Miasteczko Ślepego Słońca

avatar
GośćGość

Spore miasteczko, zlokalizowane gdzieś pośrodku Namalowanej Pustyni, dzięki czemu stanowi punkt zbiegu niemal wszystkich prowadzących przez to terytorium traktów. Początkowo była to niewielka osada zbudowana wokół oazy, oferująca wędrowcom wypoczynek i zaopatrzenie na dalszą trasę, jednak obecność licznych karawan kupieckich w szybkim tempie pozwoliła jej urosnąć i nabrać znaczenia. Obecnie Ślepe Słońce słynie głównie z nocnego bazaru, na którym podobno można dostać wszystko, oraz oczywiście artystów, poszukujących natchnienia w tym egzotycznym raju.
Typowo pustynna architektura nabiera dodatkowej wyjątkowości przez kolorowy piasek Namalowanej Pustyni, wykonane z tego materiału budynki cieszą oczy przyjemnymi, pastelowymi barwami. Większość zabudowań posiada dość toporną, kanciastą formę, na zewnątrz zaś prowadzą wąskie, za to bardzo liczne okienka. Częstym widokiem są tu także kawałki materiału wiszące u ścian budynków, rzucające zbawienny cień na przechodniów w kolorowych, osłaniających przed słońcem szatach.
Choć w Krainie Luster pustynne miasteczka nie mają takiego problemu z wodą jak ich odpowiedniki z ludzkiego świata, jej marnowanie nadal jest przez tubylców bardzo źle widziane. Ponadto oaza w centrum miasteczka zawsze znajduje się pod czujnym okiem straży.
Miasteczko Ślepego Słońca otoczone jest wysokim murem, a ze względu na swoje rozmiary i łączenie licznych traktów, posiada aż trzy bramy wejściowe. Największa i najważniejsza zlokalizowana jest na południu, otwierając się na główną ulicę osady. Za dnia jest ona dość zwyczajna, w nocy jednak wydłuża się i rozszerza na różnych odcinkach, w innych zaś kurczy, czym zdezorientować potrafi nawet istoty mieszkające tu od wielu lat. Również zlokalizowane przy ulicy sklepiki oraz kramy pojawiają się i znikają, za każdym razem zmieniając swoją lokalizację, niektóre materializują się wyłącznie w czwartki, inne widocznie są tylko dla osób noszących coś zielonego. Plotka głosi, że wyjątkowi szczęśliwcy mogą trafić na kram magicznych artefaktów, prawdopodobnie jednak jest to tylko wymysł miejscowych, mający zachęcić turystów do dłuższego pobytu w miasteczku.

Powrót do góry Go down





Arariel
Gif :
Miasteczko Ślepego Słońca 5PUjt0u
Godność :
Arariel
Wiek :
Wizualny 18
Rasa :
Senna Zjawa
Wzrost / Waga :
170/50
Znaki szczególne :
Specyficzne włosy i oczy, błyszcząca z bliska skóra. Androgyniczny wygląd.
Pod ręką :
Pędzle, farby, zwinięte płótna, torba B.I.S., Malowany Dom na obrazku.
Broń :
Sztuka i ideały... w ostateczności rysowany miecz.
Zawód :
Pustelny Malarz
https://spectrofobia.forumpolish.com/t687- https://spectrofobia.forumpolish.com/t691- https://spectrofobia.forumpolish.com/spa/Arariel
ArarielNieaktywny
Opuściły razem z Lorianne region miasteczka Snowflake. Temperatura zaczynała rosnąć, a tereny znowu pokrywały się piaskiem. Arari czuła się coraz bardziej jak u siebie, była nawykła do tego klimatu. Mogła wreszcie ściągnąć ten i tak zniszczony płaszcz, w którym było duszno i mokro. Przez chwilę zwątpiła, czy dobrze idą, jeśli gdzieś w oddali widzi fruwające obrazy. Wracały na ziemie, z których przyszły, jednak zmierzały w innym kierunku.
- Boloo stopyy. Czy to już te odciski? – zaczęła w pewnym momencie stękać. Znów przydała się miotła. Nogi Malarki i tak już dzisiaj pobiły swoje rekordy. Potrzebowali jakiegoś normalnego miejsca, gdzie będzie można się przespać i głównie to ją teraz motywowało. Byle by z dala od tej lodowni.

Robiło się już ciemno. Wyruszyły wczesnym rankiem. Pięć godzin do miasteczka Snowflake, kilka następnych na przygodę, a następnie obozowanie. Na podróży do Ślepego Słońca minęła im reszta dnia. Mimo tego miasteczko z daleka wydawało się… nadmiar żywe. Widać było łunę wytworzoną przez wiele źródeł świata, a im bliżej były, tym bardziej dochodził gwar i widać było żwawo ruszających się ludzi.
- Noc jest, a oni nie śpią?! Faktycznie ślepe. – podsumowała krótko.
Było tu niesamowicie. Gdyby miała wybrać najlepszy budulec, to byłby to właśnie piasek Namalowanej Pustyni, a z niego uformowana była większość budynków. Ciężko było odwrócić wzrok od tej wspaniałej tekstury. Jakby trafiła do raju skrytego na jej rodzinnych ziemiach. Czy to była praktycznie jej stolica? Na dodatek ci ludzie, poubierani w takie piękne artystyczne stroje. Czuła jakby z nimi jedność, co było dziwne, gdyż żadnego nie znała. Może właśnie dzięki temu odczuciu, nie spanikowała, gdy weszły w pewnym momencie na główną uliczkę. Było tu niezwykle żywo, kramarze wołali i zapraszali. Na ozdobionych werandach było dużo stolików i krzeseł, przy których mieszkańcy spożywali dziwne drinki i potrawy, albo po prostu rozmawiali i obserwowali płynącą rzekę ludzi przez uliczkę. Czuła się tu komfortowo, niektórzy mijając, uśmiechali się do nich, nikt nie pałał zimnem i obojętnością miasteczka Snowflake. Z drugiej strony czuła się też bezpiecznie, nie była w centrum uwagi mimo swojego wyglądu. Mogła się czuć niewidzialna, a jednocześnie zaakceptowana.
- Już mi się odechciało spania. – zapowiedziała, mimo że przez ostatni odcinek cały czas truła, jak to się jej już zamykają oczy.
Przechodziły obok złotego namiotu, gdzie stał garbaty mężczyzna wysuszony mężczyzna, który ruchami długich palców przyciągał ich w swoją stronę.
- Oooo… pierwszy raz w miasteczku, zapraszam, zapraszam na wróżbę Quana Ganda. Odkryje przed wami wasze przyszłe i przeszłe życia, a także zdradzę gdzie się kierować, by znaleźć swoje miejsce w Ślepym Słońcu. – mówił starym chrapliwym głosem. Chyba robił to przez całe życie.
- Kuneganda? To oszustwo i zniewolenie, wolę wolność – złapała się pod powieką i pokazała staruszkowi język. Jeśli wcześniej była mentalnie dzieckiem, to teraz zdecydowanie przechodziła fazę wczesnonastoletnią.

Powrót do góry Go down





avatar
GośćGość
W ciągu jednego dnia z gorącej pustyni przejść w samo serce zimy i z powrotem? W Krainie Luster to nic trudnego. Słońce wisiało znów nad ich głowami, oblewając żarem i zmuszając do zastanowienia, gdzie było tych kilka godzin temu, kiedy odmrażały sobie nosy na trakcie ku Snowflake. Anomalie pogodowe nie były jednak niczym niezwykłym, a może i rację miały książki Arariel twierdząc, że świat jest płaski. Wówczas każdy region mógł mieć własne słońce, prawda?
Lorianne błogosławiła szerokie rondo swego kapelusza.
- Podleć do góry i zobacz, jak daleko jesteśmy - skoro już jasnowłosa siedziała na miotle, równie dobrze mogła się do czegoś przydać.
Mimochodem oswajała malarkę z coraz wyższymi lotami.

Gdy dotarły pod bramę Ślepego Słońca, nawet Kapeluszniczka poczuła, że zmęczenie po całym dniu podróży jakoś z niej uchodzi. Było gwarno, głośno, zewsząd słychać było śmiechy i muzykę, początkowo przyszło jej nawet do głowy, że trafiły na jakiś festiwal. Owszem, słyszała plotki, żadna z nich jednak nie oddawała sprawiedliwości temu miejscu. I choć Lorianne wychowała się w zupełnie innym klimacie, a architektura biła jej po oczach surowością kształtów, mimo wszystko ona także poczuła się jak w domu. Tutejsza atmosfera przypominała jej najlepsze podwieczorki organizowane w herbaciarni rodziców, tylko skala wydarzenia była o wiele, wiele większa!
- Kto pierwszy zaśnie ten frajer - zgodziła się Kapeluszniczka, chłonąc wzrokiem ten wspaniały widok.
Trudno powiedzieć, czy to kapelusznicze skrzywienie, czy tęsknota za rodziną, ale Lorianne z uwagą przyglądała się wszystkim ogródkom, w których tutejsze lokale obsługiwały gości na powietrzu. W pewnej chwili pochwyciła Arariel za ramię, zatrzymując w miejscu. Ruchem głowy wskazała na grupę stolików, przy których ludzie raczyli się lokalnymi przysmakami i trunkami. Uśmiechnięta obsługa krzątała się między gośćmi, a w firmowym fartuszku dało się zauważyć także kilkuletnią dziewczynkę, z poważną miną niosącą właśnie niewielką tacę z miską przekąsek. Miała opaloną skórę, białe włosy i zupełnie nie przypominała Kapeluszniczki.
- Patrz, to ja. - Lorianne uśmiechnęła się lekko pod nosem - Chciałaś wiedzieć, jak wyglądało moje dzieciństwo? Właśnie tak.
Nikt nie trzymał jej zamkniętej w wierzy, nie musiała czytać książek. Każdego dnia spotykała mnóstwo ludzi, zawsze trafiając na kogoś zdolnego opowiedzieć interesującą historię. Przemykając wśród stolików słuchała plotek, zwierzeń, radości i dramatów, wyrabiając sobie w ten sposób własną wizję świata, a wszystko w akompaniamencie herbaty i ciastek.
Traf chciał, że za plecami miały teraz złoty namiot. Naganiacz, a może i sam właściciel, kusił atrakcjami, wyraźnie widząc po ich twarzach, że są tu nowe. Pyskówka Arariel rozbawiła Kapeluszniczkę.
- A ja chętnie skorzystam z wróżby. - wtrąciła, podchodząc i podając mu wyciągniętą z kapelusza monetę - Zdradźcie mi więc, co mnie czeka?

Powrót do góry Go down





Arariel
Gif :
Miasteczko Ślepego Słońca 5PUjt0u
Godność :
Arariel
Wiek :
Wizualny 18
Rasa :
Senna Zjawa
Wzrost / Waga :
170/50
Znaki szczególne :
Specyficzne włosy i oczy, błyszcząca z bliska skóra. Androgyniczny wygląd.
Pod ręką :
Pędzle, farby, zwinięte płótna, torba B.I.S., Malowany Dom na obrazku.
Broń :
Sztuka i ideały... w ostateczności rysowany miecz.
Zawód :
Pustelny Malarz
https://spectrofobia.forumpolish.com/t687- https://spectrofobia.forumpolish.com/t691- https://spectrofobia.forumpolish.com/spa/Arariel
ArarielNieaktywny
Podleć do góry. O jeju, dostała pozwolenie na wbicie się w przestworza. Jak wygląda świat z góry? Czy Lori będzie taką mróweczką chodzącą pośród piasku? Bez zastanowienia chwyciła za przód miotły i agresywnie uniosła go do góry. Uderzyło ją mocne ciążenie, a jedynie pewny chwyt pozwolił się utrzymywać. Krew zaczynała odpływać od głowy.
- Aaaaa! – wydarła się, gdy poczuła tak silny strumień powietrza. Miała problem z wypozycjonowaniem się i wróceniem do stabilnego lotu, wciąż sunęła w górę. Z pomocą przyszła Lorianne, która widząc jej nieporadność użyła telekinezy, by wyprostować miotłę. Malarka wróciła powoli do bezpiecznego ułożenia i łapczywie łykała powietrze. Spojrzała w dół. W zasadzie to widziała głównie kapelusz… ale wszystko było tak nierealne. Nerwowo ściskała obiema rękami z całej siły drąg, bała się, że spadnie. Myślała, że to dzięki swojej zręczności opanowała bestię, a nie, że ciągle ktoś nad nią czuwał i jest tak naprawdę bezpieczna.
- Heeeeeeeej maaałaa! – zawołała roześmiana. Zaczęła się rozglądać wokół, chłonąc widoki. – daaaleeko! – dała zupełnie bezwartościową odpowiedź. Nie miała pojęcia jak ocenić odległość w takiej skali. Wiatr rozwiewał jej kolorowe włosy. Szukała czy może widać gdzieś jej jeziorko, przy którym mieszkała. Górzysty teren nie pozwolił jej odnaleźć tak małego płaskiego punkciku. Gdy już wystarczająco się napawała, Kapeluszniczka zaczęła ją powoli opuszczać, by nie skończyło się nagłym pikowaniem prosto w piasek.

Było nawet jakieś wyzwanie, w którym nie zamierzała przegrać. Sen? Sen jest dla słabych!
- I ta, która przegra nie je słodyczy przez cały dzień – podniosła stawkę. Czyżby tak była pewna siebie? Cena była wysoka. Wyciągnęła rękę w stronę dziewczyny na honorowe zawarcie umowy(o którym czytała), choć była gotowa na to, że stawka poleci jeszcze wyżej.
- Ciekawe gdzie można tutaj kupić honor, jak jest wszystko, bo w jednym opowiadaniu tak było, że pan zwracał honor. Dobrze by było się zaopatrzyć, co by inni mogli potem pożyczyć, jakby było trzeba. - myślała, nad interesującymi przedmiotami rozglądając się po straganach. Był bardzo duży wybór, tylko najtrudniejszym wydawało się znalezienie danej rzeczy, której się szukało.
Lorianne wskazała jej na dziewczynkę pracującą w restauracji.
- Waaaw, wygląda na szczęśliwą – również się uśmiechnęła, na tak kojący widok. Dziecko krzątało się dość pewnie, wyglądała, jakby wiedziała, co robi, przynajmniej w odróżnieniu od Sennej Zjawy.
- To też musiałaś być ładniutka, jak byłaś taka mała! – starała się wyobrazić sobie ciemnowłosą w wersji mini. Miała takie same włosy? Musiałyby wtedy szurać o ziemię. Roześmiała się na wizję ogromnego kapelusza na tak drobnej główce. Mogłaby równie dobrze w nim siedzieć.
- Masz może jakiś rysunek, jak wyglądałaś? – bardzo była ciekawa, czasu nie można było cofnąć, ale wspomnienia nadal były zawarte na papierze.

Były przy złotym namiocie. Arari nadmiernie epatowała swoją wolnością. Lori jednak skusiła się na odchylenie welonu rzeczywistości i zerknięcie. W takim świecie ludzie mieli bardzo różnorodne umiejętności, ciekawe co przedstawiała osoba z wnętrza kurtyny.
Mężczyzna ukazał swe zniszczone uzębienie i zwinnie schował monetę do małej kieszonki u boku szaty.
- Zapraszam, zapraszam – powiedział, wchodząc do środka namiotu. W środku, w pierwszej części był okrągły stolik, na nim przybory do pisania i stos kartek. Naprzeciwko siebie stały dwa krzesła. Dalej ciągnęły się jeszcze na pewno kolejne pomieszczenia, ale były zasłonięte. Wewnątrz roznosił się egzotyczny zapach kadzideł, które były porozstawiane w rogach pomieszczenia. Staruszek usiadł na jednym z krzeseł, prawdopodobnie więc to on miał czynić owe Quana Ganda.
Arari nie chcąc zostawić koleżanki samej, weszła za nią i stanęła z boku. Wróżbita jednak zupełnie się tym nie przejmował. Wskazał ręka na miejsce naprzeciwko i gdy Kapeluszniczka usiadła, podał jej kartkę i rysik.
- Napisz proszę swoje imię i nazwisko, jeśli posiadasz oraz datę urodzenia albo powstania. Możesz mi podyktować, jeśli nie umiesz pisać. – cóż to za sztuczka? Jego magia nie działała bez odpowiedniego przygotowania, czy po prostu miało to dodawać mu wiarygodności lub mistycyzmu?
Gdy Ciemnowłosa spełniła jego prośbę, przesunął świtek bliżej siebie i wziął w rękę ołówek. Przystawił go do górnej części strony. Leżał teraz bardzo luźno w jego palcach, prawie jakby miał wypaść. Nagle zaczął się ruszać i kreślić jakieś słowa, jednak jeśli Zjawa Deserowa się przyglądała, jego palce nawet nie zadrżały, jakby narzędzie poruszało się samo. Tylko lekko podtrzymywał przedmiot, przesuwając rękę w bok, oraz w dół, gdy kończyła się linia. Na dodatek miał zamknięte oczy. Gdy kartka się zapełniła, przysunął ją do niej.
- Nie czytam Pani wróżby, to Panienki sprawa prywatna nie moja. Dziękuje za skorzystanie z usług i proszę polecać innym. – powiedział spokojnie, po czym zupełnie zamilkł, prawdopodobnie czekając, aż sobie pójdzie. Gdy wzięła wróżbę w rękę, mogła przeczytać:

Wróżba:

Powrót do góry Go down





avatar
GośćGość
A więc ustalone, spania tej nocy nie będzie! Lorianne, która zazwyczaj chodziła z tą samą uśmiechniętą, lecz właściwie nie wyrażającą niczego miną, teraz zmrużyła oczy. Robiło się poważnie.
- Już po tobie - zgodziła się i uścisnęła jej dłoń.
Teoretycznie powinna zażądać kary, która bardziej odbiłaby się na Arariel, ale z drugiej strony... przecież każdy uwielbia słodycze. Ciężko jej było wyobrazić sobie, że nie byłaby to dla niej udręka. Tak, zdecydowanie. Zakaz słodyczy był odpowiednią torturą.
- Honor? A po co ci...? - zapytała już z nieco mniejszym zainteresowaniem, zastanawiając się, czy gdyby teraz zjadła ciastko to zostałaby posądzona o strach przed porażką - Nie wiem, czy znajdziemy honor, ale trzeba ci kupić księgę frazeologizmów. Spodoba ci się, to prawie jak zaklęcia. Słowa, które w połączeniu ze sobą znaczą coś zupełnie innego, niż kiedy są oddzielnie.
Kapeluszniczka nawet pomyślała, że można by zainwestować w księgozbiór dla Arariel, z pomocą którego lepiej poznałaby świat. Zaraz jednak uzmysłowiła sobie, że książki są drogie, a do tego można w nich napisać wszystko. Potem Abstrakcja znowu będzie gadać o żółwiach na krańcu świata. Jeśli już miałyby robić coś takiego, wypadałoby wcześniej poprosić kogoś zaufanego o rekomendację.
- Chyba nie... Może rodzice mają? Nie mieszkałam w domu zbyt długo, trudno powiedzieć. Bezpieczniej założyć, że nie ma niczego takiego - zdecydowała wreszcie - Za to ty pewnie masz sporo, prawda?
Co innego rodzina poświęcająca się sztuce herbaty, co innego dwie artystki, zamknięte w swej pracowni gdzieś na końcu świata. Lorianne wciąż z pewnym podziwem patrzyła, z jaką łatwością Arariel potrafi przenieść świat na płótno. Dosłownie i w przenośni. Nigdy nie pragnęła artystycznych zdolności, nie widziała dla nich żadnego zastosowania, ale przyjemnie było popatrzeć, jak jasnowłosa sobie tam maluje.

Lorianne pewnym krokiem wmaszerowała do namiotu. Nie miała żadnych oczekiwań, toteż nie zawiodła się ubogością wnętrza. Stolik, krzesła, jakieś zasłonki do dalszych pomieszczeń, a więc tak wygląda komnata wróżb. Dziewczyna poprawiła kapelusz, korzystając ze swojej mocy by sprawdzić, jak wiele osób przebywa w ukrytych częściach namiotu. Dobrze było też dowiedzieć się czegoś o samym wróżbicie.
Ładnym, choć pozbawionym jakichkolwiek ozdobników pismem, przelała na papier informacje na swój temat. Imię i nazwisko nie były tajemnicą, wiek też nie. Wpisała datę wskazującą na siedemnaście wiosen, co było dość niewielką wartością jak na mieszkańca Krainy Luster. Nie obawiała się specjalnie, że mógłby coś dziwnego zrobić z jej danymi, bo i co by to miało być? Ewentualnie mógłby sprzedać tę informację komuś, kto poszukuje ludzi o konkretnej dacie urodzenia, ale nawet mając imię i nazwisko, niełatwo byłoby ją przecież odnaleźć.
- Dziękuję wam - odezwała się do mężczyzny i do tego czegoś, co poruszało ołówkiem.
Wstała, przyjmując wróżbę. Arariel wyraźnie zaznaczyła wcześniej swoje stanowisko, dlatego Lorianne nie pytała nawet, czy jasnowłosa zmieniła może zdanie. Wyszła z namiotu i stanęła obok wejścia, wczytując się w tekst.
- Hmmm... Sława czy bogactwo, to ci dopiero dylemat - mruknęła pod nosem - Lepsze pewnie bogactwo, przynajmniej będzie na miecz...

Powrót do góry Go down





Arariel
Gif :
Miasteczko Ślepego Słońca 5PUjt0u
Godność :
Arariel
Wiek :
Wizualny 18
Rasa :
Senna Zjawa
Wzrost / Waga :
170/50
Znaki szczególne :
Specyficzne włosy i oczy, błyszcząca z bliska skóra. Androgyniczny wygląd.
Pod ręką :
Pędzle, farby, zwinięte płótna, torba B.I.S., Malowany Dom na obrazku.
Broń :
Sztuka i ideały... w ostateczności rysowany miecz.
Zawód :
Pustelny Malarz
https://spectrofobia.forumpolish.com/t687- https://spectrofobia.forumpolish.com/t691- https://spectrofobia.forumpolish.com/spa/Arariel
ArarielNieaktywny
Gdy słodycze w jej jadłospisie były rzadkie i jednolite, to nie było problemu przeżyć bez nich jednego dnia. Teraz, jednak gdy zaznała smak prawdziwych łakoci, pojawiających się w mgnieniu oka, na dodatek świeżym, opływającym lukrem i kremem, to ciężko było się tego pozbawić. Czas na pierwszą prawdziwą rywalizację.
- Honor na wszelki wypadek. – jak to mówią mądrości, przezorny zawsze ubezpieczony, a strzeżonego Pan Bóg strzeże.
- Frazygologizmów? Tak, brzmi super! To zupełnie jak z kolorami, też zmieniają znaczenie w sąsiedztwie innych kolorów. Sztuka jest naprawdę niesamowita. – była biegła głównie w dziedzinie tworzenia obrazów, choć baśniopisarstwo zawsze ją pociągało, chociażby z prostych konotacji rasowych. Gdyby tak móc zwiewnie formułować zdania, rymować na życzenie, używać mądrych słów. Pewnie inaczej by ją odbierali ludzie przy rozmowie. Chciała rozwijać też swoje zdolności pisarskie, może napisałaby kiedyś dziennik ze swoich podróży? Choć z drugiej strony bohaterów opisywali grajkowie i inni inteligentni ludzie, nie często musieli robić to sami.
- Jak daleko jest twój dom? Ile dni drogi? – nic by się chyba nie stało, jakby przynajmniej ogólnie zmierzały w tamtym kierunku? Arari bardzo była zainteresowana korzeniami Zjawy Deserowej, które uformowały tak ciekawą osóbkę. No i może była szansa zobaczyć jej małą główkę wystającą z tak wielkiego kapelusza na rysunku. Ciekawe czy w nim spała.
- Hmm, właściwie to nie. Pytałam, czy pamiętasz swoje dzieciństwo, bo ja niezbyt. – amnezja? Zmarszczyła brwi, czując się niepewnie. Zawsze myślała, że wszyscy mają tak samo, bo nie miała porównania.
- Mama nie miała żadnych obrazów ze mną, mówiła, że wysłała je wszystkie w pustynie. Sama potem się malowałam, ale to tylko moje wyobrażenia były, jak mogłam wyglądać wcześniej. – miała je nadal w domu, ale nie czuła sensu ich pokazywać, skoro nie były rzetelne.

Abstrakcja przyglądała się nietypowemu procesowi. Czy staruszek też miał taką moc jak dziewczyna, że telekinetycznie poruszał przedmioty? Bo raczej nie robiła tego sama? Jaki sens byłby wtedy płacić.
Gdy Lorianne aktywowała swoją moc, mogła wyczuć osobę Cyrkowca, gdzieś z tyłu namiotu. Krzątała się powoli i prawdopodobnie sprzątała. Sam wróżbita poruszał się dość powoli, mógł potrzebować jakiejś służby. Dostrzegła jednak jeszcze jeden sygnał. Przez pierwszą chwilę mogła pomylić go z aurą samego mężczyzny, jednak głębsze skupienie jednoznacznie pokazało, że są to dwa osobne byty. Ów drugi sygnał znajdował się nad dłonią mężczyzny, w idealnym ułożeniu, żeby móc trzymać piszący ołówek. Przez odbicie wydawało się to coś małe, wielkości maksymalnie samej ludzkiej głowy. Pachniało magią, jak większość istot z krainy luster, jednak ciężko było przypasować to do którejś z najliczniejszych ras. Przypominało to raczej ducha, trochę Zjawy Sennej, trochę zwierzęcia.

Gdy wyszły Arari wyglądała koleżance ponad ramieniem.
- Poka poka… - nie mogła ukryć zainteresowania. Skoro juuuż taka wróżba powstała, to ciężko było przejść obok. Szkoda, żeby się zmarnowała, co nie? Gdy ta podała jej kartkę, wzięła się za czytanie.
- Wiesz co to ta Anielska Klątwa i Lewitujące Osiedle? – oczy jej się świeciły nad tajemniczymi liniami i dziesiątkami możliwych znaczeń. Jasne było, że każde zdanie jest tam stuprocentowo prawdziwe i nikt by przecież ich nie oszukał. Same nazwy były ciekawe, z iloma przygodami mogły się wiązać!
- Poka miotłę! – podniosła głos podekscytowana. Mogły łatwo potwierdzić słowa z kartki, czy było gdzieś tam coś narysowane?
- Ale byłaś suuuper! – podsumowała. – Znaczy, teraz też jesteś… No wiesz, w sensie, że zawsze byłaś, jesteś i będziesz, o! – dodała, nie chcąc, żeby dziewczynie było smutno, że wizja o Kreatorce mogła się Arari bardziej spodobać.
Gdy doszła do linii o kapeluszu, rozejrzała się wokół, z przymrużonymi oczami, lustrując przechodniów. Wzmożyła czujność.
- Tylko nie ziewaj, bo otworzysz hotel! – przypomniała ze śmiechem o umowie.
Nie skupiała się tak na fragmencie o dalszej przyszłości, ważniejsze było bliższe otoczenie. Nie do końca zresztą pojmowała tak dziwny wybór. Zazwyczaj obie te rzeczy szły w parze, jak zabiłeś smoka to byłeś sławnym rycerzem i zabierałeś skarb, albo król cię obdarowywał. Jak więc to rozdzielić?
- To gdzie teraz idziemy? - spytała, bo opcji było wiele.

Powrót do góry Go down





avatar
GośćGość
Lorianne wydęła wargi z namysłem.
- Jak na wszelki wypadek to można po prostu udawać - wtrąciła, po co od razu za honor płacić.
Jej doświadczenia jasno pokazywały, że honor to kłopotliwa i zupełnie nieprzydatna sprawa. To właśnie on sprawiał, że ludzie brali udział w niemożliwych do wygrania bojach, to z jego powodu przelewano wciąż krew. Nawet jeśli nie prowadził do śmierci i cierpienia, nadal komplikował wiele prostych spraw. Choć w tej kwestii akurat Lorianne nie powinna się wypowiadać.
- Kolory mają znaczenie? - zapytała, spoglądając na Arariel.
Sztuka była dla Kapeluszniczki obcym światem. Dziwnym, niezrozumiałym, pozbawionym sensu, zupełnie jakby nie posiadała w głowie klucza, który konieczny był do właściwego pojęcia dzieła sztuki. Pamiętała, jak panienka Silverine i jej koleżanki wybrały się kiedyś do galerii sztuki. Wszystkie miały dość podobne odczucia co to obecnych tam obrazów, interpretując je w zbliżony sposób. Jakim cudem? Do obecnego dnia, Lorianne wciąż tego nie pojęła.
- To będzie... rok i siedem dni? - odezwała się po krótkiej przerwie na policzenie - Nie, mniej, trzeba odjąć pobyt w różnych miasteczkach. Hmm...
Tyle czasu minęło, od kiedy ostatnio zawędrowała w rodzinne strony. Pojęcia nie miała, jak określić odległość do przebycia. Na nogach, na miotle, wozem pocztowym, koleją? Odległość za każdym razem pokonywana była w innym tempie, a jej zdarzyło się wszystko.
- Jeśli cię to męczy, może uda się kiedyś znaleźć kogoś, kto potrafi chodzić po wspomnieniach. Nie wiem, na ile by to pomogło, ale spróbować nie zaszkodzi - skoro był problem, musiało istnieć jakieś jego rozwiązanie, zawsze tak było.

Gdy Arari skończyła czytać, Lorianne przeleciała jeszcze raz wzrokiem po tekście i ukryła karteczkę w swoim kapeluszu. Nie wyciągnęła jednak miotły zgodnie z życzeniem towarzyszki. Ruszyła znów przed siebie, nie oglądając się na jasnowłosą, a gdy ta ją dogoniła, wyjaśniła cicho ze swym standardowym uśmiechem na twarzy.
- Radzili uważać na złodzieja, prawda? Obejrzysz miotłę w domu - oznajmiła, po czym znów się zatrzymała, zupełnie nagle.
A co jeśli...
- Powiedz, według twoich książek, jak bohaterowie pojawiają się w nowym mieście, co zazwyczaj robią? Karczma i wypoczynek?
Widać było, że zastanawia się nad czymś intensywnie.
- Chodźmy. Daj mi znać, kiedy usłyszysz dźwięk fletu.
Kroki skierowała w tył, najwyraźniej próbując sprawdzić przepowiednię.

Powrót do góry Go down





Arariel
Gif :
Miasteczko Ślepego Słońca 5PUjt0u
Godność :
Arariel
Wiek :
Wizualny 18
Rasa :
Senna Zjawa
Wzrost / Waga :
170/50
Znaki szczególne :
Specyficzne włosy i oczy, błyszcząca z bliska skóra. Androgyniczny wygląd.
Pod ręką :
Pędzle, farby, zwinięte płótna, torba B.I.S., Malowany Dom na obrazku.
Broń :
Sztuka i ideały... w ostateczności rysowany miecz.
Zawód :
Pustelny Malarz
https://spectrofobia.forumpolish.com/t687- https://spectrofobia.forumpolish.com/t691- https://spectrofobia.forumpolish.com/spa/Arariel
ArarielNieaktywny
Nie wyobrażała sobie udawać, że coś się ma. Ktoś będzie chciał sprawdzić i co wtedy pokaże? Łatwo byłoby zweryfikować tak słabe kłamstwo. Kiwnęła głową, to Lori będzie się tłumaczyć, gdy dojdzie do takiej sytuacji, była już prawdopodobnie obyta.
- Kolory mają wiele znaczeń, choć może się to nieco różnić dla każdego. Na dodatek wystarczy dwa obok siebie namalować i wyglądają już zupełnie inaczej niż osobno, czasem tak, że aż ciężko uwierzyć. Trzeba doświadczenia, żeby móc kontrolować chaos i ciągle zmieniającą się sytuacją na płótnie. Każdy dodatkowy kolor, to kolejne wyzwanie, wtrąca się w sprawy innych kolorów. Mama mówiła, że każdy potrafi stworzyć chaos, ale tylko geniusz jest w stanie nad nim zapanować. – mówiła z ogromną pasją i przejęciem. Sposób, w jaki się wyrażała, przedstawiał, jak gdyby mówiła o epickiej bitwie między wieloma królestwami, którą zarządzają generałowie, zamiast o nudnym staniu przy sztaludze.
Wytrzeszczyła gały na tak ogromną liczbę. To brzmiało heen daleko.
- Ponad rok? My dzień podróżujemy, a tak daleko zaszliśmy. – nie mogła pojąć skali rozmiaru świata i wyobrazić sobie tego w swojej główce. Na dodatek, gdy porównywała taki okres, do swojego krótkiego życia, to taka podróż wydawała ogromnym przedsięwzięciem. Nawet gdyby skierowali się prosto tam, to za taki czas już może się zmienić. Nie wyobrażała sobie niezatrzymywania się w ciekawych miejscach po drodze. Może to powinien być ich cel ostateczny?
- Nie można jakoś od drugiej strony pójść? Naprawdę, chciałabym tam kiedyś trafić… ale trochę szybciej – powiedziała z niecierpliwością. Może mogły znaleźć jakieś skróty albo magiczny portal.
- Nie wiedziałam, że coś takiego istnieje, ale dobry pomysł. – cieszyła się, że mogła liczyć na Kapeluszniczke w podsuwaniu rozwiązań.

Przyśpieszyła za koleżanką.
- Karczma to podstawa, tam dostają kolejne zadanie od karczmarza. Niektórzy chodzą do kapłana do kaplicy, ale jakoś zawsze miałam problem, żeby zrozumieć tego sens. Dopiero potem alchemik dla mikstur leczących, wizyta u króla, u kowala. – teraz ciemnowłosa się zatrzymała, a po chwili zaczęła cofać. Arari miała początkowo problem ze zrozumieniem jej motywów, ale zajarzyła, gdy przed oczami stanął jej obraz kartki i jedna z linijek wierszyka. By czasem jakimś dziwnym trafem jej gdzieś nie zgubić, również zaczęła iść w ten sam sposób.
Po chwili mogły ujrzeć z boku nietypową szybę wystawową w jednej z długich kamieniczek wzdłuż ulicy. Była pokryta wewnątrz pajęczynami, a na jej środku siedział pająk wielkości pięści i przyglądał się przechodniom. Obok były lekko uchylone drzwi, a nad nimi szyld „Książki Pajęczarki”. Nie kojarzyły, żeby to było tutaj, gdy szły wcześniej. Mogły oczywiście na chwilę się zamyślić, miejsce nie wyglądało na uczęszczane i nie rzucało się w oczy.
Spojrzała w stronę Deserowej Zjawy, by zbadać jej reakcje i co o tym sądzi. Jeśli chodzi o zwierzaczki, to tęczowłosa nie miała nic przeciw. Zbliżyła się, by popchnąć drzwi i uderzył w nią obłok kurzu oraz towarzyszący nieprzyjemny zapach. W środku mogli ujrzeć siedzącą za biurkiem młodą kobietę. Nosiła ogromne okrągłe okulary, miała rozczochrane długie rude włosy, leniwie związane z tyłu. Była chorobliwie blada z piegami i wyróżniającymi się fioletowymi workami poniżej oczu. Na górze nosiła czarną pogiętą koszulę, resztę zasłaniało biurko. Na dodatek w jej włosach chodziło kilka małych pajączków. W zasadzie było ich tutaj wszędzie mnóstwo. W większości pomieszczenia stały regały z książkami, a wszędzie pośród nich były pajęczyny i setki żyjątek. Wszędzie unosiły się drobinki kurzu, które zatrzymywały się na pajęczynach. Książki i meble były pokryte warstwą tego puchu.
- oo… - mruknęła niemrawym głosem, patrząc się z przymkniętymi sennymi powiekami. – prosz… rzadko ktoś idzie w tył, wszyscy tylko do przodu… - mówiła dość cicho i chrapliwie. Wydawało się, jakby jej struny nie były nawykłe do mówienia od dłuższego czasu. Miała na biurko stos książek i jedną otwartą tuż przed sobą.
- czego trzeba? - dodała.

Powrót do góry Go down





avatar
GośćGość
- To jak nakładanie przy nakładaniu na siebie kolorowych szkiełek? Widziałam kiedyś coś takiego - przypomniała sobie pokaz na dworze hrabiego, niby nic wielkiego, tylko szkiełka, ale artysta zaprezentował im naprawdę magiczne przedstawienie!
I to bez żadnej magii. Tylko co innego przekładać szkiełka, a co innego mieszać ze sobą różne kolory. Rzeczywiście, musiało wymagać niezłej kontroli. Kto by się spodziewał, że sztuka także opierała się na wiedzy?
- To znaczy, że podróżuję z geniuszem koloru? - zapytała, zerkając na Arariel kątem oka, spojrzenie zawiesiła na jej niezwykłych włosach - Mhm, ma sens...
Najwyraźniej nie oczekiwała odpowiedzi.
- Szybciej? No można, ale po co? - podrapała się po policzku, jakoś jej się do domu nie spieszyło, listy z ojcem wymieniała regularnie - Najszybciej byłoby koleją, ale kiedy ostatnio sprawdzałam, nie mieli jeszcze dworca. Pustynia zresztą też nie. Ale jak będzie okazja, możemy podjechać nieco bliżej tej okolicy.
Skąd ten nagły pomysł z odwiedzinami domu Kapeluszniczki? Arariel nie dowie się w ten sposób niczego o własnym dzieciństwie, a i Lorianne opuściła dom tak dawno temu, że czuła się obco podczas rzadkich pobytów we własnym pokoju. Nie miała jednak nic przeciwko odwiedzinom. No i papa na pewno by się ucieszył.
Przepowiednia rzeczywiście sprawdzała się w bardzo dosłowny sposób. Tak dosłowny, że Lorianne postanowiła chwycić jedną ręką za kapelusz, nawet jeśli wyglądało to dość dziwnie z powodu jego szerokiego ronda. Przecież wiatr nie zdmuchnie.
- Dobry wieczór, szukamy księgi frazeologizmów - zwróciła się do rudowłosej kobiety, jakby ślepa na wszystkie te żyjątka poruszające się dookoła - Ewentualnie coś podobnego, z czego dałoby się uczyć znaczenia słów. Może być dla dzieci.
Poczekała, aż pajęcza kobieta zniknie pomiędzy regałami, po czym odwróciła się do Arari z zadowoleniem.
- Chciałaś zobaczyć zoo, prawda? To się chyba liczy...?
Co prawda tylko jeden gatunek, ale przynajmniej osobników było naprawdę sporo! Lorianne aż klasnęła w dłonie, zadowolona z takiego obrotu spraw - po czym szybko wróciła do trzymania kapelusza. Czyżby była przesądna? Stawiając kroki we wnętrzu dziwnego sklepiku, starała się omijać rozciągnięte wszędzie pajęczyny. Minę miała przy tym tak zwyczajną, jakby sklep przypominający bardziej pajęcze gniazdo niż punkt usługowy był czymś zupełnie normalnym.
- Tak sobie myślę... A co, jeśli to wszystko zostało dla nas przygotowane, by by zwabić nas do ostatniego punktu? Tak jak mówisz, każdy podróżny szukałby karczmy, a ta wróżba taka łatwa do podrobienia. Czemu miałybyśmy szukać snu?
Ustaliły już przecież, że żadna się nie da, wróżba nie była więc do końca wiarygodna. Z drugiej strony, gdyby czytali w jej myślach to raczej by wiedzieli, że nie ma takich planów. Pominęliby spanie. To znaczy, że jednak w myślach nie czytali, albo mieli ograniczone możliwości. Z namysłem oparła podbródek o zamkniętą pięść, po czym uśmiechnęła się szeroko.
- Wiesz co? Pójdziemy poszukać obiecanego spania. Jeśli to pułapka, niech próbują. A jeśli nie, to chociaż przekonajmy się, co z tym płaczącym dzieckiem.
Zapłaciła w końcu za przygodę z przepowiednią, trzeba było rozegrać to do końca. Nawet jeśli oznaczało to świadome wejście w pułapkę.

Powrót do góry Go down





Arariel
Gif :
Miasteczko Ślepego Słońca 5PUjt0u
Godność :
Arariel
Wiek :
Wizualny 18
Rasa :
Senna Zjawa
Wzrost / Waga :
170/50
Znaki szczególne :
Specyficzne włosy i oczy, błyszcząca z bliska skóra. Androgyniczny wygląd.
Pod ręką :
Pędzle, farby, zwinięte płótna, torba B.I.S., Malowany Dom na obrazku.
Broń :
Sztuka i ideały... w ostateczności rysowany miecz.
Zawód :
Pustelny Malarz
https://spectrofobia.forumpolish.com/t687- https://spectrofobia.forumpolish.com/t691- https://spectrofobia.forumpolish.com/spa/Arariel
ArarielNieaktywny
Komentarz Lorianne naprawdę ją rozczulił, jednak nie mogła go nie wyśmiać.
- Hah, przez całe życie obok mojego domu przeleciały dziesiątki tysięcy obrazów. Gdy widzi się tylu wspaniałych artystów, z różnych czasów, i ich niesamowitych dzieł, to można zauważyć, że nie dorasta się im do pięt. – chciałaby móc świadomie dzierżyć taki tytuł, jednak jej pewność siebie w tym aspekcie płakała w kącie, biczując się przy okazji. Nigdy nie mogła usłyszeć oceny innych ludzi, zmierzyć się z innymi, walczyć z przekonaniami. Jedynie mogła się do samych dzieł porównywać. Kurczowo trzymała się swoich autorytetów sztuki i gdyby chociaż pozwoliła sobie stanąć z nimi w szranki, to straciliby przecież na swojej boskości.
- Może kiedyś będę geniuszem koloru… - spojrzała w ciemne niebo z nutą żalu w głosie. Choć prawdą było, że Lorianne doceniła jej obrazki, mimo że nie wydawała się szczególnie sztuką zainteresowana.
- Dlaczego szybciej? Po prostu nie mogę się doczekać. – uśmiech znów wrócił. Rok wyobrażania sobie jak to będzie? Toż to udręka, jednak pojawiło się światełko w tunelu, nawet dosłownie.
- Pociąg? Taki coś co, ciuch ciuch robi i piiiiip i buch buch bam? – mówiła zafascynowana, starając się naśladować pisemne onomatopeje, albo raczej jak sobie je wyobrażała. Nigdy przecież tych oryginalnych dźwięków nie słyszała. – Zawsze chciałam się czymś takim przejechać, w jednej z książek dużo tym jeździli. – przypominały się jej te opisy jednostajnego podskakiwania i różnych dźwięków. Samo podjechanie bliżej by zdecydowanie wystarczyło, nawet już te trzydzieści dni podróży to już lżej na sercu i łatwiej zasnąć w nocy.

- mhm. - ruda kobieta ziewnęła, podniosła się i ruszyła w stronę regałów. Jeden z pajączków z jej głowy zeskoczył na biurko, jakby zainteresowany tym, co czytała.
- Tak! Waaaaaaaw, jakie nogi, o mamusiu – mówiła podniesionym głosem podniecona widokiem. Dosłownie tuliła się do ściany, okna i okolic biurka, przyglądając się życiu małych istotek. Mogła dostrzec, że niektóre różnią się od siebie, więc może tu być kilka rodzajów. Oczywiście przy okazji wleciała w kilka pajęczyn i odstraszyła kilka ze stworzonek, jednak czego się nie robi dla nauki.
- Mam nadzieje, że krowy i kury też mają po osiem nóg, bo jak nie, to musi być im przykro. – ba, z tego, co wnioskowała, to były większe zwierzęta. Czemu więc nie mogłyby mieć i nawet trzydziestu lub nawet stu nóg?
Kobieta wróciła do swojego biurka, jednak nie miała nic w dłoni. Dopiero po chwili zza rogu wyszła książka. Dosłownie szła po ziemi, albo raczej unosiła się kilka centymetrów nad nią. Arari podeszła bliżej, by jej nie kłopotać i ją podniosła. Z drugiej strony był pajączek, który musiał nieść dla niej tomiszcze. Po chwili rozpłynął na okładce i w miejscu, w którym się znajdował, był teraz tylko rysunek go przedstawiający.
- powiedzcie powiedzmy… „w gorącej wodzie kąpana” do książki, gdy już skończycie czytać, to wtedy do mnie wróci i nie będę wam naliczać za przetrzymanie. – mówiła bibliotekarka, jednak nie przejmowała się, by jej głos był dobrze słyszalny. Mówiła w stronę książki, którą miała otwartą przed sobą.
- Że ktoś chce nas zwabić do ostatniego punktu i już dać sławę i bogactwo? – niezbyt łapała jej tok rozumowania, bo sama idea oszukanej wróżby brzmiała jak oksymoron.
- Hmm… skoro… EKHM… - chrząknęła, by podkreślić jaka fajna będzie i dla oczyszczenia głosu. – CZUJESZ PISMO NOSEM, hehe – mówiła z otwartej na losowej stronie książki – To możemy iść szukać spania, ale umowa nadal obowiązuje! – zmartwiła się nieco, że Lori wymyśla jakieś dziwne rzeczy, bo nie chciała już się bawić, ale postanowiła ufać koleżance.
Gdy opuściły bibliotekę, okazało się… że są na zupełnie innym odcinku uliczki. Okoliczne szyldy i kramy różniły się totalnie, jakby wyszły z innego miejsca, jednak biblioteka cały czas była za nimi.
Arari zmarszczyła brwi i było widać, że bardzo intensywnie przetwarza informacje. Wręcz odcięła się od świata, na kilka sekund. Sygnały elektryczne skakały po jej mózgu, starając się znaleźć wyjaśnienie tego fenomenu.
- JAK GROM Z JASNEGO NIEBA. Jesteśmy gdzie indziej! – zawołała zaskoczona oczywistą rzecz. Chyba po prostu się zawiesiła przez chwilę.
Uliczka była ułożeniem prawie identyczna, tylko po drugiej stronie od biblioteki była drewniana konstrukcja, wzniesienie, wokół którego zbierali się ludzie. Co chwilę ktoś wchodził na podest i wymieniał się z poprzednią osobą i wołał coś do tłumu. Różne były reakcje, czasem śmiech, czasem zdziwienie, czasem kiwanie głową z szacunkiem. Ludzie wyrażali co mieli w głowach i sercach, a reszta słuchała. Jedni dzielili się żartami, chcąc rozbawić innych, kolejni recytowali własne wiersze, a jeszcze inni mówili, co ich bodzie ostatnio w życiu, szukając współczucia.
Arariel spojrzała na koleżankę, robiąc słodką minkę. Starała się przekazać, „a mogłabym pójść też stanąć w kolejce do gadania przed pójściem do noclegowni?”. Czuła, że to tak nietypowa zachcianka, zwłaszcza teraz, że potrzebuje pozwolenia. Oczywiście się tremowała, jednak od początku ci wszyscy ludzie wydawali się jej jacyś bliscy. Nie bała się, więc aż tak bardzo odrzucenia.

Powrót do góry Go down





avatar
GośćGość
Nie znając się na sztuce, Lorianne nie mogła do końca zrozumieć, jak definiuje się geniusz i skąd wiadomo, kto jest lepszy od innych. To nie wyścigi, gdzie jednoznacznie da się wybrać zwycięzcę. Pamiętała też przesławne i niezwykle cenne malowidła, który w jej oczach wyglądały, jakby artysta pierwszy raz wziął pędzel w dłoń. To był inny, niepojęty dla Kapeluszniczki świat.
- To jak się mierzy geniusz, są jakieś warunki do spełnienia? - zapytała, wcześniej Arariel wspomniała wyłącznie o mieszaniu kolorów, a to z pewnością potrafiła zrobić!
Lori przekrzywiła głowę na bok w głębokim namyśle.
- Ciuch-ciuch-ciuch, piiiip i bum...? - powtórzyła po towarzyszce, zdecydowanie nie kojarząc tych słów z dźwiękami wydawanymi przez pociąg - Jak będzie okazja to na pewno się przejedziemy.
Nie była wprawdzie  pewna, czy rzeczywiście to miała na myśli jasnowłosa, ale kolej była bardzo wygodna, zdecydowanie więc przyjdzie im skorzystać z tego środka transportu. Wędrówka na nogach miała swoje plusy, czasem jednak dobrze jest po prostu usiąść w wygodnym przedziale  i wypocząć, spoglądając przez szybę na migający świat. No i zupełnie nie trzeba liczyć się z pogodą.

Pajączki były... urocze. Nie ważne jak Lorianne na nie patrzyła, wyglądały po prostu słodko - zwłaszcza te duże, z wyraźnie widocznymi oczkami. I te mniejsze, podchodzące do nieruchomej stopy ale płoszące się w przypadku najmniejszego ruchu. I te zachwycające, kolorowe...! Ciekawe, czy pająk byłby dobrą ozdobą kapelusza?
Ciemnowłosa kucnęła i sięgnęła ręką, by "tyknąć" jednego palcem, niestety odskoczył i śmignął do nory z pajęczyny.
- To by było niesprawiedliwe, gdyby większe zwierzęta miały i rozmiar, i nogi. A jak jesteś ciekawa, poproś o encyklopedię zwierząt. To raczej w porządku by każda z nas wypożyczyła jakąś książkę.
Puste ręce bibliotekarki nieco rozczarowały Kapeluszniczkę, zaraz potem jednak dostrzegła małego pajączka, taszczącego wielokrotnie większy od niego wolumin. Czy można się nie rozczulić? Mina Lorianne niby się nie zmieniła, ale policzki zarumieniły się odrobinę. Urocze stworzonko!
Pozostało im jeszcze dowiedzieć się, na jak długo mogły wypożyczyć książkę, uiścić ewentualną opłatę, i chwilę później znów były na zewnątrz, smagane ciepłym wiatrem. Wszystko wskazywało na to, że mieszkańcy również nie mieli zamiaru iść spać, zupełnie jakby brali udział w zakładzie dwóch podróżniczek.
- Nooo, tak jakby. Tylko pomiędzy sławą i bogactwem trzeba będzie wybrać - pominęła fakt, że odnosiło się to do przyszłego życia, a więc prawdopodobnie jej kolejnego wcielenia - Myślę, że sława jest gorsza. Bogactwo zawsze można schować w kapeluszu... - mruknęła, po czym udała ziewanie i obróciła się wkoło.
Dokładnie tak, jak polecała kartka z przepowiednią. Nie przejmowała się zmianą otoczenia - skoro człowiek może się przebrać, czemu ulica miałaby być gorsza. Dopiero pełne emocji zawołanie Arariel sprawiło, że zaśmiała się lekko. Widocznie księga to jeszcze nie wszystko, musiała potrenować.
- Tego nie było w przepowiedni, ale jak pójdziesz tylko ty, powinno być w porządku - kiwnęła głową Lori, wszyscy tam coś prezentowali, czy Abstrakcja chciała pokazać im swoje obrazy? - Będę stać przy tym sklepie - gestem wskazała witrynę sklepu z obuwiem samodopasowującym się do stopy.
Tak też zrobiła, śledząc wzrokiem jasnowłosą. Nawet ciekawa była, jak ci ludzie zareagują na twórczość Arariel, sama nie była przecież najlepszym sędzią w kwestiach sztuki. Lewą dłoń wciąż miała zaciśniętą na rondzie kapelusza.

Powrót do góry Go down





Arariel
Gif :
Miasteczko Ślepego Słońca 5PUjt0u
Godność :
Arariel
Wiek :
Wizualny 18
Rasa :
Senna Zjawa
Wzrost / Waga :
170/50
Znaki szczególne :
Specyficzne włosy i oczy, błyszcząca z bliska skóra. Androgyniczny wygląd.
Pod ręką :
Pędzle, farby, zwinięte płótna, torba B.I.S., Malowany Dom na obrazku.
Broń :
Sztuka i ideały... w ostateczności rysowany miecz.
Zawód :
Pustelny Malarz
https://spectrofobia.forumpolish.com/t687- https://spectrofobia.forumpolish.com/t691- https://spectrofobia.forumpolish.com/spa/Arariel
ArarielNieaktywny
- Geniuszem się staje, im więcej osób mówi, że jesteś geniuszem… chyba – tak to dla niej wyglądało. Popularność była powiązana z uznaniem, niemożliwe wydawałoby się, żeby ktoś miał talent, a wszyscy go nie chwalili za to. Ona była na początku tej drogi, nikt nie kojarzył nawet jej imienia. Nie mogła w takim razie uznać swoich możliwości. W zasadzie jak zaczynały takie legendy jak Alycyia czy Van Gogh? Nie byli chyba sławni od urodzenia, więc kiedyś musieli być nikim. Aż ją coś swędziało w głowie na samą próbę dopuszczenia takiej myśli.

- Tak, poproszę atlas zwierząt. – zawtórowała. Nie widziała żadnych konsekwencji, więc czemu by sobie odmówić? Okularnica na to życzenie stuknęła trzy razy w jedną z książek na biurku. Z jej włosów wyskoczył pająk i zajął się transportem woluminu, by później tak samo wtopić się w okładkę. Arari schowała przedmiot do torby, trzymała zbiór frazeologizmów.
- Ja też chce takie pajęczyny robić… Pajęczy artyści… - znów włączała się jej zazdrość. Wynikła ona z pierwotnej myśli o tym, czy są wśród zwierząt również malarze? Zasadniczo mają jakieś ręce. Czego jeszcze trzeba było, nie problemem było unieść drzazgę i zanurzyć ją w farbie. Przyglądała się dokładnie ścianom z miną głębokiej kontemplacji, nigdzie nie było malutkich obrazków.
- Proszę im to dać ode mnie – powiedziała do bibliotekarki, wyciągając z torby pojemnik z żółtą farbą. – i kilka patyczków, UMIERAJĄ Z NUDÓW maleństwa, tak to sobie pokolorują pajęczyny. – przynajmniej według niej wyglądały na znudzone. Każdy kąt był już oblepiony, brakowało powiewu świeżości. Kobieta nawet nie zareagowała.
Gdy Lorianne próbowała się wypytać o jakiejś warunki czy opłaty, bibliotekarka tylko ospale zbyła ją machaniem dłoni. Była bardzo oszczędna w słowach.
Jasnowłosa oczywiście wybrałaby sławę, jednak niestety to nie jej dotyczyła wróżba. W sumie się to się zastanawiała nad tym. Skoro mieli podróżować razem, to przecież też mogła być przy okazji ofiarą niektórych z linijek. Może jej coś skapnie. Tylko właśnie, kiedy to miało być? Pojawił się tam łańcuch, więc może nie być to takie odległe, chyba że sama wyszkoli swoją następczynię.

- Ale proszę, też słuchaj… - chciałaby ciemnowłosa była przy ważnych dla niej chwilach.
Schowała książkę, nerwowo potarła ręce i ruszyła w stronę sceny. Na jej szczęście akurat nikogo nie było w kolejce, a osoba już szykowała się do zejścia. Na jej nieszczęście oznaczało to brak czasu na myślenie. Nic nie szkodzi! Mogła mówić prosto z serca, na najważniejsze tematy, które spędzały jej sen z powiek i nigdy nie musiałaby się nad nimi zastanawiać. Weszła po schodkach i rozejrzała się po publiczności. To była jej chwila chwały. Mogła poczuć się naprawdę częścią większej grupy. Gryzła ją trema, ale determinacja w tej chwili była zdecydowanie większa. Jej krajanie… Oni na pewno ją zrozumieją. Każdy z nich wznosił się na podobne szczyty filozoficznych rozterek i duchowych przeżyć, nie miała się czego obawiać. Chrząknęła. Uderzyła otwartymi dłońmi w mównicę, na której niektórzy kładli swoje notatki.
- Jestem taka zmęczona sikaniem! – zaczęła z niesamowitą pasją w głosie. Gestykulowała przy tym energicznie rękami. Naprawdę mówiła prosto z serca, a blask płonął w jej oczach. - Pije wodę, którą PONOĆ potrzebuje, żeby przeżyć czy cokolwiek, a już po pięciu minutach muszę odłożyć wodę gdzieś zupełnie indziej. Pije wodę, idę do miejsca, żeby OD-PIĆ wodę, myje ręce, wychodzę i ZNOWU muszę się napić wody. Jak myślicie, gdzie ta woda trafia? Nie do mnie! Daje wodę swojemu ciału, a ono jak głupie ją wyrzuca i woła, WIĘCEJ, WIĘCEJ. Wszystkie godziny dnia i wszystkie godziny nocy, nieważne co akurat robię, są przerywanie przez sikanie i to jest… DURNE! – tupnęła, po czym ściskając nerwowo piąstki zeszła ze sceny. Nie patrzała się na ludzi za siebie, wiedziała, że oni wiedzą, jak to jest. Wreszcie czuła się zaakceptowana. Bardzo jej ulżyło.
- I jak? – spytała, a w miejsce napięcia pojawiał się spokój i uśmiech. W zasadzie chciała głównie usłyszeć co Lorianne ma do powiedzenia, ona nie była przecież z okolicy, więc mogła inaczej myśleć.

Po chwili rozmowy, ciemnowłosa mogła poczuć z tyłu jakieś pociągnięcie za kapelusz. Była jednak na to przygotowana mentalnie, więc od razu mogła odpowiedzieć, nie dając sobie wyrwać przedmiotu. Zza rogu sklepu wyszedł mały chłopiec i rzucił się teraz niezdarnie na jej przyodzienie.
- Ty potworze, oddawaj kapelusz i mojego tatę! – zawył, siłując się z nią.

Powrót do góry Go down





avatar
GośćGość
A więc wystarczy, że będą chwalić? Nie brzmiało to zbyt dobrze.
- Ciekawe, ilu wielkich malarzy zapłaciło za swój geniusz - mruknęła z lekkim uśmiechem, mając oczywiście na myśli opłacone pochwały.
Sama nigdy nie pomyślałaby o takiej metodzie definiowania geniuszu - nie wszyscy przecież szukali sławy i uznania. Oczywiście zamknięta w wieży malowanym domku Arariel mogła słyszeć wyłącznie o tych, którzy zdołali wejść na szczyt. Lorianne była pewna, że może istnieć geniusz, zamknięty gdzieś we własnej piwnicy. Albo w bibliotece. Złote oczy obserwowały dłoń Abstrakcji, gdy ta przekazywała farbę dla pajączków. Kto wie, czy nie odkryją w sobie geniuszu?

Skinęła głową, będzie słuchać, bo też i co innego miała do roboty? Mogła sobie oczywiście poszukać czegoś interesującego, ale wówczas pojawiało się ryzyko, że zapomni wrócić po Arariel. Stanęła więc sobie przy witrynie, nie wiadomo kiedy w jej dłoni pojawiło się ciężkie od kremu i owoców ciastko. Gdyby była człowiekiem, pewnie groziłaby jej otyłość w młodym wieku, ale nikt chyba nigdy nie słyszał o grubym Kapeluszniku. Chociaż... Zmarszczyła z niezadowoleniem nos. Nic nie było niemożliwe.
W milczeniu przyglądała się, jak Senna Zjawa staje przed mównicą. Lorianne nie bardzo rozumiała, po co w ogóle się tam pchać, ale może zamknięcie i brak kontaktu z ludźmi sprawiało, że jasnowłosa tęskniła do czegoś takiego - chciała być zobaczona i usłyszana. Teraz wreszcie, po wyjściu na świat, był czas by pokazać wszystkim siebie. Kapeluszniczka raz jeszcze przypomniała sobie trzy warunki, na które umówiły się wczoraj podczas herbatki w ogrodzie. Potęga przyjaźni, cel i wyzwanie. Przynajmniej nie trzeba było starać się o rozsławienie jej nazwiska - którego zresztą prawdopodobnie nie miała. Złote oczy wciąż wpatrywały się w Senną Zjawę na podwyższeniu, to była chwila Arariel...
Jestem taka zmęczona sikaniem!
Lorianne parsknęła cicho, podobnie jak część ludzi w oczekującym dotąd tłumie. I to by było na tyle z podniosłej atmosfery chwili. Niektórzy się śmiali, niektórzy patrzyli z oburzeniem, jeszcze inni kiwali ze zrozumieniem głowami... To była Arariel, nieprzewidywalna i dzika jak burza piaskowa. Kolorowa oczywiście.
- Cieszę się, że cię znalazłam - zachichotała Kapeluszniczka, gdy koleżanka stanęła już obok - Sikanie w samotności musiało być frustrujące.
Niestety nie dane im było dłużej porozmawiać, niespodziewane szarpnięcie kapelusza dało Lori jasno do zrozumienia, że chwilę spokoju miały już za sobą. Odwróciła się szybko, naturalnie wciąż z ręką na kapeluszu, po to tylko by dostrzec jakiegoś dzieciora rzucającego się ku niej. Ciemnowłosa powstrzymała odruch odsunięcia się, zamiast tego zdjęła kapelusz z głowy i rzuciła nim za siebie, tiara zawirowała w powietrzu i opadła miękko pośrodku ubitej drogi.
- Aport? - odezwała się do dzieciaczka, skoro zależało mu na czapce, powinien dać jej spokój.
Ostatnim, czego chciała, to szarpanie się z wrzeszczącym bachorem.

Powrót do góry Go down





Arariel
Gif :
Miasteczko Ślepego Słońca 5PUjt0u
Godność :
Arariel
Wiek :
Wizualny 18
Rasa :
Senna Zjawa
Wzrost / Waga :
170/50
Znaki szczególne :
Specyficzne włosy i oczy, błyszcząca z bliska skóra. Androgyniczny wygląd.
Pod ręką :
Pędzle, farby, zwinięte płótna, torba B.I.S., Malowany Dom na obrazku.
Broń :
Sztuka i ideały... w ostateczności rysowany miecz.
Zawód :
Pustelny Malarz
https://spectrofobia.forumpolish.com/t687- https://spectrofobia.forumpolish.com/t691- https://spectrofobia.forumpolish.com/spa/Arariel
ArarielNieaktywny
Gdyby tak geniusz można było właśnie kupić. Mogłaby się skupić na zarabianiu pieniędzy i łatwo stać się sławną malarką. Przynajmniej w jej głowie zdobywanie pieniędzy nie było takie skomplikowane, wystarczyło komuś pomóc, a on już cię obsypywał. Tylko pozbyć się wiedźmy na bagnach albo pocałować księżniczkę, by zbudzić ją ze snu.
Zamierzała do pająków wrócić następnego dnia, by sprawdzić ich postępy. Może trzeba będzie im udzielić jakiegoś nauczania, tak jak szkoliła ją, jej własna matka.

Skupiła się na swojej przemowie. Oczy jej się szkliły, była z siebie dumna. Na dodatek koleżanka jej powiedziała tak ciepłe i wzruszające słowa.
- Cieszę się, że mnie znalazłaś. – odpowiedziała podobnie, mając problem ze sklejeniem własnego zdania. Była w uniesieniu emocjonalnym. Może teraz sikanie nie będzie tak męczące. Wcześniej przerywało jej w malowaniu, czytaniu i leżeniu. Dni mijały, nie wiedziała kiedy, nie odznaczały się szczególnie od siebie. Teraz będzie podekscytowana każdym kolejną chwilą i przygodą, więc „oddając” wodę, będzie tylko myślała o powrocie do zabawy. No i mogła też poprosić Lori o towarzystwo w tak ciężkich chwilach. Chciała już skoczyć na ciemnowłosą i zawiesić się na niej, gdy nagle przerwał im chłopiec.

Udało mu się, dostał kapelusz! Można było ujrzeć na jego twarzy chwilowe rozluźnienie, przebrnął przez najcięższy krok. Wyobrażał sobie, że będzie trudniej, ale darowanemu koniowi się nie zagląda w zęby. Mina bardzo szybko mu zrzedła, gdy wsadził rękę w głąb kapelusza i nie był w stanie nic z niego wyciągnąć. Czuł po prostu jego końcówkę, wręcz widział, jak się porusza niczym pacynka, za pomocą jego dłoni. Zaczął się robić czerwony i marszczył twarz w złości. Tęczowłosa nie była dobra w reagowaniu na nagłe i dziwne sytuacje. Patrzała się to na chłopczyka to na Kapeluszniczkę, nie będąc pewna, kto jest tak naprawdę winny.
- Gdzie jedzenie, daj mi swój prawdziwy kapelusz, kanibalko! – wyciągnął nagle zza paska flecik i trzymając go z całej siły obiema rękoma, zaczął nerwowo grać agresywne piskliwe melodie. Dziiiwnym trafem niedaleko był kram zaklinacza węży. Właśnie robił sobie przerwę i obcinał paznokcie pod swoim zadaszeniem. Jego podopieczni siedzieli schowani w wiklinowych koszach. Węże wyskoczyły nagle z pojemników, wywracając je na ziemie i ruszyły w stronę trójki.
- Jad węża gatunku Uqinoqua powoduje paraliż mięśni, zatrzymanie oddechu, krwotok wewnętrzny, uszkodzenie mięśni, wstrzymywanie magii, niekontrolowane teleportacje Lunatyków. – czytała Arariel z wyciągniętej naprędce książki. Jeszcze nie zdawała sobie sprawy z istoty zagrożenia, dopiero do niej to dochodziło.
Sześć węży zmierzało prosto na nie, szykując swoje kły jadowe.

Powrót do góry Go down





avatar
GośćGość
Gdyby nie rzucający się na kapelusz bachor, Lori i Arari zapewne uściskałyby się teraz z uśmiechem.
Poszłyby pewnie poszukać jakiegoś noclegu, choć udawałyby spanie, czekając na płacz dziecka.
Potem pewnie jednak z nich przypadkiem zapadłaby w sen przez wszystkie te przeżycia długiego dnia i w końcu rozwiązałby się ich mały zakład.
A tak co? Miały przed sobą wrzeszczącego dzieciaka, na którego Lorianne spoglądała z dobrodusznym uśmiechem zarezerwowanym dla osób kalekich i niespełna rozumu. Jak pies poleciał za rzuconym kapeluszem i z jakiegoś powodu spodziewał się, że wystarczy wepchnąć brudne łapsko do wnętrza tiary, by dostać się do wszystkich skarbów zgromadzonych przez ciemnowłosą. Niedoczekanie. Uśmiech na jej twarzy jeszcze się poszerzył.
- Wiedziałaś, że granica między brawurą i głupotą jest bardzo płynna? - odezwała się do Arariel tym samym lekkim tonem, zupełnie jakby cały czas kontrolowała sytuację i nie było się czym przejmować - Gdyby miał umiejętności do użycia mojego kapelusza, była by to brawurowa akcja. A tak okazał się wyłącznie głupcem.
Arariel z książką w dłoni okazała się naprawdę przydatna! Wprawdzie Kapeluszniczka nie miała zamiaru dać się zaatakować tak czy siak, dobrze jednak było wiedzieć, z czym przyszło im się zmierzyć. No i niekontrolowane teleportacje Lunatyków brzmiały całkiem kusząco, niestety nie miały żadnego ze sobą. W ogóle Lorianne nie miała niczego pod ręką i coś należało z tym jak najszybciej zrobić.  
Skoro chłopiec trzymał flecik obiema rękami, musiał wypuścić kapelusz albo trzymać go gdzieś pod łokciem - z tym nie było większej szarpaniny. Nie tracąc czasu, Lorianne wyciągnęła do przodu lewą rękę, by jednocześnie z pomocą telekinezy odzyskać czapkę i pochwycić ją mocno dłonią. Nie rozwiązywało to problemu węży, ale przynajmniej teraz miała dostęp do swojego ekwipunku.
- Lubisz ciastka, mały? Mam dla ciebie coś specjalnego - z kapelusza wyciągnęła skarpetkę, a ta w jej dłoni przeobraziła się w tartaletkę z górą różowego, gęstego kremu.
Mogła rzucić, ale wtedy istniało ryzyko niepowodzenia. Znów skorzystała z telekinezy, a ciastko śmignęło niczym pocisk, prosto w dłonie twarz trzymającą flecik. Krem oblepił nos chłopca, uniemożliwiając oddychanie tą drogą, dostał się też do otworów w instrumencie, blokując prawidłowy przepływ powietrza. Nawet jeśli bachor wytrze sobie w miarę sprawnie twarz, przeczyszczenie instrumentu nie będzie już takie proste.
Lorianne miała nadzieję, że to wystarczy by węże się uspokoiły, skoro kontrolowane były przez flecik. Nadal jednak pozostała czujna, na wypadek, gdyby agresja zwierząt utrzymała się nawet po ustaniu melodii.
- Nie ma tam czasem wzmianki, że są zupełnie niegroźne dla Kapeluszników? - zapytała Arariel, cofając się.

Powrót do góry Go down





Arariel
Gif :
Miasteczko Ślepego Słońca 5PUjt0u
Godność :
Arariel
Wiek :
Wizualny 18
Rasa :
Senna Zjawa
Wzrost / Waga :
170/50
Znaki szczególne :
Specyficzne włosy i oczy, błyszcząca z bliska skóra. Androgyniczny wygląd.
Pod ręką :
Pędzle, farby, zwinięte płótna, torba B.I.S., Malowany Dom na obrazku.
Broń :
Sztuka i ideały... w ostateczności rysowany miecz.
Zawód :
Pustelny Malarz
https://spectrofobia.forumpolish.com/t687- https://spectrofobia.forumpolish.com/t691- https://spectrofobia.forumpolish.com/spa/Arariel
ArarielNieaktywny
Arariel była tak nieobyta, że w zasadzie, z każdej sytuacji mógł powstać dla niej morał i nauka. Nawet w takim przypadku jak ten, mogła zakiełkować w niej myśl o mierzeniu sił na zamiary. Dla jej temperamentu i gorącej głowy lekcja mogła doprowadzić do uratowania jej kiedyś życia. Na dodatek okazywało się, że w tej książce frazeologizmów były same mądrości. Rzeczy tam opisywanie miały pełne odniesienie do rzeczywistości, jakie to niesamowite.
- Rzucił się Z MOTYKĄ NA SŁOŃCE! – wykrzyczała zaskoczona realizacją. Cytowała z głowy. Nie chciała się w przyszłości okazać głupcem, największym problemem było jednak poprawne ocenienie co jest możliwe, a co nie. Nawet, jeśli zdawała sobie z tego wszystkiego sprawę, bez zdolności przewidywania konsekwencji oraz analizy własnych możliwości i tak wpadnie w setki kłopotów w przyszłości. Musiała jeszcze rozkminić jak granica może być płynna, bo na razie to widziała w głowie dwie rzeki, Brawura i Głupota, których koryta w pewnym momencie się łączą.

Lorianne postanowiła jak klaun zaatakować kremem! Co za niespotykany talent taktyczny, machanie łańcuchem w środku miasta było problematyczne, mogła strącić jakieś garnki, albo ktoś przypadkiem dostać w oko, ale kto mógł się doczepić o walkę na ciasta?
Dźwięk fletu faktycznie ustał, przejęty przez kaszlenie i próby przedmuchiwania. Przy okazji musiał sobie przeczyścić oczy. Zwierzęta jednak nadal wykonywały poprzedni rozkaz i sunęły nieugięcie.
Arari powoli chłonęła sytuację. Jad powoduje bubu. Węże mają jad. Węże „biegną” na nas. Jad „pożyczają” poprzez swoje kły. Kły zatapiają w skórze. Muszą być blisko. Wtedy człowiek bierze jad i ma bubu.
- Iiiik, nie ma nic takiego! To MASZYNKI DO ZABIJANIA! – zapiszczała przerażona. Oczy się jej rozwarły, jak tylko mogły. Co robić, co robić? Zasłaniała się torbą, mając naiwną nadzieję, że to w nią wgryzą się te potworki.

Właściciel węży był przedtem zajęty obcinaniem paznokci. Bujał się na zwykłym krześle i gdy wydarzyło się coś tak niespotykanego, to przestraszył się i wywalił na plecy. Chwilę mu zajęło zebranie się i ogarnięcie sytuacji. Pochwycił swój flet i zadął z całej siły. Chciał przejąć kontrolę nad wężami, normalnie byłoby to niemożliwe przy grającym chłopcu, ale dzięki chwilowej przerwie miał na to okazję. Zwierzęta zatrzymały się dwa metry od nich, po czym powoli zaczęły się z powrotem wić w stronę swoich koszy.

Chłopak leżał teraz na ziemi upaćkany kremem. Udało już mu się dojść do siebie, jednak gdy mężczyzna czuwał nad wężami, jego plan był do niczego.
- Co, jeśli to właśnie jego płacz miał nas zbudzić w nocy? – powiedziała już uspokajająca się Arariel starając się złapać oddech. Wcześniej wstrzymała go, jakby mając nadzieje, że węże ich dzięki temu ominą. Zasadniczo, no było to dziecko, może gdyby rozwiązały ten problem, to mogłyby spać spokojnie?
Dzieciak rozpłakał się nagle ze swojej nieudolności. Zaczął wręcz wyć. Łzy mieszały się ze słodką warstwą. No, miało być ciche łkanie, więc to nie do końca to, zwłaszcza że nie śpią. Czy miał przyjść i im płakać pod oknem?
- Jestem głodny, moja siostrzyczka chora, oddaj mi tatę! – mówił w ich stronę przez ręce, którymi wycierał twarz.
- Lorianne nie ma twojego taty, chodzę z nią od jakiegoś czasu i nigdzie go nie widziałam przy niej. – odpowiedziała zupełnie serio Arariel, jakby tak prosta i szczera odpowiedź mogła wystarczyć, gdy ktoś sobie coś poważnie ubzdurał.
- Chłopaki mówią, że… że – chlip – ONI, zamieniają ludzi w słodycze! A później chowają ich do kapeluszy i jedzą! Mówią, że Kapelusznicy zabrali papę, wyciągnij go i odmień! – odpowiedział jej natychmiast, znajdując lukę w jej rozumowaniu.
Tęczowłosa ze srogą miną spojrzała na Lori. Wiedziała, że potrafi zamieniać przynajmniej rzeczy w słodkości, ale żeby ludzi? Czy robiła to już kiedyś… Czy to, co ona jadła…?! Bardzo łatwo uwierzyła w prawdopodobność słów chłopaka, oh ta jej naiwność. Żądała natychmiast odpowiedzi.

Powrót do góry Go down





avatar
GośćGość
Przez głowę Kapeluszniczki przemknęło zabawne spostrzeżenie, że od teraz Arariel będzie nieustannie rzucać frazeologizmami na prawo i lewo. Nie widziała powodu, by z tym walczyć, znów jednak w myślach porównała Abstrakcję do małego dziecka. Uczyła się w podobny sposób i z podobną radością. W końcu zapewne się znudzi i poszuka sobie innych rozrywek, ale jak długo to zajmie - Lori nie miała pojęcia.
Przynajmniej krem spełnił swoją rolę i chwilowo spacyfikował bezczelnego dzieciaka. Niestety nie pomogło im to w starciu z wężami, co Kapeluszniczka przyjęła z pewnym rozczarowaniem, ale przecież nie z takich problemów wychodziła już OBRONNĄ RĘKĄ! Zachichotała do własnych myśli.
- Jesteś pewna, że nie dopisali niczego drobnym druczkiem?! - zawołała do Arari, próbując jakoś przebić się przez jej przerażone piski.
Węże, węże... To nie tak, że Lorianne zupełnie nie miała pomysłu! Mogła na przykład pozamykać je w skarpetkach! Albo otoczyć się zbroją z landrynek! Gdyby jeszcze przekazać Abstrakcji miotłę, żeby ta odleciała w bezpieczne miejsce... Sięgała już do kapelusza, kiedy zaklinacz węży opamiętał się wreszcie i zadął w swój flecik, przywołując zwierzątka. I bardzo dobrze, bo Lorianne nie miała pewności, czy dałaby radę obronić się przed nimi, nie robiąc im krzywdy. Wężom, ale może i trochę sobie, trudno bronić się przed wieloma przeciwnikami jednocześnie.
- Myślisz, że miał zamiar wyć pod naszymi drzwiami? - rozważyła tę możliwość i pokręciła głową - Nie, pewnie by się włamał.
Jeśli i tak musiało dojść do tego spotkania, lepiej w ten sposób, choć spojrzenia przypadkowych gapiów nie pałały sympatią. Lorianne otrzepała swój kapelusz, obojętna na cały świat. Znów poczuła się rozbawiona dialogiem dziecka z Arariel, a kiedy jeszcze dowiedziała się, że celem są Kapelusznicy, rzekomo przemieniający ludzi i nieludzi w ciastka, uśmiechnęła się szeroko. Z czapki wyciągnęła ciastko, swym kształtem przypominające człowieczka. Nie spieszyła się, powolnym ruchem - tak, by każdy kto chciał, mógł sobie ciasteczko obejrzeć - wsunęła je do ust i CHRUUUUP!, odgryzła pierniczkowi uśmiechniętą głowę. Przeżuwając, resztę rzuciła dzieciakowi pod nogi.
Naturalnie nie umknęło jej uwadze srogie spojrzenie Arariel. Nie przejmowała się ryczącym bachorem, który pewnie po tym wydarzeniu będzie potrzebować terapeuty, tak samo nie obawiała się prawa, w końcu nigdy nie zjadła żadnego człowieka czy nieczłowieka. Interesujące było jednak to, że jej kolorowowłosa towarzyszka zdawała się dawać temu wszystkiemu wiarę i to właśnie Abstrakcję prowokowała teraz panienka Flitwick. Podczas podróży z pewnością nie unikną podobnych sytuacji, czemu więc nie zrobić małego testu już teraz?
- Co myślisz? - zapytała Senną Zjawę z szerokim, właściwie nawet wyzywającym uśmiechem.

Powrót do góry Go down





Arariel
Gif :
Miasteczko Ślepego Słońca 5PUjt0u
Godność :
Arariel
Wiek :
Wizualny 18
Rasa :
Senna Zjawa
Wzrost / Waga :
170/50
Znaki szczególne :
Specyficzne włosy i oczy, błyszcząca z bliska skóra. Androgyniczny wygląd.
Pod ręką :
Pędzle, farby, zwinięte płótna, torba B.I.S., Malowany Dom na obrazku.
Broń :
Sztuka i ideały... w ostateczności rysowany miecz.
Zawód :
Pustelny Malarz
https://spectrofobia.forumpolish.com/t687- https://spectrofobia.forumpolish.com/t691- https://spectrofobia.forumpolish.com/spa/Arariel
ArarielNieaktywny
Jak dziecko przyczepia się do czegoś nowo poznanego i nadużywa tego w każdej okazji, by w końcu się znudzić i znaleźć nową zabawkę. Tak pewnie będzie i z tym. Przynajmniej do tego czasu nauczy się wszystkich na pamięć i nigdy już jej nie zaskoczą, a jej poznanie świata jeszcze bardziej urośnie. Mogła dzięki takiemu skupianiu się bardzo aktywnie na pojedynczych aspektach bardzo szybko nadrabiać zaległości.
Była pewna, że nic więcej nie było napisane, pokiwała przerażona przecząco głową. Przynajmniej nic, co by im pomogło w tej sytuacji. Chwila… Jest coś w tej drugiej książce! Przekładała między nimi i otworzyła przypadkowo na idealnej stronie.
- NIE, JEST, JEST! MIEĆ WĘŻA W KIESZENI! – czy to był sposób na ich pokonanie? Włożyć je sobie do spodni? Chwila… była bardzo rozczarowana wytłumaczeniem. I co to za mądrość życiowa, po co to komu było potrzebne do JASNEJ CIASNEJ? Ze zdenerwowania rzuciła tomikiem o ziemie.
Po chwili węże zostały opanowane, więc z namaszczeniem podniosła książkę i zaczęła ją czyścić. Ojej, pajączek, czy nic mu się nie stało?
We wróżbie nie było nic o lokacji płaczu, tylko że miały spać, a zostanie to zakłócone przez łkanie. Faktycznie mógł się tez włamać.
- Musimy się zamknąć jak ślimak w skorupie! Na głucho! – albo rozwiązać problem, jeśli wróżby w ogóle dało się uniknąć. Wierzyła, że Lorianne potrafiła tak pozamykać wszystko, żeby nikt nie otworzył. Była silniejsza, to na pewno umiała dobrze zasunąć okno!
Następnie miała miejsce niezwykle drastyczna scena. Wielki gigantka, odgryza głowę niewinnemu malutkiemu mężczyźnie. Atak tytanów. Arari rozdziawiła usta, nie wierząc zupełnie, że to, co widzi, jest naprawdę. Przecież znała dobrze ciemnowłosa, wierzyła w to. To był jej autorytet i jedyna koleżanka. Najlepsza przyjaciółka, jaką mogła sobie wymarzyć. Przypomniała sobie, gdy wielokrotnie malowała obrazy ludzi i chciała je ożywiać. Oczywiście nie miała takiej mocy, ale po prostu chciała przyjaźni. Była tam taka jedna podobna do Kapeluszniczki. Też miała długie włosy, jasną karnację, prosty ubiór, choć resztą detali odbiegała. Jej wyśniona koleżanka, teraz… zjadła człowieka? Jeszcze uśmiechała się tak… dziwnie. Na dodatek robiła to powoli z pasją, jakby rozkoszując się istnieniem.
Malarka podbiegła zdenerwowana i z łzami w oczach. Brzuch ją bolał, zrobiło się jej niedobrze i skręcało ją na wszystkie strony, na myśl co się właśnie stało. Ktoś potrzebował pomocy, a Lori jeszcze szkodziła.
- Oddawaj! – wyrwała jej z ręki pozostałą część ciastka, po czym wystawiła dłoń i kazała wypluć to, co miała w buzi. Rzucała oczami gromy. Położyła ludzika na ziemi, po czym z obślinionej masy starała się uformować brakujące części. Wyciągnęła z torby pędzel i skrawek materiału na dzienniku, po czym zaczęła czynić swoje własne czary. Miała zdolność naprawy, kiedy się przyda, jak nie właśnie teraz? Nie była w niej wprawiona, ale jeśli dostała jakąś moc od świata, to po to, żeby pomagać i ratować, bo po cóż innego.
Pewnymi ruchami namalowała obgryzione ciastko, po czym drugim pędzlem dorysowała brakujące części. Liczyła, że siła leczenia i spajania, która odpowiadał często na jej życzenia, również teraz pomoże. Nie działo się jednak nic. Obrażenia były zbyt silne, a podstawowe części zbyt przemieszczone. Gdyby było pokruszone lub złamane to może dałaby radę, ale w takim wypadku nie miała szans. Nie była istotą boską…
W furii złamała pędzel i rzuciła go o ziemię z całej siły. Nie mogła zrobić nic. Zająć się dzieckiem nie było sensu. Nie miała żadnego celu, który mogła spełnić, by mu pomóc. Jego ojciec był już martwy, nie mogła go przywrócić. Siostry mu nie wyleczy, bogactwa im nie załatwi. Była bezsilna, za terapeutkę służyć nie mogła, bo o psychologii nic nie wiedziała.
Łzy zaczęły jej rzewnie lecieć, ruszyła w biegu jak najdalej, rzucając focha. Nie powiedziała nawet słowa. Znały się na tyle, że wszystko mogły i bez tego się porozumieć, zwłaszcza gdy wizualnie jasno przekazała co na ten temat myśli.
Chciała ziewnąć, choć była tak wzniecona, że dopiero po chwili uspokajania się jej to udało. Obróciła się w kółko, wycierając łzy łokciem, po czym zniknęła w skracającej się magicznie uliczce.
Wstąpiła do noclegowni. Działała bardzo szybko, zapłaciła z góry za pokój, pobiegła szybko na górę i zamknęła za sobą drzwi. Nie chciała nikogo widzieć, nie teraz, nie po takiej zdradzie. Przykryła się kołdrą w ubraniu i rozważała nad światem.

Chłopiec zaniemógł na widok tego, co zrobiła Lorianne. Też w pełni uwierzył w jej gest. Wszystkie jego próby spaliły na panewce. Musiał się pogodzić z tym, że jego ojciec już nigdy nie wróci. Musiał teraz naprawdę zostać głową rodziny i zaopiekować się siostrzyczką. Miał pretekst do stania się prawdziwym mężczyzną, mimo że to tak niewłaściwie zmuszać do tego dziecko w jego wieku. Czy zapomni kiedyś o kapelusznikach? Czy dowie się, że to wszystko to był tylko żart? Może wtedy wybaczy i nawet podziękuje. Złapał za swój flecik, wykonał dziwny gest, po czym ściągnął but i wziął go do ręki. Pobiegł w stronę witryny i zniknął w niej, zanim zdążyła się rozciągnąć by widać było drzwi.

Powrót do góry Go down





avatar
GośćGość
Naprawdę nie trzeba było wiele, by diamentowe spojrzenie Arariel nabiegło oburzeniem i łzami. Zdrada zaufania boli, szczególnie w przypadku osób, w które naprawdę chciało się wierzyć. Gdy druga strona, miast przeprosić i sprostować sytuację z jakimś "to nie tak jak myślisz", po prostu stoi wyprostowana z rękami zaplecionymi na piersi, to po prostu nie może się skończyć dobrze. I Lorianne, w żadnym stopniu nie poczuwając się do jakiejkolwiek winy, wyczytała z oczu koleżanki wszystko. A więc tak się sprawy miały.
Po dramatycznym wezwaniu do wyplucia "papy" uśmiechnęła się szeroko, przeżuła raz jeszcze i choć było to bardzo nieeleganckie, opróżniła zawartość ust na podstawione dłonie byłej towarzyszki.
- Chyba udało mi się trochę połknąć - dodała, zupełnie bez żadnych oznak wyrzutów sumienia.
Nadal uśmiechnięta, przyglądała się wyczynom jasnowłosej. To była nowa sztuczka, takiej magii jeszcze nie widziała, trudno jednak powiedzieć, jak powinno to działać... Może miało odczarować ciastko i "przywrócić" mu ludzką formę? Jeśli tak, czy nie czas by wyciągnąć wreszcie pewne wnioski?
Nic jednak na to nie wskazywało. W miarę upływu czasu i braku jakiegokolwiek postępu, Abstrakcja coraz bardziej zalewała się łzami, dając ujście swoim żalom i przykrościom. Tłum dookoła gęstniał, poszemrując, a do uszu Lorianne docierały zarówno głosy oburzenia, jak i rozbawione śmiechy. Kapelusznik zjadający ludzi, dobre sobie.
W końcu pędzel rzucony został o ziemię, a Arariel rzuciła się pędem przed siebie, jakby chciała znaleźć się jak najdalej od tego dramatu i wewnętrznego bólu. Od Lorianne też. Ciemnowłosa patrzyła na to w milczeniu i nie drgnęła nawet, by pobiec za nią. Z jednej strony nie była osobą, która zatrzymywałaby siłą kogoś, kto postanowił odejść. Z drugiej zaś - sama w tej chwili poczuła ukłucie żalu. Wystarczyły wyssane z palca oskarżenia obcego dzieciaka i Senna Zjawa kompletnie straciła głowę, bo przecież ofiarą zawsze jest ten, kto płacze głośniej. Kto wzbudzi litość. Szkoda słów.
Kapeluszniczka niespiesznie podeszła do dzieciaka, powoli stawiając każdy krok. Nie interesowała się nim i nie zamierzała tracić czasu na poszukiwanie jego ojca - może byłaby do tego skłonna w ramach "szkolenia" Arariel, ale teraz, kiedy już Lorka została okrzyknięta potworem i jej czas z Senną Zjawą był prawdopodobnie zakończony, nie widziała w tym najmniejszego sensu. Kucnęła, pochylając się po złamany pędzel malarki.
- Wejdź mi w drogę jeszcze raz, a kolejna będzie twoja słodka siostrzyczka - wyszeptała tak, by tylko on mógł usłyszeć - Jak masz czas okradać ludzi z kapeluszy, lepiej poszukaj sobie jakiejś uczciwej pracy.
Słowa te mogły się wydawać okrutne, ale w mniemaniu Lorianne okazała dzieciakowi większą łaskę, niż na to zasługiwał. Trudno powiedzieć, czy jego ojciec rzeczywiście zaginął, czy też dzieciak po prostu próbował przez to dziwaczne przedstawienie wyłudzić od niej pieniądze. Niezależnie od sytuacji jednak, była to strategia niewłaściwa, a im szybciej się ogarnie, tym lepiej dla niego i jego rzekomo chorej siostrzyczki. Za mały był na włóczenie się po ulicach i szukanie zemsty. A czy za mały na pracę? Sama zaczęła wcześnie, więc nie widziała w tym niczego złego.
A jeśli kiedyś, za kilka lat, dzieciak postanowi ją odnaleźć i wyrównać rachunki... no cóż, nie on pierwszy. Na pewno też nie ostatni.
Lorianne wzięła z ziemi połamany pędzel, po czym ściągnęła nadmiar farby przy pomocy białej, bawełnianej chustki do nosa. Uderzyła ją myśl, że pierwszy raz w życiu to ona została porzucona, uśmiechnęła się krzywo do siebie. Choć sama potrafiła zaakceptować w innych nawet najgorsze cechy, nie znaczyło to przecież, że inni tak samo bezwarunkowo zaakceptują ją. Nie zamieniła ojca tego bachora w ciastko i nie zeżarła żadnego człowieka, wyobrażała sobie jednak, że gdyby tak faktycznie zrobiła, to też powinno być w porządku. Nie potrzebowała towarzyszki, która uderzy w lament i płacz, bo Kapeluszniczka zachowuje się niezgodnie z jakimiś oczekiwaniami. Bądź sobą i już, tak jak to tłumaczyła Arariel jeszcze tego ranka.
Szkoda, że okazało się to tylko jednostronne.
Ciemnowłosa powinna była wyrzucić pędzel albo ukryć go w kapeluszu na wieczne walanie się pośród miliona innych drobiazgów, nie zdecydowała się jednak na żadną z tych opcji. Tłum rozstąpił się przed nią, gdy ruszyła przed siebie powolnym krokiem, spoglądając na kolejne witryny mijanych sklepów. Szukała czegoś specjalnego, miejsca, gdzie oferowali usługi składania i naprawiania różnych drobiazgów. Nie od razu, w końcu jednak trafiła, wcześniej pytając kilka osób o kierunek. Kiedy ponownie wyszła na rozświetloną ulicę, w jej dłoniach połyskiwał ten sam pędzel, tym razem jednak bez najmniejszej skazy.
- Pora na plan b-e - wymamrotała cicho, przyglądając się przedmiotowi - Trzeba jej będzie znaleźć nowych towarzyszy. Najlepiej szlachetnych idiotów, to przy okazji rozwiąże kwestię potęgi przyjaźni...
Może i jej wspólna podróż z Arariel dobiegła końca, nadal jednak obowiązywało wyzwanie rzucone przez los i Lorianne nie miała zamiaru ustąpić tak łatwo. Poziom trudności wzrósł, to wszystko. Jeśli trzeba, mogła robić za anioła stróża - choć wspominając wyraz twarzy Abstrakcji, był to raczej diabeł, nie anioł. Mniejsza z tym. Kapeluszniczka przemknęła po dachach okolicy upewniając się, że jasnowłosa nie beczy w żadnym ciemnym kącie, a ponieważ nigdzie jej nie znalazła, ostatecznie zdecydowała się na wynajęcie pokoju i pójście spać. Niby frajerem miał być ten, kto pierwszy dziś zaśnie, w tym przypadku jednak i pierwsza, i ostatnia osoba, wydawała się jednakowo przegrana.

Powrót do góry Go down





Arariel
Gif :
Miasteczko Ślepego Słońca 5PUjt0u
Godność :
Arariel
Wiek :
Wizualny 18
Rasa :
Senna Zjawa
Wzrost / Waga :
170/50
Znaki szczególne :
Specyficzne włosy i oczy, błyszcząca z bliska skóra. Androgyniczny wygląd.
Pod ręką :
Pędzle, farby, zwinięte płótna, torba B.I.S., Malowany Dom na obrazku.
Broń :
Sztuka i ideały... w ostateczności rysowany miecz.
Zawód :
Pustelny Malarz
https://spectrofobia.forumpolish.com/t687- https://spectrofobia.forumpolish.com/t691- https://spectrofobia.forumpolish.com/spa/Arariel
ArarielNieaktywny
W Arariel toczyła się epicka bitwa między dwiema armiami. Z jednej strony Matka i jej urojone przekonania o idealistycznym pięknym świecie. Chciała zindoktrynować swoje dziecko, a gdy okazało się to za trudne, porzuciła ją. Mimo wszystko wiele jej przekonań nadal fermentowało w psychologii Sennej Zjawy. Były wielokrotnie wzmocnione przez wychowanie na fantastyce i wspaniałych uniwersach, którym realny się nie równał. Nie miała obszernego wychowania, ale to, co dostała, stanowiło fundament jej osoby. Po drugiej stronie pola bitwy, była przyjaźń. To jeden z ideałów, wyłamał się i postanowił sprzeciwić wszystkim innym, prowadząc istną rewolucję. Brał ze sobą każdego chętnego w walce o wolność poprzez swoje wywrotowe działania. Wojska tej armii były jej bardzo bliskie, zawsze marzyła o takich obrońcach, kochała ich, ale stanięcie po ich stronie, byłoby zaprzeczeniem wszystkiemu... Armie ruszyły na siebie, mogła zostać tylko jedna… A można było to rozwiązać dyplomatycznie…
Nie brzydziła się śliną byłej koleżanki, teraz liczyło się życie. Połknięcie było problemem, ale liczyła, że magia wypełni luki. Postęp jednak nigdy nie nadszedł... Zaszyła się w końcu pod kocem na górze noclegowni.

Chłopak był przerażony i zdecydowanie przekonany słowami Kapeluszniczki. Ciekawe czy odnajdzie kiedyś wszystkich przeciwników ciemnowłosej i zorganizują się w krucjatę przeciwko demonowi. Będą jej szukać po całym lustrzanym świecie, śląc listy gończe. Na pewno nie zapomni jej twarzy i głosu. Czy złymi drogami można osiągnąć dobre cele? Może też odnajdzie go w restauracji jako kelnera, będzie wreszcie umyty, zadbany i nigdy głodny. Czy potrafiła lub chciała być motywacją dla kogoś, nawet jeśli nie miał wobec niej dobrych pobudek? To byłoby bardzo duże poświęcenie. Jak było w przypadku Arari? Czy pozbycie się jej głupich żartów i uśmiechu z życia było warte jej bezpiecznej i lepszej przyszłości? Ta lekcja mogła być dla niej naprawdę ważna i potrzebna. Musiałoby to jednak zajmować dużo miejsca w mózgu obok różnych rodzajów herbat i słodyczy, kto wie, czy Kapeluszniczka miała tam jeszcze wolną przestrzeń.

Lorianne wybrała miejsce z wróżby. Jak na razie wszystko z niej się spełniało, czy było możliwe ucieknięcie przed nią? Był sens w ogóle zmieniać miejsce, czy przez brak specyficzności zdań i tak by się to wydarzyło? Jedno wiedziała, cena była tu bardzo dobra i warunki w porządku. Tylko jedno, mogła wyczuć skanerem obecność Arariel w budynku. Dodatkowo los nawet tak ich usilnie splątał, że miały pokoje sąsiadujące ścianą, mimo że dostała losowy. Oczywiście tęczowłosa nic o tym nie wiedziała, nie wychylała się z pomieszczenia i generalnie była cały czas w jednej pozycji. Nie było też słychać specjalnie jakichś dźwięków, jednak sygnatura była jednoznacznie jej.
Ciemnowłosa zasnęła. Ciężko było ocenić, kto pierwszy zasnął, ale chyba faktycznie obie przegrały.
Stuk! W środku nocy nastąpiło głuche silne tąpnięcie z sąsiedniej ściany. Łóżko Sennej Zjawy było tuż po drugiej stronie. Jeśli Kapeluszniczka nie spała bardzo głęboko, to mogła to usłyszeć, zwłaszcza z towarzyszącymi kolejnymi dźwiękami. Można było wyróżnić nagle pojawiający się płacz i zamiennie z nim walkę o powietrze, intensywne rzężące oddechy. Skan pokazywał obecność tylko jednej istoty i to znajomej, więc co się mogło dziać?

Powrót do góry Go down





avatar
GośćGość
W głowie Lorianne nie toczyła się żadna batalia. Nawet wiedząc, że Senna Zjawa znajduje się zaraz obok, za ścianą, Kapeluszniczka spokojnie ogarnęła się we własnym pokoju i ułożyła do snu, uprzednio zamknąwszy drzwi na otrzymany kluczyk, Zostawiła go w drzwiach, na wypadek, gdyby ktoś posiadał duplikat.
Wiedziała już, co chciała uczynić dalej, wobec czego nie targały nią żadne wątpliwości. Istotny był tu również fakt, że właściwie znała Arariel dopiero drugi dzień i choć jasnowłosa była milutka, nie sposób się tak szybko przywiązać. Wreszcie, była Kapeluszniczką, pewnego dnia wykonałaby swoje zadanie i po prostu ruszyłaby w drogę, pozostawiając malarkę w tym świecie, który udałoby im się razem stworzyć. Samą. Biorąc pod uwagę jej emocjonalną naturę, pewnie lepiej się stało, że ich ścieżki rozeszły się tak szybko.
- Co cię nie zabije, to cię wzmocni... - szepnęła prawie bezdźwięcznie, przesuwając dłoń po nagiej ścianie.
Czy Arariel mogła się załamać i poddać? Lorianne szczerze wątpiła. Jasnowłosa była żywiołem, skumulowanym przez lata zamknięcia na odludziu. Musiała w końcu wyprostować plecy i ruszyć przed siebie, nawet jeśli przyjdzie jej parę razy zebrać na nie baty. Bardzo różniła się od Kapeluszniczki już na poziomie fundamentów. Arariel chciała być światłem, Lori... po prostu zrobić swoje i pójść dalej. Nie w głowie jej było romantyczne bohaterstwo ani zbawianie świata, nie miała nawet dość serca, by pocieszać płaczące sieroty. A czy to czyniło ją złą osobą?
Jeśli nie jesteś dobry, czy automatycznie stajesz się zły?
Nie zdawała sobie nawet sprawy, że usnęła, kiedy z czujnego snu wybudził ją podejrzany dźwięk. Pierwsza myśl była dość prozaiczna - Arariel, ta sierotka nieporadna, musiała spaść z łóżka! Na tym się jednak nie skończyło, złotooka przymrużyła powieki, nasłuchując. W tym samym czasie sięgnęła ku pokojowi swoją mocą, bo pierwszym skojarzeniem było, że ktoś tam jasnowłosą napadł i próbuje właśnie gołymi rękami udusić, ściskając bladą, drobną szyję. Ku zaskoczeniu Kapeluszniczki jednak, w pokoju obok nie znalazł się nikt poza właścicielką. Co to miało znaczyć?
Może zły sen...?
Zrezygnowała z wyjścia na korytarz, malarka to dobre d z i e c k o i na pewno zamknęła drzwi na klucz, tak jak należy robić dla własnego bezpieczeństwa. Zamiast tego otworzyła okno i - wciąż w długiej koszuli nocnej o barwie bladej zieleni - wyleciała na zewnątrz, korzystając ze swej miotły. Włosy miała rozwiane, kapelusz pod łokciem, z czujnych oczu wycierała wierzchem dłoni resztki snu. Należy zaznaczyć jednak, że nie szykowała się wcale do żadnego boju. Chciała tylko zajrzeć do środka przez sąsiednie okno i upewnić się, że to po prostu zły sen i można wracać do własnego pokoju, własnego łóżka, własnego koszmaru.
Wychyliła się przez okno ostrożnie, tak, by nie rzucać się w oczy.

Powrót do góry Go down





Arariel
Gif :
Miasteczko Ślepego Słońca 5PUjt0u
Godność :
Arariel
Wiek :
Wizualny 18
Rasa :
Senna Zjawa
Wzrost / Waga :
170/50
Znaki szczególne :
Specyficzne włosy i oczy, błyszcząca z bliska skóra. Androgyniczny wygląd.
Pod ręką :
Pędzle, farby, zwinięte płótna, torba B.I.S., Malowany Dom na obrazku.
Broń :
Sztuka i ideały... w ostateczności rysowany miecz.
Zawód :
Pustelny Malarz
https://spectrofobia.forumpolish.com/t687- https://spectrofobia.forumpolish.com/t691- https://spectrofobia.forumpolish.com/spa/Arariel
ArarielNieaktywny
Dziecko. Tak, wróżba nie uciekła, tylko czy postrzegała rzeczy obiektywnie klasyfikując ją jako bachora, czy wyciągnęła to z postrzegania Kapeluszniczki? Czyli nie było to zależne od chłopczyka na rynku i tak miało się wydarzyć. Czy istota kontrolująca wtedy ołówek przewidziała ich rozstanie?
Światło pustynnego księżyca nie dawało idealnego wglądu do pomieszczenia Arariel, jednak gdzieniegdzie jeszcze fruwające lampiony odbijały chociaż trochę światła, by móc ujrzeć jakieś barwy i kształty, mimo częściowego zasłaniania ich własną głową.
Krucha istotka leżała na łóżku. Koc leżał gdzieś w oddali, okrywał coś o bliżej nieokreślonym kształcie, może torbę albo jakiś mebel. Prawdopodobnie był odrzucony. Jasna pościel wyróżniała się ciemnym kolorem pod ciałem dziewczyny, przypominającym częściowo jej sylwetkę. Cała skóra błyszczała w świetle, a włosy zwykle piękne i puszyste, teraz postrączkowane od wilgoci. Ubrania wydawały się oklapłe, przylegające do ciała. Wyglądało to jakby wyszła z kilka minut temu z wody albo na bardzo nadmierne pocenie się, choć ciężko ocenić tę dużą plamę pod nią na łóżku. Oddychała ciężko, gwałtownie łapiąc powietrze i jednocześnie łkała z ociekającą łzami twarzą. Jej jasna skóra była zaczerwieniona, wyglądała na zgrzaną. Była w pozycji embrionalnej, zwróconą w stronę najbliższej ściany. Jedną ręką trzymała się kurczowo za nogę. Raczej nie spadła, Lori nie wyczuwała takiego poruszania się, musiała gruchnąć kończyną o ścianę.

Powrót do góry Go down





avatar
GośćGość
To nie był najlepszy widok tej nocy, przynajmniej jednak Senna Zjawa okazała się bezpieczna. Lorianne zawiesiła nieruchome spojrzenie na drżącej od szlochu istotce. Nie odwracała wzroku i nie czuła ukłucia wyrzutów sumienia, które mogłyby doprowadzić do otwarcia okna i nawiązania kontaktu z tą kupką nieszczęścia. Arariel musiała poskładać się sama, niech płacze, płacz pomagał.
Kilka osób przechodzących uliczką pokazało ją sobie palcami, wyglądała teraz jak duch. Długie, rozpuszczone włosy, zwiewna koszula nocna, bose stopy i lewitacja pod czyimś oknem - z pewnością nikt nie chciałby obudzić się i dostrzec taką postać przez szybę swej sypialni. Obecność innych ludzi nie zbiła Lorianne z tropu, nie przejmowała się też faktem, że obcy oglądali ją właśnie w bardzo nieodpowiednim stroju. Skoro jednak wciąż kręcili się tędy przechodnie i słychać było rozmaite dźwięki, rozmowy, śmiechy i okrzyki, czemu nie dołączyć do tego kolejnego dźwięku?
Ustawiła się tak, by zupełnie nie było jej widać z pokoju Arariel. Kiedy Lori była mała, naprawdę mała, czasami zdarzały jej się koszmary, a wtedy mama przychodziła i tuliła ją do snu, nucąc pod nosem cichą kołysankę. Zawsze jej to pomagało, a potem sama wielokrotnie nuciła tę samą melodię Silverine, gdy panienka nie mogła zasnąć, budziła się w środku nocy, albo po prostu miała taki kaprys. Czyli bardzo często.
Przymykając oczy, Lorianne zaczęła nucić cicho, jednocześnie skanując wnętrze pokoju. Zamknięte okno powinno wytłumić dźwięk dostatecznie, by nie dało się precyzyjnie stwierdzić, że pochodzi on bezpośrednio spod ściany Arariel. Gdyby jednak jasnowłosa postanowiła to sprawdzić, Kapeluszniczka w każdej chwili mogła zanurkować we własne okno. Ostatnim czego sobie teraz życzyła, było ujawnienie własnej obecności.
Jeśli zaś malarka nie zbliżała się do okna, ciemnowłosa kontynuowała swoje nucenie do czasu, aż dziewczyna na łóżku zasnęła. Albo przynajmniej sprawiała takie wrażenie.

Powrót do góry Go down





Arariel
Gif :
Miasteczko Ślepego Słońca 5PUjt0u
Godność :
Arariel
Wiek :
Wizualny 18
Rasa :
Senna Zjawa
Wzrost / Waga :
170/50
Znaki szczególne :
Specyficzne włosy i oczy, błyszcząca z bliska skóra. Androgyniczny wygląd.
Pod ręką :
Pędzle, farby, zwinięte płótna, torba B.I.S., Malowany Dom na obrazku.
Broń :
Sztuka i ideały... w ostateczności rysowany miecz.
Zawód :
Pustelny Malarz
https://spectrofobia.forumpolish.com/t687- https://spectrofobia.forumpolish.com/t691- https://spectrofobia.forumpolish.com/spa/Arariel
ArarielNieaktywny
Ciemnowłosa zaczęła nucić piękną melodię, która rozpływała się po najbliższej okolicy. Dźwięki ginęły na dole w natłoku gwaru, głównie to kierowane palce w nią za nietypowy wygląd. Ciekawe czy mama Arari też robiła podobnie. Może mogło to przywrócić dobre wspomnienia z jej dzieciństwa. Malarka miała może rozum dziecka, ale jej oczy widziały świat na swój magiczny sposób. Nie pomyliła się w tych pierwszych chwilach, gdy nazwała nieznajomą aniołem stróżem, który sfrunął na swych skrzydłach, by dać jej ukojenie. Skrzydło naprawdę było ukryte w kapeluszu, a nie pod ubraniem.
Wydawało się, że dzikie oddechy powoli się uspokajają, stabilizując do bardziej naturalnego rytmu, który jej nie hiperwentylował. Chyba naprawdę potrzebowała czyjejś troski w tej chwili i jej to pomagało.
Lorianne miała zamknięte oczy, skupiała się na skanowaniu pomieszczenia. Mogła wyczuć dodatkowy sygnał, który nagle zaczął się materializować przed łóżkiem Arariel. Było to zupełnie niespodziewane jakby ktoś się tam właśnie wteleportował. Cóż to za zapach? Cień… ale bardzo to bardzo gorzki. Rzadko miała okazje wyczuwać aż tak paskudne okazy. Chodziły głównie po świecie snów, do którego nie miała dostępu. Czego tutaj szukał? Miało to jakiś związek z zachowaniem tęczowłosej? Lori nie widziała go od razu, gdyż była schowana za ścianą.
Jego wygląd był bardzo nieprzychylny i zdecydowanie nie mógłby paradować po głównej uliczce miasta. Składał się z ludzkiego, bardzo zniszczonego szkieletu, ubranego w poszarpaną szatę, który zamiast tułowia, ma ogromną paszczę z kłami i wielkim jęzorem. Ślinę z niego dosłownie ciekła, skapując bokami na podłogę. Wydmuchiwał gorące obłoki pary wprost na Senną Zjawę.
- Araaaa – sapnął cicho, na zewnątrz prawdopodobnie nie można było tego słyszeć. Arari bardzo powoli zaczęła się podnosić. Nadal nie przestawała płakać, choć rzężenie ustąpiło. Wydawała się uspokojona i opanowana. Wydawała się nie zwracać uwagi na źródło dźwięku, jakby była nieco w amoku, albo uznała, że to zasługa Cienia. Naprawdę ta melodia, była... wspaniała. Usiadła na łóżku, obejmując swoje nogi, zwrócona prosto w stronę potwora. Z zewnątrz mogła się wydawać taka dzielna, patrzyła mu prosto w „twarz”. Gdyby tylko nie rzeczki łez płynące z oczu i to, że była cała mokra, to mogłaby być bohaterem. Tak była po prostu osobą, która całkowicie się poddała.

Powrót do góry Go down





avatar
GośćGość
Wydawało się już, że to koniec wrażeń na jedną noc. Jasnowłosa zapadnie w płytki sen bez snów, a Kapeluszniczka powoli cofnie się z powrotem do własnego pokoju, odprowadzana chichotem i głupimi komentarzami spacerujących ludzi. Nawet uwielbiająca zamieszanie Lorianne czuła się już zmęczona i chciała po prostu złożyć głowę na poduszce, by potem przespać przynajmniej do południa - nic nie wskazywało, by Arariel miała się zerwać skoro świt jak skowronek i ruszyć na podbój świata.
Kapeluszniczka mruczała wciąż swoją kołysankę, kiedy jej nadnaturalne zmysły wychwyciły nową obecność. Wstrętną, ciemną, jakby istniejącą po to, by bać się. Cień. Kapelusznicy nie musieli się ich specjalnie obawiać, a babcia Lori zwykła nawet powtarzać, że herbatka z miodem przed snem trzyma te potwory z daleka. I działało, choć może po prostu ciemnowłosa nie śniła nigdy niczego odpowiednio dla nich apetycznego. Nie musiała przejmować się tymi istotami.
Inaczej to jednak wyglądało w przypadku Arariel. Jeśli Lorianne się dobrze orientowała, Senne Zjawy były ulubionym przysmakiem Cieni. Nie powinna mieć na to jakiejś strategii obrony? Złotooka bardzo chciała w to wierzyć, kiedy jednak malarka po prostu siadła przed paszczą bestii, bezradnie obejmując ramionami kolana, przyszło jej porzucić tę nadzieję. Słyszała wiele, naprawdę wiele opowieści o walkach z różnymi bestiami, ale żadnej z nich nigdy nie pokonało się wzbudzaniem litości.
Kołysanka urwała się.
To była zaledwie chwila ciszy, ale samej Lorianne czas wydawał się teraz płynąć tak strasznie powoli! Telekinetyczne otwarcie okna nie trwało przecież dłużej niż mrugnięcie, dłoń wsunęła do wnętrza czapki, by zamknąć palce na zimnych ogniwach łańcucha. Chyba jednak nie nadawała się na anioła stróża. Prawdziwy uporałby się z bestią dyskretnie, nie pozostawiając żadnych śladów, ona natomiast mogła tylko cisnąć swym łańcuchem przez otwarte okno, na wprost, tak by długie jak kość przedramienia, zaostrzony szpikulec na końcu wbił się w ciało potwora. Im głębiej, tym lepiej, nie chciała jednak pozostawiać spraw przypadkowi. Natychmiast po pierwszym ataku poluzowała łańcuch, by z pomocą telekinezy owinąć go kilka razy wokół koszmarnej istoty, a potem pociągnąć, podlatując do sąsiedniego dachu. Planowała po prostu wywlec go na zewnątrz, byle dalej od zapłakanej Arariel.
Bardzo liczyła przy tym na element zaskoczenia, tym bardziej, że Cień zdawał się zainteresowany wyłącznie swoją ofiarką. Jeśli zdoła wyciągnąć go na zewnątrz, nie tylko zyska swobodniejszą przestrzeń do walki, ale też odciągnie go od Abstrakcji, zmniejszając ryzyko, że potwór zeżre ją jakoś w międzyczasie. Lorianne uderzyło w twarz suche powietrze pustyni, podczas gdy sama zaciskała mocno szczęki, szarpiąc się z łańcuchem.
Wyjazd z noclegowni, Paskudo, ta Senna Zjawa ma już innego drapieżnika na karku!

Spoiler:


Ostatnio zmieniony przez Lorianne dnia Czw 20 Sie - 14:07, w całości zmieniany 2 razy

Powrót do góry Go down





Sponsored content

Powrót do góry Go down





Powrót do góry

 
Permissions in this forum:
Nie możesz odpowiadać w tematach