wymarsz, o ile tylko mogła iść. Wyjaśniłam jej, jak wygląda sytuacja. Jeśli mogłyśmy liczyć pomoc, ze strony bestii, to te same nas odnajdą. A jako że, nie było na to pełnej gwarancji, nie mogłyśmy tak po prostu leżeć i czekać na cud.

Dopiero po jakiś 40 minutach ponownej przeprawy przez mokradła, dotarł do nas szelest ogromnych skrzydeł. Rozpromieniłam się na widok barwnych piór oraz znajomego pyska.
-Witaj Niebieska, muszę Cię prosić o pomoc. A Tobie dziękuję za pomoc.
Zwróciłam się najpierw do Rajskiego Ptaka, a zaraz później do Estrisa, który właśnie miał zamiar wbić zęby u uch bestii, gdy ta skupiła uwagę na mnie. Krwawa wróżka odleciała z wyrazem triumfu na małej twarzyczce. Może Estrisy założyły się między sobą, kto najszybciej wykona moje zadania? A może po prostu coś kombinowały? Miały dość złośliwą naturę jak na tak drobne istoty.
+Niech zgadnę, mam gdzieś z Tobą polecieć… Z Tobą i tą tam człowieczką?
-Tak, muszę zabrać ją do Miasta Lalek. Byłaś już tam ze mną.
+Pamiętam… Mogę, jeśli załatwisz dla mnie potem, ten zielony miód, który tak lubię.
-Chyba mam jeszcze nawet w spiżarce. Zatem jesteśmy umówione.
Niebieska skinęła tylko głową, ja za to odwróciłam się twarzą do Gwyn.
-To jest Rajski Ptak, polecimy na niej. Pomogę Ci wsiąść. Jeśli masz lęk wysokości, to musisz zamknąć oczy. Nie szarp jej za futro ani pióra. Najlepiej, jeśli będziesz trzymać się mnie.
Po tych słowach, tak jak zapowiedziałam, pomogłam dziewczynie usadowić się na bestii. Po czym sama wdrapałam się na jej grzbiet ze znacznie większą wprawą. Chwilę później wydostaliśmy się z gęstwiny drzew i poszybowałyśmy ku miastu.

Zt x 2


~ Aktualny ubiór ~



Fabuła - Karczma Lalek
Spoiler:

Powrót do góry Go down





Scavell
Gif :
Samotne mokradła A7c78c1cf8554d3256eba773fd3bfcbe
Godność :
Irith Adelaide "Scavell" Bellclair
Wiek :
28 lat
Rasa :
Lunatyk
Wzrost / Waga :
170 / 60
Znaki szczególne :
blizna po cięciu na gardle
Pod ręką :
wymienione w poście eliksiry, broń, Scath, Przepaska ślepo-widzenia, Chmarny talizman
Broń :
Nysarth (rapier), mizerykordia
Zawód :
Adept Bractwa
Stan zdrowia :
zdrowa
https://spectrofobia.forumpolish.com/t649-irith-scavell https://spectrofobia.forumpolish.com/t649-irith-scavell https://spectrofobia.forumpolish.com/t934-skrzynka-korespondencyjna-irith https://spectrofobia.forumpolish.com/t1113-scavell
ScavellDiabelski Bibliotekarz
Re: Samotne mokradła
Pon 18 Sty - 2:33
Rozdzieliły się niedługo po tym, jak głowa ostatniej Sennej Zjawy spadła z charakterystycznym dźwiękiem na marmurową posadzkę posiadłości Duskvar: Candran udała się odeskortować Aarafata do ich zleceniodawców, a Scavell została sam na sam z masywnym meblami, które jej Liderka rozkazała przetransportować do ich domu. Mogła się założyć, że minęły całe wieki, nim udało się jej odnaleźć jakąkolwiek chętną do pomocy duszę: nawet nie ze względu na sam fakt ciężaru ładunku, a przez złą sławę, jaką okryta była wspomniana posiadłość, a którą kultyści obrali jako swoją kwaterę główną. A rozczłonkowane ciała zelotów wcale nie ułatwiały powierzonego zadania. Po długich i bezowocnych poszukiwaniach w końcu jakiś przyprószony siwizną Marionetkarz zlitował się nad nią i za sowitą opłatą oddelegował część swoich pracowników, by na zaprzęgniętych w marionetkowe konie wozach przetransportowali meble pod wspomniany adres. Gdy zawitali do posiadłości Candran, zaczynało świtać. Lunatyczka asystowała w rozładunku, po którym ucięła sobie krótką drzemkę – bynajmniej nie był to koniec atrakcji na ten dzień.
Kobiety w trakcie podróży przez miasto natknęły się na tablicę, do której poprzyczepiane były oferty wszelakiej maści: od zleceń kupna patelni przez anonse matrymonialne. Jednak uwagę Irith – mimo jej słabości do słabych romansideł – przykuła nie tyle oferta stwarzająca możliwość porzucenia staropanieństwa co starannie wykaligrafowane czerwonym tuszem ogłoszenie z nagłówkiem „TROPCIELU!”. Węsząc w tym swój interes i sądząc, że może w końcu uda jej się zdobyć rzeczy niezbędne do wykucia własnego oręża, z pewną wręcz galanterią zerwała zlecenie z tablicy, przeczytała i wręczyła je swojej Liderce. Rzecz jasna zgodziła się przyjąć zlecenie.
A dotyczyło one dziwnych odgłosów oraz zaginięcia dwójki Kapeluszników – gości przyjęcia na Samotnych Mokradłach. Z pewnością było to miejsce specyficzne dla spotkań herbatnich, lecz Scavell potrafiła sobie wyobrazić, że mogłaby to być jedna z mniej ekscentrycznych konwencji, w jakich Kapelusznicy urządzali swoje przyjęcia.
Gdy dotarła do celu, słońce powoli chyliło się ku zachodowi. Nie pozostawało jej nic innego jak czekać na pojawienie się Diany oraz – o zgrozo – wypytać o okoliczności zdarzenia ocalałej trójki Kapeluszników. Plotki na szczęście mają to do siebie, że rozchodzą się szybko, więc dotarcie do miejsca ich pobytu nie okazało się być trudnym wyzwaniem – wystarczyło, że spytała pierwszego lepszego tubylca a ten od razu wskazał jej kryjówkę zleceniodawców – karczmę o wdzięcznej nazwie „Czarna Polewka” znajdującą się na samym skraju Samotnych moczarów.
Budynek okazał się być rozlatującą się ruderą o ścianach wykonanych z butwiejącego drewna – widocznie mikroklimat sprzyjał jedynie rozkładowi, a przyroda lubiła upominać się o swoje. Irith z odrazą przekroczyła próg przybytku i udała się do karczmarza, który wskazał jej owych Kapeluszników-ocaleńców z wyjątkowym podkreśleniem gospodarza przyjęcia. Podeszła więc do nich, przywitała i skłoniła się nieznacznie.
- Scavell, Adeptka w Bractwie – zajęła wolne miejsce siedzące, wyjęła z kieszeni zwitek papieru i podała znajdującemu się przed nią Kapelusznikowi ubranemu w ekstrawagancki czarny strój, z całą pewnością gospodarzowi feralnego przyjęcia – w sprawie ogłoszenia.
- Och, jak cudownie! Zawsze chciałam poznać kogoś z Bractwa! Naprawdę sami się poddajecie koszmarnemu spaczeniu?– ożywiła się siedząca po prawej stronie gospodarza kobieta, ten jednak uciszył ja gestem dłoni.
- Spokojnie, madame Flaubert, będzie pani miała jeszcze chwilę na rozmowę. – kobieta tylko fuknęła z oburzeniem – Pani pozwoli, że opowiem naszej drogiej Adeptce w Bractwie o naszych nieszczęsnych perypetiach! Zacznijmy od tego, że kilka tygodni temu państwo Dumont zaprosili mnie i moją drogą żonę, panią Solivagnant na przyjęcie, gdzie motywem przewodnim były motywy wanitatywne. Niestety cała oprawa była wybitnie nijaka! Doprawdy, gospodarze nie postarali się, by odpowiednio przedstawić ten jakże ważny problem, wszak dosięgający nas wszystkich! Postanowiliśmy więc z małżonką, że podejdziemy do tego staranniej i urządzimy własne przyjęcie, które posłuży lepszemu zadumaniu się nad tajnikami przemijania i marności. Zanim wybraliśmy to miejsce, minęły niemalże całe wieki, haha! - zaśmiał się wyraźnie zbyt zadowolony ze swojej „udanej” gry słownej – Przygotowywaliśmy się do tego niezwykle starannie i...
- Ale czy… - Irith spróbowała zabrać głos, by wrócić do meritum sprawy, lecz szybko została uciszona tym samym gestem dłoni gospodarza.
- Droga Adeptko w Bractwie, odpowiednie przygotowanie przyjęcia jest bardzo ważne! – zaczął zdradzać Scavell arkana potraw, które idealnie wpasowałyby się w klimat organizowanego przyjęcia. Minęło sporo czasu nim przeszedł do właściwej części. – Tak więc postanowiliśmy zorganizować kameralne przyjęcie, oprócz mnie i mojej małżonki, Mathilde, zaprosiliśmy jeszcze panią Flaubert, pana Montpellier oraz pana Floret. – i tym razem zaczął opowiadać plotki dyskredytujące państwo Dumont jako najlepszych organizatorów przyjęć herbacianych.
Scavell tylko siedziała przed nimi i uśmiechała się grzecznie czekając, aż jej Liderka przybędzie i wybawi ją z tej niezręcznej sytuacji lub aż Kapelusznik nie znudzi się tonem własnego głosu.


Samotne mokradła 3lgQ88B
#886b8e | #af522d

Powrót do góry Go down





Diana
Gif :
Samotne mokradła 4a8fd4f9cf6e221328ca4d9a6518b2cc
Godność :
Diana Candran
Wiek :
Wizualnie ma 25 lat
Rasa :
Cień
Wzrost / Waga :
170 cm / 63 kg
Znaki szczególne :
Tatuaż = dwa karpie koi: czarny i biały, Proteza wykonana na Wyspach Księżycowych zamiast lewej ręki, fioletowe oczy, broń o delikatnej, srebrzystej poświacie
Pod ręką :
Katana i czemu Tyk nie zmienia opisów
Broń :
Daishō
Zawód :
Liderka Bractwa
https://spectrofobia.forumpolish.com/t603-diana#5487 https://spectrofobia.forumpolish.com/t913-skarbic-diany https://spectrofobia.forumpolish.com/t1016-skladzik-diamentow https://spectrofobia.forumpolish.com/t1079-diana
DianaSiedem Nieszczęść: Chciwość
Re: Samotne mokradła
Pon 18 Sty - 18:16
Candran nie śpieszyła się specjalnie i zanim ostatecznie pojawiła się na zapomnianych przez dobry smak mokradłach, to uczyniła to w sposób sobie właściwy. Zamiast przedzierać się przez bezkresne połacie terenu wykorzystała swoje portale, by pojawić się w miejscu gdzie oczekiwała ujrzeć Irith. Wysłała tę nieszczęsną adeptkę na tyle wcześniej, że cała nudna część zadania - zawierająca w sobie niekończące się dysputy przeplatane zadawaniem pytań na temat okoliczności pojawienia się domniemanego Koszmaru - powinna już zostać wykonana.
Chłód na policzkach nie był zbyt przyjemny. Szczególnie, że ostatnie kilka godzin Cień spędziła rozkoszując się nowymi meblami w ciepłym domu, przy trzaskającym kominku. Uniosła więc swoją dłoń dotykając policzka samymi palcami. Odrobinę zbyt długi rękaw jasnoszarego płaszcza zsunął się nieznacznie ukazując blady nadgarstek.
Tym razem jednak Candran była dobrze przygotowana do panujących tu warunków. Długi, niezbyt gruby różowy szal przepleciony złotymi nićmi dobrze chronił szyję od niesprzyjających warunków, podczas gdy ciepły płaszcz okrywał niemal całą resztę ciała Cienia, a także lekką, dobrze dopasowaną zbroję. Od kolan, gdzie kończyło się wierzchnie okrycie Diana była chroniona przed zewnętrznymi warunkami nie tylko przez wytrzymałe, czarne spodnie, lecz także przez długie, wygodne, ciemnobrązowe buty.
Na pierwszy rzut oka tylko pas, do którego przymocowano dwa miecze skryte w pochwach mógł świadczyć o tym, że Cień przybyła do tego miejsca by zabijać. W rzeczywistości jednak broni było więcej. Małe ostrze przymocowane pod płaszczem, czy drugie w postaci sztyletu ukrytego w prawym bucie, a także ułożone starannie w kieszeniach trzy rodzaje bomby dymnych - ukryte w torbach przy pasie Diany w kolorach białym, niebieskim i czerwonym używane nie tylko jako dywersja, lecz także jako sygnał. Podobnie jak zawieszony na szyi, ukryty pod szalikiem gwizdek przypominający swoim kształtem rybę o srebrnej barwie i czarnych plamkach. Wliczając w to kilka innych drobiazgów Diana miała przy sobie całkiem sporo rzeczy i to nie bez przyczyny. Nie chciała marnować zbyt wiele czas - nawet jeżeli będzie musiała tropić Koszmar w całkowitych ciemnościach.
Chuchnięcie w palce było dla Diany niczym sygnał do rozpoczęcia poszukiwań niesfornej Adeptki, która nie czekała w umówionym miejscu - choć w gruncie rzeczy możliwe, że Liderka zapomniała jej tego polecenia przekazać. Nieistotne.
Pewnym pomysłem było zbadanie przybytku marności o stanie, który zniechęcał by przekraczać jego progi. Nikt nie chciał zostać pogrzebany żywcem pod stertą starych, zarobaczonych i zagrzybionych desek.
Candran westchnęła tylko, opierając nadgarstek o rękojeść krótszego miecza i stawiając pierwszy krok na drodze do przygody - czy może raczej kolejnego mało istotnego zlecenia wykonywanego jedynie dla praktyki.
Usłyszała głosy jeszcze nim jej dłoń mogła dotknąć wyjątkowo paskudnej deski, która przez miejscowych zapewne była nazywana drzwiami, lecz nie zasługującej na to szlachetnie brzmiące miano. Drzwi pozwalały odciąć się od świata, gdzie przygłupie chochliki były uznawane za prawdziwy cud, czy też skrywały sekrety i cenne łupy, które wystarczyło tylko pochwycić. To coś tutaj nie potrafiło nawet stanąć na straży jej uszu, by te nie musiały wysłuchiwać niezbyt ciekawych opowieści.
Już wtedy Diana spodziewała się co może ujrzeć w środku i nie pomyliła się. Przekraczając próg dostrzegła Lunatyczkę i na ten widok kąciki jej ust aż uniosły się w stonowanym, acz szyderczym uśmiechu. Pogrążeni w rozmowie z każdą chwilą przekonywali Diane, że niewiele jest złośliwości w powiedzeniu, że Kapelusznicy mają głowy jak Kapelusze - puste w środku, to najzwyczajniej jest prawda. Wszak mogłaby ściąć ich durne łby zanim ktokolwiek z nich by się zorientował.
Zbliżyła się do rozmawiających i nie zważając wcale na to, na jakim etapie aktualnie była tocząca się rozmowa, głośno zadała pytanie w trzech krótkich słowach:
- Gdzie był koszmar? - Co prawda mogła się najpierw przedstawić, lecz nie uważała, by było to konieczne. Wiedziała kim muszą być Kapelusznicy i to jej wystarczyło. W końcu Scavell wie, że Diana odcięłaby jej głowę, gdyby spotkała ją w takich okolicznościach na zwykłej pogawędce. A że ta nie wykazywała jakoś specjalnie, by była przestraszona, to musiała rozmawiać ze zleceniodawcami.
I choć to prawda, że najlepiej mieć jak najwięcej informacji, to trzeba stopniować ich wagę, tak by w przypadku nieoczekiwanego zgonu, czy innych nieprzewidzianych okoliczności nie zostać z wiedzą jakie bombki na drzewkach są wieszane przez Koszmar, bez czegoś tak podstawowego jak jego przybliżona lokalizacja.

Powrót do góry Go down





Scavell
Gif :
Samotne mokradła A7c78c1cf8554d3256eba773fd3bfcbe
Godność :
Irith Adelaide "Scavell" Bellclair
Wiek :
28 lat
Rasa :
Lunatyk
Wzrost / Waga :
170 / 60
Znaki szczególne :
blizna po cięciu na gardle
Pod ręką :
wymienione w poście eliksiry, broń, Scath, Przepaska ślepo-widzenia, Chmarny talizman
Broń :
Nysarth (rapier), mizerykordia
Zawód :
Adept Bractwa
Stan zdrowia :
zdrowa
https://spectrofobia.forumpolish.com/t649-irith-scavell https://spectrofobia.forumpolish.com/t649-irith-scavell https://spectrofobia.forumpolish.com/t934-skrzynka-korespondencyjna-irith https://spectrofobia.forumpolish.com/t1113-scavell
ScavellDiabelski Bibliotekarz
Re: Samotne mokradła
Wto 19 Sty - 13:40
Ogień trzaskał przyjemnie w kominku i rzucał długie cienie na drewniane ściany karczmy ożywiając je i czyniąc z nich groteskową scenę, na której wystawiana była kolejna nieznana (i jakże oklepana!) opowieść o walce światłości z mrokiem. Wyciszał zmysły Scavell, która to siedziała znudzona z policzkiem wspartym o dłoń ubraną w czarną rękawiczkę z miękkiej skóry i słuchała opowieści, jakie snuł pan Solivagnant - oczywiście o szemranych interesach rodu Dumont. Z grzeczności jedynie od czasu do czasu potakiwała głową, by dać złudne wrażenie wysłuchiwania Kapelusznika, choć rzeczywiście jej uwaga była skupiona na zdobionym ostrzu małego nożyka, którym bawiła się pod stołem drugą ręką. Adeptka niecierpliwie oczekiwała chwili, aż wreszcie jej zleceniodawca skończy snuć swoją opowieść i zechce udzielić jej głosu, by w końcu mogła wrócić do meritum i dowiedzieć się czegokolwiek na temat tego, co wydarzyło się na przyjęciu, a nie szczegółowej analizy obejmującej geopolitykę, genealogię i gospodarkę pomniejszych rodów kapeluszniczych i tajników przygotowywania przyjęć. Choć w innych okolicznościach zagadnienia te w pewien osobliwy sposób mogłyby wydać się całkiem interesujące – wszak Scavell była istną sroką zbierającą każdy błyszczący się okruszek informacji i kolekcjonującą je w swoim pilnie strzeżonym skarbcu wiedzy – to do wykonania zadania potrzebne były zgoła inne fakty zawierające okoliczności zdarzenia. Czas z całą pewnością naglił, wszak los dwójki pozostałych Kapeluszników wciąż pozostawał nieznany, a ich życie mogło wisieć na włosku.
Hipotetycznie Lunatyczka mogłaby ukrócić całej tej paplaniny i w sposób bezpośredni przejść do zadawania pytań, a nie bawić się w uprzejmości i kurtuazję. Jednakże coś nie pasowało jej w obrazie, jaki prezentowali sobą zebrani – ostatecznie zaginionymi byli bliscy znajomi Kapeluszników, w tym sama żona gospodarza. Zebrani zachowywali się natomiast zbyt lekko jak na osoby, którzy prawdopodobnie ledwo uszli z życiem. Słuchała więc monologu – co prawda znudzona, ale starała się wyłapać jakąkolwiek istotną informację. Wkrótce jednak zaczynała wątpić w jakieś drugie dno historii, a wszystko zrzuciła na karby szaleństwa, jakie cechowało tę rasę.
Niedaleko stolika, przy którym siedzieli kręciła się młoda dziewczyna, z podobieństwa do niemłodego już Dachowca obsługującego za barem Irith mogła wywnioskować, że musiała być jego córką. Zawołała ją gestem ręki i zamówiła całej czwórce herbatę, aby pan Solivagnant mógł zająć się na chwilę czymś innym, niż ciągłymi próbami dyskredytacji gospodarza-oponenta i w krótkim czasie ciszy móc wreszcie zadać pytania. W momencie, gdy kotka przyniosła zamówienie, do karczmy weszła znajoma postać, której Scavell skinęła lekko na powitanie i niemalże niezauważalnie wzruszyła ramionami – ptaszek nie chce śpiewać.
- Koszmar? Jaki Koszmar?! – wtrącił milczący do tej pory Kapelusznik ubrany w czarno-biały strój wykonany z ciężkiego brokatu  - Jedynie tani zabieg tego oto tu siedzącego genltemana, zachciało się przebijać przyjęcia państwa Dumont! Założe się, że to wszystko jest ustawione i to tylko po to, by zyskać rozgłos!
- Cicho, drogi Gustawie, wiem, że wszędzie węszysz spiski, ale sama wiem, co słyszałam! - poklepała go po ramieniu pani Flaubert w uspokajającym geście.
- W takim razie sama też należysz do spisku… - burknął pod nosem i zamilkł.
Kobieta jednak kontynuowała. Pochyliła się do przodu skracając między zebranymi dystans, zniżyła głos do konspiracyjnego szeptu lekko zakrywając usta dłonią ubraną w białą, nieco przybrudzoną ziemią rękawiczkę:
- Śpiew ducha! Smutnej oblubienicy, która utopiła się z powodu nieodwzajemnionej miłości swojego kochanka! Dochodzący z oddali, niezwykle nostalgiczny i taki jakby… stłumiony? Dawno nie słyszałam niczego tak pięknego! Czytałam dużo opowiadań o takich sytuacjach i bez wątpienia musiał być to duch.
Gospodarz, który po raz pierwszy od jakiegoś czasu pozostawał cicho i musiało mu to sprawiać widoczny ból, odchrząknął tylko cicho, napił się swojej herbaty i ze splecionymi rękoma zwrócił się do swojej przedmówczyni.
- Nonsens, duchy nie istnieją. Musiała to być jakaś bagnista syrena czy coś równie osobliwego. Albo Koszmar. Ale na pewno nie duchy, czy spotkała pani kiedykolwiek ducha? Bo ja nie! Duchy nie istnieją, koniec kropka.
- Mylisz się, Herbercie, brak doświadczenia nie dowodzi nieistnienia czegokolwiek. Ja będę twierdzić uparcie, że był to duch. Duch brzmi bardziej poetycko niż bagnista syrena. Przecież to godzi w samą formę! – i zaczęli kłócić się i dowodzić, która ze stron ma rację, całkowicie ignorując obie kobiety.
Irith z westchnieniem podniosła się ze swojego siedzenia i stanęła obok swojej liderki. Przesłuchanie świadków nie szło tak, jak powinno i przedłużało się niezmiernie. Domyślała się, że Diana pewnie zacznie tracić cierpliwość. Liczyła tylko, że gniew Candran nie obróci się przeciwko niej.
- Unikają jakichkolwiek odpowiedzi na pytania i mówią o rzeczach nieistotnych. – rzekła tylko cicho, niesłyszalnie dla pochłoniętych kłótnią Kapeluszników.


Samotne mokradła 3lgQ88B
#886b8e | #af522d

Powrót do góry Go down





Diana
Gif :
Samotne mokradła 4a8fd4f9cf6e221328ca4d9a6518b2cc
Godność :
Diana Candran
Wiek :
Wizualnie ma 25 lat
Rasa :
Cień
Wzrost / Waga :
170 cm / 63 kg
Znaki szczególne :
Tatuaż = dwa karpie koi: czarny i biały, Proteza wykonana na Wyspach Księżycowych zamiast lewej ręki, fioletowe oczy, broń o delikatnej, srebrzystej poświacie
Pod ręką :
Katana i czemu Tyk nie zmienia opisów
Broń :
Daishō
Zawód :
Liderka Bractwa
https://spectrofobia.forumpolish.com/t603-diana#5487 https://spectrofobia.forumpolish.com/t913-skarbic-diany https://spectrofobia.forumpolish.com/t1016-skladzik-diamentow https://spectrofobia.forumpolish.com/t1079-diana
DianaSiedem Nieszczęść: Chciwość
Re: Samotne mokradła
Sro 20 Sty - 10:48
Na pozór Candran słuchała słów Kapeluszników, przynajmniej początkowo. Gdyby ktoś jednak zwrócił uwagę na drobne detale, to wiedziałby co kobieta planowała. Jej sztuczne palce powoli zsunęły się po pochwie, tak że ostatecznie ujęła swój miecz. Trzymała ostrze tak, by łatwo było je dobyć drugą ręką.
Przecież nie pytała co ta banda półgłówków spotkała. Nie obchodziło ją, czy był to duch, Koszmar, czy może bardzo brzydka mieszkanka okolicznej wioski o zamiłowaniu do czarów rozmawiająca ze swoim czarnym kotem.
Nawet jednak w tym obłąkanym bełkocie Candran znalazła kilka drobnych detali, które mogły być istotne. Oczywiście, gdyby miała w ten sposób uzyskać jakiekolwiek spójne informacje, to chyba ten Koszmar umarłby ze strachu - a przecież te istoty się nie starzeją.
Bez wątpienia jednak glizdy w kapeluszach były ślepe jak kret i nie spostrzegły samego Koszmaru, a może spostrzec go nigdy nie mogli? Istniały wszak dwie możliwości. Choć nie, trzy. Nie wolno zapominać, że Koszmar mógł być nimi całkowicie niezainteresowany - choć to raczej rzadkie, by istota z czeluści Krainy Snów ujawniła się komuś przypadkiem. Wracając jednak do sedna: Koszmar mógł   się ukrywać, może lubuje się w strachu związanym z niepewnością, a może po prostu ukrywa się pod ziemią? Istniała jednak także druga możliwość - bezcielesny Koszmar, który przedarł się do Rzeczywistości jedynie w formie głosu.
Zerknęła dyskretnie w stronę adeptki. W żadnym razie jednak nie chciała się z nią porozumieć, lecz zastanawiała jak to nieszczęsne dziewczę miałoby się mierzyć z Koszmarem istniejącym tylko jako głos. Nie miała w końcu broni, która mogłaby ugodzić nie w fizyczną formę Koszmaru, lecz w jego prawdziwą formę, ani nie opanowała jeszcze zdolności, która pozwala ujrzeć prawdziwą postać tego rozgadanego monstrum, by wiedzieć gdzie ostrzem ugodzić.
Szybki ruch ręki sprawił, że dłoń Candran znalazła się na rękojeści zakrzywionego miecza. Ostrze sprawnie opuściło pochwę ukazując wszystkim w pomieszczeniu swój księżycowy blask - i zdaniem Cienia wyglądało jakby było warte więcej niż całe to nieszczęsne miejsce. Szybki ruch nadgarstkiem i miecz stał się niejako przedłużeniem ręki, a następnie opadł w dół zatrzymując się tuż nad stołem.
Diana bowiem nie mogła się zgodzić z adeptką - Ci tutaj nie unikali odpowiedzi na pytania, a najzwyczajniej byli głupi. Do takich nie przemówią żadne słowa.
- Mój miecz musi być regularnie karmiony krwią i nie musi to być krew Koszmaru - Diana zdawała sobie sprawę, że Koszmary jako takie krwi nie posiadają, nie miało to jednak teraz znaczenia. - Macie pięć minut na poinformowanie mnie o wszystkim co istotne, albo będę zmuszona go nakarmić już teraz. - Tutaj uczyniła mała pauzę i spojrzała na twarze Kapeluszników chłodnym wzrokiem. Dopiero gdy upewniła się, że widok magiczne oręża przemówił tym kretynom do rozumu na tyle, że zdobyła ich uwagę, kontynuowała:
- Pytam raz jeszcze: Gdzie? - Na obecnym etapie Dianie wydawało się, że nie dowie się od nich niczego innego. Równie dobrze mogłaby przyjść na kółko modlitewne i tam pytać o Koszmary. Bez wątpienia dowiedziałaby się wielu ciekawostek o biblijnych demonach i spekulacjach, które byłyby tak samo sensowne jak to absurdalne połączenie pomiędzy krzyczącą głową dziecka, a resztą bezużytecznego ciała.
Kobieta oparła sztych swojej broni na drewnianym stole - nie było potrzeby by męczyć rękę utrzymując go dłużej w powietrzu, a nie chciała go chować bo świergotki gotowe zapomnieć o groźbie i znów zacząć snuć swoje nudne teorie.
Gdyby któryś z Kapeluszników posiadał zdolność do czytania w myślach mógłby przejrzeć kłamstwa Diany i wiedziałby, że jej miecz nie musi być nakarmiony niczyją krwią. Mógłby nawet wiedzieć, że Koszmary takiej krwi raczej nie posiadają. Czy jednak w czymkolwiek mu to pomoże, gdy zrozumie, że niezależnie od tego Diana planuje ich zabić, jeżeli będą poddawali jej cierpliwość próbie jeszcze przez chwilę? I pomyśleć tylko, że to wszystko dlatego, że to miejsce zrodziło w Candran przekonanie, że czymkolwiek jej nie zapłacą, to nie będzie to zbyt wartościowe.

Powrót do góry Go down





Scavell
Gif :
Samotne mokradła A7c78c1cf8554d3256eba773fd3bfcbe
Godność :
Irith Adelaide "Scavell" Bellclair
Wiek :
28 lat
Rasa :
Lunatyk
Wzrost / Waga :
170 / 60
Znaki szczególne :
blizna po cięciu na gardle
Pod ręką :
wymienione w poście eliksiry, broń, Scath, Przepaska ślepo-widzenia, Chmarny talizman
Broń :
Nysarth (rapier), mizerykordia
Zawód :
Adept Bractwa
Stan zdrowia :
zdrowa
https://spectrofobia.forumpolish.com/t649-irith-scavell https://spectrofobia.forumpolish.com/t649-irith-scavell https://spectrofobia.forumpolish.com/t934-skrzynka-korespondencyjna-irith https://spectrofobia.forumpolish.com/t1113-scavell
ScavellDiabelski Bibliotekarz
Re: Samotne mokradła
Wto 23 Lut - 13:24
Kłótnia Kapeluszników trwała w najlepsze, gdy ostrze miecza Candran błysnęło i zasiało ciszę w izbie – nie tylko wśród Kapeluszników ale i wśród wszystkich zgromadzonych gości karczmy, którzy teraz z zainteresowaniem przyglądali się tej osobliwej scence. Niektórzy szemrali między sobą i zaczęli nieznacznie zbliżać się do nich, co spowodowało, że Irith najchętniej ulotniłaby się szybko z tego budynku – brakowałoby wielkiej burdy karczemnej, która skutecznie spowolniłaby ich małe śledztwo: Diana z pewnością prędzej wyrżnęłaby ich co do nogi niż pozwoliła na pozbawienie się jej drogiej broni. A po takim incydencie trzeba posprzątać i uciszyć świadków. Lunatyczka również przeniosła dłoń na rękojeść swojego rapiera i trzymała ją w pogotowiu, gdyby któryś z delikwentów postanowił się zbytnio zbliżyć.
- Chyba spodobał im się twój miecz.  – mruknęła cicho do swojej Liderki, lecz jej słowa zostały szybko zagłuszone przez okrzyk Kapeluszniczki.
- Och, Herbercie, ja mdleję!  - rzuciła słabo pani Flaubert na widok miecza i dramatycznie odchyliła się w krześle wachlując się starannie wyhaftowaną chusteczką.
Pan Floret, którym najprawdopodobniej był siedzący na krześle Kapelusznik, spojrzał tylko ponuro na swoją towarzyszkę, a po chwili swój świdrujący wzrok utkwił w grożącym mu mieczem Cieniu. Oparł brodę na splecionych dłoniach i przyglądał się Candran z uwagą, najwidoczniej korzystając ze swojego talentu do czytania w myślach. Dumał tak przez chwilę, po czym gwałtownie się wyprostował.
- Śmiem twierdzić, że ta panna prawi nieprawdę co do karmienia jej oręża krwią, ale nie zawaha się nas pozabijać, gdy nie powiemy jej prawdy.  – odpowiedział ze stoickim wręcz spokojem paranoiczny dotąd pan Floret, unosząc przy tym palec do góry i patrząc się z wyrzutem w stronę gospodarza.
Ten przełknął głośno ślinę, szybko podniósł się z siedziska i spojrzał błagalnym wzrokiem na Liderkę. Biedaczyna zaczął trząść się niekontrolowanie i ocierać spocone czoło chusteczką – widać widmo rychłej śmierci jest argumentem najlepiej przemawiającym bez rozróżnienia na rasy.
- My nie wiemy! To znaczy wiemy, ale nie wiemy, jak tam trafić!  – rzekł szybko pan Solivagnant unosząc obie ręce do góry w geście kapitulacji – Gdybyśmy tam byli to potrafiłbym powiedzieć, czy to jest to miejsce. Niestety, muszę się przyznać, że tym razem nie dołożyłem wszelkich starań co do wyboru lokacji tego przyjęcia. Skomunikowałem się w tej sprawie z tubylcami, którzy wybrali dla nas odpowiednią małą polankę wśród bagien, zaprowadził nas tam jeden Dachowiec, jego musicie spytać o trasę! Syn karczmarza, o niego pytajcie!
Metody Diany wydały się Scavell być co najmniej dyskusyjne jeśli chodzi o środki mimo ich skuteczności; choć cel uświęca środki to kobieta w pierwszej chwili nie była w stanie ocenić, na ile Cień byłaby w stanie urzeczywistnić groźbę w razie nie spełnienia jej warunku – choć po dłuższym zastanowieniu możliwość dekapitacji Kapeluszników wydawała się być wysoce prawdopodobna. Ale czy zrezygnowałaby w ten sposób z nagrody? Czy może wzięłaby ją mimo wszystko, wszak martwi odmówić nie mogą? Z pewnością motywacja działań Diany stanowiła dla Scavell swoistą tajemnicę.
Lunatyczka nie była w stanie wydedukować niczego ze strzępków informacji podanych na tacy gadatliwości osobliwej trójki Kapeluszników. Trudno było stwierdzić, czy mają rzeczywiście do czynienia z Koszmarem czy może tylko z halucynacjami wywołanymi bagiennymi oparami bądź wykwintną formą żartu jednego z kamratów Kapeluszników. Niemniej przygotować się trzeba było na wszystko, zwłaszcza na możliwość obcowania z dziwną formą Koszmaru – rzeczywiście ostatnimi czasy ich aktywność była wzmożona. Irith co prawda nie była doświadczonym Łowcą ani nie posiadała jeszcze odpowiedniego oręża do walki, jednakże miała coś, co mogło okazać się równie przydatne – a mianowicie wiedzę o Koszmarach, którą zdobyła, gdy jeszcze była zelotką w Kulcie Snów przed tym feralnym incydentem, który prawie przypłaciła życiem. Z innego powodu zapewne nie zostałaby uratowana i zwerbowana przez Dianę gdyby nie to, że Liderka uznała jej wiedzę za wartą wykorzystania.
Dopiero teraz poczuła zmęczenie, jakie wywarło na niej przesłuchiwanie świadków, wizja kolejnych rozmów, tym razem z przewodnikiem, nie napawała jej optymizmem, zatem w głębi duszy liczyła, że tą częścią zajmie się Diana.
-  Wybacz mi impertynencję, ale widzę, że twoje metody są znacznie skuteczniejsze i szybsze od moich.  – wskazała wymownie ruchem głowy karczmarza.


Samotne mokradła 3lgQ88B
#886b8e | #af522d

Powrót do góry Go down





Diana
Gif :
Samotne mokradła 4a8fd4f9cf6e221328ca4d9a6518b2cc
Godność :
Diana Candran
Wiek :
Wizualnie ma 25 lat
Rasa :
Cień
Wzrost / Waga :
170 cm / 63 kg
Znaki szczególne :
Tatuaż = dwa karpie koi: czarny i biały, Proteza wykonana na Wyspach Księżycowych zamiast lewej ręki, fioletowe oczy, broń o delikatnej, srebrzystej poświacie
Pod ręką :
Katana i czemu Tyk nie zmienia opisów
Broń :
Daishō
Zawód :
Liderka Bractwa
https://spectrofobia.forumpolish.com/t603-diana#5487 https://spectrofobia.forumpolish.com/t913-skarbic-diany https://spectrofobia.forumpolish.com/t1016-skladzik-diamentow https://spectrofobia.forumpolish.com/t1079-diana
DianaSiedem Nieszczęść: Chciwość
Re: Samotne mokradła
Sro 10 Mar - 11:52
- Bezużyteczni. - Szepnęła pod nosem, tak że nikt nie mógł być pewien co Candran do końca powiedziała. Cofnęła swój miecz i schowała srebrzysty blask ostrza pod białym materiałem pochwy. Uniosła wzrok, zerkając w stronę karczmarza.
Nie podobało jej się, że nie mogła po prostu dostać informacji i wyruszyć na polowanie. Miała wrażenie, że ogłoszenie zamieściły osoby, które nie były pewne co jadły dziś na śniadanie, a przestraszony karczmarzyna nie wydawał się wcale bardziej kompetentny w udzielaniu informacji.
Na swoją adeptkę Candran nawet nie spojrzała. nie miała zamiaru czekać, aż ta napije się herbaty czy pozwoli gospodarzowi poczęstować ją wszystkimi trunkami.
Pewnym krokiem Diana ruszyła przed siebie, lecz zatrzymała się. Stało się to nie bez powodu, lecz za sprawką dłoni wyciągniętej w stronę jej świętych ostrzy. Jakiś drobny złodziejaszek myślał chyba, że kobieta będzie zbyt zajęta swoim zadaniem, by strzec swojego miecza, a może chciał tylko go dotknąć? Prawdopodobnie nikt nie byłby tak głupi, by myśleć, że ukradnie miecz wydobywając go z pochwy. Jednak Candran przyjęła, że był złodziejem.
Niewielki krok w bok i dłoń chwytająca za ostrze wystarczyły, by miecz przeciął skórę dłoni krnąbrnego Baśniopisarza. Srebrny blask szybko ponownie zniknął, ustępując miejsca krzykowi nikczemnika.
Na wrzaski jednak Diana nie zważała, a podeszła do karczmarza i w krótkich słowach zapytała:
- Gdzie Twój syn? - Nim jednak usłyszała odpowiedź z wnętrza sali dobiegły do nią oburzone krzyki motłochu, który poruszony wydarzeniem postanowił wstać z krzeseł i najwyraźniej bronić swoich. Tuzin ludzi stała teraz z gniewnym spojrzeniem, wykrzykując przekleństwa w stronę Tropicielki. Wśród nich jednak nie było zleceniodawców, którzy wydawali się o czymś aktualnie intensywnie dyskutować - zapewne powrócili do swojego codziennej rutyny.
- On jest... - Karczmarz wyraźnie nie chciał nic mówić, chyba licząc, że wściekły tłum uratuje jego syna przed spotkaniem z tą psychopatką. I chociaż Candran zdawała sobie sprawę, że nie miałaby problemu z pokonaniem dwunastu uzbrojonych w najlepszym razie w krótkie nożyki pijanych miejscowych, to było to zdecydowanie zbyt duże zamieszanie jak na nią. Poza tym w walce mógł ucierpieć także gospodarz, a to utrudniłoby jej znalezienie przewodnika.
Diana okropnie nie lubiła prosić o informacje i dlatego zamiast załagodzić sytuację, postanowiła dorzucić do ogniska coś wyjątkowo dużego i niezwykle łatwopalnego.
- Mów, albo stracisz głowę i znajdę go na twoim pogrzebie. - Powiedziała wyraźnie sfrustrowana Candran wciąż obrócona w stronę Karczmarza, toteż kiwnęła głową na Scavell, by ta stanęła za nią i pilnowała, aby ktoś nie próbował czasem atakować. Co prawda Diana była czujna, ale nie mogła wykluczyć, że jakiś cios byłby na tyle cichy, że nie byłaby w stanie go usłyszeć i w porę zareagować.
- Nad rzeką, jest nad rzeką i łowi ryby. - Odpowiedział pośpiesznie, widząc jak dłoń Candran powoli przesunęła się na rękojeść dłuższego miecza. Candran zadała jeszcze pytanie, upewniając się, czy jest to ta rzeka, o której myśli. Na kiwnięcie głowy obróciła się i spojrzała na tłum, który choć wciąż wyglądał bardzo bojowo, to nie postanowił jeszcze zaatakować.
- Teraz trzeba stąd wyjść. - Mruknęła tylko cicho, choć stojąca nieopodal adeptka mogła usłyszeć jej słowa. Dłoń wciąż spoczywała na rękojeści miecza.[/b]

Powrót do góry Go down





Scavell
Gif :
Samotne mokradła A7c78c1cf8554d3256eba773fd3bfcbe
Godność :
Irith Adelaide "Scavell" Bellclair
Wiek :
28 lat
Rasa :
Lunatyk
Wzrost / Waga :
170 / 60
Znaki szczególne :
blizna po cięciu na gardle
Pod ręką :
wymienione w poście eliksiry, broń, Scath, Przepaska ślepo-widzenia, Chmarny talizman
Broń :
Nysarth (rapier), mizerykordia
Zawód :
Adept Bractwa
Stan zdrowia :
zdrowa
https://spectrofobia.forumpolish.com/t649-irith-scavell https://spectrofobia.forumpolish.com/t649-irith-scavell https://spectrofobia.forumpolish.com/t934-skrzynka-korespondencyjna-irith https://spectrofobia.forumpolish.com/t1113-scavell
ScavellDiabelski Bibliotekarz
Re: Samotne mokradła
Czw 1 Kwi - 14:20
Atmosfera w tym nieszczęsnym przybytku rozpaczy i nędzy zagęściła się jeszcze bardziej. Scavell, jak na prawdziwą damę przystało, dokończyła już na stojąco swój napój, skłoniła się Kapelusznikom na pożegnanie mamrocząc niewyraźne podziękowania – choć dziękować nie było za co – i ruszyła szybkim krokiem za swoją liderką, coby przypadkiem nie zostać od niej odseparowaną przez tłum tutejszych bywalców. Jej rapier wydawał się być dużo mniej efektywnym narzędziem samoobrony niż dianowe ostrza z księżycowego metalu.
Na domiar złego jeden z patronów okazał się na tyle nierozsądny, aby spróbować przywłaszczyć sobie drogą, cieniową broń. Scavell westchnęła tylko ciężko licząc, że miejscowa ludność nie lubi spędzać czasu na gonieniu przybyszów z widłami i pochodniami. Ostatecznie miały misję do wykonania, a zabawa w berka z tubylcami wydawała się nie tylko nieatrakcyjna, ale również nieziemsko męcząca. Zresztą, Lunatyczka szczerze powątpiewała, by Diana pozwoliła się tak poniżyć ucieczką, z pewnością prędzej zdekapitowałaby natrętników – a to z kolei rodziłoby kolejny problem, bo ktoś – z pewnością Scavell – musiałby po tym posprzątać. I to również byłoby nieatrakcyjne i nieziemsko męczące.
Z tych oto ponurych rozmyślań wyrwał ją przestraszony głos karczmarza. Widać Cień nie bawiła się w konwenanse, ale od razu przechodziła do meritum - ale cóż, cel uświęca środki. Irith przezornie odwróciła się do kobiety plecami, rękę wciąż trzymając w pogotowiu na swoim rapierze i zmierzyła chłodnym wzrokiem tłum starając się wyglądać groźniej, niż zwykle. Tłum szemrał i burzył się jak to tłum ma w zwyczaju, a Lunatyczka jak to Lunatyczka stała i analizowała sytuację.
- Niezwykle stanowczo.   – mruknęła bardziej do siebie, niż do Candran – Przynajmniej on ma instynkt samozachowawczy.
Gdy kobiety kierowały swe kroki do wyjścia, z tłumu wyłoniła się dwójka osobliwie wyglądających postaci – z pewnością byli to wyjątkowo masywni bliźniacy Cyrkowcy - która zastąpiła im drogę. Zza ich pleców wyszedł wyglądający jak chłopiec Upiorny, stanął po środku z założonymi na piersi rękami i z pewną nonszalancją zmierzył Tropicielki chłodnym wzrokiem.
- Zraniła pani naszego drogiego przyjaciela. Zarabiał własnymi dłońmi, a przez kontuzję przez panią spowodowaną nie będzie w stanie pracować i będzie dla nas bezużyteczny. W związku z tym domagamy się rekompensaty w postaci pani mieczów, zaledwie pokryje to poniesioną przez nas szkodę. – skierował swe słowa do Cienia i skinął głową na swoich towarzyszy.
Ci posłusznie wystąpili do przodu, wyciągnęli przyczepione do pasów drewniane pałki i tandetnie wyglądające sztylety i stanęli naprzeciwko kobiet całkowicie zagradzając jedyną drogę wyjścia, a tłum żądny krwi i wrażeń, niemalże krzyczący panem et circenses utworzył dookoła nich ścisły krąg, dosyć sztampowo przypominający ring. Oczywiście unosiły się z niego niecenzuralne okrzyki zagrzewające dzielnych zawodników do walki.
- Panienki albo oddadzą swoją broń po dobroci, albo po złości, nam to wszystko jedno – wycharczał głosem ochrypłym od alkoholu osiłek stojący naprzeciwko Scavell i wycelował w nią swój sztylet.
Lunatyczka rzuciła pytające spojrzenie w stronę Diany, wyciągnęła Nysarth i stanęła w pozycji obronnej – choć mężczyźni górowali nad nimi wzrostem i masą, ich ruchy były bardzo niezdarne i ociężałe, z pewnością byli pod wpływem tandetnego trunku, który śmiał zwać się alkoholem. Walka nie zapowiadała się na niezwykle trudną, lecz ciężko było przewidzieć reakcję tłumu na ewentualną porażkę Cyrkowców.


Samotne mokradła 3lgQ88B
#886b8e | #af522d

Powrót do góry Go down





Diana
Gif :
Samotne mokradła 4a8fd4f9cf6e221328ca4d9a6518b2cc
Godność :
Diana Candran
Wiek :
Wizualnie ma 25 lat
Rasa :
Cień
Wzrost / Waga :
170 cm / 63 kg
Znaki szczególne :
Tatuaż = dwa karpie koi: czarny i biały, Proteza wykonana na Wyspach Księżycowych zamiast lewej ręki, fioletowe oczy, broń o delikatnej, srebrzystej poświacie
Pod ręką :
Katana i czemu Tyk nie zmienia opisów
Broń :
Daishō
Zawód :
Liderka Bractwa
https://spectrofobia.forumpolish.com/t603-diana#5487 https://spectrofobia.forumpolish.com/t913-skarbic-diany https://spectrofobia.forumpolish.com/t1016-skladzik-diamentow https://spectrofobia.forumpolish.com/t1079-diana
DianaSiedem Nieszczęść: Chciwość
Re: Samotne mokradła
Pon 5 Kwi - 18:55
- Oczywiście. - Candran przyglądała się stojącym naprzeciwko niej. Wśród myśli wirujących w jej umyśle nie było jednak takich, które zakładałyby oddanie cennego oręża, czy strach przed groźbami.
Blada dłoń powędrowała w stronę rękojeści, a palce Cienia powoli wodziły po przyjemnym, czarnym materiale.
- Wypłacenie rekompensaty zajmie mi chwilę, a później wychodzimy. Liczę, że nikt więcej nie stanie mi na drodze. - Wypowiedziała te słowo głośno, skierowane były nie do Scavell czy Cyrkowców, a do tłumu. Nie dała jednak nikomu czasu na reakcję. Ruszyła do przodu. Na krótką chwilę ukazując srebrny blask swoich miecz, lecz ten szybko poczerniał wraz z Cieniem.
Niematerialna postać Cienia błyskawicznie przemknęła przez stojącego na jej drodze osiłka. Candran nie była pojedynkowiczem, nie była samurajem czy rycerzem. Nie nazwałaby się nawet wojownikiem. Nie interesowały jej pojedynki i czekanie na błąd przeciwnika, by go rozbroić. Znacznie bliżej jej do zabójcy, który pozostaje w ukryciu do czasu, aż nie będzie możliwe zadanie jednego, lecz kluczowego ciosu. Nie interesował jej pojedynek z pachołkami - jej celem był ten, który ukrywał się za ich plecami.
Nie miała zbyt wiele czasu, dlatego by się do niego dostać postanowiła wykorzystać swoją moc. W normalnych okolicznościach, gdyby nie chciała już opuścić tej śmierdzącej knajpy pełnej brudnych męt, to pozwoliłaby się zaatakować, by wyminąć Cyrkowca i uderzyć na Upiornego. To jednak pochłonęłoby więcej czasu.
Gdy Diana ponownie stała się materialna za plecami Cyrkowca nie zwlekała. Jej ruchy były szybkie i pełne gracji - jak na wyszkolonego szermierza przystało. Dłuższe ostrze czekało już w dłoni ukazując światu swój srebrny blask. Zostało skierowane w plecy Cyrkowca, który nie miał zbyt wiele czasu na reakcję. Celowało w serce, lecz Candran nie była pewna, czy miecz trafi. Była w końcu obrócona tyłem do Cyrkowca i nie on był jej celem. Pozbycie się go miało jedynie zapewnić bezpieczne tyły. Swoją uwagę skupiła na drugim ostrzu, które zostało błyskawicznie dobyte przez prawdziwą rękę Diany. Cięcie było szybkie i wymierzone w gardło Upiornego, który zdążył tylko otworzyć szerzej oczy po nagłym pojawieniu się oponenta tuż przed nim - podczas gdy łudził się, że za plecami swych ochroniarzy pozostaje bezpieczny. Nim jednak srebrny blask dosięgnął celu ostrze zahaczyło o przedramię i pierś grożącego. Ostrze przeszło gładko przez ciało, a krew trysnęła na ubranie i twarz Diany, na co ta przymknęła na chwilę oczy.
Nie zapomniała jednak o trzecim przeciwniku. Nawet gdyby nie postanowiła go wyeliminować, to krótsze ostrze mogło odeprzeć jego atak - znalazło się teraz po prawej stronie Diany. Tropicielka nie miała jednak zamiaru marnować zbyt wiele czasu i stworzyła pod stopami Cyrkowca portal, wysyłając go gdzieś do Świata Ludzi.
Co ucieszyło Candran poczuła jak coś ciągnie koniec dłuższego miecza ku dołowi. Zadała więc śmiertelny cios - na co skrycie liczyła. Uniosła dłoń by wydobyć swoje cenne, zakrwawione ostrze z ciała.
teraz pozostawało najważniejsze pytanie - czy otaczający ją i jej adeptkę tłum postanowi ich przepuścić. W końcu po części właśnie dlatego wykorzystała swoje magiczne zdolności, by zabić przeciwników na tyle szybko, ażeby wzbudzić w sercach tłuszczy strach przed jej osobą.
Fioletowe oczy mierzyły tłum uważnym spojrzeniem.

Powrót do góry Go down





Scavell
Gif :
Samotne mokradła A7c78c1cf8554d3256eba773fd3bfcbe
Godność :
Irith Adelaide "Scavell" Bellclair
Wiek :
28 lat
Rasa :
Lunatyk
Wzrost / Waga :
170 / 60
Znaki szczególne :
blizna po cięciu na gardle
Pod ręką :
wymienione w poście eliksiry, broń, Scath, Przepaska ślepo-widzenia, Chmarny talizman
Broń :
Nysarth (rapier), mizerykordia
Zawód :
Adept Bractwa
Stan zdrowia :
zdrowa
https://spectrofobia.forumpolish.com/t649-irith-scavell https://spectrofobia.forumpolish.com/t649-irith-scavell https://spectrofobia.forumpolish.com/t934-skrzynka-korespondencyjna-irith https://spectrofobia.forumpolish.com/t1113-scavell
ScavellDiabelski Bibliotekarz
Re: Samotne mokradła
Czw 29 Kwi - 13:46
Walka skończyła się szybciej, niż zaczęła, a Scavell stała nieco oniemiała popisem umiejętności Cienia i trochę nieświadomie, trochę odruchowo (jakby była pod wrażeniem nietypowej sztuki, która właśnie rozegrała się przed jej oczami) zaklaskała cicho kilka razy przerywając grobową ciszę, jaka właśnie zapanowała w izbie. Szybko jednak zauważyła swój nietakt, opuściła ręce i schowała je w poły ciemnego płaszcza.
Tłum, gdy tylko odzyskał trochę rezonu, zaczął szemrać między sobą, ale najwyraźniej kierując się funkcjonującym w miarę poprawnie instynktem samozachowawczym nie postanowił w żaden sposób pomścić nietypowego triumwiratu; można było nawet dostrzec, że niektórzy z tubylców zdawali się odetchnąć z ulgą na widok śmierci Upiornego i jego obstawy. Nawet niedoszły złodziej, w którego to „interesie” stanęła pechowa trójka, siedział nieruchomo i patrzył wielkimi, przerażonymi oczami raz na truchła swoich kamratów, raz na Cienia-zabójcę jakby bojąc się, że najmniejszym ruchem sprowadzi na siebie jej gniew. Gdy dostrzegł jej najmniejszy ruch uciekł między nogami gawiedzi za ich plecy. Irith szybko dołączyła do swojej Liderki i stanęła obok niej ostrożnie przechodząc nad zwłokami, coby nie popisać się brakiem gracji i nie przewrócić się z impetem.
Odgłosy walki sprawiły, że „władze” karczmy postanowiły jakkolwiek zainterweniować. Starszawy karczmarz-Dachowiec pospiesznie wyszedł zza lady, przedarł się przez tłum i z widoczną odrazą i podenerwowaniem zaczął na przemian bardzo energicznie gestykulować i łapać się za resztki włosów. Mruczał pod nosem przekleństwa, aż w końcu postanowił dać upust swojemu niezadowoleniu i krzyknął z rozłożonymi rękami:
- Kolejni w tym tygodniu, to już kocie pojęcie przechodzi! Gdzie my ich będziemy chować, jak miejsca już braknie, no gdzie?!
Niemłoda już Dachówka z poszarzałymi włosami i fartuchem brudnym od kurzu i tłuszczu wyszła z pomieszczenia z pewnością przeznaczonego na kuchnię i z głośnym, dramatycznym westchnięciem zwróciła się do młodej kelnerki, by szybko poszła po wiadro i szmatę oraz kazała zawołać „chłopców”. Zbliżyła się do karczmarza i niechętnie poklepała go po ramieniu - nadal mruczał pod nosem, że „przez takich przybyszów jego dotąd porządna karczma traci dobre imię”.
- No już-już, zaraz się nimi zajmiemy - wyprostowała się i spojrzała z nieukrywaną odrazą na członkinie Bractwa - Panie, idźcie panie stąd jak najszybciej i prędko tu nie wracajcie! A wy, pijaczyny jedne zasmarkane – zwróciła się do stojącego nadal tłumu zagradzającego wyjście – wracać do swoich kuflów, nie ma na co patrzeć! Ale już!
Gawiedź posłusznie rozstąpiła się i wróciła do swoich poprzednich zajęć a Tropicielki miały wreszcie sposobność opuścić ten rozpadający się przybytek rozpaczy i nędzy. Scavell postanowiła nie zaglądać w zęby darowanej szansie odwrotu taktycznego.
- Chodźmy stąd szybko, zanim zdążą zmienić zdanie i w ramach kultywacji lokalnych tradycji postanowią nas pogonić z widłami i pochodniami - mruknęła oczywistość i pospieszyła w kierunku wyjścia.
Możliwość oddychania zimnym, wieczornym powietrzem okazała się być niewysłowioną wręcz przyjemnością w porównaniu z zatęchłym, przesiąkniętym wonią taniego alkoholu powietrzem karczemnym. Scavell przeciągnęła się z lubością i obejrzała się na swoją Liderkę.
- To teraz nad rzekę? - machnęła szybko ręką, na której zmaterializował się wyjątkowo stary egzemplarz "Vade mecum viator," w którym zaczęła szukać mapy okolicznych terenów – Czy uważasz, że to naprawdę Koszmar czy może owoc zbyt bujnej kapeluszniczej fantazji będącej efektem wyziewów bagiennych? - zagadnęła między swoimi poszukiwaniami.
Chwilę zajęło jej przekopanie się przez mrowię starych map terenów wszelakich obu krain nim w końcu trafiła na interesującą ją mapę Malinowego Lasu. Egzemplarz miał swoje lata, ale liczyła, że wiele nie zdążyło się zmienić w tej zapomnianej przez wszystkich okolicy. Z mapą przed nosem ruszyła do przodu i rzuciła do Diany:
- Wiem mniej więcej, jak tam trafić, racz podążyć za mną!

[strażnik księgozbioru, 2 posty przerwy]


Samotne mokradła 3lgQ88B
#886b8e | #af522d

Powrót do góry Go down





Diana
Gif :
Samotne mokradła 4a8fd4f9cf6e221328ca4d9a6518b2cc
Godność :
Diana Candran
Wiek :
Wizualnie ma 25 lat
Rasa :
Cień
Wzrost / Waga :
170 cm / 63 kg
Znaki szczególne :
Tatuaż = dwa karpie koi: czarny i biały, Proteza wykonana na Wyspach Księżycowych zamiast lewej ręki, fioletowe oczy, broń o delikatnej, srebrzystej poświacie
Pod ręką :
Katana i czemu Tyk nie zmienia opisów
Broń :
Daishō
Zawód :
Liderka Bractwa
https://spectrofobia.forumpolish.com/t603-diana#5487 https://spectrofobia.forumpolish.com/t913-skarbic-diany https://spectrofobia.forumpolish.com/t1016-skladzik-diamentow https://spectrofobia.forumpolish.com/t1079-diana
DianaSiedem Nieszczęść: Chciwość
Re: Samotne mokradła
Sro 5 Maj - 11:42
Cień nie odpowiedział na zawodzenie starej kotki. W jej ocenie mowa o braku miejsc do pochówki w karczmie nieopodal bagien było jak rozpacz z powodu braku wody nad ogromnym, czystym i pięknym jeziorem. Zwłoki wystarczyło bowiem wyrzucić gdzieś na moczarach i niech tam czas się nimi zajmie, a wszechobecne błoto pochłonie.
Ostatecznie także dla Diany nie było powodu by nie pogrzebać ich wraz z całym tym szemranym przybytkiem. Szczególnie, że w tym właśnie czasie Candran ujrzała płomień zapewniający światło w tym miejscu. Łączyło się to z wizją płonącej karczmy. Wizją niezwykle kuszącą, lecz jednocześnie niewykonalną. Diana nie miała czasu na tak bezużyteczne zabawy - miała wszakże Koszmar do zabicia.
Ostrze raz jeszcze otarło się o materiał, by pozbyć się z niego świeżej krwi. Następnie księżycowy blask miecza został ukryty. Ze względu na to, że tłum postanowił im nie przeszkadzać i rozszedł się - każdy do swojego stołu, to nie było powodu do dalszej walki.
- Mhm. - Odparła tylko krótko i ruszyła w stronę wyjścia. Dla siebie pozostawiła swoje obawy co do tego, że widły służyłyby im raczej do utrzymania pionu, a pochodniami prędzej by się sami przypalili niźli skrzywdzili kogokolwiek - choćby niewinnego kociaka ze związanymi rękoma.
Candran nie wiedziała, czy idą walczyć z prawdziwym Koszmarem, czy też z czymś zupełnie przyziemnym. Nie wyczuwała niczego, lecz z tej odległości było to jak najbardziej zrozumiałe. Wiedziała jednak jedno.
- Jeżeli to nie koszmar, to zapłacą podwójnie. - Mruknęła tylko już po wyjściu z karczmy i rozglądając się po okolicy. Nie napawały ją optymizmem stare konary drzew, upiornie kołyszących się na wietrze. Nie dostrzegła żadnego ptactwa, ani puchatych paskudztw. Bagna nigdy jednak nie były martwe - jak nigdzie indziej można tam było znaleźć pełno wszelkiego rodzaju plugastwa. Wyjątkowo frustrujące.

Droga nad rzekę nie była długa, choć zawiła. Zupełnie jakby ktoś rozrzucił przypadkowo budynki, a te później okazały się urosnąć i być zbyt ciężkie, aby je racjonalnie ułożyć - co skutkowało koniecznością przeprowadzenia drogi przez wszystkie te specyficzne, podupadłe, zbutwiałe miejsca. Po drodze minęli przynajmniej kilkanaście osób, choć fakt ten umknął Candran. Nie wiedziała więc o ich nieufnych spojrzeniach. Nie spostrzegła tego, że gdy nadchodzili stary lunatyk w przerażeniu zgarnął dzieci i zaprowadził je do starego domostwa pokrytego mchem o wyglądzie przypominającym uliczną latarnię. Może ktoś bardziej wyczulony spostrzegłby, że dzieci te najzupełniej nie wyglądają jakby były jego - a raczej jak zbieranina jakichś przypadkowych diabełków.
- Czy wszystkie budynki tutaj są równie paskudne? - Westchnęła zatrzymując się przy absurdalnym lampdomie. Nie dlatego jednak przystanęła, by rozpaczać nad brakiem gustu miejscowych, a dlatego że stąd mogli już ujrzeć rzekę.
Diana rozglądała się przez chwilę, obejmując swoim spojrzeniem całą okolicę widoczną z niewielkiego wzniesienia. Dostrzegła tylko trzy osoby - wszystkie w jednym miejscu. Tylko jedna z nich wyglądała jednak jak Dachowiec i mogła być synem karczmarza. Stara czapka z szarej wełny nie zdołała ukryć uszów, może gdyby nie była nieco zbyt mała na głowę Kota, efekt byłby inny. To co jednak przekonała Candran, że pchlarz jest tym, kogo szukają to ogon. Niemal identyczny do tego, który miała ta stara kobieta.

Tropiciele przyszli jednak nie w porę. Chłopiec wyraźnie miał problemy z dwójką niewiele od niego starszych mężczyzn - najpewniej Kapeluszników lub istot o wyjątkowo słabym guście, ubierających żółty oraz zielony kapelusz do ponurych, brązowych płaszczy.
Ze wzgórza nie było wiadomo o czym rozmawiają, lecz bez wątpienia nie jest to miła rozmowa. Dachowiec podnosił się, wspierając się na kamieniu, a Żółty Kapelusz stał nad nim pochylony.
W umyśle Cienia pojawiła się tylko jedna myśl: "Czemu Ci ludzie są tacy kłopotliwi? Męczące." Naiwnym byłby jednak ten, który myślał, że Candran postanowi sama rozwiązać kolejny problem. Zamiast tego jej fioletowe spojrzenie zwróciło się ku adeptce.
- Masz okazję zostać bohaterem, zyskać sławę, wdzięczność ludu itp. - rzekła obojętnie, po czym ruchem głowy wskazała na Dachowca. Scena zdążyła w tym czasie się nieco zmienić. Pochylający się byćmożeKapelusznik złapał Kota za ubranie, przyciskając go do ściany pobliskiego drzewa.

Powrót do góry Go down





Scavell
Gif :
Samotne mokradła A7c78c1cf8554d3256eba773fd3bfcbe
Godność :
Irith Adelaide "Scavell" Bellclair
Wiek :
28 lat
Rasa :
Lunatyk
Wzrost / Waga :
170 / 60
Znaki szczególne :
blizna po cięciu na gardle
Pod ręką :
wymienione w poście eliksiry, broń, Scath, Przepaska ślepo-widzenia, Chmarny talizman
Broń :
Nysarth (rapier), mizerykordia
Zawód :
Adept Bractwa
Stan zdrowia :
zdrowa
https://spectrofobia.forumpolish.com/t649-irith-scavell https://spectrofobia.forumpolish.com/t649-irith-scavell https://spectrofobia.forumpolish.com/t934-skrzynka-korespondencyjna-irith https://spectrofobia.forumpolish.com/t1113-scavell
ScavellDiabelski Bibliotekarz
Re: Samotne mokradła
Pią 7 Maj - 12:54
Mapy niestety mają to do siebie, że ze względu na rozwijający się opisany teren szybko się dezaktualizują. Nie mogła więc ręczyć za to, że droga, którą podążały, była obecnie najbardziej optymalną trasą. Nie, żeby Irith to szczególnie przeszkadzało: wszak miała możliwość podziwiania tubylców w ich naturalnym środowisku! Choć błotnista breja, w którą zamieniła się ubita ścieżka szumnie nazywana Miedzianym Traktem nie ułatwiała podróży, a świecące się ciemności przydrożnych krzewów żółte oczy i odległe gardłowe pomruki tylko wyostrzały zmysły Scavell. Niestety Tropicielki nie miały pod ręką nadobnych (i przygodnych) niewiast, by obłaskawić łuskowate bóstwa bagien, zatem musiały uważać, by przez przypadek nie nadepnąć na ogon na któregoś z nich, lub – gorzej – wejść prosto w jego paszczę.
Uwagę Scavell natomiast na tyle przykuła niecodzienna zbieranina dzieci ras wszelakich, że aż obejrzała się przez ramię za swoim współbratem-Lunatykiem – a raczej Lunatycem, jak wnioskując po zasłyszanej wadzie wymowy raczyłby się sam nazywać. Naturalnym więc było zainteresowanie pochodzeniem dzieci, które obudziło się w Scavell, wszak ciemna karnacja mężczyzny, jego ogorzała twarz otoczona burzą ciemnych włosów i haczykowaty nos nie budziły zaufania. Panna de L’Orgueilleus naczytała się wielu opowieści o starszych kobietach zamieszkujących domki na jednej nodze, których to mieszkanki gustowały się w potrawkach zrobionych z młodego mięsa, stosując więc analogię uznała, że sprawa krukowatego mężczyzny warta będzie zbadania i wyjaśnienia – a nuż odkryją coś interesującego, może nawet kolejny Koszmar?
- Za to idealnie odzwierciedlają swoich mieszkańców. Możemy tu wrócić, gdy uporamy się z Koszmarem? – zatrzymała się obok Diany i spojrzała na nią z boku – Nie, żeby podziwiać architekturę oczywiście!  Może okaże się, że miejscowi mają więcej koszmarnych tajemnic? Ten Lunatyk, którego mijaliśmy wyglądał wybitnie podejrzanie.
Słysząc słowa Cienia rzuciła nieufne spojrzenie w kierunku Candran i przezornie sięgnęła do głębokiej kieszeni płaszcza, by upewnić się, że jej tanie romansidło pozostaje w bezpiecznym miejscu, z dala od oczu Cienia. Czyżby wiedziała, w jakiej literaturze rozmiłowana jest jej Adeptka do tego stopnia, że swą tandetnością spędza sen z jej oczu i trzyma w swym żelaznym uścisku aż kur zapieje? Irith było wstyd przed samą sobą, że jej czas pochłaniają lektury burzliwych dziejów miłosnych szlachcica-wyrzutka czy pełna zwrotów akcji opowieść miłości młodziutkiej, niewinnej dziewicy i leciwego (choć dobrze wyglądającego!) arystokraty, więc ostracyzm ze strony Diany potraktowałaby z pewną dozą zrozumienia. Pospiesznie więc opatuliła się szczelniej w płaszcz, przyspieszyła kroku i skierowała się w stronę rzeki, by nie czynić sytuacji jeszcze bardziej niezręczną.

Mężczyźni początkowo nie zauważyli jej lub kompletnie zignorowali jej obecność, zbyt pochłonięci zażartymi negocjacjami prowadzonymi ze złapanym Dachowcem, miała więc chwilę, by im się przyjrzeć. Obaj mężczyźni mieli przyczepione do klap wytartych i cuchnących zgnilizną płaszczy broszki w trochę gapowatym kształcie z dwoma tandetnie wyglądającymi czerwonymi kamykami zamiast oczu.
- Przepraszam państwa, ten Kot jest z nami – odchrząknęła i zbliżyła się do nich z ręką przezornie trzymaną na rękojeści Nysarthu.
Żółty Kapelusz na dźwięk słów Scavell drgnął nieco zaskoczony, spojrzał na nią z nieukrywanym gniewem i splunął przez ramię. Wyglądał bardzo młodo, miał bladą twarz upstrzoną ospowatymi bliznami i ropnymi zmianami na twarzy. Był trochę wyższy od Lunatyczki, więc nie widziała w nim większego zagrożenia.
- Paniusiu, nie wtrącaj się w nieswoje sprawy. – wymamrotał pod nosem nie odrywając wzroku od Dachowca - Ten kretyn śmie podważać moje słowa!
Młodzian spojrzał na swojego „oprawcę” z nieukrywanym rozbawieniem, jakby nie zdawał sobie sprawy z sytuacji, w jakiej się znalazł. Spojrzał porozumiewawczo na Tropicielkę i czując przypływ pewności znów zwrócił się do mężczyzny.
- Tylko, że kruki tylko bardziej nie ist… - słowa młokosa zostały szybko przerwane silnym uderzeniem pięścią w twarz.
Milczący do tej pory mężczyzna ubrany w zielony kapelusz przewrócił przesadnie oczami najwyraźniej niezadowolony z metod swojego towarzysza i skierował się w stronę przybyłych. Zmierzył je chłodnym wzrokiem, z pewną wyniosłością wyprostował się i stanął nieruchomo z dłońmi złożonymi na wysokości piersi.
- Wkroczyliście na tereny Poe Wielkiego, przedwiecznego pana tych terenów, ojca kruków tylko bardziej. Myśmy tylko skromni jego wysłannicy, naszą misją – nawrócenie tych niegodziwców i uratowanie ich przed gniewem naszego krukowatego pana i jego dziatek. Zbieramy więc datki na dar przebłagalny od miejscowych. Ten młodzian śmie podważać naszą wiarygodność rozpowiadając niedorzeczności, jakoby kruki tylko bardziej nie istniały, staramy się więc wyperswadować mu z głowy tę niedorzeczność. – wyciągnął w ich stronę płócienny worek, równie brudny i cuchnący jak jego właściciel – Niech panie raczą wesprzeć nas w naszych działaniach...
Nie dane mu było skończyć! Mężczyźni na pierwszy rzut nie wydawali się być uzbrojeni w nic więcej niż pięści, więc Scavell postanowiła wykorzystać swoją przewagę. Szybkim ruchem dłoni dobyła swój rapier i wycelowała w pierś Zielonego Kapelusza licząc, że ten szybko zgłosi swoją kapitulację - niezbyt to rycerskie.
- Panowie, chyba nie usłyszeliście, więc powtórzę raz jeszcze. Ten chłopiec jest z nami, więc go zostawicie.


Samotne mokradła 3lgQ88B
#886b8e | #af522d

Powrót do góry Go down





Diana
Gif :
Samotne mokradła 4a8fd4f9cf6e221328ca4d9a6518b2cc
Godność :
Diana Candran
Wiek :
Wizualnie ma 25 lat
Rasa :
Cień
Wzrost / Waga :
170 cm / 63 kg
Znaki szczególne :
Tatuaż = dwa karpie koi: czarny i biały, Proteza wykonana na Wyspach Księżycowych zamiast lewej ręki, fioletowe oczy, broń o delikatnej, srebrzystej poświacie
Pod ręką :
Katana i czemu Tyk nie zmienia opisów
Broń :
Daishō
Zawód :
Liderka Bractwa
https://spectrofobia.forumpolish.com/t603-diana#5487 https://spectrofobia.forumpolish.com/t913-skarbic-diany https://spectrofobia.forumpolish.com/t1016-skladzik-diamentow https://spectrofobia.forumpolish.com/t1079-diana
DianaSiedem Nieszczęść: Chciwość
Re: Samotne mokradła
Sro 19 Maj - 11:54
Gdyby tylko Candran wiedziała, że trzymająca mapę adeptka tak bardzo lekceważy sobie jej czas, marnując go za cenę obserwowania kompletnie nieistotnych, biednych i nudnych wieśniaków, to poczułaby nagłą potrzebę uprzejmego wyjaśnienia jej, że widziała bezskrzydłego kiwi, który był bardziej lotny niż ona, przy okazji sprawdzając śpiesznie, czy czasem nie ma peruki na głowie. W końcu ktoś mógłby się podszywać pod tę adeptkę i dlatego tak bardzo nie ceniłby czasu Diany.
- Pójdę tam. Mam ochotę na wino. - Odparła krótko na słowa Scavell. Nie uważała, by dziwny wiedźmowy kurczak uciekający przed nią jakby była jakąś paskudną poczwarą był wart uwagi. Co więcej mogłaby poczuć się oburzona tą ucieczką - która sugerowałaby jej potworny wygląd - gdyby nie było jej to wszystko obojętne. Za to nie miała nic przeciwko umileniu sobie chwili, a nie będzie stać tutaj i patrzeć jak Irith opiekuje się dziećmi. I to nawet nie dlatego, że sama najchętniej zaopiekowałaby się nimi prewencyjnie oddzielając ich puste główki od reszty niespokojnego ciała - ażeby przypadkiem się nie uszkodziły oczywiście.
Dlatego gdy adeptka ruszyła w stronę znęcających się nad kotem szkaradztw, Diana obróciła się i westchnąwszy skierowała się ku ulicznej latarni. Początkowo liczyła, że nie będzie to dom publiczny z nieletnimi, lecz szybko zdała sobie sprawę, że w takim przypadku jej społecznym obowiązkiem byłoby oczyszczenie tego miejsca z zepsucia. Nie to, żeby Candran kiedykolwiek się przejmowała tym, co jest jej społecznym obowiązkiem, czy potrzebowała uzasadnienia, lecz jakże ironiczne jest dokonywać złych czynów i udawać, że te są czynami zaszczytnymi i godnymi pochwały. Na tę myśl na twarzy Cienia pojawił się zadziwiająco szeroki uśmiech.
Kilka uderzeń w drzwi powinno wystarczyć, by dać znać mieszkańcom o obecności   gościa. To ich wina, że nie okazali przybyszowi należnego szacunku. Kto normalny czekałby, aż gospodarz weźmie 30 minutowy prysznic, wykąpie się i jeszcze przygotuje herbatę, gdy stoi na zewnątrz. I to fakt, że aktualnie nie padało, lecz w każdej chwili krople mogły postanowić opuścić bezpieczne chmury i spaść na ziemię. Diana nie miała zamiaru pozwalać, by jej włosy stały się wilgotne i znacznie cięższe niż są teraz. To zatem wina gospodarzy, że Candran kopnęła w starą zbutwiałą deskę na zawiasach dumnie nazywaną przez nędznych mieszkańców drzwiami.
To jednak nie poskutkowało, nawet powtórzone trzykrotnie. Jedynie zawiasy się nieco wygięły i pękło kilka desek przy zamku. Może jeszcze kilka kopnięć i droga schronienia przed niebytnym deszczem stanęłaby przed Dianą otworem, gdyby droga ta nie otworzyła się sama, a raczej za sprawą wyjątkowo paskudnego, pulchnego Kapelusznika, którego kapelusz nie mieścił się na głowie, lecz był zbyt duży, by uchodzić za uroczą, małą ozdobę miast nakrycie głowy.
- Proszę przestać! Abraham opowiada teraz nam historię o przerażającym Kuku! Przyjdzie jak skończy. - Dziecko było niezwykle butne i ośmieliło się jeszcze rozkazywać Dianie. Ta spojrzała na niego z góry i zmarszczyła brwi. Przez chwilę nawet chciała sięgnąć po ostrze. Ostatecznie jednak uznała, że czymkolwiek jest ten kuk - biedna nie mogła wiedzieć, że zestresowane dziecko nieświadomie pominęło jedną literę w nazwie - może rzeczywiście być czymś o koszmarnym podłożu. Jeżeli nie, będzie mogła dokonać tu rzezi także później. W końcu jeszcze nie wiedziała, czy miejsce to świadczy usługi, za które wymagałoby oczyszczenie.
Zawsze należy wiedzieć, czy dokonując rzezi czyni się to w imię wyższych celów, czy po prostu zaspokaja się swoją nienawiść względem brudu, nędzy i dzieci.
- Zejdź mi z drogi. - Rzekła w końcu wchodząc do środka i odpychając ręką malca na bok. Wnętrze latarni było równie paskudne, choć tyle dobrego, że nie było zbyt skomplikowane. Schody w górę, schody w dół oraz drzwi prowadzące do pomieszczenia z paleniskiem - zapewne największego w całym budynku. I to właśnie do ledwie tlącego się ognia skierowała się Diana, rozglądając się po ustawionych przy ścianie szafkach.
- Tak nie wolno! - Grubasek przybiegł chwilę po tym, jak Candran odnalazła jakiś tani trunek, którego butelkę rozbiła zirytowana. Człapanie pulchnych nóżek czy zapłakane jęki w niczym nie pomagały. Choć ostrze wciąż pozostawała w pochwie.
- Czy jest tutaj cokolwiek cennego? - Nie wiadomo czy powiedziała to do siebie, czy też rzeczywiście pytała dziecka, gdyż zadając swoje pytanie wciąż otwierała kolejne drzwiczki, niezmiennie przyozdabiając swoją twarz grymasem. Nie zwracała kompletnie uwagi na dziecko, które postanowiło usiąść pod ścianą i wydawać z siebie wołanie o dekapitację potocznie nazywaną płaczem.

Powrót do góry Go down





Scavell
Gif :
Samotne mokradła A7c78c1cf8554d3256eba773fd3bfcbe
Godność :
Irith Adelaide "Scavell" Bellclair
Wiek :
28 lat
Rasa :
Lunatyk
Wzrost / Waga :
170 / 60
Znaki szczególne :
blizna po cięciu na gardle
Pod ręką :
wymienione w poście eliksiry, broń, Scath, Przepaska ślepo-widzenia, Chmarny talizman
Broń :
Nysarth (rapier), mizerykordia
Zawód :
Adept Bractwa
Stan zdrowia :
zdrowa
https://spectrofobia.forumpolish.com/t649-irith-scavell https://spectrofobia.forumpolish.com/t649-irith-scavell https://spectrofobia.forumpolish.com/t934-skrzynka-korespondencyjna-irith https://spectrofobia.forumpolish.com/t1113-scavell
ScavellDiabelski Bibliotekarz
Re: Samotne mokradła
Wto 25 Maj - 13:43
Kapelusznicy wymienili między sobą porozumiewawcze spojrzenia, co nie umknęło uwadze Scavell, koci oprawca zmierzył postać adeptki od góry do dołu i wydał aprobujący pomruk. Rzadko widuje się osoby ubrane w sposób wyjściowy na bagnach. Kaznodzieja-rozmówca w geście kapitulacji uniósł do góry dłonie z wnętrzami skierowanymi w stronę Lunatyczki i zrobił krok do przodu, napierając lekko piersią na zaostrzony czubek rapieru. Niecodzienne zachowanie zielonokapeluszowego zdziwiło Irith na tyle, że sama przezornie cofnęła się i uniosła swoją broń wyżej, raczej w geście obronnym niźli groźbie ataku.
- Droga pani, naprawdę racz nas wysłuchać. Czynimy to tylko z troski dla lokalnej gawiedzi! Czy chcesz usłyszeć o Poe Wielkim? Wypuścimy po wszystkim chłopca.
Scavell nie należała do osób, które sprawy od razu załatwiałyby metalem. Choć mianem „pacyfistki” Lunatyczka nie mogła być określona, to jednak walka wydawała się zbyt męcząca, a rozlew krwi i konieczny wysiłek nieproporcjonalny do zysku, jaki mogłaby osiągnąć przez tę potyczkę. Nie mówiąc już o tym, że okazja zapoznania się z lokalnymi wierzeniami i przesądami wydawała się być nader kusząca, choć – jak sądziła – powstałymi tylko, by wyłudzać datki od tubylców. Spojrzała spod uniesionej brwi na rozmówcę i nieznacznie skinęła głową wyrażając zgodę na jego opowieść.
Wszak nie śpieszyła się nigdzie. Z pewnością nie chciała przerywać Dianie raczenia się tutejszymi raczej podłymi trunkami: ostatecznie sama postanowiła się rozdzielić i udać na degustację. Irith skrycie liczyła, że wnętrze felernego domostwa okaże się być równie paskudne jak i jego fasada, przez co panna Candran nie wpadnie na kolejny pomysł wymiany wystroju swojej posiadłości. Lecz jej rozmyślania wnętrzarskie przerwało ożywione zachowanie jej rozmówcy.
- Doskonale! - Kapelusznik zatarł ręce z zadowolenia – Widzi pani, naszym hierofantem jest osoba o bardzo wybuchowym charakterze, więc musi pani wybaczyć zachowanie mojego towarzysza, który pozostaje pod jego silnym wpływem. Abstrahując od jego mankamentów, jest to wybitnie oświecony mąż z tutejszej latarni, który zaznajomił nas z wielką istotą, którą jest Poe Wielki. Choć jego aparycja może być myląca, jest to wszak kruk, lecz większy i trójoki: a jest to symbol wielkiej wiedzy! Nasz przywódca odnalazł prastare przepowiednie i wróżby, że gdy Poe Wielki zabłyśnie na niebie czernią swych skrzydeł, nas wszystkich ogarnie straszna choroba. Dlatego też zbieramy datki, by przebłagać jego gniew i zyskać jego przychylność. Już widać pierwsze oznaki tej okrutnej zarazy, dopadła już mojego towarzysza! Prawda, panie Colere? – zwrócił się do swojego towarzysza, który potrząsnął szybko głową i pokazowo zakasłał – Widzi pani, straszna choroba! Dlatego też wyruszyliśmy na wędrówkę, by nawracać niewiernych. I odkupić grzechy mego towarzysza. Może nam pani w tym pomóc, za niecałe dwie sztuki złota…
Kot w opałach siedział tylko oparty o pień drzewa i próbował tłumić chichot, wesołość z pewnością wywołaną niedorzecznościami w jego mniemaniu, jakie rozgłaszali quasi-Kapelusznicy. Podniósł się z ziemi, otrzepał z kurzu przykrótkie już spodnie i pokuśtykał w stronę Scavell.
- Panienka ich nie słucha, ci misjonarze to po prostu wychowankowie Abrahama, tutejszego dziwaka mieszkającego w latarni, któremu ludzie podrzucają niechciane dzieci. Wyobraża sobie panienka, mieszkać w domu w kształcie latarni? – popukał się wymownie w czoło – Matula mówi, że  o kruku słychać odkąd jedne z nich zaginęło, a teraz jeszcze szukają datków wśród młodszych kolegów. Myślę, że Abraham zastawił któreś w czasie gry w kości i teraz szuka sposobu, aby je wykupić.
Słowa Dachowca najwyraźniej były na tyle dosadne, że rozsierdziły stojącego teraz potulnie obok swojego towarzysza chuderlawego chłopaka o wdzięcznym imieniu Colere. Choć przed chwilą wyglądał, jakby to były ostatnie jego chwile na tym świecie, teraz wypuścił głośno powietrze przez szerokie nozdrza oraz zacisnął mocno pięści. Spojrzał nienawistnie w stronę Kota i wycedził przez zaciśnięte zęby:
- Jak śmiesz obrażać Mistrza Abrahama?! – milczący do tej pory żółty kapelusik wyrwał się przed swojego spokojniejszego towarzysza - Skończ już gadać, zatłukę tego sukinkota! – i rzucił się z pięściami w stronę Dachowca.
Był na szczęście o głowę niższy od Scavell, więc odepchnięcie go nie sprawiło jej większego problemu. Upadł z głośnym stęknięciem pupą na ziemię i spojrzał z wyrzutem na Lunatyczkę, która tylko głośno westchnęła. Cała ta sytuacja zaczynała ją nudzić, zbliżyła się zatem do chłopców i złapała ich za uszy.
- Zaprowadzicie mnie do swojego opiekuna. Teraz. – obaj chłopcy potrząsnęli głowami – Ty też idziesz z nami. – zwróciła się do Dachowca, który tylko potrząsnął rozradowany głową na wizję kontynuacji całej tej farsy i z szybkim „takjestszefie” ruszył obok nich do posiadłości Abrahama, gdzie zastali wyważone drzwi. Pośpiesznie więc wpakowali się do środka i ruszyli w stronę dochodzących odgłosów.


Samotne mokradła 3lgQ88B
#886b8e | #af522d

Powrót do góry Go down





Diana
Gif :
Samotne mokradła 4a8fd4f9cf6e221328ca4d9a6518b2cc
Godność :
Diana Candran
Wiek :
Wizualnie ma 25 lat
Rasa :
Cień
Wzrost / Waga :
170 cm / 63 kg
Znaki szczególne :
Tatuaż = dwa karpie koi: czarny i biały, Proteza wykonana na Wyspach Księżycowych zamiast lewej ręki, fioletowe oczy, broń o delikatnej, srebrzystej poświacie
Pod ręką :
Katana i czemu Tyk nie zmienia opisów
Broń :
Daishō
Zawód :
Liderka Bractwa
https://spectrofobia.forumpolish.com/t603-diana#5487 https://spectrofobia.forumpolish.com/t913-skarbic-diany https://spectrofobia.forumpolish.com/t1016-skladzik-diamentow https://spectrofobia.forumpolish.com/t1079-diana
DianaSiedem Nieszczęść: Chciwość
Re: Samotne mokradła
Pon 31 Maj - 23:34
Trudno określić co irytowało zabójczynię bardziej: przeszukanie niemal połowy schowków, które dostrzegła w pomieszczeniu, czy też może obecność niezwykle głośnego i kompletnie nieprzydatne dziecka. Ta niepewność wynikająca z zadziwiającej równowagi trwała tak długo, aż na scenie nie pojawiła się nowa postać. Gdyby wcześniej ważyć dwa poprzednie źródła nieszczęść Cienia i byłyby one sobie równe, tak teraz wspólnie wzleciałyby w górę ustawione na jednej szali, gdy na drugiej postawić by nędzną kreaturę chełpiącą się mianem gospodarza tego nieszczęsnego przybytku.
Z początku Tropicielka nie zauważyła nawet jego obecności - tak jak on niespecjalnie przejął się płaczącym u jego stóp maluchem. Dopiero jednak na dźwięk niezbyt przyjemnego, pretensjonalnego głosu zdała sobie sprawę z jego obecności i szczęśliwie dla niej nie pozostawała w nieświadomości jeszcze przez kilka kolejnych chwil.
-Jak śmiesz! Cy! Cy! Włamywaczko. Myślisz, że możesz przekraczać próg mej domkini bez słowocoków wyjaśniających sens bezkresny czynów przescawnych?
Zerknęła tylko kątem ametystowego oka na klauna wypowiadającego się w sposób tak dalece niezrozumiały, że nawet jeśliby chciała, to nie pojęłaby o co właściwie mu chodzi - a przecież głęboko nie obchodziło jej, co ten starzec z krótką, postrzępioną brodą stara się jej przekazać.
Nie słuchała także kolejnych słów, choć tym razem nie pozostała obojętna na działania tego, którego nazywano Abrahamem - choć sama Candran nie łączyła z nim tego imienia, nadając mu inne - Bałwan. Nie mogła stać niewzruszenie, gdy gospodarzyna nie znający praw gościnności sięgnął do kieszeni by znaleźć stary kompas, którym rzucił w doświadczoną wojowniczkę. Co gorsze wciąż mówił, jakby nietakt samego ataku nie był wystarczająco głupotą.
-Czy Cy wiesz kim ja jescem? Jescem wspaniałym Lunacykiem! Rozumiesz to? Lunacykiem! Ja mam znajomości! Znam burmiscrza! I jeśli nie zaniechniesz włamywaccwa to okoliczności kosmiczne zmuszą mnie, albo zostaną przeze mnie zmuszone, bo czymże jesc obserwacor scający wobec losowych przeciwności rzucanych mu pod nogi i wcedy skargę napiszę na Cwoją osobę, co nie zna mego rodowodu zacnego aryscokracom rownego tak długą, że wcyd pozwoli Ci na niej do ognistych czeluści dla złych dusz.
Kobieta zrobiła krok w stronę centrum pokoju, bez problemu unikając rzuconego przeciwko niej przedmiotu. Nie wiedziała, czy wzięta została za jakąś zjawę na magnetyzm podatną, czy może rzut ten miał być rozwiązaniem tak skutecznym jak wyznaczanie drogi w oparciu o północ, bez wiedzy w jakim kierunku leży cel podróży.
I już chciała dobyć swojego miecza, lecz przyjrzała się uważniej panu Lunacykowi - bo bez wątpienia nie mogła to być pani, te nie bywają aż tak paskudne i zwykle nie mają brody. Jego ciemna skóra mogłaby świadczyć o jakimś zagranicznym pochodzeniu, lecz jeżeli kiedykolwiek żył poza tą norą nazywaną przez niego szumnie domem, to musiał to być krótki, niezapamiętany epizod. Kawałki materiału, w których ktoś niedbale wyciął miejsca na ręce stanowiły mu kamizelkę, przytrzymywaną przez dość stare łańcuchy - zapewne od jakiegoś zepsutego zegara, o czym mogła świadczyć jedna z jego części zwisających u pasa. Stare, dziurawe spodnie i taka sama koszula w barwach niezbyt gustownych, przywodzących na myśl nieczystości wyrzucone do rzeki - nieco kolorów przebijających się przez wszechogarniającą szarość. Używanie mieczy na istocie tak nędznej, która za broń ma przypadkowe narzędzie do nawigacji, było niewskazane, tak jak niewskazane było zamawianie powozu, by przebyć dwa metry dzielące od biurka, przy którym pisało się list, do łóżka. Powstrzymała zatem dłoń, która już powoli kierowała się ku rękojeści. Zamiast tego ruszyła bez słowa w stronę gospodarza, który wciąż jeszcze wykrzykiwał w jej stronę groźby, a nawet wziął do ręki wyciągniętą z kieszeni serwetkę i starym piórem zaczął coś na niej notować, opierając materiał na pobliskiej ścianie. W tym wszystkim wszyscy zapomnieli już o chłopcu, który przestał płakać, zbytnio będąc skonsternowanym tym, co aktualnie miało miejsce.

Powrót do góry Go down





Scavell
Gif :
Samotne mokradła A7c78c1cf8554d3256eba773fd3bfcbe
Godność :
Irith Adelaide "Scavell" Bellclair
Wiek :
28 lat
Rasa :
Lunatyk
Wzrost / Waga :
170 / 60
Znaki szczególne :
blizna po cięciu na gardle
Pod ręką :
wymienione w poście eliksiry, broń, Scath, Przepaska ślepo-widzenia, Chmarny talizman
Broń :
Nysarth (rapier), mizerykordia
Zawód :
Adept Bractwa
Stan zdrowia :
zdrowa
https://spectrofobia.forumpolish.com/t649-irith-scavell https://spectrofobia.forumpolish.com/t649-irith-scavell https://spectrofobia.forumpolish.com/t934-skrzynka-korespondencyjna-irith https://spectrofobia.forumpolish.com/t1113-scavell
ScavellDiabelski Bibliotekarz
Re: Samotne mokradła
Wto 15 Cze - 11:30
- Widzi panienka, Abraham to jest miejscowy dziwak, którego nikt poważnie nie traktuje. – kontynuował swój wywód kotowaty, wesoło podskakując niedaleko Irith prowadzącej za uszy kapelusznikopodobnych podrostków, wyraźnie ukontentowany z sytuacji, której stał się widzem –Mieszka tu nie wiadomo ile, myśli, że jest nie wiadomo kim; raz go nawet sąsiedzi gonili do jego latarni bo zaczął cwaniakować i straszyć, że ich zamknie w „bezsprzecznym koncinuum czasoprzescrzennym”. Ale mimo wszystko jest trochę pożyteczny! Jak jakaś matula nie chce takich wrzodów jak oni – wskazał palcem umorusanej ręki na swoich niedawnych oprawców – to go do Abrahama oddaje, a on nigdy nie odmawia. Moja też mnie straszyła, że mnie odda jak nadal będę do sąsiadów łaził, od tej pory nawet stopy u nich nie postawiłem.
Gdy tylko przekroczyli próg znajomo ekscentrycznego domostwa, którego uroda uprzednio przykuła uwagę panny de L’Orgueilleuse nim jeszcze rozdzieliły się z Dianą, do jej nozdrzy doleciał niemożliwy do zniesienia zapach stęchlizny, wijący się i próbujący jakby mackami wejść w każdą wolną szczelinę ubrania, by nasycić je swoim zgniłym odorem. Irith skrzywiła się i w normalnych warunkach zasłoniłaby nos, gdyby nie miała rąk pełnych roboty. Zniecierpliwiona pociągnęła podrostków mocniej za uszy i wymamrotała jedynie pod nosem „szybko prowadźcie do swojego mistrza”.
Czy był to zapach koszmaru czy nie, na pewno był koszmarny do tego stopnia, że wywołał mdłości u Scavell, chcącej opuścić jak najszybciej progi tego karykaturalnego budynku, który ktoś śmiał zwać swym domem. Spróchniałe spiralne schody, po których przyszło im wspinać się, by dojść do pieczary Abrahama trzeszczały głośno i groziły, że w każdym momencie mogą runąć. Zarówno ich stan techniczny jak i dziwne odgłosy dobiegające z jednych pomieszczeń nad ich głowami sprawiły, że Lunatyczka popchnęła prowadzonych chłopców do przodu, by ich ponaglić.
Żółty kapelusz stracił równowagę i upadł na kolana otwierając swoim ciałem drzwi jednego z pomieszczeń. Weszli tam powoli, a Scavell ujrzała scenę co najmniej groteskową: Dianę zmierzającą w stronę karykaturalnie wyglądającego mężczyzny, który pisał coś na ścianie i wydawał z siebie odgłosy, których Lunatyczka w pierwszej chwili nie mogła zidentyfikować jako mowy. Stała więc chwilę w progu osłupiała, próbując przetworzyć i zanalizować zastałą sytuację, a gdy nie zauważyła żadnego sensownego rozwiązania odchrząknęła niezręcznie.
- Co tu się dzie….
Jej pytanie jednak zostało brutalnie przerwane przez zielonego kapelusika, który to rozpaczliwie rzucił się do nóg mężczyzny i spojrzał na niego błagalnym wręcz spojrzeniem, dociskając do swej piersi brudne dłonie.
-O szlachetny mistrzu Abrahamie, wybacz tym obcym ich impertynencję i mi, że ich tu przywiodłem! Ja tylko starałem się krzewić kult!
Scavell drgnęła nieznacznie i wbiła spojrzenie w plecy ciemnowłosego mężczyzny. Tak prezentuje się osoba, która jeszcze niedawno w umyśle Scavell jawiła się jako mikro geniusz zbrodni lokalnej, starająca się wykorzystać zabobonność ludu przeciwko niemu samemu? Wyglądał jak strach na wróble, wysoki, patykowaty i odziany w coś, co nie mogło nazywać się nawet mianem ubioru. Bełkoczący jakieś niezrozumiałe rzeczy o „skardze do burmiscrza”. Niemniej pozory mogą być mylące, a Abraham mimo całej swej karykaturalności może okazać się być niebezpieczny, zwłaszcza, że jego zachowanie wskazywało, że jest niespełna rozumu. Z drugiej strony, wszyscy tutaj jesteśmy szaleni.
Niemniej nie czas teraz na dywagacje o istocie mieszkańców Krainy Luster, Scavell potrząsnęła głową odrywając się od swych myśli i odchrząknęła, by zwrócić na siebie uwagę mężczyzny. Poza tym trzeba było szybko działać, Diana raczej nie zbliżała się do mężczyzny, by go przytulić i poklepać po plecach w ramach fraternizowania się z ludem.
- Nazywasz się Abraham? – zwróciła się do współbrata-Lunatyka mierząc go zimnym spojrzeniem stalowych oczu- Ta dwójka mówi, że jesteś prorokiem Poe Wielkiego. I zbierasz datki, by go przebłagać. – jeżeli decyzją Diany będzie skrócenie jego męki o głowę, Scavell przynajmniej zaspokoi część swojej ciekawości.


Samotne mokradła 3lgQ88B
#886b8e | #af522d

Powrót do góry Go down





Diana
Gif :
Samotne mokradła 4a8fd4f9cf6e221328ca4d9a6518b2cc
Godność :
Diana Candran
Wiek :
Wizualnie ma 25 lat
Rasa :
Cień
Wzrost / Waga :
170 cm / 63 kg
Znaki szczególne :
Tatuaż = dwa karpie koi: czarny i biały, Proteza wykonana na Wyspach Księżycowych zamiast lewej ręki, fioletowe oczy, broń o delikatnej, srebrzystej poświacie
Pod ręką :
Katana i czemu Tyk nie zmienia opisów
Broń :
Daishō
Zawód :
Liderka Bractwa
https://spectrofobia.forumpolish.com/t603-diana#5487 https://spectrofobia.forumpolish.com/t913-skarbic-diany https://spectrofobia.forumpolish.com/t1016-skladzik-diamentow https://spectrofobia.forumpolish.com/t1079-diana
DianaSiedem Nieszczęść: Chciwość
Re: Samotne mokradła
Sro 30 Cze - 10:35
-Cak! Co Ja! Wielki Prorok Wielkiego Kruka Wielkości! - Powiedział Abraham zwracając się w stronę Scavell, jakby dumny z tego, że jego słowa - najpewniej rzucone bez namysłu - padły na podatny grunt i znalazły wyznawców. I to wyznawcę, który nie tylko jest kobietą, lecz także chce przekazać Abrahamowi datki.
To była zapewne wiadomość na tyle niespotykana, że reakcja na nią zdawała się bez reszty ogarnąć nieszczęśnika, który zapomniał całkowicie o uzbrojonej w dwa ostrza kobiecie, która nie chciała przekazać na kościół zbudowany na piórach niczego, a nawet planowała ograbić ich najświętsze miejsce, lecz nie znalazła żadnego wina mszalnego.
Kruk grasuje w okolicy! I porywa dzieci co nie są zbyc obfice w mającek losu nie pacrząc na ich rodowód! Lecz ja wielki Abraham po lacach cocalnie nie króckich, w kcólych obsecwacol musiał wkroczyć na scenę, by przyroscki racować by uśmiech na cwarzach ich pięknych macek wymalować niczym genialcy malarz swoje kropiący pędzlem swoje dzieła wyniosłe, pełne piekna. I cylko ja wiem co zrobić należy! Inni głupcy ze scachu scraszą się nawec przyznać, że krukowi temu iscnieć przybyło! Czy Pani rozumie, jakim to jest niezrównoważeniem psychologicznym? Przeczyć zagrożeniu, miasc z nim walczyć i mu za.... - Nie miał jednak okazji dokończyć.
Diana, który przez chwilę stała za nim z wyraźnym rozbawieniem na twarzy w końcu wykorzystała swoje ostrze, by jednym sprawnym cięciem oddzielić głowę tego przeklętego lunatyka od reszty ciała. Choć w gruncie rzeczy wyszło mu to na dobre - gdy milczy jest nieco mniej irytujący.
Cień szybko wykonał krok do tyłu, by krew nie poplamiła jej cennych szat. Była pewna, że jej płaszcz kosztowałby więcej niż ten cały szemrany przybytek. Co prawda za niego nie zapłaciła - ten został dla niej wykonany przez wdzięcznego błazna - krawca, który miał problem z Koszmarem. Był całkiem dobry, a do tego Diana osobiście dopilnowała, by nie szczędził na niczym w wyrażaniu swej wdzięczności.
Mieniące się księżycowym światłem ostrze ukryło się w pochwie, a Diana zmarszczyła nos widząc przerażenie na twarzach dzieci - zarówno grubaska, którego spotkała jak i tych, których przyprowadziła Scavell. Co ona w ogóle tutaj robi?
Dłoń, która uniosła się na zaledwie kilka centymetrów od rękojeści miecza ponownie na niego wróciła. Spojrzała w stronę adeptki - oczekiwała jakichś wyjaśnień. I to szybko zanim z szoku wyjdą niedorosłe pomioty Abrahamowe, pokraczny naród wybrany, który wyrzucony został ze swych domostw, by wybrać się do ziemi obiecanej - szkaradnej latarni. Mleka i miodu próżno tu jednak szukać. Można by rzec, że zamiast ziemi obiecanej powinno się raczej mówić o ziemi wygnanych.
Kiedy minie zdziwienie kto wie czy te ofermy, które jakiegoś kota gnębią korzystając z przewagi liczebnej i inny odpady, których nigdzie nie chciano, mają na tyle instynktu samozachowawczego, by milczeć. Nie oznacza to jednak, że już teraz planowała zakończyć ich życie. Mogli być wszakże przydatni - na przykład jako przynęta. W końcu Candran nie jest jakimś niemieckim potworem, by zrobić sobie z nich rękawiczki, czy lampki, a mydłem z tak brudnych istot brzydziłaby się myć. Wystarczyłaby sama świadomość.

Powrót do góry Go down





Scavell
Gif :
Samotne mokradła A7c78c1cf8554d3256eba773fd3bfcbe
Godność :
Irith Adelaide "Scavell" Bellclair
Wiek :
28 lat
Rasa :
Lunatyk
Wzrost / Waga :
170 / 60
Znaki szczególne :
blizna po cięciu na gardle
Pod ręką :
wymienione w poście eliksiry, broń, Scath, Przepaska ślepo-widzenia, Chmarny talizman
Broń :
Nysarth (rapier), mizerykordia
Zawód :
Adept Bractwa
Stan zdrowia :
zdrowa
https://spectrofobia.forumpolish.com/t649-irith-scavell https://spectrofobia.forumpolish.com/t649-irith-scavell https://spectrofobia.forumpolish.com/t934-skrzynka-korespondencyjna-irith https://spectrofobia.forumpolish.com/t1113-scavell
ScavellDiabelski Bibliotekarz
Re: Samotne mokradła
Czw 1 Lip - 16:03
Panna de L’Orgueilleus nie przestawała mierzyć Abrahama chłodnym spojrzeniem, lecz gdy jego uwaga wreszcie w pełni skupiła się na niej, wzdrygnęła się przez osobliwego delikwenta i instynktownie chciała się cofnąć, lecz zatrzymała się wpół kroku. Słowa, które wypływały z jego ust były na tyle niezrozumiałe i bełkotliwe, że musiała w pełni się skupić, by odszukać w nich jakikolwiek sens. Nic więc dziwnego, że tak zaabsorbowana nie zauważyła tego, co Diana zamierzała zrobić. O nadchodzącym zagrożeniu ostrzegł ją jedynie srebrzysty blask ostrzy Candran. Rozbawiona mina spełzła z twarzy kotowatego.
      Lunatyczka na swoje nieszczęście stała jednak na tyle blisko delikwenta, że Abrahamowa posoka trysnęła na jej twarz i popielate włosy, na co Scavell przeklęła szpetnie i rozpaczliwie zaczęła próbować zetrzeć z siebie szkarłatną ciecz mankietem ciemnego, podróżnego płaszcza. Z pewnością będzie musiała pozbyć się odzieży, gdy już zbadają sprawę Koszmaru: wszak nie wiadomo, czy Abraham nie był pełen niespodzianek. Zwróciła się w stronę Diany i spojrzała na nią z wyrzutem.
      - Mogłaś chociaż uprzedzić, że...! – lecz równie szybko zdała sobie sprawę z tego, jak absurdalnie brzmią jej słowa; pokręciła więc z ohydą głową i machnęła zrezygnowana dłonią.
      Rzuciła jeszcze szybkie spojrzenie pełne zazdrości na ostrze Tropicielki, nim jego blask zniknął na dobre w pochwie. Scavell nie pogardziłaby bronią równie skuteczną i urodziwą, lecz wiedziała, że uzyskanie podobnego oręża nie należy do najłatwiejszych. Ostatecznie wykonywane było z niezwykle rzadkiego metalu pochodzącego z odległego archipelagu wysp, zatem dotychczas stanowił on towar deficytowy. Choć ludzie szeptali, że sytuacja wkrótce ma ulec zmianie, a to na skutek porozumienia, jakie zawarto a kuluarach jednego z balów, na których Irith miała okazję być gościem.
      Kobieta była ciekawa, jakie informacje na temat dostaw i możliwości otrzymania metalu posiada jej liderka, ale czy to jest odpowiedni moment na rozmowy o awansie? I czy byłoby to etyczne, rozmawiać o takich sprawach nad jeszcze nieostygniętymi zwłokami współbrata-Lunacyka?
      Już miała się odzywać, gdy poczuła na sobie spojrzenie Cienia. A zaraz potem usłyszała biadolenie jednego z chłopców, których tutaj przyprowadziła. I dopiero teraz zauważyła małego, nieznanego jej Kapelusznika-grubaska. Czyżby było ich tu więcej? Przełknęła nerwowo ślinę na samą myśl o walce z hordą małych, rozwrzeszczanych bękartów – wszak śmierć w takich warunkach byłaby więcej, niż niehonorowa. A nie widziała Diany ni siebie w roli ich nowych opiekunek.
      - Ja… przyprowadziłam syna karczmarza, który ma nas zaprowadzić na miejsce, ale… - nie dokończyła, że w planach miała rozmówić się z opiekunem dwójki chłopców na temat ich skandalicznego zachowania i nie spodziewała się zastać tam Candran; pokręciła jedynie głową rzucając przelotne spojrzenie na dzieci, których powoli przybywało w pomieszczeniu, najwyraźniej zwabione odgłosami kłótni i płaczem pulchnego Kapelusznika.
      Dianę z pewnością nie obchodziło, co się z nimi stanie, dopóki nie staną jej na drodze, niemniej Irith odczuwała pewne wyrzuty sumienia – ostatecznie dzieci zostały pozostawione same sobie i zdane na łaskę losu. Poza tym równie dobrze mogły spowolnić ich i tak idącą żmudnie wyprawę na mokradła buntem i rewolucją, gdyby chciały pomścić swojego poległego opiekuna. Scavell zmarszczyła brwi i sięgnęła do obszernej kieszeni płaszcza, skąd wyciągnęła kawałek czekolady, którą wsadziła sobie do ust, a potem oplotła palce dookoła pióra do pisania licząc, że nabierze dzieci co do jego krukowatości. Zbliżyła się do truchła Abrahama i pochyliła nad nim, przybierając zamyślony wyraz twarzy i udając oględziny. Po dłuższej chwili wyprostowała się gwałtownie z czarnym piórem w ręku.
      - Mon Dieu, mistrz Abraham został naznaczony przez Kruka jako kolejny, który jako ofiara miał być strawiony przez przedwieczną klątwę krukowatości! Cóż to za niewywiązywanie się z umów, jakaż niewdzięczność! Dobrze, że moja towarzyszka ulżyła mu w cierpieniach, inaczej skonałby w męczarniach! Ale bez obaw, pomszczę waszego opiekuna! – z teatralną niemalże egzaltacją skłoniła się i zdjęła z głowy tricorn licząc, że cała ta farsa okaże się na tyle przekonująca, by Tropicielki nie musiały przedzierać się przez hordy dzieci; czyżby właśnie została ministrem propagandy?


Samotne mokradła 3lgQ88B
#886b8e | #af522d

Powrót do góry Go down





Sponsored content

Powrót do góry Go down





Powrót do góry

 
Permissions in this forum:
Nie możesz odpowiadać w tematach