Zamek Himmelhof
Strona 5 z 5 • 1, 2, 3, 4, 5
Gif :
Wiek :
Wizualnie 18
Rasa :
Opętaniec
Wzrost / Waga :
173 cm
Znaki szczególne :
blizna na prawej brwi, dwubarwne prawie oko, lekko poszarpane prawe ucho, tatuaż na lewym nadgarstku, skrzydła o dwóch różnych kolorach
Pod ręką :
notatnik, długopis
Broń :
2 Pufery
Zawód :
Lekarz Pierwszego Kontaktu
TulkaNieaktywny
Re: Zamek Himmelhof
Nie 23 Kwi - 22:42
Nie 23 Kwi - 22:42
Zaśmiała się - chyba lepiej, że nie wie - przyznała i pokręciła głową, rozbawiona myślami, które jej napłynęły właśnie do głowy. Bane jest narcyzem, lubi jak się go chwali, wiec może lepiej, że nie wie, że ktoś go tak miło obgaduje za jego plecami? Niech się trochę postara, jak będzie wiedział, że Tulka się tak o nim ładnie wypowiada, może już w ogóle nie unieść swojego potężnego ego, a tego raczej by nie chciała. Chociaż, czasem by się przydało, żeby go coś przywaliło do podłogi, by spędził z nią więcej czasu. Tak. Ma bardzo odpowiedzialny zawód, sama go poprosiła, by zamieszkał z nią w Malinowym, przez co ma dłuższą drogę do pracy, ale chciałaby spędzić z nim trochę więcej czasu. Może jak wróci sama od pracy? Wtedy na pewno będzie go częściej widzieć...i kto wie. Może w jakieś luźniejsze dni uda im się nawet zjeść wspólny obiad? Bo jak na razie....prawie zawsze je sama... tylko gdy Bane ma wolne, albo Julia czuje się nie najlepiej, albo obudzi się z napadem paniki, tylko wtedy zostaje w domu i mogą spędzić więcej czasu niż poranek i wieczór, a to też nie zawsze się udaje. W końcu jest Dyrektorem Kliniki. Czasem musi zostać dłużej i wraca późno albo nie wraca wcale i nocuje w pracy. W końcu ma tam całkiem wygodne mieszkanko. Tylko Blaszka zapewnia Lisiczkę wtedy, że nic się nie dzieje. Czuje tylko, że jest mu głupio i że przeprasza i musi jej to wystarczyć. Choć czasem żałuje, że dostała w spadku domek na takim pustkowiu....poza Gawainem i Foxsoulami nie ma kogo odwiedzać, z kim pogadać czy w razie czego zwrócić się o pomoc, a też nie chce im się narzucać. W szczególności, że przekonała się już, że nie za często są w domu. Nie...nie śledziła ich ani nic takiego, ale czasem przechadza się na spacery w tamte okolice i mało kiedy kogoś tam spotyka. Czasem tylko napotyka się na ich Bestie, które już przyzwyczaiły się do odwiedzin młodej lekarki.
Spojrzała kobiecie w oczy, jednak, gdy ta poprawiła po prostu kosmyk jej włosów, odsunęła się i uciekła wzrokiem w bok. To błąd, że starała się pokazać, jak skończyła się rozmowa z Księciem. Lekko potarła polik, chcąc jakoś rozmazać makijaż, żeby zakryć siną plamkę. Co prawda wszyscy są już pewnie pijani i nikt nie zwróci na to uwagi, poza tym rano będzie musiała i tak makijaż poprawić, ale i tak nie czuła się komfortowo z tym. Jeszcze bardziej niż przez samą swoją obecność w tym miejscu.
Wzruszyła ramionami - sama nie wiem czy tego chcę - przyznała - dogaduję się z jego Służbą, lubimy się, a chyba mogę nawet powiedzieć, że się przyjaźnimy ale....chyba przestaje mi zależeć na tym, żeby mieć taką relację jak dawniej z samym Księciem. Widać jemu nie zależy. Bardziej zależy mu na popisywaniu się przed kolegami, nawet jak nie ma ich w pobliżu i pokazywanie jaki on jest cudny i wspaniały bo teraz ma zamek, wojsko i w ogóle i w szczególe - wywróciła teatralnie oczami oraz zamachała dłońmi, by jeszcze podkreślić swoją wypowiedź. Co jej to da, że ich relacje się poprawią? I tak mieszkają na dwóch krańcach Krainy, a Julia jakoś wolałaby nie wybierać się znów na Kryształowe, tylko po to, żeby się z kimś spotkać. Zrobiła to teraz i jedyna co powoduje, że nie w pełni tego żałuje to to, że pomoże trochę kolorowej Trójcy oraz kobiecie, która teraz naprawdę potrzebowała jej pomocy. Tylko to ją jeszcze jakoś tutaj trzymało. Tak...to już dawno by zażądała, żeby przygotowali powóz i odwieźli ją do domu, albo, żeby ktoś się z nią tam teleportował.
Zagryzła dolną wargę - nie znam się na tym - przyznała się niepewnie - kiedyś nosiłam tylko kolczyki, które dostała od taty, ale potem je straciłam. Dostawałam jakąś biżuterię, będąc tutaj jednak jakoś nigdy nie szukałam jakiś dla siebie - zaśmiała się zakłopotana - może faktycznie, przydałaby mi się jakaś mądra osoba, która się na tym zna i mi doradzi? - uśmiechnęła się nieśmiało i złapała w dłoń naderwane ucho - jak myślisz, pasowałoby by coś do tych futrzastych dodatków? - zapytała nieśmiało i poruszyła uszami, po czym znów uszkodzone położyła, by nie rzucało się tak w oczy - a skoro i tak chcesz się tam wybrać - wzruszyła ramionami - to chętnie wybiorę się z tobą - przekręciła głowę - domyślam się, że mówisz o panu Welesie - dodała jeszcze i wysunęła dłoń. Nie była z tych, którzy chwalą się błyskotkami - dostałam od Bane'a bransoletę, którą zamówił w Lotosie i kupił też....pierścionek u niego - chciała pokazać, że naprawdę warto tam zajrzeć - no i ...w Karczmie u niego można naprawdę dobrze zjeść - zachichotała - więc na pewno nie wrócisz do domu głodna - dodała jeszcze, na zachętę.
Uśmiechnęła się i przytuliła kobietę z wdzięcznością. Może zachowywała się jak nastolatka, ale czy...nie była nią? Mimo tego co przeżyła i czym się zajmowała, to jej wiek jednak się nie zmienił. Czasem potrzebowała takiej odskoczni.
Zaśmiała się na jej słowa - następnym razem to ty przejdziesz w cieplejsze kraje - powiedziała rozbawiona - wybacz, ale w najbliższym czasie wolałabym jeszcze unikać Pustkowia. Trochę wspomnienia są jeszcze za świeże, a muszę jeszcze jakoś wrócić, czyż nie? - zapytała po czym wyszczerzyła się do niej - nie martw się, ja stawiam. Pójdziemy na miasto, wpadniemy na obiad. Taki babski wypad chyba obu nam się przyda - przyznała i pogładziła się po gipsie - chyba, że nie masz ochoty spędzać czasu z taką nastoletnią ciapą jak ja - spojrzała jej jeszcze w oczy jak jakiś szczeniaczek - poznasz moje zwierzaki. Mam ich teraz troszkę więcej niż jak byłaś w Klinice - dodała jeszcze na zachętę - no i....skoro tutaj możemy obgadywać pewnego rogacza z mojej perspektywy, to tam będziesz mogła się odwdzięczyć i pomarudzić jakiego to ja niedobrego faceta sobie wybrałam - zaśmiała się.
Spojrzała kobiecie w oczy, jednak, gdy ta poprawiła po prostu kosmyk jej włosów, odsunęła się i uciekła wzrokiem w bok. To błąd, że starała się pokazać, jak skończyła się rozmowa z Księciem. Lekko potarła polik, chcąc jakoś rozmazać makijaż, żeby zakryć siną plamkę. Co prawda wszyscy są już pewnie pijani i nikt nie zwróci na to uwagi, poza tym rano będzie musiała i tak makijaż poprawić, ale i tak nie czuła się komfortowo z tym. Jeszcze bardziej niż przez samą swoją obecność w tym miejscu.
Wzruszyła ramionami - sama nie wiem czy tego chcę - przyznała - dogaduję się z jego Służbą, lubimy się, a chyba mogę nawet powiedzieć, że się przyjaźnimy ale....chyba przestaje mi zależeć na tym, żeby mieć taką relację jak dawniej z samym Księciem. Widać jemu nie zależy. Bardziej zależy mu na popisywaniu się przed kolegami, nawet jak nie ma ich w pobliżu i pokazywanie jaki on jest cudny i wspaniały bo teraz ma zamek, wojsko i w ogóle i w szczególe - wywróciła teatralnie oczami oraz zamachała dłońmi, by jeszcze podkreślić swoją wypowiedź. Co jej to da, że ich relacje się poprawią? I tak mieszkają na dwóch krańcach Krainy, a Julia jakoś wolałaby nie wybierać się znów na Kryształowe, tylko po to, żeby się z kimś spotkać. Zrobiła to teraz i jedyna co powoduje, że nie w pełni tego żałuje to to, że pomoże trochę kolorowej Trójcy oraz kobiecie, która teraz naprawdę potrzebowała jej pomocy. Tylko to ją jeszcze jakoś tutaj trzymało. Tak...to już dawno by zażądała, żeby przygotowali powóz i odwieźli ją do domu, albo, żeby ktoś się z nią tam teleportował.
Zagryzła dolną wargę - nie znam się na tym - przyznała się niepewnie - kiedyś nosiłam tylko kolczyki, które dostała od taty, ale potem je straciłam. Dostawałam jakąś biżuterię, będąc tutaj jednak jakoś nigdy nie szukałam jakiś dla siebie - zaśmiała się zakłopotana - może faktycznie, przydałaby mi się jakaś mądra osoba, która się na tym zna i mi doradzi? - uśmiechnęła się nieśmiało i złapała w dłoń naderwane ucho - jak myślisz, pasowałoby by coś do tych futrzastych dodatków? - zapytała nieśmiało i poruszyła uszami, po czym znów uszkodzone położyła, by nie rzucało się tak w oczy - a skoro i tak chcesz się tam wybrać - wzruszyła ramionami - to chętnie wybiorę się z tobą - przekręciła głowę - domyślam się, że mówisz o panu Welesie - dodała jeszcze i wysunęła dłoń. Nie była z tych, którzy chwalą się błyskotkami - dostałam od Bane'a bransoletę, którą zamówił w Lotosie i kupił też....pierścionek u niego - chciała pokazać, że naprawdę warto tam zajrzeć - no i ...w Karczmie u niego można naprawdę dobrze zjeść - zachichotała - więc na pewno nie wrócisz do domu głodna - dodała jeszcze, na zachętę.
Uśmiechnęła się i przytuliła kobietę z wdzięcznością. Może zachowywała się jak nastolatka, ale czy...nie była nią? Mimo tego co przeżyła i czym się zajmowała, to jej wiek jednak się nie zmienił. Czasem potrzebowała takiej odskoczni.
Zaśmiała się na jej słowa - następnym razem to ty przejdziesz w cieplejsze kraje - powiedziała rozbawiona - wybacz, ale w najbliższym czasie wolałabym jeszcze unikać Pustkowia. Trochę wspomnienia są jeszcze za świeże, a muszę jeszcze jakoś wrócić, czyż nie? - zapytała po czym wyszczerzyła się do niej - nie martw się, ja stawiam. Pójdziemy na miasto, wpadniemy na obiad. Taki babski wypad chyba obu nam się przyda - przyznała i pogładziła się po gipsie - chyba, że nie masz ochoty spędzać czasu z taką nastoletnią ciapą jak ja - spojrzała jej jeszcze w oczy jak jakiś szczeniaczek - poznasz moje zwierzaki. Mam ich teraz troszkę więcej niż jak byłaś w Klinice - dodała jeszcze na zachętę - no i....skoro tutaj możemy obgadywać pewnego rogacza z mojej perspektywy, to tam będziesz mogła się odwdzięczyć i pomarudzić jakiego to ja niedobrego faceta sobie wybrałam - zaśmiała się.
Gif :
Godność :
Gawain Keer
Wiek :
Wygląda na około 30 lat.
Rasa :
Cień
Wzrost / Waga :
183 cm / 76 kg
Znaki szczególne :
Czarne twardówki oczu, bursztynowe tęczówki, cienka blizna na brodzie od lewego kącika ust
Pod ręką :
klucz do domu Yako i mieszkania, pieniądze // Event:
Broń :
Nóż ceramiczny, sztylet, kusza
Zawód :
Najemnik do prac wszelakich, zielarz
Specjalne :
Administrator, Strażnik toku fabuły
GawainDręczyciel
Re: Zamek Himmelhof
Sro 3 Maj - 22:05
Sro 3 Maj - 22:05
Pogrzebany przez gwar i czas, rozpaczliwy Aeron odszedł w zapomnienie. Tak szybko jak się pojawił, tak szybko zniknął. Przynajmniej dzisiaj. Gawain nie miał zamiaru wypominać mu czegokolwiek. Co się działo na przyjęciu, na nim zostawało.
Keer tym razem nie powstrzymywał bruneta przed ukłonem. Dokładnie wiedział, co chce nim przekazać, lecz nawet wtedy wyciągnął ramiona w jego stronę, nie dotykając, by w razie mocniejszych zawrotów głowy móc go złapać.
Serce przeskoczyło boleśnie, gdy na moment zagościł w nim strach przed odrzuceniem. Czy postąpił właściwie, odsłaniając się przed żądnym poklasku i władzy mężczyzną? Czy będzie bezpieczny w palcach wyrafinowanego manipulatora? Doświadczenie kazało odgrodzić się i uciekać, gdy emocjonalna część pchała do podjęcia śmielszych kroków.
Żywiołowa reakcja Aerona uświadczyła Keera w przekonaniu, że niczym go nie zraził. Coraz śmielsze poczynania Upiornego drażniły przepływającym przez kręgosłup mrowieniem zawieszonym w nicości. Zagotowywały krew i odbierały dech. Chłód palców muskających jego brzuch wręcz parzył. Jednakże Cierń nie pozwalał sobie na żadne przestoje. Niespiesznie, lecz w pełni wykorzystywał każdą sekundę doprowadzając Cienia na skraj wytrzymałości. Wtedy właśnie zaczął swą „ucztę”, a opanowanie Gawaina trafił szlag. Po stresie ostatnich wydarzeń nie miał już siły nawet na walkę z samym sobą. Po kłótni na wieży. Po przeżyciach w Kle Pustyni i wydarciu zeń Batul. Po niespodziewanym locie z Julią. Nadszarpnięte nerwy obecnie potrafiły być jedynie tutaj i teraz. Poddał się, lecz nie utracił kontroli. Utknął w przestrzeni pomiędzy, pełnej niedookreśleń, ukradkowych spojrzeń, niepewnych muśnięć.
Gdy tęczowooki na niego naparł, odpowiedział mocniejszym chwytem i odkrywanymi na nowo splotami ciała. Nie czuł się osaczony przez szerszego w ramionach Upiornego, adorowany umiejętnie i pewnie. Powoli wtajemniczał się w ciche westchnięcia i przydechy Aerona, odwzajemniając czułostki i pieszczoty.
Mruknął zirytowany, gdy ciepło i ciężar odsunęły się od niego, lecz ku jego miłemu zaskoczeniu zaraz powróciły. Tym razem po drugiej stronie napiętej skóry szyi. Starał się nie być dłużny i bierny. Drażnił skórę wokół rogów, wspominając delikatność Aerona w tej kwestii. Masował niedawno zmaltretowane plecy, wyszukując bardziej spięte mięśnie, by im ulżyć. Dotykał i czytał. Widział i wiedział. Nie był pewien, czy to głos, czy postawa Aerona, ale coś zdradzało, że przez cały ten czas Keer był ślepy. Nie pomylił się, o nie, ale poważnie się przeliczył i przypomniał sobie, że samotność potrafi spajać równie mocno co miłość. Schlebiało mu to i przerażało jednocześnie.
Gdy Vaele się odsunął mógł zobaczyć, jak bursztyn na stałe osadzony w ciemności stawał się cienką obręczą. Rude, rozczapierzone włosy opadające na twarz i rozchylone usta zachłannie łapiące oddech. Rozchełstany szmaragd koszuli na bladej skórze.
Na zapytanie Aerona jedynie delikatnie skinął, po czym zaśmiał się cicho, gdyż bez trudu mógł dostrzec jego rozochocenie. Rumieńce były zaledwie poszlaką na jego istnienie. Cała sylwetka rosłego Arystokraty zdradzała podekscytowanie.
- Jeszcze nie - wyszeptał równie zaczepnym tonem, po czym westchnął uraczony delikatną pieszczotą i wygiął się pod sunącymi po jego skórze palcami. Ułożył na nich własne, lecz nie prowadził ich i nie zmieniał toru. Z transu wyprowadziły go dopiero kolejne słowa Aerona. Zmarszczył brwi i spojrzał mu w oczy. Vaele był równie pokraśniały i zaaferowany, co on. Czego chciał? Co niby Keer miałby mu powiedzieć? Miałby go rozpalić, szczuć a może poniżyć? Całe szczęście otrzymał odpowiedź szybciej niż był w stanie palnąć coś głupiego.
- Moje myśli - wypuścił powietrze i zachichotał nisko, słysząc o transakcji. Przeniósł dłoń z boku na biodro Vaele. Druga powędrowała z podbrzusza na obojczyk. Czuł na sobie jego spojrzenie, pożądanie w gorącym oddechu omiatającym szyję. Proste i piękne uczucie. Lecz jego serce należało do kogoś innego. Skradzione jak niegdyś pewien kwiat na kakofonicznej polanie.
- Myślę o tym, że już nigdy nie będziesz pewien, który ja stoi przed tobą w snach - Keer odparł nieco bełkotliwie, lecz jego głos przybrał mocniejszy, posesywny ton. Z jego posągowej postawy biła wiekuista pewność, spływająca ciężkimi splotami płaszcza wokół smukłej sylwetki, naznaczona ogonami srebrnej nici. Niemalże można było przywołać rytmiczny krok nagich stóp na wypolerowanym setkami nóg kamieniu, szum jedwabiu na skórze i ciepłe półcienie wywołane światłem świec. Rytuał. Powtarzany setki lat przed nimi i zapewne powtarzany setki lat po nich.
- Oraz o tym... kiedy zacząłbyś mi rozkazywać lub mnie błagać, bym dotknął twoich rogów - pełne drapieżnej namiętności spojrzenie Gawaina prześlizgnęło się po ciele Aerona, niczym dym kadzidła. Chciał dotrzeć do sedna. Dobrać się się do skrzętnie skrywanych tajemnic.
- A mój czyn przypieczętuję - wyszeptał, zmniejszając dystans dzielący ich wargi do zera. Jasne rzęsy przykryły ciemne oczy, tak jak usta nakryły drugie. Dotknął Amoralasa przywołując skrzydła i okrył nimi ich obu.
Powiedział Aeronowi już wszystko. Pytanie, czy go to powstrzyma. On sam znajdował się w stanie niepozwalającym na szaleńcze przygody. Zresztą ich nie chciał. Pozwolił sobie na flirt, na dogodzenie swojemu ego, lecz nie wyobrażał sobie pójścia dalej. Chciał jedynie zatrzymać chwilę, tę odrobinę stabilności w szalejącym wokół chaosie. Zatopił się w pocałunku. Zatracił siebie w Nim.
Na chwilę... delikatnie odepchnął Upiornego, spoglądając prosto w kalejdoskopowe tęczówki.
- Obiecałeś mi odpowiedź. - Jego niska chrypka zdradzała podniecenie. Zresztą nie tylko ona. Jednak nie mógł tego ciągnąć. Rozumiał, co czuje Upiorny, domyślał się, jak wygląda w jego oczach. Tajemniczy Cień z odległych krain, równie ulotnych i niedostępnych, co on. Dlatego musiał taki pozostać. Oczywiście, że był gotów na więcej, lecz nie chciał ciągnąć tego z Vaele.
- Aeronie - zagadnął, muskając jego policzek skrzydłem. - Schlebiasz mi, lecz ty masz swoją Rim, ja mam Yako. Nie psujmy tego - Dłoń ułożona na ramieniu ześlizgnęła się w dół nie odnajdując drugiej, obcej. Otarł usta kciukiem i zmarszczył brwi. Ścinał myśli, zbierał się w sobie, chował złudzenia. Uspokajał ciało spragnione dotyku. Lecz nadal napierał. Osaczał rudawymi lotkami, wychodził naprzeciw.
- Aeronie - imię bruneta ponownie skrzętnie ułożyło się na wargach Gawaina.
- Mówiłeś o wymianie. - Lotki lekko rozpostartych skrzydeł zadrżały w ekscytacji. Nie przejmował się tym, czy przesadził. W tej przestrzeni istniał tylko on i Śniący. Po setkach snów, marzeń i lęków, potrafił przewidzieć, czego może się spodziewać.
- Wiesz, jak nęcącym kąskiem jesteś? Mały, sięgający ku rzeczom przerastających maluczkich. Kłamstwem mnie już nie zmylisz. Nie ukryjesz braku pewności i wiary w siebie. Więc powiedz mi, kim jestem? Którego siebie we mnie widzisz? Jaki cień rzucasz, a który z ciebie szydzi? - szeptał i pożerał go wzrokiem. Uśmiechał się i gładził silne ramiona, gnąc się na boki. Atakował swobodą, szturmował muśnięciami i małymi kroczkami. Lecz nie ustępował. Ani o milimetr.
Keer tym razem nie powstrzymywał bruneta przed ukłonem. Dokładnie wiedział, co chce nim przekazać, lecz nawet wtedy wyciągnął ramiona w jego stronę, nie dotykając, by w razie mocniejszych zawrotów głowy móc go złapać.
Serce przeskoczyło boleśnie, gdy na moment zagościł w nim strach przed odrzuceniem. Czy postąpił właściwie, odsłaniając się przed żądnym poklasku i władzy mężczyzną? Czy będzie bezpieczny w palcach wyrafinowanego manipulatora? Doświadczenie kazało odgrodzić się i uciekać, gdy emocjonalna część pchała do podjęcia śmielszych kroków.
Żywiołowa reakcja Aerona uświadczyła Keera w przekonaniu, że niczym go nie zraził. Coraz śmielsze poczynania Upiornego drażniły przepływającym przez kręgosłup mrowieniem zawieszonym w nicości. Zagotowywały krew i odbierały dech. Chłód palców muskających jego brzuch wręcz parzył. Jednakże Cierń nie pozwalał sobie na żadne przestoje. Niespiesznie, lecz w pełni wykorzystywał każdą sekundę doprowadzając Cienia na skraj wytrzymałości. Wtedy właśnie zaczął swą „ucztę”, a opanowanie Gawaina trafił szlag. Po stresie ostatnich wydarzeń nie miał już siły nawet na walkę z samym sobą. Po kłótni na wieży. Po przeżyciach w Kle Pustyni i wydarciu zeń Batul. Po niespodziewanym locie z Julią. Nadszarpnięte nerwy obecnie potrafiły być jedynie tutaj i teraz. Poddał się, lecz nie utracił kontroli. Utknął w przestrzeni pomiędzy, pełnej niedookreśleń, ukradkowych spojrzeń, niepewnych muśnięć.
Gdy tęczowooki na niego naparł, odpowiedział mocniejszym chwytem i odkrywanymi na nowo splotami ciała. Nie czuł się osaczony przez szerszego w ramionach Upiornego, adorowany umiejętnie i pewnie. Powoli wtajemniczał się w ciche westchnięcia i przydechy Aerona, odwzajemniając czułostki i pieszczoty.
Mruknął zirytowany, gdy ciepło i ciężar odsunęły się od niego, lecz ku jego miłemu zaskoczeniu zaraz powróciły. Tym razem po drugiej stronie napiętej skóry szyi. Starał się nie być dłużny i bierny. Drażnił skórę wokół rogów, wspominając delikatność Aerona w tej kwestii. Masował niedawno zmaltretowane plecy, wyszukując bardziej spięte mięśnie, by im ulżyć. Dotykał i czytał. Widział i wiedział. Nie był pewien, czy to głos, czy postawa Aerona, ale coś zdradzało, że przez cały ten czas Keer był ślepy. Nie pomylił się, o nie, ale poważnie się przeliczył i przypomniał sobie, że samotność potrafi spajać równie mocno co miłość. Schlebiało mu to i przerażało jednocześnie.
Gdy Vaele się odsunął mógł zobaczyć, jak bursztyn na stałe osadzony w ciemności stawał się cienką obręczą. Rude, rozczapierzone włosy opadające na twarz i rozchylone usta zachłannie łapiące oddech. Rozchełstany szmaragd koszuli na bladej skórze.
Na zapytanie Aerona jedynie delikatnie skinął, po czym zaśmiał się cicho, gdyż bez trudu mógł dostrzec jego rozochocenie. Rumieńce były zaledwie poszlaką na jego istnienie. Cała sylwetka rosłego Arystokraty zdradzała podekscytowanie.
- Jeszcze nie - wyszeptał równie zaczepnym tonem, po czym westchnął uraczony delikatną pieszczotą i wygiął się pod sunącymi po jego skórze palcami. Ułożył na nich własne, lecz nie prowadził ich i nie zmieniał toru. Z transu wyprowadziły go dopiero kolejne słowa Aerona. Zmarszczył brwi i spojrzał mu w oczy. Vaele był równie pokraśniały i zaaferowany, co on. Czego chciał? Co niby Keer miałby mu powiedzieć? Miałby go rozpalić, szczuć a może poniżyć? Całe szczęście otrzymał odpowiedź szybciej niż był w stanie palnąć coś głupiego.
- Moje myśli - wypuścił powietrze i zachichotał nisko, słysząc o transakcji. Przeniósł dłoń z boku na biodro Vaele. Druga powędrowała z podbrzusza na obojczyk. Czuł na sobie jego spojrzenie, pożądanie w gorącym oddechu omiatającym szyję. Proste i piękne uczucie. Lecz jego serce należało do kogoś innego. Skradzione jak niegdyś pewien kwiat na kakofonicznej polanie.
- Myślę o tym, że już nigdy nie będziesz pewien, który ja stoi przed tobą w snach - Keer odparł nieco bełkotliwie, lecz jego głos przybrał mocniejszy, posesywny ton. Z jego posągowej postawy biła wiekuista pewność, spływająca ciężkimi splotami płaszcza wokół smukłej sylwetki, naznaczona ogonami srebrnej nici. Niemalże można było przywołać rytmiczny krok nagich stóp na wypolerowanym setkami nóg kamieniu, szum jedwabiu na skórze i ciepłe półcienie wywołane światłem świec. Rytuał. Powtarzany setki lat przed nimi i zapewne powtarzany setki lat po nich.
- Oraz o tym... kiedy zacząłbyś mi rozkazywać lub mnie błagać, bym dotknął twoich rogów - pełne drapieżnej namiętności spojrzenie Gawaina prześlizgnęło się po ciele Aerona, niczym dym kadzidła. Chciał dotrzeć do sedna. Dobrać się się do skrzętnie skrywanych tajemnic.
- A mój czyn przypieczętuję - wyszeptał, zmniejszając dystans dzielący ich wargi do zera. Jasne rzęsy przykryły ciemne oczy, tak jak usta nakryły drugie. Dotknął Amoralasa przywołując skrzydła i okrył nimi ich obu.
Powiedział Aeronowi już wszystko. Pytanie, czy go to powstrzyma. On sam znajdował się w stanie niepozwalającym na szaleńcze przygody. Zresztą ich nie chciał. Pozwolił sobie na flirt, na dogodzenie swojemu ego, lecz nie wyobrażał sobie pójścia dalej. Chciał jedynie zatrzymać chwilę, tę odrobinę stabilności w szalejącym wokół chaosie. Zatopił się w pocałunku. Zatracił siebie w Nim.
Na chwilę... delikatnie odepchnął Upiornego, spoglądając prosto w kalejdoskopowe tęczówki.
- Obiecałeś mi odpowiedź. - Jego niska chrypka zdradzała podniecenie. Zresztą nie tylko ona. Jednak nie mógł tego ciągnąć. Rozumiał, co czuje Upiorny, domyślał się, jak wygląda w jego oczach. Tajemniczy Cień z odległych krain, równie ulotnych i niedostępnych, co on. Dlatego musiał taki pozostać. Oczywiście, że był gotów na więcej, lecz nie chciał ciągnąć tego z Vaele.
- Aeronie - zagadnął, muskając jego policzek skrzydłem. - Schlebiasz mi, lecz ty masz swoją Rim, ja mam Yako. Nie psujmy tego - Dłoń ułożona na ramieniu ześlizgnęła się w dół nie odnajdując drugiej, obcej. Otarł usta kciukiem i zmarszczył brwi. Ścinał myśli, zbierał się w sobie, chował złudzenia. Uspokajał ciało spragnione dotyku. Lecz nadal napierał. Osaczał rudawymi lotkami, wychodził naprzeciw.
- Aeronie - imię bruneta ponownie skrzętnie ułożyło się na wargach Gawaina.
- Mówiłeś o wymianie. - Lotki lekko rozpostartych skrzydeł zadrżały w ekscytacji. Nie przejmował się tym, czy przesadził. W tej przestrzeni istniał tylko on i Śniący. Po setkach snów, marzeń i lęków, potrafił przewidzieć, czego może się spodziewać.
- Wiesz, jak nęcącym kąskiem jesteś? Mały, sięgający ku rzeczom przerastających maluczkich. Kłamstwem mnie już nie zmylisz. Nie ukryjesz braku pewności i wiary w siebie. Więc powiedz mi, kim jestem? Którego siebie we mnie widzisz? Jaki cień rzucasz, a który z ciebie szydzi? - szeptał i pożerał go wzrokiem. Uśmiechał się i gładził silne ramiona, gnąc się na boki. Atakował swobodą, szturmował muśnięciami i małymi kroczkami. Lecz nie ustępował. Ani o milimetr.
- Ekwipunek:
- Animicus, Blaszka Zmartwienia, Bolerko Niewidko (4/2 p.),Bransoleta Tropimyszki, Bursztynowy Kompas, Czarodziejska Wstęga, Fiolka Chowańca x2, Gwizdek prześladowcy (5 p.), Kamień duszy (b. biała), Kosmata Brosza, Krwawa Broszka, Makros, Maska Vin'tharnu, Różdżka Zepsucia, Srebrny Amoralas (4/3 p.), Strachliwy Topór Katowski, Sovenox (do fabularnej aktywacji), Syrenia Łza, Tchnienie Muzy (sztukmistrzostwo), Tęczowa Różdżka, Widmo-Ra
- Aktualny ubiór:
- Fabuła: Szmaragdowa, satynowa koszula z onyksowymi guzikami; pas z plecionej skóry z zielonymi chwostami; grafitowe spodnie wpuszczone w wysokie buty; czarna chokha z rozciętymi rękawami, z wyszytymi rombami w kolorze bladego złota //Misja: Mundur SCR
Gif :
Godność :
Aeron Vaele
Wiek :
Ponad 500 lat / Wizualnie lekko ponad 30.
Rasa :
Upiorny Arystokrata
Wzrost / Waga :
182/100 (same rogi trochę ważą).
Znaki szczególne :
Opalizujące granatem, duże, zakrzywione rogi. Tęczowe oczy.
Pod ręką :
Broń, zegarek kieszonkowy, sakiewka z pieniędzmi, mały notesik i długopis.
Broń :
Rapier.
ThornDemoniczny Książę
Re: Zamek Himmelhof
Pon 8 Maj - 21:01
Pon 8 Maj - 21:01
Czas, im bardziej jest pusty, tym szybciej płynie...
Aeron miał za sobą ponad pół milenium i chociaż chciałoby się wierzyć, że miał czas na to, by pozyskać mądrość jakiej zazdrościć mu mogli najwybitniejsi ludzcy mędrcy, on nadal pozostawał młodym, spragnionym zabaw, przepełnionym nieprzyzwoitą żywotnością mężczyzną. Owszem, pewnych rzeczy nie wypadało mu robić, jednak czyż przez wzgląd na inne postrzeganie upływającego czasu, ci którzy odważą się g kiedyś sądzić, nie powinni spojrzeć na jego poczynania łaskawszym okiem? Trudno było wymagać od niego powagi i jednocześnie było to takie proste.
Będąc przez większość swojego życia, stulecia!, jedynie obserwatorem tego, co dzieje się dookoła, gdy znalazł się w centrum wydarzeń i podano mu batutę, nie wiedział jakiej melodii powinien wymagać od wpatrzonej w niego orkiestry. A przecież była tak liczna.
Niczym ptak w złotej klatce, miotał się pomiędzy pięknym śpiewem o swojej przyszłości a krzykiem rozpaczy. Zupełnie nieprzystosowany do roli, którą objął. Nigdy nie nauczony tej roli. A jednak... czy nie sam wleciał do tej klatki? Nie sam nałożył sobie na szyję pętlę, którą coraz mocniej zaciska?
Tęczowe spojrzenie, tak niepasujące do właściciela a jednak będące jego nieodłączną częścią... Paleta mieniących się barw, będąca niejako odbiciem jego własnej duszy. Chciałby być jednocześnie tyloma Aeronami. Skrywając prawdziwe oblicze za maskami, już sam nie pamiętał tego prawdziwego. Nie umiał przyznać, czy był wrażliwy, czy może twardy i nieugięty. A może wesoły? Pogrążony w smutku...?
Krzyk wiązł mu w gardle ilekroć noc przynosiła ze sobą te sny. Snu o tym, co było, co teraz i co będzie. Będące wytworem wyobraźni a jednak tak boleśnie prawdziwe.
Jak to jest, żyć wyobrażeniem samego siebie? Jak to jest dążyć do spełnienia nieswoich marzeń? Jak to jest... zgubić duszę?
Spijał reakcje Cienia jak spragniony wody wędrowiec. Chętnie wychodził naprzeciw, dając mu w zamian wiele, lecz nie wszystko. Czy miał w tej chwili poczucie władzy? Chyba nie to się w tym wszystkim liczyło. Liczyły się oddechy i bicie serc.
Gdzieś tam, za zasłoną żądzy krył się ogromny smutek, którego nie potrafił zagłuszyć od stuleci. Na którego lekarstwa jeszcze nie wynaleziono. Ta tęsknota za czymś, czego nie dało się nazwać. Melancholia, która zupełnie nie pasowała do wizerunku silnego, urodzonego by zmieniać dzieje świata Upiornego Arystokraty.
Pod spojrzeniem tych pięknych, bursztynowych, oprawionych w obsydian oczu poczuł się... dobrze. Może właśnie do tego był stworzony? By ulec. Dać się omamić, porwać w nieznane. Czyż nie tego pragnął? Chociaż raz żyć tak, jak by tego chciał, a nie tak, jak go nauczono. Ale... czy potrafił? Czy pamiętał jak to jest być...
Odchylił się nieco w tył i spojrzał mu w oczy. Na ustach pojawił się arogancki uśmieszek. Po co skrywać się w mroku, skoro można skryć się w wyuczonej mimice twarzy.
Rozkazywać? Błagać? Może i jedno i drugie. Dotyk Keera działał wyjątkowo intensywnie a on byłby głupcem, gdyby na niego nie reagował. Wysłuchał jednak słów i ani myślał odpowiadać. Z resztą... czy miał na to czas? Cień zaatakował dość niespodziewanie, lecz został przyjęty pomrukiem wyrażającym aprobatę. Więcej, brunet postąpił te pół kroku na przód i naparł na niego.
Zupełnie niepotrzebnie, bo gdy otoczyły ich skrzydła, Aeron był już pewien, że tak właśnie miało być. Ten scenariusz musiał się wydarzyć, prędzej czy później. Nie ważne, że obaj byli pijani. Ich relacja oparta była na wzajemnej polaryzacji, odpychali się by w następnej chwili ciągnęło ich do siebie. Czemu tak się działo? A któż to wie.
Odepchnięty, cofnął się tylko po to, by zderzyć się z miękkimi, rudawymi piórami. Jego myśli na chwilę uciekły w stronę snu, którego wspomnienie nadal mroziło krew w żyłach. Upiorny Arystokrata, zamknięty w klatce skrzydeł poczuł nieprzyjemne mrowienie nadchodzącego znikąd strachu.
Rim... Yako...
Wyrosły między nimi mur nie był widoczny, lecz twarz Aerona zdradziła jego postawienie. Spojrzał on na rudowłosego inaczej. W tęczowych oczach błysnęło zrozumienie i szacunek. A jednak zaczerwienione policzki i usta zapraszały, by Cień zapomniał choć na chwilę o otaczającym ich świecie.
- Myślę... - powiedział cicho - ...że mógłbym spróbować... cię nasycić. - dodał patrząc mu w oczy z nieprzeniknionym wyrazem twarzy. Uniósł dłoń i dotknął jego policzka, by w następnej chwili przesunąć go wyżej, palcami muskając kość policzkową i skroń. Badał go? A może podziwiał.
Przeniósł ciężar ciała z nogi na nogę. Cierpliwy i niecierpliwy jednocześnie. Spragniony i nasycony.
- Myślę też... że wielu rzeczy będziemy jutro żałować. Czas pokaże, czy zyskałem właśnie bliskiego sercu Cienia, czy śmiertelnego wroga. - dodał uśmiechając się do niego smutno.
Czyż to nie godne żalu? Nawet w takiej chwili rozpatrywać wszystko w kolorach czerni i cieli...
Słysząc następne słowa, jego twarz zmieniła się tak, że aż ciężko było uwierzyć, że jeszcze przed chwilą był rozochocony i zadowolony z pieszczot Gawaina. Szeroko otwarte oczy błysnęły niebezpiecznie a twardówki przyciemniły się niebezpiecznie. Silną dłonią chwycił Cienia za gardło - nie mocno, jedynie w ostrzegawczym geście. Rozedrgane usta i brwi zdradziły... strach.
- Zdecyduj, jak wykorzystasz nową wiedzę. - mruknął patrząc mu w oczy - Właśnie zyskałeś potężną broń. Korzystaj z niej mądrze. - dodał i... tak szybko jak pojawił się gniew, równie szybko wyparował. Aeron przygasł, powieki przykryły oczy a grymas ustąpił, robiąc miejsce spokojowi. Dłoń zsunęła się po jego piersi.
- Proszę, zabierz mnie gdzieś, gdzie będę mógł odpocząć. - mruknął bardzo cicho, zmęczonym, zachrypniętym, zupełnie nie pasującym do rosłego mężczyzny tonem - Chciałbym wreszcie... zasnąć. - spojrzał w bok, robiąc krok w tył, dając w ten sposób sygnał, że to koniec ich wspólnej przygody.
A może nie? Może ta właśnie się rozpoczynała?
Wyglądało na to, że o dalszym rozwoju wydarzeń zdecyduje płomiennowłosy Dręczyciel.
Aeron miał za sobą ponad pół milenium i chociaż chciałoby się wierzyć, że miał czas na to, by pozyskać mądrość jakiej zazdrościć mu mogli najwybitniejsi ludzcy mędrcy, on nadal pozostawał młodym, spragnionym zabaw, przepełnionym nieprzyzwoitą żywotnością mężczyzną. Owszem, pewnych rzeczy nie wypadało mu robić, jednak czyż przez wzgląd na inne postrzeganie upływającego czasu, ci którzy odważą się g kiedyś sądzić, nie powinni spojrzeć na jego poczynania łaskawszym okiem? Trudno było wymagać od niego powagi i jednocześnie było to takie proste.
Będąc przez większość swojego życia, stulecia!, jedynie obserwatorem tego, co dzieje się dookoła, gdy znalazł się w centrum wydarzeń i podano mu batutę, nie wiedział jakiej melodii powinien wymagać od wpatrzonej w niego orkiestry. A przecież była tak liczna.
Niczym ptak w złotej klatce, miotał się pomiędzy pięknym śpiewem o swojej przyszłości a krzykiem rozpaczy. Zupełnie nieprzystosowany do roli, którą objął. Nigdy nie nauczony tej roli. A jednak... czy nie sam wleciał do tej klatki? Nie sam nałożył sobie na szyję pętlę, którą coraz mocniej zaciska?
Tęczowe spojrzenie, tak niepasujące do właściciela a jednak będące jego nieodłączną częścią... Paleta mieniących się barw, będąca niejako odbiciem jego własnej duszy. Chciałby być jednocześnie tyloma Aeronami. Skrywając prawdziwe oblicze za maskami, już sam nie pamiętał tego prawdziwego. Nie umiał przyznać, czy był wrażliwy, czy może twardy i nieugięty. A może wesoły? Pogrążony w smutku...?
Krzyk wiązł mu w gardle ilekroć noc przynosiła ze sobą te sny. Snu o tym, co było, co teraz i co będzie. Będące wytworem wyobraźni a jednak tak boleśnie prawdziwe.
Jak to jest, żyć wyobrażeniem samego siebie? Jak to jest dążyć do spełnienia nieswoich marzeń? Jak to jest... zgubić duszę?
Spijał reakcje Cienia jak spragniony wody wędrowiec. Chętnie wychodził naprzeciw, dając mu w zamian wiele, lecz nie wszystko. Czy miał w tej chwili poczucie władzy? Chyba nie to się w tym wszystkim liczyło. Liczyły się oddechy i bicie serc.
Gdzieś tam, za zasłoną żądzy krył się ogromny smutek, którego nie potrafił zagłuszyć od stuleci. Na którego lekarstwa jeszcze nie wynaleziono. Ta tęsknota za czymś, czego nie dało się nazwać. Melancholia, która zupełnie nie pasowała do wizerunku silnego, urodzonego by zmieniać dzieje świata Upiornego Arystokraty.
Pod spojrzeniem tych pięknych, bursztynowych, oprawionych w obsydian oczu poczuł się... dobrze. Może właśnie do tego był stworzony? By ulec. Dać się omamić, porwać w nieznane. Czyż nie tego pragnął? Chociaż raz żyć tak, jak by tego chciał, a nie tak, jak go nauczono. Ale... czy potrafił? Czy pamiętał jak to jest być...
Odchylił się nieco w tył i spojrzał mu w oczy. Na ustach pojawił się arogancki uśmieszek. Po co skrywać się w mroku, skoro można skryć się w wyuczonej mimice twarzy.
Rozkazywać? Błagać? Może i jedno i drugie. Dotyk Keera działał wyjątkowo intensywnie a on byłby głupcem, gdyby na niego nie reagował. Wysłuchał jednak słów i ani myślał odpowiadać. Z resztą... czy miał na to czas? Cień zaatakował dość niespodziewanie, lecz został przyjęty pomrukiem wyrażającym aprobatę. Więcej, brunet postąpił te pół kroku na przód i naparł na niego.
Zupełnie niepotrzebnie, bo gdy otoczyły ich skrzydła, Aeron był już pewien, że tak właśnie miało być. Ten scenariusz musiał się wydarzyć, prędzej czy później. Nie ważne, że obaj byli pijani. Ich relacja oparta była na wzajemnej polaryzacji, odpychali się by w następnej chwili ciągnęło ich do siebie. Czemu tak się działo? A któż to wie.
Odepchnięty, cofnął się tylko po to, by zderzyć się z miękkimi, rudawymi piórami. Jego myśli na chwilę uciekły w stronę snu, którego wspomnienie nadal mroziło krew w żyłach. Upiorny Arystokrata, zamknięty w klatce skrzydeł poczuł nieprzyjemne mrowienie nadchodzącego znikąd strachu.
Rim... Yako...
Wyrosły między nimi mur nie był widoczny, lecz twarz Aerona zdradziła jego postawienie. Spojrzał on na rudowłosego inaczej. W tęczowych oczach błysnęło zrozumienie i szacunek. A jednak zaczerwienione policzki i usta zapraszały, by Cień zapomniał choć na chwilę o otaczającym ich świecie.
- Myślę... - powiedział cicho - ...że mógłbym spróbować... cię nasycić. - dodał patrząc mu w oczy z nieprzeniknionym wyrazem twarzy. Uniósł dłoń i dotknął jego policzka, by w następnej chwili przesunąć go wyżej, palcami muskając kość policzkową i skroń. Badał go? A może podziwiał.
Przeniósł ciężar ciała z nogi na nogę. Cierpliwy i niecierpliwy jednocześnie. Spragniony i nasycony.
- Myślę też... że wielu rzeczy będziemy jutro żałować. Czas pokaże, czy zyskałem właśnie bliskiego sercu Cienia, czy śmiertelnego wroga. - dodał uśmiechając się do niego smutno.
Czyż to nie godne żalu? Nawet w takiej chwili rozpatrywać wszystko w kolorach czerni i cieli...
Słysząc następne słowa, jego twarz zmieniła się tak, że aż ciężko było uwierzyć, że jeszcze przed chwilą był rozochocony i zadowolony z pieszczot Gawaina. Szeroko otwarte oczy błysnęły niebezpiecznie a twardówki przyciemniły się niebezpiecznie. Silną dłonią chwycił Cienia za gardło - nie mocno, jedynie w ostrzegawczym geście. Rozedrgane usta i brwi zdradziły... strach.
- Zdecyduj, jak wykorzystasz nową wiedzę. - mruknął patrząc mu w oczy - Właśnie zyskałeś potężną broń. Korzystaj z niej mądrze. - dodał i... tak szybko jak pojawił się gniew, równie szybko wyparował. Aeron przygasł, powieki przykryły oczy a grymas ustąpił, robiąc miejsce spokojowi. Dłoń zsunęła się po jego piersi.
- Proszę, zabierz mnie gdzieś, gdzie będę mógł odpocząć. - mruknął bardzo cicho, zmęczonym, zachrypniętym, zupełnie nie pasującym do rosłego mężczyzny tonem - Chciałbym wreszcie... zasnąć. - spojrzał w bok, robiąc krok w tył, dając w ten sposób sygnał, że to koniec ich wspólnej przygody.
A może nie? Może ta właśnie się rozpoczynała?
Wyglądało na to, że o dalszym rozwoju wydarzeń zdecyduje płomiennowłosy Dręczyciel.
Alden - #DC143C
Bianka - #228B22
Caius - #4169E1
Kaevan - #DAA520
Bianka - #228B22
Caius - #4169E1
Kaevan - #DAA520
Gif :
Godność :
Gawain Keer
Wiek :
Wygląda na około 30 lat.
Rasa :
Cień
Wzrost / Waga :
183 cm / 76 kg
Znaki szczególne :
Czarne twardówki oczu, bursztynowe tęczówki, cienka blizna na brodzie od lewego kącika ust
Pod ręką :
klucz do domu Yako i mieszkania, pieniądze // Event:
Broń :
Nóż ceramiczny, sztylet, kusza
Zawód :
Najemnik do prac wszelakich, zielarz
Specjalne :
Administrator, Strażnik toku fabuły
GawainDręczyciel
Re: Zamek Himmelhof
Sro 10 Maj - 22:24
Sro 10 Maj - 22:24
Z całą pewnością spodobał się Aeronowi. Gnący się nie w ukłonach lecz lubieżnych pozach. Książę również przypadł mu do gustu. Musiał jeszcze wiele nauczyć się o sobie samym. Dlaczego był taki, gdy pił? Może pił właśnie dlatego? Początkowo chciał tylko sprawdzić, który z nich pierwszy się wystraszy i zwieje. Cóż, mieli dość niespodziewany remis.
Wygiął się pod brunetem, pozbawiony sił przez przyjemność i ekscytację. Nagła ciasnota wywarta przez ciężar Aerona zwalała z nóg samą nadzieją na więcej i mocniej. Z łatwością spełnił własną zachciankę, napierając nań skrzydłami i zamykając ich w ściślejszym uścisku. Był spragniony dotyku niosącym słodkie zapomnienie. Raz po raz smakował zapraszająco rozchylonych ust i za każdym odkrywał w Aeronie coś nowego. Żaden z nich nie dominował. Każdy brał i dawał, ile chciał. Właśnie ta naturalność podobała mu się najbardziej. Potrzebował jej do uwolnienia umysłu od trosk. Nie było różnic rasowych, sztywnych protokołów, zawoalowanych gróźb, które męczyły ich rankiem. Z żalem się odsunął. I było mu za ten żal trochę wstyd przed samym sobą.
Patrząc na rozpalonego Aerona zachodził w głowę, czy nie zbliżyć się znowu. Upiorny kusił, lecz wystarczył rzut oka, by zyskać pewność, że pociąga Vaele w równie mocnym stopniu.
Przymilił się do gładzących jego twarz palców, z roztargnieniem gładząc Upiornego po boku szyi. Chciał odwlec decyzję w czasie i uniknąć pytań. Wolałby kolejny pikantny pocałunek od ofert posiłku. Tworzenie nowej Więzi rozpościerało przed Cieniem bolesną wizję. Miał przed sobą desperata. Tragiczne połączenie cech z rasą, które zniweczy wszystko. Musiałby mu powiedzieć o swojej naturze, by tak się nie stało. Nie mógł zabrać jego snu, ale mógł mu coś dać. Musiał, bo Aeron nie odpuści.
- Spróbować zawsze można - wyszeptał ostrożnie, nie mogąc doliczyć się blizn na duszy, jednocześnie trzymając nóż który potrafi je zadawać. Wahał się. Dzielili skórę na niedźwiedziu. Nigdy nie był nawet w pobliżu sypialni Aerona, a co dopiero w jego śnie, by móc się określić. Z ręką na sercu, Żywiciel tego kalibru byłby jego gwoździem do trumny. Z drugiej strony o Yako też tak początkowo myślał... i nie zdołał się ani opanować, ani zatrzymać.
- Rób tak, żeby nie żałować - posłał Upiornemu gotycki uśmiech, nie wiedząc, któremu z nich te słowa miały dodać otuchy.
Nic dziwnego, że jego kolejne wyznanie podziałało na Aerona niczym kubeł zimnej wody. Osaczając Księcia Kłamstw, podziwiał spektakl drgnięć zaskoczenia, niedowierzania i szoku. Delektował się najmniejszymi sygnałami. Lekko przygryzane policzki nie powstrzymały okrutnego uśmiechu Dręczyciela. Każde słowo, na wzór bełtu, zostało wycelowane w inny punkt. I trafiało. Przyjemność intensyfikowało długie oczekiwanie na tę chwilę. Keer celebrował ją więc, na ile mu pozwolono.
Zamarł, gdy ciepła dłoń przeniosła się z twarzy na krtań. Przez całe jego ciało przelał się intensywną falą silny dreszcz i przerodził w elektryzujące mrowienie, na wypadek, gdyby Cierń go jednak pokolił. Ciemne twardówki Aerona były... groźbą? Czy to widział Yako, zanim dostał ataku paniki? Czy on się...?
Sapnął cicho, dostrzegając strach. Był rozkoszny, roziskrzył tęcze niczym słońce opal. Powoli, by nie sprowokować Upiornego, Cień przesunął dłoń z jego szyi na napięty od emocji policzek i pogładził go kciukiem. Gdyby chciał obnażyć go jeszcze bardziej musiałby go albo zniszczyć, albo obrać do nagiej kości.
- Sam mi ją podarowałeś... pamiętasz? Jaskółka i brylant? Tak samo jak ty. - Wzrok Cienia ponownie prześlizgnął się po jego postaci. - Róża, której nie porzucisz, ale otoczyłeś ją cierniami - wyszeptał, po czym wziął głęboki oddech i odwrócił wzrok, bo pijany mózg wcale się nie zamykał. Omenów i znaków dojrzał tyle, co gwiazd na niebie rozsiano. Mało brakowało a poleciałby o dumie, durnym ego. Mógłby zmieszać go z błotem lub pójść na noże, ale wtedy faktycznie mógłby zarobić conajmniej plaskacza. Byłby najbardziej obitym po mordzie, domorosłym psychologiem po tej stronie Lustra. A to co powiedział mu kiedyś Yako, jedynie potwierdziło wcześniejsze domysły. Zachowanie Aerona również - najprawdopodobniej nie miał pojęcia o Dręczycielach lub uznał, że to jakieś przesądy plebsu. Lub oszukiwał sam siebie, bo kto normalny wpychał się w objęcia kogoś takiego?
- Inni przychodzą do nas, by odczytywać symbole, wiesz? - dodał miękko, gdy silna dłoń zsunęła się niżej. Vaele okazał się zaskakująco opanowany, jednak echo krzyków, które zagłuszyli pożądaniem odbijało się w jego zmęczonym głosie.
Przeciągnął się lekko, przeganiając działanie Klątwy i lekki dyskomfort, który ze sobą niosła.
Skinął głową na prośbę. Wiedział, że nie kryło się za nią nic zdrożnego, przynajmniej nie z perspektywy Śniącego. Zresztą dla innych Cieni także. Nie czuli Więzi, więc pozostawała dla nich niezrozumiała, nawet jeśli mogli ją wyczuć. Wytknąć. Wypaczyć. Zepsuć.
Musiał głęboko oddychać, by się rozluźnić, bo nagle odkrył, że wbija wzrok w Aerona oraz ma zaciśnięte pięści i zęby.
- Wybacz. Muszę - wychrypiał, pochylił się nad misą i palcami wymusił wymioty. Nie mógł wstąpić w Krainę Snów całkowicie ululany. No i mógł tym zakamuflować mentalną wycieczkę, która pochłonęła go chwilę wcześniej. Spełniwszy przykry obowiązek, przepłukał usta i gardło, obmył twarz i poprawił ubranie. Jeśli młody Vaele potrzebował pomocy z garderobą, udzielił jej. Nie mogli wyjść stąd wymięci i potargani. Pociągnął go lekko do wyjścia z łazienki. Skrzydeł nie chował. Musiał jakoś przebić się przez tłum, zatrzymać odpowiednie osoby i wypytać o kierunek. Kilkanaście metrów i schodów później, byli już przed odpowiednimi drzwiami.
- No to śpij - wychrypiał, otworzył okno i przysiadł na wolnym stołku, czekając aż Vaele się położy i zaśnie. Z informacji udzielonych przez Upiornego wynikało, że śni głównie koszmary. Dodatkowo mieli za sobą emocjonujący i stresujący dzień. Aura powinna być więc wyjątkowo wyrazista. Miał około półtora godziny na wytrzeźwienie lub upicie się do utraty przytomności, przy założeniu, że Upiorni spali tyle, co ludzie. Jednakże niektórzy potrafili śnić szybciej. Każda rasa odznaczała się innymi przedziałami czasowymi dla każdej z faz snu. Bywało też, że faz było mnie lub więcej.
- Będę czuwał - zapewnił, choć powieki mu ciążyły, a świat kręcił się wokół niego. Wiedział jednak, że wystarczy jeden sen w okolicy, by go zbudzić. Był głodny i spragniony w sposób niedostępny innym rasom. Rzucił ostatnie spojrzenie odbijających światło źrenic, po czym umościł się wygodnie i czekał, rozkoszując się górskim powietrzem.
Wygiął się pod brunetem, pozbawiony sił przez przyjemność i ekscytację. Nagła ciasnota wywarta przez ciężar Aerona zwalała z nóg samą nadzieją na więcej i mocniej. Z łatwością spełnił własną zachciankę, napierając nań skrzydłami i zamykając ich w ściślejszym uścisku. Był spragniony dotyku niosącym słodkie zapomnienie. Raz po raz smakował zapraszająco rozchylonych ust i za każdym odkrywał w Aeronie coś nowego. Żaden z nich nie dominował. Każdy brał i dawał, ile chciał. Właśnie ta naturalność podobała mu się najbardziej. Potrzebował jej do uwolnienia umysłu od trosk. Nie było różnic rasowych, sztywnych protokołów, zawoalowanych gróźb, które męczyły ich rankiem. Z żalem się odsunął. I było mu za ten żal trochę wstyd przed samym sobą.
Patrząc na rozpalonego Aerona zachodził w głowę, czy nie zbliżyć się znowu. Upiorny kusił, lecz wystarczył rzut oka, by zyskać pewność, że pociąga Vaele w równie mocnym stopniu.
Przymilił się do gładzących jego twarz palców, z roztargnieniem gładząc Upiornego po boku szyi. Chciał odwlec decyzję w czasie i uniknąć pytań. Wolałby kolejny pikantny pocałunek od ofert posiłku. Tworzenie nowej Więzi rozpościerało przed Cieniem bolesną wizję. Miał przed sobą desperata. Tragiczne połączenie cech z rasą, które zniweczy wszystko. Musiałby mu powiedzieć o swojej naturze, by tak się nie stało. Nie mógł zabrać jego snu, ale mógł mu coś dać. Musiał, bo Aeron nie odpuści.
- Spróbować zawsze można - wyszeptał ostrożnie, nie mogąc doliczyć się blizn na duszy, jednocześnie trzymając nóż który potrafi je zadawać. Wahał się. Dzielili skórę na niedźwiedziu. Nigdy nie był nawet w pobliżu sypialni Aerona, a co dopiero w jego śnie, by móc się określić. Z ręką na sercu, Żywiciel tego kalibru byłby jego gwoździem do trumny. Z drugiej strony o Yako też tak początkowo myślał... i nie zdołał się ani opanować, ani zatrzymać.
- Rób tak, żeby nie żałować - posłał Upiornemu gotycki uśmiech, nie wiedząc, któremu z nich te słowa miały dodać otuchy.
Nic dziwnego, że jego kolejne wyznanie podziałało na Aerona niczym kubeł zimnej wody. Osaczając Księcia Kłamstw, podziwiał spektakl drgnięć zaskoczenia, niedowierzania i szoku. Delektował się najmniejszymi sygnałami. Lekko przygryzane policzki nie powstrzymały okrutnego uśmiechu Dręczyciela. Każde słowo, na wzór bełtu, zostało wycelowane w inny punkt. I trafiało. Przyjemność intensyfikowało długie oczekiwanie na tę chwilę. Keer celebrował ją więc, na ile mu pozwolono.
Zamarł, gdy ciepła dłoń przeniosła się z twarzy na krtań. Przez całe jego ciało przelał się intensywną falą silny dreszcz i przerodził w elektryzujące mrowienie, na wypadek, gdyby Cierń go jednak pokolił. Ciemne twardówki Aerona były... groźbą? Czy to widział Yako, zanim dostał ataku paniki? Czy on się...?
Sapnął cicho, dostrzegając strach. Był rozkoszny, roziskrzył tęcze niczym słońce opal. Powoli, by nie sprowokować Upiornego, Cień przesunął dłoń z jego szyi na napięty od emocji policzek i pogładził go kciukiem. Gdyby chciał obnażyć go jeszcze bardziej musiałby go albo zniszczyć, albo obrać do nagiej kości.
- Sam mi ją podarowałeś... pamiętasz? Jaskółka i brylant? Tak samo jak ty. - Wzrok Cienia ponownie prześlizgnął się po jego postaci. - Róża, której nie porzucisz, ale otoczyłeś ją cierniami - wyszeptał, po czym wziął głęboki oddech i odwrócił wzrok, bo pijany mózg wcale się nie zamykał. Omenów i znaków dojrzał tyle, co gwiazd na niebie rozsiano. Mało brakowało a poleciałby o dumie, durnym ego. Mógłby zmieszać go z błotem lub pójść na noże, ale wtedy faktycznie mógłby zarobić conajmniej plaskacza. Byłby najbardziej obitym po mordzie, domorosłym psychologiem po tej stronie Lustra. A to co powiedział mu kiedyś Yako, jedynie potwierdziło wcześniejsze domysły. Zachowanie Aerona również - najprawdopodobniej nie miał pojęcia o Dręczycielach lub uznał, że to jakieś przesądy plebsu. Lub oszukiwał sam siebie, bo kto normalny wpychał się w objęcia kogoś takiego?
- Inni przychodzą do nas, by odczytywać symbole, wiesz? - dodał miękko, gdy silna dłoń zsunęła się niżej. Vaele okazał się zaskakująco opanowany, jednak echo krzyków, które zagłuszyli pożądaniem odbijało się w jego zmęczonym głosie.
Przeciągnął się lekko, przeganiając działanie Klątwy i lekki dyskomfort, który ze sobą niosła.
Skinął głową na prośbę. Wiedział, że nie kryło się za nią nic zdrożnego, przynajmniej nie z perspektywy Śniącego. Zresztą dla innych Cieni także. Nie czuli Więzi, więc pozostawała dla nich niezrozumiała, nawet jeśli mogli ją wyczuć. Wytknąć. Wypaczyć. Zepsuć.
Musiał głęboko oddychać, by się rozluźnić, bo nagle odkrył, że wbija wzrok w Aerona oraz ma zaciśnięte pięści i zęby.
- Wybacz. Muszę - wychrypiał, pochylił się nad misą i palcami wymusił wymioty. Nie mógł wstąpić w Krainę Snów całkowicie ululany. No i mógł tym zakamuflować mentalną wycieczkę, która pochłonęła go chwilę wcześniej. Spełniwszy przykry obowiązek, przepłukał usta i gardło, obmył twarz i poprawił ubranie. Jeśli młody Vaele potrzebował pomocy z garderobą, udzielił jej. Nie mogli wyjść stąd wymięci i potargani. Pociągnął go lekko do wyjścia z łazienki. Skrzydeł nie chował. Musiał jakoś przebić się przez tłum, zatrzymać odpowiednie osoby i wypytać o kierunek. Kilkanaście metrów i schodów później, byli już przed odpowiednimi drzwiami.
- No to śpij - wychrypiał, otworzył okno i przysiadł na wolnym stołku, czekając aż Vaele się położy i zaśnie. Z informacji udzielonych przez Upiornego wynikało, że śni głównie koszmary. Dodatkowo mieli za sobą emocjonujący i stresujący dzień. Aura powinna być więc wyjątkowo wyrazista. Miał około półtora godziny na wytrzeźwienie lub upicie się do utraty przytomności, przy założeniu, że Upiorni spali tyle, co ludzie. Jednakże niektórzy potrafili śnić szybciej. Każda rasa odznaczała się innymi przedziałami czasowymi dla każdej z faz snu. Bywało też, że faz było mnie lub więcej.
- Będę czuwał - zapewnił, choć powieki mu ciążyły, a świat kręcił się wokół niego. Wiedział jednak, że wystarczy jeden sen w okolicy, by go zbudzić. Był głodny i spragniony w sposób niedostępny innym rasom. Rzucił ostatnie spojrzenie odbijających światło źrenic, po czym umościł się wygodnie i czekał, rozkoszując się górskim powietrzem.
- Ekwipunek:
- Animicus, Blaszka Zmartwienia, Bolerko Niewidko (4/2 p.),Bransoleta Tropimyszki, Bursztynowy Kompas, Czarodziejska Wstęga, Fiolka Chowańca x2, Gwizdek prześladowcy (5 p.), Kamień duszy (b. biała), Kosmata Brosza, Krwawa Broszka, Makros, Maska Vin'tharnu, Różdżka Zepsucia, Srebrny Amoralas (4/3 p.), Strachliwy Topór Katowski, Sovenox (do fabularnej aktywacji), Syrenia Łza, Tchnienie Muzy (sztukmistrzostwo), Tęczowa Różdżka, Widmo-Ra
- Aktualny ubiór:
- Fabuła: Szmaragdowa, satynowa koszula z onyksowymi guzikami; pas z plecionej skóry z zielonymi chwostami; grafitowe spodnie wpuszczone w wysokie buty; czarna chokha z rozciętymi rękawami, z wyszytymi rombami w kolorze bladego złota //Misja: Mundur SCR
Gif :
Godność :
Iris
Wiek :
Wizualnie 25 lat
Rasa :
Baśniopisarz
Wzrost / Waga :
175/70
Znaki szczególne :
Zmieniające kolor włosy i oczy.
Pod ręką :
Zwój papieru, pędzel i czarny tusz. Sakiewka z pieniędzmi. Broń.
Broń :
Bat.
Zawód :
Admirał Floty Wielkiego Księcia Larazirona
Stan zdrowia :
Zdrowa.
IrisPonury Komediant
Re: Zamek Himmelhof
Nie 14 Maj - 13:51
Nie 14 Maj - 13:51
- Może masz rację, faceci lubią osiadać na laurach, gdy wiedzą, że wszystko idzie po ich myśli. - zachichotała - A tak przynajmniej będzie się nada o ciebie starał. Jesteś warta starań. - dodała z ciepłym uśmiechem.
Polubiła dziewczynę. W rozmowie dało się wyczuć, że jest młodziutka, ale miała już dość spory bagaż doświadczeń, niekoniecznie miłych. Iris przez cała rozmowę starała się ignorować stan jej twarzy - widziała zaczerwienienie, pękniętą wargę, jednak czy należało to sygnalizować? Julia na pewno nie czuła się z tym dobrze. Jak by się poczuła, gdyby Baśniopisarka zaczęła wypytywać ją o powód jej stanu? Między wierszami dużo dało się wczytać. Skoro jeszcze do niedawna skrzydlata miała księcia Vaele za przyjaciela a stan ten nagle się zmienił, nie trudno było połączyć jedno z drugim. Szkoda, że postanowił wyrządzić jej krzywdę, niezależnie od powodów.
- Uczynisz to, co podpowie ci serce. - powiedziała cicho, patrzą wymownie na jej policzek, który postanowiła potrzeć, a potem w jej dwubarwne oczy. Czy Tulka odebrała sygnał? Iris może i była trochę roztrzepana, ale nie głupia.
Gdy zmieniły temat, Iris uśmiechnęła się do dziewczyny i wysłuchała tego, co tamta miała do powiedzenia. Sama nie nosiła jakiejś wielkiej ilości błyskotek i nie uważała się za ekspertkę w temacie, ale pomyślała sobie, że fajnie będzie od czasu do czasu wybrać się wspólnie na taki babski wypad. Dobrze to zrobi zarówno Julii jak i jej samej.
- Daj spokój, jaka tam mądra osoba. - machnęła ręką z chichotem i gdy dziewczyna zapytała o uszy, Baśniopisarka skinęła głową - Wiesz, jak już wybierzemy się do jubilera, jego podpytamy o zdanie. Uważam, że mogłabyś nosić na nich okrągłe kolczyki, kółeczka, ale to kwestia gustu. Pewnie zwróciłaś uwagę, że noszę się jak piratka. - zaśmiała się wesoło - Gdybym ja miała cię ubierać i ozdabiać, zasznurowałabym ci gorset, założyła krótką spódniczkę bo masz piękne nogi, rozchełstała na dekolcie koszulę byś mogła się pochwalić biustem... Cóż, nie sądzę, by był to twój styl. - dodała - Co nie zmienia faktu, że jesteś piękną kobietą. Dobrze by było, byś nosiła się tak, jak lubisz. To samo się tyczy biżuterii. - puściła jej oko - Nie dowiesz się jednak co ci się podoba, bez wizyty u jubilera. I tak, mówię o panu Welesie. Mistrz w swoim fachu! - na potwierdzenie słów klasnęła w dłonie - I zajdziemy też do karczmy. Koniecznie!
Atmosfera była naprawdę przyjazna. Iris zapomniała na chwilę o obowiązkach, o biesiadzie i zalanych w trupa mężczyznach, którzy pewnie już walali się pod stołami, o księciu który gdzieś wyszedł i swojej załodze, kręcącej się pośród gości. Wciąż słyszała dobiegającą z sali muzykę, a to świadczyło, że jeszcze było dla kogo grać.
- Bardzo chętnie cię odwiedzę. - kiwnęła głową - Lubię twoje towarzystwo i chętnie poznam zwierzaki! - dodała z uśmiechem - I wyprawa w cieplejsze rejony dobrze mi zrobi. - zachichotała cicho - Czyli... jesteśmy umówione? - zapytała z błyskiem w oczach - Nie jakoś na konkretny termin, ale może w wolnej chwili wyślemy sobie wieści, jak tylko któraś będzie miała trochę wolnego czasu?
Polubiła dziewczynę. W rozmowie dało się wyczuć, że jest młodziutka, ale miała już dość spory bagaż doświadczeń, niekoniecznie miłych. Iris przez cała rozmowę starała się ignorować stan jej twarzy - widziała zaczerwienienie, pękniętą wargę, jednak czy należało to sygnalizować? Julia na pewno nie czuła się z tym dobrze. Jak by się poczuła, gdyby Baśniopisarka zaczęła wypytywać ją o powód jej stanu? Między wierszami dużo dało się wczytać. Skoro jeszcze do niedawna skrzydlata miała księcia Vaele za przyjaciela a stan ten nagle się zmienił, nie trudno było połączyć jedno z drugim. Szkoda, że postanowił wyrządzić jej krzywdę, niezależnie od powodów.
- Uczynisz to, co podpowie ci serce. - powiedziała cicho, patrzą wymownie na jej policzek, który postanowiła potrzeć, a potem w jej dwubarwne oczy. Czy Tulka odebrała sygnał? Iris może i była trochę roztrzepana, ale nie głupia.
Gdy zmieniły temat, Iris uśmiechnęła się do dziewczyny i wysłuchała tego, co tamta miała do powiedzenia. Sama nie nosiła jakiejś wielkiej ilości błyskotek i nie uważała się za ekspertkę w temacie, ale pomyślała sobie, że fajnie będzie od czasu do czasu wybrać się wspólnie na taki babski wypad. Dobrze to zrobi zarówno Julii jak i jej samej.
- Daj spokój, jaka tam mądra osoba. - machnęła ręką z chichotem i gdy dziewczyna zapytała o uszy, Baśniopisarka skinęła głową - Wiesz, jak już wybierzemy się do jubilera, jego podpytamy o zdanie. Uważam, że mogłabyś nosić na nich okrągłe kolczyki, kółeczka, ale to kwestia gustu. Pewnie zwróciłaś uwagę, że noszę się jak piratka. - zaśmiała się wesoło - Gdybym ja miała cię ubierać i ozdabiać, zasznurowałabym ci gorset, założyła krótką spódniczkę bo masz piękne nogi, rozchełstała na dekolcie koszulę byś mogła się pochwalić biustem... Cóż, nie sądzę, by był to twój styl. - dodała - Co nie zmienia faktu, że jesteś piękną kobietą. Dobrze by było, byś nosiła się tak, jak lubisz. To samo się tyczy biżuterii. - puściła jej oko - Nie dowiesz się jednak co ci się podoba, bez wizyty u jubilera. I tak, mówię o panu Welesie. Mistrz w swoim fachu! - na potwierdzenie słów klasnęła w dłonie - I zajdziemy też do karczmy. Koniecznie!
Atmosfera była naprawdę przyjazna. Iris zapomniała na chwilę o obowiązkach, o biesiadzie i zalanych w trupa mężczyznach, którzy pewnie już walali się pod stołami, o księciu który gdzieś wyszedł i swojej załodze, kręcącej się pośród gości. Wciąż słyszała dobiegającą z sali muzykę, a to świadczyło, że jeszcze było dla kogo grać.
- Bardzo chętnie cię odwiedzę. - kiwnęła głową - Lubię twoje towarzystwo i chętnie poznam zwierzaki! - dodała z uśmiechem - I wyprawa w cieplejsze rejony dobrze mi zrobi. - zachichotała cicho - Czyli... jesteśmy umówione? - zapytała z błyskiem w oczach - Nie jakoś na konkretny termin, ale może w wolnej chwili wyślemy sobie wieści, jak tylko któraś będzie miała trochę wolnego czasu?
#ff0066
- Załoga Iris (NPC):
- Starszy oficer - Varn Celtigar (Marionetkarz) #993399
- Oficer wachtowy - Carden Vass (Cień) #990066
- Oficer nawigacyjny - Nazaari (Strach)
- Oficer ratowniczy - Efran Pyle (Kapelusznik) #9933ff
- Kucharz okrętowy - Miltar Seral (Senna Zjawa) #3300cc
Gif :
Wiek :
Wizualnie 18
Rasa :
Opętaniec
Wzrost / Waga :
173 cm
Znaki szczególne :
blizna na prawej brwi, dwubarwne prawie oko, lekko poszarpane prawe ucho, tatuaż na lewym nadgarstku, skrzydła o dwóch różnych kolorach
Pod ręką :
notatnik, długopis
Broń :
2 Pufery
Zawód :
Lekarz Pierwszego Kontaktu
TulkaNieaktywny
Re: Zamek Himmelhof
Czw 18 Maj - 11:11
Czw 18 Maj - 11:11
Pokręciła głową - jakoś wątpię, by się o mnie starał, wygląda na to, że teraz interesują go tylko konkretne znajomości, a skoro jest taki wiekowy i mądry to pewnie uznał, że dobre stosunki z Kliniką, nie są mu potrzebne - wzruszyła ramionami - następnym razem list z przyjacielską prośbą, będzie zagubiony w akcji gdzieś w kominku - przyznała. Była zaproszona jako przyjaciel, a potraktowana jakby to wszystko było na pokaz i jako jej zakichany obowiązek jako lekarza. Ech... widać nawet takie stare dziady się zmieniają. Ciekawe ile mu zajmie zorientowanie się, że zaproszenie i prośbę od Służby przyjmie, ale nie od niego.
Zamilkła na chwilę. Zastanawiała się nad jedną rzeczą. Co grozi Upiornemu, który zrobi coś lekarzowi w pracy, czy cokolwiek czy jednak ponosi wtedy jakieś konsekwencje, jednak jakoś nie miała odwagi o to zapytać. Może zapyta Bane'a o to, może wie jak to wygląda albo nauczycieli, bo jakoś nigdy nie doszli do tej lekcji, może myśleli, że żaden Upiorny nie jest taki, żeby skrzywdzić medyka, który przecież przychodzi im pomóc i nie raz uratować życie, a jak nie życie jako takie to życie wygodne. Bo przecież co to za życie bez jakiejś kończyny czy inne ważne części ciała. Cóż. Pieniążki i władza uderzyły do tej rogatej główki.
Zachichotała - myślałam, że narysuję te kolczyki, które dostałam od taty i poproszę czy by pan Weles mógł je odtworzyć....myślę, że tata by się ucieszył, jakby je zobaczył. Był smutny gdy się dowiedział, że je straciłam - przyznała. To mogło być dość nietypowe dla kogoś z Krainy, że Opętaniec ma rodzinę w Krainie i jeszcze utrzymuje z nią kontakt, ale jakoś nie pomyślała o tym.
Otworzyła szeroko oczy, gdy Iris zaczęła opisywać, jakby chciała ubrać Julię. Zarumieniła się i pokręciła szybko głową, chcąc zaptrzeczyć, że w życiu by się tak nie ubrała - ty chcesz, żebym miała areszt domowy albo żeby spędziła nastepny tydzień w łóżku? - zapytała, uciekając wzrokiem w bok. Była czerwona jak burak, więc kobieta mogła się domyślić, w jaki sposób spędzała by ten tydzień w łóżku.
Uśmiechnęła się i przytaknęła głową. Chętnie się przekona co takiego może do niej pasować. Nigdy się nie zastanawiała, a większość biżuterii zabierała jej "matka" więc nie mogła się za bardzo tym pochwalić, teraz...w końcu mogła żyć jak jej się podobało, ale dopiero po ostatniej przygodzie, zaczęła w pełni z niego korzystać, a przynajmniej zaczynać.
- Jasne! Ja na pewno jeszcze trochę posiedzę w domu, przynajmniej póki nie pozbędę się gipsu, ale potem nie będę mieszkać w Klinice, więc na pewno znajdzie się czas, żeby się spotkać na jakiś dobry obiadek - powiedziała, uśmiechając się szeroko. Zdobywała nowe znajomości, to dobrze.
- Myślisz, że trochę się tam uspokoiło? Raczej Gawain i Księciunio nie wrócą zbyt szybko, a może....my jeszcze skorzystamy? - zapytała niepewnie. Nie chciała wracać sama, ale widziała, że Iris naprawdę ma wierną załogę i podejrzewała, że naprawdę nie korzystali z imprezy tak jak inni więc czuła się trochę bezpieczniej, a skoro już była na takiej imprezie....czemu by z niej nie skorzystać, tym bardziej, że teraz miała naprawde przyjemne towarzystwo więc mogła się poczuć trochę pewniej.
Zamilkła na chwilę. Zastanawiała się nad jedną rzeczą. Co grozi Upiornemu, który zrobi coś lekarzowi w pracy, czy cokolwiek czy jednak ponosi wtedy jakieś konsekwencje, jednak jakoś nie miała odwagi o to zapytać. Może zapyta Bane'a o to, może wie jak to wygląda albo nauczycieli, bo jakoś nigdy nie doszli do tej lekcji, może myśleli, że żaden Upiorny nie jest taki, żeby skrzywdzić medyka, który przecież przychodzi im pomóc i nie raz uratować życie, a jak nie życie jako takie to życie wygodne. Bo przecież co to za życie bez jakiejś kończyny czy inne ważne części ciała. Cóż. Pieniążki i władza uderzyły do tej rogatej główki.
Zachichotała - myślałam, że narysuję te kolczyki, które dostałam od taty i poproszę czy by pan Weles mógł je odtworzyć....myślę, że tata by się ucieszył, jakby je zobaczył. Był smutny gdy się dowiedział, że je straciłam - przyznała. To mogło być dość nietypowe dla kogoś z Krainy, że Opętaniec ma rodzinę w Krainie i jeszcze utrzymuje z nią kontakt, ale jakoś nie pomyślała o tym.
Otworzyła szeroko oczy, gdy Iris zaczęła opisywać, jakby chciała ubrać Julię. Zarumieniła się i pokręciła szybko głową, chcąc zaptrzeczyć, że w życiu by się tak nie ubrała - ty chcesz, żebym miała areszt domowy albo żeby spędziła nastepny tydzień w łóżku? - zapytała, uciekając wzrokiem w bok. Była czerwona jak burak, więc kobieta mogła się domyślić, w jaki sposób spędzała by ten tydzień w łóżku.
Uśmiechnęła się i przytaknęła głową. Chętnie się przekona co takiego może do niej pasować. Nigdy się nie zastanawiała, a większość biżuterii zabierała jej "matka" więc nie mogła się za bardzo tym pochwalić, teraz...w końcu mogła żyć jak jej się podobało, ale dopiero po ostatniej przygodzie, zaczęła w pełni z niego korzystać, a przynajmniej zaczynać.
- Jasne! Ja na pewno jeszcze trochę posiedzę w domu, przynajmniej póki nie pozbędę się gipsu, ale potem nie będę mieszkać w Klinice, więc na pewno znajdzie się czas, żeby się spotkać na jakiś dobry obiadek - powiedziała, uśmiechając się szeroko. Zdobywała nowe znajomości, to dobrze.
- Myślisz, że trochę się tam uspokoiło? Raczej Gawain i Księciunio nie wrócą zbyt szybko, a może....my jeszcze skorzystamy? - zapytała niepewnie. Nie chciała wracać sama, ale widziała, że Iris naprawdę ma wierną załogę i podejrzewała, że naprawdę nie korzystali z imprezy tak jak inni więc czuła się trochę bezpieczniej, a skoro już była na takiej imprezie....czemu by z niej nie skorzystać, tym bardziej, że teraz miała naprawde przyjemne towarzystwo więc mogła się poczuć trochę pewniej.
Gif :
Godność :
Aeron Vaele
Wiek :
Ponad 500 lat / Wizualnie lekko ponad 30.
Rasa :
Upiorny Arystokrata
Wzrost / Waga :
182/100 (same rogi trochę ważą).
Znaki szczególne :
Opalizujące granatem, duże, zakrzywione rogi. Tęczowe oczy.
Pod ręką :
Broń, zegarek kieszonkowy, sakiewka z pieniędzmi, mały notesik i długopis.
Broń :
Rapier.
ThornDemoniczny Książę
Re: Zamek Himmelhof
Nie 4 Cze - 0:22
Nie 4 Cze - 0:22
Dotyk Cienia z czasem oprócz obietnicy zaczął nieść niemal fizyczny ból. Ciężko był określić, czy sunące po ciele palce rudowłosego mężczyzny paliły, czy były zimne jak lód a co za tym idzie wbijały się lodowymi igiełkami pod skórę. Czas naprzemiennie zatrzymywał się i przyspieszał, nie pozwalając Upiornemu Arystokracie na trzeźwą ocenę jego własnych czynów. Jednocześnie pragnął czegoś więcej i tego nie chciał. Marzył, by sięgnąć po zakazany owoc, lecz wiedział, że doprowadzi to tylko do ruiny wszystkiego tego, co zdołali już zbudować. A czy była to przyjaźń? Pytanie to pozostawało bez odpowiedzi, bo chociaż ewidentnie tej nocy mieli się ku sobie, każdy z nich miał pewne wątpliwości. Każdy nazywał je po swojemu. Może właśnie dlatego ta chwila uniesienia tak szybko jak się pojawiła, ta szybko też dobiegła końca.
Róża...otoczona cierniami.
Na twarzy rogatego bruneta pojawił się grymas zdradzający to, co faktycznie działo się w jego wnętrzu - smutek. Smutek tak głęboki, przejmujący i...cichy. Nigdy nie nazwany. Niewypowiedziany. Ciężki do wytłumaczenia, bo przecież Aeron nie miał do niego prawa. Miał wszystko - majątek, pozycję, pewną dozę władzy. Życie zaczynało układać mu się tak, jak chcieli tego wszyscy. Znalazł tę, która stanie u jego boku, z którą będzie mógł spędzić wieczność. Miał też potężnego sojusznika w postaci księcia Larazirona, czegóż więc miał się obawiać w kwestii potyczek a swoich ziemiach?
A jednak w tęczy błyszczała tęsknota za czymś, czego nigdy nie miał. O co nawet nigdy nie śmiał prosić. Ile to razy budził się we własnym łożu i przez następne godziny leżał i patrzył w sufit bezmyślnie? Ileż razy wkładając do ust kęs ulubionej, zaserwowanej przez służbę potrawy, wpatrzony w talerz po prostu... był. Bezrefleksyjnie, wiedząc tylko tyle, że przecież musi każdego kolejnego dnia wstać i żyć, bo zbyt wiele istnień od niego zależy.
Róża...otoczona cierniami.
Mur samotności, którym się otoczyłem, by nie pozwolić nikomu aby...
Biernie patrzył w przestrzeń, czekając aż Cień doprowadzi się do ładu. Nagle wszystko było mu obojętne a zmęczenie sprawiło, że był gotów osunąć się tu i teraz i po prostu zamknąć oczy. Zakończyć ten dzień by następnie za jakiś czas rozpocząć nowy i zmierzyć się z konsekwencjami decyzji.
Raz po raz zerkał na Gawaina, lecz nie odezwał się już ani słowem. Zbyt dużo słów zostało dzisiaj wypowiedzianych. Te, które mogłyby do nich dołączyć przecież nie zmieniłyby już nic, prawda?
Pociągnięty, potulnie udał się za Keerem. Pijany alkoholem i nadmiarem emocji, które szarpały jego wnętrze, po prostu poszedł. W tym momencie ufał, że Cień spełni jego prośbę, lecz gdyby ktoś zapytał go skąd brało się to zaufanie, nie potrafiłby udzielić odpowiedzi.
Mijane osoby odsuwały się, robiąc miejsce nawet nie mężczyznom, co skrzydłom jego chwilowego opiekuna. Tęcza w oczach była przygaszona, oblicze natomiast spokojne. Przecież nie mógł pozwolić na to, by ktoś jeszcze zobaczył wszystko to, co skrywał w swoim wnętrzu. Tak go zawsze uczono, prawda?
Gdy znaleźli się we wnętrzu wskazanej przez służbę komnaty, młody Vaele od razu zbliżył się do szerokiego łóżka i usiadł na skraju, patrząc tępo przed siebie. Tak, był pijany, zmęczony a stres zaczynał z niego schodzić. Już nawet nie potrafił czujnie spojrzeć na przechodzącego bokiem Cienia, który otworzył okno na oścież, wpuszczając do środka chłód górskiego powietrza.
Niezgrabnie pozbył się części garderoby, zostając jedynie w spodniach. Jeśli Keer spojrzał w jego stronę swoimi dziwnymi oczami, zauważył na plecach tatuaż i połyskujące między liniami wzoru blizny. Blizny, będące wspomnieniami, którymi nie dzielił się tak łatwo jak pocałunkami. Być może powinien pozostać w koszuli i nie prowokować pytań... Był zbyt pijany i po prostu padnięty.
Padając na posłanie westchnął przeciągle. Odwróciwszy twarz w jego stronę, przez chwilę po prostu przyglądał się rudowłosemu Cieniowi, by w końcu posłać mu blady, udręczony uśmiech.
- Cieszę się... że tu jesteś. - powiedział cicho - Dziękuję.
Ciemne rzęsy opadły, ciągnąc za sobą wymęczone powieki. Ostatnim westchnieniem Aeron przywitał odpoczynek, lecz zanim zmorzył go sen, Upiorny Arystokrata zmienił jeszcze pozycję, zakopując się w pościeli i zwijając, kurczowo trzymając się kołdry jakby była czymś niesamowicie cennym.
Kiedyś usłyszał, że w czasie snu wyglądał o wiele młodziej. To było dawno temu, jeszcze przed tym, kiedy jego sny zmieniły się w koszmary.
Po około dwóch godzinach z jego ust wydobył się pierwszy odgłos, trudny do określenia, bardziej przypominający sapnięcie zaskoczenia niż cokolwiek innego. Ciemne, mocne brwi powędrowały ku dołowi a ciałem wstrząsnął dreszcz.
Nadszedł czas na sen.
Sen: "Ten miód... smakuje goryczą."
Róża...otoczona cierniami.
Na twarzy rogatego bruneta pojawił się grymas zdradzający to, co faktycznie działo się w jego wnętrzu - smutek. Smutek tak głęboki, przejmujący i...cichy. Nigdy nie nazwany. Niewypowiedziany. Ciężki do wytłumaczenia, bo przecież Aeron nie miał do niego prawa. Miał wszystko - majątek, pozycję, pewną dozę władzy. Życie zaczynało układać mu się tak, jak chcieli tego wszyscy. Znalazł tę, która stanie u jego boku, z którą będzie mógł spędzić wieczność. Miał też potężnego sojusznika w postaci księcia Larazirona, czegóż więc miał się obawiać w kwestii potyczek a swoich ziemiach?
A jednak w tęczy błyszczała tęsknota za czymś, czego nigdy nie miał. O co nawet nigdy nie śmiał prosić. Ile to razy budził się we własnym łożu i przez następne godziny leżał i patrzył w sufit bezmyślnie? Ileż razy wkładając do ust kęs ulubionej, zaserwowanej przez służbę potrawy, wpatrzony w talerz po prostu... był. Bezrefleksyjnie, wiedząc tylko tyle, że przecież musi każdego kolejnego dnia wstać i żyć, bo zbyt wiele istnień od niego zależy.
Róża...otoczona cierniami.
Mur samotności, którym się otoczyłem, by nie pozwolić nikomu aby...
Biernie patrzył w przestrzeń, czekając aż Cień doprowadzi się do ładu. Nagle wszystko było mu obojętne a zmęczenie sprawiło, że był gotów osunąć się tu i teraz i po prostu zamknąć oczy. Zakończyć ten dzień by następnie za jakiś czas rozpocząć nowy i zmierzyć się z konsekwencjami decyzji.
Raz po raz zerkał na Gawaina, lecz nie odezwał się już ani słowem. Zbyt dużo słów zostało dzisiaj wypowiedzianych. Te, które mogłyby do nich dołączyć przecież nie zmieniłyby już nic, prawda?
Pociągnięty, potulnie udał się za Keerem. Pijany alkoholem i nadmiarem emocji, które szarpały jego wnętrze, po prostu poszedł. W tym momencie ufał, że Cień spełni jego prośbę, lecz gdyby ktoś zapytał go skąd brało się to zaufanie, nie potrafiłby udzielić odpowiedzi.
Mijane osoby odsuwały się, robiąc miejsce nawet nie mężczyznom, co skrzydłom jego chwilowego opiekuna. Tęcza w oczach była przygaszona, oblicze natomiast spokojne. Przecież nie mógł pozwolić na to, by ktoś jeszcze zobaczył wszystko to, co skrywał w swoim wnętrzu. Tak go zawsze uczono, prawda?
Gdy znaleźli się we wnętrzu wskazanej przez służbę komnaty, młody Vaele od razu zbliżył się do szerokiego łóżka i usiadł na skraju, patrząc tępo przed siebie. Tak, był pijany, zmęczony a stres zaczynał z niego schodzić. Już nawet nie potrafił czujnie spojrzeć na przechodzącego bokiem Cienia, który otworzył okno na oścież, wpuszczając do środka chłód górskiego powietrza.
Niezgrabnie pozbył się części garderoby, zostając jedynie w spodniach. Jeśli Keer spojrzał w jego stronę swoimi dziwnymi oczami, zauważył na plecach tatuaż i połyskujące między liniami wzoru blizny. Blizny, będące wspomnieniami, którymi nie dzielił się tak łatwo jak pocałunkami. Być może powinien pozostać w koszuli i nie prowokować pytań... Był zbyt pijany i po prostu padnięty.
Padając na posłanie westchnął przeciągle. Odwróciwszy twarz w jego stronę, przez chwilę po prostu przyglądał się rudowłosemu Cieniowi, by w końcu posłać mu blady, udręczony uśmiech.
- Cieszę się... że tu jesteś. - powiedział cicho - Dziękuję.
Ciemne rzęsy opadły, ciągnąc za sobą wymęczone powieki. Ostatnim westchnieniem Aeron przywitał odpoczynek, lecz zanim zmorzył go sen, Upiorny Arystokrata zmienił jeszcze pozycję, zakopując się w pościeli i zwijając, kurczowo trzymając się kołdry jakby była czymś niesamowicie cennym.
Kiedyś usłyszał, że w czasie snu wyglądał o wiele młodziej. To było dawno temu, jeszcze przed tym, kiedy jego sny zmieniły się w koszmary.
Po około dwóch godzinach z jego ust wydobył się pierwszy odgłos, trudny do określenia, bardziej przypominający sapnięcie zaskoczenia niż cokolwiek innego. Ciemne, mocne brwi powędrowały ku dołowi a ciałem wstrząsnął dreszcz.
Nadszedł czas na sen.
Sen: "Ten miód... smakuje goryczą."
Alden - #DC143C
Bianka - #228B22
Caius - #4169E1
Kaevan - #DAA520
Bianka - #228B22
Caius - #4169E1
Kaevan - #DAA520
Gif :
Godność :
Iris
Wiek :
Wizualnie 25 lat
Rasa :
Baśniopisarz
Wzrost / Waga :
175/70
Znaki szczególne :
Zmieniające kolor włosy i oczy.
Pod ręką :
Zwój papieru, pędzel i czarny tusz. Sakiewka z pieniędzmi. Broń.
Broń :
Bat.
Zawód :
Admirał Floty Wielkiego Księcia Larazirona
Stan zdrowia :
Zdrowa.
IrisPonury Komediant
Re: Zamek Himmelhof
Nie 4 Cze - 17:49
Nie 4 Cze - 17:49
- Myślę, że pewne rzeczy uświadomi sobie po czasie. - powiedziała w zamyśleniu - Tak jest zawsze, prawda? Mądry Lustrzanin po szkodzie. - dodała z uśmiechem. Może nie powinna się śmiać z takich rzeczy, bo przecież sama jeszcze do niedawna myślała o świecie zupełnie inaczej, podejmowała głupie decyzje i zgadzała się na życie, którego w zasadzie sama nigdy nie chciała. Ciągnęło ją do wypraw, do spełniania się nie jako żona czy matka, a raczej jako spragniona wrażeń młoda poszukiwaczka przygód. Spragniona życia.
Pewnie dlatego tak doceniała wszystko to, co otrzymała od Larazirona, wszystko co spotkało ją tutaj, w jego zamku. Dopiero tutaj doświadczyła bezinteresownej dobroci, ponownie nauczyła się śmiać i doceniać proste przyjemności. Każdego dnia budziła się z myślą, że już nie może się doczekać co przyniesie dzień.
Jednocześnie... tęskniła do uczucia. Często wieczorami siadała na łóżku i patrzyła na płomień świecy zastanawiając się czy kiedykolwiek dane będzie jej powiedzieć Vyronowi co do niego czuje. Wiedziała, że była to jedynie kwestia jej odwagi, lecz mimo tej świadomości nie potrafiła się zdobyć na pierwszy krok.
- To bardzo dobry pomysł! - podchwyciła - Panu Welesowi na pewno będzie łatwiej gdy dostanie projekt biżuterii. Ja sama nie wiem na co się zdecydować, ale jeśli ty masz już pomysł, to super! - klasnęła w dłonie - Teraz jeszcze bardziej chcę tam z tobą iść. Jestem ciekawa tych kolczyków!
Gdy rozmawiały o ubiorze, Baśniopisarka zauważyła rumieniec na twarzy skrzydlatej, gdy wyraziła swoją opinię. Styl piratki średnio jej pasował, ale gdyby ubrać ją w coś bardziej... kobiecego?
- Tydzień?! - kobieta zrobiła wielkie oczy i uśmiechnęła się szeroko - No no, jestem pod wrażeniem! - szturchnęła ją przyjacielsko, aby Julia spojrzała w jej stronę - Wiesz, nie chciałabym wyjść na wścibską... ale powiedz coś więcej! Jaki jest? No wiesz, to raczej typ dominatora czy ten delikatny? - wyglądała na zainteresowaną tematem. Szybko spuściła z tonu i wyprostowała się, posyłając dziewczynie przepraszający uśmiech.
- Wybacz. Czasami zbytnio wtykam nos w nie swoje sprawy. - zachichotała drapiąc się po tyle głowy.
Ich rozmowa przedłużała się, ale Iris nie czuła się zmęczona towarzystwem Opętanej. Tulka była naprawdę bardzo sympatyczną osobą, z tendencją do pakowania się w kłopoty co prawda, ale Baśniopisarka miała wrażenie, że wielu nie doceniało jej intelektu i siły, którą w sobie nosiła. Nie była już dzieckiem i było to widoczne zarówno w jej wyglądzie jak i słyszalne w głosie, którym operowała naprawdę dobrze, wygłaszając bystre uwagi. Książę Vaele potraktował ją podle, ale Iris wierzyła, że Julia nie zignoruje jego beznadziejnego zachowania. Coś czuła, że rogaczowi się oberwie, w ten czy inny sposób.
- Czyli jesteśmy umówione! - potwierdziła po czym spojrzała na drzwi, kiedy skrzydlata wspomniała o panu Gawainie i pijanym Arystokracie - Połowa pewnie leży już pod stołami, nie musimy się nimi przejmować. Muzyka wciąż gra dlatego jeśli tylko masz ochotę, możemy wrócić na salę. - uśmiechnęła się szczerze - Niekoniecznie by pić, możemy na przykład razem zatańczyć. Co sądzisz? Nie potrafię dobrze tańczyć, ale chętnie pobrykam z tobą do jakiejś fajnej melodii. Mogłybyśmy poprosić Efrana, mojego pokładowego medyka, by zagrał nam coś ładnego. - wstała gotowa do wyjścia i podeszła do drzwi, chwytając za klamkę - Oczywiście... jeśli chcesz. - dodała speszona swoim nadmiarem energii. Nie była pewna czy Julii spodoba się taka forma zabawy, ale kto powiedział, że powinny przesiedzieć w kąciku, nie wchodząc w drogę facetom? One też miały prawo się zabawić. Na swoich warunkach.
Pewnie dlatego tak doceniała wszystko to, co otrzymała od Larazirona, wszystko co spotkało ją tutaj, w jego zamku. Dopiero tutaj doświadczyła bezinteresownej dobroci, ponownie nauczyła się śmiać i doceniać proste przyjemności. Każdego dnia budziła się z myślą, że już nie może się doczekać co przyniesie dzień.
Jednocześnie... tęskniła do uczucia. Często wieczorami siadała na łóżku i patrzyła na płomień świecy zastanawiając się czy kiedykolwiek dane będzie jej powiedzieć Vyronowi co do niego czuje. Wiedziała, że była to jedynie kwestia jej odwagi, lecz mimo tej świadomości nie potrafiła się zdobyć na pierwszy krok.
- To bardzo dobry pomysł! - podchwyciła - Panu Welesowi na pewno będzie łatwiej gdy dostanie projekt biżuterii. Ja sama nie wiem na co się zdecydować, ale jeśli ty masz już pomysł, to super! - klasnęła w dłonie - Teraz jeszcze bardziej chcę tam z tobą iść. Jestem ciekawa tych kolczyków!
Gdy rozmawiały o ubiorze, Baśniopisarka zauważyła rumieniec na twarzy skrzydlatej, gdy wyraziła swoją opinię. Styl piratki średnio jej pasował, ale gdyby ubrać ją w coś bardziej... kobiecego?
- Tydzień?! - kobieta zrobiła wielkie oczy i uśmiechnęła się szeroko - No no, jestem pod wrażeniem! - szturchnęła ją przyjacielsko, aby Julia spojrzała w jej stronę - Wiesz, nie chciałabym wyjść na wścibską... ale powiedz coś więcej! Jaki jest? No wiesz, to raczej typ dominatora czy ten delikatny? - wyglądała na zainteresowaną tematem. Szybko spuściła z tonu i wyprostowała się, posyłając dziewczynie przepraszający uśmiech.
- Wybacz. Czasami zbytnio wtykam nos w nie swoje sprawy. - zachichotała drapiąc się po tyle głowy.
Ich rozmowa przedłużała się, ale Iris nie czuła się zmęczona towarzystwem Opętanej. Tulka była naprawdę bardzo sympatyczną osobą, z tendencją do pakowania się w kłopoty co prawda, ale Baśniopisarka miała wrażenie, że wielu nie doceniało jej intelektu i siły, którą w sobie nosiła. Nie była już dzieckiem i było to widoczne zarówno w jej wyglądzie jak i słyszalne w głosie, którym operowała naprawdę dobrze, wygłaszając bystre uwagi. Książę Vaele potraktował ją podle, ale Iris wierzyła, że Julia nie zignoruje jego beznadziejnego zachowania. Coś czuła, że rogaczowi się oberwie, w ten czy inny sposób.
- Czyli jesteśmy umówione! - potwierdziła po czym spojrzała na drzwi, kiedy skrzydlata wspomniała o panu Gawainie i pijanym Arystokracie - Połowa pewnie leży już pod stołami, nie musimy się nimi przejmować. Muzyka wciąż gra dlatego jeśli tylko masz ochotę, możemy wrócić na salę. - uśmiechnęła się szczerze - Niekoniecznie by pić, możemy na przykład razem zatańczyć. Co sądzisz? Nie potrafię dobrze tańczyć, ale chętnie pobrykam z tobą do jakiejś fajnej melodii. Mogłybyśmy poprosić Efrana, mojego pokładowego medyka, by zagrał nam coś ładnego. - wstała gotowa do wyjścia i podeszła do drzwi, chwytając za klamkę - Oczywiście... jeśli chcesz. - dodała speszona swoim nadmiarem energii. Nie była pewna czy Julii spodoba się taka forma zabawy, ale kto powiedział, że powinny przesiedzieć w kąciku, nie wchodząc w drogę facetom? One też miały prawo się zabawić. Na swoich warunkach.
#ff0066
- Załoga Iris (NPC):
- Starszy oficer - Varn Celtigar (Marionetkarz) #993399
- Oficer wachtowy - Carden Vass (Cień) #990066
- Oficer nawigacyjny - Nazaari (Strach)
- Oficer ratowniczy - Efran Pyle (Kapelusznik) #9933ff
- Kucharz okrętowy - Miltar Seral (Senna Zjawa) #3300cc
Gif :
Godność :
Gawain Keer
Wiek :
Wygląda na około 30 lat.
Rasa :
Cień
Wzrost / Waga :
183 cm / 76 kg
Znaki szczególne :
Czarne twardówki oczu, bursztynowe tęczówki, cienka blizna na brodzie od lewego kącika ust
Pod ręką :
klucz do domu Yako i mieszkania, pieniądze // Event:
Broń :
Nóż ceramiczny, sztylet, kusza
Zawód :
Najemnik do prac wszelakich, zielarz
Specjalne :
Administrator, Strażnik toku fabuły
GawainDręczyciel
Re: Zamek Himmelhof
Nie 4 Cze - 18:55
Nie 4 Cze - 18:55
Widząc ogrom smutku, zapragnął powiedzieć cokolwiek, lecz głos uwiązł mu w gardle. Czym miałby pokrzepić pogrążonego w wiekowym żalu Upiornego, który w dodatku miał rację, że Cień zyskał potężną broń? "Nie martw się, stary, jakoś to będzie" lub podobnym beznadziejnym powiedzonkiem? Wygrał kolejną bitewkę, zyskując poczucie, że zrównał się z nim w Grze. Mniejszej, za to ich własnej. Czas pokaże jak dużo lub mało znaczącej.
Dzika satysfakcja, jaka jeszcze chwilę temu nadawała Keerowi drapieżności zanikła, zastąpiona zadumą. Musiał wziąć się w garść, zacząć działać, a nie roztrząsać znaczenie Aeronowych grymasów. Jak na złość stawy jakby skamieniały i odmówiły płynności ruchów. Czuł się obserwowany, ot co. Niewypowiedziane myśli napierały z każdej strony dodatkowo zmieszane z rosnącym wstydem. Po cholerę dał się tak ponieść?! Co z tego, że za pocałunkami nie kryło się żadne głębsze uczucie, skoro nadal kłębiła się w nim niezrozumiała fascynacja, której dopiero co pofolgował? Sprowokował sam siebie? Przelotnie spojrzał na swoje oblicze w lustrze wody. Nie raczyło odpowiedzieć.
Z ulgą przyjął bierność Vaele, która ułatwiła dosłownie wszystko. Nie wykłócał się, nie szarpał, nie robił scen, tylko grzecznie szedł za nim. Może sam powinien spuścić z tonu i dać się czasem poprowadzić, choćby po to, żeby nie być tak irytującym zleceniobiorcą? Oczywiście na tyle, na ile uznałby to za bezpieczne.
Jedno zerknięcie na Aerona wystarczyło. Facet był wykończony. Gawain starał się nie gapić na jego rozbieranki, lecz wolał, by Upiorny za sprawą pecha i czystego przypadku nie wywinął orła i nie uderzył się w głowę ze skutkiem śmiertelnym w obecności zabójcy, porywacza i kim go tam jeszcze mianował, w roli jedynego świadka. Zresztą, jeśli miał doprowadzić sprawę do końca, naogląda się go jak żebraków na ulicach. Już odwracał wzrok od półnagiej sylwetki Ciernia, gdy jego oko przyciągnął tatuaż zdobiący znaczną część pleców...
Róża...otoczona cierniami.
Zaschło mu w gardle, usta zacisnął w wąską kreskę, by zatrzymać pchające się na nie siarczyste przekleństwo. Gdyby tylko miał o tym pojęcie wcześniej, inaczej by to rozegrał. Nie tak obcesowo. Miał szczerą nadzieję, że Aeron rozumiał wytatuowany symbol tak samo jak on i nie poczuł się w żaden sposób urażony. Patrząc na jego historię, troski, to co mówił o miłości i samo znaczenie kwiatu róży, powinno tak być. Prawda? Czy to na dźwięk tych słów tak posmutniał? Keer nie miał problemu z dojrzeniem blizn nawet z tej odległości. Tylko czemu Cierń zdecydował zakryć je właśnie tym malunkiem... Czyżby było już za późno?
Spuścił wrok i potarł skroń. Wypił dużo, ale chyba będzie musiał więcej. Pocałunki, tatuaże, emocje w ogóle. Za dużo dzisiaj tego wszystkiego. Przygotował się do krótkiej drzemki. Zdjął ciężki pas i buty, przy czym z drugim męczył się dłużej. Wszystko przez wcale niemały nóż, który miał w cholewie. Rozmasował łydkę, na której czuł, że odcisnęła się rękojeść. Oby po powrocie znalazł czas na dopasowanie wszystkich elementów.
Potrząsnął rdzawymi skrzydłami, okrywając się szczelniej, a jego rozszerzone źrenice błysnęły jasną zielenią na Aerona.
- Dobranoc. - odrzekł na podziękowania i zamknął oczy zaraz za brunetem. Zażenowały go te słowa. Wydały się nie na miejscu, lecz to był wyłącznie jego problem, że nie było za co dziękować.
Uchylił jeszcze powiekę, gdy Aeron się zwinął się pod kołdrą. Odczekał aż jego oddech się wyrówna i pogłębi, po czym podszedł do okna. Wyciągnął skręta i obracał go między palcami, aż w końcu odpalił go od zapałki, by po chwili zmóc rozkoszować się ziołową, aromatyczną mieszanką. Kocimiętką, szałwią, melisą i chmielem. Potrzebował rozluźnić mięśnie i uspokoić skołatane nerwy. Zająć czymś dłonie. Dzień dostarczył tygodniowej dawki wrażeń i z trudem układał je sobie w głowie. Dogasił skręta. Na myśli pomoże jedynie sen.
Obudził go niesamowity ziąb i twarda ściana za nim. Przetarł powieki i stwierdził, że przyczyną takiego stanu rzeczy było zużycie ładunku Amoralasa a co za tym idzie, brak skrzydeł. Młoda noc zawładnęła nieboskłonem. W oddali nadal dał się słyszeć chichot gości zagłuszający muzykę. Przez chwilę wbijał swe dziwaczne oczy w Aerona, po czym ubrał się, zamknął okno i stanął nad nim. Początkowo jedynie wpatrywał się tępo przed siebie, by po paru minutach zniknąć.
[Z/T]
Dzika satysfakcja, jaka jeszcze chwilę temu nadawała Keerowi drapieżności zanikła, zastąpiona zadumą. Musiał wziąć się w garść, zacząć działać, a nie roztrząsać znaczenie Aeronowych grymasów. Jak na złość stawy jakby skamieniały i odmówiły płynności ruchów. Czuł się obserwowany, ot co. Niewypowiedziane myśli napierały z każdej strony dodatkowo zmieszane z rosnącym wstydem. Po cholerę dał się tak ponieść?! Co z tego, że za pocałunkami nie kryło się żadne głębsze uczucie, skoro nadal kłębiła się w nim niezrozumiała fascynacja, której dopiero co pofolgował? Sprowokował sam siebie? Przelotnie spojrzał na swoje oblicze w lustrze wody. Nie raczyło odpowiedzieć.
Z ulgą przyjął bierność Vaele, która ułatwiła dosłownie wszystko. Nie wykłócał się, nie szarpał, nie robił scen, tylko grzecznie szedł za nim. Może sam powinien spuścić z tonu i dać się czasem poprowadzić, choćby po to, żeby nie być tak irytującym zleceniobiorcą? Oczywiście na tyle, na ile uznałby to za bezpieczne.
Jedno zerknięcie na Aerona wystarczyło. Facet był wykończony. Gawain starał się nie gapić na jego rozbieranki, lecz wolał, by Upiorny za sprawą pecha i czystego przypadku nie wywinął orła i nie uderzył się w głowę ze skutkiem śmiertelnym w obecności zabójcy, porywacza i kim go tam jeszcze mianował, w roli jedynego świadka. Zresztą, jeśli miał doprowadzić sprawę do końca, naogląda się go jak żebraków na ulicach. Już odwracał wzrok od półnagiej sylwetki Ciernia, gdy jego oko przyciągnął tatuaż zdobiący znaczną część pleców...
Róża...otoczona cierniami.
Zaschło mu w gardle, usta zacisnął w wąską kreskę, by zatrzymać pchające się na nie siarczyste przekleństwo. Gdyby tylko miał o tym pojęcie wcześniej, inaczej by to rozegrał. Nie tak obcesowo. Miał szczerą nadzieję, że Aeron rozumiał wytatuowany symbol tak samo jak on i nie poczuł się w żaden sposób urażony. Patrząc na jego historię, troski, to co mówił o miłości i samo znaczenie kwiatu róży, powinno tak być. Prawda? Czy to na dźwięk tych słów tak posmutniał? Keer nie miał problemu z dojrzeniem blizn nawet z tej odległości. Tylko czemu Cierń zdecydował zakryć je właśnie tym malunkiem... Czyżby było już za późno?
Spuścił wrok i potarł skroń. Wypił dużo, ale chyba będzie musiał więcej. Pocałunki, tatuaże, emocje w ogóle. Za dużo dzisiaj tego wszystkiego. Przygotował się do krótkiej drzemki. Zdjął ciężki pas i buty, przy czym z drugim męczył się dłużej. Wszystko przez wcale niemały nóż, który miał w cholewie. Rozmasował łydkę, na której czuł, że odcisnęła się rękojeść. Oby po powrocie znalazł czas na dopasowanie wszystkich elementów.
Potrząsnął rdzawymi skrzydłami, okrywając się szczelniej, a jego rozszerzone źrenice błysnęły jasną zielenią na Aerona.
- Dobranoc. - odrzekł na podziękowania i zamknął oczy zaraz za brunetem. Zażenowały go te słowa. Wydały się nie na miejscu, lecz to był wyłącznie jego problem, że nie było za co dziękować.
Uchylił jeszcze powiekę, gdy Aeron się zwinął się pod kołdrą. Odczekał aż jego oddech się wyrówna i pogłębi, po czym podszedł do okna. Wyciągnął skręta i obracał go między palcami, aż w końcu odpalił go od zapałki, by po chwili zmóc rozkoszować się ziołową, aromatyczną mieszanką. Kocimiętką, szałwią, melisą i chmielem. Potrzebował rozluźnić mięśnie i uspokoić skołatane nerwy. Zająć czymś dłonie. Dzień dostarczył tygodniowej dawki wrażeń i z trudem układał je sobie w głowie. Dogasił skręta. Na myśli pomoże jedynie sen.
Obudził go niesamowity ziąb i twarda ściana za nim. Przetarł powieki i stwierdził, że przyczyną takiego stanu rzeczy było zużycie ładunku Amoralasa a co za tym idzie, brak skrzydeł. Młoda noc zawładnęła nieboskłonem. W oddali nadal dał się słyszeć chichot gości zagłuszający muzykę. Przez chwilę wbijał swe dziwaczne oczy w Aerona, po czym ubrał się, zamknął okno i stanął nad nim. Początkowo jedynie wpatrywał się tępo przed siebie, by po paru minutach zniknąć.
[Z/T]
- Ekwipunek:
- Animicus, Blaszka Zmartwienia, Bolerko Niewidko (4/2 p.),Bransoleta Tropimyszki, Bursztynowy Kompas, Czarodziejska Wstęga, Fiolka Chowańca x2, Gwizdek prześladowcy (5 p.), Kamień duszy (b. biała), Kosmata Brosza, Krwawa Broszka, Makros, Maska Vin'tharnu, Różdżka Zepsucia, Srebrny Amoralas (4/3 p.), Strachliwy Topór Katowski, Sovenox (do fabularnej aktywacji), Syrenia Łza, Tchnienie Muzy (sztukmistrzostwo), Tęczowa Różdżka, Widmo-Ra
- Aktualny ubiór:
- Fabuła: Szmaragdowa, satynowa koszula z onyksowymi guzikami; pas z plecionej skóry z zielonymi chwostami; grafitowe spodnie wpuszczone w wysokie buty; czarna chokha z rozciętymi rękawami, z wyszytymi rombami w kolorze bladego złota //Misja: Mundur SCR
Gif :
Wiek :
Wizualnie 18
Rasa :
Opętaniec
Wzrost / Waga :
173 cm
Znaki szczególne :
blizna na prawej brwi, dwubarwne prawie oko, lekko poszarpane prawe ucho, tatuaż na lewym nadgarstku, skrzydła o dwóch różnych kolorach
Pod ręką :
notatnik, długopis
Broń :
2 Pufery
Zawód :
Lekarz Pierwszego Kontaktu
TulkaNieaktywny
Re: Zamek Himmelhof
Nie 30 Lip - 21:05
Nie 30 Lip - 21:05
Przytaknęła jej głową na potwierdzenie. Faktycznie. W końcu Świecie Ludzi istniało dokładnie takie samo powiedzenie. Ale naprawdę następny taki list będzie miała ochotę schować w kominku po czym zapomnieć, że tam jest i rozpalić w nim. Albo wcisnąć to "przypadkiem" między zęby Leviego. W końcu też zieje ogniem. Mogłoby mu się kichnąć czy coś. Każdemu się zdarza. Była zdenerwowana. Przyjechała tutaj na przyjacielską prośbę, a jest traktowana z góry jakby była jego służącą. Gdyby nie Batul i to w jakim była stanie, już by wróciła do domu. Przytuliła się do ukochanego i udawała, że jej nie ma. Zaszyła się w swoim domku, ale nie mogła tego zrobić. Nie mogła porzucić biednej Batul, póki ta nie wyjdzie zdrowotnie na prostą. Przynajmniej jeśli chodzi o zdrowie fizyczne. Z psychicznym może być o wiele gorzej.
Uśmiechnęła się. Widać są jakieś plusy tego, że tutaj przyjechała. Może będzie miała trochę babskiego czasu. Chyba....czasem trzeba! Zachichotała - nic niezwykłego. Łezki z turkusami - przyznała i podrapała się za uszkodzonym uchem - mają dla mnie znaczenie....ponieważ dostałam je od wujka....kilka miesięcy temu dowiedziałam się, że to nie wujek - zagryzła dolną wargę - tylko mój prawdziwy ojciec.... - pogładziła się po gipsie - przybył do Krainy szukać mojej siostry...przypadkiem natrafił na mnie....siostra zaginęła ponownie, ale on został, zaczął pracować w Klinice więc...miło byłoby mieć znów to kolczyki. Wiem, że to nie te same....ale symbol by został....
Za późno zorientowała się, że powiedziała za dużo i zmieniła się w rudego, lisiego pomidora. Położyła po sobie uszy i lekko się skuliła - on...byłby do tego zdolny - przyznała, zagryzając lekko dolną wargę. Co miała jej odpowiedzieć? Pierwszy raz miała tak...intymną rozmowę z kimś - to....to zależy od dnia....raz dominuje....bardzo a raz...daje mi dominować, zależy od czasu dnia....od tego na co ja mam ochotę - zaśmiała się wyraźnie zakłopotana tym tematem. W końcu ile miała....16 lat i właśnie rozmawiała z o wiele starszą od siebie kobietą...no...wizualnie ich wiek się wiele nie różnił, ale jaka była prawda?
Pokręciła głową - nic nie szkodzi - uśmiechnęła się szczerząc wrednie swoje lisie ząbki - jak już do czegoś dojdzie z twoim....wymarzonym to masz się ze mną podzielić - puściła jej oczko - poza tym....chyba każdy czasem potrzebuje takiej...babskiej rozmowy - podrapała się za uchem - przyznaję....że to moja pierwsza taka - dodała jeszcze.
Przytaknęła z entuzjazmem. Miło tak móc się z kimś spotka. Poplotkować, bez zobowiązań, bez pracy. Po prostu.... pogadać.
Zaśmiała się - chętnie - przyznała wstając - chętnie spróbuję coś innego niż szampan, wino czy kakao z rumem - pokazała jej języczek i wyciągnęła do niej zdrową rękę - tylko ostrzegam, ja raczej nie mam tak silnej głowy - wzruszyła ramionami - pod niektórymi względami dopiero wchodzę w świat dorosłych - dodała jeszcze i pociągnęła Iris w stronę sali biesiadnej. Chyba potrzebowała się zrelaksować.
Uśmiechnęła się. Widać są jakieś plusy tego, że tutaj przyjechała. Może będzie miała trochę babskiego czasu. Chyba....czasem trzeba! Zachichotała - nic niezwykłego. Łezki z turkusami - przyznała i podrapała się za uszkodzonym uchem - mają dla mnie znaczenie....ponieważ dostałam je od wujka....kilka miesięcy temu dowiedziałam się, że to nie wujek - zagryzła dolną wargę - tylko mój prawdziwy ojciec.... - pogładziła się po gipsie - przybył do Krainy szukać mojej siostry...przypadkiem natrafił na mnie....siostra zaginęła ponownie, ale on został, zaczął pracować w Klinice więc...miło byłoby mieć znów to kolczyki. Wiem, że to nie te same....ale symbol by został....
Za późno zorientowała się, że powiedziała za dużo i zmieniła się w rudego, lisiego pomidora. Położyła po sobie uszy i lekko się skuliła - on...byłby do tego zdolny - przyznała, zagryzając lekko dolną wargę. Co miała jej odpowiedzieć? Pierwszy raz miała tak...intymną rozmowę z kimś - to....to zależy od dnia....raz dominuje....bardzo a raz...daje mi dominować, zależy od czasu dnia....od tego na co ja mam ochotę - zaśmiała się wyraźnie zakłopotana tym tematem. W końcu ile miała....16 lat i właśnie rozmawiała z o wiele starszą od siebie kobietą...no...wizualnie ich wiek się wiele nie różnił, ale jaka była prawda?
Pokręciła głową - nic nie szkodzi - uśmiechnęła się szczerząc wrednie swoje lisie ząbki - jak już do czegoś dojdzie z twoim....wymarzonym to masz się ze mną podzielić - puściła jej oczko - poza tym....chyba każdy czasem potrzebuje takiej...babskiej rozmowy - podrapała się za uchem - przyznaję....że to moja pierwsza taka - dodała jeszcze.
Przytaknęła z entuzjazmem. Miło tak móc się z kimś spotka. Poplotkować, bez zobowiązań, bez pracy. Po prostu.... pogadać.
Zaśmiała się - chętnie - przyznała wstając - chętnie spróbuję coś innego niż szampan, wino czy kakao z rumem - pokazała jej języczek i wyciągnęła do niej zdrową rękę - tylko ostrzegam, ja raczej nie mam tak silnej głowy - wzruszyła ramionami - pod niektórymi względami dopiero wchodzę w świat dorosłych - dodała jeszcze i pociągnęła Iris w stronę sali biesiadnej. Chyba potrzebowała się zrelaksować.
Gif :
Godność :
Vyron Laraziron
Wiek :
Wygląda na 30 lat
Rasa :
Upiorny Arystokrata
Wzrost / Waga :
182 cm / 76 kg
Pod ręką :
Sakiewka z pieniędzmi, sakiewka z kryształowym pyłem, oprawiony klejnot "Tchnienie Muzy", pałasz, rewolwer czarnoprochowy typu Le Mat, sztylet w cholewie buta.
Broń :
Pałasz, rewolwer typu Le Mat, sztylet w bucie
Zawód :
Dręczyciel ludu pracującego i pasożyt społeczny
Specjalne :
Mistrz Gry
VyronDemoniczny Książę
Re: Zamek Himmelhof
Nie 10 Wrz - 12:57
Nie 10 Wrz - 12:57
+18 - W TREŚCI POSTA POJAWIAJĄ SIĘ SŁOWA POWSZECHNIE UZNAWANE ZA WULGARNE.
Jedna myśl. Szybka jak rozbłysk wystrzału przeszła przez jego myśłi.
Dotarło to do niego w chwili gdy miał wywołać ducha i kontynuować zabawę. Zdał sobie jednak nagle sprawę z tego, że taka okazja jak ta drugi raz się nie powtórzy! A życie nauczyło go tego, że w takich wypadkach korzysta tylko ten, który się ośmieli działać szybko i zdecydowanie!
Zeskoczył ze stołu i ignorując wszystko i wszystkich wkoło opuścił salę.
Viridian oczy miał szeroko otwarte, źrenice rozszerzone, a oddech był szybki i płytki. W głowie kłębiły mu się setki jeśli nie tysiące myśli, a żadnej z nich, nawet przy dużej dozie dobrych chęci, nie można było nazwać dobrą, sprawiedliwą czy łagodną. Żądza zemsty walczyła o lepsze z rozwagą i wszystko wskazywało na to, że ta pierwsza wygrywała to nierówne starcie. Choć, prawdę mówiąc, w tym jednym przypadku błędem było nazywanie tego, co działo się w jego głowie, walką. Najbardziej obrazowo można by to określić jako gwałt na ślepej sierocie, w rolę której wcieliła się rozwaga.
- Sabrek! Do mnie! – krzyknął, jak tylko znalazł się w pustym, szerokim korytarzu odpowiednio daleko od sali, w której trwało przyjęcie. Na tyle daleko, by żadni przypadkowi „szwędacze” ani wychodzący na przysłowiowe „odcedzenie kartofelków” imprezowicze nie mogli go usłyszeć ani zobaczyć.
- Na rozkaz mój Panie - cichy, nieco syczący i zimny jak lód głos dobiegł zza jego pleców.
Arystokrata odwrócił się i spojrzał w twarz ciemnowłosego mężczyzny stojącego kilka kroków za nim. Gdyby Sabrek nie był po jego stronie, stanowiłby zagrożenie, które natychmiast powinno się wyeliminować. Całe szczęście było inaczej.
- Słuchaj mnie uważnie. Weźmiesz pięciu najlepszych żołnierzy i luzaka. Co koń wyskoczy, samoszóst pojedziesz do Kliniki w Mieście Lalek. Odszukasz w niej niejakiego Bane’a Blackburna - ... – głos na chwilę uwiązł w jego gardle, ale po chwili powrócił podszyty nienawiścią - van Wassenaer i przywieziesz tu kurwiego syna w pętach.
- Tak jest! - odpowiedział krótko mężczyzna w czerni i zieleni a na jego twarzy pojawił się zły, okrutny uśmieszek.
- Sabrek! On ma być żywy i mało uszkodzony, rozumiesz?!
- Rozumiem … - skinął głową Sabrek, choć widać było, że to ostatnie polecenie ewidentnie nie jest mu w smak – Jeśli mogę, to o naukę proszę …
- Pytaj ...
- Co zamierzasz z nim uczynić, Panie?
- Polowałeś kiedyś na tutejsze niedźwiedzie?
- Oczywiście ...
- Wiesz jak się wciąga niedźwiedzicę z leża wprost w pułapkę?
- Najłatwiej to zrobić łapiąc i dręcząc jej młode … - powiedział spuszczając głowę i patrząc na swoje ręce
- Dokładnie tak … Widzisz, od trzydziestu lat nie interesowałem się posiadłością Drosselmeierów. Byłem głupi i ślepy! Nie przyszło mi do głowy, że Tiberius van Wassenaer może spróbować uwić tu sobie gniazdo. A tu proszę! Wychodzi na to, że kurwi syn nie tylko uwił gniazdo, ale też złożył pierdolone jaja, a dokładniej jedno jajo, które teraz zamierzam wykorzystać. W końcu syn z wyboru musi być cenniejszy niż ten z przypadku …
- Rozumiem, mój Panie! - powiedział Szklany z uśmiechem na twarzy podnosząc głowę i ponownie spoglądając na Viridiana, a w chwili gdy to uczynił cofnął się pół kroku.
Oczy Viridiana wypełniła bezbrzeżna nienawiść i szaleństwo, zęby miał zaciśnięte do granic, a w kącikach ust pojawił się piana. Oddychał szybko a jego dłonie zaciskały się w pięści z taką siłą, że aż kłykcie pobielały. Gdy się odezwał, jego głos ociekał nienawiścią, żądzą mordu, wściekłością i pasją, której Sabrek nie bardzo umiał pojąć.
- Zatem przywieziesz mi tu, do Himmelhofu, jego syna, tego całego Bane’a, a ja będę go męczył. Będę go katował i pastwił się nad nim tak, że jego pełne bólu i żałości wycie wypełni całe Kryształowe Pustkowia. Będę go kaźnił tak długo, aż zjawi się tu Tiberius by z ustami pełnymi lepkiej pokory błagać mnie o dobicie jego syna. A wtedy nareszcie zabiorę się za niego!
Grymas wściekłości oszpecił twarz Arystokraty a jego zęby zaczęły trzeć o siebie z taką siłą, że dało się to usłyszeć w pałacowym korytarzu.
- Za to co mi odebrał! - wyszeptał - Za to czego mnie pozbawił! Za Światło mojego Świata! Za Pieśń mojej Drogi! Za moje dziecko! Za Fiolet i Zieleń! Za Zoisyt! – gdy wypowiadał ostatnie słowa, po policzkach płynęły mu łzy. Wielki Książę płakał choć sam nie wiedział czy z wściekłości czy ze szczęścia.
Sabrek spuścił głowę i odruchowo cofnął się. Milczał. To była ta chwila, w której lepiej było milczeć. Znał swojego Pana aż nazbyt dobrze. Jedno niebaczne słowo, jeden gest i jego głowa mogła znaleźć się na pice przy Wielkiej Bramie.
Vyron odwrócił się i oparł głowę o chłodną, kamienną ścianę korytarza. Zimno i stabilność ściany sprawiała, że nerwy i rozgorączkowanie zaczęły opadać.
- Ruszaj. Nie masz ani chwili do stracenia. – wyszeptał
W odpowiedzi na jego słowa usłyszał jedynie szybki stukot podkutych butów na kamiennej posadzce. Spojrzał kątem oka w miejsce gdzie przed chwilą stał jego rozmówca, ale tego już tam nie było. Jedyne co dostrzegł to róg czarno-zielonej peleryny znikający za załomem korytarza.
Zamknął oczy. Był tylko on i chłód ściany. Zimny spokój, stałość i opanowanie.
Starał się oddychać głęboko i powoli. Wdech. Wydech. Raz za razem. Tak jak podczas ćwiczeń szermierki.
Stał tak i stał, aż cieknący czas czas zlał się w jeden nurt. Ile go minęło? Nie miał pojęcia, ale przecież nigdzie się nie spieszył.
- Szefie? – cichutkie, dobiegające gdzieś spod sklepienia, pytanie sprawiło, że uniósł głowę.
- Widzę, że doszedłeś już do siebie, Kazik?
- Tak, Szefie – mały, kosmaty kształt spłynął z góry, uczepił się jego pleców i z cichymi sapnięciami zaczął wspinać się na ramię - Długo cię nie było Szefie. Część gości opuściła już salę, część jeszcze pije a część leży pod stołami. – powiedział, zdając szybki raport na temat tego co się działo pod jego nieobecność.
- Dziekuję. – wyszeptał Viridian sięgając dłonią do ramienia i palcem głaszcząc ciepłe, puchate stworzonko. W odpowiedzi usłyszał tylko piśnięcie i coś na kształt pomruku zadowolenia, który jednak szybko umilkł.
- Och Szefie, gdybyś tak był Panią Iris i posmyrał mnie tym palcem odrobinę niżej ...
- Kazik, do chuja babki wuja! Zdecydowanie doszedłeś już do siebie!
Cichy, piskliwy śmiech, a raczej chichot poniósł się po pałacowym korytarzu
- No przecież powiedziałem, że tak. – odpowiedział Kapeluterek - Tak swoją drogą byłem przy rozładunku … Kim jest ten powykręcany gość w krysztale?
- Taki tam chuj z pustyni. Dożywotni jeniec można by rzec.
- A skoro jesteśmy przy chujach! Nie wiem czy wiesz, ale jakiś czarny jak asfalt chuj zalągł ci się w jednej z klatek. Siedzi, warczy, ryczy, zębami kłapie i pluje dookoła. Chciałem z nim pogadać, uspokoić go trochę, to podleciałem i mówię do niego grzecznie „Czego się kurwa wydzierasz, pokrako pierdolona?! Wyglądasz jak czarne gówno, śmierdzisz jak gówno, ale od gówna różnisz się tym, że wydajesz odgłosy. Czym ty kurwa jesteś, czarna gnido?!”, a ten cham dziki i zbuntowany jak nie skoczy na ścianę klatki! Jak nie zacznie ryczeć i kłapać zębami! To poprosiłem grzecznie „Zamknij kurwa mordę czarna srako bo szczury ogłuchną i myszy spierdolą!” a ten dalejże, łapy do mnie wyciąga i coś bełkocze. To mu mówię ...
- Rzecz jasna grzecznie?
- Oczywiście, kurwa, że grzecznie! Przecież nie jestem jakiś jebanym ordynusem tylko szlachetnym Kapeluterkiem. Zatem mówię mu „Co ty tam pierdolisz czarna srako? Ni chuja nie rozumiem twojego bełkotu. Naucz się mówić normalnie!”
- Kazik … przywieźliśmy tę istotę z pustynnego burdelu. Nie wiem czym to jest ani co przeszło. Okaż trochę zrozumienia.
- Znaczy się, że oni go tam, na tej pustyni, cedzili w kukułę?
- Nie mam pojęcia co mu robili...
- To może on się tak drze bo mu się chuja chce? Wiesz co Szefie, to ja polecę z nim pogadać i sprawdzę. – zapiszczał uradowany stworek, po czym zeskoczył ramienia i trzepocząc skrzydełkami zaczął się oddaląć
- Kazik! Tylko ...
- Tak, tak. „Tylko grzecznie”. – zapiszczał i zniknął w ciemnościach
Vyroon patrzył w ślad za nim z otwartymi ustami, ale z głębi pałacowych korytarzy nie było słychać już absolutnie nic.
- Nie to chciałem powiedzieć ...
Westchnął ciężko, przetarł twarz dłonią. Tak właściwie to miał zamiar podarować tego czarnego stwora Pani Admirał, ale … No właśnie, co „ale”?
Potrząsnął głową łapiąc się na tym, że myśląc o Pani Admirał najpierw pomyślał o zgrabnym tyłku opiętym przez białe, mundurowe spodnie, a potem o całkiem kształtnych piersiach. Oj, chyba za mało wypił. A może jednak za dużo?
Powrócił do sali w chwili gdy zabawa już z wolna dogasała. Większość jej uczestników albo faktycznie leżała pod stołami zalana w trupa ( tego, że nie byli martwi dowodził żywy smród alkoholu i produktów ubocznych pijaństwa), albo siedziała jeszcze przy stołach, albo już opuściła salę. Wyglądało na to, że na sali nie było już ani Pani Admirał, ani Aerona z Gawainem ani doktor Julii Renard.
Usiadł zatem przy stole sam, wyciągnął nogi przed siebie, nalał sobie solidny kielich trunku i opróżniwszy go jednym haustem, ponownie napełnił.
Ogary poszły w las. Pozostało tylko czekać na to, kiedy powrócą z pochwyconą zdobyczą.
Gif :
Godność :
Iris
Wiek :
Wizualnie 25 lat
Rasa :
Baśniopisarz
Wzrost / Waga :
175/70
Znaki szczególne :
Zmieniające kolor włosy i oczy.
Pod ręką :
Zwój papieru, pędzel i czarny tusz. Sakiewka z pieniędzmi. Broń.
Broń :
Bat.
Zawód :
Admirał Floty Wielkiego Księcia Larazirona
Stan zdrowia :
Zdrowa.
IrisPonury Komediant
Re: Zamek Himmelhof
Pon 18 Wrz - 19:41
Pon 18 Wrz - 19:41
Zamyśliła się na chwilę. Posiadanie pamiątki po poprzednim życiu nie powinno być niczym złym, a jednak ona wyznawała nieco inne reguły. Było to spowodowane tym, czego doświadczyła, tym co zostawiła już dawno za sobą. Jedna nieproszona myśl wkradła się na chwilę do jej głowy i sprawiła, że w oczach Baśniopisarki pojawiła się nieproszona wilgoć.
Jak wyglądałoby jej życie, gdyby wtedy Terry nie wyrzucił jej z domu? Może... może jakoś wspólnie pogodziliby się ze stratą dziecka. Może zaczęliby od nowa. Spokojnie, we własnym tempie. Malowałaby obrazy siedząc na piętrze ich wspólnego domu...
Szybko przetarła oczy, śmiejąc się zawstydzona. Chociaż usilnie chciała przegonić gorzkie myśli, te pozostawiły za sobą cienie, które odbijały się w głowie kobiety echem nigdy nie zadanych pytań.
Czy gdyby tej nocy nie postanowiła usiąść pod drzewem... Gdyby nie spotkała zielonookiego mężczyzny...
Te wspomnienia były dobre. Piękne. Wlały w jej serce ciepło, które starała się pielęgnować odkąd zamieszkało w nim na nowo. Uśmiechnęła się do Tulki pięknym, wzruszonym uśmiechem, ścierając łzę która postanowiła spłynąć po jej policzku.
- To naprawdę piękne... to co mówisz. - powiedziała cicho - Tym bardziej musimy iść do pana Welesa, by wykonał te łezki. - dodała po czym... pochyliła się by ją mocno przytulić. Czy chciała jej dodać otuchy? A może samej sobie. Ona też miała coś, co przypominało jej o pięknych chwilach: niewielki naszyjnik z zielonym kryształem, który przypominał jej o nocy, kiedy spotkała księcia Larazirona. Kiedy postanowił usiąść obok brudnej, smutnej dziewczyny, otoczyć ją ramieniem i zbudować nad ich głowami dach z kryształu, by uchronić ich obojga przed deszczem.
Czy kiedykolwiek będzie zdolna mu podziękować za wszystko, co uczynił? Marzyła o... Nie, on nie będzie nią zainteresowany. Nie Iris, ma przecież swoją ukochaną, czyż nie? Widywała go czasami gdy zachodził w rejony zamku do których bała się wędrować. W półmroku odnajdywała jego twarz, pełną bólu i tęsknoty.
Może gdyby udało jej się ją zastąpić. Dać mu namiastkę... Sprawić, by poczuł się tak, jakby była przy nim. Zrobić wszystko, by jego uśmiech był prawdziwy a w oczach pojawiła się iskra szczęścia. Ta sama... którą podarował jej, gdy dał jej nowe życie.
Gdy Baśniopisarka wspomniała o jej partnerze, Tulka zaczerwieniła się na co Iris zaśmiała się wesoło. Tematy związków i wszystkich związanych z nimi zakulisowych spraw zawsze były ciekawe i kobieta lubiła patrzeć na reakcję innych. Sama była w tym temacie dość wyzwolona... kiedyś. Dawno temu.
Na koniec położyła na jej głowie dłoń, dokładnie między uszami i pogłaskała rude włosy czule. Jak starsza siostra, bo przecież matką być nie mogła.
- Tak, każda z nas potrzebuje czasami takiej rozmowy. - skwitowała - Kiedy kiedyś poczujesz, że musisz się wygadać, pamiętaj o mnie. Będę tu na ciebie czekała, przyjaciółko. - dodała uśmiechając się czule.
Ucieszyła się, że dziewczyna nie ma dość zabawy. Pociągnięta, ruszyła w stronę sali z której nadal dochodziła muzyka, już bez rubasznych śmiechów. Najwidoczniej biesiadnicy naprawdę pospadali już pod stoły.
I tak jak myślała, tak też było, bo gdy dotarły na miejsce zobaczyły, że sala była prawie pusta i tylko kilku niedobitków albo siedziało na krzesłach drzemiąc, albo faktycznie zajmowało zaszczytne miejsce pod stołem. Grajkowie byli znużeni a muzyka wydobywała się z instrumentu znajomego mężczyzny, który na widok Iris uśmiechnął się szeroko, ale nie przerywał śpiewu.
Iris od razu dopadła do jednego ze stołów, chwyciła dzbanek i solidnie z niego łyknęła, podając go nastepnie ze śmiechem dziewczynie. Pociągnęła Tulkę w stronę Efrana.
- Zagraj nam coś skocznego! - zawołała, na co tamten skinął głową i zaczął grać wesołą melodię, która aż podrywała do tańca. Inni muzykanci podjęli utwór i zaczęli grać i śpiewać, sprawiając, że w sali ponownie pojawił się duch zabawy. Iris odebrała dzbanek, odłożyła go na pierwszy lepszy stół po czym porwała Tulkę do tańca, wirując z nią pośród skocznej muzyki i salw śmiechu. Czy kiedykolwiek wcześniej śmiała się tak szczerze? Tak pięknie? Czy pozwoliła sobie na bycie znowu nastolatką? Na czystą zabawę, zapominając o zmartwieniach, o przeszłości, o obowiązkach?
Kręcąc się ze skrzydlatą w tańcu, przytulając ją co chwilę by następnie lekko oddalić od siebie i zakręcić nią w piruecie, kątem oka dojrzała siedzącego w kącie mężczyznę, który postanowił wywalić na stół nogi. Zielone oczy błysnęły jej, gdy odrzuciła włosy mieniące się tęczą. Te oczy.
Przy kolejnej figurze, chwytając jego spojrzenie, śpiewając słowa piosenki, posłała mu najpiękniejszy ze swoich uśmiechów.
Uśmiech czystego szczęścia.
Jak wyglądałoby jej życie, gdyby wtedy Terry nie wyrzucił jej z domu? Może... może jakoś wspólnie pogodziliby się ze stratą dziecka. Może zaczęliby od nowa. Spokojnie, we własnym tempie. Malowałaby obrazy siedząc na piętrze ich wspólnego domu...
Szybko przetarła oczy, śmiejąc się zawstydzona. Chociaż usilnie chciała przegonić gorzkie myśli, te pozostawiły za sobą cienie, które odbijały się w głowie kobiety echem nigdy nie zadanych pytań.
Czy gdyby tej nocy nie postanowiła usiąść pod drzewem... Gdyby nie spotkała zielonookiego mężczyzny...
Te wspomnienia były dobre. Piękne. Wlały w jej serce ciepło, które starała się pielęgnować odkąd zamieszkało w nim na nowo. Uśmiechnęła się do Tulki pięknym, wzruszonym uśmiechem, ścierając łzę która postanowiła spłynąć po jej policzku.
- To naprawdę piękne... to co mówisz. - powiedziała cicho - Tym bardziej musimy iść do pana Welesa, by wykonał te łezki. - dodała po czym... pochyliła się by ją mocno przytulić. Czy chciała jej dodać otuchy? A może samej sobie. Ona też miała coś, co przypominało jej o pięknych chwilach: niewielki naszyjnik z zielonym kryształem, który przypominał jej o nocy, kiedy spotkała księcia Larazirona. Kiedy postanowił usiąść obok brudnej, smutnej dziewczyny, otoczyć ją ramieniem i zbudować nad ich głowami dach z kryształu, by uchronić ich obojga przed deszczem.
Czy kiedykolwiek będzie zdolna mu podziękować za wszystko, co uczynił? Marzyła o... Nie, on nie będzie nią zainteresowany. Nie Iris, ma przecież swoją ukochaną, czyż nie? Widywała go czasami gdy zachodził w rejony zamku do których bała się wędrować. W półmroku odnajdywała jego twarz, pełną bólu i tęsknoty.
Może gdyby udało jej się ją zastąpić. Dać mu namiastkę... Sprawić, by poczuł się tak, jakby była przy nim. Zrobić wszystko, by jego uśmiech był prawdziwy a w oczach pojawiła się iskra szczęścia. Ta sama... którą podarował jej, gdy dał jej nowe życie.
Gdy Baśniopisarka wspomniała o jej partnerze, Tulka zaczerwieniła się na co Iris zaśmiała się wesoło. Tematy związków i wszystkich związanych z nimi zakulisowych spraw zawsze były ciekawe i kobieta lubiła patrzeć na reakcję innych. Sama była w tym temacie dość wyzwolona... kiedyś. Dawno temu.
Na koniec położyła na jej głowie dłoń, dokładnie między uszami i pogłaskała rude włosy czule. Jak starsza siostra, bo przecież matką być nie mogła.
- Tak, każda z nas potrzebuje czasami takiej rozmowy. - skwitowała - Kiedy kiedyś poczujesz, że musisz się wygadać, pamiętaj o mnie. Będę tu na ciebie czekała, przyjaciółko. - dodała uśmiechając się czule.
Ucieszyła się, że dziewczyna nie ma dość zabawy. Pociągnięta, ruszyła w stronę sali z której nadal dochodziła muzyka, już bez rubasznych śmiechów. Najwidoczniej biesiadnicy naprawdę pospadali już pod stoły.
I tak jak myślała, tak też było, bo gdy dotarły na miejsce zobaczyły, że sala była prawie pusta i tylko kilku niedobitków albo siedziało na krzesłach drzemiąc, albo faktycznie zajmowało zaszczytne miejsce pod stołem. Grajkowie byli znużeni a muzyka wydobywała się z instrumentu znajomego mężczyzny, który na widok Iris uśmiechnął się szeroko, ale nie przerywał śpiewu.
Iris od razu dopadła do jednego ze stołów, chwyciła dzbanek i solidnie z niego łyknęła, podając go nastepnie ze śmiechem dziewczynie. Pociągnęła Tulkę w stronę Efrana.
- Zagraj nam coś skocznego! - zawołała, na co tamten skinął głową i zaczął grać wesołą melodię, która aż podrywała do tańca. Inni muzykanci podjęli utwór i zaczęli grać i śpiewać, sprawiając, że w sali ponownie pojawił się duch zabawy. Iris odebrała dzbanek, odłożyła go na pierwszy lepszy stół po czym porwała Tulkę do tańca, wirując z nią pośród skocznej muzyki i salw śmiechu. Czy kiedykolwiek wcześniej śmiała się tak szczerze? Tak pięknie? Czy pozwoliła sobie na bycie znowu nastolatką? Na czystą zabawę, zapominając o zmartwieniach, o przeszłości, o obowiązkach?
Kręcąc się ze skrzydlatą w tańcu, przytulając ją co chwilę by następnie lekko oddalić od siebie i zakręcić nią w piruecie, kątem oka dojrzała siedzącego w kącie mężczyznę, który postanowił wywalić na stół nogi. Zielone oczy błysnęły jej, gdy odrzuciła włosy mieniące się tęczą. Te oczy.
Przy kolejnej figurze, chwytając jego spojrzenie, śpiewając słowa piosenki, posłała mu najpiękniejszy ze swoich uśmiechów.
Uśmiech czystego szczęścia.
#ff0066
- Załoga Iris (NPC):
- Starszy oficer - Varn Celtigar (Marionetkarz) #993399
- Oficer wachtowy - Carden Vass (Cień) #990066
- Oficer nawigacyjny - Nazaari (Strach)
- Oficer ratowniczy - Efran Pyle (Kapelusznik) #9933ff
- Kucharz okrętowy - Miltar Seral (Senna Zjawa) #3300cc
Gif :
Godność :
Gawain Keer
Wiek :
Wygląda na około 30 lat.
Rasa :
Cień
Wzrost / Waga :
183 cm / 76 kg
Znaki szczególne :
Czarne twardówki oczu, bursztynowe tęczówki, cienka blizna na brodzie od lewego kącika ust
Pod ręką :
klucz do domu Yako i mieszkania, pieniądze // Event:
Broń :
Nóż ceramiczny, sztylet, kusza
Zawód :
Najemnik do prac wszelakich, zielarz
Specjalne :
Administrator, Strażnik toku fabuły
GawainDręczyciel
Re: Zamek Himmelhof
Wto 19 Wrz - 10:26
Wto 19 Wrz - 10:26
Cień wbijał spojrzenie szeroko otwartych oczu w skuloną na łożu sylwetkę Upiornego, który nie mógł usłyszeć jego ciężkiego i szybkiego oddechu. Uciekł, ale nadal widział. Tak trudno było odwrócić wzrok od Aerona pożerającego własną matkę. Wybić sobie z głowy ekstatyczne drżenie ciała mężczyzny po ich tańcu. Dziki blask w tęczowych oczach i całkowicie głupią nadzieję, trawiącą Upiornego nie mniej od wspominanych porażek.
Ponoć moja miłość potrafi tylko to... - pomyślał i gwałtownie zamrugał, wycofując się ze snu już całkowicie.
Przygryzł wargę i paroma nerwowymi ruchami przeczesał włosy. Ile Aeron będzie z tego pamiętał? Wyciągnięte z kontekstu urywki snu można było zinterpretować na tyle przeważnie złych sposobów. Tyle pochopnych wniosków…
Trzeba było wchłonąć ten sen! Kutwa! - w zupełnej ciszy pospiesznie zaczął zbierać swoje rzeczy.
Że też dał się namówić! To nie był zwykły sen, a pomieszane z nim wspomnienia. Te najważniejsze, stanowiące o kształcie czyjegoś bytu. Powinien się ich pozbyć. Tak, powinien je zapić czym prędzej! A tego, czego nie zapomni, wyprze się, nawet jeśli Upiorny nie da mu wiary. No chyba, że zechce kontynuować senne wojaże... Co za poroniony pomysł. Zamknął za sobą drzwi komnaty i ruszył z powrotem do sali balowej, rozważając wszystkie za i przeciw. Za żadne skarby świata szalki wagi nie chciały się zrównać. Ciekawość wygrywała.
Keer przystanął na moment i uśmiechnął się do swoich myśli. Ciekawość? Raczej poczucie władzy. Może i nie mógł obecnie pozwolić sobie na podbieranie snów Upiornego, ale jego koszmary były na tyle stabilne a traumy głębokie, że wystarczyła byle historyjka, by poprowadzić Śniącego tam, gdzie tego zapragnął. Vaele pożerający truchło własnej matki było tego najlepszym dowodem.
A co we śnie, prędzej czy później i na jawie. Oczywiście nie w sensie dosłownym. A gdyby Vaele okazał się dostatecznie silny i odważny, kto wie? Może dałby radę mu pomóc i jeszcze coś przy tym zyskać?
Wziął głęboki oddech, by oczyścić głowę z przemyśleń i wkroczył do sali.
Towarzystwo się już przerzedziło, ale jeszcze nikogo nie wypraszano. Rozmowy zamiast dawki rubasznego humoru składały się już prawie wyłącznie z bulgocząco-zawodzących akcentów. Po wystawnych potrawach zostały zaledwie okruszki, ale Keer właśnie znalazł się na uczcie, w której nie mógł uczestniczyć. Aż skręciło go w środku. Nawet te kilka osób denerwowało coraz to głodniejszego Cienia.
Zasiadł przy jednym z wolnych stołów i przysunął do siebie dzban, obserwując Iris i Julię w tańcu. I o ile on przyglądał się tej drugiej, Vyron wyraźnie skupiał się na admirał, co ta zauważyła. Wzdychali do siebie tylko, czy było w tym coś więcej?
Upił parę łyków cierpkiego wina, próbując otrząsnąć się z przeżyć tej nocy. Wesoła melodia po przeklętych chórach brzmiała nijako. Swobodny taniec dziewczyn nijak nie pasował do obrazka. Zwyczajnie zafiksował się na rozdrabnianiu koszmaru Aerona na części pierwsze. Tylko, że ktoś mu to utrudniał. I tą przeklętą osobą był niewinnie śpiący obok wojak.
- Wstawaj! - szturchnął w bok wąsatego faceta na co ten tylko zamruczał.
- Baczność! - wybełkotał i uśmiechnął się, widząc zdecydowaną reakcję. Błękitne oczy panicznie omiotły pomieszczenie, silne ręce poprawiły zmiętą czapkę.
- C-co! J-już, panie kabestanie! - przetarł twarz dłonią, jakby ją czym smarował i mlasnął głośno. Albo to jego opuchnięte powieki wydały taki dźwięk. Nie sposób jednoznacznie stwierdzić.
- Wartę masz! O tam! - wskazał palcem wyjście z sali i obserwował, jak żołnierz wije się w górę wspierając się na sztywnych ramionach, robi zwrot, by następnie upaść na ziemię. Cień skrzywił się rozbawiony.
- Przynajmniej przestał śnić... – mruknął z satysfakcją i wyłożył nogi na zwolnionym siedzisku. Wolał pić na widoku, by w razie czego ktoś go zgarnął. Co z tego, że w ogóle nie powinien pić? Że praktycznie wlewał w siebie truciznę i jeśli przesadzi to umrze? Mógł w każdym momencie wywołać śpiączkę sam, wpaść w swą pozorną śmierć i przeczekać wszystko, ale musiałby pić czystą, żeby to było konieczne. Po krótkim odpoczynku nie powinien mieć problem z dwoma kielichami więcej.
Ponownie zaczął przyglądać się Julii, z roztargnieniem bawiąc się chwostem przy pasie. Chyba odzyskała dobry humor, choć nie za jego sprawą. Lecz to dobrze, że spotkała przyjaciółkę i mogła na moment porzucić troski, strach i ból. Przynajmniej dopóki nie zaśnie. Na to właśnie liczył.
Ponoć moja miłość potrafi tylko to... - pomyślał i gwałtownie zamrugał, wycofując się ze snu już całkowicie.
Przygryzł wargę i paroma nerwowymi ruchami przeczesał włosy. Ile Aeron będzie z tego pamiętał? Wyciągnięte z kontekstu urywki snu można było zinterpretować na tyle przeważnie złych sposobów. Tyle pochopnych wniosków…
Trzeba było wchłonąć ten sen! Kutwa! - w zupełnej ciszy pospiesznie zaczął zbierać swoje rzeczy.
Że też dał się namówić! To nie był zwykły sen, a pomieszane z nim wspomnienia. Te najważniejsze, stanowiące o kształcie czyjegoś bytu. Powinien się ich pozbyć. Tak, powinien je zapić czym prędzej! A tego, czego nie zapomni, wyprze się, nawet jeśli Upiorny nie da mu wiary. No chyba, że zechce kontynuować senne wojaże... Co za poroniony pomysł. Zamknął za sobą drzwi komnaty i ruszył z powrotem do sali balowej, rozważając wszystkie za i przeciw. Za żadne skarby świata szalki wagi nie chciały się zrównać. Ciekawość wygrywała.
Keer przystanął na moment i uśmiechnął się do swoich myśli. Ciekawość? Raczej poczucie władzy. Może i nie mógł obecnie pozwolić sobie na podbieranie snów Upiornego, ale jego koszmary były na tyle stabilne a traumy głębokie, że wystarczyła byle historyjka, by poprowadzić Śniącego tam, gdzie tego zapragnął. Vaele pożerający truchło własnej matki było tego najlepszym dowodem.
A co we śnie, prędzej czy później i na jawie. Oczywiście nie w sensie dosłownym. A gdyby Vaele okazał się dostatecznie silny i odważny, kto wie? Może dałby radę mu pomóc i jeszcze coś przy tym zyskać?
Wziął głęboki oddech, by oczyścić głowę z przemyśleń i wkroczył do sali.
Towarzystwo się już przerzedziło, ale jeszcze nikogo nie wypraszano. Rozmowy zamiast dawki rubasznego humoru składały się już prawie wyłącznie z bulgocząco-zawodzących akcentów. Po wystawnych potrawach zostały zaledwie okruszki, ale Keer właśnie znalazł się na uczcie, w której nie mógł uczestniczyć. Aż skręciło go w środku. Nawet te kilka osób denerwowało coraz to głodniejszego Cienia.
Zasiadł przy jednym z wolnych stołów i przysunął do siebie dzban, obserwując Iris i Julię w tańcu. I o ile on przyglądał się tej drugiej, Vyron wyraźnie skupiał się na admirał, co ta zauważyła. Wzdychali do siebie tylko, czy było w tym coś więcej?
Upił parę łyków cierpkiego wina, próbując otrząsnąć się z przeżyć tej nocy. Wesoła melodia po przeklętych chórach brzmiała nijako. Swobodny taniec dziewczyn nijak nie pasował do obrazka. Zwyczajnie zafiksował się na rozdrabnianiu koszmaru Aerona na części pierwsze. Tylko, że ktoś mu to utrudniał. I tą przeklętą osobą był niewinnie śpiący obok wojak.
- Wstawaj! - szturchnął w bok wąsatego faceta na co ten tylko zamruczał.
- Baczność! - wybełkotał i uśmiechnął się, widząc zdecydowaną reakcję. Błękitne oczy panicznie omiotły pomieszczenie, silne ręce poprawiły zmiętą czapkę.
- C-co! J-już, panie kabestanie! - przetarł twarz dłonią, jakby ją czym smarował i mlasnął głośno. Albo to jego opuchnięte powieki wydały taki dźwięk. Nie sposób jednoznacznie stwierdzić.
- Wartę masz! O tam! - wskazał palcem wyjście z sali i obserwował, jak żołnierz wije się w górę wspierając się na sztywnych ramionach, robi zwrot, by następnie upaść na ziemię. Cień skrzywił się rozbawiony.
- Przynajmniej przestał śnić... – mruknął z satysfakcją i wyłożył nogi na zwolnionym siedzisku. Wolał pić na widoku, by w razie czego ktoś go zgarnął. Co z tego, że w ogóle nie powinien pić? Że praktycznie wlewał w siebie truciznę i jeśli przesadzi to umrze? Mógł w każdym momencie wywołać śpiączkę sam, wpaść w swą pozorną śmierć i przeczekać wszystko, ale musiałby pić czystą, żeby to było konieczne. Po krótkim odpoczynku nie powinien mieć problem z dwoma kielichami więcej.
Ponownie zaczął przyglądać się Julii, z roztargnieniem bawiąc się chwostem przy pasie. Chyba odzyskała dobry humor, choć nie za jego sprawą. Lecz to dobrze, że spotkała przyjaciółkę i mogła na moment porzucić troski, strach i ból. Przynajmniej dopóki nie zaśnie. Na to właśnie liczył.
- Ekwipunek:
- Animicus, Blaszka Zmartwienia, Bolerko Niewidko (4/2 p.),Bransoleta Tropimyszki, Bursztynowy Kompas, Czarodziejska Wstęga, Fiolka Chowańca x2, Gwizdek prześladowcy (5 p.), Kamień duszy (b. biała), Kosmata Brosza, Krwawa Broszka, Makros, Maska Vin'tharnu, Różdżka Zepsucia, Srebrny Amoralas (4/3 p.), Strachliwy Topór Katowski, Sovenox (do fabularnej aktywacji), Syrenia Łza, Tchnienie Muzy (sztukmistrzostwo), Tęczowa Różdżka, Widmo-Ra
- Aktualny ubiór:
- Fabuła: Szmaragdowa, satynowa koszula z onyksowymi guzikami; pas z plecionej skóry z zielonymi chwostami; grafitowe spodnie wpuszczone w wysokie buty; czarna chokha z rozciętymi rękawami, z wyszytymi rombami w kolorze bladego złota //Misja: Mundur SCR
Gif :
Wiek :
Wizualnie 18
Rasa :
Opętaniec
Wzrost / Waga :
173 cm
Znaki szczególne :
blizna na prawej brwi, dwubarwne prawie oko, lekko poszarpane prawe ucho, tatuaż na lewym nadgarstku, skrzydła o dwóch różnych kolorach
Pod ręką :
notatnik, długopis
Broń :
2 Pufery
Zawód :
Lekarz Pierwszego Kontaktu
TulkaNieaktywny
Re: Zamek Himmelhof
Pon 20 Lis - 23:23
Pon 20 Lis - 23:23
Zarumieniła się lekko. Była wdzięczna Iris za to, że chciała jej pomóc. To była dla niej naprawdę ważna pamiątka i chciała znów mieć te łezki. Miała nadzieję, że uda jej się je odtworzyć, w końcu może i miała pamięć fotograficzną, jednak wiedziała, że sama też robi czasem błędy, tym bardziej jak jej na czymś zależy. Miała nadzieję, że ojciec się ucieszy, gdy w końcu będzie mógł ją w nich zobaczyć, w końcu...nie miał nigdy takiej okazji, bo wątpiła, by jej adoptowana rodzinka mu wysyłała jakieś zdjęcia, gdy już te kolczyki miała na uszach. Będzie go musiała kiedyś o to zapytać jak tylko będzie miała okazję.
Położyła uszka, gdy nagle kobieta ją między nimi pogłaskała. Ten gest był jej obcy. Może nie ogólnie, ale nigdy nie otrzymywała go od kogoś poza Toksynkiem, bo obecnie tylko on ją tak głaskał. Uszka lekko jej się przez to napuszyły, ale nie odezwała się. Oczy jej się jednak zaświeciły, gdy Iris nazwała ją przyjaciółką, lekko też zaszły wilgocią, nie popłakała się jednak - Ty też wiesz gdzie mnie znaleźć - wyszczerzyła lisie ząbki - jak nie w Klinice to w moim domku w Malinowym lesie, zawsze możesz wpaść i pogadać, albo po prostu napić się herbatki w towarzystwie mojego małego zoo - zachichotała i pogładziła swojego Aureum po złotej grzywie. W końcu to nie jedyny jej zwierzak i powoli sama zaczynała uważać, że mają tego już trochę za wiele na głowie...tym bardziej, że Medyk też powiększał swoje grono podopiecznych, czy tego chciał czy też nie.
Dała się pociągnąć do Sali. Rozejrzała się uważnie, jak bardzo w ciągu tego krótkiego czasu to miejsce się zmieniło. Zachichotała, widząc jak większość imprezowiczów leży pod stołami już nie przytomna, część siedzi i coś bełkocze to nie wiadomo kogo, a jeszcze inny wywija jakieś dziwne tańce połamańce, siedząc na ławie i trzymając w ręce kufel albo kielich, jakimś cudem nie ulewając z niego nawet najmniejszej kropelki. Był to dość fascynujący widok, jednak nie miała okazji się mu bardziej przyglądać, bo Iris już ją pociągnęła w stronę kapeli, która wydawała się już znudzona tym, że większość wybrała już pozycję horyzontalną albo nawet wertykalną….głową w dół….aż dziwne, że „ludzkie” ciało jest w stanie przybrać w ogóle taką pozycję.
Zaśmiała się porwana do tańca, starała się jakoś za Iris nadążyć. Może i była o wiele młodsza, jednak w nie najlepszej kondycji i zdecydowanie w ogóle nie przystosowana do takich harców na parkiecie. Co jakiś czas się potykała czy wpadała w ramiona Iris jednak starała się jej dotrzymać kroku. Śmiała się przy tym choć kilka razy skrzywiła się gdy Baśniopisarka trochę za mocno pociągnęła ją za rękę, ukrytą w gipsie. Jednak starała się na to nie marudzić.
Levi przycupnął sobie w międzyczasie przy jednym z opuszczonych stołów, które stały nieopodal. Usiadł na nim dumnie, przysuwając sobie jeden z półmisków, po czym bez niczego zaczął po prostu wsuwać pozostałe tam mięsko, a nawet warzywa, cały czas mając oko na swoją właścicielkę.
Julia po kilka piosenkach, nie miała już sił. Była zdyszana i nogi trzęsły jej się z wysiłku. Przeprosiła więc Iris i udała się do pustego stolika, przy którym siedział tylko jej podopieczny i sięgnęła po dzban by zaspokoić pragnienie. Dawno się tak nie ubawiła, a też nigdy nie była na takiej imprezie, nie zmieniało to jednak faktu, że mimo, iż była tutaj najmłodsza to raczej nie będzie należeć do tych, którzy dadzą radę spędzić na nogach całą noc.
Położyła uszka, gdy nagle kobieta ją między nimi pogłaskała. Ten gest był jej obcy. Może nie ogólnie, ale nigdy nie otrzymywała go od kogoś poza Toksynkiem, bo obecnie tylko on ją tak głaskał. Uszka lekko jej się przez to napuszyły, ale nie odezwała się. Oczy jej się jednak zaświeciły, gdy Iris nazwała ją przyjaciółką, lekko też zaszły wilgocią, nie popłakała się jednak - Ty też wiesz gdzie mnie znaleźć - wyszczerzyła lisie ząbki - jak nie w Klinice to w moim domku w Malinowym lesie, zawsze możesz wpaść i pogadać, albo po prostu napić się herbatki w towarzystwie mojego małego zoo - zachichotała i pogładziła swojego Aureum po złotej grzywie. W końcu to nie jedyny jej zwierzak i powoli sama zaczynała uważać, że mają tego już trochę za wiele na głowie...tym bardziej, że Medyk też powiększał swoje grono podopiecznych, czy tego chciał czy też nie.
Dała się pociągnąć do Sali. Rozejrzała się uważnie, jak bardzo w ciągu tego krótkiego czasu to miejsce się zmieniło. Zachichotała, widząc jak większość imprezowiczów leży pod stołami już nie przytomna, część siedzi i coś bełkocze to nie wiadomo kogo, a jeszcze inny wywija jakieś dziwne tańce połamańce, siedząc na ławie i trzymając w ręce kufel albo kielich, jakimś cudem nie ulewając z niego nawet najmniejszej kropelki. Był to dość fascynujący widok, jednak nie miała okazji się mu bardziej przyglądać, bo Iris już ją pociągnęła w stronę kapeli, która wydawała się już znudzona tym, że większość wybrała już pozycję horyzontalną albo nawet wertykalną….głową w dół….aż dziwne, że „ludzkie” ciało jest w stanie przybrać w ogóle taką pozycję.
Zaśmiała się porwana do tańca, starała się jakoś za Iris nadążyć. Może i była o wiele młodsza, jednak w nie najlepszej kondycji i zdecydowanie w ogóle nie przystosowana do takich harców na parkiecie. Co jakiś czas się potykała czy wpadała w ramiona Iris jednak starała się jej dotrzymać kroku. Śmiała się przy tym choć kilka razy skrzywiła się gdy Baśniopisarka trochę za mocno pociągnęła ją za rękę, ukrytą w gipsie. Jednak starała się na to nie marudzić.
Levi przycupnął sobie w międzyczasie przy jednym z opuszczonych stołów, które stały nieopodal. Usiadł na nim dumnie, przysuwając sobie jeden z półmisków, po czym bez niczego zaczął po prostu wsuwać pozostałe tam mięsko, a nawet warzywa, cały czas mając oko na swoją właścicielkę.
Julia po kilka piosenkach, nie miała już sił. Była zdyszana i nogi trzęsły jej się z wysiłku. Przeprosiła więc Iris i udała się do pustego stolika, przy którym siedział tylko jej podopieczny i sięgnęła po dzban by zaspokoić pragnienie. Dawno się tak nie ubawiła, a też nigdy nie była na takiej imprezie, nie zmieniało to jednak faktu, że mimo, iż była tutaj najmłodsza to raczej nie będzie należeć do tych, którzy dadzą radę spędzić na nogach całą noc.
Gif :
Godność :
Bane Blackburn
Wiek :
40
Rasa :
Cyrkowiec
Wzrost / Waga :
190/80
Znaki szczególne :
Białe włosy, szara skóra, dziwne oczy. Blizny na oku i na szyi.
Pod ręką :
Piersiówka, klucze do Kliniki, pieniądze.
Zawód :
Dyrektor i chirurg w Klinice (Kraina Luster)
Stan zdrowia :
Fizycznie: Zdrów.
Psychicznie: Niezdrów.
Psychicznie: Niezdrów.
Specjalne :
Mistrz Gry
BaneZatrute Jabłko
Re: Zamek Himmelhof
Sro 13 Gru - 22:53
Sro 13 Gru - 22:53
Tulka
interwencja Mistrza Gry - zmiana statusu postaci na NPC
Dopiero gdy usiadła, skrzydlata poczuła jak bardzo jest zmęczona. Fizycznie, po szalonym tańcu ale i psychicznie, bo chociaż miała już do czynienia z Arystokracją, nigdy nie spędziła tyle czasu w bezpośrednim towarzystwie księcia Larazirona. W porządku, nie cały czas był obok, ale wszystko tutaj ociekało jego... jestestwem. Piękne pomieszczenia zachwycały przepychem, ale i miały w sobie coś złowieszczego. To wszystko było tak inne od surowości Dunkelheit.
Tulka na moment zamyśliła się głęboko. Co pchnęło Aerona do zawiązania sojuszu z kimś takim jak książę Vyron? A może... może było w tym coś więcej poza interesami. Równie dobrze mogło to wszystko trwać dłużej, niż się jej wydawało. Nie była częścią tego życia, nie pasowała do przepychu i ani myślała zmieniać upodobań w temacie towarzystwa - zawsze była wycofana i preferowała raczej obecność znanych jej osób. Czuła się wtedy pewniej.
Chwila oddechu pozwoliła jej zorientować się w sytuacji: na salę wrócił Wielki Książę, niedługo po nim przybył Gawain któremu posłała szeroki, szczery uśmiech. Sama nie wiedziała czemu poczuła tak ogromną ulgę na jego widok. Ale... nigdzie nie widziała Aerona. Iris nadal brykała na parkiecie, dosyć często zapędzając się w rejony Larazirona i posyłając mu przydługie, sugestywne spojrzenia. I chociaż patrzenie na tej jej "zaloty" było zabawne, brak jeszcze jednej osoby która brała udział w tym całym przedsięwzięciu mąciła spokój jej duszy.
Nie było jej dane jednak długo myśleć nad stanem rzeczy, bo już po chwili w jej stronę poszybowała biała chmura dymu. Zmrużyła oczy gotowa na smród fajki, lecz zapach był... przyjemny. Karmelowy.
- Choćby nie wiem jak wyczekiwana, każda biesiada zaczyna nad ranem nużyć i jedynie o czym się marzy, to sen we własnym łóżku. - powiedział łagodnie siedzący przy niej mężczyzna, który postanowił uraczyć ją dymem ze swojej karmelowej fajki - Widziałem cię z naszą panią kapitan, panienko. Ten taniec miał prawo zmęczyć. - uśmiechnął się przyjaźnie - Jestem Varn Celtigar, starszy oficer. Nie obawiaj się mnie. - przedstawił się grzecznie i kolejną chmurę wydmuchał już na bok - Widzę, że chyba masz już dość. Iris poleciła, bym na twoje życzenie zorganizował ci transport do domu. Wystarczy słowo, a trzeźwy teleportujący zabierze cię tam, gdzie tylko chcesz. - puścił jej oko, widząc że dziewczyna faktycznie zaczyna mrugać z trudem, jakby stawała się coraz bardziej śpiąca.
- Hmm... Tak, chyba mam już dość zabawy. - uśmiechnęła się niepewnie.
- To zrozumiałe. - uśmiechnął się dobrotliwie i wstał od stołu - Pożegnaj się zatem z pozostałymi a ja w tym czasie pójdę po odpowiednią osobę. Nie martw się, nikt nie zrobi ci krzywdy. Żaden z nas nie chce mieć na pieńku z... panią kapitan. - wskazał nosem tańczącą Baśniopisarkę.
Tulka odwzajemniła uśmiech i zrobiła tak, jak powiedział Varn. Najpierw pokłoniła się księciu Larazironowi, wypowiadając kilka grzecznych słów podzięki za gościnę. Potem z Iris, ściskając ją mocno na co została dosłownie zasypana przez kobietę pocałunkami w oba policzki. Polubiły się, co do tego nie było wątpliwości.
Na koniec podeszła do Gawaina i przez chwilę patrzyła mu w oczy, uśmiechając si e delikatnie, trochę nieśmiało. - Dziękuję. Za wszystko. - mruknęła ale nie powiedziała nic więcej, bo oczy jej się już naprawdę mocno kleiły. Ruszyła ku drzwiom i gdy przy nich stanęła w oczekiwaniu na Celtigara, rozejrzała się jeszcze raz po sali, szukając jeszcze jednego czarnowłosego rogacza.
- Wszystko gotowe. - powiedział Varn, dotykając delikatnie jej ramienia - Zaufany Teleportujący księcia Vaele zabierze cię do domu, panienko. Wystarczy, że podasz mu przybliżony kierunek podróży. - wskazał na blondyna, który patrzył na nią znudzonym wzrokiem.
- Klinika w Mieście Lalek. - powiedziała grzecznie - Bardzo proszę. - dodała, zapominając o manierach.
- Oho, ktoś tu prawie słania się na nogach. - Kaevan uśmiechnął się szeroko, trochę złośliwie - No nic, najwyżej wezmę ptaszynę na rączki. - wzruszył ramionami i gdy Julia ruszyła do wyjścia, on jeszcze pochwycił spojrzenie Gawaina.
Trzy sekundy w ciągu których patrzył mu oczy trwały niemal wieki. A gdy minęły, Kaevan uniósł dłoń do ust i posłał rudowłosemu Cieniowi buziaka.
ZT Tulka
That didn't happen.
And if it did, it wasn't that bad.
And if it was, that's not a big deal.
And if it is, that's not my fault.
And if it was, I didn't mean it.
And if I did...
You deserved it.
Gif :
Godność :
Gawain Keer
Wiek :
Wygląda na około 30 lat.
Rasa :
Cień
Wzrost / Waga :
183 cm / 76 kg
Znaki szczególne :
Czarne twardówki oczu, bursztynowe tęczówki, cienka blizna na brodzie od lewego kącika ust
Pod ręką :
klucz do domu Yako i mieszkania, pieniądze // Event:
Broń :
Nóż ceramiczny, sztylet, kusza
Zawód :
Najemnik do prac wszelakich, zielarz
Specjalne :
Administrator, Strażnik toku fabuły
GawainDręczyciel
Re: Zamek Himmelhof
Nie 31 Gru - 16:14
Nie 31 Gru - 16:14
Alkohol widać nie tylko jemu namieszał w głowie. Odwzajemnił uśmiech Julii, ale i tak nie wróciła do niego. Za to śmiesznie marszczyła nos, czując dym z fajki. Wstał, widząc, że dziewczyna zaczyna się żegnać. Obiecał jej ochronę i towarzystwo, więc gdy stanęła przed nim, był już gotowy do drogi. Jakież było jego zdziwienie, gdy scenariusz zaliczył poprawki.
- Nie ma za... Co? - spiął brwi. Nie tak się przecież umawiali. Mieli spędzić tu noc i wyruszyć rano. Szczerze liczył na tradycyjną podróż. Obejrzeliby ośnieżone szczyty, mogliby się wyciszyć i porozmawiać. Może dowiedziałby się czegoś więcej o jej porwaniu... A tak? Wszystko właśnie trafił szlag.
- Ja też dziękuję - wydusił z siebie, nadal niedowierzając. Machnął tylko ręką wyrażając bezsilność. Podpita Julia i tak raczej tego w ogóle nie zauważyła, bo już zmierzała chybotliwym krokiem w kierunku drzwi, gdzie zatrzymał ją ukontentowany palacz fajki. I wtedy na scenę wkroczył Kaevan, a coś w Keerze się zagotowało. To on miał odstawić Julię, a nie jakiś podstawiany blondas! To on miał... kurna! I jeszcze Vi Rimm bezczelnie się na niego lampił! A to była jego żywicielka! Jego pieprzona kolacja! Rozłożył ramiona w niemym pytaniu, co Keavan odpierdala, a dostał całusa w odpowiedzi. Usta Keera ułożyły ciche "kurwa mać", gdy Julia i Kaevan zniknęli przy dźwięku charakterystycznego "pyk".
Boleśnie odczuł odległość jaka rozdzieliła jego i Julię. Teraz każdy żywiciel był zbyt daleko. Yako nawet nie miał szans poczuć, bo był w Świecie Ludzi, Cosiek hasał po Malinowym Lesie, a Julia właśnie znalazła się zaraz obok jego przyszywanego syna. Na domiar złego wojak nieopodal, śpiący na podłodze, właśnie znów zaczął mieć urywki snów.
Keer zły i głodny, nie był pewien, czy wytrzyma. Miał ochotę z całej siły kopnąć typa, ale ten nie był niczemu winien, dlatego tylko lekko go szturchnął i znów usiadł przy stole. Obrzucił puchar nienawistnym spojrzeniem, myślami wracając do Aerona. Chwycił naczynie i zakręcił winem w środku. Nie powinien nawet rozważać zabrania snu Upiornego, ale jak ktoś kiedyś powiedział, raz się żyje. Ciekawym zbiegiem okoliczności ta osoba dawno pożegnała się z tym światem.
Cień wypił resztę zawartości i ukrył twarz w dłoniach. Niestety przed samotnością i przed samym sobą nie dało się uciec. Chciał poczuć ciepło drugiej istoty, przytulić się i poczuć bezpiecznie... usłyszeć znajomy głos.
Nawet nie wiedział kiedy, wchodził po stromych schodach. Dużo wypił. Za dużo. Ale musiał to załatwić. Musiał, bo jego ukochany byłby zły. Baardzo zły. Keer nawciskał jakiegoś kitu strażnikom, a że wjeżdżał na zamek razem z jaśnie panami to go przepuszczono. I oto był. Sznur.
Pociągnął za niego.
BIM!
BAM!
- YAAKOO! YAKO! - wydarł się na całe gardło, kiedy w swojej ryżej i całkowicie zalanej głowie "dzwonił". Dzwonił tak, że cała okolica go słyszała. Postawił straż w tryb gotowości, a chłopi napełniali wiadra wodą sądząc, że włości Himmelhofu lecą z dymem.
BIM!
BAM!
- YAKO! MOSZE MNIE USŁYSZYSZZZ! KOCHAM CIĘ! KURWA KOCHAAAM! - wydzierał się nadal.
BIM!
BAM!
- PSZEPRASZAM! WRÓCĘ NIEDŁUGO! KOCHAM CIEEE!
Wtedy poczuł, że ktoś go łapie i odciąga od sznura. Rzucał sobą oraz inwektywami przez chwilę, lecz szybko omdlał z przepicia.
*Jaśnie Pan Gospodarz może zdecydować, gdzie obudzi się Gawain
**O ile w ogóle...
***Proszę nie zabijajcie go.
- Nie ma za... Co? - spiął brwi. Nie tak się przecież umawiali. Mieli spędzić tu noc i wyruszyć rano. Szczerze liczył na tradycyjną podróż. Obejrzeliby ośnieżone szczyty, mogliby się wyciszyć i porozmawiać. Może dowiedziałby się czegoś więcej o jej porwaniu... A tak? Wszystko właśnie trafił szlag.
- Ja też dziękuję - wydusił z siebie, nadal niedowierzając. Machnął tylko ręką wyrażając bezsilność. Podpita Julia i tak raczej tego w ogóle nie zauważyła, bo już zmierzała chybotliwym krokiem w kierunku drzwi, gdzie zatrzymał ją ukontentowany palacz fajki. I wtedy na scenę wkroczył Kaevan, a coś w Keerze się zagotowało. To on miał odstawić Julię, a nie jakiś podstawiany blondas! To on miał... kurna! I jeszcze Vi Rimm bezczelnie się na niego lampił! A to była jego żywicielka! Jego pieprzona kolacja! Rozłożył ramiona w niemym pytaniu, co Keavan odpierdala, a dostał całusa w odpowiedzi. Usta Keera ułożyły ciche "kurwa mać", gdy Julia i Kaevan zniknęli przy dźwięku charakterystycznego "pyk".
Boleśnie odczuł odległość jaka rozdzieliła jego i Julię. Teraz każdy żywiciel był zbyt daleko. Yako nawet nie miał szans poczuć, bo był w Świecie Ludzi, Cosiek hasał po Malinowym Lesie, a Julia właśnie znalazła się zaraz obok jego przyszywanego syna. Na domiar złego wojak nieopodal, śpiący na podłodze, właśnie znów zaczął mieć urywki snów.
Keer zły i głodny, nie był pewien, czy wytrzyma. Miał ochotę z całej siły kopnąć typa, ale ten nie był niczemu winien, dlatego tylko lekko go szturchnął i znów usiadł przy stole. Obrzucił puchar nienawistnym spojrzeniem, myślami wracając do Aerona. Chwycił naczynie i zakręcił winem w środku. Nie powinien nawet rozważać zabrania snu Upiornego, ale jak ktoś kiedyś powiedział, raz się żyje. Ciekawym zbiegiem okoliczności ta osoba dawno pożegnała się z tym światem.
Cień wypił resztę zawartości i ukrył twarz w dłoniach. Niestety przed samotnością i przed samym sobą nie dało się uciec. Chciał poczuć ciepło drugiej istoty, przytulić się i poczuć bezpiecznie... usłyszeć znajomy głos.
Nawet nie wiedział kiedy, wchodził po stromych schodach. Dużo wypił. Za dużo. Ale musiał to załatwić. Musiał, bo jego ukochany byłby zły. Baardzo zły. Keer nawciskał jakiegoś kitu strażnikom, a że wjeżdżał na zamek razem z jaśnie panami to go przepuszczono. I oto był. Sznur.
Pociągnął za niego.
BIM!
BAM!
- YAAKOO! YAKO! - wydarł się na całe gardło, kiedy w swojej ryżej i całkowicie zalanej głowie "dzwonił". Dzwonił tak, że cała okolica go słyszała. Postawił straż w tryb gotowości, a chłopi napełniali wiadra wodą sądząc, że włości Himmelhofu lecą z dymem.
BIM!
BAM!
- YAKO! MOSZE MNIE USŁYSZYSZZZ! KOCHAM CIĘ! KURWA KOCHAAAM! - wydzierał się nadal.
BIM!
BAM!
- PSZEPRASZAM! WRÓCĘ NIEDŁUGO! KOCHAM CIEEE!
Wtedy poczuł, że ktoś go łapie i odciąga od sznura. Rzucał sobą oraz inwektywami przez chwilę, lecz szybko omdlał z przepicia.
*Jaśnie Pan Gospodarz może zdecydować, gdzie obudzi się Gawain
**O ile w ogóle...
***Proszę nie zabijajcie go.
- Ekwipunek:
- Animicus, Blaszka Zmartwienia, Bolerko Niewidko (4/2 p.),Bransoleta Tropimyszki, Bursztynowy Kompas, Czarodziejska Wstęga, Fiolka Chowańca x2, Gwizdek prześladowcy (5 p.), Kamień duszy (b. biała), Kosmata Brosza, Krwawa Broszka, Makros, Maska Vin'tharnu, Różdżka Zepsucia, Srebrny Amoralas (4/3 p.), Strachliwy Topór Katowski, Sovenox (do fabularnej aktywacji), Syrenia Łza, Tchnienie Muzy (sztukmistrzostwo), Tęczowa Różdżka, Widmo-Ra
- Aktualny ubiór:
- Fabuła: Szmaragdowa, satynowa koszula z onyksowymi guzikami; pas z plecionej skóry z zielonymi chwostami; grafitowe spodnie wpuszczone w wysokie buty; czarna chokha z rozciętymi rękawami, z wyszytymi rombami w kolorze bladego złota //Misja: Mundur SCR
Gif :
Godność :
Iris
Wiek :
Wizualnie 25 lat
Rasa :
Baśniopisarz
Wzrost / Waga :
175/70
Znaki szczególne :
Zmieniające kolor włosy i oczy.
Pod ręką :
Zwój papieru, pędzel i czarny tusz. Sakiewka z pieniędzmi. Broń.
Broń :
Bat.
Zawód :
Admirał Floty Wielkiego Księcia Larazirona
Stan zdrowia :
Zdrowa.
IrisPonury Komediant
Re: Zamek Himmelhof
Sob 13 Sty - 20:07
Sob 13 Sty - 20:07
Nigdy nie uważała siebie samej za wybitną tancerkę. Mało tego, ostatni raz tańczyła lata temu, w czasach kiedy wszystko wydawało się być takie łatwe. Gdy myślała, że złapała szczęście za ogon.
W ciągu tak krótkiego czasu (bo przecież Baśniopisarze żyją bardzo długo i inaczej pojmują upływający czas, tak jak i większość ras Krainy Luster) zmieniło się wszystko: zdążyła pożegnać swój świat i powitać nowy. Kto by pomyślał, że przypadkowe spotkanie może doprowadzić do czegoś takiego? Wtedy, tamtego pamiętnego dnia kiedy usłyszała imię tego, który postanowił się nad nią ulitować, była przerażona. Książę Laraziron, postrach okolicy, najbardziej bezwzględny ze wszystkich znanych jej Upiornych Arystokratów... A jednak tamtego dnia postanowił, że zatrzyma się na chwilę przy zmarzniętej, wyglądającej jak siedem nieszczęść dziewczynie. A potem, od słowa do słowa, zaproponuje jej napisanie nowego rozdziału w życiu, prologu który rozpocznie piękną, niemal fantastyczną historię.
Wirowała więc w takt muzyki. Śmiała się wdzięcznie, jakby nic poza tańcem nie miało znaczenia. Łapała Julię za ręce, okręcała ją wokół siebie by potem sama dać się ponieść piruetom. I pewnie końca nie byłoby widać, gdyby nie to, że Opętana najwidoczniej nie miała aż tyle energii co Iris. Gdy piosenka dobiegła końca, zatrzymała się a i z nią Baśniopisarka. Tyle że za chwilę zaczęli grać nowy utwór a pani Admirał klasnęła w dłonie i rozpoczęła drugą rundę, nie zważając już na to, że nie ma partnerki. Od razu znalazło się kilku takich, co nie byli aż tak pijani - pląsali więc przy kobiecie, ale mimo iż śmiała się wesoło, jej oczy uciekały tylko do jednego kawalera - tego o zielonych oczach. Chwytała jego spojrzenie, spragniona tylko jego atencji. Jego aprobaty. Liczył się tylko on, jego triumf ale przede wszystkim to, że wrócił cały i zdrowy. Że będą mogli wrócić do obowiązków, będzie mogła szukać pretekstów by spędzać z nim czas. Grzać się w jego blasku i wyobrażać sobie niestworzone scenariusze.
Kiedy w końcu zziajana ale wybawiona jak nigdy zeszła z parkietu, trafiła na moment kiedy to Julia żegnała się z pozostałymi. Uściskała dziewczynę i zapewniła, że za niedługo się spotkają bo Iris ma zamiar wyciągnąć ją na zakupy. Obserwowała kiedy blondyn zabierał ją ze sobą w drogę a kiedy zniknęła, posłała uśmiech Varnowi. Komu jak komu, ale akurat Varnowi ufała w pełni. Znali się od bardzo dawna, bo Marionetkarz pracował jeszcze na statu jej rodziców. Kochała go jak brata, a on ją jak siostrę.
- Pozbieram załogę i ogarniemy biesiadujących. - puścił jej oczko - Nie godzi się, by książę siedział pośród ledwo przytomnych. No, chyba że to pole bitwy, wtedy co innego. - wzruszył ramionami.
- Jasne. Dziękuję Varn... Widzimy się jutro, prawda?
- Dziś, słoneczko, dziś. Tak, widzimy się za parę godzin. - sięgnął i odgarnął jej czule włosy z twarzy, zakładając kosmyk za ucho. Na ten gest, włosy Iris rozbłysły tęczą, lecz zaraz po tym przygasły pozostając przy ciepłym brązie. Oczy natomiast błyszczały złotem, które mieszało się dookoła czarnej źrenicy jak w kotle.
Szybko w sali zrobiło się jakby spokojniej. Celtigar i jej załoganci ogarnęli tych bardziej kłopotliwych, wyprowadzili śpiących.
Z zaciekawieniem przyglądała się panu Keerowi, który nagle zaczął zachowywać się dośc osobliwie. Krzyczał, miotał się... Niestety wywiązała się z tego poważna szamotanina. Carden, jej oficer wachtowy i Efran, oficer ratowniczy próbowali usadzić go w miejscu a stojący nieopodal Miltar kręcił głową z dezaprobatą.
- No tak, schlał się to i sprawia kłopot. - mruczał niezadowolony.
- Skończ już, Mil. Nie on jeden jest pijany jak bela. - rzucił medyk - Już już, spokojnie panie Keer...
- Daj Cieniowi flaszkę...
- Zamilcz, Seral. Dobrze ci radzę. - warknął Carden, łypiąc na niego nieprzyjaźnie. Podziałało, bo Miltar cofnął się o krok i ze zmieszaniem wypisanym na twarzy oddalił się w stronę Celtigara.
Iris starała się im pomóc, bo niepokoił ją widok tak wzburzonego Gawaina. Chciała pomóc Efranowi i zdjąć z jego pleców instrument akurat gdy przechodzili obok Vyrona, kiedy to przez szarpnięcie się rudowłosego zachwiała się i wypuszczając z rąk nadal wiszący na medyku instrument, klapnęła w tył.
Z niemałym zaskoczeniem odkryła, że wylądowała na kolanach Larazirona. A jego oczy sprawiły, że gdy w nie spojrzała, utonęła.
- P-przepraszam... - zająknęła się i była gotowa zerwać się na równe nogi ale... zdała sobie sprawę, że wszyscy są skupieni na Gawainie a ona właśnie skradła całą uwagę najważniejszej dla niej osoby.
Rumieniąc się jak nastolatka, zamknęła na chwilę oczy i uśmiechnęła się, a gdy je otworzyła, były niebieskie. Jak oczy tej, którą kiedyś kochał, a której Baśniopisarka tak straszliwie zazdrościła tej miłości. Włosy pociemniały lekko, zbliżając się kolorem ku czerni.
- Wybacz, Wielki Książę. - mruknęła cicho, aksamitnym tonem - Jestem dziś trochę rozkojarzona.
W ciągu tak krótkiego czasu (bo przecież Baśniopisarze żyją bardzo długo i inaczej pojmują upływający czas, tak jak i większość ras Krainy Luster) zmieniło się wszystko: zdążyła pożegnać swój świat i powitać nowy. Kto by pomyślał, że przypadkowe spotkanie może doprowadzić do czegoś takiego? Wtedy, tamtego pamiętnego dnia kiedy usłyszała imię tego, który postanowił się nad nią ulitować, była przerażona. Książę Laraziron, postrach okolicy, najbardziej bezwzględny ze wszystkich znanych jej Upiornych Arystokratów... A jednak tamtego dnia postanowił, że zatrzyma się na chwilę przy zmarzniętej, wyglądającej jak siedem nieszczęść dziewczynie. A potem, od słowa do słowa, zaproponuje jej napisanie nowego rozdziału w życiu, prologu który rozpocznie piękną, niemal fantastyczną historię.
Wirowała więc w takt muzyki. Śmiała się wdzięcznie, jakby nic poza tańcem nie miało znaczenia. Łapała Julię za ręce, okręcała ją wokół siebie by potem sama dać się ponieść piruetom. I pewnie końca nie byłoby widać, gdyby nie to, że Opętana najwidoczniej nie miała aż tyle energii co Iris. Gdy piosenka dobiegła końca, zatrzymała się a i z nią Baśniopisarka. Tyle że za chwilę zaczęli grać nowy utwór a pani Admirał klasnęła w dłonie i rozpoczęła drugą rundę, nie zważając już na to, że nie ma partnerki. Od razu znalazło się kilku takich, co nie byli aż tak pijani - pląsali więc przy kobiecie, ale mimo iż śmiała się wesoło, jej oczy uciekały tylko do jednego kawalera - tego o zielonych oczach. Chwytała jego spojrzenie, spragniona tylko jego atencji. Jego aprobaty. Liczył się tylko on, jego triumf ale przede wszystkim to, że wrócił cały i zdrowy. Że będą mogli wrócić do obowiązków, będzie mogła szukać pretekstów by spędzać z nim czas. Grzać się w jego blasku i wyobrażać sobie niestworzone scenariusze.
Kiedy w końcu zziajana ale wybawiona jak nigdy zeszła z parkietu, trafiła na moment kiedy to Julia żegnała się z pozostałymi. Uściskała dziewczynę i zapewniła, że za niedługo się spotkają bo Iris ma zamiar wyciągnąć ją na zakupy. Obserwowała kiedy blondyn zabierał ją ze sobą w drogę a kiedy zniknęła, posłała uśmiech Varnowi. Komu jak komu, ale akurat Varnowi ufała w pełni. Znali się od bardzo dawna, bo Marionetkarz pracował jeszcze na statu jej rodziców. Kochała go jak brata, a on ją jak siostrę.
- Pozbieram załogę i ogarniemy biesiadujących. - puścił jej oczko - Nie godzi się, by książę siedział pośród ledwo przytomnych. No, chyba że to pole bitwy, wtedy co innego. - wzruszył ramionami.
- Jasne. Dziękuję Varn... Widzimy się jutro, prawda?
- Dziś, słoneczko, dziś. Tak, widzimy się za parę godzin. - sięgnął i odgarnął jej czule włosy z twarzy, zakładając kosmyk za ucho. Na ten gest, włosy Iris rozbłysły tęczą, lecz zaraz po tym przygasły pozostając przy ciepłym brązie. Oczy natomiast błyszczały złotem, które mieszało się dookoła czarnej źrenicy jak w kotle.
Szybko w sali zrobiło się jakby spokojniej. Celtigar i jej załoganci ogarnęli tych bardziej kłopotliwych, wyprowadzili śpiących.
Z zaciekawieniem przyglądała się panu Keerowi, który nagle zaczął zachowywać się dośc osobliwie. Krzyczał, miotał się... Niestety wywiązała się z tego poważna szamotanina. Carden, jej oficer wachtowy i Efran, oficer ratowniczy próbowali usadzić go w miejscu a stojący nieopodal Miltar kręcił głową z dezaprobatą.
- No tak, schlał się to i sprawia kłopot. - mruczał niezadowolony.
- Skończ już, Mil. Nie on jeden jest pijany jak bela. - rzucił medyk - Już już, spokojnie panie Keer...
- Daj Cieniowi flaszkę...
- Zamilcz, Seral. Dobrze ci radzę. - warknął Carden, łypiąc na niego nieprzyjaźnie. Podziałało, bo Miltar cofnął się o krok i ze zmieszaniem wypisanym na twarzy oddalił się w stronę Celtigara.
Iris starała się im pomóc, bo niepokoił ją widok tak wzburzonego Gawaina. Chciała pomóc Efranowi i zdjąć z jego pleców instrument akurat gdy przechodzili obok Vyrona, kiedy to przez szarpnięcie się rudowłosego zachwiała się i wypuszczając z rąk nadal wiszący na medyku instrument, klapnęła w tył.
Z niemałym zaskoczeniem odkryła, że wylądowała na kolanach Larazirona. A jego oczy sprawiły, że gdy w nie spojrzała, utonęła.
- P-przepraszam... - zająknęła się i była gotowa zerwać się na równe nogi ale... zdała sobie sprawę, że wszyscy są skupieni na Gawainie a ona właśnie skradła całą uwagę najważniejszej dla niej osoby.
Rumieniąc się jak nastolatka, zamknęła na chwilę oczy i uśmiechnęła się, a gdy je otworzyła, były niebieskie. Jak oczy tej, którą kiedyś kochał, a której Baśniopisarka tak straszliwie zazdrościła tej miłości. Włosy pociemniały lekko, zbliżając się kolorem ku czerni.
- Wybacz, Wielki Książę. - mruknęła cicho, aksamitnym tonem - Jestem dziś trochę rozkojarzona.
#ff0066
- Załoga Iris (NPC):
- Starszy oficer - Varn Celtigar (Marionetkarz) #993399
- Oficer wachtowy - Carden Vass (Cień) #990066
- Oficer nawigacyjny - Nazaari (Strach)
- Oficer ratowniczy - Efran Pyle (Kapelusznik) #9933ff
- Kucharz okrętowy - Miltar Seral (Senna Zjawa) #3300cc
Gif :
Godność :
Aeron Vaele
Wiek :
Ponad 500 lat / Wizualnie lekko ponad 30.
Rasa :
Upiorny Arystokrata
Wzrost / Waga :
182/100 (same rogi trochę ważą).
Znaki szczególne :
Opalizujące granatem, duże, zakrzywione rogi. Tęczowe oczy.
Pod ręką :
Broń, zegarek kieszonkowy, sakiewka z pieniędzmi, mały notesik i długopis.
Broń :
Rapier.
ThornDemoniczny Książę
Re: Zamek Himmelhof
Sob 13 Sty - 21:07
Sob 13 Sty - 21:07
Pokój z Tobą, stalowy władco.
Przebudź się znów w raju.
Ukoronowany w chwale, nie bój się już
Niedoli zimy czy nadchodzącej wojny.
Obyś rządził wiecznie.
Przebudź się znów w raju.
Ukoronowany w chwale, nie bój się już
Niedoli zimy czy nadchodzącej wojny.
Obyś rządził wiecznie.
Straszliwy dreszcz wstrząsnął jego ciałem i nagle, bezlitośnie wyrwał go ze snu. Z niemym krzykiem na ustach poderwał się i mając w pamięci to, co zesłał mu sen, dopadł krawędzi łóżka i wychylił się za nie, gotów by zwymiotować to wszystko, co łapczywie we śnie pochłaniał.
Pożerałem... własną matkę...
Torsje wstrząsały jego ciałem lecz nie miał czym wymiotować, na podłogę skapywała jedynie ślina w akompaniamencie krzyku owładniętego zgrozą Upiornego Arystokraty. I trwało to długo, dopóki z braku sił nie zamknął wreszcie ust. Powoli, jakby obawiał się że swoim nagłym ruchem może coś zniszczyć, podniósł się do siadu i odetchnął, starając uspokoić i zorientować w sytuacji. Przecież nie pierwszy i nie ostatni raz miał koszmar z którego budził się w takim stanie. Gdzieś na granicy świadomości czaiła się myśl, że było to na swój sposób odświeżające, bo za każdym razem kiedy budził się i odkrywał, że makabryczne sceny były jedynie wymysłem jego poszarpanej doświadczeniami wyobraźni, utwierdzał się w fakcie, że jeszcze nie zwariował. Że ma się dobrze, nadal silny i chętny do osiągania wyznaczonych sobie celów.
Potrzebował dłuższej chwili by się uspokoić a gdy wreszcie pierś przestała falować w zbyt szybkim oddechu, podniósł się i skorzystał z przylegające go komnaty małej salki łaziebnej, gdzie opłukał twarz i ostatecznie doprowadził się do ładu. Miał czas by przypomnieć sobie jak się tu znalazł.
Patrząc na swoje odbicie w lustrze, dotknął palcem ust. Przypomniał sobie smak jego ust... Z niemałym zaskoczeniem odkrył, że tęskni za tym uczuciem. Za obecnością. Za spojrzeniem dziwnych, zapadających w pamięć. A przede wszystkim pragnie by właściciel tych oczu patrzył tylko i wyłącznie na niego.
Z zamyślenia wyrwał go dochodzący gdzieś z oddali hałas. Marszcząc brwi wsłuchał się w głos a gdy go rozpoznał, szerzej otworzył swoje wymęczone koszmarem i wcześniejszym chlaniem oczy. Nie potrzebował już potwierdzenia, że głos należał do...
Owładnięty uczuciem, które było nowe ale jakże napędzające, ubrał na grzbiet cokolwiek, co pozwoliłoby mu opuścić komnatę: spodnie, koszulę której nawet nie sznurował, buty. W amoku, wypadł z komnaty i pewnym krokiem udał się dokładnie w stronę sali biesiadnej, skąd dobiegał go rozpaczliwy głos.
Każde głośne wyznanie miłości sprawiało, że zaciskał mocniej pięści. Każde imię demona, zestawione z wyznaniem wywoływało zgrzyt zębów. Maszerował tak, jakby szykował się do ostrej walki a każdy mięsień, chociaż wymęczony po wyprawie i całej nocy, wygrywał bojową pieśń zagrzewającą by parł na przód.
Tęsknota. Zazdrość. A przede wszystkim gniew.
- Będziesz mój. - warknął ciemnym tonem, na co mijany mieszkaniec zamku usunął się na bok, robiąc mu miejsce kiedy szedł przed siebie. Tęczowe oczy błyszczały w półmroku, dodatkowo wzmocnione kontrastem wytworzonym przez nabiegające pulsacyjnie czernią tęczówki.
I kiedy znalazł się przed drzwiami zza których dobiegało wołanie, bez wahania otworzył je zamaszyście i wparował do środka. Od razu zauważył rudzielca, podtrzymywanego przez dwóch innych mężczyzn. Zauważył też siedzącą na kolanach Vyrona panią Admirał, ale to właśnie pijany Keer był jego celem.
Zbliżył się do niego pewnym krokiem a gdy tamci go zauważyli, zawahali się. Już dawno nie był tak nabuzowany złością, nie z tak dziwnego, niepojętego powodu. Rzucił im spojrzenie pod którym zmaleli i cofnęli się, robiąc miejsce Upiornemu Arystokracie.
Chwycił Gawaina za koszulę na piersi i przyciągął go do siebie, krzywiąc się jakby zgryzł właśnie coś bardzo gorzkiego.
- W milczeniu nawet słaby krzyk robi wiele hałasu. - powiedział gniewnie do omdlewającego Cienia po czym spojrzał na jednego z mężczyzn - Zajmę się nim. - powiedział władczo i nie czekając na jakiekolwiek protesty, szarpnął Keerem i zarzucił go sobie na ramię. Był ciężki, jak przystało na dorosłego faceta, ale nie na tyle by stanowił większy problem komuś, kto dźwiga na głowie spory ciężar w postaci rogów.
Wyniósł go do miejsca, z którego przyszedł. Rzucił na łóżko, zamknął za sobą drzwi i zamknął wszystkie okna. Patrząc na niego jak drapieżnik na ofiarę, okrążył łóżko po czym przysunął sobie krzesło naprzeciw i usiadł na nim, krzyżując ręce na piersi.
- Krzycz, Cieniu. Wzywaj swojego ukochanego, może cię usłyszy. - rzucił bezlitośnie do nieprzytomnego, zamykając oczy i przywołując w myślach obraz rudzielca ze swojego snu, koszmaru który tak go zdruzgotał. Ciężko było mu ocenić jego rolę, ale był niemal pewien, że Gawain tej nocy zapędził się w jego sen. Czy on sprawił, że skończył się tak makabrycznie?
Ponownie potarł palcem usta i spojrzał na Cienia wyniośle. Czy Keer znał go od takiej strony? Czy spodziewałby się, że po balowaniu, rzyganiu, śnieniu będzie zdolny do takich czynów? Że wywlecze go do komnaty i będzie przyglądał się mu, mając w głowie tylko sobie znany plan? Może to dobrze, że zemdlał.
- Zazdrość jest uczuciem najbardziej pobudzającym wyobraźnię. - parsknął nagle, uśmiechając się do swoich myśli po czym uniósł rękę i palcem, którym wcześniej dotykał swoich ust, przejechał po jednym z rogów.
Czekał aż Keer się obudzi. Miał czas.
Całą wieczność.
Alden - #DC143C
Bianka - #228B22
Caius - #4169E1
Kaevan - #DAA520
Bianka - #228B22
Caius - #4169E1
Kaevan - #DAA520
Gif :
Godność :
Gawain Keer
Wiek :
Wygląda na około 30 lat.
Rasa :
Cień
Wzrost / Waga :
183 cm / 76 kg
Znaki szczególne :
Czarne twardówki oczu, bursztynowe tęczówki, cienka blizna na brodzie od lewego kącika ust
Pod ręką :
klucz do domu Yako i mieszkania, pieniądze // Event:
Broń :
Nóż ceramiczny, sztylet, kusza
Zawód :
Najemnik do prac wszelakich, zielarz
Specjalne :
Administrator, Strażnik toku fabuły
GawainDręczyciel
Re: Zamek Himmelhof
Wto 20 Lut - 12:03
Wto 20 Lut - 12:03
Ciało Keera obudziły dreszcze i przejmujący ból w trzewiach. Świadomość Cienia, nadal palona przez głód, dołączyła niedługo później. Nie pamiętał, jak znalazł się w łóżku, lecz poza tym o dziwo pamiętał większość nocy. Pewnie zasługa dobrego wina. Zbyt dobrego. Wchodziło gładko... a wyszło jak wyszło. O chronologicznym porządku mogł zapomnieć. Świeże wspomnienia napływały dzięki skojarzeniom. Rozmowy w większości stanowiły enigmę, ale jednego był pewien - nadal dzwoniło mu w uszach.
Wygłupił się, ot co. Teraz czekały go tygodnie szykan i podśmiechujek, nawet jeśli w pełni zasłużonych. I był jeszcze Aeron, który chciał, by był jego Cieniem. Nareszcie uzyskał odpowiedzi, ale słono go to kosztowało. Skomplikował sprawę chyba na każdym froncie. Z pozytywnych rzeczy przynajmniej rozmówił się z Keavanem.
Mimo wszystko był rozczarowany i rozżalony. Wczoraj pił, bo chciał zapomnieć o widoku stłoczonych w boksach istot. O strachu iskrzącym się w oczach Batul. O smrodzie, głodzie i przerażającym upodleniu jakiego był świadkiem. Marny wysiłek.
Rozchylił powieki, tylko po to, by przekonać się, jak bardzo jest z nim źle i na powrót je zamknął. Światło dnia raziło oczy z podwójną mocą. Oblał go zimny pot, a serce wygrywało szybkiego marsza. Wysupłał się z kołdry i ubrań, na tyle na ile pozwalał mu jego stan. Dopiero wówczas, leżąc i dysząc niczym wyrzucona na brzeg ryba oraz ponawiając próbę wzrokowego kontaktu ze światem, zauważył, że nie jest w komnacie sam.
Przełknął coś, co w zamyśle natury miało być śliną, ale gardło miał tak wyschnięte, że równie dobrze mogłaby to być garść piachu. Nie mógł jednak przyjąć wody. Ta również byłaby obciążeniem dla organizmu w równej mierze co alkohol.
- Nie musiałeś - wychrypiał silniej niż zazwyczaj, po czym się rozkaszlał. Zmusiło go to do siadu, lecz zaraz znów opadł na łóżko. Czy powinien się przyznawać, do tego, ile pamięta? W końcu i tak wyjdzie. Jak zawsze. Czy Aeron pamiętał? Sądząc po zmartwionym obliczu Upiornego, być może. Albo miał kaca, albo niestrawność. W każdym przypadku musieliby ustalić jakąś wspólną wersję. Ich wybryk, nawet jeśli dyktowany procentami, mógł zaowocować w najmniej oczekiwany sposób.
- Masz moralniaka? - ni to wyszeptał, ni to jęknął z bólu, kuląc się w pościeli.
- Czy masz wyrzuty sumienia? - zreflektował się zaraz, orientując się, że określenie moralniak niekoniecznie funkcjonuje w Kranie Luster, a tym bardziej w towarzyskiej śmietance.
Chciał powiedzieć coś więcej, ale mdłości i gorączka skutecznie go od tego odwiodły. Maślanymi oczami tępo wpatrywał się w Aerona. Słabszy i bledszy niż zazwyczaj mógł jedynie biernie czekać na decyzję Upiornego. Mógł zrobić z Cieniem wszystko, a jemu samemu było wszystko jedno. Z całej siły podniósł się do siadu, by móc oprzeć się o ścianę i nie musieć zadzierać wzroku na Aerona.
Wygłupił się, ot co. Teraz czekały go tygodnie szykan i podśmiechujek, nawet jeśli w pełni zasłużonych. I był jeszcze Aeron, który chciał, by był jego Cieniem. Nareszcie uzyskał odpowiedzi, ale słono go to kosztowało. Skomplikował sprawę chyba na każdym froncie. Z pozytywnych rzeczy przynajmniej rozmówił się z Keavanem.
Mimo wszystko był rozczarowany i rozżalony. Wczoraj pił, bo chciał zapomnieć o widoku stłoczonych w boksach istot. O strachu iskrzącym się w oczach Batul. O smrodzie, głodzie i przerażającym upodleniu jakiego był świadkiem. Marny wysiłek.
Rozchylił powieki, tylko po to, by przekonać się, jak bardzo jest z nim źle i na powrót je zamknął. Światło dnia raziło oczy z podwójną mocą. Oblał go zimny pot, a serce wygrywało szybkiego marsza. Wysupłał się z kołdry i ubrań, na tyle na ile pozwalał mu jego stan. Dopiero wówczas, leżąc i dysząc niczym wyrzucona na brzeg ryba oraz ponawiając próbę wzrokowego kontaktu ze światem, zauważył, że nie jest w komnacie sam.
Przełknął coś, co w zamyśle natury miało być śliną, ale gardło miał tak wyschnięte, że równie dobrze mogłaby to być garść piachu. Nie mógł jednak przyjąć wody. Ta również byłaby obciążeniem dla organizmu w równej mierze co alkohol.
- Nie musiałeś - wychrypiał silniej niż zazwyczaj, po czym się rozkaszlał. Zmusiło go to do siadu, lecz zaraz znów opadł na łóżko. Czy powinien się przyznawać, do tego, ile pamięta? W końcu i tak wyjdzie. Jak zawsze. Czy Aeron pamiętał? Sądząc po zmartwionym obliczu Upiornego, być może. Albo miał kaca, albo niestrawność. W każdym przypadku musieliby ustalić jakąś wspólną wersję. Ich wybryk, nawet jeśli dyktowany procentami, mógł zaowocować w najmniej oczekiwany sposób.
- Masz moralniaka? - ni to wyszeptał, ni to jęknął z bólu, kuląc się w pościeli.
- Czy masz wyrzuty sumienia? - zreflektował się zaraz, orientując się, że określenie moralniak niekoniecznie funkcjonuje w Kranie Luster, a tym bardziej w towarzyskiej śmietance.
Chciał powiedzieć coś więcej, ale mdłości i gorączka skutecznie go od tego odwiodły. Maślanymi oczami tępo wpatrywał się w Aerona. Słabszy i bledszy niż zazwyczaj mógł jedynie biernie czekać na decyzję Upiornego. Mógł zrobić z Cieniem wszystko, a jemu samemu było wszystko jedno. Z całej siły podniósł się do siadu, by móc oprzeć się o ścianę i nie musieć zadzierać wzroku na Aerona.
- Ekwipunek:
- Animicus, Blaszka Zmartwienia, Bolerko Niewidko (4/2 p.),Bransoleta Tropimyszki, Bursztynowy Kompas, Czarodziejska Wstęga, Fiolka Chowańca x2, Gwizdek prześladowcy (5 p.), Kamień duszy (b. biała), Kosmata Brosza, Krwawa Broszka, Makros, Maska Vin'tharnu, Różdżka Zepsucia, Srebrny Amoralas (4/3 p.), Strachliwy Topór Katowski, Sovenox (do fabularnej aktywacji), Syrenia Łza, Tchnienie Muzy (sztukmistrzostwo), Tęczowa Różdżka, Widmo-Ra
- Aktualny ubiór:
- Fabuła: Szmaragdowa, satynowa koszula z onyksowymi guzikami; pas z plecionej skóry z zielonymi chwostami; grafitowe spodnie wpuszczone w wysokie buty; czarna chokha z rozciętymi rękawami, z wyszytymi rombami w kolorze bladego złota //Misja: Mundur SCR
Gif :
Godność :
Aeron Vaele
Wiek :
Ponad 500 lat / Wizualnie lekko ponad 30.
Rasa :
Upiorny Arystokrata
Wzrost / Waga :
182/100 (same rogi trochę ważą).
Znaki szczególne :
Opalizujące granatem, duże, zakrzywione rogi. Tęczowe oczy.
Pod ręką :
Broń, zegarek kieszonkowy, sakiewka z pieniędzmi, mały notesik i długopis.
Broń :
Rapier.
ThornDemoniczny Książę
Re: Zamek Himmelhof
Czw 21 Mar - 8:09
Czw 21 Mar - 8:09
Czekając na Gawaina, pozwolił swoim myślom odpłynąć daleko. Nie był do końca pewien, czy Cień śpi czy może jego organizm wyczerpał się na tyle, że potrzebuje odpoczynku, który można było nazwać czymś na kształt czuwania. Bo przecież Ciebie nie śpią, prawda? A przynajmniej nie tak, jak każda inna istota.
Aeron bardzo szybko odkrył, że niewiele wie o rasie, już nie wspominając o samym Gawainie. Rudzielec miał w sobie coś, co działało jak magnes od chwili, kiedy pierwszy raz się spotkali. Może to jego z pozoru nonszalancki sposób bycia, który podszyty był nerwowością? A może właśnie spojrzenie oczu, które na chwilę paraliżowało i zdawało się wżerać głęboko w wnętrza, sięgając ku duszy by wyssać z niej wszystko, co najlepsze.
Upiorny Arystokrata nie wiedział o nim nic, poza tym co sam zdołał się dowiedzieć, a co z pewnością zostało ujawnione tylko i wyłącznie na życzenie samego Keera. Ktoś tak ostrożny, nie pozwoliłby na to, by w mieście mówiono o nim wiele. W Krainie Luster na swój sposób był sławny, lecz trzeba było wiedzieć, gdzie pytać. I jak pytać.
Westchnął wpatrując się w zastygłego w bezruchu mężczyznę. Czy śnił? Nie, oczywiście, że nie. Może właśnie dlatego Cienie tak rozpaczliwie pożerały sny, pragnąc skraść innym to, czego same nie miały. Chęć posiadania była naprawdę silnym motorem, sam doskonale o tym wiedział. Nawet teraz, kiedy miał Gawaina na wyciągnięcie ręki, czuł że chce go mieć bardziej.
I tak też mijały godziny. Pęczniejące od kłębiących się w rogatej głowie myśli, puchnące od milczenia. Pachnące alkoholem, zapomnieniem. Zrozumieniem.
Gdy usłyszał szelest, uniósł powieki i potrzebował chwili by skupić wzrok. Nie spał przecież, a jednak czuł się tak, jakby to dopiero teraz zdołał odrobinę odpocząć. Wcześniejszy "odpoczynek" w istocie był męką.
Obserwując Cienia tylko z pozoru znudzonym wzrokiem, odczekał chwilę by tamten zdał sobie sprawę z jego obecności. Początkowo nie poruszył się ani o cal, dopiero kiedy rudzielec się odezwał, Aeron uśmiechnął się pod nosem i wstał. Spokojnym krokiem dotarł do stolika na którym ustawiono dzban z czystą wodą i kielich. Nie czekając ani chwili napełnił naczynie i trzymając je w palcach, wrócił do Keera. Podsunął mu wodę, zastanawiając się czy był to z jego strony akt miłosierdzia, czy zwykła litość.
- Chciałem. - powiedział ciemnym głosem, patrząc na niego z góry. Czy Cień zdawał sobie sprawę, że w przypadku Upiornych Arystokratów, obrzydliwych, zepsutych i chorych z pragnienia władzy istot chęć była silniejsza niż przymus?
Chciał usiąść obok lecz powstrzymał się, widząc że Gawain jest... cieniem samego siebie. Uśmiechnął się do swoich myśli i dał czas mężczyźnie, by ten zdecydował czy upić wodę czy odstawić ją na szafkę nocną. Wciąż patrząc na niego z góry, przeniósł ciężar ciała z nogi na nogę, kiedy padło pierwsze pytanie, a zaraz po nim drugie, będące zapewne próbą wyjaśnienia dziwnego sformułowania.
- Być może chciałbyś usłyszeć, że tak. - powiedział cicho, pochylając się odrobinę by wsunąć palce w jego ogniście rude włosy. Przejechał dłonią po nich, uśmiechając się lekko. Próżno było jednak szukać w tym uśmiechu łagodności, bowiem po obliczu tańczył mrok. Wpadające przez okno blade światło poranka nie pozwalało ukryć grymasu.
Aeron delikatnie naparł na Cienia, chcąc go położyć na rozkopanym posłaniu. Miał wrażenie, że Keer jest teraz... taki malutki. Całkowicie nieznane, nowe oblicze mężczyzny sprawiło, że Arystokrata poczuł, jak pod jego skórą pojawia się swędzące, pchające go do śmiałych czynów uczucie ciekawości.
Rogaty wspiął się na łóżko i jeśli tamten się położył, brunet zawisł nad nim, patrząc mu w oczy. Odczekał chwilę po czym nachylił się jeszcze mocniej, zbliżając usta do jego ucha.
- Niczego nie żałuję. - powiedział tonem, w którym pobrzmiewało coś więcej. Odsunął się i z cichym, mrukliwym chichotem usadowił się obok niego, dając mu więcej przestrzeni a jednak pozostając tuż przy nim.
Chciał poznać odpowiedzi na wszystkie, nurtujące go pytania, a kiedy byłaby lepsza ku temu okazja? Zanim jednak Keer wyśpiewa mu wszystko, trzeba go do tego odpowiednio przygotować. Wybadać grunt i dobrać metodę.
- Taki zmęczony... - wymruczał, kładąc mu rękę na piersi - Taki bezbronny... - dodał, przesuwając ją na jego szyję w delikatnej pieszczocie - Taki samotny... - dotknął jego warg i rozchylił je lekko, by samym końcem palca musnąć koniuszek jego języka - Wołałeś Demona. - powiedział z uśmiechem i przysunął się do niego by móc wlewać w jego ucho jad - Tak głośno wołałeś. A on nie przybył. Jaka szkoda... - westchnął teatralnie - Gdzieś ma twoje wołanie, wiesz dlaczego? Bo jest Demonem. Bawi się nami wszystkimi. - zachichotał - Trzeba jednak wiedzieć jak się z nim bawić. Ty nie wiedziałeś. Ze mną zaznał rozkoszy, spijając z moich ust słodkie słówka, którymi raczyłem go by osiągnąć własne cele. Wierzył, że mnie wykorzystuje, kiedy to ja wykorzystałem jego. A ty, biedny Cieniu, oddałeś mu za dużo. - wsunął palec do jego ust - Oddałeś mu serce. Biedaku, cóż on z tobą zrobił... - zacmokał z troską - A dziś tak rozpaczliwie go wołałeś, będąc w potrzebie. On zignorował twój szloch. Ja nie zignorowałem. - przysunął się i oparł na jego piersi głowę, dbając jednak by nie opadła całym ciężarem bo przecież wtedy mógłby zbyt mocno go przygnieść, przez wagę rogów.
- Dam ci wiele, w zamian za wiele. - powiedział cicho, patrząc na niego spod przymrużonych oczu - Nie poproszę cię o serce. Poczekam, aż sam zdecydujesz, czy jestem jego wart. - dodał - Dziś jednak proszę o odpowiedzi. Opowiedz mi swoją historię, bo ja dałem ci swoją. Smakowała ci, czyż nie? - uśmiechnął się szeroko - Dam ci więcej.
Aeron bardzo szybko odkrył, że niewiele wie o rasie, już nie wspominając o samym Gawainie. Rudzielec miał w sobie coś, co działało jak magnes od chwili, kiedy pierwszy raz się spotkali. Może to jego z pozoru nonszalancki sposób bycia, który podszyty był nerwowością? A może właśnie spojrzenie oczu, które na chwilę paraliżowało i zdawało się wżerać głęboko w wnętrza, sięgając ku duszy by wyssać z niej wszystko, co najlepsze.
Upiorny Arystokrata nie wiedział o nim nic, poza tym co sam zdołał się dowiedzieć, a co z pewnością zostało ujawnione tylko i wyłącznie na życzenie samego Keera. Ktoś tak ostrożny, nie pozwoliłby na to, by w mieście mówiono o nim wiele. W Krainie Luster na swój sposób był sławny, lecz trzeba było wiedzieć, gdzie pytać. I jak pytać.
Westchnął wpatrując się w zastygłego w bezruchu mężczyznę. Czy śnił? Nie, oczywiście, że nie. Może właśnie dlatego Cienie tak rozpaczliwie pożerały sny, pragnąc skraść innym to, czego same nie miały. Chęć posiadania była naprawdę silnym motorem, sam doskonale o tym wiedział. Nawet teraz, kiedy miał Gawaina na wyciągnięcie ręki, czuł że chce go mieć bardziej.
I tak też mijały godziny. Pęczniejące od kłębiących się w rogatej głowie myśli, puchnące od milczenia. Pachnące alkoholem, zapomnieniem. Zrozumieniem.
Gdy usłyszał szelest, uniósł powieki i potrzebował chwili by skupić wzrok. Nie spał przecież, a jednak czuł się tak, jakby to dopiero teraz zdołał odrobinę odpocząć. Wcześniejszy "odpoczynek" w istocie był męką.
Obserwując Cienia tylko z pozoru znudzonym wzrokiem, odczekał chwilę by tamten zdał sobie sprawę z jego obecności. Początkowo nie poruszył się ani o cal, dopiero kiedy rudzielec się odezwał, Aeron uśmiechnął się pod nosem i wstał. Spokojnym krokiem dotarł do stolika na którym ustawiono dzban z czystą wodą i kielich. Nie czekając ani chwili napełnił naczynie i trzymając je w palcach, wrócił do Keera. Podsunął mu wodę, zastanawiając się czy był to z jego strony akt miłosierdzia, czy zwykła litość.
- Chciałem. - powiedział ciemnym głosem, patrząc na niego z góry. Czy Cień zdawał sobie sprawę, że w przypadku Upiornych Arystokratów, obrzydliwych, zepsutych i chorych z pragnienia władzy istot chęć była silniejsza niż przymus?
Chciał usiąść obok lecz powstrzymał się, widząc że Gawain jest... cieniem samego siebie. Uśmiechnął się do swoich myśli i dał czas mężczyźnie, by ten zdecydował czy upić wodę czy odstawić ją na szafkę nocną. Wciąż patrząc na niego z góry, przeniósł ciężar ciała z nogi na nogę, kiedy padło pierwsze pytanie, a zaraz po nim drugie, będące zapewne próbą wyjaśnienia dziwnego sformułowania.
- Być może chciałbyś usłyszeć, że tak. - powiedział cicho, pochylając się odrobinę by wsunąć palce w jego ogniście rude włosy. Przejechał dłonią po nich, uśmiechając się lekko. Próżno było jednak szukać w tym uśmiechu łagodności, bowiem po obliczu tańczył mrok. Wpadające przez okno blade światło poranka nie pozwalało ukryć grymasu.
Aeron delikatnie naparł na Cienia, chcąc go położyć na rozkopanym posłaniu. Miał wrażenie, że Keer jest teraz... taki malutki. Całkowicie nieznane, nowe oblicze mężczyzny sprawiło, że Arystokrata poczuł, jak pod jego skórą pojawia się swędzące, pchające go do śmiałych czynów uczucie ciekawości.
Rogaty wspiął się na łóżko i jeśli tamten się położył, brunet zawisł nad nim, patrząc mu w oczy. Odczekał chwilę po czym nachylił się jeszcze mocniej, zbliżając usta do jego ucha.
- Niczego nie żałuję. - powiedział tonem, w którym pobrzmiewało coś więcej. Odsunął się i z cichym, mrukliwym chichotem usadowił się obok niego, dając mu więcej przestrzeni a jednak pozostając tuż przy nim.
Chciał poznać odpowiedzi na wszystkie, nurtujące go pytania, a kiedy byłaby lepsza ku temu okazja? Zanim jednak Keer wyśpiewa mu wszystko, trzeba go do tego odpowiednio przygotować. Wybadać grunt i dobrać metodę.
- Taki zmęczony... - wymruczał, kładąc mu rękę na piersi - Taki bezbronny... - dodał, przesuwając ją na jego szyję w delikatnej pieszczocie - Taki samotny... - dotknął jego warg i rozchylił je lekko, by samym końcem palca musnąć koniuszek jego języka - Wołałeś Demona. - powiedział z uśmiechem i przysunął się do niego by móc wlewać w jego ucho jad - Tak głośno wołałeś. A on nie przybył. Jaka szkoda... - westchnął teatralnie - Gdzieś ma twoje wołanie, wiesz dlaczego? Bo jest Demonem. Bawi się nami wszystkimi. - zachichotał - Trzeba jednak wiedzieć jak się z nim bawić. Ty nie wiedziałeś. Ze mną zaznał rozkoszy, spijając z moich ust słodkie słówka, którymi raczyłem go by osiągnąć własne cele. Wierzył, że mnie wykorzystuje, kiedy to ja wykorzystałem jego. A ty, biedny Cieniu, oddałeś mu za dużo. - wsunął palec do jego ust - Oddałeś mu serce. Biedaku, cóż on z tobą zrobił... - zacmokał z troską - A dziś tak rozpaczliwie go wołałeś, będąc w potrzebie. On zignorował twój szloch. Ja nie zignorowałem. - przysunął się i oparł na jego piersi głowę, dbając jednak by nie opadła całym ciężarem bo przecież wtedy mógłby zbyt mocno go przygnieść, przez wagę rogów.
- Dam ci wiele, w zamian za wiele. - powiedział cicho, patrząc na niego spod przymrużonych oczu - Nie poproszę cię o serce. Poczekam, aż sam zdecydujesz, czy jestem jego wart. - dodał - Dziś jednak proszę o odpowiedzi. Opowiedz mi swoją historię, bo ja dałem ci swoją. Smakowała ci, czyż nie? - uśmiechnął się szeroko - Dam ci więcej.
Alden - #DC143C
Bianka - #228B22
Caius - #4169E1
Kaevan - #DAA520
Bianka - #228B22
Caius - #4169E1
Kaevan - #DAA520
Gif :
Godność :
Gawain Keer
Wiek :
Wygląda na około 30 lat.
Rasa :
Cień
Wzrost / Waga :
183 cm / 76 kg
Znaki szczególne :
Czarne twardówki oczu, bursztynowe tęczówki, cienka blizna na brodzie od lewego kącika ust
Pod ręką :
klucz do domu Yako i mieszkania, pieniądze // Event:
Broń :
Nóż ceramiczny, sztylet, kusza
Zawód :
Najemnik do prac wszelakich, zielarz
Specjalne :
Administrator, Strażnik toku fabuły
GawainDręczyciel
Re: Zamek Himmelhof
Czw 21 Mar - 21:30
Czw 21 Mar - 21:30
Na odpowiedź Upiornego jedynie zgodnie mruknął. Jasne, że chciał. W pozornie zamroczonej głowie coraz bardziej się rozjaśniało. Jeszcze niedawno dawał mu w pysk, a teraz... dawał mu pyska. Słowa, a raczej pełen pożądania warkot o tym, że Yako miałby się przyglądać, jak się kochają, teraz nabierały sensu. Miały go już odrobinę wcześniej, ale wczorajsze wydarzenia pozwoliły mu nabrać pewności. Znalazł się na celowniku Upiornego.
Znalazłem się w pułapce, którą sam zbudowałem...
Obrzucił wzrokiem kielich i odstawił go na bok.
-Tylko mi zaszkodzi - odrzekł słabo i powiódł wzrokiem ku Aeronowi, szukając w tęczy choć odrobiny zrozumienia. Znalazł jedynie niewygasłe pożądanie właśnie muskające jego skalp. Lekko zacisnął zęby i wyraźnie się spiął, gdy Vaele na niego naparł. Na usta cisnął się sprzeciw, ale wiedział, że nie może okazać słabości. Nie teraz, gdy jego jedyną obroną była wystawiana na próbę psychika. Pozwolił sobie na oparcie dłoni na torsie nachylającego się nad nim mężczyzny i uciekł głową w bok. Gdyby miało dojść do czegoś więcej, był gotów. Znienawidziłby go, owszem, lecz w głowie paranoika każdy scenariusz był tak samo prawdopodobny.
Kolejne słowa wywołały u Keera dreszcz. Obrócone przeciwko niemu otrzeźwiły go i przywróciły rezon. Spojrzenie teraz szeroko otwartych oczu powróciło ku obliczu Arystokraty.
- Ja również - pewnie przyznał sam przed sobą. Nie żałował. Przecież to był ruch, na który czekał. Cios, który chciał wyprowadzić. Czemu wcześniej się wahał?
Zmarszczył brwi, czując na sobie silną dłoń. Nie spuszczał Aerona z oczu. Tak, był zmęczony. Nie tylko dziś. Miał ochotę zalec w letarg na dziesięciolecie choćby i zaraz, gdyby tylko miał taką możliwość. Przełknął ślinę, gdy dłoń wsunęła się na jego szyję. Złapał księcia za nadgarstek. Szybko, ale nie mocno, bo ciało skutecznie odmawiało mu posłuszeństwa. Nie szarpał się, gdyż byłoby to śmieszne, żałosne wręcz, lecz przynajmniej mógł uciec ustami od natarczywych palców. Zaczynało go to irytować.
- Wybrała mnie a ja ją - odparł na samotność. Wspomnienie Yako skitował smutnym uśmiechem.
- On pracuje tam, a ja po tej stronie - skwitował i lekko wzruszył ramionami, lecz słowa padły na podatny grunt. Obecnie Yako był odległą mrzonką. Bez jego aury w głowie Keera wszystko nabierało ostrości, wspomnienia zalewał żal, gniew i niepewność. Od ich spotkania wszystko potoczyło się gwałtownie, przelało się przez nich niczym lawina. Spopielone mieszkanie, Pardon i Cosiek. Poświęcił Ritę, Eileen i Nishanta. Miał za sobą wiele burzliwych przeżyć, z którymi nie miał okazji dojść do ładu. Dawał sobą pomiatać, starał się udowadniać, że jest wart Demona, czego dowodem była blizna przecinająca jego usta. Przekroczył własne granice, o co nigdy wcześniej by się nie posądził. W tym skubaniec miał rację. Tylko czy Aeron się czymś różnił? Czy on się czymś różnił? Byli bandą mniej lub bardziej cywilizowanych skurwysynów z krwią na rękach.
Tyle, że nie kłamałem. Nie zdradziłem. Kurwa, nie zdradziłem, a on i tak się odciął!
Zacisnął zęby na palcu, który Aeron wsunął mu do ust, po czym wypchnął go językiem.
- Nie bądź śmieszny. Nie miał jak odpowiedzieć. - warknął szorstko, bardziej niż zamierzał. Bo nadal kochał Yako. Jak miałby odejść? Odwrócić się plecami i udawać, że nie istnieje? Oddychał głębiej starając nie dać się sprowokować i nie zrzucić z siebie Vaele, gdy ten złożył na jego piersi głowę. Z pewnością mógł teraz czuć mocne i szybkie bicie serca, które dodatkowo nabrało tempa.
Nie wiedział, co go bardziej irytowało. To, że Upiorny sięgał po starą sztuczkę z przywoływaniem upojnej nocy z Yako, czy jego zachowanie. Przez chwilę nie spoglądał na niego, ale wlepiał wzrok w ścianę przed sobą.
- Wielcy zawsze wymagają wiele. Poza tym, jakie cele? Tylko mi nie schlebiaj, bo nie uwierzę - powiedział hardo, po czym nachylił się ku Aeronowi i tym razem to on się uśmiechnął.
- A twoja historia... smakowała nijak, bo jej nie wziąłem, lecz widziałem wszystko. Mógłbym powiedzieć o tobie to samo. Słaby, bezbronny i samotny - wyszeptał słodko, układając dłoń na jego policzku. Nie tylko on mógł być traktowany niczym naiwne dziecko. Złapał palcami silną żuchwę. Pomimo słabości palce strzelca ścisnęły ją stanowczo acz nieboleśnie.
-Wezmę twój sen, pierwszy od lat i ostatni, tak jak to sobie umyśliłeś, pod jednym warunkiem. Wrócisz do mnie i powiesz mi, czemu nie wziąłem go teraz. Jeśli w ogóle wrócisz. W końcu lubisz grać. - parsknął krótkim, gorzkim śmiechem. W bursztynowych oczach nie było krzty litości. Nawet dla ich posiadacza. Aeron musiał być świadom ryzyka i podjąć je sam. Puścił go i ponownie oparł na poduszki.
- A historia... - westchnął przeciągle.
- Nie jest wielką tajemnicą. Sztampowa jakich wiele. Póki co. Dopiero ją rozpracowuję. Wojna, moi rodzice zostali zabrani przez MORIĘ, choć wolałbym móc ich pochować. Nie wiem w co się uwikłali. Nawet gdybym ruszył im na pomoc, nie miałbym żadnych szans i nie byłbym tu dzisiaj. W każdym razie widziałem wszystko i nie mogłem się ruszyć. Nie wiedziałem, co począć więc zrobiłem to, co ojciec przykazał.- przerwał na moment w chwili zadumy i poprawił się na łóżku.
- Pozostałem w ukryciu. Może się spodziewał. A potem odciąłem się od rodziny. Utrzymuję kontakt, ale nadal czuję się przy nich niczym zdrajca, nawet jeśli mówią inaczej. Nauczyli mnie wszystkiego. Matka alchemii, ojciec obchodzenia się z kuszą. Reszta nauczyła mnie czytać, pisać i nie rżnąć głupa. A reszta to tajemnica. Głównie praca oraz głupia zemsta, która nie znalazła zakończenia. Dałem się jej wypalić. Pół życia spędziłem po każdej stronie lustra uciekając. Tutaj unikając tamtejszych władz, tam uciekając od znajomych twarzy.
Zamilkł w końcu nie chcąc nudzić Aerona. Nie miał też nic do dodania, bo otrząsłszy się z żałoby i szoku, pozostał z licznymi pytaniami. Sam był jednym. Począwszy od jego oczu, na rodzinie skończywszy. Nikt nie puszczał pary z ust, a on nie znalazł punktu nacisku. Chyba nie.
Wysupłał się spod Aerona i powoli usiadł.
Nie będę ciągnął Twoich kłamstw za sobą - tak kiedyś mówiłem. Co się ze mną stało? Kiedy popadłem w taki marazm?
Pochylił się do przodu wyraźnie nękany przez ból. Nie lubił mówić o innych źle. Zwykle nie wychodziło z tego nic dobrego, lecz teraz naprawdę nie był pewien swego. Yako zupełnie zniknął z jego radaru. Ściągnął Blaszkę, zablokował numery, nie sypiał. Odciął każdą bezpieczną drogę dojścia i Keer nie potrafił wyrzucić z głowy tego, jak rozorał mu usta szponem. Jak odrzucał go przy każdej nadarzającej się okazji. Raz po raz robił z siebie ofiarę, którą ratował, wiózł do kliniki i usprawiedliwiał przed wszystkimi. Tak, miał dość. Był zmęczony, słaby i samotny.
-A jeśli chcesz wiedzieć, jak naprawdę było z Yako... zapomnij o wszystkim, co ci powiedział. - rzucił jeszcze, zanim powziął próbę wstania. Na próżno. Zawroty głowy były na tyle mocne, że padł na klęczki.
Znalazłem się w pułapce, którą sam zbudowałem...
Obrzucił wzrokiem kielich i odstawił go na bok.
-Tylko mi zaszkodzi - odrzekł słabo i powiódł wzrokiem ku Aeronowi, szukając w tęczy choć odrobiny zrozumienia. Znalazł jedynie niewygasłe pożądanie właśnie muskające jego skalp. Lekko zacisnął zęby i wyraźnie się spiął, gdy Vaele na niego naparł. Na usta cisnął się sprzeciw, ale wiedział, że nie może okazać słabości. Nie teraz, gdy jego jedyną obroną była wystawiana na próbę psychika. Pozwolił sobie na oparcie dłoni na torsie nachylającego się nad nim mężczyzny i uciekł głową w bok. Gdyby miało dojść do czegoś więcej, był gotów. Znienawidziłby go, owszem, lecz w głowie paranoika każdy scenariusz był tak samo prawdopodobny.
Kolejne słowa wywołały u Keera dreszcz. Obrócone przeciwko niemu otrzeźwiły go i przywróciły rezon. Spojrzenie teraz szeroko otwartych oczu powróciło ku obliczu Arystokraty.
- Ja również - pewnie przyznał sam przed sobą. Nie żałował. Przecież to był ruch, na który czekał. Cios, który chciał wyprowadzić. Czemu wcześniej się wahał?
Zmarszczył brwi, czując na sobie silną dłoń. Nie spuszczał Aerona z oczu. Tak, był zmęczony. Nie tylko dziś. Miał ochotę zalec w letarg na dziesięciolecie choćby i zaraz, gdyby tylko miał taką możliwość. Przełknął ślinę, gdy dłoń wsunęła się na jego szyję. Złapał księcia za nadgarstek. Szybko, ale nie mocno, bo ciało skutecznie odmawiało mu posłuszeństwa. Nie szarpał się, gdyż byłoby to śmieszne, żałosne wręcz, lecz przynajmniej mógł uciec ustami od natarczywych palców. Zaczynało go to irytować.
- Wybrała mnie a ja ją - odparł na samotność. Wspomnienie Yako skitował smutnym uśmiechem.
- On pracuje tam, a ja po tej stronie - skwitował i lekko wzruszył ramionami, lecz słowa padły na podatny grunt. Obecnie Yako był odległą mrzonką. Bez jego aury w głowie Keera wszystko nabierało ostrości, wspomnienia zalewał żal, gniew i niepewność. Od ich spotkania wszystko potoczyło się gwałtownie, przelało się przez nich niczym lawina. Spopielone mieszkanie, Pardon i Cosiek. Poświęcił Ritę, Eileen i Nishanta. Miał za sobą wiele burzliwych przeżyć, z którymi nie miał okazji dojść do ładu. Dawał sobą pomiatać, starał się udowadniać, że jest wart Demona, czego dowodem była blizna przecinająca jego usta. Przekroczył własne granice, o co nigdy wcześniej by się nie posądził. W tym skubaniec miał rację. Tylko czy Aeron się czymś różnił? Czy on się czymś różnił? Byli bandą mniej lub bardziej cywilizowanych skurwysynów z krwią na rękach.
Tyle, że nie kłamałem. Nie zdradziłem. Kurwa, nie zdradziłem, a on i tak się odciął!
Zacisnął zęby na palcu, który Aeron wsunął mu do ust, po czym wypchnął go językiem.
- Nie bądź śmieszny. Nie miał jak odpowiedzieć. - warknął szorstko, bardziej niż zamierzał. Bo nadal kochał Yako. Jak miałby odejść? Odwrócić się plecami i udawać, że nie istnieje? Oddychał głębiej starając nie dać się sprowokować i nie zrzucić z siebie Vaele, gdy ten złożył na jego piersi głowę. Z pewnością mógł teraz czuć mocne i szybkie bicie serca, które dodatkowo nabrało tempa.
Nie wiedział, co go bardziej irytowało. To, że Upiorny sięgał po starą sztuczkę z przywoływaniem upojnej nocy z Yako, czy jego zachowanie. Przez chwilę nie spoglądał na niego, ale wlepiał wzrok w ścianę przed sobą.
- Wielcy zawsze wymagają wiele. Poza tym, jakie cele? Tylko mi nie schlebiaj, bo nie uwierzę - powiedział hardo, po czym nachylił się ku Aeronowi i tym razem to on się uśmiechnął.
- A twoja historia... smakowała nijak, bo jej nie wziąłem, lecz widziałem wszystko. Mógłbym powiedzieć o tobie to samo. Słaby, bezbronny i samotny - wyszeptał słodko, układając dłoń na jego policzku. Nie tylko on mógł być traktowany niczym naiwne dziecko. Złapał palcami silną żuchwę. Pomimo słabości palce strzelca ścisnęły ją stanowczo acz nieboleśnie.
-Wezmę twój sen, pierwszy od lat i ostatni, tak jak to sobie umyśliłeś, pod jednym warunkiem. Wrócisz do mnie i powiesz mi, czemu nie wziąłem go teraz. Jeśli w ogóle wrócisz. W końcu lubisz grać. - parsknął krótkim, gorzkim śmiechem. W bursztynowych oczach nie było krzty litości. Nawet dla ich posiadacza. Aeron musiał być świadom ryzyka i podjąć je sam. Puścił go i ponownie oparł na poduszki.
- A historia... - westchnął przeciągle.
- Nie jest wielką tajemnicą. Sztampowa jakich wiele. Póki co. Dopiero ją rozpracowuję. Wojna, moi rodzice zostali zabrani przez MORIĘ, choć wolałbym móc ich pochować. Nie wiem w co się uwikłali. Nawet gdybym ruszył im na pomoc, nie miałbym żadnych szans i nie byłbym tu dzisiaj. W każdym razie widziałem wszystko i nie mogłem się ruszyć. Nie wiedziałem, co począć więc zrobiłem to, co ojciec przykazał.- przerwał na moment w chwili zadumy i poprawił się na łóżku.
- Pozostałem w ukryciu. Może się spodziewał. A potem odciąłem się od rodziny. Utrzymuję kontakt, ale nadal czuję się przy nich niczym zdrajca, nawet jeśli mówią inaczej. Nauczyli mnie wszystkiego. Matka alchemii, ojciec obchodzenia się z kuszą. Reszta nauczyła mnie czytać, pisać i nie rżnąć głupa. A reszta to tajemnica. Głównie praca oraz głupia zemsta, która nie znalazła zakończenia. Dałem się jej wypalić. Pół życia spędziłem po każdej stronie lustra uciekając. Tutaj unikając tamtejszych władz, tam uciekając od znajomych twarzy.
Zamilkł w końcu nie chcąc nudzić Aerona. Nie miał też nic do dodania, bo otrząsłszy się z żałoby i szoku, pozostał z licznymi pytaniami. Sam był jednym. Począwszy od jego oczu, na rodzinie skończywszy. Nikt nie puszczał pary z ust, a on nie znalazł punktu nacisku. Chyba nie.
Wysupłał się spod Aerona i powoli usiadł.
Nie będę ciągnął Twoich kłamstw za sobą - tak kiedyś mówiłem. Co się ze mną stało? Kiedy popadłem w taki marazm?
Pochylił się do przodu wyraźnie nękany przez ból. Nie lubił mówić o innych źle. Zwykle nie wychodziło z tego nic dobrego, lecz teraz naprawdę nie był pewien swego. Yako zupełnie zniknął z jego radaru. Ściągnął Blaszkę, zablokował numery, nie sypiał. Odciął każdą bezpieczną drogę dojścia i Keer nie potrafił wyrzucić z głowy tego, jak rozorał mu usta szponem. Jak odrzucał go przy każdej nadarzającej się okazji. Raz po raz robił z siebie ofiarę, którą ratował, wiózł do kliniki i usprawiedliwiał przed wszystkimi. Tak, miał dość. Był zmęczony, słaby i samotny.
-A jeśli chcesz wiedzieć, jak naprawdę było z Yako... zapomnij o wszystkim, co ci powiedział. - rzucił jeszcze, zanim powziął próbę wstania. Na próżno. Zawroty głowy były na tyle mocne, że padł na klęczki.
- Ekwipunek:
- Animicus, Blaszka Zmartwienia, Bolerko Niewidko (4/2 p.),Bransoleta Tropimyszki, Bursztynowy Kompas, Czarodziejska Wstęga, Fiolka Chowańca x2, Gwizdek prześladowcy (5 p.), Kamień duszy (b. biała), Kosmata Brosza, Krwawa Broszka, Makros, Maska Vin'tharnu, Różdżka Zepsucia, Srebrny Amoralas (4/3 p.), Strachliwy Topór Katowski, Sovenox (do fabularnej aktywacji), Syrenia Łza, Tchnienie Muzy (sztukmistrzostwo), Tęczowa Różdżka, Widmo-Ra
- Aktualny ubiór:
- Fabuła: Szmaragdowa, satynowa koszula z onyksowymi guzikami; pas z plecionej skóry z zielonymi chwostami; grafitowe spodnie wpuszczone w wysokie buty; czarna chokha z rozciętymi rękawami, z wyszytymi rombami w kolorze bladego złota //Misja: Mundur SCR
Gif :
Godność :
Aeron Vaele
Wiek :
Ponad 500 lat / Wizualnie lekko ponad 30.
Rasa :
Upiorny Arystokrata
Wzrost / Waga :
182/100 (same rogi trochę ważą).
Znaki szczególne :
Opalizujące granatem, duże, zakrzywione rogi. Tęczowe oczy.
Pod ręką :
Broń, zegarek kieszonkowy, sakiewka z pieniędzmi, mały notesik i długopis.
Broń :
Rapier.
ThornDemoniczny Książę
Re: Zamek Himmelhof
Nie 7 Kwi - 23:17
Nie 7 Kwi - 23:17
Mimo, iż byli w komnacie sami, Aeron przez cały czas miał wrażenie, że ktoś obserwuje ich z ukrycia. Przygląda się ich poczynaniom, ocenia i wyrabia sobie konkretne zdanie. Może właśnie dlatego, przez to niewygodne, swędzące pod skórą przeczucie odgrywał dalej swoją rolę. Z uczuciem wypowiadał każdą kwestię, zatracając się w sztuce którą sam postanowił napisać. Czy przypadkiem do gustu tym, którzy na niego patrzą? Bo patrzą. Zawsze.
Zapach Keera był jednocześnie znajomy i obcy. Domieszka alkoholu sprawiała, że wdychając go Upiorny miał ochotę skrzywić się, ale nie przestawać. Sam nie potrafił ocenić, czy była to przyjemna, czy odpychająca woń.
Słyszał jego serce i było to... takie emocjonujące! Prawie czuł, jak z ekscytacji drży jego ciało. Skóra swędziała nie tylko od uczucia bycia obserwowanym, ale i od skrywanej pod maską spokoju ekscytacji. Trwałby tak przez następny wiek, gdyby nie to, że Gawain nie był jego własnością.
Jeszcze.
Cień walczył i właśnie to podobało się Arystokracie najbardziej. Nawet będąc bezbronnym, prawie złamanym, kąsał jak przyparty do muru wąż. Nie znał strachu? A może to właśnie strach pchał go do rozpaczliwej walki.
Wreszcie czując na policzku dotyk jego dłoni, pochylił twarz w jego stronę, chcąc wycisnąć z pieszczoty ile się da. Szybko przekonał się, że czułości nie było w niej za grosz a złapany za żuchwę, zmarszczył lekko brwi i...
Twoja historia... smakowała nijak, bo jej nie wziąłem, lecz widziałem wszystko. Mógłbym powiedzieć o tobie to samo. Słaby, bezbronny i samotny...
Tęczowe oczy otworzyły się szerzej i spojrzały w twarz Keera. Aeron zesztywniał na moment jakby chciał dać sobie czas na to, by przemyśleć reakcję. Powinien go zaatakować? Pchnąć i zdominować, aby Cień nie zapominał z nim ma do czynienia? A może zignorować uwagę, która zabolała go tak, jakby w świeżo zagojoną ranę wbito ponownie cienkie ostrze rapiera.
Nijaki. Słaby. Samotny...
Ciche sapnięcie, opuszczenie powiek i zwykła ucieczka spojrzeniem. Wszystko by nie patrzeć w oceniające go, dziwne oczy. On... wiedział. Poznał go, ale czy rozgryzł? Cios był precyzyjny. Pewnie z łatwością wyrwałby się z uścisku, lecz nawet tego nie spróbował. Przyjął jego słowa, bo czy nie o to się właśnie prosił? Rozdrażnił ranne zwierzę, nie powinien więc dziwić się, że został ugryziony.
Kiedy Keer go puścił, odsunął się od niego z kwaśną miną. Nadal na niego nie patrząc, wstał i przeszedł się po pomieszczeniu, chcąc zająć myśli czymś innym. Bezpieczniejszym. Cień jakby wyczekał moment i zaczął opowiadać mu o sobie, no co Aeron przystanął i wysłuchał opowieści. Czy była pasjonująca? Nie. Nie była nawet ciekawa, ale była jego historią. Kawałkiem układanki, który zbliży Arystokratę do ułożenia pełnego obrazu.
Korzystając z okazji poprawił koszulę, wygładzając ją na piersi. Przeczesał włosy, co było jedynie potwierdzeniem tego, że wcale nie czuł teraz już tak pewnie, jak chwilę temu, gdy to on kontrolował sytuację. Teraz... Gawain miał do wypowiedzenia swoją kwestię, bardzo ważną.
Himmelhof był zaiste ciekawym miejscem. W murach zamku było coś, co sprawiało, że miało się ochotę wypowiedzieć na głos wszystko to, co tłumiło się latami. Może właśnie na tym polegał sekret? Istoty z całej Krainy Luster lgnęły to jak ćmy do światła i znajdowały dom, akceptując rządy surowego władcy. Nawet on, Upiorny Arystokrata łapał się na tym, że chce tu pozostać. Opowiedzieć komuś wszystko to, co leżało mu na sercu.
Rudowłosy naprawdę zdawał się być w tej chwili łatwym celem, lecz chociaż Aeron początkowo chciał wykorzystać sytuację, teraz... Chęci wypaliły się. Pozostał niewypowiedziany żal, pewien ciężki do określenia smutek. Zrozumienie? Być może. Nie byli tacy sami. Różniło ich wszystko, lecz mimo to Vaele chciał myśleć, że rozumie Gawaina.
Stojąc na wprost, obserwował jak Cień próbuje wstać i ostatecznie ląduje na klęczkach. Był to... bardzo bolesny widok. Upiorny nie sądził, że widząc upadającego Keera poczuje się tak paskudnie. Oczekiwał raczej rozbawienia, uczucia triumfu jak wtedy, kiedy łamał kogoś swoim torturującym spojrzeniem.
Nie czekając ani chwili, spokojnym krokiem zbliżył się do mężczyzny i nie podał mu ręki, lecz sam przyklęknął przy nim na jedno kolano i spojrzał w twarz.
Z upadku śmieje się tylko ten, kto ani razu sam nie upadł. Dlatego, bękarcie, z rozkoszą będę przyglądał się jak upadasz, bo chociaż twój upadek nie będzie niczym zaskakującym, będzie wyjątkowo zabawnym spektaklem. Nie zawiedź mnie.
Zamknął na chwilę oczy i przełknął wspomnienie słów, które towarzyszyło mu od najmłodszych lat.
- Wesprzyj się na moim ramieniu, Cieniu. - powiedział pozbawionym emocji tonem - Nie chcę cię widzieć pokonanego. - dodał i jeśli Keer nie złapał się go sam, Upiorny wymusił kontakt chwytając go pod ramię. Dźwignął go na równe nogi i podtrzymał przez chwilę, po czym usadził na łóżku. Ponownie uciekł wzrokiem. Tęczę przykrywały wachlarze rzęs ale cala jego twarz zdradzała wszystkie targające rogaczem emocje. Zawstydzony odwrócił się do niego tyłem i odszedł w stronę drzwi, ale zatrzymał się bo wcale nie chciał wychodzić.
- Po prawdzie... Nie interesuje mnie twoja relacja z Demonem. Już nie. - powiedział cicho - Nie ma go tu, to dla mnie najważniejsze. Póki wydawało mi się, że jest moim sojusznikiem, byłem spokojny. Szybko jednak przekonałem się, że nie jest zainteresowany niczym, poza zabawą. A mnie zabawa szybko nuży. Kiedy chciałem deklaracji, nie otrzymałem jej dlatego zrobiłem krok w tył. - mówił, pozostając odwróconym do niego plecami - W międzyczasie pojawiłeś się ty. Powiem ci to tylko raz, bo łatwiej jest kłamać, dlatego zapamiętaj tę prawdę: Od początku ci zazdrościłem. - spojrzał przez ramię, ale tylko na chwilę by upewnić się, że Cień nadal go słucha - W moich oczach jesteś istotą, która twardo stąpa po ziemi i nie daje się ponieść emocjom. Zazdrościłem ci tego... umiejscowienia. Stabilnego. Jak gruba kreska, którą ktoś postanowił zaznaczyć w tekście ważny fragment. Widziałem, jak patrzy na ciebie Demon. Jak patrzy na ciebie mały lis, którego postanowiliście wziąć pod skrzydła. Obserwowałem jak patrzy na ciebie Julia, z jakim szacunkiem spogląda na ciebie Laraziron. Byłeś opoką. Do diabła, w każdym tym momencie szczerze cię nienawidziłem, ale i... pożądałem. - ciałem wstrząsnął dreszcz, bo nagle w pomieszczeniu zrobiło się bardzo zimno - Wszędzie gdzie się zjawiałeś, czułem że nie mam pełnej kontroli. Nie potrzebuję przyklaskujących pochlebców czy wpatrzonych we mnie fałszywych wielbicieli. Potrzebuję szacunku. Za każdym razem wystarczyło twoje spojrzenie, bym poczuł się tak, jakby ktoś wytrącił mi broń z ręki. Było to fascynujące uczucie, mobilizujące mnie do wyszukiwania sposobu, jak mógłbym cię pokonać. Stłamsić. Przygasić twój... gorzki urok, którym przyciągasz innych do siebie.
Wreszcie odwrócił się do niego i zbliżył powoli, by pochylić się i delikatnie położyć na jego policzku dłoń. W oczach na chwilę pojawił się cień uśmiechu.
- Dlatego nie miej mi za złe tego, że mam na twoim punkcie obsesję. - powiedział cicho - Mam ponad pięćset lat, dużo już w życiu widziałem lecz nadal mi mało. A ty jesteś... dla świata mocnym, mającym znaczenie bytem, a dla mnie anomalią, która wytrąca mnie z równowagi. Zmienną, która może sprawić, że moja historia potoczy się w zupełnie innym kierunku niż zakładam. A to... niezwykle ekscytujące! Chcę tego. Chcę codziennie doświadczać tej niepewności. - uśmiechnął się - Może tracąc na chwilę kontrolę sprawię, że doczekam dobrego? - zrobił pauzę - Nie wiem. Przy tobie nic nie wiem. I... na wszystkich znanych mi bogów... uwielbiam to uczucie. - dokończył o wiele mroczniejszym tonem i przesunął palcami po jego policzku.
Wycofał się, ponownie dając mu przestrzeń. Przez chwilę pozwolił sobie na milczenie, ciężko było pozbierać myśli. Mieli za sobą ciężką wyprawę, każdy był już zmęczony przebywaniem poza domem. Zapewne byli też zmęczeni swoim towarzystwem.
- Nie wiem, czy się polubimy. - westchnął w pewnym momencie - Wiem jednak, że mogę zaspokoić twoje potrzeby. Albo przynajmniej spróbować. A ty możesz zaspokoić moje, pożerając moje sny. Ja... nienawidzę ich. - zacisnął dłonie w pięści - Jeśli mam poprosić, poproszę. Jeśli wolisz bym błagał, zrobię to. Ale ta rozmowa nie może opuścić ścian tej komnaty. Dla naszego obopólnego dobra. - uniósł głowę i spojrzał na niego z góry, wpadając na chwilę w rolę prawdziwego arystokraty - Każdą słabość da się przekuć w moc. Uwierzyłem w to niedawno. Ja, mimo twardej zbroi, mam wiele słabości. Jedną jesteś ty.
Zapach Keera był jednocześnie znajomy i obcy. Domieszka alkoholu sprawiała, że wdychając go Upiorny miał ochotę skrzywić się, ale nie przestawać. Sam nie potrafił ocenić, czy była to przyjemna, czy odpychająca woń.
Słyszał jego serce i było to... takie emocjonujące! Prawie czuł, jak z ekscytacji drży jego ciało. Skóra swędziała nie tylko od uczucia bycia obserwowanym, ale i od skrywanej pod maską spokoju ekscytacji. Trwałby tak przez następny wiek, gdyby nie to, że Gawain nie był jego własnością.
Jeszcze.
Cień walczył i właśnie to podobało się Arystokracie najbardziej. Nawet będąc bezbronnym, prawie złamanym, kąsał jak przyparty do muru wąż. Nie znał strachu? A może to właśnie strach pchał go do rozpaczliwej walki.
Wreszcie czując na policzku dotyk jego dłoni, pochylił twarz w jego stronę, chcąc wycisnąć z pieszczoty ile się da. Szybko przekonał się, że czułości nie było w niej za grosz a złapany za żuchwę, zmarszczył lekko brwi i...
Twoja historia... smakowała nijak, bo jej nie wziąłem, lecz widziałem wszystko. Mógłbym powiedzieć o tobie to samo. Słaby, bezbronny i samotny...
Tęczowe oczy otworzyły się szerzej i spojrzały w twarz Keera. Aeron zesztywniał na moment jakby chciał dać sobie czas na to, by przemyśleć reakcję. Powinien go zaatakować? Pchnąć i zdominować, aby Cień nie zapominał z nim ma do czynienia? A może zignorować uwagę, która zabolała go tak, jakby w świeżo zagojoną ranę wbito ponownie cienkie ostrze rapiera.
Nijaki. Słaby. Samotny...
Ciche sapnięcie, opuszczenie powiek i zwykła ucieczka spojrzeniem. Wszystko by nie patrzeć w oceniające go, dziwne oczy. On... wiedział. Poznał go, ale czy rozgryzł? Cios był precyzyjny. Pewnie z łatwością wyrwałby się z uścisku, lecz nawet tego nie spróbował. Przyjął jego słowa, bo czy nie o to się właśnie prosił? Rozdrażnił ranne zwierzę, nie powinien więc dziwić się, że został ugryziony.
Kiedy Keer go puścił, odsunął się od niego z kwaśną miną. Nadal na niego nie patrząc, wstał i przeszedł się po pomieszczeniu, chcąc zająć myśli czymś innym. Bezpieczniejszym. Cień jakby wyczekał moment i zaczął opowiadać mu o sobie, no co Aeron przystanął i wysłuchał opowieści. Czy była pasjonująca? Nie. Nie była nawet ciekawa, ale była jego historią. Kawałkiem układanki, który zbliży Arystokratę do ułożenia pełnego obrazu.
Korzystając z okazji poprawił koszulę, wygładzając ją na piersi. Przeczesał włosy, co było jedynie potwierdzeniem tego, że wcale nie czuł teraz już tak pewnie, jak chwilę temu, gdy to on kontrolował sytuację. Teraz... Gawain miał do wypowiedzenia swoją kwestię, bardzo ważną.
Himmelhof był zaiste ciekawym miejscem. W murach zamku było coś, co sprawiało, że miało się ochotę wypowiedzieć na głos wszystko to, co tłumiło się latami. Może właśnie na tym polegał sekret? Istoty z całej Krainy Luster lgnęły to jak ćmy do światła i znajdowały dom, akceptując rządy surowego władcy. Nawet on, Upiorny Arystokrata łapał się na tym, że chce tu pozostać. Opowiedzieć komuś wszystko to, co leżało mu na sercu.
Rudowłosy naprawdę zdawał się być w tej chwili łatwym celem, lecz chociaż Aeron początkowo chciał wykorzystać sytuację, teraz... Chęci wypaliły się. Pozostał niewypowiedziany żal, pewien ciężki do określenia smutek. Zrozumienie? Być może. Nie byli tacy sami. Różniło ich wszystko, lecz mimo to Vaele chciał myśleć, że rozumie Gawaina.
Stojąc na wprost, obserwował jak Cień próbuje wstać i ostatecznie ląduje na klęczkach. Był to... bardzo bolesny widok. Upiorny nie sądził, że widząc upadającego Keera poczuje się tak paskudnie. Oczekiwał raczej rozbawienia, uczucia triumfu jak wtedy, kiedy łamał kogoś swoim torturującym spojrzeniem.
Nie czekając ani chwili, spokojnym krokiem zbliżył się do mężczyzny i nie podał mu ręki, lecz sam przyklęknął przy nim na jedno kolano i spojrzał w twarz.
Z upadku śmieje się tylko ten, kto ani razu sam nie upadł. Dlatego, bękarcie, z rozkoszą będę przyglądał się jak upadasz, bo chociaż twój upadek nie będzie niczym zaskakującym, będzie wyjątkowo zabawnym spektaklem. Nie zawiedź mnie.
Zamknął na chwilę oczy i przełknął wspomnienie słów, które towarzyszyło mu od najmłodszych lat.
- Wesprzyj się na moim ramieniu, Cieniu. - powiedział pozbawionym emocji tonem - Nie chcę cię widzieć pokonanego. - dodał i jeśli Keer nie złapał się go sam, Upiorny wymusił kontakt chwytając go pod ramię. Dźwignął go na równe nogi i podtrzymał przez chwilę, po czym usadził na łóżku. Ponownie uciekł wzrokiem. Tęczę przykrywały wachlarze rzęs ale cala jego twarz zdradzała wszystkie targające rogaczem emocje. Zawstydzony odwrócił się do niego tyłem i odszedł w stronę drzwi, ale zatrzymał się bo wcale nie chciał wychodzić.
- Po prawdzie... Nie interesuje mnie twoja relacja z Demonem. Już nie. - powiedział cicho - Nie ma go tu, to dla mnie najważniejsze. Póki wydawało mi się, że jest moim sojusznikiem, byłem spokojny. Szybko jednak przekonałem się, że nie jest zainteresowany niczym, poza zabawą. A mnie zabawa szybko nuży. Kiedy chciałem deklaracji, nie otrzymałem jej dlatego zrobiłem krok w tył. - mówił, pozostając odwróconym do niego plecami - W międzyczasie pojawiłeś się ty. Powiem ci to tylko raz, bo łatwiej jest kłamać, dlatego zapamiętaj tę prawdę: Od początku ci zazdrościłem. - spojrzał przez ramię, ale tylko na chwilę by upewnić się, że Cień nadal go słucha - W moich oczach jesteś istotą, która twardo stąpa po ziemi i nie daje się ponieść emocjom. Zazdrościłem ci tego... umiejscowienia. Stabilnego. Jak gruba kreska, którą ktoś postanowił zaznaczyć w tekście ważny fragment. Widziałem, jak patrzy na ciebie Demon. Jak patrzy na ciebie mały lis, którego postanowiliście wziąć pod skrzydła. Obserwowałem jak patrzy na ciebie Julia, z jakim szacunkiem spogląda na ciebie Laraziron. Byłeś opoką. Do diabła, w każdym tym momencie szczerze cię nienawidziłem, ale i... pożądałem. - ciałem wstrząsnął dreszcz, bo nagle w pomieszczeniu zrobiło się bardzo zimno - Wszędzie gdzie się zjawiałeś, czułem że nie mam pełnej kontroli. Nie potrzebuję przyklaskujących pochlebców czy wpatrzonych we mnie fałszywych wielbicieli. Potrzebuję szacunku. Za każdym razem wystarczyło twoje spojrzenie, bym poczuł się tak, jakby ktoś wytrącił mi broń z ręki. Było to fascynujące uczucie, mobilizujące mnie do wyszukiwania sposobu, jak mógłbym cię pokonać. Stłamsić. Przygasić twój... gorzki urok, którym przyciągasz innych do siebie.
Wreszcie odwrócił się do niego i zbliżył powoli, by pochylić się i delikatnie położyć na jego policzku dłoń. W oczach na chwilę pojawił się cień uśmiechu.
- Dlatego nie miej mi za złe tego, że mam na twoim punkcie obsesję. - powiedział cicho - Mam ponad pięćset lat, dużo już w życiu widziałem lecz nadal mi mało. A ty jesteś... dla świata mocnym, mającym znaczenie bytem, a dla mnie anomalią, która wytrąca mnie z równowagi. Zmienną, która może sprawić, że moja historia potoczy się w zupełnie innym kierunku niż zakładam. A to... niezwykle ekscytujące! Chcę tego. Chcę codziennie doświadczać tej niepewności. - uśmiechnął się - Może tracąc na chwilę kontrolę sprawię, że doczekam dobrego? - zrobił pauzę - Nie wiem. Przy tobie nic nie wiem. I... na wszystkich znanych mi bogów... uwielbiam to uczucie. - dokończył o wiele mroczniejszym tonem i przesunął palcami po jego policzku.
Wycofał się, ponownie dając mu przestrzeń. Przez chwilę pozwolił sobie na milczenie, ciężko było pozbierać myśli. Mieli za sobą ciężką wyprawę, każdy był już zmęczony przebywaniem poza domem. Zapewne byli też zmęczeni swoim towarzystwem.
- Nie wiem, czy się polubimy. - westchnął w pewnym momencie - Wiem jednak, że mogę zaspokoić twoje potrzeby. Albo przynajmniej spróbować. A ty możesz zaspokoić moje, pożerając moje sny. Ja... nienawidzę ich. - zacisnął dłonie w pięści - Jeśli mam poprosić, poproszę. Jeśli wolisz bym błagał, zrobię to. Ale ta rozmowa nie może opuścić ścian tej komnaty. Dla naszego obopólnego dobra. - uniósł głowę i spojrzał na niego z góry, wpadając na chwilę w rolę prawdziwego arystokraty - Każdą słabość da się przekuć w moc. Uwierzyłem w to niedawno. Ja, mimo twardej zbroi, mam wiele słabości. Jedną jesteś ty.
Alden - #DC143C
Bianka - #228B22
Caius - #4169E1
Kaevan - #DAA520
Bianka - #228B22
Caius - #4169E1
Kaevan - #DAA520
Gif :
Godność :
Gawain Keer
Wiek :
Wygląda na około 30 lat.
Rasa :
Cień
Wzrost / Waga :
183 cm / 76 kg
Znaki szczególne :
Czarne twardówki oczu, bursztynowe tęczówki, cienka blizna na brodzie od lewego kącika ust
Pod ręką :
klucz do domu Yako i mieszkania, pieniądze // Event:
Broń :
Nóż ceramiczny, sztylet, kusza
Zawód :
Najemnik do prac wszelakich, zielarz
Specjalne :
Administrator, Strażnik toku fabuły
GawainDręczyciel
Re: Zamek Himmelhof
Pon 22 Kwi - 22:34
Pon 22 Kwi - 22:34
Cień musiał przyznać, że jego stan znacznie ułatwił kilka kwestii. Umiejscowił poszczególne elementy, tam gdzie ich miejsce. Satysfakcję sprawiło mu obdzieranie Aerona z kolejnych warstw gliny zlepionej z kłamstw, iluzji i wymogów otoczenia, lecz nie dawało mu to radości. Nie wywołało uśmiechu, przyjemnego szemrzenia pod skórą jaką dawało czyjeś cierpienie. Zyskał jedyne potwierdzenie, iż czeka go zaprawdę wiele pracy. Cenne jądro znajdowało się zbyt głęboko, by zacząć prawdziwie rzeźbić.
-Wiele nauczyłaś mnie o sztuce, starsza matko... - ciepło wspominiał babkę, lecz kryła się pod tym łyżka dziegciu. Nie tak wyobrażała sobie sztukę. Tylko po cóż komu ona, kiedy twórcy wystarczy samo dzieło, gdyż widzów przepędziłby na cztery wiatry? Czy Cierń naprawdę rozumiał tę dziedzinę? Czytanie symboli tak nikłych, tak intymnych, że nie dało się ich odtworzyć z kimś innym? Czy czuł, że stał jego się środkiem i celem? Kwaśna mina Upiornego pokazała mu, że nie. Jeśli był szczery. A jeśli Aerona nie było stać na szczerość - tym bardziej nie. Choć Cień bardzo chciał wierzyć, że jest odwrotnie.
Opowiedziawszy swoją historię, nie otrzymał komentarza. Zresztą się go nie spodziewał. Takich jak on było na pęczki, ale mimo wszystko, to nie oni tu byli, a on. Może to zrządzenie losu, wynik jego wysiłków, zwykłe szczęście lub wszystko po trochu? Nie oczekiwał współczucia ani litości z tego tytułu.
- Ładne to Twoje "wstawaj" - parsknął rozbawiony, lecz nie bez bólu.
- Tak, sam to sobie powtarzam, bo inaczej dawno bym gryzł piach. - dodał znacznie ciszej, jakby w geście samopokrzepienia, łapiąc się wyciągniętych ramion Arystokraty. Szarpnięcie zakręciło mu w głowie, lecz zaraz ustąpiło, gdy odsiedział kilka sekund na łóżku.
Wbił wzrok w kamienną posadzkę, starając się skupić na czymś wzrok. Tym razem to on wybałuszył oczy i wbił je w Aerona. Nie interesował go już Yako? A to novum! Lub wierutne kłamstwo... które osłodziłoby mu przekaz ukryty w kolejnych słowach. Bo ileż to razy wspominał Demonowi o zagrożeniu, wrogach i polityce tylko po to, by spotkać się z lekceważącym stosunkiem? Ileż to razy ratował mu skórę i dobre imię? Ileż razy starał się mu natłuc do głowy, że wiek, doświadczenie i złote góry nic nie znaczą bez znajomości? Chciał wszystkiego, lecz w nic nie chciał się wikłać.
Skrzywił się kwaśno. W tej kwestii ścierał się z ukochanym najmocniej.
Wspomnienie o niepoleganiu na emocjach skwitował uśmiechem.
- Bo pokazuję je tylko tam, gdzie mogę sobie na to pozwolić. - Co z tego, że srał w gacie przy każdym kogo nie znał? Tak długo, jak był profesjonalny i robił swoje, wszystko grało jak w arcyksiążęcej orkiestrze. Miał emocje, ale cóż z tego? One nikogo poza nim nie obchodziły. Miał ochotę wykrzyczeć to Aeronowi w twarz, ale jego tak naprawdę również to nie obchodziło, dlatego zaciął gębę.
Doskonale wiedział, że Vaele chce i potrzebuje szacunku niczym ryba wody. Trochę mu do niego jeszcze zostało, patrząc po reakcjach wokół, lecz to wszystko przez nagłe, niezrozumiałe dla reszty ruchy. Minie z czasem. Oby.
Nie odtrącił dłoni ze swego policzka, a chłonął jej ciepło niczym obietnicę. Słowo "obsesja" nie leżało dobrze na języku. Wprawiało go w dyskomfort, lecz jednocześnie niezwykle mu schlebiało. Nikt wcześniej o niego nie zabiegał tak delikatnie. To on zawsze wykonywał pierwszy ruch, starał się i dbał. Klinem wbijał się w czyjeś życie. Teraz było inaczej, co było... zaskakująco miłe. I niebezpieczne.
- Niepewności mogę zapewnić Ci aż nadto - wychrypiał, gdy Upiorny się od niego odsunął, podczas gdy Dręczyciel w środku wył z ekscytacji. Pięćset lat! Pięćset lat historii, udręki i cierpienia, któremu mógłby położyć kres! Być świadkiem cudownej przemiany, pod którą położył podwaliny wczorajszej nocy! Bolesnej i długiej, ale mogącej zrodzić soczysty owoc.
- Zdaję sobie sprawę, że moja obecność wywołuje raczej skrajne reakcje, ale że aż takie? - wyprostował się lekko, lecz próżno było szukać w tym ruchu pogardy. Przekrzywił głowę i zagryzł zęby, gdy zastałe stawy donośnie chrupnęły.
- Wiesz, że to nie ze mną powinieneś walczyć? Rozumiem, że dostarcza Ci to dreszczyku emocji, ale szukasz walki w złym miejscu. - Dręczyciel uśmiechnął się paskudnie. - W złej osobie - Zlustrował sylwetkę Upiornego od stóp do głów, gdy ten odsunął się na stosowną odległość.
Pozwolił ciszy wybrzmieć. Lubił ją, swoją starą przyjaciółkę, którą rozdzierał jedynie trzask cięciwy... i teraz głos Aerona. Pełen niepewności i napięcia. Cierpienia i upokorzenia znoszonego po zachodzie słońca.
- Mówisz, jakbyś nie zdawał sobie sprawy z tego, że doskonale znam ryzyko - parsknął płytkim śmiechem, lecz w zielonkawym odblasku próżno było szukać wesołości. Oczywiście, że nikomu nie powie. Wstał i tym razem nie padł na kolana jak poprzednio, a zrównał się z młodym Vaele.
- Proś i błagaj, ile dusza zapragnie. Znasz mój warunek. Powiedz mi, czemu nie wziąłem go poprzedniej nocy. Jak zgadniesz, w zasadzie powinieneś wiedzieć, inaczej byłbym zawiedziony, wezmę Twoje sny. Nie wszystkie, bo są pożyteczne, bardziej niż myślisz, ale zapewniam, że pod moim przewodnictwem je poskromisz. Bo nigdy się ich nie pozbędziesz. To wiem na pewno - uśmiechnął się samymi kącikami ust i zaczął się ubierać.
- Zanim powiesz, że z Ciebie kpię - największe bitwy toczymy sami ze sobą. Yako patrzył tak na mnie, bo wiem, czego mu trzeba. Cosiek, bo woli to miano od Kogitsunemaru, może właśnie dlatego, że szanuję jego wybory, nieważne jak niezrozumiałe dla mnie pozostają. Julia... chyba nie chcemy teraz o tym mówić, a Laraziron docenia tych, którzy go słuchają. - mówił zapinając onyksowe guziki.
- Myślisz, że lubię się ślepo słuchać innych? Że wolę rzucać wszystko dla jednej lub drugiej mrzonki lub mierzyć się niespodzianymi spotkaniami? Za nic w świecie, lecz to drobna niedogodność, jeśli robisz to w zgodzie ze sobą. Może to jest tajemnica mojego "gorzkiego uroku". Sam nie wiem - westchnął. Czyżby Upiorni naprawdę nie czuli, że Gra, polityka czy jak to inaczej nazwać, nie była niebezpieczna jedynie dla nich samych, ale wszystkich wokół? Naprawdę zmieniali świat i zasady?
- A być Twoją słabością to zaszczyt - uśmiechnął się i przeczesał włosy grzebykiem wygrzebanym z torby, choć każdy ruch okupował cierpieniem i lekkim drżeniem dłoni.
- Tylko coś mi się zdaje, że zbroję masz do dupy. - dodał patrząc prosto w tęczowe oczy. W końcu jemu udało się ją przejrzeć stosunkowo wcześnie.
-Wiele nauczyłaś mnie o sztuce, starsza matko... - ciepło wspominiał babkę, lecz kryła się pod tym łyżka dziegciu. Nie tak wyobrażała sobie sztukę. Tylko po cóż komu ona, kiedy twórcy wystarczy samo dzieło, gdyż widzów przepędziłby na cztery wiatry? Czy Cierń naprawdę rozumiał tę dziedzinę? Czytanie symboli tak nikłych, tak intymnych, że nie dało się ich odtworzyć z kimś innym? Czy czuł, że stał jego się środkiem i celem? Kwaśna mina Upiornego pokazała mu, że nie. Jeśli był szczery. A jeśli Aerona nie było stać na szczerość - tym bardziej nie. Choć Cień bardzo chciał wierzyć, że jest odwrotnie.
Opowiedziawszy swoją historię, nie otrzymał komentarza. Zresztą się go nie spodziewał. Takich jak on było na pęczki, ale mimo wszystko, to nie oni tu byli, a on. Może to zrządzenie losu, wynik jego wysiłków, zwykłe szczęście lub wszystko po trochu? Nie oczekiwał współczucia ani litości z tego tytułu.
- Ładne to Twoje "wstawaj" - parsknął rozbawiony, lecz nie bez bólu.
- Tak, sam to sobie powtarzam, bo inaczej dawno bym gryzł piach. - dodał znacznie ciszej, jakby w geście samopokrzepienia, łapiąc się wyciągniętych ramion Arystokraty. Szarpnięcie zakręciło mu w głowie, lecz zaraz ustąpiło, gdy odsiedział kilka sekund na łóżku.
Wbił wzrok w kamienną posadzkę, starając się skupić na czymś wzrok. Tym razem to on wybałuszył oczy i wbił je w Aerona. Nie interesował go już Yako? A to novum! Lub wierutne kłamstwo... które osłodziłoby mu przekaz ukryty w kolejnych słowach. Bo ileż to razy wspominał Demonowi o zagrożeniu, wrogach i polityce tylko po to, by spotkać się z lekceważącym stosunkiem? Ileż to razy ratował mu skórę i dobre imię? Ileż razy starał się mu natłuc do głowy, że wiek, doświadczenie i złote góry nic nie znaczą bez znajomości? Chciał wszystkiego, lecz w nic nie chciał się wikłać.
Skrzywił się kwaśno. W tej kwestii ścierał się z ukochanym najmocniej.
Wspomnienie o niepoleganiu na emocjach skwitował uśmiechem.
- Bo pokazuję je tylko tam, gdzie mogę sobie na to pozwolić. - Co z tego, że srał w gacie przy każdym kogo nie znał? Tak długo, jak był profesjonalny i robił swoje, wszystko grało jak w arcyksiążęcej orkiestrze. Miał emocje, ale cóż z tego? One nikogo poza nim nie obchodziły. Miał ochotę wykrzyczeć to Aeronowi w twarz, ale jego tak naprawdę również to nie obchodziło, dlatego zaciął gębę.
Doskonale wiedział, że Vaele chce i potrzebuje szacunku niczym ryba wody. Trochę mu do niego jeszcze zostało, patrząc po reakcjach wokół, lecz to wszystko przez nagłe, niezrozumiałe dla reszty ruchy. Minie z czasem. Oby.
Nie odtrącił dłoni ze swego policzka, a chłonął jej ciepło niczym obietnicę. Słowo "obsesja" nie leżało dobrze na języku. Wprawiało go w dyskomfort, lecz jednocześnie niezwykle mu schlebiało. Nikt wcześniej o niego nie zabiegał tak delikatnie. To on zawsze wykonywał pierwszy ruch, starał się i dbał. Klinem wbijał się w czyjeś życie. Teraz było inaczej, co było... zaskakująco miłe. I niebezpieczne.
- Niepewności mogę zapewnić Ci aż nadto - wychrypiał, gdy Upiorny się od niego odsunął, podczas gdy Dręczyciel w środku wył z ekscytacji. Pięćset lat! Pięćset lat historii, udręki i cierpienia, któremu mógłby położyć kres! Być świadkiem cudownej przemiany, pod którą położył podwaliny wczorajszej nocy! Bolesnej i długiej, ale mogącej zrodzić soczysty owoc.
- Zdaję sobie sprawę, że moja obecność wywołuje raczej skrajne reakcje, ale że aż takie? - wyprostował się lekko, lecz próżno było szukać w tym ruchu pogardy. Przekrzywił głowę i zagryzł zęby, gdy zastałe stawy donośnie chrupnęły.
- Wiesz, że to nie ze mną powinieneś walczyć? Rozumiem, że dostarcza Ci to dreszczyku emocji, ale szukasz walki w złym miejscu. - Dręczyciel uśmiechnął się paskudnie. - W złej osobie - Zlustrował sylwetkę Upiornego od stóp do głów, gdy ten odsunął się na stosowną odległość.
Pozwolił ciszy wybrzmieć. Lubił ją, swoją starą przyjaciółkę, którą rozdzierał jedynie trzask cięciwy... i teraz głos Aerona. Pełen niepewności i napięcia. Cierpienia i upokorzenia znoszonego po zachodzie słońca.
- Mówisz, jakbyś nie zdawał sobie sprawy z tego, że doskonale znam ryzyko - parsknął płytkim śmiechem, lecz w zielonkawym odblasku próżno było szukać wesołości. Oczywiście, że nikomu nie powie. Wstał i tym razem nie padł na kolana jak poprzednio, a zrównał się z młodym Vaele.
- Proś i błagaj, ile dusza zapragnie. Znasz mój warunek. Powiedz mi, czemu nie wziąłem go poprzedniej nocy. Jak zgadniesz, w zasadzie powinieneś wiedzieć, inaczej byłbym zawiedziony, wezmę Twoje sny. Nie wszystkie, bo są pożyteczne, bardziej niż myślisz, ale zapewniam, że pod moim przewodnictwem je poskromisz. Bo nigdy się ich nie pozbędziesz. To wiem na pewno - uśmiechnął się samymi kącikami ust i zaczął się ubierać.
- Zanim powiesz, że z Ciebie kpię - największe bitwy toczymy sami ze sobą. Yako patrzył tak na mnie, bo wiem, czego mu trzeba. Cosiek, bo woli to miano od Kogitsunemaru, może właśnie dlatego, że szanuję jego wybory, nieważne jak niezrozumiałe dla mnie pozostają. Julia... chyba nie chcemy teraz o tym mówić, a Laraziron docenia tych, którzy go słuchają. - mówił zapinając onyksowe guziki.
- Myślisz, że lubię się ślepo słuchać innych? Że wolę rzucać wszystko dla jednej lub drugiej mrzonki lub mierzyć się niespodzianymi spotkaniami? Za nic w świecie, lecz to drobna niedogodność, jeśli robisz to w zgodzie ze sobą. Może to jest tajemnica mojego "gorzkiego uroku". Sam nie wiem - westchnął. Czyżby Upiorni naprawdę nie czuli, że Gra, polityka czy jak to inaczej nazwać, nie była niebezpieczna jedynie dla nich samych, ale wszystkich wokół? Naprawdę zmieniali świat i zasady?
- A być Twoją słabością to zaszczyt - uśmiechnął się i przeczesał włosy grzebykiem wygrzebanym z torby, choć każdy ruch okupował cierpieniem i lekkim drżeniem dłoni.
- Tylko coś mi się zdaje, że zbroję masz do dupy. - dodał patrząc prosto w tęczowe oczy. W końcu jemu udało się ją przejrzeć stosunkowo wcześnie.
- Ekwipunek:
- Animicus, Blaszka Zmartwienia, Bolerko Niewidko (4/2 p.),Bransoleta Tropimyszki, Bursztynowy Kompas, Czarodziejska Wstęga, Fiolka Chowańca x2, Gwizdek prześladowcy (5 p.), Kamień duszy (b. biała), Kosmata Brosza, Krwawa Broszka, Makros, Maska Vin'tharnu, Różdżka Zepsucia, Srebrny Amoralas (4/3 p.), Strachliwy Topór Katowski, Sovenox (do fabularnej aktywacji), Syrenia Łza, Tchnienie Muzy (sztukmistrzostwo), Tęczowa Różdżka, Widmo-Ra
- Aktualny ubiór:
- Fabuła: Szmaragdowa, satynowa koszula z onyksowymi guzikami; pas z plecionej skóry z zielonymi chwostami; grafitowe spodnie wpuszczone w wysokie buty; czarna chokha z rozciętymi rękawami, z wyszytymi rombami w kolorze bladego złota //Misja: Mundur SCR
Strona 5 z 5 • 1, 2, 3, 4, 5
Permissions in this forum:
Nie możesz odpowiadać w tematach
|
|