Zamek Himmelhof

Vyron
Gif :
Zamek Himmelhof 5PUjt0u
Godność :
Vyron Laraziron
Wiek :
Wygląda na 30 lat
Rasa :
Upiorny Arystokrata
Wzrost / Waga :
182 cm / 76 kg
Pod ręką :
Sakiewka z pieniędzmi, sakiewka z kryształowym pyłem, oprawiony klejnot "Tchnienie Muzy", pałasz, rewolwer czarnoprochowy typu Le Mat, sztylet w cholewie buta.
Broń :
Pałasz, rewolwer typu Le Mat, sztylet w bucie
Zawód :
Dręczyciel ludu pracującego i pasożyt społeczny
Specjalne :
Mistrz Gry
https://spectrofobia.forumpolish.com/t141-vyron-laraziron https://spectrofobia.forumpolish.com/t1124-vyron
VyronDemoniczny Książę
Demoniczny Książę
Zamek Himmelhof
Pią 18 Sty - 22:32
Zamek Himmelhof ZkQ45nO

Wbrew obiegowej nazwie kryształowe pustkowia wcale nie są puste. Od dawien dawna, na jednym z najwyższych szczytów tego regionu wznosi się potężna budowla, której strzeliste wieże, niczym ostre pazury rozcinają przepływające po niebie obłoki. To zamek Himmelhof, siedziba rodu Laraziron. Tę wybudowaną z białego kryształu, górującą nad pustkowiami cytadelę, wzniesiono z inicjatywy dziadka obecnej Głowy Rodu – Revora Egnara Larazirona przeszło trzy tysiące pięćset  lat temu. Od tamtego czasu budowla jest ciągle rozbudowywana zarówno w górę jak i w dół. Nie wiele jest osób, które wiedzą jak daleko i szeroko rozciąga się kompleks podziemnych korytarzy i sal. oraz dokąd one właściwie prowadzą. Wstające każdego ranka słońce odbija się w białych ścianach budowli, sprawiając, że budowla zdaje się świecić własnym światłem aż do chwili gdy słońce skryje się za horyzontem. Przez ten fakt, zamek widoczny jest praktycznie z każdego punktu Kryształowych Pustkowi a także częściowo spoza nich.
Stojąc w komnacie Głowy Rodu, która znajduje się na szczycie najwyższej wierzy, można objąć wzrokiem ogromną przestrzeń Krainy Luster. Widać stąd Herbaciane Łąki, Malinowy Las, Morze Łez, Miasto Lalek a nawet pomniejsze miasta, miasteczka i osady tych regionów.
W kopalniach rozmieszczonych na ziemiach rodu Laraziron, a podległych bezpośrednio pod Himmelhof trwa ciągłe wydobycie metali szlachetnych i magicznych minerałów. W związku z tym, że Kryształowe Pustkowia nie są najbezpieczniejszym miejscem w Krainie Luster, zamkowi wypratrywacze mają pełne ręce roboty a przez to niemałą wprawę i umiejętności. Nic ani nikt nie przedrze się na ziemie Larazironów niedostrzeżony. Pomiędzy kryształami wyrastającymi na pustkowiach często rozbrzmiewają dźwięki rogów. W ten sposób strażnicy i wypatrywacze przesyłają sobie sygnały alarmowe, dzięki którym można określić dokładne położenie dostrzeżonego obiektu i wysłać do niego zbrojny oddział.
Bezpieczeństwa górników, mieszkańców, kupców, handlarzy i podróżnych strzegą dobrze uzbrojeni i opancerzeni gwardziści regularnie patrolujący drogi, szlaki handlowe, a  niekiedy nawet i bezdroża. Większość z nich to ludzie specjalnie wyszkoleni w tym celu i doskonale znający naturę i cechy miejsca w którym przyszło im pracować. Do ich zadań, poza ochroną i wybijaniem co bardziej kłopotliwych przybyszy lub „mieszkańców” Pustkowi, należy też sprawdzanie stanu i przejezdności dróg oraz stanu punktów postojowych dla karawan i podróżnych. W każdym oddziale patrolowym jest przynajmniej jedna osoba zdolna wysłać meldunek drogą telepatyczną wprost do zamku.
Zamek posiada własne ujęcia wody, podziemne uprawy i magazyny żywności.

Powrót do góry Go down





Selene
Gif :
Zamek Himmelhof 5PUjt0u
Godność :
Selene Gaspard
Wiek :
32
Rasa :
Cień
Wzrost / Waga :
160/45
Pod ręką :
das
Broń :
wojskowy nóż
https://spectrofobia.forumpolish.com/t89-selene-gaspard https://spectrofobia.forumpolish.com/t1115-selene
SeleneMorfeusz
Re: Zamek Himmelhof
Nie 3 Lut - 1:55
Śledząc ruchy ciał niebieskich w krainie luster, wiedziała, że nadchodzi zmrok, czyli pora, w której najlepiej jej się egzystuje. Sprawdziła swoją skrzynkę pocztową, która znajdowała się w pobliżu jej domu. Wśród bezsensownych reklam różnych dostarczycieli poczty, Znalazło się wśród prostych, zwykłych, a może i niezwykłych, coś zapieczętowane czerwonym lakiem, i znakiem herbu rodowego. Na tyle co wiedziała i dowiedziała się od swoich rodziców, takim podpisem odznaczała się Upiorna Arystokracja. Zastanawiała się, czym przykuła uwagę jednego z rodów szlacheckich? A potem przypomniała sobie, o tym, że niedawno wystawiła ogłoszenie o tym, że zatrudni się jako kucharka albo guwernantka. Czyżby jakiemuś Upiornemu urodziło się małe bobo? A może po prostu jest leniwą bułą i potrzebuję nowych smaków kulinarnych, ale ma zbyt mało samozaparcia by sobie coś ugotować? Przeciągła się, wstała z łóżka i podeszła do szafy. Wyciągnęła czarny gorset, czarną, dystyngowaną suknię oraz czarne koturny. Tak, czerń, coś niesamowitego dla osoby, która kocha "zjadać" najbardziej cudowne i kolorowe sny. Wsunęła ubiór na siebie i udała się jak stało w Zaproszeniu na rozmowę kwalifikacyjną do Zamku Himmelhof na stanowisko nadwornej kucharki. A jednak, zgłodniał Upiorny. Zaśmiała się lekko pod nosem, gdyż sama nie była pewna czy spełni wymagania Lorda Vyrona. Pomińmy tu motyw podróży, który jest tak stary i wałkowany już tyle razy, przez różnych narratorów, że już aż szkoda go opisywać. Gdy znalazła się już na szczycie tych cholernych schodów, było ich chyba z milion. Co za bufon! Zamek w chmurach, no gość cierpi na typowe megalomaństwo. Chwyciła za kołatkę i zastukała mocno trzy razy w oczekiwaniu, na Jaśnie Pana, który władał tym jakże okazałym budyneczkiem. Widoki zaś tu piękne są.


#ff66ff

Powrót do góry Go down





Vyron
Gif :
Zamek Himmelhof 5PUjt0u
Godność :
Vyron Laraziron
Wiek :
Wygląda na 30 lat
Rasa :
Upiorny Arystokrata
Wzrost / Waga :
182 cm / 76 kg
Pod ręką :
Sakiewka z pieniędzmi, sakiewka z kryształowym pyłem, oprawiony klejnot "Tchnienie Muzy", pałasz, rewolwer czarnoprochowy typu Le Mat, sztylet w cholewie buta.
Broń :
Pałasz, rewolwer typu Le Mat, sztylet w bucie
Zawód :
Dręczyciel ludu pracującego i pasożyt społeczny
Specjalne :
Mistrz Gry
https://spectrofobia.forumpolish.com/t141-vyron-laraziron https://spectrofobia.forumpolish.com/t1124-vyron
VyronDemoniczny Książę
Demoniczny Książę
Re: Zamek Himmelhof
Nie 3 Lut - 7:54
Warta przy Górnych Wrotach, to była najlepsza fucha jaką można było podłapać, jeśli było się żołnierzem służby wartowniczej. Ba! Nie tylko wartowniczej, ale też ogólnej. Od czasu gdy zbudowano mechanizmy, które bez wysiłku podnosiły użytkowników ku górze i zostawiały na wybranych kondygnacjach, prawie nikt nie łomotał do tych wrót, a jeśli podejść próbowałaby większa grupa ludzi, to sygnalista na murach dawał znak dmąc w róg.  Znaczyło to, że można było się wyspać na krzesełku ile dusza zapragnie.
Kołatanie do wrót rozeszło się głuchym echem po korytarzach pierwszego pierścienia murów, i sprawiło, że wartownik śpiący w swojej kanciapie, ze spektakularnym wymachem ramion na boki i w tył, spadł z krzesła. Zaspany, jak siedem nieszczęść, powlókł się do wrót by sprawdzić, czy nie był to tylko senny majak. Otworzył wizjer i spojrzał przezeń.
- Eeeee? – powiedział uczenie i potarł lekko zaropiałe oczy
Przed drzwiami stała młoda dziewczyna w sukience.
- Eeeeee ... yyyyy … Eeeee! Oooo?! – wartownik-intelektualista wydał z siebie serię odgłosów, które mogły świadczyć o tym, że albo defekuje w pozycji pionowej, albo wielce się zdziwił widokiem kogoś przed wrotami – Czego? … Panienka sobie życzy?
Dopiero gdy dziewczyna powiedziała, że przychodzi w sprawie pracy, wartownik otworzył furtę we wrotach.
Nie mogła Panienka dźwigiem normalnie wjechać? Chciało się panice taki kawał po schodach zapier… iść? – zapytał z pewną dozą ciekawości w głosie.
Dziewczyna nie była brzydka. Ba! Jak na jego gust, to była piękna, ale wartownik nie był specjalnie wybredny. W sumie, jeśli być szczerym, to nie gardził żadną okazją do pochędóżki. Nawet jeśli panna była tłusta, szczerbata, śmierdząca i pryszczata.
Zerknął w dół schodów przez otwarty wizjer. Panna musiała mieć niezłą kondycje, w końcu droga po schodach była długa i męcząca, a dźwigi osobowe wybudowano z jakiegoś powodu. Kto wie, może dziewczyna lubiła biegać po schodach? A może po prostu nie wiedziała o windach?
Szarpnął kilka razy za sznur przy bramie, ale nie wydarzyło się nic specjalnego.
Usiadł na drewnianej ławie stojącej pod ścianą muru zewnętrznego i końcem miecza zaczął orać krystaliczny piasek kreśląc na nim różnorakie figury i rysunki. Drzewka, kwiatki, pieski, kotki, rybki, cipki … zwłaszcza cipki.
- Panienka poczeka chwilę, co? – powiedział zaspanym głosem, po czym ziewnął rozdzierająco. - Panienka się nie martwi, u nas praca nie straszna a i płaca godna. Idzie spokojnie wyżyć. Zara przyjdzie ktoś od marszałka dworu, to panienkę zaprowadzą gdzie trza. Panienka se usiędzie na ławie podle mnie i poczeka.
Faktycznie.
Kilka chwil później pod bramę przybył starszy mężczyzna o dłuższych, acz przerzedzonych włosach , ciemnych jak węgiel oczach, orlim nosie, lekko krzaczastych brwiach i gałązką lawendy wsunięta pod pasek torby noszonej przez ramię. Na głowie, mniej więcej na środku pokaźnych zakoli, dało się dostrzec cień spiłowanych, aż do skóry rogów.
Strażnik, z cichym jak tchnienie wiatru „o Pani lekkich obyczajów!”, poderwał się z ławy jakby go szerszeń w tyłek użądlił. Szybkim jak myśl ruchem buta zatarł niezbyt dokładne, acz anatomicznie poprawne, bohomazy i stanął na baczność.
Tymczasem starszy mężczyzna wspierający się na kosturze podszedł do ławy i ruchem dłoni dał znać wartownikowi by ten odmaszerował i zajął się swoimi sprawami.
Wartownik wyprężył się jak struna, zasalutował i prężnym krokiem poszedł zamknąć wizjer we wrotach, a następnie stanął przy nich nieruchomo jak ludzka statua.
Starszy człowiek uśmiechnął się dobrotliwie, podszedł do dziewczyny i przez chwilę przyglądał się jej twarzy i ubiorowi. A gdy znalazł go schludnym i skromnym przemówił.
- Cieszę się, moje Dziecko, że zechciałaś spróbować podjąć się pracy kucharki na tym dworze – powiedział starzec głosem w którym brzmiały duma, dostojeństwo i coś, jakby delikatny uśmiech. Głos starca był miły i aksamitny. Zdawał się otulać szyję i uszy słuchającego niczym ciepły, puszysty szal. – Nazywam się Sebastian Cardinale. Jestem Marszałkiem Dworu Księcia Vyrona Larazirona, Pana tych Ziem. Miło mi powitać cię w zamku Himmelhof. Powiesz mi kilka słów o sobie?
Poczekał aż dziewczyna się przedstawi, ale bacznie obserwował jej zachowanie, ruchy oraz maniery. Bez najmniejszego drgnięcia powieki czy mięśnia twarzy liczył przydechy, labializacje i udźwięcznienia w jej wypowiedzi.
- Zapraszam za mną Młoda Damo– powiedział z uśmiechem, który wydawał się ze wszech miar szczery – Pana jeszcze nie ma, ale w oczekiwaniu na Jego przybycie, pokażę ci Twoje miejsce pracy, pokój oraz resztę interesujących miejsc w zamku.
Mężczyzna z wolna ruszył przodem a za nim unosił się zapach lawendy, pieprzu i kilku innych nieznanych ziół skomponowanych tak, by tworzyć esencję zapachową. Starzec, tak jak i cały zamek,  pachniał czystością.
Wyszli na wewnętrzny dziedziniec.
O ile sama bryła zamku, odbijająca słońce, strzelista i stylistycznie dopasowana do kształtu otaczających ją szczytów, mogła i zapewne robiła na wędrowcach wrażenie, o tyle tylko ten kto wszedł do wnętrza zamku Himmelhof mógł doświadczyć prawdziwego uroku tego miejsca. Po przekroczeniu Głównej Bramy znikał gdzieś surowy, typowy dla kryształowych pustkowi charakter. To co jako pierwsze rzucało się w oczy, to flora a raczej jej bogactwo. W zamku było zielono od drzew, krzewów i wszelkiej innej roślinności. Ściany niektórych zabudowań porastały pnące róże o fantazyjnych kolorach, uzupełniając swoimi kolorami mleczno-kryształową biel zabudowań, zieleń roślinności i szarość ulicznego bruku. Niektóre aleje, zwłaszcza te biegnące ku szczytowi góry i właściwemu zamkowi, zacieniono pergolami, które następnie obsadzono różami. Po porośniętych trawą terenach niezabudowanych, spływały strumyki, które przepływały pod mostkami a następnie wpadały w głąb góry. Większość struktur użytkowych, mieszkalnych, portali, altan z paleniskami, kolumnad, mostów i balustrad wykonano z  misternie ukształtowanego kryształu tworząc bardzo specyficzny, ale jednocześnie lekki styl. Nawet żołnierze straży zamkowej , którzy patrolowali ulice wolnym, wyćwiczonym krokiem, sprawiali wrażenie czystych, zadbanych, dobrze opłaconych a przede wszystkim godnych zaufania. To była porządna straż zamkowa, a nie brudna i nieokrzesana hołota. Można to było poznać choćby po reakcjach ludzi. Nikt nie kulił się, nie spuszczał głowy ani nie chował sakiewki widząc przechodzący patrol. Mało tego, mieszkańcy zamku zdawali się reagować pozytywnie na ich obecność. Uśmiechali się, podchodzili by o coś zapytać, a jedna dziewczynka nawet przyniosła czarnowłosej strażniczce, która na chwilę zdjęła hełm, czerwone jabłko. Strażniczka uśmiechnęła się, przyjęła prezent i pogłaskała dziecko po głowie.
Doszli uliczkami do podnóża długich i szerokich schodów prowadzących prosto do głównego zamku, przed którymi wartę pełniło trzech ciężkozbrojnych żołnierzy wspieranych przez czterech ciężkich strzelców stojących na pozycjach kilka metrów wyżej. To już nie była zwykła straż w białych zbrojach. To była Gwardia. Najlepsi strażnicy, oddelegowani do ochrony Kryształowego Pałacu i przebywających w nim osób.
- Pozwól młoda damo, że przystaniemy tu na chwilę – powiedział Marszałek Dworu błyskając w uśmiechu białymi zębami – Jestem prawie tak stary jak ten zamek i coraz częściej odkrywam, że tylko mnie rusza ząb czasu.
Nagle, od strony zamku, dał się słyszeć głos rogu sygnałowego. Po nim sygnał podchwycił kolejny róg.
Sebastian Cardinale, wyprostował się nagle i spojrzał na Selene.
- Wybacz moja droga, ale jestem pilnie wzywany. – powiedział spokojnym, ale nieco chłodniejszym niż dotychczas głosem, w dalszym ciągu zachowując dobrotliwy uśmiech na ustach – Lars, - zwrócił się do jednego ze strażników przy schodach – oprowadź Panienkę po zamku, pokaż jej co ciekawsze miejsca. Jak dobrze pójdzie to Panienka Selene zostanie nową kucharką na dworze. Pora na mnie, przybędę do was jak tylko będzie to możliwe.
Powiedziawszy to skłonił się dziewczynie samą głową i dosłownie rozpłynął w powietrzu.
Przez chwilę, dosłownie mgnienie oka, w miejscu gdzie wcześniej stał starzec dało się dostrzec ciemną smużkę dymu, którą niemal od razu rozmył wiatr.
Olbrzymi, bo niemal o połowę wyższy od Selene, zakuty w zbroję Gwardzista, zrobił krok do przodu i zdjął z głowy hełm. Miał krótko przycięte, ciemnokasztanowe włosy, gęstą ale wyregulowaną brodę a twarz przecinały mu trzy ciągnące się od tyłu głowy aż do ust blizny. Oko po ongiś zranionej stronie, miało kolor mleczno-błękitny, a po przeciwnej jasno-miodowy. Podobnie jak Sebastian, także ów olbrzym, posiadał na głowie ślad po spiłowanych rogach.
- Jestem Lars de Pherkad, ale zwą mnie Żelaznym Niedźwiedziem – powiedział olbrzym basowym głosem uśmiechając się do dziewczyny – Chodź, czekając na powrót Pana Marszałka, przespacerujemy się trochę, a Ty pozwiedzasz zamek.
Powiedziawszy to odwrócił się do swoich towarzyszy
- Naprawdę Chłopaki, z chęcią postałbym z wami, ale sami rozumiecie, nie uchodzi ignorować poleceń – powiedział siląc się na smutny ton
Gwardziści nie odpowiedzieli. Tylko jeden z nich, ten po prawej, drgnął nieznacznie i poprawił ułożenie hełmu. Wyprostowanym środkowym palcem.
Lars zaśmiał się iście po niedźwiedziemu i położywszy dziewczynie rękę na plecach skierował na dalsza drogę. Hełm zawiesił sobie przy naramienniku.
Zeszli w nieco w dół, w stronę jednej z szerszych alei.  
- Tu znajduje się Górny Szpital – powiedział Lars pokazując na budowlę wykonaną z misternie ukształtowanego mlecznobiałego kryształu – Tu przynosi się wszystkich lżej rannych. Poza tym, gdy się źle czujesz, zawsze możesz tu przyjść do dyżurnego medyka, przepisze ci leki, a jeśli to coś poważnego to nawet wystawi zaświadczenie o czasowej niezdolności do służby. Mając takie zaświadczenie możesz przez cały dzień a niekiedy i dłużej leżeć w łożu i odpoczywać, a i tak, skarbnik wypłaci ci pieniądze, tak jakbyś przez pół dnia pracowała. Nieco niżej znajduje się Szpital Główny gdzie przebywają wszyscy ranni i ciężej chorzy. Tam też, pracuje Bera - Główny Medyk , to taka niewysoka kobieta, mniej więcej twojego wzrostu, o teraz już, siwych włosach i czekoladowych oczach. Przedstawiłbym cię jej, ale tam nie pójdziemy, bo nie chcę dostać po uszach za ostatnią bójkę w karczmie.
Szli dalej aleją aż doszli do kolejnego sporego budynku o równie misternej budowie.
- Tu są koszary, a po przeciwnej stronie, tuż koło przejścia jest Karczma „Pod Kryształowym Portalem”. Jeśli będziesz kiedyś chciała coś zjeść, to lepiej idź do „Pod Złotym Drzewem”.  W tym tu przybytku, – wskazał palcem na karczmę - na cokolwiek do żarcia, zgodnie ze skróconą i zmieniona nazwą Poczekasz, Kochana, Poczekasz.
Wydawało się, że olbrzym chce omówić jeszcze jakieś inne zagadnienie z dziedziny kulinarnej gdy nagle z koszarów wyszedł jakiś młody mężczyzna i podbiegł do Larsa.
- Lars, ten gość co go wczoraj zaprawiłeś piącha w ryj, zesrał się pod siebie. Wygrałeś zakład.
Lars chrząknął i kiwnął głową na Selene
- Wyrażaj się przy Damie.
- Następnym razem – powiedział mężczyzna i ruszył biegiem do koszar
- Słyszałaś tego kutasa osranego?! Psia jego jego pierdolona mać! Wstydu świnia jebana nie ma, czy co? O „sraniu” przy damie mówi … Co za cham w dupę nader brutalnie chędożony! Ja rozumiem, jak jesteśmy sami w koszarach, wtedy to jebał pies etykietę, kulturę i sztukę wypowiedzi, ale przy Damie takich chamskich słów używać? Co za, za przeproszeniem Panienki, dżentelmen wątpliwego urodzenia brutalnie poddany czynnościom seksualnym. – Lars pokręcił głową i wypuścił powietrze wyraźnie oburzony zachowaniem kolegi.
Faktycznie, jak można tak brzydko wyrażać się przy damach?
Szli dalej, aż dotarli na małe skrzyżowanie na którym, pod jedną ze ścian mały chłopiec sprzedawał świeżo wyciskany przez stojącą obok praskę, sok jabłkowy. Młodzieniec widząc Gwardzistę i towarzyszącą mu dziewczynę podbiegł i wręczył kobiecie szklany puchar pełen soku
- To dla Pani, bo jest Pani bardzo ładna – powiedział chłopiec biegnąc do straganu i po chwili wracając z kolejnym pucharem soku, który tym razem wręczył Larsowi – Pan za to, jest brzydki i płaci podwójnie …
Lars zaśmiał się, poczochrał chłopca po głowie po czym wręczył mu monetę
Skok był chłodny i prawdziwie orzeźwiający.
- Zapraszam Państwa jutro! Będą soki z owoców, których oko nie widziało, ani o których ucho nie słyszało! Import! Z bardzo daleka! – powiedział chłopiec chuchając na monetę i chowając ją do mieszka
- A przyniesiesz nam pod schody? Juto już tyle szczęścia co dziś miał nie będę, a po warcie to pewnie już nic a nic soku nie zostanie.
- Oczywiście, że przyniosę! Ale to znacznie zwiększa cenę… wie Pan, koszt transportu, paszy dla zwierząt, myta, cła, prawa składu, spławu i podatek drogowy … Oj, ileż to opłat …
- Ale wystarczy nam pieniędzy z naszego skromnego żołdu? – zapytał kpiąco Lars
- To wszystko zależy od tego jaki będzie poziom inflacji oraz czy Arystokraci nie nałożą nowych ceł …
- Wiesz co, to my chyba zwrócimy się do konkurencji z Zachodniego Placu …
- Do tych partaczy?! Oni, za przeproszeniem Panienki, szczyny sprzedają a nie sok! Rozwodnione to i niesmaczne. Kupować u nich to najgorszy błąd! Ja po znajomości dam korzystną zniżkę! Niech stracę! Dostawa będzie gratis! Jaki byłby ze mnie kupiec, gdybym swoich klientów puszczał samych hajdawerach?
- To do jutra! – Lars zaśmiał się, i jeśli dziewczyna wypiła, odebrał od niej puchar i oddał chłopcu a ten dał im na odchodne po soczystym czerwonym jabłku.
Skręcili w lewo kierując się do niewielkiego parku.
Panowała tu cisza i spokój.
- To jest Park Pałacowy. Jest ogólnodostępny. Zatem o każdej porze dnia lub nocy można tu przyjść żeby sobie odpocząć i pooglądać lokalną przyrodę. Bo wiesz, choć wszyscy mówią na tę krainę Krysztąłowe Pustkowia, to wcale nie są one puste. Zobacz na przykład tam. – powiedziawszy to wskazał na płynące pomiędzy drzewami strumyki krystalicznie czystej wody, gdzie na maleńkie wielobarwne rybki, polowały niewiele większe, skrzydlate jaszczurki wyglądające jak miniaturowe kryształowe smoki. -Te pocieszne gadziny to Rybojadki Kryształowe. Niegroźne i fascynujące stworki. Zwłaszcza ich zwyczaje godowe. Samce zbierają się w jednym miejscu i uderzając o siebie ogonami wydają krystaliczne dźwięki a samice wybierają tego, który brzmi najczyściej.
Przeszli kawałek dalej gdzie na trawie, w miejscu, w którym z drzew spadały dojrzałe czerwone owoce, ucztowały dziwaczne stworki wyglądające na skrzyżowanie jeża, niedźwiadka i koszatniczki.
- O, a to są Kłapciaki zwane Tuptajkami. Coś ci pokaże – powiedział Lars pochylając się i wyciągając przed siebie dłoń z jabłkiem. Stworki zobaczyły to niemal natychmiast. Uniosły ogonki w górę i radośnie podskakując, podbiegły do pokarmu. Lars puścił jabłko a stworki za pomocą nosów zaczęły turlać je w stronę płaskiego kamienia. Gdy jabłko znalazło się na miejscu zebrały się w koło i łapkami zaczęły uderzać w owoc rozbijając go na papkę, którą następne zaczęły zlizywać.
- Nie mają zębów. Każdy pokarm rozbijają na papkę. Najbardziej lubią owoce drzew malinowych.
Poczekał chwilę na dziewczynę jeśli ta chciała zapoznać się ze zwierzakami a następnie ruszyli w dalsza drogę alejkami.
Gdy dotarli do niewielkiego wodospadu, na którym kończył się park ujrzeli bladego mężczyznę w zielonym płaszczu z blizna na policzku , który kawałkami mięsa wyjmowanymi ze skórzanego worka, karmił stworzenie przypominające maleńkiego, białego gryfa o błękitnych oczach i czarnych końcówkach piór.
- Witaj Sabrek … - Powiedział Lars zatrzymując się z zachowaniem tak zwanego bezpiecznego dystansu od rozmówcy
- Jessst na Herbacianych Łąkach – odpowiedział mężczyzna dziwacznie przeciągając głoskę „s” –A teraz ssspadajcie, niepokoicie Tycigryfa – faktycznie, maleńki stworek jeżył pióra na łbie i grzbiecie i łypał złowrogo znad kawałka mięsa to na Selene to na Larsa.
- O co ci chodzi z tymi Herbacianymi łąkami? – zapytał Lars wysuwając dłoń i lekko chowając za siebie i osłaniająć Selenę. Widać było, że olbrzym ewidentnie czuje respekt przed „syczącym” mężczyzną.
- Przyszedłeś tu z kobietą, która ma pracować w kuchni bo Sssebassstian musiał zająć się włamywaczem. Widząc mnie, miałeś zamiar zapytać, czy nie wiem gdzie jessst Książę Vyron. Udzieliłem ci zatem odpowiedzi zanim zapytałeś. – Mężczyzna odwrócił się w ich stronę i wolnym krokiem, który przywodził na myśl ruch dzikiego kota, podszedł do Selene – Jessstem Sssabrek de Unukalhai, a teraz już idźcie. Marszałek wasss oczekuje.
Bezceremonialnie odwrócił się do nich plecami, odszedł i usiadł na ławce. Wyjął z woreczka kawałek mięsa i znowu rzuciła zwierzęciu. Tycigryf zasyczał i zaatakował mięso małymi pazurkami i dzióbkiem. Wczepił się w nie i znowu zatopił spojrzenie w dziewczynie i rosłym gwardziście.
- Chodźmy – powiedział Lars delikatnie popychając dziewczynę – pora wracać.
Gdy byli już poza zasięgiem słuchu i wzroku, zabrał się za wyjaśnienia.
- Zapamiętaj dziewczyno, nigdy, pod żadnym pozorem go nie prowokuj … – mówiąc to spojrzał jej głęboko w oczy – Sabrek zajmuje się wywiadem i zdobywaniem informacji. Jeśli już coś do Ciebie mówi, to zazwyczaj jest to odpowiedź na twoje, niezadane jeszcze, pytanie. Jak pewnie zauważyłaś jest dość blady i nie ma rogów na głowie, ani też śladu po takowych. To kwestia tego, że jest mieszańcem, którego można określić jako „Upiorną Szklankę”. Paskudne, i wyjątkowo rzadkie połączenie.
Dał ręką znać by szli dalej parkowymi alejkami w stronę wyjścia
- Gdy tu trafiłaś z pewnością widziałaś straż zamkową odzianą w białe zbroje, prawda? To wyobraź sobie, że dla mnie pokonanie w walce takiego strażnika to niewielki wysiłek, a to z tego powodu, że ja jestem w Gwardii Zamkowej. My jesteśmy najlepszymi spośród wszystkich strażników. Nie mówię tego by się chwalić. Ponad nami jest Gwardia Przyboczna Jego Wysokości. Składa się ona z siedmiu osób: Sabreka de Unukalhai, Albericha de Alathfar, Elize de Shiraz, Hagena de Degel, Vatrisa de Alnilam, Phlegyasa de Fomalhaut i Sorrento de Megrez. Dla każdego z nich zabicie kogoś takiego jak ja, jest równie trudne, jak dla ciebie pobicie niemowlaka, rozumiesz? Do tego, każde z nich ma moce, które zdecydowanie wykraczają ponad średnią. W czasie wojny trzydzieści lat temu, to podobno ta siódemka zatrzymała WSZYSTKIE siły MORII które chciały się wedrzeć na ziemię Rodu Laraziron. Rozumiesz teraz jaka to potęga? Jeśli będziesz miała możliwość to unikaj ich jak ognia, a jeśli nie, to niezwykle uważaj.
Wyszli na drogę prowadzącą wprost do schodów, przy których Sebastian ich opuścił.
Sabrek miał rację.
Starzec opierając się na kosturze stał spokojnie przy murku.
- Witajcie ponownie – zawołał z uśmiechem unosząc dłoń gdy byli jeszcze relatywnie daleko.
Lars odczepił hełm i założył go na głowę.
- Dziękuję za spacer. Mam nadzieję, że Ci się tu spodoba. – powiedział gwardzista cichym głosem.
Gdy podeszli już do Sebastiana, Żelazny Niedźwiedź ukłonił się Marszałkowi, a ten w odpowiedzi poklepał go przyjacielsko po plecach.
- Zapraszam Panienko, pokażę Ci Twój pokój. Powiedz mi, jak Ci się podobała wycieczka po Zamku Himmelhof? Widziałaś coś ciekawego? A może masz jakieś pytania? Przed nami dość długa droga więc spokojnie zdążysz o wszystko wypytać. – powiedział spoglądając na schody z westchnieniem – Przysiągłbym, że tysiąc lat temu były krótsze i mniej męczące.
Powiedział po czym ruszył ku szczytowi zabierając ze sobą dziewczynę.

Powrót do góry Go down





Selene
Gif :
Zamek Himmelhof 5PUjt0u
Godność :
Selene Gaspard
Wiek :
32
Rasa :
Cień
Wzrost / Waga :
160/45
Pod ręką :
das
Broń :
wojskowy nóż
https://spectrofobia.forumpolish.com/t89-selene-gaspard https://spectrofobia.forumpolish.com/t1115-selene
SeleneMorfeusz
Re: Zamek Himmelhof
Czw 28 Lut - 23:24
Miło mi Sebastianie, zwą mnie Selene Gaspard. Niedawno moja fortuna została poważnie nadszarpnięta, z tego powodu zdecydowałam się na pracę u lorda Larazirona — pozwoliła sobie na delikatny uśmiech. Można rzec, że była w pewien sposób oczarowana szarmanckim zachowaniem. Rozglądała się i słuchała w milczeniu, wraz z oczami pełnymi zaciekawienia jak to wszystko działa. Jak to tu wszystko ładnie zaplanowane, urządzone. Odezwała się dopiero słysząc komplement od dzieciaka.
Bardzo mi miło, że tak uważasz — posłała uśmiech chłopakowi i odebrała od niego sok. Stłumiła śmiech, który chciał się z niej wyrwać, gdy młodzieniec z całą swoją powagą obraził wojskowego. Ich rozmowa tak bardzo bawiła Cienistą, że pozwoliła sobie na delikatny śmiech przez zęby. Resztę drogi tylko przytakiwała i milczała nie chcąc narażać się na samym początku jakimś nieodpowiednim słowem, gestem.
Również dziękuję Tobie Lars, za oprowadzenie i pokazanie gdzie co się znajduje— posłała gwardziście nieco zalotne spojrzenie i delikatny uśmiech. Miała wewnętrzną nadzieję, że będzie śnił o jej kształtach oraz, że będzie to przyjemny sen. Już tak dawno nic nie jadłam. 
Jeśli chodzi o wycieczkę po zamku Himmelhof była świetna, Lars nadawałby się na przewodnika wycieczek dla wszystkich zaciekawionych. Ma naturalny dar opowiadania o tym miejscu. Z ciekawych rzeczy, które widziałam to jak biedny Lars nie potrafił poradzić sobie z młodzieńcem, który sprzedaje soki, które są przepyszne. Zapraszał na skosztowanie dnia jutrzejszego nowych, egzotycznych, jeszcze dotąd nieznanych smaków. Z najważniejszych pytań to jak będzie wyglądała moja praca? Ile Lord życzy sobie posiłków dziennie? Wynagrodzenie? — uśmiechnęła się lekko, po czym podała dłoń Sebastianowi, w taki sposób by mógł ją ująć pod ramię.


#ff66ff

Powrót do góry Go down





Vyron
Gif :
Zamek Himmelhof 5PUjt0u
Godność :
Vyron Laraziron
Wiek :
Wygląda na 30 lat
Rasa :
Upiorny Arystokrata
Wzrost / Waga :
182 cm / 76 kg
Pod ręką :
Sakiewka z pieniędzmi, sakiewka z kryształowym pyłem, oprawiony klejnot "Tchnienie Muzy", pałasz, rewolwer czarnoprochowy typu Le Mat, sztylet w cholewie buta.
Broń :
Pałasz, rewolwer typu Le Mat, sztylet w bucie
Zawód :
Dręczyciel ludu pracującego i pasożyt społeczny
Specjalne :
Mistrz Gry
https://spectrofobia.forumpolish.com/t141-vyron-laraziron https://spectrofobia.forumpolish.com/t1124-vyron
VyronDemoniczny Książę
Demoniczny Książę
Re: Zamek Himmelhof
Pią 10 Maj - 3:51
Wchodzili po schodach, które zdawały się nie mieć końca. Ktoś, kto przed tysiącleciami je projektował, zadbał o to, by ich stopnie były długie i bardzo szerokie. Prawdopodobnie chodziło o to, by dało się po nich wjechać i zjechać konno, a w wypadku przedarcia się wroga na wewnętrzny dziedziniec i wejścia na schody, poprowadzić z nich morderczą w skutkach szarżę. Wychodziło na to, że każda część zamku została zaprojektowana tak, by była nie tylko piękna, ale i funkcjonalna.
- Ten chłopiec to Ceam Dale, sierota. Wielki Książe zabrał go ze Szkarłatnej Otchłani podczas jednej z licznych wypraw. Wyjątkowo bystry i wygadany dzieciak. Po ukończeniu szkoły  powszechnej na zamku chce iść do szkoły wyższej i zostać kupcem. Przyda nam się taki kupiec jak on – Sebastian zaśmiał się i popatrzył na dziewczynę – jest młody, ale to prawdziwy talent.
Przystanęli na chwilę by złapać oddech.
- Jeśli chodzi o pracę, to do Twoich obowiązków będzie należało gotowanie dla Wielkiego Księcia i jego najbliższego otoczenia. Od czasu do czasu, przy okazji uczty, jako szef kuchni będziesz odpowiedzialna za to by wszystkie potrawy, ze wszystkich kuchni, robione przez podległych ci wtedy kucharzy, były smaczne i dobrze doprawione. Dodam tylko, że w zamku są cztery kuchnie, a w każdej pracuje po 8 kucharzy i 16 pomocników. Zatem w czasie uroczystości masz sprawować nadzór nad dworskimi kuchniami, a w dni, powiedzmy to zwykłe, zarządzać kuchnią gotującą dla naszego Pana i jego otoczenia, dbać o zaopatrzenie wszystkich kuchni i jakość dostarczanych produktów. Wystarczy, że powiesz czego potrzebujesz, a oddelegowani do tego pracownicy staną na rzęsach byle tylko spełnić to żądanie w ciągu niecałego dnia. – wolnym krokiem ruszyli dalej – Jeśli chodzi o naszego Pana i ilość posiłków, to tu sprawa jest nieco skomplikowana. Otóż widzisz, w przeciwieństwie do większości arystokratycznych domów, tu obowiązuje zasada, że przynajmniej raz w tygodniu, zazwyczaj w niedzielę, do obiadu siadamy wszyscy razem. Nie ważne czy jesteś czyścicielem szamba, kucharzem, strażnikiem, majordomusem czy kimś innym, zawsze znajdzie się dla Ciebie miejsce przy stole naszego Pana. Zazwyczaj wtedy pyta nas o to, jak nam minął tydzień, jak się czujemy, czy nic nam nie doskwiera i tym podobne rzeczy. Pan często pyta o to, czy niczego nam nie braknie, albo czy mamy jakieś prośby. Widzisz, warto wtedy mówić prawdę i nie bać się niczego. Wielki Książę, nie jest taki zły, jak się go przedstawia. Jeśli chodzi o dni powszednie to naszemu Panu wystarczy zazwyczaj po jednym posiłku na śniadanie, obiad i kolację. Jak widzisz nie jest to nadzwyczaj wiele. Czasami zdarza się tak, że nasz Pan jada razem z żołnierzami w kantynie. Wtedy nie musisz szykować mu oddzielnego lub dodatkowego posiłku. Robi to, jak sam mówi, ze względu na to, by jego żołnierze mieli dobre i świeże pożywienie a nie jakieś stare mięso i suchary. Choć ja sam przypuszczam, że Wielki Książę po prostu lubi spędzać czas ze swoimi ludźmi. Bardzo przypomina w tym swojego dziadka … - Sebastian westchnął i ponownie przystanął. Widać było, że wspomnienie przodka obecnego Pana, sprawiało mu wewnętrzny ból. Kąciki jego ust wygięły się nieznacznie ku dołowi a oczy zaszkliły. Szybko jednak opanował się i ruszyli w dalszą wędrówkę ku szczytowi – Jeśli zaś chodzi o gratyfikację, to na początek możemy zaproponować 550 złotych monet miesięcznie. Wydaje mi się to uczciwą zapłatą za pracę, którą przyjdzie ci wykonywać. Jakby nie patrzeć po miesiącu pracy stać cię będzie na dobrego konia z rzędem albo pięćdziesiąt wyjątkowo ozdobnych sukien.
Gdy kończył wypowiadać ostatnie zdanie przekroczyli wrota pałacu.
Wnętrze pałacu zdradzało że budowla jest stara. Bardzo stara i bardzo solidna. Kamienne ściany ułożono z przylegających do siebie kamiennych bloków o nieregularnych kształtach, pomiędzy które nie dało się wcisnąć nawet kartki papieru. Kunszt z jakim to zrobiono oraz dokładność budowli sprawiały, że nawet trzęsienie ziemi czy bezpośrednie trafienie z armaty nie było tym murom straszne.
- Chodźmy, najpierw pokażę ci twoje miejsce pracy – powiedział Marszałek dworu i ruszył przodem.
Szybko dotarli do kuchni. Wystarczył zejść nieco na dół schodami wiodącymi z głównego hallu i dalej iść na wprost korytarzem. Kuchnia była wielkim i dobrze wyposażonym pomieszczeniem, którego kamienne ściany pokryto ciemnym drewnem.
- Mam nadzieję, że ci odpowiada? Jeśli coś chciałabyś zmienić lub zamówić dodatkowe wyposażenie wystarczy że dasz znać. Za tymi drewnianymi drzwiami, koło których wiszą patelnie znajdują się lodownie i chłodnie. To tam przechowywane są bloki lodu i produkty łatwo psujące się. Jeśli będziesz chciała tam wejść radzę się ciepło ubrać. No, to skoro obejrzałaś już swoje miejsce pracy, chodźmy do Twojego pokoju.
Wyszli z kuchni i skierowali się do małego pomieszczenia na prawo od niej. Gdy Sebastian otworzył drzwi, oczom Selene ukazał się niewielka drewniana klatka.
Sebastian wszedł pierwszy i stanął przy niewielkiej wajsze. Gdy dziewczyna weszła, postanowił wytłumaczyć jej czym jest owa klatka. Ot tak, na wszelki wypadek.
- To jest dźwig osobowy, pozwala dostać się na dowolne piętro pałacu w sposób szybki i wygodny. Wystarczy że pociągniesz tę dźwignię i ustawisz na wybranym numerze. Twój pokój znajduje się niemal na szczycie. W tej samej wieży, w której pokoje nas wszystkich.
Winda jechała bardzo szybko i niemal bez dźwięku. To, że dotarli do miejsca przeznaczenia oznajmił cichy dzwonek i delikatne szarpnięcie.
Sebastian wyjął z kieszeni duży klucz i podał go dziewczynie.  Poprowadził ją do drzwi znajdujących się niemal naprzeciwko windy.
- To Twój pokój powiedział odsuwając się. Rozgość się proszę. Pracę zaczniesz z dniem jutrzejszym. A teraz pozwól, że się oddalę. Pan Właśnie wrócił do domu. Musze zdać mu raport i powiedzieć o wszystkim co miało miejsce. Gdybyś czegoś potrzebowała, przy drzwiach jest specjalny sznur, pociągnij go a pojawi się goniec pałacowy, który przekaże twoją wiadomość lub doniesie ci jakiś drobiazg, którego potrzebujesz. Jeśli pokój ci się nie spodoba zawsze możesz umeblować go wedle własnego gustu albo zwyczajnie zmienić na inny.
Ukłonił się i odszedł do windy.
Gdy Selene weszła do pokoju jej oczom ukazał się średniej wielkości pokój, z wielkim oknem przez które wyło widać bliskie i odległe szczyty gór.
Pokój od strony okna
Zabudowana toaleta
Widok na okno
Widok na kominek

---------------------------------------------------------------------------------------


Ledwie przekroczył bramy zamku, nie zdążył nawet zsiąść z konia, gdy na jego spotkanie wyszedł marszałek dworu. Starszy mężczyzna służył jeszcze Egnarowi Larazironow, a gdy jego wnuk objął rządy, ponownie zaprzysiągł starca w uznaniu jego zasług i wierności. Stary Sebastian niejednokrotnie dowiódł, że jest nie tylko sługą ale też prawdziwym i wiernym przyjacielem domu Laraziron.
- Najjaśniejszy Panie … - zaczął starzec mocniej chwytając kostur na którym się podpierał i starając się przyklęknąć.
- Nie musisz … – powiedział Vyron zeskakując z konia i szybko podchodząc, a następnie pochylając się i odejmując starca za ramiona. Powoli i delikatnie uniósł go w górę pomagając się wyprostować - Co się stało Sebastianie?
- Wasza miłość, w Sali Kryształowej doszło do włamania i rab …
- Co takiego?! – krzyknął Vyron prostując się, a jego zielone oczy niemal dosłownie zapłonęły ogniem i żądzą mordu - Kto to zrobił i jak do tego doszło?
- Ujęliśmy sprawcę. To Dachowiec … Ponoć wczoraj przechwalał się w jednej z karczm, że wejdzie do pałacu i przyniesie na to dowód. Ogłuszył strażnika i wdarł się do pałacu po zachodniej ścianie. Szukał kosztowności albo czegoś charakterystycznego, ale nie mógł nic znaleźć. Przypadkiem otworzył przejście i natknął się na drzwi do Sali …
- Zaprowadź mnie do niego – powiedział teraz już spokojnym głosem Viridian - Chcę z nim pomówić.
Szli przez pałac bez pośpiechu. Więzień został osadzony w centralnej, najwyższej wieży pałacu, zwanej też Grotem. Viridian skrzywił się pod nosem i lekko pokręcił głową. Nie tak dawno razem z jednym Dachowcem łapał agentów Morii, niejako dla odmiany, a teraz przyjdzie mu innego Dachowca osądzić.
- Nie przejmuj się Sebastianie. – powiedział Arystokrata niespodziewanie
-  Słucham Cię Panie?
- Powiedziałem, żebyś się nie przejmował. Nie miałeś na to wpływu. Proszę tylko byś podwoił lub potroił straże przy zachodniej stronie.
- Dziękuję Ci Panie za wyrozumiałość. Stary już jestem i chyba przestaję sobie radzić ze wszystkim tak jak dawniej. Co do straży to uczynię jak mówisz.
- Nie jestem wyrozumiały, ale obwinianie Cię za to, że pewien Dachowiec-włamywacz wdarł się po zachodniej ścianie i dotarł do Sali Kryształowej, jest jak karanie dobrego  konia za to, że okulał od wbitego w kopyto kamienia. Nie miałeś na to wpływu. I tak zareagowałeś szybko wdrażając odpowiednie procedury, co pozwoliło na ujęcie włamywacza. Swoją drogą, gdy będę rozmawiał z więźniem, zbierz na Górnym Tarasie Grotu, gwardzistów którzy wszczęli alarm i odpowiadają za ujęcie tego intruza.
- Jak każesz Panie. I jeszcze raz dziękuję za okazaną łaskę.
Vyron nie powiedział już nic. Objął tylko starca ramieniem tuż przed tym zanim zaczęli wspinać się po niewysokich schodach. Kto wie, może był to gest sympatii i opiekuńczości ze strony Kryształowego Arystokraty, a może zwykły odruch mający na celu przedmiotową asekurację dobrego i sprawdzonego, choć osłabionego wiekiem, sługi do chwili aż znajdzie się godny następca?
Weszli do jednej z wind, która szybko poniosła ich ku szczytowi wieży.
Rozdzielili się na korytarzu prowadzącym do cel.
Strażnik zasalutował Arystokracie i pospiesznie otworzył jedną. Viridian wziął stojący pod celą taboret, na którym zapewne przesiadywał strażnik, po czym wszedł do środka. Dachowiec siedział przy małym zakratowanym okienku i spoglądał na górskie szczyty.
- Widzisz coś ciekawego? – zapytał arystokrata stawiając taboret pod zaokrągloną ścianą i siadając na nim
- A jakie to ma znaczenie co widzę?
- Prawdę mówiąc, żadnego, ale uznałem, że zadanie pytania jest lepszym wstępem do rozmowy niż strzelenie cię w pysk. – powiedział spokojnym głosem Arystokrata - Chyba przyznasz mi rację, prawda?
- Może przyznam, a może nie. Chuj ci do tego. Przyszedłeś mnie osadzić czy zabić ?
- Przyszedłem cię osądzić, ale najpierw chcę po dobroci uzyskać kilka informacji. Powiedz mi, jak otworzyłeś zamki i zabezpieczenia, oraz co zrabowałeś z sali, do której się włamałeś?
- Co do zamków to były ciężkie, ale ja, nie chwaląc się, jestem mistrzem w otwieraniu zamków. Prawdziwym, kurwa, wirtuozem. To jak sobie z nimi poradziłem zostawię dla siebie, bo i tak byś nie zrozumiał. A jeśli chodzi o to, co stamtąd zabrałem to powiem ci, że nic. Przecież zostałem przeszukany przed zamknięciem, co nie?
- Rozumiem, choć żałuję, że nic nie powiesz. Nie mniej gratuluję ci sprawnej roboty. Widzisz, te zamki faktycznie mógł otworzyć jedynie mistrz. Jeśli zaś chodzi o owo „nic” to odkupię je od Ciebie. Na ile wyceniasz jego wartość?
- Co? Nie wiem o czym mówisz?
- Posłuchaj, umiem docenić odwagę jakiej wymagało to co zrobiłeś. Potrzebowałeś dowodu, że włamałeś się do mojego pałacu. W tamtej sali była tylko jedna rzecz, którą mogłeś zabrać. Odkupię ją od ciebie i dam glejt na potwierdzenie, że faktycznie włamałeś się do mojej siedziby.
- Chcesz powiedzieć, że mnie nie zabijesz? Że odejdę wolno ze złotem i glejtem?
- Chcę powiedzieć dokładnie to co chcę powiedzieć Dachowcze. Jeśli nie podoba ci się moja oferta, to wyciągnę, a raczej wyrwę ten pierścień z twoich jeszcze parujących trzewi, a ty, będziesz się temu wszystkiemu przyglądał. Uwierz mi, zadbam o to byś cały czas był przytomny. – powiedział i po raz pierwszy spojrzał w oczy włamywacza.
Żółte oczy Dachowca spotkały się z jadowicie zielonymi oczami Arystokraty. Źrenice więźnia były rozszerzone pomimo dość dobrego oświetlenia celi. Bał się.
- Pięć tysięcy złotych monet lub ekwiwalent w kamieniach …
- Dam ci dziesięć. W dowód uznania. – powiedział i wyjął z wewnętrznej kieszeni ubrania mały zwój papieru zamknięty w szklanej tubie z herbem rodu Laraziron - To glejt przejazdowy. Gwarantuje bezpieczny przejazd temu kto go okaże, ale dla Ciebie nie ma to znaczenia. Dla ciebie ważna jest pieczęć na nim, filigran na papierze, mój odręczny podpis i tuba z herbem. - powiedział rzucając osadzonemu dokument, a następnie, gdy osadzony obejrzał pojemnik, Viridian wyciągając rękę i poruszywszy palcami w geście „oddaj”, czekał na zwrot ukradzionego pierścienia.
Dachowiec zrozumiał gest.
Schował glejt w kieszeni spodni a następnie pochylił się nad wiadrem, które mało służyć mu za toaletę, włożył do gardła dwa palce, przez chwilę charczał, po czym zaczął wymiotować. Pierścień, wraz z potokiem treści żołądkowej wpadł do wiadra z głuchym brzdęknięciem. Dachowiec wyjął go i podał arystokracie w lekkim uśmiechem.
Zastanawiało go, jak arystokrata zareaguje na pokryty wymiocinami pierścień. Czy okaże się kolejnym pieskiem salonowym dla którego wszystko jest obrzydliwe?
Viridian nawet się nie skrzywił. Wstał, odebrał pierścień, a uprzednio otarłszy go o siennik, na którym miał spać osadzony, schował do kieszeni.
- Chodź ze mną. Zanim cię puszczę wolno, chcę, żebyś wskazał strażników którzy cię pochwycili. Poza tym obiecałem ci zapłatę, a w domu nie noszę ze sobą ani pugilaresu ani sakiewki.
Vyron podszedł do drzwi i zagwizdał. Strażnik błyskawicznie otworzył wrota i usunął się robiąc miejsce.
Viridian ruszył przodem. Szedł niespiesznie nasłuchując kroków idącego za nim dachowca. Gdyby się obrócił spostrzegłby, że na twarzy przed chwilą zwolnionego więźnia, widniał uśmiech godny zwycięzcy. Gdy wyszli z klatki schodowej w mały korytarz a następnie na taras, zebrani na nim żołnierze zasalutowali sprężyście. Viridian poczekał na dachowca, a gdy ten pojawił się na tarasie wskazał mu szereg gwardzistów.
- Wskaż mi tych, którzy cię pojmali. – powiedział chłodnym, spokojnym głosem i zrobił kilka kroków w tył, by Dachowiec miał możliwość lepszego przyjrzenia się zebranym.
Gwardziści nieco zbledli, a na ich twarzach z wolna zaczynał perlić się pot, ale żaden z nich nie odezwał się nawet słowem. Obejmując stanowisko gwardzisty wiedzieli na co się piszą, a teraz gdy więzień, który jakimś sposobem dostał się do wieży, wskaże tych, którzy go pojmali, zapewne słono za to zapłacą. Koniec końców nie powstrzymali grabieżcy przed włamaniem i spenetrowaniem posiadłości. Zawiedli na całej linii. Lord Laraziron często sprawdzał swoich ludzi czy to osobiście czy przez wynajętych lub oddelegowanych do tego specjalistów. Teraz prawdopodobnie też tak było. Dachowiec był podstawiony.
Wszyscy gwardziści wpatrywali się w jakiś bliżej nieokreślony punkt przed nimi i pozostawali w całkowitym bezruchu gdy Dachowiec z uśmiechem na twarzy przechadzał się dumnie przed nimi.
- Co, strach was obleciał łapsy ? Kary się boicie, pieski? Ha, ha, ha, tchórzliwe chujki!
- Miałeś wskazać ludzi którzy cię pojmali. Nie mówiłem nic o odzywaniu się, a tym bardziej o obrażaniu moich ludzi. – uciął szyderstwa Viridian patrząc badawczo na szereg gwardzistów.
Skinął palcami przywołując jednego z pałacowych gońców. Wyszeptał mu coś na ucho, a chłopiec pognał w stronę schodów jakby mu się sadze zapaliły.
- Ten, ten, ten i ten – powiedział Dachowiec wskazując gwardzistów i pukając ich napierśniki jednym z palców – A ten – tu wskazał wysokiego gwardzistę z twarzą oszpeconą paskudną blizną  po ciężkim poparzeniu – Ten był szczególnie zajadły. Nawet jak go pociąłem nie przestawał mnie przygniatać do ziemi. Mało tego …
Jego słowa zagłuszył wiejący na szczycie wiatr, który rozrzucił włosy Arystokraty, układając je po swojemu.
W chwili gdy włamywacz kończył mówić na tarasie pojawili się skarbnik, protokolant i marszałek dworu.
Viridian wolnym krokiem podszedł do owego szczególnie zajadłego gwardzisty.
- Nazywasz się Vatris Bellenrode i jesteś starszym gwardzistą, mam rację? – zapytał patrząc w oczy gwardzisty
- Tak, Panie …
- Medyk opatrzył ci rany?
- Tak, Panie …
Vyron cofnął się o dwa kroki i popatrzył na szereg
- Wskazani, wystąp! – Komenda była ostra jak strzał z bicza
Gwardziści jak jeden mąż wykonali krok do przodu. Byli idealnie wyszkoleni.
- Po tysiąc złotych monet na głowę. – powiedział głośno tak by skarbnik mógł odliczyć kwotę, a protokolant zapisać rozchody.
Oczy strażników powędrowały w bok aby spojrzeć na Arystokratę, ale za chwilę powróciły do typowej dla pozycji „baczność” pozycji.
Vyron przez chwilę przyglądał się Vatrisowi.
Gwardzista pochodził z biednej rodziny, w której ojciec alkoholik pełnił funkcję naczelnego kata. Kiedyś w przypływie pijackiej furii rzucił w chłopca zapaloną lampą naftową. Chłopak ledwo przeżył, a na twarzy, boku szyi, barku, piersi i części ramienia pozostała mu wyjątkowo szpetna pamiątka. Na podstawie cudzego i niesprawiedliwego wyroku, jako odmieniec i potwór, skazany został na samotność i brak kolegów. Mimo wszystko, i do niego uśmiechnął się los. Znalazł kobietę swoich marzeń i niedawno się ożenił. Nadii, bo tak nazywała się owa dziewczyna, nie przeszkadzała jego bieda ani poparzone ciało. Prawdopodobnie pokochała go za charakter, albowiem Panna Verini, a obecnie Pani Bellenrode, mimo że piękna jak z obrazka, była niewidoma od urodzenia. Za oszczędności całego życia Vatris kupił dom, i razem z żoną zamieszkał pod murami twierdzy. Dom bardziej przypominał ruderę przeznaczoną do rozbiórki niż siedzibę młodego małżeństwa, ale para wydawała się być szczęśliwa.
- A dla Ciebie, – powiedział Vyron patrząc na Vatrisa - Dodatkowe dwa tysiące złotych monet i promocja na sierżanta. Gratuluję i dziękuję za twoje poświęcenie Sierżancie Bellenrode.
Gwardzista z pewnym niedowierzaniem popatrzył na Arystokratę, ale Viridian nic nie powiedział, tylko lekko kiwnął głową
- Dziękuję Ci, Panie … ja …
Vyron uniósł rękę dając znać, że gwardzista nie musi nic mówić. Vyron wiedział, że pieniądze przeznaczy na remont domu, kupno mebli i wyposażenia oraz, co dla niego chyba najważniejsze,  kupienie młodej żonie nowej sukni by była „najpiękniejszą kobietą w całej Krainie, i nie musiała się nikogo wstydzić”.
Patrzył jak skarbnik wydaje określone sumy gwardzistom, którzy wyraźnie się rozluźnili ale z ostrożnych spojrzeń wynikało, że ciągle niedowierzali w to co się stało.
- Skoro jesteśmy przy rozliczeniach… – powiedział Dachowiec podchodząc do Vyrona i kładąc mu rękę na ramieniu.
- Prawda. – Vyron podszedł do skraju tarasu i pstryknął palcami. Goniec pałacowy szybko podbiegł do niego z wypchanym mieszkiem. - Masz. Przelicz. – powiedział Vyron wystawiając rękę w stronę włamywacza.
Dachowiec podszedł do niego, stając tuż obok jakby chciał ukryć fakt pobierania opłaty i odebrał sakiewkę. Przez chwilę ważył ją w dłoni, a następnie odwiązał i zaczął oglądać klejnoty i złote monety. Zaciągnął troczki i schował sakiewkę na piersi.
- Wygląda na to, że się zgadza.
- Cieszę się. – powiedział Vyron wpatrując się bez uśmiechu w odległe górskie szczyty - Wiesz co Dachowcze, mój pradziadek kazałby cię zamęczyć albo rozerwać końmi, mój dziadek obdarłby cię za skóry albo spalił, mój ojciec zamurowałby cię w celi do końca życia, a ja, ja puszczam cię wolno.
Dachowiec uśmiechnął się tryumfalnie, a Vyron go pchnął.
Raz a porządnie.
Najpierw „poleciała” głowa a za nią reszta ciała. Włamywacz zamachał rękoma jak młody ptak, a uśmiech pełen tryumfu i samozadowolenia gościł na jego twarzy jeszcze przez chwilę. Gdy zrozumiał, że spada, ów uśmiech zamienił się w grymas przerażenia.
Ciszę górskich szczytów przeciął krzyk a później głuchy huk.
Viridian dotrzymał danego słowa. Zapłacił i puścił włamywacza wolno. Z najwyższej wieży wznoszącej się nieco ponad kilometr nad powierzchnią ziemi.
Vyron patrzył na spadające ciało z miną niemal całkowicie obojętną przez mniej-więcej 15 sekund czyli do chwili aż to uderzyło o skały pod spodem.
- Cóż, jak widać koty nie zawsze spadają na cztery łapy. Szkoda. Niech ktoś posprząta do ścierwo, a sakiewkę którą ma na piersi odniesie do rachmistrza. – powiedziawszy to odszedł od krawędzi tarasu otrzepując urękawiczoną dłonią miejsce, w którym przed kilkoma chwilami była pazurzasta ręka Dachowca.
Ruszył do wyjścia zatrzymując się na chwilę przy Sebastianie i skłaniając do jego ucha.
- Zadbaj o to by zawartość sakiewki została przeznaczone na remont i rozbudowę domu Państwa Bellenrode. Zwolnij ich także na pięć lat z czynszu. Niech i oni mają coś od losu.
Sebastian odwrócił głowę, a jego czarne, stare oczy, przez chwilę wpatrywały się w limonkową zieleń oczu Arystokraty. Szukał w nich jakiegoś błysku, jakiegoś uczucia czy utajonego uśmiechu. Nie znalazł.
Vyron był zimny jak lód a przecież …
Westchnął cicho po czym pokiwał głową zgadzając się niemym gestem.
Viridian wyszedł i ruszył schodami w dół a następnie do zachodniego skrzydła. Tam wszedł do jednego z dziesiątek małych pokojów przeznaczonych dla mniej znacznych gości lub posłańców. Wszedł do małej łazienki i dokładnie obmył pierścień, który wyrzucił z siebie włamywacz. Czerwone oczko błyskało radośnie gdy wycierał je do sucha.
Wyszedł z łazienki i pociągnął za ramię kinkietu który wisiał na ścianie tuż przy drzwiach, a następnie podszedł i pociągnął za jedno z ramion kandelabru stojącego na biurku.
Kamienna ściana rozsunęła się ukazując schody prowadzące w dół aż do małego szybu z windą. Wziął ze ściany łuczywo i odpalił je od świecznika. Tłusty język ognia niemal natychmiast pojawił się na lnianej, nasmołowanej owijce.
Arystokrata wsiadł do windy, pchnął rączkę mechanizmu i zjechał aż na sam dół.
Podróż trwała długo. Na tyle długo, że pochodnia zaczęła już przygasać gdy podłoga dźwigu osobowego osiadła na platformie. Odłożył dogasające drewno i ruszył w ciemność.
Doskonale znał drogę.
Wolnym krokiem podszedł do ciężkich, solidnie okutych metalem drzwi, zdjął z prawej dłoni rękawicę i przyłożył sygnet z zielonym kamieniem do czegoś co spełniało tu rolę dziurki od klucza. Kryształowe oczko uwypukliło się, po czym wypełniło całą przestrzeń zamka. Rozlało się na metal układając w kształt skomplikowanego lwiego łba trzymającego w paszczy różę. Kryształ niespiesznie wrastał w zakamarki metalu z wolna wypychając rygle zabezpieczające dalsze elementy mechanizmu zamkowego. Vyron odczekał chwilę a następnie przekręcił pięść przekręcając tym samym wyrosły z pierścienia kryształowy klucz. Rygle zadźwięczały cicho i metaliczne chwilę przed tym, nim drzwi stanęły otworem. Zimny oddech z kamiennej gardzieli owionął jego postać.
Ruszył kamiennymi, jednobiegowymi schodami w dół, a ciężkie drzwi zatrzasnęły się za jego plecami.
Kamienne ściany odbijały rytmiczne dźwięki jego kroków, a im niżej schodził, tym echo stawało się głębsze i bardziej odległe. Gdy znalazł się na dole, wyjętą z kieszeni zapalniczką działającą jak automatyczne krzesiwo, podpalił płyn znajdujący się w rynience wiodącej w głąb niewielkiego korytarza. Odczekał chwilę aż ciecz rozpali się dając maksimum światła, po czym ruszył wąskim korytarzem prowadzącym w głąb góry zamkowej.
Szedł ciągle przed siebie, a droga niczym wierny sługa prowadziła go wprost do czegoś, co śmiało można uznać za jeden z cudów Krainy Luster.
W samym sercu góry, na której wznosiła się rodzinna siedziba Larazironów, znajdowała się wprost gargantuicznych rozmiarów geoda pełna fioletowych, niebieskich i czerwonych kryształów. U jej szczytu wybudowano palenisko otoczone licznymi lustrami.
Ogień dotarł już do paleniska wspinając się po ścieżce z sączącego się płynu, i teraz rozświetlał pokrytą krystalicznymi szczotkami przestrzeń.
Viridian stał przez chwilę w bezruchu spoglądając na wnętrze kryształowej kawerny. Jego twarz pozostawała pusta i nieruchoma.
Widział ją. Stała tam cicha, ciemna i chłodna.
Z wolna ruszył na przód.
- Witaj, – powiedział cicho - Odzyskałem Twój pierścień. – podszedł do postaci, ale ta nie poruszyła się nawet o cal.
Pierścień z czerwonym oczkiem ciążył mu w dłoni coraz bardziej.
Westchnął ciężko i delikatnie wsunął pierścień na przystosowany do niego, drobny palec, wieńczący równie delikatną dłoń.
Rzeźbę wykonano z ametystowego kryształu i przedstawiała ona młodą, szczupłą i wysoką  dziewczynę z długimi włosami, lekko falującymi na wietrze wiejącym od prawej strony. Dziewczyna miała na sobie zwiewną, letnią  sukienkę, którą również poruszał nieistniejący wiatr. W obu rękach trzymała delikatnie wykonaną z zielonego kryształu różę, która zdawała się wąchać. Delikatny uśmiech błądził po jej twarzy, a zamknięte oczy potęgowały wyraz rozmarzenia wywołanego zapachem.
Viridian patrzył na nią przez chwilę, po czym powoli jakby z obawą, wyciągnął rękę i przesunął palcami po policzku kryształowego posągu.
To nie był zwykły gest kogoś, kto dotyka rzeźby gdy kontempluje dzieło artysty. Ten był pełny ciepła, miłości i serdeczności, ale też bezbrzeżnej tęsknoty, bólu i samotności.
- Wiesz, że nad Herbacianymi Łąkami właśnie zachodzi słońce? Trawa jeszcze się zieleni, ale liście z wolna zaczynają opadać. Od morza, jak co roku o tej porze wieje ciepły wiatr, który zwiastuje nadejście chłodów. Byłem tam dziś, wiesz? Dokładnie pod tym samym drzewem, gdzie powiedziałaś mi, że będziemy mieć … – powiedział Arystokrata ale głos mu się załamał i nie dokończył. Opadł jedynie przed posągiem na kolana i oparł dłonie na ziemi - Ja wiem, że nigdy nie potrafiłem mówić o moich uczuciach. Że nigdy nie powiedziałem Ci, jak wiele dla mnie znaczysz i jak bardzo cenna jest dla mnie każda chwila spędzona z tobą. Choć cieszyłem się całym sobą, to nie umiałem tego okazać. Wiesz, że mam dla ciebie niespodziankę, którą przygotowałem jak tylko się dowiedziałem? Cały czas czeka zamknięta na klucz we wschodniej wieży. Czeka już od tak dawna, że zdaje mi się być odwieczna. Wiesz, że niemal co dzień przemierzam „nasze” ścieżki mając nadzieję, że znowu cię na nich spotkam, i że będzie tak, jak było dawniej. Że zawołasz mnie, z oddali pomachasz ręką lub chusteczką, a ja puszczę konia w cwał, byle tylko jak najszybciej znaleźć się przy tobie. Oczyma wyobraźni widzę, jak uśmiechniesz się do mnie, przytulasz i kładziesz rękę na policzku gdy mówisz mi, że …  - urwał biorąc głęboki oddech - Wiesz, że co dzień o poranku od trzydziestu jeden lat, z niesłabnącą nadzieją wpatruję się w horyzont licząc na to, że zobaczę cię jak pływasz tą śmieszną, żółtą łódką po Herbacianej Rzece? Cały czas spoglądam na kalendarz łudząc się tym, że gdy tylko ten wasz „czerwiec” będzie dobiegał końca, ty do mnie wrócisz. Że będziesz opowiadała mi o swoich przygodach z innego świata, o pobieranych naukach, o ludzkich tradycjach i zabawach. Że będziesz klaskała w dłonie z radosnym uśmiechem, gdy będę startował i wygrywał w zawodach czy turniejach. Że będziemy jeść lody i ciastka z malinowym kremem, a ja w końcu nie będę musiał udawać kogoś, kim nie jestem. Wiesz, że przed tobą jedną nigdy nie musiałem udawać ani grać? Pamiętam jak pierwszy raz przyjechaliśmy na Kryształowe Pustkowia i pokazałem ci mój dom. Stałaś przez dłuższą chwilę i patrzyłaś na białą bryłę zamku oświetlaną przez poranne słońce, po czym odwróciłaś się do mnie, i przytuliłaś ze słowami „Jaki ty musisz być samotny…”. Nie wiem, czy wyczytałaś to z białych murów, czy z czegoś innego, ale miałaś rację. Przy tobie jednej czułem się szczęśliwy, ale gdy tylko czas twojego pobytu dobiegał końca, samotność wracała. – głos zaczął mu się łamać i nieco przycichł - Ja … ja dalej nie mogę uwierzyć w to, że po prostu przestałaś istnieć. Nie potrafię pojąć tego, że już cię nie ma, i nigdy nie będzie. Nie wierzę w to, że odeszłaś, nie, kiedy ciągle jesteś w moim sercu. Tak bardzo brak mi twojego głosu, uśmiechu i tego radosnego błysku w oczach. Brak mi zapachu twoich włosów i ciepła twoich dłoni. Zostały mi po tobie jedynie ambrotypy, na które spoglądam każdego dnia. Ja nie umiem, nie potrafię, wyrazić tego jak bardzo mi ciebie brak. Jesteś dla mnie chłodną wodą w upalny letni dzień, jesteś zbawiennym oddechem dla tonącego, i ciepłymi rękawicami w srogą zimową noc. Jesteś światłem mojego świata i pieśnią mojej drogi! – zacisnął pięści i uderzył nimi o ziemię.
Kryształowe ściany przez chwilę odbijały dźwięk, ale w końcu i one zamilkły.
Trwał tak przed kryształową damą, która zdawała się pozostawać niema i nieczuła na jego żale. Przesunął palcami po tabliczce z imieniem i nazwiskiem „Kryształowej Królowej”. Do jego zielonych oczu napłynęły łzy, ale żadna z nich nie spadła na ziemię. Chyba nie miał już czym płakać. Sam nie wiedział ile łez wylał w tym miejscu, i ile razy prosił by wróciła. Bez skutku. Przychodził zatem do niej, niczym Orfeusz do Eurydyki i grał jej na gitarze, mówił do niej, opowiadał o tym co się dzieje w świecie i jak wyglądają Herbaciane Łąki, a ona milczała i słuchała.
- Znajdę go. Obiecuję, że go znajdę i zamęczę. – wyszeptał i wstał - Kocham cię. Gdziekolwiek jesteś, pamiętaj o tym.
Odwrócił się i ruszył w stronę wyjścia.
Gdy był u podstawy schodów jego uwagę przykuł dziwny, lekko poruszający się kształt. Przez chwilę przyglądał się dziwacznemu kształtowi, który jakby na potwierdzenie jego myśli poruszył się słabo. To było jakieś zwierzę. Ukucnął i dotknął ręką stworzenia. Nietoperz z małym kapeluszem na głowie był chłodny w dotyku. Vyron przycisnął go do siebie by zapewnić mu choć odrobinę ciepła, po czym ruszył na górę.
Wyglądało na to, że nietoperz wpadł tu podczas włamania, a później próbując wylecieć, uruchomił jedną z pułapek. Zabezpieczywszy tajną komnatę, wrócił do swojej komnaty. Jednym ruchem zdarł z krzesła puszystą skórę jednego z lokalnych drapieżników, i położywszy ją na gzymsie komina ułożył na niej zwierzaka.
Przez chwilę patrzył na sympatycznego stworka który drżał i zakopywał się w futrze, po czym wyszedł z komnaty aby zorganizować mu coś do jedzenia. Złapał kilka ciem obijających się o lampy i ruszył z powrotem do zwierzaka.
Gdy przekroczył próg pokoju ujrzał, że nietoperz śmiało porusza się w futrze i nawet ma otwarte oczy. Podszedł do niego wziął w palce jednego z owadów i delikatnie zbliżył do pyszczka nietoperza.
- Hejże! Kurwa! Co Ty odpierdalasz?! – zabrzmiał piskliwy głosik, a nietoperz popatrzył na niego ze zdziwieniem, w którym dało się wyczuć pewien wyrzut
- Eeee … – Vyron chciał coś powiedzieć, ale zaskoczenie wzięło górę nad retoryką, inteligencją i wszystkim innym. Jedyne co mógł zrobić ( i zrobił) to uchylić usta, postawić oczy w słup i wydać z siebie odgłos jakim rodzice namawiają dziecko by robiło kupę.
-  Pytałem, co ty kurwa odpierdalasz z tymi robalami, wioskowy przygłupie?!
- Usiłuję cię nakarmić? – powiedział Viridian niepewnie a jego słowa zabrzmiały bardziej jak pytanie. Był tak zaskoczony, że zignorował nawet „wioskowego przygłupa”.
- Tym gównem?! Czy ty się z chujem na łby pozamieniałeś ?!
- O co ci chodzi? To bardzo dobre owady! – zaprotestował i pomachał ćmą przed nosem nietoperza. W końcu sam je przed chwilą łapał
- To sam sobie je wpierdalaj! Smacznego!
- Kawał chuja z ciebie, co skrzydlata myszko?  - Viridian postanowił, że nie pozostanie dłużny
- Pierdol się! Kim ty w ogóle jesteś, co ?
- Wielki Książę i Koregent Lodowych Gór, Vyron Sanoran Graven Laraziron   – przedstawił się arystokrata - A ty, skrzydlata myszo, nazywasz się jakoś?
- No raczej! Nazywam się Vespertilio Desmont Fledertier van der Flaggermus – Denevérek von Barlang
- Vespertilion Desmont Fled …. Dobra, chuj z tym, będę na ciebie mówił  Kazik
- Weź spierdalaj ty, jak ci tam było, Korkociągu Zimnej Górki ?
-  Możesz mi mówić “Panie” ewentualnie „Szefie”. A teraz otwieraj paszczę i wcinaj ćmę. No, amciu amciu! – powiedział machając owadem przed pyszczkiem zwierzaka tak, jakby był to samolot.
- Spierdalaj! Ty jesteś głuchy czy głupi? Nie. Jadam. Robali!
- Po pierwsze, Kazik, nie “spierdalaj” tylko „Niech Jaśnie Pan raczy się oddalić”. Po drugie nie po to samodzielnie łapałem te ćmy żebyś teraz kręcił nosem. No dalej, Kazik, za tatulka!   – powiedział wciskając mu ćmę do pyska
- Panie! Zlituj się kurwa! Ja żywię się surowym mięsem i krwią, a nie jakimiś robalami, do chuja wafla! Zabierz mi to kurwa sprzed pyska bo się porzygam!
- To ty jesteś nietoperz wampir?  
- Srampir kurwa … Czy ja wyglądam na nietoperza wampira ?
- Jak dla mnie wyglądasz jak skrzydlata mysz. No, może jak chudy skrzydlaty szczur bez ogona i jajec.
- Pierdol się. Jestem Kapeluterkiem. Wiesz co to takiego Kapeluterek ?
- Prawdę powiedziawszy pierwsze słyszę o czymś takim
- Ja pierdolę … kończyłeś ty jakąś szkołę debilu ?
- Tak, kurwa, gastronomiczną. Zademonstrować ci na twoim przykładzie jak się kulką patroszy nietoperza?   – warknął Viridian wrzucając ćmy do kominka
- Szefie, nie ma powodu do nerwów, tak tylko pytałem. Nie wiem jak ty, ale ja jestem bardzo przywiązany do swoich bebechów.
- Cieszę się, a teraz Kazik, gadaj czym są Kapeluterki i co robiłeś w tamtej komnacie. – powiedział opierając się o gzyms i wpatrując w zwierzaka swoimi zielonymi oczami.
Zwierzak niezdarnie odwrócił się do niego i założył na głowę swój śmieszny, maleńki kraciasty kaszkiet.
- Widzisz Szefie, Kapeluterki to takie nietoperki w kapelutkach. Proste prawda? Umiemy mówić, a nasze kapelusze mają magiczne moce. Działają jak bezdenne sakwy.
- Chwila, ale ty na łbie masz kaszkiet a nie kapelusz
- Bo ja jestem wyjątkowy …
- To znaczy?
- No … jakby to powiedzieć … moja czapka nie umie nic przechowywać. Mam za to przemiły charakter, którym nadrabiam ten mały niedostatek.
- No fakt, charakterek to ty masz. Do rany przyłóż a gangrena murowana. Widzę, że czujesz się lepiej, zatem dam ci coś do żarcia i będziesz mógł sobie lecieć gdzie chcesz.
-  A czy mógłbym zostać Panie? Widzisz, ja nie mam domu. Jak byłem mały, to przygarnął mnie jeden staruszek, ale jak mu się zmarło, to jego chatę zburzyli i postawili nowe domostwo, a ja nigdzie nie mogłem zagrzać miejsca i ....
- Nie ma problemu.
- Rozumiem, już się zbie …. Co powiedziałeś ? – niemal wykrzyknął zwierzak
- Powiedziałem że możesz zostać. Mały jesteś, a zamek jest wielki. Znajdzie się dla Ciebie miejsce.
- Dziękuję Ci Panie! To co, opierdolimy coś na krwisto ?
- W sumie czemu by nie. Dziś miała się zgłosić na służbę nowa kucharka. Jutro zobaczymy ile jest warta. Masz jakieś specjalne upodobania ?
- Specjalne Upo … kurwa …co ?
- Rany, Kazik, kończyłeś jakąś szkołę ? – zakpił parodiując głos Kapeluterka
- Tak, szkołę życia. Miałem nawet dyplom tylko się zgubił.
- Dobra, to po twojemu: Jest coś co najbardziej lubisz wpierdalać ?
- Aaa teraz to rozumiem! Kurwa, mów jak należy, a nie jakieś „upa bania”. Co do żarcia to w sumie to obojętne, byle surowe, krwiste i nie kurczak.
- To może jednak zjesz ćme ?
- Ćmy mają hemolimfę, debilu. Co, w gastronomiku nie uczyli, czy spałeś na lekcji ?
- Spierdalaj skrzydlata myszko – zaśmiał się Vyron i szarpnął za sznurek wzywający służącego.
Gdy ten się pojawił, kazał mu przynieść kawałek surowego mięsa, wodę w misce, kiełbasę, ser, chleb i kufel zimnego piwa.
Nareszcie był w domu.
Jutro rano, przy śniadaniu przekona się, co też potrafi nowa kucharka, ale teraz chciał się zrelaksować. Sługa szybko uwinął się z zamówieniem. Gdy obaj zjedli i popili Kazik podleciał do łóżka i zawisł z jego szczytu głową w dół.
- Panie, gdyby mi się w nocy zachciało srać, to co mam robić ?
- Zostawię otwarte drzwi do toalety. Wlecisz zrobisz swoje do kibelka i po sprawie. Tylko nie nasraj do umywalki bo ci skrzydła powyrywam.
- Bez obaw Szefie, wiem jak wygląda sracz.
- Nie powiedziałeś mi ciągle jak znalazłeś się w tamtej komnacie.
- Głodny byłem. Zobaczyłem Dachowca, który szedł sam i to w dodatku po ciemku, to uznałem, że coś sobie zjem. Wleciałem za nim i ukryłem się pod sufitem by zaatakować jak będzie wracał. Wiedziałem że szedł po coś, zatem uznałem, że jak będzie miał coś w łapach, to nie będzie się bronił i z łatwością przegryzę mu tętnicę szyjną. Kurwa, miałbym żarcia na kilka dni, bo musisz wiedzieć, że śmierdzącego mięsa do pyska nie wezmę. Niestety, już miałem go capnąć, gdy nagle pizdło we mnie coś zimnego i obudziłem się w tym pokoju.
- Tylko żeby nie przyszło ci do łba żeby mnie żreć po nocy.
- Nie no, kumpli nie gryzę.
Zwierzak przeciągnął się i otulił skrzydłami.
Vidian podszedł do szafy, wyjął z niej gitarę, nastroił i usiadłszy przy oknie zaczął delikatnie grać. Nic tak nie koi nerwów jak chwila muzyki przed snem.


O świcie następnego dnia, ubrał się stosownie do pogody, zabrał sprzęt który zawsze przy sobie nosił i wyszedł z pokoju. Służbie nakazał nakarmić Kazika mięsem, po czym kiedy wszystko zostało już dopilnowane, przeszedł do stajni, wskoczył na koń i poderwał go do galopu, kierując się w sobie tylko znanym kierunku.
Miał kilka spraw do załatwienia.


z/t

Powrót do góry Go down





Selene
Gif :
Zamek Himmelhof 5PUjt0u
Godność :
Selene Gaspard
Wiek :
32
Rasa :
Cień
Wzrost / Waga :
160/45
Pod ręką :
das
Broń :
wojskowy nóż
https://spectrofobia.forumpolish.com/t89-selene-gaspard https://spectrofobia.forumpolish.com/t1115-selene
SeleneMorfeusz
Re: Zamek Himmelhof
Sob 11 Maj - 1:12
Dziękuję Sebastianie, czy raczej panie Marszałku — uśmiechnęła się nieco zalotnie do starszego jegomościa. Po czym zaczęła staranne przygotowanie swoich komnat. Napaliła w kominku, używając pozostawionego tam drewna i krzemienia. Zaprószyła ogień, który z wesołym trzaskiem iskier zaczął strzelać. Wyjrzała przez okno, widok z niego był wręcz zapierający dech, niemal można było dotknąć z niego chmur, a poniżej punkciki, zapewne poruszający się tam osobnicy. Zajrzała do szafy, nie znajdując tam żadnych ubrań, które mogły pasować pod charakter jej pracy. Już ja sobie porozmawiam z tym całym lordem, jak to tak, brak wyposażenia, słabo się przygotował. Mniejsza zresztą było o strój, nie wiedziała wszak w jakich porach pan zamku jada, gdyż sama nie przywiązywała żadnej wagi do jedzenia. Czasem coś zjadła, na zasadzie, żeby nikt nie podejrzewał jej odmiennego charakteru. Wszak najlepiej syciły ją sny. Właśnie sny były też wskazówkami, czego kto się boi, o czym marzy, a dla niej zarówno cenną informacją, jak i wyśmienitą przekąską. Położyła się w łożu, zamknęła oczy i zaczęła poszukiwać swojego obiadu. Natrafiwszy na bardzo interesujący sen, który przedstawiał pewną parę, kroczącą nad jeziorem, wesoło umilającą sobie czas, poczuła lekką nutę goryczy. Nawet we snach, gdzie śniący byli świadomi, żaden osobnik jej nie okazał takich uczuć, jak para, którą widziała nad jeziorem. Ich szczęście było tak wyczuwalne, że Selene musiała się trochę opanować, żeby nie wybuchnąć dzikim śmiechem. Widząc tak piękny i cudowny sen, czuła narastającą chęć pożerania i zostawienia czarnej, ziejącej pustki w umyśle śniącego. Zaczęła swój rytuał napełniania energii, usiadła w pozycji kwiatu lotosu, zaczerpnęła trzy głębokie oddechy, po czym zaczęła obserwować jak sen zaczyna znikać. Znikał dość szybko, a Sel zaczęła przepełniać ogromna energia, która wręcz zaczynała kipieć z niej. Wygięła się w lekkim spazmie, prawdopodobnie z jej gardła wyszedł na świat głośny jęk, po czym zapadła w lekki letarg, okryła się kołdrą z aksamitu i próbowała rozprowadzić energię ze snu po całym ciele. Cóż za niesamowite doznania, nie myślałam, że jest możliwe osiągnięcie szczęścia poprzez tak cudny sen.

Powrót do góry Go down





Vyron
Gif :
Zamek Himmelhof 5PUjt0u
Godność :
Vyron Laraziron
Wiek :
Wygląda na 30 lat
Rasa :
Upiorny Arystokrata
Wzrost / Waga :
182 cm / 76 kg
Pod ręką :
Sakiewka z pieniędzmi, sakiewka z kryształowym pyłem, oprawiony klejnot "Tchnienie Muzy", pałasz, rewolwer czarnoprochowy typu Le Mat, sztylet w cholewie buta.
Broń :
Pałasz, rewolwer typu Le Mat, sztylet w bucie
Zawód :
Dręczyciel ludu pracującego i pasożyt społeczny
Specjalne :
Mistrz Gry
https://spectrofobia.forumpolish.com/t141-vyron-laraziron https://spectrofobia.forumpolish.com/t1124-vyron
VyronDemoniczny Książę
Demoniczny Książę
Re: Zamek Himmelhof
Sro 31 Lip - 2:14
Nocna jazda przez Kryształowe Pustkowia, a później przez Lodowe Góry, minęła zasadniczo bez większych przeszkód. W prawdzie kilkukrotnie musiał zatrzymać konia by uniknąć spotkania z drapieżnikami, które wyszły nocą na żer, ale cóż, te tereny nigdy nie należały do szczególnie bezpiecznych. Do zamku dojechali wraz z pierwszymi promieniami słońca, które zaczynały odbijać się w bryle budowli. Arystokrata wyciągnął z juków niewielki róg i zadął weń. Bramy niemal natychmiast otworzyły się z cichym zgrzytem, a pełniący przy nich wartę strażnicy stanęli na baczność prężąc się jak struny. Viridian skinął im głową z lekkim uśmiechem. Nawet jeśli strażnicy jeszcze trzydzieści sekund temu smacznie spali, to teraz mogli być stawiani za wzór wszystkim furtianom, strażnikom bram i odźwiernym. To nie były takie sobie zwykłe chłopki-roztropki z halabardami czy inną bronią. O nie! Przy bramie, z zaciętymi minami i oczyma, z których aż promieniowała podejrzliwość, prężyły się prawdziwe cerbery tartarejskie, gotowe karać ucięciem łba nawet przelatujące muchy, motyle czy przekradające się tycimyszki. Gdyby postawić takich przy sypialni wiarołomnej małżonki, to nie tylko nie potrzebowałaby pasa cnoty, ale też nie zjadłaby nic poza papką. W końcu któż to wie, może w tym centymetrowym kawałku mięsa z gulaszu, jakiś pomysłowy włamywacz ukrył drabinkę sznurową albo spinkę, którą można otworzyć zamek kajdan? Lepiej dmuchać na zimne.
Wjechali do wnętrza fortecy.
O ile same góry stanowiły krajobraz raczej ponury i martwy, o tyle wnętrze fortecy aż tętniło życiem. Rosnące licznie i tworzące gdzieniegdzie małe zagajniki drzewa i krzewy, wypełniały przestrzeń miasta-fortecy zdrową zielenią i zbawiennym cieniem. Gdzieniegdzie, spływały niewielkie, ale wartkie górskie potoki, a pnące róże, które porastały ściany niektórych domów, dodawały całości koloru. Po ulicach, poza zamiataczami i ubranymi w białe zbroje strażnikami przechodzili mieszkańcy spieszący do swoich codziennych obowiązków. Wyglądało na to, że zamek Himmelhof to niemal oddzielne miasto, niejako „wpuszczone” do wnętrza góry. Tym co dało się dostrzec na pierwszy rzut oka, było dostatnie odzienie oraz sympatia i szacunek mieszkańców do siebie nawzajem. Nikt nie uciekał od strażników, a ci nie nadużywali władzy. Wręcz przeciwnie. Zatrzymywali się czasem by wymienić z mieszkańcami kilka słów, pożartować czy pomóc rozwiązać jakieś drobne sprawy.
Jechali wolno w stronę szczytu góry, gdy na jednej z głównych ulic zobaczyli mężczyzn poruszających się biegiem, w karnej wieloszeregowej kolumnie. Sądząc po ich twarzach, sylwetkach i tym jak się poruszali, byli żołnierzami na porannym rozruchu. Viridian pokiwał głową z uznaniem i nagle drgnął jakby doznał olśnienia.
- Trzymaj się mocno … – powiedział dając koniowi ostrogę i puszczając go biegiem pomiędzy uliczki - Powinniśmy zdążyć przed innymi.
Koń, prowadzony wprawną ręka, gnał po ulicznym bruku jak wiatr. Viridian stanął w strzemionach i już z oddali zobaczył chłopca stojącego pod ścianą przy jednym ze skrzyżowań i szykującego praskę do wyciskania soku. Koło malca stały worki pełne różnorakich owoców.
- Witaj Ceam! – wykrzyknął z wysokości końskiego grzbietu Vyron, gdy byli już blisko
- Witaj Wasza Miłość! – wykrzyknął chłopak ewidentnie ucieszony, że widzi Arystokratę
- Znajdą się dwa duże dla spragnionych wędrowców? – zapytał zeskakując z konia
- Oczywiście! – zawołał ucieszony chłopak otwierając prasę do wyciskania soku – Czy będę wielkim chamem jeśli zapytam kim jest ta piękna, młoda Pani ?
- No tak … schamiałem na wojnie   – Vyron podrapał się z frasunkiem po głowie - Iris, to jest Ceam, prawdziwy i jedyny „sokmistrz – powiedział z uśmiechem Upiorny, a chłopiec, na którego teraz padły pierwsze promienie porannego słońca aż wyprężył się dumnie. Jego skóra była niemal przeźroczysta i widać było naczynia krwionośne biegnące pod skórą. Z kolei oczy malca były czarne i lśniły jak dwa obsydiany. - Ceam, to jest Pani Iris, Admirał Kryształowej Floty i Kapitan „Bajkała”.
Powiedział to tak, jakby anonsował nadejście królowej.
- Miło mi Panią poznać! – powiedział malec z uśmiechem i zaczął wkładać do prasy różne owoce, starannie je wcześniej oglądając.
- Na co tak patrzysz?
- Produkt premium wymaga starannej selekcji. Dokonuję selekcji najlepszych sztuk owoców pod kątem ich wyglądu. To sprawdzone odmiany zatem za ich smak mogę ręczyć, ale wiadomo, że im ładniejszy owoc tym lepszy produkt.
Upiorny pokiwał głową, a na jego twarzy zagościł uśmiech. Ten dla odmiany był ciepły i niemal ojcowski.
- Coś mi się zdaje, że z każdym odrzuconym owocem cena idzie w górę o 100%
Malec nic nie odpowiedział. Uśmiechnął się tylko pod nosem.
- Wasza Miłość jeszcze nie wie, ale dziś, specjalnie ze względu na Panią Kapitan, która z pewnością zechce zaopiniować mój sok jako znakomity, a może nawet przysłać po niego swoich ludzi, jest wielka promocja! Tylko dzisiaj, za 2 soki płaci się jak za 3! – powiedział wrzucając do prasy po kilka owoców z każdego rodzaju a następnie zatrzaskując pokrywę i wolno kręcąc korbą
- Chyba za 3 płaci się jak za 2?  
- A jaki w tym dla mnie interes jeśli wcześniej nie podniosłem ceny przynajmniej o kilkukrotną wartość?
- Interes żaden, ale to ukłon w stronę przyszłej klienteli.
- Może to i racja … to w takim razie promocja jest taka: kupując dwa soki płaci się jak za dwa!
- No! I taką promocję to ja rozumiem! – zaśmiał się Vyron biorąc ze stoiska i podstawiając duży puchar pod miejsce skąd zaczął wypływać sok.
Napój wyglądał jak płynna tęcza przelana do pucharu i pachniał wręcz zniewalająco. Viridian podał naczynie Iris a następnie sięgnął do uzdy i podprowadził konia bliżej, pozwalając mu podejść do blatu, na który chłopiec wyrzucił wytłoki. Koń ewidentnie ucieszył się z takiego obrotu spraw bo parsknął swojemu opiekunowi we włosy i zabrał się za jedzenie. Chwilę później także Vyron rozkoszował się pucharkiem soku. Gdy wypili a koń sjazł wytłoki, Vyron odebrał kubek od  Wyjął mieszek który nosił na piersi wygrzebał z niego dwie złote monety i podał chłopcu.
- Wasza Miłość, nie mam jak wydać, nie uzbierałem jeszcze
- Jeśłi chcesz gościć u siebie także marynarzy, to musisz powiększyć warsztat. Jedna prasa nie da rady aż tyle przerobić. Potraktuj to zatem jako premię i inwestycję w twój interes. – powiedział poważnie
- Bardzo dziękuję i zapraszam częściej!
- Nie mówiłem Ci wcześniej, ale za chwilę będzie tu spragniona po porannym rozruchu drużyna straży zamkowej. Szykuje Ci się niezły i pracowity dzień. Bywaj Sokmistrzu! – powiedział wskakując na konia w iście akrobatyczny stylu
- Bywaj Wasza Miłość! Bywaj Pani Kapitan!
Odwrócił konia i spokojnie ruszyli w stronę zamku. Chwilę później, zza zakrętu, wypadła ta sama kolumna mężczyzn, którzy na widok stoiska Ceama znacznie przyśpieszyli Każdy chciał być tym pierwszym, który złoży zamówienie.
Gdy dojechali do schodów, stojący u ich podnóża ciężkozbrojni zasalutowali. Vyron także uniósł rękę w geście salutu i ruszył dalej. Prosto do wind.
- Tu są dźwigi bez wysiłkowe. Niby nic nadzwyczajnego, ale pozwalają dojechać na sam szczyt w czasie znacznie krótszym niż gdyby ktoś miał iść po schodach. Mimo wszystko uznałem, że schody zostaną jako droga ewakuacyjna. – wyjaśnił pokazawszy w jaki sposób przywołać windę.
Stali i czekali aż ta zjedzie z samego szczytu.
- Ihaaa! Ale jazda! – rozległ się głośny, ale raczej cienki okrzyk
Chwilę później do ich uszu dobiegł znacznie głośniejszy pisk. Kobiecy.
- Wychodzi na to, że za chwilę poznasz Kazika …
Zza załomu muru, wydzierając się w niebogłosy, wybiegła młoda dziewczyna w wplątanym we włosy i trzepoczącym się nietoperzem.
- Huzia! Naprzód! – wołał nietoperz na całe gardło jednocześnie wymachując skrzydełkami na boki- W lewo! W lewo! W lewo, kurwa! – wołał nietoperz w kraciastym kaszkiecie ale dziewczyna nie słuchała. Wpadła na latarnię, która zatrzymała jej szarżę.
- Mówiłem w lewo?! – powiedział wyplątując się z włosów i odchodząc odpełzając na bok.
Dziewczyna poruszyła się po chwili i objęła dłońmi rozbity nos. Chwilę później już biegły do niej koleżanki.
- O, Szef! – zawołał kapeluterek i odbiwszy się jak piłeczka od ziemi podleciał do Vyrona i usiadł mu na ramieniu - Jak słowo daję, ta praczka to mieszaniec kurwy z mułem. Oporna na wiedzę i trudna do zajebania. Wołałem w lewo? Wołałem! To ona nie! Złośliwa cholera prosto na latarnię przywaliła.  
- Kazik … – mruknął Vyron z ponurą miną
- No dobra…. – westchnął ciężko - Przepraszam, ale następnym razem  lepiej mnie kurwa słuchaj! Jak wołam w lewo to znaczy, że w lewo! – powiedział nietoperz poprawiając czapkę i oglądając się na Iris.- No cześć, masz ochotę poczochrać kudłatego samczyka? Patrz jaki jestem piękny i jakie mam mięciutkie futerko – zapytał wypełzając a następnie rozpłaszczając się Vyronowi na ramieniu i przyglądając się jej dwoma małymi i czarnymi jak koraliki, oczkami.
- Iris, poznaj  … – powiedział Vyron zaczynając przedstawiać dziewczynie nietoperza, ale ten wciął mu się w słowo
- Vespertilia Desmonta Fledertiera van der Flaggermus – Denevérek von Barlang – powiedział z duma swoje miano kapeluterek
- … zwanego roboczo Kazikiem. – dokończył ze złośliwym uśmiechem - Kazik, to jest Pani Iris, Admirał Kryształowej Floty i Kapitan „Bajkała”.  
- Miło mi Panią poznać. Jaram się tym spotkaniem w chuj! – powiedział przeczesując pazurkiem futerko na łebku - To jak będzie z tym czochraniem? Poczochrasz dziś mój plusz? No dalej! Pomiziaj mnie trochę! Ach! Pewnie myślisz, że daję się miziać każdej? A taki chuj! Mnie mogą dotykać tylko te ładne!
- Kazik … nie masz nic do roboty?
- Nie, chyba że Pani Admirał coś zaproponuje  
- A wiesz, że w drodze czytałem pewną książkę traktującą o zbawiennych skutkach kastracji na charakter samców?
- Szefie, nie zna się Szef na żartach? Poza tym właśnie sobie przypomniałem, że na szczycie najwyższej wieży czeka na mnie zamknięta w klatce Królewna
- Ani mi się waż dymać ptaków pocztowych!
- O masz! Głodnemu chleb na myśli! Ja tam lecę się zapoznać. Wie Szef, zagadam z nią, zapytam co taka piękna panna robi w takiej klatce jak ta, pobajeruje trochę, to może weźmie do dzioba …
- Kazik, ja cię jednak wywałaszę, i to z uśmiechem na ustach!
- Zagadaliśmy się, a ja już musze lecieć. Pa pa! – powiedział gdy usłyszał o kastracji. Odbił się z ramienia i pomknął w górę jak pocisk.
Viridian spojrzał na Iris rozkładając ramiona w geście „no i co ja poradzę, że takich mam lokatorów?” Pewnie coś jeszcze by tłumaczył, ale akurat zjechała winda.
Gdy Iris weszła do windy on wszedł za nią.
- No to w górę! – powiedział poruszając ku górze niewielką wajchę koło pulpitu z cyframi.

Powrót do góry Go down





Iris
Gif :
Zamek Himmelhof 5PUjt0u
Godność :
Iris
Wiek :
Wizualnie 25 lat
Rasa :
Baśniopisarz
Wzrost / Waga :
175/70
Znaki szczególne :
Zmieniające kolor włosy i oczy.
Pod ręką :
Zwój papieru, pędzel i czarny tusz. Sakiewka z pieniędzmi. Broń.
Broń :
Bat.
Zawód :
Admirał Floty Wielkiego Księcia Larazirona
Stan zdrowia :
Zdrowa.
https://spectrofobia.forumpolish.com/t133-iris-arcus https://spectrofobia.forumpolish.com/t1087-iris
IrisPonury Komediant
Re: Zamek Himmelhof
Czw 1 Sie - 1:38
Podróż konno, mimo, że siedziała za nim i musiała trzymać się go mocno, była naprawdę przyjemna. Po dzikim galopie, który wpompował energię w ich żyły i pozwolił ze śmiechem rozpocząć nowy rozdział, przyszedł czas na spokojną jazdę.
Nie rozmawiali wiele. On skupiał się na drodze, ona pozwalała ponieść gdziekolwiek tylko Arystokrata chciał, gdziekolwiek poniósł ich koń. Obejmowała go w pasie, wtulając policzek w jego plecy. Była dla niej jedyną stałą w całym tym zwariowanym świecie. Jeszcze przed chwilą była gotowa zakończyć swój żywot rzucając się w wir rzeki, teraz jedzie w stronę zamczyska Upiornego Arystokraty, by tam rozpocząć nowe życie. Czy można to nazwać szczęściem? Dla niej było to jak spełnienie nigdy nie wypowiedzianego na głos marzenia.
Uśmiechała się, przytulając się mocno. Nawet kiedy droga stawała się nużąca, a ona zapadała w coś na kształt snu, nie puszczała go. Nie poluźniła chwytu nawet odrobinę, jakby obawiała się, że przez jej nieuwagę Vyron może tak po prostu zniknąć, zabierając ze sobą wszystko to, co jej obiecał.
Czy była naiwna? Trochę. Ale któż by nie był, kiedy w obliczu nieszczęścia ktoś wyciąga dłoń i oferuje pomoc?
Rozpoznała wysokie, kryształowe szczyty Lodowych Gór. Nigdy wcześniej tu nie była, ale zdarzało jej się patrzeć w ich stronę. Z tej odległości były ogromne! Przytłaczająca wielkość masywów sprawiła, że Iris poczuła się niepewnie. Przyzwyczajona do otwartych przestrzeni morza, nie czuła się zbyt pewnie otoczona koroną szczytów, jak zębami metalowych, automatycznych wnyków, gotowych w każdej chwili zatrzasnąć się z głuchym szczękiem.
Poprawiła się na grzbiecie rumaka, oplatając Vyrona ufnie. Kapelusz opadł jej na plecy i trzymając się na sznureczku, zatrzymał się tam, okrywając jej plecy. Pióro, teraz już suche, powiewało dumnie na wietrze.
I kiedy wjechali na teren zamku i zobaczyła te wszystkie przepiękne, kryształowe budowle, oniemiała z zachwytu. Nie wiedziała na czym powinna skupić wzrok, dlatego rozglądała się dookoła, jak dziecko w sklepie zabawkowym. Bardzo pilnowała się, by nie rozdziawić ust.
Widząc twarze mieszkańców tej swoistej enklawy na kryształowym pustkowiu, speszyła się mocno. Uśmiechali się, gdzieniegdzie słyszała szczery śmiech. Rozmawiali ze sobą, zaczepiali się życzliwie. Nawet spacerujący strażnicy w przepięknych zbrojach zadawali się przystawać tylko po to, by zamienić kilka miłych słów z pospolitymi przechodniami.
To są poddani Vyrona? Tego Vyrona? Kryształowego Księcia? Chodzącej śmierci, uosobienia bestii? Ciężko było jej w to wszystko uwierzyć. A może trzymał ich w garści zaklęciem, które pozbawiało ich zdrowego rozsądku?
Nie. Tak nie wyglądają ofiary zaklęcia. Napotkani byli wypoczęci, zadowoleni z życia i pełni wigoru. Skuliła się, bo wiedziała, że w swoich pożyczonych od mężczyzny ubraniach i z krzywo przyciętymi włosami wygląda po prostu śmiesznie. Nie pasuje do tego ładnego obrazka.
Chwyciła kapelusz i naciągnęła go na głowę, chowając się, znikając innym z pola widzenia. Jej pewność siebie uleciała gdzieś daleko, poza mury zamku. Jedynie obecność samego Larazirona pozwalała jej opanować tchórzliwy odruch ucieczki.
Cóż, Książę Viridian z pewnością musiał wyglądać niecodziennie z żebraczką za nim, na koniu. Ale kto zabroni tego szlachcicowi?
Kiedy nagle mężczyzna odezwał się i spiął konia, Baśniopisarka objęła go mocniej, chcąc za wszelką cenę utrzymać się na grzbiecie rumaka. Pognali uliczką gdzieś w przód, a ona poczuła ulgę bo może rogaty uznał, że im szybciej się ukryją przed spojrzeniem przechodniów, tym lepiej?
Koń zatrzymał się przed stojącym przy dziwnej maszynerii chłopcem i jego jeździec zeskoczył z siodła z wprawą, a Iris, czując się z obowiązku, również zsunęła się z grzbietu zwierzęcia. Odruchowo zdjęła kapelusz i wygładziła koszulę z przodu, jakby to miało w czymś pomóc.
Spojrzała na młodzieńca i jego uśmiechniętą twarz, potem na sprzęt i wór owoców. Kiedy nagle dzieciak zaczepił o nią w rozmowie, opuściła głowę i uśmiechnęła się zakłopotana. Ona i piękno. Może kiedyś? Teraz była wrakiem - wiedziała to, bo tak się czuła.
Książę przedstawił ją tak, że aż jej twarz spłonęła mocnym rumieńcem. Musiała też odwrócić na chwilę wzrok, bo bardzo bała się spojrzeć na Ceama i poznać jego reakcję.
- Mnie również... bardzo miło. - powiedziała cicho, uśmiechając się mocno zawstydzona. Szybko jednak rozmowa zeszła na inny tor, dlatego kobieta przestała się kulić i zajęła oglądaniem maszyny, która jak już się dowiedziała, miała tłoczyć sok. Na samą myśl poczuła, jak w ustach pojawia się nadmiar śliny. Przełknęła ją, zachowując ciszę.
Mimowolnie jej uśmiech się pogłębił kiedy tak słuchała wymiany zdań Upiornego i szklanego dziecka. Vyron był sympatyczny, Iris nie żałowała, że dane jej było poznać go od tej strony. Dużo o nim słyszała, a tymczasem prawda wydawała się być zupełnie inna. Oczywiście cała ta otoczka również mogła być pozą, ale czy mężczyźnie chciałoby się bawić w dobrego tatuśka przez taki czas?
Szybko odegnała myśli, bo jej głowie pojawił się obraz Chrisa trzymającego w ramionach dziecko. Ich dziecko.
Zachichotała słysząc o promocji, ale szybko zakryła usta dłonią, żeby nie wyjść na niewychowaną. Ceam był spryciarzem! Jego energia była zaraźliwa. Chłopak miał z pewnością wielu przyjaciół.
Odebrała od Arystokraty puchar i spojrzała w jego zawartość. Zapach uderzył tak mocno, że Baśniopisarka ledwo ustała na nogach. Westchnęła zauroczona i upiła odrobinę. Smak był jeszcze lepszy od zapachu!
- Cudowny! - odezwała się, patrząc z zaskoczeniem na cudo które wytłoczył chłopiec - Nigdy nie piłam niczego tak doskonałego! - pochwaliła, ze szczerym uśmiechem i zdrowymi rumieńcami na policzkach. Nie bardzo wiedziała co mogłaby dodać, dlatego po prostu dopiła sok do końca i uśmiechnęła się promiennie na koniec, oddając naczynie.
I ponownie się speszyła, bo to Vyron zapłacił. Ona nie miała przy sobie złamanego grosza... oprócz pieniędzy, które jej podarował. Postanowiła odpracować wszystko tak, jak należy.
Podziękowała i gdy nadszedł czas, ruszyli w stronę wysokiego, strzelistego zamku. Spacer był miłą odmianą po tylu godzinach w siodle. Nie narzekała, ale jeśli nie naciskał, nie wsiadała z powrotem na konia. Z lekkim uśmiechem szła obok, rozglądając się ciekawie na boki, podziwiając to miejsce i zapamiętując rozkład budynków i ulic.
Dotarli do kolejnej dziwnej maszyny. Kiedy stojący na straży żołnierze zasalutowali sztywno, przystanęła, puszczając Viridiana przodem. To jemu oddawali honory, ona była tylko dodatkiem. Zabawką Księcia, w dodatku popsutą, którą postanowił przechować i naprawić po swojemu. Była mu za to niezmiernie wdzięczna, ale nie była na tyle pewna siebie, by przyjmować pomoc jako coś, co jej się należy.
Pokiwała głową, wdzięczna za objaśnienie. A więc mieli skorzystać z dźwigów? Ależ to wygodne! Kto by pomyślał, że budując coś tak prostego można ta ułatwić sobie życie. Oczywiście schody też miały swoje plusy, ale po długiej podróży, winda będzie cudnym rozwiązaniem.
I gdy nagle rozległ się wrzask a ku nim wystrzeliła zza załomu kobieta z czymś wplątanym we włosy, Iris cofnęła się o krok i spięła, gotowa by w razie czego odskoczyć. Poczuła jak bardzo ma zastałe mięśnie.
Vyron odezwał się a ona spojrzała na niego jak na idiotę, ale nie zapytała, czy on dobrze się czuje. Nie robił nic w sprawie wierzgającej mieszkanki, dlatego i Iris pozostała na swoim miejscu.
A tamta wyrżnęła o latarnię i upadła. Cóż, na pewno pozostanie jej ślad po tej... szarży?
Z jej włosów wyplątało się małe stworzonko i już po chwili znalazło się na ramieniu Upiornego, nie przestając gadać.
Baśniopisarka podeszła bliżej, zaciekawiona czym też był maluch i gdy odkryła, że to nietoperzyk w kapeluszu, jej oczy aż się zaświeciły. Nigdy jeszcze nie widziała istotki tak słodkiej! A jaki miał kaszkiecik!
Kiedy się do niej odezwał, uniosła dłonie i wykonała bezgłośne "Awwww!" po czym sięgnęła ostrożnie i faktycznie dotknęła jego brzuszka. Potarmosiła delikatnie futerko, zapewne ku radości nietoperka.
- Aleś ty śliczny! - powiedziała cicho i zachichotała, kiedy poznała jego imię i roboczy pseudonim - Miło mi cię poznać, Kaziku. - dodała i wróciła do miziania, robiąc to już odważniej.
Mały był wulgarny ale przy tym szalenie zabawny, dlatego już po chwili kobieta śmiała się, zakrywając usta. Już dawno nie robiła tego tak szczerze.
Nietoperz po krótkiej rozmowie zwiał, zapewne by coś spsocić, a ona pomachała mu z uśmiechem. Podobał jej się, bo był bezpośredni. Do bólu.
Weszła do windy i zrobiła miejsce mężczyźnie, oglądając wszystko dookoła. Jak tu nie być ciekawym tych wszystkich cudów, skoro wszystko tutaj jest nowe, niespodziewane i nie pasujące do ponurego klimatu Lodowych Gór?
Gdy nagle ruszyli, odruchowo wciągnęła powietrze nie spodziewając się tego dziwnego stanu nieważkości i chwyciła Vyrona za rękę. Ruch ten zawstydził ją, więc spojrzała na niego spłoszona i czerwona ma twarzy, po czym puściła go i zrobiła krok w bok, dając mu przestrzeń.
Latała na swoich zwierzętach i nie bała się wysokości, ale przebywanie w dźwigu było... czymś innym. Czuła pod stopami podłogę a jednak nie miała kontroli nad tempem wzlatywania.
Spojrzała gdzieś w bok, speszona swoim zachowaniem.
- Wszystko tutaj... jest takie piękne. - powiedziała cicho - Chyba tu nie pasuję. - dodała z nerwowym chichotem - Będę się musiała postarać, by się dopasować do tego miejsca. Chyba zacznę od porządnej kąpieli, potem pewnie odwiedzę fryzjera... - sięgnęła ku krzywym kosmykom. Podarowane pieniądze z pewnością wystarczą na lekkie zabiegi upiększające. W końcu, wypada jakoś się prezentować. Zwłaszcza, kiedy obok stoi sam Kryształowy Książę, Vyron Laraziron.



#ff0066

Powrót do góry Go down





Rim
Gif :
Zamek Himmelhof 5PUjt0u
Godność :
Rim Huriya
Wiek :
118
Rasa :
Upiorna Arystokratka
Wzrost / Waga :
167/45
Znaki szczególne :
Białe włosy, lekko spiczaste uszy, fioletowe wąsy na policzkach, fioletowe cętki na przedramionach i łydkach
Pod ręką :
Pamiątkowa bransoletka, pierścionek zaręczynowy
https://spectrofobia.forumpolish.com/t238-kp-rim https://spectrofobia.forumpolish.com/t1111-rim
RimNieaktywny
Re: Zamek Himmelhof
Nie 11 Sie - 9:39
Motylek leciał długo, ale w końcu osiągnął swój cel. Zakręcił się kilka razy wokół głowy Baśniopisarki po czym usiadł na jej ramieniu i zaczął przekazywać wiadomość.

Pani Iris? Tutaj...Rim. Proszę...niech mi pani powie, gdzie panią znajdę. Ja wiem...że to wszystko moja wina, że to przeze mnie pani odeszła...ale proszę....mam coś pani przekazać od pana Marwicka ..gdzie mogłabym pani to przekazać.....

Jej głos się łamał. Na koniec powiedziała jeszcze jak używać motylka....

Gdy tylko przestał odtwarzać wiadomość, zamienił się znów w srebrny wisiorek o ametystowych skrzydłach i spoczął w dłoniach kobiety.

(Sami zdecydujcie kiedy Iris odsłucha wiadomość, wysyłam by potem nie zapomnieć. Wiadomość do uszu własnych Iris, z resztą Vyron i tak jej nie usłyszy)

Powrót do góry Go down





Vyron
Gif :
Zamek Himmelhof 5PUjt0u
Godność :
Vyron Laraziron
Wiek :
Wygląda na 30 lat
Rasa :
Upiorny Arystokrata
Wzrost / Waga :
182 cm / 76 kg
Pod ręką :
Sakiewka z pieniędzmi, sakiewka z kryształowym pyłem, oprawiony klejnot "Tchnienie Muzy", pałasz, rewolwer czarnoprochowy typu Le Mat, sztylet w cholewie buta.
Broń :
Pałasz, rewolwer typu Le Mat, sztylet w bucie
Zawód :
Dręczyciel ludu pracującego i pasożyt społeczny
Specjalne :
Mistrz Gry
https://spectrofobia.forumpolish.com/t141-vyron-laraziron https://spectrofobia.forumpolish.com/t1124-vyron
VyronDemoniczny Książę
Demoniczny Książę
Re: Zamek Himmelhof
Sob 12 Paź - 5:47
- Cały Kazik … – powiedział z cichym westchnieniem, jakby było mu głupio za zachowanie skrzydlatego stworka - Widzisz, może jest wredny i chamski, ale za to bardzo inteligentny, a jego odwaga jest odwrotnie proporcjonalna do rozmiarów ciała. Poza tym, myślę, że tak naprawdę te jego zachowania, to pokłosie tego co przeszedł. Chce w ten sposób zwrócić na siebie uwagę. Nie gniewaj się na niego, jeśli wytnie ci jakiś głupi numer albo coś powie.
Gdy ruszyli, a dziewczyna złapała go za rękę, odwróci głowę i popatrzył na nią. Rozumiał ją. Jak jechał po raz pierwszy to sam był pełen obaw. Uśmiechnął się, ale udał, że nie widzi rumieńców na jej twarzy. Ponownie odwrócił głowę i wpatrywał się w widok za zakratowanym okienkiem. Zdawać by się mogło, że całą jego uwagę pochłania teraz roztaczający się po przeciwnej stronie windy widok górskich szczytów i odległych terytoriów.
Gdy usłyszał jej słowa spojrzał na nią po raz wtóry.
- Mylisz się, jeśli naprawdę tak uważasz – powiedział patrząc jej w oczy - To nie strój noszony na grzbiecie czyni kogoś wartościowym. Owszem, ubiór podkreśla pozycję społeczną i pochodzenie, pozwala oszacować majątek noszącego i jego podejście do rzeczy materialnych. Pozwala także na oszacowanie, czy noszący jest dobrym partnerem w interesach czy nie. Jednak odzienie, to w wielu wypadkach maska. Szaty, które masz na sobie nie świadczą o Twoim charakterze, umiejętnościach i walorach umysłowych. Uwierz mi, coś o tym wiem.
Tuż po tym, jak skończył mówić, do windy wpadł dziwny motyl. Krążył przez chwilę w koło Iris, po czym usiadł na jej ramieniu, posiedział chwilę i zamienił się w jakąś błyskotkę. Nie przyjrzał jej się dokładnie, ale też nie miał takiego zamiaru. Nie widział potrzeby by dopytywać co to takiego, ani co to coś tu robiło. Każdy ma prawo do swoich małych sekretów.
Chwilę później dotarli na szczyt.
- Na początku pokażę ci twój pokój. Sama zdecydujesz co chcesz w nim zmienić a co zostawić. – powiedział wypuszczając ją z windy pierwszą a następnie wychodząc i dając delikatnie znać by szła za nim.
Drogę do tego pokoju pamiętał aż nazbyt dobrze. Trafiłby tam z zawiązanymi oczyma. Ongiś był to jego ulubiony pokój w całym zamku.
Gdy stanęli przed pokojem Vyron wyjął z kieszeni kawałek kryształu i włożył go do zamka. Kryształ po chwili dopasował się do zapadek i metalowych prowadnic przyjąwszy kształt klucza. Przekręcił go, a rygle zazgrzytały cicho. Pchnął drzwi wpuszczając Iris do jej pokoju . Całość wyglądała jak olbrzymia kajuta kapitańska na statku. Nic dodać nic ująć. Z okien, ustawionych obok siebie tak, by przypominały rufę statku, rozciągał się widok na odległe Morze Łez. Na stole leżała wielka mapa pokazująca cały obszar znanych wód i portów Krainy Luster, a na niej, stał maleńki statek z zielonego kryształu.
Gdy Iris weszła do pokoju, Vyron wszedł razem z nią. Przesz chwilę rozglądał się po pokoju po czym podszedł do mapy i przesunął po niej dłonią z taka delikatnością, jakby pieścił kobiecą pierś.
-   W tym pokoju jako dziecko planowałem podbój świata. – powiedział jakby w przestrzeń, ale słowa kierował do Iris - Wyobrażałem sobie, że płynę hen w nieznane i dowodząc własnym okrętem odkrywam niezbadane lądy. - w jego głosie dało się przez chwilę wyczuć nutę rozmarzenia - Chciałem być … – powiedział odchodząc od mapy z maleńkim stateczkiem, który ustawił w jednym z portów - z resztą, to teraz nie ważne. Czas weryfikuje wszystko.
Ostatnie słowa powiedział dość ostro, jakby sam sobie dawał mentalnego klapsa.
Podszedł do drzwi i popatrzył na Iris
- Gdy zobaczyłaś już swój pokój, pora teraz odwiedzić medyka, wziąć ciepłą kąpiel i oddać się w ręce fryzjera. O ubrania się nie martw, z pewnością coś ładnego się znajdzie, a jutro, po śniadaniu, będziesz miała czas na to, by spokojnie zwiedzić zamek oraz górne i dolne miasto. – powiedziawszy to, kiwnął głową zachęcając do pójścia za sobą.
Gdy wychodzili z pokoju, Iris kątem oka mogła dostrzec dostatnio ubraną służbę niosącą pościel, ręczniki i inne rzeczy codziennego użytku wprost do jej nowego pokoju. Wszystko tu funkcjonowało widać jak jeden wielki i prężny mechanizm.
Gdy doszli do końca korytarza, ponownie wsiedli do windy i zjechali na sam dół.
Vyron ponownie otworzył drzwi i przepuścił Iris przodem, po czym wyszedł i skierował się w lewo wprost do sporych brązowych drzwi.
- Teraz wejdziemy do infirmerii. Gdybyś się kiedyś źle poczuła, albo uległa jakiemuś wypadkowi, zawsze możesz się tu zjawić, a zostanie ci udzielona pomoc fachowa. – powiedział poważnie i już miał pchnąć drzwi, gdy nagle się zatrzymał i podszedł do misy z wodą stojącej przed wejściem do sali. Umył ręce i to samo zalecił Iris.
- Podstawy aseptyki. – powiedział jakby tłumaczył swoje zachowanie - Cokolwiek to znaczy … – dodał szeptem.
Otrzepawszy dłonie z wody, podszedł do drzwi i otworzył je.
Gdy tylko wspomniane wcześniej drzwi stanęły otworem, oczom Iris ukazała się duża sala wyłożona białym marmurem i wsparta na kolumnach, w której zorganizowano szpital. Ściany pokryto złotymi wyobrażeniami winorośli. Kiedy weszli do środka niemal natychmiast podeszła do nich starsza kobieta o orzechowych oczach . Delikatne i szlachetne rysy twarzy świadczyły o tym, że w czasach młodości, musiała być prawdziwą pięknością. Zmarszczki mimiczne mówiły, że kobieta bardzo dużo się uśmiecha i ma pogodny charakter. Spomiędzy włosów zebranych w kok z tyłu głowy, wystawały dwa małe, antracytowe rogi.
- Witaj Książę, cóż cię sprowadza do starej i schorowanej Bery? – powiedziała uśmiechając się ciepło
- Witaj Cioteczko, – odpowiedział Vyron w tym samym, wesołym tonie - pacjentkę przyprowadziłem. Na imię ma Iris. Gdybyś była tak dobra i rzuciła na nią okiem a następnie zabrała do łaźni i zawołała fryzjera.
- Oczywiście, zajmę się nią najlepiej jak umiem – powiedziała z uśmiechem i popatrzyła na Iris, po czym ponownie przeniosła wzrok na Arystokratę - Podkrążone oczy, ziemista cera. Znowu nie spałeś? – dodała z troską w głosie
- Cioteczko. Nie martw się o mnie, duży już jestem. – powiedział, robiąc krok do tyłu i uśmiechając się przepraszająco - Za chwilę się położę, tylko zajrzę jeszcze do Sebastiana i sprawdzę czy wszystko u niego w porządku. – popatrzył na Iris a następnie na Berę i uśmiechnął się lekko - Do zobaczenia później. – powiedziawszy to wyszedł z infirmerii zamykając za sobą drzwi.
Kobieta pokręciła w milczeniu głową po czym spojrzała na Iris.
- Nie bój się Ptaszyno, tu nie spotka cię nic złego. Chodź, zobaczymy czy wszystko dobrze – powiedziała i podeszła do jednego z łóżek - Usiądź proszę. Powiedz mi, czy coś cię boli, doskwiera albo skarżysz się na coś?
Przez chwilę przyglądała się dziewczynie badawczym wzrokiem, a później jej spojrzenie zmiękło a na twarzy pojawił się wyraz troski. Nie zdejmowała Iris koszuli. Nie oglądała ciała. Ona po prostu wiedziała co się stało.

- Wszystko będzie dobrze. Uwierz mi, przechodziłam przez to samo. – powiedziała wyciągając do dziewczyny rękę by pomóc jej wstać - Chodź, weźmiemy gorącą kąpiel, przekąsimy coś w wannie a później zrobimy cię na bóstwo. – powiedziała uśmiechając się.
Zaklaskała w dłonie i chwilę później do infirmerii wbiegły trzy dziewczęta. Bera kazała im przygotować kąpiel z pianą i zorganizować coś zdrowego, ale przede wszystkim smacznego, do jedzenia.
- Jeśli chcesz o coś zapytać, to nie krępuj się, z chęcią sobie poplotkuję. Koniec końców, to przywilej starych bab. – zaśmiała się prowadząc Iris do niewielkiego pokoju w którym ustawiono wannę - Powiedz mi, jakie stanowisko zamierzasz objąć? – zapytała odkręcając jeden z kurków, przez który popłynęła gorąca woda, a później drugi, ten doprowadzający zimną.
W tej chwili do pokoju, kłaniając się Iris weszły dwie z trzech dziewczyn niosąc przybory do mycia. Jedna z nich odkorkowała mała butelkę i wlała do wody różowy, dość gesty płyn. Po całej sali kąpielowej rozszedł się zapach róży a wanna zaczęła wypełniać się cukierkowo różową pianą. Dziewczęta odstawiły resztę kosmetyków na małym wózku obok wanny, pożartowały chwilę z Berą, po czym wyszły z pomieszczenia.
- No, zdejmuj te ubrania i wskakuj do wanny. – powiedziała odwracając się, by nie krępować dziewczyny. Wybrała jeden z przyniesionych ręczników po czym rozłożyła i położyła na krześle. Odwróciła się dopiero po tym, jak przebrzmiał plusk wody oznaczający, że Iris już siedzi w wannie.
W tym momencie drzwi otworzyły się i weszła trzecia dziewczyna niosąc tacę z białym serem,  ciepłym chlebem, masłem, miodem i świeżymi owocami. Do tego rzecz jasna był cały zestaw noży i widelców oraz łyżka i pałeczka do nakładania miodu w kształcie baryłki na patyku. Postawiła to na przesuwanym stoliku, który dosunęła do wanny tak, by Iris mogła z łatwością brać z niego rzeczy.
Uśmiechnęła się, ukłoniła i również wyszła pozostawiając dziewczynę z medyczką.
- Jedz proszę. Musisz odzyskać utracone siły. – powiedziała Bera podchodząc i zakręcając wodę, gdy wanna była już pełna - Powiedz mi, jakie ubrania na co dzień nosisz? Masz jakiś ulubiony styl lub kolor?  




Viridian tymczasem, faktycznie zjawił się u Sebastiana, dopytał o wszystko co działo się pod jego nieobecność po czym poszedł do swojej komnaty. Przebrał się, umył, zjadł przyniesioną do pokoju strawę, a następnie ruszył do ukrytej głęboko pod zamkiem komnaty, by tam, przy płomieniach podsycanych olejem, opowiedzieć Kobiecie Swojego Życia o tym, co go spotkało w czasie tego kilkudniowego wypadu.

Powrót do góry Go down





Iris
Gif :
Zamek Himmelhof 5PUjt0u
Godność :
Iris
Wiek :
Wizualnie 25 lat
Rasa :
Baśniopisarz
Wzrost / Waga :
175/70
Znaki szczególne :
Zmieniające kolor włosy i oczy.
Pod ręką :
Zwój papieru, pędzel i czarny tusz. Sakiewka z pieniędzmi. Broń.
Broń :
Bat.
Zawód :
Admirał Floty Wielkiego Księcia Larazirona
Stan zdrowia :
Zdrowa.
https://spectrofobia.forumpolish.com/t133-iris-arcus https://spectrofobia.forumpolish.com/t1087-iris
IrisPonury Komediant
Re: Zamek Himmelhof
Sob 12 Paź - 22:42
Nie zamierzała gniewać się na małego stworka. Na swój wulgarny sposób był uroczy i nie zrobił jej żadnej krzywdy. Właściwie był zabawny, miał nietypowy sposób bycia.
Wysłuchała jego słów patrząc na niego z uwagą. Z każdą minutą przekonywała się, że Upiorny nie jest taki straszny jak go malowali. Całe to miejsce było przepełnione radością z życia, śmiechem, muzyką. Mieszkańcy zachowywali się tak, jakby zapomnieli o życiu poza murami ale niespieszno im na zewnątrz. Czuła, że nie są niewolnikami. Niewolnicy nie zachowują się w ten sposób.
Dłoń Larazirona była szorstka od fechtunku, ale ciepła i sam dotyk sprawił, że dziewczyna poczuła się o niebo lepiej. Okazywanie strachu kiedyś było w jej oczach słabością, ale czas i wszystko co przeszła zweryfikowały jej przekonania.
- Wierzę. - powiedziała cicho. Nie zamierzała dyskutować, bo wiedziała, że Arystokrata przeszedł na pewno więcej od niej. Życie szlachty bywało ciekawsze ale i o wiele trudniejsze. Nie znała go na tyle dobrze, by stwierdzić jednoznacznie jaką był istotą, ale wolała wierzyć, że jest w nim dobro. Inaczej nie zabierałby jej ze sobą i nie obsadzał tak wysokiego stanowiska.
Ścisnęła jego dłoń na koniec i posłała mu nieśmiały uśmiech. Gdy nagle do windy wpadł motyl, uniosła lekko brwi, zaskoczona, że usiadł na jej ramieniu.
I kiedy usłyszała znajomy głos, głos Rim… Upiornej Arystokratki która służyła w ich dworku, zamarła, unosząc dłoń do ust. Wciągnęła powietrze, łykając gorycz. Z trudem powstrzymała cisnące się do oczu łzy, gula stojąca w gardle nie pozwalała jej normalnie oddychać.
Wiadomość była krótka ale poruszyła naprawdę wrażliwą strunę, rozdrapała jeszcze nie do końca zagojoną ranę. Baśniopisarka poczuła, jak grunt usuwa się spod jej stóp i zachwiała się, łapiąc za rękę jedyną osobę, która była obok. Złapała się go, jak krawędzi burty, tuż przed upadkiem do kotłującej się wody. Mocno.
Motyl zatrzepotał i zmienił się w błyskotkę. Zdążyła złapać go i szybko wsunęła do kieszeni, ale jeszcze długo nie mogła się uspokoić. Jeśli Vyron zainteresował się jej zachowaniem, przeprosiła, ale nie powiedziała nic więcej.
Niemniej, wiadomość od Rim podziałała jak rozgrzany do czerwoności szpikulec, wbijany prosto w serce.
Puściła Vyrona i razem poszli dalej, uliczkami i korytarzami ogromnej twierdzy. Nie zadawała zbędnych pytań, na to jeszcze przyjdzie czas. Starała się jednak zapamiętać drogę, by później bez pomocy trafić do windy. Rozglądała się zaciekawiona i onieśmielona bogactwem.
Gdy dotarli na miejsce, odczekała aż mężczyzna otworzy drzwi. Użył dziwnego klucza, ale nie komentowała. Jego dom, jego zasady.
Przepuścił ją, co wywołało u niej zdziwienie, jak przedtem. Nie przywykła do przepuszczania jej w drzwiach, a już zwłaszcza do tego, że robił to szlachetnie urodzony. Sam Książe Laraziron.
Oniemiała kiedy znalazła się w środku. Wnętrze pokoju przypominało kajutę kapitańską. Ale nie taką zwykłą, biedną, jak ta w której spędziła kilka lat życia. Ta była przepiękna, urządzona ze smakiem. Przepiękna purpura zasłon współgrała z ciemnym drewnem a wyłożony na podłodze dywan aż się prosił, by stanąć na nim bez butów. Na pewno był niesamowicie miękki.
Ale to okno spodobało jej się najbardziej. A raczej okna, bo cały ich rząd ciągnął się na jednej ze ścian. Podeszła do nich i spojrzała na zewnątrz - gdy zobaczyła mieniące się w oddali Morze Łez, uśmiechnęła się drżącymi ze wzruszenia ustami.
Kto mieszkał tu przedtem? Dla kogo został urządzony ten pokój? Odwróciła się do Viridiana i ujrzała go przy stole z mapą. Wyglądał na zamyślonego...
Zbliżyła się powoli, nie chcąc mu przeszkadzać i stanęła za nim, patrząc przez ramię na to, na co on patrzył. Byli tak blisko siebie... Czuła jego zapach, przemieszany z zapachem podróży, subtelnym, wyczuwalnym ale całkiem nieźle współgrającym z jego wonią. Mogłaby ją polubić. Mogłaby...
Spojrzała na niego kiedy się odezwał i uśmiechnęła łagodnie, słysząc wyznanie. Było w tym coś intymnego, nie spodziewała się, że Książę będzie skłonny podzielić się z nią swoimi wspomnieniami. Cząstką nich, ale cząstką która najwyraźniej znaczyła dla niego wiele.
Jego gorzkie słowa przywołały na jej lico smutek. Uniosła dłoń i odważyła się na dość ryzykowny ruch - dotknęła jego ramienia od strony pleców.
- Vyronie… - wyszeptała. Gdyby ktoś zapytał ją, co chciała w tej chwili powiedzieć, nie wiedziałaby jak się wytłumaczyć. Może po prostu poczuła, że ten mężczyzna potrzebuje zrozumienia? Był chodzącą zagadką a jej naturalna ciekawość nakazywały jej drążyć temat ale była też osobą taktowną i delikatną. Nie chciała ładować się z butami w jego życie... Już to zrobiła, ale pozwolił jej na to. Nie na rozmowy o przeszłości czy górnolotne wyznania.
Słuchała go jak diabeł grzmotu dlatego kiedy zdecydował, że wychodzą, skierowała się za nim. Poszli dalej. Dużo milczała, dużo myślała. Jak będzie wyglądało jej życie tutaj? Czuła, że będzie jej ciężko. Nie dlatego, że było tu inaczej. To w niej tkwił problem, ona była potrzaskana. Wewnętrznie.
Infirmeria - brzmiało to poważnie, kobieta skinęła głową i tak jak Książę, umyła ręce nie bardzo wiedząc po co to robi. Ale skoro takie były tutaj zwyczaje, nie będzie z nikim dyskutować. Wszystko tutaj było nowe i starała się chłonąć wiedzę jak gąbka.
Weszli do środka i od razu zjawiła się przy nich sympatycznie wyglądająca kobieta. Zaczepiła Vyrona i kiedy ten powiedział o Iris, Baśniopisarka schowała się lekko za szerokimi barkami mężczyzny, spłoszona śmiałym spojrzeniem puszystej Upiornej.
- Dzień dobry. - mruknęła nieśmiało, spuszczając oczy. Nie wiedziała jak ma się zachować. Kobieta wyglądała na ciepłą, miłą starszą panią ale przecież pozory mogą mylić.
Na wieść, że Laraziron ją tu zostawi, poczuła ukłucie paniki. Była na obcym terenie, w obcym mieście. Nie znała tu nikogo, w razie czego nie miała jak szukać pomocy. Starała się jednak nie okazywać strachu, przełknęła jedynie ślinę i patrząc na swojego wybawiciela, pokiwała głową.
Gdy zostały same, utkwiła wzrok w podłodze, płonąc na twarzy. Nie należała do przesadnie wstydliwych, ale znalazła się w takim położeniu, że jedyne co mogła zrobić to grzecznie czekać na dalsze instrukcje. Była na łasce Viridiana… i tej kobiety. Cioteczki.
Usiadła na wskazanym łóżku i spojrzała niepewnie na medyczkę. Zagryzła wargi i na pytanie o samopoczucie, mimowolnie splotła ręce na brzuchu, jakby chciała uchronić się przed zdjęciem koszuli. Wstydziła się tego, jak wyglądała. Wstydziła się zapachu, brudu i... tej straszliwej blizny, która szpeciła jej brzuch a która była upiorną pamiątką.
- N-nie, wszystko w porządku. - była beznadziejnym kłamcą. Załamanie głosu zdradziło wszystko.
Kobieta nie zadawała pytań i nie próbowała z niej ściągać ubrania, co odrobinę uspokoiło Iris. Kiedy usłyszała słowa Bery, uniosła na nią spojrzenie, zaciekawiona.
Przeszła to samo? Skąd wiedziała, co przeszła Baśniopisarka? Może zgadła... Skrzywdzona dziewczyna poczuła sympatię i uśmiechnęła się nieśmiało do starszej Upiornej. Wszyscy byli tutaj tacy mili...
Chwyciła dłoń i wstała, przechodząc z medyczką pod wannę. W pokoju pojawiły się dodatkowe osoby, ale Iris już nie bała się tak bardzo jak na początku. Chyba faktycznie nikt nie zamierza robić jej niczego złego.
- Nazywam się Iris Arcus i jestem Baśniopisarką. - zaczęła, ośmielona słowami o plotkowaniu - Książę Laraziron znalazł mnie... Uratował... - przełknęła, nie mogąc znaleźć odpowiednich słów opisujących dobroć mężczyzny - Nie mam nic. Jestem nikim. - wyjaśniła, patrząc jej w oczy - Dał mi nowe życie, mianując mnie Kapitanem swojej floty.
Obserwowała działania służek i kiedy poczuła zapach róż, westchnęła rozmarzona i pochyliła się lekko nieco bliżej wanny. Kiedy ostatnio brała kąpiel? Wolała nie liczyć. Nadal nie była pewna, czy to wszystko nie jest tylko snem. Cudownym marzeniem sennym, które zniknie kiedy tylko otworzy oczy. A może już nigdy nie otworzy oczu?
Atmosfera w pokoju rozluźniła się, gdy tylko dziewczęta zaczęły rozmawiać z Berą i żartować, śmiejąc się wdzięcznie. Z rozkoszą słuchało się ich rozmów, ploteczek.
Bera nie musiała długo namawiać jej do zdjęcia ubrań. Iris zdjęła ciuchy i złożyła je ładnie na kupkę, na podłodze. Należały do Lorda i nie zamierzała rozrzucać ich dookoła.
Do wanny weszła ostrożnie, trzymając się krawędzi i westchnęła głośno, z ulgą, kiedy tylko rozkosznie gorąca woda przyjęła jej ciało i otuliła ciepłem i zapachem kwiatów. Zanurzyła się prawie po same uszy, zamykając oczy i uśmiechając się błogo.
Nie trwało to jednak długo, bo właśnie uderzyło ją to, że kąpiel była spełnieniem jej egoistycznych marzeń. Obok jedzenia, odpoczynku i dachu nad głową, pragnęła kąpieli jak niczego innego.
Skuliła się w wodzie, oplatając rękoma zgięte nogi i schowała twarz, opierając czoło o kolana. Gorące łzy zmieszały się z wilgocią pochodzącą z wanny.
Popłakała się, bo Viridian i ta dobra kobieta spełnili jedno z jej nowych marzeń. Dawne życie i wspomnienia z nim związane dudniły w jej głowie, przypominały jak żyła do niedawna i dobijały, bo obecnie jej system wartości bardzo się zmienił. Podobnie było przed spotkaniem Christophera.
Postarała szybko się uspokoić, uniosła twarz i spojrzała na przyniesione jedzenie. Była głodna, ale obecnie zbyt przejęta całą sytuacją by jeść.
I kiedy tylko Bera znalazła się przy niej, Iris pękła. Opowiedziała jej wszystko, WSZYSTKO. Łykając łzy, z trudem łapiąc powietrze, opowiedziała jej o dworku, o swoim narzeczonym, psach, dziecku... O wypadku, operacji i... o końcu. Nie szczędziła szczegółów, potrzebowała się wygadać.
Trwało to długo, ale czy ktoś miał prawo oceniać Baśniopisarkę? Jedyne czego pragnęła, to spokoju, ale wiedziała, że jeszcze długo go nie odnajdzie.
- Do niedawna jedynym moim pragnieniem, była śmierć. - wyjaśniła - Książę dał mi nadzieję, że może jeszcze czeka mnie jakieś szczęśliwe zakończenie. - dodała, uśmiechając się ze wzruszeniem - Przed tym wszystkim... Nosiłam gorsety, legginsy, koszule, kapelusze. Nie mam ulubionego koloru, potrafię zmieniać kolor swoich włosów, oczy i ubrań. Nie jestem wybredna...i nie mam pieniędzy. - spojrzała na koszulę Vyrona, złożoną w kosteczkę na podłodze - Tak. Bardzo lubię koszule.



#ff0066

Powrót do góry Go down





Vyron
Gif :
Zamek Himmelhof 5PUjt0u
Godność :
Vyron Laraziron
Wiek :
Wygląda na 30 lat
Rasa :
Upiorny Arystokrata
Wzrost / Waga :
182 cm / 76 kg
Pod ręką :
Sakiewka z pieniędzmi, sakiewka z kryształowym pyłem, oprawiony klejnot "Tchnienie Muzy", pałasz, rewolwer czarnoprochowy typu Le Mat, sztylet w cholewie buta.
Broń :
Pałasz, rewolwer typu Le Mat, sztylet w bucie
Zawód :
Dręczyciel ludu pracującego i pasożyt społeczny
Specjalne :
Mistrz Gry
https://spectrofobia.forumpolish.com/t141-vyron-laraziron https://spectrofobia.forumpolish.com/t1124-vyron
VyronDemoniczny Książę
Demoniczny Książę
Re: Zamek Himmelhof
Nie 13 Paź - 22:03
Starsza kobieta przebadała Iris. Nie odzywała się, ale ciepły uśmiech na twarzy świadczył o tym, że jest obok, a co najważniejsze, słucha i rozumie.
Gdy dziewczyna skończyła mówić, Bera sięgnęła do jej głowy i matczynym gestem przeczesała jej włosy palcami. Było w tym geście coś tak naturalnego, prawdziwego i serdecznego, że można było odnieść wrażenie, iż kobieta głaszcze swoją córkę albo wnuczkę.
- A ja, droga Iris, jestem Bera de Pherkad, ale możesz mi mówić po prostu Bera, albo tak, jak będzie Ci wygodnie. Jestem naczelnym medykiem i ochmistrzynią na dworze Jego Wysokości. – posłała dziewczynie ciepły i pełny zrozumienia  uśmiech.
Serdeczność i opiekuńczość, jaką starsza pani okazywała Baśniopisarce były zaskakujące. Któż mógłby przypuszczać, że w zamku kogoś kto uważany jest za najbardziej podłą, okrutną i zarozumiałą istotę tego świata, może kryć się taka osoba.
Gdy przeszły do umywalni ,a Iris zanurzyła się już w wodzie, Bera przysunęła sobie taboret i usiadła koło wanny.
- Myślałam na tym co powiedziałaś. O tym, że jesteś nikim i nie masz nic. To nie prawda. Teraz jesteś Baśniopisarką, piękną, młodą kobietą, a teraz również Panią Kapitan Kryształowej Floty i masz przed sobą całe życie. – powiedziała składając dłonie na podołku - Ptaszyno, masz w sobie ciekawość świata, znalazłaś , również w sobie, odwagę by zrobić kolejny krok i rozpocząć nowe życie. Pomimo tego co cię spotkało, Ty dalej masz w sobie tę wspaniałą iskierkę, która sprawia, że możesz osiągnąć wszystko czego tylko zechcesz.
Gdy Iris zaczęła opowiadać i płakać Bera objęła ją i przytuliła do siebie jak córkę, zupełnie nie zwracając uwagi na to, że woda i płyn do kąpieli zmoczyły jej ubranie. Kołysała ja w objęciach niczym dziecko. Chciała by Iris wiedziała, że jeśli tylko będzie miała jakiś problem, zawsze może do niej przyjść porozmawiać, przytulić się czy wypłakać. Chyba tylko ona jedna rozumiała co czuję Iris. Znała każdą drobinę jej bólu. W końcu, któż na tym zamku może wiedzieć o tym lepiej?
Gdy dziewczyna przestał płakać i uspokoiła się na tyle by kontynuować rozmowę, starsza kobieta wypuściła ją z ramion i wyprostowała się na swoim zydelku.
-   Jeśli chodzi o pieniądze to myślę że to nie jest problem. Widzisz, Wielki Książe wprowadził na swoich ziemiach bardzo specyficzne uchwały. Poza powszechna opieką medyczną, fundowaniem szkół i stworzeniem systemu emerytalno-rentowego, wprowadził dla oficerów i wojskowych coś co nazywa się funduszem reprezentacyjnym. Każdemu żołnierzowi, w zależności od stopnia, przysługuje inne uposażenie, ale zawsze jest ono na tyle godne, by żołnierz mógł się najeść, napić i ubrać tak, by wyglądać godnie. – powiedziała całkowicie poważnie - Jeśli będziesz chciała, żebym zgłębiła jakiś temat z dziedziny tego księstwa to tylko powiedz. Tymczasem musimy zadbać o to, byś pierwszych otrzymanych pieniędzy nie bała się wydać. Koniec końców, kupcy inaczej rozmawiają z kimś ubranym godnie. – powiedziała szukając czegoś w kieszeni - Jeśli wyda Ci się, że jakaś cena jest zbyt wysoka, to pamiętaj, że Wielki Książe wprowadził coś takiego jak Gwardia Finansowa. Funkcjonariusze ci dbają o to, by kupcy, bankierzy, karczmarze i inni obracający pieniędzmi nie zdzierali z poddanych większych pieniędzy, niż faktycznie należą się za dany towar. – dodała, kończąc poszukiwania.
Zadzwoniła dzwonkiem wyjętym z kieszonki bluzki, i niemal natychmiast w drzwiach pojawiła się jedna z dziewcząt, które szykowały kąpiel.
- Fan, bądź proszę tak dobra i zawołaj Aleno. Powiedz żeby zabrał ze sobą swojego manekina, materiały, sort i przybory.
Dziewczyna ukłoniła się i zniknęła.
Dosłownie zniknęła. Rozwiała się w powietrzu tak, że nie pozostał po niej nawet zapach perfum.
Jakiś czas później rozległo się pukanie do infirmerii
- Poczekaj, za chwilę wrócę. – powiedziała Bera do Iris i wyszła z umywalni przymykając za sobą drzwi.
- Witaj Aleno. Cieszę się, że tak szybko przybyłeś. Pierwsze pytanie: Umyłeś ręce przed wejściem?
- Nie, ale …
- To zostaw tu rzeczy Słoneczko i wyjdź je umyć. Brudne ręce to coś okropnego, wiesz jak bardzo przestrzegam zasad higieny w infirmerii, prawda ?
Mężczyzna westchnął cicho. Iris usłyszała cichy szczek odkładanych przedmiotów i kroki kierujące się na zewnątrz.
Chwilę później wrócił, dźwięk świadczył ze podniósł swoje pozostawione wcześniej przybory i skierował swoje kroki w stronę umywalni
- A Ty gdzie się wybierasz? – zapytała zaskoczonym głosem Bera
- Jak to gdzie? Zdjąć miarę  …
-Pani Kapitan teraz się kąpie. Żałuję ale nie możesz wejść. Ja podam ci wszystkie niezbędne wymiary.
- Bera, nie rób cyrków. Krawiec jak lekarz. Dla niego nie ma tajemnic.
Palce mężczyzny już zdawały się dotykać drzwi gdy nagle gdzieś z głębi dał się słyszeć dziwny, trudny do rozpoznania dźwięk przypominający nieco pomruk jakiegoś zwierzęcia. Dłoń natychmiast cofnęła się od drzwi.
- W sumie to jak teraz to przemyślałem, to nie ma potrzeby żebym ładował się do środka. Po co peszyć Panią Kapitan. Masz tu miarkę i podaj mi proszę wymiary, a ja sobie tu poczekam przy manekinie i zajmę się resztą.
Chwilę później do umywalni weszła Bera z uśmiechem na ustach. Gdy się uśmiechała wyglądała jak uosobienie dobroci i miłości. O tym, że jest Upiorną, świadczyły tylko maleńkie różki wystające spomiędzy włosów.
Podniosła ręcznik i rozłożywszy go szeroko niczym parawan podeszła do wanny.
- Iris, skarbie, wstań proszę. Musimy zebrać miary. To potrwa tylko chwilę i zaraz, jeśli zechcesz, znów będziesz mogła wrócić do kąpieli.
Gdy Iris wstała, kobieta otuliła ją ręcznikiem zasłaniając wszelkie strefy, które powinny, mogły a nawet nie musiały być zakryte. Zerknęła w stronę drzwi, jakby czegoś oczekiwała, ale krawiec nie był idiotą. Szybko i sprawnie zebrała miary. Po czym kiwnęła Iris głową i ponownie wyszła z umywalni przymykając drzwi.
W tej samej chwili, gdy tylko wyszła w umywalni zmaterializowała się dziewczyna, którą ochmistrzyni nazwała Fan. Pokazała Iris nożyczki a następnie palcem na swoje włosy tłumacząc, że jeśli ta zezwoli, to teraz ja obetnie. Dziewczyna mówiła coś ruchami palców, ale Iris nie znała języka migowego. Dziewczyna rozłożyła na podłodze spory kawałem materiału, postawiła na nim zydelek a następnie posadziła na nim Baśniopisarkę. Szybko zabrała się do pracy, co jakiś czas wychylając się zza pleców Iris i uśmiechając do niej. Gdy zaczęła obcinać grzywkę, można było dostrzec, że dziewczyna unosi się w powietrzu.
Gdy skończyła, połaskotała Iris palcem w ucho, odsunęła się, uniosła dłoń, pokazała palcami serię znaków stykając ze sobą palec wskazujący i kciuk przy wyprostowanych pozostałych trzech palcach, następnie wskazała na Baśnopisarkę palcem i zacisnąwszy pięści obu dłoni ze skierowanymi do góry kciukami zbliżyła je do klatki piersiowej. Pokazawszy to podała Iris rękę, prosząc żeby wstała, pozbierała wszystko, odstawiła zydelek na miejsce i kiwnęła głową i zniknęła razem z całym swoim ekwipunkiem jak sen jaki złoty.
W międzyczasie, podczas strzyżenia Iris mogła usłyszeć rozmowy jakie prowadziła Bera i Aleno.
- Ile tego tu dajesz?!
- Jak to ile? Tyle ile trzeba...
- Przecież ona jest szczupła i zgrabna, a w to, co tu pokazujesz, zmieściłabym się ja i to z Larsem na rękach. Poprawiaj to!
- Mówił ci ktoś, że jesteś marudną babą?
- Nie słucham plotek! Ejże! Co to jest? Nogawka czy rękaw? To jest normalna dziewczyna a nie jakiś gibon …
- Gibo … co ?
- Gibo…nico. Bierz się za robotę bo dziewczynie tam już pewnie woda wystygła.
Krawiec coś tam sobie sarkał pod nosem, zazwyczaj w odpowiedzi na przytyki medyczki. Przytyki te dotyczyły głównie tego, że gdyby Bera tak szyła jak on, to wstydziłaby się w swoje „stroje” nawet dziadowskie plwociny wycierać.
Widać, że krawcowi bardzo się spieszyło, bo w miarę szybko skończył pracę i jakiś czas później do umywalni weszła Bera niosąc strój złożony w kostkę.
- Ale Ty jesteś piękna. No, no aż miło popatrzeć.  - zaśmiała się puszczając oko - - Zamknij proszę oczy. Jak już będziesz gotowa zaprowadzę cię do lustra, żebyś mogła zobaczyć efekt końcowy.
Przystąpiła do ubierania dziewczyny, a robiła to tak delikatnie, jakby ubierał niemowlaka. Miała miękkie, delikatne i ciepłe dłonie. Najwięcej czasu spędziła na zapinaniu czegoś przy pasie, jednak ze względu na zamknięte oczy, Iris nie widziała co to było.
Gdy już skończyła, wzięła Iris za rękę i podprowadziła do lustra, które wisiało w infirmerium.
Ustawiła dziewczynę przed nim, i zadowolona z końcowego efektu, uśmiechając się promienni poprosiła:
- Otwórz proszę oczy. Czas przejrzeć się w lustrze Pani Kapitan – powiedziała delikatnym głosem zakładając dziewczynie coś na głowę.
Gdy Baśniopisarka otworzyła oczy i spojrzała w lustro, ujrzała w nim siebie w idealnie dopasowanym mundurze z rapierem zawieszonym na rapciach i trikornem pełnym pawich i strusich piór przepasanym czerwoną wstęgą kapitańską na głowie.
- Teraz już tylko musisz zgłosić się do Wielkiego Księcia po patent oficerski, laskę komendanta i żołd. – powiedziała obejmując dziewczynę - Oj nie jednemu ty teraz zawrócisz w głowie, dziewczyno

Powrót do góry Go down





Iris
Gif :
Zamek Himmelhof 5PUjt0u
Godność :
Iris
Wiek :
Wizualnie 25 lat
Rasa :
Baśniopisarz
Wzrost / Waga :
175/70
Znaki szczególne :
Zmieniające kolor włosy i oczy.
Pod ręką :
Zwój papieru, pędzel i czarny tusz. Sakiewka z pieniędzmi. Broń.
Broń :
Bat.
Zawód :
Admirał Floty Wielkiego Księcia Larazirona
Stan zdrowia :
Zdrowa.
https://spectrofobia.forumpolish.com/t133-iris-arcus https://spectrofobia.forumpolish.com/t1087-iris
IrisPonury Komediant
Re: Zamek Himmelhof
Pon 14 Paź - 1:55
Zamek Himmelhof skrywał same życzliwe istoty. Iris nie mogła się nadziwić ich dobroci i empatii. Bera była w jej oczach uosobieniem matczynej miłości. Miłości, której Baśniopisarka przecież nigdy nie zaznała, bowiem jej mama zmarła przy porodzie. Ojciec początkowo starał się zapełnić pustkę po drugim rodzicu, opiekując się małą córką ale... on też miał swoje potrzeby. Iris była zbyt samolubna by myśleć o tym w ten sposób, a teraz, po latach, gdy mogłaby zrozumieć motywy ojca, nie chciała do tego wracać. Miała swoje życie, nie usłane co prawda płatkami róż, ale może tragedia jest wstępem do czegoś lepszego?
Dziewczyna wtuliła się do Berę i płakała, opowiadając jej wszystko ze szczegółami. Potrzebowała to z siebie wyrzucić, jak wtedy, przy Vyronie. On był ostoją, milczał kiedy ona wylewała z siebie wszystkie negatywne emocje. Bera natomiast zrobiła krok dalej, przytuliła ją i zdawała się odczuwać to, co Baśniopisarka.
I znowu, kiedy opanowała emocje, zrobiło jej się lżej. Napadowe zmiany nastroju niestety nękały ją od jakiegoś czasu, ale czy można ją za to winić, albo się dziwić? Nie chciała litości a jednak kiedy Książę wyciągnął ku niej rękę, chwyciła się jej jak tonący burty nieznanego statku. Laraziron wciągnął ją na pokład i nie zadając pytań, podarował jej nowe życie. Chyba nigdy nie zdoła się odwdzięczyć.
Wsłuchała się w słowa kobiety i jej wywód sprawił, że w głowie Iris pojawiło się wiele pytań. Nie była głupia, ale te wszystkie nowości były jej tak obce, że czuła się jak idiotka. Nawet nie wiedziała od czego powinna zacząć, jakie pytanie zadać na początek!
- Opieka medyczna, fundowanie szkół, system emety...ralno - rentowy... - nazwy mieszały się ze sobą, nowe słowa były trudne do zapamiętania - Fundusz reprezentacyjny i Gwardia Finansowa? - spojrzała na Berę i zamrugała szerzej otwartymi oczyma - Nie bardzo rozumiem na czym polega to wszystko, ale skoro ma to polepszyć życie poddanych, a to wynika ze sposobu jaki to pani przedstawia, to Książę ma wielkie serce. - powiedziała zdobywając się na pewniejszy ton.
Dla niej Vyron był Wybawicielem i nic tego nie zmieni, przynajmniej przez najbliższy czas. Dał się poznać jako bezinteresowny, nieco tajemniczy ale ciepły mężczyzna, który potrafi się śmiać. Jego spokój działał na nią kojąco. Instynktownie pragnęła jego towarzystwa.
- Mam tyle pytań... - przyznała - Ale chyba najpierw muszę ułożyć je sobie w głowie, bo nie wiem od czego zacząć. Czy będziemy mogły jeszcze kiedyś porozmawiać? - zapytała niepewnie, bo nie wiedziała czy jeszcze kiedyś dane jej będzie spotkać Berę. Powtarzano jej, że może przyjść do Upiornej w każdej chwili, ale Iris, będąc istotą nową i obcą w tym zamku, nie chciała się narzucać.
Woda była cudownie ciepła i pachniała oszałamiająco. Kiedy Bera zawołała służkę, Baśniopisarka skuliła się zawstydzona, ale tamta na szczęście nie zaglądała do wanny. Medyczka następnie wyszła by załatwić jakąś sprawę a Iris miała chwilę by się dokładnie wyszorować i... zjeść to co zostało dla niej przyniesione. Miała nadzieję, że nikt jej w tym momencie nie widział, bo wpakowała sobie ser i pieczywo do ust jak dzikus i przełknęła głośno, ukrywając odgłos pod chlupotem wody.
Starła brud i kurz z ciała, wyszorowała każdy skrawek skóry sprawiając, że była teraz lekko zaczerwieniona i miejscami piekła, ale przynajmniej była czysta. Po takiej kąpieli nie musiała się martwić zapachem.
Wymoczyła też włosy i przyniesionym mydłem umyła je dokładnie, namydlając je trzy razy. Chciała mieć pewność, że nie przyniosła ze sobą jakiegoś robactwa. Na szybko pozbyła się też zbędnego owłosienia, używając specjalnych utensyliów, wyrównała paznokcie.
Gdy usłyszała dziwny pomruk, spojrzała w stronę drzwi zaniepokojona, ale gdy Bera wróciła uśmiechnięta, Iris odetchnęła i odwzajemniła uśmiech. Kiwnęła głową i wstała, odbierając od niej ręcznik. Nie była dzieckiem i potrafiła się umyć i wysuszyć, doceniała pomoc i troskę ale nie chciała być dla nich ciężarem, dlatego sama zawinęła ręcznik wokół ciała.
Była szczuplejsza niż jeszcze nie tak dawno. Biodra, niegdyś ładnie zaokrąglone tam gdzie trzeba, były o wiele węższe, nogi również. Schudła, ale nie miała okazji przekonać się w jakim stopniu, bo na ulicy raczej nie ma luster w których można się przejrzeć.
Nie zdążyła porozmawiać z Berą, bo kobieta jedynie zmierzyła ją metrem krawieckim i wyszła. Służąca która zmaterializowała się w pokoju trochę wystraszyła Baśniopisarkę, ale wyglądała sympatycznie. Iris była zdziwiona, że Fan nie odezwała się ani słowem ale szybko nadeszła odpowiedź.
Zgodziła się na zabieg fryzjerski, bo zdawała sobie sprawę, że jej włosy są w opłakanym stanie. Umyła je, ale nadal były krzywo przycięte, skołtunione i w nieładzie. Gdy tamta zaczęła, Iris przyglądała się opadającym na podłogę kosmykom. Była grzecznym pacjentem, o ile tak można nazwać kogoś kto siedzi na zydlu i pozwala zrobić porządek w włosami.
Łaskotki wywołały chichot. Fan była naprawdę bardzo miła i może gdyby nie bariera głosu, mogłyby się dogadać. Iris niestety nie znała języka symboli.
Podziękowała grzecznie. Słyszała urywki rozmowy Bery z jakimś mężczyzną, uśmiechała się bo niektóre fragmenty były całkiem zabawne. Z ich wymiany zdać wywnioskowała, że ochmistrzyni oprócz ciepła nosi w sobie twardy charakter. Może to i lepiej? Świat potrzebował przywódców, twardo stąpających po ziemi.
Fan zostawiła ją samą i właśnie w tym momencie do środka weszła Bera. Iris poprawiła ręcznik i gdy usłyszała komplement, zarumieniła się i założyła kosmyk włosów za ucho. Kiedyś potrafiła przyjmować komplementy bo była naprawdę śliczną kobietą, jak było teraz? Nie była pewna. Widziała swoje ręce i nogi, wiedziała że wiele się zmieniło.
Nie protestowała kiedy Upiorna zaczęła ją ubierać. Zakładanie bielizny było trochę wstydliwe, ale doprowadziła się do porządku tam na dole, dlatego może medyczka nie będzie zgorszona. Pewnie widziała już w swoim życiu niejedno.
- Pani Bero, dziękuję bardzo za wszystko. - zaczęła, korzystając z chwili gdy miała zamknięte oczy. Jej dłonie były ciepłe i miłe, była nadzwyczaj delikatna. Iris czuła się otoczona troską i poczuła jak wzbiera w niej wzruszenie. Z trudem powstrzymała nową falę łez.
- Wszyscy jesteście dla nie tacy dobrzy, chociaż nie zrobiłam jeszcze nic by na to zasłużyć. - dodała Baśniopisarka i gdy poczuła, że Bera chwyta ją za rękę i ciągnie, poddała się starszej kobiecie. Nie otwierała oczu, tak jak przykazała tamta.
Ustawiona, w końcu dostała przyzwolenie by otworzyć oczy, ale zanim to nastąpiło, zacisnęła pięści w obawie przez tym, co zobaczy i zagryzła wargę.
- Bardzo chciałabym odwdzięczyć się wam wszystkim za to, że zostałam tak ciepło przyjęta. Długu u Księcia nie spłacę nigdy ale może... - urwała, bo poczuła jak Bera zakłada jej coś na głowę.
I otworzyła oczy. Gdy ujrzała w lustrze młodą kobietę, odzianą w przepiękny mundur, z finezyjnym kapeluszem na głowie, oniemiała. Podeszła bliżej do tafli i dotknęła jej, wyciągniętą ręką. Drugą natomiast uniosła i dotknęła twarzy.
- To... To jestem ja? - zapytała głupio i dobrą chwilę zajęło jej napatrzenie się na własne odbicie. Wielka gula urosła w jej gardle do rozmiarów monstrualnych ale mimo to dziewczyna w pewnym momencie, okręcając się lekko na boki, zaśmiała się, dając wyraz swojemu szczęściu.
Jeszcze przez chwilę patrzyła na siebie, zaskoczona, po czym odwróciła się na pięcie i dosłownie rzuciła Berze w ramiona, ściskając ją czule.
- Dziękuję, dziękuję, dziękuję! - mówiła szybko i pod wpływem emocji, łykając przy okazji łzy szczęścia - Pani Bero! Jest pani dobrą wróżką! - oderwała się od niej i wróciła do lustra, uśmiechnięta od ucha do ucha. W oczach zaświeciły iskierki kiedy przejechała dłonią po piórach kapelusza. Pochyliła się lekko ku tafli i używając mocy zmieniła kolor oczu na piękny błękit, a kolor krótko przyciętych włosów na intensywną czerń. Tak wyglądała dobrze. Ładnie i godnie.
- Tak! Pędzę po patent! - prawie podskoczyła z radości. Nie mogła się doczekać spotkania z Vyronem. Chciała mu pokazać, że nie popełnił błędu wybierając ją na Kapitana. Umiejętności jeszcze zdąży pokazać, ale na razie mogła pokazać, jak wygląda naprawdę. Już nie była niechlujną żebraczką, teraz była damą! Jak kiedyś!
- Gdzie znajdę Księcia? - zapytała, próbując opanować szeroki uśmiech. Kto by pomyślał, że doprowadzenie do ładu i nowy wizerunek podziałają tak na Baśniopisarkę. Może to puste, ale czasami wystarczy wizyta u fryzjera czy dobra kąpiel, by chociaż na chwilę zapomnieć o problemach.
Kiedy tylko otrzymała wskazówki, uścisnęła Berę na koniec i ponownie podziękowała, po czym wypadła z pokoju jak burza. Pognała korytarzami we wskazanym kierunku, nie zważając na mijanych poddanych i podzwanianie broni u jej pasa. Biegła ile sił w nogach by pochwalić się Larazironowi nowym wizerunkiem i poprosić o dokumenty. By w końcu powiedzieć mu "Oto prawdziwa ja. Na rozkaz!".
Gdy dotarła do drzwi pokoju, w którym miał przebywać Kryształowy Książę, odetchnęła by się uspokoić i chociaż aż ją nosiło, postarała się by pukanie nie było nerwowe. Odczekała chwilę i kiedy usłyszała przyzwolenie, weszła do środka, zagryzając dolną wargę by ukryć uśmiech. Była tak szczęśliwa, ale nie mogła przesadzać. Nie znała go jeszcze na tyle dobrze, by przewidzieć jakiego zachowania oczekiwał po swoich poddanych.
Weszła do środka i ukłoniła się nisko, dotykając serca prawą dłonią. Pióra na kapeluszu zafalowały z gracją, rapier poruszył się łagodnie, Baśniopisarka wyprostowała się wdzięcznie, uśmiechając się.
- Melduję...yyy... swoją gotowość, Książę! - powiedziała, nieporadnie naśladując żołnierzy - Na rozkaz! - dodała, już pewniejszym tonem. Tyle chciała mu powiedzieć, najchętniej rzucić się na szyję i wyściskać i wycałować za te wszystkie cudowności.
Była szczęśliwa. Po raz pierwszy od długiego czasu. A może pierwszy raz była aż tak szczęśliwa?



#ff0066

Powrót do góry Go down





Vyron
Gif :
Zamek Himmelhof 5PUjt0u
Godność :
Vyron Laraziron
Wiek :
Wygląda na 30 lat
Rasa :
Upiorny Arystokrata
Wzrost / Waga :
182 cm / 76 kg
Pod ręką :
Sakiewka z pieniędzmi, sakiewka z kryształowym pyłem, oprawiony klejnot "Tchnienie Muzy", pałasz, rewolwer czarnoprochowy typu Le Mat, sztylet w cholewie buta.
Broń :
Pałasz, rewolwer typu Le Mat, sztylet w bucie
Zawód :
Dręczyciel ludu pracującego i pasożyt społeczny
Specjalne :
Mistrz Gry
https://spectrofobia.forumpolish.com/t141-vyron-laraziron https://spectrofobia.forumpolish.com/t1124-vyron
VyronDemoniczny Książę
Demoniczny Książę
Re: Zamek Himmelhof
Wto 15 Paź - 7:31
Choć wydawać się to mogło niemożliwe, to Bera uśmiechnęła się do dziewczyny jeszcze serdeczniej niż do tej pory.
- Oczywiście, że będziemy. Jeśli nie znalazłabyś mnie tu, to prawdopodobnie będę w szpitalu w Górnym Mieście albo w domu. Niemniej wszędzie jesteś mile widziana. Choć rzecz jasna wolałabym, nie gościć cię w szpitalnym łożu. – powiedziała poprawiając na dziewczynie mundur tak, by wszędzie równo leżał - No pędź po patent. Vyron, znaczy się Wielki Książę, przebywa zapewne w swojej komnacie. Łatwo tam trafić. Idź po dywanie, wsiądź do dźwigu bezwysiłkowego albo jak kto woli windy, pociągnij za wajchę i jedź na sam szczyt. Jak tam dojedziesz to idź prosto aż dojdziesz do okna. Jego komnata znajduje się po lewej stronie.
Patrzyła jak dziewczna wybiega z infirmerii i posławszy za nią szczery uśmiech wróciła do swoich spraw.

Tymczasem Viridian wyszedł z ukrytej komnaty, która stanowiła miejsce ostatniego spoczynku Światła jego Świata. Był zmęczony, smutny i przygnębiony. Lata nieubłaganie mijały, a on wciąż nie mógł wypełnić złożonej obietnicy. Brakowało mu dosłownie kilku informacji, ale niestety, były to dane kluczowe. Określił przeszłe miejsce pobytu, znał fach i dane celu, ale mimo to, nie był w stanie go odnaleźć. Przypominało to tropienie ptaka w powietrzu albo ryby w wodzie. Niby wykonalne a jednak, gdy utraci się choć na chwilę wątek, cel znika z pola widzenia, a jego szukanie najczęściej jest bezowocne.
Oparł się na parapecie jednego z zamkowych okien i patrząc na górskie szczyty, odetchnął kilka razy głęboko. Problemy mnożyły się jak szczury, a na dodatek, na arenie gospodarczej pojawił się kolejny gracz. Nie miał pojęcia o kogo chodzi, ale ta osoba, lub grupa osób, gdy się rozkręci, znacząco może wpłynąć na sytuację ekonomiczną Krainy Luster. Przeczucie mówiło mu, że musi jak najszybciej wybadać sprawę i równie szybko podjąć stosowne kroki. Ponad wszystko pragnął zrealizować swoje marzenia, i pomimo faktu, że zanim to uczyni, sporo wody jeszcze upłynie we wszystkich rzekach Krainy Luster, nie mógł dopuścić do tego, by ktokolwiek pokrzyżował mu plany. Z mniej istotnych spraw, otrzymał meldunki o budowie jakiegoś przybytku, który prawdopodobnie ma być burdelem, oraz o tym, że w pobliskim wąwozie pojawiły się jakieś osoby. Czyli generalnie nic specjalnego.
Już miał odejść od okna i ruszyć do swojej komnaty, gdy kontem oka dostrzegł jakiś pomarańczowy przedmiot leżący pod ławką. Jakież było jego zdziwienie, gdy spod stojącej na korytarzu ławki wyjął … wydrążoną dynię. Dynia wyglądała jak łeb jeźdźca z bajek dla dzieci. Wziął ja pod pachę i ruszył do swojej komnaty.
Drzwi otworzyły się niemal bezgłośnie i gdy wszedł do środka zobaczył Kazika, który właśnie mył się na stoliku przed kominkiem.
Pomysł który zrodził się w jego głowie, zaprawdę godny był tego by go zrealizować. Założył dynię na głowę i podkradł się do Kapeluterka w chwili gdy ten zajęty był czyszczeniem sobie futerka przy ogonie i jego szeroko rozumianych okolicach.
- IHAAA! – wykrzyknął pochylając się nad Kazikiem
Zwierzak podskoczył, przewrócił się na plecy i otworzył pyszczek prezentując swoje imponujące, jak na takiego wypierdka, uzębienie.
-KURWA! Mało sobie chuja nie odgryzłem! – wykrzyknął Kapeluterek starając się obrócić z pleców i stanąć na stole - Pojebało cię na stare lata?!
Vyron nie odpowiedział, bo śmiał się reakcji towarzysza. Co jak co, ale straszenie Kazika stanie się chyba od tej pory jego hobby. Mały był taki słodki jak się złościł.
- O tak, zaprawdę, śmieszne w chuj! Czekaj, kurwa, jak będziesz sobie golił jaja brzytwa, to też ci wydrę mordę do ucha. Zobaczymy, kurwa,  jak ci się to spodoba! – srożył się Kazik stojący już pewnie na blacie stołu.
- Gdybyś ty widział swoją minę! Wyglądałeś jakbyś się zesrał!
- Bo się zesrałem!
- CO ?! – wykrzyknał Vyron patrząc na stół - Kurwa! Szczurze skrzydlaty! Osrałeś mi stół!
- Sam jesteś sobie winien! Było mnie nie straszyć!
- Ale ja cię wystraszyłem dla żartu, a ty zesrałeś się naprawdę! I to na mój stół! Tu gdzie jadam posiłki!
- Będziesz miał nauczkę! Ty dyniogłowy palancie! – powiedział piskliwym głosem, po czym wybił się ze stołu i poleciał pod sufit zawisając na żyrandolu.
- Wracaj tu i zetrzyj to gówno!
- Chyba śnisz! Ty straszyłeś – ty ścierasz!
- Kurwa! Jestem Wielkim Księciem! Władcą tej krainy! Panem wszystkiego co się rusza na tej ziemi! – srożył się Vyon stojąc z dynią na łbie po środku pokoju i wygrażając Kazikowi pięścią
- Władca, który musi przypominać, że jest władcą to chujowy władca. – powiedział Kazik i ziewnął pełną paszczą - Poza tym daj dobry przykład. Wiadomo, że wzorce zawsze płyną z góry.
Viridian rzucił wiązankę pod adresem Kapeluterka, jego bliskiej i dalekiej rodziny, miejsca pochodzenia, klasy a nawet gatunku.
- Rozkazuję ci! Jestem KSIĘCIEM! - W tym momencie rozległo się pukanie do drzwi, a Kazik, podła bestia, zbierając w sobie wszystkie pokłady siły wykrzyknął przyzwolenie na wejście i do pokoju wkroczyła Iris w mundurze.
Vyron stal jak wryty, z dynią na łbie i spoglądał na swojego przyszłego oficera.
Jak tu wybrnąć z tej sytuacji? Jak zachować twarz? Nie dość, że wygląda obecnie jak idiota to jeszcze chwilę wcześniej, Kazik miał niewielką przewagę w dyskusji. No nic, musiał improwizować, albo jak to mawiają „iść na żywioł”.
Odkaszlnął, i z powagą w głosie, na jaką mógł się zdobyć jedynie arystokrata, zadarł głowę i zaczął mówić do Kazika wierszem:
- … Księciem ... Wampirów, i jasnym się stanie,
Że ten, kto nie przybędzie na moje wezwanie,
Łamiąc prawa wszelakie, bezczeszcząc tradycję,
Na głowę swą ściąga karę stu batów, lub nawet banicję!
Jednak w tej sytuacji, przewin przytoczenia, sądy wymagają,
Tedy oznajmiam wszem i wobec, a ludy słuchają:
Łajnem paskudnym zbrudziwszy stół w pańskiej jadalni,
Bezecny paskudnik pod sufit wzleciał i skrył się w latarni,
Tam siedząc, jako szczur w norze, pańskiej władzy urąga,
Podnosi na Pana rękę, drwi zeń i koronę ściąga.
Tedy Pan oznajmia, i wszyscy się zgadzają,
Że Kapeluterki to ŚMIERDZIELE i straszliwie srają!
Jednak prawdą jest, że i na innych lekka ciąży wina,
Za postępek nieczysty i bezecny tegoż skur … czysyna.
Słuchaj tedy pokrako, co zwisasz w dół głową,
Mam ja dla ciebie nowinę radosną i nową!
Słuchaj powiadam, i miej to w pamięci,
Że nim jeszcze raz to uczynię, pierwej mnie pokręci.
Ale …
Pan twój przeprasza i żałuje straszliwie, że krzyknął poniewczasie,
Tedy zlatuj na dół, mówię, i wyczyść stół brudasie!

Odwrócił się do dziewczyny, mając nadzieję, że ta, będąc pod wpływem jego niesamowitych umiejętności wierszoklety, nie będzie podziwiać jego aktualnego wyglądu. Jasne, marzenia ściętej głowy. Cóż, pozostawało mu jedynie trzymać dynię na łbie i udawać, że tak miało być.
- Spocznij. – powiedział odruchowo, nawet pomimo tego, że meldunek Pani Kapitan nawet nie stał koło regulaminowego potwierdzenia gotowości do działania. Nic to, na wszystko przyjdzie pora.
- W czym mogę Ci pomóc? – zapytał wskazując dłonią fotel przy kominku - Usiądź proszę. Może się czegoś napijesz?

Powrót do góry Go down





Iris
Gif :
Zamek Himmelhof 5PUjt0u
Godność :
Iris
Wiek :
Wizualnie 25 lat
Rasa :
Baśniopisarz
Wzrost / Waga :
175/70
Znaki szczególne :
Zmieniające kolor włosy i oczy.
Pod ręką :
Zwój papieru, pędzel i czarny tusz. Sakiewka z pieniędzmi. Broń.
Broń :
Bat.
Zawód :
Admirał Floty Wielkiego Księcia Larazirona
Stan zdrowia :
Zdrowa.
https://spectrofobia.forumpolish.com/t133-iris-arcus https://spectrofobia.forumpolish.com/t1087-iris
IrisPonury Komediant
Re: Zamek Himmelhof
Pią 25 Paź - 19:39
Dopiero po chwili zorientowała się, że Książę ma... dynię na głowie. Nie bardzo wiedziała co powiedzieć, jak zareagować, dlatego zagryzła usta i bardzo starał się, by się nie roześmiać. Dodatkowo wygłosił jakiś wiersz, może nawet akt dramatu. Nie znała się na poezji i literaturze na tyle dobrze, by rozpoznać skąd te wersy.
- Wielki Książę... przygotowujesz się do spektaklu? - zapytała prostolinijnie, ledwo wytrzymując. Nie chciała po prostu parsknąć śmiechem, byłoby to bardzo nieładne.
Do jej nozdrzy doszedł nieprzyjemny zapach. Skrzywiła się nieco, ale nie podejmowała tematu. Może pokój Vyrona był na tyle stary, że ten zapach był jego naturalną częścią? Kto wie, kto wie.
Przeszła do miejsca wskazanego przez mężczyznę i... nie wytrzymała. Wybuchła śmiechem tak gwałtownym i jednocześnie szczerym, jakiego już dawno nie można było u niej uświadczyć. Trudno jej było się opanować, śmiech rozległ się po pomieszczeniu niczym muzyka z dobrze nastrojonego instrumentu.
Siadając, trzymała się za brzuch. Nawet uniosła lekko nogi i zamachała nimi w powietrzu, opierając się w fotelu. Wiedziała, że robiła źle ale miała nadzieję, że Laraziron wybaczy jej ten despekt. Byli sami, chyba mogła sobie pozwolić na małe ustępstwo w kwestii sztywnego zachowania żołnierza?
- Proszę wybaczyć, ale... - śmiech zmienił się w chichot - Książę... Hahaha… Masz dynię... Na głowie! - wskazała palcem - Jeśli to przygotowania aktorskie i zamierzasz wystąpić w teatrze, chciałabym zdobyć bilet! - stwierdziła z rozbrajającą szczerością.
Chwilę zajęło jej uspokojenie się. Otarła łzy z kącików oczu i wygładziła ubranie, rozsiadając się wygodnie w fotelu. W tym miejscu czuła się... nadzwyczaj swobodnie. Może właśnie tak powinna czuć się w nowym domu?
Odczekała aż mężczyzna pozbędzie się dziwacznego nakrycia głowy. Gdy to zrobił i zbliżył się do niej, wstała i podeszła do niego. Teraz, kiedy była czyściutka i dobrze ubrana, czuła się o wiele lepiej. Czarne krótkie włosy poruszały się lekko, niebieskie oczy utkwiła w jego ubraniu. Sięgnęła odważnie ku kołnierzowi Upiornego i zdjęła pestki dyni, których on nie zauważył. Z delikatnym uśmiechem uwolniła go od szczątków warzywa, strzepnęła to co pozostawiło. Gdy skończyła, spojrzała mu w oczy nie unosząc głowy a jedynie patrząc spod długich rzęs. Flirtowała? Skądże! No, może troszkę...?
- A można mi pić alkohol na służbie? - zapytała cicho - Jeśli tak... To poproszę rum. Ale tylko jeśli napiszesz się ze mną. - dodała i jeszcze przez chwilę patrzyła na niego w ten sposób.
Wróciła na fotel i usiadła, zakładając nogę na nogę. Ponownie poprawiła ubranie, bo w jej oczach była naprawdę cenne. Nowe ubranie, nowe życie, nowa Iris.
- Przybyłam po patent, Wielki Książę. - spodobało jej się używanie jego tytułu. Brzmiał... władczo. A ona bardzo lubiła władczych mężczyzn. Może nawet za bardzo.



#ff0066

Powrót do góry Go down





Vyron
Gif :
Zamek Himmelhof 5PUjt0u
Godność :
Vyron Laraziron
Wiek :
Wygląda na 30 lat
Rasa :
Upiorny Arystokrata
Wzrost / Waga :
182 cm / 76 kg
Pod ręką :
Sakiewka z pieniędzmi, sakiewka z kryształowym pyłem, oprawiony klejnot "Tchnienie Muzy", pałasz, rewolwer czarnoprochowy typu Le Mat, sztylet w cholewie buta.
Broń :
Pałasz, rewolwer typu Le Mat, sztylet w bucie
Zawód :
Dręczyciel ludu pracującego i pasożyt społeczny
Specjalne :
Mistrz Gry
https://spectrofobia.forumpolish.com/t141-vyron-laraziron https://spectrofobia.forumpolish.com/t1124-vyron
VyronDemoniczny Książę
Demoniczny Książę
Re: Zamek Himmelhof
Czw 7 Lis - 7:15
Widząc stojącą przed nim Panią Kapitan uśmiechnął się nieznacznie, choć dynia założona na głowę, skrywała wyraz jego twarzy. Prawdę mówiąc udawanie pajaca i twierdzenie, że i owszem, chce grać w przedstawieniu o tym, że kapeluterki srają po stołach przez co w pokoju unosi się przyjemny i swojski aromat gówna, raczej nie wchodziło w grę. Cóż, czasami najlepszym wyjaśnieniem jest powiedzenie prawdy.
- Prawdę mówiąc nie. Otóż, nie co dzień widzi się mnie z dynią na głowie i przez to zrobiło mi się głupio. Z tego powodu starałem się obrócić w zaistniała sytuację w żart przez zaimprowizowanie kawałka niezbyt górnolotnej poezji. – powiedział z rozbrajającą szczerością, zdejmując z głowy dziwaczna ozdobę i przeczesując palcami włosy.
- „Niezbyt górnolotnej”? Szefie, to była największa literacka spierdolina jaką słyszałem. Nawet koniuch zalecający się do pomywaczki lepszymi wierszami gada. – powiedział ukryty kapeluterek - Poza tym jakby wampiry miały takiego księcia to by się same zakołkowały!
- Jak ja cię dorwę ... – wyszeptał przez zęby Vyron, ale uśmiech nie znikał mu z twarzy - Ty mały, kudłaty chujku …
- Co tam szepczesz Szefie?
- Nic takiego, przypominam sobie przepis na potrawkę z nietoperza. A ty, z tego co widzę, jesteś już dostatecznie tłusty …
- Właśnie sobie przypomniałem, że … O, ktoś mnie woła! To ja polecę zobaczyć o co chodzi, to może być pilne! – wykrzyknął zrywając się do lotu i wypadając przez okno jak pocisk z katapulty.
Viridian pokręcił głową i westchnął ciężko, a uśmiech zniknął z jego twarzy. Ciężko powiedzieć, czy ponownie założył maskę, czy może zrobiło mu się przykro z powodu tego, że w tak płytki sposób wykorzystał jeden z największych lęków swojego podopiecznego. Niemniej, gdy dziewczyna podeszła do niego i strzepnęła pestki dyni, ograniczył się jedynie do opuszczenia głowy tak, by móc popatrzyć jej w oczy. Widać, że i ona wpadła na podobny pomysł, bo nie unosząc głowy spojrzała na niego. Miała takie ładne oczy …
Ich kształt …
To spojrzenie …
W jego oczach na ułamek chwili pojawiła się iskierka, która równie szybko zgasła gdy uświadomił sobie prawdę. Nie, to nie była Ona. Nie wróciła do niego pod inną postacią z miejsca, do którego poszła po tym, jak odebrano jej cały pozostały czas.
Szkoda.
- Dziękuję – powiedział a na jego ustach zagościł delikatny uśmiech - Muszę przyznać, że Aleno się postarał. W końcu zrobił coś, co podkreśla naturalne piękno noszącego. Tak, zdecydowanie, w tym mundurze wyglądasz naprawdę zjawiskowo. – powiedział zlustrowawszy ją, a jako, że nie miał się do czego przyczepić, uśmiechnął się szerzej i pokiwał głową z uznaniem.
Kto wie, może powinien pomyśleć o wprowadzeniu typowo damskich mundurów dla wszystkich kobiet-oficerów służących u niego w armii? Będzie trzeba to przedyskutować.
Już miał powiedzieć, że w sumie to mogą się napić, gdy do jego nozdrzy doleciał, wcale nie subtelny zapach, pozostałości po przestraszeniu Kazika.
- Atmosfera panująca w tym pomieszczeniu nie nadaje się do tego by delektować się jakimkolwiek trunkiem, ani tym bardziej, by w nim siedzieć i cokolwiek pisać. Pozwól zatem, że wezmę co trzeba i pójdziemy gdzieś, gdzie otoczenie będzie nieco mniej „duszne” i smrodliwe. – powiedziawszy to podszedł do sznura, za który pociągnął kilka razy. Następnie podszedł do biurka i wyjął z niego mała skrzyneczkę, drewniany piórnik i teczkę. W chwili, gdy wkładał to do małej torby, do wnętrza pomieszczenia weszła jedna ze służących, która ukłoniwszy się najpierw Vyronowi a następnie Iris, zabrała się za porządkowanie pomieszczenia, nucąc sobie pod nosem jakąś piosenkę.
Viridian podszedł do barku z którego wyjął butelkę, którą również schował do torby, oraz sporych rozmiarów pakunek, który trzymał w ręce. Miał już wszystko czego potrzebował poza jednym … Ponownie podszedł do biurka, odsunął szufladę i wyjął z niej grubościenną, szklaną tubę na pergaminy zakończoną korkiem w kształcie lwiego łba.
Zasunąwszy szufladę i włożywszy tubus do torby podszedł do drwi. Poczekał aż Iris wyjdzie po czym zamknął drzwi, zostawiając pokojówkę w komnacie.
Ruszył przodem, prowadząc dziewczynę do windy.
Zjazd windą w dół był znacznie szybszy niż jazda ku górze, a może było to tylko złudzenie.
- Jeśli masz jakiekolwiek pytania odnośnie swojej służby czy czegokolwiek innego, to nie krępuj się pytać. – powiedział ruszając kiło Iris i jednocześnie wskazując drogę.
Gdy przechodzili pod murami, zatrzymał się i przez chwilę patrzył na robotników i tragarzy szykujących się do pracy nad niewielkim, zrujnowanym domem. Obok domu, trzymając w objęciach młodą piękną kobietę, stał odziany w pancerz, rosły mężczyzna z potwornie oszpeconą twarzą. W sposobie, w jaki on ją trzymał i w jaki ona tuliła się do niego, widać było prawdziwą miłość, szczerą miłość. Gdyby ktoś, kiedyś, miał stworzyć obraz prawdziwej miłości, to ta scena nadawała się do tego jak żadna inna. Vyron odwrócił głowę i ruszył w dalszą drogę. Przez krótką chwilę na jego twarzy zagościł ciepły, serdeczny uśmiech, który jednak szybko zniknął pod maską chłodu i powagi.
Gdy minęli granicę zabudowań, pieli się kamienistą ścieżką na górę, której zbocza pokrywał iglasty las. Ścieżka, którą szli, ułożona została z płaskich kamieni pomiędzy drzewami. Widać było, że jest dość stara, albowiem niektóre z kamieni zdążyły już obrosnąć mchem lub nieco się zapaść. Słońce przeświecało pomiędzy drzewami, a jego rozstrzelane promienie malowały na runie kolorowe plamy.
Vyron ewidentnie zwolnił i nieco się rozluźnił. Widać było, że w lesie tym czuje się bezpiecznie i komfortowo. Oddychał głęboko i szedł przed siebie w ciszy, jednocześnie dyskretnie asekurując Iris, by ta się nie potknęła na nierównej ścieżce ani tym bardziej nie upadła.
- Sam sadziłem ten las około trzysta lat temu. – powiedział jakby tłumaczył się ze swojej decyzji - Chciałem … – zawahał się na chwilę - Cóż, obecnie pełni funkcję ostoi.
Jakby na potwierdzenie tych słów, zza drzewa, rosnącego nad strumykiem poniosło się ciche, niemal nieśmiałe, ni to gulgotanie ni to trzeszczenie, przypominające przesypywanie się wielkich głazów.
Kryjąca się za drzewem istota przypominała nieco kamiennego golema, znanego z książek dla domorosłych magików i bestiariuszy, z tym że stwór, miast marsowej miny godnej wojownika, miał oblicze mało inteligentnego i przestraszonego dziecka.
- To jest Kamyk – powiedział Vyron spokojnym głosem jakby to było coś oczywistego - Nie wiem jak tu trafił, ale nie jest groźny. Pewnego razu po prostu się pojawił i zamieszkał nad strumykiem. Bardzo lubi oglądać ptaki i zwierzęta pijące ze strumienia.
Stwór zagruchał ponownie, po czym zwinął się na mchu, upodabniając do kamieni leżących w koło.
Ruszyli dalej, pnącą się pod górę ścieżką, aby na jej końcu dostrzec coś co wyglądało jak wydrążone w skale wrota. Gdy przeszli przez niewielki, bo liczący może pięć metrów długości korytarz, oczom Iris ukazał się wodospad spływający gdzieś ze szczytu góry wprost do szmaragdowego jeziora u jego podstawy. Teren ten był gęsto zalesiony, w związku z czym, poza szumem opadającej z wysokości wody, dało się tu słyszeć piękny śpiew ptaków.
- Gdy byłem dzieckiem, często tu przychodziłem. Czasem było to jedyne miejsce gdzie mogłem odpocząć. – powiedział głosem pozbawionym emocji, podchodząc do wykonanego z kryształu, zadaszonego obozowiska. Było tu palenisko, stół, siedziska, coś co wyglądało jak pulpit do pisania oraz coś w rodzaju regału, na którym stały zakorkowane butelki i leżała gitara. Rozpakował szybko wszystko co miał ze sobą i wskazał Iris jedno z siedzisk.
- Siadaj proszę. – odczekał aż dziewczyna usiądzie, po czym z dwóch kawałków kryształu, za pomocą mocy wykonał dwie niewielkie szklaneczki, do których nalał płynu z butelki.
Po schronieniu rozszedł się zapach dobrego, mocnego i dojrzałego rumu. Rozwinął duży pakunek, który jak się okazało, zawierał suszone racje żywnościowe.
- Prawie jak na morzu. Tylko ptaki inne i pokład nie taki jak zwykle. – powiedział uśmiechając się lekko - Powiedz mi, czy jako przyszła Kapitan Kryształowej Floty, masz jakieś prośby lub żądania? Czy wiążą cię jakieś kontrakty, obietnice, problemy lub długi, które wymagają dopełnienia, zerwania, rozwiązania lub spłacenia?
Pytanie było proste i rzeczowe.
Na Iris czekało nowe życie. Nowe życie i służba w armii, która jest jak rodzina.

Powrót do góry Go down





Iris
Gif :
Zamek Himmelhof 5PUjt0u
Godność :
Iris
Wiek :
Wizualnie 25 lat
Rasa :
Baśniopisarz
Wzrost / Waga :
175/70
Znaki szczególne :
Zmieniające kolor włosy i oczy.
Pod ręką :
Zwój papieru, pędzel i czarny tusz. Sakiewka z pieniędzmi. Broń.
Broń :
Bat.
Zawód :
Admirał Floty Wielkiego Księcia Larazirona
Stan zdrowia :
Zdrowa.
https://spectrofobia.forumpolish.com/t133-iris-arcus https://spectrofobia.forumpolish.com/t1087-iris
IrisPonury Komediant
Re: Zamek Himmelhof
Pią 8 Lis - 16:47
Jego szczerość wprawiła ją w zdumienie. Przez chwilę przyglądała się Upiornemu i zastanawiała co powiedzieć. Był tu też Kazik więc nie chciała podkopywać pozycji Vyrona. Darzyła go ogromnym szacunkiem i to, że kazał mówić do siebie po imieniu nie znaczyło od razu, by mogła pokusić się o większe spoufalanie.
Postanowiła, że zaczepi o to później, gdy kiedyś będą sami.
Pomachała Kapeluterkowi z uśmiechem. Mały był wulgarny jak nikt inny, ale polubiła stworka bo miał w sobie coś uroczego. Może sposób w jaki marszczył nosek? Albo oczka jak czarne paciorki?
Cóż, chyba o to chodziło, bo na pewno nie o kupę którą zostawił w pomieszczeniu. Kobieta starała się nie zwracać uwagi na zapach, ale też nie była w stanie go zignorować, toteż jej własny nos też delikatnie się marszczył co chwilę, gdy dotarł do niego przykry zapach.
Jej niebieskie oczy zaświeciły się kiedy usłyszała komplement i błękit zamieszał się zupełnie tak, jakby w tęczówkach miała ukryte morskie fale. Uśmiechnęła się szeroko i już miała coś powiedzieć, ale bojąc się że wybuchnie zbyt dużym entuzjazmem, ugryzła się w język.
Bardzo potrzebowała akceptacji. Prostych gestów, komplementów. Potwierdzenia, że nie jest kimś gorszym. Może to samolubne, ale Iris była tak rozbita, że zwyczajnie lgnęła do Vyrona i pragnęła by okazał jej uwagę. Już samo to, że ją tu zabrał sprawiło, że poczuła się o wiele lepiej.
- Dziękuję, Książę. - powiedziała pokornie, splatając ręce z przodu, zawstydzona lekko komplementem. Wyglądała zjawiskowo? Ona? Kiedy ktoś powiedział jej coś takiego? Nie pamiętała, czy kiedykolwiek usłyszała to konkretne słowo.
Kiwnęła głową gdy zaproponował, że opuszczą pokój. Ich nosom przyda się odpoczynek. Obserwowała kiedy pakował rzeczy, nie pytała po co to wszystko. A gdy wyszli, grzecznie podreptała za Arystokratą.
Nie mogła się nadziwić pięknu tego miejsca. Co krok zachwycało ją coś nowego, nowe twarze, nowe widoki, zapachy. Powiewy wiatru, mimo tego, że byli w górach były delikatne i rześkie, owiewały jej twarz przyjemnie, czesały doprowadzone do ładu włosy. Co chwilę poprawiała je, zupełnie niepotrzebnie, ale po prostu chciała kontaktu z samą sobą, z nową Iris.
- Pytania pojawią się zapewne już w trakcie służby. - przyznała - Teraz... wszystko jest dla mnie nowe, wszystko mnie zachwyca i... - rozejrzała się na boki z uśmiechem i błyskiem w oczach - Nowe życie, nowy dom, nowa rodzin... - urwała, zdając sobie sprawę że nie powinna tak daleko odbiegać - Ekhem, nowi znajomi, przyjaciele. - poprawiła się szybko, opuszczając twarz i zakładając kosmyk włosów za ucho.
Poszli dalej. Gdy Viridian zatrzymał się i zawiesił wzrok na budowie, Iris poszła w jego ślady. Przyglądała się nie tyle samemu budynkowi co stojącej nieopodal parze zakochanych. Na pewno byli zakochani, żaden mężczyzna nie obejmuje kobiety w ten sposób, gdy nie żywi do niej żadnych uczuć. Zagryzła wargę bo poczuła wielki żal i smutek. Odruchowo objęła się lekko rękoma, nie wiedząc co z nimi zrobić.
Tak bardzo zazdrościła im miłości. Nawet jeśli spotkało ich coś strasznego, kochali się i wspólnie obserwowali budowę ich, zapewne, wspólnego domu. O tak, byli szczęśliwi. Ona kochała go, mimo straszliwych blizn które nosił, on kochał ją taką, jaka jest, mimo wad bo na pewno jakieś miała, nikt nie jest nieskazitelnie czysty.
On nie powie jej, by odeszła. Nie porzuci. Nie wygoni.
Wciągnęła powietrze odwracając twarz od nich, od Vyrona. Zacisnęła powieki by powstrzymać łzy i na szczęście udało jej się, bo Upiorny rozpoczął dalszy marsz.
Skupiła się na widokach i wypełniła serce zachwytem, zastępując gorycz. Pomyślała, że może kiedyś spróbuje namalować te cuda. Las był przepiękny a ścieżka, mimo swojej dzikości, cudowna. Baśniopisarka wcale nie dziwiła się Larazironowi, że lubił to miejsce.
Spojrzała na kryjącą się za drzewem istotę. Kamienne stworzenie nie wydawało się być zadowolone z obecności obcej osoby. Iris poczuła, że narusza spokój mieszkańców lasu.
Uśmiechnęła się do Kamyka i pomachała mu nieśmiało.
Widok wodospadu zaparł jej dech w piersi. Przystanęła by obejrzeć to miejsce, zapamiętać jak najwięcej. Tak, zdecydowanie musi namalować to wszystko. By nie zapomnieć. Uwiecznić piękno. Nawet jeśli nie odda go w pełni, musi spróbować.
Obozowisko pięknie wplatało się w cały krajobraz, zupełnie jakby było częścią lasu od niepamiętnych czasów. Skoro Vyron sadził ten las, kryształowe zadaszenie musiało być co najmniej tak wiekowe jak drzewa.
Usiadła ostrożnie, nie chcąc zniszczyć niczego po drodze. Spojrzała na czarnowłosego mężczyznę i wydał jej się być w tej chwili idealnym dopełnieniem obrazu. Światło i cień pięknie grały na jego twarzy, tworząc łagodne krzywizny, malując ją piękną barwą. W jego włosach dojrzała połyskujące srebrne pasma a okute rogi, symbol rasy, władzy i dostojeństwa... Vyron był Księciem pełną parą. I piekielnie urodziwym mężczyzną.
Pokręciła głową w odpowiedzi na jego pytania. Kiedy została wypędzona, została z niczym o czym szybko go poinformowała. Nie chciała teraz myśleć o tym, co się stało, co popchnęło ją do żebrania na ulicy. Przez co gotowa była sprzedać ciało. Gdyby nie Viridian…
- Vyronie? - zagadnęła po chwili, łagodnym tonem i spojrzała w jego piękne, zielone oczy - Tam w komnacie, kiedy zapytałam o dynię... Dziękuję za twoją szczerość. - powiedziała ale na jej ustach nie zagościł uśmiech a raczej coś na kształt wstrzymywanego smutku - Mam tylko jedną prośbę, po części związaną z pracą ale bardziej z życiem tu, na twoich ziemiach. - dodała a jej brwi zdradziły wahanie lekkim drgnięciem - Bądź zawsze szczery wobec mnie. Zawsze. Jeśli będę robić coś źle, powiedz mi o tym. Chcę byś był ze mnie dumny bo... - głos jej się załamał i nie dokończyła, przerażona nagle swoją śmiałością.
Odwróciła twarz i spuściła wzrok na ręce. Dlaczego w jego obecności czuła się bezbronna i jednocześnie... szczęśliwa? Czy było to zasługą tego, że okazał jej dobroć? Zabrał ze sobą i na nowo pokolorował jej świat, używając prostych acz pięknych barw.
Jeśli podał jej szklankę, chwyciła ją oburącz ale jeszcze nie przystawiła do ust. Zapach rumu był niezwykle kuszący ale przypominał jej też o pierwszym spotkaniu z Christopherem.
- Chcę zapomnieć. - mruknęła cicho, patrząc w zawartość naczynia - Pragnę akceptacji. Chcę być szczęśliwa. Nie zniosę kłamstw, odrzucenia. - szczerość przyszła jeszcze przed upojeniem alkoholowym. Iris zwyczajnie czuła się tak, jakby temu mężczyźnie mogła powiedzieć wszystko. Po tym jak poznał jej historię przy Herbacianej Łące i nie wyśmiał, czuła więź i chciała ją pielęgnować, bo tylko to w tej chwili miała.
- Potrzebuję... - urwała ponownie i zacisnęła ręce na krysztale po czym zdecydowanym ruchem uniosła naczynie i wypiła duszkiem rum. Ciepło rozlało się po gardle i słodkim strumieniem popłynęło dalej, zabierając ze sobą gorycz która pojawiła się chwilę wcześniej w jej drżących ustach.
- Do końca życia będę dziękowała za to, co dla mnie zrobiłeś, za to co robisz. - powiedziała po chwili nie patrząc mu w oczy - Jeśli istnieje jakaś cena, którą powinnam ponieść, jestem gotowa. - dodała i uniosła twarz, ich oczy spotkały się na chwilę - Mam wrażenie... Że jesteś bardzo samotny, Książę, mimo osób którymi się otaczasz. Chciałabym... - w ostatniej chwili ugryzła się w język - ...chcę byś wiedział, że masz we mnie przyjaciela. Jeśli będziesz czegoś potrzebował, czegokolwiek... Będę obok. - miała nadzieję, że rozumie jej przekaz.
Nie, nie była puszczalska, daleko jej było do nimfomanki ale wydawało jej się, że oboje potrzebują ciepła. Niezobowiązującego ciepła, bo o miłość nie śmiała prosić.
- Tak. - opuściła oczy i uśmiechnęła się do siebie lekko, zakładając czarny kosmyk za ucho - Będę zawsze obok.



#ff0066

Powrót do góry Go down





Vyron
Gif :
Zamek Himmelhof 5PUjt0u
Godność :
Vyron Laraziron
Wiek :
Wygląda na 30 lat
Rasa :
Upiorny Arystokrata
Wzrost / Waga :
182 cm / 76 kg
Pod ręką :
Sakiewka z pieniędzmi, sakiewka z kryształowym pyłem, oprawiony klejnot "Tchnienie Muzy", pałasz, rewolwer czarnoprochowy typu Le Mat, sztylet w cholewie buta.
Broń :
Pałasz, rewolwer typu Le Mat, sztylet w bucie
Zawód :
Dręczyciel ludu pracującego i pasożyt społeczny
Specjalne :
Mistrz Gry
https://spectrofobia.forumpolish.com/t141-vyron-laraziron https://spectrofobia.forumpolish.com/t1124-vyron
VyronDemoniczny Książę
Demoniczny Książę
Re: Zamek Himmelhof
Sob 16 Sty - 15:51
Szum wodospadu i niesione podmuchami wiatru drobiny wilgoci osiadały na jego twarzy i ubraniu. Wiedziony jakimś dziwnym i niepojętym pragnieniem sięgnął dalej niż zwykł sięgać. Wspomnienia z lat odległych o wiele ludzkich żywotów zalały jego myśli. Jako dzieciak tak bardzo chciał być podróżnikiem. Wędrowcem w nieznane, obserwatorem ogromu świata i odkrywcą tego co jeszcze nieodkryte. Dawno temu marzył by stać na dziobie mknącego przed siebie niczym strzała okrętu i patrzeć, jak ten tnie falę za falą niesiony siłą wiatru dmącego w żagle. Marzył o tym, by nocą, w spokojnej i pozbawionej fal morskiej toni, móc podziwiać odbijające się gwiazdy.
Marzył, a potem nie było już marzeń.
Marzenia stały się tylko oddechami wymarłych światów i nigdy nie zasklepiającą się pustką.
Słysząc swoje imię odwrócił głowę w stronę Iris.
- Nie widziałem powodu by cię okłamywać. Wykonałem improwizację bo poczułem się zawstydzony twoim nagłym przybyciem i swoim zachowaniem. Naturalnym jest, że razie czego, chciałem mieć wyjście awaryjne, ale pomyślałem sobie wtedy o jednym – skoro jesteś Admirałem Kryształowej Floty i moim oficerem, to zaufanie powinno być wartością nadrzędną. Poza tym, nic tak nie podkopuje pozycji i zaufania do dowódcy jak okłamywanie swoich oficerów. – brzmiał tak naturalnie, że to co mówił musiało być prawdą.
Słysząc prośbę Iris, pokiwał lekko głową i przez chwilę wpatrywał się w kubek z rumem i myślał nad tym, co aktualnie krążyło mu po głowie, bo gra zdecydowanie warta był świeczki.
- Jak zapewne wiesz, wśród Arystokracji, szczerość to towar skrajnie deficytowy i nad wyraz łatwo psujący się. – powiedział przenosząc spojrzenie z kubka na twarz dziewczyny - W przypadku Upiornych szczerość i prawdomówność to dwie zupełnie różne rzeczy. Nie ma tu znaczenia fakt, że szczerość jest hiperonimem prawdomówności. Szczerość to dla wielu z nas powiedzenie tego, co myślimy w danym momencie bez względu na to co się później stanie. Prawdomówność zaś, to szczerość poddana swoistej filtracji. Dla przykładu, wyobraź sobie, że na jakimś balu, jedna Upiorna powie do drugiej „Beznadzieja. Wyglądasz fatalnie.” to co powiedziała było według niej szczere, ale gdyby była prawdomówna powiedziałaby „Zazdroszczę ci tej sukni bo jest piękna, ale jako że jesteś w moim przekonaniu brzydsza ode mnie, to twierdzę, że wyglądasz w niej beznadziejnie, a ja wyglądałabym lepiej”. Wiem, że może to przypominać do pewnego stopnia relatywizm, ale im szybciej to zrozumiesz, tym mniej rzeczy ujdzie Twojej uwadze w kontaktach z „rogatymi”.  Nie mniej, zrozumiałem o co prosiłaś i zgadzam się.
Dalsze słowa Iris sprawiły, że uśmiechnął się, ale nie było w tym uśmiechu wesołości.
- Co do samotności to przywykłem do niej. Cieszy mnie to co mówisz, ale przez ponad pięćset lat można się przyzwyczaić niemal do wszystkiego, Iris. Odzwyczajenie się, też wymaga czasu. Niemniej dziwuję i będę pamiętał.  Jeśli zaś chodzi o cenę, to dlaczego musi być jakaś cena? A dlaczego chcesz zapłacić jakąkolwiek cenę? Czy zapłacenie owej ceny sprawi, że poczujesz się lepiej, a świat stanie się bardziej znajomy i mniej straszny? Dobrze więc, umówmy się tak. Codziennie wieczorem, przez sto jeden kolejnych dni, będę zadawał ci pewne zagadki i problemy do rozwiązania, na które ty, będziesz musiała udzielić mi odpowiedzi. Na przemyślenia i  przygotowanie odpowiedzi będziesz miała czas zawsze od wschodu do zachodu słońca dnia następnego. Oznacza to, że noc dostajesz jako czas wolny od przemyśleń, choć oczywiście nie zabraniam wykorzystywać go w inny sposób. Na każdą z zagadek chcę uzyskać nie jedną, nie dwie ale trzy odpowiedzi. Trzy rożne warianty.
Odczepił od pasa sakiewkę z kryształowym pyłem i wysypał jej zawartość na blat stołu przy którym siedzieli.
- Dla przykładu mogę zapytać o to, czemu ten wysypany na stół kryształ jest koloru zielonego. Ty zaś powiesz mi, że na przykład: nie jest on zielony tylko bezbarwny, a na jego aktualną barwę wpływa przepuszczalność,  kąt padania i pochłanialność części widma światła widzialnego. W końcu w ciemności jest on czarny. Drugą opcją będzie to, że jest to sproszkowany szmaragd lub tsavoryt a kamienie te mają barwę zieloną. Trzecią odpowiedzią będzie krótka analiza mówiąca, że używam kryształu koloru zielonego ponieważ zieleń kojarzy się z przede wszystkim z życiem, harmonią, naturą i bliskim kontaktem z nią, a sam kolor to barwa uzdrowienia, nadziei i wolności. Ergo, używam koloru najbardziej zbliżonego do mojej rzekomej natury. Mam nadzieję, że wszystko wyjaśniłem w sposób jasny i klarowny? Zatem pora na moje pierwsze ze stu jeden pytań a brzmi ono ...
Popatrzył na dziewczynę i przez chwilę coś analizował.
- Jeśli dokonasz podboju i zdobędziesz jakieś ziemie, co powinno się zrobić, jakie kroki podjąć, by móc je utrzymać?
Upił łyk trunku i lekko pokiwał głową. Ciężko było powiedzieć czy gratulował sobie dobrze zadanego pytania, czy może utwierdzał się w przekonaniu, że decyzja którą podjął jest tą najlepszą i najwłaściwszą.
- Mam prośbę, Iris. Jeśli możesz i czujesz się na siłach, to opowiedz mi o tym co cię spotkało przed naszym spotkaniem.

Powrót do góry Go down





Iris
Gif :
Zamek Himmelhof 5PUjt0u
Godność :
Iris
Wiek :
Wizualnie 25 lat
Rasa :
Baśniopisarz
Wzrost / Waga :
175/70
Znaki szczególne :
Zmieniające kolor włosy i oczy.
Pod ręką :
Zwój papieru, pędzel i czarny tusz. Sakiewka z pieniędzmi. Broń.
Broń :
Bat.
Zawód :
Admirał Floty Wielkiego Księcia Larazirona
Stan zdrowia :
Zdrowa.
https://spectrofobia.forumpolish.com/t133-iris-arcus https://spectrofobia.forumpolish.com/t1087-iris
IrisPonury Komediant
Re: Zamek Himmelhof
Nie 17 Sty - 21:34
Ileż piękna miał w sobie świat stworzony przez jednego z najokrutniejszych Upiornych Arystokratów, jakich nosiła Kraina Luster? Iris rozglądała się na boki, podziwiając każdy element krajobrazu, bo chociaż wszystkie drzewa, rośliny i otaczająca ich przyroda były naturalne, wyglądały tak, jakby ktoś celowo stworzył to miejsce takim, by niosło spokój. Baśniopisarka wdychała zapach traw, słyszała szum wodospadu i czuła ucisk w sercu, bo nawet jeśli kiedyś chciałaby to wszystko przenieść na płótno, nie potrafiłaby oddać piękna otoczenia. Kiedyś może tak, dziś już nie.
Vyron był dopełnieniem obrazu, jego centrum. Patrzyła na niego, szukała kontaktu wzrokowego by jeszcze przez chwilę popatrzeć w jego zielone oczy. Chciała nauczyć się tej barwy, bo chociaż znała i potrafiła nazwać każdy kolor w palecie barw, zieleń oczu Viridiana była wyjątkowa. Kobieta zastanawiała się, jak wyglądałyby tęczówki w różnych sytuacjach. Gniew, smutek, radość... podniecenie. Każda z emocji malowała twarze inaczej, zawierając jednak sedno właśnie w oczach. Nie bez powodu mówiło się, że oczy są zwierciadłem duszy.
Jej własne były teraz jak spokojne, falujące morze. Błękit mieszał się z granatem i bielą, zupełnie jakby w obręczach tęczówek miała zamkniętą wodę. Włosy natomiast, chociaż czarne, mieniły się kilkoma odcieniami niebieskiego, gdy tylko padło na nie światło.
Iris czuła... że właśnie tu jest jej miejsce. Chciała tu należeć. Chciała znaleźć tu spokój, dom. Zacząć wszystko od nowa, z czystą kartą, porzucając bolesne wspomnienia. Obecność Larazirona działała na nią uspokajająco, bowiem to właśnie on postanowił wyciągnąć ku niej rękę i pozwolić jej na nowy start. Znała już ten scenariusz, a jednak była mu wdzięczna i w duchu wierzyła, że tym razem może być inaczej. Może tym razem nie porzuci jej, gdy najbardziej będzie potrzebowała uwagi?
Patrzyła na niego, gdy milczał. Był piękny. Nosił w sobie tyle tęsknoty i smutku... Zauważyła to dopiero teraz. Gdy wcześniej go widywała, miała wrażenie, że jest arogancki, agresywny i najzwyczajniej w świecie nadęty. Może jej własne przejścia pozwoliły spojrzeć na niego inaczej? A może to za sprawą ich nocy w kryształowej chatce na Herbacianych Łąkach patrzyła na niego inaczej. Gdyby chciał ją zabić, po prostu by to zrobił. On jednak... postąpił zgoła inaczej.
Serce to niezwykle zdradliwy organ. Iris czuła ucisk i wiedziała, czym jest spowodowany. Chciała walczyć z tym, co się w nim pojawiło, ale była za słaba i zbyt łaknąca uczucia. Nie śmiała prosić o nic więcej, bo otrzymała już i tak dużo. Niemniej czuła, że zaczyna do niego czuć coś więcej niż wdzięczność. Mogłaby okłamywać samą siebie, szukając słów typu "lojalność" lub "przywiązanie", ale wiedziała czym jest to uczucie. I bała się go, bo umysł podpowiadał, że jeśli pozwoli sobie na więcej i wyjawi prawdę, wszystko skończy się płaczem.
Wysłuchała słów Upiornego, patrząc w jego zielone oczy. Dużo mówił, a ona właśnie odkryła, że lubi dźwięk jego głosu. Działał na nią kojąco, a że Viridian zawsze miał coś ciekawego do powiedzenia, Baśniopisarka chłonęła jego słowa jak roślina spragniona wody. Nie odpowiadała tylko dlatego, że nie chciała zanudzać go czczą paplaniną. Wolała najpierw przemyśleć odpowiedź i później podzielić się nią z Arystokratą.
Pokiwała głową z lekkim uśmiechem, przyjmując do wiadomości jego wytłumaczenie. No tak, czysto praktyczne podejście. Czy Vyron zawsze taki był? Zawsze myślał o konsekwencjach swoich decyzji? Zapewne tak. Ktoś taki jak on musiał o to dbać, bowiem pod sobą miał całą masę poddanych. Upiorni Arystokraci nie bez powodu rządzili tym światem.
Kolejne jego słowa sprawiły, że zmarszczyła lekko brwi. To co mówił było bardzo ciekawe ale jednocześnie niepokojące. Cieszyła się, że podzielił się z nią informacją na temat, jak by nie patrzeć, moralności Arystokracji, lecz w obliczu tego co powiedział jej prośba traciła na sile. Przykład był trafiony w punkt i gdy Vyron go przytoczył, Iris spuściła wzrok zagryzając lekko usta. Już nie była taka pewna czego chce. Prawdą było natomiast to, że to on miał ostateczne słowo w kwestii jej prośby. Gdy więc powiedział, że zrozumiał o co jej chodzi, kobieta ponownie spojrzała mu w oczy, szukając w zieleni potwierdzenia jego szczerości.
Miał również rację w kwestii przyzwyczajania się. Chociaż Iris dalej była oszołomiona tym, że chwilę temu zawalił jej się świat, można było powiedzieć że zaczynała przyzwyczajać się do tego, że nie jest jej pisany piękny, spokojny scenariusz. Owszem, trafiła teraz tutaj i wszystko wskazywało na to, że nastąpi teraz rozdział przepełniony uśmiechami, satysfakcją i ogólnym spełnieniem, ale jak wiadomo, kiedyś się skończy. Jaki będzie następny?
Poczuła w sobie coś na kształt iskry. Skoro był przyzwyczajony do samotności, lecz wspomniał o tym, że potrzeba czasu by się od niej odzwyczaić... Oznaczało to mniej więcej tyle, że nawiązanie z nim bliższej relacji nie jest niemożliwe.
Przez chwilę studiowała jego twarz, każdą zmarszczkę i fakturę skóry. Widziała delikatny cień zarostu, mimo że mężczyzna pozostawał ogolony. Niemal czuła pod palcami drapanie, dlatego zacisnęła dłonie na kubku z rumem, odwracając szybko wzrok i rumieniąc się. Wstydziła się swoich myśli, bowiem wybiegały za daleko.
- Tak działa ten świat. - powiedziała cicho, patrząc na wodospad - Nie ma nic za darmo. Odczułam to na swojej skórze zbyt wiele razy, by myśleć inaczej. - uśmiechnęła się, lecz próżno było szukać w jej uśmiechu wesołości - Chcę wierzyć, Książę, że to co dla mnie zrobiłeś jest przejawem dobroci serca, ale przecież sam powiedziałeś, że wcielenie mnie do twego otoczenia jest podyktowane jedynie pragmatyzmem. Potrzebowałeś kogoś, kto stanie na czele twej floty. - spojrzała na niego, odwracając się powoli - Zatem ceną za przyjęcie mnie tutaj jest służba. Mogłeś jednak potraktować mnie inaczej. Mogłeś po prostu zabrać mnie ze sobą, wrzucić do koszar i kazać zarabiać na swoje utrzymanie. A jednak... spędziliśmy noc, jakkolwiek by to nie brzmiało, noc która była dla mnie najcudowniejszą nocą od wielu miesięcy. Dałeś mi jedzenie, dałeś czyste ubranie, pozwoliłeś się wypłakać. Zastanawia mnie cena twej dobroci, bo przecież na tym zbudowano świat, prawda? Na transakcjach. - wyjaśniła swoje rozumowanie - Tak, Vyronie. Spłacenie ceny za litość sprawi, że definitywnie zakończę tamto życie. Nie będę obawiała się jutra. Że może kolejna noc, będzie tak samo cudowna i spokojna jak ostatnia z tobą obok, bo zaczęłam noże życie? Będę ci służyć, to cena za dom. Chcę jednak spłacić cenę za to, że tamtego dnia spojrzałeś w moją stronę i postanowiłeś rozważyć w ogóle wykorzystanie mnie do swoich celów. - uśmiechnęła się a w jej oczach pojawiła się determinacja - Wiem, brzmi to pokrętnie, ale naprawdę chcę być użyteczna. Chcę pokazać, że twoja dobroć wiele dla mnie znaczy spłacając dług choćby do końca życia. A gdy już uznasz, że został spłacony, będę nową osobą. Chcę być wtedy niezbędna do dalszego funkcjonowania twojego świata. Rozumiesz? Jestem pewna, że tak. - powiedziała z przekonaniem - Chcę mieć swoją rolę. Działać dla ciebie. - dodała patrząc mu głęboko w oczy, po czym ponownie spojrzała na wodospad, lecz lekki uśmiech nie schodził z jej ust.
Szum wody, śpiew ptaków, wilgoć na skórze. To wszystko sprawiło, że poczuła się szczęśliwa. On to sprawił. Dał jej możliwość, dał płótno które będzie zapełniać swoimi czynami. Nawet jeśli jej motywacja była pokrętna i naciągana, Baśniopisarka nie znała innego świata. A jeśli chciała odnaleźć się w nowym, w świecie zbudowanym z kryształu, musiała zamknąć rozdział poprzedniego. Dlatego chciała spłacić długi, które zaciągnęła będąc starą, umorusaną i bezużyteczną łachmaniarką, jaką Vyron spotkał na Herbacianych Łąkach.
- Kto będzie nazywał cię Panem?
Kto ugnie kolano?
Kto podniesie twój miecz?
I odda za ciebie swoje życie?
- zanuciła cicho, patrząc w dal. Nie dbała czy Viridian jej słuchał, po prostu przypomniała jej się piosenka którą słyszała kiedyś na ulicy. Wydała jej się być ładna, dlatego ją zapamiętała a teraz pasowała idealnie do okazji.
- Bądź moim Światem,
Strażnikiem mego słowa.
Obdarz zaufaniem,
a będę walczyć dla ciebie.

Bądź moją prawdziwą fortecą,
Ja będę tarczą przed twym wrogiem.
Przeszukałam świat, by cię znaleźć.
Obyś rządził wiecznie.
- słowa same popłynęły z jej ust, a na koniec zakończyła cichym nuceniem.
Gdy powróciła wzrokiem do jego oczu, jej własne mieniły się całą tęczą barw, jak dawniej. Miała nadzieję, że mężczyzna nie odbierze jej zachowania jako obłąkańczego, bo do szaleństwa było jej daleko, tego była akurat pewna.
Słysząc propozycję spłaty długu pokiwała głową i wysłuchała jego słów. Wszystko brzmiało uczciwie, ale Iris od razu zaczęła zastanawiać się nad jedną kwestią. Postanowiła, że od razu poruszy ten temat, by nie było niedomówień.
- A co, jeśli moja odpowiedz ci się nie spodoba? - zapytała wprost. Nie była pewna swoich umiejętności i trochę obawiała się gniewu lub tego, że zawiedzie księcia. Nie chodziło o spłatę, bo to mogła robić do końca życia byle tylko zostawić wspomnienia za sobą, ale była szczerze ciekawa co nastąpi jeśli powie coś, co nie będzie wystarczające za odpowiedź. Jej wiedza na wiele tematów była dość ograniczona, dlatego wolała wiedzieć zawczasu co ją czeka.
Obserwowała pył z zaciekawieniem i ponownie zmarszczyła brwi, kiedy Laraziron zaczął tłumaczyć na przykładzie jak będzie wyglądało zadawanie zagadek. Już samo to, że oczekiwał trzech odpowiedzi było wyzwaniem, ale Baśniopisarka poczuła znajome ukłucie, znamionujące chęć wzięcia udziału w wyzwaniu. Będzie się musiała nagłowić, ale przecież nikt nie powiedział, że ma być łatwo, prawda? Może udzielając prawidłowych odpowiedzi zaimponuje mu i dowiedzie swojej wartości.
Pierwsze pytanie było dość zaskakujące, co Iris okazała nagłym, szerszym otworzeniem oczu. Zaraz jednak zmrużyła je, zastanawiając się nad odpowiedzią. Miało w sobie coś podchwytliwego, dlatego cieszyła się, że Upiorny dał jej dużo czasu do namysłu.
Kolejne jego słowa sprawiły, że zadrżały jej ręce a ona poczuła mocny ucisk w piersi. W oczach pojawiła się wilgoć. Jego prośba... Była bolesna. Iris nie wiedziała, czy uda jej się opowiedzieć mu wszystko. Wspomnienia były zbyt świeże, rana jeszcze nie zasklepiła się do końca a rozdrapywanie jej nie mogło nieść ze sobą nic dobrego.
Był jednak sposób, by spełnić jego prośbę. Opowiedzieć mu wszystko tak, by poznał całą prawdę i nie pytał o nią więcej. Czuła, że musi to zrobić teraz, bo jeśli nie, to ból będzie ściskał jej serce przez następne miesiące, za każdym razem gdy pojawi się temat jej przeszłości.
Jej włosy pociemniały, oczy straciły tęczowy blask a barwy zastąpiła czerń. Kobieta spojrzała w zielone oczy Arystokraty, z jej twarzy odpłynęły jakiekolwiek emocje. Tak, tak będzie najlepiej. To odpowiedni moment.
- Opowiem ci tę historię tak, jak tylko potrafię ja i mnie podobni. - powiedziała spokojnym głosem - Zobaczysz wszystko na własne oczy bowiem na czas opowieści uczynię cię jej bohaterem. Obserwatorem. Będziesz miał możliwość dowiedzieć się wszystkiego, samodzielnie wyciągnąć wnioski. Na pytania przyjdzie czas gdy zakończę. - wyciągnęła ku niemu dłoń. Nie musiała tego robić, bowiem Poetycki Szał nie wymagał takiego kontaktu. Chciała jednak wykorzystać sytuację i stworzyć dla siebie pewnego rodzaju kotwicę. Coś, co pozwoli jej nie zapominać, że iluzja którą stworzy nie będzie jedynie wytworem mocy i wspomnień.
- Chwyć mą dłoń. Mocno. Nie puszczaj. - poprosiła - Wsłuchaj się w Opowieść. Daj się ponieść. - dodała ciszej, patrząc na jego twarz - Nie obawiaj się jednak, mój książę. To co usłyszysz już było, nie poniesiesz żadnej krzywdy. Usiądź wygodnie i gdy będziesz gotów, chwyć mą dłoń. Zabiorę cię do miejsca, w którym rozpoczął się rozpad świata pewnej Baśniopisarki o tęczowych włosach, która myślała, że ma wszystko i że nie może już tego stracić. Głupiej, zbyt pewnej siebie Iris Arcus.



#ff0066

Powrót do góry Go down





Vyron
Gif :
Zamek Himmelhof 5PUjt0u
Godność :
Vyron Laraziron
Wiek :
Wygląda na 30 lat
Rasa :
Upiorny Arystokrata
Wzrost / Waga :
182 cm / 76 kg
Pod ręką :
Sakiewka z pieniędzmi, sakiewka z kryształowym pyłem, oprawiony klejnot "Tchnienie Muzy", pałasz, rewolwer czarnoprochowy typu Le Mat, sztylet w cholewie buta.
Broń :
Pałasz, rewolwer typu Le Mat, sztylet w bucie
Zawód :
Dręczyciel ludu pracującego i pasożyt społeczny
Specjalne :
Mistrz Gry
https://spectrofobia.forumpolish.com/t141-vyron-laraziron https://spectrofobia.forumpolish.com/t1124-vyron
VyronDemoniczny Książę
Demoniczny Książę
Re: Zamek Himmelhof
Sro 20 Sty - 17:08

Słysząc to co mówiła, kiwał tylko głową, bo i co miał powiedzieć? Fakt, potrzebował kogoś kto stanie na czele Kryształowej Floty. Potrzebował też Caema Dalea, szklanego sieroty, który robił owocowe soki na dziedzińcu, potrzebował Kazika z jego niewyparzonym pyszczkiem, potrzebował tenebresa imieniem Leo, obalonego monarchę z ułamanym rogiem, z oczu którego wiecznie biła wściekłość i nienawiść do wszystkiego co żyje.
Tak, potrzebował ich.
Potrzebował tych wszystkich istot, które mimo pogłosek, plotek i krążących opowieści schroniły się w jego twierdzy, w poszukiwaniu nowego życia i choćby odrobiny nadziei. Pomocy tym wszystkim istotom nigdy nie rozpatrywał jako aktu litości. Litość można było mieć dla pokonanego wroga, z litości można było skrócić jego męki. Litość nigdy nie była tym, co specjalnie do niego przemawiało, czy wpływało na jego decyzje. Nie zwykł okazywać litości, ani o nią błagać. To było zwykłe współczucie, albo jak kto woli kompasja.
- Nie, nie na tym. Świat to znacznie więcej niż zwykłe, banalne transakcje, ale myślę, że niedługo to zrozumiesz.
Słysząc jej dalsze słowa zamyślił się przez chwilę. Wtedy, gdy pierwszy raz ją zobaczył, myślał o czymś zupełnie innym. Myślał raczej by okazać jej litość. Ten jeden, jedyny raz okazać komuś coś szlachetnego. Szybko i możliwie bezboleśnie.
Niestety, wpajana od dziecka maksyma „Strzeż się swych pierwszych odruchów – zwykle są szlachetne”, zadziałała na korzyść lub jak kto woli niekorzyść Iris.
- Jeśli tak chcesz, to dług swój spłacisz lojalną służbą. Ja zaś za tą wierną służbę odpłacę ci z nawiązką, a gdy nadjedzie czas by odwiesić mundur, dostaniesz własna ziemię na której będziesz mogła osiąść.
Wydawało mu się, że będzie to uczciwe rozwiązanie. Każdy z jego wyższych oficerów i przybocznych po zakończeniu służby miał otrzymać nadział ziemi z pracującymi na niej ludźmi i prawem do przychodów z tejże. Wierna służba musiała zostać sowicie opłacona.
Słysząc jej obawę pokiwał lekko głową na boki. Musiał zrobić coś, by stała się bardziej zdecydowana i śmiała.
- Pomyślmy … jeśli twoja odpowiedź mi się nie spodoba ... to … pozwolę ci wskazać jednego z twoich ludzi, a potem żywcem oberwę go ze skóry, wyłupię mu oczy odetnę nos i uszy, nabiję na pal, a jego zmaltretowane ciało wystawię na murach Himmelhofu aby stanowiło żer dla ptactwa i owadów. – powiedział chłodno, patrząc przez chwilę na dziewczynę jak drapieżnik na ofiarę, po czym uśmiechnął się - Wybacz ten durny żart. Tak naprawdę to nic się nie stanie, bo i co ma się stać? Zrozum, pochlebców i durniów gotowych przytakiwać każdemu mojemu słowu mogę mieć na pęczki. Wystarczy, że wejdę w pierwszy lepszy tłum, pokażę na przykład, na leżącego psa i zapytam „Gówno?”, to od razu znajdą się tacy co skwapliwie zapewnią mnie że „Tak jest! Ma wasza miłość całkowitą rację, to jest gówno!”. To samo zrobią, gdy pokażę na ich żony, domy, przyjaciół i co tylko kto chce. Tacy są mi zbędni. Potrzeba mi natomiast istot niezależnie myślących, mających własne przekonania, zdanie i opinię oraz potrafiących tychże bronić nawet stojąc przede mną twarzą w twarz. Jeśli powiesz coś, co mi się nie spodoba, to przemyślę to co powiedziałaś. Kto wie, może będziesz miała rację, może wpadniesz na coś na co ja nie wpadłem? Czasem dobrze jest spojrzeć na sprawę z perspektywy kogoś innego.
Słysząc jej słowa bez wahania podał jej dłoń. To co go czekało mogło być naprawdę interesujące.
Jego ręka była przyjemnie ciepła i zaskakująco twarda jak na arystokratę, który nigdy nie trudnił się pracą fizyczną. To nie była dłoń bawidamka, nieśmiałego amanta czy fircyka, to była dłoń wojownika i zdobywczy nawykłego do trudów i niewygód podróży oraz dynamiki pola bitwy. Stwardnienia po wewnętrznej stronie dłoni, tak jak i rozwinięte mięśnie kłębu, wskazywały na to, że jej właściciel sporą cześć swojego życia spędził na „machaniu” bronią biała. Jakby tego było mało, stwardnienia na opuszkach palców były typowe dla kogoś, kto gra na instrumentach strunowych. Wojowniczy muzyk czy raczej muzykalny wojownik? To pytanie chwilowo pozostawało bez odwiedzi.

Powrót do góry Go down





Iris
Gif :
Zamek Himmelhof 5PUjt0u
Godność :
Iris
Wiek :
Wizualnie 25 lat
Rasa :
Baśniopisarz
Wzrost / Waga :
175/70
Znaki szczególne :
Zmieniające kolor włosy i oczy.
Pod ręką :
Zwój papieru, pędzel i czarny tusz. Sakiewka z pieniędzmi. Broń.
Broń :
Bat.
Zawód :
Admirał Floty Wielkiego Księcia Larazirona
Stan zdrowia :
Zdrowa.
https://spectrofobia.forumpolish.com/t133-iris-arcus https://spectrofobia.forumpolish.com/t1087-iris
IrisPonury Komediant
Re: Zamek Himmelhof
Sro 20 Sty - 18:52
Jego propozycja spłaty długu była sprawiedliwa, zatem kobiecie nie pozostało nic innego jak pokiwać głową, przyjmując układ. Nie musieli ściskać sobie rąk czy podpisywać dokumentów. Baśniopisarka i tak nie miała nic o stracenia, nie mogła też tak po prostu odejść. Gdzie by się podziała? Tu chciała mieć swój dom. Himmelhoff zdał jej się być idealną ostoją dla niej i jej podobnym. Ilu jeszcze takich jak ona spotka na ulicach otaczających zamek? Czy to miejsce, tętniące życiem, gwarne od śmiechów i zarażające beztroską, nie nosiło swoich własnych, mrocznych sekretów?
Gdy usłyszała, co stanie się gdy udzieli błędnej odpowiedzi, otworzyła szerzej oczy. Nie odebrała tego jako żart, dlatego przez kilka sekund na jej twarzy malowało się zdziwienie. Nie przerażenie, zdziwienie. Słyszała o okrucieństwie Upiornych Arystokratów, a już zwłaszcza Vyrona Larazirona, ale nie sądziła, że mówienie o obdzieraniu kogoś ze skóry czy wbijaniu na pal będzie im przychodziło z taką łatwością.
Jeszcze wiele będzie musiała się nauczyć, do wielu rzeczy przyzwyczaić. Kryształowy książę okazał się, wbrew temu co słyszała, bardzo cierpliwym mężczyzną. Jego spokój działał kojąco. Poza murami zamku jego lico wykrzywiało się pod naporem negatywnych emocji, ale Iris już wiedziała, że to tylko maska. Sam jej to powiedział.
W jednej chwili zapragnęła odkrycia wszystkich sekretów tego mężczyzny. Kiedyś była śmiała, miała w sobie ciekawość świata, lubiła nawiązywać kontakty i dowiadywać się czegoś o każdej napotkanej osobie. Lubiła być w centrum uwagi, potrafiła uwodzić, bawić się, śmiać. Czy byłaby w stanie dowiedzieć się o Larazironie czegoś więcej? Był jak zamknięta księga, opatrzona zaklęciami i niezwykle skomplikowanym zamkiem. Baśniopisarka zastanawiała się, gdzie mogłaby znaleźć klucz. Bo w istnienie klucza wierzyła.
Jego uśmiech powodował szybsze bicie serca. Grymas tak odmienny od odrazy czy gniewu, jakie gościły na jego obliczu gdy przemierzał tereny do niego nienależące. Tutaj mógł pozwolić sobie na swobodę, ale czy na pełną? Chciała... Musiała się tego dowiedzieć. Jej dawna, wewnętrzna śmiałość obudziła w niej zapał do odkrycia zagadki, jaką był Viridian.
Jego słowa o pochlebcach niosły ze sobą ogromną mądrość. Iris nigdy nie patrzyła na świat z perspektywy szlachcica, mimo iż sama pochodziła ze znaczącego się w świecie rodu. Vyron miał rację a jego zdanie świadczyło o trzeźwym patrzeniu na świat. Taka postawa, chociaż nudna, była ceniona. A Iris imponowała stanowczość i siła, jaka biła od tego mężczyzny.
Vyron Laraziron podobał jej się coraz bardziej. Z każdą spędzoną z nim minutą. I ta myśl, chociaż przerażająca, miała w sobie dawną iskrę płomienia, który nosiła w sobie Iris. Pociągało ją, jak na nią patrzył, zwłaszcza gdy jego wzrok zsuwał się poza jej twarz. Wstydziła się własnych uczuć, lecz prawdopodobnie gdyby Viridian nakazał jej teraz rozchylić koszulę, nie miałaby większych oporów. Albo inaczej - miałaby opory, ale nie trwałyby one długo.

Dłoń rogatego mężczyzny była twarda i silna, jego uścisk dodał jej otuchy. Poczuła, że ujawnienie mu całej historii właśnie teraz jest najlepszą decyzją. Obawiała się jego osądu, jednak czuła, że jeśli nie wyzna wszystkiego teraz, nie będzie już ku temu okazji.
Szczerość za szczerość. Kto wie, może właśnie ta waluta jest najsilniejsza.
- Opowieść zaczyna się tam, gdzie rozpoczyna jej koniec. - powiedziała cicho, ściskając jego rękę.
Wtem, krajobraz dookoła zaczął się zmieniać, falować. Barwy mieszały się, dźwięki wyciszały aby na ich miejsce pojawiły się nowe. Znaleźli się w posiadłości, dużej i jasnej. W pokoju pełnym sztalug.
Przy jednej z nich stała znajoma Baśniopisarka, jednak jej długie włosy mieniły się wszystkimi kolorami tęczy, na ustach jawił uśmiech a wypukłość brzucha była już zauważalna. Pakowała niewielką torbę, szykowała się do podróży.
- Będąc pod stałą kontrolą swojego partnera, Iris Arcus zapragnęła udać się do miasta sama. Jak dawniej, bez obecności Christophera Marrwicka. Chciała zrobić mu niespodziankę... - Baśniopisarka wstała od stołu i pociągnęła ze sobą Upiornego, stając się tym samym niewidzialnym uczestnikiem opowieści - Dzień rozwiązania zbliżał się wielkimi krokami. Ich upragnione dziecko miało ujrzeć świat lada moment. - opowiadająca podeszła do iluzyjnej kobiety i dotknęła jej brzucha, na co tamta uśmiechnęła się, zupełnie jakby odebrała ten nieprawdziwy dotyk jako coś realnego. Jakby ona sama była realna.
W następnych wersach opowieści, Laraziron i czarnowłosa kobieta ujrzeli rogatą kobietę. Miała na sobie ubranie pokojówki i nietęgą minę. Rozmowa domowniczek potwierdziła, że Upiorna, która służyła w domu pani Arcus, nie była zadowolona z pomysłu samodzielnej wyprawy.
- Próbowała ją zatrzymać. - Iris spojrzała na siebie samą, tyle że kolorową i uśmiechnęła się, lecz próżno było szukać w tym uśmiechu chociaż odrobiny wesołości - Głupia Iris Arcus. Gdyby wiedziała...
Kobieta zaczęła mówić dalej. Sceny zmieniały się, otoczenie falowało malując przed Vyronem nowe krajobrazy. Po pobycie w posiadłości, wyszli na dziedziniec, by razem z bohaterką opowieści wsiąść na grzbiet wielkiego, czarnego ptaka, wzbić się wysoko i towarzyszyć jej w podróży do miasta.
Wiatr chłostał ich twarze, szumiał i wyciskał z ich oczu łzy. Kiedy nagle wielkim ptakiem szarpnęło i został zmuszony by obniżyć lot, Baśniopisarka chwyciła dłoń Upiornego mocniej, nie przerywając jednak historii.
Ptak rozprysnął się pod nimi, kolorowa Iris z krzykiem spadła w dół lecz oni spłynęli miękko, obserwując upadek nieszczęśnicy. Czarnowłosa nie potrafiła powiedzieć, czy po tym upadku była cała bo adrenalina tłumiła wszystko. Nawet teraz, gdy korzystała z Poetyckiego Szału, emocje targały jej ciałem, powodując drżenie. Głos jednak pozostał monotonny. Cudownie beznamiętny.
- Było ich dwóch, może trzech. - powiedziała patrząc w oczy brunetowi i podprowadzając go do szamoczącej się, rannej Iris - Znali Marrwicka. Postanowili odegrać się na nim za przeszłość. Iris nie rozumiała ich motywacji, bo jej mężczyzna nie powiedział jej zupełnie nic o zatargach. Może gdyby wiedziała... - przeniosła spojrzenie czarnych oczu na kolorową Iris, której właśnie rozcinano ubranie.
Gdy nóż zatopił się w ciele, krzyk Baśniopisarki był tak głośny, że aż zatrzęsła się cała iluzja. Opowiadająca Iris zagryzła zęby i zrobiła krok ku Vyronowi, ściskając jego dłoń mocno, drugą ręką chwytając się jego ramienia, oplatając je jakby wystraszyła się, że ktoś spróbuje ich od siebie oderwać.
- W-widziała krew. - wyszeptała kobieta - Wszędzie krew. Nie czuła już nic. Była pusta. Czuła, że stała się pusta. - w rozpaczliwym odruchu, myląc iluzję z prawdą, szarpnęła ręką Upiornego i przystawiła sobie go łona - Nie było tam już nic. Żadnego życia. Zabrali je.
Zacisnęła mocno oczy a jej opowieść stanęła na kilka sekund, wypełniając przestrzeń ciszą. Ciszą, którą ciężko było znieść. Wwiercającą się w czaszkę, miażdżącą umysł.
Opowieść jednak należało snuć dalej, zatem już po chwili Iris puściła Vyrona i pociągnęła go w bok, by zerknęli na obraz tak, jakby stali za ranną kobietą. Wtedy właśnie na napastników z nieba spłyną skrzydlaty potwór. Rwąc, krzycząc, szarpiąc zabił mężczyzn. Trwało to zaledwie chwile, lecz okraszone było spektakularnymi fontannami krwi, jazgotem, błaganiem o litość.
- Alkis, skrzydlata istota, zabrał Iris i poniósł przez niebo. - wskazała potwora unoszącego zmasakrowane ciało delikatnie jak jajo. Stwór poderwał się do lotu i przez chwilę stojący na trawie Upiorny i Baśniopisarka obserwowali z dołu jego chwiejny lot.
- Straciła przytomność. - powiedziała nagle czarnowłosa, a dookoła nich pojawiła się ciemność. Wszechogarniająca, lecz nie cicha. Gdzieś , jakby zza zasłony słychać było przytłumione głosy, krzyki, odgłosy szamotaniny. Wszystko jednak było tak niejasne, że ciężko było złożyć to wszystko w jedną całość.
- Iris Arcus obudziła się w innym miejscu. - ciemność przerodziła się w jasną salę szpitalną. Leżąca na łóżku kolorowa kobieta, pozbawiona obecnie barw, wyglądała jak śmierć. Jej wzrok był pusty, usta wyschnięte, oczy podkrążone, policzki zapadnięte. Widok ten sprawił, że snująca opowieść zawahała się, ale tylko na moment.
W następnej chwili opowiedziała o skrzydlatej pielęgniarce, która chciała ją pocieszyć. Zaznaczyła, że nie przyszedł do niej żaden z lekarzy, lecz wtedy nie wydawało jej się to specjalnie istotne. Chciała zapaść się pod ziemię, bo chociaż połowy wydarzeń nie pamiętała przez utratę przytomności, czuła, że coś jest nie tak.
- Była tam... pewna Marionetka. Mężczyzna o czerwonych jak krew oczach, martwej twarzy i okularach, które wiecznie poprawiał, bo zsuwały mu się na nos. - powiedziała beznamiętnie, lecz uśmiechnęła się lekko, gdy wspomniana istota pojawiła się w pokoju i zbliżyła do łóżka - Początkowo bała się go, ale ten przyniósł jej przybory i postanowił nauczyć czegoś nowego, zapełniając pustkę. Tak też Iris poznała sztukę mezzotinty. - czarnowłosa podeszła do łóżka, ciągnąc za sobą Vyrona i spojrzała na obrazy, jakie miał tego dnia ze sobą Jan Sebastian. Widmową dłonią pogładziła blaszkę. Marionetka był dla niej dobry. Chciał odciągnąć jej myśli od najgorszego.
- To on przekazał Iris wiadomość, że straciła dziecko. - kobieta spojrzała w oczy stojącemu obok Arystokracie. Wizję wypełnił krzyk, płacz obu kobiet lecz to wszystko nagle ustało za sprawą jednego rozkazu.
Obraz drgnął, lecz opowiadająca kontynuowała, niezależnie od tego co działo się z wizją. W następnym akcie oczom Viridiana i Iris ukazała się wyciskająca łzy scena, gdy Christopher przyszedł po swoją kobietę i zabrał ją do domu, obiecując, że się nią zajmie, wyznając miłość i zapewniając, że wszystko wróci do normy.
Iris zacisnęła dłonie, ściskając jedną ręką mocno dłoń Vyrona, drugą natomiast w pięść. Wstrząsnął nią gniew, ramiona zatrzęsły się a iluzja rozmazała, by nagle zniknąć, zmienić się na chwilę w czarną pustkę, a później znowu w posiadłość. Scena w domostwie była jednak krótka i rozmyta.
- Powiedziano jej, że była ratowana przez samego Dyrektora Kliniki. Jednak ani on, ani jakikolwiek inny lekarz nie miał odwagi powiedzieć, że jej dziecko zostało zabite. Zrobiła to Marionetka. Istota pusta, pozbawiona emocji. Ona jedyna miała serce i tyle empatii, by przekazać złe nowiny.
Iris nie skupiała się na tym, co było zaraz po powrocie do domu. Okres powrotu do zdrowia był trudny, bo niestety skrzywdzona Baśniopisarka borykała się z depresją. Nikogo to jednak nie dziwiło, bowiem tak ogromna strata zawsze pozostawia ślad.
- Epilog tej historii miał miejsce poza domem Iris. Sądziła, że Christopher chce powiedzieć jej coś ważnego. Że razem wrócą do domu i będą się starali odbudować swoje życie po stracie dziecka. - powiedziała czarnowłosa, spuszczając głowę i zagryzając usta - On... Wypędził ją. Powiedział, że ich związek nie ma sensu. Porzucił Iris Arcus. Roztrzaskał jej świat. - jakby na komendę, wizja i otaczający ich iluzyjny krajobraz rozpadły się na miliony kawałków, jak tafla rozbitego lustra. Towarzyszył temu zjawisku dochodzący gdzieś z oddali płacz i błaganie.
Mrok ukrył ich sylwetki, ich twarze. Ukrył drżące ramiona Iris, ukrył łzy jakie napłynęły do jej oczu. Między nimi istniało jedynie połączenie za sprawą splecionych rąk. I gdyby nie twarda, ciepła ręka Vyrona, Iris poddałaby się szaleństwu. Zamknęła we własnym świecie, utkanym Poetyckim Szałem, mocą zarówno piękną ale i niebezpieczną.
- Nienawidzę go. - powiedziała nagle i zrobiła zdecydowany krok w stronę rogatego. Zderzyła się w jego piersią, napierając na nią twarzą, chowając nos w materiale ubrania. Nie puszczała ręki, drugą chwyciła materiał na jego plecach. Wstrząsały nią dreszcze, lecz czerń dookoła nich nie mijała. Byli sami w pustce.
- Nienawidzę go z całego serca. - wycedziła, mocząc ubranie Arystokraty. Po raz kolejny.


Użycie mocy: Poetycki Szał



#ff0066

Powrót do góry Go down





Vyron
Gif :
Zamek Himmelhof 5PUjt0u
Godność :
Vyron Laraziron
Wiek :
Wygląda na 30 lat
Rasa :
Upiorny Arystokrata
Wzrost / Waga :
182 cm / 76 kg
Pod ręką :
Sakiewka z pieniędzmi, sakiewka z kryształowym pyłem, oprawiony klejnot "Tchnienie Muzy", pałasz, rewolwer czarnoprochowy typu Le Mat, sztylet w cholewie buta.
Broń :
Pałasz, rewolwer typu Le Mat, sztylet w bucie
Zawód :
Dręczyciel ludu pracującego i pasożyt społeczny
Specjalne :
Mistrz Gry
https://spectrofobia.forumpolish.com/t141-vyron-laraziron https://spectrofobia.forumpolish.com/t1124-vyron
VyronDemoniczny Książę
Demoniczny Książę
Re: Zamek Himmelhof
Nie 24 Sty - 11:52
Podając Iris rękę, Viridian zrobił coś, czego od dawna wystrzegał się jak ognia. Zaufał komuś innemu niż on sam. Nie było to bezgraniczne zaufanie, ale drobna iskra, która sprawiła, że nie wahał się nawet przez moment. Właśnie w tym pierwszym zrywie śmiałości, umysł i ciało stworzyły jedność, łącząc fizyczną sprawność, zwierzęca pewność siebie i przyrodzoną ciekawość w dość niebezpieczną mieszankę. Dopiero w chwili, gdy pojawiła się wizja, umysł – leniwa szelma- podsunął mu ostrzeżenie, że to może być pułapka i powinien być gotowy do zabicia przeciwnika.
Tak, do zabicia. Doświadczony przez setki lat ćwiczeń, walk i wojen umysł Viridiana nie dopuszczał bowiem faktu zaistnienia czegoś takiego jak walka. Walka to cała masa zmiennych. Walkę można było wygrać, przegrać a czasem zremisować, co w dużej mierze zależało od tego, z jakim nastawieniem się podchodzi. Przeciwnika zaś, należało tylko zabić. Nie ważne jak. Ważne było to, by we własnym umyśle wygrać walkę zanim ta się jeszcze rozpoczęła. Potem pozostawało już tylko wprowadzenie w życie wyniku starcia i to najkrótszą i najszybszą z możliwych dróg.
Z niemałym zainteresowaniem patrzył na rozwój sytuacji. Patrzył, a feeria barw i cała gama nowych dźwięków pochłonęła go, zanim na dobre zdołał zorientować się w tym co się dzieje. Gdy znalazł się w posiadłości rozejrzał się z zaciekawieniem.
Więc to tu mieszkałaś Iris? Skromnie, ale ładnie. – pomyślał obserwując posiadłość i jej otoczenie.
Gdy Iris wstała i pociągnęła go za sobą, by i on mógł się stać niemym uczestnikiem jej wizji podążył za nią bez sprzeciwu. Wszystko, co się działo miało w sobie coś magicznego i wspaniałego. Rozglądał się po wizji jakby był w muzeum.
Nie puszczając ręki podszedł przyjrzeć się malarce i jej płótnom. Gdy Iris gładziła samą siebie z wizji po brzuchu Vyron skupił uwagę na tym, co było najbardziej niezwykłe.
Interesujący kolor włosów. Nigdy takiego nie widziałem. – nieśmiało, jakby z dziwnym oporem wyciągnął rękę by ich dotknąć. Przez krótką chwilę wyglądał jak ciekawy świata mały chłopiec. W ostatniej chwili powstrzymał rękę, bo nagle na „scenie” pojawił się nowa postać - dziwnie wyglądająca Upiorna Arystokratka. Na ułamek sekundy, dosłanie na mgnienie oka, Viridian zastygł w bezruchu. Co za żałosne stworzenie ...
Usta wykrzywił mu grymas podobny do tego, jaki wykrzywia oblicze człowieka, gdy ten poczuje wyjątkowo przykry smród. Zrozumiałby, gdyby na znak poddaństwa i pokory przybyła pokojówka spiłowała swoje rogi, ale to brudnokrwiste coś, pyszniło się nimi jakby było równe co najmniej Bękartowi. Chciał splunąć z obrzydzeniem, ale powstrzymał się od tego. Gentleman nie spluwa w towarzystwie i w przytomności kobiet.
Gdy wyszli na dziedziniec, a Iris z wizji wsiadła na grzbiet czarnego ptaka, zrobili to i oni. Viridian wiedział już o swojej Pani Oficer dwie rzeczy. Po pierwsze umiała ożywiać rysunki ,a po drugie potrafiła stworzyć wizję pozwalającą na pokazanie historii. O ile pierwsza moc była ciekawa, o tyle druga była nad wyraz przydatna i czyniła z dziewczyny nad wyraz cenny, by nie rzec niezastąpiony, nabytek.
Jego rozważania o bezcenności kobiety i jej mocy dla jego przyszłych planów przerwał nagły rozprysk ptaka, na którym lecieli.
To co zrobił było odruchowe.
Gdy tylko kolorowej Iris spod nóg znikło oparcie, a ona sama zaczynała lecieć ku ziemi, dłoń Viridiana wystrzeliła do przodu z szybkością atakującego węża by złapać ją za rękę i ocalić przed upadkiem. Niestety, to była tylko wizja. Wizja, na którą jako obserwator nie miał wpływu.
Kurwa ... Popełniłem błąd, który w Grze mógłby kosztować minie życie. Weź się w garść durniu! Garda! warknął na siebie w myślach i powrócił do obserwacji tego co maiło miejsce w życiu Iris.
Garda, którą założył zadziałała bezbłędnie. Stał i bez najmniejszej emocji wypisanej na twarzy patrzył na to, jak ostrze zagłębia się w brzuchu dziewczyny. W chwili gdy prawdziwa Iris przyłożyła sobie jego dłoń do łona, jego twarz ani oczy nie wyrażały zupełnie niczego. Pozostawał niewzruszony i chłodny jak kryształ, którym władał. Upiorna cisza, jaka zapadła w tej chwili była mu na rękę. Zdecydowanie potrzebował tej chwili by ... ochłonąć.
Gdy Iris wróciła do opowieści oczom Viridiana ukazało się monstrum jakiego nigdy wcześniej nie wadził, ale doświadczenie podpowiedziało mu, że to jeden ze stworów MORII. Owiana złą sławą Zwierzomachina. Na tyle na ile mógł, ocenił jej zachowanie w walce. Wychodziło na to, że Bestia pomimo obecności pierwiastka ludzkiego, działała niemal całkowicie instynktownie. Zatem ponad wszelką wątpliwość było to jedynie zwierzę.
Dlaczego jej broni? Czego chce? w głowie rogatego pojawiała się masa pytań pozostających bez odpowiedzi.
Chciał prosić dziewczynę by pokazała ciąg dalszy, czyli to dokąd zabrał ją stwór i co dalej się stało, ale słysząc o utracie przytomności pokiwał tylko głową ze zrozumieniem. To jasne, nie mogła pokazać czegoś czego nie widziała.
Dalsza część opowieści była jeszcze ciekawsza.
Pielęgniarka o zwierzęcych cechach wzbudziła w nim pewnego rodzaju odrazę. W jego oczach wszelkie zwierzęce dodatki, o ile nie były kostiumem czy erotycznymi przebierankami, były czymś obrzydliwym. Tak samo było w przypadku Upiornej, która służyła u Iris. Wąsy, cętki i spiczaste uszy zdradzały, że jakiś arystokrata w chwilach erotycznego uniesienia zapłodnił Dachowca, czyli na dobrą sprawę zwykłe zwierzę obdarzone zdolnością mowy. Żaden szanujący się ród arystokratyczny nie dopuściłby do powstania czegoś takiego. Wrócił jednak myślami do tego co pokazywał mu Iris.
Jego oczy rozszerzyły się gdy patrzył co robi dziwaczna marionetka. Technika mezzotinty nie była powszechnie znana w Krainie Luster. Sam Viridian znał tylko jedna Osobę, która jej używała. Dalsza część była jeszcze ciekawsza. Moc, której użyła marionetka. Rozkaz, czy cokolwiek to było niemal natychmiast uspokoiło obie kobiety. Vyron musiał się dowiedzieć więcej o miejscu gdzie leczyła się Iris.
Gdy w pokoju pojawił się jegomość z bródką od razu było wiadomo kim jest. Słysząc jego zapewnienia i wyznania, Vyron opuścił na chwilę gardę pozwalając by jego przemyślenia wypłynęły na wierzch.
- Nie wróci. Nigdy nie wraca. – stwierdził, po czym pokiwał głową ze smutkiem wymalowanym na twarzy.
Gdy przenieśli się znowu do domostwa w którym zawalił się świat Iris, Viridian podszedł do mężczyzny tak by stanąć naprzeciw niego. Był trochę niższy i zapewne nieco lżejszy od Christophera, ale nie wyglądało na to by ów wzbudzał w zielonookim jakiekolwiek obawy. Zamiast tego rogaty oglądał go jak konia na targu, którego sprzedawca wystawił ponad wyraz okazyjnej cenie. Patrzył na twarz, szyję, ramiona, tors, układ mięśni na ramionach i przedramionach. Patrzył na dłonie, biodra, nogi i sposób w jaki tamten się poruszał. Właśnie teraz, gdy tak obserwował, coś oceniał i zapamiętywał, Vyron przypominał na poły wielkiego kota, a na poły śmiertelnie jadowitego węża.
W chwili gdy wydawało się, że zakończył swoje oględziny i zaraz odejdzie, Vyron odwrócił głowę i splunął. Plwocina przeleciała dokładnie przez twarz iluzji, a na obliczu arystokraty wymalował się lekki zawód.
- Warto było spróbować... – powiedział bez cienia wyrzutów sumienia.
Gdy Iris przywarła do niego, serce zabiło mu szybciej. Jakże dawno nikt nie szukał w nim ostoi a w jego ramionach bezpieczeństwa i zapomnienia.
- Nie ma łatwo, co? – powiedział, po czym tak po prostu, chciało by się rzec „po ludzku” przytulił ją do siebie - Rozumiem twój ból.
Nie powiedział nic więcej. Stali tak i trwali w puste.
Czy rzeczywiście rozumiał jej ból? Jako Upiorny Arystokrata mógł powiedzieć to, co powiedział tylko w celu zdobycia jej zaufania. Z drugiej jednak strony, dosłownie kilka chwil temu, obiecał być z nią szczery. Jak zatem było? Czy i on stracił tyle co ona, czy jego świat też się zawalił?
- Przepraszam, że poprosiłem cię o pokazanie mi tego wszystkiego. – powiedział i popatrzył Iris w oczy - Postąpiłem jak typowy Upiorny – egoistycznie i bez zwracania uwagi na ciebie i to co czujesz. Wybacz mi.
Przez chwile patrzył gdzieś na wodospad po czym ponownie przeniósł wzrok na Iris
- Mam pewien pomysł, zechcesz mi towarzyszyć? – zapytał, a na jego twarzy pojawiło się coś, co przywodziło na myśl uśmiech urwisa, który nasrał komuś do kapci i teraz czeka aż ofiara wsunie w nie nogę.

Powrót do góry Go down





Iris
Gif :
Zamek Himmelhof 5PUjt0u
Godność :
Iris
Wiek :
Wizualnie 25 lat
Rasa :
Baśniopisarz
Wzrost / Waga :
175/70
Znaki szczególne :
Zmieniające kolor włosy i oczy.
Pod ręką :
Zwój papieru, pędzel i czarny tusz. Sakiewka z pieniędzmi. Broń.
Broń :
Bat.
Zawód :
Admirał Floty Wielkiego Księcia Larazirona
Stan zdrowia :
Zdrowa.
https://spectrofobia.forumpolish.com/t133-iris-arcus https://spectrofobia.forumpolish.com/t1087-iris
IrisPonury Komediant
Re: Zamek Himmelhof
Wto 26 Sty - 1:13
Chociaż trzymała go za rękę, chyba nie do końca zdawała sobie sprawę z jego obecności. Wizja stworzona za pomocą Poetyckiego Szału zlewała się z rzeczywistością. Iris patrzyła na siebie samą, czuła żal. Serce krwawiło, lecz chociaż ból był nie do opisania, nie potrafiła znaleźć łez. Na czas opowieści, była jedynie nieczułym narratorem. Jedynie pojedyncze zrywy świadczyły o tym, że dziewczyna nosi w sobie ogromny ładunek emocjonalny.
Może nie powinna chwytać go za rękę. Może nie powinna zmuszać go, by ją dotknął. Może wtulanie się w niego było błędem. Ale dziewczyna potrzebowała tego. Potrzebowała Vyrona. Był jedyną istotą, która w morzu szaleństwa stanowiła swoistą kotwicę. Zieleń jego oczu sprowadzała Iris na ziemię. Była niczym sól trzeźwiąca.
Obserwowała Upiornego Arystokratę a gdy ten splunął po tym jak obejrzał Christophera, jej oczy rozszerzyły się nieznacznie. Przekrzywiła lekko głowę. Co miał znaczyć to zachowanie?
Poczuła satysfakcję. Chociaż wiedziała, że Terry był jedynie wytworem jej mocy, oczami wyobraźni widziała Marionetkarza i jego minę. Co zrobiłby, gdyby dowiedział się, że Iris, jego dawna narzeczona, układa sobie życie na dworze Kryształowego Księcia? Zawsze ciągnęło ją tam, gdzie nie do końca było bezpiecznie...
Zamek Himmelhof był jednak obecnie najbezpieczniejszym miejscem do jakiego mogłaby trafić. Był jak miasto w kulce. Otoczony czymś, co powodowało, że Baśniopisarka czuła się tu jak w domu.
Być może jej poprzedni dom był jedynie przystankiem, jednym z wielu na drodze ku prawdziwemu szczęściu. Chciała w to wierzyć.
Wtuliła się w niego ufnie. Pachniał tak, jak ubrania które jej podarował gdy spotkali się po raz pierwszy. Pieprzem i mieszanką ciężkich, lecz świeżych ziół. Wciągnęła zapach nosem, zapominając na chwilę o wszystkim co było dookoła. Łzy zmoczyły mu ubranie, lecz Iris już po chwili przestała płakać, bo on był obok. W jego ramionach czuła się bezpiecznie. W jego ramionach znalazła ukojenie. Mogłaby tak trwać do końca świata.
Gdy się odezwał, uniosła twarz. Nie puszczała go jednak, jakby w obawie, że jeśli to zrobi, spadnie w pustkę którą sama przecież wokół nich stworzyła. Jakby obawiała się, że mrok będący wytworem jej mocy, pochłonie ją i nie pozwoli patrzeć w te piękne, smutne, zielone oczy.
Jej własne były mokre, podpuchnięte, lekko zmrużone. Łzy utworzyły na końcówkach maleńkie, przezroczyste perełki. Twarz miała zaskakująco łagodną, mimo emocji które nią targały. Jak gdyby jego obecność niwelowała wszystko co złe.
Otworzyła usta by coś powiedzieć, ale zawahała się. Przepraszał ją? Za co? Przecież mogła odmówić, mogła powiedzieć, że nie jest gotowa na wspominki. Mogła powiedzieć, że rany są zbyt świeże. Obiecać, że opowie mu kiedy indziej. Czy byłby zawiedziony?
Pochyliła głowę i oparła czoło na jego piersi. Zapach i jego ramiona otulały ją ze wszystkich stron. Poczuła jak jej złamane serce odnajduje spokojny rytm, jak spokój zalewa je ciepłym, słodkim syropem. Uśmiechnęła się lekko, zamykając oczy.
- Nie przepraszaj. - powiedziała szeptem - Gdybym nie zrobiła tego teraz, nie zrobiłabym tego nigdy. Tchórzostwo jest jak choroba. Jeśli raz pozwolimy mu zawładnąć sobą, będzie to robiło coraz częściej. - dodała - Aż w końcu pewnego dnia... Staniemy się sobie obcy. Własne reakcje zaczną nas dziwić, niektóre przerażać. A na końcu pojawi się odraza. - zrobiła pauzę - Nie chcę czuć do siebie odrazy, Vyronie. - ścisnęła go mocniej, wciskając twarz w materiał - Dziękuję, że mnie przez tym ustrzegłeś.
Czerń opadła jak całun. Kolory krajobrazu wróciły, oślepiając zapewne Upiornego, bo Baśniopisarka miała zamknięte oczy. Chciała by ta chwila trwała wiecznie.
Szum wodospadu przypomniał jej gdzie była. Ale nie żałowała powrotu do Krainy Luster. Tu w Himmelhofie była bezpieczna, była u siebie, była... w domu. Nie była co prawda pewna czy odnajdzie się pośród poddanych Larazirona, ale nawet jeśli nie pójdzie jej z tym za dobrze, wykonując swoją pracę w końcu dorobi się może swojego własnego miejsca. Jakiegoś małego mieszkanka, może domku?
Gdy zadał pytanie, spojrzała na niego zaciekawiona. Ton jego głos zmienił się a gdy dodatkowo zobaczyła w zieleni oczu psotną iskrę, ciekawość sprawiła, że na ustach dziewczyny pojawił się niepewny uśmiech. Nie była jednak w stanie wykrztusić niczego mądrego, dlatego jedynie kiwnęła głową.
Całkowicie posłuszna, poszła tam gdzie on. Właściwie... Nie było ważne gdzie ją zabiera.
Liczyło się tylko to, by być z nim tam razem.



#ff0066

Powrót do góry Go down





Vyron
Gif :
Zamek Himmelhof 5PUjt0u
Godność :
Vyron Laraziron
Wiek :
Wygląda na 30 lat
Rasa :
Upiorny Arystokrata
Wzrost / Waga :
182 cm / 76 kg
Pod ręką :
Sakiewka z pieniędzmi, sakiewka z kryształowym pyłem, oprawiony klejnot "Tchnienie Muzy", pałasz, rewolwer czarnoprochowy typu Le Mat, sztylet w cholewie buta.
Broń :
Pałasz, rewolwer typu Le Mat, sztylet w bucie
Zawód :
Dręczyciel ludu pracującego i pasożyt społeczny
Specjalne :
Mistrz Gry
https://spectrofobia.forumpolish.com/t141-vyron-laraziron https://spectrofobia.forumpolish.com/t1124-vyron
VyronDemoniczny Książę
Demoniczny Książę
Re: Zamek Himmelhof
Sro 27 Sty - 22:33
+18 – tekst zawiera pewną ilość słów powszechnie uznawanych za wulgarne

Trzymaj gardę durniu ... powtarzał sobie w myślach tuląc plączącą Iris. Po raz pierwszy od dawna nie potrafił określić tego, które „ja” dochodzi do głosu. Czy była to kwestia tego, że dziewczyna w jakiś, zapewne  mimowolny sposób, działała na jego emocje? A może te pięćset lat życia sprawiło, że faktycznie stał się zepsuty i zezwierzęcony. Może faktycznie tym co mu pozostało to rzeź, ogień, zgliszcza i kres strumieniami spływająca po ziemi? Coś w jego wnętrzu zadrżało, nie wiadomo czy z obrzydzenia czy z podniecenia.
Kurwa ... .Przecież jeszcze trzydzieści pięć lat temu był inny. A może nie? A może tylko ukrywał samego siebie pod inną gardą? Przecież jego „legenda” nie trwa od dziś. Nie bez powodu większość rozsądnych lustrzan lękała się Kryształowego Księcia. Delikatnie, na tyle by nie wyglądało to na nieuprzejme, wydostał się z objęć Iris i ruszyli razem w drogę powrotną.
Teraz, gdy z wolna zaczynał zapadać wieczór, w lesie pojawiło się znacznie więcej istot. Wyglądało na to, że Kryształowe Pustkowia, przynajmniej w tym miejscu, wcale nie są pustkowiami. Jak znalazły się tu wszystkie te stworzenia? To pozostawało tajemnicą, ale sądząc po ich wyglądzie miały się tu wyjątkowo dobrze.
- Chwilowo, większość tego co tu widzisz, może wydawać ci się dziwna lub zgoła obca, ale wraz z upływem czasu przyzwyczaisz się – powiedział, choć ciężko było zrozumieć czy chodzi mu o widywane tu i ówdzie stworzenia, czy raczej o całość tworu jakim bym Himmelhof – Jako że droga na miejsce przeznaczenia trochę nam zajmie pozwól, że opowiem ci nieco o twoim nowym domu. Pierwotnie Himmelhof, czyli miejsce gdzie się aktualnie znajdujemy, był jedynie zamkiem wzniesionym na szczycie góry, której nazwę z pradawnego języka Upiornych, można przetłumaczyć jako „szpon tnący niebo”. Z biegiem czasu, a co za tym idzie napływem nowych osadników, okolice zamku zaczęły rozrastać się. W ten sposób formalnie Himmelhof zmienił się w twierdzę, a sam zamek w cytadelę, niemniej dalej używa się dawnej nazwy „Zamek Himmelhof”.
Przeszli koło zamku i zespołu wind po czym ruszyli w dół długimi schodami.
- Schody, którymi teraz idziemy zwą się „Tysiącem Stopni”. Nazwa jest symboliczna, albowiem tysiąc stopni, to najdalszy dystans jaki do tej pory zdołali pokonać atakujący nim wybito ich do nogi. Schodami dzejdziemy do Górnego Miasta, w którym zwykli zatrzymywać się przybyli do nas goście, kupcy, karawany, posłowie, interesanci i temu podobni. Górne Miasto to reprezentacyjna część twierdzy. Są tam karczmy, szkoła, teatr, targowiska, warsztaty, krótko mówiąc większość tego, czego zwykłym odwiedzającym potrzeba do szczęścia. Mają tu także swoją siedzibę Gwardia Finansowa i Straż, choć tego odwiedzający, zwłaszcza kupcy, zdają się specjalnie nie lubić. Do zadań Straży, jak na pewno wiesz, należy dbanie o bezpieczeństwo ludności oraz utrzymanie spokoju i ładu. Jednak w przeciwieństwie do innych miejsc, tu Straż jak i każda inna Organizacja, podlegają ścisłej kontroli. Nie mia tu wymuszeń, zastraszeń czy znęcania się nad mieszkańcami. Gdy taka praktyka zostanie wykryta, sprawca jest surowo karany. Dzięki temu, mieszkańcy ufają straży i darzą ją szacunkiem. Gwardia Finansowa zaś zajmuje się ściąganiem podatków, opłat i należnych danin oraz obserwuje ceny i chroni kupujących przed samowolą kupców, pracodawców, cechów i innych. Należy w tym miejscu zaznaczyć, że niepisanym obowiązkiem Gwardii Finansowej jest rozpatrywanie spraw na korzyść  podatnika. Ponadto w Górnym Mieście mieści się jeden z trzech szpitali nad którymi opiekę sprawuje Bera, którą miałaś już okazję poznać.  Bera sporo czasu spędziła w Świecie Ludzi przyswajając ich wiedzę medyczną, która choć wstyd to przyznać, stoi na nieco wyższym poziomie niż nasza. Bywa, że Cioteczka używa słów dla nas niezrozumiałych, ale gdyby nie ona, to do dziś jedyną metodą lecenia ciężko rannych byłoby ich dobijanie. Jeśłi chodzi o szpitale to zwą się: Szpital Zamkowy – to w nim właśnie byłaś, Szpital Górny i Szpital Dolny.
Zeszli ze chodów i ruszyli jedną z szerszych ulic, która prowadziła na plac z którego odchodziło kilka innych równie szerokich ulic.
- Infrastruktura górnego miasta została przemyślana tak, by w obronie umożliwić użycie szarż konnicy i bezpieczne jej wycofanie do kolejnych punktów natarcia. Z tego co wiem, Himmelhof to jedyne takie miejsce w Krainie Luster, w którym do obrony można użyć wojsk konnych bez obawy zakorkowania czy zastoju. Ponadto szerokość oraz proste  pod względem geometrii wyznaczenie ciągu ulic umożliwia ustawienie na nich armat. Ergo, z poziomu ziemi i z wykorzystaniem zwykłego oblężenia i szturmu, jest to miejsce nie do zdobycia.
Gdy doszli do placu Iris na własne oczy mogła zobaczyć to o czym mówił Viridian. Ciągi ulic, ich układ i szerokość nie tylko pozwalały się skutecznie bronić, ale też w razie czego bez trudu odcinać poszczególne segmenty, kwartały czy dzielnice. Sam plac okazał się być niewielkim targowiskiem, na którym można było kupić różnorakie towary. Byli tu kupcy i przedstawiciele handlowi w barwach większości liczących się rodów.
- Z tego placu, jeśli zajdzie tak potrzeba, „listem kupieckim” możesz wysłać wiadomość do dowolnego miejsca w Krainie Luster czy Szkarłatnej Otchłani. Nie jest to droga pewna, a już na pewno wiadomość którą wysyłasz nie pozostanie tajemnicą, ale możesz mieć pewność, że dotrze ona do adresata ponad wszelką wątpliwość. Jeśli chcesz, to możesz wysłać wiadomość do swojej rogatej pokojówki. Może będziesz jej do czegoś potrzebowała. – stwierdzenie, że ciemnoskóra służka Iris jest Upiorną Arystokratką jakoś nie chciało mu przejść przez gardło - Teraz zejdziemy do Dolnego Miasta. Tam znajdują się koszary, stajnie, zabezpieczone przed pożarami, tąpnięciami czy sabotażem magazyny żywności i towarów wszelakich. Dolne Miasto to również siedziba większości mieszkańców Himmelhofu. Choć słońce dociera tam jedynie dzięki systemowi kryształów, to właśnie w Dolnym Mieście uprawiane są pola i hodowana zwierzyna, która pozwala nam pozostawać niezależnym i samowystarczalnym organizmem. To właśnie w Dolnym Mieście swój początek biorą kopalnie magicznych minerałów i kruszców, podziemne korytarze i trasy, które pozwalają mieszkańcom, a czasem, gdy zajdzie taka potrzeba – wojskom, niezauważenie przewędrować w wiele interesujących mnie obszarów, takich jak Herbaciane Łąki, Morze Łez, Namalowana Pustynia czy Miasto Lalek. Jak widzisz, przez trzy tysiące pięćset lat istnienie Himmelhofu zdołaliśmy osiągnąć dość sporo.
Ruszyli w dół  trotuarem przy szerokiej ulicy, która z wolna, w górę i w dół, toczyły się dwukółki i wozy z rożnymi towarami. Im niżej schodzili tym oczom Iris ukazywało się więcej z tego co Viridian zwał Dolnym Miastem. To było istne miasto pod górą, którego centrum stanowił wielki kryształ, który święcił jak podziemne słońce. Wszędzie słychać było gwar mieszkańców, odgłosy pracy i zwierząt. Mimo tego tłoku, co było zadziwiające, nie panował tu zaduch ani smród. Powietrze było świeże, a jego cug przyjemnie rozwiewał włosy. Vyron szedł oglądając wszystko gospodarskim okiem i wydawał się być zadowolony z tego co widzi.
- Tutejszy system wentylacji opracowała moja matka Księżna Gravv Laraziron. Na podstawie znajomości prądów powietrza owiewających zamek i obliczeń, wyznaczyła korytarze o określonej szerokości i spadku. Dzięki temu wymiana powietrza i regulacja temperatury w lecie zachodzi tu nad wyraz płynnie i sprawnie. Na moje polecenie zaś, wprowadzono do tego systemu wentylacji układ śluz, dzięki czemu zimą miasto ogrzewa się samo, a mieszkańcy nie cierpią z powodu mrozów.
W pewnej chwili Viridian stanął przed sporymi wrotami, otworzył je i puściwszy Iris przodem zamknął je za nimi. Znaleźli się na wielkim placu podzielonym na część przeznaczoną do ćwiczeń oraz część apelową. Z wnętrza dużego budynku, usytuowanego u szczytu placu, dało się słyszeć śmiechy, śpiewy i pokrzykiwania.
- Jesteśmy na miejscu. To są koszary Strzelców Konnych, czyli jednostek stanowiących trzon mojej armii. Pora żebyś zobaczyła jak wygląda życie tutejszego żołnierza.
Powiedziawszy to, wskazał dziewczynie „rozśpiewany” budynek po czym ruszył razem z nią. Już z tego miejsca, dały się słyszeć słowa śpiewanej piosenki

„Chciałem sobie zwalić konia, kurwa twoja mać,
ale kutas pierdolony nie chciał, kurwa, stać.
To jest moja wina, jestem po libacji,
piłem dużo wódy, brak mi koncentracji.”



Chłopcy, ani chybi doborowy oddział jazdy, będąc już po służbie i korzystając z przysługującego im czasu wolnego, ewidentnie dobrze się bawili. Ba! sadząc po wokalach, niektórzy byli blisko zwalenia się pod stół z poczuciem dobrze spełnionego obowiązku przepicia połowy żołdu za jednym razem.

„Chciałem sobie popierdolić, bo mi pała stała,
jak żeś, kurwo, ściągła majtki, pała była mała.
To jest moja wina, jestem po libacji,
piłem dużo piwa, brak mi koncentracji.”


- Słyszysz te basy, tenory i barytony? Cholera tyle talentów wokalnych mi się marnuje ... – pokręcił głową z udawanym smutkiem po czym położył rekę na klamce i spojrzał Iris w oczy – Im szybciej wejdziemy tym lepiej. Grzeczniej już nie będzie. Jakby na potwierdzenie jego słów, chór głosów zawył prawdopodobnie ostatnią zwrotkę piosenki.

„Tego taka jest przyczyna, kurwa twoja mać,
nie pij wódki, nie pij wina, kutas będzie stać.
Bo najlepiej stoi po kobylim mleku,
wypierdolisz wszystko, uwierz mi, człowieku.”


Gdy pchnął drzwi, w ich twarze uderzył gorący podmuch w którym o lepsze walczyła woń końskiego potu, aromat samczej pachy, gorzelniane opary i pomieszana woń różnorodnych potraw – głównie pieczonego mięsa.

- ATAMAN! - czyjś basowy okrzyk przebił się przez ogólny harmider. Nie minęły nawet dwie sekundy jak wszyscy zebrani w baraku żołnierze stali na baczność. Nawet ci, co jeszcze sekundę temu spali pod stołem, teraz prężyli się jak trzciny.
- Wielki Książę! Dowódca pierwszego szwadronu Strzelców Konnych – rotmistrz Lua Venarion – melduje szwadron podczas ćwiczeń taktycznych z upojenia alkoholowego! - zameldował wysoki mężczyzna o białych włosach i oczach niebieskich jak pustynne niebo.
- Spocznij! – kiwnął głową i machnął ręką
Wszyscy zebrani w wielkiej sali ludzie tupnęli nogami, rozluźnili mięśnie ale nikt nie siadał na swoim miejscu.
- Jak wam idzie chłopaki? Przyswajacie materiał z zapałem?
- TAK JEST! - zakrzyknęła setka zebranych w pomieszczeniu mężczyzn
- To polejcie i nam. Poćwiczymy z wami.
Pochylił się w stronę Iris i szeptem, tak by nikt nie słyszał dodał od siebie kilka słów wyjaśnienia, którego ta sytuacja ewidentnie wymagała.
- Musisz wiedzieć, że w koszarach, jak i ogólnie w wojsku, pijaństwo jest surowo zabronione. Konice i kropka. Jest tu jednak okoliczność specjalna, otóż nikt nie zabrania żołnierzom w wolnym czasie ćwiczyć się i doskonalić w działaniach taktycznych. Tak więc, to co widzisz, to nie jest popijawa będąca przejawem zezwierzęcenia, a zorganizowane ćwiczenia taktyczne z upojenia alkoholowego odbywające się pod okiem wyższego oficera. – gdy to mówił dało się słyszeć ewidentne rozbawienie w jego głosie. Widać było, że to nie pierwsze takie ćwiczenia z jakimi ma do czynienia.
Wyprostował się i wskazał na Iris dłonią
- Panowie Oficerowie! Podoficerowie! Strzelcy! Oto jest Pani Iris Arcus, Admirał Kryształowej Floty i kapitan Bajkała. Od dziś jest jedną z Nas.
Strzelcy początkowo popatrzyli po sobie nieco zdziwieni, jakby nie wiedzieli czy wypada opić i owyć nowego oficera czy też, skoro jest kobietą, powinni zachować się inaczej i na przykład zaśpiewać jakąś frymuśną piosenkę. Tymczasem Viridian odebrawszy dwa puchary pełne gorzałki, jeden z nich podał Iris po czym pchnął ja lekko do przodu, a sam odstąpił na krok, stając nieco z boku i opierając się plecami o futrynę drzwi, uniósł puchar w górę. To wystarczyło.
Ogłuszający ryk z setki gardeł wypełnił pomieszczenie! Kubki gorzały bezbłędnie trafiły do ust. Nawet Viridian opróżnił swój.
- Żeby Ci się okręt nie rozsechł a załoga była bitna! - zawołał ktoś
- Stopy wody pod kilem i wiatru w żaglach! - wykrzyknął ktoś inny
- Samych owocnych wypraw i w chuj szczęścia! - dodał kolejny
- Żebyś miała zawsze pałę twardą jak skała i jebała z taką werwą, że iskry z pizdy będą szły! - zawył jeden ze strzelców, który ze względu na wyjątkowe zaangażowanie w ćwiczenia stał, a raczej na poły leżał, teraz podpierając się jedynie na rękach
- Głupiś, kurwa twoja mać jak but i najebany w trzy dupy to i pierdolisz trzy po trzy para piętnaście! - zawołał przepychając się przez tłum olbrzymi mężczyzna o sympatycznej choć  poznaczonej bliznami twarzy-  Za pozwoleniem Pani Admirał, Jestem Lars de Pherkad porucznik pierwszego stopnia, ale zwą mnie Żelaznym Niedźwiedziem. Niech Jaśnie Pani nie słucha tego obszczymura, bo to cham w zad chędożony i dżentelmen wątpliwego urodzenia brutalnie poddany czynnościom seksualnym.
- Twoje kultura wypowiedzi nigdy nie przestanie mnie zadziwiać Lars. – powiedział Vyron wypijając kolejny kubek gorzałki
- Matula zawsze powtarzała, że przy kobietach, nie zależnie od ich pozycji, stanu czy wieku należy wysławiać się dwornie i stosownie a nie, za przeproszeniem Pani Admirał, jak pierdolone chamisko czy inszy zapyziały skurwiel co to z etykietą za chuja styczności nie miał.
- Ja cię chyba desygnuję na dyplomatę na dworze u Rosarium. Twoja obyczajność i kultura wypowiedzi zrobią tam furorę.
Lars już miał coś odpowiedzieć gdy nagle, z okolicy więźby dachowej rozległ się radosny pisk i okrzyk Kazika. Olbrzym, niepomny na obecność damy zaklął wyjątkowo szpetnie i ciężko opadł tyłkiem na ławę.  Z niezbornych ruchów i po lataniu zygzakiem wnosić należało, że ten puchaty  powsinoga od dłuższego czasu bierze czynny udział w ćwiczeniach alkoholowych.
- Lars! Lars! Misiu ty mój kochliwy! – Kazik ciężko opadł na stół przed olbrzymem i podpełzł w jego stronę oblizując pyszczek. Małe oczka, błyszczały mu jak dwa czarne koraliki - Gdzież to twoja luba, czy aby samotna pod płotem nie rży?
- Spadaj wredny szczurze…
- Tak żeś tę swoją szkapę urabiał i na dozgonną miłość bajerował, że przez chwilę sam myślałem, że ci z zachwytu zadu popuści
- Zlituj się … nie wiem co mi wtedy odjebało … odpełznij gdzieś i zdechnij, co?
Kazik najwyraźniej w głębokim poważaniu miał prośbę olbrzyma, bo wspiął się jedynie na szkielet ogryzionego barana i dalejże zaczepiać interlokutora
- No co ty, nie chcesz powspominać? Lars mój ty Misiu Metaliwy jak żeś mi wtedy zaimponował … Czekaj, jak to było ?

Kobyłko moja! Królowo ze stali!
Zefirze srebrzysty i gwiazdo srebrzysta.
Całą duszą żeśmy ciebie ukochali boś,
Od wiatru śmiglejsza i w boju ognista!
Figuro cudna! Pegazie bez skrzydeł!
Urody przecudnej, o oczach jak gwiazdy,
Zad twój kształtny i w całej ozdobie
Widzę i opisuję, bo tęsknię po tobie.

a potem, nieco mniej elegancko i poetycko, ale dalej obleci w tłoku:

Stalowoszara panno, chlubo swojej rasy,
Pierwsza pośród pięknych, pełna boskiej krasy,
Ty swym dźwięcznym rżeniem sprawisz niechybnie
Że gdy cię posłyszę pała mi się dźwignie

Oj Lars, gdybyś ty tak do mnie wierszem nawijał to bym się długo nie opierał i cię w to włochate dupsko zerznął. Coś ty taki markotny się zrobił? Podryw ci zepsułem?

Lars faktycznie siedział ukrywszy twarz w dłoniach i nie odzywał się nawet słowem. Kapeluterek, widząc przeciwnika pokonanym odwrócił głowę w stronę Iris, by popatrzeć na pannę, której to Lars starał się zaimponować. Odwrócił, po czym otworzył pyszczek, w którym zalśniły dwa paskudnie ostre trójkątne kły spadł z kości na stół. Przez chwilę leżał na grzbiecie po czym przekręcił się na łapki podskoczył i machając skrzydełkami wzbił się w powietrze.
- O ja cię pierdolę, Pani Iris! Kurwa, ale zajebiście wyglądasz w tym mundurze Dziewczyno! – zapiszczał Kazik podlatując do Iris i robiąc nad nią kilka szybkich, choć nieco nieskoordynowanych kółek - Aż mi się twardo zrobiło tam gdzie przed chwilą było miękko. A jaki masz seksi kuperek … Uh! Lecę sobie strzelić autofellatio i za chwilę do ciebie wracam! Nie uciekaj!
Faktycznie, Kapeluterek pomknął ku więźbie dachowej jak puchata błyskawica.
- Jak ci się podoba powitanie ? – zapytał obejmując dziewczynę ramieniem i zawadiacko unosząc brew - coś mi się zdaje że to jeszcze nie koniec atrakcji
Wyglądało na to, że miał rację albowiem do sali zaczęto wnosić tarcze strzeleckie.

Powrót do góry Go down





Iris
Gif :
Zamek Himmelhof 5PUjt0u
Godność :
Iris
Wiek :
Wizualnie 25 lat
Rasa :
Baśniopisarz
Wzrost / Waga :
175/70
Znaki szczególne :
Zmieniające kolor włosy i oczy.
Pod ręką :
Zwój papieru, pędzel i czarny tusz. Sakiewka z pieniędzmi. Broń.
Broń :
Bat.
Zawód :
Admirał Floty Wielkiego Księcia Larazirona
Stan zdrowia :
Zdrowa.
https://spectrofobia.forumpolish.com/t133-iris-arcus https://spectrofobia.forumpolish.com/t1087-iris
IrisPonury Komediant
Re: Zamek Himmelhof
Sob 30 Sty - 2:20
Teraz, gdy opowiedziała mu wszystko, poczuła się... pusta w środku.
Wraz z ostatnimi słowami Opowieści, zniknął mrok, zniknęły znajome zapachy, dźwięki. Pozostał szum wodospadu, odgłosy przyrody, zapach drzew i traw. Zapach pieprzu. Zielone oczy, tak znajome i obce zarazem.
Iris patrzyła na niego i nie potrafiła zrozumieć własnych emocji. Czuła mieszającą się w niej jak w kotle ekstazę, złość oraz smutek. Sprzeczne ze sobą uczucia nachodziły na siebie i przesypywały się, jak w kalejdoskopie. Iris była bliska przeładowaniu, a jednak na jej twarzy nie pojawiło się nic, co mogłoby zdradzić jej stan psychiczny. Może to właśnie za sprawą tego, że podzieliła się z kimś swoją historią? Stawiła jej czoło znowu, tym razem jako narrator. Osoba stojąca z boku, nie biorąca czynnego udziału w tej tragedii na kilka aktów.
A Vyron? Wysłuchał jej, przeprosił za to, że wystawił ją na próbę. Była mu wdzięczna, bo czuła, że gdyby nie zrobiła tego teraz, nie zrobiłaby tego już nigdy. Pogodzenie się z przeszłością było bardzo ważnym elementem na drodze ku lepszemu. A Baśniopisarka wierzyła, że tu, w Himmelhofie będzie już tylko lepiej. Musi być, bo jak nie teraz, to kiedy? Kiedy doczeka się szczęścia?
Można powiedzieć, że przegapiła fakt, że zapadał wieczór. Za bardzo skupiona na sobie i rogatym mężczyźnie, nie zauważyła kiedy zrobiło się ciemniej, kiedy kwiaty zwinęły się w małe pąki a zwierzęta nocne zaczęły wychodzić ze swoich norek i ciekawsko rozglądać w poszukiwaniu pożywienia.
Gdy zdała sobie sprawę, że jest już późno, rozejrzała się na boki. Spodziewała się wszechogarniającej ciszy uśpionej przyrody, tymczasem świat zaczął żyć zupełnie innym życiem. Woda podjęła zupełnie inny ton swej szemrzącej pieśni, szelest liści zmienił się w radosnej przyśpiewki w kołysankę. Większość ptaków umilkła, lecz pośród gąszczu dało się usłyszeć ostatni trel nocnych śpiewaków. I chociaż całun ciemności z wolna okrywał otaczający ich świat, Iris wcale nie czuła, że coś traci. Zmęczone płaczem oczy potrzebowały chwili by przyzwyczaić się do innej gry świateł i cieni, ale kiedy wreszcie udało jej się skupić, zauważyła, że mimo nocy park zasadzony setki lat temu przez pewnego Upiornego Arystokratę, tętni życiem.
Magia tego obrazu sprawiła, że Baśniopisarka szerzej otworzyła oczy i całą drogę jaką pokonywali razem, rozglądała się na boki, chłonąc historię Himmelhofu. Zdał jej się być miejscem tak nierealnym, że parę razy musiała się dyskretnie uszczypnąć, aby uwierzyć, że to nie sen. Ten zamek... Wszystko co go otaczało... Mieszkańcy, budynki, wszystkie te magiczne zwierzęta... Tak. To miejsce będzie jej domem. Choćby miała błagać Kryształowego Księcia by pozwolił jej mieszkać na tych ziemiach, choćby miała pracować dla niego do końca swoich dni, chce tu być. W Himmelhofie. Blisko nieba, otoczona światem, który zbudował Vyron Laraziron.
Czy okrutnik byłby zdolny do stworzenia tego wszystkiego?
W trakcie jego opowiadania bywały chwile, kiedy czuła się mocno zdezorientowana. Wiele rzeczy było dla niej nowe, do wielu będzie się musiała przyzwyczaić. Na ten moment czuła się zbyt rozkojarzona by zapamiętać więcej, niż było konieczne. Słuchała głosu Vyrona i kiwała głową na znak, że naprawdę stara się wszystko zrozumieć. To nie była kwestia głupoty. Dziewczyna była po prostu oszołomiona tym, co działo się dookoła i tym, co działo się w niej samej.
Była pod ogromnym wrażeniem, gdy powiedział jej o przystosowaniu Himmelhofu do walki. Co prawda dla niej prowadzenie wojen było czymś obcym, znanym jedynie z baśni, lecz wiedziała, że Upiorni Arystokraci będący klasą rządzącą, walkę mają we krwi. To oni byli tymi, którzy zasiadają przy szachownicach życia i przesuwają pionkami w jedną i drugą stronę.
Iris spojrzała na mówiącego Viridiana. Którym pionkiem była na jego planszy?
Uśmiechnęła się na wzmiankę o rogatej pokojówce. Uśmiechnęła się tak, jak dawniej. Zawadiacko. Była ciekawa, co Laraziron pomyślał sobie o Rim. Czy ubodło go to, że jedna z jego gatunku była jej służącą?
W jednej chwili, nie wiedzieć czemu akurat teraz, w głowie Iris pojawiła się odważna wizja. Oczami wyobraźni zobaczyła siebie z batem w ręku i klęczącego przed sobą Vyrona. Włosy miał rozczochrane, srebrne pasma skrzyły się w półmroku. Zielone oczy wpatrywały się w nią rzucając wyzwanie, lecz sam Upiorny nie był w stanie się ruszyć, bo jego nadgarstki i kostki nóg łączył ze sobą cieniutki, lecz mocny złoty łańcuch. Pożądanie było z niego, oddychał szybko przez lekko uchylone usta a ona... zwiniętym batem dotknęła jego podbródka i zmusiła go, by uniósł głowę jeszcze wyżej. By z klęczek przeszedł w siad na piętach. A potem zbliżyła się do niego, a jego twarz znalazła się bardzo blisko miejsca, gdzie łączyły się ze sobą długie nogi Baśniopisarki. Czuła jego oddech na wrażliwej skórze...
Co ona wyprawiała?!
Szeroko otwartymi oczami spojrzała na Viridiana, zamrugała kilkukrotnie odganiając kosmate myśli i wróciła do słuchania opowieści. Jak mogła w takiej chwili myśleć o takich rzeczach? Wyobrażać go sobie w takich... pozycjach. Przecież nie była taka. Nie chciała dominować, nigdy nie miała ku temu ciągotów.
Speszona i zaczerwieniona, pokiwała głową z mądrym wyrazem twarzy, chcą ukryć zakłopotanie. Nie odzywała się prawie wcale nie dlatego, że nudził ją wykład. Nie chciała by cokolwiek jej umknęło. Dlatego tym bardziej zbeształa się w duchu za zbaczanie w mroczne ścieżki jej wyobraźni. To nie był czas na takie sprośności. Gdyby Vyron dowiedział się co sobie pomyślała, musiałaby zmierzyć się z jego gniewem. A na to nie była gotowa. I pewnie nigdy nie będzie.
Dolne miasto, chociaż ciekawe, wydało jej się być nieco duszne. Mimo naprawdę imponującej wentylacji i czystego powietrza, nie czuła się tu komfortowo. Kryształ odbijał światło, udając tym samym słońce jednak dla Baśniopisarki miejsce to nigdy nie będzie tym, za co uchodzić miało. Odruchowo szukała w górze nieba, rozglądała się nerwowo. Czuła się nieswojo, ale tłumaczyła sobie, że to kwestia przyzwyczajenia. Po prostu... nigdy wcześniej nie widziała miasta w skale.
Idąc za Viridianem, przygasła nieco. W głowie pojawiła się irracjonalna myśl: A co, jeśli skała sufitowa zwali nam się na głowy? Niepokój zaczął wwiercać się maleńką igiełką, nie dając kobiecie spokoju. Szła więc dalej, zaciskając usta w kreskę. Ukochała wolność, a tutaj, mimo iż nadal byli w Himmelhofie, czuła się trochę jak w klatce. Pięknej, złotej, ale w dalszym ciągu klatce.
Cieszyła się, że nie zeszli niżej. Z góry wszystko to robiło wrażenie, ale Iris jeszcze nie była gotowa, by wejść pod ziemię. Nie wiedziała, jak zareaguje jeśli pójdzie dalej, w głąb skały. Na ten moment czuła się zbyt rozchwiana emocjonalnie, by panować nad zdenerwowaniem spowodowanym brnięciem w miejsca, które przytłaczały ją samym faktem umiejscowienia pod ziemią.
Śpiewy dochodzące z budynku, który okazał się być koszarami, zaciekawiły ją na tyle, by wsłuchała się w sens słów. Nie powstrzymała śmiechu i gdy usłyszała pierwszą zwrotkę, parsknęła, zakrywając usta dłonią. Szybko przeprosiła. Kolejna zwrotka sprawiła jednak, że Iris zachichotała, tłumiąc śmiech.
Rozbawiona, spojrzała na Vyrona który wyraził swoją opinię na temat śpiewających. Gdy schodził z oficjalnego tonu, stawał się naprawdę sympatycznym mężczyzną.
- Czemu zatem nie powołasz chóru, Książę? - zapytała - Jestem pewna, że takimi przyśpiewkami przeraziliby na polu walki niejednego, wrażliwego na wulgaryzmy szlachcica. A na pewno zawstydzili. - uśmiechnęła się, całkowicie zapominając o troskach sprzed chwili. Nieprzewidywalni byli ci Ponurzy Komedianci.
Słysząc ostatnią zwrotkę uniosła jedną brew a jej uśmiech zmienił się na nieco złośliwy. Takiego Virdian u niej raczej jeszcze nie widział.
- No no, kobyle mleko? Nie sądziłam, że działa w ten sposób. - podjęła głosem delikatnie zmienionym przez nagły przypływ pewności siebie - Trzeba będzie sprawdzić i napoić jakiegoś ochotnika. - zachichotała, zdziwiona swoją śmiałością i przemawiającym przez nią bezeceństwem.
Co się z nią działo? Przecież jeszcze przed chwilą szła cicho jak trusia, zamknięta w obręczy swoich myśli i informacji, które spływały za pośrednictwem słów Larazirona.
Zakłopotana, kaszlnęła i odwróciła wzrok. Jej twarz spłonęła rumieńcem. Nie powiedziała już nic więcej, zdjęta głupim strachem, że takie teksty w obecności Upiornego mogą zostać odebrane jako potwarz. Jeszcze nie poznała Viridiana na tyle dobrze, by wiedzieć na co mogła sobie w jego obecności pozwolić.
Odgarnęła czarne włosy za ucho a gdy otworzył przed nią drzwi, jej czarne dotąd oczy zalśniły złotym blaskiem. Wewnątrz... śmierdziało jak w oborze. Ale był to smród, który Baśniopisarka bardzo dobrze znała! Bynajmniej nie z obory. Zapach alkoholu mieszał się z wonią potraw i smrodkiem męskich, rozgrzanych ciał. Tak pachniały tawerny portowe!
Onieśmielona reakcją zgromadzonych wewnątrz istot, po prostu stała i wpatrywała się w nich. Była urzeczona zrywem, meldunkiem i samym podejściem do Arystokraty. W słowach podwładnych wyczuwalny był szacunek i coś jeszcze. Sympatia? Nie wiedziała, czy to odpowiednie słowo. Ale wydawało jej się, że oni po prostu go lubili.
Słowo "Ataman" brzmiało obco. Iris nie wiedziała co oznaczało, lecz z pewnością nie było obelgą.
Słysząc szept Viridiana, odwróciła się w jego stronę i zamrugała kilkukrotnie, słuchając wyjaśnienia. Jej twarz rozpromieniła się a na ustach wykwitł uśmiech, kiedy pojęła, że Upiorny Arystokrata żartuje. Już miała coś powiedzieć, oczywiście konspiracyjnym szeptem, kiedy nagle rogaty mężczyzna wyprostował się, wskazał na nią ręką i ogłosił wszem i wobec z kim przybył.
Te wszystkie tytuły brzmiały... jednocześnie onieśmielająco ale i ekscytująco. Iris poczuła mieszaninę zawstydzenia ale i dumy, bo przecież Vyron nie mówił o jakiejś tam pani Arcus. Mówił o niej!
Odebrała swój kubek i spojrzała na płyn. Podejrzewała co to. Naszła ją ogromna ochota by jednym haustem opróżnić zawartość, dodając sobie odwagi. Nie było jej jednak dane wypić trunek, bo została pchnięta przez bruneta na środek sali. Wyglądała trochę jak sierota, która nie bardzo wie jak powinna się zachować. Szybko jednak pojęła, że nie powinna pokazywać po sobie słabości. Jeśli ma dowodzić, powinna pokazać, że można na niej polegać i można ją polubić.
Uniosła wysoko kubek, wyprostowała się i wyszczerzyła zęby w uśmiechu. Nabrała powietrza.
- Ahoj! Miło poznać! - rzuciła przyjaźnie - Czy znajdzie się tu miejsce i towarzystwo, co by się porządnie i po przyjacielsku sklarować?
Nie wiedziała, czy to w odpowiedzi na jej zaczepkę, ale już po chwili podniósł się krzyk. Naczynia stukały o siebie a gorzała lała się do gardeł. Sama Iris uniosła kubek i wypiła wszystko co w nim było, łykając łapczywie jakby nie piła latami.
Cholera jasna. Mocne było to coś, co jej podano. Ale dobre. Już dawno nie miała w ustach coś tak wykręcającego twarz i jednocześnie smacznego. Będzie musiała zapytać Viridiana co wypiła.
Na tekst o iskrach z pizdy, spojrzała na krzyczącego zaskoczona. Zaśmiała się nerwowo, nie bardzo wiedząc jak zareagować. Doceniała życzenia, ale takich to się nie spodziewała.
Z pomocą przyszedł jej wielki jak góra mężczyzna, przepychający się przez pijany tłum. Iris spojrzała na niego z sympatią w oczach, bo wydał jej się być nie tylko przystojny ale i całkiem pociągający. Może dlatego, że lubiła wyższych. Lubiła czuć się przy facetach malutka.
Wysłuchała jego wypowiedzi, rumieniąc się na twarzy. Było jej bardzo miło, że została tak dobrze odebrana przez istoty, które zapewne znały się od lat. Poczuła, że może właśnie tu jest miejsce, którego szukała przez całe życie?
Spojrzała na Vyrona, kiedy skomentował słowa wielkiego mężczyzny. Zauważyła, że Upiorny wychyla kolejny kubek. Sama spojrzała do wnętrza swojego, ale był pusty. Ktoś jednak zauważył jej konsternację i już po chwili trzymała w dłoniach pełne naczynie. Podziękowała grzecznie.
Wymiana zdań między Arystokratą a Żelaznym Niedźwiedziem była zabawna, toteż Iris uśmiechnęła się szeroko ale nie przerywała im rozmowy. Lars wydawał się być szczerym mężczyzną, postanowiła więc przy następnej okazji zaczepić go i podpytać o zwyczaje w wojsku Viridiana, żeby już nie męczyć pytaniami samego Kryształowego Księcia.
To co zdarzyło się w następnej kolejności sprawiło, że Iris zamarła i wpatrywała się zaskoczona w złośliwą, puchatą kulkę i słuchała wymiany poglądów między znajomym już Kapeluterkiem Kazikiem a nowopoznanym olbrzymem. Musiała bardzo mocno się pilnować, by nie wybuchnąć śmiechem. Zwłaszcza, że Lars wydawał się być załamany wtrąceniem się latającej kulki.
Gdy maluch zorientował się, z kim rozmawiał Niedźwiedź, podskoczył do lotu i zaczął krążyć wokół Baśniopisarki. Chcąc nie chcąc, wywołał u niej uśmiech a komentarzem odnośnie "seksi kuperka" rumieniec. Kobieta spojrzała po zgromadzonych, na koniec zerkając na samego Viridiana.
Kazik jednak nie byłby Kazikiem, gdyby nie przeszedł do mocnej puenty. Tym razem Iris nie wytrzymała. Zginając się w pół, wybuchnęła śmiechem tak głośnym, że zapewne usłyszeli ją wszyscy w Dolnym mieście. Śmiała się długo, bardzo długo, nie zważając na reakcję innych. To był śmiech dawnej Iris, tej roześmianej, nieco narwanej Baśniopisarki, której wszędzie było pełno, która kochała być w centrum uwagi. Jej czarne dotąd włosy zaczęły mienić się wszystkimi kolorami tęczy.
- Hahahahaha! - nie mogła się powstrzymać, łzy pociekły z jej oczu, musiała odstawić na chwilę kubek bo wszystko by wylała. Dobrą chwilę zajęło jej uspokojenie się, lecz gdy już się udało, chwyciła naczynie i uniosła je wysoko. Tęcza we włosach spłynęła jedynie do końcówek, od góry przyjmując znajomą czerń.
- To na drugą nóżkę! - zawołała, chichocząc. Wypiła duszkiem gorzałkę. Przyjemne gorąco rozlało się po jej gardle, następnie przełykiem powędrowało w dół by ostatecznie płomieniami rozgorzeć w żołądku. Podobało jej się to uczucie. Dawno już nie piła tak... po męsku.
Nie spodziewała się ramienia Vyrona, dlatego gdy ją objął, odwróciła się ku niemu i spojrzała prosto w zielone oczy. Jej własne w czasie śmiechu zmieniły kolor, stając się tęczowe. Uśmiechnęła się do niego wesoło, opierając głowę na jego ręce.
- No ja myślę! - skomentowała - Dwa kubki gorzałki to zdecydowanie za mało, by dobrze się bawić. - puściła mu oczko i poruszyła pustym naczyniem, na co ktoś ponownie zareagował i wypełnił je mocnym trunkiem.



#ff0066

Powrót do góry Go down





Sponsored content

Powrót do góry Go down





Powrót do góry

 
Permissions in this forum:
Nie możesz odpowiadać w tematach