Punkt Obserwacyjny SCR

Tyk
Gif :
Punkt Obserwacyjny SCR D93840e52cb57748d5a24bdfa761040295dab6ee
Godność :
Lord Protektor, Arcyksiążę Agasharr I Rosarium
Wiek :
30 lat
Rasa :
Upiorny Arystokrata
Wzrost / Waga :
178/75
Pod ręką :
Alphard (Rubeol), Forets (Tenebrae), Divard, zabawki
Zawód :
Lord Protektor Krainy Luster
Specjalne :
Główny Administrator
https://spectrofobia.forumpolish.com/t233-agasharr-rosarium#284 https://spectrofobia.forumpolish.com/t914-archiwa-arcyksiazece https://spectrofobia.forumpolish.com/t497-kancelaria-arcyksiazeca https://spectrofobia.forumpolish.com/t1121-tyk
TykArcyksiążę
Arcyksiążę
Punkt Obserwacyjny SCR
Pon 22 Sie - 0:14

Punkt Obserwacyjny SCR

Stara wieża zegarowa - pozostałość po dawnym ratuszu - górowała nad miastem pozwalając sprawdzić godzinę każdemu mieszkańcowi Miasta Lalek przebywającemu w jej okolicach. Budynek znajduje się na południe od rzeki nieopodal granicy terenów Starego Miasta kontrolowanych przez Milcję Zory, lecz poza ich jurysdykcją. Punkt ten daje znakomity widok na miejsce gdzie miało toczyć się starcie pomiędzy gangami, toteż Stowarzyszenie sprawie go zajęło. Uprzednio oczywiście poinformowawszy kontrolujący okolicę gang - jeden z mniejszych - o swoich zamiarach. Informacje o obecności oddziałów Lorda Protektora otrzymały także walczące strony, powiadomione o uczestnictwie arcyksiążęcych sił jako bezstronnych obserwatorów.

Zamaskowani członkowie Stowarzyszenia zajęli nie tylko samą wieżę, lecz także jej okolicy. Nigdzie jednak nie dało się dostrzec karmazynowych mundurów arcyksiążęcych legionów - wszystkie oddziały armii rodu Rosarium znajdujące się w okolicy pozostały na dworcu. Wieża broniona była zatem wyłącznie przez Czarną Różę i jej egzekutorów. Zgodnie z sytuacją polityczną i doktryną przyjętą przez organizację nie przygotowywano się do obrony każdego centymetra ziemi, lecz rozstawiono ludzi tak, by Ci mogli wykryć potencjalne zagrożenie i zawiadomić swych towarzyszy przebywających na dolnych piętrach wieży.


Wyższe piętra zostały zajęte przede wszystkim przez drugi wydział - Cierniste Wiedźmy i Czarnoksiężników. Członkowie przynależący do pierwszego i trzeciego wydziału byli w mniejszości, choć nie nieobecni. Rozmieszczeni na stalowych kładkach tuż pod mechanizmem zegara mogli obserwować pole bitwy przez ogromną tarczę zegara, na którą rzucili zaklęcie. Dzięki temu nie tylko mogli dostrzec to, co jest po drugiej stronie barwnego witraża, lecz także widzieli most i jego okolicę tak, jakby ta znajdowała się maksymalnie sto metrów, choć w rzeczywistości Wieża Zegarowa była oddalona o prawie pół kilometra od Mostu Korzennego.




Pierwszy dzień bitwy


Wątek Tyk, Colette

Proszę o opisanie w pierwszym poście posiadanego ekwipunku oraz wybrać sobie pseudonim używany na misji jako członek Stowarzyszenia Czarnej Róży.

Ze szczytu Wieży Zegarowej doskonale widać było wschód słońca, lecz nikt nie spoglądał w jego stronę - zamiast tego wszyscy patrzyli na Most Korzenny. O tak wczesnej porze wydawał się niezwykle spokojny. Milicja Zory co prawda zaatakowała most w nocy, lecz było to bardziej rozpoznanie niż prawdziwy szturm. W obliczu silnej obrony Milicjanci wycofali się na widoczną doskonale z wieży aleję Cynamonową. Z wieży zegarowej nie tylko Sztab Zory był dobrze widoczny, lecz także ten należący do Fyortersoli. Choć część sztabu była zasłonięta przez Pałac Gwiazd, to Czarna Róża wyraźnie widziała wkraczające na teren sztabu dodatkowe siły wchodzące od strony zabudowań gospodarczych.

Na tę chwilę nie będące stroną Stowarzyszenie Czarnej Róży nie mogło nic innego, jak wyłącznie czekać. Toteż członkowie drugiego wydziału zgromadzeni na górnych piętrach wieży pochłonięci byli rzucaniem prostych zaklęć mających przygotować wszystko na najbliższe godziny, czy też rozmowami.  


Na szerokiej kładce umieszczonej bezpośrednio przed tarczą zegara skierowaną w stronę pola bitwy swoją pracownię miał członek Stowarzyszenia Czarnej Róży, który za pomocą Wietrznego Pierścienia koordynował działania organizacji w całym Mieście Lalek.

Kolejka: Dowolna



Wątek Thorn, Gawain, Vyron, Themis

Proszę o opisanie w pierwszym poście posiadanego ekwipunku oraz wybrać sobie pseudonim używany na misji jako członek Stowarzyszenia Czarnej Róży.

Pierwszy Wydział Stowarzyszenia Czarnej Róży miał za zadanie nie tylko ochraniać samą Wieże Zegarową, lecz także zabezpieczać najbliższą okolicę wieży oraz pzreprowadzić zwiad w dalszych rejonach Miasta Lalek - szczególnie w pobliżu Mostu Korzennego i Starego Miasta. To ostatnie zadanie powierzono m.in. Thornowi, Gawainowi, Vyronowi i Themisowi.


Thorn został skierowany razem z trzema innymi członkami Stowarzyszenia w okolice rzeki, skąd mogli zbierać informacje nie tylko o samych walkach na moście, lecz także o tym co działo się na nabrzeżu. Przed siódmą Thorn otrzymał jednak rozkaz powrotu w okolice Wieży Zegarowej na dawny rynek, natomiast pozostali towarzyszący mu Różani Strażnicy pozostali na pozycji z zadaniem obserwowania okolicy i składania regularnych raportów.


Gawain jako weteran Ur’Nathum wraz z Tropicielami Czarnej Róży sprawdzał doniesienia o Koszmarze mającym grasować zaledwie czterysta metrów od Punktu Obserwacyjnego Stowarzyszenia Czarnej Róży. Okazało się jednak, że przyczyną zamieszania była bezdomna rodzina Dachowców, a nie Koszmar zatem przed siódmą Gawain otrzymał polecenie powrotu pod Wieże Zegarową.


Vyron oraz Themis wykonywali zwiad na terenie Starego Miasta. Zarówno Upiorny jak i Szklany, a także inni członkowie Stowarzyszenia, którzy wykonywali tożsame zadanie, mieli okazję obserwować przygotowujące się do bitwy bądź maszerujące oddziały Milicji Zory a także donieśli Czarnej Róży o niewielkiej potyczce gdzieś na pograniczu Starego Miasta - najpewniej jakiś maszerujący oddział Fyortersoli wdał się w potyczkę z niewielkimi siłami Zory. Vyron i Themis około godziny siódmej otrzymali polecenie powrotu pod Wieżę Zegarową.


Cała czwórka spotkała się nie pod Punktem Obserwacyjnym Stowarzyszenia Czarnej Róży, lecz nieco wcześniej na prowadzącej na rynek alei. Nie musieli się też obawiać o to, czy ktoś z nich nie jest zdrajcą, gdyż obserwatorzy z Wieży Zegarowej potwierdzili całej czwórce, że cała pozostała trójka jest członkami Stowarzyszenia. Zanim członkowie pierwszego wydziału otrzymają kolejne zadanie mieli chwilę na rozmowę w drodze do placu.
Kolejka: Dowolna


Kolejny post Mistrza Gry pojawi się w okolicach 3-4 września.
Gracze mogą w tym czasie wymienić między sobą do 3 postów na gracza.

Powrót do góry Go down





Tyk
Gif :
Punkt Obserwacyjny SCR D93840e52cb57748d5a24bdfa761040295dab6ee
Godność :
Lord Protektor, Arcyksiążę Agasharr I Rosarium
Wiek :
30 lat
Rasa :
Upiorny Arystokrata
Wzrost / Waga :
178/75
Pod ręką :
Alphard (Rubeol), Forets (Tenebrae), Divard, zabawki
Zawód :
Lord Protektor Krainy Luster
Specjalne :
Główny Administrator
https://spectrofobia.forumpolish.com/t233-agasharr-rosarium#284 https://spectrofobia.forumpolish.com/t914-archiwa-arcyksiazece https://spectrofobia.forumpolish.com/t497-kancelaria-arcyksiazeca https://spectrofobia.forumpolish.com/t1121-tyk
TykArcyksiążę
Arcyksiążę
Re: Punkt Obserwacyjny SCR
Pon 22 Sie - 19:28
Żadna ze stron nie próżnowała minionej nocy. W bladym świetle księżyca poplecznicy Eleonory umocnili swoje pozycje, a siły Vincenta intensywnie przygotowywały się do ataku. Walczące strony miały swoje cele i powody, by stanąć na polu bitwy. Walczyli jednak nie na rozległych, bezpańskich stepach, lecz w sercu miasta, gdzie liczba przypadkowych postronnych osób, niezaangażowanych w konflikt, znacząco przekraczała liczbę walczących.

Lord Protektor także zjawił się w Mieście Lalek z okazji nadchodzącej starcia. Nie tylko dlatego, by stanąć w obronie niewinnych, lecz przede wszystkim by dopilnować interesów tak Czarnej Róży, jak i Arcyksięstwa. Nie przybył tu wiedziony przeczuciem. Tylko głupiec opierałby na nich swoje kolejne kroki, bądź kierowałby nimi za nic mając rzetelną ocenę sytuacji. Rosarium dobrze widział jaki był powód, dla którego stał teraz na szczycie Wieży Zegarowej i spoglądał szkarłatnymi oczami na zebranych wokół sztabu Milicjnatów, czy przybyłe niedawno posiłki Fyortersoli.

To wszak w Mieście Lalek przyjął tytuł Lorda Protektora i teraz musiał upewnić się, że jego protektorat będzie realny, a nie jedynie kolejnym tytułem do kolekcji. Obecnością Stowarzyszenia Czarnej Róży mógł zapewnić, że Arcyksięstwo będzie podmiotem przyszłych rozmów pokojowych, a nie ich biernym obserwatorem. Przybywając na pole bitwy osobiście mógł na bieżąco reagować na zaistniałą sytuację - w tym podjąć decyzję o interwencji sił Czarnej Róży, gdyby taka była konieczna.

To prawda, że przestępcze rodziny walczył od dłuższego czasu, lecz nigdy dotąd tak duże siły nie zostały zgromadzone w jednym miejscu. W istocie, gdyby ktoś wpadł na pomysł, ażeby być trzecią stroną i miałby siły dostatecznie duże, żeby pokonać osłabione gangi, to jednym zamachem mógłby usunąć najpotężniejszych graczy o władzę nad miastem. Taka wizja była niezaprzeczalnie kusząca.

Arcyksiążę spojrzał w prawo, gdzie na stalowej barierce odpoczywała różowa sowa, która została zabrana na Wieże Zegarową, by być monarszym posłańcem. Nie tylko takim, który doniesie Różanej Wieży o wynikach bitwy, lecz również takim, który ściągnie posiłki, gdy będzie to niezbędne. Sowa nie była jednak jedyną bestią, którą Agasharr wziął ze sobą. Biały wąż Tenebrae odpoczywał na niższym poziomie wieży, a Eclipsi urządziła sobie tymczasowe legowisko na schodach prowadzących na dach budynku. Gdzieś po okolicy wieży zegarowej kręcił się także Arcyksiążęcy Ćmokot, a także kilku innych przedstawicieli tego gatunku.

Libreficium unosiło się w niewielkiej odległości od Arcyksięcia wypełnione zaklęciami, którymi jednak nie chciało się dzielić. Nieszczęśliwie z wielkiego zbioru wszelkich zaklęć Agasharr mógł użyć jedynie trzech. Pierwszy z nich pozwalało na teleportację osoby, która wyraziła na to zgodę do miejsca, gdzie znajdował się rzucający zaklęcie. Drugie dawało możliwość stworzenia portalu do dowolnego miejsca w Świecie, w którym rzucający zaklęcie się znajduje. Natomiast ostatnie, o bojowym charakterze, dawało możliwość przejęcia cudzej magii - zaklęcia, mocy, czy nawet właściwości magicznego przedmiotu, lecz tylko jednokrotnie.

Strojny mundur o czarnej barwie wykończony szkarłatem zdobiony był licznymi klejnotami, lecz ten znajdujący się w srebrnej róży przytrzymującej krótką pelerynę był wyjątkowy, gdyż stanowił Kamień Duszy. Na tym jednak nie koniec magicznych przedmiotów, które monarcha ze sobą zabrał. Spośród czterech pierścieni zdobiących jego prawą dłoń tylko jeden - rodowy sygnet - nie był magiczny. Pozostałe to pierścień lustrzany i posłańcy, a także Krwawy Pierścień Na lewej ręce nosił Magicznego złodzieja. Na niewielkim stoliku dwa kroki w lewo znajdowała się pozytywka sekretów - na wypadek, gdyby konieczna była większa dyskrecja. Kilka innych magicznych przedmiotów jak bransoleta tropimyszki, Berło rozpadu, Dyniowa spinka, Lodowy klejnot, czy Szczęśliwa ósemka schowane były w kuferku Mori-Gori stojącym nieco dalej, pod ścianą. Przy sobie Arcyksiążę miał jeszcze jeszcze Nić Opętania, przyczepioną u pasa po prawej stronie, naprzeciwko kunsztownie zdobionego miecza nie posiadającego jednak specjalnych magicznych właściwości.

- Ten dzień przyniesie ze sobą niezaprzeczalnie wiele smutku. - Rozpoczął odwracając się do zgromadzonych wokół niego członków Stowarzyszenia Czarnej Róży - w przeważającej większości Cierniste Wiedźmy i Czarnoksiężników. - Nie pozwólmy jednak, by przelew krwi przysłonił nam oczy i skierował do nie tyle nierozważnych, co szaleńczych kroków. - Dłonią narysował w powietrzu magiczny krąg, przygotowując jednej z najprostszych rytuałów wykonywanych przez czarodziejów, by nauczyć ich cierpliwości i przebiegłości. - Ten rytuał jest czymś o czym często zapominamy po wielu latach praktykowania magii, lecz każdy go zna. Fałszywy krewny nie mówi rzeczy przyjemnych, lecz przede wszystkim jest bezsilny. Ma tylko słowa, które i tak łatwo jest mu odebrać. Myślę jednak, że ten rytuał pozwoli przypomnieć dlaczego musimy być bardzo ostrożni w swoich działaniach.
Agasharr był świadom, że część członków Stowarzyszenia - choć tylko garstka z tych, którzy zostali zabrani do Wieży Zegarowej - najchętniej zajęłaby siłą Miasto Lalek. W jego ocenie jednak zyski nawet nie wyrównałyby start, które by się z tym wiązały. I choć tego nie mówił, to przede wszystkim chciał przypomnieć sobie podstawy, które musza opanować wszyscy Tkacze Magii, by nie zapomnieć o cierpliwości i o tym, że celny, dobrze wymierzony i przygotowany cios jest o wiele skuteczniejszy od gradu nieskoordynowanych ataków.
Krąg zapalił się czerwonym światłem przemieniając w mgłę, od której wyraźnie stroniło Libreficium. Karmazynowy obłok uformował się na humanoidalny kształt tuż obok Colette. Obserwujący efekt odprawionego przez siebie Rytuału Arcyksiążę uśmiechnął się do kobiety. Jej zdolność, którą posiada za sprawą daru z Wysp Księżycowych, może być podczas tej bitwy niezwykle przydatna.
- Czymkolwiek stanie się ta mgła, nie zważaj na to co mówi. Skup się na zadaniu jakie stoi przed Czarną Różą. - Wszak Agasharr nie wiedział, czy Colette zna ten rytuał. Nawet bowiem jeżeli miał informację, iż kobieta jest Tkaczką Magii, to spodziewał się, że ta prosta próba może wśród wyspiarzy uchodzić za bluźnierczą.
Następnie spojrzał na każdego z członków Stowarzyszenia zebranego w zasięgu swojego wzroku. Niekiedy z aprobatą zauważył skupienie na powierzonym zadaniu, a innym razem zaszczycił ich uśmiechem bądź kiwnięciem głową. Ostatecznie skierował swój wzrok w stronę Lunatyka dzierżącego Wietrzny Pierścień.
- Czy zwiadowcy raportowali o czymś nowym? - Nim skończył mówić na powrót spojrzał na promienie unoszącego się nisko nad horyzontem słońca, odbijającego się w wilgotnych kamieniach Mostu Korzennego.
- Ludzie Zory niemal zakończyli już mobilizację na Starym Mieście a Vincent pięknie przemawia określając Księżycową Arystokrację jako swych prawdziwych wrogów. Spóźniony oddział Fyortersoli dotarł do sztabu, lecz na ten moment nie mamy informacji gdzie zostanie skierowany. Żołnierze Rady Miejskiej nie byli widziani tego ranka - choć zwykle o tej porze pilnowali Muzeum. Nasi zwiadowcy spekulują, że w ten sposób dają do zrozumienia, że nie mają zamiaru się mieszać. Różani Tropiciele nie zlokalizowali dotychczas żadnych Koszmarów - są pozytywnej myśli.
Rosarium wysłuchał tego raportu, lecz tak jak się spodziewał nie było w nim zbyt wiele nowych informacji. Najistotniejsze były motywy Zory, lecz te pokrywały się z tym, co przekazywali dyplomaci przybyli do Różanego Pałacu.
Upiorny Arystokrata zwrócił się do Colette, pełniącej rolę specjalistki od spraw Lunis.
- Wiesz o jakichś bitwach miejskich, które toczyły się bądź to w Lunis, bądź na Wyspach Księżycowych? - Wiedza o problemach wewnętrznych Lunis, która docierała na kontynent była dość uboga. Jednak nie to było istotą poruszonej przez Rosarium kwestii. W rzeczywistości chodziło tu o specyfikę walk w Mieście. Nie było to znane z pieśni starcie pomiędzy dwiema armiami na rozległych polach, a walka o każdy centymetr brukowanych uliczek i stojących przy nich kamienic. Co więcej w tego typu walkach przypadkowe ofiary były oczywiste. Z punktu, na którym Agasharr obserwowal miasto, dobrze było widać niewielkie postacie w ogródkach restauracji, kawiarni i barów na ulicy Bazyliowej - nieświadome nadciągającego starcia. Choć część z nich na pewno mogła usłyszeć plotki, bądź podczas przechadzki po mieście widzieć oznaki mobilizacji, to trudno było doszukiwać się oznak paniki wśród oczekujących na swoje zamówienia mieszkańców Miasta Lalek.

Powrót do góry Go down





Colette
Gif :
Punkt Obserwacyjny SCR 73824387e8e95d09caae6aa88ad993a4
Godność :
Aylin
Wiek :
wizualnie 20 lat
Rasa :
Upiorna Arystokratka
Wzrost / Waga :
160/55
Znaki szczególne :
albinizm, złote rogi
Pod ręką :
Fabuła: wymieniona magiczna biżuteria, Agma Draekwa, Carlunamis
Broń :
Anemon (szabla), sztylet
Zawód :
nadworny grajek i supertajny agent, zabaweczka
Stan zdrowia :
zdrowa
Specjalne :
Administrator, Mistrz Gry
https://spectrofobia.forumpolish.com/t805-colette https://spectrofobia.forumpolish.com/t825-menazeria-colette https://spectrofobia.forumpolish.com/t839-tajna-szpiegowska-skrzynka-colette https://spectrofobia.forumpolish.com/t1078-colette
ColetteKochanka muz
Kochanka muz
Re: Punkt Obserwacyjny SCR
Wto 23 Sie - 22:13

Świt roztaczający się nad Rosslare zawsze witał swoją ciepłą i pewną niezmiennością; pierwsze promienie jutrzenki delikatnie lizały nieboskłon za Wieżą Zenitu barwiąc go kremowym różem, który wraz z każdą upływającą minutą zyskiwał coraz bardziej intensywną barwę: wchodził w żółcie, czerwienie, aż w końcu nie pozostawało nic innego, niż nieprzebrany błękit stapiający się z morską tonią, niejako zamykając widza tego codziennego misterium w intymnej kopule, w której cykliczność dnia mieszała się z wiecznością.
Most Korzenny skąpany był w delikatnym blasku budzącego się poranka, lecz Colette nie potrafiła zachwycić się tą ulotną chwilą metamorfozy ciemności w światłość. Nie minie parę godzin, nim słońce obierze swój królewski tron, w którego majestacie miejski bruk skąpie się w morzu krwi. Dla wielu ten świt będzie ostatnim, a jego pewna niezmienność wymknie się z ich rąk i rozbije o ziemię na mrowie mikrokosmosów. W cieniu czaiło się wciąż pytanie, czy kobiecie przypadnie rola biernego obserwatora gladiatorskich przedstawień, czy czynnika sprawczego - to jednak nie zależało już od niej.

Colette nie pozostawało nic innego, niż czekanie. Zapewne nierozsądnym jest rzucać się bezmyślnie w wir wydarzeń licząc, że motyką strąci się słońce, jeśli tylko będzie się odpowiednio chcieć, a jednak wyczekiwanie odpowiedniego momentu do wymierzenia ciosu przez wielu może być mylona z bezczynnością, będącą przejawem słabości i niezdecydowania.  

Sytuacja w Mieście Lalek stanowiła na tyle skomplikowany splot powiązań personalnych, gospodarczych i politycznych, że należało obchodzić się z nią z należytą ostrożnością. Rozcięcie węzła zdawało się nie wchodzić w grę - misterne nici stałyby się w takiej sytuacji bezużyteczne, zaprzepaszczając celowość całego aktu. Choć, nie ukrywając, prostackie rozwiązanie zawiłej sytuacji zawsze jest wyjściem w pewnym stopniu kuszącym.

Niemniej Upiorna uznała, że do bitwy trzeba należycie się przygotować - nawet, jeżeli nie będzie jej przeznaczone brać bezpośredniego udział na polu bądź jako doradca arcyksięcia, a pozostanie wyłącznie postronnym obserwatorem oglądającym ten specyficzny spektakl Marionetkarzy, chciała znać choć podstawowe fakty topograficzne, by nie pachnieć swoją ignorancją na kilometry. Noc dzielącą jej rytuał inicjacji oraz poranek starcia przeznaczyła na analizę przekazanych jej map, by chociaż orientować się, w którą stronę patrzeć, co jest kością niezgody i z której strony przybędą siły poszczególnych stron konfliktu. Z pewnością nie mogła uchodzić za ekspertkę od strategii walk miejskich, lecz domyślała się, że nie taka będzie jej rola.

Ta pozostawała niezbadaną tajemnicą, którą znał wyłącznie Rosarium. Panna Lucan mogła równie dobrze być przez niego zaproszona tylko po to, by mogła pełnić nic więcej, niż funkcję dekoracyjnej lalki - lecz czyż nie do tego sprowadzało się wychowanie otrzymane w Lunis? Kaprys władcy czy też nie, przyznany jej przywilej zdawał się być zaszczytem, którego dostąpili nieliczni - wnioskując po strzępkach rozmów, jakie dosłyszała, w wieży przebywali przede wszystkim wyżsi rangą członkowie Czarnej Róży, nie wspominając nawet o towarzystwie Lorda Protekotra - lecz o oczywistościach się nie mówi.

- Vincul. - mała puchata kulka zapiszczała i pędem ruszyła w stronę Upiornej.

Bladą dłoń, na której przegubie połyskiwał złotem Animicus, zatopiła w miękkie futro lisiątka. Początkowo Lysandra nie planowała zabierać ze sobą szczenięcia Divarda, lecz w wyniku istotnej kontemplacji (spowodowanej przez głaskanie miękkiego futrzastego ciałka lisiątka) uzmysłowiła sobie, że musi korzystać z każdej wolnej chwili, kiedy może z nim przebywać, ponieważ wizja opuszczenia Różanego Pałacu była rychła. Ach i nie mogła zapomnieć o Księciu, który przechadzał się gdzieś niedaleko swojego "imiennika".

W kącie na stole położoną miała swoją Różdżkę Zepsucia, a w dłoni trzymała Carlunamis.

Pieczęć na wysokości pępka dawała o sobie znać, a Colette mogłaby przysiąc, że czuje, jak znamię pulsuje przez materiał. O ile sam rytuał inicjacji nie był bolesny, o tyle sama różana pieczęć była tkliwa, a doznania jej towarzyszące należały do osobliwych. Dłoń Upiornej powędrowała odruchowo do brzucha, po którym pogładziła się w zamyśleniu przez materiał. Znak ten miał przecież nie tylko wymiar czysto praktyczny, ale szło za nim również wymowne przypieczętowanie losu arystokratki i powiązanie jej z kontynentem i Czarną Różą - a jak się domyślała, więzów tych niełatwo będzie jej zerwać. Niemniej zrobiła to dobrowolnie i nikt jej do tego nie przymuszał, zatem odpowiedzialność z konsekwencje tego wyboru spadną wyłącznie na Colette.
Nie tylko pieczęć i zaistniałe w Mieście Lalek okoliczności powodowały zmieszanie kobiety; czynił to również podarowany jej strój, który miała przywdziać na bitwę. Ku jej konsternacji nie otrzymała militarnego odzienia, które spodziewała się ujrzeć, a w które ubrani byli otaczający ją przedstawiciele Stowarzyszenia. Przed wyruszeniem na bitwę, gdy w pocie czoła służby przygotowywała się do podróży, rudowłosy Dachowiec przekazał jej suknię wraz z ustnym poleceniem, że arcyksiążę życzy sobie ujrzeć w niej Upiorną. Czy mogła sprzeciwić się woli swego gospodarza?

Suknia łamała monotonię bieli i czerni garderoby Lysandry; i choć głęboki szkarłat materiału kojarzył się z mundurami inkwizycji ojca, to nie charakteryzowała się surowością kroju wojskowego odzienia. Niezwykle delikatna w dotyku i wykonana z delikatnie połyskującej tkaniny trenem sięgała ziemi. Ku zaskoczeniu Upiornej była zadziwiająco dobrze dopasowana - zwłaszcza w talii, której szczupłość została dodatkowo podkreślona grubym paskiem, na którym wyhaftowane były złotą nicią drobne liście. Głęboki dekolt w kształcie litery V uwydatniał smukłość lysandrowej szyi, a czarne koronkowe hafty w kształcie drobnych różyczek, którymi był wykończony, kontrastowały z kolorem skóry arystokratki i pogłębiały jej bladość. Suknia miała również odsłonięte ramiona oraz wycięcie na nogę, gdzie pomiędzy fałdam materiału skryte były długie, materiałowe buty - czarne i wykończone złotym haftem.

Z pewnością ulubionym elementem nowego stroju Upiornej była maska - czarna, wykonana z zimnego w dotyku materiału, zasłaniała górną część twarzy Colette. Dookoła oczu oraz na czole miała złote roślinne zdobienia, a dodatkowe dwa płaty materiału umieszczone po obu stronach głowy kobiety (które na myśl przywodziły długie, obwisłe uszy królika) dawały choć pozory dyskrecji dla złotych, charakterystycznych rogów Księżycowej Arystokratki. Czubek głowy przysłonięty miała czymś na kształt welonu z czarnej, półprzezroczystej siateczki, który wolno spływał jej na plecy i ramiona, a na środkowym palcu lewej ręki błyskał wykonany z różowego złota Lustrzany pierścień.

Liliowe oczy uważnie obserwowały wygłaszającego swą przemowę arcyksięcia, lecz zamiast pełnych patosu słów mających indoktrynować zebranych, mężczyzna począł mówić o przeprowadzeniu rytuału. Kąciki ust Upiornej drgnęły lekko w przelotnym uśmiechu - raczej z zaskoczenia, niż kpiny - i kobieta opuściła lekko głowę. Rytuał Upierdliwego Krewniaka, jak zwykli potocznie określać to Tkacze, zaiste nie był powszechnie znany na Wyspach, które niemalże kultem zdawały się otaczać swoich zmarłych bliskich. Lecz na tym kończyła się wiedza Colette, a zaczynały czyste spekulacje - czy jest to rzeczywista zjawa nieboszczyka, a może archetypiczne ujęcie przodków, którzy odeszli; takich, co mówili, że w ich czasach żyło się lepiej, trawa była zieleńsza, jednak do szkoły chadzało się na drugi koniec świata przez pobojowisko, jaskinię zajętą przez Koszmary i pełną istot zmienionych przez magię? Jak się okazywało, Upiorna miała się w niedługim czasie przekonać o prawdziwej naturze zjawy przywoływanej przez rytuał.

Wraz z pierwszymi oparami mgły, przez odkryte plecy Colette przeszedł zimny i nieprzyjemny dreszcz, a kobieta odsunęła się instynktownie od obłoków o pół kroku. Słysząc słowa skierowane w jej stronę przez wielkiego rzucacza rytuałów, który niestety nie miał na sobie spiczastej czapki nie długiej białej brody, odwzajemniła jego uśmiech.
- Chyba moja ciekawość jest silniejsza niż obawa. - splotła ręce na wysokości piersi, jakby w ten sposób próbowała wybudować dookoła siebie fortecę antyzjawowa - Oczywiście, Lordzie Protektorze. - skinęła głową na potwierdzenie słów mężczyzny. - Słyszałam o tym rytuale i wiem, że wynik może być… nieprzewidywalny, choć fizycznie niegroźny.

W istocie pozycja Colette była zaskoczeniem dla niej samej. Słyszała informacje przekazywane przez Lunatyka, lecz nie mogła identyfikować się z nimi; choć była Księżycową Arystokratką, obecnie była przede wszystkim z Czarną Różą. Niemniej ten drobny fakt ukłuł ją i zaszczepił ziarno niepokoju - jak to możliwe, by prawdziwymi wrogami Zory byli Upiorni z Lunis? Wszak powodem nie mogła być dystrybucja księżycowego metalu. Rzuciła Rosarium przelotne spojrzenie, lecz nie wyczytała niczego z jego postawy.

- Moje informacje opierają się wyłącznie na zasłyszanych plotkach i wiedzy dostępnej w ograniczonej biblioteczce goszczących mnie arystokratów. Nie jest to więc bogate i pewne archiwum, a raczej owoc kreatywnej interpretacji historycznych faktów zgromadzonych przez kilka pokoleń historyków, a jak wiadomo historię piszą zwycięzcy lub ci, którzy mogą pisać i się za takowych mają. Przez Archipelag Księżycowy od czasu do czasu przechodzi fala protestów niezadowolonego ludu, które są jednak wyjątkowo szybko tłumione przez Księżycową Arystokrację; spektrum buntowników jest szerokie, od buntujących się szlachciców, przez niezadowolonych ze swej pozycji Dachowców, na Marionetkarzach nie mogących tworzyć Marionetek skończywszy. Według plotek jedno z powstań zaowocowało właśnie tym niesławnym zakazem roztoczonym nad lalkarzami. W każdym razie nie dochodziło tam do starcia dwóch równorzędnych sił, a do stłumienia wybuchów niezadowolenia gminy przez warstwę rządzącą. - temat był wybitnie śliski, a Colette ostrożnie dobierała swoje słowa, w istocie będąc nieco zaskoczoną pytaniem Rosarium.

Czy było ono w jakiś sposób powiązane ze wzmianką o Księżycowej Arystokracji, która znalazła się w raporcie Lunatyka? Zdawać by się mogło, że tłumaczyłoby to obecność Colette na bitwie - lecz nie domyślała się jeszcze, w jaki sposób zostanie wykorzystana.




Ostatnio zmieniony przez Colette dnia Czw 13 Lip - 10:41, w całości zmieniany 1 raz

Powrót do góry Go down





Thorn
Gif :
Punkt Obserwacyjny SCR 5PUjt0u
Godność :
Aeron Vaele
Wiek :
Ponad 500 lat / Wizualnie lekko ponad 30.
Rasa :
Upiorny Arystokrata
Wzrost / Waga :
182/100 (same rogi trochę ważą).
Znaki szczególne :
Opalizujące granatem, duże, zakrzywione rogi. Tęczowe oczy.
Pod ręką :
Broń, zegarek kieszonkowy, sakiewka z pieniędzmi, mały notesik i długopis.
Broń :
Rapier.
https://spectrofobia.forumpolish.com/t139-thorn https://spectrofobia.forumpolish.com/t949-ksiegi-klamstw https://spectrofobia.forumpolish.com/t1119-thorn
ThornDemoniczny Książę
Demoniczny Książę
Zmagania Zory i rodziny Fyortersoli trwały już od dłuższego czasu i chociaż z perspektywy Upiornego Arystokraty było to ledwie mgnienie oka, nic nie znaczący period w dziejach Krainy Luster, nawet pozostający na uboczu, zamieszkujący Kryształowe Pustkowia książę Aeron Vaele w końcu postanowił zająć konkretne stanowisko.'Nie popierał ani Milicji Zory, uznając ich działania za zbyt... chaotyczne, ani Fyortersoli, którzy chociaż stanowili znaczącą siłę na arenie walk politycznych, pozostawali skostniałą szlachtą, z którą młody Vaele raczej nie chciał mieć do czynienia. A na pewno zamierzał wyrażać otwartego poparcia dla ich poczynań, które sprowadzały się do tchórzliwego prowadzenia wojny nieswoimi rękoma. Być może ich przywiązanie do niewolnictwa, jakim było wykorzystywanie Marionetek na tak dużą skalę można było wytłumaczyć rodzinną tradycją, jednak Aeron miał w tym temacie swoje zdanie. A że niewolnictwa nie tolerował, logicznym było, że nie poprze Fyortersoli, nawet jeśli miałby na tym zyskać, w dłuższej perspektywie.

Kiedy więc dotarły do niego rozkazy płynące od Czarnej Róży i zapoznał się ze stanowiskiem organizacji, był kontent, że Stowarzyszenie nie obrało konkretnej strony, a postanowiło przyglądać się zmaganiom z bezpiecznej odległości. Takie działanie było zdecydowanie bliższe podejściu Aerona, dlatego gdy tylko nadeszły pierwsze meldunki, że oto Zora i Fyortersoli szykują coś większego, bez wahania udał się na pozycję obraną przez Stowarzyszenie, by mieć swój udział w tak zwanych Wojnach Handlowych.

Świt przywitał go pierwszymi promieniami w okolicach rzeki, gdzie przyszło mi wypełniać pierwsze rozkazy. Pełniąc służbę z dwoma członkami stowarzyszenia, przyglądali się terenom spornym Zory i Fyortersoli i zbierali potrzebne informacje. Mimo iż przygotował się na otwartą walkę, zwiad poszedł wyjątkowo gładko i obyło się bez wdawania się ze zwaśnionymi stronami w bójkę. Być może było to spowodowane tym, że zajęli naprawdę dobre miejsca - ukryci między okolicznymi budynkami, prowadzili obserwację w ciszy i bez zbędnego wdawania się w interakcje z okolicznymi mieszkańcami czy żołnierzami jednej, czy drugiej strony.
Senny poranek przeciągałby się w nieskończoność, gdyby nie nowe rozkazy, według których Aeron miał wrócić na miejsce zbiórki. Było jeszcze przed siódmą.

Towarzyszący mu Różani Strażnicy zostali na miejscach i na jego prośbę, mieli składać meldunek w razie zauważenia jakichkolwiek nieprawidłowości. Upiorny Arystokrata nie musiał martwić się ich lojalnością, bo mimo iż objął dowodzenie, sprawa wierności i kompetencji poszczególnych członków nie należała do niego. Jemu pozostawało ufać Róży, że każdy członek SCR to osoba sprawdzona i godna zaufania.

Chociaż każdy członek Stowarzyszenia Czarnej Róży otrzymywał mundur w barwach organizacji, dozwolone było noszenie własnego odzienia czy zbroi, z zaznaczeniem, że odzienie czy pancerz powinno nosić znak, będący sygnałem dla innych członków SCR, że mają do czynienia ze 'swoim'. Obowiązkiem natomiast było noszenie maski.
Służąc Róży dał się poznać jako ten, który niezależnie od misji przywdziewa pancerz z lekkiej, czernionej blachy. W zależności od czynności jakie miał wykonywać, była to albo pełna zbroja, albo kilka wybranych elementów. Dziś, oprócz odzienia które zwyczajowo ubiera się pod pancerz, miał na sobie lekki, zdobiony złotem czarny napierśnik i naplecznik, nagolenniki i zarękawia, czyli nie zdecydował się na cały zestaw. Przekonany, że bardziej przyda się jako jednostka mobilna, zrezygnował z pozostałych elementów, na rzecz wygodnych, wykonanych z miękkiego, elastycznego materiału czarnych bryczesów, wpuszczanych w skórzane oficerki, czarnych rękawiczek i białego płaszcza z futrzanym kołnierzem, który oprócz maski był jego znakiem rozpoznawczym. A maska, dzięki swoim magicznym właściwościom, jak u każdego członka SCR, zakrywała nie tylko twarz ale i najbardziej charakterystyczne elementy - w jego wypadku rogi. Umiejscowiony na czole symbol mógł być jednocześnie gwiazdą jak i kwiatem o ostrych płatkach a opadający na ramiona i plecy materiał, będący również elementem maski, ukrywał skutecznie włosy Arystokraty i jego uszy. Tęczowe oczy, będące cechą po której wielu mogłoby rozpoznać młodego Vaele, zostały dzięki masce zmienione na dwa, srebrne, błyszczące ślepia, widoczne dopiero kiedy Upiorny używał swojej mocy.

Zabrał ze sobą wszystko to, co w jego mniemaniu mogło się przydać: rękawiczki były w rzeczywistości magicznym przedmiotem zwanym Dłońmi Zjawy, w kieszeni spodni przytwierdzona na czas misji łańcuszkiem leżała mała Pozytywka sekretów, na szyi pod pancerzem wisiało Rubinowe serce, przy pasie oprócz rapiera miał natomiast Różdżkę zepsucia, która miała stanowić broń awaryjną.
Miał nadzieję, że nie będzie musiał użyć broni białej, ale jeśli do tego dojdzie, wolał mieć przy sobie broń którą znał i którą fantastycznie potrafił się posługiwać.

Tak wyposażony udał się więc na miejsce do którego został wezwany. Spokojnym krokiem, przez nikogo nie niepokojony, szedł aleją prowadzącą do Punktu Obserwacyjnego, gdy napotkał innych członków Stowarzyszenia Czarnej Róży. Krótki komunikat z Wieży Zegarowej wystarczył, by Aeron był pewien z kim ma do czynienia. Nie czekając więc na zaczepkę, podszedł do zamaskowanych i pochylił głowę w dość oszczędnym powitaniu.
Jeśli ktokolwiek zapytał go o imię, odpowiedział głębokim, zmienionym przez maskę głosem: Fobos.


Alden - #DC143C
Bianka - #228B22
Caius - #4169E1
Kaevan - #DAA520

Powrót do góry Go down





Gawain
Gif :
Punkt Obserwacyjny SCR 5PUjt0u
Godność :
Gawain Keer
Wiek :
Wygląda na około 30 lat.
Rasa :
Cień
Wzrost / Waga :
183 cm / 76 kg
Znaki szczególne :
Czarne twardówki oczu, bursztynowe tęczówki, cienka blizna na brodzie od lewego kącika ust
Pod ręką :
klucz do domu Yako i mieszkania, pieniądze // Event:
Broń :
Nóż ceramiczny, sztylet, kusza
Zawód :
Najemnik do prac wszelakich, zielarz
Specjalne :
Administrator, Strażnik toku fabuły
https://spectrofobia.forumpolish.com/t225-gawain-keer https://spectrofobia.forumpolish.com/t226-nie-az-takie-tajne https://spectrofobia.forumpolish.com/t250-kontakt-z-keerem https://spectrofobia.forumpolish.com/t1085-gawain
GawainDręczyciel
Dręczyciel
Re: Punkt Obserwacyjny SCR
Wto 30 Sie - 20:34
Jeszcze niedawno Cień rozprawiał o Koszmarach w kategoriach wymysłów i banialuk, straszydeł dla dzieci będących mglistym wspomnieniem minionej epoki, lecz po tym, jak ledwo umknął posyłającym śmierć oczom Yh'Naary, sam przejrzał na swoje. Wcale nie palił się do stawania w szranki z kolejnym monstrum. Nie czuł się weteranem. Miał zwyczajny fart by nie znaleźć się w centrum rzezi, jaka rozegrała się na Ur'nathum. Ta odrobina zdobytego doświadczenia i wsparcie Tropicieli oraz Bractwa stanowiły jedyne pokrzepienie przy majaczącej się na horyzoncie możliwości, że Miasto Lalek wypełni się bezwolnymi marionetkami z krwi i ciała. Wizja ta przepełniała go strachem i odrazą, lecz pchała do działania. Nie było mowy o powtórce z wyspy. Miał zamiar tępić tałatajstwo z razem korzeniami.

Mało go obchodził konflikt pomiędzy starymi Marionetkarzami i pewnie jeszcze starszymi przedstawicielami z Lunis a Milicją Zory. W kuluarach szepty niosły wieść o cennym metalu i potężnej broni, a Kulty Snów nadal przywoływały Koszmary na ten świat. Keera drażniła krótkowzroczność obu stron, mieszanie w wojnę zwykłych mieszkańców, wykorzystywanie ich domów i dobytku w charakterze barykad i tymczasowych sztabów. Zamiast zewrzeć szeregi, otwierali drogę kultystom, szerząc nie mniej chaosu od nich. Dodatkowo on i jego znajomi wcale nie mieszkali tak daleko od tych terenów.
Właśnie z tych powodów nie zastanawiał się ani chwili, gdy otrzymał wezwanie.

Uzbrojony w kuszę, ze starannie wykonaną skórzaną owijką na kolbie, sztylet na lewym udzie i miecz przy pasie, wszedł do "królestwa" Dachowców. Składały się na nie ciemniejące uliczki, kamienice o zapadniętych dachach oraz zapomniane piwnice, które ożywały w umówionych przez sierściuchy terminach. Normalnie nie miałby tu wstępu. Nie dopóki jego była miłostka żyła i zazdrośnie strzegła swojego rewiru. Powiódł wzrokiem za burym kocurem, który zeskoczył z omszałego, murowanego parapetu i szybko zniknął w wąskiej szczelinie między budynkami.
Furor węszył w powietrzu, lecz głównie za jedzeniem. Tropiciele również niczego nie wyczuwali, poza smrodkiem zatęchłej wody w odpływie brukowanej ścieżki. Mimo to pośpieszyli, zanim czujka coś popsuje lub sama wpadnie na niebezpieczeństwo. Koniec końców Koszmarem, a raczej utrapieniem, okazała się banda umorusanych Dachowców, która wszczęła małą, acz efektowną awanturę w postaci syków, groźnych prychnięć i jednego patałacha przypominającego tornado futra. Rozgonił i ostrzegł towarzystwo, by po zaraportowaniu wątpliwego odkrycia, móc wrócić pod Wieżę Zegarową. Przynajmniej szybko poszło.

Poprzednia maska trafiła do konserwacji po ostatniej misji. Nowa okazała się być wygodniejsza, równie surowa, choć bardziej przypominała hełm. Najważniejsze, że nadal nie pozwalała wymknąć się na zewnątrz jego rudym włosom czy zielonkawemu odblaskowi źrenic i zniekształcała jego głos.
Zmiana oblicza pociągnęła za sobą zmianę mienia. Plakietka na ramieniu informowała resztę, że kroczy dziś jako Somnifer. Nie należał do zwolenników używania słów codziennych jako pseudonimów, gdyż mogło to powodować niepotrzebne zamieszanie w czasie operacji, więc bez żalu porzucił Ciszę. Zresztą co cisza zdziała podczas zbliżającej się bitwy?
Pod zbroją strzelczą, na którą składał się kirys pokryty skórą w barwach Stowarzyszenia Czarnej Róży, kolczuga wpuszczona w skórzaną kurtę i lewy naramiennik, na użycie czekała Syrenia Łza i Srebrny Amoralas. Miał szczerą nadzieję nie wpadać dziś do wody, ale niczego nie można było wykluczyć.
Z Animicusa na lewym nadgarstku zerkały na niego wilcze ślepia, lecz Kamienia Żywej Tarczy w pierścieniu nie dało się dostrzec przez rękawice skrywające dłonie. Ramiona Somnifera zdobiła Czarodziejska Wstęga, przemieniona w opończę utkaną z karminowych płatków, że aż dziwnym zdawał się brak kwiatowego zapachu. Prócz efektu wizualnego, mogącego wywierać wrażenie na niektórych, Gawain chciał w ten sposób ukryć brak prawego naramiennika, który normalnie przeszkadzałby mu w naciągnięciu kuszy. Skórzane spodnie miał wpuszczone w oficerki. Czarne nakolanniki i nałokietniki nie odbijały wiele światła, a całości dopełniał ciemny pas z wprawionym Kamieniem Duszy.
Do niedużej sakwy przytroczonej do jednego boku trafił Koncentrat przenikalności i Eliksir Leczo w formie maści, Przeklęta Maska Vin'tharnu oraz Różdżka Zepsucia. Przy drugim zawisł zasobnik z amunicją.
Tak wyposażony czuł się gotów nie tylko do walki, ale i pomocy innym agentom.

Obserwował otoczenie, spokojnie zmierzając ku wieży, gdy dostrzegł innego członka Stowarzyszenia. Nie miał żadnej plakietki, lecz zapytany wyjawił swój pseudonim, który pokrywał się z wytycznymi przekazanymi przez Czarną Różę. Keer odpowiedział mu skinięciem i dołączył do niego.
- Somnifer. Pozdrowiony - rzucił żelazistym głosem w kierunku przybyłego i uniósł głowę, obserwując jak świt powoli odmienia pobliskie fasady. Nigdy nie mógł wyjść z podziwu dla sił przyrody. Były nieustępliwe, obojętne i piękne, niezależne od scen, które rozgrywały się na tych ulicach w przeszłości i które będą dziś.
- U was spokój? Bo u mnie strata czasu. Zamiast Koszmaru wpadliśmy na rozszalałe Dachowce, choć bitwa tuż za rogiem. Powinni szukać schronienia, a wyciągali ku sobie pazury - zagadnął, wskazując bliżej nieokreślony kierunek, po czym pociągnął za sprzączki. Czynił to po części z nudów lub nerwów, po części z przyzwyczajenia. Wszystko musiało pasować, mieć swoje miejsce, działać.


Punkt Obserwacyjny SCR PbcKfC9

Ekwipunek:

Aktualny ubiór:


Powrót do góry Go down





Tyk
Gif :
Punkt Obserwacyjny SCR D93840e52cb57748d5a24bdfa761040295dab6ee
Godność :
Lord Protektor, Arcyksiążę Agasharr I Rosarium
Wiek :
30 lat
Rasa :
Upiorny Arystokrata
Wzrost / Waga :
178/75
Pod ręką :
Alphard (Rubeol), Forets (Tenebrae), Divard, zabawki
Zawód :
Lord Protektor Krainy Luster
Specjalne :
Główny Administrator
https://spectrofobia.forumpolish.com/t233-agasharr-rosarium#284 https://spectrofobia.forumpolish.com/t914-archiwa-arcyksiazece https://spectrofobia.forumpolish.com/t497-kancelaria-arcyksiazeca https://spectrofobia.forumpolish.com/t1121-tyk
TykArcyksiążę
Arcyksiążę
Re: Punkt Obserwacyjny SCR
Wto 30 Sie - 20:46
Gdy karmazynowa mgiełka przyjmowała humanoidalny kształt Lord Protektor spojrzał na perłową tarczę zegarka kieszonkowego. Złote smukłe wskazówki wskazywały na kilka minut po godzinie siódmej. Miasto w dole wciąż wydawało się spokojne - przynajmniej na pierwszy rzut oka. Dopiero zwróciwszy uwagę na szczegóły dostrzec można było nerwowe ruchy na uliczkach na zachód od Wieży Zegarowej, czy zgromadzonych po drugiej stronie żołnierzy Zory. W oknach Pałacu Gwiazd i Richardówki dało się dostrzec sylwetki Marionetek Fyortersoli.

To jednak nie była cisza przed burzą, a bitwa już się rozpoczęła. Nie z chwilą, gdy ze Starego Miasta ruszyli Milicjanci mający oczyścić przejście i umożliwić szturm na Pałac Gwiazd dumnie wznoszącym się nad korytem rzeki Ailir, a nawet nie w nocy, gdy niewielki oddział został wysłany by sprawdzić obronę Akademii Sztuk Pięknych i ocenić, czy możliwe jest wykorzystanie elementu zaskoczenia. W ocenie Lorda Protektora prawdziwy początek bitwy należy wiązać z pojawieniem się wojsk obu stron i usytuowaniem swoich sztabów - jednego w pałacowych ogrodach, a drugiego w Akademii Zwycięstwa. W tej chwili bowiem starcie było już nieuniknione.

Zarówno Vincent jak i Eleonora byli osobami, które nie dobywały broni, jeżeli nie miały zamiaru jej użyć. Tylko głupcy, nieudacznicy i aktorzy sięgają po miecz, choć nie chcą nim ciąć. Dwie armie nie były tu po to, by zrobić wrażenie, czy szukać poklasku, lecz by wziąć co uznawały za swoje. Żadna ze stron nie chciałaby opuszczać pola bitwy przed jej rozpoczęciem, a zatem samo pojawienie się sił obu stron statuowało konieczność rozpoczęcia batalii.

Lunatyk dzierżący wietrzny pierścień donośnie przekazał informacje, które zebrali członkowie Stowarzyszenia:
- Vincent Zora zakończył swoje przemówienie i wydał rozkaz do ataku. Milicja atakuje także od strony Starego Miasta.
Zaledwie dziewięć minut po siódmej, a sytuacja staje się coraz bardziej paląca. Zanim jednak będzie można zająć się snuciem rozmyślań trzeba było zatroszczyć się o życia członków Stowarzyszenia zbierających informacje w okolicach Muzeum Marionetek. Choć Arcyksiążę nie sądził, by którakolwiek ze stron świadomie zaatakowała Stowarzyszenie, to nie powinien ryzykować pozostawiając ich w samym środku działań zbrojnych.
- Rozkaż zwiadowcom znajdującym się na trasie ataku przesunąć się na bezpieczniejsze pozycje.
Zjawa, która w końcu przybrała swój kształt poruszyła wąsem rozglądając się po zebranych wokół członkach Stowarzyszenia Czarnej Róży.
- Co za zdechlaki, przegrywy i patałachy, nie zaprosili was na bitkę? Nawet mi was nie żal! Kołku zamiast stać w jakiejś ruderze powinieneś wziąć tych dzielnych kawalerów i miłe damy na mościk niech skosztują nieco życia. A tu? Zębatki będziecie żreć? Gdyby to ode mnie zależało już dawno byśmy Cię wywalili z rodu, bo przynosisz wstyd swemu nazwisku!
Rosarium nie zważając zbytnio na słowa wuja Baltazara spojrzał na Colette, która mówiła o zamieszkach, które rozdzierały Lunis.

- Rozumiem, zatem będziesz mogła nie tylko lepiej poznać specyfikę walk miejskich, lecz także przyjrzeć się im z bliska. - Przerwał w pół słowa ze względu na zrozumienie pewnych faktów, które uprzednio mu umknęły.

Rozpoznanie jest niezwykle istotne podczas walki w terenie tak trudnym jak miasto, gdy wrogowie mogą nadejść z każdej strony - niekiedy nawet spod ziemi, gdy miasto było wyposażone w obszerne systemy kanałów jak Miasto Lalek. Wraz z wycofaniem zwiadowców Stowarzyszenia - najczęściej Różanych Strażników, spowodowało, że część pola bitwy, o której dotąd mieli pełne rozeznanie, stała się teraz znacznie bardziej odległa. Czarna Róża była jednak przygotowana na takie sytuacje, lecz trzeba było wydać odpowiednie dyspozycje.

- Atres, masz okazję przetestować swoje Agmy w warunkach polowych. Roześlij je od granic Starego Miasto, przez Most korzenny, aż do Akademii Zwycięstwa. Ohar jak przebiega wycofywanie zwiadowców? - Pierwsze pytanie było skierowane do jednego z Różanych Czarnoksiężników, który ukłoniwszy się przyjął rozkazy i stworzył chmarę nietoperzy, która pomknęła w dół Wieży Zegarowej, a później wzbiła się nad miasto, by zbierać informacje dla Stowarzyszenia. Następnie Lord Protektor zwrócił się do Lunatyka dzierżącego Wietrzny Pierścień, a ten odpowiedział:
- Jeden ze zwiadowców napotkał trzech ludzi Zory, jednak nie doszło do starcia. Minęli się w odległości około pięciu metrów i każdy poszedł w swoją stronę. Pozostałe raporty nie wskazują na żadne utrudnienia.

- Ja, twój szanowny i genialny wuj Baltazar ci powiem jakie są utrudnienia kołku! Zamiast zwiewać jak tchórze z podwiniętymi kieckami, to powinni się bić jak mężczyźni. Takich słabeuszu jak Ty to powinni z rodu wyrzucić. Wiesz jak się powinny te Twoje harcerzyki nazywać? Stowarzyszenie Zwiędłych Róż. - Baltazar wybitnie chciał być zauważony i sprawnie - na widmowych nogach - przemierzał kładki Wieży Zegarowej szukając kogokolwiek, kto choćby najmniejszym stopniu zwrócił na niego uwagę. Chytre spojrzenia spotykające się za każdym razem z zawodem pokazywały jednak, że to Arcyksiążę był jego prawdziwym celem.

Lord Protektor sięgnął dłonią w kierunku Colette, delikatnie unosząc palcami jej podbródek.
- Głowa do góry, jesteśmy tu tylko gośćmi i o ile wszystko pójdzie zgodnie z planem, to naszym największym przeciwnikiem będzie wuj Baltazar. - I dopiero wspomniawszy o nim Arcyksiążę spojrzał kątem oka na zjawę, która uparcie kręciła wąsem na palcu. Nie poświęcał mu jednak zbyt wiele uwagi.

Zamiast tego kciuk Arcyksięcia dwukrotnie pogładził odsłonięty przez maskę policzek Colette, po czym Lord Protektor wrócił do swych obowiązków jako przywódcy Stowarzyszenia Czarnej Róży i Obrońcy Krainy Luster oraz Szkarłatnej Otchłani. Chciał jednak okazać drobne wsparcie Arystokratce, dla której zaistniała sytuacja mogła być nowa i stresująca.

Szczególnie, że czy przemowa Vincenta Zory nie mogła zostać przez kobietę odczytana jako obietnica wkroczenia Marionetkarzy na Wyspy Księżycowe? To oznaczałoby nie tylko krwawe bitwy miejskie pomiędzy obrońcami Lunis a agresorami, lecz także terror płynący z obu stron. Oczywiście Agasharr nie zakładał - bo byłoby głupotą czynić takie założenia - że myśli Colette pójdą w tę stronę, lecz mimo wszystko uważał, że przyda jej się miły gest mający podnieść ją na duchu.

- Wszystkie zaklęcia ochronne zostały już rzucone na Wieżę? Nie jesteśmy celem, ale nie możemy wykluczyć żadnej możliwości. - Na słowa Arcyksięcia jedna z Ciernistych Wiedźm wystąpiła do przodu na kładce znajdujące się o trzy metry w głąb wieży i ukłoniwszy się powiedziała:
- Lordzie Protektorze, jestem przekonana, że choćby całe Miasto Lalek zostało zrównane z ziemią, to Wieża Zegarowa pozostanie nietknięta a Żaden z członków Stowarzyszenia nie będzie miał nawet zadrapania.
Dość szybko Rosarium odpowiedział, że nie spodziewał się innej odpowiedzi, po czym ponownie spojrzał w stronę pola bitwy, gdzie wkrótce miał rozpocząć się magiczny koncert ofensywnych zaklęć.

Tymczasem wuj Baltazar nie osiągnąwszy jak dotychczas żadnego ze swych celów i dostrzegłszy łagodny gest jaki została obdarzona Colette postanowił, że może jest to dobry sposób, by zwrócić na siebie uwagę. W końcu Zjawa była wściekła, że od dłuższego czasu nikt nawet na nią nie spojrzał - wszyscy członkowie Stowarzyszenia, włącznie z Lordem Protektorem - byli zajęci swoimi sprawami.
- Kołek, czy Ty sobie tu sprowadziłeś nową zabaweczkę na jakąś orgietkę wśród płonącego Miasta, a teraz się boisz zagadać? No debil jakiś z Ciebie! Ja Ci pokażę jak to się robi. - Zjawa, choć niematerialna, zbliżyła się do Colette i ukłoniła w wyjątkowo perwersyjny i niesmaczny sposób, tak że jego oczy znalazły się na wysokości biustu Arystokratki.

Gdyby uczynił to którejkolwiek z Ciernistych Wiedźm, to nie musiałby reagować - świadomy tego, że doświadczenie i znajomość tego typu prostych rytuałów zapewnią im błogosławioną obojętność na skandaliczną postawę wuja Baltazara, bądź innej zjawy stworzonej za pomocą Rytuału Upierdliwego Krewniaka. Natomiast Colette była na kontynencie od niedawna i dodatkowo Agasharr nie wiedział jakie ma ona doświadczenie.
- Jak sama zauważyłaś wuj Baltazar jest niegroźny. W gruncie rzeczy on nawet nie istnieje. - Powiedział do kobiety uśmiechając się łagodnie. Oczywiście jego słowa spotkały się z gniewem samego Baltazara, który wyprostował się nagle i obrócił ku Arcyksięciu.
- Ja nie istnieje?! Ja? Sam nie istniejesz pajacu. Myśli, że skoro wypełzł jakimś cudem z brzucha mojej siostruni, to mu wszystko wolno! Patrzcie go państwo, co za smarkacz niewychowany. Zero szacunku do starszych! - Na zakończenie splunął, choć przez niematerialny charakter blatazarowej zjawy nic nie wyleciało z jego ust, choć sam gest został odegrany bezbłędnie.
- Pamiętam jak przywołałam ciocię Pimariko, co to mi mówiła, że mam już sto dwadzieścia lat i żadnych dzieci, a poza tym szczytem moich ambicji jest zostanie kocią mamą na jakimś zawszonym odludziu. I tak zostałam agmową mamą. - Kilku z członków Stowarzyszenia zaśmiało się, a inni w tym Agasharr uśmiechnęli się słysząc historię opowiadaną przez jedną z Ciernistych Wiedźm.

Powrót do góry Go down





Themis
Gif :
Punkt Obserwacyjny SCR 4c0f17d443cdf9f64333b7b26c7cd920
Godność :
Arthemis Magnus "CzyżyK" Pavoris
Wiek :
wizualnie 22 lata
Rasa :
Szklany Człowiek
Wzrost / Waga :
180/72
Znaki szczególne :
wysoki, patykowaty z kryształem między oczami i dużą, czarną blizną na klatce piersiowej
Pod ręką :
Bolerko-niewidko, Magiczny Złodziej, broń, sakiewka z pieniędzmi
Broń :
dwie krótkie szable (Notos i Euros)
Zawód :
najemnik
Stan zdrowia :
zdrowy
https://spectrofobia.forumpolish.com/t677-themis https://spectrofobia.forumpolish.com/t937-skrzynka-pocztowa-arthemisa-pavoris https://spectrofobia.forumpolish.com/t1118-themis
ThemisZłodziej Marzeń
Złodziej Marzeń
Re: Punkt Obserwacyjny SCR
Sro 31 Sie - 19:06

Z zasady nikt nie zwróci większej uwagi na wałęsającego się samopas psa – będzie to ot kolejny bezdomny czworonóg jakich wiele przemykający w cieniach zaułków Starego Miasta. Psia skóra zdawała się zatem być kamuflażem idealnym, który nie rzucałby na Szklanego tak wiele podejrzeń co mundur zdradzający przynależność mężczyzny do Stowarzyszenia.

Smukły biały pies kroczył z głową nisko zawieszoną nad nierówną kostką brukową pomniejszej alejki wiodącej głębiej w stronę Starego Miasta, od czasu do czasu unosząc swój pysk i poruszając długimi uszami, gdy jego uwagę przykuwał ciekawszy dźwięk dobiegający z otoczenia. Bez wątpienia w Mieście Lalek tego ranka panowało nadzwyczajne poruszenie. Ziemia wchłonęła w siebie całą gamę rozmaitych zapachów: w dziwacznym tyglu mieszała się nietypowa woń morskiej soli i saletry, zapach garbowanej skóry i sosnowej żywicy, o odorze przetrawionego alkoholu nawet nie wspomniawszy. Najwyraźniej przekazane mu przez Astrid informacje nie były nieprawdziwe i Zora rzeczywiście zebrał sobie ludzi z wielu zakątków Krainy Luster.

Słońce leniwie wyłoniło się zza równych rzędów dachów różnobarwnych kamieniczek i skąpało szeroką aleję w ciepłym blasku pierwszych promieni, gdy zza starych rogatek pamiętających jeszcze czasy, gdy Miasto Lalek było raczkującą metropolią, wyłonił się idący w równych szeregach oddział liczący na oko nie więcej, niż czterdzieści osób. Stanowili różnobarwną mieszaninę ras i ubrani byli w ciemnobrązowe niejednolite stroje myśliwskie. Zbliżył się do niech ostrożnie i zrównał kroku z maszerującą kolumną. Tak, bez wątpienia Vincent sprowadził do Miasta Lalek również stacjonujący poza metropolią oddział Strzelców Rodericka – doświadczonych łowców, z którymi czasem zdarzało się Szklanemu łączyć siły, gdy jeszcze należał do kompanii. Byli o tyle niebezpieczni, że specjalizowali się w posługiwaniu się magiczną bronią palną i nomen omen słynęli z niesłychanej celności. Informacja jednak nie stanowiła novum, ponieważ wzmianka o ludziach Rodericka znajdowała  się do raportach zwiadowców Fyortersoli przekazanych Czarnej Róży – lecz mimo to Themis uznał, że potwierdzi ich przybycie.

Wszedł do zaułka i upewniwszy się, że nikt go nie widzi, przybrał na powrót swoją ludzką postać. Zwierzęca forma mimo swoich plusów była dosyć… ograniczająca – nie tylko metaforycznie, ale również fizycznie, toteż odzyskawszy pełną swobodę ruchów Szklany przeciągnął się unosząc obie ręce do góry. Szkarłatny materiał munduru Różanego Strażnika napiął się na ramionach i rozluźnił wraz z opuszczeniem dłoni. W rzeczy samej jeżeli chodzi o dobór ubioru Szklany postawił na ponadczasową klasykę i prostotę – koszula w kolorze głębokiej czerwieni w wojskowym kroju zapinana była na złote guziki zdobione małymi różami, tak samo haftowana była zresztą stójka górnej części ubioru. Czarne bryczesy ze szkarłatnymi lampasami wetknięte miał w długie, wiązane pod kolanem oficerki, przepasany był również czarnym pasem, do którego przytroczone były jego dwa krótkie miecze,  których rękojeści przykryte były przez sięgającą biodra mężczyzny pelerynę z grubego materiału wyszywanego złotą nicią. Ironią losu w szerokiej wewnętrznej kieszeni pelerynki, w którą wszytą miał Bezdenną Sakiewkę, wetknięte miał Bolerko-niewidko oraz Nić opętania wraz z formułami światła i naprawy. Wziął ze sobą również wytrychy – je zawsze lepiej mieć niż nie mieć, oraz otrzymaną Różę Teleportacyjną. Posiadając przy sobie formułę trwałości Szklany uznał, że pancerz będzie zbędnym balastem, który uniemożliwi mu ciche przekradanie się. Twarz Czyżyka w całości zasłaniała biała maska wykonana z połyskliwego materiału, na której na górnej części namalowano na złoto zawiłe motywy roślinne, a obszerny kaptur peleryny zasłaniał złociste włosy Szklanego.

Kilka minut przed siódmą dostał nowe rozkazy – niezwłocznie więc przemaszerował we wskazane miejsce, gdzie czekali pozostali ludzie Czarnej Róży. Swoim tradycyjnym, nieco przesadzonym ukłonem pozdrowił zamaskowanych mężczyzn.
- Notos. – przedstawił się krótko, nie uciekając się do przesadzonej galanterii – Bez większych komplikacji, jedną z atrakcji był przemarsz Strzelców Rodericka. Zora rzeczywiście ściąga do Miasta Lalek swoje wszystkie siły. - mówiąc to bawił się wetkniętym na palcu wskazującym prawej ręki Magicznym Złodziejem.

Powrót do góry Go down





Vyron
Gif :
Punkt Obserwacyjny SCR 5PUjt0u
Godność :
Vyron Laraziron
Wiek :
Wygląda na 30 lat
Rasa :
Upiorny Arystokrata
Wzrost / Waga :
182 cm / 76 kg
Pod ręką :
Sakiewka z pieniędzmi, sakiewka z kryształowym pyłem, oprawiony klejnot "Tchnienie Muzy", pałasz, rewolwer czarnoprochowy typu Le Mat, sztylet w cholewie buta.
Broń :
Pałasz, rewolwer typu Le Mat, sztylet w bucie
Zawód :
Dręczyciel ludu pracującego i pasożyt społeczny
Specjalne :
Mistrz Gry
https://spectrofobia.forumpolish.com/t141-vyron-laraziron https://spectrofobia.forumpolish.com/t1124-vyron
VyronDemoniczny Książę
Demoniczny Książę
To, co działo się ostatnimi czasy w Krainie Luster, wszystkie te starcia pomiędzy Zorą a Fyortersoli, walki na ulicach, zajmowanie przez jednych albo drugich bardziej lub mniej strategicznych stanowisk i ogólne zamieszanie, to wszystko było mu zdecydowanie nie na rękę. Działania jednej i drugiej strony powodowały zakłócenia w łańcuchach dostaw co generowało niepotrzebne koszty, a czasami nawet doprowadzało do zerwania takowych łańcuchów. Zatem, o ile przepychanki wśród plebsu mógł znosić cierpliwie i przymykać na nie oko, o tyle na wszelkie działania powodujące w mniejszym lub większym stopniu uszczuplenie budżetu Księstwa z wolna zaczynały przepełniać beczkę. Do tej pory starał się zachować bierną neutralność w tak dużym stopniu, jak tylko się dało, ale prawdę mówiąc korciło go, by już teraz zebrać siły wszystkich ważniejszych Arystokratów i rozgnieść to rozdokazywane robactwo, gdziekolwiek by się ono nie chowało. Z drugiej jednak strony zastanawiało go, jak Imć Rosarium, zwący się Lordem Protektorem Krainy Luster, zamierza położyć kres tej hucpie. Co takiego zrobi, a może raczej czego nie zrobi, by uspokoić sytuację?

Wracał właśnie ze Starego Miasta gdzie z ramienia SCRu prowadził obserwację tego co się działo. Maszerujące oddziały i wieści o starciu na pograniczu Starego Miasta, świadczyły o tym, że to co zapowiadało się na zwykłą, można rzec lokalną przepychankę i walkę na bluzgi wzmocnione  patykami z kupą, zaczęło eskalować w stronę poważnego, wewnętrznego konfliktu. Oczyma wyobraźni widział to co lada dzień mogło nastąpić. W najbliższym czasie jedna strona przegra bitwę i przejdzie do partyzantki, rozpoczną się nad wyraz aktywne „polowania na czarownice”, w wyniku których zwolennicy jednych albo drugich dopuszczać się zaczną aktów sabotażu, a może nawet terroru, tym samym zaczną się ataki na ludność cywilną i cholera wie co jeszcze. Wiedział, że nie jest jeszcze zbyt późno, by to wszystko zatrzymać, by płożyć kres całej tej idiotycznej przepychance zgniatając obie walczące strony (tak, by nie miały jak ani za co się podnieść) niczym robaki pod obcasem podkutego, wojskowego buta. Należało wybić dowódców, odciąć całe zbrojne  tałatajstwo od zaopatrzenia i spyży, a potem wyłapać i stracić co aktywniejszych działaczy społecznych w sposób taki, by inni cywile nie chcieli iść w ich ślady. Tym to sposobem po upływie kilku lub kilkunastu lat nikt już nie będzie pamiętał kto, z kim i o co walczył.

Maska, którą miał na sobie, nie była specjalnie wymyślna, ot wyglądała jak zwykłe, blade zwierciadło, ale za to w magiczny sposób zmieniała jego wygląd. Gdy tylko ją założył długie rogi znikały, a głos stawał się bardziej basowy i mroczny. Idealna metoda na zamaskowanie tego, kim się w rzeczywistości było.
Nie zabierał ze sobą nadzwyczaj wiele sprzętu. Miał na sobie zwykły pancerz składający się (poza aketonem) ze stalowego kirysu, solidnych skórzanych spodni, na które nałożono bigwanty, karwaszy i ćwiekowanych rękawic (całość przypomniała zbroję kirasjerską). Na to wszystko, nałożoną miał przepisowa szatę SCR. Do skórzanego pasa przytroczony miał Pałasz, a nieopodal niego, niemal przed sobą skórzany zasobnik z apteczką pierwszej pomocy skompletowaną przez Berę. Po przeciwnej stronie do pałasza, niejako dla równowagi, przytroczył kaburę z rewolwerem Le Matt . Obok broni palnej przywieszoną miał sakwę z kryształowym pyłem (przeźroczysty) i sakiewkę z pieniędzmi. Wszelkie artefakty tj. Kamień tarczy , Różdżkę zepsucia i Rubinowe  serce przytroczone miał pod szatą. Całości dopełniał niemal ikoniczny sztylet w cholewie buta .
Przewidując, że podczas działań może przydać mu się dodatkowa para oczu robiąca za zwiad, Viridian zabrała ze sobą swoją Avi , która na potrzeby działań SCR nosiła groźnie brzmiący pseudonim „Kluska” i spała sobie obecnie w kieszeni szaty.


Na miejsce dotarł prawdopodobnie jako ostatni, albowiem przy punkcie obserwacyjnym SCR kręciło się już kulka zamaskowanych istot. Przez chwilę zastanawiał się czy to z nimi przyjdzie mu pracować, czy tez każdy otrzyma inne zadanie. Przerwał jednak rozważania słysząc to co mówiła jedna z istot o strzelcach Rodericka. A zatem obserwowali to samo …
- Jestem Enyo – powiedział, podchodząc do zebranych. Odczekał chwilę aż wszyscy w odpowiedzi podali mu swoje pseudonimy po czym odszedł na bok i oparł się o ścianę.

Powrót do góry Go down





Colette
Gif :
Punkt Obserwacyjny SCR 73824387e8e95d09caae6aa88ad993a4
Godność :
Aylin
Wiek :
wizualnie 20 lat
Rasa :
Upiorna Arystokratka
Wzrost / Waga :
160/55
Znaki szczególne :
albinizm, złote rogi
Pod ręką :
Fabuła: wymieniona magiczna biżuteria, Agma Draekwa, Carlunamis
Broń :
Anemon (szabla), sztylet
Zawód :
nadworny grajek i supertajny agent, zabaweczka
Stan zdrowia :
zdrowa
Specjalne :
Administrator, Mistrz Gry
https://spectrofobia.forumpolish.com/t805-colette https://spectrofobia.forumpolish.com/t825-menazeria-colette https://spectrofobia.forumpolish.com/t839-tajna-szpiegowska-skrzynka-colette https://spectrofobia.forumpolish.com/t1078-colette
ColetteKochanka muz
Kochanka muz

Colette opuszczając Wyspy nie przypuszczała, że dane jej będzie uczestniczyć w bluźnierczym rytualne przywołującym zjawy z samego dna siedmiu piekieł. Ciekawiło ją, czy gdyby ten mały fakt wyszedł na jaw, po powrocie do Lunis czekałaby ją dekapitacja, czy może infamia(która oczywiście była jednoznaczna ze śmiercią)? Jakże dobrze, że miała na sobie maskę dającą choć pozory anonimowości! Nie omieszkała odsunąć się przezornie od kłębków szkarłatnej mgły formującej się w dziwnie obły kształt – domyślała się, że jej fortyfikacje uczynione z rąk będą niewystarczające do obrony przed upiorną imaginacją członka rodu Rosarium.
- Wojska są rzeczywiście tak duże, jak wskazywały przekazane informacje? – spytała się cicho gładząc lisiątko po głowie, co jednak nie podziałało na nie uspokajająco.
Czy mogła się dziwić spłoszonej bestii? W rzeczy samej nie wiedziała nawet, czy jej zachowanie wynika z lęku, czy z antypatycznego przeczucia co do właściwości przywołanego widziadła, które ledwo otworzywszy swoje niematerialne usta już zdążyło kilkukrotnie obrazić zebranych w wieży niezmiernie protekcjonalnym tonem? Był to niezły wyczyn.

Groteska sytuacji była… przytłaczająca. Z jednej strony na moście,  który obserwowali z Wieży Zegarowej dojść miało do istotnego starcia skoncentrowanych sił Marionetkarzy, a z drugiej po wnętrzu starego ratusza błąkała się zjawa obrażająca wszystkich wokoło. I to nie zjawa, którą dzielni zrzeszeni Czarnej Róży mieli wypędzić z tego świata, lecz którą sami do niego przywołali – raczej by zyskać nadwornego błazna, niż uczyć się cierpliwości. Bo i najcierpliwszy z ludzi straciłby swoje anielskie pokłady cierpliwości, gdyby przyszło mu obcować z „wujem Baltazarem” i brać do serca jego zadziwiająco wulgarne słowa.

Nie tylko arcyksiążę, ale również inni przedstawiciele Stowarzyszenia zdawali się traktować obecność widziadła jak powietrze, co tylko bardziej frapowało nieznającą zasad rytuału Colette. Po co kalać imię swojej familii przywołując taką abominację, a potem jawnie ją ignorować? I jak potem pozbyć się owego upierdliwego krewnego, co chodzi za nieszczęśnikiem i obraża go swoimi słowami – przeczekać to jak wybitnie uciążliwy katar, czy wycisnąć jak nieestetycznego wrzoda? Nie wiedząc, co ma ze sobą uczynić, Upiorna uznała, że w zjawowych sprawach nie będzie wychylać się ponad szereg; mogła przecież bardziej zaszkodzić niż pomóc.

Ale osobliwy język Baltazara i ostrość dobieranych słów miały w sobie ten jakże zaskakujący czar, który wydarł z kobiety krótkie, ciche parsknięcie.

Głowa Colette obróciła się wolno wiedziona dłonią arcyksięcia, a panna Lucan posłała mu pytające spojrzenie liliowych oczu, gdy palce spoczywające na jej podbródku uniosły ją nieznacznie w górę, nakazując kobiecie odszukać wzrok Agasharra. Więź ta trwała jednak krótko – czując na swym policzku drobną pieszczotę, opuściła lekko powieki i odchyliła nieznacznie głowę, odruchowo próbując przedłużyć ten subtelny kontakt.

- W to nie wątpię, jest bardzo… charakterną personą. – odparła półszeptem otworzywszy oczy i spoglądając za mężczyzną w kierunku przechadzającej się w pobliżu zjawy. Zastanawiała się, czy pokaźne piwne brzuszysko nie przeszkadza mu w otrzymaniu równowagi przy balansowaniu na groteskowo cienkich nogach. – Powiedziałabym, że zagrożenie z rąk Marionetkarzy jest przy nim niczym, ale z pewnością by mu to schlebiało w sposób wybitnie niesmaczny.
Lecz zachowanie niecnego wuja Baltazara nie sięgnęło nawet zenitu – ku rosnącemu z sekundy na sekundę zgorszeniu Colette. Czy w rzeczy samej można być molestowanym przez zjawę? W gruncie rzeczy niczym nie różniło się to od sytuacji, w której wobec kobiety nieobyczajnie zachowała się istota określająca się mianem pół-Sennej Zjawy, którego to geny zmieszały się z krwią innych ras – ani on, ani przywołaniec nie istnieli.

Kobietę w rzeczy samej coraz mniej dziwiło zachowanie Ciernistych Wiedźm i Czarnoksiężników zgromadzonych w Wieży wobec zachowania widziadła określającego się mianem wuja Baltazara. Wchodzenie z nim w polemikę niczym nie różniłoby się od kłócenia z zaklętym zwierciadłem powtarzającym wyuczone obelżywe słowa. Jednak zwierciadło z samej natury odbijać miało również i biust, a bycie zjawą nie zakładało obelżywego i bezczelnego wtykania swojej niematerialnej twarzy w i tak zbyt duży dekolt sukienki! Colette syknęła ze złości i marszcząc nosek splotła ramiona na wysokości piersi i odsunęła się od widziadła, posyłając mu złowrogie spojrzenie, które następnie przeniosła na Agasharra – nie, żeby położyć go trupem na miejscu gromami strzelającymi z oczu, a żeby wyrazić niemą skargę na skandaliczne zachowanie „krewniaka”.  Znajdujące potwierdzenie w rzeczywistości czy nie, bycie określonym nową zabaweczką zawsze zbija z pantałyku.
- Lordzie Protektorze, twój… wuj Baltazar jak na prawdziwego szlachcica z dziada pradziada przystało rwie się do bitki. Puśćmy go zatem na most, by pokazał Marionetkarzom, gdzie ich miejsce. Myślę, że gdy usłyszą pierwsze jego słowa, od razu skapitulują i złożą broń w obawie przed tym, co może wypełznąć jeszcze z trzewi tego gada. – w gruncie rzeczy był to bardziej żart, niż wyraz jej prawdziwego oburzenia, co podkreśliła przez wąski uśmieszek posłany w kierunku wielkiego bohatera i wybawcy Lorda Skoczysława.

Naturalną koleją rzeczy zbliżyła się do arcyksięcia licząc, że na te tereny wuj Baltazar nie odważy się zapuścić, czyniąc przy okazji z ciała albinosa kolejne zasieki antybaltazarowe. Na kolejne słowa Rosarium uniosła głowę z nieprzekonaną miną, po czym spojrzała przez ramię na zjawę.
- Jak na kogoś, kto nie istnieje, ma zadziwiająco wysublimowane poczucie humoru i dużo mówi.  – odwróciła twarz w stronę Agasharra zniżając głos do poufnego szeptu.
Słowa Colette niespodziewanie zostały potwierdzone przez słowotok (i nie tylko!) padający z ust zjawy. W rzeczy samej twór, jakim był ów „upierdliwy krewniak” to zjawisko niezwykle tajemnicze, enigmatyczne i tak dalej. Z pewnością doskonale realizował cechy swojego archetypu.
- I to w Różanej Wieży. – dopowiedziała do historii kobiety i uśmiechnęła się do niej delikatnie. Nie mogła odmówić pewnemu uroku jej opowieści – prawdziwa czy nie, bycie agmową mamą brzmiało słodko.


Ostatnio zmieniony przez Colette dnia Czw 13 Lip - 10:41, w całości zmieniany 2 razy

Powrót do góry Go down





Tyk
Gif :
Punkt Obserwacyjny SCR D93840e52cb57748d5a24bdfa761040295dab6ee
Godność :
Lord Protektor, Arcyksiążę Agasharr I Rosarium
Wiek :
30 lat
Rasa :
Upiorny Arystokrata
Wzrost / Waga :
178/75
Pod ręką :
Alphard (Rubeol), Forets (Tenebrae), Divard, zabawki
Zawód :
Lord Protektor Krainy Luster
Specjalne :
Główny Administrator
https://spectrofobia.forumpolish.com/t233-agasharr-rosarium#284 https://spectrofobia.forumpolish.com/t914-archiwa-arcyksiazece https://spectrofobia.forumpolish.com/t497-kancelaria-arcyksiazeca https://spectrofobia.forumpolish.com/t1121-tyk
TykArcyksiążę
Arcyksiążę


Punkt Obserwacyjny SCR

Wątek Tyk, Colette


Informacje napływały do Wieży Zegarowej z każdej strony zarówno od zwiadowców Stowarzyszenia rozproszonych w Mieście, Agmy przemierzające rozproszoną linię frontu na południe od rzeki Ailir, czy to co Lord Protektor i jego towarzysze mogli sami zaobserwować - wymianę magicznych ataków pomiędzy Fyortersolami a Zorą.

Zgromadzeni na rynku medycy Stowarzyszenia, którzy nie mieli sobie równych, donieśli o kupieckiej karawanie złożonej z trzech wozów, która zatrzymana została na skraju rynku. Drobni kupcy lekceważyli toczącą się nieopodal bitwę i chcieli rozłożyć swoje stragany, by oferować lokalnym mieszkańcom towary. Przybyli tu pomimo tego, że uprzedzono ich, że nie zostaną wpuszczeni i pomimo zapewnień o wypłaceniu stosownej rekompensaty.


Spokój z Koszmarami był bardzo zwodniczy. Jak się okazało dwoje Różanych Tropicieli trafiło na Koszmar. Walczyli z nim, lecz istota z Krainy Snów uciekła - dokładniej zapadła się pod ziemię. Oznaczało to, że w okolicach terenu bitwy znajduje się paskudztwo, które jest równym zagrożeniem dla Zory jak i Fyortersoli.


Potwierdzono także, że zbłąkany pocisk uderzył w budynek mieszkalny na alei Bazyliowej - lecąca kula błękitnego ognia była dobrze widoczna z Wieży Zegarowej. Choć nikt przy zdrowych zmysłach nie zaatakowałby niewinnych cywili, to skutki tego przypadkowego ataku powinny zostać przez kogoś usunięte.

Kolejka: Dowolna




Wątek Thorn, Gawain, Themis, Vyron


Czwórka Różanych Strażników zebrała się w jednym miejscu, mając zaledwie kilkadziesiąt metrów do okolic Wieży Zegarowej, gdzie zgromadzone były siły Stowarzyszenia Czarnej Róży.


Mogli jeszcze chwilę toczyć rozmowę, wymieniając się swoimi spostrzeżeniami, czy po prostu zmierzać do celu w milczeniu. Gdy jednak znaleźli się bliżej starego rynku zobaczyli, że przejście jest zablokowane przez trzy kupieckie wozy. Pierwszy z nich od strony Różanych Strażników był wypełniony po brzegi drogocennymi futrami. Na drugim pod szarą płachtą widać było butelki taniego alkoholu - najpewniej cieszącego się duża popularnością wśród biednejszych mieszkańców Miasta Lalek. Pierwszy wóz był najbardziej kontrowersyjny - wypełniony pośledniej jakości bronią białą.


Różani Strażnicy musieli przejść przez blokujących drogę kupców, lecz dodatkową motywacją były rozkazy przekazane im telepatycznie z Wieży Zegarowej. Wszyscy otrzymali ten sam komunikat:
- Zajmij się kupcami blokującymi wschodnie wejście na rynek. Przypomnij im o rekompensacie, czy konsekwencjach występowania przeciwko Czarnej Róży. Jeżeli to będzie konieczne masz zgodę na usunięcie ich siłą, lecz nie sięgaj po nią jeśli będzie inna możliwość.


Blokujących drogę kupców było czworo. Dwóch sprzedawało broń i przyjechało jednym wozem, lecz każdy z nich był niezależny. Jeden oferował miecze wykonane przez jakiegoś niezbyt uzdolnionego lokalnego kowala, drugi widły, topory, sierpy i inne prowizoryczne uzbrojenie. Pierwszy ze sprzedawców uzbrojenia był wyjątkowo butny i powoływał się na konieczność uzbrojenia mieszkańców Miasta Lalek, by ci mogli się bronić. Nie miał zamiaru ustępować i jawnie zakpi z rekompensaty jeżeli jej temat zostanie poruszony spluwając na ziemię. Drugi sprzedawca uzbrojenia będzie bardziej ugodowy i będzie próbował apelować do litości, mówiąc, że mieszkańcy są bezbronni a on chce im tylko zaoferować odrobinę bezpieczeństwa. Nie będzie chciał rekompensaty, lecz odejdzie jeżeli zapewni się go, że to Stowarzyszenie występuje jako obrońca niewinnych bądź też jeżeli zostanie zastraszony.


Kolejny kupiec sprzedawał alkohol i przybył na rynek wyłącznie wiedziony zyskiem. Na dźwięk rekompensaty zażąda zakupienia od niego całego przywiezionego alkoholu, lecz gdyby został zastraszony to pierzchnie zapominając o towarze. Ostatni - sprzedawca futer - będzie próbował przekonywać o tym, że przybył tu na rozkaz Stowarzyszenia Czarnej Róży. Jeżeli Różany Strażnik zasięgnie informacji od dowództwa to dowie się, że nie jest to prawdą. Gdy przekazuje się te informacje kupcowi ten powie, że to na pewno jakaś pomyłka i pośpiesznie będzie się chciał oddalić.


Rasa, wygląd i inne szczegóły dotyczące kupców pozostawiam do wymyślenia graczom. Każdy z piszących wybiera sobie jednego kupca, którym będzie się chciał zająć. Pisząc o kupcach należy kierować się wskazówkami zawartymi w poście Mistrza Gry. W razie wątpliwości możecie kontaktować się telepatycznie z Wieżą Zegarową.

Gracz pisząc posta może sam wybrać kupca, którym się zajmie, ale proszę także zadeklarować się na discordzie na kanale Bitwy o Most Korzenny, kto chciałby wziąć którego kupca.

Kolejka: Dowolna

Kolejny post Mistrza Gry pojawi się w okolicach 17-18 września.
Gracze mogą w tym czasie wymienić między sobą 1 post na gracza.


Powrót do góry Go down





Tyk
Gif :
Punkt Obserwacyjny SCR D93840e52cb57748d5a24bdfa761040295dab6ee
Godność :
Lord Protektor, Arcyksiążę Agasharr I Rosarium
Wiek :
30 lat
Rasa :
Upiorny Arystokrata
Wzrost / Waga :
178/75
Pod ręką :
Alphard (Rubeol), Forets (Tenebrae), Divard, zabawki
Zawód :
Lord Protektor Krainy Luster
Specjalne :
Główny Administrator
https://spectrofobia.forumpolish.com/t233-agasharr-rosarium#284 https://spectrofobia.forumpolish.com/t914-archiwa-arcyksiazece https://spectrofobia.forumpolish.com/t497-kancelaria-arcyksiazeca https://spectrofobia.forumpolish.com/t1121-tyk
TykArcyksiążę
Arcyksiążę
Re: Punkt Obserwacyjny SCR
Pon 12 Wrz - 23:38
- Nowa ma u mnie plusa. - Rzuciła mimochodem Ciernista Wiedźma, która chwilę wcześniej podzieliła się ze wszystkimi swoją historią z rzucenia rytuału upierdliwego krewniaka i nazwała sama siebie Agmową mamą. Tuż po tym wróciła do swoich obowiązków nie wyjaśniając nikomu co jest powodem wyrażonej przez nią afirmacji dla słów, czy też działań wyspiarki.

- Czy są tak duże jak informacje posiadane przez Stowarzyszenie? - Rosarium powtórzył pod nosem słowa Colette przyglądając się maszerującym szeroką Aleją Cynamonową żołnierzom Zory. Oddział Krakenobójców i Cieni Tenebres byłoby łatwo policzyć. Wystarczyłoby oszacować przestrzeń jaką zajmują, by wiedzieć ilu ludzi Vincent wysłał, by szturmować Richardówkę. To jednak nie pozwalało na odpowiedzenie na pytanie ile mieczy może wystawić każda ze stron starcia. Nie pozwalało to nawet na podanie szczegółowych sił Milicji zgromadzonych wokół Mostu Korzennego. Co prawda wywiad Stowarzyszenia Czarnej Róży stał na naprawdę wysokim poziomie, lecz nawet Czarna Róża nie mogła podać konkretnych liczb. Część oddziałów mogło wdać się w przypadkowe potyczki, a inne mające tylko zabezpieczać flanki mogły w wyniku okoliczności włączyć się do walki. Prawdopodobnie nawet Vincent Zora i Eleonora Fyortersole nie byliby w stanie podać dokładnej liczby żołnierzy, których mogą posłać na front.
- Najprawdopodobniej tak. Stowarzyszenie ma najpewniej dane bliższe prawdziwe niż ktokolwiek inny. W tego typu sprawach nigdy się jednak nie ma pewności.

Należy sobie zadać pytanie, czy zniewaga rzucona przez coś, co nawet nie istnieje, może kogokolwiek urazić? Kim trzeba być, by przejmować się nienawiścią płynącą od czegoś jeszcze mniej niż rzecz. Wszak nikt nie wścieka się, gdy automat w wesołym miasteczku mający rzekomo mierzyć siłę nazywa wszystkich wokół słabeuszami, a zatem dlaczego ktokolwiek miałby zważać na słowa czegoś, co jest jedynie czystą magią przybierającą kształt mogący przywodzić na myśl krewniaka rzucającego ten czar. Oczywiście iluzją jaką tworzyła magia rytuału była na tyle dopracowana, że mogła u początkującego Tkacza Magii wywołać złudzenie prawdziwej osoby. To jednak było tylko złudzenie, a zebrani w Wieży Zegarowej członkowie Stowarzyszenia dobrze znali istotę rytuału. W przeciwieństwie do samego wuja Baltazara.

- Tylko tchórze pytają ilu ich jest! Ja, potężny wuj Baltazar spytałbym raczej dlaczego wy, zgrajo błaznów, się nie bijecie! - Ogłosiła gniewnie Zjawa stając obok Lorda Protektora i próbując machać mu przed oczami półprzeźroczystą ręką. - Słuchajcie dziewczyny - Baltazar zaczął słysząc jak Colette mówiła o tym, że powiedziałaby, że przy nim niczym są Marionetkarze, lecz plunął słysząc jej dalsze słowa. - Jestem straszniejszy niż tamte śmieszne żołnierzyki. Wy myślicie, że to jest bitwa? Za moich czasów to były bitwy. Wojska wypełniały wszystko po horyzont, a straty liczono w milionach! Marsz małego oddziału za moich czasów byłby w stanie zrównać całe to śmieszne miasto z ziemią! Co wy wiecie o wojnie. - Zakręcił na palcu swoim długim wąsem. - Ale czego się spodziewać jak teraz na front śle się same panienki. - Dodał jeszcze spojrzawszy na zgromadzone w Wieży Stowarzyszenie Czarnej Róży. Jego komentarz, jak zresztą większość wypowiedzianych słów, nie miał żadnego sensu. Choć Wiedźm było naprawdę dużo, to Czarnoksiężnicy im w niczym nie ustępowali. Choć może wiedziony jakimś dziwnym archetypem męskiej wojny Baltazar pragnąłby prawdziwie męskiego sztabu Stowarzyszenia. Pytanie tylko, czy wtedy, idąc w ślady starożytnych Greków, pragnąłby także wyłącznie męskich orgii?

W tym samym czasie, w którym Lunatyk zajmujący się przekazywaniem informacji zabrał głos, rozbrzmiały pierwsze dźwięki ofensywnych zaklęć rzucanych na północy Mostu Korzennego.
- Kilku niezadowolonych kupców pomimo toczącej się bitwy pragnie sprzedawać swoje towary na zajętym przez nas placu. - Wybrzmiał dźwięk dzierżyciela Wietrznego Pierścienia Czarnej Róży w czasie, gdy Lord Protektor spoglądał na barwne światła i dym ogarniający początek Alei Korzennej w miejscu, gdzie zbiegała się z Aleją Cynamonową i Bazyliową.

- Ciemiężyciele drobnych przedsiębiorców bez grama honoru! - Głos Baltazara zniknął jednak zagłuszony przez Ciernistego Czarnoksiężnika, który pochylił się w stronę, gdzie stał Arcyksiążę i powiedział głośno:
- Proponuję pogrzebać ich żywcem. Osobiście dopilnowałem, żeby wszyscy  wystawiający tu towary kupcy zostali poinformowani i otrzymali słuszną rekompensatę. Jeżeli przyszli tu pomimo tej wiedzy, to nie zasługują na litość.
Agasharr oderwał wzrok od spektaklu świateł i obrócił się, opierając tyłem o metalową barierkę. Słuchał dwóch głosów, które równocześnie rozbrzmiały w Wieży Zegarowej o konkurowały ze sobą. Pierwszy z nich należał do zjawy nazywanej Wujem Baltazarem:
- Pluję na waszą rekompensatę! Precz z tyranią, niech żyje wolny lud Miasta Lalek i jego serce - drobni kupcy. - Niczym prawdziwy rewolucjonista chwycił za swoją koszulę, rozrywając ją na dwie części i ukazując klatkę piersiową widziadła.
- Czworo Różanych Strażników wraca właśnie z zajmowanych pozycji. Po wykonaniu zwiadu przenieśliśmy ich do odwodu, powinni być niedaleko rynku. Proponuję nakazać rozwiązać im problem z kupcami. Najlepiej bez rozlewu krwi i użycia siły. - Brzmiał głos należący do jednej z Ciernistych Wiedźm, dotąd stojącej przy stole, na którym leżał rozłożony plan Miasta Lalek.

Lord Protektor zastanawiał się nad przyczyną, dla której kupcy pojawili się na placu zajętym przez Stowarzyszenie Czarnej Róży. Czy byli wiedzeni własną krótkowzrocznością - wiarą w to, że mają swój własny rozum i wiedzą lepiej? Czy rozwiązanie było tak banalne? Agasharr nie wątpił, że wielu ludzi w swej ignorancji było przekonane, że będą mądrzejsi od innych - zyskają dodatkowy zarobek a ich towary będą chronione przez Czarną Różę. Nie było jednak żadnego powodu, by karmić ich wybujałe ambicje. Istniała jednak także inna możliwość. Pojawienie się kupców na placu mogło być próbą nieznacznego, lecz nie pozostającego bez znaczenia, ciosu wymierzonego w Czarną Różę. Gdyby kupcy utrudnili działania Różanych Strażników, czy co gorsze zaczęli sprzedawać swoje towary pomimo Czarnej Róży, to rozeszłoby się to po Krainie jako symbol słabości organizacji mającej być żelazną ręką Arcyksięcia.
- Bez wątpienia nie można pozwolić, by kupcy narzucali Róży swoje warunki. - Przemówił w końcu spokojnym głosem, a tuż po jego słowach rozbrzmiał rubaszny głos Baltazara: - Besfątpjenia nie można tkwić tu jak grzyb czekający na zebranie. bla blabla.
Nim Agasharr kontynuował kątem oka spojrzał na Zjawę, która teraz kręciła się nieopodal Colette, jakby uznała, że ta będzie najłatwiejszym celem. Lord Protektor kontynuował, wiedząc, że poświęcanie uwagi Baltazarowi to zły pomysł w trakcie trwającej bitwy.
- Niech Różani Strażnicy zajmą się tymi kupcami. Najpierw niech przypomną im o obiecanej rekompensacie. Jeżeli to nie wystarczy kupcy powinni zrozumieć, że przychodząc tu występują przeciwko Czarnej Róży. Jeżeli nie odejdą niech usuną ich siłą, nawet jeżeli będzie trzeba - jak to ładnie ujęto - pogrzebać ich żywcem.
Rozkazy Lorda Protektora zostały niezwłocznie przekazane przez Lunatyka Gawainowi, Themisowi, Thornowi i Vyronowi, a sam Rosarium ponownie spojrzał na pole bitwy. Północ mostu była już całkowicie pokryta mgłą - pomimo znakomitej pozycji Punktu Obserwacyjnego Czarna Róża nie widziała zbyt wiele.

Po Krainie Luster, Szkarłatnej Otchłani a nawet po Świecie Ludzi biegało mnóstwo oszustów, którzy podawali się za przedstawicieli więcej niż jednej tylko rasy. Senne Zjawy będące jednocześnie Cieniami, czy Upiorni doszukujący się diabelskiego pochodzenia swych rogów i mylący Koszmary z piekielnymi pomiotami, czy w końcu Lunatycy przekonani o tym, że pradziadek Dachowiec powoduje u nich typowo kocie zachowania jak zrzucanie wszystkich rzeczy z półek. Niewiele było w tym prawdy, wszak niezależnie od tego jakiej rasy byli przodkowie, można mieć tylko jedną rasę. Dla przykładu nawet gdyby wspomniany Lunatyk miał matkę Dachowca, to byłby on wyłącznie Lunatykiem. Niektórzy jednak zrobiliby wszystko dla namiastki oryginalności, której nie potrafili uzyskać własną osobowością. Wuj Baltazar nie był zresztą od nich wcale tak różny. Potrzebował uwagi, tego by ktoś reagował na jego zachowanie. Magiczne widmo stworzone wyłącznie po to, by irytować, potrzebowało cudzej uwagi. Nie potrafiło statuować swojej osoby inaczej, niż wyłącznie przez pryzmat innych. To właśnie świadczy o tym, że nie był to twór inteligentny, a jedynie magiczne widmo stworzone w konkretnym celu.

Lord Protektor spojrzał na Colette, która zaproponowała, by wysłać wuja Baltazara w bój. Wiedział, że kobieta nie działa pod wpływem błędu, lecz jedynie prowokuje zjawę. Toteż uśmiechnął się do niej łagodnie i przymknąwszy lekko oczy zaczął wyobrażać sobie idącego w bój rzekomego krewniaka. Najpewniej Fyortersole i Milicjanci opuściliby pole bitwy tylko dlatego, by nie musieć go dłużej słuchać a przecież nie będąc odpowiedzialnymi za rytuał nie byliby w stanie się go pozbyć. Na twarzy Arcyksięcia pojawił się łagodny uśmiech szczerego rozbawienia.
- Myślę, że ktoś tak dzielny jak mój szanowny wuj na pewno z rozkoszą rzuciłby się w wir walki, skoro tak mu do niej spiesznie. - Mówiąc te słowa Arcyksiążę przyglądał się obłokowi otaczającemu Akademię Sztuk Pięknych. nie spostrzegł więc tego, że wuj Baltazar właśnie uważnie przyglądał się miejscu, w którym za materiałem sukni znajdowały się pośladki Colette. Na dźwięk słów Rosarium Baltazar podskoczył nagle.
- Tchórz! To oczywiste, że wygrałbym tę śmieszną bitewkę w sekundę, lecz nie ruszę palcem. Nie będę dla takich plugawych ogrzych synów i ślimaczych cór ruszał w bój, by rozwiązywać problemy panikujących dzieciątek.

Gdy Baltazar wygłaszał swoją mowę motywacyjną mającą zmusić Stowarzyszenie do wzięcia udziału w nieswojej bitwie Rosarium pochylił się nad Colette i powiedział jej na ucho.
- Szczerze mówiąc spodziewałem się raczej surowego starego Demonicznego Księcia, który będzie ubolewał nad upadkiem starych zasad i nieprzestrzeganiu etykiety. - Była to uwaga szczera, choć nie mająca większego znaczenia. W istocie Rosarium planując rzucić rytuał myślał, że Widmo będzie purytańskim despotą, który nie tylko skrytykuje zbytnią swobodę panującą w Wieży Zegarowej, lecz nawet powie, że nie przystoi przywdziewać maski poza balami maskowymi a bitwa nie jest balem i powinni byli ją traktować poważnie. Gdy jednak Lord Protektor podzielił się swoimi przemyśleniami z Arystokratką wuj Baltazar nie próżnował.

- Dobra krewniak. Jak nie chcesz mi dać tej młodziutkiej, to chociaż pozwól się zająć tą starą od agmów, czy innych papug. - Powiedział wyraźnie zirytowany tym, że jest ignorowany i przechadzając się po całej długości kładki.

Rosarium, który wyprostował się, by spojrzeć w stronę walczących, ujrzał kulę szkarłatnego ognia, która rozpłynęła się w powietrzu przed tarczą zegara. Obrócił się gwałtowanie w stronę Ciernistych Wiedźm i Czarnoksiężników - skąd jak spodziewał się ujrzeć źródło płomienia. Obracając się kątem oka zauważył przerażone oczy Baltazara.
- Ups. - Powiedziała Wiedźma znana jako "Agmowa mama", po czym ukłoniła się nisko, możliwe, że nieco zbyt teatralnie i dodała: - Wasza Wysokość, proszę o wybaczenie, wymsknęło mi się.
Nie tylko Lord Protektor, lecz także kilka okolicznych osób zaśmiało się na widok tego przedstawienia, lecz tylko jeden z Ciernistych Czarnoksiężników skomentował niewiarygodne usprawiedliwienie Wiedźmy.
- Przecież wiesz dobrze, że go nie zranisz.
Matka Agm jednak wyłącznie zachichotała wracając do swoich obowiązków i dodał nieco ciszej, lecz nie na tyle by jej słowa nie trafiły do uszu wszystkich zgromadzonych w Wieży Zegarowej.
- Wiem, lecz było warto. Widzieliście jego minę?
- Zgodzę się z Tobą. - Odparł Lord Protektor z rękoma opartymi na metalowych barierkach ograniczający kładkę, na której monarcha stał. Natomiast wuj Baltazar rozpaczał nad brakiem szacunku dla starszych i złym wychowaniem parszywej młodzieży. Czyżby w ten sposób Rosarium uzyskał to czego się spodziewał?

Niestety luźny nastrój jaki zapanował w Wieży Zegarowej musiał na chwilę zostać odłożony na bok, gdyż pojawiły się wieści gorsze od bratobójczej rzezi Marionetkarzy. Lunatyk poinformował o odnalezieniu Koszmarów w Mieście Lalek - nieopodal pola bitwy. Co gorsze Koszmar ten nie został wygnany, lecz zbiegł przed Różanymi Tropicielami. Koszmary były nieprzewidywalne i dlatego nie można było pozwolić by istota prosto z czeluści Krainy Snów żerowała na ciałach walczących Marionetkarzy.
- Mamy aktualnie dwa problemy. - Rozpoczął Lord Protektor, po czym jak wyjątkowo nieudolne echo wuj Baltazar powiedział: - Macie słabiaki dwa problemy, które bym rozwiązał mrugnięciem. Jesteście kołki, a do tego impotenci. - Słowa Zjawy przeszły jednak bez większego echa, a Rosarium kontynuował.
- Jeden z budynków cywili został trafiony ofensywnym zaklęciem i w przeciwieństwie do bronionej przez potężną magię Richardówki zapłonął. Jako obrońcy mieszkańców Miasta Lalek powinniśmy interweniować, czy mamy kogoś na Alei Bazyliowej, kogo moglibyśmy oddelegować do tego zadania?
Pytanie to było skierowane do wszystkich zgromadzonych członków Stowarzyszenia - tak samo do Colette, jak i do Ciernistych Czarnoksiężników oraz Wiedźmy, a nawet członków innych wydziałów obecnych w Wieży Zegarowej w mniejszej liczbie. Jedynie nie do wuja Baltazara, który wciąż bardzo próbował zwrócić na siebie uwagę.
- Może w tym budynku będzie jakaś niewiasta, która odda się za uratowanie życie. Czyżbyś zaczynał myśleć, czy dalej jesteś głupi? - Mówiąc te słowa stanął dumnie z piersią wypiętą do przodu, jakby oczekując na oklaski, lecz jego słowa nie uzyskały posłuchu.

Tymczasem stojąca nad mapami Różana Wiedźma potarła maskę w miejscu, gdzie powinien być jej podbródek i zabrała głos:
- Wszyscy zwiadowcy wykonują swoje zadania i trudno będzie ich wycofać. Miałam proponować skierować tam Różanych Strażników, którzy zajmują się kupcami, ale widzę, że nieopodal tego budynku jest dwoje członków Stowarzyszenia. - Stojący obok niej mężczyzna o fioletowych włosach i zbroi, która w Świecie Ludzi zostałaby nazwana "elficką" ze względu na jej lekkość i kunsztowne wykonanie dodał: - Jednak ta dwójka jest tu prywatnie. Nie mają żadnego w związku z naszą operacją.

Dla zwierzchnika Czarnej Róży było oczywiste, że wysłanie tam Violet i Artemis było lepszym rozwiązaniem niż skierowanie w to miejsce dodatkowych ludzi. Szczególnie, że wbrew plotkom mężczyzna w istocie chciał wypełniać swoją misję Lorda Protektora - wiedza o tym, że ratunek przyjdzie od Czarnej Róży nie była konieczna.
- Okoliczności zmuszają mnie do zmiany tego stanu rzeczy. - Odpowiedział mając na myśli włączenie dwóch członkiń Czarnej Róży do operacji, jaką Stowarzyszenie wykonuje na terenie Miasta Lalek w związku z toczącą się między gangami Marionetkarzy bitwa.
- Przekażcie im, że mają nieść pomoc mieszkańcom płonącego budynku, lecz mają nie ujawniać swojej przynależności do Czarnej Róży.
Polecenie Arcyksięcia zostało natychmiast przekazane przez Wietrzny Pierścień Czarnej Róży. Szkarłatne spojrzenie wypatrywało postaci, które mogłyby odebrać ten komunikat, lecz nie były ich w stanie dostrzec wśród tłumu krzątającego się na Alei Bazyliowej.

Pozostał jednak także drugi z problemów - o wiele bardziej palący i wynikający z wieści o Koszmarach. Gdyby zbiegła nawet potężna magiczna bestia - nie było to tak istotnym zagrożeniem. Choć mogła dysponować siłą potężniejszą niż Koszmar, który zbiegł - wszak gdyby był naprawdę potężny nie ustąpiłby pola Tropicielom Rosarium, to bestie bywały przewidywalne. Jako dzieci rzeczywistości zarówno istoty rozumne, jak i magiczne bestie, czy inni mieszkańcy Trzech Światów charakteryzowali się pewną dawką przewidywalności. Obserwując ich można było odnaleźć wzorce i przygotować odpowiednie schematy działań. Koszmary nie były jednak tworem rzeczywistości, lecz snu. Sen był czymś podlegającym nieustannej zmianie. Elementy na pozór niepasujące do siebie łączyły się we śnie jakby od zawsze były dla siebie stworzone. Nie liczyła się logika, przewidywalność, czy jakakolwiek stałość. Koszmar niczym wirus potrafił stale ewoluować, bądź też wbrew oczekiwaniom pozostać niezmienny. Wszelkie rozumowanie oparte na logice i racjonalizmie okazywały się być zawodne w starciu z Koszmarami.
- Nie bez powodu Koszmary leżą w kręgu zainteresowań Czarnej Róży. Nie tylko są źródłem mocy, lecz także przekleństwem. Nawet stosunkowo slaby byt z otchłani snu może wprowadzić chaos w tak burzliwym czasie.
Agasharr miał gotowe rozkazy - wytropić Koszmar i dopilnować, by nie wdarł się wśród walczących - bez znaczenia czy zostanie wygnany, czy pojmany przez Różanych Tropicieli. To było jednak oczywiste i bez wątpienia zaangażowani w walkę z tym Koszmarem członkowie Bractwa działający pod Róża już podążyli za tropem sennej poczwary. O wiele istotniejsze było odpowiedzenie na pytanie jak duże może być zagrożenie i czy o Koszmarze trzeba powiadomić walczące strony.
W Wieży Zegarowej byli nie tylko najważniejsi z arcyksiążęcych Tropicieli, lecz także Różana Czarownica - Colette, której rodzina przewodziła inkwizycji służącej Koszmarowi - Lun'narthowi. Możliwe, że ktoś z nich będzie miał coś do powiedzenia.
- Chciałbym zatem usłyszeć od was wszystko, co jest niezbędne, by prawidłowo ocenić problem zbiegłego Koszmaru.
Nie mógł dowodzić, jeżeli nie miał kompletu informacji. Cała struktura Stowarzyszenia - poświęcenie dwóch z trzech regularnych wydziałów na zdobywanie informacji, wskazywało na świadomość Agasharra jak ważne jest posiadanie wiedzy. Toteż zamiast wydawać polecenia, wolał zgłębić problem.

Wuj Baltazar prezentował stanowczo odmienne podejście, czym dał wyraz w absurdalnym akcie desperacji wspierając swoją nogę na metalowej barierce tuż obok Colette.
- Koszmar szmoszmar! Kogo obchodzą te brednie! Jak wy, krnąbrne hultaje, traktujecie poczciwego Baltazara! Przyznajcie, że to wszystko przez moje rogi! - Sięgnął po swą widmową szablę i przystawił jej koniec do swej głowy, zupełnie jakby chciał odciąć sobie jeden z rogów świadczących o imitowaniu przez rytuał przynależności do Upiornej Arystokracji.
- To wszystko przez te przeklęte rogi! Gdyby nie one byście mnie traktowali inaczej! Wy kurtyzanie szczenięta! Zero szacunku dla biednego Baltazara, zero wdzięczności ze strony kochanków jeży i kochanek dzięciołów. Obetnę sobie te rogi! Mówię wam! - Każde jego słowa były coraz bardziej dramatyczne, jakby desperacko pragnął zwrócić na siebie uwagę.

Jeżeli widmo ujrzało, że Colette choćby zerknęła w jego stronę, jego zachowanie uległo diametralnej zmianie. Cofnął ostrze od rogu i oparł na ramię uśmiechając się perwersyjnie i kręcąc palcem długiego, wręcz karykaturalnego wąsa.
- Panienka droga chciałaby się lepiej zapoznać z Baltazarowymi wąsami, które nie  jednej damie już rozkosz przynosiły?
Gdyby Baltazar był prawdziwą istotą, to bez wątpienia nie budziłby sympatii. Jego chęć zwracania na siebie uwagi oraz odrażający sposób bycia zniechęciłby nawet najbardziej przyjazne osoby. Na szczęście to było jedynie widmo, którego celem było to, by irytować. Może nawet Rosarium poświęciłby mu więcej uwagi, gdyby nie waga rozważanych właśnie kwestii.

Powrót do góry Go down





Vyron
Gif :
Punkt Obserwacyjny SCR 5PUjt0u
Godność :
Vyron Laraziron
Wiek :
Wygląda na 30 lat
Rasa :
Upiorny Arystokrata
Wzrost / Waga :
182 cm / 76 kg
Pod ręką :
Sakiewka z pieniędzmi, sakiewka z kryształowym pyłem, oprawiony klejnot "Tchnienie Muzy", pałasz, rewolwer czarnoprochowy typu Le Mat, sztylet w cholewie buta.
Broń :
Pałasz, rewolwer typu Le Mat, sztylet w bucie
Zawód :
Dręczyciel ludu pracującego i pasożyt społeczny
Specjalne :
Mistrz Gry
https://spectrofobia.forumpolish.com/t141-vyron-laraziron https://spectrofobia.forumpolish.com/t1124-vyron
VyronDemoniczny Książę
Demoniczny Książę
Re: Punkt Obserwacyjny SCR
Pią 16 Wrz - 18:31
Zielone oczy uważnie obserwowały otoczenie spod maski szczelnie przylegając do twarzy. Viridian zachodził w głowę, po co właściwie zebrali się w tym miejscu, oraz co takiego planował zrobić Rosarium  narastającym w mieście niepokojem, gdy do jego umysłu napłynęło polecenie rozgonienia kupców.
Szybko przeniósł spojrzenie na kwartet miłośników pieniędzy i wymian wszelakich, po czym spokojnym, dość wolnym krokiem, ruszył w stronę tego, jak mu się wydawało, najbardziej otyłego, który co dziwne sprzedawał broń a nie futra.
Gdy tylko znalazł się w pobliżu, pozwolił sobie na lepszą obserwację celu, który sam sobie wybrał. Kupiec handlujący bronią, otyły (Viridian wstępnie oceniał jego wagę na około 25 kamieni), brodaty jegomość w karakułowym kołpaku na głowie i w obszernej szubie na grzbiecie, opierał się niedbale o koło wozu. W dłoni trzymał prostą, drewnianą laskę, która służyła mu bardziej do wskazywania towarów i wymachiwania nią w poszukiwaniu atencji tłumu niż do podpierania masywnego cielska. Wkoło niego unosiła się nieznośna woń potu pomieszana z subtelną nutą cebulowego odoru.  
- Zabierajcie się stąd. – powiedział chłodno Vyron, podchodząc do otyłego kupca. Woń starego potu i cebuli uderzyła go w nozdrza pomimo osłaniającej twarz maski.
- Hola, hola! Jakie „zabierajcie się stad”, do kogo on myśli, że mówi?! Mnie tu stać i kupczyć wolno! Ja w prawie jestem! Ja pozwoleństwo od samego Wielkiego Burmistrza mam! Patrzcie jak nie wierzycie! - powiedziawszy to, wyciągnął spod szuby kawałek pergaminu z pieczęciami i podpisami, a odór potu zdecydowanie przybrał na sile -  Niech patrzy uważnie co tu jest napisane! „NINIEJSZYM OZNAJMIAM, ŻE KUPIEC FORTUNAT SZMAL – PIENIĄDZOWICZ  NA RYNKACH MIEJSKICH HANDEL PROWADZIĆ MOŻE!”, widzi? To niech idzie w swoje stronę i nie zawraca minie dupy!
Kupiec uśmiechnął się z wyższością i ponownie schował papier do wewnętrznej kieszeni odzienia, a Vyron przez chwilę przyglądał się spaślakowi zastanawiając się czy wypruć mu na miejscu flaki za zniewagę, a zaliż nie wypruć. Otyły kupczyk ewidentnie wziął go za jakiegoś miejskiego draba czy innego strażnika placu i jako takiego potraktował.
- Zostaw towar i odejdź stad. Otrzymasz zań godziwą rekompensatę. – powiedział podchodząc nieco bliżej stoiska, by przyjrzeć się wystawionym towarom.
- Żarty się go trzymają?! Plwam na wasze rekompensaty! - wykrzyknął i splunął na ziemię – Ta „godziwa” rekompensata nie pokryje nawet ceny frachtu! Mieszkańców trzeba uzbroić by sami mogli się bronić w razie potrzeby! Kupuje co, czy tylko brzęczeć mi nad uchem przyszedł?!
Spaślak zaczął działać Vyronowi na nerwy, ale mimo to postanowił sprawdzić jego towar. Może  faktycznie kupiec oferował takie perełki, których wartość zdecydowanie przekraczała wysokość ewentualnej rekompensaty.
Pochylił się nad prezentowanym towarem. Nie był metalurgiem i nie znał się na tajnikach metaloznawstwa, a choć słowa takie jak „austenit” czy „martenzyt” brzmiały dla niego niczym imiona pradawnych smoków, to przez ponad pięćset lat życia trzymał w dłoni niejeden oręż i umiał rozpoznać broń źle wykonaną, albo taką, której głownię degradowała kruchość wodorowa.  
Wziął jeden z mieczy do ręki, wywinął nim kilka razy szybkiego, świszczącego młyńca, po czym uniósł broń do maski i uważnie obejrzał głownię. Cała broń była kiepsko wyważona, ale głownia to była prawdziwa tragedia. Nierównej grubości, wykrzywiona i nierówno wyprowadzona przy ostrzeniu. Zaprawdę, brakowało tylko tego, by w następstwie hartowania, owa była jeszcze pęknięta. Odłożył miecz na miejsce, a w dłoń wziął kolejny egzemplarz. Ponownie zakręcił młynka, ale i tym rzem coś mu nie pasowało. Tym razem, nim dokładnie obejrzał głownię, wykonał jeszcze kilka cięć w powietrzu, a następnie złapał dłonią za sztych, zgiął broń w łuk i puścił. Broń w ręku leżała w miarę przyzwoicie, głownia była tylko nieco zbyt ciężka i zbyt gruba przy sztychu, co przy cięciu zamachowym generowało relatywnie duży moment bezwładności, ale prawdziwy  problem tkwił w sposobie wykonania klingi, albowiem ta, po wygięciu nie wróciła do swojego pierwotnego kształtu. Brak charakterystycznych śladów po młotkowaniu i brak sprężystości wskazywał na to, że broń nie została wykuta, a zwyczajnie wycięta za pomocą prasy i wykrojnika z arkusza stalowej blachy. Wytłoczka. Jej twórca, przed obsadzeniem głowni w rękojeści i naostrzeniu jej, nie zadał sobie nawet tyle trudu, by ową zahartować.
Vyron odłożył badziewny oręż i wziął do ręki leżący nieco z boku miecz o szerokiej głowni. Ten przez chwilę zdawał się dobrze wyglądać i leżeć w dłoni, ale to było tylko pierwsze wrażenie. Przez środek zbrocza, poczynając od miejsca gdzie kończył się trzpień rękojeści a zaczynała głownia, pod jelcem aż do połowy zastawy, biegło niewielkie, podchodzące rdzą pęknięcie. Szczelina była tak wąska, że na pierwszy rzut oka, gdyby nie barwa, mogła uchodzić za głęboką rysę. Ta broń może i wyszła spod ręki przyzwoitego rzemieślnika, ale choroba wodorowa stali sprawiła, że została ona sprzedana za bezcen jako prefabrykat do produkcji gwoździ, noży albo pogrzebacz do kominka. Od niechcenia uderzył płazem ostrza w obwiązany sznurkiem gruby pęk szmat i skór. Broń pękła z głośnym brzękiem, a w ręku została mu jedynie rękojeść z kawałkiem stalowego ogryzka.
- Ejże! Co to ma być do ch....a matki wuja?! Wydaje się mu, że może mi od tak niszczyć towar?! O NIE! JA TEGO TAK NIE ZOSTAWIĘ! JA ...
- Sprzedajesz gówno. – odpowiedział beznamiętnie całkowicie ignorując krzyki kupca - Zostaw towar, zabieraj się z placu i zgłoś się później po rekompensatę, która zdecydowanie przekracza wartość tego co oferujesz.
- Ja … Jam jest Fortunat Szmal – Pieniądzowicz! SZANOWANY KUPIEC! Członek honorowy Gildii Kupieckiej, kupiec orężem wszelakim  działający z ramienia i ex subordinatione Wielkiej Kompanii Foggelów!
- I to oni każą ci handlować tym gównem? Broń którą sprzedajesz wyszła spod ręki jakiegoś partacza albo wiejskiego kowala. Te miecze nie nadają się nawet do machania, że o walce nie wspomnę.
Kupiec, ze złości, aż poczerwieniał na twarzy!
- Tylko nie gównem! Patrzajcie go jaki znawca się znalazł! To jest znakomity towar najprzedniejszego sortu! Chuja się zna na mieczach a mądrego udaje! Niech idzie w cholerę, albo zgłoszę komu trzeba, że mi interes psuje! Że na szkodę Kompanii działa! Że towar psowa! Paszoł won przybłędo!
Tym razem to Vyron nie wytrzymał. Mimo tego, że nakazywał sobie zachowanie spokoju, to bezczelny kupiec wyprowadził go z równowagi. Ignorując smród przysunął zamaskowaną twarz bliżej spaślaka.
- Jak dla mnie możesz sobie tu stać i handlować czym popadnie, ale lada chwila zrobi się naprawdę gorąco. Zobacz, tam … – wskazał głową w kierunku Alei Bazyliowej skąd unosił się dym - … Tam najpewniej już wre potyczka. Tam nikt nikomu nie daje pardonu, krew leje się wiadrami, a walające się po ziemi jelita plączą krok. Tam trwa entuzjastyczna rzeź. Możemy tu sobie tak stać i czekać, aż to wszystko się rozwinie, aż pijani krwią i żądzą mordu maruderzy i żołdacy dotrą tu, na plac. A wiesz co się wtedy stanie? Na widok okrwawionych, pijanych krwią i mordem oprawców wszyscy cywile, nawet ci co jeszcze przed chwilą kupowali od ciebie to żelastwo, jak jeden mąż, czym prędzej rzucą się do ucieczki. Bo jakoś tak już jest, że każdy jest wielkim i dzielnym wojownikiem aż do chwili, gdy rzeczywiście zachodzi taka potrzeba. A zatem nie minie pół pacierza, a ty zostaniesz tutaj sam ze swoim towarem. Jak myślisz, Fortunacie Szmal – Pieniądzowiczu, jaki los cie wówczas czeka? Czy warto jest ginąć za to co oferujesz?
- Ja...Eee … - odparł kupiec, który faktycznie popatrzył najpierw na dym, a potem na pozostałych  kupców, z którymi rozmawiali inni, podobnie odziani jegomoście. Na otyłej twarzy pojawiły się krople potu.
- Jestem tu z ramienia SCR między innymi po to, by kontrolować sytuację i chronić cywili. Bo cywil, nawet z bronią to tylko cywil i nie ma szans z wyszkolonym żołnierzem. Ty jednak ignorujesz moje polecenia i nie chcesz mnie słuchać. Krzyczysz, unosisz się i odganiasz mnie jak uprzykrzoną muchę. A zatem dobrze, niech będzie po twojemu. Niniejszym w twoje własne ręce oddaję twój los. Rob co chcesz. Jeśli chcesz, to giń za to co masz na wozie, albowiem oto przestałeś mnie obchodzić.
Powiedziawszy to odwrócił się bokiem do kupca i patrzył w stronę gdzie teraz trwała potyczka.
- Dobrze, już się zbieram, ale niech wie, że ja tego tak nie zostawię! Ja się zgłoszę po te pieniądze! Ja się powołam na naszą rozmowę!
Vyron odwrócił głowę w stronę kupca, który teraz pokazywał na niego palcem
- Jeszcze tu jesteś? – zapytał po czym odwrócił się do spaślaka plecami i wolnym krokiem ruszył w stronę miejsca w którym wcześniej stał.
Tymczasem otyły kupiec, wtórując sobie posapywaniem, dyszeniem i stękaniem jął pakować na wóz cały towar. Nie minęło pięć pacierzy jak był gotowy do ewakuacji.

Powrót do góry Go down





Thorn
Gif :
Punkt Obserwacyjny SCR 5PUjt0u
Godność :
Aeron Vaele
Wiek :
Ponad 500 lat / Wizualnie lekko ponad 30.
Rasa :
Upiorny Arystokrata
Wzrost / Waga :
182/100 (same rogi trochę ważą).
Znaki szczególne :
Opalizujące granatem, duże, zakrzywione rogi. Tęczowe oczy.
Pod ręką :
Broń, zegarek kieszonkowy, sakiewka z pieniędzmi, mały notesik i długopis.
Broń :
Rapier.
https://spectrofobia.forumpolish.com/t139-thorn https://spectrofobia.forumpolish.com/t949-ksiegi-klamstw https://spectrofobia.forumpolish.com/t1119-thorn
ThornDemoniczny Książę
Demoniczny Książę
Re: Punkt Obserwacyjny SCR
Pią 16 Wrz - 23:20
Widok trzech członków Stowarzyszenia Czarnej Róży początkowo wzbudził jego czujność lecz informacja przesłana przez Wieżę na temat ich tożsamości sprawiła, że mężczyzna mógł poczuć się bezpieczniej. Jako zamaskowany Różany Strażnik nie okazywał strachu, bo w zasadzie nie miał się czego obawiać. Dobrze wyszkolony zarówno przez Gwardię jak i samych trenerów SCR, nie wstydził się swoich umiejętności zarówno jeśli chodziło o walkę prowadzoną w polu jak i potyczki słowne. Problem w tym, że musiał naprawdę bardzo uważać, by nie zostać zdemaskowanym. Jako Książę, był znany w regionie a jego jawne poparcie którejkolwiek ze stron mogło zostać odebrane w różnoraki sposób. A że Aeron nie lubił zamykać sobie dróg czy budować zapór, starał się pozostać neutralnym. O swojej przynależności do organizacji nie chwalił się nikomu, służbie zapowiadał że wybywa załatwiać swoje sprawy.
Takich jak on było wielu, nawet ci, z którymi przyjdzie mu współpracować w czasie najbliższej służby skrywali twarze za maskami, chronili swoich tożsamości jak tylko potrafili najlepiej. Próżno było szukać jakichkolwiek znaków zdradzających pochodzenie.
Wymiana grzeczności odbyła się bez zbędnego przedłużania. Poznawszy pseudonimy, poczuł się pewniej bo chociaż były wymyślone i nie kojarzyły się z żadną żyjącą, znaną mu osobą, Aeron przychylniej spojrzał na swoich towarzyszy. Jak to mówią, nazwij strach a stanie się mniej straszny. A może na odwrót?
Ten, którego mieli zwać Somnifer, zapytał o sytuację na co odezwał się tylko Notos. Upiorny Arystokrata nie rwał się do odpowiedzi, dlatego dopiero kiedy tamten skończył, podszedł bliżej tego pierwszego i patrząc na niego zza zasłony ciemności, za którą skrywała się jego twarz, przeniósł ciężar ciała z nogi na nogę. Metalowe elementy zachrzęściły, co dla niejednego mogło być nieprzyjemnym dźwiękiem.
- Strach stanowi świetną motywację.* - powiedział ciemnym, głębokim tonem, zupełnie nie przypominającym jego własny głos - Gromadzą się, bo się boją, lecz czy mają czego? Wkrótce się to okaże.

Nie dane im było porozmawiać dłużej, bo na horyzoncie zamajaczyła im pierwsza przeszkoda. Z szeroko otwartymi oczami przyglądał się wozom i rozglądał na wszystkie strony, poszukując czegoś, co mogłoby wydać mu się podejrzane. Nie musieli związywać się przyjaźnią, by wiedzieć, że jako towarzysze broni przyjdzie im dbać o siebie nawzajem. Coś podpowiadało mu, że nie miał do czynienia z przypadkową zbieraniną a z doświadczonymi wojownikami. Tym bardziej zachowywał czujność, by nie dać się podejść w najbardziej niegodny sposób - przez zbytnią pewność siebie.
Enyo przeszedł do działania, dlatego też i on zdecydował się interweniować, obierając za cel niewysokiego, siedzącego na wozie wypełnionym narzędziami kupca. Twarz miał tak pospolitą, że gdyby przyszło mu kiedyś opisać jak tamten wyglądał, Aeron nie potrafiłby powiedzieć niczego szczególnego. Było w niej jednak coś, co sprawiało, że Upiorny poczuł się tak, jakby za chwilę miało zdarzyć się coś niedobrego. Czy to intuicja, czy zwykłe przewrażliwienie? Któż to może wiedzieć.
Kupiec, widząc zbliżającego się w jego stronę rosłego, zamaskowanego mężczyznę, zeskoczył z wozu i stanął w miejscu z założonymi rękoma, hardo łypiąc na członka SCR. Fobos, bo takim imieniem teraz posługiwał się Vaele, skłonił lekko głowę w wyrazie szacunku, lecz nie za nisko, bowiem sprawa z jaką przychodził wymagała stanowczości i obrania konkretnej postawy.
Jeszcze zanim się odezwał, kupiec skrzywił się nieładnie i wypluł wykałaczkę, którą memłał w ustach od dłuższego czasu. Wyglądało na to, że rozmowa wcale nie będzie łatwa.
- Darujcie sobie, panie, nie odstąpię. - powiedział głosem zaskakująco wysokim i poruszył nerwowo wystającym spod tuniki, długim ogonem przypominającym ogon jaszczurki. Zęby miał ostre jak igiełki a oczy miały poziome źrenice, co tylko potwierdzało, że miał w sobie mieszankę gatunkową. Czy był Cyrkowce, czy Senną Zjawą... Nie było to w tej chwili istotne.
Fobos zbliżył się jeszcze o krok i górując nad kupcem, zajrzał mu przez ramię by sprawdzić co dokładnie trzyma na wozie i czym zamierza kupczyć. To co zobaczył, chociaż wzbudzało uśmiech politowania, nadałoby się na broń improwizowaną. Wszak w ostateczności da się bronić nawet krzesłem.
- Mimo wszystko nalegam. - dudniący głos był stanowczy i nie znoszący sprzeciwu. Kupiec zawahał się i zrobił krok w tył, opuszczając ręce. Drżenie rąk zdradziło, że wcale nie jest tak pewien siebie, jakby chciał być.
Upiorny Arystokrata przechylił głowę, wpatrując się w rozmówcę jak puszczyk w ofiarę. Złote elementy zbroi błysnęły złowieszczo a metal zachrzęścił cicho. Tak, Aeron poruszał się w ten sposób celowo, bo wiedział jak dźwięk ten działa na co poniektórych.
- P-panie... Nie godzi się... - podjął już mniej pewnym głosem kupiec - Jakże to tak, zostawiać mieszkańców bez opieki...?
- Któż powiedział, że zostali bez opieki? - Fobos przerwał tamtemu wypowiedź i najwidoczniej nie musiał mówić wiele, by kupiec drżał pod tembrem jego głosu.
Im dłużej Arystokrata przyglądał się ogoniastemu, tym znajdował w jego wyglądzie więcej sygnałów, że nie ma do czynienia z tym, za kogo tamten się podaje. A to tylko na powrót wzbudziło podejrzliwość i czujność mężczyzny.
- Toć na ulicach walki... Krew się leje... Jak mamy się bronić? - nie odpuszczał tamten i zaczął się cofać pod naporem zamaskowanego - Tamten to faktycznie robi brudny pieniądz, żeruje na nieszczęściu i sprzedaje oręż za chore kwoty! - wskazał na tego, który miał miecze a przy którym stał już Enyo - Jam jest uczciwy... Ja jeno proste narzędzia. Jeśli nie nadadzą się do walki, to przynajmniej dadzą poczucie bezpieczeństwa...
- Złudne poczucie bezpieczeństwa. - ponownie przerwał mu opancerzony - Czymże jest więc to, o czym mówisz, jak nie uczynkiem niegodziwym? Gorszym nawet od zwykłej chciwości?
Kupiec chciał coś powiedzieć, ale przyparty w końcu do własnego wozu, po prostu otworzył usta i zaraz je zamknął. Zatrząsł się zamykając na chwilę oczy po czym wystąpił na przód, niemal przylegając do piersi Aerona, który nie ruszył się ani o krok.
- Błagam... Niedawno straciłam dzieci. - głos stał się łagodniejszy, bardziej melodyjny a w spojrzeniu pojawiła się rozpacz. Rysy twarzy sprzedawcy złagodniały a nałożona na twarz bardzo mizernej jakości iluzja, zafalowała pod wpływem emocji - Znalazły się w nieodpowiednim miejscu o nieodpowiednim czasie. Bez broni. Bez choćby narzędzia, którym mogłyby się obronić. - kobieta chwyciła płaszcz Fobosa i ścisnęła tkaninę, mnąc ją w ręku - Błagam, panie, miej litość. Nie chcę pieniędzy, chcę tylko by... nikt inny nie musiał ginąć w taki sposób. - zatrzęsła się i prawdopodobnie by upadła, gdyby nie silne ręce Upiornego Arystokraty, który w porę podtrzymał nieszczęśnicę. Aeron pochylił się ku niej, zmniejszając dystans.
- Nie mogę zapewnić wszystkim pełnego poczucia bezpieczeństwa od wszelkiej krzywdy.** - mruknął, nadal ją podtrzymując - A jednak jestem tu by stanąć w obronie niewinnych, gdy nadejdzie odpowiednia pora. I nie jestem jedyny. - dodał, prostując się i patrząc na nią z góry - Zaufaj więc Czarnym Kwiatom, bo postanowiły zakwitnąć wyjątkowo obficie.
Zastraszona, przepełniona smutkiem kobieta spojrzała na niego szeroko otwartymi oczami i zamrugała kilkukrotnie. Na początku na jej twarzy pojawiło się niedowierzanie, później zmieniło się w coś, co można było nazwać cieniem uśmiechu. Zmęczenie wypłynęło na jej lico i całkowicie zmazało iluzję, ukazując światu to, że nie była mężczyzną. Nie miała się czego wstydzić a jednak przybrała maskę. Jak oni wszyscy, nieprawdaż?

Z chrzęstem, wóz ruszył z miejsca a powożąca nim właścicielka długo jeszcze patrzyła w stronę Fobosa z nieprzeniknionym wyrazem twarzy. On także odprowadzał ją wzrokiem i chociaż nie mogła dojrzeć jego oczu, w pewnym momencie uśmiechnęła się i skinęła mu głową. Zawierzyła jego słowom.
Aeron poczuł jak ciężar złożonej obietnicy opadł mu na barki i niemal wgniótł w ziemię. Ileż przyrzeczeń przyjdzie mu dotrzymać, a ile złamać? Miał nadzieję, że w godzinie wyborów będzie tak pewien własnych przekonań i słuszności misji, jak był jeszcze przez chwilą, gdy postanowił rozmawiać z kupcem.



*cytat pochodzi z powieści Anioły i demony Dana Browna.
**cytat zaczerpnięty z dzieła o nazwie Mizopogon autorstwa cesarza rzymskiego Juliana II Apostaty.


Alden - #DC143C
Bianka - #228B22
Caius - #4169E1
Kaevan - #DAA520

Powrót do góry Go down





Colette
Gif :
Punkt Obserwacyjny SCR 73824387e8e95d09caae6aa88ad993a4
Godność :
Aylin
Wiek :
wizualnie 20 lat
Rasa :
Upiorna Arystokratka
Wzrost / Waga :
160/55
Znaki szczególne :
albinizm, złote rogi
Pod ręką :
Fabuła: wymieniona magiczna biżuteria, Agma Draekwa, Carlunamis
Broń :
Anemon (szabla), sztylet
Zawód :
nadworny grajek i supertajny agent, zabaweczka
Stan zdrowia :
zdrowa
Specjalne :
Administrator, Mistrz Gry
https://spectrofobia.forumpolish.com/t805-colette https://spectrofobia.forumpolish.com/t825-menazeria-colette https://spectrofobia.forumpolish.com/t839-tajna-szpiegowska-skrzynka-colette https://spectrofobia.forumpolish.com/t1078-colette
ColetteKochanka muz
Kochanka muz

Ależ zjawa Upiornego różniła się w sposób znaczący od wspomnianej maszyny-przeciwnika mierzącego siłę za złotą monetę: głównym zadaniem automatu wszak nie było rzucanie wyzwisk pod adresem każdej żywej istoty, a wuj Baltazar był niemalże stworzony do układania wiązanek spersonalizowanych obelg! W istocie perwersyjny był to rytuał i Colette nie dziwiła się, że był on zakazany na wyspach - nie tylko godził w świętą pamięć przodków, lecz również przyzwana karykatura człowieczeństwa była trudna w obyciu i z samego założenia miała być jak najbardziej - nomen omen - upierdliwa. Choć nie wiedziała zbyt wiele o istocie tego dziwacznego rytuału, to uznała, że nie jest to ani czas, ani miejsce na wypytywanie się o szczegóły - przed ich oczami toczyła się bitwa, a w wieży przebywali najwyraźniej sami doświadczeni Tkacze Magii; Colette zwyczajnie nie chciała wyjść na żółtodzioba.
Na kolejne słowa zjawy głowa Upiornej obróciła się w jej kierunku, a kąciki ust wykrzywiły w niezadowolonym grymasie. Baltazar bez wątpienia wyglądał na takiego, który mógłby przeć przed siebie przy wtórze armatnich wystrzałów, błyskach magicznych kul nad jego głową i setkach pocisków przelatujących przez jego ciało - nie obeszłoby go to bardziej, tylko bardziej by się denerwował, że do niego strzelają. Prawdę powiedziawszy dziwnym byłoby, gdyby zachował się inaczej - a na to wszystko mógł sobie pozwolić dzięki niematerialności (i nie-byciu?) wynikającej z bycia widziadłem.

Jej obserwacja potwierdzała się i nikt z zebranych nie reagował na obsceniczne zachowanie wuja Baltazara. Z lakonicznych ksiąg biblioteczki ojca traktujących o sztukach zakazanych (trzeba wszak wiedzieć, z czym się walczy!) pamiętała mgliste urywki informacji o rytuale Upierdliwego Krewniaka. Zjawę można było przegonić w jeden sposób: gdy pochwaliła ona - o ironio - rzucającego rytuał. Na nieszczęście wszystkich zebranych, w pannie Lucan objawiło się odkrywcze zacięcie i pojawił się problem badawczy do rozwiązania - a mianowicie, czy można pozbyć się zjawy w sposób inny, niż poprzez domyślny i czy będąc wytworem magii, może ona samoczynnie ulec autodestrukcji? Nie miała nic do stracenia, w razie niepowodzenia wuj Baltazar nie przemieniłby się w wielka bestię podobną do smoka, a Rosarium w każdym momencie mógł przerwać rytuał, gdyby jego "krewniak" stał się zbyt uciążliwy. Antycypacyjny uśmiech triumfu zatańczył na ustach Colette, gdy wyobraziła sobie eksplodującą na milion kawałków zjawę.
- Kiedyś to były bitwy, chodziło się na nie z kolegami po porannej grze w kalambury, gdy mamka do kieszeni surdutów wkładała kanapki z pszczołami, bo kto by się bawił w zbieranie miodu, i szablą, bo od maleńkości trzeba było się hartować do bitki. - uniosła wzrok ku sufitowi i zrobiła drobną przerwę - Kiedyś to wszyscy należeli do hord i łupili okolicę. Wyspy Księżycowe, Miasto Lalek, Szkarłatna Otchłań stały w płomieniach. A teraz? Teraz nie ma już bitew. - westchnęła z boleścią i przycisnęła zaciśniętą w piąstkę dłoń do piersi.

Nieprzyjemne drżenie rezonowało po odkrytych plecach Upiornej, gdy do jej uszu dotarły odgłosy pierwszych salw magicznych wystrzałów. Zbliżyła się do barierki i oplotła dookoła jej poręczy swe palce i w milczeniu przyglądała się spektakularnej wymianie czarodziejskiego ognia. Niezaprzeczalnie wyglądało to groźnie, lecz w całym obrazie tkwiła dziwna harmonia, która zaparła na ułamek sekundy dech w piersi Colette. Bez wątpienia była świadkiem chwili istotnej dla Miasta Lalek - być może nie newralgicznej, ale takiej, która pozostawi swój odcisk na kartach historii metropolii Marionetkarzy. Przymknęła oczy potęgując w ten sposób doznania dźwiękowe; odgłosy z racji miejsca, w jakim przebywali, były przytłumione, lecz malowały w głowie kobiety zarysy nowej kompozycji. Taka chwila bez wątpienia powinna być tak czy inaczej uwieczniona.

Dopiero do chwili dotarły do niej słowa jej współtowarzyszy. Zmarszczyła nosek i spojrzała niepewnie na Agasharra, starając się zaobserwować jego reakcję. Powodów, z których kupcy mogli chcieć dalej sprzedawać swoje towary na zajętym placyku, mogło być wiele. Doskonale zdawała sobie sprawę, że wielu z nich mogłoby być najwierniejszymi z kultystów kultu pieniądza i dla wzbogacenia się mogliby posunąć się do wielu czynów, nawet tych bardzo ryzykownych, jeżeli przed oczami roztaczałaby się im wizja wielkich bogactw. Nie mogli jednak wykluczyć działalności sabotażystów próbujących uderzyć w Czarną Różę - a obecności takowych została już uprzednio poinformowana przez Rosarium. Sabotażysta mógłby kierować się pokrętną logiką i w akcie dziwacznego terroryzmu mógłby spróbować zaatakować Wieżę Zegarową myśląc, że cała uwaga Stowarzyszenia zwrócona jest nie na dół ratusza, lecz na Most Korzenny, na którym toczyła się główna walka.

Nie podzielała jednak opinii Ciernistego Czarnoksiężnika, która wydała jej się być zbyt daleko idąca i brutalna. Zmarszczyła nosek i oplotła się w pasie ramionami i spojrzała na mężczyznę, nie odzywała się jednak - nie ona była osobą decyzyjną ani oficjalnym doradcą Agasharra, zatem tylko czekała na werdykt Lorda Protektora. Tak samo pozostała głucha na rewolucyjne hasła Lorda Bufona Baltazara, pierwszego tego imienia, Nadwornego Błazna Dworu Zegarowego, który to w akcie desperacji postanowił przeprowadzić rekonstrukcję sceny zobrazowanej przez stary obraz z dalekiego lądu. Ostatnim, co chciała ujrzeć, to jego klatkę piersiową usianą widmowymi pierścionkami włosów.

Ach jakie zadowolenie ogarnęło Colette, gdy zauważyła, że jej żart odniósł sukces! W normalnych warunkach wypięłaby dumnie pierś i z wyrazem triumfu wymalowanym na twarzy rzucałaby harde spojrzenia swojemu oponentowi. Będąc jednak otoczoną członkami Stowarzyszenia, a przede wszystkim - podskórnie przeczuwając, że Baltazar postąpiłby analogicznie, poprzestała na szerokim uśmiechu posłanym w kierunku Agasharra.
- Po głębszym przemyśleniu obawiam się, Lordzie Protektorze, że twojemu wujowi mogłoby to poważnie zaszkodzić. Najlepsze lata ma już zapewne za sobą, zdrowie już nie to samo i kondycja nie najlepsza. - zachichotała cicho świadoma absurdu swoich słów, lecz spodziewała się, że jej słowa będą odpowiednio prowokacyjne dla zjawy.

Bo i jakże można mówić o sprawności ciała w przypadku zjawiska, które nie posiada materialnej powłoki i w rzeczywistości nawet nie istnieje? Niemniej Colette postanowiła być konsekwentna w swoich dążeniach - jednak była świadoma, że nie została sprowadzona do Wieży Zegarowej jako kontrę na wuja Baltazara, a po to, by służyć Rosarium w kwestiach bitwy i w sprawach związanych z Wyspami Księżycowymi - i nie tylko! Będąc obróconą tyłem to zjawy nie zauważyła obscenicznego wzroku skierowanego na jej pośladki, które ku zawodowi widziadła były zasłonięte obszerną fałdą materiału. Jakie szczęście, że kobieta się nie cofnęła! Wpadłaby wtedy w zjawę i kto wie, czy ta nie zaczęłaby rzucać żenujące żarty, że był w Upiornej?

Zadarła lekko głowę i drgnęła lekko czując ciepły oddech Rosarium na płatku ucha - powiew powietrza łaskotał bezlitośnie, co wyrwało cichy chichot z piersi Colette. Jakkolwiek odpychająca zjawa krewniaka by nie była i jak bardzo niesmacznie rubaszne żarty wypadały z jej trzewi, zapewne stanowiła bardziej ciekawe urozmaicenie niż przemanierowany arystokrata wypowiadający się o wszystkim z gorzkim rozczarowaniem. Choć zasługa to była żadna, dzięki niemu atmosfera nie była tak gęsta, jak na samym początku ich obecności w Wieży Zegarowej.
- Sir, wuj Baltazar jest przynajmniej... barwny. - zniżyła głos do konspiracyjnego szeptu i z dłoni, którą uniosła do ust, uczyniła tunel kończący się przy uchu arcyksięcia; wszystko po to, by trzymać wścibskiego Baltazara z dala od sekretów!

Choć panna Lucan chciała wyszeptać na ucho Agasharra kolejne jakże intymne zwierzenia na temat różnorodności charakterów potencjalnych przywołanych krewnych, to jej słowa zostały przerwane przez kolejne słowa wspomnianej zjawy. Upiorna spojrzała zaskoczona w twarz Rosarium i zauważyła, jak tuż obok nich przelatuje ognisty pocisk, a potem niknie, zanim zderzy się z tarczą zegara. Chwilę zajęło jej przeprocesowanie całego zajścia - dziwnej miny Baltazara i magicznej kuli posłanej w nicość; na szczęście ku jej wybawieniu ruszyła owa "agmowa mama", która rozwiała wszelkie jej wątpliwości.
- Zdecydowanie. - zawtórowała Wiedźmie i zaśmiała się, przysłaniając usta dłonią. - Masz u mnie plusa.

Zacisnęła dłonie dookoła barierki i z pochyloną głową wysłuchiwała coraz to nowsze informacje przekazywane do punktu obserwacyjnego przez kolejnych zwiadowców. Oczywistym było, że prędzej niż później pokaz magicznych ogni wymknie się spod kontroli i ofensywne zaklęcie ugodzi w cywili - wystarczyła chwila nieuwagi, by posłać pocisk nie w tę stronę, co potrzeba. Pożar z samej swojej natury jest zjawiskiem nieprzewidywalnym, a w mieście ma niemalże nieograniczoną pożywkę, by móc się rozprzestrzeniać - trzeba więc było działać szybko, nim ogień rozniesie się po sąsiadujących budynkach, może nawet po całej dzielnicy. Nie oferowała siebie, by ruszyć na pomoc mieszkańcom - nie znała miasta, nie była odpowiednio silna, by samej cokolwiek wskórać. Ku jej uldze, jedna z Wiedźm znalazła rozwiązanie tego problemu. Dziwny to był zbieg okoliczności, lecz kto wie, czyż nie był to jakiś zakazany romans między funkcjonariuszami Czarnej Róży, którzy wbrew zasadom znają swoją tożsamość?

Niemniej druga z informacji o wiele bardziej angażowała Colette, która przeniosła spojrzenie znad Mostu Korzennego  na twarz Rosarium. Czyżby właśnie nadszedł ten moment, w którym miała przysłużyć się Stowarzyszeniu? Arystokratka obawiała się, że wiedza, którą dysponowała, nie będzie wystarczająca do rozwiązania koszmarnego problemu Różanych Tropicieli. Inkwizycja, której przewodził jej ojciec noszący tytuł Lorda Inkwizytora, zajmowała się przede wszystkim sprawami kultu Lun'artha, lecz również zdarzało jej się walczyć z kultystami Koszmarów, którzy próbowali połączyć rzeczywistość z nie-rzeczywistością. Walka z bytami z Krainy Snów nie stanowiła rdzenia działalności Inkwizycji, lecz w jej szeregach znajdowali się nieliczni Tropiciele zdolni do wypędzenia ich ze świata materialnego - właśnie oni stanowili niewyczerpane źródło wiedzy o walce z Koszmarami, z którego czerpał jej ród.

Nim jednak zabrała głos, pozwoliła Baltazarowi wylać jego absurdalne smutki - na usta kobiety cisnęło się prostackie hasło "zrób to" - obróciła swoją głowę, by zabrać głos, lecz zjawa znowu ją uprzedziła. Twarz Colette wykrzywiła się w grymasie niezadowolenia na kolejny niesmacznie nieprzyzwoity żart karykatury przodka, po czym rzuciła błagalne spojrzenie w kierunku Agasharra - nie spodziewała się usłyszeć parafrazy rubasznego powiedzonka "ten wąs niejedną panną trząsł".
- Siadanie na jeżu należy do wątpliwych przyjemności. - spodziewając kontrataku zbliżyła się o kilka kroków do arcyksięcia.

Zastanawiała się chwilę nad pytaniem Rosarium - jego żądanie wszak wymagało szerokiego i holistycznego wyjaśnienia bardzo złożonego problemu, a panna Lucan nie była pewna, czy posiadane przez nią informacje będą w jakikolwiek sposób pomocne. Chciała jednak się wykazać - choć była świeżym nabytkiem Czarnej Róży, zamierzała zaprezentować się z jak najlepszej strony i wywrzeć jak najlepsze wrażenie - nie tylko a kolegach z organizacji, a przede wszystkim na osobie arcyksięcia.
- Koszmary są nieprzewidywalne, Lordzie Protektorze. - wyswobodziwszy się choć chwilowo od natrętnych prób flirtu ze strony zjawy, Colette zaczęła mówić rzeczowo - Lecz to fakt, o którym wszyscy wiemy. Pochodząc z Krainy Snów nie podlegają prawom materii, a aby wejść do świata materialnego muszą uczynić wyrwę w delikatnym tworzywie oddzielającym naszą rzeczywistość od ich nie-rzeczywistości. Część z nich chce znieść barierę i scalić materialność i nie-materialność w jednej, gęstej bezforemnej zupie. - zmarszczyła lekko nosek niezadowolona z użytej metafory - "Wyrwy" mogą być różnej wielkości, może być tak, że potężny Koszmar uczyni małe przejście między naszymi wymiarami, przez co jego manifestacja będzie mieć znikomą siłę i rozmiar, a może być też tak, że pomniejszy Koszmar, niczym nieróżniący się od zwierzęcia czy rośliny w naszym materialnym rozumieniu przejdzie przez wyrwę niemalże w "całości"; nie zdarza się zazwyczaj, by Koszmar wszedł do naszego świata w całej swojej formie z Krainy Snów. Nigdy sam z siebie, a przynajmniej nie słyszałam o takiej sytuacji. - kontynuowała zaplatając dłonie na wysokości piersi. - Śmiem przypuszczać, Lordzie Protektorze, że nasz zbieg nie dysponuje potęgą mogącą zrównać Miasto Lalek z ziemią, inaczej bez wątpienia podjąłby walkę z Różanymi Tropicielami. Zalecam jednak ostrożność z racji na nieprzewidywalną naturę. Mawiano mi, że Koszmary zajmują określoną przestrzeń w świecie materialnym i nie mogą oddalać się daleko od miejsca, w którym "narodziły się" dla materii - sugeruję więc, by zawęzić krąg poszukiwań do najbliższych kilkudziesięciu metrów. - kończąc swoją wypowiedź, złączyła dłonie przed sobą w piramidkę.

Powrót do góry Go down





Themis
Gif :
Punkt Obserwacyjny SCR 4c0f17d443cdf9f64333b7b26c7cd920
Godność :
Arthemis Magnus "CzyżyK" Pavoris
Wiek :
wizualnie 22 lata
Rasa :
Szklany Człowiek
Wzrost / Waga :
180/72
Znaki szczególne :
wysoki, patykowaty z kryształem między oczami i dużą, czarną blizną na klatce piersiowej
Pod ręką :
Bolerko-niewidko, Magiczny Złodziej, broń, sakiewka z pieniędzmi
Broń :
dwie krótkie szable (Notos i Euros)
Zawód :
najemnik
Stan zdrowia :
zdrowy
https://spectrofobia.forumpolish.com/t677-themis https://spectrofobia.forumpolish.com/t937-skrzynka-pocztowa-arthemisa-pavoris https://spectrofobia.forumpolish.com/t1118-themis
ThemisZłodziej Marzeń
Złodziej Marzeń
Re: Punkt Obserwacyjny SCR
Sob 17 Wrz - 22:45

Skinął głową na powitanie ostatniemu z przybyłych, po czym wspólnie ruszyli w kierunku Wieży Zegarowej. Ku własnemu zdziwieniu nie odzywał się za wiele, zbyt pochłonięty snutymi w swojej głowie scenariuszami przedstawiającymi możliwości, wedle których potoczyć mogły się wydarzenia następnych kilku-kilkunastu godzin. O ile nie dostanie nieszczęśliwą zbłąkaną kulą, nie zamierzał marudzić - bitwa, której miał się stać naocznym świadkiem, mogła przynieść mu wiele chwały, zaszczytów oraz jakże cennych funduszy! Nie miał to być zresztą pierwszy raz, gdy uczestniczył w zbrojnym konflikcie - bywał niejednokrotnie na usługach anonimowej trzeciej strony sporu, która chciała uszczknąć coś dla siebie, gdy pozostała dwójka była zbyt zajęta walką, by zauważyć grasantów na swoich tyłach. Nigdy jednak nie było to aż na taką skalę, jak teraz.

Gdyby Themis usłyszał słowa wuja Baltazara, śmiało dołączyłby się do jego litanii i za zjawą Upiornego krewniaka powtórzyłby, że drobni przedsiębiorcy bez wątpienia stanowili serce Miasta Lalek pompujące w jego żyły życiodajne fundusze. Nie był jednak w Wieży Zegarowej, a drogę do niej blokowały mu zbłąkane wozy kupieckie utrudniające mu realizację powierzonego działania - cóż mógł innego zrobić, niż czuć wobec nich rosnące niezadowolenie?

Nim jednak powziął decyzję, w jego głowie rozległ się głos Ciernistego nakazujący rozprawienie się z kupcami. Uśmiechnął się wąsko i posłał krótki komunikat zwrotny zapewniający o niezwłoczności wypełnienia rozkazu.
- Najwidoczniej przyjdzie nam się na dzień dobry zmierzyć z kapłanami pieniądza. - zażartował cicho, jednak nie przejmował się, czy jego słowa dotrą do jego nowych towarzyszy.

Obecność kupców budziła liczne wątpliwości - Czarna Róża bez wątpienia zabezpieczyła teren i odprawiła kupców, nim zajęła teren starego rynku. Obecność obcego, nieznanego czynnika nie mogła być przecież dopuszczona w miejscu, gdzie Stowarzyszenie rozłożyło namioty medyków i gdzie udzielać miało pomocy medycznej poszkodowanym mieszkańcom Miasta Lalek. Był to zarazem najsilniej strzeżony punkt, jak i paradoksalnie taki, w którym Czarna Róża była najbardziej odsłonięta na atak - mieli przyjmować wszystkich, którzy potrzebowali pomocy nie różnicując na to, skąd obywatel pochodzi ani jakie żywi poglądy społeczno-polityczne. Atak mógł zatem przyjść z każdej strony.

Zbliżając się do karawany obrzucił każdego z handlarzy krótkim, oceniającym spojrzeniem, nim obrał swojego nieszczęśnika. Wybór padł na stojącego najbliżej handlarza futrami - nie tylko z czystej chęci upraszczania sobie życia, ale również zamiłowania do luksusowych towarów.
Stojący przy wozie niski, patykowaty mężczyzna o czarnych, kręconych włosach sięgających łopatek obdarzył przybyłego Szklanego szerokim, wymuszonym uśmiechem i zacierając jasne i nieskalane pracą dłonie dygnął przed nimi nisko.
- Witam szanownego pana. - rzekł przeciągle prostując się i rozpościerając w geście niezwykle mechanicznym długie ramiona - Może chce pan kupić futro? Dla pana, pana małżonki? Nasze futra są najlepszej jakości, własnoręcznie obdzieraliśmy ze skóry. - odgłos, który wydobył się z jego krtani, bardziej przywodził na myśl charczenie, niż śmiech. - Jak tylko dostaniemy się na plac, będziemy mogli panu sprzedać za bezcen.
Obślizgła, niemalże gadzia maniera, z jaką wypowiadał się kupiec, nie uszłaby uwadze nawet osobie pozbawionej wszelkich zmysłów. Mężczyzna musiał spodziewać się tego, że Themis będzie próbował go zawrócić - handlarz bez wątpienia ujrzał, że przyszedł tu z towarzyszami, którzy bezpardonowo rozprawiali się z jego kolegami po fachu

Niezachwiana pewność siebie mogła świadczyć albo o głupocie albo o głuchocie - lub o posiadaniu niezwykle silnej karty przetargowej.
- Zawróćcie, póki możecie. - Szklany wyprostował się i rzekł sztywno - Ten teren jest zajęty przez Czarną Różę.
Z widocznym niezadowoleniem musiał stwierdzić, że jego żądania nie wywarły na handlarzynie odpowiedniego efektu. Miast spakować swój kram, mężczyzna okrasił jego wypowiedź kolejną dawką charkotu, aż z trudem łapał dech. Gwałtownym ruchem dłoni uniósł haczykowaty palec do kącika oka i energicznie wytarł gromadzącą się w kąciku oka łzę.
- A to ci dobre! - rzekł z wyraźną rozkoszą sączącą się w jego głosie. - Widzisz, młody, mamy od was pozwolenie na handel na tym placyku. Nie zawracaj nam czasu i daj nam pełnić służbę dla Czarnej Róży. - w jego tonie dało się wychwycić narastającą z każdym słowem irytację - Sam Lord Protektor nam rozkazu udzielił, by się tu zjawić!

Argumentację kupca, choć w gruncie rzeczy absurdalną w swojej naturze, należało sprawdzić. - mogły wszak zajść różne okoliczności mogące zmieniać domyślny stan rzeczy.
- Jeden z kupców mówi, że dostał rozkaz zjawienia się na starym rynku, by świadczyć swoje usługi Stowarzyszeniu. Czy to prawda? - posłał komunikat do Wieży Zegarowej; odpowiedź, lapidarna i treściwa, przyszła niemalże od razu - Zaprzeczamy.
Tyle mu wystarczyło. Kupiec zachowywał się coraz bardziej nerwowo, lecz nie porzucał swojego sztucznie szerokiego uśmiechu; raz za razem rzucał jednak nerwowe spojrzenia na tyły swojego wozu, jakby w obawie, że coś z niego nieopatrznie wypełźnie.
- Dowództwo nic o tobie nie wie. - rzekł krótko skracając dzielący ich dystans jednym długim krokiem, z dłonią wspartą o rękojeści miecza - Jesteś zbyt pewny siebie jak na kogoś, kto przed chwilą mnie okłamał. Co masz na wozie?

Kupiec pobladł, a uśmiech z jego twarzy został błyskawicznie zmazany. Kto byłby zadowolony, gdyby jego blef wyszedł na światło dzienne?
- Nic, drogi panie, nic a nic! To musiała być jakaś pomyłka. - machnął niedbale ręką i zręcznie wspiął się na kozła - Już nie zawracam głowy, miłego dnia!
Sytuacja była dziwna i alarmująca - wszystkie gwiazdy na niebie wskazywały, że za obecnością handlarza futrami przy starym rynku mogło się kryć coś więcej niż tylko zwykła chęć zysku. Mógł stanowić istotne zagrożenie nie tylko dla obywateli, a przede wszystkim dla Czarnej Róży. Themis nie mógł odmówić sobie przyjemności zdemaskowania prawdziwych zamiarów mężczyzny - nawet, jeżeli powoływanie się na powiązania ze Stowarzyszeniem były tylko blefem, władze bez wątpienia ukażą go za wycieranie swojej gęby imieniem Czarnej Róży.
- Stój i ani kroku. - posłał mu uśmiech i obnażył ostrze - Nigdzie się stąd nie wybierasz. Czarna Róża z chęcią się z tobą zapozna i zweryfikuje twoje słowa.

Powrót do góry Go down





Gawain
Gif :
Punkt Obserwacyjny SCR 5PUjt0u
Godność :
Gawain Keer
Wiek :
Wygląda na około 30 lat.
Rasa :
Cień
Wzrost / Waga :
183 cm / 76 kg
Znaki szczególne :
Czarne twardówki oczu, bursztynowe tęczówki, cienka blizna na brodzie od lewego kącika ust
Pod ręką :
klucz do domu Yako i mieszkania, pieniądze // Event:
Broń :
Nóż ceramiczny, sztylet, kusza
Zawód :
Najemnik do prac wszelakich, zielarz
Specjalne :
Administrator, Strażnik toku fabuły
https://spectrofobia.forumpolish.com/t225-gawain-keer https://spectrofobia.forumpolish.com/t226-nie-az-takie-tajne https://spectrofobia.forumpolish.com/t250-kontakt-z-keerem https://spectrofobia.forumpolish.com/t1085-gawain
GawainDręczyciel
Dręczyciel
Re: Punkt Obserwacyjny SCR
Pon 19 Wrz - 23:25
Trochę dziwaczny Notos, stonowany Fobos i rzeczowy Enyo przypadli mu do gustu. W przeciwieństwie do poprzedniej misji od jego towarzyszy nie dało się wyczuć sztucznego chłodu i ślepego darwinizmu, a cienką nić braterstwa podtrzymywaną przez wspólny cel.
- Być może. Tak czy siak poświęcili już zbyt wiele, by chcieć lub móc się wycofać - odparł jeszcze Fobosowi nim naciągnął kuszę i nałożył bełt, widząc wozy blokujące szeroką aleję. Szedł teraz kilka metrów za pozostałymi agentami i rozglądał się wokół, gdyż zbiorowisko wozów wyglądało na zalążek zasadzki. Pod futrami mogli skryć ładunki wybuchowe, spod szarej płachty mignęło mu szkło, a broń mówiła własnym językiem, choć jeszcze spała. Dachy były czyste, z bocznych uliczek nikt nie wyłaził. Póki co teren zdawał się być bezpieczny.
Enyo dotarł do wozów pierwszy i chwała mu za to, bo jazgot poruszonego kupca naprawdę działał Keerowi na nerwy. Kolejna dwójka uciekała się do różnych forteli i równie skutecznie została przegoniona przez. Ostał mu się butelczynowy jegomość z zadbanym i wywiniętym w górę wąsem. Niezwykle intensywnie niebieskie oczy odcinały się na tle jego śniadej skóry i krótko przystrzyżonych czarnych włosów. Łypał to na zbliżającego się w jego stronę Gawaina, to na resztę agentów i kupców, złorzecząc i prawie drąc satynową koszulę. Widać było po nim, że na co dzień handlował raczej drogimi trunkami - winami z ciepłych zakątków i egzotycznie pachnącymi nalewkami.
- No co wy, panowie! Gdzie wasz honor kupiecki, gdzie kodeks! Jakże to tak! Do gildii i do miasta paszkwile na was poślę, a oni was do samej Otchłani! Takie cyrografy wam zostaną, że wszystko wydacie na ochronę przed piratami! - machnął ręką w kierunku zawijających się kupców, jakby muchy giganty odganiał. Na poliki wstąpiły mu lekkie rumieńce przez co zdał się jeszcze mocniej muśnięty słońcem.
- A wy po co tu przyszli?! - rzucił ni to do Keera, ni do reszty agentów, spinając wargi w dziób i mrużąc powieki.
- My tu przyszli, by wy sobie poszli... ale najpierw pokaż co tam masz. - odrobinę zakpił z przekupy i poprawił kuszę na ramieniu, odrobinę ją opuszczając, gdy w międzyczasie odsłaniano płachtę.
- Najlepsze wódeczki i spirytus! Dla kurażu, wzmocnienia morale i w celach medycznych! - Kupiec uśmiechnął się niepewnie i złapał za jakąś flaszkę, po czym wyciągnął ją w stronę Somnifera.  
- Proszę! Spróbujcie sami! Słomkę zaraz dam. Gdzie ona... - handlarz prawie się obrócił, gdy Keer mu przerwał.
- Zamilcz i podaj mi inną. Na przykład tamtą. - Cień wskazał flaszkę praworęcznemu po jego lewej. Nie mógł po nią instynktownie sięgnąć, więc mniejsza szansa na użycie podpuchy. Każdy taką miał. Pokazowy trunek dla rozniecenia apetytu i wyobrażenia miłego wieczora, służył do wciśnięcia klientowi czegoś o dziesięć procentów słabszego. Standardowa zagrywka.
- Ale to wszystko to samo, a już wiem, że też wyjdziecie z rekompensatą! Albo wszystko bierzecie, albo nic! Złocisz za butelkę! Nie będę się targował! Wystarczy, że wszystko to szkło przytargałem z daleka. - Kupiec nie dawał za wygraną, splótł ręce na piersi, na co Keer sam sięgnął po wybraną butelkę i sprawnie ją odkorkował. Tamten wyraźnie pobladł, gdy jego rozmówca wylał zawartość butelki oznaczonej jako spirytus na rękawicę.
- Ej! Panie! Co pan! Zwariował?! - Czarnowłosy wskazał otwartymi dłońmi na bruk, gdy płyn obryzgał jego wypolerowane buciki i spodnie w kancik.
- Pij - podsunął mu butelkę. - Pij albo psy będą chłeptały twoją juchę - odczekał aż kupiec pociągnie porządny łyk, po czym wsunął jeden umoczony palec pod maskę i zakosztował wątpliwej jakości trunku. Wyciągnął dłoń spod maski, mlasnął ostentacyjnie, po czym westchnął przeciągle. Bynajmniej nie w poczuciu błogości a zawodu.
- Wyście postradali zmysły, jeśli myślicie, że będziecie upijać SCR na warcie i jeśli sądzicie, że ten kilkudziesięcioprocentowy cienkusz ujdzie za spirytus. Co? W rozlewni pomylili etykiety? Jaką macie wymówkę na zły kolor obwolut na szyjkach i starą pieczęć alchemików? Ten wzór ma z pół roku - postukał palcem o szyjkę uniesionej w górę butelki, na której nic nie współgrało. Niewprawne oko mogłoby wziąć towar za pierwszorzędny, ale Keer jako zielarz i alchemik wiedział swoje. Pozwolenia, akcyzy i certyfikaty swoje kosztowały. Barwy obwolut oznaczały woltaż, pieczęcie aprobatę gildii, a przynajmniej dopuszczonego do oceny mistrza. Ten tutaj kosił więcej za podrzędną wódę, gdy inni próbowali opchnąć spirytus jako coś innego by uniknąć wysokiego podatku. Oba procedery psuły rynek lub zagrażały konsumentom i obu nienawidził.
- Ja, ja, ja jakoś to wytłumaczę! Naprawdę! Zezwolenia mam...
- Wszystkie lewe. - dokończył za mężczyznę. Nachylił się ku niemu, by wystrzelić między jego nogi. Bełt ugrzązł w kole wozu. Kusza i tak nie mogła być zbyt długo napięta. Keer podsunął mu pod nos otwartą butelkę.
- Powinieneś tonąć w kadzi - wycedził. - Za to co braliście na czarno, mogliście opłacić lepszą broń i odzienie. Nie jesteście tu dla mieszkańców, a dla złota. Słuchaj więc, bo złotem potrafią być wyłożone wnętrza trumien. Spieprzaj.
To wystarczyło, by kupiec wziął dupę w troki. Wyjąkał coś pod nosem o niesprawiedliwości władzy i kolesiostwie. Krótkowzroczna opinia. Oplatając sobą wóz, popełzł po jego powierzchni, zanim puścił się szybkim chodem, a potem energicznym biegiem w głąb uliczek Miasta Lalek. Cień skrycie trzymał za niego kciuki, gdyż kara byłaby niewspółmierna do winy, biorąc pod uwagę zbrojny konflikt. Jedni sobie uciekli, a drudzy chcieli się wzbogacić, reszta będzie musiała sobie radzić.
Somnifer spojrzał po towarzyszach i zameldował Różanym Czarownicom o zdobycznym zapasie bimbru lepszej i gorszej jakości. Z pomocą mocy i aparatury będą w stanie doprowadzić mieszaninę do oczekiwanego poziomu. Każda ilość specyfiku poratuje rannych.


Punkt Obserwacyjny SCR PbcKfC9

Ekwipunek:

Aktualny ubiór:


Powrót do góry Go down





Tyk
Gif :
Punkt Obserwacyjny SCR D93840e52cb57748d5a24bdfa761040295dab6ee
Godność :
Lord Protektor, Arcyksiążę Agasharr I Rosarium
Wiek :
30 lat
Rasa :
Upiorny Arystokrata
Wzrost / Waga :
178/75
Pod ręką :
Alphard (Rubeol), Forets (Tenebrae), Divard, zabawki
Zawód :
Lord Protektor Krainy Luster
Specjalne :
Główny Administrator
https://spectrofobia.forumpolish.com/t233-agasharr-rosarium#284 https://spectrofobia.forumpolish.com/t914-archiwa-arcyksiazece https://spectrofobia.forumpolish.com/t497-kancelaria-arcyksiazeca https://spectrofobia.forumpolish.com/t1121-tyk
TykArcyksiążę
Arcyksiążę
Re: Punkt Obserwacyjny SCR
Sro 21 Wrz - 23:52


Punkt Obserwacyjny SCR


Wątek Tyk, Colette


Problem Koszmaru nie został rozwiązany, choć Różani Tropiciele przez cały czas informowali o swoich postępach w pogoni za poczwarą z innego wymiaru. Temat jednak ucichł w obliczu nowych wiadomości, napływających do Wieży Zegarowej.

Nie były to wyłącznie złe wieści, które wymagały podejmowania dalszych kroków. Z dobrych informacji można powiedzieć, że kupcy zostali skutecznie przepędzeni spod placu pod Wieżą, dzięki czemu nie istniało ryzyko, że będą przeszkodą w działaniach Róży. Wspomnieć także należy o tym, że jeden z kupców podawał się za osobę posiadającą zgodę Czarnej Róży na handel w tym miejscu. To było oczywiste kłamstwo, lecz czy może mieć głębsze konsekwencje? Należało rozważyć tę kwestię, gdyż na wozie członek Stowarzyszenia odnalazł materiały wybuchowe - co mogło sugerować złe zamiary Kupca.

Sprawne działania Gawaina, Thorna, Themisa oraz Vyrona spowodowały, że członkowie Stowarzyszenia byli gotowi do wykonania kolejnego zadania.

Te pojawiło się nieoczekiwanie od jednego z patrolujących okolicę bitwy członków stowarzyszenia. Jednemu ze zwiadowców udało się dostrzec na północny wschód od Sztabu Zory - umiejscowionego w Akademii Zwycięstwa - Marionetkarzy, których kończyny przypominały te posiadane przez Marionetki. Wydawało się niemal pewne, że muszą to być przybysze z Wysp. To mógł być brakujący element układanki, którym Czarna Róża powinna się niezwłocznie zająć.

W pewnym sensie odnalezienie wyspiarskich Marionetkarzy było dla Czarnej Róży ważniejsze niż walki toczące się na północy mostu, czy te w okolicach Pałacu Gwiazd. Oba starcia były wciąż nierozstrzygnięte, a walczące strony dysponowały siłami i rezerwami dostatecznymi, by te jeszcze trwały. Natomiast Marionetkarze mogli rozpłynąć się w powietrzu - dotychczas udawało im się dość skutecznie unikać wykrycia.


Kolejka: Dowolna

Wątek Gawain, Thorn, Themis, Vyron


Fortunat Szmal – Pieniądzowicz był kupcem na tyle ugodowym, że bardzo szybko spakował swoje towary i uciekł. Odgłos wystrzału tylko upewnił go w tym, że należy jak najszybciej oddalić się z tego miejsca - choć w rzeczywistości nie był to nawet wystrzał. Zwykłe deski zrzucone z pierwszego piętra na sąsiedniej ulicy - gdzie stary Marionetkarz Sasid Remontowycz postanowił właśnie wraz z mężem swej córki zmienić coś w zajmowanym przez niego od trzystu lat domu - dodać kilka desek, co by zaprzyjaźniony Dachowiec miał gdzie spać przybrawszy kocią formę. Te deski jednak wystarczyły, by kupiec podskoczył i upuściwszy dwa marnej jakości miecze wskoczył na swój wóz i odjechał. Nawet nie zauważył, że z jego kieszeni wypadło blaszane pudełeczko z dziadem trzymającym zegar kieszonkowy o średnicy co najmniej metra. Gdyby członek Stowarzyszenia chciał zajrzeć do środka znajdzie tam Zegarmistrzowski Przysmak.

Thorn skutecznie przekonał sprzedawcę, by odstąpił od swych zamiarów i słusznie obiecał, że to Stowarzyszenie i kierujący nim Lord Protektor będą stanowić obronę mieszkańców Miasta Lalek. Bez wątpienia narzędzia rolnicze, młotki i sierpy oraz noże kuchenne dają wyłącznie złudne poczucie bezpieczeństwa. Wobec potężnej ofensywnej magii, czy nawet oręża trzymanego przez wyszkolonego wojownika, są niczym. Kto wie czy miejscowi zaopatrzeni w prowizoryczną broń wiedzeni pieśnią jakiegoś uzdolnionego szaleńca, nie rzuciliby się prosto w bój by zakończyć swoje życie w bezsensowny sposób.


Zdobycie znacznej ilości alkoholu oraz przegonienie oszusta było oczywistą zasługą członka Stowarzyszenia Gawaina. Gdy ten zawiadomił o zakończeniu zadania usłyszał, że Czarna Róża przejmie ładunek i nie musi się już nim przejmować. Rzeczywiście wkrótce obok Gawaina pojawiło się dwoje Lunatyków - członków Stowarzyszenia, którzy przedstawili się jako Oko i Eko i zawiadomili, że przybyli po ładunek dla Różanych Czarownic w punkcie medycznym. Niezwłocznie zajęli się transportem wozu na rynek - w pewnym sensie kupiec jako jedyny osiągnął swój sukces. Jego towary trafiły na plac.


Skoro tylko członek Stowarzyszenia - Themis dobył ostrza, kupiec handlujący futrami próbował uciekać. Themis mógł ruszyć w pogoń. Jego umiejętności były wystarczające by bez problemu poradzić sobie z rozbrojeniem i pojmaniem mężczyzny.


Co jednak istotniejsze niż sama pogoń, na wozie pod kilkoma warstwami futer, można było znaleźć zabezpieczone wazy zdobione czarnymi pająkami. Jeżeli członkowie Stowarzyszenia zdecydowaliby się otworzyć którąkolwiek z nich ujrzeliby jadowicie zieloną, lepką substancję. Nim jednak zdążyliby jej się bliżej przyjrzeć tuż obok nich pojawiłaby się obok nich kobieta w masce Stowarzyszenia.
- Nidya - przedstawiła się pośpiesznie zbliżając do wozu i rozpościerając dłonie, tak by uniemożliwić zbliżenie się Themisowi, Thornowi, Gawainowi lub Vyronowi - w zależności od tego, którzy z nich zdecydują się podejść do wozu.
- To wybuchowa alchemiczna mieszanka w ilości dostatecznie dużej, żeby zmienić plac w dziurę głęboką na kilka metrów.
Wraz z tymi słowami w głowach zebranych wokół wozu członków Stowarzyszenia Czarnej Róży pojawiły się rozkazy idące prosto z Wieży Zegarowej przesłane telepatycznie przy pomocy pierścienia.
- Zostawcie wóz Nidyi. Udajcie się do głównych wrót Wieży Zegarowej, tam otrzymacie dalsze rozkazy.


Gdy członkowie Stowarzyszenia udali się do wskazanego im miejsca u stóp schodów prowadzących do Wieży Zegarowej podszedł do nich należący do Stowarzyszenia mężczyzna, który przedstawił się jako Los. Skłoniwszy się zmaterializował dwa pudełka pełne pereł z Niebytportu. Jedno powoli zbliżyło się do Gawaina, Themisa, Thorna i Vyrona.
- Nie wiem czy słyszeliście, że za wojną mogą stać Wyspiarze. Jednemu ze zwiadowców udało się zlokalizować budynek zajęty przez Księżycowych Marionetkarzy i chcemy żebyście to sprawdzili, a przede wszystkim zebrali informacje o tym, jaki jest ich udział w wojnie pomiędzy Fyortersolami i Zorą. Żeby dostać się na miejsce użyjecie tego zestawu pereł. Niech każdy z was weźmie po jednej - przeniesie was do naszego zwiadowcy.
Drugi zestaw wciąż czekał na swoją kolej. W przeciwieństwie do pierwszego znajdowała się w nim także jedna znacznie większa perła o złotej barwie.


Wszyscy poradzili sobie ze swoimi kupcami i mogli zająć się pozostawionym wozem z futrami, ażeby tam odnaleźć wybuchowe wazy. Jeżeli Themis ruszył w pogoń, to wrócił z pojmanym terrorystą akurat gdy pojawiła się Nidya. Więzień został przejęty przez Różanych Strażników, którzy ochraniali plac i przybiegli do wozu na rozkaz dowództwa. Odbierzcie perły oraz możecie zadawać pytania dotyczące nowego zadania - sprawdzenia obecności Marionetkarzy z Wysp.


Kolejka: Dowolna

Kolejny post Mistrza Gry pojawi się w okolicach 8-9 października.
Gracze mogą w tym czasie wymienić między sobą 1 post na gracza.

Powrót do góry Go down





Tyk
Gif :
Punkt Obserwacyjny SCR D93840e52cb57748d5a24bdfa761040295dab6ee
Godność :
Lord Protektor, Arcyksiążę Agasharr I Rosarium
Wiek :
30 lat
Rasa :
Upiorny Arystokrata
Wzrost / Waga :
178/75
Pod ręką :
Alphard (Rubeol), Forets (Tenebrae), Divard, zabawki
Zawód :
Lord Protektor Krainy Luster
Specjalne :
Główny Administrator
https://spectrofobia.forumpolish.com/t233-agasharr-rosarium#284 https://spectrofobia.forumpolish.com/t914-archiwa-arcyksiazece https://spectrofobia.forumpolish.com/t497-kancelaria-arcyksiazeca https://spectrofobia.forumpolish.com/t1121-tyk
TykArcyksiążę
Arcyksiążę
Re: Punkt Obserwacyjny SCR
Nie 2 Paź - 19:42

Ktoś przeklęty przez los paskudna i bluźnierczą zdolnością do logicznego myślenia mógłby zapytać wuja Baltazara, który będąc niematerialny szedłby prosto na szeregi wyszkolonej piechoty posyłające w jego kierunku salwa za salwą, dlaczego w ogóle to robi - skoro tylko go to coraz bardziej denerwuje. Czy nie lepiej byłoby zaprzestać wprawiających w złość kroków ku wrogim szeregom i zająć się czymś innym? Na przykład hodowlą alpak lub segregowaniem ziarenek piasku na pustyni?

Gdyby Colette stworzyła Wuja Baltazara, to może udałoby się ją przegnać, a może Zjawa zachowałaby się inaczej, gdyby jej twórcą nie był Arcyksiążę.
- Dziewucha dobrze mówi! Co prawda kobieta, więc to dziwne, ale ma rację. Kiedyś to były bitwy! Nie, nie bitwy! Wręcz batalie! Rano budziła nas kanonada! I to skierowana w nas. Czasem ktoś zginął, ale nie jesteśmy babami, żeby się mazgaić. Witek dostał pociskiem i stracił głowę? No stracił. Trudno, po co drążyć temat? Zresztą Ci, którym urwało głowę byli prawdziwymi szczęśliwcami, bo jak ktoś stracił nogę to zostawał kaleką. Kalekami gardziliśmy bardziej niż kobietami! Bo nie tylko nie mieli rąk, ale nawet biustu. I na co nam taki kaleka? Nic tylko wrzucić do jeziora. Ja to znałem kiedyś takiego jednego kaleką cholernego. Mówię mu "Bohdan, potrzymaj mi piwo". A ten coś mamrocze pod nosem, że przecież nie ma rąk. Co mnie to obchodzi! Jakby chciał to by potrzymał. Druha zostawiać w potrzebie, pluje na niego.


I znów Rosarium mógłby zapytać wuja Baltazara, czy spanie na linii frontu - zamiast na tyłach, gdzie nie trzeba było ryzykować urwania głowy, nie byłoby rozsądniejsze. Jednak zdawał sobie sprawę, że spowoduje to kolejny monolog o tym, że tylko słabeusze uciekają spać na tyły a prawdziwe kozaki to nie tylko śpią na froncie, lecz czynią to z nabitą bronią przy ramieniu i w pełnym rynsztunku. Skupił się zatem na toczącej się bitwie i wymianie ofensywnych zaklęć na północnym brzegu rzeki.


Dopiero słowa Colette wyrwały go z zamyślenia i uśmiechnął się do niej - nie rozumiejąc wszakże, dlaczego tak wiele uwagi poświęca wujowi Baltazarowi. Z drugiej strony czy właśnie nie dlatego go przyzwał, by pełnił swą rolę błazna? Kobieta była tutaj niejako ambasadorem wysp i nie miała ściśle określonych zadań. Zatem dobrze, że zajęła się toczeniem boju z przywołaną za pomocą rytuału zjawą.
- To szlachetne, że troszczysz się o starszych. - Odparł krótko, wiedząc, że to wystarczy by wprawić Baltazara we wściekłość. Zjawa już samą sugestię, że jest zniedołężniała traktowała jak policzek, lecz nie miała zamiaru nadstawiać drugiego na słowa Agasharra.
- Ty niewychowany kundlu! Jak śmiesz mówić tak o swym czcigodnym wuju! Nie wiesz, że skoro nie ma tu Twego ojca to mnie powinieneś słuchać? Zero szacunku dla starszych! Rację miałem, gdy twierdziłem, że powinni Cię wygnać z rodziny, lecz Twoja matka jak to kobieta się litowała! Głupie babskie gadanie! I teraz ja muszę takich zniewag słuchać! W dawnych czasach to zapłaciłbyś na udeptanej ziemi za swe zniewagi. Nie miałbyś szans przeciwko sprawnej baltazarowej szabelce! Padłbyś zanim zdążyłbyś pomyśleć "jakże on pięknie bronią włada!". Pluję na Ciebie i twoich przeklętych przodków! - Zjawa wypluwała z siebie coraz to nowe inwektywy, jednak już w połowie swej wypowiedzi jego kaprawe oczy dostrzegły inny cel - zapewne wobec faktu, że Rosarium skupiony był na słuchaniu nadchodzących raportów i nawet nie uraczył swego "wuja" spojrzeniem.
Zjawa zbliżyła się do Colette i wyciągnęła dłoń w stronę jej piersi, zupełnie jakby stary zboczeniec chciał zacząć molestować Upiorną. Zapewne mogłoby mu się udać, gdyby tylko jego ciało nie pozostawało w dalszym ciągu niematerialne. Zatem mógł tylko udawać, że dotyka Arystokratkę.
- Skarbeczku chodźmy się zabawić i zostawmy tu tego gnojka. Chyba za jego głupotę ktoś go kazał na pal nabić i teraz tak stoi jak kołek zamiast korzystać. Nie godzi się, żeby takie ciałko się marnowało!


W jakiejkolwiek innej sytuacji wszyscy zgromadzeni w Wieży Zegarowej byliby zgorszeni postawą wuja Baltazara, gdyż ten zachowywał się zaprawdę obleśnie. Zresztą, gdyby Baltazar nie był zjawą, to zapewne nie mógłby sobie pozwolić na tak wiele - musiałby się liczyć z konsekwencjami. Bez wątpienia bowiem ludzie jak on mówili wiele, lecz niewiele robili. Wszak jedynie pragnęli desperacko uwagi. Baltazar nie był jednak jednym z nich - on po prostu chciał wywoływać irytację i zgorszenie. Jednak jak na razie to on był przepełniony frustracją, że pomimo jego starań członkowie Stowarzyszenia zajmują się swoimi sprawami. Ta złość powodowała, że zjawa posuwała się coraz dalej. Na jej nieszczęście nie była jednak w stanie zrobić niczego, co zmusiłoby do zwrócenia na nią uwagi.


Niezaprzeczalnie jednak obecność Baltazara miała swoje zalety. Jak słusznie Colette zauważyła ten był dość barwną postacią. Był o wiele lepszy niż Upierdliwy Krewniak o jakim słyszał od jednego z Ciernistych Czarnoksiężników - swoją drogą też Upiornego Arystokraty. Tamten w postaci młodej Arystokratki ograniczał się jedynie do mówienia, że arystokracja jest zepsuta. Podnoszenia, że możni są zapatrzenie w siebie i przekonani o własnej wspaniałości i przekonywała, że ona taka nie jest ukrywając się za maską fałszywej nieśmiałości. Ponoć dopiero gdy obiecał jej zrzec się przywództwa nad swoim rodem, to Zjawa go pochwaliła i nim zdążyła przekląć, że została oszukana - już zniknęła.


Lord Protektor nigdy nie gardził arystokracją. Byłoby zresztą hipokryzją krytykować swoje środowisko, jednocześnie korzystając z jego dobrodziejstw. Wszak nikt nie broni Upiornemu Arystokracie porzucić swojego rodu i stać się wykluczonym. Co więcej należy zauważyć, że Upiorna Arystokracja nie była ani bardziej, ani mniej zepsuta od innych ras zamieszkujących Krainę Luster. W innym wypadku jak wytłumaczyć oszustów - lunatyków oferujących swoje usługi na Kasztanowej, czy licznych Dachowćów, którzy udawali słodkie kotki, by zabrać pieniądze i zwiać - nie zważając na udzieloną im opiekę. To prawda, że niektóre środowiska deprawowały bardziej, a inne mniej. Jednak ulica wychowała zdecydowanie więcej szubrawców niż salony. Niektórzy jednak nie potrafili znieść, że inni posiadają więcej niż oni - i dlatego tak często drobna szlachta była pierwsza wśród tłumu rewolucjonistów. Szlachta, która głośno krzyczała o niesprawiedliwości i potrzebie walki, by później wrócić i rugać swoją służbę, że obiad nie był dość ciepły.


Zanim jeszcze Baltazar rozpoczął swoje słowne harce oraz molestowanie biednej Colette, to członkini Stowarzyszenia znana jako agmowa mama z radością przyjęła słowa o tym, że i ona otrzymała plusa. Najpierw zachichotała, co w ocenie Agasharra było całkiem urocze, potem powiedziała:
- Do usług! - Po to by następnie zająć się tym, co robiła wcześniej. Choć dość aktywnie zabierała głos w dyskusji obserwując ją łatwo było zrozumieć, że nieustannie coś robi. W przeciwieństwie jednak do większości jej zadanie nie wymagało aż tyle skupienia i dzięki temu miała także chwilę, by wziąć udział w konwersacji.


Lord Protektor z uwagą wysłuchał zarówno Colette, jak również innych członków Stowarzyszenia Czarnej Róży, którzy zabrali głos na temat Koszmarów. Istoty z czeluści Krainy Snów były niezwykle interesujące. Przede wszystkim przez swoją nieprzewidywalność - wydawały się wymykać wszelkim prawom. Magia Koszmarów różniła się od tej, która jest domeną rzeczywistych istot. Nawet najbardziej bluźniercze zaklęcia Stowarzyszenia, które nie mają swojego źródła w Krainie Snów, poddają się jasnym i precyzyjnym zasadom. Na tę chwilę jednak najważniejsze było rozstrzygnięcie kroków, które należy podjąć - a nie prowadzenie badań.

- Różani Strażnicy znaleźli dziwną substancję na jednym z wozów, ukrytą pod futrami. - Rozpoczął Lunatyk dzierżący Wietrzny Pierścień Czarnej Róży, po czym przybliżył uzyskane informacje dotyczące tej substancji. Na dźwięk jego słów jedna z Ciernistych Wiedźm wystąpiła do przodu i skłoniwszy się pośpiesznie powiedziała:
- Brzmi jak coś niebezpiecznego, zajmę się tym. - a następnie zanim Agasharr zdążył nawet skierować swoje spojrzenie w jej stronę, zniknęła. Uniesiona w górę dłoń, przy obrocie jaki Rosarium wykonał żeby spojrzeć na swój sztab, przypadkiem przeszła przez przestrzeń zajmowaną przed widziadło Baltazara, który odskoczył gwałtownie i krzyknął.
- Rękę na wuja podnosisz!? Ty Kanalio! Twój szczurzy móżdżek nie może znieść, że ta dziewucha bardziej woli mnie, niż Ciebie i do rękoczynów się posuwasz?! Nawet mi Cię nie żal! Bij mnie! Taki słabeusz jak Ty nie jest w stanie skrzywdzić kogoś tak wspaniałego jak ja. Mówiłem już, że w dawnych czasach przygotowaliśmy śniadanie na rozgrzanych pociskach armatnich? I nie używaliśmy żadnych paniczykowatych widelczyków! Wszystko podnosiliśmy własnymi rękoma, a później wycieraliśmy je o kule, które dopiero co spadły. Nie piliśmy jakiegoś mleka, jak źrebięta! Za napój robiła nam krew wrogów. Wiesz jak smakuje krew wrogów? NIe wiesz, bo jesteś mięczak lub inna krewetka! Krew wrogów smakuje jak zwycięstwo! Jak nie mieliśmy akurat żadnych wrogów pod ręką, to piliśmy krew kalek, kobiet, dzieci lub tych co im głowę urwało. To były piękne czasy. Nikt nie narzekał, bo nie byliśmy rozmokłymi gąbeczkami jak wy! Mieliśmy wolę twardą jak skały i gdy potrzebowaliśmy wykopać dół to po prostu pluliśmy na ziemię. W moich czasach kobiety co najwyżej mogły prać ubrania, a nie w sztabie siedzieć! To nie miejsce dla bab, a Ty je tu sprowadziłeś jak na jakąś orgię. I wiesz co? Może byś mi nawet tym zaimponował, ale nie! Tworzysz cyrk, a nie sztab. Zapraszasz kobiety do sztabu jakbyś był rozwydrzonym dziesięciolatkiem. Bez żadnej orgii! I jeszcze mnie tu wzywasz, żebym musiał patrzeć na tę niekompetencję. Gdyby nie twoja przeklęta matka, to dawno bym stąd poszedł. - Jego ton nieco złagodniał, zapewne dlatego że Zjawa zrozumiała, że nie udało jej się niczego osiągnąć, a w międzyczasie Rosarium jeszcze zapewnił wszystkim, że nie mają się czego obawiać. Po pierwsze dlatego, że Wiedźma nie zawiedzie i zabezpieczy materiały wybuchowe, a po drugie dlatego, że potężne zaklęcia chroniące wieżę wytrzymają każdy wybuch. Tymczasem wuj Baltazar kontynuował. - Słuchaj, bo ja obiecałem tej idiotce, że zrobię z ciebie prawdziwego upiornego. Chcesz tu mieć cyrk i zapraszasz kobiety? Niech będzie! Ale chociaż zrób z nich użytek! No dalej! dalej!.


Apel wuja Baltazara był niczym strzała wykonana ze spróchniałego drewna rzucona (a nie wystrzelona z łuku) w kierunku grubego muru z twardego kamienia. Coś powiedział, to fakt, lecz nikt specjalnie się jego słowami nie przejmował. O wiele większe poruszenie wywołała wieść, że jeden ze zwiadowców Czarnej Róży widział osoby, które mogą być Marionetkarzami z Wysp Księżycowych. Tworzenie funkcjonalnych protez różniło się nieco od tworzenia Marionetek, choć w obu wypadkach efekt był podobny - utworzenie sztucznego ciała. Na kontynencie niewielu Marionetkarzy potrafiłoby zrobić coś takiego jak magiczną protezę, a niemal niewiarygodne było, żeby w Mieście Lalek był nie jeden, lecz kilku współpracujących ze sobą Marionetkarzy, którzy mieli “sztuczne” ręce. Najbardziej prawdopodobne wyjaśnienie było takie, że byli to Wyspiarze. Ryzyko pomyłki istniało, lecz było niezmiernie małe.

- Przygotujcie Różanych Strażników na kolejną misję. Sprawdzą doniesienia o Marionetkarzach z Wysp, a w tym czasie zwiadowca niech kontynuuje swoje zadanie. - Jeżeli okaże się, że nieopodal pola bitwy na terenie Zory znajdują się Marionetkarze będzie to potwierdzenie dotychczasowych domysłów Różanego Wywiadu. - Wyspy Księżycowe od tysiącleci trwały w izolacji, a teraz przeniosły swoje problemy na kontynent. Jeżeli Marionetkarze z Lunis współpracują z Milicją Zory, to możemy być pewni, że działania Milicji były skierowane przede wszystkim nie przeciwko Arcyksięstwu, lecz przeciwko Lunis. To jednak nie jest dobra wiadomość, albowiem jakakolwiek choroba trawi archipelag, teraz rozprzestrzeniła się na tereny pod naszą jurysdykcją.


Ciernisty Czarnoksiężnik, który wcześniej był za przepędzeniem kupców siłą i daniem im nauczki ponownie zabrał głos: - Wasza Wysokość, to brzmi jak casus belli.. W wieży zegarowej na kilka chwil zapanowała cisza. Nawet Baltazar był tym wszystkim zdziwiony i rozglądał się z głupkowatym wyrazem twarzy. Wbrew jednak porywczej naturze mężczyzny Rosarium nie mógł już teraz rozpocząć planów podboju wysp. Po pierwsze dlatego, że konieczne było skupienie się na trwającej w Mieście Lalek bitwie, a po drugie dlatego, że nie mógł mieć pewności czy stojąca obok Colette nie doniesie Lunis o jego planach.


Spojrzał na Księżycową Upiorną i uśmiechnął się do niej łagodnie, kolejne słowa kierując tylko do niej:
- Bez względu na to kto wygra, dla Stowarzyszenia najważniejsze w tej chwili jest ustalenie co Marionetkarze z Lunis robią w Mieście Lalek. W związku z tym mam dla Ciebie pewne zadanie, które będzie wymagało użycia artefaktu znajdującego się w Twoim posiadaniu. Jesteś na to gotowa?
Dopiero następnie uniósł spojrzenie w stronę Ciernistego Czarnoksiężnika i odparł:
- Na tę chwilę zajmiemy się pojmaniem tych Marionetkarzy i zdobyciem informacji. Nie wierzę, że Vincent przyjął ich z otwartymi ramionami i obiecał pomoc. Musimy się dowiedzieć jakie są warunki ich umowy i czy rzeczywiście chodzi tu o strach przed starym porządkiem. Gdy zdobędziemy te informacje będziemy musieli złożyć wizytę Vincentowi. Jeżeli do tego czasu nie uda się zlokalizować Koszmaru poinformujemy jego i Eleonorę o potencjalnym zagrożeniu. Wracajmy do pracy. - Zakończył, po czym musnął policzek Colette wierzchnią stroną palców, ażeby dodać Upiornej otuchy. Wszak stawało się już niemal pewne, że wśród delegacji przybyłej na kontynent byli zdrajcy.


Sposób działania Lunis był skuteczny w sianiu terroru, lecz niezbyt sprawiedliwy. Colette miała wybór czy ostrzec swoich rodaków o zagrożeniu ze strony Marionetkarzy, czy też nie. Jeżeli Lunis się dowie o udziale Marionetkarzy i ich zdradzie to nie skieruje swego gniewu przeciwko tym, którzy byli w Mieście Lalek - zapewne Ci będą poza ich zasięgiem, lecz przeciwko Marionetkarzom, którzy wciąż pozostawali na wyspach. Z drugiej strony milczenie mogło oznaczać, że Księżycowa Arystokracja nie będzie gotowa na ewentualną rebelię. Toteż ażeby ściągnąć z niej ciężar Rosarium patrząc na cuchnącą wymianę ognia - na Richardówkę - powiedział: - Musimy zbadać dokładnie tę sprawę, a jeżeli to będzie konieczne dla zapobiegnięcia rzezi, to zawiadomimy Lunis o zdrajcach.


W tych słowach kryła się jednak pewna pułapka. Lord Protektor nie uzurpował sobie władzy, lecz prawo i obowiązek obrony Krainy Luster, a także Szkarłatnej Otchłani. Nie tylko przed wrogami zewnętrznymi, lecz także tymi czyhającymi wewnątrz. Kontynent niemal w całości uznał już jego nowe prerogatywy, lecz wyspy broniły się przed tym - uznając go jedynie za Demonicznego Księcia, równego rodom Lunis. Przekazanie przez Rosarium informacji o zagrożeniu było wyłomem w niewzruszonym dotąd stanowisku Wysp i drogą do objęcia protektoratem także archipelagu.


Druga pułapka kryła się w fakcie, że samo poinformowanie o Marionetkarzach nie oznaczało, że Ci trafią na Lunis. To Stowarzyszenie podejmuje teraz kroki mające na celu ich pochwycenie a więc będą więźniami Czarnej Róży. Agasharr nie miał zamiaru wydawać ewentualnych więźniów Lunis i to bynajmniej nie z poczucia humanitaryzmu. Choć wiedział, że Ci zostaliby przykładnie ukarani za zdradę, to nie troska o ich los była głównym powodem, dla którego Arcyksiążę postanowił pozostawić ich do dyspozycji swojej tajnej policji.




Powrót do góry Go down





Colette
Gif :
Punkt Obserwacyjny SCR 73824387e8e95d09caae6aa88ad993a4
Godność :
Aylin
Wiek :
wizualnie 20 lat
Rasa :
Upiorna Arystokratka
Wzrost / Waga :
160/55
Znaki szczególne :
albinizm, złote rogi
Pod ręką :
Fabuła: wymieniona magiczna biżuteria, Agma Draekwa, Carlunamis
Broń :
Anemon (szabla), sztylet
Zawód :
nadworny grajek i supertajny agent, zabaweczka
Stan zdrowia :
zdrowa
Specjalne :
Administrator, Mistrz Gry
https://spectrofobia.forumpolish.com/t805-colette https://spectrofobia.forumpolish.com/t825-menazeria-colette https://spectrofobia.forumpolish.com/t839-tajna-szpiegowska-skrzynka-colette https://spectrofobia.forumpolish.com/t1078-colette
ColetteKochanka muz
Kochanka muz
Re: Punkt Obserwacyjny SCR
Czw 13 Paź - 16:03

Baltazar, choć będąc niczym więcej niż tylko magiczną imaginacją pewnego archetypu możnego Upiornego, z charakteru, jeśli to można tak nazwać, przypominał Colette wzburzone morze – raz wyciszał się w swoich inwektywach uraczony nieszczerym komplementem, za którym czaiła się ukryta drwina, a raz – na pozór zupełnie niesprowokowany – stawał en garde gotowy do wyrzucania ze swych trzewi coraz to bardziej kreatywnych obelg. Jednak trzeba było przyznać, że mimo swojego w zasadzie syntetycznego „ja” miał w sobie więcej osobowości niż niejedna osoba z krwi i kości, które kobieta (na nieszczęście panny Lucan) spotkała na swojej drodze – miałkich Upiornych próbujących wyróżnić się wśród arystokracji i wypracować swoją społeczną pozycję (którą zresztą oczywiście pokazowo gardzili starając się pokazać, że „oni nie są jak inni wysoko urodzeni”) coraz to bardziej groteskowymi modyfikacjami ciała wykonanymi przez pogardzanych Marionetkarzy (paradoksalnie mimo swej niechęci do warstwy arystokracji spoglądali na ich jako przedstawicieli ras niższych), czy niby niewinne bękartki próbujące wkupić się swoim infantylizmem w pierwszy-lepszy napotkany po drodze ród (te nieszczęśnice z kolei były jedynie niczym więcej niż pośmiewiskiem na salonach, a je same określano mianem tanich nałożnic, których majętni małżonkowie szybko pozbywali się, gdy świadczone przez nie usługi im się znudziły).

Tak też Colette przysłuchiwała się słowom zjawy, choć czyniła to bez większego zaangażowania. Domyślała się, że wchodzenie z nim w jakąkolwiek polemikę było równie bezsensowne jak zamiatanie z piasku plaży: niby można, ale po co? Nie jej rolą było wysłuchiwanie problemów bytu, który nawet nie istniał, ani tym bardziej ich rozwiązywanie. Niezaprzeczalnie jednak nie mogła odmówić sobie tej drobnej przyjemności, by – o ironio – nieco podręczyć samozwańczego szlachcica-awanturnika. Toteż odchyliwszy się to tyłu przeniosła ciężar na jedną nogę i z zaplecionymi na piersi ramionami zwróciła się do Baltazara.
Przynajmniej nie mieli już tylu rzeczy na głowie udając się na zasłużony wypoczynek. — wzruszyła ramionami i uniosła w teatralnie przerysowanym geście dłoń wycelowaną palcami w sufit — A kolegi i rączki już do pracy nie bolały i nie świerzbiły, by coś ukraść… Same plusy! — pomijając oczywiście fakt, że baltazarowi koledzy zapewne istnieli w takim samym stopniu, co sam autor tkliwej historyjki.

Kłamstwem lub przynajmniej pewnym nadużyciem byłoby stwierdzenie, że Colette nie spodziewała się dalej idących kłopotów ze strony zjawy – niemniej na pewno jej obcesowe zachowanie skierowane bezpośrednio w stronę młodej Upiornej z Wysp nie było tym, co panna Lucan przewidywała, a zdecydowanie nie tym, czego pragnęła. Zapewne sama była sobie winna – Baltazar nie obdarzał swoim zainteresowaniem żadnego innego członka Czarnej Róży, którzy to zwyczajnie go ignorowali. Stłamsiła w sobie odruchową chęć odsunięcia się od grubej dłoni jeszcze bardziej krągłej zjawy tłumacząc sobie, że „przecież Baltazar nie istnieje i nie może jej skrzywdzić”. Ale cóż mogła poradzić na głęboki różany pąs, który wpełzł zdradliwie na jej policzki? Colette może i była młodziutka – od zaledwie trzech dekad stąpała po świecie, co tonęło w morzu liczącego nieraz kilka-kilkanaście wieków doświadczenia innych Upiornych; może i była naiwnym dziewczęciem słuchającym się zdecydowanie zbyt często zbyt porywczych emocji – była jednak na tyle bystra, by nie zachowywać się nieadekwatnie do wieku. I choć nie należała do grona osób obeznanych z owymi tematami, bez wątpliwości potrafiła odgadnąć zamysł bluźnierczej zjawy. Wszak na pewno nie chciał z nią grać w pokera (no chyba, że w tego rozbieranego).

Toteż w pierwszej chwili panna Lucan nie wiedziała, jak ma zareagować – chęć siarczystego spoliczkowania zjawy szlachcica wydała się jej równie absurdalna co zachowanie rzeczonego widziadła. Zebrawszy myśli po chwili skupienia rozluźniła dotychczas spięte mięśnie ramion i postąpiła krok do przodu, bezceremonialnie wchodząc w rękę Baltazara tak głęboko, że jego dłoń wyszła plecami kobiety.
Z racji naszej aktualnej sytuacji pragnę zauważyć, że nie zabrzmiało to jak matrymonialne zaproszenie do amorów, a jak dziwna i szemrana oferta praktyk nekromanty-amatora. Na razie nie śpieszno mi rozstawać się ze swoim drogim życiem, zatem podziękuję. — odparła z uśmiechem i być może żałowała, że kula ognia rzucona przez samozwańczą agmową mamę nie uczyniła niczego poważniejszego Baltazarowi.

Jednak jej drobna utarczka pozostawała niezauważoną wśród bardziej naglących spraw – nie zebrali się przecież tu tylko po to, by byś świadkami licznych ekscesów Baltazara. Był to powód, dla którego i Colette odsunęła się od zjawy, nie rezygnując jednak z przedsięwziętego wcześniej planu uprzykrzania życia „upierdliwemu przodkowi”. Czekała na dogodną okazję, a ta zapewne miała się wkrótce nadarzyć.

Ukryta substancja przemycona na wozie kupieckim brzmiała jak wybuchowa zabawa, jednak jedna z Wiedźm zajęła się nią odpowiednio szybko. Brwi Upiornej zmarszczyły się pogrążając jej jasne oczy w ciemnościach – w uszach rezonowały jej słowa Upiornego wypowiedziane w salonie tuż przed samą bitwą. Stowarzyszenie bez wątpienia miało licznych wrogów, lecz ci zdawali się byś bestialsko zaślepieni w swoich destrukcyjnych dążeniach. Wystarczył tylko rzut oka na uwijające się czarownice czy chociażby cień rozsądku by spodziewać się, że Wieża Zegarowa starego ratusza była najbardziej chronionym miejscem w najbliższej okolicy. Wniosek nasuwał się jeden – działania te, o ile nie przedsiębrane przez zwyczajnego szaleńca lub osobę przeceniającą własne możliwości, miały być wycelowane w zwykłych ludzi szukających schronienia w cieniu Czarnej Róży. Bez wątpienia byłby to poważny cios nie tyle w zasoby, co wizerunek Protektoratu – nie potrafiłby wszak otoczyć opieką potrzebujących szukających pomocy u jego stóp.

Choć Baltazar bez wątpienia bardzo usilnie próbował zwrócić na siebie uwagę zebranych, to jego donośny głos niknął w poruszeniu, jakie wywołała kolejna wiadomość przekazana członkom Stowarzyszenia. Wiadomość, która sprawiła, że Colette poczuła, jak krew odpływa jej z koniuszków palców i twarzy, pogrążając wspomniane miejsca w nieprzejednanym chłodzie. Zachwiała się, lecz by zamaskować ten ruch wsparła się dłonią o barierkę.

Pojawienie się Księżycowych Marionetkarzy na kontynencie paradoksalnie zarówno komplikowało sprawy jak i rozwiązywało niewyjaśnione dotychczas kwestie. Zapewne Vincent Zora działał z inspiracji wyspiarzy, wyjaśniał się też sens przemowy przez niego wygłoszonej, w której wskazywał, że prawdziwym wrogiem jest nieszczęsny Lae’phel. Generał, który był twarzą Księżycowej Arystokracji na kontynencie, nie trudno więc w tym przypadku o zastosowanie prostej analogii – działania Milicji skierowane były bezpośrednio przeciwko Upiornym z Lunis. Było to oczywiście spójne z ich dotychczasowymi działaniami. Stawka zdawała się być wysoka, a konsekwencje wygrania Zorczyków konfliktu w Mieście Lalek daleko idące – panna Lucan przypuszczała, że na metropolii Marionetkarzy się nie skończy, a Vincent razem ze swoimi sprzymierzeńcami zza morza postanowi uderzyć w Lunis.

Colette czuła, jak zimne żądło strachu zagłębia się w jej brzuch i paraliżuje wolę. Zagrożony był nie tylko abstrakcyjny byt, jakim była Księżycowa Arystokracja, ale przede wszystkim jej bliscy i rodzina. Marionetkarze zapewne krwawo odpłacą się za wszelkie przejawy władzy narzucone im przez Upiornych, gdy tylko będą mieli do tego stosowną okazję.

Rzuciła badawcze spojrzenie Rosarium, który nie wydawał się być poruszony nowinami. Kobieta nie mogła dociec, czy jego postawa spowodowana była stoickością arcyksięcia, czy posiadaną przez niego wiedzą – nie mogła wykluczać, że wiedział o tym wcześniej, lecz nie podzielił się z nią tą informacją.
Bez wątpienia jest to sytuacja… bezprecedensowa, jeśli można to tak ująć. Nie zaprzeczę, że to dla mnie bardzo duże zaskoczenie. — uniosła dłoń do brody i ujęła swój podbródek pomiędzy kciuk i palec wskazujący — Ciekawe, jak udało im się wydostać z Archipelagu, skoro granica morska nawet pomiędzy poszczególnymi wyspami jest tak pilnie strzeżona…  — westchnęła i spojrzała w oczy Upiornego — Z chęcią się do czegoś przydam, zwłaszcza, gdy nowoodkryte fakty okazują się być bardziej niż interesujące.  

Zimne i nieczułe palce z małym trudem odczepiły Carlunamis ze skórzanego paska, a Colette opuszkami przebiegła po cienkich, srebrzystych strunach magicznej harfy w duchu ponaglając swoją krew, by szybciej wypełniła kończynę ciepłem – zgrabiałymi z chłodu dłońmi nie sposób grać. Pulsu nie przyspieszyła jej również świadomość, że Upiorny wie o jej małej, słodkiej muzycznej tajemnicy. Wywiad Stowarzyszenia działał wszak zadziwiająco sprawnie.

Sprawa zdawała się ją przerastać, a panna Lucan wiedziała, że musi zająć się czymkolwiek, by tylko nie poświęcać uwagi swoim fatalistycznym myślom. Choć zapewne chciałaby pognać i napisać list z informacjami o wywrotowej działalności Księżycowych Marionetkarzy na kontynencie, to wiedziała, że nie może tego uczynić. Była dopuszczona do tajemnic, o których mówić nie mogła, a nie wiedziała też, z jaką siłą przekazana przez nią informacja rozprzestrzeni się po Lunis. Spodziewała się jednak, że gdyby te informacje wyszły na jaw, w ułamku sekundy okrzyknięta byłaby zdrajczynią Czarnej Róży. Wiedziała jednak, że teraz niczego nie wskóra, a podjęciem decyzji co do swoich czynów postanowiła zająć się dopiero po bitwie. Przymrużyła oczy na drobną pieszczotę ze strony Rosarium i westchnęło cicho. Cóż mogła poradzić, że głowa sama jej się odchyliła za ręką mężczyzny?
Oczywiście, Lordzie Protektorze.  

Powrót do góry Go down





Vyron
Gif :
Punkt Obserwacyjny SCR 5PUjt0u
Godność :
Vyron Laraziron
Wiek :
Wygląda na 30 lat
Rasa :
Upiorny Arystokrata
Wzrost / Waga :
182 cm / 76 kg
Pod ręką :
Sakiewka z pieniędzmi, sakiewka z kryształowym pyłem, oprawiony klejnot "Tchnienie Muzy", pałasz, rewolwer czarnoprochowy typu Le Mat, sztylet w cholewie buta.
Broń :
Pałasz, rewolwer typu Le Mat, sztylet w bucie
Zawód :
Dręczyciel ludu pracującego i pasożyt społeczny
Specjalne :
Mistrz Gry
https://spectrofobia.forumpolish.com/t141-vyron-laraziron https://spectrofobia.forumpolish.com/t1124-vyron
VyronDemoniczny Książę
Demoniczny Książę
Re: Punkt Obserwacyjny SCR
Sob 15 Paź - 21:17
Skrzypienie osi i stukot kół wozu o bruk, jaki dochodził zza jego pleców, poinformował Vyrona, że otyły kupiec zaczął, wraz ze swoim towarem, oddalać się z miejsca, które do tej pory zajmował. Tym co sprawiło, że powracający aktualnie na swoje poprzednie miejsce mężczyzna obrócił głowę i spojrzał w ślad za oddalającym się kupcem, był stuknięcie o bruk blaszanego pudełeczka, które wypadło z kieszeni niefortunnego kupca Fortunata.
Odwrócił się i powolnym, można powiedzieć, że ostrożnym krokiem, podszedł do pudełka. Nim się po nie schylił, przez chwilę oglądał je leżące na ziemi. Nie wybuchło, nie wypuściło z siebie żadnego zielonego gazu ani nie rozpyliło białego proszku, a zatem w obiegowej opinii nie wydawało się być niebezpieczne. Co najwyżej wyglądało dziwacznie.
Podniósł blaszane pudełko i zerknął do środka, po czym podniósł wzrok na kupca.
Przez chwilę chciał zawołać imć Fortunata i oddać mu zgubę, ale … po pierwsze nie bardzo mu się chciało zatrzymywać Śmierdziela dłużej niż było to konieczne, a po wtóre nie bardzo wiedział jak ma to zrobić.
Krzyknąć za kimś takim, jak ów kupiec „Hej! Panie Kupcze!” ni jak nie chciało mu przejść przez gardło. Koniec końców po takich „panach” jak spasiony Fortunat, on sam i całe pokolenia Larazironów przed nim, zwykły na koń wsiadać. Podbiegnięcie kawałek i ryknięcie na całe gardło „Hej, ty! Kupcze! Zatrzymaj się!” mogłoby doprowadzić do niepotrzebnego popłochu i odnieść skutek przeciwny do zamierzonego, a zawołanie kupca w sposób mało elegancki, choć, co by nie mówić, niemal zgodny ze stanem faktycznym „Ejże! Świnio otyła i śmierdząca!” albo „Poczekaj no Wieprzu Niemyty!” mogło utrudnić całą operację (brakowało tu tylko rzucającego się jak wesz na grzebieniu, urażonego na honorku kupczyka) i sprawić, że koniecznym stałoby się użycie siły.
Zdecydował się zatem schować zapakowany w pudełko Zegarmistrzowski Przysmak do wewnętrznej kieszeni szaty. Kto wie, może kiedyś przyjdzie czas, że Spaślak upomni się o swoją zgubę (albo raczej zażąda rekompensaty za nią), a wtedy dostanie ją z powrotem.
Ponownie odwrócił się i ruszył w stronę z której przyszedł. Przez chwile przyglądał się temu co robią pozostali, ale nie wyglądało na to, by ktokolwiek z tu obecnych potrzebował pomocy lub wsparcia.
Widząc to, co dzieje się przy wozie z futrami, zbliżył się kolka kroków w stronę pojazdu, by w razie gdyby Themis ruszył w pogoń za kupcem, zabezpieczyć zarówno teren wkoło, sam pojazd jaki i to, co znajdowało się wśród albo pod futrami, a co sprawiło, że kupiec postanowił uciekać.
Pojawienie się osoby z masce SCRu sprawiło, że nieco się rozluźnił i odsunął od wozu, a gdy przyszło nowe polecenie ruszył pod wierzę zegarową, zostawiając wóz i ładunek nowo przybyłej.
Gdy wraz z innymi dotarł pod schody wieży i rozpoczęła się odprawa, nim sięgnął po perłę postanowił dopytać o szczegóły.
- Mamy zachować wobec nich względną neutralność, czy też mamy zgodę na pochwycenie „języka” i pozyskanie odeń „informacji operacyjnych”? – zadał pytanie i popatrzył stronę jegomościa, który przedstawił się jako Los.
Dopiero teraz sięgnął po perłę.
Gdyby to od niego zależało to ….

Powrót do góry Go down





Gawain
Gif :
Punkt Obserwacyjny SCR 5PUjt0u
Godność :
Gawain Keer
Wiek :
Wygląda na około 30 lat.
Rasa :
Cień
Wzrost / Waga :
183 cm / 76 kg
Znaki szczególne :
Czarne twardówki oczu, bursztynowe tęczówki, cienka blizna na brodzie od lewego kącika ust
Pod ręką :
klucz do domu Yako i mieszkania, pieniądze // Event:
Broń :
Nóż ceramiczny, sztylet, kusza
Zawód :
Najemnik do prac wszelakich, zielarz
Specjalne :
Administrator, Strażnik toku fabuły
https://spectrofobia.forumpolish.com/t225-gawain-keer https://spectrofobia.forumpolish.com/t226-nie-az-takie-tajne https://spectrofobia.forumpolish.com/t250-kontakt-z-keerem https://spectrofobia.forumpolish.com/t1085-gawain
GawainDręczyciel
Dręczyciel
Re: Punkt Obserwacyjny SCR
Nie 16 Paź - 20:11
Ledwo puścił w świat obwieszczenie o zdobycznym wozie, usłyszał przy sobie charakterystyczny trzask, świadczący o czyjejś teleportacji. Wzdrygnął się delikatnie, ale wątpił, by ktoś to zauważył. Zamiast roztrząsać to, jak wypada w oczach innych nieznajomych, wolał skupić swą uwagę na przybyszach. Dwójka Lunatyków przedstawiła się jako Oko i Eko i była bardziej niż ochocza do przejęcia transportu alkoholu. Nie, żeby zaraz podejrzewał ich o coś zdrożnego!
-Zbędna aliteracja - przeszło mu przez myśl. Wątpił, by ktoś świadomie wybrał takie pseudonimy, mogące wskazywać na bliźniacze pokrewieństwo. Może działali w duecie od lat i stąd takie ciągoty.
Wymienił podstawowe formuły, obustronnie potwierdzili swoje stopnie i rozkazy, po czym przekazał wóz i tyle widział Lunatyków. Zawsze to trochę lżej, gdy nie trzeba pilnować delikatnego towaru. Niech służy mieszkańcom.
Niezależnie od tego, co Notos postanowił zrobić z handlarzem futrami, Keer pociągnął za płaszcz u dołu. Spod podrabianych soboli, osmalonego niedźwiedzia i kociąt usiłujących udawać zające, dojrzał wazy opatrzone charakterystycznymi malunkami. Ukradkiem obejrzał się na Enyo i jednym palcem uchylił jedną z pokryw. Jego oczom ukazała się zielonkawa maź, która skutecznie przyspieszyła mu tętno, choć jej zadaniem było jego zatrzymanie.
- Dawno nie widziałem tego świństwa - wypluł z siebie te słowa, nie ukrywając emocji. Równie ostrożnie opuścił zamknięcie i odsunął się od wozu, by dojrzeć kogoś, kto przedstawił się jako Nidya. Przez chwilę owładnęła nim wizja szybkiej śmierci w wybuchu, lecz dowództwo potwierdziło tożsamość zamaskowanej agentki.
Odetchnął z ulgą i życzył jej powodzenia. Umiejętności czy nie, miała rację, zachowując dalece posuniętą ostrożność.
Nic tu po nich. Nadszedł czas, by udać się pod Wieżę Zegarową i ciągnąć bal dalej.
Podczas odprawy przyłączył się do pytania postawionego przez Enyo.
- Na ile działamy incognito lub, jak to jego Arcyksiążęca mość woli, jako niezależni obserwatorzy? Wolałbym nie wywoływać dyplomatycznego skandalu zwykłą misją wywiadowczą - w chrapowatym, zniekształconym przez maskę głosie pobrzmiewała kpina. Bynajmniej nie z władzy, czy wojaczki, a ogólnego charakteru operacji. Oraz samego Losu. Jak to mówili? Wy będziecie wypełniać papierki, my idziemy się zabawić. Z takimi partnerami mógł to powiedzieć. Póki co, żaden nie okazał się być nadmiernie pobudzony, agresywny czy w ciemię bity. Żadnego podjudzania, przyjmowania w łapę i podśmiechujek z uciemiężonej ludności.
- Ale na pewno nie chcecie nas z powrotem? - zaśmiał się, sięgając po perłę, po czym zbliżył ją do spiżowych ust maski, by wraz z tym gestem przenieść się ku zapowiedzianemu zwiadowcy.


Punkt Obserwacyjny SCR PbcKfC9

Ekwipunek:

Aktualny ubiór:


Powrót do góry Go down





Thorn
Gif :
Punkt Obserwacyjny SCR 5PUjt0u
Godność :
Aeron Vaele
Wiek :
Ponad 500 lat / Wizualnie lekko ponad 30.
Rasa :
Upiorny Arystokrata
Wzrost / Waga :
182/100 (same rogi trochę ważą).
Znaki szczególne :
Opalizujące granatem, duże, zakrzywione rogi. Tęczowe oczy.
Pod ręką :
Broń, zegarek kieszonkowy, sakiewka z pieniędzmi, mały notesik i długopis.
Broń :
Rapier.
https://spectrofobia.forumpolish.com/t139-thorn https://spectrofobia.forumpolish.com/t949-ksiegi-klamstw https://spectrofobia.forumpolish.com/t1119-thorn
ThornDemoniczny Książę
Demoniczny Książę
Re: Punkt Obserwacyjny SCR
Nie 16 Paź - 22:54
Chociaż konfrontacja z kupcem ostatecznie okazała się być sprawą nie tak trudną, jaką być mogła, Aeron poczuł, jak na dosłownie niedługą chwilę w jego umyśle wykwitają wątpliwości. Czy ta batalia miała w ogóle sens? O konflikcie dowiedział się już dawno i obserwował zmagania z boku, celowo nie afiszując się z własnym zdaniem. Uciekał w obowiązki związane z własnymi ziemiami, kończył sprawy dotyczące Kła Pustyni i przywiezionych stamtąd istot... Wszystko, by tylko stać z boku i obserwować, jak w piaskownicy zwanej Krainą Luster, grabkami i łopatkami tłuką się dwie zwaśnione strony.
Działanie pod auspicjami SCR było wygodne. Nie dość, że mógł brać udział pozostając nierozpoznanym, to jeszcze dodatkowo w razie problemów miał nad sobą Arcyksięcia Rosarium. Jeśli zajdzie taka potrzeba, to jego wskaże jako tego, który wydawał rozkazy. Czyż nie tak w istocie było?
Po zakończonej dyskusji z kupcem, wrócił do pozostałych i pozostając milczącym, wysłuchał słów Nidyi. Nie znał się na substancjach szkodliwych na tyle, by wiedzieć z czym mają do czynienia. Zdał się na pozostałych towarzyszy, którzy postanowili zadać kilka pytań.
Kiedy polecono im, by udali się do Wieży, młody Vaele nie zwlekał. Pewnym krokiem dotarł na miejsce i z mieszającymi się w głowie jak w kotle emocjami, wysłuchał dalszych rozkazów.
Nie musiał zabierać głosu, Enyo i Somnifer poruszyli najważniejsze kwestie. Oddychając na bok męczące go myśli, sięgnął po jedną z pereł i wsunął ją w mrok maski, by w następnej chwili przenieść się w nieznane.
Co przyniesie los? To się okaże.


Alden - #DC143C
Bianka - #228B22
Caius - #4169E1
Kaevan - #DAA520

Powrót do góry Go down





Themis
Gif :
Punkt Obserwacyjny SCR 4c0f17d443cdf9f64333b7b26c7cd920
Godność :
Arthemis Magnus "CzyżyK" Pavoris
Wiek :
wizualnie 22 lata
Rasa :
Szklany Człowiek
Wzrost / Waga :
180/72
Znaki szczególne :
wysoki, patykowaty z kryształem między oczami i dużą, czarną blizną na klatce piersiowej
Pod ręką :
Bolerko-niewidko, Magiczny Złodziej, broń, sakiewka z pieniędzmi
Broń :
dwie krótkie szable (Notos i Euros)
Zawód :
najemnik
Stan zdrowia :
zdrowy
https://spectrofobia.forumpolish.com/t677-themis https://spectrofobia.forumpolish.com/t937-skrzynka-pocztowa-arthemisa-pavoris https://spectrofobia.forumpolish.com/t1118-themis
ThemisZłodziej Marzeń
Złodziej Marzeń
Re: Punkt Obserwacyjny SCR
Czw 20 Paź - 15:09

Mający czyste sumienie prawowity obywatel i szanowany kupiec nie podjąłby próby ucieczki przed funkcjonariuszami arcyksiążęcej policji porzuciwszy cały swój handlarski dobytek. Themis wiedział więc, że coś się dzieje. Mężczyzna był niski, chuderlawy i utykał na jedną nogę – dogonienie go dla posiadającego bitewne doświadczenie Szklanemu zbędnego problemu. Po kilkunastu metrach biegu już trzymał szamoczącego się kapłana pieniądza za fraki i prowadził go w stronę reszty stowarzyszenia.
Jak się okazało wkrótce, Notos podejrzenia miał słuszne, a kupiec rzeczywiście zamierzał się porządnie rozerwać – choć być może on sam miał nie ucierpieć w trackie całej tej bombowej zabawy. Widząc mały sekret, którego Nidya dokonała odkrycia, handlarzyna wypierał się i zarzekał, że po raz pierwszy widzi na oczy te wszystkie dzbany i on nie rozumie, o co chodzi. Bądź co bądź rola niańki-strażnika pełniona przez Themisa dobiegała końca i z nieukrywanym zadowoleniem powierzał uciekiniera w ręce pozostałych członków Stowarzyszenia, którzy zapewne odpowiednio zajmą się nowym gościem komnat tortur.

I w tym momencie pojawił się Los, cały na czerwono – czarno! Pavoris odpowiedział na jego grzeczność skinięciem głowy i przyjął oferowaną przez niego perłę, którą następnie bawił się palcami wysłuchując przekazywanych przez niego informacji.
- Wyspiarze na kontynencie?  - powtórzył w zamyśleniu słowa Losu – Wiemy, jak dużych ich sił możemy się spodziewać? Dysponujemy mniej więcej informacjami o tym, czego możemy się spodziewać na miejscu? Raczej nie całej armii Marionetek? – idąc w teren wypadało znać swojego oponenta, ażeby móc dostosować taktykę do sytuacji. Zwłaszcza, gdy wróg był na tyle orientalny, by bawiący się perłą Themis nie wiedział o nim zupełnie niczego.

Powrót do góry Go down





Tyk
Gif :
Punkt Obserwacyjny SCR D93840e52cb57748d5a24bdfa761040295dab6ee
Godność :
Lord Protektor, Arcyksiążę Agasharr I Rosarium
Wiek :
30 lat
Rasa :
Upiorny Arystokrata
Wzrost / Waga :
178/75
Pod ręką :
Alphard (Rubeol), Forets (Tenebrae), Divard, zabawki
Zawód :
Lord Protektor Krainy Luster
Specjalne :
Główny Administrator
https://spectrofobia.forumpolish.com/t233-agasharr-rosarium#284 https://spectrofobia.forumpolish.com/t914-archiwa-arcyksiazece https://spectrofobia.forumpolish.com/t497-kancelaria-arcyksiazeca https://spectrofobia.forumpolish.com/t1121-tyk
TykArcyksiążę
Arcyksiążę
Re: Punkt Obserwacyjny SCR
Nie 23 Paź - 20:26


Punkt Obserwacyjny SCR


Wątek Tyk, Colette


Wieża Zegarowa zajęta przez Stowarzyszenie Czarnej Róży na sztab organizacji w okolicach Mostu Korzennego gromadziła informacje ze wszystkich stron. Dlatego mogło się wydać dziwne, że wieża ucichła. Jednak nie w sposób zupełny.

Członkowie Stowarzyszenia wymieniali się uwagami na temat tego co działo się na polu bitwy. Zora wyprowadziła swój cios i nadchodzące minuty miały zdecydować o tym, czy rodzina Fyorersole wytrzyma uderzenie. Nie oznacza to jednak, że poza Richardówką nie działo się nic. Przemieszczano oddziały, przygotowywano się do walk, które miały wyjść poza północny brzeg rzeki.


Kąśliwe i niestosowne uwagi wuja Baltazara nie milkły nawet na chwilę, a wręcz przeciwnie - zjawa starała się coraz bardziej zwrócić na siebie uwagę Stowarzyszenia i wzbudzić czyjąkolwiek irytację. Na swój sposób los Baltazara był tragiczny.


Wciąż dyskutowano intensywnie nad znaleziskiem jednego ze zwiadowców, któremu udało się natrafić na Marionetkarzy z Wysp Księżycowych. Działanie Czarnej Róży musiało wziąć pod uwagę trzy ważne czynniki. Po pierwsze nie chodziło o likwidację Marionetkarzy - ta oznaczałaby brak jakichkolwiek informacji. Po drugie było prawdopodobne, że Ci współpracują z Milicją Zory - trzeba było uważać, ażeby działania Stowarzyszenia nie uczyniły z niego strony w konflikcie. Ostatnia kwestia dotyczyła szybkości działania. Wykryci Marionetkarze z Wysp na pewno nie będą zwlekać.


Sytuacja była o tyle bardziej paląca, że zwiadowca Stowarzyszenia został zaatakowany przez jednego z Marionetkarzy i zwłoka w działaniu mogła doprowadzić do start po stronie Czarnej Róży - co byłoby wyjątkowo dotkliwe jak na to, że Róża nie jest nawet stroną bitwy.

Kolejka: Dowolna

Wątek Gawain, Thorn, Themis, Vyron


Gdy wszyscy wzięli już swoje perły, mające przenieść ich do wyznaczonego zwiadowcy, pozwolono im również na zabranie złotej perły z drugiego zestawu:
- Zwiadowca, do którego się przeniesienie ma inne zadanie, a zatem potrzebujecie perły na wypadek, gdyby konieczne okazało się skierowanie dodatkowych członków Stowarzyszenia do walki. - Dopiero wtedy padły odpowiedzi na pytania zadane przez oddział Czarnej Róży.
- Nie wiemy jak liczni są Marionetkarze z Wysp Księżycowych i czy są sami, czy też razem z Milicjantami Zory. W budynku, który został określony jako ich kryjówka - a wasz cel - nie powinno być więcej, niż pięć osób. Niestety nie możemy liczyć na ciepłe powitanie. Zwiadowca, któremu udało się odkryć trop, którym podążycie został zaatakowany. Zatem musicie macie zgodę na użycie siły, ale waszym głównym celem jest zdobycie informacji. Jeżeli to będzie możliwe starajcie się raczej wziąć jeńców, niż zmuszać nasze Wiedźmy i Czarnoksiężników do wyciągania odpowiedzi ze zmarłych. Jeżeli napotkacie na większy opór za pomocą złotej perły otrzymacie niezwłocznie posiłki.

Na zakończenie przekazano im kolejne perły, z tego samego pudełka, w którym znajdowała się ta złota, zdradzając tym samym, że położona na nim złota perła nie była z tego samego zestawu.
- Za pomocą tych pereł wrócicie do Wieży Zegarowej. Użyjcie ich gdyby sytuacja wymknęła się spod kontroli a wasze życie były zagrożone, a także wtedy gdy uda wam się pochwycić jeńców. Nie muszę mówić, że najlepiej byłoby, gdybyście wykonali całe zadanie tak sprawnie, że nikt nawet nie zauważyłby, że byliście na miejscu.
Po tych słowach członkowie Stowarzyszenia mogli wyruszyć po wysłuchaniu rozkazów, dodatkowych wyjaśnień oraz przyjęciu wszystkich pereł.

Jedna osoba - możecie sami ustalić kto to będzie - powinna wziąć złotą perłę. To jest ostatni post w Punkcie Obserwacyjnym Stowarzyszenia Czarnej Róży i ostatnia szansa na zadanie dodatkowych pytań. Jeżeli jednak uważacie, że nie jest to konieczne to proszę napisać posta w tym temacie.

Kolejka: Dowolna

Gracze mają czas na napisanie posta do 5 listopada.
Mogą w tym czasie wymienić między sobą 1 post na gracza.

Powrót do góry Go down





Tyk
Gif :
Punkt Obserwacyjny SCR D93840e52cb57748d5a24bdfa761040295dab6ee
Godność :
Lord Protektor, Arcyksiążę Agasharr I Rosarium
Wiek :
30 lat
Rasa :
Upiorny Arystokrata
Wzrost / Waga :
178/75
Pod ręką :
Alphard (Rubeol), Forets (Tenebrae), Divard, zabawki
Zawód :
Lord Protektor Krainy Luster
Specjalne :
Główny Administrator
https://spectrofobia.forumpolish.com/t233-agasharr-rosarium#284 https://spectrofobia.forumpolish.com/t914-archiwa-arcyksiazece https://spectrofobia.forumpolish.com/t497-kancelaria-arcyksiazeca https://spectrofobia.forumpolish.com/t1121-tyk
TykArcyksiążę
Arcyksiążę
Wśród Arystokracji Krainy Luster istniało wiele pradawnych zasad, z którymi Rosarium nie do końca się zgadzał. To jednak nie tak, że wuj Baltazar je reprezentował. Zjawa kierowała się wyłącznie jakimś nieopisanym magicznym przeczuciem jakie działanie mogłyby wywołać irytację przywołującego. Spójność, czy konsekwencje nie były rzeczą pożądaną w rytuale. Wprowadziłyby przewidywalność i znacząco ułatwiły jego zakończenie.

Kierowanie się niewyjaśnionym, wymykającym się logice przeczuciem powodowało, że Zjawa nie widziała problemu w tym, by w ciągu sekundy zmienić całkowicie swoje zachowanie. Zamiast triumfalnych okrzyków popaść w płacz, zamiast melancholijnego smutku roześmiać się.

Rzeczywiste istoty były obciążone przez swoje doświadczenie oraz nie zmieniały swego nastawienia bez powodu, niemalże natychmiast. Toteż były bardziej przewidywalne. Z drugiej strony najpewniej ciekawsze, gdyż tworzyły wielką, spójną całość.

- Widzisz Kołek? Dziewucha dobrze gada. Weź choć raz posłuchaj młodszych i starszych, a nie tylko własnego tyłka. Wtedy może coś osiągniesz. Będziesz zachowywał się jak prawdziwy arystokrata, a nie paproć. - Trudno oczywiście zrozumieć co dla wuja Baltazara byłoby zachowywaniem się jak prawdziwy arystokrata. Jest to raczej wygodny frazes, który ma ugodzić - poprzez zanegowanie tożsamości słuchacza. Agasharr nie poświęcił słowom wuja Baltazara zbyt wiele uwagi. Znał wszak takich, którzy zbyt dosłownie traktowali rogi zdobiące głowy Upiornej Arystokracji i przypisywali im wszelkie złe czyny i wszelką niegodziwość. Zupełnie lekceważąc jak nieuzasadnione i pełne dyskryminacji było to stanowisko. Wuj Baltazar był im zresztą podobny, bo znał się całkiem dobrze na dyskryminacji, nawet wtedy gdy próbował być mily.
- Panienka ładna, słodka. Kompletnie nie pasuje do tej brudnej, brutalnej wojny gdzie krew się leje, flaki tryskają we wszystkie strony jakoby gejzery, a i zapach... Cuchnie tam gorzej niż w stajni. Panienka ślicznie pachnie, więc może i chciałaby się zająć śliczniejszymi rzeczami? Ja to, nie chwaląc się, całkiem przedni jestem kucharz. Pójdzie panieneczka ze mną na stronkę, popichcimy odrobinkę. Raz dwa a będą gotowe pyszne bułeczki z nadzieniem. Mówię panieneczce palca lizać! Nawet kołek będzie zadowolony. Kołek, jeżeli będziesz zadowolony to nic nie mów!

Wuj Baltazar nie był zatem za bardzo przejęty odmową. Bez wątpienia chciał porozmawiać z kimś, kto będzie zwracał na niego uwagę i zajmował się jego dziwnymi, niezbyt sensownymi ofertami. Choćby w ten sposób, że będzie je odrzucał. To dla niego lepsze niż chłodne i bolesne milczenie.

- Ranek już dawno minął, a więc noc - pora zjaw za nami. Jakbyś chciała się pozbyć wuja Baltazara, który nie wie, że Arystokratki rzadko zaglądają do kuchni, bo piece niezbyt się lubią z długimi sukniami i włosami, to mów. Mam już pewien plan. - Powiedział uśmiechnąwszy się łagodnie do wyspiarki. Czym przy okazji wywołał gniew wuja Baltazara.
- Ty gadzie! Miałeś milczeć! Ty wiesz kim ja jestem?! Wujem Baltazarem! Mnie nie można się tak po prostu pozbywać! - Po czym Zjawa rzuciła jeszcze kilka mniej cenzuralnych przekleństw w kierunku Lorda Protektora.

Musiała jednak przestać wypowiadać swe przekleństwa, albowiem temat odsunął się od wuja Baltazara i znów trzeba było umieścić się w centrum rozmowy.

- Księżycowi, śmięcizycowi. Też mi wielkie halo! Choćby przybyli i ze słońca, to ich to problem. Czy wy wiecie co potężny Wuj Baltazar niegdyś wyczyniał z takimi księżycówkami? Nie? To ja wam opowiem! - Lecz zamiast opowiadać zaczął się rozglądać. Bez wątpienia szukał publiki.

Jednak to nie on a Colette znalazła członka Stowarzyszenia, który zwrócił na nią uwagę. Ciernisty Czarnoksiężnik zwrócił się do kobiety, lecz tak wprawdzie mówił do wszystkich - dzieląc się posiadaną wiedzą:
- Najprawdopodobniej przybyli tutaj wraz z Lae'phelem, czy wcześniejszą delegacją Lunis. Wyspiarze zaprzeczają, lecz to oczywiste, że nie przyznają się, że gdy tylko postawili stopę na kontynencie to część ich lekarzy i służby gdzieś zniknęła. Kazałem sprawdzić, czy doszło do nietypowych aresztowań, lecz wieści z Lunis nie płyną tak szybko, jakbyśmy tego chcieli.

Arcyksiążę zastanawiał się nad tym wszystkim w milczeniu, spoglądając na toczące się w Richardówce walki. Choć pozycja Stowarzyszenia była znakomita, Czarna Róża nie mogła stwierdzić kto wygrywa starcie. Mieli jedynie poszlaki. Wciąż wielu czarnych weteranów Zory pozostawała na zewnątrz. To stwarzało dla nich zagrożenie i świadczyło, że nie osiągnęli swego celu w postaci zmiażdżenia oporu Fyortersoli. Nie wykluczało jednak możliwości niechybnego załamania się obrony. Przywódca Stowarzyszenia spojrzał na Colette i wyciągnął ku niej dłoń zwróconą wnętrzem ku górze, by zaprosić do ujęcia jej przez Upiorna. Jeżeli odpowiedziała na ten gest, to przyciągnął ją o dwa, może trzy kroki w swoją stronę.
- Zarówno my, jak również Marionetkarze z Lunis znają wagę naszego odkrycia. Nie możemy lekkomyślnie liczyć na to, że będą chcieli z nami rozmawiać. Musimy być gotowi na to, że obok bitwy gangów, my stoczymy kolejną, nieco mniejszą, lecz nie mniej istotną. Przekażcie naszym, że ich celem jest zebranie informacji i pochwycenie jeńców, lecz wolno im użyć wszelkich dostępnych środków. Jeśli nie będzie się dało ich pochwycić - z ciał również da się uzyskać pewne informacje.
Nie było czasu na konsultacje i słuchanie doradców, a więc tym razem Lord Protektor nie zwrócił się do swoich ludzi. Słowa Lunatyka dzierżącego pierścień wiatrów utwierdziły go tylko w tym przekonaniu.
- Już przekazuję. Poinformowałem też naszego zwiadowcę, że może odpowiedzieć na atak, którego doświadczył ze strony strażnika magazynu - Marionetkarza z Wysp.
Agasharr kiwnął tylko głową, że akceptuje poczynania Lunatyka i zwrócił swą twarz ponownie w stronę bitwy. Choć ta nagle przestała mieć takie znaczenie, jak jeszcze chwilę wcześniej.
- Koliber, podejdź. Chcę mieć możliwość obserwacji tego co dzieje się w magazynie zajętym przez wyspiarzy. - Jedna z Ciernistych Wiedźm zajęta stojąca dotychczas w ciszy, jakby nieobecna, spojrzała najpierw w stronę mówiącego do niej Lorda Protektora, a potem ukłoniwszy się szybko ruszyła w stronę Tyka i Colette.

- Wiesz co Kołek, popatrzeć to i ja lubię. Ale wziąłbyś nie tchórzył i sam poszedł. Ja obiecuję się zaopiekować paniami. Zobaczysz będzie, że mucha nie siada. Przyjdziesz i sam stwierdzisz, ze no nie siada. Tak będzie cudnie. Ja tu wszystko przygotuję. Zobaczysz! Przyjdziesz na gotowe. Tylko weź się rusz i zrób coś. No zrób, bo Ty nic nie robisz!

Powrót do góry Go down





Sponsored content

Powrót do góry Go down





Powrót do góry

 
Permissions in this forum:
Nie możesz odpowiadać w tematach