Pokój numer 1

avatar
GośćGość
Re: Pokój numer 1
Wto 21 Maj - 20:39
Stał tak na korytarzu, czując chłód marmurów pod łapami, smagając posadzkę ogonem raz za razem, próbując zignorować ból brzucha, ból pleców oraz ból zadka. Dwa-trzy tygodnie spokoju i znowu jakaś chryja.
- Mogłeś nie macać jej po głowie. Znając ją gdyby była w lepszym stanie pewnie odgryzła by ci palce. - mruknął z delikatną nutką zazdrości. Tak, widział, jak Bane pożegnał się z Jocelyn. Jak już wspomniano, jedynie głęboka niechęć jaką Jocyś darzyła Siwego pozwalała mu nie czuć się zagrożonym jego prezencją lovelasa. Choć... patrząc jak bardzo wymięty był teraz Bane, praktycznie wyjęty smokowi z gardła, można byłoby powątpiewać, czy zachciewało mu się amorów. Może po tych wszystkich okresach strugania sukinsyna bez wyższych uczuć zaczynał mieć powoli dość... albo rozlatywał się wewnętrznie. Greg nie był psychiatrą, nie potrafił stwierdzić.
Ze stosunkowym spokojem wysłuchał całej wesołej połajanki. Nie żeby go ignorował - po prostu wiedział, że niezależnie od sytuacji postąpiłby tak samo. Choć jedno słowo ukłuło jego świadomość niczym żelazna szpilka:
- Co znaczy - "podobny mnie?" - zapytał podejrzliwie. Gdzieś po Krainie szwendał się inny projekt GRF? Niemożliwe. Był przekonany po wielu latach śledztwa, że musiał być prototypem. Więc o co chodziło Banowi? O Cyrkowca? Sam przecież nim był, nawet jeśli jego wypastowane pantofle nie stanęły ani razu na ubitej ziemi Cyrkowiska. A więc chodziło mu po prostu o "potwora". No ładnie, Banuś. Wstrzeliłeś się w czuły punkt. Widać było, jak wszystkie pióra na jego grzywie stają dęba, a ogon począł machać jeszcze intensywniej niż przed chwilą.
- Ja nie zabijam na ślepo. Nie żywię się ludzkim mięsem. Nie mówiłem ci tego wcześniej, ale mogłeś się chyba domyślić. - rzekł powoli i bardzo twardo, brzmiało to na naprawdę ostrzegawczy warkot. Uspokoił się szybko, spoglądając na Jana Sebastiana, o którym dowiedział się już, że mógłby go "rozsmarować na ścianie" o ile w ogóle była to prawda. Domyślił się, że okularnik jest lalką, a w swojej karierze najemnika spotykał już Marionetki odwalające takie transformacje, że się Michaelowi Bayowi nie śniły.
- Doktora von Gada nie ma? - zapytał, już bardziej neutralnie, trochę też chcąc zmienić temat. Nie wiedział, czy ta wiadomość cieszyła go, czy martwiła. Wolałby aby mógł mieć go na oku to raz, poza tym wydawał się być diablo kompetentny wszystkim, co robił. Ale z drugiej strony jego nieobecność dawała mu dziwny spokój. Jakby klawisz w więzieniu zrobił sobie wolne... jakkolwiek by to nie brzmiało.
- Widzę, że faktycznie Joce potrzebuje spokoju. Ledwo się rusza. Jezu, zawsze to... - zamknął dziób, nie chcąc się żalić. Nie był małą dzidzią. Był twardy. Wykonał gest skrzydłami, jakby rozkładał ramiona w geście bezradności:
- No nic. Życie. Zaprowadź mnie tylko do łazienki najbliższej, abym mógł... wstać z kolan, że tak to ujmę. - dodał, siląc się na dowcip.

Powrót do góry Go down





Bane
Gif :
Pokój numer 1 - Page 2 5PUjt0u
Godność :
Bane Blackburn
Wiek :
40
Rasa :
Cyrkowiec
Wzrost / Waga :
190/80
Znaki szczególne :
Białe włosy, szara skóra, dziwne oczy. Blizny na oku i na szyi.
Pod ręką :
Piersiówka, klucze do Kliniki, pieniądze.
Zawód :
Dyrektor i chirurg w Klinice (Kraina Luster)
Stan zdrowia :
Fizycznie: Zdrów.
Psychicznie: Niezdrów.
Specjalne :
Mistrz Gry
https://spectrofobia.forumpolish.com/t347-bane-blackburn https://spectrofobia.forumpolish.com/t1071-bane
BaneZatrute Jabłko
Re: Pokój numer 1
Wto 21 Maj - 21:33
- Macać? - uniósł brew krzywiąc się - Daj spokój. Ostatnią rzeczą o której teraz mógłbym myśleć jest dobieranie się do niej. - dodał z nutą obrazy w głosie - Z resztą, co jak co, kumplowi się laski nie podbiera. - stwierdził wzruszając ramionami.
Jocelyn była śliczna, nie mógł tego nie przyznać. Ale on nie widział w niej Jocelyn d'Voir a starszą wersję Julii, upatrywał w niej kogoś, kim nie jest. Dlatego też mimo zapędów, ostatecznie udawało mu się wyjaśnić samemu sobie, że to nie Tula. Do niej by się dobrał bez hamulców. Nawet teraz.
Ale musiał... chciał dać jej czas. Wszystkie negatywne emocje które między nimi wykwitły, musiały uschnąć. Inaczej nie miało to sensu.
- Ostatecznie jestem lekarzem i zwyczajnie martwi mnie jej stan. - powiedział patrząc na niego z góry, schował dłonie do kieszeni spodni - Zwłaszcza teraz, kiedy jestem w pełni odpowiedzialny za ten burdel. I nie, nie użyłem tej nazwy bo pieprzę wszystko co się tu rusza... - skrzywił się, bo dopiero po czasie uzmysłowił sobie, że źle dobrał słowa dlatego zdecydował się wyjaśnić to i owo - Chcę by wszystko było na swoim miejscu. Łącznie z dobrym samopoczuciem pacjentów.
Spojrzał kątem oka na Jana. Jego obecność w jakiś sposób go uspokajała. Nie przepadał za Marionetką i jej gburowatym podejściem do życia, ale cieniutka więź zawiązała się między nimi w czasie treningów. Pomogła też rozmowa w piwnicach Kliniki. Pozwoliła Cyrkowcowi zrozumieć po części motywację okularnika.
- Przestań. Wiesz doskonale, że nie o to mi chodziło. - rzucił zirytowany, kiedy Gregory chwycił go za sformułowanie - Co jak co, z całego naszego trójkącika osobliwości... - wskazał siebie, Gryfa i Sebastiana - ...to ja jestem najdziwniejszy. Nie pasuję do żadnej rasy. - skrzywił się ponownie - Nie wracajmy do tego. Nie chodziło mi o Cyrkowca, bo nie wiem czym był tamten bydlak. Ale widziałem z czego się składał: miał łeb bliźniaczo podobny do ciebie. Tak jak ty, był gryfem. - powiedział z powagą i spokojem, co było dość zaskakujące biorąc pod uwagę, że mutant którego zabił, był kiedyś... normalnym dzieckiem - Ale nie posiadał takiej formy. - kiwnął głową na ciało Grega - Był czymś pomiędzy. Jak egipski bóg, mężczyzna z łbem ptaka, skrzydłami i szponami zamiast dłoni i stóp. - wyjaśnił - Ostatecznie został... usunięty. - w gardle urosła mu ogromna gula - Ciesz się, że nie zostałeś z nim pomylony. Marionetki nie są wszechwiedzące i nie wszystkie cię znają, któraś mogła wyrządzić ci krzywdę. Albo próbować ją zrobić, nie wątpię, przyjacielu, w twoją siłę. Już mi kiedyś pokazałeś, że przypierdolić to umiesz. I to srogo. - uśmiechnął się na wspomnienie ich wspólnych przepychanek. Śmieszna była ta ich relacja. Żarli się jak psy, ale lubili się, mimo, że ich pannice najchętniej rozszarpałyby ich i cały świat dookoła.
- Nie ma. Teraz ja tu rządzę. - powiedział krótko, nie zamierzając nic więcej tłumaczyć. Gregory nie musiał wiedzieć, jakim skurwysynem był facet, który pomógł Jocelyn i jemu, kiedy zjawili się tutaj po raz pierwszy. Niech w ich pamięci pozostanie po prostu lekarzem. Założycielem Kliniki.
Wysłuchał narzekania Gryfa i o dziwo, nawet się nie skrzywił. Facet najwidoczniej potrzebował wyrzucić z siebie kilka uwag. Był zmęczony, widać to było na pierwszy rzut oka.
- Potrzebujesz jakichś ubrań? - zapytał rzeczowo, kiedy padła prośba o zaprowadzenie do łazienki - W moją koszulę się nie zmieścisz, bo jesteś lepiej zbudowany. - stwierdził bez cienia kpiny - Ale może przynajmniej jakieś gacie na zad włożysz. Jak dla mnie bez różnicy, możesz paradować z... ptakiem na wierzchu, ale nie chcę byś gorszył mi pacjentów. - posłał mu uśmieszek i poprowadził, wskazując ręką kierunek - Jocelyn jest padnięta ale bardziej martwi mnie jej stan psychiczny. Czy bierze leki?



That didn't happen.
And if it did, it wasn't that bad.
And if it was, that's not a big deal.
And if it is, that's not my fault.
And if it was, I didn't mean it.
And if I did...
You deserved it.

Powrót do góry Go down





Tulka
Gif :
Pokój numer 1 - Page 2 5PUjt0u
Wiek :
Wizualnie 18
Rasa :
Opętaniec
Wzrost / Waga :
173 cm
Znaki szczególne :
blizna na prawej brwi, dwubarwne prawie oko, lekko poszarpane prawe ucho, tatuaż na lewym nadgarstku, skrzydła o dwóch różnych kolorach
Pod ręką :
notatnik, długopis
Broń :
2 Pufery
Zawód :
Lekarz Pierwszego Kontaktu
https://spectrofobia.forumpolish.com/t239-kp-tulki https://spectrofobia.forumpolish.com/t1120-tulka
TulkaNieaktywny
Re: Pokój numer 1
Wto 21 Maj - 22:50
Siedziała i przyglądała się siostrze. Nie wyglądała za dobrze. Była zdecydowanie za chuda, jej organizm był wycieńczony. Dodatkowo znów straciła trochę krwi i na pewno przeżyła jakiś szok. Poza tym...zaraz po tym jak znów trafiła do Kliniki, spotkała swojego ojca, za którym tak bardzo tęskniła, a następnie zrobił burdel jej facet. Ech....no piękny początek dnia.
Wyszła na chwilę, prosząc Marionetki o kroplówkę na wzmocnienie dla Jocelyn i gdy tylko ją dostała, podpięła Opętańca do niej i wróciła na swoje miejsce.
Widząc, że Joce otworzyła oczy, uśmiechnęła się delikatnie, trochę smutno - śpij, śpij. Potrzebujesz odpoczynku, ja tu chwilę posiedzę i poczekam aż kroplówka się skończy, a potem pójdę pracować - powiedziała cichym, przyjemnym dla ucha głosem. Było jednak słychać, że jest naprawdę zmęczona. Chciała spać, ale jak miała spać, skoro ostatnio tyle się działo. Jeszcze trochę i sama padnie i już nie wstanie.
Pogłaskała Samaela tylko trochę, ale widząc, że ten chyba średnio to lubi, przestała. Usiadła bokiem do łóżka i o ile Jocelyn nie podjęła żadnej rozmowy, po prostu siedziała i spoglądała za okno. Co jakiś czas sprawdzając kroplówkę. Co miała innego robić...wolała sama przy niej posiedzieć.
Siedząc bawiła się rękawem kitla, zastanawiając się czy Bane naprawdę się zmieni, czy aby na pewno dobrze robi, dając mu jeszcze jedną szansę....dodatkowo, zastanawiała się jak to teraz będzie wszystko wyglądać. Gdy prawdopodobnie się pogodzili, gdy Kayl będzie pracował w Klinice...czy sama poradzi sobie na nowym stanowisku...

Powrót do góry Go down





avatar
GośćGość
Re: Pokój numer 1
Czw 23 Maj - 19:49
Nawet się nie skrzywiłam, gdy kolejna igła wbiła się w moje ciało. Na myśl o tym, jak za dzieciaka wpadałam w histerię na widok igły, w tym momencie normalnie by mnie rozbawiła.
Jednakże dzięki lekom którymi mnie naszprycowali, miałam tak obojętny stosunek do tego wszystkiego. Do dzisiaj widok Julii, wywoływał we mnie cała masę uczuć. Gniew i radość, tęsknotę i obrzydzenie, zazdrość i podziw. Jest ode mnie młodsza, a została lekarzem, jest piękna, ma pieniądze i swoje kolorowe życie.
A ja? Jestem wrakiem, bez pieniędzy, pracy i perspektyw. Wybuchłam na Ojca, bo się wstydziłam tego kim się stałam i tego jak bardzo zapewne zawiodłam jego oczekiwania. Tyle pieniędzy łożył na moja edukację, na to by mi niczego nie brakowało i oto co dostał w zamian. Stracił mnie, ale odzyskał Julię. Czy jest szczęśliwy? Cholera, dlaczego takie myśli przychodzą mi zawsze w tak cudownych momentach...
- Wiesz co... To wszystko nie tak powinno wyglądać.- westchnęłam i zamilkłam na chwilę. Miałam dość trzymania tego ciągle w sobie, miałam dość tej zawiści między mną, a jakby nie patrzeć... Moją siostrą. Miałam dość tej ciężkiej atmosfery, miałam dość tego jadu który mnie trawił, ilekroć ją widziałam. Milczałam tak długo, że Julia mogła pomyśleć iż zasnęłam.
- Wiesz... Ja się naprawdę ucieszyłam gdy odkryłam kim jesteś. Tyle rzeczy mi się wtedy do siebie dopasowało... Byłaś taka rozkoszna i zagubiona. Poczułam się wtedy za Ciebie odpowiedzialna, chciałam Cię chronić... Z marnym skutkiem jak widać. Teraz to ja potrzebuję Twojej pomocy... W zasadzie jestem tylko ciężarem dla wszystkich. A mimo to mam czelność dalej wszystkim sprawiać problemy, raz po raz... Jestem żałosna. Wiem. - prychnęłam. Naprawdę miałam siebie dość i tego, jak bardzo nieporadna życiowo się stałam... Jak bardzo jestem zależna od innych. Kiedyś byłam całkiem inna... Wyniosła, pewna siebie, lubiłam się rządzić, śmiać się i poznawać nowych znajomych...
- Naprawdę się staram, staram się jakoś wziąć w garść, ale ilekroć mam wrażenie że jest już całkiem stabilnie... Wszystko się sypie. Był spokój prawie tydzień! A potem obudziłam się na tej przeklętej wyspie i prawie zginęłam w wulkanie... Ja już naprawdę nie mam siły na to wszystko Julia... Chciałabym zasnąć i już się nie obudzić.- po raz pierwszy od dawna, uśmiechnęłam się rozpromieniona. Nawet nie zdałam sobie z tego sprawy, ale wizja wiecznego snu... Działała na mnie kojąco.
- Chciałabym cofnąć czas wiesz? Wiele rzeczy zrobiłabym inaczej... Naprawdę wiele... Byłabym dobrą siostrą, na którą mogłabyś zawsze liczyć.- w moich oczach pojawiły się łzy. Odwróciłam się do Julii plecami, dając jej tym samym znać by już sobie poszła. Chciałam zostać sama, po prostu zasnąć...
Gdy otwierała drzwi, ledwie słyszalnie powiedziałam coś, czego pewnie będę jeszcze żałować...
- Bane to dobry człowiek. Dał Ci więcej niż ja, czy cała nasza rodzina... Bądź z nim jeśli ma ciebie to uszczęśliwić... Nie będę się sprzeciwiać.- przygryzłam policzek od środka. Gdy poczułam smak krwi, serce mi się uspokoiło. Całe ciało miałam ociężałe, zaczęłam odpływać.

Powrót do góry Go down





avatar
GośćGość
Re: Pokój numer 1
Czw 23 Maj - 23:20
Greg nie był aż tak latwy. Teksty o burdelach nawiązujące do niezaspokojonej, legendarnej chuci ordynatora były zbyt niskie nawet jak na rubasznego gryfa, który pozwolił sobie na jeden, złośliwy uśmiech, nie mówiąc o dobranych przez niego słowach nic a nic. On wiedział, i Bane wiedział że on wie, i on sam wiedział, że Bane wie o jego wiedzy. To mu wystarczało.
- ...Aaale to wy macie z naszego trójkąta kciuki. - wyzłośliwił się, wstrzeliwując mu się w zdanie, raz po raz smagając ogonem marmur. Jak znów chciał licytować się na przegranie żywota, to Greg potrafił grać w tą grę naprawdę długo. Szybko jednak, na wieść o ostatnich wydarzeniach, przestało mu być do śmiechu:
- Och. No... rozumiem. - skinął łbem, próbując ukryć w ten sposób dreszcz, jaki wstrząsnął jego ciałem. Wiedział, że dawno, dawno temu, kiedy w ślepej pogoni błąkał się po puszczach Lustra, był taki jak on - bezrozumny, tępy, pozwalający aby kierował nim jedynie instynkt. Nie liczył nawet dni, w których znajdował się w tym stanie. Ile czasu zmarnował w ten sposób? Tygodnie? Miesiące? Może nawet i rok? Świadomość, że nieszczęśnicy o wypranych mózgach nadal mogą błądzić bez celu po krainie oblewała mu kark zimnym potem. Dyskretny komplement co do jego możliwości fizycznych raczej minął mu koło ucha, owocując jedynie krótkim:
- Jak znajdziesz mi miejsce i czas, to mogę znów w ciebie ponawalać, jeśli ci do tego tęskno, bo pewnie już znalazłbyś mi dobry powód - wypowiedziane neutralnym, raczej nie zwiastujących żadnych spin głosem. Na pytania o odzienie szybko uspokoił kolegę:
- Spokojnie, spokojnie. Mam swoje ciuchy. - wskazał dziobem na torbę, która dyskretnie dyndała mu przy boku. Przez chwilę próbował wyobrazić sobie siebie w ciuchach Bane'a i lekko parsknął - wyglądałby w nich jak osznurowany baleron, przy czym nogawki z pewnością wychodziłyby mu poza buty. Buty... - Butów akurat nie mam, choć tu po szpitalu to chyba wolno w skarpetkach, nie?
No i w końcu padło sakramentalne pytanie: "czy bierze leki?" a Greg miał przed sobą dwie opcje - mógł powiedzieć prawdę, lub skłamać. Jeśli powiedziałby prawdę wyszłoby, że jest niekompetentnym opiekunem, Jocelyn wylądowałaby w Klinice na dłużej i Bóg jeden wie, czy w ogóle daliby mu kontaktować się z nią na czas rehabilitacji. A on jej potrzebował. Potrzebował czuć, że nadal jest żywa, przy nim, blisko. Tak, to było zazdrosne i tak, to było samolubne - a już z pewnością głupie. Narażał jej życie. W końcu Tulka lepiej wiedziałaby, jak się nią zająć - była jej rodzoną siostrą i pielęgniarką po kursach. Ale ale... och, biedny Bane, wyglądał na przemęczonego, a Jocelyn chyba czułaby się gorzej, widząc go dzień w dzień, nie wspominając o morderczych, nieczułych Marionetkach. Dzielny mały Gryfek nie mógł na to pozwolić! Bo kto jak nie on?
No kto jak nie on?!
- Brała je... przynajmniej na początku, ale mam wrażenie, że potem zaczęła mnie okłamywać. Wprowadzałem się do niej, do domu, tu, w Lalkowym i nie zawsze byłem blisko niej. Nie chciałem sprawdzać, bawić się w gestapowca... póki te trzy dni temu nie miała przeskoku i znowu nie próbowała... odwalała chore gówno. Te ślady na zadzie to prezent od tamtej Joce. - tu wskazał dziobem miejsca, gdzie jeszcze widać  było strupy i szramy po zaklętym mieczu. - Potem mieliśmy... rozmowę. Jocelyn pytała się mnie, czemu jeszcze z nią jestem, czemu się męczę. Nie wiedziałem co odpowiedzieć, zasunąłem jej chyba jakiś tani tekst z plakatu, w klimacie "Będzie dobrze!", nie pamiętam jaki, ale chyba ją tym wkurzyłem. Chciała wyjść na samotny spacer, przemyśleć rzeczywistość. Wzięła butelkę z pastylkami, więc się nie martwiłem... póki nie nastała północ. Wysłałem Samaela jej tropem, ale gdy ten poleciał aż do bram miasta, stwierdziłem, że wyruszam na wyprawę rano. Jakby miała jeszcze wrócić. No i ostatnie trzy dni łaziłem za nią po Malinowym, dolazłem aż do jeziora czekolady, a z niego biegłem aż tutaj.
Skłamał w najbliższy możliwy prawdzie sposób. Jego metalowe oczy nie mogły zdradzić go nawet jednym, fałszywym mrugnięciem, zwierzęcy pysk nie potrafił oddać wykrzywionych warg. Z paszczą potwora mógł kłamać do woli. Mógł przemilczeć, że fiolka nie była otwarta nawet raz.

Powrót do góry Go down





Tulka
Gif :
Pokój numer 1 - Page 2 5PUjt0u
Wiek :
Wizualnie 18
Rasa :
Opętaniec
Wzrost / Waga :
173 cm
Znaki szczególne :
blizna na prawej brwi, dwubarwne prawie oko, lekko poszarpane prawe ucho, tatuaż na lewym nadgarstku, skrzydła o dwóch różnych kolorach
Pod ręką :
notatnik, długopis
Broń :
2 Pufery
Zawód :
Lekarz Pierwszego Kontaktu
https://spectrofobia.forumpolish.com/t239-kp-tulki https://spectrofobia.forumpolish.com/t1120-tulka
TulkaNieaktywny
Re: Pokój numer 1
Czw 23 Maj - 23:39
Siedziała cicho, myśląc, że Joce po prostu śpi. Nie przeszkadzała jej.
Wróciła wzrokiem do siostry, gdy ta zaczęła mówić. To było naprawdę smutne. Wstała i usiadła na łóżku siostry. Chwyciła ją za dłoń - nie przejmuj się, nie jesteś żałosna, tylko zagubiona - powiedziała łagodnie. Udało jej się nawet lekko uśmiechnąć. Słysząc jej dalsze słowa położyła po sobie uszy i przytuliła ją mocno do siebie. Nie przejmowała się jakimikolwiek protestami. Nie teraz, nie z jej strony - nawet tak nie mów - warknęła cicho, błagalnie.
W końcu jednak się odsunęła i spojrzała jej prosto w oczy - wiem, że patrzymy na ten świat zupełnie inaczej. Ty miałaś kochającą rodzinę, ja wręcz przeciwnie. Mimo tego, że start miałam naprawdę kiepski, ta Kraina jest dla mnie wybawieniem, dla Ciebie nie - pogładziła ją palcem po policzku - daj się sobą zająć. Nie uciekaj...wiem, że nie lubisz Bane'a, dlatego zaufaj mnie jako swojemu lekarzowi. Pewnie nie uda mi się go trzymać z dala, ale nie będzie tutaj zbyt często - zaśmiała się krótko i przyłożyła czoło do jej własnego - zacznijmy od początku. Razem przez to przebrnijmy. Obie mamy facetów, którzy nie do końca ogarniają. Obu nam się średnio podoba, że nasz ojciec tutaj przyszedł, ale wiem, że nic z tym nie zrobimy - patrzała prosto w jej bursztynowe oczy - pozwól zająć się wszystkim swojej młodszej siostrzyczce. I nie wygaduj takich głupot. Musze mieć kogoś by ponarzekać na tego białego pacana, a Ty by ponarzekać na tego futrzaka. A przecież z nimi o tym nie będziemy rozmawiać, a tym bardziej z Kaylem - odsunęła się od niej. Widziała, że nie chce już jej towarzystwa.
Sprawdziła kroplówkę i odpięła ją, widząc, że już jest na wykończeniu - nie waż mi się zasypiać na zawsze, bo przysięgam, że znajdę sposób by Cię ożywić i osobiście wyskubię Ci wszystkie pióra, a jako lekarz wiem co zrobić żeby bolało - powiedziała marszcząc brwi.
Ruszyła w stronę wyjścia, słysząc jednak jej ostatnie słowa, zatrzymała się. Nie mogła uwierzyć w to co usłyszała. Joce...zgadzała się na to, by Julia była z Blackburnem? A to Ci nowość. Uśmiechnęła się smutno pod nosem - bonne nuit Jocelyn - powiedziała cicho i wyszła z pokoju, zamykając za sobą drzwi.
Oparła się o nie, wzdychając ciężko. Nie mogła sobie jednak teraz pozwolić na odpoczynek. Złapała jedną z Marionetek i poleciła pilnowanie Jocelyn i szybkie informowanie w razie jakby co się działo.
Poszła najpierw znaleźć Bane'a oraz Grega i gdy tylko to zrobiła zagadała do nich - przepraszam, że wam przerywam te pogawędki, ale proszę dajcie jej teraz spokój. Poszła spać i raczej woli być sama. Niech odpocznie, miała za dużo wrażeń jak na tę krótką chwilę - powiedziała i ruszyła do pracy, bo już trochę osób czekało w Recepcji. Przeprosiła ich za zwłokę i zabrała się do pracy....

ZT

Powrót do góry Go down





Bane
Gif :
Pokój numer 1 - Page 2 5PUjt0u
Godność :
Bane Blackburn
Wiek :
40
Rasa :
Cyrkowiec
Wzrost / Waga :
190/80
Znaki szczególne :
Białe włosy, szara skóra, dziwne oczy. Blizny na oku i na szyi.
Pod ręką :
Piersiówka, klucze do Kliniki, pieniądze.
Zawód :
Dyrektor i chirurg w Klinice (Kraina Luster)
Stan zdrowia :
Fizycznie: Zdrów.
Psychicznie: Niezdrów.
Specjalne :
Mistrz Gry
https://spectrofobia.forumpolish.com/t347-bane-blackburn https://spectrofobia.forumpolish.com/t1071-bane
BaneZatrute Jabłko
Re: Pokój numer 1
Pon 27 Maj - 20:55
Nie zdziwił się, kiedy Greg wspomniał o bijatyce. Oczywistym było, że chciał się ponapierdzielać. Bane poznał czym jest jego pięść i prawdę mówiąc nie miał ochoty nigdy więcej poczuć jego siły na własnym ciele... Dlatego chwilowo zignorował propozycję. Teraz, kiedy zajmie funkcję dyrektora Kliniki będzie miał dużo stresów, będzie się poświęcał placówce w stu procentach. Raczej nie znajdzie czasu na wypady na piwko czy naparzanie się po mordach. Dyrektorowi nie przystoi leczyć pacjentów z obitym pyskiem, nawet jeśli ma moc uleczania.
Na pytanie o skarpetki wzruszył ramionami. Jemy było obojętne czy Gregory będzie miał buty, czy będzie chodził boso.
- Szkła tutaj nie rozsypujemy. - stwierdził obojętnie, patrząc gdzieś w bok. Jan był cudownie nieobecny, nie wtrącał się do rozmowy, nawet nie poprawiał wkurzająco swoich okularów. Po prostu stał jak słup soli i patrzył na Bane'a tak beznamiętnym wzrokiem, że nawet to Blackburnowi nie przeszkadzało.
I zaczęła się trudniejsza część rozmowy. Wysłuchał tłumaczenia Gregorego kiwając głową ale nie przerywał, nie wtrącał uwag. Miał ich wiele, ale starał się też zrozumieć sytuację osiłka i jego narwanej panny. W Krainie Luster nic nie było normalne, nie dziwne, że Joce nie chciała brać medykamentów. Jej choroba psychiczna mogła być odbierana jako coś zupełnie normalnego.
Gdy podeszła do nich Julia, kiwnął głową zgadzając się z jej słowami. Nie zamierzał denerwować teraz pacjentki. Odprowadził lisiczkę wzrokiem.
- Przejdźmy może do wypoczynkowego, dobrze? - zaproponował - Po drodze wskocz do łazienki, zmień formę będzie mi się łatwiej z tobą gadało. Jak już będziesz gotów, przyjdź do mnie, będę na ciebie czekał i na spokojnie porozmawiamy. - dodał pojednawczym tonem - Wezmę butelkę whisky.
Poprowadził go korytarzem. Mniej więcej w połowie rozdzielili się i Bane pomaszerował do pokoju wypoczynkowego, gdzie będzie czekał na drugiego Cyrkowca.

z/t x 2   -> dalsza część w Wypoczynkowym.



That didn't happen.
And if it did, it wasn't that bad.
And if it was, that's not a big deal.
And if it is, that's not my fault.
And if it was, I didn't mean it.
And if I did...
You deserved it.

Powrót do góry Go down





avatar
GośćGość
Re: Pokój numer 1
Czw 30 Maj - 19:39
Zagubiona. Ładnie to brzmiało w ustach Julii, ale ja wiedziałam że to nie to słowo. Nie nim opisałabym swój obecny stan, ale nie chciałam jeszcze bardziej się nad sobą użalać. Nie ułatwiam tym życia nikomu. Ciepło dłoni siostry było nawet kojące, ale niespodziewany przytulas już niekoniecznie mi pasował. Bolało mnie całe ciało, ale nie to było powodem. Nie czułam się komfortowo gdy ktoś mnie dotykał. Brzydziłam się swojego ciała, tego jakie jest kościste… Sama się do tego doprowadziłam, wiedziałam przecież o tym… i chyba właśnie dlatego tym bardziej unikałam tego kontaktu. Nie odtrąciłam jej jednak, skoro już do tego doszło to niech trwa. To nie Julii wina, że jestem w takim stanie.
Ta ilość uczuć ze strony Julii, była dla mnie wręcz szokująca. Ostatni raz coś takiego miało miejsce… przed tą całą nieudaną misją? Chyba nawet nie, nie byłam w stanie sobie przypomnieć czy pokazałam wtedy Julii jaka jest dla mnie cenna, chyba nie zbliżyłam się wtedy za bardzo do niej. Cała tamta sytuacja była wtedy dla mnie tak abstrakcyjna, że na początku nie dopuszczałam do siebie myśli, że ona naprawdę jest moją siostrą. Teraz było to aż zbyt oczywiste. Im dłużej teraz do mnie mówiła, tym więcej ojca w niej widziałam. Elementy matki też by się znalazły, gdybym była w stanie z nią dłużej porozmawiać. Była ode mnie młodsza, a mówiła o wiele bardziej dojrzale, tak też się zachowywała. Trochę mnie to bolało, trochę jej nawet zazdrościłam, chociaż szczerze bym tego nie powiedziała na głos.
Lekka groźba jaką rzuciła w moją stronę, nawet trochę mnie rozbawiła. Kąciki moich ust uniosły się w górę, puściłam jej nawet oczko. Śmierć byłaby łatwym wyjściem. Łatwym i kojącym. Tyle razy była o dosłownie cal od śmierci, że przestałam jej się bać. Próbowałam sobie odebrać życie, ale mi nie wyszło. Bądź co bądź, jakaś wola życia się we mnie tli, ale wychodzi na to że tylko ja zdaję sobie z tego sprawę. Nie chciałam jeszcze umierać.
Nic jej nie odpowiedziałam. Po prostu zamknęłam oczy i niemal od razu zasnęłam. Nie sądziłam, że byłam aż tak zmęczona.

Powrót do góry Go down





avatar
GośćGość
Re: Pokój numer 1
Pon 24 Cze - 23:15
Greg spoglądał na Jocelyn. Wpatrywał się tępym wzrokiem w jej bladą, umęczoną twarz. Oddychała powoli, miarowo. Miał nadzieję, że o czymkolwiek śni, jest to coś dobrego. Że nie ma koszmarów. W klinice przydałby się jakiś Cień, który mógłby tego dopilnować.
Siedział skulony na krześle, daleko od niej. Jej obecność ukoiła trawiący go niepokój, przynajmniej na chwilę - szybko jednak do głowy wróciły mu ponure myśli zupełnie innego rodzaju. Ile to będzie jeszcze trwać? Miesiące? Lata? Czy Greg ma w sobie dość odwagi i cierpliwości, aby temu sprostać? Odzyskać dziewczynę, w której zakochał się od pierwszego wejrzenia? Nie wiedział. Martwił się o nią nie mogąc nic zrobić. Nic... prócz pilnowania jej z tymi cholernymi lekami! Dlaczego był tak głupi? Czy to była jego naiwność? Obojętność? Dziecinna beztroska? Greg, masz już ponad 50 lat! W Krainie Luster, nawet jeśli wyglądała ona jak świat wiecznego dzieciństwa, wypadałoby w końcu dojrzeć. To zawsze tak było. Wcześniej tylko bawił się w dorosłego, robiąc wszystko to, co z dorosłością utożsamiają mali chłopcy - paląc, pijąc i wszczynając bójki. Teraz musiał się kimś zająć.
Westchnął, podrapał się po nosie. Ciekawe, czy go stąd wyproszą. Przecież nie przeszkadzał. Siedział cicho. Spoglądał na wypłowiałe, potargane skrzydła sępa, zwisające smętnie po obu stronach szpitalnego łóżka. Na jej alabastrową twarz, na jej rude, potargane włosy. Coś w tym obrazie napawało go potwornym żalem.

Powrót do góry Go down





avatar
GośćGość
Re: Pokój numer 1
Pią 28 Cze - 21:42
Nie wiem jak długo spałam, ale nie niepokoiły mnie żadne sny. Z resztą, nie pamiętałam kiedy ostatnio zdarzyło mi się śnić. Było to równie rzadkie co przespana noc czy zjedzenie całego posiłku. Pierwsze co do mnie dotarło, to dźwięk czyjegoś oddechu. Nawet nie tyle czyjegoś, ile Gregory’ego. Zbyt często w nocy się mu przysłuchiwałam, by nie poznać go w pustym pomieszczeniu. Ciężki, chrapliwy. Za dużo palił, nie raz mu to mówiłam…
Tyle razy nim poniewierałam, a on zawsze wracał i trwał przy moim boku. Dlaczego go do tego zmuszałam? Bo go kocham? Możliwe… ale to nie ta sama miłość. To nie jest już uczucie, które miałam w piersi gdy się do siebie zbliżyliśmy… Ta miłość stała się niezdrowa… zatruwa jego serce i go niszczy. Ja go niszczę… jego i jego życie. To nie tak powinno wyglądać, nie tego dla nas chciałam.
Ból w klatce piersiowej, promieniował na całe ciało, gdy myślałam o tym co muszę teraz zrobić. Bałam się… Bałam się wszystkiego. Tego co muszę zrobić, jego reakcji, tego czy sobie poradzę sama, przyszłości… Chciałam cofnąć czas, naprawić wszystko co zrobiłam…
Ale nie mogłam. Była tylko jedna opcja, by to wszystko naprawić. Była to moja ostatnia deska ratunku i zamierzałam z niej skorzystać…
Podniosłam się do siadu i spojrzałam na Grega. Ból w sercu się nasilił…
- Gregory, proszę nie przerywaj mi. Mam nadzieję, że zrozumiesz moją decyzję i ją uszanujesz. Nie jest to dla mnie łatwe, ale nie ma innego wyjścia. Myślałam o tym już od dawna… To jedyna opcja która mi pozostała. Jedyna szansa na to, że nasze życie wróci chociaż częściowo do normy. Muszę się wynieść stąd. Z Krainy Luster. Potrzebuję leczenia, którego tutaj nie dostanę. Chcę byś poprosił ode mnie Julię albo Bane’a by zajęli się Banshee oraz Samaelem na czas mojej nieobecności. Nie wiem ile mi to zajmie, nie wiem kiedy się znowu zobaczymy… nie mogę więc oczekiwać od Ciebie, że będziesz na mnie czekał. Dość się przeze mnie nacierpiałeś. Kocham Cię i to się nigdy nie zmieni… dlatego gdy teraz odejdę… żyj dalej. Obiecaj mi, że nie zamkniesz się na świat. Że zajmiesz się naszym domem… Nawet jeśli nie będzie dane się nam już nigdy zobaczyć… Nie chcę by moje odejście, miało być dla Ciebie końcem. Nie takiego życia dla nas chciałam, nie tak to wszystko miało wyglądać. Chcę to naprawić… Muszę odnaleźć siebie i się wyleczyć. - wstałam z łóżka i pocałowałam go w usta. Nigdy nie sądziłam że ciepło jego ust, sprawi mi taki ból.- Nie szukaj mnie, nie zatrzymuj mnie. Tak musi być… Mam dość ciągłego ranienia Ciebie i wszystkich dookoła. Mam dość takiego życia. Nędznika który jest wart mniej niż pchła. Kocham Cie Gregory. Żegnaj.- to powiedziawszy użyłam hipnozy by mnie nie zatrzymał i wyszłam z sali.
Gdy doszłam na recepcję, wypisałam się na własne żądanie. Podjęłam wszystkie swoje rzeczy, przebrałam się i wyszłam. Zostawiłam wszystko za sobą, nie wiedząc co mnie czeka. Wiedziałam jedynie, że to dopiero początek.
Gorące łzy spływały po moich policzkach, gdy ruszyłam w stronę miasta.
Hipnoza skrzydłami-1

z.t


Ostatnio zmieniony przez Joce dnia Sob 29 Cze - 22:20, w całości zmieniany 1 raz

Powrót do góry Go down





avatar
GośćGość
Re: Pokój numer 1
Sob 29 Cze - 22:18
Przyjął jej pocałunek zbyt spokojnie, odwzajemniając go na tyle na ile mógł, cały czas trawiąc informacje, jakie mu przekazała. Jej usta były chłodne i gorzkie jak czarna herbata podana na zimno. Nie wyczuwał w nich swojego ulubionego smaku. Kiedy ruszyła w stronę szafek - dopiero wtedy zdał sobie sprawę, że nie żartuje. Że powiedziała to wszystko na serio.
- Ale... ale... czekaj!
Próbował wstać, ale czuł się, jakby był właśnie przylepiony do krzesła. Jego mięśnie, już drugi raz tego dnia odmawiały mu posłuszeństwa. Dziewczyny miały tą samą moc, to było dość oczywiste, jednak fakt, że Jocelyn użyła jej na nim zabolał go jeszcze bardziej. Póki jednak nie zamknęła mu jadaczki, mógł jeszcze spróbować ją odwieść od tego idiotycznego pomysłu:
- Nie masz prawa tak po prostu! Kurwa mać, Jocelyn! Nie rób z siebie umęczonej świętej! Ile ty masz lat?! W twoim stanie powinnaś zostać w łóżku! Nawet cię nie zbadali, a powinni, znaleźli cię podobno w strasznym stanie! Co, pójdziesz sobie z powrotem do Anglii? Niby jak zamierzasz chodzić po okolicy z parą olbrzymich skrzydeł? Jak mają leczyć cię goście, którzy nigdy nie widzieli magii? Jocelyn! Mówię do ciebie!
Ona nie słuchała. Po całej tej tyradzie traktowała go jak powietrze, choć Greg widział jak na dłoni łzy płynące jej z oczu. Sam czuł dwie piekące stróżki na swoich policzkach. Od jak dawna nie płakał? Nie wiedział, jednak nienawidził płakać. Było to dla niego zbyt upokarzające. Patrzył bezwładnie, jak Jocelyn zabiera wszystkie swoje rzeczy i wychodzi przez drzwi. Greg wołał jeszcze, licząc, że usłyszy go na korytarzu
- Daj mi chociaż... nie wiem! Adres listowny! Cokolwiek! Czemu nie dasz mi sobie pomóc?! NIE ODWRACAJ SIĘ ODE MNIE! JOCELYN!!! - ryknął potężnym, nieludzkim głosem. "Kocham Cię i to się nigdy nie zmieni…" Jej słowa wydały mu się fałszywe, gdyż on sam czuł, że to jego wina. Mógł rozegrać to lepiej, mógł z nią być. Mógł się nie staczać. Mógł pilnować ją z jej lekami! Teraz był już cały zapłakany. Woda leciała mu z oczu, nosa i ust - paskudny widok, bez dwóch zdań. Jedyne czego od niej chciał, to odrobina nadziei. Obietnica, choćby fałszywa, że do niego wróci, niezależnie od tego, co się z nią stanie. Żeby nie mówiła mu "żegnaj". Żegnają się ci, którzy odchodzą bezpowrotnie.
Dopiero po chwili poczuł, że moc rzuconego nań zaklęcia słabnie. Zerwał się od razu z krzesła na którym siedział i poleciał pędem do recepcji. Nie widząc jej tam, wypadł przez drzwi wejściowe i spojrzał na park przed budynkiem. Nawet śladu. Jedynie drobniutka sylwetka za bramą szpitala, która mogła być Jocelyn lub kompletnie kimś innym. Z tej odległości nie warto było jej gonić.
Opuściła go po raz trzeci. Tym razem może już na zawsze. Jedyna kobieta, która widziała jego prawdziwą twarz i nie wykrzywiła się z obrzydzenia odeszła, ponieważ to ona nie chciała go krzywdzić. Ironia stulecia, poeci, strugajcie pióra. Był załamany i wściekły. I po raz pierwszy od dawna czuł, że potrzebuje pilnie coś rozwalić.
Wrócił do recepcji, pijany rozżaleniem. Wiedział, że musi poinformować personel o jej opuszczeniu budynku. Jednak nie wiedział, czy da radę.

z/t

Powrót do góry Go down





Tulka
Gif :
Pokój numer 1 - Page 2 5PUjt0u
Wiek :
Wizualnie 18
Rasa :
Opętaniec
Wzrost / Waga :
173 cm
Znaki szczególne :
blizna na prawej brwi, dwubarwne prawie oko, lekko poszarpane prawe ucho, tatuaż na lewym nadgarstku, skrzydła o dwóch różnych kolorach
Pod ręką :
notatnik, długopis
Broń :
2 Pufery
Zawód :
Lekarz Pierwszego Kontaktu
https://spectrofobia.forumpolish.com/t239-kp-tulki https://spectrofobia.forumpolish.com/t1120-tulka
TulkaNieaktywny
Re: Pokój numer 1
Wto 22 Paź - 13:35
Sala była pusta. Przygotowana do przyjęcia kolejnych pacjentów. Czysta i schludna. Tulka przyprowadziła Gwyn i powiedziała, że może wybrać czy chce być przy oknie czy jednak woli to drugie łóżko - pewnie jesteś zmęczona. Chcesz iść spać czy wolisz porozmawiać przy herbacie, kakale albo czymś innym do picia? Albo coś zjeść. Nie krępuj się- zapytała. Do rozpoczęcia zmiany miała jeszcze naprawde sporo czasu, a wiedziała, że sama nie zaśnie, więc jeśli dziewczyna chciała, to mogła jej spokojnie potowarzyszyć, może coś wytłumaczyć.
- Powiedz mi - zaczęła niezależnie od jej odpowiedzi. Chciała wiedzieć by w razie czego się przygotować na jakieś tłumaczenie - długo tutaj jesteś? Wiesz, w ogóle, gdzie się znajdujesz? I nie pytam o Klinikę - uściśliła dokładnie.
Nie chciała jej straszyć, ale już wyglądała na dość mocno skołowaną. Pewnie będzie musiała jej wiele wyjaśnić bo domyślała się, że pewna dogada panna nic jej nie powiedziała, tylko po prostu robiła swoje. Ech....
Poprosiła jeszcze Marionetki by przyniosły dziewczynie piżamę oraz środki czystości. Jeśli chciała coś zjeść czy się czegoś napić to o to też poprosiła.

Powrót do góry Go down





Gwyn
Gif :
Pokój numer 1 - Page 2 5PUjt0u
Godność :
Gwyneth Creed
Wiek :
wygląda na około 16-18 lat
Rasa :
Opętaniec
Wzrost / Waga :
160 cm|50 kg
Znaki szczególne :
albinizm, blizny na lewej dłoni i na klatce piersiowej, perłowe anielskie skrzydła
Pod ręką :
smartfon, mieszek, okulary, figurka ćmy
Zawód :
kelnerka w "Smoczym Lotosie"
https://spectrofobia.forumpolish.com/t370-zlota-klatka-to-wciaz-klatka https://spectrofobia.forumpolish.com/t532-pare-rzeczy#4035
GwynNieaktywny
Re: Pokój numer 1
Wto 22 Paź - 16:12
Musiała przyznać, że to wstępne badanie nie wyglądało wcale tak źle, jak myślała, że będzie. Pozwoliła Julii na wszystko, byleby ta mogła dojść do tego, co jej teraz dolega. W sumie najgorszym, co ją tu na razie spotkało, to pobranie próbek do badania, ale ej, na Ziemi przecież zrobiliby to samo. Jedno nakłucie, drugie, chyba też trzecie... Widać było wówczas po Gwyn, jak nieprzyzwyczajona jest do takich zabiegów. Ależ to podłe uczucie! Po pobraniu krwi poczuła się szczególnie przymulona. Z jednej strony słabo, ale z drugiej czy to oznaczało, że dostanie teraz czekoladę na wzmocnienie?
Potem przeszła się z panią doktor do pokoju. Czyli będzie musiała posiedzieć na obserwacji? Szczerze mówiąc, był to chyba najlepszy rozwój jej obecnej sytuacji. Przynajmniej tutaj nie dojdzie do żadnych szalonych komplikacji, pościgów czy teleportacji z bóg-wie-skąd do bóg-wie-dokąd. Będzie mogła wreszcie odpocząć po tych szalonych przygodach na przestrzeni zaledwie dwóch(?) dni.
Wybrawszy sobie łóżko przy oknie, usiadła na jego skraju i potrząsnęła głową, próbując jeszcze wyrwać się z tego zmęczenia stresem. Czuła się... Szczerze mówiąc, nie mogła nawet znaleźć na szybko ekwiwalentu tego, jak mogłaby się czuć. To było... COŚ.
- Hm... Kakao brzmi dobrze - poprosiła uprzejmie i wreszcie normalnie się uśmiechnęła. Wierzyła, że jest w dobrych rękach i że cokolwiek jej jest, nie będzie z nią gorzej niż było dotychczas. Prawda? Zapytana o znajomość tej krainy, Gwyn przechyliła lekko głowę na bok, zastanawiając się nad odpowiedzią. - Będzie chyba z... drugi, trzeci dzień? Coś koło tego. Sea sporo mi opowiedziała o tym miejscu. Znaczy się o tej całej Krainie Luster. Dalej nie mam... za Chiny Ludowe pojęcia, jakim dokładnie cudem się tu znalazłam, ale... w sumie nawet nie narzekam.
W sumie byłaby wdzięczna również za coś do zjedzenia. Nie wiedziała tylko, jaka jest tutejsza kuchnia, więc poprosiła tylko o coś. Stres wzmagał apetyt, a ona była na tyle poddenerwowana i przez to głodna, że zje wszystko, co jej podadzą.


Głos: #D41B56

Spoiler:

Koszmarna Esencja: 1

Powrót do góry Go down





Tulka
Gif :
Pokój numer 1 - Page 2 5PUjt0u
Wiek :
Wizualnie 18
Rasa :
Opętaniec
Wzrost / Waga :
173 cm
Znaki szczególne :
blizna na prawej brwi, dwubarwne prawie oko, lekko poszarpane prawe ucho, tatuaż na lewym nadgarstku, skrzydła o dwóch różnych kolorach
Pod ręką :
notatnik, długopis
Broń :
2 Pufery
Zawód :
Lekarz Pierwszego Kontaktu
https://spectrofobia.forumpolish.com/t239-kp-tulki https://spectrofobia.forumpolish.com/t1120-tulka
TulkaNieaktywny
Re: Pokój numer 1
Czw 24 Paź - 22:29
Zamówiła wszystko o co prosiła dziewczyna. Prosiła jednak by posiłek był lekki, ponieważ potem powinna odpocząć, a jakby się napchała nie wiadomo czym to po prostu by nie zasnęła.
Uśmiechnęła się do niej miło i usiadła na bujanym krześle, które przysunęła sobie do jej łóżka - no to chwilę już tu jesteś - powiedziała i nie wypytywała jak się tutaj dostała. Jeśli przeszła przez bramę, to mało prawdopodobne, żeby nie była zapisana w spisie, ale jeśli nie to cóż....to nie jest jej zadanie by pilnować każdego czy nie jest z MORII.
Po niedługim czasie Marionetka przyniosła im kubki z ciepłym kakaem z bitą śmietaną, posypaną cynamonem oraz tosty smażone w mleku z szynką i serem. Postawiono to na szafce i zostawiono dziewczyny w spokoju.
Tulka zachęciła Gwyn do jedzenia i sama sięgnęła po kubek z ciepłym naparem, wzdychając z zadowoleniem. Na razie nie jadła i jakby albinoska zapytała o powód, wypowiedziała się, że poczeka aż będzie to trochę chłodniejsze.
Przyglądała się młodej pacjentce zastanawiając się jak ma jej przekazać, że najprawdopodobniej nie wróci już do domu....
- Powiedz mi...skąd pochodzisz? Oczywiście nie pytam z jakiego Świata bo to raczej wiadome - dodała szybko i zaśmiała się - i jak Ci się tutaj podoba? - dodała jeszcze z uśmiechem. Uznała, że poczeka trochę z wiadomościami i wybada trochę grunt. Lepiej wiedzieć z kim się pracuje.

Powrót do góry Go down





Gwyn
Gif :
Pokój numer 1 - Page 2 5PUjt0u
Godność :
Gwyneth Creed
Wiek :
wygląda na około 16-18 lat
Rasa :
Opętaniec
Wzrost / Waga :
160 cm|50 kg
Znaki szczególne :
albinizm, blizny na lewej dłoni i na klatce piersiowej, perłowe anielskie skrzydła
Pod ręką :
smartfon, mieszek, okulary, figurka ćmy
Zawód :
kelnerka w "Smoczym Lotosie"
https://spectrofobia.forumpolish.com/t370-zlota-klatka-to-wciaz-klatka https://spectrofobia.forumpolish.com/t532-pare-rzeczy#4035
GwynNieaktywny
Re: Pokój numer 1
Pią 25 Paź - 22:37
Kiedy tylko przed dziewczyną pojawił się posiłek w postaci tostów i kakao, ta niemal natychmiast zabrała się za jedzenie. Była głodna jak całe stado wilków! A ten posiłek był przepyszny, nawet jeśli taki lekki! W sumie to nawet lepiej. Właśnie czegoś takiego potrzebowała.
Popiwszy odrobinę błogosławionego czekoladowego napoju bogów i przetarłszy twarz ze śmietany, Gwyn powróciła do swojej rozmówczyni. Jeszcze przytaknęła jej na wniosek, do którego doszła. Czy byli w tym świecie jeszcze jacyś ludzie? W sumie widziała całą masę "ludzi", ale czy którykolwiek z nich pochodził właśnie z jej świata? Ewidentnie w miejscu takim jak to nie powinno się oceniać po pozorach. Sama Sea wydawała się białowłosej całkiem ludzka, aczkolwiek było w niej bardzo dużo tego... dziwnego, nieludzkiego pierwiastka...
- Umm... Z Londynu, w Anglii - odpowiedziała niepewnie na pytanie Julii. Nawet nie wiedziała, czy te nazwy cokolwiek jej powiedzą, ale może - tylko może - coś skojarzy. - Przeprowadziłam się niedawno do Glassville - i właśnie stamtąd tu wpadłam. A jak... Szczerze? - Wyjrzała jeszcze na chwilę przez okno, robiąc przy tym wymowną pauzę i uśmiechając się. - Coś czuję, że polubię to miejsce! Nigdy nie spodziewałam się, że kiedykolwiek przyjdzie mi odwiedzić świat jak książki fantasy! Nie ma bata, zostaję na dłużej! - wręcz zakrzyknęła podekscytowana, zatraciwszy się w wizji zwiedzania tego magicznego świata, kiedy tylko dojdzie do siebie.


Głos: #D41B56

Spoiler:

Koszmarna Esencja: 1

Powrót do góry Go down





Tulka
Gif :
Pokój numer 1 - Page 2 5PUjt0u
Wiek :
Wizualnie 18
Rasa :
Opętaniec
Wzrost / Waga :
173 cm
Znaki szczególne :
blizna na prawej brwi, dwubarwne prawie oko, lekko poszarpane prawe ucho, tatuaż na lewym nadgarstku, skrzydła o dwóch różnych kolorach
Pod ręką :
notatnik, długopis
Broń :
2 Pufery
Zawód :
Lekarz Pierwszego Kontaktu
https://spectrofobia.forumpolish.com/t239-kp-tulki https://spectrofobia.forumpolish.com/t1120-tulka
TulkaNieaktywny
Re: Pokój numer 1
Pią 25 Paź - 23:30
Uśmiechnęła się, widząc, że dziewczyna ma apetyt. To dobrze świadczyło.
- Nigdy nie miałam okazji odwiedzić stolicy - przyznała, gdy dowiedziała się skąd pochodzi Gwyn. Z Londynu. Chciała się tam wybrać, no ale miała dość porąbaną rodzinkę więc trudno było ich namówić na wycieczkę. W końcu byli "biedni i nie było ich stać". Ech....chciwi i to strasznie....
Zaskoczona zamrugała jednak, słysząc, że albinosce się tutaj podobało. A to była nowość, w szczególności po tym jak spotkała Franka, który wyglądało na to, że najchętniej by zniszczył tę Krainę i wrócił do siebie, zapominając o wszystkim. Z drugiej strony trochę jej ulżyło, bo możliwe że łatwiej przyjmie to, że raczej nie będzie mogła w ogóle wrócić do domu.
- Powiedz mi ... co byś zrobiła jakby się okazało, że musisz tutaj zostać nie tyle na dłużej, co prawdopodobnie na zawsze? - zapytała niepewnie. Nie sugerowała nic, to było najzwyklejsze pytanie. Była po prostu ciekawa. Skoro chciała tutaj zostać to może będzie chciała i na zawsze? - co Ci się jak narazie najbardziej spodobało? - dodała jeszcze, chcąc rozluźnić rozmowę by nie była tak ciężka.
W międzyczasie z jej kieszeni wyszedł malutki smoczek. Wielkości może młodej jaszczurki. Ziewnął i rozejrzał się. Tulka nawet nie zwróciła uwagi, że tam jest. Dlatego szybko pogłaskała go palcem po łebku - hej Levi, a ty tutaj skąd się wziąłeś? - zaśmiała się na co ten urósł do rozmiarów mniej więcej królika i połasił się do jej ręki po czym dopiero zwrócił uwagę na dziewczynę na łóżku i podszedł od niej bardzo ostrożnie węsząc w powietrzu.

Powrót do góry Go down





Gwyn
Gif :
Pokój numer 1 - Page 2 5PUjt0u
Godność :
Gwyneth Creed
Wiek :
wygląda na około 16-18 lat
Rasa :
Opętaniec
Wzrost / Waga :
160 cm|50 kg
Znaki szczególne :
albinizm, blizny na lewej dłoni i na klatce piersiowej, perłowe anielskie skrzydła
Pod ręką :
smartfon, mieszek, okulary, figurka ćmy
Zawód :
kelnerka w "Smoczym Lotosie"
https://spectrofobia.forumpolish.com/t370-zlota-klatka-to-wciaz-klatka https://spectrofobia.forumpolish.com/t532-pare-rzeczy#4035
GwynNieaktywny
Re: Pokój numer 1
Sob 26 Paź - 17:09
Zamrugała w zaskoczeniu oczami. "Stolicy"? Przecież nawet nie zasugerowała, że Londyn to stolica Anglii! Czyżby zatem oznaczało to, że jej pani doktor jest jej okolicy? Ale jakim sposobem? Czyżby mieszkańcy tej krainy byli świadomi istnienia Ziemi, a ona kiedyś ją odwiedzała? A może już urodziła się "koło niej", tylko ukrywała swoje magiczne cechy? A może...?! Ach! Tyle najróżniejszych możliwości i każda równie interesująca, co poprzednia!
- Hę? - Nagły entuzjazm Gwyn przygasł pod wpływem niespodziewanego pytania ze strony lisicy. Uniosła brew i pomyślała przez chwilę. Czy to oznacza, że ta jej "wycieczka" do króliczej nory to jazda w jedną stronę? Pewien mały ułamek jej umysłu spanikował na samą myśl, że może już nigdy nie powrócić, lecz znaczna jego część była zbyt pochłonięta fantazjami o tym niesamowitym świecie. A poza tym sama miała wystarczająco wiele powodów, by zniknąć jak najdalej od domu. - Mam być w zupełności szczera? Byłabym nawet bardziej zadowolona niż pewnie powinnam! Nawet nie wiesz, jak nie cierpię tego, przez co muszę przechodzić w domu. Pojawienie się w takim miejscu jak to? To dla mnie jak wygrana na loterii!
Mała przerwa na dokończenie posiłku. Dojadła tosty, dopiła kakao... Była rozentuzjazmowana jak małe dziecko w sklepie z zabawkami! Nigdy nie sądziła, że będzie czuć tyle emocji w tym samym czasie!
- Hm? W sumie... W sumie jeszcze nie wiem. Chyba najfajniejszym na razie przeżyciem tutaj było dla mnie spotkanie z przyjacielem, którego poznałam we śnie - przyznała z uśmiechem na ustach. Raczej wolała nie wspominać o tym, co z kolei miało miejsce chwilę przed poznaniem Sei.
I nagle oczom dziewczyny ukazała się mała jaszczurka wychodząca z kieszeni pani doktor. Nie! Nie jaszczurka. Smok! Oczy Gwyn aż zabłyszczały z zaintrygowania. Momentalnie zawiesiła wzrok na małym pupilu, który urósł na jej oczach... i sam zwrócił na nią uwagę.
- Whoaaa! Macie tu nawet smoki?! - zapytała, nie dowierzając. Nawet nie wiedziała, jak się zachować! Może powinna podchodzić do niego jak do każdego bardziej znanego jej zwierzaka: ostrożnie, powoli i z zachowanym dystansem, by go nie przestraszyć... Powolutku wyciągnęła do Leviego dłoń, ciekawa reakcji smoka. Miała nadzieję, że nie zostanie nagle przezeń spopielona czy coś.


Głos: #D41B56

Spoiler:

Koszmarna Esencja: 1

Powrót do góry Go down





Tulka
Gif :
Pokój numer 1 - Page 2 5PUjt0u
Wiek :
Wizualnie 18
Rasa :
Opętaniec
Wzrost / Waga :
173 cm
Znaki szczególne :
blizna na prawej brwi, dwubarwne prawie oko, lekko poszarpane prawe ucho, tatuaż na lewym nadgarstku, skrzydła o dwóch różnych kolorach
Pod ręką :
notatnik, długopis
Broń :
2 Pufery
Zawód :
Lekarz Pierwszego Kontaktu
https://spectrofobia.forumpolish.com/t239-kp-tulki https://spectrofobia.forumpolish.com/t1120-tulka
TulkaNieaktywny
Re: Pokój numer 1
Nie 27 Paź - 11:39
Zaśmiała się, widząc zaskoczenie na jej twarzy - ja również pochodzę ze Świata Ludzi. Wychowałam się w Glassville - powiedziała i poruszyła swoimi uszami - kiedyś tak nie wyglądałam, byłam zwykłą, rudą dziewczynką, która marzyła o tym by mieć przyjaciół oraz by móc pojechać gdzieś poza miasto - wzruszyła ramionami i uśmiechała się cały czas. Nie była smutna ani nic takiego.
Zamrugała wyraźnie zaskoczona. Co ta dziewczyna przeżywała w domu, że tak bardzo chciała od tego uciec? Trochę jej się to nie podobało, ale może dzięki temu będzie jej łatwiej tutaj się dostosować do sytuacji. Patrząc na to co to coś robiło z jej plecami to była prawie pewna że to Anielska. Pytanie tylko jakiego typu. Jakie skrzydła będzie miała Gwyn? Miała też nadzieję, że nie będzie to dla niej bolesne. Wiedziała, że wyrastanie skrzydeł jest dla każdego inne.
Uśmiechnęła się czule. No tak...ciekawe czy spotkała tutaj Senną, która wyszła z jej snu? Czy może to jakiś Cień postanowił pozbawić ją koszmarów, albo marzeń sennych? Ale nie dopytywała o to.
Zaśmiała się na reakcję albinoski - to jest mój Aureum. Magiczna Bestia pochodząca z tego świata. Są różne....gadające koty, lodowe lisy. Jedne wyglądają jak z koszmaru inne za to chciałoby się tylko przytulać i tyle - powiedziała spokojnie i pogłaskała smoka po czarnej, czaszkowatej głowie. Jego granatowe pióra zadrżały z zadowolenia - mamy też zwierzęta, które wyglądają jak te ze Świata Ludzi, ale na przykład mają dziwny kolor. Na przykład zielone konie, ale takie zwykłe też są - powiedziała uśmiechając się - ale mam też do Ciebie prośbę, nie mów nikomu że go widziałaś - przymknęła jedno oko i przyłożyła palec do ust - to moja mała tajemnica. Nie dlatego, że to jednak Szpital i nie można mieć tutaj zwierząt, tylko na razie nie chcę zdradzać, że mam takiego małego przyjaciela - wyjaśniła, patrząc na dziewczynę proszalnie.
Miała swoje powody, dla których chciała zachować Leviathana w tajemnicy w szczególności przed pracownikami Kliniki. W razie czego miała pewien sposób na zaskoczenie i czuła się w ten sposób bezpieczniejsza. Zachęciła smoka by się przywitał z Gwyn na co on zeskoczył i zaczął ją obwąchiwać - i tak, akurat Aureum zieją ogniem, latają oraz uwielbiają skarby, jak typowe smoki, do tego są leniwe - zaśmiała się - tylko ten jest dziwny i zamiast złota woli moje pióra - napuszyła lekko swoje perłowe piórka.

Powrót do góry Go down





Gwyn
Gif :
Pokój numer 1 - Page 2 5PUjt0u
Godność :
Gwyneth Creed
Wiek :
wygląda na około 16-18 lat
Rasa :
Opętaniec
Wzrost / Waga :
160 cm|50 kg
Znaki szczególne :
albinizm, blizny na lewej dłoni i na klatce piersiowej, perłowe anielskie skrzydła
Pod ręką :
smartfon, mieszek, okulary, figurka ćmy
Zawód :
kelnerka w "Smoczym Lotosie"
https://spectrofobia.forumpolish.com/t370-zlota-klatka-to-wciaz-klatka https://spectrofobia.forumpolish.com/t532-pare-rzeczy#4035
GwynNieaktywny
Re: Pokój numer 1
Nie 27 Paź - 14:00
Co? Ona też jest z Anglii? I to jeszcze bardziej "miejscowa" niż ona? Ale jak to się stało, że wyrosły jej te uszy i skrzydła? Przeszła jakąś tajemniczą przemianę? A może było z nią tak jak w tych wszystkich historiach: rąbnęło ją auto i jakimś niepojętym sposobem obudziła się w nowym świecie z nowym ciałem? Ale w takim razie dlaczego akurat Gwyn miałoby się udać dostać do Krainy bez uszczerbku na zdrowiu i życiu? Wolała raczej nie wnikać za bardzo w ten temat, chociaż Julia niewątpliwie mogła dostrzec ciekawość błyskającą w rubinowych oczach swojej pacjentki.
Na razie tymczasem i tak była zbyt pochłonięta samą obecnością tego małego kieszonkowego smoczka. A więc nazywały się Aureum! A ten najwyraźniej ją polubił! Poczuła się jak wybrana przez kota. Z tym, że ów "kot" był z kolei pierzastą gadziną z niby kościaną maską na pysku. Powoli wyciągnęła ku niemu dłoń i ostrożnie przejechała palcami po jego głowie, wzdłuż tej jego puszystej grzywy. Takie małe smoki mogłyby robić jako zwierzaki terapeutyczne!
- Nie zdradzę twojego sekretu, możesz mi zaufać - zapewniła panią doktor Gwyn i uśmiechnęła się, dalej zapoznając się z jej smokiem. Wtem pokręciła lekko głową. Jej powieki jakby zrobiły się cięższe. - Ło... Uuuuu... Dostałam już jakieś leki? Nagle jakoś mi... lekko...
Nim się spostrzegła, Gwyn wylądowała plecami na łóżku, błyskawicznie tracąc przytomność na oczach Julii i nie odpowiadając na żadne, nawet najmocniejsze bodźce.

[losowanie: Senne więzienie]


Głos: #D41B56

Spoiler:

Koszmarna Esencja: 1

Powrót do góry Go down





Tulka
Gif :
Pokój numer 1 - Page 2 5PUjt0u
Wiek :
Wizualnie 18
Rasa :
Opętaniec
Wzrost / Waga :
173 cm
Znaki szczególne :
blizna na prawej brwi, dwubarwne prawie oko, lekko poszarpane prawe ucho, tatuaż na lewym nadgarstku, skrzydła o dwóch różnych kolorach
Pod ręką :
notatnik, długopis
Broń :
2 Pufery
Zawód :
Lekarz Pierwszego Kontaktu
https://spectrofobia.forumpolish.com/t239-kp-tulki https://spectrofobia.forumpolish.com/t1120-tulka
TulkaNieaktywny
Re: Pokój numer 1
Nie 27 Paź - 19:19
- Ciekawi Cię to, prawda? - zaśmiała się, widząc minę dziewczyny. Na pewno ciekawiło, ale uznawała to za coś osobistego skoro nic nie mówiła. Ale patrząc na reakcję lekarki powinna się domyślić, ze ta spokojnie zaspokoi jej ciekawość, jeśli Gwyn tylko będzie tego chciała. Już się poza tym przyzwyczaiła do pytań  i opowiadania, a też nie musi jej opowiadać wszystkiego, bo jeszcze biedna się wystraszy.
Levi pozwolił się głaskać i chyba zaakceptował obecność dziewczyny. Nie robiła nic z jego panią, nie dotykała drogocennych piór, więc mu nie przeszkadzała.
Tulka uśmiechnęła się i podziękowała za obietnicę dotrzymania tajemnicy. To dobrze, przynajmniej nie będzie musiała się tym jednym martwić.
Zmarszczyła brwi - n...nieee? - nie wiedziała o co chodzi. Jak to poczuła się słabo? Od razu do niej doskoczyła i spróbowała obudzić, sprawdziła puls, temperaturę. Wszystko wyglądało w porządku. Odwróciła ją na bok, żeby sprawdzić plecy. Klątwa się rozwijała, ale nie było opuchlizny ani podwyższonej temperatury. Gwyn wyglądała jakby spała. No cóż....Tulka ułożyła ją wygodnie i przykryła kołdrą, zdejmując wcześniej jej buty. Usiadła na krześle i czekała. Obserwowała. Wyglądało na to, że wszystko w porządku, ale wolała nie zostawiać jej samej. A Marionetkom też w pełni nie ufała.
Jeśli Bane się obudził mógł poczuć, że Julia nie śpi i że czymś się martwi. O ile oczywiście miał Blaszkę na szyi.

...

W pewnym momencie weszła Marionetka, informując Tulkę, że przyszedł jakiś posłaniec, a doktor Bane jest zajęty innym pacjentem. Poszła więc, a widząc nagłą sytuację, zmuszającą ją do wyjazdu na Kryształowe Pustkowia, poprosiła by przekazać Gwyn, że musiała nagle pojechać, ale na pewno jak wróci to z nią porozmawia.

ZT - Turniej strzelecki

Powrót do góry Go down





Gwyn
Gif :
Pokój numer 1 - Page 2 5PUjt0u
Godność :
Gwyneth Creed
Wiek :
wygląda na około 16-18 lat
Rasa :
Opętaniec
Wzrost / Waga :
160 cm|50 kg
Znaki szczególne :
albinizm, blizny na lewej dłoni i na klatce piersiowej, perłowe anielskie skrzydła
Pod ręką :
smartfon, mieszek, okulary, figurka ćmy
Zawód :
kelnerka w "Smoczym Lotosie"
https://spectrofobia.forumpolish.com/t370-zlota-klatka-to-wciaz-klatka https://spectrofobia.forumpolish.com/t532-pare-rzeczy#4035
GwynNieaktywny
Re: Pokój numer 1
Pon 17 Lut - 2:55
Do uszu Gwyn dotarł świergot ptaków za oknem. Powoli otworzyła jedno, potem drugie oko, wreszcie powoli przewróciła się z boku na plecy i wlepiła wzrok w szpitalny sufit. Aż syknęła głośno, kiedy poczuła ból czy inne odrętwienie na długości chyba całego swojego kręgosłupa, zupełnie jakby przez całą noc spała w jakiejś pokręconej pozycji i teraz będzie cierpieć przez pół dnia. Jak długo w ogóle spała? Wydawało jej się, że ubyło jej trochę z życiorysu...
Z jękiem powoli podniosła się do pozycji siedzącej. Rozruszała nogi, ręce, skrzydła...

C H W I L A  M O M E N T .

Skrzydła?!
Dziewczyna obróciła się w jedną, potem w drugą stronę i dostrzegła, że faktycznie - z jej pleców jakimś niepojętym cudem wyrastają jej najprawdziwsze anielskie skrzydła. To nie było tak, że nagle umarła we śnie i jakoś awansowała w zaświatach na anioła, prawda? Chociaż wciąż przynajmniej nieco zaspana, Gwyn ostrożnie musnęła palcami jedno z nich, by sprawdzić, czy nie ma jakichś zwidów. Aż się wzdrygnęła, kiedy autentycznie to poczuła. Nawet nie umiała tego opisać; nigdy wcześniej nie miała skrzydeł!
Po prostu siedziała tak w ciszy na brzegu łóżka i przyglądała się tępo swym nowym częściom ciała. Co takiego działo się, gdy ona spała...?
Wtem coś zdaje się poruszyło się dosłownie na samym skraju jej pola widzenia. Prędko przerzuciła wzrok na niewielki stolik przy łóżku i dostrzegła dwie rzeczy: kopertę oraz małą doniczkę z jakimś dziwnym kwiatem w kształcie serca. Jakiś nieznajomy postanowił zostawić jej kartkę w stylu "Zdrowiej szybko"?
Uniósłszy brew i ostrożnie przesunąwszy skrzydło na bok, by mieć jakiekolwiek miejsce, podsunęła się i powąchała ów kwiat; już stąd czuła jego niezwykle słodką i absorbującą woń. Zaciągnęła się mocniej i aż zakręciło jej się w głowie i jednocześnie pobudziło to wszystkie jej zmysły. Poczuła się od tego... trochę dziwnie, ale nawet nie wiedziała, pod jakim względem. Chyba powinna się przyzwyczaić do otaczającej ją dziwności. W końcu przed chwilą obudziła się z parą skrzydeł. Było jej... lekkawo?
Zaraz potem spojrzała na liścik. Otworzyła z ciekawości kopertę, a w środku ujrzała - ku swemu zaskoczeniu - walentynkę! Ale od kogo? Nie znała przecież w Krainie Luster tak wielu osób, a co dopiero takiej, która mogłaby poczuć do niej zainteresowanie... Może to po prostu prezent od znajomego, niekoniecznie związany z prawdziwymi głębokimi uczuciami? Nie dowie się, jeśli jej nie przeczyta.
Ostrożnie wyjąwszy liścik, zabrała się za czytanie. Nie spodziewała się wiele, lecz już pierwsze słowa sprawiły, że na blade niby śnieg policzki wkradł się rumieniec, a czerwień ta powoli powiększała się z każdym kolejnym zdaniem tej krótkiej deklaracji uczuć. Nie wspominając także o jej perłowych skrzydłach, które zatrzepotały jakby same z siebie... Kto mógł to napisać? Kogo takiego jej sama obecność mogła poruszyć do poziomu zakochania?
Przez długą chwilę wpatrzona w walentynkę, Gwyn nawet nie zdała sobie sprawy, kiedy nagle zaczęły wirować wokół niej niewielkie serduszka; dopiero subtelna woń truskawek wybudziła ją z letargu niedowierzania. Rozejrzała się i ujrzała niewielkie czerwone kształty, które lewitowały sobie beztrosko wokół jej osoby. Czy były to jakieś walentynkowe czary; klimatyczne zaklęcie w dodatku do liściku? Nie wiedziała. Wiedziała jednak, że skoro otrzymała liścik od tajemniczego wielbiciela, powinna chyba poszukać nadawcy. Trochę to dziwne, bo nigdy wcześniej nie przywiązywała do tego takiej wagi, lecz teraz... teraz czuła coś innego. Czyżby wreszcie obudziła się w białowłosej chęć przeżycia zakochania? A może to kolejny magiczny trik?
Gwyn bezzwłocznie ubrała się i opuściła klinikę, żegnając się z mijanymi pielęgniarkami i lekarzami. Ciekawa była, gdzie jej tajemniczy wielbiciel mógł ją dostrzec... Gdzie powinna zacząć swoje poszukiwania...?

z/t


Czułe słówka 1/7
Miłość wisi w powietrzu 1/7


Głos: #D41B56

Spoiler:

Koszmarna Esencja: 1

Powrót do góry Go down





Jan Sebastian
Gif :
Pokój numer 1 - Page 2 5PUjt0u
Godność :
Jan Sebastian
Wiek :
35
Rasa :
Marionetka
Wzrost / Waga :
188 cm / 368 kg
Znaki szczególne :
Zaostrzone, trójkątne zęby.
Pod ręką :
Notatnik, pióro.
Zawód :
Ordynator Kliniki.
https://spectrofobia.forumpolish.com/t393-jan-sebastian
Jan SebastianBlaszany Żołnierzyk
Re: Pokój numer 1
Sro 29 Wrz - 20:15
Jan Sebastian nigdy nie był dobry w prowadzeniu rozmów, czy to luźnych czy związanych z pracą. Nie potrafił gawędzić, opowiadać, żartować czy zagadywać, gdy zapadała niezręczna cisza. Dlatego gdy przychodziło co do czego i musiał zająć się jakimś pacjentem, był milczący i rzeczowy, jeśli już musiał otworzyć pełną ostrych zębów paszczę. Tak też było i w tym przypadku. Zapewnienie, że Klinika zajmie się przyniesioną pacjentką było wszystkim na co mogła liczyć Kejko, jeśli szło o uprzejmość Sebastiana.
Zebrano najważniejsze informacje, spisano wszelkie znane dane i gdy wszystkie czynności związane z biurokracją zostały dopełnione, nadszedł czas by ranną zajął się cały sztab Marionetek-Medyków. Tak, sztab, bowiem kobieta była na skraju życia i śmierci. Jej obrażenia były na tyle poważne, by Jan zdecydował się na obecność asystentów.

Przewieziono ją do sali zabiegowej, gdzie najpierw Marionetki zajęły się złamaniem otwartym. Obecnie był to najpoważniejszy problem przez upływ krwi, lecz sam zabieg operacyjny nie należał do szczególnie trudnych, zatem Jan mógł ze spokojem przystąpić do pracy, nie obawiając się o brak kompetencji.
Najpierw jednak podano kobiecie gąbkę nasenną, czyli gąbkę nasączoną roztworem przygotowanym z ziół. Dawne metody znieczulania może i były dość prymitywne, jednak przez wzgląd na okoliczności, były jedyną metodą na tyle skuteczną by móc na niej polegać.
Asystujące mu Marionetki bez twarzy podsuwały narzędzia w milczeniu. Cztery ręce uwijały się przy złamanej ręce oczyszczając ranę z wszelkich nieczystości oraz ciał obcych. Mimo pomocy i dodatkowych kończyn, zabieg trwał naprawdę długo. Przewagą Marionetek było jednak to, że nie męczyły się pracą, zatem kiedy Jan zakończył zabieg, nie potrzebował przerwy aby zregenerować siły.
W następnej kolejności przeprowadzono pleurodezę. Pacjentka miała połamane żebra i przebite płuco, zatem aby nie dopuścić do powstania odmy i uchronić ją od nieprzyjemności w dalszym życiu, Jan był zmuszony sztucznie zatrzeć część opłucnej, co miało się przysłużyć do utworzenia zrostu między opłucną trzewną i opłucną ścienną. Również i w tym przypadku nie było żadnych niespodzianek, jednak nie można było powiedzieć by operacja była łatwa. Jan, gdyby został zapytany o zdanie, powiedziałby że przy pleurodezie naprawdę musiał się mocno skupić i myśleć o tym, co zrobi w następnej kolejności.
Gdy ręce rannej zostały opatrzone i usztywnione przez pomocników a płuca doprowadzone do ładu, Sebastian zaczął sprawdzać resztę ciała, korzystając ze znieczulenia które miało działać jeszcze przez jakiś czas. Kobieta była naprawdę poharatana i pocięta. Przydałby się Bane, ale oczywiście kiedy był potrzebny to go nie było...
Gdy najważniejsze zabiegi dobiegły końca, kobietę delikatnie umyto, przebrano w bawełnianą piżamę i przewieziono do pokoju, w którym miała odpoczywać. Z obserwacji Jana wynikało, że złamanie otwarte, zwichnięcie stawu łokciowego i pogruchotane żebra to nie jedyny problem, jednak na resztę pomóc mógł już tylko odpoczynek i czas. Ciało musiało samo rozpocząć regenerację, bo pewnie gdyby był możliwość, Dyrektor mógłby to przyspieszyć. Sebastian postanowił, że pośle po medyka aby ten stawił się w pracy i zajął pacjentką. Teraz jednak musiał polegać tylko na sobie i pozostałym personelu.

Nie lubił pozostawać z pacjentami aż do ich wybudzenia, jednak dziś było to konieczne. Gdy minęło wystarczająco dużo czasu na to, by ciało kobiety zaakceptowało zmiany powstałe na skutek zabiegów i by napary oraz maści z ziół zaczęły działać, Jan dwoma palcami wyjął z nosa nieprzytomnej gąbkę nasenną i wcisnął na jej miejsce kolejną, tym razem nasączoną octem. Pozostało czekać, aż się obudzi.
Bo się obudzi, prawda...?

Powrót do góry Go down





Velo
Gif :
Pokój numer 1 - Page 2 5PUjt0u
Godność :
obecnie Velonika Cheshire
Wiek :
dziarskie, piętnastoletnie ciałko
Wzrost / Waga :
150cm / 40kg
Znaki szczególne :
jarzące się, złote oczy
Pod ręką :
Sakwa ściągana rzemieniem, na długim pasku, wisi na gałęzi obok, zaraz obok lekkiej opończy: przekąski, Pyskata Busola, zwój liny, puste fiolki na eliksiry, dobry humor i problemy egzystencjalne
Broń :
sztylecik w sakwie
Zawód :
Przygodystka!
Stan zdrowia :
MARTWA. Ups.
https://spectrofobia.forumpolish.com/t792-velonika-cheshire https://spectrofobia.forumpolish.com/t295-koniec-koncow-wszystkie-kawalki-zloza-sie-w-calosc https://spectrofobia.forumpolish.com/t991-all-you-need-is-love-and-a-cat#14347 https://spectrofobia.forumpolish.com/t1123-velo
VeloDuchowa Zguba
Re: Pokój numer 1
Nie 7 Lis - 0:32
Pod oczami jeszcze widziała biały poblask i blade wspomnienia koszmaru, nawet jeśli wszystkim co teraz czuła był swąd i pieczenie w nozdrzach. Wyobraźcie sobie siebie potraktowanych wielkim niuchem octu. I wtedy wyobraźcie sobie kocie komórki węchowe potraktowane wielkim niuchem octu. Koci móżdżek Velo eksplodował.
Gwałtownie otworzyła błyszczące złotem (a teraz paniką) oczy i sięgnęła do nosa – a raczej spróbowała, jej ręce były bowiem dwiema kłodami betonu. Spróbowała je w panice unieść, jak najprędzej wyjąć drażniący element, ale nie mogła, nie dała rady, nie miała jak! Nawet jeśli Jan Sebastian spróbował zareagować (może nawet pomóc), zawyła i dźwignęła się do siadu, szukając pozycji, w której powietrze nie będzie paliło jak kwas, w której nie będzie się dusiła. Jęknęła znów, bo na nagły ruch odezwały się wszystkie szwy, stłuczenia i rany, witając ją wśród żywych. Przez chwilę miała ochotę być jednak martwa. (Ironiczne „haha” – o czym jeszcze nie wiedziała.)
Mimo, że stawy łokciowe były unieruchomione, nadal miała sprawne barki, wytarła więc nos o ramię, próbując wysunąć to coś, co rozrywało jej skronie, co gehenną czyniło każdy oddech, nawet ten łapany przez usta. Chyba się udało, a jeśli nie, to czuwający nad nią mógł się już zorientować w czym (mały-wielki) problem.
Złożyła się wpół i zacisnęła powieki, spod których płynęły łzy bólu i uczucie zbliżającej się histerii, próbując znieść naprzemienne wrażenie łupania w czaszce oraz kłucia i rozrywania w piersi. Bolały ją także ręce, usztywnione w gipsie. Cała była obolała, nie mogła się podrapać, nie mogła się wesprzeć, a siad wykonany jedynie za pomocą mięśni brzucha rozpalił nowe ognisko, tym razem w trzewiach. Pierwsze hausty powietrza były chaotyczne, ale podświadomie wiedziała, że musi zwolnić. Musi.
Wstrzymała oddech wbrew rozsądkowi, a później zaciągnęła się powietrzem aż poczuła wszystkie złamane żebra. Wtedy równie powoli je wypuściła, tak wolno, że płuca protestowały, a mózg złorzeczył. Jeszcze raz. I jeszcze raz. I jeszcze raz.
To ją frustrowało. To, że wiedziała co robić, a nie wiedziała skąd. Że powoli wracały do niej… białe plamy. No właśnie. Pusty pokój, jej pokój, który musiała umeblować na nowo, bo wszystkie przedmioty wyniesiono.
Wypełniona uczuciami pozostałymi jeszcze po żywej kotce, nowo powstała Straszka biła się z myślami, zagryzając zęby. Pamiętała ogon, który ze zdziwieniem zauważyła doczepiony do własnych, osobistych czterech liter, pamiętała dziwne ruchy uszu, które nie powinny potrafić się ruszać. Dodała dwa do dwóch, ponownie czując dodatkową, dziwną kończynę w okolicach wcześniej wspomnianych. Uspokoiła się dopiero po kilku minutach, gdy smród octu zelżał i nie palił kwasem na języku i w nozdrzach, gdy ćwiczenia oddechowe dały efekt i natlenienie ciała znów osiągnęło optymalny poziom. Uspokoiła się tylko po to, by zauważyć pilnującego ją mężczyznę, na którego postanowiła wylać cały ten żal i gorycz.
A oryginalna Velonika Cheshire bluzgała jak mało kto.
— Bodajby cię potaśtało! — wrzasnęła (a raczej bojowo zajęczała, biorąc pod uwagę połamane, odrutowane żebra). — A żeby cię kaczki zadeptały! — sapnęła, walcząc ze łzami. — Z octem na kota? Chciałeś mnie dobić, skurczygnacie? — Osunęła się na poduszki, wyzuta z sił tym napadem wściekłości. — Do stu tysięcy niewyspanych wróbelków… Kejko opowiadała, że zabierze mnie gdzieś, gdzie mi pomogą... — Obróciła głowę w stronę nieznajomego, nie dbając w tej chwili czy jest pielęgniarzem, lekarzem czy może skarbówką, czekającą na zapłatę.  — Gdzie jest ta kłamczucha? — zapytała słabo.
Oczywiście, jeśli wszedł z nią w interakcję wcześniej, wywrzeszczała mu to wszystko od razu wtedy.



Pokój numer 1 - Page 2 Icegif-935

And I've seen your flag on the marble arch
And love is not a victory march
It's a cold and it's a broken Hallelujah

Powrót do góry Go down





Jan Sebastian
Gif :
Pokój numer 1 - Page 2 5PUjt0u
Godność :
Jan Sebastian
Wiek :
35
Rasa :
Marionetka
Wzrost / Waga :
188 cm / 368 kg
Znaki szczególne :
Zaostrzone, trójkątne zęby.
Pod ręką :
Notatnik, pióro.
Zawód :
Ordynator Kliniki.
https://spectrofobia.forumpolish.com/t393-jan-sebastian
Jan SebastianBlaszany Żołnierzyk
Re: Pokój numer 1
Pią 3 Gru - 20:55
Nie musiał długo czekać na reakcję ciała pacjentki. Już chwilę po tym, jak gąbka z octem znalazła się w jej nosie a Sebastian mógł odsunąć się po ścianę, kobieta poderwała się i zaczęła walkę z ohydnym, duszącym przedmiotem wciśniętym w otwór nosa. Jan przyglądał się jej, pozostając w bezruchu. Mógłby pomóc, lecz z doświadczenia wiedział, że nie powinno się doskakiwać do świeżo wybudzonej. Z pewnością nie wiedziała gdzie się znajduje, o ile w ogóle pamiętała co się stało. Marionetka nie był ciekaw jej historii, lecz jako pracownik kliniki musiał zebrać wywiad. Dobrze by było, żeby to co powie miotająca się istota pokrywało się chociaż w części z tym, co powiedziała im Kejko. Skąd znał imię kocicy która przyniosła im pacjentkę? Z notatnika, bo przecież jej nie pamiętał. Nie mógł zapamiętać, choćby bardzo tego chciał.
Jej wybuch był dość niespodziewany dlatego nieruchomy dotąd Jan uniósł nieco brew, patrząc na nią czerwonymi oczami. Słowa jakich używała były naprawdę ciekawe, dlatego nie myśląc wiele wyjął pióro i szybko zanotował kilka interesujących przekleństw, by później do nich wrócić i przeanalizować dokładniej co właściwie powiedziała.
Odczekał dłuższą chwilę, rejestrując jej ruchy, wysłuchując całej wiązanki czegoś co zapewne miało być straszliwymi obelgami. Kobieta wypowiedziała imię, które poświadczyło, że pamięta swoją koleżankę i to, że tamta obiecała jej pomóc. Pomogła, i to bardzo, ale o tym zdenerwowana dowie się za chwilę.
- Nie kłamała. - powiedział poważnym tonem, robiąc krok w jej stronę i zamykając notatnik - Jest pani w Klinice w Mieście Lalek. Udzieliliśmy pomocy, zatem pani przyjaciółka nie kłamała. - dodał po chwili, oglądając pacjentkę w poszukiwaniu jakichkolwiek oznak, że jakiś szew się otworzył lub działo się coś niedobrego - Ocet miał panią wybudzić i spełnił swoją funkcję. Przeszła pani ciężką operację w czasie której musieliśmy pozbawić panią przytomności. - jego wyjaśnienia były krótkie i rzeczowe. Jan nie wdawał się w szczegóły, dlatego że na nie jeszcze przyjdzie pora. W tej chwili najważniejszym było to, by pacjentka zrozumiała swoją sytuację i to, że powinna Kejko dziękować a nie wywrzaskiwać pod jej adresem gniewne słowa. Słownictwo miała ciekawe, lecz nie wypadało, by pacjentka raza po odzyskaniu przytomności traciła energię na krzyki.
Przeszedł dookoła łóżka, patrząc na nią jak sowa na przyszłą ofiarę. Nie miał okazji zapoznać się z dokumentacją, ponieważ od razu zabrał się za łatanie poszkodowanej, zatem nie wiedział skąd te wszystkie obrażenia. Ciężko było powiedzieć czy to ciekawość, czy poczucie obowiązku sprawiło, że przysunął sobie stołek i usiadł na nim, gotów zadać kilka pytań. W zasadzie nie musiałby siadać, bo przecież nie odczuwał zmęczenia tak, jak posiadacze zwykłych ciał, ale wiedział, że stanie nad ranną wzbudziłoby tylko jej niepokój.
- Czy pamięta pani jak się nazywa? - zaczął - Jakiej jest rasy? - mógłby założyć, że była Dachowcem, jednak znał już przypadki gdy zwierzęce dodatki wcale nie wiązały się z tą rasą - I najważniejsze, jak to się stało, że uległa pani wypadkowi?

Powrót do góry Go down





Velo
Gif :
Pokój numer 1 - Page 2 5PUjt0u
Godność :
obecnie Velonika Cheshire
Wiek :
dziarskie, piętnastoletnie ciałko
Wzrost / Waga :
150cm / 40kg
Znaki szczególne :
jarzące się, złote oczy
Pod ręką :
Sakwa ściągana rzemieniem, na długim pasku, wisi na gałęzi obok, zaraz obok lekkiej opończy: przekąski, Pyskata Busola, zwój liny, puste fiolki na eliksiry, dobry humor i problemy egzystencjalne
Broń :
sztylecik w sakwie
Zawód :
Przygodystka!
Stan zdrowia :
MARTWA. Ups.
https://spectrofobia.forumpolish.com/t792-velonika-cheshire https://spectrofobia.forumpolish.com/t295-koniec-koncow-wszystkie-kawalki-zloza-sie-w-calosc https://spectrofobia.forumpolish.com/t991-all-you-need-is-love-and-a-cat#14347 https://spectrofobia.forumpolish.com/t1123-velo
VeloDuchowa Zguba
Re: Pokój numer 1
Sob 18 Gru - 1:17
—  Nie czuję się jakby mi ktoś pomógł — zajęczała z łóżka, wyczerpana (własnymi) krzykami. — Czuję się jakbyście próbowali mnie dobić. — Nie dość, że roszczeniowa, to jeszcze humorzasta. Marzenie każdego lekarza. Miał szczęście, że brakowało jej siły, żeby walnąć go po tych macających bandaże łapach! (I że gips na każdej ręce znacząco utrudniał jej koordynację.)
Słuchała wyjaśnień mężczyzny, ale nie pojmowała ich znaczenia. Była przecież świadoma, że mogło się to odbyć zupełnie inaczej, że M A G I A istniała po to, by czynić życie łatwiejszym. Pal sześć ból (który w większości spowodowała sama sobie) i marudzenie na swój obecny stan, ale budzić pacjentów octem?
— Popraw mnie jeśli zwariowałam bardziej niż mi się wydaje, ale czy przeniosłam się do Glassville z osiemnastego wieku i tu mnie leczyliście? Gdzie w takim razie mój cewnik moczowy z rurki tataraku? — sarknęła. To nie pod adresem Kejko były te wszystkie wrzaski.
Gdyby była taka jak wcześniej, pewnie by zawarczała. Znowu. Nie lubiła sytuacji, w których nie miała pełnego poglądu sytuacji. Nieznajomy jednak nie sugerował nic swoją obecnością – choć był, mogłoby i go nie być, bez różnicy. Nie czuła od niego niczego, choć jeszcze nie zdawała sobie z tego sprawy na poziomie świadomości. Jedynie wyczuwała tę pustkę, tak jak od Kejko czuła poruszenie i lęk, a przed Kliniką strach i przerażenie pacjentów – a część dalsza znikła w niebycie hipowolemii i szoku. Teraz ta próżnia działała uspokajająco, jak coś, czego nie wiedziała, że potrzebuje. Przycupnięcie na poziomie jej wzroku – także.
— Nie — odrzekła po prostu, z twarzą nieskalaną emocją, brzmiąc w tej sytuacji niemal nonszalancko. W końcu już straciła wszystko co mogła. — Wiem, że jestem Dachowcem, bo to sugerują ogon i uszy, które mam i prawdopodobnie kocie źrenice, ale już nie pamiętam. Nie pamiętam jak się nazywam, dlatego mam nadzieję, że Kejko udzieliła panu jakichś informacji. Nie pamiętam jak się znalazłam na tamtej skarpie i dlaczego spadłam – czego również, przezabawne, nie zarejestrowałam. Nie pamiętam czy mam jakieś znaczące alergie i kogo powinieneś sprowadzić, by zabrał mnie do domu. Wiem za to świetnie, że do zasklepienia odmy wystarczy zaklęcie i nie było potrzeby mnie otwierać i to samo tyczy się zrastania kości, na co są lekkie szyny i MAGIA. Tak samo, że przyniesiono mnie tu na Aureum, który szybciej by zjadł Dachowca niż dał się ruszyć z góry złota, której lubi pilnować — przejaskrawiła. Słowa płynęły płynęły płynęły i płynęły, bo Jan Sebastian był chyba aż za dobrym materiałem na słuchacza; wszak niemal nic nie mówił i w ogóle nie reagował na obelgi i groźby. — Tak więc możesz zapisać, że orientacja allopsychiczna u pacjentki jest fantastyczna, zaś autologiczna leży i kwiczy, bo ją zarżnięto. Poszkodowana nie jest jednak świadoma kto lub co jest tego przyczynkiem.



Pokój numer 1 - Page 2 Icegif-935

And I've seen your flag on the marble arch
And love is not a victory march
It's a cold and it's a broken Hallelujah

Powrót do góry Go down





Sponsored content

Powrót do góry Go down





Powrót do góry

 
Permissions in this forum:
Nie możesz odpowiadać w tematach