Tawerna „Księżycowy Młyn”

Geograf
Gif :
Tawerna „Księżycowy Młyn” C2LVMSY
Wiek :
Wieczny
Pod ręką :
Mapa i luneta
https://spectrofobia.forumpolish.com
GeografKonto Administracyjne

Księżycowy Młyn, niegdyś faktycznie pełnił funkcję młyna, o czym dalej przypomina ogromne koło młócące wodę rzeki przepływającej przez Miasto Lalek. Lata później, budynek został wykupiony, zaś nowy właściciel rozbudował go i przekształcił w tawernę. Warto też dodać, iż nie byle jaką tawernę, stale rozwijany i dobrze prosperujący interes stał się, istną perłą przekazywaną z pokolenia na pokolenie w rodzinie Laries. Po dzień dzisiejszy, właściciele Księżycowego młyna zapewniają swym gościom przednie jadło, wachlarz rozmaitych trunków, oraz rzecz jasna rozrywkę. Dźwięki lutni, fletni, bębnów oraz skrzypiec umilają czas, oraz ożywiają każdą zabawę, dzięki trójce utalentowanych dachowców. W zacisznym kącie sali można znaleźć stoły z przeróżnymi grami szachy, karty, kości, wszystko, co pomoże urozmaicić czas. A jeśli o umilaniu czasu już mowa, Księżycowy Młyn swym klientom, oferuje również pokoje noclegowe o wysokim standardzie. Zatem przyjezdni, zmęczenie oraz spragnieni prywatności goście mogą liczyć na sporą dawkę wygody, za przyzwoitą cenę. Gospodarze, czyli Pan i Pani Laries o sprawną i zgraną obsługę zadbali własnoręcznie i to dosłownie. Para Marionetkarzy stworzyła aż dziewięć marionetek, które wcieliły się w role kelnerek, kucharzy oraz pokojówek. Po tawernie niezależnie od pory dnia czy nocy kręci się niewielka biała kotka o błękitnych oczach. Luna, bo tak właśnie stworzenie nazwano, znana jest ze swego niezwykle przenikliwego wzroku, przez który wielu, wliczając w to samych właścicieli, nie ma pewności czy istota ta jest zwykłym kotem, czy może jednak Dachowcem... w tawernie pełni jednak funkcje wszędobylskiej maskotki.
Kiedy już wiadomo, czego można spodziewać się po tak zacnym miejscu, należałoby powiedzieć, po czym można rozpoznać je w gąszczu konkurencji. Jak już zostało wspomniane, budynek osadzony jest nad brzegiem rzeki, w północnej części Miasta Lalek. Ogromne młyńskie koło, nadal jest w pełni sprawne, zaś we wnętrzu tawerny znajduje się jego znacznie mniejszy odpowiednik, pełniący funkcję fontanny. Dach tawerny pokrywają, ciemnoniebieskie dachówki zaś ściany wyłożono jasnoszarymi rzecznymi kamieniami. Nad tawerną od lat, dumnie błyszczy srebrny szyld z symbolem księżyca, pod którym widnieje nazwa „Księżycowy Młyn”.
W większości okien wstawiono witraże, w których na tle ciemnoniebieskiego nieba jawi się symbol księżyca. Dzięki temu nawet za dnia w lokalu panuje klimatyczny półmrok. Po zachodzie słońca, mrok przeganiają liczne latarnie wykonane z nieoszlifowanych błękitnych kryształów. Całości szyku dodają inne pomniejsze ozdoby utrzymane w tonacji kolorystycznej nocnego nieba. Goście mogą korzystać z wygód, jakie zapewniają solidne drewniane meble, przy stolikach znajdujących się pod ścianą stoją kanapy układające się w planie liter „L” oraz „U”. Spory bar cieszy oko każdego pasjonata wysoko procentowych trunków, od których ilości półki niemal się uginają. Ciepło w głównej części lokalu zapewniają dwa kamienne kominki, w których wesoło buchają płomienie. To przy nich zwykle zbierają się młodsi bywalce lokalu, aby wysłuchać opowieści miejscowy bajarzy. W głębi lokalu znajdują się solidne schody, prowadzące na piętro. To tam można znaleźć kwatery dla gości.

Powrót do góry Go down





avatar
GośćGość
Dni zlewały mu się w jedno. Nie zwracał uwagi na porę dnia, na to co je, czy śpi, jak wygląda.
Wiedział, że zachowuje się żałośnie. Że jest ostatnią osobą która ma prawo się tak zachowywać… ale nie był w stanie nic na to poradzić. Pierwsze dni wypełnione były alkoholem, łzami i krwią. Wiedział, że nie powinien ale gdy więcej wypił chodził polować. Nie dbał o to co lub kogo trafi i czy trafi. Potrzebował coś poczuć… zapach prochu, skowyt zwierzyny… nawet alkohol. Nic nie pomogło. Zaniedbywał psy, ale nie czuł z tego powodu nawet żalu… oddał je na czas nieokreślony hodowcy. Tam przynajmniej mają opiekę…
Nie sprzątał, przez co wnętrze dworku zaczynało przypominać melinę. Brał prysznic jak sobie o tym przypomniał, kompletnie nie dbał o swój wygląd. Jednym słowem przypominał aktualnie wrak człowieka. Chodząca rozpacz o imieniu Christopher.
Jego myśli zaprzątała Iris, Elizabeth, jego nienarodzone dzieci, rodzice, zemsta. Był zmęczony…
Tego dnia obudził się koło południa, na podłodze w kuchni. Chciał zrobić sobie kawę, ale okazało się ze nie ma w domu już nawet tego. Zadowolił się więc kranówką. Zebrał butelki walające się na podłodze, nawet przetarł blat oblepiony bliżej nieokreśloną substancją i kawałkami jakiegoś jedzenia. Wziął prysznic, ubrał jeansowe spodnie, czarny t-shirt, jakieś buty. Włosy opadały mu na oczy, broda była poplątana i żyła swoim życiem.
Zjadł czerstwy chleb, posiedział chwilę w ogrodzie, wziął pieniądze i wyszedł. Nie miał żadnego konkretnego planu, po prostu szedł przed siebie. Wpadł w jakiś trans i ocucił się gdy zrobiło mu się zimno. Ogarnął wtedy że słońce zaszło już dawno i jest na obrzeżach miasta. W tym miejscu rzucił mu się w oczy wielki młyn, nic więcej. Ruszył więc w tamtą stronę. Z każdym jego krokiem, dookoła robiło się głośniej. Przybywało podchmielonych ludzi, kurew i innych nocnych stworzeń.
Wszedł do środka, zamówił whisky. Nawet nie pił, po prostu wpatrywał się w złoty trunek, błądząc myślami...

Powrót do góry Go down





avatar
GośćGość
Dzień Edgara jak zwykle zaczął się wyśmienicie. Mężczyzna nie miał żadnych zobowiązań, dlatego mógł spać do południa i nie przejmować się nikim i niczym. I tak też było dzisiejszego poranka - zwlókł się z łóżka srogo po 12.00 i zadowolony z życia, rozpoczął kolejny dzień. Po śniadaniu zajął się swoimi sprawunkami - naoliwił wszystkie niedokończone Marionetki, trochę posprzątał, pogrzebał w budowanych mechanizmach... a potem zaczął się nudzić. Nie mając nic do roboty, ubrał się, zapakował sakiewkę pełną pieniędzy i udał się w miasto.
Pokręcił się trochę po samym centrum, pozdrawiając napotkanych przechodniów. Był całkiem rozpoznawalny, ale nie przez wygląd, chociaż ten był nietuzinkowy (płaszcz i kapelusz z szerokim rondem oraz kowbojki) - był szalenie sympatyczny i uprzejmy. A to pomógł komuś przejść przez ruchliwą ulicę, a to zdjął dzieciakowi balonik z drzewa. Był lubiany w Mieście Lalek i nie tylko.
Kiedy wreszcie słońce zaczęło chylić się ku horyzontowi, udał się w jedno z bardziej znanych miejsc - do Tawerny "Księżycowy Młyn". Lubił tu zachodzić, bo mieli naprawdę dobre jadło i wyborne piwo. Witając się z barmanem, usiadł na stołku barowym i z uśmiechem poprosił o wielki kufel dobrego, ciemnego piwska. Co się będzie ograniczał? Inni pili grzecznie, po maluchu. On natomiast nie obawiał się, że po alkoholu złapie 'agresora' bo mimo miśkowej postury, był naprawdę przyjaźnie nastawiony do świata.
Pił, rozmawiając wesoło z każdym kto akurat postanowił go zaczepić. Robiło się późno i niektórzy goście po prostu opuszczali przybytek, robiąc miejsce nocnym bywalcom. Po sali zaczęły też kręcić się kobiety. Całkiem ładne, jeśli ktoś zapytałby Edgara o zdanie, ale jemu miłostki nie były w głowie. Rzadko kiedy pozwalał sobie na męską słabość w postaci opłacenia godzinki na pięterku z jedną z pań. Nie miał siebie za specjalnego kasanowę, ale nie mógł też narzekać na brak zainteresowania ze strony płci pięknej.
Kończył akurat kolejne piwo i czuł w głowie przyjemne wirowanie, kiedy dojrzał pośród siedzących przy barze znajomą twarz. Chociaż... To może za dużo powiedziane, bo Christophera poznał nie po licu a po ubraniu. Które, swoją drogą, było dość niechlujne. Jak on sam.
Podszedł lekko chwiejnym krokiem do starego znajomego i przysiadł się obok, przyglądając się mu z ciepłym uśmiechem.
- Terry! - rzucił wesoło - Kopę lat, stary! - klepnął go lekko po plecach, co i tak mogło być dość mocne biorąc pod uwagę wielkość jego dłoni - Co u ciebie? - zagadnął i dopiero po chwili zauważył, że Chris nie pił a jedynie gapił się w szklankę napełnioną whisky. No i wyglądał jak dziad.
Zabrał rękę i poprawił się na krześle, nieco speszony, bo nie bardzo wiedział jak naprawić błąd jakim było tak rubaszne powitanie.
Nie orientował się w obecnej sytuacji Marionetkarza. Wiedział tylko tyle, że Marwick na jakiś czas porzucił fach na rzecz nowej rodziny. Słyszał plotki, że jego partnerka spodziewa się dziecka. Czyżby coś poszło nie tak?
Nie chciał pytać. Nie po tak długim czasie, bo nie widzieli się naprawdę długo. Wypadało chyba najpierw wymienić jakieś grzecznościowe zwroty, prawda? Ale jak to zrobić, kiedy obok siedzi przybity facet, zwieszając głowę nad alkoholem?
Edgar zamówił kolejny kufel i kiedy go dostał, upił spory łyk. Z pianką na wąsach, spojrzał na Terrego i jeśli napotkał jego oczy, posłał mu uśmiech. Dość niepewny, bo nie chciał go drażnić, ale może Marwick będzie się chciał przed nim otworzyć? Drosselmeyer był dobrym powiernikiem. I dobrym przyjacielem.

Powrót do góry Go down





avatar
GośćGość
Czy mógł zrobić coś jeszcze? Ta myśl nie dawała mu spokoju. Czy mógł zrobić dla Iris coś więcej? Czy zerwanie z nią i zabezpieczenie jej finansowo… to wystarczająco? Czy to naprawdę wszystko, co był w stanie zrobić? Czy naprawdę będzie teraz bezpieczna? Czy jest szczęśliwa?
Nie. Oczywiście, że nie jest. Zranił ją. Wyrzucił. Skrzywdził. Odrzucił. Jest cholernym samolubem… Czy naprawdę zrobił to wszystko dla jej dobra? Czy może zrobił to bo się po prostu… bał?
Cholera.
Tyle myśli dręczyło jego głowę, że nie od razu usłyszał gdy ktoś się do niego odezwał. Po prostu wyłączył się na bodźce zewnętrzne, skupiając się na tym co w jego mniemaniu było wtedy istotne. Robił to codziennie. Nie wiedział co go pchało do dręczenia samego siebie, ale jeśli tego nie zrobił… czuł się tak, jakby oszukiwał. Nie wiedział kogo i dlaczego tak naprawdę… Musiał cierpieć. Tak. To jego pokuta. Urodził się nikim i jako nikt zdechnie. Na nic lepszego nie zasłużył. Taka była prawda, która do niego dotarła właśnie w tym momencie.
Terry. Zwrócił swoje przygaszone spojrzenie na przybysza. Musiał go znać, skoro zwrócił się do niego per Terry. Ale nie od razu skojarzył ciepłe i pogodne usposobienie, z osobą Edgara Drosselmeyer’a. No bo jakie tak naprawdę było prawdopodobieństwo, że spotkają się akurat teraz i akurat w tym miejscu? Cholera, los kochał sobie z niego drwić.
Uwielbiał tego faceta, nie dało się inaczej. Był niepoprawnie pozytywnym kolorem, który samym swoim byciem gdziekolwiek, sprawiał że inni się uśmiechali i pogodnieli. Nie widzieli się… ile tak właściwie? Nie był pewien, a nie wypadało pytać. Długo, bardzo długo. Ostatni raz chyba w Świecie Ludzi… Tak.
Terry słyszał o tragedii jaka miała miejsce w domu rodzinnym Edgara. Do jego uszu doszły również plotki, jakoby ten pożar… nie był wypadkiem a celowym zabiegiem. Nie wiedział ile w tym prawdy, plotki były paskudną siłą, której prawie nie sposób ujarzmić. Wiedział to na swoim przykładzie…
Jego pogodny uśmiech… niósł spokój. Christopher nie odwzajemnił go, nie był w stanie ale kiwnął mu głową na przywitanie.
- Jak Ty to robisz Edgar?- Upił łyk whisky, krzywiąc się przy tym. Nie czuł alkoholu, tak jak już kiedyś miało to miejsce.- Po tym wszystkim, uśmiechasz się. Tak po prostu.- mężczyzna wzruszył ramionami i wybuchnął śmiechem. Suchym, pustym i żałosnym. Tak się właśnie czuł. Pusta skorupa bez wartości. Gdy skończył się śmiać, dopił alkohol i zamówił kolejną.
- Tak, to fakt. Długośmy się nie widzieli, przyjacielu.- nie patrzył mu w oczy. Edgar zawsze potrafił go rozpracować na czynniki pierwsze, samym spojrzeniem. Nie chciał tego, bał się… że się do reszty rozsypie i już nikt nie pomoże mu się zebrać...

Powrót do góry Go down





avatar
GośćGość
Dopiero kiedy Chris odwrócił się w jego stronę Edgar zrozumiał, jakie faux pas popełnił. Nie powinien atakować tą swoją wesołością i pogodą ducha kogoś, kto samotnie siedzi przy barze i gapi się w szklankę. Powinien okazać więcej empatii, podejść ostrożnie i z wyczuciem. Dlaczego Edgar musiał być czasem tak głupi?
Speszył się widząc minę drugiego mężczyzny, jego puste oczy i zmęczone lico. Nawet brodę miał zaniedbaną. Co on, wylądował na bruku? Drozd nie przypominał sobie żeby w wiadomościach pisano ostatnio o upadku któregoś z Marionetkarzy. A Marwick było nie było, był dość rozpoznawalny. Jego dzieła były naprawdę dobre, dodatkowo przez to co się stało kiedyś... Cóż, Edgar nie musiał specjalnie grzebać by wiedzieć o tragedii jaka spotkała go w przeszłości. Ale teraz? Sądził, że Terry poukładał sobie życie. Słyszał plotki o nim i Baśniopisarce. Miasto gadało, nie dało się zamknąć mu ust.
Przyglądał się mu kiedy Chris zadał pytanie. Początkowo nie zrozumiał o co mu chodzi, ale wyjaśnienie przyszło szybko, tuż po łyku whisky. A po nim śmiech, który wprawił Drosselmeyera w osłupienie. Co on, zgłupiał?
Nie. Edgar znał to spojrzenie. Znał ten rodzaj śmiechu. Gorzki. Do porzygu gorzki.
Westchnął i pozwolił sobie na dość poufały gest - położył mu rękę na ramieniu i spojrzał na swój kufel. Dyskretnie zawołał wolną dłonią barmana i zamówił Terremu kolejnego whiskacza, dla siebie to samo.
- Ja stawiam. - powiedział cicho do kompana. Odczekał aż tamten się uspokoi. Nie było sensu dolewać oliwy do ognia.
Tyle pytań i znikąd odpowiedzi. Jak mógł mu pomóc? Czuł, że to jego obowiązek. Znał Christophera niemal od lat dziecięcych, można powiedzieć, że razem dorastali, chociaż nie byli równolatkami. Los sprzedał Marwickowi kopa w dupsko. Oberwało mu się bardziej niż Edgarowi, to na pewno!
- Uśmiech potrafi ukryć naprawdę wiele. - powiedział spokojnie, starając się tonem głosu jakoś złagodzić emocje targające przyjacielem - Napijmy się. Nie, Chris, bez toastu. Po prostu się napijmy. Dzisiaj ja stawiam wszystkie kolejki. - poklepał go lekko i gestem nakazał barmanowi pozostać w gotowości.
Najchętniej powiedziałby mu, żeby się wygadał. Ale czy to coś da? Czy nie rozdrapie ran, jakkolwiek głębokie one nie były? Zwykła ciekawość nakazywała drążyć, ale Drozd miał w sobie przynajmniej tyle przyzwoitości, by trzymać jęzor za zębami. Czuł, że Terry potrzebuje milczenia. I duuużo alkoholu. Chyba.

Powrót do góry Go down





avatar
GośćGość
Śmiech z ust marionetkarza zniknął równie szybko, co się pojawił. Był jak nagły zryw wiatru w wyjątkowo głuchy i mroczny dzień. Czy śmiech miał prawo tak brzmieć? Nie, żaden śmiech nie powinien tak brzmieć. Powinien być zaś wyrazem szczęścia, radości, dobrego samopoczucia. Śmiech nie powinien brzmieć tak gorzko i rozpaczliwie. Nie powinien być narzędziem smutku. A w tym wypadku, właśnie tym się stał…
Przykre było to, że niemal każdy etap jego życia, można było podsumować boleśnie prosto. „Było miło, ale się skończyło”. Śmieszne czyż nie? Ale tak to właśnie wyglądało. Gdy nauczycielka zabrała go z patologicznego środowiska- było miło, aż umarła, a jego świat zasnuły ciemne chmury i brak nadziei na lepsze jutro- skończyło się. Potem poznał Elizabeth- znowu było miło. Nadała sens jego życiu, pokazała świat z innej, nieznanej mu wcześniej strony, dała nadzieje, miała dać dziecko. Kochali się… i znowu się skończyło. Zamordowali ją i ich dziecko, a świat Christophera zatonął we łzach i mroku. Po latach letargu poznał Iris- świat znowu był piękny. Niebywałe było to, że jego szczęście i życie było wiecznie zależne od innych… Tak naprawdę wszystko zawdzięczał wiecznie innym… Jedyne co było w stu procentach jego, to marionetki które stworzył i może stworzy. Nic innego nie miało prawa nosić miana „jego”.
Nie chciał pić, a z drugiej strony rozpaczliwe tego potrzebował. W jakiś sposób tylko to trzymało jego jaźń w miarę trzeźwych ryzach. Paradoks prawda? Gdy barman podał mu kolejne szkło z bursztynowym alkoholem, kiwnął w stronę Edgara w podzięce. Terry przyjrzał mu się, na tyle solidnie na ile pozwalał mu jego stan. Dawno się nie widzieli, ale wszędzie by go poznał. Skąd mogą znać się męta taka jak Christopher i gość z dobrego domu jak Edgar? Z podwórka. Tak jak wszystkie dzieciaki. Dzieciaki z bogatych domów zachodziły na slumsy z ciekawości, działało to też w drugą stronę. Nikogo to raczej nie powinno dziwić. A że obydwoje byli marionetkarzami i wbrew wszystkiemu dobrymi dzieciakami… to wynikła z tego przyjaźń. Którą Terry chcąc nie chcąc, zaniedbał po tym jak wyjechał z domu rodzinnego kształcić się by wyjść na ludzi. Kontakt listowny nie mógł przecież zastąpić tego prawdziwego.
A teraz wpadli na siebie jak gdyby nigdy nic, w barze, przy alkoholu. Takie zbiegi okoliczności zdarzają się niebywale rzadko.
To klepnięcie w ramie, ruszyło coś w marionetkarzu, choć sam jeszcze nie wiedział co. Christopher odwdzięczył się klepnięciem, ale z trochę mniejszą werwą. Przytrzymał zaciśniętą dłoń na ramieniu Edgara, trochę dłużej niż wypadało.
- Wszystko spierdoliłem Edgar. WSZYSTKO.- dopił swoją whisky i sięgnął po następną.- Pamiętasz jak kiedyś Ci mówiłem, że urodziłem się pod pechową gwiazdą? Nawet nie wiesz, ile miałem wtedy racji...- marionetkarz prychnął, pocierając skroń kciukiem, następnie prychnął.- Ile wiesz? Na pewno sytuacja nie obyła się bez echa w naszej cudownej społeczności.- Christopher chciał mu wszystko powiedzieć, potrzebował tego bardziej niż kiedykolwiek wcześniej.- Zachłysnąłem się szczęściem. Znowu. Los kocha z nas kpić wiesz? Oczywiście, że wiesz. Kto jak nie Ty… Gdy myślisz że jest idealnie i wszystko się układa… zawsze, ZAWSZE oznacza to że zaraz to runie. Ja o tym zapomniałem. Czerpałem z tego garnca szczęścia, jakby jutra miało nie być. Iris… ona… Pokochałem ją, wiesz? Jak szczeniak. Naprawdę. Dawno się tak nie czułem jak przy niej… Ona… Ona jest naprawdę wyjątkowa. Gdybyś ją poznał podbiłaby i Twoje serce.- Terry uderzył pięścią w blat baru- Zamieszkaliśmy razem, ona zaszła w ciążę. Rozumiesz? DZIECKO! Moje! Dar od losu… nie wyobrażasz sobie jaki byłem szczęśliwy… cholera. Zachłysnąłem się tym… oświadczyłem się jej, ona się zgodziła! Było tak cholernie cudownie… planowałem wyremontować dwór, zatrudnić na nowo służbę… rozumiesz Edgar? Służbę!- starał się nad sobą panować, ale emocje które nim targały, wywoływały mimowolne drganie ramion i skok ciśnienia. Chciał by przyjaciel zrozumiał jakie to wszystko było ważne.-Zapomniałem o przeszłości… nie. Pozwoliłem jej odejść… ale, nie… Nie zapewniłem jej bezpieczeństwa które jej obiecałem. Slumsy nigdy nie wyjdą z człowieka wiesz? Coś takiego nie odpuszcza… gangi… wiesz o czym mówię… Znowu wróciło i wydarło mi wszystko z rąk. Iris prawie umarła… gdyby nie lekarze… nie… dziecko nie przeżyło… Ja...- zabrakło mu słów, suchość jaką poczuł w gardle, od razu zalał alkoholem.- Musiałem skończyć to wszystko. Uwolniłem ją od siebie… A może tak naprawdę przed nią uciekłem? Nie wiem. Chciałem dać jej wszystko, a jedyne co byłem w stanie jej ofiarować to ból, rozpacz i traumę do końca życia...- odchylił głowę do tyłu, krzyżując ręce na klacie.- Sprzedaje dworek, muszę się stamtąd wynieść… nie jestem w stanie przebywać we własnym domu. Nie chcę tam wracać. Możesz nazwać mnie tchórzem, ale nie jestem w stanie...-pokręcił głową i zamilkł, czekając na osąd przyjaciela.

Powrót do góry Go down





avatar
GośćGość
Milczenie jakie zawisło między mężczyznami nie trwało długo. I nie było oczyszczające. Z każdą sekundą Edgar czuł się coraz bardziej niestosownie i było mu zwyczajnie żal przyjaciela z dawnych lat.
Terry zawsze w jego oczach uchodził za silnego. Los potraktował go bardzo brutalnie, zmieniając jego życie we wciąż falującą parabolę. Raz było cudownie, raz koszmarnie. Drosselmeyer nie potrafił zrozumieć, dlaczego ktoś tak pogodny musi znosić takie katusze. Mimo porażek, Marwick zawsze wychodził z dołków silniejszy. Bardziej opanowany. Z nowym bagażem doświadczeń. Uczył się na błędach, kształtował charakter by już więcej nie dopuszczać do siebie pecha.
Niestety, wyglądało na to, że właśnie nastąpił bardzo zły dla niego czas. Edgar początkowo nie odzywał się ani słowem, chociaż jego serce ścisnęło się mocno. Mimo pogodnej powierzchowności, był bardzo empatyczny i naprawdę bolało go, kiedy bliskie mu osoby cierpiały. Sam nie miał rodziny, ale doskonale wczuwał się w sytuację innych.
No i przytłaczał go widok Terrego, który był teraz w rozsypce. Kiedy jego drżąca dłoń wylądowała na jego ramieniu i zacisnęła się, Drozd wiedział, że jest gorzej niż przypuszczał. Siedzący obok niego Marionetkarz tonął. Zanurzał się coraz głębiej, tracąc oddech i rozpaczliwie machał nogami i rękoma, nie mogąc już krzyczeć na pomoc. Z resztą... czy on kiedykolwiek poprosiłby o pomoc? Był mężczyzną silnym i stanowczym a teraz... Ten Chris był wrakiem dawnego Marionetkarza.
Brwi starszego mężczyzny drgnęły zdradzając smutek, kiedy Marwick stwierdził, że urodził się pod pechową gwiazdą. Edgar nie chciał wtrącać się w jego wypowiedź bo... tak właśnie było. Gwiazda Terrego świeciła mu wyjątkowo dziwnie, zsyłając na niego przeróżne doświadczenia. Szkoda, że przeważały te złe.
Otworzył usta i spojrzał na niego ze współczuciem ale nie powiedział nic. Po co mówić, że słyszał o jego nowej partnerce? Po cóż opowiadać, że sądził, że tym razem Chris będzie szczęśliwy? Słyszał o wypadku i jego skutkach. Było mu straszliwie żal ale nie wiedział jak pocieszyć przyjaciela, bo on sam nigdy dzieci nie miał. Miał tylko swoje Marionetki, lecz chociaż w istocie były żywe, nie były związane z nim krwią. Nie wiedział jak to jest stracić syna czy córkę, bo mimo iż opłakiwał swoje dzieła kiedy nadchodził ich czas, nigdy nie poczuł czym jest strata dziecka.
Wysłuchał go w milczeniu, przyglądając się na przemian jego twarzy i swojemu kuflowi. Usta miał ułożone w cienką linię ale kącki opuszczały się, tworząc co chwilę podkówkę. Nie musiał komentować. Historia Marwicka była tragiczna.
Uśmiechnął się delikatnie kiedy Chris powiedział, że Iris skradłaby i jego serce. Nie znał jej, ale słyszał plotki, że jest naprawdę sympatyczną kobietą. Właściwie nie interesował się nią tak, by wyszukiwać informacji - otrzymywał je przypadkiem, kiedy padało nazwisko młodszego Marionetkarza zawsze obok pojawiało się imię jego nowej partnerki i kilka ciepłych słów.
Atak na jego ukochaną można było przewidzieć, ale nie chciał go załamywać stwierdzaniem faktu. Prawda była taka, że walki gangów trwały od lat i zawsze uderzały w bliskich Marionetkarzy. Nie oznaczało to, że powinien trzymać ją pod kloszem ale... Ach, gdyby tylko załatwił jej ochronę albo zabrał ją na któreś ze spotkań grubych ryb. Może gdyby możni poznali się na niej... Może gdyby znalazła wśród nich przyjaciół...
Gdybanie było bezcelowe. Ze słów Terrego wynikało, że ją stracił ale nie zmarła. Dlaczego jednak ją odprawił? Tego Edgar nie potrafił zrozumieć. Nie chciał też atakować przyjaciela pytaniami, dociekaniem czy wyrzutami. Marwick był przecież dorosłym mężczyzną i jest świadom swoich decyzji. A może decyzja ta ma jakieś drugie dno?
Chwycił swój kufel i upił łyk. Piwo zaczęło smakować jak szczyny... Odstawił naczynie i postanowił, że już wystarczy tego milczenia. Patrząc w przestrzeń, westchnął ciężko.
- Nie nazwę cię tchórzem. - powiedział z powagą - Jesteś moim kumplem, zapomniałeś? - uśmiechnął się lekko - Ale jako kumpel nie muszę się zgadzać z twoimi decyzjami. Nie będę ci prawił kazań, nie od tego jestem... Ale powiedz, czy zapytałeś ją po tym wszystkim, po stracie dziecka i operacji, zapytałeś czego ona pragnie? - słowa ciężkie jak ołów zawisły między nimi jak katowski topór nad szyją skazańca - Chris, pewnie nie mam prawa tak mówić, ale sądzę, że odprawiając ją popełniłeś wielki błąd. - powiedział łagodnie i wyciągnął palec którym dźgnął lekko mężczyznę w pierś, na wysokości serca - Nie widać ani śladu, ale twoje serce krwawi. - stwierdził ze smutkiem - Jeśli cię kochała, to jej też. Rozłąka jest najgorszym z posunięć. - zabrał rękę i westchnął.
Znowu zapadła cisza ale Marionetkarz postanowił szybko ją rozwiać, zamawiając kolejne porcje trunku dla siebie i przyjaciela.
- Pomogę ci w sprzedaży dworku, jeśli chcesz. Szybko znajdę kupca. Ale mam prośbę. - chwycił nowy, świeżo napełniony kufel - Zamieszkaj u mnie. Chociaż na parę tygodni. Mam duży warsztat, chciałbym pokazać ci kilka moich najnowszych dzieł. - celowo zmieniał temat, bo gula która stała mu w gardle powoli odbierała mu zdolność normalnego oddychania - Może jeśli wrócisz do fachu, wszystko się unormuje? Próbowałeś tej ścieżki? - posłał mu delikatny uśmiech - Nie daj się prosić. Dawno już nie widziałem Marionetek sygnowanych twoim gmerkiem. Przypomnij, jak dokładnie wyglądała twoja sygnatura?

Powrót do góry Go down





avatar
GośćGość
Czy Terry zdawał sobie sprawę z tego, że swoją jałową opowieścią, wprowadzał swojego przyjaciela w konsternację? Czy odczuwał w jakikolwiek sposób, że atmosfera stawała się z każdym jego słowem coraz cięższa?
Niespecjalnie. Zapadł się w sobie, zatracił w swoich emocjach i żalu, samolubnie zapominając o tym, że Edgar może się z tym wszystkim czuć nieswojo. Nie widzieli się w końcu szmat czasu, wpadają na siebie w barze- można by powiedzieć, że przeznaczenie ich złączyło, a Christopher zamiast zainteresować się swoim towarzyszem, wylewał gorzkie żale, których nie był już w stanie w sobie trzymać. Był prostym człowiekiem, miał proste potrzeby.
Gdzieś z tyłu głowy siedział mu taki gnom, który dźgał go swoją dzidką, próbując przekazać że robi z siebie kompletnego kretyna i wygląda żałośnie. Marionetkarz jednak, skutecznie nakładał na jego dzidkę nowe piankowe osłonki, by móc bez wyrzutów pogrążać się w ciemności. Poetycka wizja nieprawdaż?
Edgar wywodził się z dobrego domu, miał dobre nazwisko, był dobrym człowiekiem. W życiu Terry’ego nie raz pojawiały się chwile, gdy mu zazdrościł. Zazdrościł mu i jednocześnie go podziwiał, pod wieloma względami. W dużej mierze, to dzięki Edgarowi nie stoczył się na dno. Edgar pokazał mu, że jest cokolwiek wart i jak się postara to może coś osiągnąć.
Co musiał sobie myśleć o nim teraz, widząc go w tym stanie? Christopher zaczął odczuwać kłujący ból w skroniach. Nie patrzył na Edgara bo… nie chciał wiedzieć co myśli. Twarz mężczyzny zawsze była odzwierciedleniem jego myśli. Nie chciał zobaczyć swojego odbicia w jego oczach. Nie chciał się zderzyć z rzeczywistością.
To co powiedział marionetkarz, było tym co Terry w rzeczywistości myślał. Nie chciał oddalać się od Iris, nie chciał żyć bez niej, nie chciał by szukała szczęścia w ramionach innego…
- Wiem, że cierpi. Ale bardziej by cierpiała, gdyby trwała przy moim boku. Nie byłem w stanie zapewnić jej podstawy, jaką jest bezpieczeństwo, spokój. To przez to, że mnie pokochała, że była ze mną blisko- to właśnie przez to ją dorwali, okaleczyli, zbezcześcili jej ciało. To wszystko moja wina. Musiałem to zrobić. Ona jest zbyt uparta… za bardzo mnie kocha, by mnie zostawić. Dlatego to ja, musiałem to zrobić. Tak będzie dla niej lepiej na dłuższą metę. Wiem, że teraz cierpi… Doceniam Twoją szczerość.- miał dość współczujących spojrzeń, kondolencji i sztucznego żalu, wszystkich którzy w jakikolwiek sposób wpływali na jego życie. Rozmowa z Edgarem, była zdecydowanie tym, czego Christopher potrzebował.
I nie zastanawiał się długo, nad ofertą przyjaciela. Wyczuł w niej okazje, Edgar podał mu deskę- albo jak kto woli koło ratunkowe. A Terry zamierzał ją chwycić. Zareagował nadzwyczaj energicznie. Wyprostował się i chwycił pewnym uściskiem, dłoń marionetkarza.
- Jeśli mówisz szczerze i naprawdę tego chcesz, to nie będę się nawet zastanawiać.- jego oczy nerwowo wpatrywały się w twarz Edgara. Gdy padło pytanie o symbol Terry’ego, wysypał on „mączkę” która została po orzechach w miseczce na barze. Kilkoma sprawnymi ruchami, utworzył wizerunek łba wilka, połykającego słońce.

Powrót do góry Go down





avatar
GośćGość
Christopher w zasadzie był Edgarowi jak brat. Nawet podobnie wyglądali, ale Terry był młodszy, dużo młodszy. Starszy Marionetkarz niemal czuł ból, jaki wyciekał z drugiego mężczyzny. Ból po stracie, głupiej decyzji która doprowadziła do tego wszystkiego.
Sam nie miał dzieci, ale wiedział jak to jest stracić kogoś bliskiego. Przecież swoich bliskich tracił już od lat. Miał swoje Marionetki które kochał i kiedy nadchodził moment zakończenia żywota każdej jednej, opłakiwał je jak własne córki i synów. Może to płytkie, może chore ale właśnie w ten sposób zastępował sobie rodzinę. Kukłami, które mogły dać mu namiastkę domu.
Ale nie nad sobą się dzisiaj pochylał, Chris był w okropnym stanie. Edgar niewiele więcej mógł zrobić, dlatego jedynie poklepał towarzysza po ramieniu a następnie przyciągnął go do siebie i zamknął w uścisku. Chyba obaj tego potrzebowali - milczenia, zrozumienia. Ed chciał mu to dać, Terry chciał otrzymać.
Dopił swoje piwo i spojrzał beznamiętnym wzrokiem na kufel. Odechciało mu się pić, słowa które usłyszał były zbyt gorzkie. Wielka gula wcale nie znikała, narastała, przyduszając mężczyznę.
Czuł się tak, jakby strata dotyczyła jego. Jakby to on stracił swój największy skarb.
Przymknął oczy i sięgnął do kieszeni, skąd wyjął niewielkie, złote puzderko ozdobione jego herbem. Otworzył je i przysunął drugiemu mężczyźnie, częstując cygarem.
Sam wyjął jedno, odciął maleńkim nożykiem jeden z końców i zapalił przy użyciu zapalniczki z takim samym grawerunkiem. Jeśli Chris wziął cygaro, jemu też pomógł z odpaleniem.
Zaciągnął się słodkawym dymem i zanim go wypuścił, przytrzymał go w ustach delektując się smakiem. Lubił palić, nie uważał, że jest uzależniony ale cygaro zawsze koiło nerwy.
- Możemy ich dorwać. - powiedział cicho, kierując słowa tylko do przyjaciela - Wystarczy tylko twoje słowo. Uruchomię kontakty i dorwiemy skurwieli, a potem ja przytrzymam ich, byś odpłacił się za śmierć dziecka i okaleczenie Iris. - dodał - Nikt się o tym nie dowie. Pozbędę się ciał za ciebie. Ty jedynie dokonasz zemsty.
Chciał dodać coś więcej ale w tym momencie jakiś pijany facet zatoczył się przy barze i wpadł na Chrisa sprawiając, że alkohol wylał się na jego koszulę. Edgar zagregował momentalnie.
- Ej, co ty wyprawiasz, co? - doskoczył do typa i chwycił go za koszulę na piersi.
Aż strach pomyśleć jak zareaguje sam Terry. Mężczyzna który jest w rozsypce ale któremu w tej chwili wystarczy tylko pretekst.

Powrót do góry Go down





Parvatti
Gif :
Tawerna „Księżycowy Młyn” 5PUjt0u
Godność :
Parvatti Ray
Wiek :
1000 lat ponad, ale dalej się trzyma
Rasa :
Baśniopisarka
Wzrost / Waga :
165 cm/ 53 kg
Znaki szczególne :
Srebrno złote włosy, tęczowe oczy i elfie uszy.
Pod ręką :
Papierosy, klucze do mieszkania, portfel, zapalniczka, bransoletka Animicus.
Zawód :
Alkoholik, obieżyświat.
https://spectrofobia.forumpolish.com/t189-parvatti
ParvattiNieaktywny
Na to spotkanie szykowała się długo i parę razy zastanawiała się czy nie zmienić po drodze planów. Zadziwiające było, jak w krótkim czasie można w człowiekowi wywołać tyle sprzecznych uczuć, co teraz u Parvatti. Jeszcze raz stanęła przed stołem w salonie i przyjrzała się bukietowi fioletowych róż.
Odkąd wróciła ze Świata Ludzi dostawała podarki w postaci kwiatów, biżuterii. Jednak niepokoiło ją to, że nie pojawił się przy nich żaden wielbiciel. Jak bardzo trzeba cenić swoją prywatność, lub osobowość by nikt cię nie znalazł. Na początku nie przejmowała się tak kwiatami, bo wiele bogatych rodzin miało oranżerie przy posiadłościach, więc przez cały rok kwiatów im nie brakowało. Jednak droga biżuteria to co innego. Próbowała znaleźć złotnika, który wykonał zamówienie, jednak stary głupiec nic nie powiedział.
Parvatti odpaliła papierosa i spojrzała na liścik, podobnych już było parę, ale dopiero ten pierwszy obiecywał możliwe spotkanie z tą tajemniczą osobą. Jeszcze słowa, że się kiedyś spotkali. Nic bardziej szczerego i kłamliwego nie można było napisać. Przecież kiedy człowiek żyje 1000 lat, to spotyka wiele istot na swojej drodze.
Baśniopisarka otworzyła okno by wpuścić do pomieszczenie chłodne powietrze pochmurnego dnia. Spojrzała na piękny ogród, gdzie latem odbywały się bankiety i przyjęcia. Ukucie w piersi przypomniało jej od razu czemu nie lubi wracać do rodzinnej posiadłości. Żal i smutek za młodocianym zauroczeniem zawsze jest silny i nie potrzebny. Kobieta wyrzuciła niedopałek przez okno wiedząc, że ogrodnik znowu ją za to skarci.
Ale co miała do stracenia, przecież była dziedziczką tej fortuny. Mogła sobie pozwolić na takie chamstwo. Białowłosa podeszła do stołu i chwyciła za liścik.
Iść czy nie iść.
Obawa, przed nieznanym i ciekawość pogrywały z nią niczym wiatr z liściem rzucając to w jedną, to w drugą stronę. W końcu odłożyła liścik na stolik i skierowała się w stronę rzeźbionej toaletki. Skoro spotyka się z tajemniczym wielbicielem to powinna wyglądać pięknie, czyż nie? Zatem podkreśliła spojrzenie czarną kredką nadając swoim migdałowym w kształcie oczom ostrości, ust postanowiła nie malować, by odcinały się swą delikatną barwą róży. Srebrne włosy splotła w finezyjny warkocz i odrzuciła na plecy, dawno ich nie obcinała więc nawet splecione sięgały jej pośladków. Do tego ubrała błękitną, jedwabną koszulę, którą wpuściła w skórzane spodnie z wysokim stanem. Całość pięknie się dopełniała podkreślając jej sylwetkę. Dzięki temu też mogła spokojnie udać się w drogę konno.
Postanowiła jeszcze zrobić mały prezent osobie, z którą ma się spotkać i ubrała delikatny srebrny naszyjnik z laborytem w kształcie łzy o fioletowo-zielonym ogniu. Pod koszulą schowała na ręce Animicus, tak w razie jakby miała szybko uciec. Na nogi założyła jeszcze czarne muszkieterki i jeszcze raz przejrzała się w lustrze. Zdecydowanie wyglądała pięknie.

Przed karczmą znalazła się jakiś czas później żałując, że w tym świecie nie ma szybszych sposobów na przemieszczanie się dostępnych dla każdego. Wyciągnęła z juk torebkę, w której miała pieniądze, papierowy i zapalniczkę. Przerzuciła ją przez ramię i weszła do karczmy. Od razu znalazła wolny stolik przy którym mogła usiąść. Rozejrzała się po lokalu, paru gości raczej ją rozpoznało, ponieważ zerkali na nią z zainteresowaniem.
Przyzwyczaiła się dawno do takiego zachowania, w końcu była tą, która uciekła do Świata Ludzi, zostawiając majątek i niszcząc swoją reputację. Jedna z ostatnich Pisarzy Marzeń, piękna dziedziczka, którą rodzice z przyjemnością wydadzą za kogoś, kto wytrzyma jej humorki. Plotek było bardzo wiele, jak na jedną osobę. Aż dziw, że ludzie w to jeszcze wierzyli.

Powrót do góry Go down





Poe
Gif :
Tawerna „Księżycowy Młyn” 5PUjt0u
Godność :
Amias Vernifer
Wiek :
25
Rasa :
Lunatyk
Wzrost / Waga :
175/58
Pod ręką :
Lusterko, grzebień, papierosy goździkowe, zapalniczka, pieniądze
Broń :
Rapier
Zawód :
Tancerz na szarfach
https://spectrofobia.forumpolish.com/t273-amias-poe-vernifer https://spectrofobia.forumpolish.com/t1109-poe
PoeBiały Królik
Biały Królik
Wyspany, a przede wszystkim wykąpany i przebrany po swoim małym wypadzie do Świata Ludzi, mógł dalej skakać po Krainie. Jego współlokatorka zniknęła z lokum równie szybko co się w nim pojawiła. Może potrzebowała jedynie stałego adresu, pod którym szukaliby jej niezliczeni pechowcy kupując jej czas na cholera wie co?
Dziś miał zamiar balować, opić przeprowadzkę, powrót w "rodzinne" strony i być może załapać jakąś robótkę. Po karczmach włóczyli się kuglarze, minstrele, wędrowni sztukmistrze szukający kilku monet, ciepłego kąta i przyjaznej gęby. Nieśli ze sobą nie tylko rozrywkę, ale i informacje. Kto wie, może szczęście mu dziś dopisze i dowie się czegoś przydatnego równocześnie nie natykając się na żadnego ze znanych sobie Upiornych.
Pomyślał o Mieście Lalek. O tłumach przewijających się uliczkami skąpanymi w ciepłym świetle latarni. Wiecznie deszczowa angielska pogoda przywiodła go do wody. Ta nie bębniła w parapety i dachówki, ale płynęła. Do uszu Lunatyka doszedł równomierny turkot młyńskiego koła. Początkowo sądził, że źle trafił, lecz po chwili zorientował się, że to tylko nietypowa tawerna, gdyż z wnętrza dochodziła muzyka, śmiechy, gwar i stukot glinianych naczyń. Był prawie pewien, że jego stopa niegdyś postanęła w tym miejscu, ale nie pamiętał tamtego wieczora zbyt wyraźnie.
Wszedł do środka. Zapach jadła aż skręcił mu kiszki, ale zdecydował się zapić niemiłe uczucie ssania w żołądku. Poprawił błękitną kamizelkę i mankiety białej koszuli. Tym razem próżno było szukać makijażu na twarzy Amiasa. Włosy spiął makramową spinką i może przez to, że był biegły w sztuce splatania, zwrócił uwagę na siedzącą przy stole samotną kobietę. Była bardzo podobna do niego. Na jej głowie również skrzyła się biel, ciało odziała w błękit tak jak on.
- Przypadek? Nie sądzę... - Amias uśmiechnął się do swych myśli i zaczepił jedną z Marionetek, by zamówić dwa puchary wina. Jeśli już z kimś gadać, to nie o suchym pysku. Nie godziło się.
- Dobry wieczór pięknej pani! - oznajmił zbliżając się do stolika i skłonił się dwornie z uśmiechem na ustach, po czym bezceremonialnie przysiadł się do niej. - Zwróciła pani moją uwagę splotami włosów. Zajmuję się takimi w niepogodę. - Obrócił głowę, by mogła dojrzeć spinkę. - Oraz naszym zaskakujący podobieństwem, oczywiście! - zaśmiał się perliście. - Pasujemy do siebie, jakbyśmy wybierali się na bal. - Wyregulowana brew Amiasa powędrowała do góry. - Dobrze, że balować można wszędzie - sięgnął po puchary, przyniesione przez Marionetkę i postawił jeden z nich przed nieznajomą kobietą. - a czy wypada... to już nie moja sprawa. - dokończył patrząc w tęczowe oczy. Mogłaby być krewną Aerona. Całe szczęście nie miała rogów. Jego wzrok padł na naszyjnik. Cholera... sam chciałby taki mieć. Pociągnął mały łyk i wsparł głowę na dłoni, nachylając się ku nieznajomej ciekaw jej reakcji.


Tawerna „Księżycowy Młyn” Ev4vUTM

Powrót do góry Go down





Enkil
Gif :
Tawerna „Księżycowy Młyn” 5PUjt0u
Wiek :
36 lat choć wizualnie prezentuję się na jakieś 26-
Wzrost / Waga :
193 cm / 85 kg
Pod ręką :
Torba na ramię, telefon komórkowy, porfel, komplet fałszywych dokumentów, klucze, okulary przeciw słoneczne, nóż.
https://spectrofobia.forumpolish.com/t271-enkil-arantza#411 https://spectrofobia.forumpolish.com/t1082-enkil
EnkilDręczyciel
Dręczyciel
Czemu na miejsce spotkania wybrałem Księżycowy Młyn? Cóż, przyczyn było wiele, należało zadbać o różne aspekty, kiedy w życie wcielało się swe intrygi. Znałem dobrze to miejsce, jego właściciel nie miał pojęcia, jak wiele transakcji odbyło w jego uroczym przybytku. Transakcji, od których często zależało czyjeś życie. Nie tak wiele, mrocznych interesów odbywało się gdzieś w cieniach szemranych uliczek. Często działo się to właśnie w miejscach takich jak to, miłych i niepozornych. Prowadzonych przez dobrych ludzi, którzy w swój interes wkładali serce. To zmieniało ich w łatwy cel, gdyż zwykle wystarczyło, dostatecznie zagrozić temu, na czym tak im zależało... Ale na to nie przyszedł jeszcze czas, nie tutaj. Nie, dopóki to miejsce było przydatne.
Dziś jednak nie chodziło o interesy Kary. Dziś miałem zatroszczyć się o siebie. Chociaż i moi ludzie zapewne na tym zyskają. Głód nie wpływał pozytywnie na mój nastrój. W rozdrażnieniu nie szczególnie obchodziło mnie kto stanie się celem wyładowania, a że ostatnim większość czasu przebywałem w Czarnej Twierdzy... cóż. To był syndykat zbrodni, jeśli ktoś oczekiwał, że w jego murach natrafi na miłosierdzie czy wyrozumiałość... był głupcem. Mimo to pozwalanie sobie na bezmyślne okrucieństwo względem własnych sojuszników nie byłby czymś właściwym ani budującym w ich oczach. Jednak głód i irytacja, skutecznie ułatwiały odnajdywanie sposobności do wymierzenia komuś kary.
Od czasu odnalezienia Parvatti, moje samopoczucie zdecydowanie uległo poprawie. Sny Baśniopisarki były bogate i jak na jej rasę przystało pełne fantazji. Stanowiły posiłek nie tylko wartościowy pod względem odżywczym, ale również wykwintny w smaku. A to stanowiło wyzwanie.
Żerowałem na niej od niedawna, lecz jej postać coraz bardziej mnie ciekawiła. To z jej powodu znalazłem się w tawernie, siedząc przy jednym ze stolików na parę godzin przed planowanym spotkaniem. Mój ubiór nie wyróżniał się szczególnie, może z wyjątkiem ciemnego długiego płaszcza, oraz skórzanych rękawiczek. Z tymi elementami garderoby, zwyczajnie nie lubiłem się rozstawać. Kwestia przyzwyczajenia, ale i zalety praktyczne. Dla zabicia czasu przyłączyłem się do jednej z grupek, grającej w karty. Udawałem nowicjusza i często przegrywałem. Moi towarzysze chętnie udzielali mi porad i lekcji, lecz głównie trzymała ich przy mnie łatwa gotówka. Trochę monet oraz kosztowności, zdobytych podczas drogi do tawerny było niewielką ceną, za odpowiedni kamuflaż.
Mimo iż miałem zamiar ściągnąć tu Bajkopisarkę, nie byłem wcale pewny czy był to właściwy czas na ujawnianie się. Zwykle czekałem z tym do momentu, aż wieź między mną a moją ofiarą stanie się bardziej namacalna. Mimo wszystko czułem nieodpartą pokusę, by zobaczyć ją w pełni materialnym świecie, i to nie przez okna jej mieszkania. Tak, obserwowałem swoich żywicieli... obsesyjnie zbierając o nich każdy skrawek informacji.
Wyczułem ją od razu, gdy tylko zjawiła się w tawernie, sama jej obecność była małym triumfem. Tygodnie wysyłania drobnych podarków i podsycania ciekawości przyniosły swej efekty. Ta strategia zwykle się sprawdzała, zdarzyłem ją dobrze opanować z racji tego, iż na swych żywicieli zawsze wybierałem kobiety.
Uśmiech wkradł się na moją twarz, gdy dyskretnie obserwowałem jasnowłosą za tali kart. Było widać, że włożyła wysiłek w to, by dziś odpowiednio się prezentować. Wyglądała pięknie. Jedynie uczesanie, tak eleganckie i misterne, w pewien sposób mi do niej nie pasowało. Albo też zwyczajnie podobała mi się znacznie bardziej, kiedy nosiła rozpuszczone włosy.
Stolik, który zajęła, był dostatecznie blisko, dzięki temu nie usiałem się przesiadać ani zachęcać do tego swojej „ekipy”. Byli mi potrzebni jeszcze przez jakiś czas.
Byłem ciekaw, jak cierpliwa potrafiła być, kiedy to jej tajemniczy adorator nie będzie się.... W tej chwili mój wzrok wwiercał się w nieznajomego, który właśnie dosiadł się do mojej ofiary. Zacisnąłem zęby mocniej, zaś instynkt dręczyciela natychmiast pobudził te z najbardziej pierwotnych zapędów. Chęć pozbycia się konkurenta. Uspokoiłem się odrobinę, zerkając na cień snujący się za postacią białowłosego. Cóż, przynajmniej tyle.
Przepaska ślepo-widzenia, znacznie ułatwiał mi prowadzenie dyskretnej obserwacji. Zaś nieproszony gość... nie zajęło mi wiele czasu, by dojść do wniosku, że mógł okazać się przydatny. Jego obecność, mogła nawet pomóc mi w osiągnięciu pewnego celu, bez konieczności zdradzania się. Zatem na razie pozostało mi tkwić w roli obserwatora.

Powrót do góry Go down





Parvatti
Gif :
Tawerna „Księżycowy Młyn” 5PUjt0u
Godność :
Parvatti Ray
Wiek :
1000 lat ponad, ale dalej się trzyma
Rasa :
Baśniopisarka
Wzrost / Waga :
165 cm/ 53 kg
Znaki szczególne :
Srebrno złote włosy, tęczowe oczy i elfie uszy.
Pod ręką :
Papierosy, klucze do mieszkania, portfel, zapalniczka, bransoletka Animicus.
Zawód :
Alkoholik, obieżyświat.
https://spectrofobia.forumpolish.com/t189-parvatti
ParvattiNieaktywny
Parvatti rozglądała się po sali, jednocześnie bawiąc się wisiorkiem leżącym na jej piesi. Zastanawiała się kim był tajemniczy nieznajomy i czy przyjdzie. Oczywiście mogła być to równie dobrze pułapka mająca na celu zwyczajną kradzież przynajmniej części jej majątku. W pewnym momencie podniosła delikatnie dłoń przywołując do siebie jedną z kelnerek. Postanowiła się upewnić, czy nikt na nią nie czeka w dalszej części tawerny, lub nie zostawił jej kolejnego prezentu z listem. Niestety dla niej kelnerka zaprzeczyła, że nic nie wie o takiej sytuacji, jednak jeszcze się zapyta. Parvatti na sekundę posmutniała, jednak szybko na jej twarz wrócił życzliwy uśmiech. Przy okazji zamówiła dla siebie karafkę dobrego wina. Zastanawiała się jeszcze nad wybraniem mięsiwa do trunku, jednak na to poczeka.
Znowu rozejrzała się po sali zauważyła, że niedaleko niej grupa mężczyzn gra w karty. Ewidentnie jeden z zawodników przegrywał, co dało się poznać, po uradowanych twarzach reszty. Baśniopisarka przyglądała się jeszcze chwilę mężczyźnie, który oddawał reszcie graczy swoje pieniądze za nic. Głupie zachowanie, powinna ich skarcić za wykorzystywanie tak młodego człowieka.
Z rozmyślań wyrwał ją męski głos. Odwróciła się gwałtownie w jego stronę zaskoczona. Jeszcze bardziej zaskoczona była, gdy ujrzała mężczyznę, kobietę. Nie, zdecydowanie mężczyznę, jednak o delikatnej i niewieściej urodzie. Długie białe włosy, piękne fiołkowe oczy i blada cera. Przypominał troszkę ją, jednak tęczowooka czuła się zaniedbana przy Lunatyku.
Jednak jej przemyślenia były jednym, a przecież trzeba było się odpowiednio zachować!
Parvatti wymalowała sobie na twarzy przyjazny uśmiech i skłoniła głowę w geście przywitanie, nie odrywając oczu od swego rozmówcy.
Mógł by grać w reklamie drogerii, kurwa mać. O moi bogowie, mam nadzieję, że nie jest typowym gejem.
Chciała się odezwać, jednak zamilkła słysząc dalszą wypowiedź mężczyzny. Przytaknęła i przyjrzała się spince. Makramy były modne, jednak dużo częściej dało się spotkać je w świecie ludzi w postaci takich ozdób. Bądź, co bądź lustrzani woleli bardziej tradycyjne ozdoby, niczym jej wisior. Przez jej głowę przebiegło, że białowłosy nie jest tym na kogo czeka.
Nie mniej dalej słuchała go, na wieść o balu, uniosła brwi rozbawiona. W tym samym czasie kelnerka przyniosła jej karafkę wina i dwa puchary.
Kiedy ich spojrzenia się skrzyżowały marionetka pokręciła głową dając do zrozumienia, że nic nie było, jednak spojrzała się na białowłosego. Parvatti westchnęła i uniosła kufel nad stół pochylając się do nieznajomego. Z bliska mógł zauważyć, jak żywe są oczy Parvatti, w których tęcza nieustannie się porusza, przelewając barwy.
-Myślę, że powinniśmy się napić w takim razie za tak niesamowite spotkanie i dobranie się.
Jeśli nieznajomy postanowił również unieść kufel stuknęła się z nim i przechyliła osuszając połowę naczynia. Może i była szlachetnie urodzona, jednak lubiła się bawić i nie znać umiaru. Postawiła naczynie na stole i zamrugała uśmiechając się słodko do mężczyzny.
-Balować można wszędzie, nie jest do tego potrzebny dwór. Przecież starczy muzyka i dobre towarzystwo.-zrobiła chwilę przerwy i oparła brodę na dłoni przyglądając się intensywnie mężczyźnie.-Wybaczy pan moją zuchwałość, jednak czy my się przypadkiem gdzieś nie spotkali już? Niestety nie jestem pewna, a już na pewno nie kojarzę pana imienia. Parvatti Rai.
Kobieta wyciągnęła przed siebie dłoń przedstawiając się, jej twarzy nie opuszczał słodki uśmiech. Zdawało jej się, że gdzieś już spotkała chłopca, który był bardziej urodziwy od niej, jednak nie była tego pewna. Och starość ma swoje minusy, szczególnie kiedy zapominasz twarzy osób, które przypadkiem przewinęły się na twojej drodze.
Wisiorek opierał się delikatnie na blacie stołu przez co kolor kamienia ciągle się zmieniał, lekko chwiejąc, a przy mocniejszym ruchu barwy przelewały się, jakby były płynne.

Powrót do góry Go down





Poe
Gif :
Tawerna „Księżycowy Młyn” 5PUjt0u
Godność :
Amias Vernifer
Wiek :
25
Rasa :
Lunatyk
Wzrost / Waga :
175/58
Pod ręką :
Lusterko, grzebień, papierosy goździkowe, zapalniczka, pieniądze
Broń :
Rapier
Zawód :
Tancerz na szarfach
https://spectrofobia.forumpolish.com/t273-amias-poe-vernifer https://spectrofobia.forumpolish.com/t1109-poe
PoeBiały Królik
Biały Królik
Zaskoczenie, następnie konsternacja, a w końcu uprzejmość kolejno odznaczały swoje piętno na twarzy urodziwej białowłosej. Amias każdorazowo cieszył się z reakcji, które wywoływał swoim przybyciem lub samą obecnością. Pozwalały czytać z rozmówców jak z otwartej księgi, póki ci nie przywdziewali wyuczonych postaw. Takich jak uprzejmość. Za to dała się zagadać, wpuściła go do kręgu jakim był teraz drewniany stół.
- Rany! Tak! - odetchnął i powoli położył obie dłonie na blacie, jakby bił jej pokłony. - W końcu ktoś z kim można się napić! - Uśmiechnął się szeroko. - Heh! Dobrze gada, polać jej! - zaśmiał się, porzucając oficjalny ton i sięgnął po karafkę. Zaczął napełniać oba kielichy. Podał jeden białowłosej i był już w połowie swojego, gdy z ust tęczowookiej padło pytanie.
Zerknął na nią, odstawił karafkę i odchylił się do tyłu. Chwilę oglądał ją sobie, niepewny co o niej myśleć. Potem przybliżył się i delikatnym gestem przekrzywił głowę Parvatti, by móc obejrzeć jej profil. - Masz rację! - Odsunął się i klapnął sobie, nie kłopocząc się dopełnianiem kielicha. Cicho klasnął w dłonie. - Ummm... to było w tym domu miejskim... na warsztatach! Tak! Właśnie! - Wskazał na nią palcem, po czym dziarsko uścisnął jej wyciągniętą dłoń, dbając o... nie tak delikatny kościec. Pod palcami czuł wytrenowaną dłoń. Może nie była to wielgaśna i szorstka ręka wojaka, ale był pewien, że nie brak jej siły. Wielokrotnie doświadczał podobnych uścisków, choć nie były tak miłe jak ten. Przeklęta szkoła wojskowa, psia mać. - Poe - skinął głową, patrząc na nią zza białych rzęs, po czym zabrał dłoń.
- Wiedziałem, że skądś cię kojarzę! Znaczy, nie wiedziałem, nie tak do końca. Pamięć płata figle, ale dobrze móc skojarzyć twarz z imieniem. - beztrosko kontynuował rozmowę i upił pierwszy łyk wina. Rozlał się w nim kojącą falą chłodu, by po chwili zacząć grzać. - W jakich warsztatach brałaś udział? Na moich były same nastolatki lub buntowniczki z wyboru, bo poszedłem na wytwarzanie domowych kosmetyków. - Wzruszył ramionami, bezradny w obliczu rzeczywistości Świata Ludzi. - Chciałem oszczędzić na makijażu artystycznym, a utknąłem wśród małp na ponad tydzień. - Sięgnął do torby i wyciągnął srebrną papierośnicę. - Palisz? - zagadnął i otworzył wieczko, ukazując rząd równo ułożonych cygaretek owiniętych tytoniem. - Goździkowe i mają słodkie ustniki. A jeśli ktoś nie lubi smaku, to lufkę też mam. - Wyciągnął puzderko w stronę Parvatti, jednocześnie zawieszając wzrok na wisiorku. Ciężko było oderwać od niego wzrok. I nie tylko od tego, choć koszula skrywała wiele. Stanowił jednak wygodną wymówkę, a Amias, co chyba było widać, nie stronił od pięknych i finezyjnie wykonanych ozdób i akcesoriów. Kamień mielił się niezliczonymi barwami, lecz głównie błyskał lazurem niezliczonych mórz i motylich skrzydeł. Gdyby tylko mógł dorwać kilkanaście takich do swoich strojów i ozdób, a między ramionami rozpiąć materiał w podobnym kolorze. Faktycznie mógłby udać motyla... za to przepoczwarzenie robiłoby piorunujący efekt.


Tawerna „Księżycowy Młyn” Ev4vUTM

Powrót do góry Go down





Enkil
Gif :
Tawerna „Księżycowy Młyn” 5PUjt0u
Wiek :
36 lat choć wizualnie prezentuję się na jakieś 26-
Wzrost / Waga :
193 cm / 85 kg
Pod ręką :
Torba na ramię, telefon komórkowy, porfel, komplet fałszywych dokumentów, klucze, okulary przeciw słoneczne, nóż.
https://spectrofobia.forumpolish.com/t271-enkil-arantza#411 https://spectrofobia.forumpolish.com/t1082-enkil
EnkilDręczyciel
Dręczyciel
Przy moim stoliku przelewało się coraz więcej alkoholu. Całe szczęście, marnych gatunków, dlatego nie czułem większej pokusy. Przyjemności tego typu musiały jeszcze poczekać. Oczywiście, kiedy w tak „zacnym” towarzystwie odmawia się wspólnego wznoszenia kielicha, łatwo stać się obiektem drwin. Nie przeszkadzałoby mi to. Ostatecznie, jeśli ktoś ma cię za gorszego, czy słabszego zawsze potem możesz to wykorzystać przeciw niemu. Jeśli ludzie nie widzą w Tobie zagrożenia, potrafią łatwiej się odsłonić. Często, korzystałem z tego fortelu.
Ile to już razy, we wczesnych latach swej profesji, zdarzało mi się udawać nędzarza po to, by stać się niewidzialnym, bez użycia mocy. Jak łatwo było wtedy okradać, zwodzić a czasem podżegać innych.
Wieczór taki jak dziś wywoływał u mnie pewne tchnienie nostalgii.
Kolejna porażka dała mi pretekst, by oderwać się od stolika i ruszyć w stronę baru. Jako przegryw, miałem postawić następną kolejkę. Oczywiście mogłem po prostu zaczekać na jedną z kelnerek, to jednak nie dałoby mi możliwości przejścia się tuż obok stolika, który zajmowała moja nowa żywicielka oraz białowłosy nieznajomy. Dopiero teraz miałem okazję lepiej mu się przyjrzeć. Miał w sobie coś z porcelanowej lalki czy marionetki... Którym twórczy poświęcili tyle, czasu sił i wysiłku, aby uczynić je idealnie pięknymi... aż te zaczęły bić sztucznością. Wielu rogaczy, kończyło w podobny sposób. Nadmiar czasu, pieniędzy i zbyt wiele luster oraz krytycznych spojrzeń i proszę. Zastanawiałem się, w którym ze światów dążenie do ideału było bardziej destrukcyjne. Świat Ludzi oferował coraz więcej zabiegów w zakresie operacji plastycznych, tamtejsze kobiety, ale i mężczyźni rozmiłowali się we wszczepianiu w siebie coraz to większych porcji plastiku. Z drugiej strony w Krainie była magia oraz eliksiry. Miałem okazję przelotnie poznać pewną Upiorną uzależnioną od pewnego cudownego remedium, przywracającego witalność. Okradłem medyka, który odmówił jej swych usług, gdy zdał sobie sprawę, iż jego „pacjentka” popadła w uzależnienie. Cóż... jak się okazuje i eliksiry można przedawkować, jej śmierć mnie nie obeszła, liczyło się, że dostałem swoją zapłatę.

Czekając, aż karczmarz zrealizuje moje zamówienie, mogłem spokojnie przyglądać się białogłowym. Wisiorek, który dziś nosiła... miałem nadzieję, że faktycznie trafił w jej gust. Nadal był to drobiazg, lecz wybór tej błyskotki zajął mi sporo czasu.
Potrafiłem docenić piękno, może to coś, co pozostało we mnie ze szlacheckich korzeni. A może po prostu część mnie, z którą rzadko kiedy miałem okazję się obnosić.
Spokojna obserwacja stała się jednak trudniejsza, kiedy spostrzegłem zmianę w męskim spojrzeniu.
Zacisnąłem mocniej zęby, starając się powstrzymać nagłą chęć łamania palców oraz innych kończyn.
Miał mi się przydać. Niestety słodki uśmiech, jaki słała Baśniopisarka, zdecydowanie nie pomagał mi w uspokojeniu mrocznych instynktów.
A więc już wcześniej się poznali... cóż to tylko dodawało wiarygodności, historii, w którą wplątałem Parvatti. Dajmy się temu rozwinąć. Planowałem, poszperać w myślach … Poe. Choć jak na razie, widząc gdzie, tkwiło jego spojrzenie, nie potrzebowałem do tego artefaktu...

Powrót do góry Go down





Parvatti
Gif :
Tawerna „Księżycowy Młyn” 5PUjt0u
Godność :
Parvatti Ray
Wiek :
1000 lat ponad, ale dalej się trzyma
Rasa :
Baśniopisarka
Wzrost / Waga :
165 cm/ 53 kg
Znaki szczególne :
Srebrno złote włosy, tęczowe oczy i elfie uszy.
Pod ręką :
Papierosy, klucze do mieszkania, portfel, zapalniczka, bransoletka Animicus.
Zawód :
Alkoholik, obieżyświat.
https://spectrofobia.forumpolish.com/t189-parvatti
ParvattiNieaktywny
Zaśmiała się z odpowiedzi swego towarzysza, jednocześnie zasłaniając zgiętym palcem wskazującym pełne usta. Bardzo często w Świecie ludzi często wznoszono toast właśnie z takimi słowami. Tam zresztą większość imprez czy posiedzeń w barach lub domach była z jakieś okazji. Ludzie wznoszą toasty co chwilę wymyślając nowe powody do opróżnienia po raz kolejny kieliszka. To też biorąc przykład z ludzi odebrała od białowłosego kielich i wzniosła go w toaście by po chwili się napić.
Przez ułamek sekundy poczuła się nieswojo gdy się jej tak przyglądał, jednak szybko to minęło. Pozwoliła wziąć swoją twarz w dłonie i poobracać. Gdy ją rozpoznał i wytłumaczył przytaknęła głową i dopiła zawartość kielicha. Jeszcze słysząc imię mężczyzny wszystko jej się przypomniało. A dokładniej ich spotkanie w holu, gdzie zebrali się wszyscy przed warsztatami.
Słuchała mężczyzny z uśmiechem przytakując, jednak nie mogła pozbyć się mrowienia w karku. Ktoś się im przyglądał i nie zamierzał tego specjalnie ukrywać. Korzystając z okazji i odpowiedniej fryzury przekrzywiła głowę bawiąc się warkoczem i jednocześnie rozejrzała po sali. Zauważyła przy ladzie mężczyznę, który wcześniej pozwalał się ogrywać w karty. Zaciekawiło ją, czemu się przyglądał ich stolikowi, a nie grupie swoich kompanów, którzy szykowali plan jak by wyłudzić od biedaka jeszcze więcej pieniędzy.
-Pewnie, że palę.-podniosła się na chwilę z miejsca przechylając do przodu by sięgnąć papierosa. -Sama utknęłam na garncarstwie, jednak nie miałam tyle cierpliwości by męczyć się z zebranymi tam ludźmi i zrezygnowałam w połowie warsztatów. Zresztą musiałam tutaj wrócić. Wybacz na chwilkę, pójdę się odświerzyć.
Wstała od stołu z słodkim uśmiechem i postanowiła ruszyć w stronę nieznajomego. Chociaż nie była taka do końca pewna czy nieznajomego. Coś jej mówiło, że się znali chociaż nie potrafiła rozpoznać twarzy, a przecież była bardzo specyficzna. Mało osób wszak nosiło opaski na oku, większość teraz decydowała się na magiczne eliksiry lub rekonstrukcje. Tak więc szła przed siebie pewna z nieodpalonym papierosem w dłoni. Gdyby okazało się, że się pomyliła i mężczyzna wcale im się nie przyglądał to chociaż będzie miała pretekst. Przecież damie nie odmawia się odpalenia papierosa. Jednak pod swoimi stopami zauważyła dziwny kwiat. Przypominał tulipan ale o podwójnym pączku. Baśniopisarka postanowiła jednak zignorować tą anomalię i ruszyć dalej. Jednak po chwili nie omal nadepnęła na ten dziwny kwiatek.
Jak pech to pech. Parvatti postanowiła zerwać i podnieś dziwny kwiat. Jednak kiedy tylko ten zerwała, rozpłynął się w powietrzu. Zaskoczona białogłowa rozejrzała się, marszcząc jednocześnie czoło, chciała znaleźć sprawcę tego żarciku. Tym samym też na chwilę zapomniała o swoim celu podróży. Potrząsnęła głową. Żart to żart w karczmie często znajdują się tacy figlarze i nie powinna się tym przejmować zbytnio.
Postanowiła ruszyć dalej w stronę lady barowej gdzie stał mężczyzna, o ile tam jeszcze był i przypomnieś sobie czemu wydaje jej się znajomy.

Dłoń Miłosa - 1/7

Powrót do góry Go down





Poe
Gif :
Tawerna „Księżycowy Młyn” 5PUjt0u
Godność :
Amias Vernifer
Wiek :
25
Rasa :
Lunatyk
Wzrost / Waga :
175/58
Pod ręką :
Lusterko, grzebień, papierosy goździkowe, zapalniczka, pieniądze
Broń :
Rapier
Zawód :
Tancerz na szarfach
https://spectrofobia.forumpolish.com/t273-amias-poe-vernifer https://spectrofobia.forumpolish.com/t1109-poe
PoeBiały Królik
Biały Królik
Amias cieszył się z dobrego humoru towarzyszki, choć zachowywała dystans. A moze klasę? Czort jeden wie, co  sobie myślała. Każdy wykonywany przez nią gest był pełen elegancji. Prawie spłoszył ją oglądaniem jej twarzy. Parvatti pozytywnie go zaskoczyła, a przecież mogła dać mu w pysk! Ha! A to ci dopiero!
Potem atmosfera siadła. Tęczowooka cały czas rozglądała się na boki. Czyżby rozmowa ją nudziła? Być może, bo się nie kleiła. Nie podejrzewał też o bycie w jej typie. Zgodziła się na wspólne picie, niezobowiązującą posiadówę, ale brak zainteresowania było widać jak dłoni. Spojrzał w kierunku, w którym zerkała i mina mu zrzedła.
Oczywiście, że musiała zwrócić uwagę na postawnego bruneta. Nie kafar, ale Amias podejrzewał, że jeśli typ z kimś przegrywa to tylko w karty, nie licząc opaski na oko. Wyglądał na wkurwionego na byle co. Serio... co kobiety widziały w agresywnych facetach? A może Parvatti była teraz płodna, hormony buzowały... ciekawe ile w ogóle ma lat? Biło od niej matczyne ciepło i opiekuńczość. Miała w sobie coś delikatnego i czułego, co grzało serce, ale wątpił by miała dzieci.
Z drugiej strony wcale jej się nie dziwił. Pan Tajemniczy - jak z miejsca przezwał mężczyznę w swych myślach Poe - był całkiem przystojny. Szeroka, dobrze wyciosana szczęka. Wyćwiczona sylwetka. Schludny ubiór. W zasadzie kłóciłby się sam ze sobą z kim wolałby spędzić noc.
- Nic nie straciłaś. Warsztaty odwołano, bo ludzi zaczęło gnębić jakieś choróbsko - wzruszył ramionami, lecz myślami wrócił do sennego malarza. Z chęcią odwiedziłby go raz jeszcze. Dokończyliby obraz, wysłuchałby kolejnej serii pytań o to, czy to wszystko prawda, ale epidemia to nie przelewki. Nie chciał złapać niczego od ludzi i zdechnąć tak młodo.
Wyprostował się w krześle, gdy Parvatti oznajmiła, że idzie. A już miał przypalić jej cygaretkę. Może wróci, może nie. Kawał fajnej babki, kawał ładnego kamyczka. Tyle stracić... chyba że dałby jej powód do powrotu. Małe psoty przecież nikomu nie zaszkodzą. - Wybaczę jeśli wrócisz. - Puścił jej oczko i powiódł za nią wzrokiem, zaciągając się papierosem. Nie mógł się nie uśmiechnąć, gdy schyliła się po kwiat. Ktokolwiek był sprawcą żarciku, dostarczył Amiasowi pięknych widoków cudnego tyłeczka Parvatti. Chyba dlatego lubił kobiety nietrzymające się zasad, etykiety i mody. Takie w spodniach. Suknie wszystko zakrywały i miał gdzieś banialuki o pozostawianiu więcej dla wyobraźni. Po co kupować kota w worku?
Wyciągnął dłoń w jej stronę, skupiając się na błyskotce. Nie chciał niczego uszkodzić, jedynie przyjrzeć się jej bliżej, dać powód Parvatti do powrotu do ich stolika i może spłatać małego figla. Chciał też wypytać gdzie można zdobyć takie cudowności. Przecież zaraz go odda.
Wisior uniósł się do góry. Przełożył go jej przez głowę, akurat gdy się pochylała, sprawnie manipulując mocą. Wdzięki wdziękami, ale teraz chciał obejrzeć sobie błyskotki. Uwolniony kamień przeciął powietrze i już! Miał go w swojej dłoni!
Przełożył cygaretkę do ust i tam ją pozostawił. Ułożył wisior na dłoni i dotknął go palcem drugiej. Obracał delikatnie, obserwując świetlne refleksy tańczące na powierzchni. Skrzył się głównie błękitem i zielenią, ale znalazł miejsce również na pozostałe kolory tęczy. Pasował do jej oczu. Ona albo ktoś, kto sprezentował jej to cudeńko, miał dobry gust. Wyciągnął z torby lusterko i przyłożył wisiorek do szyi.
Trochę za duży dla niego. Wolałby kilka mniejszych, ich sznur we włosach. Może kolejny występ powinien ubrać w morskie motywy?


Tawerna „Księżycowy Młyn” Ev4vUTM

Powrót do góry Go down





Enkil
Gif :
Tawerna „Księżycowy Młyn” 5PUjt0u
Wiek :
36 lat choć wizualnie prezentuję się na jakieś 26-
Wzrost / Waga :
193 cm / 85 kg
Pod ręką :
Torba na ramię, telefon komórkowy, porfel, komplet fałszywych dokumentów, klucze, okulary przeciw słoneczne, nóż.
https://spectrofobia.forumpolish.com/t271-enkil-arantza#411 https://spectrofobia.forumpolish.com/t1082-enkil
EnkilDręczyciel
Dręczyciel
Coś poszło nie tak... świadomość tego faktu uderzyła we mnie dobitnie, gdy udało mi się złowić na sobie spojrzenie Baśniopisarki. To byłem w stanie jeszcze sobie jakoś wytłumaczyć. Bylem dyskretny w swej obserwacji więc to nie spojrzenia, które słałem ponad ich stolikiem, powinny ściągać niechcianą uwagę. Obserwacja to jeden z kluczowych elementów fachu, którym parałem się od niepamiętnych czasów zresztą po dziś dzień. To nie mogła zatem być kwestia braku dyskrecji, chyba że trafiło się na paranoika, takim wystarczyło, iż stało się zwróconym w ich stronę, a już ich głowy napełniały się setkami podejrzeń i strachów.
W przypadku Parvatti mogła to być rodząca się między nami więź. Zwykle myślałem o niej jak o pajęczynie, kolejnych niciach sieci, która powoli zmienia się w kokon, ciasno oplatający ofiarę. Cienie mojego pokroju stanowią specyficzną grupę, wiedziałem, że byli i tacy, którzy doszukiwali się w tym złączeniu mistycyzmu, ręki przeznaczenia czy innych bzdetów. Dla mnie był to po prostu element naszej natury, który im wnikliwiej się poznało, tym lepiej można wykorzystać.
W każdym razie mogło to tłumaczyć mimowolne przyciąganie uwagi tęczowookiej. Czemu jednak białowłosy Amant mojej śniącej, wpatrywał się we mnie niczym sroka w jakieś tandetne świecidełko?
Czyżby wyzbywanie się w tym świecie większości barw ze swej garderoby było aż takim utrudnieniem dla wtapiania się w tłum? W Świecie Ludzi nigdy nie stanowiło to większego problemu. Cóż, może i będzie trzeba popracować nieco nas swoim wizerunkiem, czy raczej kamuflażem. Pomysł doszlifowania swoich umiejętności w kwestii aktorstwa, też od jakiegoś czasu kołatał mi się w głowie. Problemu nie stanowił nawet czas, lecz znalezienie właściwego nauczyciela, albo nauczycielki, niekoniecznie zasilającej kręgi mych podwładnych.

Widziałem rodzące się komplikacje w scenariuszu, który dopiero co zaczął malować się w mojej głowie. Owe komplikacje jednocześnie napawały mnie jednak zadowoleniem.
Między tą dwójką ewidentnie coś nie zaiskrzyło. Sytuacja nadal była do uratowania i to bez konieczności zdradzania się. Wystarczyła odrobina prywatności, kawałek pergaminu oraz odpowiedni posłaniec. Ba, jeśli wszystko pójdzie dobrze, może nawet podkręcę grę na emocjach białogłowy. Nie bardzo jednak podobał mi się pomysł porzucenia miejsca obserwacji. Jak się okazało Baśniopirarka, jakoś musiała zwietrzyć moje intencje, albo po prostu miała szczęście. Nie zerkałem wprost na nią, lecz widziałem, że ruszyła w moją stronę. Czy może raczej stronę wyjścia, co raczej nie spodobało się porzuconemu fircykowi. Czego dobitny dowód otrzymałem w momencie, gdy tęczowaooka pochyliła się ku dziwnej roślinie. Jej własna imaginacja? Możliwe, nie skupiłem się na kwiecie, który zresztą rozmył się w powietrzu. Dużo bardziej zaciekawił mnie wisiorek, który właśnie przefrunął kilka metrów w powietrzu, aby wpaść w ręce porzuconego chłoptasia.
Interesujące... telekineza czy może władza nad metalami? Zarówno jedno, jak i drugie, wpisywało się na listę talentów, które mile widzieliśmy wśród swych adeptów. Były cholernie przydatne, czy to dla szpiega, czy żołnierza. Oczywiście brakowało tu pewnej dyskrecji i subtelności. Lecz cała „sztuczka” zdawała się przeprowadzona na pokaz, była zatem nadzieja, że chłoptasiowi nie brakowało umiejętności, a jedynie desperacko walczył, o której uwagę skąpiła mu Baśniopisarka. Co zaś jej się tyczyło, byłem ciekaw, jak zareaguje na tę jawną zaczepkę. A może tak zabawić się w rycerzyka?
-Wszystko w porządku? Mam wrażenie, że ktoś się Panience naprzykrza... Chyba że to tylko przyjacielskie przekomarzanki, wywczas przeprasza.
Gdy kobieta znalazła się dostatecznie blisko, odezwałem się na tyle cicho, aby tylko ona była w stanie mnie usłyszeć. Nie patrzyłem jednak na nią. Moje spojrzenie niczym punkt laserowego celownika wbijało się teraz w Lunatyka, pochłoniętego oglądaniem swej zdobyczy.
-Zwykle jednak zadanie takiego pytanie w porę przynosi mniej szkód, niż gdyby nie padło wcale.
Dopiero z tymi słowami przeniosłem wzrok na białowłosą, wyraz mojej twarzy pozostawał jednak trudny do odgadnięcia. Z całą pewnością jednak nie doszukała się w nim uśmiechu.

Powrót do góry Go down





Parvatti
Gif :
Tawerna „Księżycowy Młyn” 5PUjt0u
Godność :
Parvatti Ray
Wiek :
1000 lat ponad, ale dalej się trzyma
Rasa :
Baśniopisarka
Wzrost / Waga :
165 cm/ 53 kg
Znaki szczególne :
Srebrno złote włosy, tęczowe oczy i elfie uszy.
Pod ręką :
Papierosy, klucze do mieszkania, portfel, zapalniczka, bransoletka Animicus.
Zawód :
Alkoholik, obieżyświat.
https://spectrofobia.forumpolish.com/t189-parvatti
ParvattiNieaktywny
Słysząc słowa lunatyka uśmiechnęła się zawstydzona i puściła do niego oczko.
-Kiedyś na pewno.
Ot taki żarcik. Oczywiście, że zamierzała wrócić, jedynie zamierzała pozbyć się źródła problemu, albo raczej wytłumaczyć całą sytuację i udać się gdzie indziej. Nienawidziła takich ludzi, wyrastała wśród Arystokracji, a tam wiecznie ktoś się przyglądał. Nie mogła mieć chwili dla siebie. Chociaż i tak jej się to udawało, nie mniej jednak ciekawskie spojrzenia towarzyszyły jej przez całe życie, więc bardzo dobrze wie kiedy się jej ktoś przygląda.
A może nie jej osobie, tylko jej specyficznemu znajomemu. Nie to było teraz ważne. Była Rai i nie pozwoli nikomu na taką śmiałość by się gapić na nią.
Gdy zerwała kwiat, amulet z jej szyi uniósł się niebezpiecznie. Złapała go, jednak za słabo i ten zerwał się z jej objęcia, frunąc prosto do Poe. Kobieta się uśmiechnęła i pokręciła głową. No tak, teraz to chłop ma pewność, że do niego wróci i to dość szybko. Niezła sztuczka, skuteczna i to na parę sposobów.
Jednocześnie mężczyzna miał fizyczny argument, przez który Parvatti musiała wrócić do stolika i też pokazał jej, że nie tak szybko będzie w stanie od niego uciec. Zabawne, chociaż facet nie był w jej typie to czuła, że mogą się jakoś dogadać. Oczywiście nie na długo i nie na jakiś poważny związek pełen kłamstw czy złamanych obietnic i zdrad.
Fuj, kto by chciał. Ale jeśli Poe podzielał jej opinię na temat wolnej miłości to mogą się przyjemnie na jakiś czas zabawić.
W czasie swych rozmyślań podeszła do podejrzanego, jednookiego mężczyzny. Fakt, że się do niej pierwszy odezwał był zaskakujący i jednocześnie utwierdził ją w przekonaniu, że jest coś nie tak z tą osobą.
Parvatti przyglądała się mu przez całą jego wypowiedź w trakcie, gdy ten lustrował wzrokiem Poe, a potem przyjrzał się jej. Miała zmrużone oczy i wręcz gapiła się na niego groźnie bez mrugnięcia okiem. Mężczyzna mógł usłyszeć nawet cichutkie mmmmmmm, tak jakby kobieta myślała o czymś tak intensywnie, że paliło się jej pod białą czupryną.
Wszystko się zgadzało, kiedyś miała okazję spotykać taką osobę, znaczy nie dokładnie takiego wysokiego, przystojnego, jednookiego szatyna. Wtedy był to brzydal, jednak było podobnie, facet ją obserwował najpierw w miejscach publicznych, potem przesiadywał przed jej domem, potem nękał ją w pracy w Świecie Ludzi, a następnie wszystkim rozpowiadał, że są parą.
No świr, nic innego.
Stała tak jeszcze chwilę bez słowa, aż wreszcie odezwała się.
-Acha! Zboczeniec.
Przy tych słowach stuknęła mężczyznę w pierś palcem wskazującym jednocześnie zamieniając kolor płaszcza na pudrowy róż. Taki obrót zdarzeń zaskoczył ją tak bardzo, że odsuwając się od mężczyzny potknęła się o własne nogi i poleciała na plecy.


Dłoń Miłosa - 2/7

Powrót do góry Go down





Poe
Gif :
Tawerna „Księżycowy Młyn” 5PUjt0u
Godność :
Amias Vernifer
Wiek :
25
Rasa :
Lunatyk
Wzrost / Waga :
175/58
Pod ręką :
Lusterko, grzebień, papierosy goździkowe, zapalniczka, pieniądze
Broń :
Rapier
Zawód :
Tancerz na szarfach
https://spectrofobia.forumpolish.com/t273-amias-poe-vernifer https://spectrofobia.forumpolish.com/t1109-poe
PoeBiały Królik
Biały Królik
- Och! Okrutna! - Nieskazitelną twarz Lunatyka wykrzywił ból, gdy teatralnie wzdychał. Dłonią zasłonił pierś i nieznacznie osunął się w krześle niczym trafiony strzałą, lecz zaraz na powrót się uśmiechnął. Co prawda liczył na towarzystwo, może na naciągnięcie kogoś na parę darmowych kolejek. Niestety karczmę obsadzili dziś sami naciągacze. Jedni cięli w karty, inni grali słówkami, kobiety zaś... Ufff... wystarczyło żeby Parvatti rozpięła parę guzików koszuli!
Amias uśmiechnął się tryumfalnie, unosząc wisiorek i przyłożył go do siebie, po czym zapozował. Nie domagał się jednak więcej uwagi. Może znała się z Tajemniczym. Jakiś były facet? Zachowywali się conajmniej niecodziennie. Wyglądali... jakby się obwąchiwali czy coś. Z braku laku postanowił się napić, bo nie miał zamiaru siedzieć o suchym pysku. Z gracją uniósł swój kielich za nóżkę i pozwolił trunkowi nasycić go smakiem i aromatem, gdy zapadł werdykt psa policyjnego mierzącego się z psem na baby.
Coooo?!
Z o wiele mniejszą gracją prychnął wprost do pucharu. Łzy stanęły mu w oczach, gdy alkohol podrażnił nieodpowiednie rurki w środku, lecz nadal widział wystarczająco wyraźnie, by zaobserwować zmianę koloru płaszcza. Różowy zboczeniec! Różowy alfons!
Wybuchnął śmiechem. Zresztą nie tylko on na sali piał. Stali bywalcy, dumnie zasiadający przy samym barze oraz barman albo się śmiali, albo wymieniali porozumiewawcze spojrzenia i skinięcia głową w kierunku mężczyzny. Kobiety chichocząc szeptały sobie na ucho, lecz ich oczy zafiksowane były na mężczyźnie w różu. Amias zaraz jednak przestał się śmiać, gdy Parvatti zaczęła lecieć. Bezwiednie wyciągane w jej stronę dłonie nie miały szans jej pochwycić.
Krzesło odsunęło się od stołu dosłownie na centymetr. Chrobot przesuwanego drewna był nieuchwytny w gwarze i zaraźliwym rechocie, od których karczma drżała w posadach, za to trzask oraz stukot upadającego kielicha rozbrzmiały czysto niczym strzał z bicza. Amias był. Przy stole - kolejny trzask - za Parvatti.
Łapał ją niczym w teście na zaufanie. Sapnął, bo nie była wiele lżejsza od niego a impet również zrobił swoje. Nikt jednak głowy sobie nie rozbił, panna mogła odzyskać równowagę i godność. - Ej, nie wyplatam płacht asekuracyjnych w sekundę! - zaśmiał się krótko i spojrzał za siebie. Widok smętnie skapującego z blatu wina łamał serce każdego lubującego się w tym trunku.
- No nie patrz tak. Oddam. Jeśli przyrzekniesz, że powiesz mi, gdzie dorwać takie cacko. - Wyciągnął wisiorek w kierunku kobiety, którego nie zdążył wypuścić z rąk przed skokiem.

Teleportacja


Tawerna „Księżycowy Młyn” Ev4vUTM

Powrót do góry Go down





Enkil
Gif :
Tawerna „Księżycowy Młyn” 5PUjt0u
Wiek :
36 lat choć wizualnie prezentuję się na jakieś 26-
Wzrost / Waga :
193 cm / 85 kg
Pod ręką :
Torba na ramię, telefon komórkowy, porfel, komplet fałszywych dokumentów, klucze, okulary przeciw słoneczne, nóż.
https://spectrofobia.forumpolish.com/t271-enkil-arantza#411 https://spectrofobia.forumpolish.com/t1082-enkil
EnkilDręczyciel
Dręczyciel
I znów wszystko potoczyło się szybko i niezgodnie z planem. Ale przecież życie byłoby nudne, gdyby nie wyzwania rzucane przez los. Albo przez małe, szpiczastouche pannice. Jak ta która właśnie stała przede mną, rzucając mi w twarz jakże raniące oskarżenia. Może nie samo oskarżenie było raniące, lecz dobór słów. Nie dało się jednak ukryć, że obsesja jak zwykle rozwijała się u Cieni mojego pokroju, mogła zostać tak interpretowana. Osobiście miałem na to inny pogląd, zawsze widziałem w tym coś w rodzaju patronatu. Opieki, na którą co prawda nie zawsze się zgadzano lub miało się o niej pojęcie. Tak jak teraz, znów coś mi nie pasowało. Byłem pewny swoich działań, procesu postępowania. Zwykle sam decydowałem o momencie ujawnienia się, czasem wpływały nań pewne okoliczności. Jednak tu ich zabrakło. Przez nawał zawodowych obowiązków, cześć zabiegów wykonywali dla mnie zaufani ludzie. Oni też ostatnio zajmowali się podrzucaniem drobiazgów, czy obserwacją. Sam musiałem ograniczyć się w głównej mierze do naszych spotkań w sennym wymiarze. Czyżby zatem któryś z idiotów dał się przyłapać? Jakże ciężko o kompetentnych pachołków w dzisiejszych czasach... przysięgam, że jakieś dwie dekady nie stanowiło to takiego wyzwania. Niestety, jeśli moja droga śniąca liczyła na to, że jej słowa zmienią coś w mojej postawie, musiała odczuć pewne rozczarowanie. Nie zamierzałem wznosić chóralnych zaprzeczeń i usilnie wyperswadować dziewczynie, że się myli. Jedyne co wzniosłem to brwi, lecz reszta mimiki pozostała niczym kamień. A przynajmniej do momentu, w którym uzmysłowiłem sobie, że w obliczu baśniopisarzy lepiej uważać z życzeniami... gdyż moje plany dotyczące wzbogacenia garderoby w żywsze kolory, właśnie realizowały się na moich oczach.
Róż... bo jakby inaczej. Zdecydowanie nie był moim kolorem, słabo komponował się z cerą, szczególnie jeśli był tak blady. Niestety całe to zamieszanie, które wywołała białowłosa, postawiło nas w centrum uwagi. Jakże mało potrzeba, rozpitemu umysłowi, by znaleźć odrobinę ucieszy... przemknęło mi przelotnie przez myśl, a nawet przyprawiło o ukłucie zazdrości. Nie należałem do grona osób upijających się na wesoło. Wywołanie u mnie radości wymagało zdecydowanie więcej zachodu. Choć nie wykluczałem, że urządzenie w tawernie małej krwawej łaźni mogłoby sprostać wyzwaniu.
Niestety nie było mi dane, bardziej zagłębić się w warstwę własnych problemów egzystencjalnych, ponieważ mój „napastnik” (jeśli za atak akt wandalizmu popełniony na całkiem dobrym płaszczu) właśnie zmierzał na spotkanie z podłogą. Miałem w końcu swoje priorytety i moja uwaga w tym momencie w pełni skupiła się na śniącej. Moje ciało zareagowało samo, błyskawicznie, jak gdyby upadek białowłosej miał skończyć się co najmniej śmiercią, a nie potłuczeniem sobie zgrabnego i krągłego tyłeczka. Fakt, iż dzielił nas, nieznaczny dystans tylko ułatwiał sprawę. Z perspektywy Baśniopisarki, mogło to wyglądać, jakbym właśnie się na nią rzucał, choć grozę scenerii zapewne przekreślał różany przyodziewek... W każdym razie jedna z moich dłoni, niczym wąż zacisnęła się wokół talii kobiety, druga chwyciła ramię, tak by zapewnić upadającej podparcie.
Wtem jednak okazało się, iż nie byłem jedynym, który wykazał się dobrym, choć nie dość szybkim refleksem.
Białowłosy intruz, korzystając ze swej mocy, również podjął próbę ratowania mojej śniącej przed upadkiem. Baśniopisarka znalazła się w dość kłopotliwym położeniu, przez moment znajdując się pomiędzy naszą dwójką. Moje nerwy też miały swoje granice, to też skorzystałem z chwili, kiedy kobieta miała ograniczone pole widzenia, po to, by ponownie utkwić spojrzenie w jej pseudo wielbicielu. I jeśli ktoś sądził, że będąc zakutym w różowy pudrowy płaszcz, nie można wyglądać groźnie, to właśnie wyprowadzałem go z tego błędu. Nawet gdyby przystroiło się wilka w różowe kokardki, to nie przeszkadzałoby mu w próbie zaciśnięcia szczęki na krtani intruza, który naruszał jego terytorium... I zadbałem o to, by białowłosy pojął to z chwilą, kiedy skrzyżowały się nasze spojrzenia. By upewnić się, czy przekaz dotarł, postanowiłem również skorzystać z Diabelskiego oka i sprawdzić co też krąży w myślach, zarówno amanta, jak i Parvatii, którą właśnie stawiałem na równe nogi, jednocześnie dbając o to, by moja twarz odpowiednio złagodniała.
-Doradzałbym większą ostrożność albo stabilniejsze pantofelki.
Dopiero teraz z pewną dezaprobatą zerknąłem na płaszcz, zastanawiając się, czy ten wyląduje w koszu, czy jednak u jakiegoś magicznego krawca. Ci zwykle mieli odpowiednie uroki na barwienie materiału.
-Wystarczyłoby również proste „nie”.

Powrót do góry Go down





Parvatti
Gif :
Tawerna „Księżycowy Młyn” 5PUjt0u
Godność :
Parvatti Ray
Wiek :
1000 lat ponad, ale dalej się trzyma
Rasa :
Baśniopisarka
Wzrost / Waga :
165 cm/ 53 kg
Znaki szczególne :
Srebrno złote włosy, tęczowe oczy i elfie uszy.
Pod ręką :
Papierosy, klucze do mieszkania, portfel, zapalniczka, bransoletka Animicus.
Zawód :
Alkoholik, obieżyświat.
https://spectrofobia.forumpolish.com/t189-parvatti
ParvattiNieaktywny
Honda...O kurwa, Honda.
Parvatti stała zarumieniona aż po kąciki własnych uszu z otworzonymi ustami, nie wiedząc co powiedzieć, albo co zrobić. W sumie to nie wiedziała nawet jak się ruszyć. Ale zacznijmy od początku.

Trochę zamyśliła się o Poe i to może trochę nawet za bardzo. Wiedziała, że grał, ale nie wiedziała w co i to ją ciekawiło. Chciała go rozgryźć, chociaż trochę by móc dowiedzieć się kim jest i co chce. Poza tym adorował ją w ciekawy sposób.
Potem oskarżyła nieznajomego o stalking. W sumie to zdawało jej się dziwne, że się im przygląda, że wcześniej dostawała te dziwne prezenty. Ale przecież facet nie powiedział nic złego. W sumie, to może każdy by się tak odezwał, który by miał dobre serce albo by wiedział, że nieznajoma wpadła w bagno. To jak w Amerykańskim serialu, kiedy kumpel odbił ci laskę i potem wszystkie dziewczyny przed nim ostrzegasz. Ale by się musieli znać i to dość dobrze, by taka sytuacja miała miejsce, a nic na to nie wskazywało. Albo ona nie zauważyła po prostu.
Dodatkowo ten kwiat, przez który płaszcz nieznajomego jest różowy.
Kurwa co się dzieje.
Sam wypadek też był dziwny ponieważ odruchowo złapała się różowego płaszcza zaciskając na nim dłonie by nie upaść. Jednak nie potrafiła się pozbyć dziwnego wrażenia, że skądś zna mężczyznę. Może to przez znajomy zapach? Nie. Nie potrafiła go też z niczym skojarzyć.
Słysząc żart Poe na chwilę się rozluźniła, cóż chyba naszyjnik był teraz jej najmniejszym zmartwieniem. Poza tym mogła by go nawet oddać jeśli Poe by ją zauroczył, co prawda jest to prezent, jednak czego nie robi mózg otumaniony dużą ilością endorfin. Po chwili jednak znów się spięła czując jak atmosfera między mężczyznami gęstnieje. Miała szczęście, że nie mogła uczestniczyć w wymianie spojrzeń. Chociaż co to za szczęście, kiedy jeden z nich jest od ciebie wyższy o prawie 30 cm, a do drugiego stoisz tyłem.
Honda...O kurwa, dziewczyno spokojnie, o czym ty myślisz, uspokój się i jakoś musisz się wytłumaczyć...Wdech i wydech.
Parvatti stała zarumieniona aż po kąciki własnych uszu z otworzonymi ustami, nie wiedząc co powiedzieć, albo co zrobić. W sumie to nie wiedziała nawet jak się ruszyć. Wzięła głęboki wdech i puściła płaszcz nieznajomego, który zmienił swój różowy odcień na ciemniejszy. Stanęła na własne nogi i przymknęła oczy by się uspokoić i pozbyć rumieńców. Zresztą sytuacja była na tyle dziwna, że cała tawerna gapiła się tylko na nich. Dziewczyna przeklęła w duchu i już zaczęła obmyślać jak odwrócić uwagę wszystkich gdy usłyszała uwagę nieznajomego.
Zacisnęła usta czując, że się rumieni. Nie miała odwagi spojrzeć mu w oczy ponieważ czuła się jak skarcone przez rodzica dziecko.
Na litość bogów, masz 1000 lat, kobieto zachowuj się.
-Przepraszam za ten wypadek i oskarżenie, proszę dać mi adres, a na dniach dostarczę panu odpowiednie zadośćuczynienie za straty na mieniu.
Zacisnęła dłonie w pięści i spojrzała prosto w szkarłatne oko nieznajomego. Starała się uspokoić, co jej cię nawet dość dobrze udało, gdyby głos jej nieznacznie nie zadrżał na początku.
Wyswobodziła się z uścisku i rozkładając ręce na boki krzyknęła do wszystkich.
-Kolejka na mój rachunek!
Nic tak nie raduje tłumu jak darmowy alkohol. Część osób zakrzyknęła zadowolona, inni ruszyli do baru, a jeszcze inni wołali kelnerki. Biedne marionetki będą miały dużo roboty, ale dzięki temu odwrócili od siebie uwagę. Zresztą każdy, który znał nazwisko Rai wiedział, że faktycznie mają na tyle pieniędzy by postawić kolejkę w pełnej karczmie każdemu po kolei.
Parvatti jeszcze raz westchnęła głośno i obróciła się do mężczyzn opierając dłonie o spodnie, przez co zmieniły swój kolor na wściekłą czerwień.
A szkoda, bo były strasznie wygodne.

Dłoń Miłosa - 3/7

Powrót do góry Go down





Poe
Gif :
Tawerna „Księżycowy Młyn” 5PUjt0u
Godność :
Amias Vernifer
Wiek :
25
Rasa :
Lunatyk
Wzrost / Waga :
175/58
Pod ręką :
Lusterko, grzebień, papierosy goździkowe, zapalniczka, pieniądze
Broń :
Rapier
Zawód :
Tancerz na szarfach
https://spectrofobia.forumpolish.com/t273-amias-poe-vernifer https://spectrofobia.forumpolish.com/t1109-poe
PoeBiały Królik
Biały Królik
Posłał Panu Tajemniczemu perłowy uśmiech, gdy chłodny szkarłat przeszywał go na wskroś. Różowy płaszcz przydał kapkę komizmu całej sytuacji, lecz nie przykrył lodowej furii, którą zionął jednooki Cień. Nie odbiło się to na szampańskim humorze Amiasa. Wręcz przeciwnie, bo Lunatyk wyszczerzył się jeszcze szerzej i wlepił w mężczyznę swoje fiołkowe ślepia, jakby doznał objawienia.
- Uhuhu! Może być zabawnie! – zachichotał krótko na myśl urządzenia małej rozpierduchy w przyjaznej knajpce. Znudzony, tak jak dziś, bywał dziecinny, lecz przede wszystkim nie chciał wyjść z wprawy. Uwielbiał prowokować, denerwować, a potem dawać dyla i z dystansu obserwować rozjuszonych oponentów pozostawionych samym sobie. Siedzieć na dachu i słuchać niesionych przez wiatr inwektyw oraz odpowiadających na nie niepocieszonych mieszkańców. W szczególności ulubił sobie takich jak ten tu. O, patrzcie jak kontroluje sytuację, jaki jest ważny i opanowany, nawet jeśli dopiero co przegrał w karty. Samiec alfa w wieku poborowym! Do tego przystojny… czyli ego cierpi podwójnie!
Oczywiście to były jedynie powierzchowne odczucia, pod którymi rozkwitał bukiecik podejrzeń. Typ spod najciemniejszej gwiazdy, nieistotne jak bardzo niepasujący do bywalców karczmy, nie stałby jak kołek przy samym barze i nie lampił się na nieznajomą kobietę, jeśli nie miał złych zamiarów. Znaczy, mógł ich nie mieć i zwyczajnie dorównywać tępotą stołowej nodze, lecz intuicja, znana również męskiemu rodowi, oraz doświadczenie przeczyły tej hipotezie. Facet zdawał się przeczyć samemu sobie.
Parvatti doskonale wybrnęła z tarapatów, nawet jeśli czubki jej uszu dorównywały kolorem płaszczowi nieznajomego. Zastanawiająca była przyczyna zawstydzenia kobiety. Chodziło o farbowanko, o potknięcie, a może o znalezienie się w potrzasku? Obstawiał to ostatnie, gdyż łapiąc ją nie mógł się o nią nie otrzeć. Doskonale mógł poczuć dobrze wyrzeźbione mięśnie, nawet przez materiał ich ubrań. Na tym polu wyprzedzał bruneta o krok. Grunt to złapać kontakt. Niby przypadkiem, nienachalnie i naturalnie, a potem ewentualne rach-ciach-ciach!
- Z igły widły. Na ciemniejszy zawsze można przefarbować. – Delikatnie wzruszył ramionami i odrzucił włosy do tyłu. - Ewentualnie macniesz go jeszcze ze dwa razy i będzie pod kolor oczu… oka – skomentował ciemniejący pod wpływem dotyku Parvatti płaszcz, z mocnym postanowieniem wprowadzenia swojego planu w życie, zupełnie niezrażony nagłym spokojem Cienia i rzucanymi przez niego niemymi groźbami męczarni i śmierci.
Białowłosa rozłożyła ręce na boki, jego własne wystrzeliły w górę.
- Taak! Pijmy! – przyłączył się do okazujących entuzjazm klientów, po czym wyciągnął rękę w kierunku stołu. Mgnienie oka później trzymał w niej karafkę wina, którą zamówili wcześniej i rozlał je do trzech pucharów podstawionych przez barmana. Ignorowanie, ciche dni i fochy zostawiał dla kiepskich, zazdrosnych kochanków, którzy myśleli - o zgrozo, co za straszna choroba - że mogą mieć go na wyłączność. Cień pewnie wolałby zostać tête-à-tête z Parvatti, więc tym chętniej wcisnął mu puchar w dłoń. Uczynił to z ogromnym entuzjazmem, jakby na co dzień trudnił się przekształcaniem wieczorków poetyckich w dzikie popijawy.
- Ja wiem, że u kobiet to naturalne i co miesiąc, ale to chyba lekka przesada, nie uważasz? – zażartował i przeniósł wzrok na spodnie Parvatti upijając wino.


Tawerna „Księżycowy Młyn” Ev4vUTM

Powrót do góry Go down





Enkil
Gif :
Tawerna „Księżycowy Młyn” 5PUjt0u
Wiek :
36 lat choć wizualnie prezentuję się na jakieś 26-
Wzrost / Waga :
193 cm / 85 kg
Pod ręką :
Torba na ramię, telefon komórkowy, porfel, komplet fałszywych dokumentów, klucze, okulary przeciw słoneczne, nóż.
https://spectrofobia.forumpolish.com/t271-enkil-arantza#411 https://spectrofobia.forumpolish.com/t1082-enkil
EnkilDręczyciel
Dręczyciel
Cały ten cyrk, był naprawdę irytujący... jednak widok Baśniopisarki, która spłoniła się rumieńcem, był tego wart. Szczere emocje, sprawiały, że w moich oczach stawała się znacznie bardziej apetyczna. Mieszanka niewinności, zawstydzenia i czegoś jeszcze, powodowały, że zdawała się odsłonięta i krucha... Ten krótki moment był dla mnie wystarczającą nagrodą oraz motywacją, by nie zaprzestawać swej gry, nawet jeśli wkradała się do niej dzika karta.

Moje zadowolenie prysło niczym mydlana bańka, z chwilą, kiedy artefakt pozwolił mi zagłębić się w myśli Lunatyka. Do tej pory nie przypuszczałem, że nastanie dzień, kiedy czyjeś myśli miały mnie przyprawić o... niepokój. Miałem już okazję nasłuchać się przekleństw, klątw i szyderstw rzucanych pod moim adresem, zdarzały się też niewypowiedziane groźby, które przeradzały się w całkiem realne plany, mające na celu przerwanie mojej więzi ze światem żywych. W takich momentach, Oko diabła, było niczym błogosławieństwo, jeśli miałem wątpliwości względem kogoś w swoim otoczeniu, często miałem szanse uprzedzić jego zamiary. Artefakt stanowił jedynie ułatwienie i prawdopodobnie ocalił więcej osób, niż przywiódł do zguby. Wcześniej kierowałem się jedynie dedukcją oraz instynktem, lecz jeśli coś nie zgrywało się w pełni, wolałem dmuchać na zimne. Zawsze to lepiej by ktoś inny niż ty gryzł piach, czy stawał się darmowym bufetem dla głodnych bestii. W Krainie Luster kwestie takie jak, pozbywanie się dowodów zbrodni, były znacznie wygodniejsze, niż miało to miejsce w Świecie Ludzi, którym roiło się od wszędobylskich cyfrowych ślepi. Jednak... słuchanie planów morderstwa przyprawiło mnie o mniejszy niepokój, niż zrozumienie, że przez ten białowłosy łeb przewinęła się myśl uwzględniająca nasze „bliższe zapoznanie się...”. Momentalnie przez moją twarz przebiegł nieprzystojny grymas, który jasno wyrażał, co sam myślę o takiej alternatywie. Nie sądziłem jednak, by Lunatyk mógł, właściwie to odebrać. Jednak poza tym, czego wiedzieć zdecydowanie nie chciałem, a o czym szybko nie zapomnę... uzmysłowiłem sobie lepiej z kim mam do czynienia. Nadawał się. Problem w tym, że w obecności mojej drogiej śniącej trudno było porozmawiać o interesach. Zaś coraz śmielsze myśli oraz poczynania Lunatyka względem Parvatii coraz bardziej drażniły instynkt Dręczyciela. Wyglądało na to, że moje początkowe nadzieje zaczynają, obracać się w proch i sprawę będzie trzeba rozegrać bardziej bezpośrednio.
-Nie ma takiej potrzeby, to tylko płaszcz. Nie jest uszkodzony, a przywrócenie go do pierwotnego stanu nie będzie wielkim kłopotem.
Tutejsi krawcy z całą pewnością poradzą sobie z czymś równie trywialnym co zmiana koloru. Lubiłem ten płaszcz, został wzbogacony o odpowiednia ilość ukrytych kieszeni, starym nawykiem wszyłem w mankiety kilka drobiazgów, które przydawały się w podbramkowych sytuacjach. Nie mniej jednak róż zdecydowanie nie był moim kolorem, to też nie miałem zamiaru za długo w nim paradować. Później schowa się go do sakwy i tyle w temacie.
-Jestem w stanie wyobrazić sobie gorsze kombinacje kolorystyczne... Mimo wszystko.
Po chwili w karczmie rozniosły się radosne wiwaty, kiedy Baśniopisarka postanowiła zafundować wszystkim kolejkę na swój koszt. Bywalcy tawern i barów zwykle byli spragnieni, niczym rośliny w czas suszy, nawet jeśli ledwo co skończyli dopijanie 5 kufla z piwem.
Przez chwilę poczułem coś na kształt ukłucia zazdrości albo raczej tęsknoty za dawną beztroską. Tą mogłem się cieszyć, zwykle przemierzając Krainę Snów.
Z zamyślenia wyrwał mnie nagły ruch białowłosego, który wcisnął mi w rękę puchar z winem... Facet był bardzo pewny siebie albo też nie miał właściwie funkcjonującego instynktu samozachowawczego. Musiałem jednak trzymać fason, przez wzgląd na barwnooką pannę, która ponownie obejrzałem sobie od stóp do głów.
-Problemy z kontrolą mocy?
W magicznym świecie można było się upić na wesoło czy smutno, ale i na „magicznie”, część osób po pijaku traciła nad sobą kontrolę, co niekiedy bywało dość groźne w skutkach nie tylko dla nich samych, ale i otoczenia. Wszyscy chyba znają słynną historię o Lunatyku, który po pijaku, teleportował się na wystawę w ziemskim muzeum, ponoć winieto go za wariata i nic dziwnego, skoro zaczął przystawiać się do woskowych figur. Parvatii nie była jednak pijana, zatem problem musiał tkwić gdzie indziej.
W końcu upomnieli się o mnie „kamraci” ze stolika, przeniosłem wzrok na puchar z winem, po czym wzruszyłem ramionami i wykonałem krótki gest, który oznaczał, że kończę grę. Karciani kompani buntowali się przez chwilę, ale żadnemu jednak nie zależało na moim powrocie na tyle, aby ruszyć się ze swojego miejsca, dając tym samym możliwość, by reszta podejrzała jego karty.
Przeniosłem badawcze spojrzenie na fircyka, który jak widać, znakomicie bawił się przez cała tą sytuację. Musiałem wymyślić, jak odciągnąć go od Parvatii, aby wyjaśnić sobie to i owo... tymczasem jednak należało zachować pewne konwenanse.
-Elias Cetren.
Przedstawiłem się krótko, lekko unoszą przy tym puchar z trunkiem. Miałem przygotowane kilka "życiorysów", pasujących do rożnych okazji. Cetren gdyby ktoś postanowił zasięgnąć na jego temat języka, był najemnikiem, zwykle zajmującym się ochroną zwykle towarów. Pojawiał się w mieście, to znów znikał z kolejnym zleceniem.

Powrót do góry Go down





Parvatti
Gif :
Tawerna „Księżycowy Młyn” 5PUjt0u
Godność :
Parvatti Ray
Wiek :
1000 lat ponad, ale dalej się trzyma
Rasa :
Baśniopisarka
Wzrost / Waga :
165 cm/ 53 kg
Znaki szczególne :
Srebrno złote włosy, tęczowe oczy i elfie uszy.
Pod ręką :
Papierosy, klucze do mieszkania, portfel, zapalniczka, bransoletka Animicus.
Zawód :
Alkoholik, obieżyświat.
https://spectrofobia.forumpolish.com/t189-parvatti
ParvattiNieaktywny
Słysząc komentarz Poe, że powinna jeszcze parę razy dotknąć płaszcza nieznajomego, by ten stał się ciemniejszy kobieta rozluźniła się. W jego rozmowie było coś przyjemnie beztroskiego, co sprawiało, że opinia publiczna wydawała się Baśniopisarce mniej ważna. Albo powodem tego był fakt, że nie widziała morderczych spojrzeń, ani nie przeczytała żadnemu z nich w myślach. Jednak nie potrzebowała tego, z niewyjaśnionych przyczyn czuła, że zna obu mężczyzn. Poe był obecny na warsztatach w Domie Kultury więc nie powinien jej zaszkodzić ze względu na konflikt interesów, czy też ideałów. No przynajmniej nie póki takiego nie znajdą. A szkarłatnooki zdawał się jej niegroźny, mimo swojej groźnej postawy i trzymania na dystans każdego w swoim otoczeniu.
-Nalegam.
Nie mogła pozwolić by ten drobny incydent położył się cieniem na jej nazwisku. Są ludźmi honoru i naprawiają swoje błędy albo za nie płacą. W tym wypadku będzie się kłócić o płaszcz, nawet jakby miała go ukraść, albo śledzić mężczyznę aż do krawca by zapłacić. A kto jak kto, ale Parvatti potrafi być wyjątkowo upartym stworzonkiem.
Dziewczyna delikatnie uśmiechnęła się i podniosła brew słysząc słowa obcego. Czyżby to taki żarcik? Albo tekst na zagadanie, by rozluźnić atmosferę? Zadziwiające, kto by się tego spodziewał po wielkim i groźnym jednookim hazardziście.
Darmowy kufel to najlepsza rzecz, którą można dostać w tym barze za darmo. Pewnie dlatego, że nie zdarza się to za często, a raczej bardzo rzadko.  Nie często przychodzą tutaj osoby, które stać na alkohol dla może 1/7 mieszkańców Miasta Lalek. Na niej się to również trochę odbije, ale to mała cena za przywrócenie temu miejscu jego naturalnego gwaru i chaosu.
Z zamyślenia wyrwał ją Poe, który zakrzyknął z zadowolenia i przyniósł jej kufel. Oczywiście ten również zmienił kolor i stał się lawendowy i pokryty kwiatkami. No cudownie, to widocznie wszystko co dotknie kobieta będzie w barwach pokoju małej królewny. Jednak zadowolona chwyciła kufel i lekko go unosząc przechyliła by opróżnić połowę jego zawartości jednym tchem.
Podniosła spojrzenie z powrotem na nieznajomego i prawie niewidocznym ruchem zlizała wino z kącika ust końcówką języka kiwając zaprzeczająco głową.
-Nie mam mocy zamieniania materiałów w róż. Myślę, że to głupi żart, możliwe, że to przez ten magiczny kwiat, który zerwałam. Cóż, wystarczy poczekać aż samo przejdzie. Może wtedy płaszcz też zmieni kolor.
Uśmiechnęła się nieco niepewnie nie wiedząc na ile może sobie pozwolić przy mężczyźnie. W końcu sprawiła mu trochę kłopotów przez oskarżenia i upadek.
Słysząc komentarz Poe spojrzała zaskoczona na niego. Po paru sekundach popatrzyła w dół. Gdyby nie przełknęła wcześniej wina, pewnie by teraz wyleciało jej nosem.  Białowłosa bowiem zaczęła się śmiać, no cóż mogła to przewidzieć, skoro zarówno płaszcz, jak i kufel zmieniły kolor, to jej spodnie również. A szkoda, w takim kolorze wolała bieliznę, ewentualnie sukienkę, a nie spodnie.
-Hmmm... a pasuje mi?
Postanowiła odbić piłeczkę zażenowania i zapytała Poe prezentując swój tyłeczek w seksownej pozie i dopytując się kokieteryjnie. Nie zamierzała podrywać Poe. Jednak szybko wpadła na inny pomysł. Podskoczyła lekko wprawiając w ruch materiał bluzki i zawartość kufla. Spojrzała na wino, które niebezpiecznie chciało uciec za brzegi szklanicy. Wypiła je i wskazała palcem prosto w czubek nosa Poe.
-Sprawdźmy na tobie kiedy przestanę zmieniać kolory wszystkiego!
Doskoczyła do niego i poklepała go w bark zmieniając koszulę na białą, ozdobioną pięknymi kwiatami wiśni. Chciała kontynuować zabawę, jednak słowa mężczyzny, a raczej możliwość poznania jego mienia było ciekawszą rzeczą, niż pacanie Lunatyka. Co ciekawsze było, nazwisko kojarzyła bardziej z miejską legendą, niż żywą osobą. Niby to nieraz się obiło, ale nic nie było pewne przy osobie, która realnie nie istniała, a tu proszę jaka niespodzianka.
-Miło mi poznać w tych zaskakujących okolicznościach. Parvatti Rai. Zdrowie!
Podejrzewała, że mężczyzna wie o niej nawet więcej, jednak nie powinna popadać w paranoję. Przecież dużo osób znało jej miano. Sławna spadkobierczyni rodu, ta która uciekła bo woli ludzi, panna, która nie ma kręgosłupa moralnego, pijaczka i awanturniczka, stara panna.
To ostatnie kiedyś ją jeszcze obchodziło. Ale to było paręnaście lat temu, teraz się pogodziła z faktem, że by przedłużyć ród będzie musiała sama o to zadbać i sama wychować potomków.
-Może usiądziemy przy stoliku?- Zagadnęła do Poe, ponieważ to na blacie stała druga karafka wina, a jej kufel był niestety pusty i sam się magicznie nie napełniał. A szkoda, bo taka moc mogła by być bardzo przydatna, ewentualnie zamienianie wody w wino. Ponoć jedna osoba w Świecie Ludzi to potrafiła, ciekawe jakiej był rasy, ze nie rozpoznali w nim Lustrzanego. - Panie Cetren, dla pana również znajdzie się miejsce.
Uśmiechnęła się sympatycznie do Dręczyciela i po chwili ruszyła na swoje miejsce.

Dłoń Miłosa 4/7


Ostatnio zmieniony przez Parvatti dnia Wto 8 Wrz - 11:48, w całości zmieniany 1 raz

Powrót do góry Go down





Sponsored content

Powrót do góry Go down





Powrót do góry

 
Permissions in this forum:
Nie możesz odpowiadać w tematach