Opuszczona kopalnia kryształów

Seamair
Gif :
Opuszczona kopalnia kryształów Zero-two
Godność :
Erin Collins ale mów mi Seamair.
Wiek :
Już 19 lat gości mnie ten Świat.
Rasa :
Cyrkowcem się stałam lecz wcale nie chciałam...
Wzrost / Waga :
166 cm /46kg
Znaki szczególne :
Urocze acz ostre rogi na czubku głowy, drapieżne spojrznie o barwie szkarlatu, ozdoby w kształcie czterolisnej koniczyny.
Pod ręką :
Zestaw noży do rzucania, magiczne akcesoria, bezdenna sakwa..
Broń :
Srebrny rapier oraz zestaw noży do rzucania.
Zawód :
Samozwańcza opiekunka wszelkich bestii (szczególnie tych zamieszkujących Malinowy Las).
https://spectrofobia.forumpolish.com/t269-seamair#413 https://spectrofobia.forumpolish.com/t1114-seamair
SeamairPoskramiacz
Poskramiacz

Opuszczona kopalnia kryształów Yv3Vyux

Kopalnia mieści się w mniej malowniczych i gościnnych rejonach Mailowego Lasu. Otacza ją wyjątkowo stara knieja, choć wśród wiekowych drzew można też dostrzec znacznie młodszą roślinność. Stanowi to dowód na to, iż las walczył z „ludzką interwencją” po tym, jak spora jego cześć ucierpiała, przy powstawaniu kopalni. Miejsce to cieszyłoby się spokojem, gdyby nie przypadkowo odkryte tutaj złoże niezwykłych minerałów, pożądanych bardziej niż samo złoto. Lumiaqvis kryształ o niezwykłych właściwościach w dodatku występujący w licznych odmianach kolorystycznych. Podobno w kontakcie z wodą uwalniał z siebie intensywny blask, zaś sam płyn nabierał dość ciekawych właściwości energetycznych. Co jednak ważniejsze zauważono, że w pobliżu tego materiału bardzo często można było znaleźć inny, znacznie bardziej wartościowy, choć i niebezpieczny... a mianowicie same magiczne kryształy.

Nic zatem dziwnego, że, ludzie przedsiębiorczy i chciwi postanowili wykorzystać okazję i rozpocząć wydobycie na szeroką skalę. Kopalnia nie należała do wielkich, głównie dlatego, że jej twórcy nie mieli czasu na dalszą jej rozbudowę. Dlaczego?
Zbrakło rąk do pracy, po tym, jak wielu robotników zaczęło po prostu znikać bez śladu. Jedni twierdzili, że coś złowrogiego zagnieździło się w kopalnianych szybach. Inni uznali, że ktoś rzucił klątwę na to miejsce... Mówiło się również, że w kopalni magia lubiła pokazywać swą kapryśną naturę, przez co istoty magiczne nie mogły w pełni ufać i polegać na swych talentach. W dodatku trzewi kamiennych korytarzy nieustanie wydobywa się szmer... a mało kto pamięta, co stanowiło jego źródło.

Jaka jest prawda o tym, co działo się w podziemnych korytarzach nie wiadomo do dzisiaj... Miejsce popadło w zapomnienie, tym bardziej że nie łatwo do niego trafić. Dragi dawno już zarosły, dlatego można zdać się jedynie na szczekliwy traf, no, chyba że ma się dostęp do starych map.


~ Aktualny ubiór ~



Fabuła - Karczma Lalek
Spoiler:

Powrót do góry Go down





Seamair
Gif :
Opuszczona kopalnia kryształów Zero-two
Godność :
Erin Collins ale mów mi Seamair.
Wiek :
Już 19 lat gości mnie ten Świat.
Rasa :
Cyrkowcem się stałam lecz wcale nie chciałam...
Wzrost / Waga :
166 cm /46kg
Znaki szczególne :
Urocze acz ostre rogi na czubku głowy, drapieżne spojrznie o barwie szkarlatu, ozdoby w kształcie czterolisnej koniczyny.
Pod ręką :
Zestaw noży do rzucania, magiczne akcesoria, bezdenna sakwa..
Broń :
Srebrny rapier oraz zestaw noży do rzucania.
Zawód :
Samozwańcza opiekunka wszelkich bestii (szczególnie tych zamieszkujących Malinowy Las).
https://spectrofobia.forumpolish.com/t269-seamair#413 https://spectrofobia.forumpolish.com/t1114-seamair
SeamairPoskramiacz
Poskramiacz
Od dnia, który bardzo chciałabym zapomnieć... minął już tydzień. Odpowiednie eliksiry, odpoczynek oraz ćwiczenia sprawiły, że moje ciało wróciło do pełni funkcjonalności. Zdecydowanie gorzej było jednak z psychiką.... Umysł nadal miałam zatruty nie tylko wspomnieniami, ale też własnymi czarnymi scenariuszami. Nie byłam w stanie w żaden logiczny sposób poukładać sobie w głowie tego wszystkiego, co się wydarzyło. Wszystko stawało się jeszcze bardziej zagmatwane, kiedy ze swą analizą przenosiłam się również na postać Christophera...
W tamtych dniach dosłownie marzyłam o jakimś bliższym spotkaniu z przypadkowym Strachem, który uwolniłby mnie, od nadmiaru emocji jednocześnie zapewniając sobie obfity posiłek. Byłby to dobry układ... nawet gdyby na jakiś czas miał, że mnie zmienić w otępiałą laleczkę.

”Zabawne, że łączy nas więcej, niż oboje byśmy chcieli.” to do tych słów wracałam szczególnie często... tu nie liczyły się tylko same słowa, ale również kontekst i chwila, w których zostały wypowiedziane. Gdy to wszystko zaczynało składać się w całość, którą umownie można by nazwać logiczną... rósł we mnie nowy niepokój. Ale i pewna niezdrowa ciekawość... czy to możliwe, by On też... na tym jednak zwykle kończyłam swe wywody, karcąc się za marnotrawienie czasu... Minął tydzień, a ja nie potrafiłam na niczym porządnie się skupić. Wyszukiwałam sobie za to całą masę nudnych prac, które miałam w zwyczaju odkładać „na potem”. Jednym z takich zadań było sprawdzenie i posprzątanie mojej magicznej pracowni. W trakcie odkryłam dwie dość niepokojące rzeczy. Pierwszą było zniknięcie kilku fiolek z moich prywatnych zapasów eliksirów... drugą dramatycznie mała ilość pyłu z magicznych kryształów. Ten niezwykły minerał był mi niezbędny do dalszej pracy nad lekiem, który pozwoliłby na uwolnienie się od Anielskiej Klątwy. Jeszcze tego samego dnia wybrałam się do Różanej Wieży, gdzie potwierdziły się moje obawy... Kika godzin spędzonych w bibliotece SCR pozwoliły mi odkryć pewne miejsce, które mogło rozwiązać moje problemy. Opuszczona Kopalnia Kryształów miała się mieścić gdzieś na krańcach Malinowego Lasu. Miałam potrzebne mapy, jednak przeglądając raporty, napotykałam się na coraz więcej informacji, z których wynikało, iż miejsce to może być niebezpieczne. I to nie jedynie przez wzgląd, iż korytarze wiekowej kopalni już lata temu mogły utracić wiele ze swej stabilności... Wiele z informacji zawartych w raportach nie miało potwierdzenia, choć wynikało z nich, że w kopalni straszy... Nie potraktowałam tej informacji zupełnie na poważnie, ponieważ w moim domu ponoć również straszyło. Zniechęciło to wszystkich poprzednich najemców... a w ostateczności duchami okazały się bestie, które uznały, że „ludzka” siedziba jest dla nich całkiem komfortowym lokum.
Niestety tego typu wyprawa wiązała się z wypożyczeniem map oraz paru innych sprzętów a co za tym szło, musiałam uzyskać na nią zgodę... Nie pozostało mi zatem nic innego jak wysłać wiadomość do Rosarium w nadziei, że odpowiedź nadjedzie szybko.

Zgoda nadeszła zaskakująco szybko... a w dodatku nie tylko do mnie. Oczywiście nie mogłam iść sama, a że sprawa odbyła się drogą oficjalną, nie było możliwości, by Dachowiec się o niej nie dowiedział... zapewne widniała już w spisach. Cholera...

Czy ja naprawdę po raz już kolejny obawiałam się konfrontacji ze Szronem... co się ze mną działo! I jakim prawem ktoś śmiał zmieniać porządek mojego świata w jakieś chore emocjonalne bagno...
W tej chwili miałam bardzo ograniczone pole manewru... jeśli zataję misję i wyruszę sama, istniało spore ryzyko, że zirytuję tym Kocura na tyle, że mógłby mi zaszkodzić... Zresztą sam dowie się o misji ze spisów, a jeśli nie będzie znał konkretnego terminu i danych, to najpewniej znów zacznie czatować pod moim domem...a nawet gorzej. Żadna opcja nie była tu dobra... ale jeśli już musieliśmy wyruszyć razem, to wolałam się na to przygotować. A w każdym razie, przynajmniej nie dać się zaskoczyć zirytowanemu Strażnikowi..

Tak jak poprzednim razem, sporządziłam krótką notatkę, w której opisał cel misji, jak i jej potencjalny przebieg. Po zastanowieniu dodałam również, teczkę, w której zgromadziłam informacje, jakie odnalazłam na temat kopalni. W tym również raporty i kopię mapy z lokalizacją. Przez chwilę miałam ochotę usunąć kilka stron raportu, głównie tych wspominających o klątwach i nawiedzeniach... niestety braki w numeracji stron, łatwo mogły zostać wówczas odkryte. Zatem oboje mieliśmy, dysponować taką samą wiedzą...
Jako miejsce spotkania wyznaczyła, polanę niedaleko własnego domu. Nie mogłam teleportować nas, do  miejsca którego nie znałam... zatem miała nas czekać dość długa wędrówka... a spacer po lesie sam na sam z Christopherem był ostatnią rzeczą, na jaką miałam ochotę... świadomość tego, jak niezręczne będzie ponowne spotkanie, doskwierała mi wyjątkowo zjadliwie...

Minęły kolejne dwa dni, które poświęciłam na przygotowanie. Trzeciego czekałam już w umówionym miejscu na polanie. Pojawiłam się na ponad dwie godziny przed czasem. W nocy nie mogłam zasnąć, a nad ranem wybudziłam się, zdecydowanie wcześniej niż planowałam. W końcu uznałam, że dalsze siedzenie w domu nie ma większego sensu. Znacznie łatwiej było mi się wyciszyć, gdy siedziałam oparta o pień drzewa, spoglądając, jak wiatr porywa kolejne liście. Nie byłam jednak sama, towarzyszyły mi dwie z moich bestii. Ra oraz Likyus. Ten drugi siedział tuż przy mnie, ogromne czarne wilczysko, które nieustanie podkreślało swoją pozycję w hierarchii jakże nietypowego stada. Po jakiejś godzinie z wolna zaczęła ogarniać mnie senność, to też szczelniej otuliłam się bolerkiem, po czym oparłam głowę o bok bestii. Lubiłam tę czerwoną pelerynę, nie tylko za jej magiczne właściwości. Choć niewidzialność mogła mi się zdecydowanie przydać... szczególnie teraz, gdy miałam wątpliwości co do tego, jak skutecznie będę umieć kryć się z własnymi emocjami.
Co jakiś czas marszczyłam nos, kiedy łaskotało mnie miękkie i gęste furo Likyus. Moja głowa kołysał się delikatnie wraz z każdym oddechem bestii.

Ta urocza scenka mogłaby przywołać na myśl postaci z pewnej bajki, dobrze znanej dzieciom ze Świata Ludzi. Chociaż w oryginale Czerwony Kapturek nie miał rogów i był dużo młodszy. A już z całą pewnością nie przyjaźnił się ze złym wilkiem.

Teraz mogłam sobie pozwolić na chwilę odpoczynku, wiedziałam też, że Strażnik nie zjawi się, bez zaalarmowania czułych zmysłów moich pupili a te wybudzą mnie w porę.


~ Aktualny ubiór ~



Fabuła - Karczma Lalek
Spoiler:

Powrót do góry Go down





Christopher
Gif :
Opuszczona kopalnia kryształów 5PUjt0u
Godność :
Christopher Morrison
Wiek :
25
Rasa :
Dachowiec
Wzrost / Waga :
179/65
Pod ręką :
troszkę pieniędzy
Broń :
rozkładany nóż oraz niewielki pistolet
Zawód :
Różany strażnik
https://spectrofobia.forumpolish.com/t578-christopher#4939 https://spectrofobia.forumpolish.com/t1076-christopher
ChristopherKot Czarnoksiężnika
Kot Czarnoksiężnika
Fotel, który dotąd grzał ciało strażnika przez cały ten czas, nagle zdał mu się jakby mniej wygodny. Zaczął czuć wszystkie nierówności, wyimaginowane sprężyny, nagle jakby nie mógł dopasować się do jego kształtu... I było mu jakby za gorąco. Mężczyzna gdy to wszystko wyczuł, zreflektował się szybko i zacisnął zęby poirytowany. Seamair mogłaby przysiąc, że to ona jest najbardziej zszokowana tą sytuacją, ale co z samym strażnikiem? Nie spodziewał się, że do tego dojdzie. Że on sam zrobi to, co zrobił... Dlaczego nagle stał się jakiś taki bardziej miękki? Mógłby przecież ją zwyzywać, korzystając z okazji. Była zdruzgotana i bezbronna w tej sytuacji. Satysfakcja z tak ogromnego sukcesu byłaby... Ale no właśnie, czy on w ogóle czerpałby satysfakcję z czegoś takiego? Jak to sobie teraz wyobraził to dotarło do niego, że nie potrafiłby drwić w twarz osobie, która była o krok od śmierci. Dopiero wtedy byłby wściekły na siebie za taką podłość. I niby potrafił robić najgorsze z podchodów wobec czarownicy, jak chociażby udawanie niewinnego kota, ale... To było co innego. Mogła się domyślić i jakkolwiek obronić. A teraz, chyba nie chcąc ryzykować starcia, po prostu planowała się ulotnić.
- Spokojnie, pilnowanie ciebie o krok od zgonu było zdecydowanie prostsze. - odparł jej, zupełnie jakby wyparowały wszystkie jego wcześniejsze myśli - Będę pamiętał. Chociaż ciężko będzie odróżnić od stanu, w jakim zazwyczaj jesteś.
Ta odrobina złośliwości... Tylko na tyle zdołał się zdobyć. Dachowiec westchnął ciężko i zwiesił głowę w fotelu, czekając tylko, aż usłyszy trzask drzwi i kroki na schodach. Przymknął oczy, rzeczywiście planując się zdrzemnąć. Był cholernie wyczerpany całą tą sprawą, nie tylko fizycznie, ale i psychicznie... I nagle podniósł głowę, patrząc w kierunku wyjścia. W momencie, gdy utkwił w nim wzrok, drzwi zatrzasnęły się zostawiając go samego. Przekrzywił głowę, gapiąc się na deski chyba jeszcze dobre parę minut. Czy on się... Gdyby nie był dachowcem, przysiągłby, że się przesłyszał. To proste podziękowanie stanowiło idealne zakończenie tego dnia. Kompletnie abstrakcyjne z ust Seamair. Strażnik przejechał dłonią po twarzy i opadł na fotel. Musi odpocząć...


Kolejny tydzień zleciał mu na rutynowej pracy. W przeciwieństwie jednak do tego, co zazwyczaj robił, teraz nie zbliżał się ani na krok do rezydencji arystokratki. Nie chciał za żadne skarby wpaść na nią przypadkowo bądź też nie, dlatego podczas swoich patroli wokół jej rezydencji, ograniczał się do lasów. Podróżował pośród drzew, poznając okolicę wraz z strategicznymi punktami. Sprawdzał, czy nie pojawiło się nic podejrzane, co mogłoby potencjalnie zagrozić bezpieczeństwu jego podopiecznej. Ale nie... Chyba sytuacja sprzed tygodnia wyczerpała jakiekolwiek zapasy zagrożeń dla Seamair, bo lasy okazały się spokojnie jeszcze bardziej, niż zwykle. Zero dziwacznych śladów, zwierząt, odgłosów czy osobistości. Jedyną istotą, jaka towarzyszyła Christopherowi podczas tych całodniowych spacerów, była jego sierpówka. Ptak w tym czasie mógł szkolić się razem ze swoim właścicielem i nawiązać więź. Strażnik może nie dbał o zwierzę tak, jak Seamair i nie kochał go tak bardzo, ale wiedział, że potrafi być użyteczne... I stanowiło także lichą namiastkę towarzystwa, którego wbrew pozorom, czasami mu brakowało. Chociaż nie był pewien, dlaczego, ponieważ przed objęciem czarownicy w opiekę nigdy nie przeszkadzała mu samotność. Mógł wtedy myśleć spokojnie i nikt nie zawracał mu głowy, na nudę też nie narzekał. Teraz wszystko widocznie musiało stawać na głowie... Jakie było zdziwienie Christophera, gdy otrzymał wiadomość z zaproszeniem na kolejną misję. Dokładnie takie samo, jak to, które zaprowadziło go do klubu nocnego parę dni wcześniej.

Postanowił zabrać ze sobą standardowy zestaw tego, co nosił. Pistolet i nóż... Tym razem jednak dodał do tego niewielką apteczkę, tak na wszelki wypadek oraz zabrał ze sobą sierpówkę. Uznał, że jej właściwości bardzo przydadzą mu się w kopalni, do której mieli wyruszyć. Strażnik jak zwykle nie rozumiał, po co Seamair akurat te składniki, ale nie protestował. Jego zdanie nie miało w tej kwestii żadnego znaczenia, poza tym... Miał wrażenie, że za tą misją stoi coś więcej. Nie mógł wyzbyć się wrażenia, że mimo ich "rozłąki" na ten tydzień, widmo zbliżającej się rozmowy tylko narastało. Bo nie mogli wiecznie milczeć, w końcu musiało coś się wydarzyć, chociażby kolejna kłótnia. Być może nadszedł właśnie ten moment... I może i był niechętny, ale z drugiej strony wolał mieć tę konfrontację już za sobą.
- Trzymaj się blisko i nie daj zeżreć jakiemuś bydlakowi.
Mruknął do ptaka tuż przed wyruszeniem w drogę. Jak zwykle środkami takimi jak pociąg, czy wszelkie odmiany taxówki, dojechał na skraj lasu, którym rozpoczął mozolną wędrówkę na umówione miejsce. Mimo pewności, że póki co jest bezpiecznie i że gdzieś tam czarownica czeka na spotkanie, nie mógł wyzbyć się nieco nerwowego zerkania na boki. Nie takiego, jak zazwyczaj, to znaczy zwykłej czujności... Teraz gnębił go realny niepokój. Poruszał się względnie cicho, także nawet wprawnemu uchu trudno byłoby wychwycić dźwięk jego kroków. W końcu jednak odnalazł czarownicę wraz z jej bestiami. Przystanął, ewidentnie zdziwiony zastanym widokiem, lecz w tym momencie jego próby zapewne spełzły na niczym. Bestie były zbyt wyczulone, by nie zawiadomić swej pani, więc porzucił skradanie.
- Uroczy widok... Brak ci tylko koszyczka.
Rzucił nieco ironicznie w kierunku dziewczyny, zbliżając się na odległość około dwóch metrów. Jego drwina mogła dawać pozory, że było tak jak dawniej. Nietrudno jednak było wychwycić delikatna zmianę w jego głosie. Jakby nie był pewien, czy powinien.

Powrót do góry Go down





Seamair
Gif :
Opuszczona kopalnia kryształów Zero-two
Godność :
Erin Collins ale mów mi Seamair.
Wiek :
Już 19 lat gości mnie ten Świat.
Rasa :
Cyrkowcem się stałam lecz wcale nie chciałam...
Wzrost / Waga :
166 cm /46kg
Znaki szczególne :
Urocze acz ostre rogi na czubku głowy, drapieżne spojrznie o barwie szkarlatu, ozdoby w kształcie czterolisnej koniczyny.
Pod ręką :
Zestaw noży do rzucania, magiczne akcesoria, bezdenna sakwa..
Broń :
Srebrny rapier oraz zestaw noży do rzucania.
Zawód :
Samozwańcza opiekunka wszelkich bestii (szczególnie tych zamieszkujących Malinowy Las).
https://spectrofobia.forumpolish.com/t269-seamair#413 https://spectrofobia.forumpolish.com/t1114-seamair
SeamairPoskramiacz
Poskramiacz
Ze snu wyrwało mnie ciche warczenie, które momentalnie przełożyło się w mojej głowie na „Już jest”. Przytomność umysłu wróciła szybko, nawet jeśli wyglądałam na nieco zaspaną. Dało się jednak zauważyć, że spojrzenie mam czujne.
Pogłaskałam bestię po pysku, starając się tym samym ją uspokoić. Likyus od początku nie lubił dachowca, którego uważał za intruza na swoim terytorium. Byłam mocno zżyta z bestią i ewidentnie, bardziej niż reszcie udzieliła się jej moja własna postawa. Nawet jeśli nakazałam moim podopiecznym, by nie atakowały Strażnika, a najlepiej trzymały się On niego z dala, to z całą pewnością nie nakazałam im go szanować czy lubić. Miałam na celu zapobiec sytuacji w której, moi pupile ucierpieliby przez nasz konflikt. To wszystko. Jedynie Luxor, miał inne nastawienie względem postaci Szrona, od początku przyjmował jego obecność za atut, skoro miała prowadzić do tego, że ja jestem bardziej bezpieczna. Bestia skinęła nawet łbem na znak powitania. W przeciwieństwie do wilka, który nadal lekko obnażał kły.

Minęła nieznośnie długa chwila, nim zdołałam podnieść spojrzenie na postać Christophera. Cały wczorajszy wieczór zastanawiałam się, czy nie ułatwić sobie życia i nie przyjść na misję w masce... nie musiałabym się wówczas martwić, mimiką ani cieniem niepewności, którego nie mogłam pozbyć się od tamtego nieszczęsnego poranka. Cała ta plątanina wspomnień, myśli i emocji, pozostawiły po sobie bliznę, z tym że, zamiast na skórze, to na samej duszy... Niestety, zbyt mocno zdawałam sobie sprawę, że ukrycie się za maską powiedziałoby zbyt wiele... A tak, może i uda mi się szybciej dojść z sobą do ładu. Jedno wydarzenie, nie mogło przecież zburzyć porządku świata... i trzeba było dać tego dowód.
Całe szczęście Kocur postanowił mi w tym pomóc, samemu prowokując zaczepkę... Kto by pomyślał, że miesiąc wstecz nadal starał się ignorować moje własne, jasno podkreślając postawę „jestem ponadto”. Ewidentnie mam zły wpływ na ludzi. Tylko dlaczego dawało mi to satysfakcję? Może, dlatego iż konflikt z biernym przeciwnikiem byłby zdecydowanie nudniejszy.
-Mam poszukać dla Ciebie jakiegoś ciepłego szlafroczka, pary wielkich okularów i kłębka wełny do dziergania? Bo jeśli chcesz się trzymać bajkowego klimatu, to do obsadzenia została już chyba tylko rola babci.
Przyzwałam na usta złośliwy uśmiech, który miał skutecznie tuszować braki w postaci niewystarczającej dawki jadu, który zwykle towarzyszył tego rodzaju wypowiedziom. Podnosząc się z ziemi, szybko otrzepałam ubranie z resztek mchu i trawy, może jakiegoś zabłąkanego liścia. Instynktownie sprawdziłam też, czy niczego mi nie brakowało. Bezdenna sakwa, rapier przypięty do pasa oraz cała reszta szczęśliwie były na swoim miejscu. Drzemki na łonie natury bywały dość ryzykowne. Niejednokrotnie, zdarzyło mi się po przebudzeniu spostrzec, iż odłożone na bok buty czy inna cześć garderoby zostały skradzione... zwykle dało się je później odnaleźć w norze Neoliksów... niestety w stanie uniemożliwiającym dalsze użytkowanie.
-Zabrałeś własne kopie map?
Rzuciłam, a po chwili, zatrzymałam się, przy Ra. Zwykle nie stosowałam siodeł ani innych rzeczy, mających poprawić stabilność „jeźdźca”, nie potrzebowałam ich, lecz tym razem na ciele bestii dało się zobaczyć sieć skórzanych pasków, których można było się trzymać w czasie lotu.
-Idąc na piechotę, musielibyśmy poświęcić niemal cały dzień na przemarsz, a potem czekać do świtu z zejściem do kopalni.
Były małe szanse na to, że po całodziennej wędrówce którekolwiek z nas miałoby siły na błąkanie się po podziemnych korytarzach. Zatem cały dzień drogi, rozbicie obozowiska na noc i kolejny dzień poświęcony już na eksplorację. Kolejny dzień powrotu przez las... Przekalkulowałam sobie to wszystko i wniosek był jeden. Było zdecydowanie za dużo czasu w towarzystwie Szrona... tym bardziej po...akcji ze Skrzydeł. Dlatego też, szybko znalazłam sposób na skrócenie owego czasu do niezbędnego minimum.
-Dlatego polecimy. Z góry szybciej powinniśmy też wypatrzyć samo miejsce kopalni, o ile zupełnie nie zarosła.
Podrapałam Ra, po karku i poprawiłam kilka pasków, tak by na pewno nie przeszkadzały bestii podczas lotu. Oparłam się o jej bok, po czym zerknęłam wyczekująco na Srebrnowłosego.
-Wsiadasz? Czy jednak wybierasz spacerek?
Uznałam, że szybkie przejście do działania uchroni mnie od myśli, oraz wspomnień z nocnego klubu, oraz mieszkania dachowca. Niestety, te nadal kuły mnie natrętnie, za każdym razem, gdy na dłużej zatrzymałam wzrok na Strażniku... W dodatku nagle ogarnęło mnie idiotyczne poczucie...że złośliwość jest czymś, co tak jak studnia może pokazać swoje dno, dlatego należy ją miarkować... Jak mogłam się nagle martwić, że zabraknie mi kąśliwej riposty? Teraz kiedy byłam już w pełnej formie i całkiem przytomna... no jak.

Ra był naprawdę sporą bestią i bez problemu poniósłby na grzbiecie naszą dwójkę. Sporą... jednak nie na tyle, w takim układzie  móc się cieszyć wolną przestrzenią osobistą. A konieczność choćby godziny lotu, w którego czasie, musiałabym siedzieć z plecami wbitymi w Strażnika, sprawiała, że choćby dwudniowa wędrówka przez las była tą lepszą opcją...
Stąd też obecność drugiej bestii, mimo iż ta na pierwszy rzut oka nie miała nic wspólnego z podbojem niebios. Ale pozory myliły.
Czekałam, aż Dachowiec wgramoli się na bestię, głównie po to by, wytłumaczyć których części uprzęży należy się trzymać, a gdzie ewentualnie mógł przypiąć swoją torbę. Wbrew pozorom nie było to tak oczywiste, a wątpiłam w umiejętność spadania na cztery łapy z aż takiej wysokości...

Gdy Strażnik zajął już swoje miejsce, szybko przyjrzałam się wszystkiemu po czym, skinąwszy głową. Oddaliłam się w kierunku drugiej bestii. Po chwili dało się słyszeć warkot mieszający się ze skowytem. Oboje mogliśmy oglądać, jak bestia nagle rozrasta się, zaś futro na jej grzbiecie porusza się. A dokładniej coś poruszało się pod skórą. Minęło kilka chwil, a z ciała Likyusa wystrzeliła para ogromnych czarnych skrzydeł. Kilkukrotne zamachanie nowymi kończynami było testem dla skuteczności transformacji. Odczekałam jeszcze chwilę, by w końcu wspiąć się na grzbiet wielkiego skrzydlatego wilka o czarnym jak noc futrze. Obie bestie wzbiły się do lotu.
-Lepiej dobrze się trzymaj, resztą zajmie się Luxor.
Rzuciłam jeszcze, na tyle głośno by słowa przebiły się przez świat skrzydeł.


~ Aktualny ubiór ~



Fabuła - Karczma Lalek
Spoiler:

Powrót do góry Go down





Christopher
Gif :
Opuszczona kopalnia kryształów 5PUjt0u
Godność :
Christopher Morrison
Wiek :
25
Rasa :
Dachowiec
Wzrost / Waga :
179/65
Pod ręką :
troszkę pieniędzy
Broń :
rozkładany nóż oraz niewielki pistolet
Zawód :
Różany strażnik
https://spectrofobia.forumpolish.com/t578-christopher#4939 https://spectrofobia.forumpolish.com/t1076-christopher
ChristopherKot Czarnoksiężnika
Kot Czarnoksiężnika
Christopher gdy tylko zbliżył się do śpiącej Seamair wraz z jej pupilem, ten obudził się i postanowił go przywitać. Dachowiec nie był zbytnio głośny, ale nie mógł spodziewać się niczego innego po zwierzęciu... Te wyczuwały zdecydowanie więcej, tak zresztą jak strażnik, słyszał o wiele więcej dźwięków, niż przeciętny człowiek. Bo właśnie był w jakiejś części zwierzęciem. Ten tutaj konkretny wilkor chyba bardzo lubił swoją właścicielkę, bo ostrzegł ją przed przybyciem niechcianego gościa. Seamair zauważył to od dawna, że bardzo dobrze dogadywała się z różnymi bestiami... Nigdy tego nie rozumiał. Dla niego warte uwagi były tylko te stworzenia, które posiadały wystarczającą inteligencję, by zacząć zastanawiać się, dlaczego właściwie chodzą bez ubrań. Niektóre dochodziły do wniosków, że tak już jest, jak Luxor, a inne przywdziewały szaty i stawały się obywatelami rozwiniętego społeczeństwa. A reszta? Reszta po prostu dalej parła w swoje zwierzęce instynkty... Minie jeszcze zapewne dużo czasu, zanim ochroniarz nauczy się szacunku do bardziej przyziemnych istot. Mimo swej zwierzęcej natury, ani nie rozumiał fascynacji nimi, ani nie odczuwał szczególnej sympatii do swojej podopiecznej. Bo ta zdawała się wpływać na zwierzęta i bestie wręcz nadnaturalnie.
- Miło, że wzięłaś zwierzaki, ale trzymaj je proszę na wodzy... Witaj Luxorze.
Mruknął cicho, spoglądając spode łba na szczerzącego kły wilkora. Mimo jawnie wrogiego nastawienia, nie cofnął się ani nie przeraził, wiedział bowiem, że zwierzę jest pod kontrolą czarownicy. Z drugiej strony wzięła Luxora, który zaliczał się do tych bardziej inteligentnych bestii, a w dodatku jako jedyny chyba z całej tej kolekcji lubił Christophera. Tylko dlaczego? Myślał już nad tym wystarczająco długo, by uznać, że nie zrozumie tego w najbliższym czasie. Wolał skupić się na przykład na zaczepkach Seamair... Podniósł na nią swoje spojrzenie, unosząc nieco brwi.
- Był jeszcze myśliwy, który uratował dziewuchę z brzucha bestii, gdy ta w swojej głupocie dała się zjeść. Myślę, że ta rola bardziej mi pasuje.
Christopher uśmiechnął się pod nosem nieco złośliwie, świadom, że złapał Seamair na lekkiej nieznajomości baśni, bo w tej bohaterów było czterech, a nie trzech... Skąd Christopher ją znał? Matka mu ją czytała, gdy był mały. Czytała mu naprawdę wiele bajek i gdyby od tego zależało jego życie, mógłby wyrecytować je wszystkie. Niestety w życiu dorosłego strażnika takie pierdoły, jak baśnie nie były w żadne sposób potrzebne, dlatego dachowiec się nie chwalił.

Strażnik przystanął przy jednym z drzew i czekał na to, aż czarownica zbierze się do wymarszu. Christopher szykował się raczej na dłuższą wyprawę, bo z tego co się orientował, kopalnia była dość daleko. Nie rozumiał trochę, dlaczego chciała przebyć z nim tę całą drogę... Nie żeby mu to nie ułatwiało roboty, po prostu było to dla niego niezrozumiałe. Gdy ta spytała go o mapy, skinął krótko i sięgnął do kieszeni, by sprawdzić, czy pergamin spoczywa na swoim miejscu. Podszedł do dziewczyny i przez chwilę spoglądał na Ra, zastanawiając się po co u licha oplotła go pasami...
- Chcesz latać? Na tych bestiach? - spojrzał nieco skonsternowany na wilkora - Jakoś tego nie widzę.
Pokręcił głową i przystanął przy Luxorze, czekając co też na to Seamair wymyśli. Ta o dziwo, miała odpowiedź i to całkiem... Zaskakującą, a przez to niepokojącą. Zwierzę przybrało w jednej chwili niesamowitą formę, gotową do lotu. Mina dachowca wyrażała coś pomiędzy zdziwieniem, a nieprzekonaniem do całego planu. Nie ufał czemuś, co w jednej chwili jest wilkiem, a w drugiej ma skrzydła... Jakieś to było podejrzane. W końcu jednak, po ciężkim westchnięciu, wskoczył zwinnie na Luxora i z półprzymkniętymi oczami słuchał całego wykładu na temat lotu. Nie lubił, gdy role się obracały i to Seamair go pouczała na jakiś temat...
- Zmieścilibyśmy się we dwójkę. I wydaje mi się, że Luxor też dałby spokojnie radę... - mruknął cicho, mrużąc oczy jeszcze bardziej - No ale rozumiem, że należysz do tych wstydliwych dziewcząt.
Pokręcił głową z udawanym politowaniem i nachylił się nad Luxorem. Poklepał go nieznacznie po grzbiecie, dając znać, że jest gotowy do wylotu. Chociaż nie był, nigdy na takim cholerstwie nie latał.

Powrót do góry Go down





Seamair
Gif :
Opuszczona kopalnia kryształów Zero-two
Godność :
Erin Collins ale mów mi Seamair.
Wiek :
Już 19 lat gości mnie ten Świat.
Rasa :
Cyrkowcem się stałam lecz wcale nie chciałam...
Wzrost / Waga :
166 cm /46kg
Znaki szczególne :
Urocze acz ostre rogi na czubku głowy, drapieżne spojrznie o barwie szkarlatu, ozdoby w kształcie czterolisnej koniczyny.
Pod ręką :
Zestaw noży do rzucania, magiczne akcesoria, bezdenna sakwa..
Broń :
Srebrny rapier oraz zestaw noży do rzucania.
Zawód :
Samozwańcza opiekunka wszelkich bestii (szczególnie tych zamieszkujących Malinowy Las).
https://spectrofobia.forumpolish.com/t269-seamair#413 https://spectrofobia.forumpolish.com/t1114-seamair
SeamairPoskramiacz
Poskramiacz
Odniosłam niejaką ulgę, bo przynajmniej na pierwszy rzut oka nasza ponowna konfrontacja przebiegała „po staremu”. Chciałam cieszyć się tym uczuciem...naprawdę chciałam. Niestety gdzieś pod skórą czułam, że coś zmieniło się nieodwracalnie. Wydarzenia z poprzedniej misji pozostawiły po sobie ślady... pęknięcia w dawnej rzeczywistości. Rozbite naczynie można ponownie złożyć i posklejać w całość, jednak nie da się w pełni zamaskować tego, że już raz całością być przestało. Pęknięcia i szczeliny sprawią, iż stanie się podatniejsze na kolejne rozbicie... A jeśli w owym naczyniu chowa się coś, co nie powinno więcej ujrzeć światła dziennego...niepokój staje się naturalną reakcją.

Skrzywiłam się, słysząc uwagę o myśliwym. Być może faktycznie, był tak jakiś... najwyraźniej moja pamięć wyparła jego istnienie. Najpewniej nie mogąc zaakceptować, jaki los czekał wilka z jego rąk. W każdym razie życie to nie bajka... jak mawiają, zatem nie było co liczyć na miłego i naiwnego Czerwonego Kapturka. Mimo wszystko przypomniała mi się uwaga Kocura o brakującym koszyczku... miałam jeden schowany w bezdennej sakwie. Planowałam pozbierać do niego kilka ziół rosnących przy kopalni, aby zbadać ich właściwości i wpływ tamtejszej gleby. Teraz jednak z całą pewnością nie będę po niego sięgać... w ostateczności mogłam wrzucić wszystko po prostu do Sakwy, będzie tylko więcej roboty z wyciąganiem i segregacją...

Satysfakcja wyraźnie odmalowała się na mojej twarzy z chwilą, w której Christopher pojął, że najwyraźniej nie wziął pod uwagę wszystkich możliwości. Czasem zapominałam, że nie wszyscy znają się na bestiach i ich właściwościach równie dobrze co ja. Likyusy miały niezwykłe możliwości adaptacyjne, mogły w dużym stopniu kreować własne ciała tak by te, jak najlepiej sprostały warunkom podczas wędrówek. Złapałam się na tym, że przez chwilę miałam ochotę wyjaśnić to Strażnikowi, tak po prostu...

Szybko porzuciłam ten zamiar, gdyż to Kocur odezwał się pierwszy... uznając za stosowne, podzielić się ze mną swymi spostrzeżeniami na temat Ra.
Jego komentarze w większości były trafione... a to mi się nie podobało. Wiedziałam też, że Strażnik był w stanie dostrzec, te drobne i subtelne znaki świadczące o mym niezadowoleniu. A to było jeszcze gorsze. Mylił się jednak co do jednego...
Parsknęłam cicho, po czym wbiłam spojrzenie w zmrużone jeszcze taksujące mnie kocie ślepia. Po czym niespodziewanie wyciągnęłam rękę w stronę twarzy Christophera. Nie był to ruch gwałtowny a wręcz przeciwnie, zatem Dachowiec miał wystarczająco wiele czasu, by móc nań jakkolwiek zareagować.
-Nie myl wstydliwości ze zwyczajną chęcią zapewnienia sobie komfortu.
Oznajmiłam spokojnie, a na moich ustach rozciągnął się delikatny uśmiech. W tej samej chwili moja dłoń nieznacznie zmieniła kurs, zbliżając się do niewielkiej bestyjki znajdującej się na ramieniu Szrona. Skorzystałam ze swej zdolności, aby delikatnie uspokoić stworzenie, tak aby czuło, że nie mam złych zamiarów, dlatego wiedziałam, że nie będzie uciekać. Palcem wskazującym delikatnie poczochrałam piórka, zaraz pod dziobkiem gołębicy. Wiedziałam, iż większość ptasich stworzeń lubi ten rodzaj pieszczoty.
-Ale jeśli po prostu boisz się, lecieć sam wystarczy powiedzieć.
Mój uśmiech pogłębił się nieco, w końcu zabrałam dłoń on nieco zasmuconej tym faktem bestii i ruszyłam do własnej. W tamtej chwili w mojej głównie nie przemknął nawet cień podejrzeń, że moje słowa mogły mieć coś wspólnego ze stanem realnym. Była to po prostu złośliwość za złośliwość oraz standardowe zagranie w tak zwane odwrócenie kota ogonem... choć w tym przypadku brzmiało dość niefortunnie.
Lot był dla mnie niesamowitą przyjemnością i zapewne dlatego trudno było mi dopuścić myśl, że komuś może nie spodobać się perspektywa oderwania się od stabilnego gruntu.
-Lepiej schowaj ją pod płaszcz, pęd powietrza może być spory.
Luxor, gdy chciał, potrafił rozwijać imponującą szybkość lotu, niebiosa były jego żywiołem. Niestety Dawern miał zdecydowanie mniejszą wprawę w lataniu, to też brałam pod uwagę, iż jego lot będzie zdecydowanie wolniejszy i mniej płynny. I tak też było.

Niebo nie było dobrą przestrzenią do rozmów, słowa ginęłyby w łopocie skrzydeł i szumie wiatru. Dlatego nie pozostawało nic innego jak cieszyć się tą chwilą, widokami i magią samego latania. Byłam przekonana, że jest to coś, co z całą pewnością nigdy mi się nie znudzi. Tutaj czułam się naprawdę wolna a przez to i szczęśliwa. Tych uczuć nie mogła zniweczyć nawet obecność Strażnika, choć za każdym razem, gdy zerkałam, w jego kierunku starałam się pilnować, by poskromić wszelkie oznaki ekscytacji i przybrać całkiem neutralny wyraz twarzy.

A musiałam przyznać, iż spoglądałam w kierunku Dachowca dość często, nie tylko, by sprawdzić, czy uprząż spełnia swe zadanie, a Ra nie zgubił swego jeźdźca. Byłam ciekawa, jego stosunku do latania. Wiedziałam, że niejako również latać potrafił pod postacią mgły, jednak to było coś zupełnie innego. Do tej pory jakość nie miałam okazji, aby zbadać cudze przeżycia w takiej sytuacji. A w każdym razie osoby, dla której byłoby to nowe doświadczenie.

. . .

Mimo iż przelot był długi, to przebiegł stosunkowo spokojnie. Nie dopadła nas żadna nagła anomalia pogodowa, a to właśnie te bywały naprawdę groźne. Mniej przyjemne było jedynie samo lądowanie, a to z racji dość ograniczonego „pasu lotniczego”. Wypatrzenie lokalizacji zaznaczonej na mapie okazało się wyzwaniem, rośliny wyjątkowo szybko wyrosły tu w miejscu swych dawnych wiekowych poprzedników. Gęste i rozłożyste gałęzie sprawiały, że docierało tu niewiele słońca.
Przeciągnęłam się, gdy tylko zeskoczyłam na stały grunt. Pogładziłam wilka po grzbiecie zaraz po tym, jak ten z powrotem wchłonął skrzydła.
-Dobra robota, dziękuję.


~ Aktualny ubiór ~



Fabuła - Karczma Lalek
Spoiler:

Powrót do góry Go down





Christopher
Gif :
Opuszczona kopalnia kryształów 5PUjt0u
Godność :
Christopher Morrison
Wiek :
25
Rasa :
Dachowiec
Wzrost / Waga :
179/65
Pod ręką :
troszkę pieniędzy
Broń :
rozkładany nóż oraz niewielki pistolet
Zawód :
Różany strażnik
https://spectrofobia.forumpolish.com/t578-christopher#4939 https://spectrofobia.forumpolish.com/t1076-christopher
ChristopherKot Czarnoksiężnika
Kot Czarnoksiężnika
Niestety bądź stety Seamair nie zamierzała drążyć tematu bajek, Christopher zresztą również. Zadowolił się samym jej wyrazem twarzy, który uświadomił mu, że jakoś ją zagiął. Jakoś... Gdy tak patrzył z zadowoleniem w oczach na nią uświadomił sobie pewien bardzo interesującu fakt na temat całej ich znajomości. Nie dość, że zaczął czerpać satysfakcję z dopieczenia komuś... Jego odzywki i zaczepki stawały się coraz bardziej dziecinne, podobnie jak upodobania. Zadowolenie szybko zniknęło z jego oczu, gdy zrozumiał, jak dziecinna jest satysfakcja jaką czerpie. To tylko pieprzona bajka, a on się czuł... Być może dlatego, że tak bardzo chciał jej się odgryźć po tak długim czasie. A być może dlatego, że po wydarzeniach z ostatnich dni, najmniejsza świadomość, że wciąż potrafi być po staremu, napawała go spokojem. W pewnym sensie, bo gdy zaczął o tym myśleć, znowu coś sobie uświadomił - och dotychczasowa relacja nie była tak niezręczna i nieprzyjemna, kak zrobiła się po akcji w barze. Nawet po Seamair to było widać, mimo że oboje dobrze się maskowali. Zastanawiało go czy czasem jad jakim podszywali dzisiaj swoje wypowiedzi już dawno nie wyparował... Seamair chyba miała podobnie, bo gdy tylko popisał się niewiedzą, zauważył zadowolenie na jej gębie.
- Spokojnie, przecież nie pogryzę ciebie... - mruknął jej w odpowiedzi nieco rozbawiony - Byłem na dużych wysokościach i już z nich spadałem. Daj znać, jak będziesz potrzebować wsparcia psychicznego.
W tym momencie zatem chyba temat stanął w miejscu. Christopher nie wiedząc już co więcej odpowiedzieć, po prostu dosiadł wierzchowca, a przynajmniej chciał. Nim bowiem się obrócił, Seamair sięgnęła ku jego twarzy. Dachowiec nieco zaskoczony cofnął się o pół kroku, ale jak szybko odkrył, dziewczynie chodził o ptaka. Odwrócił wzrok gdzieś indziej i westchnął ciężko, po czym gdy tylko dała spokój ptaszysku, dosiadł Luxora. Gdy już tkwił wygodnie i znów zaczął myśleć, uświadomił sobie, że nie podobają mu się jego słowa. Były za mało złośliwe, jak na tę osobę... Co dziwne, zazwyczaj przychodziło mu to z łatwością.

Lot nie był może uporczywie długi, ale Christopher nie czuł się pewnie. Chwycił się bestii i całą drogą przeleciał w takiej nieco pochylonej pozycji, by twarz zbytnio go nie smagał. Co jakiś czas patrzył w dół z ciekawością, oraz na Seamair, raz czy dwa nawet zauważając jej spojrzenie. Gdy akurat nie patrzyła, skupiał swą uwagę na sierpówce i gładził ją, trzymając między rękami, pod torsem. Miała okazję nawet to zobaczyć, mimo że Christopher nie lubił pokazywać jej się w takich sytuacjach. Sierpówka udowodniła już swą wartość... Chyba zasługiwała, by się do niej przywiązał. W końcu, przyszedł wreszcie czas lądowania. Strażnik niemal od razu położył ptaka na ramieniu i zeskoczył na glebę, klepiąc przy okazji Luxora po szyi w podzięce za lot.
- Niesamowite, że słyszę to z twoich ust już drugi raz w tym miesiącu... Nie musisz mi tak słodzić.
Rzucił do niej ironicznie, poprawiając ubrania i podchodząc do wejścia do kopalni. Wiedział dobrze, że to nie do niego były kierowane te słowa, ale i tak bawili go fakt, jak ostatnio przymilna robiła się jego podopieczna.
- Ja bym ich tam nie zabierał, może być ciasno...
Dodał już poważniej, stając przy wejściu do kopalni. Odwrócił się do Seamair, czekając aż ta pozbiera się i będą mogli ruszyć do środka. Nie było co zwlekać.

Powrót do góry Go down





Seamair
Gif :
Opuszczona kopalnia kryształów Zero-two
Godność :
Erin Collins ale mów mi Seamair.
Wiek :
Już 19 lat gości mnie ten Świat.
Rasa :
Cyrkowcem się stałam lecz wcale nie chciałam...
Wzrost / Waga :
166 cm /46kg
Znaki szczególne :
Urocze acz ostre rogi na czubku głowy, drapieżne spojrznie o barwie szkarlatu, ozdoby w kształcie czterolisnej koniczyny.
Pod ręką :
Zestaw noży do rzucania, magiczne akcesoria, bezdenna sakwa..
Broń :
Srebrny rapier oraz zestaw noży do rzucania.
Zawód :
Samozwańcza opiekunka wszelkich bestii (szczególnie tych zamieszkujących Malinowy Las).
https://spectrofobia.forumpolish.com/t269-seamair#413 https://spectrofobia.forumpolish.com/t1114-seamair
SeamairPoskramiacz
Poskramiacz
Odrobina spokoju, kiedy wokół słychać było tylko szum wiatru, dała mi nieco czasu do rozmyśleń. Temat, który zaprzątał mi głowę, powodował poczucie winy zmieszane z irytacją. Bo jak tu się nie denerwować, kiedy dochodziło się do wniosku, iż znów trwoniło się czas na analizie niedawnych wydarzeń w porównaniu do obecnej sytuacji.

Ciężkim szokiem była dla mnie chwila, kiedy przyłapałam Dachowca, na okazaniu troski sierpówce. I nie chodziło tu o to, że ten chodzący lodowiec był zdolny do czułości. Nie, z nas dwojga to On posiadał jakieś ideały, a jego kręgosłup moralny zdecydowanie nie był tak powykręcany, jak mój własny. Problem tkwił w tym, że ten widok na moment zapalił we mnie jakieś ciepłe uczucie, pozytywny płomyk względem postaci Strażnika. Ten gest nie miał w sobie nic wymuszonego, co więcej wiedziałam, że bestia dobrze czuła się w jego towarzystwie. Wyczuwałam takie rzeczy, a nie raz spotykałam ludzi traktujących bestie niczym niewolników albo gustowną ozdobę, którą można popisać się przed innymi... dlatego podobne widoki zwyczajnie mnie cieszyły. Jednak świadomość posiadania choćby płomyka sympatii, względem Szrona, sprawiła, że poczułam jakby krew w moich żyłach nagle zamarzła. To po prostu nie mogło być naturalne....
Cholera może faktycznie dosypał czegoś do tego gulaszu albo herbaty... byłam wtedy tak otępiała, że mogłam nie wyczuć... Myśl desperacka, ale stanowiąca jakiś ratunek dla wiary w prawidłowe funkcjonowanie własnego umysłu. Tym łatwiejsze do wmówienia sobie, że miałam to nieszczęście już raz zostać, potraktowana czarem, który wpływał na uczucia...

A żeby ich tak wszystkich ziemia pochłonęła... zaklęłam w myślach, gdy przed oczami stanęły mi wizerunki życiowych mącicieli. Szybko jednak oprzytomniałam, że nie jest to dobre przekleństwo, skoro w towarzystwie jednego z nich właśnie miałam zejść w czeluści starej kopalni... Westchnęłam tylko bezgłośnie i pokręciłam głową. Powinnam skupić się na czymś pożytecznym, takim jak problemy logiczne w formule opracowywanego leku...

Drgnęłam, słysząc słowa kocura, od razu odwróciłam się w jego stronę, posyłając mu złowrogie spojrzenie.
-To nie było do Ciebie...
Oznajmiłam tylko i szybko odwróciłam wzrok w inną stronę. Znów poczułam tamto zmieszanie i zawstydzenie... cieszyłam się, że policzki i tak miałam już zaczerwienione od wiatru, to też nie można by mnie podejrzewać o to, iż nagle spłoniły się rumieńcem.

Nie wiedziałam, ile czasu przyjdzie nam spędzić w kopalnianym labiryncie, to też z bezdennej sakwy wydobyłam dwie potężne misy oraz baniak z wodą, który do nich rozdzieliłam. W pobliżu mogło nie być czystego źródła, a bestie muszą być wypoczęte na drogę powrotną. Pożegnałam się ze swoimi pupilami, po czym ruszyłam w ślad za Strażnikiem.
-Nie miałam takiego zamiaru. Zaczekają, a w razie, gdyby strop runął nam na głowy... Luxor jest w stanie sprowadzić pomoc. A Dawern dobrze radzi sobie z kopaniem.
Wyjaśniłam spokojnie, tym samym dając do zrozumienia, iż wcześniej myślałam o potencjalnym ryzyku oraz jego konsekwencjach. Bestie nie miały stanowić jedynie wygodnego środka transportu, ale również zabezpieczenie.

Kopalnia miała w sobie coś... co wywoływało niepokój. Nie chodziło o to, iż miejsce było ciasne, ciemne i opustoszałe... Bardziej obawiałam się tych wszystkich wzmianek o niestabilności magii w tym miejscu. Według niektórych moce nie działały tu wcale albo też były osłabione, inni zaś twierdzili, że zmieniały swą naturę... Skrycie liczyłam, iż we wszystkich tych raportach było sporo przesady albo że z upływem lat siła oddziaływania tego miejsca znacznie osłabła.
Z kolei raporty twierdzące jakoby kopalnia była nawiedzona, w dalszym ciągu ignorowałam. W takich miejscach nie trudno o to, by wyobraźnia pogalopowała zbyt daleko... a cienie rzucane na nieregularne ściany przybrały kształty upiorów. Plotki, których celem najpewniej było trzymanie obcych z dala od tego miejsca. I tyle.

Gdy już znaleźliśmy się przy wejściu, przez chwilę oswajałam się z nieprzyjemną wonią ziemi, wilgoci oraz stęchlizny. Nagły powiew powietrza sprawił, że przebiegły mnie ciarki. Był niczym wzięty oddech, a to spowodowało poczucie, jakbyśmy nagle mieli wpakować się do paszczy czegoś żywego...
Przewiesiłam przez ramię torbę, którą zwykle zabierałam w wyprawie po zbiory, przy jej boku tym razem tkwiła lampion, miejsce sierpa zajął sztylet. We wnętrzu kryły się pojemniki oraz niewielkie dłuto i młotek.

Ruszając w głąb ciemniejącego przejścia, niespodziewanie na mojej twarzy zagościł triumfalny uśmiech. Już stąd zauważyłam, iż w wielu miejscach strop znakował się dość nisko. Przy moim wzroście nie stanowiło to problemu, jednak Dachowiec będzie zmuszony co jakiś czas do uginania karku. Zawsze drażniło mnie, że bez odpowiednio wysokiego obuwia, byłam zmuszona zadzierać głowę, by móc mierzyć się ze Szronem spojrzeniem. Zatem choć raz to, co uważałam za wadę, miało okazać się zaletą.


~ Aktualny ubiór ~



Fabuła - Karczma Lalek
Spoiler:

Powrót do góry Go down





Christopher
Gif :
Opuszczona kopalnia kryształów 5PUjt0u
Godność :
Christopher Morrison
Wiek :
25
Rasa :
Dachowiec
Wzrost / Waga :
179/65
Pod ręką :
troszkę pieniędzy
Broń :
rozkładany nóż oraz niewielki pistolet
Zawód :
Różany strażnik
https://spectrofobia.forumpolish.com/t578-christopher#4939 https://spectrofobia.forumpolish.com/t1076-christopher
ChristopherKot Czarnoksiężnika
Kot Czarnoksiężnika
Z perspektywy Christophera podróż przebiegła bardzo spokojnie, może nawet za bardzo spokojnie. Trudno powiedzieć dlaczego, ale jakoś tak spodziewał się od Seamair jakiegoś niecnego ruchu. To by pasowało do niej, by w takiej sytuacji zrobić coś dziwnego i na przykład zrzucić go z bestii... Oczywiście strażnik przeżyłby, bo byli wystarczająco wysoko, by miał czas przemienić się we mgłę. Wolał zdolność tę pozostawić na później i w zasadzie bardzko rzadko z niej korzystał, właśnie dlatego, gdyby miała przydać się kiedy indziej. Czarownica wiedziała jednak o jej istnieniu i nie wątpił, że w swej głupocie byłaby w stanie to zrobić. Wraz z lotem do strażnika docierało jednak powoli, że ponownie - jest to dość dziecinne myślenie. Może i nie przepadał za Seamair i uważał ją za osobę raczej mało rozsądną, tak wszystko miało swoje granice. Wiedział zresztą, gdy coś kombinuje, jakoś tak przeczuwał to pod skórą i teraz tego nie było. Wraz z rozmyślaniami przyszło w końcu na myśl, że sam chciałby, by coś się stało... Tak, on sam chciał, by arystokratka próbowała go zabić. Skrzywił się pod nosem na tę myśl, bo jak się szybko zorientował, była jak najbardziej prawidłowa. Ciężka atmosfera zdecydowanie mu nie służyła, może jeszcze bardziej, niż samej Seamair. Nie wiedział dlaczego, ale gryzło go to, że... Byli w pewnym sensie podobni. Nie wyjaśnił jeszcze dziewczynie o co chodzi, ale on był tego pewien już od dłuższego czasu. Oboje byli w przeszłości związani z MORIA, a strażniczka chyba o wiele bardziej z ich dwójki. Miał sporo do myślenia, dlatego nie skupiał się zbytnio na locie i nie zauważył nawet dwóch rzeczy. Po pierwsze, że Seamair patrzy na niego... Nieco cieplej, niż zwykle. Po drugie, że chwilę później zmroziło ją z tego powodu. Z tej odległości zapewne i tak nie dostrzegłby tego, ale był to swego rodzaju fenomen, że nie myślał o różowowłosej. I kolejna myśl. Zabawnym wydało mu się, że można jednocześnie myśleć o kimś przez cały czas i tak nie cierpieć jego widoku zarazem. Próżno szukać tu romantyczności, po prostu dawała mu się we znaki jako podopieczna.

Strażnik uśmiechnął się krzywo pod nosem. Oczywiście wiedział, do kogo skierowane były podziękowania, ale nie zaszkodziło zaczepić dziewczynę w jakiś sposób. Po jej odpowiedzi wywnioskował jednak szybko, że nie ma chyba zbytnio ochoty na żarty, czy przepychanki. Cóż, jej upodobania nigdy nie stanowiły dla niego zbytniego wyznacznika, ale sam wiedział też, że mają zadanie. Trzeba się było skupić, żeby nie spaść do jakiejś przepaści... Gdyby wiedział tylko, że oblała się rumieńcem. Zapewne zacząłby poważnie rozważać, czy ostatnie dwa tygodnie to nie jakaś dziwna senna wizja. Wszystko robiło się wyjątkowo dziwne i nietypowe.
- Może sobie radzić z kopaniem... - spojrzał niezbyt przekonany na Dawerna - Ale litej skały raczej nie przebije. Zresztą nieważne.
Cóż, przynajmniej w jednym się zgadzali. Kiedyś zapewne zdziwiłby się, że usłyszał od Seamair coś mądrego, ale teraz jakoś... Chyba nic go już nie zaskoczy. Żeby czasem nie powiedzieć czegoś za dużo, postanowił ruszyć czym prędzej w głąb groty, tam gdzie zdobyć mieli kryształy. Już od wejścia poczuł dziwaczny wręcz niepokój, który owiewał ich niczym mroźny wiatr, który też zresztą się pojawił w podziemiach. Już na wejściu, podmuch przeszył ich niechronione niczym ciała, większe spustoszenie zapewne siejąc u Seamair. Christopher był urodzony w mroźnych górach, a to znaczy że przy tamtejszych temperaturach tutejsze zimy to pikuś. Zdawał się niewzruszony, a jednak... Nie tylko fizycznie poczuł chłód. Coś tu było bardzo nie tak.
- Nieczęsto zapraszasz mnie na wspólne zbieranie składników. - odezwał się po bardzo długich paru minutach - Czyżbyś czytała raporty o upiorach w tej kopalni? I obawiała się samotności?
W jego głosie dało wychwycić się drwinę, chociaż pytanie było zawoalowanym pytaniem o samą kwestię duchów. Ciekaw był, co czarownica sądzi o doniesieniach na ich temat. No i przede wszystkim... Cisza w dziwny sposób mu się dłużyła. W dziwny, bo jak dotąd, miłował milczenie ze strony jego podopiecznej. Nie należał do gadatliwych typów, a jak zorientował się, wyjątkowo dużo gadał w ostatnim czasie. Nie był tego pewien, bo nigdy nie był w podobnej sytuacji... Ale chyba w taki sposób odreagowywał niepewność, zdenerwowanie i przeogromny natłok myśli. Nigdy też nie miał aż tak wielu przemyśleń na temat jednej osoby, czy w ogóle przemyśleń, był do diaska po prostu ochroniarzem. Dodatkowe serce w piersi arystokratki wszystko komplikowało.
- Czy Rosarium... albo ktoś, kontaktował się z tobą w sprawie ostatniej misji?
Spytał ją po dłuższej chwili wewnętrznego wahania. Tak, ewidentnie w ostatnim czasie zbyt wiele myślał, bo za dużo gadał. Ta kwestia była dla niego jednak o tyle ważna, że po raz pierwszy w życiu chyba sfałszował raport i nie wypełnił go podręcznikowo. Był niczym pilny uczeń, który pierwszy raz w życiu ściągnął odpowiedź na sprawdzianie. Na moment rozkojarzył się, przez co łupnął czubkiem głowy o sufit. Zaklął pod nosem i przetarł krótko rosnącego guza na czole, momentalnie schylając się te paręnaście centymetrów. Seamair nie musiała się schylać, nie przewidział, że on jest troszkę wyższy.

Powrót do góry Go down





Seamair
Gif :
Opuszczona kopalnia kryształów Zero-two
Godność :
Erin Collins ale mów mi Seamair.
Wiek :
Już 19 lat gości mnie ten Świat.
Rasa :
Cyrkowcem się stałam lecz wcale nie chciałam...
Wzrost / Waga :
166 cm /46kg
Znaki szczególne :
Urocze acz ostre rogi na czubku głowy, drapieżne spojrznie o barwie szkarlatu, ozdoby w kształcie czterolisnej koniczyny.
Pod ręką :
Zestaw noży do rzucania, magiczne akcesoria, bezdenna sakwa..
Broń :
Srebrny rapier oraz zestaw noży do rzucania.
Zawód :
Samozwańcza opiekunka wszelkich bestii (szczególnie tych zamieszkujących Malinowy Las).
https://spectrofobia.forumpolish.com/t269-seamair#413 https://spectrofobia.forumpolish.com/t1114-seamair
SeamairPoskramiacz
Poskramiacz
Było znacznie zimniej, niż przewidywałam... w czym utwierdziło mnie kolejne tchnienie mroźnego powietrza. Czy to było w ogóle właściwe dla kopalni? Nie miałam pewności... wiedziałam z kolei, iż w tych okolicznościach strój, który dla siebie wybrałam, był zdecydowanie zbyt lekki. Co prawda mogłabym się zatrzymać i w bezdennej sakwie poszukać czegoś, co dałoby mi lepszą ochronę przed zimnem... jednak byłby to jawny przejaw słabości i to na polu, w którym Kocur miał zdecydowaną przewagę. Dlatego jedyne, na co się zdobyłam, to szczelniejsze owiniecie się połami czerwonej peleryny.
-Zaproszenie... nie tak bym to nazwała, ja podałam jedynie informacje, które, tak czy siak, być zdobył... Bo musiałam pisać podanie o zgodę na tę eskapadę. A zatem dane znalazły się w spisach. Zaś przekazanie ich osobiście, pozwoliło mi mieć, chociaż wpływ na czas tego spotkania.
Chciałam dobitnie uświadomić swemu towarzyszowi, że była to tylko i wyłącznie konieczność, do której zmusił mnie los. Dopiero po chwili uzmysłowiłam sobie, że powiedziałam o wiele za dużo... Podsuwając mu pod rozwagę z jak wielu misji, które były potencjalne ryzykowne, ale nie dość by znaleźć się w papierach, zwolniłam go z uczestnictwa, zwyczajnie wymykając się nań samotnie. Nie było to może łatwe i zmuszało mnie do lawirowania między przepisami, a raczej ich ignorowania... ale czasem się udawało.
Całe szczęście Dachowiec szybko podsunął nowy temat na którym, mogłam bardziej skoncentrować jego uwagę.
-Skoro rzekomo są tu jakieś upiory, to niby czemu miałabym obawiać się samotności? No, chyba że okazałyby się na tyle niekulturalne, że nie wyszłyby się nawet powitać...
Teatralnie rozejrzałam się na wszystkie strony, niby to w poszukiwaniu wspomnianych stworów, które moja uwaga mogła skłonić do nagłego ujawnienia się.
Niestety uczucie niepokoju, jakie dopadło mnie już chwilę temu, nadal trzymało się mnie uparcie, choć za żadne skarby świata nie chciałam dać tego po sobie poznać. Mimo wszystko przelotnie zastanawiałam się, jakie wrażenie wywarłaby na mnie wędrówka ciasnym i mrocznym tunelem, gdybym miała go przemierzać samotnie. Ale przecież już nie raz odwiedzałam w pojedynkę miejsca znacznie groźniejsze i równie opustoszałe... a jednak nie czułam się w nich tak jak teraz tutaj... Zagubiona... mimo iż w dłoniach właśnie rozwijałam jedną z map, gdyż zbliżaliśmy się do pierwszego z rozwidleń.
-Ale owszem czytałam raporty. Nie spodziewam się, byśmy mieli wpaść tu na jakieś zmory. A zresztą na mojej liście rzeczy „Najgorsze co może mnie spotkać” zajmujesz całkiem wysoką pozycję... więc skoro już tu jesteś, cóż... szanse na spotkanie w tej dziurze czegoś lub kogoś z samej czołówki listy są naprawdę nikłe.
Postanowiłam odgryźć się Christopherowi, gdyż to ten od początku tego spotkania zdawał się odnosić nade mną pewną przewagę... Nie zapomniałam, czym jest drwina ani też jak z niej korzystać. Niech nie myśli sobie, że otarcie się o śmierć, a co gorsze ratunek z jego rąk... jakoś mnie złamały. Nawet jeśli istotnie nadal nie czułam, że po tamtym wróciłam do psychicznej równowagi... to on nie musiał tego wiedzieć. A wręcz nie powinien. Musiałam zatem lepiej się o to postarać.

Oczywiście Strażnik nie uznał za stosowne ułatwić mi tego zadania.... gdyż w swej kolejnej wypowiedzi, wracał do drażliwego tematu. Momentalnie wyłapałam te nuty niepewności, które zawisły w jego głosie. Coś takiego zwykle było dla mnie jak sygnał do ataku, niczym drgania pajęczyny, wabiące pająka na żer... Mogłam teraz po prostu skłamać, a wiedziałam, że potrafię to zrobić, na tyle wiarygodnie by uwierzył. Jego niepokój mógł wówczas przekuć się nawet w strach... bo to były Jego wrażliwe struny. Stowarzyszenie, obowiązek, pracy oraz autorytet Rosarium. Te wszystkie niewidzialne nici, mogłam mieć w garści i wykorzystać przeciw Strażnikowi, choć przez krótką, acz satysfakcjonującą chwilę...
A jednak... nadal gdzieś z tyłu głowy miałam świadomość, że fałszując raport, Kocur krył bardziej moją porażkę, niż własną. Nie rozumiałam, czemu to zrobił, skoro spełnił własne zadanie, jakim było utrzymanie mnie przy życiu. A liczył się w końcu efekt końcowy, nie zaś wyboje po drodze.
Westchnęłam cicho, jakby na pożegnanie sznurków możliwości, które świadomie właśnie wypuściłam z ręki.
-Nie i raczej się nie skontaktuje. Prowadzę badania, ale nie rozliczam się z tak epizodycznych ich etapów. Rosarium bardziej interesuje efekt końcowy, a co jakiś czas obszerniejsze sprawozdanie z postępów, lub wyjaśnienia co powoduje ewentualny przestój. Tak jak aktualnie powoduje go brak surowca...co właśnie staramy się zmienić.
Znad mapy, posłałam badawcze spojrzenie w stronę białowłosego, chcąc sprawdzić jego reakcje na moją wypowiedź.
-Co więcej, tak długo jak nadal nosisz... hm prawdopodobnie Krwawą broszkę, czy bronisz się jakimś urokiem, tak nie musisz się obawiać, że ktoś dojdzie prawdy z Twoich myśli. A i moje są chronione, więc to też znacznie zmniejsza ryzyko.
Bardzo szybko pożałowałam tego, że zdobyłam się na coś tak absurdalnego jak próba uspokojenia Szrona... po pierwsze co mi w ogóle strzeliło do głowy, by przejąć się tym, że ta kwestia nadal go dręczyła... A po drugie właśnie, przyznałam się, że sama swego czasu próbowałam jakoś wpłynąć na jego umysł. Bo skąd inaczej miałabym podejrzewać istnienie magicznego przedmiotu, którego mężczyzna nie nosił na widoku... czar czy urok tym bardziej zaliczały się do sfer niewidocznych dla oka... Nadal pamiętałam gorycz rozczarowania, jaka ogarnęła mnie gdy na Ochroniarza nie podziałała moc jednej z moich bestii. Mogłam jedynie cieszyć się, że wówczas zadbałam o dyskrecję, dzięki czemu niedoszła ofiara miała mizerne szanse, by odkryć, że miała zostać poddana hipnozie... Wówczas od razu pomyślałam o Krwawej broszce, gdyż znałam jej magiczne właściwości.

Ponownie z ratunkiem, przyszedł mi arkusz mapy, za którym mogłam teraz schować twarz, zdradzającą pewien niepokój...oraz irytację, że właśnie mimowolnie przyznałam się do nieudanego „zamachu” na umysł Christophera. Gdy akurat podniosłam na niego wzrok, by dyskretnie zorientować się, czy zielonooki właściwie połączył fakty... stało się coś, co wyrwało z mojego gardła krótki i nieco przytłumiony śmiech. Miał w sobie, coś z ciepła a rozbawienie było tak wyczuwalne, że aż kłóciło się z ponurą i przytłaczającą naturą miejsca, w którym się znajdowaliśmy.
-Widać kto wróci stąd bardziej zbolały.
Dodałam, z pewną dozą satysfakcji wskazując na tunel po lewej, którym mieliśmy iść dalej. Strop nadal był tu dość niski, dało się również wyczuć, wyraźny spadek w podłożu. Niestety... w tej odnodze chłodny powiew zdawał się jeszcze wyraźniejszy... Ponownie, szczelniej otuliłam się peleryną.


~ Aktualny ubiór ~



Fabuła - Karczma Lalek
Spoiler:

Powrót do góry Go down





Christopher
Gif :
Opuszczona kopalnia kryształów 5PUjt0u
Godność :
Christopher Morrison
Wiek :
25
Rasa :
Dachowiec
Wzrost / Waga :
179/65
Pod ręką :
troszkę pieniędzy
Broń :
rozkładany nóż oraz niewielki pistolet
Zawód :
Różany strażnik
https://spectrofobia.forumpolish.com/t578-christopher#4939 https://spectrofobia.forumpolish.com/t1076-christopher
ChristopherKot Czarnoksiężnika
Kot Czarnoksiężnika
Christopher jako urodzony w mroźnych górach zapewne zadrwiłby w tamtej chwili z Seamair, jednakże dziewczyna na jej szczęście nie okazała słabości. Nawet spodziewał się, że ubierze się jakoś cieplej, bo bądź co bądź, mimo że dobrze znosił niskie temperatury, nadal je odczuwał. Było chłodno, a to jak wiedział, znaczyło dla przeciętnej osoby lodowato, także prostą dedukcją mógł wysnuć, że czarownicy powinno być przynajmniej zimno w tym cienkim stroju, jaki na siebie wrzuciła. Uniósł nieznacznie brwi i zerknął w jej kierunku, jakby chcąc się upewnić o grubości materiału, który ją opatulał. Tak... Lecz chociaż wyglądała zdaje się na niezadowoloną z wszechobecnego zimna, to zdecydowanie daleko jeszcze było do tego, by się ubrała w coś cieplejszego. Christopher pokręcił głową i wrócił wzrokiem na ścieżkę przed nimi, wyraźnie rozczarowany. Może po prostu tak długo z nim przebywała, że niczym wampir wyssała część z jego odporności... Tak jak to robiła z energią.
- Widać masz bardzo niskie mniemanie o mnie, skoro uważasz, że mógłbym nieproszony pójść na jakąś z twoich eskapad.
Mruknął nieco drwiąco. Oboje byli w pełni świadomi, że strażnik do zbyt delikatnych w tej kwestii nie należał. Wpierw wyprawa nad klif, potem wtargnięcie do jej domu pod postacią kota... Oraz zapewne niezliczona masa innych, mniejszych, w których w imię bezpieczeństwa towarzyszył jej z nie do końca współmierna do jego własnej aprobatą po drugiej stronie. Zaszedł Seamair za skórę, to na pewno. Początkowo z poczucia obowiązku, potem w ramach zemsty za jej wybryki i próby ośmieszenia go gdzie się tylko da. Także drwina była jak najbardziej na miejscu, ale dobrze wiedział, że złośliwości to ostatecznie nie jest to, o czym ewentualnie mógłby chcieć porozmawiać. Od dłuższego czasu krążyło mu wiele rzeczy po głowie i nie mógł uzyskać odpowiedzi... Aż do teraz, kiedy jest szansa.
- Miło wiedzieć, że czujesz taki przestrach przed moją obecnością. - westchnął ciężko i złapał się za sufit, by uniknąć zderzenia w wyjątkowo ciasnym miejscu - Oby typy spod ciemnej gwiazdy miały podobnie.

Gdy Seamair świadomie bądź nie nie wykorzystała momentu słabości u Christophera, ten zwrócił na nią nieco zamyślone spojrzenie. Dopiero jej westchnięcie sprawiło, że zorientował się, jak wiele emocji było przed chwilą widać na jego twarzy. O wiele za dużo i wiedział, że dziewczyna mogła je z łatwością wykorzystać przeciwko niemu, co zapewne zresztą chciała zrobić. Trudno było uwierzyć, by po tak długiej znajomości z nim nie wiedziała, kiedy coś jest nie tak. Kiedy strażnik odsłania się na cios.
- Na pewno zainteresowałby go fakt śmierci jednej z czarownic. - zmrużył oczy i oderwał od niej wzrok, nie chcąc chyba dalej się odsłaniać - Choć pracuje dla niego tyle lat, niewiele miałem okazji do spotkania ze swoim przełożonym. Chociaż patrząc po ostatnim balu, może to nawet lepiej...
Pokręcił głową i przyśpieszył nieco. Jakiś czas później wyrżnął głową w sufit, co wywołało u jego towarzyszki dziwny wręcz jak na nią śmiech. W sumie ile razy słyszał, jak w ogóle się śmieje? Dosyć dziwaczny dźwięk, ale strażnik i tak w pierwszej chwili odebrał to jako kpinę z jego wypadku. Rzucił jej lodowate spojrzenie i po chwili zagłębił się w tunel, tym razem uważając, by nie uderzyć w sufit.
- Widać również, kto wróci stąd bardziej przemarznięty.
Odparł jej po chwili, jak gdyby naśladując jej własne słowa. Zauważył jakoś, jak szczelniej się opatula peleryną i już wiedział, że ta blefuje ze swoim niewzruszeniem na niskie temperatury. Był wyraźnie niezadowolony z faktu, że uderzył w sufit przed kimś takim jak ona i musiał wywołać śmiech. Tylko no właśnie... Ten śmiech był dziwnie mało złośliwy. Po dłuższej chwili, jak przechodzili przez obniżający się tunel, spojrzał w jej kierunku wyjątkowo dziwnie. Na jego twarzy pojawiło się nieme pytanie "co to miało być?".
- Ubierz się cieplej, bo teraz będzie tylko zimniej...
Westchnął ciężko, odpuszczając sobie wreszcie wściekłość za powstały wypadek. Wolał skupić się na misji, niżeli własnej i drobnej bądź co bądź wpadce. Dziewczyna również powinna się wreszcie przestać zgrywać i ubrać, bo dostanie zapalenia płuc czy innego choróbska.

Powrót do góry Go down





Seamair
Gif :
Opuszczona kopalnia kryształów Zero-two
Godność :
Erin Collins ale mów mi Seamair.
Wiek :
Już 19 lat gości mnie ten Świat.
Rasa :
Cyrkowcem się stałam lecz wcale nie chciałam...
Wzrost / Waga :
166 cm /46kg
Znaki szczególne :
Urocze acz ostre rogi na czubku głowy, drapieżne spojrznie o barwie szkarlatu, ozdoby w kształcie czterolisnej koniczyny.
Pod ręką :
Zestaw noży do rzucania, magiczne akcesoria, bezdenna sakwa..
Broń :
Srebrny rapier oraz zestaw noży do rzucania.
Zawód :
Samozwańcza opiekunka wszelkich bestii (szczególnie tych zamieszkujących Malinowy Las).
https://spectrofobia.forumpolish.com/t269-seamair#413 https://spectrofobia.forumpolish.com/t1114-seamair
SeamairPoskramiacz
Poskramiacz


Gdy Strażnik pożalił się na to, że nie ma zbyt wielu okazji na spotkania z przełożonym... sama przypomniałam sobie moje pierwsze spotkanie z Rosarium. Spotkanie podczas którego, nie wiedziałam, kim był... W krótkim czasie zdarzyłam go oskarżyć o próbę morderstwa Hrabiny, która wezwała mnie do Różanego Pałacu... nieco później zagroziłam jego paskudnej służce oraz niechcący spaliłam dywan w jedynym z licznych salonów...
Miałam wtedy ochotę zapaść się pod ziemię i już pozostać w jej czeluściach po wsze czasy...

-Ciesz się, przynajmniej masz dzięki temu mniej okazji, by jakoś podpaść. A Rosarium ma specyficzne poczucie humoru... i spojrzenie na wymierzania sprawiedliwości.

Mówiąc delikatnie...  Rozumiem, że po tym co zrobiłam, należała mi się jakaś nagana, czy kara, ale... wciskanie mnie w kretyński mundurek i zamykanie w ogrodach razem z całą sforą swych lisich pupili.... a nie wspominając o tych paru razach kiedy musiałam ganiać za nim z herbatą! Naprawdę nie raz nachodziły mnie myśli, że siedzenie w lochu byłoby mniej upokarzające... i co to za kara dla czarownicy? Jakby nie można było mi zlecić czegoś użytecznego choćby narobienia zapasów eliksirów albo składników dla Stowarzyszenia, albo uporządkowanie Archiwów. Patrolowanie Lisiego Zakątka, zdawało się marnotrawstwem czasu... nikt o zdrowych zmysłach nie napadłby na to miejsce... a nawet wariaci nie próbowali. Rosarium ewidentnie chciał mi po prostu utrzeć nosa... Mogłam cieszyć się jedynie z tego, że podczas odbywania kary nie udało mi się napotkać na nikogo ze Stowarzyszenia. Gdyby zobaczyli mnie paradującą w czapeczce z parą lisich uszu... nawet nie chciałam myśleć o tym, w jaki sposób by zareagowali.

Po zaliczeniu bliskiego spotkania głowa – sufit, Dachowiec zirytował się bardziej niż zwykle. Nieco mnie to zdziwiło, choć nie na tyle, aby przegnać rozbawienie. Lodowate spojrzenie kocura, też na niewiele się zdało. Już naprawdę niewiele z im podobnych miało dostatecznie wiele mocy, bym poczuła przeznie ostrzegawcze ukłucie zimna, każące mieć się na baczności. Smutne było to, że również moje spojrzenia utraciły dawną moc, a w każdym razie nie działały na Ochroniarza, tak jak bym sobie tego życzyła...

Mimo wcześniejszych przemyśleń, zaraz po uwadze na temat przemarznięcia, posłałam w kierunku Christophera mściwy wzrok . A co gorsza Strażnik nawet nie zwrócił na to uwagi, bo właśnie przyspieszył kroku.
Spoglądałam na swego opiekuna, starając się rozgryźć zmianę w jego zachowaniu. Moment później ten odwrócił się nagle, a ja pochwyciłam dziwne spojrzenie, które mi posłał. Zazwyczaj całkiem skutecznie udawało mi się odczytywać Szrona, lecz w tym momencie poczułam konsternację.
-Co?
Spytałam w końcu, nieco mniej pewnie niż należało. A może białowłosy, posądzał mnie o to, że jakimś magicznym sposobem nagle obniżyłam kopalniany strop, tylko po to by ten obił sobie łeb? Nie... w tym spojrzeniu nie było pretensji a w każdym razie tego dobrze mi znanego jej rodzaju.

Prychnęłam cicho i skrzyżowałam ręce na klatce piersiowej, słysząc polecenie Ochroniarza. Było widać jednak, że moje niezadowolenie obejmuje nie tylko fakt, że coś mi nakazano, ale to, że w ogóle ośmielono się spostrzec istnienie problemu.
-Czyżbyś obawiał się, że złapie przeziębienie? Och, sądziłam, że po ostatniej akcji wyczerpałam zasoby troski, na jakieś no nie wiem... do końca swoich dni?
Nastroszyłam się na dźwięk słowa „troska”, które przecież padło z moich własnych ust. Ta wypowiedź miała być złośliwa, ale stała się strzałem w kolano... bo przypomniała mi o nieznośnie realnym fakcie. O tym, że gdy byłam bezradna, ranna a mój umysł tonął w amoku, to On się mną zajął.

Przygryzłam dolną wargę i odwróciłam się napięcie. Zaczęłam się mocować z wiązaniem peleryny, która zsunęła się z moich ramion. Jedną ręką złapałam tkaninę, nim ta omiotła zakurzoną ziemię.
-No niestety... nie wszyscy mieli okazje wychować się w górskiej wiosce a tym samym zahartować na zimno...
Mówiąc to, jednocześnie rozsupływałam bezdenną sakwę, by z jej wnętrza wydobyć drobną czerwoną wstążkę. Gdy oplotłam niepozorny skrawek materiału wokół szyi, ten nagle zaczął się rozrastać i zmieniać. Po chwili stała już ubrana w coś na kształt dobrze dopasowanego kombinezonu, skrojonego z cienkiej ciemno karmelowej skórki. Nie zabrakło również skromnych, acz wyraźnych zdobień, bo w końcu zimno nie zwalniało od tego, by dbać o poczucie dobrego stylu. Gdy przemiana się dokonała, również peleryna wróciła na moje ramiona.

Poprawiłam rękaw i tym razem to ja miałam zamiar skorzystać z wcześniejszego fortelu Szrona. Chciałam wyminąć Dachowca, by iść na czele a tym samym nie martwić się, że ten dostrzeże zakłopotanie, które coraz wyraźniej malowało się na mojej twarzy.
-Zresztą... to nie jest normalne, że jest tu aż tak zimno... nawet jak na kopalnie.
Prosto, potem znowu w lewo... odtwarzałam sobie trasę, którą mieliśmy pokonać. Nie wiedziałam jedynie, jak głęboko będziemy musieli zejść. Ta część kopalni zdawała się zupełnie wyjałowiona. Nie było tu ani śladu interesujących nas kryształów, a nawet żadnych innych. Równie dobrze, można by pomyśleć, że wydobywano tu jakąś rudę metalu, czy węgla.


~ Aktualny ubiór ~



Fabuła - Karczma Lalek
Spoiler:

Powrót do góry Go down





Christopher
Gif :
Opuszczona kopalnia kryształów 5PUjt0u
Godność :
Christopher Morrison
Wiek :
25
Rasa :
Dachowiec
Wzrost / Waga :
179/65
Pod ręką :
troszkę pieniędzy
Broń :
rozkładany nóż oraz niewielki pistolet
Zawód :
Różany strażnik
https://spectrofobia.forumpolish.com/t578-christopher#4939 https://spectrofobia.forumpolish.com/t1076-christopher
ChristopherKot Czarnoksiężnika
Kot Czarnoksiężnika
Strażnik nie odpowiedział jej przez dłuższą chwilę. Z początku wydawać się mogło, że w ogóle nie zamierza, co w ich przypadku ostatnio nie było tak rzadkie. Gdy kończyły im się złośliwości, najlepszym sposobem na zbicie drugiej strony było po prostu milczeć. To jednak zaczepka nie była, o dziwo, a Christopher po prostu zbierał myśli, jak przedstawić swoje własne stanowisko. Bo stanowisko miał, odkąd spotkał najwyższego przełożonego podczas balu... Zawiódł się na nim. Tak po prostu, zawiódł się na tym, jak wypadł on w jego oczach. Wyobrażał go sobie jako charyzmatycznego przywódcę i wybitnego stratega, a dostał protekcjonalnego babiarza, który trwoni czas i środki na bale. Słyszał zresztą o jego upodobaniu do lisów, które wydawało się przynajmniej dziwne. Oczywiście każdy może mieć jakieś hobby, ale ilość nawiązań podczas zimowego balu była porażająca i kazała podejrzewać go o chorą obsesję. Dachowiec z czasem doszedł do wniosku, że to co tę organizację trzyma w ryzach, to nie przywódca, bo ten nie wyglądał ani trochę na wojownika. Stowarzyszenie w ryzach trzymają sami jego członkowie, zdyscyplinowani i skupieni wokół jednego celu. Szkoda, że przed tym celem nie mógł stać przywódca, wokół którego dałoby się zjednoczyć... Rosarium przypominał bardziej filantropa na emeryturze.
- Podejrzewam, że dziwne. Na pewno nietypowe, jak na pełnione przez niego stanowisko.
Całe te swoje rozważania zawarł w jednym tylko zdaniu. Seamair nie sądził, by potrafiła czytać mu w myślach, ale to jedno krótkie stwierdzenie było cieniem rzucanym przez wszystkie wątpliwości w jego głowie. NIestety albo stety, nie mieli zbyt wiele czasu na trwonienie przy tym temacie, bo czekały inne.

Christopher tym bardziej był zniesmaczony, że jego spojrzenie nie przywołało dziewczyny do porządku ani trochę. Darował sobie więc i szybko ruszył w głąb kolejnego tunelu, wychodząc tym samym naprzeciw. Nie czuł się zbyt bezpiecznie z dziewczyną za swoimi plecami, ale było to i tak lepsze, niż irytować się na jej oczach. Nienawidził momentów, w których wykazywał się takim... nieprofesjonalizmem. Niezręcznością. Nie mógł jednak wyrzucić z głowy tego osobliwego dźwięku, jaki usłyszał, aż nie wytrzymał i zapytał. Reakcja Seamair kazała sądzić, że nie rozumie, o co mu chodzi. Mężczyzna szybko zorientował się, że rzeczywiście wypalił z pytaniem bez niezbędnych okoliczności, zatem westchnął ciężko i postanowił nieco je uściślić.
- Znamy się już sporo czasu. Nie pamiętam ani razu, byś śmiała się w mojej obecności.
Mruknął z wyraźną podejrzliwością w głosie. To było co najmniej dziwne, chociaż z drugiej strony wpisywało się w cały ten tydzień. Pełen niespodzianek i dziwnych rzeczy. Czarownica jednak jak dotąd nigdy nie okazała w tak jawny sposób swojego rozbawienia, co nieco zdestabilizowało christopherowe protokoły dotyczące zachowania w stosunku do niej. Po dłuższej chwili po zadaniu jej pytania, zwyczajnie odwrócił wzrok przed siebie. Zabrzmiało to wszystko głupio, wolał nie pokazywać jej twarzy znów, gdyby miało na niej się pojawić zażenowanie do samego siebie.

Troska? To słowo rozbrzmiało nagle w głowie strażnika sprawiając, że ten zmarszczył brwi nieco zbity z tropu. Nie użył przecież tego słowa ani razu, jedynie zwrócił jej uwagę... Wydało mu się co najmniej dziwne, że wspomniała o sytuacji z baru w momencie, gdy przez tak długi czasu unikała tego tematu. Christopher po pierwszym zdziwieniu jej złośliwościami zorientował się, że w ten sposób sam będzie mógł otworzyć rozmowę w tej kwestii. Wystarczyło podchwycić temat za jakiś czas, a może dowie się czegoś więcej o tym, co dręczy go już tak długo.
- Jeśli dostaniesz hipotermii i zdechniesz, zabrudzisz mi kartotekę. - dodał ponuro, próbując ominąć temat troski - Nie mieli, dlatego mówię ci, żebyś się ubrała...
Nie wiedział do końca, czemu miał służyć jej drugi komentarz na temat wychowania w górskiej wiosce, aczkolwiek zaniepokoił go on. Nie podobało mu się, że dziewczyna dotarła do tak głębokich informacji na jego temat. Nigdy nie opowiadał szczegółowo o swoim dzieciństwie, dlatego nawet miejsce urodzenia było dość... tajne w jego przypadku. Być może złapała trop po tym, co odstawił na balu z baronem. W każdym, ukłuła go lekko satysfakcja, gdy zobaczył że czarownica uległa i ubrała się w coś cieplejszego. Chwilę potem Seamair wyprzedziła go czym prędzej i poprowadziła tunelami dalej. Strażnik zorientował się, że w czterech jej ostatnich zdaniach każde kolejne było coraz mniej złośliwe, jakby sama wygaszała w sobie upór wobec polecenia. Wydało mu się trochę dziwne, że na samym końcu w pewnym sensie przyznała mu rację.
- To ty częściej bywasz w kopalniach. Może to sprawka tych upiorów.
Mruknął ironicznie i umilkł na kilkanaście długich sekund. Głowił się nad tym, jak sformułować pytanie, tak by Seamair poczuła się jak najbardziej zobowiązana, by odpowiedzieć na nie. Nie musiało to być nawet w sumie pytanie... Liczyło się, by zmusić ją do złożenia jakichkolwiek wyjaśnień. Dlaczego ma dwa serca? Co ją powiązało z MORIA? Dlaczego zareagowała tak panicznie w barze?
- Przez cały czas sądziłem, że jesteś arystokratką. Nie słyszałem jednak o rasie, która miałaby dwa serca...

Powrót do góry Go down





Seamair
Gif :
Opuszczona kopalnia kryształów Zero-two
Godność :
Erin Collins ale mów mi Seamair.
Wiek :
Już 19 lat gości mnie ten Świat.
Rasa :
Cyrkowcem się stałam lecz wcale nie chciałam...
Wzrost / Waga :
166 cm /46kg
Znaki szczególne :
Urocze acz ostre rogi na czubku głowy, drapieżne spojrznie o barwie szkarlatu, ozdoby w kształcie czterolisnej koniczyny.
Pod ręką :
Zestaw noży do rzucania, magiczne akcesoria, bezdenna sakwa..
Broń :
Srebrny rapier oraz zestaw noży do rzucania.
Zawód :
Samozwańcza opiekunka wszelkich bestii (szczególnie tych zamieszkujących Malinowy Las).
https://spectrofobia.forumpolish.com/t269-seamair#413 https://spectrofobia.forumpolish.com/t1114-seamair
SeamairPoskramiacz
Poskramiacz
Gdy Dachowiec zdradził, co takiego było powodem jego konsternacji, naprawdę się zdziwiłam. Moje usta rozchyliły się delikatnie, lecz nie padła z nich żadna odpowiedź. Bo i co miałam na to odpowiedzieć? Moje spojrzenie na świat w pewnej kwestii właśnie zostało zaburzone. Okazywało się, iż kategoria złośliwy chichot nie zalicza się do śmiechu... A przynajmniej nie w oczach Strażnika. Przede wszystkim byłam zaskoczona, że zwracał uwagę na coś takiego... Mimowolnie, sama przebiegłam po wspomnieniach, by odpowiedzieć sobie na pewne pytanie.
-Zapewne... też byłabym, zdziwiona słysząc Twój.
Dopiero po czasie, wpadła mi do głowy lepsza odpowiedź a właściwie pytanie. W końcu nie wiedziałam, czy bardziej dziwił go fakt, że w ogóle jestem zdolna do czegoś takiego jak szczery śmiech. Czy może to, że pozwoliłam sobie na tak spontaniczną reakcję w jego obecności? Byłam niezadowolona z tego jak brzmiały moje słowa... Oboje mówiliśmy za dużo... czy to przez to miejsce? Czy oboje podświadomie chcieliśmy zagłuszyć szmery i gwizdy wiatru, które dało się słyszeć gdzieś w oddali. Pozornie zwykłe dźwięki, lecz gdy dobiegały z nieprzeniknionego mroku... wprawiały w dziwny niepokój.
-Hipotermii...
Zmrużyłam oczy, a w mojej głowie niechciane pojawiło się wspomnienie wspólnego feralnego tańca... a właściwie tego, w jaki sposób się zakończył. Minęło już tyle czasu, a samo echo tamtej chwili wystarczyło, aby dreszcze znów rozbiegły się wzdłuż mojego kręgosłupa. Jakoś wtedy się hipotermią nie przejmowałeś... W porę udało mi się ugryźć w język, dzięki czemu ów komentarz rozbrzmiał jedynie w moich myślach. Jeszcze tego by brakowało, abym przypominała kocurowi o tej małej chwili „triumfu”...

Złamałam się i ubrałam... bo co miałam zrobić? Naprawdę robiło się coraz chłodniej. Gdyby tę samą uwagę zwrócił mi w chwili, gdy szczękałabym już zębami z zimna, byłoby tylko jeszcze gorzej. Żałowałam, że nie przyszło nam odbywać tej misji w jakimś bardziej tropikalnym klimacie. Byłam ciekawa jak Dachowiec, znosiłby takie warunki.
-Naprawdę sądzisz, że jakieś tu spotkamy...

Pokręciłam tylko głową z niedowierzaniem. Naprawdę nie wierzyłam w takie rzeczy. Szczególnie od czasu kiedy w moje ręce wpadł artefakt, dzięki któremu można było powołać martwych do powstania z zaświatów... Oni też zapewne wpisywali się w rangę upiorów. Dla mnie byli jedynie kupą kości, i gnijących tkanek owładniętych magią.
-Mogę się założyć, o co chcesz, że nic takiego tu nie ma. Ci, którzy tu pracowali, po prostu nie rozumieli natury materiału takiego jak magiczne kryształy. To ich moc, musiała wywoływać magiczne anomalie. I pewnie nadal je wywołuje, kiedy już trafi się na większe źródło tego minerału.
Wytoczyłam własną teorię na temat, tego czemu miejsce to zostało uznane za przeklęte. Magiczne Kryształy nadal stanowiły zagadkowy materiał, a gdy kopalnia zaczęła funkcjonować, jej pracownicy oraz inni uczeni, mogli jeszcze tak owej wiedzy zwyczajnie nie posiadać. Niezrozumienie i coś, co z pozoru wydaje się niewytłumaczalne, nawet w tej krainie łatwo jest w stanie przekuć się w strach.

Kolejna wypowiedź Strażnika, sprawiła, że niemal stanęłam w miejscu... ostatecznie moje kroki nagle zwolniły, co później starałam się nadrobić. Zapadło milczenie... a ja wpatrywałam się w ciemność przed nami. Korytarz, który teraz przemierzaliśmy, okazał się wyjątkowo długi. Światło padające z latarni miało swój określony zasięg, dlatego też przed sobą jak i za plecami mieliśmy ciemność. Zapatrzyłam się w tę ciemność i ku własnemu zdziwieniu zaczęłam mówić.
-Urodziłam się jako arystokratka... teraz już tak siebie nie mogę postrzegać. Ale gdy udało mi się tu wrócić, szybko przekonałam się, że jeśli masz na głowie rogi i potrafisz tę głowę zadzierać wystarczająco wysoko... inni i tak widzą to co chcą widzieć. Do tej pory nikt nie czuł potrzeby, abym musiała go z tego błędu wyprowadzać... Czemu zatem nie miałam z tego korzystać?


~ Aktualny ubiór ~



Fabuła - Karczma Lalek
Spoiler:

Powrót do góry Go down





Christopher
Gif :
Opuszczona kopalnia kryształów 5PUjt0u
Godność :
Christopher Morrison
Wiek :
25
Rasa :
Dachowiec
Wzrost / Waga :
179/65
Pod ręką :
troszkę pieniędzy
Broń :
rozkładany nóż oraz niewielki pistolet
Zawód :
Różany strażnik
https://spectrofobia.forumpolish.com/t578-christopher#4939 https://spectrofobia.forumpolish.com/t1076-christopher
ChristopherKot Czarnoksiężnika
Kot Czarnoksiężnika
Christopher uniósł nieznacznie brwi, gdy dotarło do niego, w jaką konsternację wprawił swoją towarzyszkę. Obserwował ją przez dłuższą chwilę, coraz bardziej ciekawy na temat tego, co mu odpowie, skoro zareagowała takim szokiem. Nie rozumiał do końca jej reakcji, chociaż możliwe, że po prostu sama nie zauważyła wcześniej, że zasadniczo śmiać się nie śmiała nigdy. Tak normalnie... Nie był wciąż pewien, jak powinien zareagować na ten dźwięk, bo nie wychwycił z niego żadnej złośliwości. A ciężko było jednak mu uwierzyć, że dziewczyna przepuściła taką okazję, by z niego zadrwić. Z boku zapewne rąbnięcie głową o sufit wyglądało dosyć żałośnie.
- Zapewne jeszcze długi czas go nie usłyszysz. O ile w ogóle.
Mruknął jej dość niechętnie w odpowiedzi. Nie potrafił wyobrazić sobie siebie śmiejącego się z czegoś, to było po prostu... Tak abstrakcyjne. Nie pamiętał dźwięku swojego śmiechu  nie wierzył, by kiedykolwiek go doświadczył. Trochę to smutne, ale może nawet on sam nie usłyszy go aż do śmierci. Swoje rozbawienie bunkrował głęboko w głowie, będąc przekonanym, że wywlekanie go na zewnątrz będzie oznaką nieprofesjonalizmu albo słabości. Na to w żadnym wypadku nie mógł sobie pozwolić, podobnie jak na to, by Seamair dostała tak zwanej hipotermii. Idąc ciemnym tunelem ponownie zerknął na nią, dokładnie wtedy, gdy powtórzyła za nim to jedno słowo. Przyglądał jej się przez moment, nie mogąc zrozumieć, czemu się tak go uczepiła i co jej krążyło po głowie. Może przypomniała sobie coś, czego nie powinna... I mu to zaraz wytknie? Kto wie, nie siedział jej w głowie i wkrótce porzucił rozważania na ten temat, skoro sama nie zaczynała go. No tak, mogła dostać hipotermii, jeżeli zrobi się jeszcze zimniej, a ona nie odpuści w imię cholernej dumy.

Dachowiec zamiast odpowiedzieć czarownicy, samemu postanowił zadać jej pewne pytanie.
- Wierzysz w duchy? Osobiście nigdy nie zaprzeczałem ich istnienia. Ma to nawet sens patrząc na to, jak wygląda nasz świat... - wbił wzrok w jej plecy zakryte płaszczem - Problem w tym, że nie stanowią szczególnego zagrożenia. Cokolwiek odpowiada za dziwne anomalie w tej kopalni, raczej nie ma podłoża naturalnego. Ale na twoim miejscu po prostu bym olał nieco silniejszy wiaterek.
Christopher miał dość twardą opinię na ten temat, może nawet nieco dziwną jak na jego osobę. Bo kto by się spodziewał, że taki racjonalista do bólu przewiduje istnienie duchów? Wierzysz, że ciało to jedynie naczynie i na śmierci nic się nie kończy... Więcej nie wiedział i nie zajmowało go to jeszcze, by zgłębiał owy temat. Nie wierzył jednak w to, że takie duchy straszą w kopalniach, czy cokolwiek, to jedynie element złośliwości skierowanych do Seamair. Dziwiło go nieco, jak dużą uwagę przykładała do zwyczajnych podmuchów wiatru. Jeśli cokolwiek miało je wywoływać, była to magia w tej, czy innej postaci, chociaż nie miało to dla ochroniarza żadnego znaczenia. Oni mieli tylko zdobyć kryształy, a nie badać zmiany pogodowe wewnątrz kopalni. Może dlatego więc zaczynanie rozmowy na temat przeszłości nie było najlepszą decyzją... Strażnik bowiem sam musiał nagle przystanąć, gdy Seamair zwolniła praktycznie w miejscu. Przez dłuższą chwilę patrzył na nią, spodziewając się jakiejś złośliwej odzywki. Spiął się nawet nieco, gdyby w jakiś sposób wywołał u niej atak wściekłości. Nie jednak... Jej słowa były wręcz dziwnie spokojne.
- Wiesz, że domyśliłem się, u kogo zdobyłaś nowe narządy. - bardziej stwierdził, niż spytał - W twojej kartotece nic nie było na ten temat, a przynajmniej nie przypominam sobie.
W tym momencie ruszył przed siebie, wymijając Seamair, a w zasadzie zrównując z nią. Nie zamierzał patrzyć jej w plecy, gdy rozmawiali na te tematy. Było to zbyt ważne... A o chciał wreszcie poznać prawdę na temat tego, co stało się tam w barze. I dlaczego w piersi jego podopiecznej bije o jedno serce za dużo.
- Zamierzałaś to kiedykolwiek przede mną ujawnić?
Spytał po chwili, trochę od niechcenia, a przynajmniej ze spokojem. Nienaturalnym wręcz spokojem, wyzbytym z wściekłości, złośliwości, czy ukrytej groźby. Teraz liczyły się fakty i Christopherowi samemu byłoby trudno drwić z tematów tak dla niego istotnych. Niestety, dobrze wiedział, jaka będzie odpowiedź czarownicy, do tego nie trzeba być wyrocznią. Miał jednak nadzieję, że nie będzie jej trzeba ciągnąć za język.

Powrót do góry Go down





Seamair
Gif :
Opuszczona kopalnia kryształów Zero-two
Godność :
Erin Collins ale mów mi Seamair.
Wiek :
Już 19 lat gości mnie ten Świat.
Rasa :
Cyrkowcem się stałam lecz wcale nie chciałam...
Wzrost / Waga :
166 cm /46kg
Znaki szczególne :
Urocze acz ostre rogi na czubku głowy, drapieżne spojrznie o barwie szkarlatu, ozdoby w kształcie czterolisnej koniczyny.
Pod ręką :
Zestaw noży do rzucania, magiczne akcesoria, bezdenna sakwa..
Broń :
Srebrny rapier oraz zestaw noży do rzucania.
Zawód :
Samozwańcza opiekunka wszelkich bestii (szczególnie tych zamieszkujących Malinowy Las).
https://spectrofobia.forumpolish.com/t269-seamair#413 https://spectrofobia.forumpolish.com/t1114-seamair
SeamairPoskramiacz
Poskramiacz
Temat naszej rozmowy zszedł na dziwny temat... Oboje zdecydowanie inaczej interpretowaliśmy pojęcie „upiór”. Dla mnie dziwniejszym od tematu był sam fakt, że rozmawialiśmy... W dodatku owa konwersacja zawierała w sobie śladowe ilości złośliwości... Zdecydowanie było to coś niepokojącego, ponieważ zwykle gdy w swojej obecności otwieraliśmy usta to po to, aby jedno miało okazje zirytować drugie. Innym przypadkiem była wymiana koniecznych informacji, zwykle lakoniczna i ograniczona do absolutnego minimum. Jeśli już musieliśmy toczyć bardziej ożywiony dialog, działo się to z tytułu odgrywanych ról, a zatem sytuacji kiedy znajdowaliśmy się w jakimś szerszym gronie.

To, co miało miejsce teraz, nie pasowało do żadnej z powyższych sytuacji... Może faktycznie byłoby dobrze, gdyby spotkać tu jakieś duchy. Uznać, że oboje zostaliśmy jakoś przez nie opętani i dlatego zachowujemy się tak irracjonalnie. .. A w każdym razie irracjonalnie jak na miarę naszej dotychczasowej wojennej ścieżki.
-Trudno nie wierzyć w istnienie duchów, kiedy można spotkać się z „żywym” przykładem ich istnienia? Bo jak inaczej patrzeć na istnienie Strachów... to w końcu umarli, którzy powrócili do życia. Zatem jakieś echo istnienia musi po nas pozostawać... Ale upiory to dla mnie co innego niż duchy.
Nie kontynuowałam tego tematu... i tak mówiliśmy już zdecydowanie za wiele. Tę nagłą gadatliwość nadal starałam się usprawiedliwiać warunkami, w których się znaleźliśmy. Zapewne gdybyśmy właśnie przemierzali las, w którym oboje czuliśmy swobodę, z całą pewnością szlibyśmy w milczeniu.

I znów zaczęłam żałować wypowiedzianych słów. Tego, że dałam wciągnąć się w dyskusję, która nawet nie powinna się zaczynać... W końcu już uciszyłam swoje wyrzuty sumienia... wtedy kiedy opuszczałam mieszkanie Dachowca. Ostrzegłam go... wiedział już jak mogę się zachować, oraz że nie powinien się do mnie wówczas zbliżać. Nic więcej nie musiał wiedzieć... A jednak nie byłam w stanie ot, tak zignorować jego słów. Domyślił się... przez tę konkretną wypowiedź owładnęło mną wyjątkowo gorzkie uczucie dodatkowo zmieszane z irytacją... Powinnam to po prostu zmilczeć, miast podsuwać mu pod nos kolejne fakty o własnej osobie.
-Domyśliłeś się... zatem gratuluję, mi zajęło to zdecydowanie więcej czasu... Przez większość życia... myślałam, że mam dom... A w tym „domu” wmawiano mi, że jestem chora, że trzeba mnie chronić i się mną zajmować... Że każdy kolejny lek i zabieg są po to bym wyzdrowiała...
Poznałam innych cyrkowców... i zazdrościłam im. Po tych wszystkich latach, wolałabym podobnie jak oni... zostać zamkniętą w białej celi, czy przetrzymywana w zbiorowym ośrodku z sobie podobnymi eksperymentami... Oni wiedzieli co się z nimi dzieje, czego mogą się spodziewać... mogli znacznie szybciej zacząć nienawidzić swych oprawców. Ja żyłam w podwójnym więzieniu, którego mury wzniesiono z kłamstw. I do dziś nie mogę sobie wybaczyć, że kochałam osoby, które widziały we mnie jedynie materiał do spełnienia swych chorych naukowych fantazji...

Słowa, które wypowiadałam, toczyła nienawistna trucizna... Jej obfitą dawkę zawsze rozdzielałam na trzy porcje. Pierwszą dla samej MORII jako całej parszywej instytucji, druga przypadała moim oprawcom, a trzecią zawsze aplikowałam sobie samej. Nienawidziłam się za tamtą naiwność i bezsilność...

W tych słowach było ukryte coś jeszcze, coś, z czego sama często nie zdawałam sobie sprawy, albo nie chciałam przyjmować do wiadomości. Był to powód dla którego, tak bardzo walczyłam z obecnością Christophera u swego boku... bycie chronionym i pilnowanym... potrafiłam to kojarzyć tylko negatywnie... Było to coś, co znów miało mi dać do zrozumienia, że jestem słaba... że sama sobie nie poradzę. A istoty słabe można przecież wykorzystywać wbrew ich woli...

Gdy kocur zrównał ze mną kroku, odruchowo odsunęłam się w bok, niemal ocierając się ramieniem o ścianę tunelu. Dłonie zaciśnięte w pięści drżały. Mimo rękawiczek zaciskałam palce tak mocno, iż czułam w nich ból... Odwróciłam głowę tak, by przynajmniej utrudnić dostrzeżenie emocji, które na nie zamarły. Wściekłość i ból..., twarz zaklęta w maskę, nauczona, by nie okazywać dawnego lęku a przede wszystkim łez. Gdy byłam świadoma, na próżno było ich wypatrywać.

Okazało się, jednak iż przynęta w postaci głupiego pytanie, wystarczyła, abym ponownie podniosła spojrzenie w stronę swego rozmówcy. Przez chwilę mierzyłam go wzrokiem, aż w końcu udało mi się zmusić wargi do ułożenia się w kaleką wersję złośliwego uśmiechu.
-Nie. Ale nie musisz czuć się pokrzywdzony. Jakoś nie mam w zwyczaju się tym chwalić...
Ciemny kształt mignął gdzieś przed nami... dopiero po chwili okazało się, iż czekała na nas przeszkoda w postaci ułamanej belki, niegdyś podtrzymującej strop. Dalej były jeszcze kilka takich i o ile konieczność gimnastykowania się, aby przejść dalej, była uciążliwa, bardziej niepokoił fakt, że w tym miejscu ewidentnie musiało dojść do jakiegoś silnego wstrząsu. Od teraz ściany były mniej regularne i strawiły wrażenie kruchszych. Dopiero po chwili ciszy dokończyłam wcześniejszą wypowiedź.
-I niby po co bym miała? Dla żalu czy litości? Nie potrzebuję ich... a może by czuć do mnie odrazę? Radzę sobie z jej zdobywaniem bez ujawniania tego, kim się stałam...


~ Aktualny ubiór ~



Fabuła - Karczma Lalek
Spoiler:

Powrót do góry Go down





Christopher
Gif :
Opuszczona kopalnia kryształów 5PUjt0u
Godność :
Christopher Morrison
Wiek :
25
Rasa :
Dachowiec
Wzrost / Waga :
179/65
Pod ręką :
troszkę pieniędzy
Broń :
rozkładany nóż oraz niewielki pistolet
Zawód :
Różany strażnik
https://spectrofobia.forumpolish.com/t578-christopher#4939 https://spectrofobia.forumpolish.com/t1076-christopher
ChristopherKot Czarnoksiężnika
Kot Czarnoksiężnika
Strażnik nawet się nie zorientował, gdy dał się wciągnąć w rozmowę na temat upiorów, którą w sumie sam rozpoczął. Było w tym miejscu coś dziwnego, skoro dyskutowali na temat upiorów bez standardowej ilości jadu pakowanego w niemal każde słowa, jakie kierowali do siebie przez ostatnie parę miesięcy. Gdy dachowiec zorientował się, że nie tak to powinno wyglądać, że znów robi się niezręcznie... Że Seamair doszła chyba do tego samego wniosku, po prostu porzucił temat. Przemilczał jej słowa, pozostawiając przemyślenia głęboko w sobie, tak jak to było zawsze. Po co dzielić się nimi z kimś, kto nie potrafi szanować twojej pracy i za cel życiowy obrał sobie utrudnianie mu roboty. Zacisnął tylko zęby i szedł dalej, decydując, że swe wysiłki lepiej przekierować na inny temat. Na to, co właściwie kryją za sobą dwa serca w piersi Seamair. Czuł, że ta rozmowa nie będzie lekka, jeśli już dojdzie do skutku, dla obu stron (chociaż dla Seamair pewnie bardziej). I miał rację.

Spojrzał na Seamair nieco zaintrygowany tą nienawiścią obecną w jej głosie. Powściągał się jednak od komentarza przez dłuższą chwilę, chcąc zobaczyć, jakie emocje wybrzmią. Niestety, dziewczyna wciąż mówiła zagadkami, jakby z jednej strony chciała wyrzucić z siebie te pełne nienawiści słowa, a z drugiej nie chciała, by dachowiec je jasno rozczytał. Nie dziwił jej się, ale nie znaczyło to, że zamierza odpuścić. Zaczął przyglądać jej się uważnie, nawet się z tym zbytnio nie kryjąc. Seamair powinna teraz już wiedzieć, że zamierza się od niej dowiedzieć kilku rzeczy... A mimo to nie opierała się.
- Cóż, ciężko mi sobie wyobrazić jak to jest, gdy nie masz świadomości, co jest poza...
Odpowiedział jej nieco zamyślony. On sam wiedział, że jest więźniem. Pamiętał swój dom, rodzinę, dzieciństwo... Wszystko to pamiętał, dzięki czemu mógł wykrzesać z siebie wystarczającą determinację, by przetrwać. A gdy wreszcie uwolnił się, przekuć ją w nienawiść do tych, którzy odebrali mu dawne życie. Ale jeśli ktoś nie znał świata poza białą klatką... Nie był w stanie wyobrazić sobie, jakie to uczucie, gdy dopiero po latach orientujesz się, kim są ci, którzy ciebie wychowywali. I kim jesteś ty, istotą z ciałem niedźwiedzia, trzema rękami, skrzydłami, czy... z dwoma sercami. Odwrócił wzrok nieco zszokowany, gdy uświadomił sobie, że Seamair zalicza się do tej grupy. Miał w głowie kompletną pustkę na temat tego, co powinien teraz czuć. Było to chyba wszystko na raz.
- W sumie to nawet ci się nie dziwię.
Mruknął cicho, również patrząc w jej kierunku, gdy przywołała na twarz swój złośliwy uśmiech. Był on niczym kubeł zimnej wody na jego gorączkowe myśli, bo przypomniał mu, że ma przed sobą Seamair. Nie żadne skrzywdzone dziecko, tylko cholerną czarownicę, która uprzykrza mu życie... Kłóciło się to kompletnie z jego aktualnymi przemyśleniami na jej temat. Na jego twarzy malowała się ledwo widoczna niepewność wobec całej jej osoby, którą zapomniał ukryć na czas, tak jak ona ukrywała swoje emocje przed nim.
- Żyjesz od lat ukrywając to, że w istocie nie jesteś tym, za kogo się podajesz... - zaczął powoli, słowa te jednak nie brzmiały jak oskarżenie, czy potępienie - A mimo to nie potrafisz się tego pozbyć. Co się stało tam w barze?
To jedno pytanie dręczyło go chyba od wielu, wielu dni. Nie wierzył przez dłuższy czas, że Seamair jest w stanie mu na nie odpowiedzieć, teraz jednak... Możlwie, że się pokusi. Liczył na to, bo chciał wreszcie zrozumieć. Dlaczego ta uparta dziewucha złamała się w jednej chwili, pomimo niewzruszenia przez tyle, tyle dni? Ich rozmowa pochłonęła ochroniarza chyba nawet za bardzo, bo mrok przed nimi nie był tak spokojny, jak mógłby sobie tego życzyć. Tunel, jakim szli, miał w sobie coraz większe sterty gruzu utrudniające poruszanie się, w dodatku, po jakimś czasie zdawało się, że niedługo nie będą mogli iść dalej. Tak też zresztą się stało. Po kilkunastu minutach tunel wydawał się zawalony. Nie wyglądało to jednak o dziwo na naturalne dzieło.

Powrót do góry Go down





Seamair
Gif :
Opuszczona kopalnia kryształów Zero-two
Godność :
Erin Collins ale mów mi Seamair.
Wiek :
Już 19 lat gości mnie ten Świat.
Rasa :
Cyrkowcem się stałam lecz wcale nie chciałam...
Wzrost / Waga :
166 cm /46kg
Znaki szczególne :
Urocze acz ostre rogi na czubku głowy, drapieżne spojrznie o barwie szkarlatu, ozdoby w kształcie czterolisnej koniczyny.
Pod ręką :
Zestaw noży do rzucania, magiczne akcesoria, bezdenna sakwa..
Broń :
Srebrny rapier oraz zestaw noży do rzucania.
Zawód :
Samozwańcza opiekunka wszelkich bestii (szczególnie tych zamieszkujących Malinowy Las).
https://spectrofobia.forumpolish.com/t269-seamair#413 https://spectrofobia.forumpolish.com/t1114-seamair
SeamairPoskramiacz
Poskramiacz
Powoli przestawałam rozumieć, co właśnie się działo... a dokładniej co działo się ze mną.
Ta rozmowa była dla mnie jak ponowne otwieranie rany, która nigdy nie miała szans w pełni się zagoić. Zawsze bolała... ale kiedy owinąć ją odpowiednią ilością bandaży oraz warstwami tkanin dało się udawać, że jej nie ma... tak działało właśnie spytanie tamtych wspomnień w najczarniejsze zakamarki jaźni... Niestety zawsze działo się coś, co znów budziło wspomnienia.... Lecz prawie nigdy nie działo się to za moim własnym przyzwoleniem... tak jak teraz.
Dlaczego mówię to wszystko i to właśnie jemu... Tej jednej osobie, której zatruwam życie, by w końcu zrezygnowała... bym w końcu znów została sama. Tak jak dawniej. Tak jak zawsze...

Czułam na sobie ciężar spojrzenia dachowca.... I tak jak niedawno w jego mieszkaniu, tak i teraz nie wiedziałam, jak sobie radzić w tej sytuacji... Nauczyłam się ignorować albo znosić wzrok, będący niczym przeszywające ciało sople lodu, czy zapowiedź śnieżnej burzy... Teraz zielone kocie ślepia wydawały mi się obce, gdy brakowało w nich nagle tej wiecznej zimy. Obce a mimo to znajome.
Czy powinnam czuć ulgę, gdy zorientowałam się, że nie tylko moja maska znów popękała? Cieszyć się, że w tym pojedynku nie tylko ja staję odsłonięta... Dowodem tego były emocje malujące się na obliczu Strażnika. Takie, których nie miałam okazji oglądać, bo zapewne nie powinnam. Potrafiłam tuszować emocje, podsycając tę jedną, którą opanowałam najlepiej, a właściwie to ona opanowywała mnie. Złość. Szron miał podobną strategię, która jednocześnie kontrastowała z moją. On uciekał w chłodną obojętność. Kiedy oboje chowaliśmy się za swymi maskami, to wszystko było prostsze...

Nie rozumiałam, czemu mimo takiego natłoku emocji i gniewu... nie byłam zdolna przywdziać własnej...

Złapałam jego niepewne spojrzenie... Szybko domyśliłam się, jaki konflikt właśnie rozgrywał się w głowie Christophera... Ten, o którym mówiłam jeszcze chwilę temu. Powinien mnie żałować czy brzydzić się... istoty, której inni byli w stanie odmówić „człowieczeństwa”. A w każdym razie takim jak ja... lecz znacznie bardziej pokrzywdzonym, gdyż nie byli w stanie ukryć tego, w co ich zmieniono. W końcu i ja sama nie byłam w pełni finalnym „produktem”, ojciec zwyczajnie stracił możliwość dalszego rozwijania swej twórczej wizji... Od zwykłej Upiornej różniło mnie drapieżne spojrzenie, zbyt długie kły, paznokcie.... oraz znacznie czulsze zmysły. To wszystko mogłam jednak ukrywać, podobnie jak blizny. Żałowałam, że wyznałam prawdę... licząc na co? Że ta nic nie zmieni? Że gdy te karty zostaną odkryte, wszystko wróci na właściwy tor. Czyli nadal będziemy prowadzić swoją wojnę... która zakończy się w końcu spektakularna klęską Kocura.

Że Dachowiec będzie mnie nie cierpiał za to, jaka jestem... a nie przez to, czym jestem. Ta myśl nie wiedzieć czemu... zabolała mnie. Nie wiedziałam, co z nią zrobić i jak się jej pozbyć... a ta na złość uparcie przyczepiła się mojej świadomości. I właśnie dlatego, pytanie zadane przez Szrona potraktowałam jako ucieczkę... mimo iż wcale nie chciałam na nie odpowiadać. Odpowiedziała po nieznośnie długiej i przytłaczającej chwili ciszy...
-Zapewne wiesz, czym są fobie... W barze... miałam do czynienia z jedną z moich. Ja...

Słowa nie chciały mi przejść przez gardło. Szczególnie że później mogłam ich cholernie żałować... Zresztą już teraz żałowałam. Czułam się, jakbym właśnie podawała Strażnikowi zatrute ostrze, które, którym w przyszłości będzie mógł się przeciw mnie posłużyć...

Myśl o barze i tym, co się stało, powodowały, że w mojej głowie odzywał się inny głos. Myślący bardziej pragmatycznie, karcący mnie za chęć przemilczenia tego wszystkiego.

W końcu ostrzegłam już Christophera... jasno i wyraźnie powiedziałam, że gdyby podobna sytuacja znów miała miejsce, ma się ode mnie trzymać z daleka. Ale nie widział, co może ją wywołać, a ewidentnie obawiał się ataku z mojej strony. Z całą pewnością nie cieszyłby go fakt, że już kilka razy przyłapałam go, na tym, jak się spina... jakby w oczekiwaniu na nadchodzący cios... to nie był przypadek, ani tik...
-boje się aparatury medycznej.... skalpel, szczypce...strzykawka. Co zabawne sama mogę ich używać... ale jeśli zostaną wymierzone we mnie... momentalnie odbiera mi rozum, bo ten zamyka się w tamtym dniu... kiedy poznałam prawdę. I dałam się zatracić...w tym, czym się stałam.
Nie patrzyłam teraz na Dachowca, mogłoby się wydawać, że nie patrzę również przez siebie. Wsłuchiwałam się w bicie własnych serc, niepodważalny dowód tego, że to wszystko dawniej jest rzeczywistością... nie zaś wspomnieniem złego koszmaru.
-To...że tak dobrze rozumiem się z bestiami, jest ICH zasługą. Bo stały się nierozerwalną częścią mnie, dosłownie... i to większą niż mogłoby się wydawać. A jedyne, za co mogę być „wdzięczna” to to, że nadal mam ręce, a nie łapy... albo, że zamiast drugiego serca nie pokusili się o -
Urwałam i energicznie potrząsnęłam głową, jakbym chciała pozbyć się z niej nieprzyjemnej wizji... zdarzało się, iż właśnie to rozważanie stawało się tematem moich koszmarów... tych, które wyrywały mnie ze snu i nie pozwalałyby zasnąć ponownie przez kolejne godziny...
-Nieważne. Skończyliśmy przesłuchanie, czy jeszcze jakoś mogę zaspokoić Twoja ciekawość...
W tej chwili byłam rozchwiana... i dało się to zobaczyć od razu. Czułam się jak stworzenie zamknięte w klatce, które mimo to bez sensu snuje się tą samą trasą, licząc na to, że w końcu pojawią się przed nim otwarte drzwi. Moją klatką stał się umysł, nagle ciasny od natłoku tych wszystkich emocji... również tych, których istnienia nadal nie potrafił wyjaśnić i zrozumieć.

Znaleźliśmy się pod ścianą... dosłownie. Widok zasypanego tunelu wyrwał z mojego gardła zirytowane warknięcie. Nie zastanawiając się długo, zaczęłam wspinać się na stertę kamieni, by u jej szczytu szukać jakiejś luki, czy luźnych przestrzeni. Być może rumowisko nie było tak wielkie, na jakie się wydawało. Wystarczyłaby szczelina... w końcu jedno z nas potrafiło zmienić się w mgłę... ja mogłam za pomocą artefaktu na moment wcielić się w mysz. Mysz... gdzieś w głębi ducha, zaśmiałam się głośno nad ironią sytuacji i tym, że właśnie o tym stworzonku pomyślałam.

Chciałam działać... robić coś, byle tylko uwolnić się od myśli. Do cholery, przybyliśmy tu z konkretną misją... czemu zrobiła się z tego jakaś komnata zwierzeń... w dodatku jednostronnych.
Nagle przypomniały mi się słowa, które Christopher, rzucił mi na odchodne, chwilę przez tym jak opuściłam jego mieszkanie.


~ Aktualny ubiór ~



Fabuła - Karczma Lalek
Spoiler:

Powrót do góry Go down





Christopher
Gif :
Opuszczona kopalnia kryształów 5PUjt0u
Godność :
Christopher Morrison
Wiek :
25
Rasa :
Dachowiec
Wzrost / Waga :
179/65
Pod ręką :
troszkę pieniędzy
Broń :
rozkładany nóż oraz niewielki pistolet
Zawód :
Różany strażnik
https://spectrofobia.forumpolish.com/t578-christopher#4939 https://spectrofobia.forumpolish.com/t1076-christopher
ChristopherKot Czarnoksiężnika
Kot Czarnoksiężnika
Myśli dachowca zaczęły krążyć bardzo niespokojnie. Nigdy w życiu nie czuł się tak ogromnie rozczarowany tym, co usłyszał, a jednocześnie tak zadowolony. Z jednej strony chciałby cieszyć się, że zdołał odsłonić Seamair i ta powiedziała mu wreszcie, o co w tym wszystkim chodziło... Bez oponowania. Bez uciekania od odpowiedzi, czego by się po niej spodziewał i bez złośliwości, które miałyby odwrócić uwagę w rozmowie. Tak po prostu mu powiedziała. Tym bardziej nie mógł zaakceptować tego zwycięstwa, które w rzeczywistości było zwycięstwem żadnym, bo szybko się okazało, że i na niego ta rozmowa bardzo dziwnie oddziałowuje. Stał się... Niepewny. Po raz pierwszy od miesięcy, czuł się, jak gdyby grunt rozpływał mu się pod nogami. Nie tracił przytomności, bardziej od fizycznego gruntu rozpływała mu się podstawa moralna, która zawsze trzymała go sztywno na obranej przed laty drodze. Dlaczego teraz nie czuł się pewnie? Dlaczego mimo swojego kodeksu, nieugiętej woli oraz jasnego celu w życiu, czuł się teraz jak na jakiejś karuzeli? Może dlatego, że dowiedział się zdecydowanie więcej, niż chciał... Ta wiedza docierała do niego bardzo powoli przez ostatnie dni. Mógł się przecież domyślić, że historie z MORIA nie są wesołe i spokojne, tak jak jego nie była. Mimo to, nie przewidział, że zacznie czuć mieszane uczucia co do osoby stojącej aktualnie przed nim. W jego wzroku pojawiło się zwątpienie. Skaza w jak dotąd nierozbijalnej masce, którą sam sobie sprawił. Zaklął w myślach i odwrócił wzrok na ich trasę, gdy tylko Seamair wychwyciła jego spojrzenie. Nie chciał z nią teraz rywalizować. Nawet gdyby wygrał, czułby się cholernie źle wiedząc, że pokazał siebie w stanie, kiedy nic nie wydaje mu się takie, jak powinno być. To go drażniło. Musiał ochłonąć i to też próbował robić przez dłuższą chwilę.
- Strzykawka. - zmarszczył brwi i po chwili konsternacji spojrzał w jej kierunku - Ten świr miał ją w ręce, zatem to się tam stało...
Teraz jakoś wszystko się rozjaśniało, chociaż nie użyłby słowa "strach", tak jak czarownica. To nie był napad strachu. To był atak zwierzęcej wściekłości i furii. Nie potrafił sobie wyobrazić, dla kogo w istocie ta złość jest przeznaczona, chyba nawet nie dla niego samego. Wtedy już dawno doszłoby do starcia.
Christopher chciał coś więcej powiedzieć i otworzył usta, Seamair jednak postanowiła odezwać się ponownie. Ku ogromnemu zdziwieniu strażnika, bo o takie szczegóły jej nie pytał. Czy więc postanowiła po prostu podać wszystkie informacje, hurtowo, jak leci? Nie potrafił zrozumieć, czemu samowolnie mu to mówi... I po tym, co usłyszał nie był pewien, czy w ogóle tego chce.
- To nie jest przesłuchanie. Sama mi to wszystko powiedziałaś, nic ci nie dosypałem. - mruknął w odpowiedzi, nieco przyśpieszając kroku - I nikt ci nie broni prowadzić ze mną normalnej rozmowy.
To chyba było dobre podsumowanie tego, dlaczego taki zszokowany był jej wyznaniami. Normalna rozmowa... Między nimi takich rzeczy nie było. Służbowe, groźby, czy nawet złośliwości, ale bez tego wszystkiego? Chyba oboje dawno zapomnieli, że takie rozmowy też istnieją. Christopher nie był pewien, czy chciał to sobie przypominać. Rad był, że ona sama nie zadawała pytań... A mogła, w dodatku musiałby odwdzięczyć się jej również szczerością. Milczał przez dłuższą chwilę. Z jednej strony czuł, że powinien coś powiedzieć, z drugiej nie miał na to ochoty.
- Co więc według ciebie powinienem czuć w stosunku do takiego mutanta? - powiedział nieco retorerycznie - Zaskoczyłaś mnie tym...
Nie zdołał niestety dokończyć. Przed nimi wyrosła góra kamieni, którą trzeba było przebyć. Strażnik zmarszczył brwi z lekkim niezadowoleniem. Nie podobał mu się fakt, że nagła obecność tej przeszkodziła mu wypowiedź. Może tak było nawet lepiej... Tylko że teraz nie mogą iść dalej. Trzeba będzie coś wykombinować.
- Mam nadzieję, że zabrałaś swoje magiczne urządzenie do zmiany w zwierzę.
Odparł z przekąsem, spoglądając w szczelinę pomiędzy stosem, a sufitem. A raczej jej braku. Ten tunel się po prostu zawalił, będą musieli się prześlizgnąć w inny sposób... On w postaci mgły, ona w postaci małego stworzenia. Spojrzał w jej kierunku, chyba tylko czekając, aż będą mogli iść dalej. On gotowy był wpełznąć pod postacią mgły między głazy, nie była to żadna magiczna przeszkoda. Natomiast zastanawiała trochę jej geneza.

Powrót do góry Go down





Seamair
Gif :
Opuszczona kopalnia kryształów Zero-two
Godność :
Erin Collins ale mów mi Seamair.
Wiek :
Już 19 lat gości mnie ten Świat.
Rasa :
Cyrkowcem się stałam lecz wcale nie chciałam...
Wzrost / Waga :
166 cm /46kg
Znaki szczególne :
Urocze acz ostre rogi na czubku głowy, drapieżne spojrznie o barwie szkarlatu, ozdoby w kształcie czterolisnej koniczyny.
Pod ręką :
Zestaw noży do rzucania, magiczne akcesoria, bezdenna sakwa..
Broń :
Srebrny rapier oraz zestaw noży do rzucania.
Zawód :
Samozwańcza opiekunka wszelkich bestii (szczególnie tych zamieszkujących Malinowy Las).
https://spectrofobia.forumpolish.com/t269-seamair#413 https://spectrofobia.forumpolish.com/t1114-seamair
SeamairPoskramiacz
Poskramiacz
Padło dziś zbyt wiele słów... Zastanawiałam się, czy kiedykolwiek między naszą dwójką wywiązał się dłuższy dialog i szybko doszłam do wniosku, że nie.
Nadal dręczyło mnie poczucie, że popełniłam cholerny błąd, zdradzając Dachowcowi prawdę o sobie... Ilość osób, które wiedziały, co mnie spotkało, można było zliczyć na palcach jednej dłoni... a w dodatku jedna z owych osób była martwa.

Sama mi to wszystko powiedziałaś te słowa budziły irytację, bo były prawdziwe. Czy faktycznie chciałam powiedzieć to wszystko... sprawdzić reakcję... czy może tylko zadbać o to, aby nie było już potrzeby więcej wyciągać bolesnych sekretów na światło dzienne, kiedy wszystko zostało już dostatecznie wyjaśnione. Czułam się coraz mniej pewnie, kiedy uświadamiałam sobie, że jakaś część mnie naprawdę chciała wiedzieć, jak Strażnik zareaguje naprawdę o tym, kto znalazł się pod jego opieką...
Dopiero po dłuższej chwili na mojej twarzy odmalowało się zdziwienie, podszyte sporą dawką podejrzliwości. Znów zwróciłam wzrok na kocura, a w mojej głowie zaczęły roić się niemiłe podejrzenia... że w jego wypowiedzi zabrakło słów „Tym razem...”
Czy w moich brakujących eliksirach nie brakowało czasem flakonu z eliksirem prawdy? Nie... lepiej teraz o tym nie myśleć... Bo mogłoby się to naprawdę źle skończyć. Zresztą Strażnik chyba nie był aż tak bezczelny... by ot, tak sobie dopuścić się kradzieży. Wolałam uważać z rzucaniem podobnych oskarżeń, głównie dlatego, że znałam psotną naturę wielu z bestii odwiedzających mój dom. Mały szklany flakonik z kolorową zawartością, mógł okazać się pokusą nie do przezwyciężenia...
Normalna rozmowa... czy faktycznie nie było przeciwwskazań dla czegoś tak dziwnego, a zarazem zwyczajnego? Zdrowy rozsądek nakazywał zrezygnować z takiej formy komunikacji. Podczas takich rozmów, padało zbyt wiele informacji, a rozmówcy zwykle dowiadywali się czegoś o sobie nawzajem. A to było groźne... szczególnie w sytuacji, kiedy jedyne czego oczekiwało się od potencjalnego rozmówcy to, to by zniknął Ci w końcu z oczu... Może faktycznie to wszystko wyglądałoby inaczej, gdybyśmy trafili na siebie podczas jakiejś misji czy w siedzibie stowarzyszenia... My zostaliśmy skazani na swoje towarzystwo... z czego oboje od początku nie byliśmy zadowoleni. Mówić niezwykle łagodnie...

Wzdrygnęłam się, słysząc kolejne pytanie ze strony Christophera. A szczególnie kończące je słowo. Mutant... ten zwrot wydawał mi się brudny, plugawy... ale przecież tym właśnie byłam... Po prostu we własnej głowie używałam innych określeń, takich, które mniej mnie odrzucały...
-Po co to pytanie? Chyba sam doskonale wiesz co czujesz... Jakie znaczenie ma w tej kwestii moja opinia? Tu nie ma powinności, jest emocja.
Odwróciłam się do Strażnika, akurat w momencie, kiedy kolejny odrzucony głaz ukazał niewielką szczelinę przesmyk, którym można było przedostać się na drugą stronę rumowiska. Przez chwilę spoglądałam wyczekująco na białowłosego, zastanawiając się, co w tym wszystkim najbardziej go zaskoczyło... Nie dokończył wypowiedzi, a odpowiedź mogła być ciekawa. Choć dla niego największym zaskoczeniem było pewnie, samo to, że zdradziłam mu swój sekret. Albo to, że nie wyczuł kłamstwa ze słowach, które padły z moich ust.
-Czym?
Spytałam, bo ciekawość jednak przeważyłam... Otrzepałam rękawiczki z pyłu i kurzu. Właściwie mogłam po prostu wypalić kilka z tych kamieni... zamiast tak się z nimi bawić. Cała ta sytuacja tylko mnie rozpraszała.

Na mojej twarzy odmalowało się zmieszanie... będące reakcją na słowa Szrona. Czy może raczej na to, jak podobnie myśleliśmy. Wszak nie zdarzyłam jeszcze podzielić się swym pomysłem. Co gorsza, to nie był pierwszy raz. Rzecz miała się podobnie, kiedy jedno w porę potrafiło rozszyfrować knutą przeciwko sobie intrygę czy podchód. Przez te kilka miesięcy zdołaliśmy w dużym stopniu, opanować to, co innym często zajmowało lata. Każde uczyło się sposobu myślenia „przeciwnika”.
- Animicus...
Za potwierdzenie miał wystarczyć fakt, że miejscu, gdzie stałam teraz, można było dostrzec niewielkie zwierzątko o białym futerku, które miejscami przechodziło w róż. Ta dysfunkcja w kolorystyce była skutkiem niegowskiego uszkodzenia, o które notorycznie zapominałam. Dało się to całkiem łatwo naprawić u jednego ze specjalistów w Mieście Lalek. Gdyby tylko pamiętać o tym drobnym problemie... Jako że mysz byłaby zbyt uwłaczającym wcieleniem, zdecydowałam się na inne niewielkie, a jednocześnie bardzo zwinne zwierzątko, a mianowicie gronostaja.

Będąc już w zwierzęcej formie, wydawała z siebie ciche nieartykułowane piśnięcie, po czym ile sił w krótki łapkach popędziłam ku szczelinie, ciekawa, jaki obraz zastaniemy po drugiej stronie.


~ Aktualny ubiór ~



Fabuła - Karczma Lalek
Spoiler:

Powrót do góry Go down





Christopher
Gif :
Opuszczona kopalnia kryształów 5PUjt0u
Godność :
Christopher Morrison
Wiek :
25
Rasa :
Dachowiec
Wzrost / Waga :
179/65
Pod ręką :
troszkę pieniędzy
Broń :
rozkładany nóż oraz niewielki pistolet
Zawód :
Różany strażnik
https://spectrofobia.forumpolish.com/t578-christopher#4939 https://spectrofobia.forumpolish.com/t1076-christopher
ChristopherKot Czarnoksiężnika
Kot Czarnoksiężnika
Czy Christopher coś Seamair zwędził z kolekcji drogocennych eliksirów? Tak. Czy był to eliksir prawdy? Oczywiście, że nie, preferował inne sposoby na przesłuchania. Poza tym uważał go za dość bezużytecznego poza jej domostwem, jako że przeważnie zanim mógł kogoś przesłuchać, po prostu musiał skręcić mu łeb... Taka robota. Jego praca przeważnie nie polegała na "znajdź i sprowadź żywego". Przeważnie było to po prostu wyeliminowanie, chociaż wyjątki się zdarzały. Niezbyt w sumie pamiętał, co jej tam ukradł, ale był to podejrzewa jakiś eliksir leczący, czy inny. Ale niezbyt wiele o tym myślał w tunelach, gdy Seamair mówiła mu tyle interesujących rzeczy. W ogóle jakoś ostatnio nie miał czasu myśleć o tym, co wyrabiał jako kot w jej rezydencji i w jaki sposób wszedł w posiadanie informacji na temat jej dwóch serc. Informacji, które przekuł w całą historię jej dotyczącą. Nie spodziewał się tego, nie z jej ust... Sam nie zamierzał się zwierzać, przynajmniej póki go nie zacznie wypytywać. Teraz nie czuł na sobie żadnej presji do tego, ale przy pytaniach już miałby w głowie lekkie przekonanie, że powinien. Skoro odkrywają swoje karty, to odkrywają...
- Po co to pytanie... Wiesz, w tym jest problem, że nie wiem. I szczerze ciekawi mnie, co według ciebie czuję. - mruknął cicho, spoglądając nad nią nieco bardziej pewnym wzrokiem, niż wcześniej - Według ciebie dwa serca to powód do obrzydzenia?
Pytanie nie było retoryczne. Naprawdę chciał wiedzieć i postarał się mocno, by wyzbyć je z emocji, tak by nic Seamair nie sugerować. Chociaż nawet nie wiedział, czy zechce mu odpowiedzieć, i tak powiedziała sporo... Tylko najbardziej go w tym wszystkim zastanawiało coś innego. Co myśli sama Seamair? Czy dla niej jest jej przypadłość powodem do współczucia, czy nienawiści? Sądził, że taka odpowiedź podsunie mu samemu rozwiązanie. Byłoby to zdecydowanie wygodniejsze, niż bezskuteczne rozważanie tego samemu, no i rozwiązałoby problem spięć. Już i tak dosyć miał konfliktów na linii z czarownicą, po co prowokować ja jeszcze bardziej? Zwłaszcza w tak wrażliwej, również i dla niego sprawie... On nigdy nie czuł się potworem w związku z przebywaniem w MORIA. Ale czy nie był czasem odosobnionym przypadkiem? Gdy ta zadała mu pytanie, ten spojrzał znów na nią. Zastanawiał się przez dłuższą chwilę nad odpowiedzią.
- Tym, że masz w sobie coś jeszcze innego, niż butę i nieodpowiedzialne oraz głupie pomysły.
Ta odpowiedź była na tyle wymijająca, że powinna spełnić potrzeby Christophera. Mężczyzna mógł skupić już się w całości na przeszkodzie, którą mieli do sforsowania. Zerknął kątem oka na zwierzę, w które zmieni się czarownica. Na jego widok uniósł brwi nieco zaskoczony i nachylił się nad nim.
- Zapomniałem dodać o dziwnych pomysłach. Dziwny typ...
Pokręcił głową i podniósł się, momentalnie zmieniając we mgłę. Dlaczego takie stworzenie? Miał dziwne wrażenie, że miało to jakiś związek z nim. Albinos... Jednoznacznie kojarzył mu się z zimą. Stety albo i niestety Christopher nie mógł użyć swojej formy kota, zatem przeniknął przez głazy jako mgła. Po drugiej stronie przemienił się momentalnie w człowieka, obserwując uważnie kupę kamieni, aż nie wylezie z niej sfuterkowana czarownica. Dopiero gdy pojawiła się i przemieniła również w ludzką formę, pozwolił sobie nieco uważniej oświetlić dalszy korytarz. Zdecydowanie bardziej "dzikie" miejsce, niż poprzedni fragment.
- Widać dawno nikt tu nie kopał.
Rzucił krótko, próbując na moment odwrócić uwagę Seamair od rozmowy. Jeszcze by przyszło jej do głowy, by jego samego wypytywać o niewygodne fakty. Dachowiec oświetlił dziwaczne żyły na ścianach, ciągnące się we wszystkich kierunkach, niczym niewydobyte rudy jakiś minerałów. Ale nie było tam kryształów, nie tych, które poszukiwali. Ruszył powolnym krokiem dalej, zerkając co chwila na towarzyszkę.

Powrót do góry Go down





Seamair
Gif :
Opuszczona kopalnia kryształów Zero-two
Godność :
Erin Collins ale mów mi Seamair.
Wiek :
Już 19 lat gości mnie ten Świat.
Rasa :
Cyrkowcem się stałam lecz wcale nie chciałam...
Wzrost / Waga :
166 cm /46kg
Znaki szczególne :
Urocze acz ostre rogi na czubku głowy, drapieżne spojrznie o barwie szkarlatu, ozdoby w kształcie czterolisnej koniczyny.
Pod ręką :
Zestaw noży do rzucania, magiczne akcesoria, bezdenna sakwa..
Broń :
Srebrny rapier oraz zestaw noży do rzucania.
Zawód :
Samozwańcza opiekunka wszelkich bestii (szczególnie tych zamieszkujących Malinowy Las).
https://spectrofobia.forumpolish.com/t269-seamair#413 https://spectrofobia.forumpolish.com/t1114-seamair
SeamairPoskramiacz
Poskramiacz
Prowadziłam już tę rozmowę... Christopher nie był jedynym, który poznał mój sekret... Za każdym razem wyglądało to inaczej. Za każdym razem było trudno, ale czy wcześniej zdobyłam się przed kimś na taką szczerość? Trudna konwersacja, przywołująca traumy z przeszłości... zwykle była szybko ucinana przez mojego ówczesnego rozmówcę, gdy ten widział jakie emocje na mnie ściąga. Nikt nie drążył tego tematu... Czy dlatego właśnie mówiłam to wszystko? Dlatego, że nadal pojawiały się kolejne pytania? Które w dodatku stanowiły dla mnie zaskoczenie i o które nie posądzałabym Strażnika.
Musiałam zastanowić się dłuższą chwilę, nad tym, o co pytał... W każdym razie nad jego drugą częścią... bo nie wiedziałam, co powinien czuć, a jedynie miałam swoje przypuszczenia. Trudno było mi również uwierzyć, że miał problem z rozszyfrowaniem własnych emocji. Szczególnie kiedy dotyczyły mojej osoby, ich paleta powinna być bardzo zawężona, ale za to konkretna, malująca się od irytacji, przez wstręt i niechęć do nienawiści. Dopiero ostatnie wydarzenia, sprawiły, że mój punkt widzenia na tę sprawę został zachwiany...podejrzenie Christophera o posiadanie emocji w sferach neutralne czy pozytywne nadal było abstrakcją, którą chciałam podciągać pod szok, jaki wówczas oboje przeżyliśmy... I choć minęło już trochę czasu, oboje ewidentnie się po tym nie otrząsnęliśmy. A co gorsza miałam wrażenie, że oboje nadal brnęliśmy w bagno coraz głębiej. Dlaczego żadne z nas nie zawracało, by znów kroczyć swobodnie dobrze znaną ścieżką, ubitą z wzajemnej niechęci i uprzedzeń.
-Tak... gdy wiesz, że jedno nie należało wcześniej do Ciebie. Że zostało odebrane siłą i spowodowało śmierć niewinnej istoty... A gdy wiesz, że lista nie kończy się na dodatkowym sercu, zdajesz sobie sprawę, że ofiar było znacznie więcej.
Szybko odwróciłam wzrok, na którym znów odmalował się cień dawnego cierpienia.
Nigdy tego nie chciałam... ale nie zmieniało to faktu, że pośrednio odpowiadałam za te wszystkie śmierci. W każdym razie właśnie tak to widziałam... i starałam się za to odpokutować, broniąc i lecząc bestie. Bo to one poległy najliczniej przez eksperymenty nad „Poskramiaczem”. Choć wiedziałam też o swoich poprzednikach, innych dzieciach, zwykle sprowadzanych z sierocińców. Ludzkich dzieciach... byłam pierwszym udanym obiektem, prawdopodobnie właśnie przez to, iż pochodziłam z Krainy Luster, byłam Upiorną czystej krwi...

Słysząc odpowiedź srebrnowłosego, odwróciłam się w jego stronę, jednocześnie posyłając mu dość zagadkowe spojrzenie. W końcu wzruszyłam ramionami.
-To chyba oczywiste, że jeśli chce się kogoś do siebie skutecznie zniechęcić, nie będzie mu się pokazywać z dobrej strony. Sądzisz, że gdybym faktycznie dysponowała jedynie tym zajmowałabym takie a nie inne stanowisko?
Zdecydowanie nie podobała mi się perspektywa, kiedy to Dachowiec górował nade mną, gdy tkwiłam w formie niewielkiego stworzonka. W tej formie instynkty łatwiej brały górę, a w świecie zwierząt (przynajmniej jego przeważającej wielkości) to, co większe należy brać za silniejszego drapieżnika. Czułam, jak białe futerko zjeżyło mi się na grzbiecie... całe szczęście Kocur przemienił się już w mgłę i oboje skupiliśmy się na pokonaniu przeszkody.
Przedostanie się na drugą stronę kamiennej zapory, znacznie sprawniej poszło Strażnikowi. Ja chwilę dłużej skakałam z kamienia na kamień, moja forma była niezwykle zwinna, jednak krótkie łapki były pewnym ograniczeniem. Gdy wróciłam do swej prawdziwej postaci, musiałam otrzepać się z pyłu i kurzu. Chyba nawet udało mi się wpaść w jakąś pajęczynę...
Nagły rozbłysk światła zmusił mnie do przymrużenia oczu. Gdy wzrok już przywykł do zmiany oświetlenia, również rozejrzałam się po tunelu.
-I być może chciano, by tak pozostało... tamta blokada na całkiem naturalną.
Zsunęłam rękawiczkę i gołą dłonią przesunęłam po kamiennej ścianie. Nawet faktura kamienia zdawała się tutaj inna. Wzdrygnęłam się mimowolnie, kiedy opuszki moich palców natrafiły na jedną z tajemniczych żył. Było w niej coś... co trudno było mi określić słowami. I do diaska gdzie podziewały się te cholerne kryształy? Czy kopalnia naprawdę została tak bardzo wyeksploatowana? A może nadal znajdowaliśmy się zbyt płytko...
Nieco zwolniłam kroku. Moje spojrzenie znów zawisło na postaci Strażnika. Znów zerkał w moją stronę, ponownie spojrzeniem, którego natury dalej w pełni nie pojmowałam. Badawczym, podobnym do tego, którym omiatał mnie, gdy dochodziłam do siebie po ataku, zalegając na kanapie w jego mieszkaniu...
-Co dokładnie miałeś na myśli... wtedy gdy wychodziłam?



~ Aktualny ubiór ~



Fabuła - Karczma Lalek
Spoiler:

Powrót do góry Go down





Christopher
Gif :
Opuszczona kopalnia kryształów 5PUjt0u
Godność :
Christopher Morrison
Wiek :
25
Rasa :
Dachowiec
Wzrost / Waga :
179/65
Pod ręką :
troszkę pieniędzy
Broń :
rozkładany nóż oraz niewielki pistolet
Zawód :
Różany strażnik
https://spectrofobia.forumpolish.com/t578-christopher#4939 https://spectrofobia.forumpolish.com/t1076-christopher
ChristopherKot Czarnoksiężnika
Kot Czarnoksiężnika
Większość odpuściłaby temat, w tej kwestii Seamair mogła mieć świętą rację. Przeważnie ktoś, kto widział tak skrajnie beznadziejne emocje u drugiej osoby, nie chciał oglądać jej dalej w takim stanie. Praktycznie każdy normalny człowiek z chociaż odrobiną rozsądku widziałby, co dzieje się i wykorzystał swoje zdolności empatii do zaprzestania trzaskania samopoczucia dziewczyny. Niestety, Christopher nie należał do zbyt empatycznych osób, a na pewno nie wiedział, kiedy powinien skończyć. Nawet gdyby zależało mu na komforcie swojej podopiecznej, nie wiedziałby, jak daleko może się posunąć, bo emocje które widział u czarownicy były dla niego kompletnie nowe. U tej konkretnej osoby, nie widział ich nigdy wcześniej i nagle trudno mu było określić, kiedy przesadza, kiedy nie i jak głęboko może jeszcze drążyć. Seamair jak dotąd zdawała się studnią odpowiedzi bez dna w porównaniu do tego, co miał z nią zazwyczaj i tego również nie rozumiał jak dotąd. Nawet nie przyszło mu do głowy, by to zakończyć. Nie teraz, nie gdy mógł wreszcie dowiedzieć się o arystokratce, czym i kim jest.
- Żyjemy na cudzych trupach. Jedzenie wyrasta na ich truchłach, prawa ustanowiono przez wzgląd na męczenników, porządek okupiono setkami żołnierzy... - pokręcił głową z zamyśleniem - Musiałbym czuć takie samo obrzydzenie w stosunku do siebie, jak i do ciebie. Jakoś mi się to chyba nie śni po nocach.
Czy on ją próbował pocieszyć? Nie nazwałby tak tego... Głos Christophera był nieco zimny, jakby celowo starał się wyzbyć z emocji i wypaść, niczym w jakiejś poważnej dyskusji. Ale ciężko było mu ukryć samo zdziwienie. Obrzydzenie do swojej osoby za taką błahostkę wydawało mu się absurdalne. Nie wierzył, by to co mówi dotarło w jakikolwiek sposób do dziewczyny, na pewno nie do Seamair. Być może bardziej od uspokojenia zależało mu na udowodnieniu jakiejś racji, a może po prostu nie mógł powstrzymać się od podzielenia podobnymi spostrzeżeniami... Efekty jednak mogły być przeróżne. Christopher spojrzał na podopieczną by je ujrzeć, ta odwróciła wzrok. Strażnik zmarszczył nieco brwi, gdy zorientował się, że najpewniej skwitowane to zostanie kpiną. Nie było to jednak ważne, dziewczyna miała mylne podejście do tej kwestii.

- Jestem w stanie uwierzyć, że nasz arcyksiąże awansowałby jakąś ze swoich ulubienic.
Pokręcił głową z niesmakiem na samo wspomnienie owego faceta. Można powiedzieć, że miał do niego podejście jak Żydzi do Jezusa... Niby robi dobrą robotę, ale nie jest tym, czego by się spodziewał. I nie robi tej roboty tak, jak chciałby dachowiec. Teraz jednak nie zaprzątał sobie osoby tą postacią, zamiast tego na krótki moment postanowił skupić się na misji. Dziwne, bo zazwyczaj nie było to tylko moment, a cały jej przebieg. Nie znęcał się już jednak nad Seamair w ciele małego stworzonka i szybko przeniknął na drugą stronę, oczekując na to, aż będą mogli kontynuować podróż. A wraz z nią, rozmowę na temat przeszłości arystokratki. No właśnie, na temat przeszłości arystokratki, nie przeszłości Christophera. Strażnik jawnie się skrzywił, unosząc źródło światła i ruszając w dalszym drogę, tak by chociaż część uwagi jego towarzyszki była skupiona na czym innym. Przestał zerkać na nią, nie chciał jakoś mówić jej zbyt wiele, chociaż coś napomknąć musiał... Byłoby to zdaje się nieuczciwe, gdyby milczeć. Nawet w przypadku kogoś takiego, jak Seamair.
- Nie wstąpiłem do stowarzyszenia dlatego, że tak chciałem. Wręcz przeciwnie... Nie miałem w tej kwestii wyboru. - zrobił przerwę na kilka sekund, wyjątkowo dłużących się w tunelach - Nie miałem gdzie się udać po tym, gdy wyciągnięto mnie z pewnego miejsca.
Tutaj zatrzymał się ze zwierzeniami. Uznał, że to póki co jest wystarczająco, by dziewczyna domyśliła się, o czym konkretnie mówi. A może przynajmniej zajmie jej to więcej czasu, niż zwyczajna rozmowa. Te ich wesołe pogawędki musiały jednak w końcu uwzględnić to, że żyły na ścianach zaczęły nie zachowywać się do końca naturalnie, chociaż był to proces wyjątkowo harmoniczny. Rozbłyski obecne w kryształach nawet by nie spostrzegli, gdyby nie ich czujny wzrok wytrenowany na misjach. I wszystko to byłoby jakkolwiek do przemilczenia, gdyby nie to, że kilkadziesiąt metrów dalej, w ciemnym tunelu, wyrósł nagle jakiś świetlisty kształt. Kształt ten zamigotał i zniknął. Tylko po to, by za chwilę znowu się pojawić... Gdy któreś z nich wytężyło wzrok, mogło wkrótce zarejestrować pewien niepokojący fakt. Świetliste coś ma sylwetkę człowieka. Zapewne obu im teraz przez myśl przeszły duchy, z których tak drwili.

Powrót do góry Go down





Seamair
Gif :
Opuszczona kopalnia kryształów Zero-two
Godność :
Erin Collins ale mów mi Seamair.
Wiek :
Już 19 lat gości mnie ten Świat.
Rasa :
Cyrkowcem się stałam lecz wcale nie chciałam...
Wzrost / Waga :
166 cm /46kg
Znaki szczególne :
Urocze acz ostre rogi na czubku głowy, drapieżne spojrznie o barwie szkarlatu, ozdoby w kształcie czterolisnej koniczyny.
Pod ręką :
Zestaw noży do rzucania, magiczne akcesoria, bezdenna sakwa..
Broń :
Srebrny rapier oraz zestaw noży do rzucania.
Zawód :
Samozwańcza opiekunka wszelkich bestii (szczególnie tych zamieszkujących Malinowy Las).
https://spectrofobia.forumpolish.com/t269-seamair#413 https://spectrofobia.forumpolish.com/t1114-seamair
SeamairPoskramiacz
Poskramiacz
Nie takiej odpowiedzi się spodziewałam i może przez to czułam się dziwnie. Choć wiedziałam, że tak naprawdę Dachowiec nie całkiem zrozumiał, o czym mówiłam... a w każdym razie jego spojrzenie na sprawę było odmienne od mojego. To o czym mówił, zdawało mi się czymś naturalnym. Zaś własny przypadek oraz mi podobni, stanowiliśmy wypaczenie natury samo w sobie. Nie skupiłam się jednak na tym... lecz na drugiej części jego odpowiedzi. Obrzydzenie. To, że czuło się je do Cyrkowców, choć nie było sprawiedliwe, zawsze zdawało mi się oczywiste... Kiedy zaprzeczenie czegoś tak jasnego, padało z ust osoby, w której miało się wroga... w myślach tworzył się bałagan. Uczucie konsternacji, ostatnim czasem towarzyszyło mi zdecydowanie zbyt często... Przez chwilę naprawdę poczułam się zagubiona, odnośnie do tego co powinnam czuć i myśleć.

Odnalazłam się w momencie, kiedy Ochroniarz postanowił podzielić się swoimi przemyśleniami na temat tego, w jaki sposób zajęłam swoją pozycję w organizacji.... Już samo słowo „ulubienica” zdołało mnie rozdrażnić, zaś grymas niesmaku, jaki pojawił się na twarzy Dachowca, tylko utwierdził mnie w swym przekonaniu... Kręcenie się w pobliżu Rosarium niosło za sobą pewne konsekwencje... kara, którą mi narzucił, również nie pomagała. Mimo iż pełniłam służbę w jego rezerwacie, to samo to, że pojawiałam się tam, regularnie mogło sprawić, iż ktoś zacznie mylnie to interpretować. Z kolei moja swoboda w kontakcie z Przywódcą Stowarzyszenia, wynikała jedynie z dziwnego zaczątku naszej znajomości. Ciężko znów zatracić się w formalności, kiedy pamięta się, jak krzyczało się na własnego Szefa i groziło mu pojmaniem przez Strażników... Dobrze, że rogacz był tamtego dnia w dobrym nastroju... bo mogło się to dla mnie skończyć znacznie gorzej.
-Co właśnie próbujesz mi insynuować...
Nagle ton mojego głosu zrobił się ostry. A powietrze wokół moich dłoni nieznacznie zafalowało, od nagłego uderzenia gorąca.
-Gdyby awanse były tu rozdawane ze względu na „sympatię”, a nie umiejętności, to byłby tu jeden cholerny burdel nie organizacja.
Przyspieszyłam kroku i skupiłam się na ostudzeniu emocji... zdecydowanie, nie chciałam pokazywać, że tego rodzaju opinie coś dla mnie znaczą. W ogóle nie powinnam się unosić a zwyczajnie to zignorować... w tym momencie odsłoniłam się, zdradzając własną obawę... Jak na Czarownicę byłam wyjątkowo młoda, a jednak w moje ręce trafił ważny dla Stowarzyszenia projekt. Była to jednak tylko i wyłącznie zasługa mojej pracy. W dłoniach nadal czułam nieznośne gorąco... ale udało mi się zapanować nad zaklęciem. Robiłam w tej kwestii postępy. Ap ropo ciężkiej pracy...

Nie sądziłam, że dostanę odpowiedź na swoje pytanie. I najpewniej bym jej nie otrzymała, gdybym wcześniej sama nie powiedziała tego, co chciał usłyszeć Strażnik. To pytanie mąciło mi spokój... jednak wypowiedź Christophera potwierdzająca moje domysły na temat naszego podobieństwa, zmąciła je jeszcze mocniej. Zatem oboje wpadliśmy w łapy MORII, z tym że zielonooki miał w tej kwestii więcej szczęścia. Nadal był przedstawicielem, własnego gatunku a w każdym razie wszystko na to wskazywało.
-Kiedy tam trafiłeś? I na jak długo...
Chciałam jeszcze dopytać, w jakim charakterze, ale zrezygnowałam z tego pytania. To, co działo się z Dachowcem, zależało w głównej mierze od tego, jakim projektem zajmowała się wówczas MORIIa. Czy potrzebowali dawców, a może królików doświadczalnych... było naprawdę wiele możliwości.
-Nie miałeś wyboru... A teraz masz? Czy trzyma Cię tu cokolwiek z wyjątkiem „poczucia wdzięczności”?
Podobno mnie również szukano... za sprawą prośby ze strony dziadka. Ale nie odnaleziono... Do stowarzyszenia należał jedyny członek mojej rodziny, który zaakceptował mnie po powrocie... ale to nie on trzymał mnie w Stowarzyszeniu. Byłam tu, bo organizacja dawała mi realne szanse na dokonaniu zemsty na MORII...

Co jego tutaj trzymało? Szron od kiedy tylko nieszczęsny los skrzyżował nasze ścieżki, sprawiał wrażenie pracoholika całkowicie oddanego Stowarzyszeniu. To dziwne oddanie, którego nie dało się dostrzec u mnie... czy własną służbę, traktował jako dług, który musiał spłacić?

Niespodziewanie jakakolwiek dalsza dyskusja została ucięta... coś było nie tak. Zmrużyłam oczy, które zdołały zarejestrować nagłe zmiany w rozbłyskach światła, na chwilę przed tym jak w tunelu tuż przed nami pojawiła się dziwna świetlista postać. Zamarłam w bezruchu, wpatrując się bez słowa w jaśniejącą postać... nie cofnęłam się jednak ani o krok. Takie nagłe wycofanie mogło tylko oznajmić potencjalnemu przeciwnikowi, że się go obawiano... a tego nie chciałam. Nawet jeśli było tak w rzeczywistości... gdyż nie miałam pojęcia, z czym właściwe przyszło nam obcować. Miałam jednak pewność co do jednego... nie była to bestia.


~ Aktualny ubiór ~



Fabuła - Karczma Lalek
Spoiler:

Powrót do góry Go down





Christopher
Gif :
Opuszczona kopalnia kryształów 5PUjt0u
Godność :
Christopher Morrison
Wiek :
25
Rasa :
Dachowiec
Wzrost / Waga :
179/65
Pod ręką :
troszkę pieniędzy
Broń :
rozkładany nóż oraz niewielki pistolet
Zawód :
Różany strażnik
https://spectrofobia.forumpolish.com/t578-christopher#4939 https://spectrofobia.forumpolish.com/t1076-christopher
ChristopherKot Czarnoksiężnika
Kot Czarnoksiężnika
Przez całą tę sytuację Christopher nieco zapomniał, z kim zasadniczo ma do czynienia. W ogóle w ostatnim czasie zapominał, jak płomiennym temperamentem charakteryzowała się Seamair. Złośliwcy zapewne rzekłby, że przeciwieństwa się przyciągają, skoro kręci się ciągle wokół niej. Gdy tylko strażnik myślał o tym powiedzeniu, to coś go łapało... Mruczał coś z wściekłością i zaczynał myśleć o czym innym. Uważał je za wyjątkowo głupie, ale nie mógł na pewno zaprzeczyć, że dziewczyna diametralnie różniła się od niego. Drażliwa, niecierpliwa, wybuchowa i wyjątkowo wrażliwa jeśli chodzi o zwierzęta. Co zabawne, już nie w stosunku do ludzi. Gdyby nie ta jej wrażliwość, to Christopher nie rozmawiałby z nią dzisiaj o tych tematach, bo zwyczajnie nie połączyłby faktów. Mimo to, jakimś cudem zdołał zapomnieć o jej temperamencie i teraz w całkiem efektowny sposób sobie o nim przypomniał. Poczuł jak powietrze nagrzewa się, wraz z tym, jak czarownica gotuje się w środku. Ochroniarz uniósł nieco brwi i spojrzał w jej kierunku skonsternowany, zaznaczając sobie w głowie, że jest to jakiś czuły punkt. Zabawne, że pomimo wielomiesięcznych trudów nie poznał żadnego z nich, zaś przez ostatni tydzień całą masę. Chyba duża dawka emocji nie służyła im w utrzymywaniu masek.
- Kocham stowarzyszenie nad wszystko, a zwłaszcza jego ideę, ale spójrzmy prawdzie w oczy... Miasta nie są bezpieczne. To JEST jeden wielki burdel. - pokręcił głową z niesmakiem i przeniósł wzrok na tunel przed nimi - Ale spokojnie, nie wierzę byś zdołała wzbudzić w kimkolwiek sympatię.
Jego złośliwość nieco gryzła się z tym, o czym rozmawiali dopiero co. Zagalopował się jednak, zapominając na moment o czym rozmawiają, głównie przez emocje towarzyszące Seamair. Zresztą dziewczyna powinna odróżnić drwiny od jego myśli, w tym przypadku słychać było tę złośliwą nutę. Strażnik miał po części nadzieję, że ta nieco ostudzi emocje dziewczyny, bo oprócz ich ważkich tematów musieli skupić się jeszcze na zadaniu.

Mężczyzna przełknął ukradkiem ślinę, przyśpieszając przy tym kroku. TO nie było podobne do niego, ale przez zadane mu pytania nie zauważył błysków, które gnieździły się w żyłach na ścianach kopalni. Odwrócił wzrok od dziewczyny, uparcie jednak trzymając kamienny wyraz twarzy. Utrzymywał go, a jednak nie chciał, by oglądała jego twarz, na wypadek gdyby poległ, tak jak ona.
- Kiedy byłem jeszcze dzieckiem. - odparł jej cicho - Parę lat, tam zresztą upływ czasu nie miał znaczenia.
Pokręcił głową i spojrzał na sufit, by ocenić wytrzymałość stropu. Nie chciał o tym mówić, ale być może był sobie winien za to przesłuchiwanie czarownicy. Na drugie pytanie jednak nie odpowiedział, nie od razu. Spojrzał tylko na Seamair jakoś tak pusto i kontynuował wędrówkę przez tunel. Nawet jeśli chciał odpowiedzieć, to przerwała mu tajemnicza istota na końcu tunelu. Momentalnie zatrzymał się, wytężając wzrok. Sięgnął również mimowolnie po broń, nie podobało mu się to ani trochę...
- Ta kopalnia miała być podobno opuszczona...
Syknął cicho, nie spuszczając wzroku z sylwetki. Ta zrobiła kilka kroków w ich kierunku... A potem znikła. Dachowiec zmrużył oczy z jeszcze większą podejrzliwością, spoglądając na swoją podopieczną, by przekonać się, czy wie coś o tym. Odczekał jeszcze kilkanaście sekund, ale niezależnie co zrobiło którekolwiek z nich, tajemnicza istota nie powróciła. Przynajmniej na razie. Christopher niepewnie wznowił marsz, postanawiając odpowiedzieć przy tym na poprzednie pytanie. Na szybko, jakby nie był pewien, czy będzie miał jeszcze okazję.
- Są istoty, które gówno obchodzą takie rzeczy jak prawo, czy jakakolwiek empatia. Sam niezbyt dbam o to drugie... Nie chcę, by takim bydlakom uchodziło to na sucho. Zresztą i tak nie mam gdzie iść. Trzeba się skupić.

Powrót do góry Go down





Sponsored content

Powrót do góry Go down





Powrót do góry

 
Permissions in this forum:
Nie możesz odpowiadać w tematach